Stadnina założona przez Aleksandra Korolevskiego w 2016 roku, odbudowana po pożarze w 2017 roku przez jego córkę, Yekaterinę. Jest to miejsce tchnące pasją i miłością do skrzydlatych wierzchowców, prowadzone z szacunkiem do wszystkich podopiecznych. Budynki zbudowano z cegieł, zabezpieczonego magicznie przed pożarem drewna oraz eleganckich wykończeń z kutego metalu. Przestronne, urządzone z klasą przestrzenie podkreślają prestiż dyscyplin jeździeckich. Na terenie znajdują się dostosowane do potrzeb danej rasy stajnie, magazyn, ambulatorium dla zwierząt (a czasem i jeźdźców), kilka wybiegów, tor przeszkód oraz jezioro, nad którym można trenować lot. Na piętrze stajni Aetonanów znajduje się gabinet dyrektora stadniny z wyjściem na taras, z którego widać większą część posiadłości, zaś w osobnym budynku znajdują się pomieszczenia socjalne i pokoje pracownicze. Boksy, choć z zewnątrz wyglądają zwyczajnie, po wejściu do środka ukazują przestrzeń, w której pegazy mogą spokojnie rozprostować skrzydła. W powietrzu czuć zapach drewna, siana i pegazów.
Oferta stadniny: - lekcje jeździectwa (grupowe i indywidualne) - pensjonat dla pegazów - sprzedaż Aetonanów - 350g
Nieobowiązkowe literki na charakter pegaza:
A jak Ambitny pegaz – ten pegaz od razu chce się wznosić w powietrze ze swoim jeźdźcem i wykręcać z nim skomplikowane sztuczki w powietrzu! B jak Bitewny pegaz – ten pegaz jest bardzo agresywny w stosunku do innych pegazów. Kładzie na nie uszy, denerwuje się, a gdy któryś za blisko podjedzie – atakuje i zębami i kopytami. C jak Czuły pegaz – to chyba najbardziej uroczy pegaz w całej stajni, cały czas chce się tylko tulić i być nagradzany za wszystko! Lepiej chwal go za każdy dobrze postawiony krok, bo szybko straci motywację. D jak Dryfujący pegaz – ten pegaz nie chce się wzbijać w powietrze, woli dryfować po tafli jeziora. E jak Entuzjastyczny pegaz – ten pegaz podchodzi do każdego zadania z ogromnym entuzjazmem! Chcesz żeby ruszył stępem? Ten galopuje! Chcesz, żeby zakłusował? Już wzbija się w powietrze! A na każde dobrze wykonane zadanie wesoło bryka! F jak Flirtujący pegaz – ten pegaz jest bardziej zainteresowany innymi pegazami niż swoim jeźdźcem. Co chwilę do jakiegoś podchodzi i go zaczepia na romanse. G jak Gamoniowaty pegaz – ten pegaz o wszystko się potyka! Nawet w powietrzy jest w stanie stracić równowagę! H jak Huragan nie pegaz! – ten pegaz uwielbia wzlatywanie w górę, pikowanie i kręcenie się! Jest jak na rollercoasterze… Tylko jak tu zapiąć pasy?! I jak Inteligentny pegaz – ten pegaz to prawdziwy profesor, na swoim grzbiecie wyszkolił niejednego jeźdźca, z nim jesteś bezpieczny, w trakcie zadań myśli za ciebie i pilnuje, byś wyciągnął z tej lekcji jak najwięcej. J jak Jaki leń z tego pegaza! – nie ważne jak się nie natrudzisz, temu pegazowi w ogóle nie chce się chodzić. Ciągnie nogę za nogą, a gdy przychodzi pora na lot, ledwo unosi się nad taflą wody. Czasami tak zahacza o nią nogami, że aż całego cię pryska.
Autor
Wiadomość
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Boris potwierdził jej przypuszczenia, co do trytońskiej mowy. Nie wiedziała, jak brzmi to wszystko pod wodą, ale przecież nie miała zamiaru od razu się topić, żeby to sprawdzić. Najpierw musiałaby opanować gramatykę, słownictwo i całą resztę podstaw. -I znów mi schlebiasz, Borisie. Jestem pewna, że będziesz wyglądał równie szykownie. - Zaczerwieniła się lekko na ten komplement. Bardzo miło łechtał jej ego, ale nie wypadało przecież wyjechać z tekstem typu: "Oczywiście, że mi nie dorównasz". Nie, ona sama była na coś takiego zbyt kulturalna, więc zamiast tego postanowiła odwdzięczyć się równie miłymi słowami. Zresztą, nie były wcale dalekie od prawdy. Widziała już Zagumova na kilku bankietach i dobrze wiedziała, że ten potrafi ubrać się stosownie do okazji. -Wiecznie na służbie? - Zapytała ciekawa, czy jeśli Boris wybierał się na taki event, mógł odpuścić i zająć się zabawą, czy mimo wszystko wymagano od niego stałej czujności. Nie mówiąc już o tym, czego mężczyzna sam od siebie wymagał. -Aż tak pewnie się czujesz? W takim razie niech będzie. - Uśmiechnęła się szerzej gotowa pozwolić swojemu pegazowi rozprostować skrzydła i pokazać, na co naprawdę go stać. Miała wrażenie, że współpraca idzie im naprawdę dobrze i liczyła, że zwierzę nie zawiedzie jej na polu wyścigowym. -Jeśli wygram, zastrzegam sobie prawo do dobrania Ci jednego dodatku na bal. - Odpowiedziała bez mrugnięcia okiem, czekając na to, czego Zagumov może chcieć w wypadku jego wygranej. -Gotów? - Zarządziła, gdy już stawki zostały jasno ustalone, po czym ruszyła z kopyta, a raczej ze skrzydła, prosto między drzewa.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Uśmiechnął się widząc jej reakcję. Mieli teraz krótki okres wymieniania uprzejmości, odrobinę na wyrost, lecz nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo, ponieważ wydawało mu się, że intencje Irvette są szczere, a nad swoimi nie musiał się zastanawiać. -W teorii nie, ale bywa czasami tak jak widzisz- jeżeli coś złego by się stało, to on i reszta osób z Ministerstwa Magii byliby pierwszymi osobami, które zostałyby pociągnięte do odpowiedzialności, a nie widziało mu się stawanie kozłem ofiarnym. -Mam nadzieję, że będzie pasował, ja się jeszcze zastanowię, nad tym co sobie wybiorę jako ewentualną nagrodę- nie miało sensu dzielenie skóry na niedźwiedziu, ale i tak wątpił w swoje możliwości co do ścigania się na latających czworonogach. -Tak- nie sądził, by miał szansę wygrać, więc nie zdziwiło go, gdy de Guise odsadziła go na kilka ładnych długości. Samemu utrzymywał dobre tempo, nie gubiąc rytmu, jednak, gdy znaleźli się już pod sam koniec i mieli wylądować, zaczął czuć jak bardzo jego mięśnie były niegotowe na taki wysiłek fizyczny. -To może najpierw dam ci tę niespodziankę...- gdy tylko wylądowali i zsiedli z pegazów, lekko zdyszany głosem zaproponował, po czym zaczął prowadzić swojego wierzchowca w stronę zagród, a następnie zaprowadził Irv w miejsce nieco odseperowane od reszty kompleksu, gdzie na tacce, czekał na nich niebieski kwiat, który następnie wplątął w jej włosy. -Jaki dodatek wybierzesz?- zapytał się od razu, po poprawieniu jej fryzury. Ciekawiło go, co dziewczyna zamierzała mu zaprezentować. Nie za bardzo wiedział jakiej zmiany może dokonać w jego stroju, ale liczył na to, że cokolwiek by nie zostało przez nią wybrane, trafi w jego gusta.
Nie mieściło jej się w głowie, jak system prawa działał w tym kraju. Minister powinien mieć według niej na tyle sprawną ochronę, że po pierwsze, nie trzeba było martwić się za każdym razem kiedy poruszy najmniejszym mięśniem, a po drugie żeby te same osoby nie były wciąż na służbie. Chyba mieli w Anglii więcej niż pięciu kompetentnych aurorów, prawda? Taką miała nadzieję, choć obserwując tutejsze społeczeństwo, nieco wątpiła. -Może być i tak. W takim razie niech wygra lepszy. - Puściła mu oczko, a gdy obydwoje byli już gotowi, dała sygnał do startu i wyrwała przed siebie. Z gracją omijała wszelkie przeszkody, lecąc na pegazie ile sił w skrzydłach. Na chwilę przymknęła nawet oczy ciesząc się tym poczuciem wolności, ale po chwili już znów musiała spojrzeć na drogę. Przez cały czas siedziała po damsku, nie rezygnując z perfekcyjnej postawy nawet na sekundę. -Całkiem nieźle! - Pochwaliła Borisa, który co prawda dotarł na metę drugi, ale wcale nie został daleko w tyle. -Oczywiście. - Zgodziła się, po czym pozwoliła, by wpiął w jej rozwichrzone nieco od wiatru włosy, piękny, niebieski kwiat. -Dziękuję bardzo. I jak, pasuje tak, jak się spodziewałeś? - Uśmiechnęła się szeroko, demonstrując roślinkę z różnych kątów. -Masz może lusterko? - Zapytała, kompletnie nieprzygotowana na takie momenty, a przecież sama chciała zobaczyć, jak teraz wygląda, by przekonać się, czy taki jasny błękit jej pasuje. -Zobaczysz na miejscu. Dama nie zdradza wszystkich swoich tajemnic od razu. - Uśmiechnęła się tajemniczo, podchodząc do niego bliżej i po raz kolejny w ciągu ostatnich dni kusząc mężczyznę swoją bliskością.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Ucieszył się, że jego kompanka była zadowolona z podarunku, który jej zaoferował. Była możliwość, by w przyszłości skomponować inne, kwieciste ozdoby, które odzwierciedlałyby urok osobisty Francuzki. -Jak najbardziej- z niebieskim dodatkiem we włosach prezentowała się w jego oczach nawet lepiej, niżby się tego spodziewał. Uśmiechnął się do niej szeroko, częściowo dlatego, że tak ładnie wyglądała, a częściowo dlatego, że udało się dobrać odpowiedni element do jej garderoby. -Nie, ale mam to- nie przygotował lusterka, ale tacka, po wypolerowaniu nadawała się w sam raz, dlatego też podał ją dziewczynie, by ta mogła obejrzeć efekty borisowej pracy. -Niech ci będzie- nie było pośpiechu, jeżeli chodziło o poznanie tej niespodzianki, bo w końcu znał termin związany z jej wyjawnieniem. Odzwajemnił uśmiech, również zbliżając się do niej, po to, by następnie wziąć ją pod ramię i wrócić do miejsca, w którym oryginalnie się spotkali. Gdy tylko spotkanie dobiegło końca, Rosjanin wrócił do swojego mieszkania, zastanawiając się, jak dokładnie ma się przygotować na następne, bardziej oficjalne spotkanie. + //ztx2
Świąteczne ścieżki kariery - Przyrodnik Kość:3, 38, więc 4 kości
Nie ulegało wątpliwości, że Frederick wolał zajmować się zwierzętami, niż spędzać czas wśród ludzi. To było dla niego tak naturalne, tak zwyczajne, że zwyczajnie nie zastanawiał się nad tym, dlaczego skierował się do stadniny pegazów. Słyszał, że potrzeba pomocy w opiece nad nimi, słyszał oczywiście, że odbywały się jakieś kuligi, czy inne niepoważne przedsięwzięcia, które dla niego oczywiście były czymś nie tylko śmiesznym, ale i niedorzecznym, ale nie koncentrował się na tej kwestii. Dla niego liczyło się tylko i wyłącznie to, że zwyczajnie opieki potrzebowały zwierzęta, że potrzebowały wsparcia kogoś, kto się na nich znał, kto mógł je nakarmić, kto mógł je napoić i oporządzić. Pegazy również potrzebowały kogoś, kto po prostu o nie zadba, kto będzie o nich pamiętał, kto nie zapomni, że po ciężkiej pracy należy się wypoczynek. To, zdaniem Fredericka, było o wiele ważniejsze, niż to, jak te wielkie zwierzęta prezentowały się w czasie ciągnięcia sań, czy robienia czegokolwiek innego. Ostatecznie były po prostu piękne takie, jakie były. Doceniał ich siłę, doceniał ich wielkość, doceniał to, jakie były i jak sobie z tym wszystkim radziły. Skinął głową, gdy skierowano go do stajni, do jednego z aetonanów, którym miał się dzisiaj zająć i skierował się tam niespiesznie. W ciszy obserwował zwierzęta, które odpoczywały, które poruszały się po swoich boksach, sprawiając wrażenie zadowolonych i gotowych do pracy. Inne były wyraźnie znużone, wyraźnie potrzebowały kogoś, kto wyciągnie do nich rękę, kto spędzi z nimi czas, kto pozwoli im na to, by robiły dokładnie to, na co same miały ochotę. Brzmiało to pewnie zabawnie, zwłaszcza dla kogoś, kto nie miał bladego pojęcia o zwierzętach, ale on akurat się tym ani trochę nie przejmował, wierząc, że po prostu zwierzęta zrozumieją go same. - Posuń się - mruknął cicho do pegaza, którym miał się zająć, wyciągając do niego spokojnie rękę, by mógł ją powąchać, obserwując przy okazji jego uszy, by móc wyczytać z nich jego reakcję.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Pomaganie innym stworzeniom niż smokom, było całkiem przyjemne i Longwei nie próbował od tego uciekać. Teraz także, kiedy wszystko wokół zdawało się przesycone świąteczną atmosferą, kiedy czarodzieje zaczynali przypominać sobie o przyjemności płynącej z wycieczek w saniach zaprzężonych do pegazów, kiedy wszyscy poszukiwali prezentów. Domyślał się, że może być potrzebna pomoc przy opiece nad pegazami, które miały teraz najwięcej pracy, więc bez wahania skierował się w stronę stadniny, dopytując, z czym mógł pomóc. Został zaprowadzony do jednego z abraksanów, który zdecydowanie potrzebował, aby ktoś dał mu coś smacznego do zjedzenia, wyczesał go porządnie i pomógł się zrelaksować. - Witaj przyjacielu, pozwolisz mi podejść? - zapytał łagodnie podchodząc bliżej wskazanego konia, unosząc dłoń w stronę jego nosa, czekając, aż stworzenie samo przysunie głowę, aż pokaże, że jest nim jakkolwiek zainteresowane, albo wręcz przeciwnie. Huang wiedział, że nie znał się zbyt dobrze na opiece nad pegazami, ale w jego oczach były po prostu mniejszymi i nieco łagodniejszymi smokami. Należało równie ostrożnie do nich podchodzić, na obu można było latać... Mógłby wymieniać wiele podobieństw, ale szczęśliwie nikt go o to nie prosił. Czekał cierpliwie, aż poczuł pod palcami aksamitną skórę, gdy abraksan dotknął jego dłoni charpami. Huang uśmiechnął się szerzej, sięgając drugą dłonią do kieszeni, aby wyjąć kostkę cukru, którą podał zwierzęciu, nagradzając w ten sposób jego zachowanie i rozejrzał się wokół za szczotką, której mógłby użyć do wyczesania pegaza. Tej nie znalazł od razu, ale dostrzegł Fredericka, mając w jednej chwili mieszane uczucia. Nie sądził, żeby mógł powiedzieć z czystym sercem, że nie przepadał za Shercliffem, ale nie był również zachwycony, widząc go w tym samym miejscu, spodziewając się przytyków, które brały się nie wiadomo skąd i z jakiego powodu. To było nawet zabawne, że ktoś, kto był tak nieprzystępny, zajmował się pracą ze zwierzętami. - Shercliffe - przywitał się jedynie, uśmiechając się wciąż lekko, choć spojrzenie miał na moment całkowicie poważne, nim wrócił do szukania szczotki, głaszcząc spokojnie abraksana po szyi.
Pegaz nie wyglądał na przekonanego, choć jednocześnie nie sprawiał wrażenia, jakby zamierzał się stawiać albo robić coś podobnego. Był, gdyby Frederick miał to jakoś dobrze określić, całkowicie obojętny. Obwąchał go, ale nie sprawiał wrażenia, jakby był nim zainteresowany, nie było po nim również widać niechęci, a ponieważ mężczyzna podchodził do niego z wielkim spokojem, trudno było powiedzieć, żeby działo się naprawdę coś niepokojącego, coś, co mogliby uznać za niewłaściwe i przeszkadzające w dalszych działaniach. To oczywiście byłaby jednak współpraca na nieco niestosownych warunkach, na milczącej zgodzie, która opierała się jedynie o czystą korzyść i Frederick zdawał sobie z tego sprawę. Nie musiał jednak zawierać przyjaźni ze stworzeniem, jakim przyszło zajmować mu się tego dnia, nie musiał się z nim spoufalać, nie musiał go traktować, jak przyjaciela. Był tutaj jedynie narzędziem, jakie miało zostać wykorzystane i dokładnie tak zamierzał się zachowywać. Nie spodziewał się jednak, że wpadnie tutaj na kogoś, kto zburzy jego spokój, kto spowoduje, że poczuje się nie do końca właściwie, że poczuje tę iskrę gniewu, która czasami się w nim budziła, nie spodziewał się, że najnormalniej w świecie, będzie musiał spojrzeć na człowieka, którego miał za skończonego kretyna. I wyglądało na to, że Longwei znowu, a jakże, zamierzał popisywać się swoją wiedzą, zdolnościami i nie wiadomo, czym jeszcze. Jakby nie mógł siedzieć na tyłku w Ministerstwie, podpisując kolejne papierki i zajmując się smokami, które powróciły ostatecznie do Anglii i oczywiście zajmowały się swoimi sprawami. - Huang - odpowiedział, spoglądając na niego uważnie, a później sięgnął po właściwą szczotkę, przekręcając ją w dłoni, podsuwając ją pod nos pegaza, by ten mógł zorientować się, co się dookoła niego działo i nie spanikował, kiedy zacznie go szczotkować. To było ostatnie, czego by w tej chwili potrzebowali, a nie chciało mu się z nim przysłowiowo kopać. - Myślałem, że Departament opiera się teraz na twoich barkach.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Nie jestem tam jedynym pracownikiem, żebym nie mógł pomóc także w innym miejscu - odpowiedział łagodnie Huang, spoglądając z cieniem zaskoczenia na drugiego mężczyznę. Wiedział, że zmiany kadrowe w Ministerstwie mogą nie być dla niego tajemnicą, skoro Vesper był jednym z urzędników. Z pewnością przynosił mniej lub bardziej pożądane informacje do domu i dzielił się z innymi, choć wciąż małym zaskoczeniem była świadomość, że Frederick wiedział o jego awansie. Dostrzegł w końcu szczotkę, po którą sięgnął spokojnym ruchem, uśmiechając się lekko, kiedy koń trącił go lekko łbem, jakby domagając się kolejnych smakołyków. Te musiały jednak zaczekać na ukończenie pewnego etapu zabiegów pielęgnacyjnych. Wei przez chwilę przyglądał się wybranej szczotce, upewniając się, że nie wziął czegoś, co nie powinno być stosowane, po czym spokojnie ustawił się obok pegaza i zaczął łagodnym ruchem przesuwać szczotką po jego sierści. Zachowywał przy tym spokój, jaki zawsze był wymagany przy zwierzętach, jaki potrafił drażnić jedynie ludzi. Nie wiedział, czy pegaz, którym miał się zająć, miał przed sobą jeszcze jakieś przejażdżki, ale życzył mu już jedynie wypoczynku. Odnosił wrażenie, że powinno się zadbać bardziej o jego grzywę, potraktować jakąś odżywką, ale doszedł do wniosku, że nie będzie pytał o to do czasu, aż nie zakończy szczotkowania. Pegaz zdawał się nie przejmować zupełnie tym, co się działo, a skoro nie dostał kolejnej kostki cukru, niemal stracił nim zainteresowanie, stojąc niemal nieruchomo. - Też zawsze myślałem, że w rezerwacie macie na tyle pracy, że trudno o chwilę wolnego - odezwał się jeszcze, zerkając mimowolnie na Shercliffe’a, nim zaczął nucić cicho jedną z piosenek, jakie zwykł nucić przy smokach. Koń nie wykazywał większego zainteresowania jego cichym śpiewem, dokładnie jak ogromne gady, ale to nie przeszkadzało w niczym Huangowi, który metodycznie rozczesywał sierść na szyi pegaza.
- Z całą pewnością nie, jednak wydawało mi się, że ktoś, kto ma pilnować pracy pozostałych pracowników biura, nie będzie mógł skupiać się na tak trywialnych kwestiach, jak szczotkowanie pegazów - odpowiedział, zachowując się przy tym całkowicie kulturalnie, domyślając się, że nie sprowokuje Huanga w żaden sposób, choć jednocześnie miał poczucie, że gdyby się tylko postarał, mógłby, a jakże, osiągnąć pożądany efekt. Miał jednak coś innego do zrobienia, a pegaz, przy którym się znajdował, sprawiał wrażenie dość ciężkiego przypadku. Na oko Fredericka był wyraźnie zmęczony i nie miał ochoty za zadawanie się z ludźmi, właściwie z przyjemnością zostałby sam, a jakieś tam szczotkowanie, czy coś podobnego, wydawało mu się zwyczajnie głupie. Dlatego też mężczyzna podchodził do niego niesamowicie ostrożnie, krok za krokiem, by przypadkiem nie zrobić mu nic złego. Pozwolił mu obwąchać zgrzebło, ale widział, że ciężko będzie go użyć. Stworzenie bowiem próbowało od niego uciekać, potrząsało łbem i próbowało utrudnić mu pracę. Kiedy zaś Huang zaczął śpiewać, tupnęło kilka razy, zupełnie, jakby chciało powiedzieć, że to mu się nie podobało, a Frederick zapewnił je szeptem, że w istocie, było to coś, co najmniej dziecinnego. - To niemalże rezerwat, nie wiem, czy zauważyłeś. Pegazy również w nim mieszkają, więc po prostu kontynuuję przydzielone sobie zadania, nie uciekając zza biurka. Ale, cóż, ja żadnego nie posiadam - powiedział, gdy przeszedł pod szyją pegaza, klepiąc go przy okazji po szyi, dając mu znać, że był wciąż obok. Odsunął się, gdy zwierzę potrząsnęło łbem, sięgając zębami ku bramie boksu, wyraźnie chcąc z niego wyjść. Potrzebowało, zdaniem Fredericka, wolności, a nie takiego odpoczynku, jakiego miało teraz zażywać, choć jednocześnie było w nim coś niepokornego, coś, co jasno pokazywało, że pegaz potrzebował nieco silniejszej ręki. Był wolnym duchem, zapewne niesamowicie silnym, jednak nie nadawał się do kuligów, co to, to na pewno nie.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Nikt nie lubi, kiedy szef, czy jego zastępca patrzy mu na ręce, zwłaszcza w takim czasie, jak teraz. Nie widzę powodu, dla którego miałbym nieustannie kontrolować ich pracę, jeśli jest, przynajmniej na tę chwilę, dobrze wykonywana - odpowiedział spokojnie Longwei, zerkając na moment w stronę Fredericka, zastanawiając się mimowolnie, czy ten był przyzwyczajony do nieustannej kontroli ze strony przełożonych, czy też uważał go za takiego biurokratę. Zajęcie stanowiska zastępcy szefa biura było związane jedynie z pragnieniem wprowadzenia wielu zmian w Ministerstwie względem pracy ze smokami, a także znajomością ich przez pozostałych czarodziejów. Nucił cicho piosenkę do czasu, aż zdał sobie sprawę, że być może przeszkadzał pozostałej dwójce. Bez słowa zamilkł, szczotkując spokojnie pegaza, skupiając się na tym, aby nie pominąć żadnego fragmentu jego sierści. Widział, że zdecydowanie będzie potrzebował skupić się później na grzywie oraz ogonie, ale w tej chwili spokojnie kierował się z szyi stworzenia do jego boku. Uśmiechnął się lekko pod nosem, kiedy usłyszał odpowiedź Shercliffe’a, odnosząc wrażenie, że miała być zaczepką w jego kierunku, szpilką, którą próbował wbić, drobną uszczypliwością, na jaką nie miał zamiaru odpowiadać. A już na pewno nie zamierzał przejmować się podobnymi uwagami, kiedy konieczne było zachowanie spokoju z uwagi na pegazy. - Niemalże rezerwat, nie jego integralna część. Więc równie dobrze, można uznać, że potrzebowałeś ucieczki od swoich przełożonych, czy po prostu tych, co spoglądają na twoje ręce i upewniają się, że dobrze dbasz o rodzinny rezerwat - powiedział łagodnie, na moment wychylając się zza abraksana, aby spojrzeć na Fredericka. - Niemniej dobrze, że ktokolwiek przychodzi pomóc w opiece nad tymi stworzeniami, choć raczej powinny mieć zapewnione więcej przestrzeni dla pełnego odpoczynku - dodał, powracając do szczotkowania boku pegaza, stopniowo zbliżając się, w stronę jego zadu, uważając na jego kopyta. Ostatnie, czego chciał, to zostać nagle kopniętym.
- Bardzo to ciekawe, że tak autorytarnie stwierdzasz, że coś jest dobrze wykonywane, chociaż zajmujesz się właśnie szczotkowaniem pegaza – zauważył Frederick, zupełnie, jakby był tym faktem zatroskany. Prawda była jednak zupełnie inna i to nie ulegało wątpliwości. Huang z całą pewnością wiedział, że opiekun zwierząt z rezerwatu wcale za nim nie przepadał, w końcu było to widać na każdym kolejnym kroku, jaki czasem zdarzało się im dzielić. Było to co najmniej zabawne, sprawiało wrażenie, jakby wciąż tańczyli jakiś niezrozumiały taniec. Shercliffe jednak nie zamierzał się łatwo poddawać, w pewnym sensie ciekaw tego, kiedy uda mu się złamać drugiego mężczyznę. Bo to, że nastąpi to prędzej, czy później, było dla niego tak naprawdę oczywiste. Nikt i nic nie mogło wiecznie się opierać, nie mogło być niezmienne, niczym głaz, bo tylko kamienie miały tę zdolność. Problem z Huangiem polegał na tym, że zwyczajnie działał Frederickowi na nerwy, zachowując się w sposób, którego nie znosił, tak spokojny, jakby nic go nie ruszało, zbyt pewny siebie, chociaż już pewnie nie raz dostał po tyłku. Ale nie na tym powinien się skupiać i Shercliffe wiedział o tym doskonale, powoli, stopniowo obchodząc pegaza, próbując go oporządzić. Zadanie to nie było łatwe, gdyż doskonale wyczuwał zdenerwowanie stworzenia, wyczuwał, że to czuło się tutaj źle, być może również źle w jego obecności, co wcale by go nie zdziwiło. Niemniej jednak robił wszystko, by oczyścić jego sierść, wiedząc, że zostały również pióra, kopyta, ogon i grzywa, aczkolwiek te wydawały się miejscami dość mocno newralgicznymi. Ostrożnie przesunął dłonią po przedniej nodze stworzenia, sprawdzając, czy zechce ją ugiąć i odsunął się, gdy pegaz przysunął do niego ostrzegawczo łeb, odsłaniając zęby za drżącymi wargami. - W przeciwieństwie do tak ważnej osobistości, jak ty, nie pracuję codziennie – odparł gładko, bo ta uwaga Longweia była akurat rzucona kulą w płot i powinien był zdać sobie z tego od razu sprawę. – To zaś czy powinny wypoczywać na pastwisku, jest kwestią względną. Jest zimno, nie są przyzwyczajone do czegoś podobnego, mogłyby spędzać tam czas w derkach, ale to niekoniecznie byłoby dla nich właściwe. Pegaz to nie smok – zauważył, podsuwając kolejne szczotki pod nos stworzenia, by to wiedziało, co zamierzał zrobić.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Longwei jedynie uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. Nie widział powodu, dla którego miałby tłumaczyć Frederickowi, jak wyglądała jego praca i dlaczego nie widział problemu w udzielaniu się w innych miejscach, jak w tej chwili. Mógł skupić się w pełni na zmianie strony, częstując abraksana kostką cukru i szczotkowaniu drugiego boku stworzenia. Cieszył się, że jego osobnik zachowywał spokój, pozwalając na przeprowadzenie zabiegów pielęgnacyjnych. Dzięki temu, że się nie wyrywał, nie próbował go ugryźć, całość pracy przebiegała sprawnie. Następne miało być rozczesanie grzywy i ogona, a na koniec Longwei pozostawił sobie oczyszczenie skrzydeł abraksana. Nie był pewien, czy stworzenie mu na to pozwoli, ale wierzył, że skoro do tej pory nie pokazał po sobie złości, czy irytacji, wszystko powinno się udać. Szczotkował metodycznie kawałek po kawałku, próbując pozbyć się kurzu z pegaza, obserwując jego zachowanie, intuicyjnie zatrzymując się, gdy tylko pegaz wyglądał, jakby chciał być zostawiony w spokoju, po chwili wracając do przerwanej czynności. - Zakładałem, że dla członków twojej rodziny zajmowanie się rezerwatem jest bardziej jak… Służba, nie jak zwykła praca, gdzie masz wyznaczone godziny i dni - wyjaśnił niemal od razu, odwracając się w stronę Fredericka z łagodnym uśmiechem na twarzy, niemal przepraszającym za pomyłkę. - Masz rację, ale i tak podejrzewam, że bardziej wypoczęłyby na zewnątrz niż tutaj, choć oczywiście należałoby odpowiednio je przygotować do tego - zgodził się po chwili namysłu, rezygnując ze wskazania podobieństw między przegazami a smokami, jakie sam dostrzegał. Był pewien, że Shercliffe od razu zacząłby się z nim kłócić, bądź w uszczypliwy sposób wskazywać znaczące różnice. Nie potrzebowali tego przy wypełnianiu zleconego zadania. Kiedy skończył wyczesywać sierść pegaza, sięgnął po grzebień, aby bardzo ostrożnie zacząć rozczesywać jego grzywę, dostrzegając, jak splątana była w niektórych miejscach. Nie było to łatwe i Longwei musiał parę razy przerwać, gdy abraksan kręcił głową z wyraźnym niezadowoleniem, ale nie poddawał się, spokojnie ponawiając próby rozczesania grzywy.
Zamilkł, ale Frederick wiedział, że to nie oznaczało zwycięstwa. Do tego bowiem było naprawdę, ale to naprawdę daleko i nie powinien się z tego powodu czarować. Ostatecznie bowiem Huang chociaż był idiotą i włazidupem, miał niesamowitą zdolność wyczuwania, kiedy należało zamilknąć, jeśli chciało się wypaść naprawdę dobrze na tle innych osób. To również było niesamowicie irytujące, a jednocześnie Shercliffe wiedział, że właśnie to pomogło mężczyźnie zająć dość wysokie, nomen omen, stanowisko. Ministerstwo nie było bowiem nastawione na właściwe rozwiązania, by nie powiedzieć, że tak naprawdę było raczej skoncentrowane w pełni na innych aspektach zdobywania władzy. To jednak nie było istotne przy pracy z pegazami. Frederick widział, że stworzenie, dookoła którego się kręcił, wyraźnie się niecierpliwiło. Było w nim coś ze złości, ale również z lęku, jak próbował zgasić, próbując do niego dotrzeć. Duma jednak nie pozwalała pegazowi na żadne ustępstwa i chociaż Shercliffe robił wszystko, by zachęcić go do współpracy, ten nie chciał mu się za nic poddać. Prowadzili więc dookoła siebie taniec, kiedy on oczyszczał jego sierść, zbliżając się do kopyt, a pegaz kręcił się i poruszał tak, że lada chwila mógł zerwać kantar. W którymś momencie rozłożył nawet skrzydła, a Frederick starannie je wtedy oczyścił, dostrzegając również problem, który wyraźnie uwierał stworzeniu. To nie było coś, czym powinien zajmować się samodzielnie, raczej coś, na co powinien spojrzeć uzdrowiciel, toteż odnotował w pamięci, by powiadomić o tym odpowiednie osoby. - Zdaje się, że całym sercem wierzysz w bajki dla dzieci, Huang. Nie podejrzewałem, że ktoś na tak znamienitym stanowisku będzie ganiał za marzeniami i ideami - stwierdził, kiedy ten podzielił się z nim swoim przemyśleniem na temat tego, jak wyglądała praca w rezerwacie. - Ach, wydaje ci się. Dzikie pegazy są przyzwyczajone do różnych warunków atmosferycznych, te udomowione i urodzone w niewoli, pod opieką człowieka, są już nieco inne i zdaje się, że o tym całkowicie zapominasz, kiedy próbujesz zestawiać je ze smokami.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Milczenie we właściwych momentach było przydatną zdolnością na każdym polu. Pozwalało uspokoić emocje, przemyśleć to, co chciało się powiedzieć i jakich słów chciało się użyć. Choć mogło to być irytujące dla innych osób, Huang nie zamierzał zmieniać swoich przyzwyczajeń, a już na pewno nie z powodu rozmów z Shercliffem. - Inaczej podchodzimy do naszej pracy. Gdyby nie moje idee, nie próbowałbym zająć obecnego stanowiska, aby zmienić obowiązujący do tej pory system - powiedział prosto, po czym skupił się ponownie na oczyszczaniu sierści abraksana, zastanawiając się jednocześnie nad słowami drugiego mężczyzny na temat pegazów. Z pokorą przyjmował wskazane błędy w jego myśleniu, skinąwszy lekko głową. Wiedział, że zapominał o różnicach między całkowicie dzikimi stworzeniami a tymi urodzonymi w niewoli, porównując je do smoków. Te, nawet jeśli wykluwały się pod okiem czarodziejów i dostawały pożywienie wprost od nich, nie zginęłyby wypuszczone na wolność. Potrafiłyby polować i znalazłyby schronienie i przez lata pracy z nimi Huang podobnie spoglądał na pozostałe stworzenia. Teraz, kończąc rozczesywanie grzebieniem grzywy i ogona abraksana, myślał o tym, jak z podobnymi zabiegami pielęgnacyjnymi radzą sobie dzikie pegazy. Mężczyzna odłożył grzebień na stolik i spróbował zachęcić abraksana do rozłożenia jednego ze skrzydeł. Nie wiedział, jak dokładnie powinien je oczyścić, ale zamierzał oczyścić je z wypadających piór, a także drobnych gałązek, które utknęły między nimi. Ostrożnie usuwał jedynie to, co samo odpadało, nie chcąc w żaden sposób uszkodzić stworzenia, które zdawało się uosobieniem cierpliwości. Trzymało spokojnie rozłożone skrzydło, gdy Huang ostrożnie oczyszczał je z zanieczyszczeń, dbając, aby pióra nie były posklejane. Następnie, gdy upewnił się, że to jedno było skończone, przeszedł na drugą stronę abraksana, obiecując mu cicho ostatnią kostkę cukru, jeśli tylko pozwoli oczyścić sobie drugie skrzydło.
- Niektórzy uważają, że faktycznie próbują zmienić świat, kiedy zaczynają pracować dla Ministerstwa, ale to jedynie słodkie mrzonki. Ci, którzy wpadają w te tryby, zaczynają nurzać się w polityce i wielkim świecie, a z tego bagna nie da się już właściwie w ogóle wyjść - stwierdził, brzmiąc, jakby chciał przed czymś ostrzec Longweia, choć oczywiste było, że w jego zachowaniu nie było nic z troski. Wręcz przeciwnie, był to wyraźny przytyk, swoisty atak, którego nawet nie chciał ukrywać, wiedząc doskonale, że jego rozmówca, jak zawsze, i tak na niego nie zareaguje. Dusił to w sobie, jakby uważał, że coś podobnego może mu w czymkolwiek pomóc. Jeśli zaś jednak naprawdę w to wierzył, to już wkrótce zapewne skończy w szpitalu, zamknięty na oddziale bardzo intensywnej terapii. Frederick nie chciał jednak jakoś przesadnie mocno się nad tym pochylać, bo to nic nie zmieniało, więc skoncentrował się na oporządzaniu pegaza. Rozumiał już, dlaczego ten był taki niezadowolony, ale wiedział, że nie będąc uzdrowicielem, nie mógł wiele dla niego zrobić. Starał się mu pomóc, oczyścić jego ciało na tyle, na ile było to możliwe, by zniwelować dodatkowe, mało przyjemne odczucia. Zgrzebło zastąpiła szczotka, którą starannie oczyszczał sierść zwierzęcia, ostatecznie mając w końcu okazję zająć się również jego kopytami. Ukryty pod zranionym skrzydłem pegaza, starał się działać ostrożnie, by go nie zirytować, wiedząc, że to byłby jego koniec. Pracował w ciszy, postępując bardzo ostrożnie, krok za krokiem, nie spieszył się właściwie nigdzie, by niczego nie zniszczyć. Kiedy w końcu uznał, że prawie wszystko jest gotowe, sięgnął jeszcze po grzebień, pozwalając stworzeniu na jego uważne obwąchanie, na przekonanie się, czy to było coś, co je interesowało, a później zaczął ostrożnie rozczesywać jego grzywę. Pegaz nie zaprotestował, więc Frederick skoncentrował się na prowadzonych zabiegach i całkiem nieoczekiwanie, gdy przechodził w stronę zadu zwierzęcia, to uniosło się gniewem. I nim coś zrobił, kopnęło go, z taką siłą, że uderzył w ścianę, z trudem łapiąc dech. To zaś oznaczało, że potrzebowali tutaj natychmiast pomocy większej liczby opiekunów.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Jeśli pracujesz nad tym wystarczająco ciężko, możesz zmielić nawet żelazny pręt do igły – powiedział, spoglądając na moment w stronę drugiego mężczyzny, kiedy obchodził abraksana. Miał wrażenie, że Shercliffe życzyłby mu, żeby upadł jak najniżej, choć jednocześnie nie wiedział, co miałoby to zmienić. Wiedział też, że zapewnianie go, że wiedział, co robił, nie było w tej chwili konieczne. Ani nie byli bliskimi przyjaciółmi, ani też Fredericka nie interesowały zmiany, jakie chciał wprowadzić. Huang skupił się więc na drugim skrzydle abraksana, powoli oczyszczająć pióra z wszelkich zanieczyszczeń. Usuwał połamane pióra, a także utkwione między nimi kawałki liści i gałęzi. Szczęśliwie stworzenie, którym się zajmował, było zdrowe. Pozostawały do sprawdzenia kopyta, ale tych nie chciało pokazać Longweiowi. Mężczyzna nie był tym przesadnie zdziwiony, świadom braków swojej wiedzy w zakresie pięlęgnacji innych stworzeń, niż smoki. W końcu zakończył prace przy abraksanie, któremu uzupełnił karmę, zgodnie z wcześniejszymy wskazówkami, gdy usłyszał łoskot i odwrócił się w stronę Fredericka, dostrzegając zdenerwowanego pegaza i mężczyznę pod ścianą. Nie potrzebował posiadać specjalistycznej wiedzy, aby domyślić się, co się stało. Pospiesznie wezwał pracowników stadniny, aby pomogli Shercliffowi. Kiedy był pewien, że mężczyzna otrzymał właściwą pomoc, sam skierował się do czarodzieja, który zaprowadzał go do abraksana, aby powiadomić go o zakończonej pracy. Więcej nie mógł w tym miejscu zrobić, a i wierzył, że Shercliffe nie potrzebował teraz jego pomocy, czy towarzystwa.
Wątek pracowniczy - Behawiorysta, marzec 2024 Widziadła:H - nie
Od jakiegoś czasu zacieśniał relacje z właścicielami stadniny pegazów w Dolinie Godryka, wiedząc, że jak tylko przestrzeń na ranczo będzie odpowiednia, zainteresuje się zakupem kilku sztuk. Jego małe stado rozwijało się w zaskakujący, ale i ciekawy sposób, co samego Atlasa ogromnie cieszyło, bo opieka nad zwierzętami przynosiła mu chwilę spokoju po obowiązkach w szkole. Został poproszony, by przyjść i zainteresować się jednym z młodzików, urodzonych na jesień zeszłego roku, który wyjątkowo bardzo dokazywał zarówno opiekunom jak i trenerom. Miał już okazję popracować z tutejszymi końmi, wiedział więc, że z natury i przez sposób wychowania w stadninie były one dość łagodne. Nie miały przesadnie wiele bodźców stresowych, a wszyscy stajenni dbali głęboko o ich komfort. Z ciekawością więc dotarł na miejsce, rozglądając się za trenerką, z którą zazwyczaj utrzymywał korespondencję i wymianę uwag w kwestii hodowli i wychowania.
Dla Persei pegazy były całym życiem — zanim jeszcze pracowała u Korolovskich, podróżowała po świecie, by zgłębiać ich tajemnice i edukować na ich temat. Z powodzeniem mogłaby mieć własną stadninę, ale szyki pokrzyżowały jej problemy zdrowotne i finansowe. Na całe szczęście w stadninie odnalazła upragniony spokój, choć nie zawsze było łatwo, a Persea wcale nie robiła się młodsza. Tym razem mieli duży problem z młodym osobnikiem, który nie miał jeszcze pół roku, a już sprawiał większe problemy niż niemal każdy osobnik w stadninie. Kobieta zawsze dbała o maksymalny komfort zwierząt i z większością osobników nie miała problemów, dlatego dziwiło ją, że ten malec aż tak dokazuje. By rozwiązać problem, skontaktowała się ze specjalistą, z którym od dawna korespondowała - miała nadzieję, że pomoże on jej rozwiązać ten problem. - Dzień dobry, panie Rosa - powiedziała, wychodząc ze stajni i kierując się wprost do mężczyzny.
Obserwował otoczenie stadniny, zauważając, że powoli zmieniają oni pewne elementy elewacji, wymieniają płoty. Dobre czasy dla hodowców, skoro podejmują się takich remontów. Coś wiedział o kosztach takich przedsięwzięć. Z zamyślenia wyrwało go pojawienie się kobiety, na której widok, odruchowo już, uśmiechnął się w swój bajeczny sposób, choć ostatnio dzielnie ćwiczył niekasowanie ludzi urokiem na starcie rozmowy. - Perseia, proszę. - przechylił głowę - Mów mi Atlas. - uścisnął jej dłoń i skierował się za nią w stronę stajni. - Czy możesz mi o nim opowiedzieć coś więcej? - wiedział trochę z jej listów, zapewne świadom tego, że nie wszystko można było w nich zawrzeć bez pisania o pegazach całych tomów, opisujących ich wychowanie i zachowanie. Niewiele jednak ponad krnąbrność i przejawy nieuzasadnionej złośliwości było mu dane z listów wyczytać, a interesowało go, od jak dawna to trwa, czy było sprowokowane czymś szczególnym. - Jak reaguje na niego reszta stada? - dodał kolejne pytanie, gdy weszli już do wielkiej stajni.
- Jasne Atlas - odparła, pewnie nieostatni raz przechodząc z nim na ty. Nie była już tak młoda, poza tym w grę wchodziły także inne czynniki. Jakkolwiek chciałaby być wyluzowana, to jednak w jej ocenie Atlas wciąż był dość onieśmielający, niezależnie od profesjonalizmu i starań w zakresie niekasowania ludzi wzrokiem. - Oczywiście - odparła, ciesząc się, że po chwili dodał pytanie pomocnicze, bo to zdecydowanie ułatwiało rozmowę - To zależy. Starsze osobniki, w tym jego ojciec, raczej go unikają, młodsze pół na pół. Te bardziej żywiołowe są wobec niego przyjaźnie nastawione, przynajmniej dopóki się nie zmęczą. Starała się udzielić jak najbardziej szczegółowych informacji. Miała w końcu dużą wiedzę o pegazach, czego nie było w stanie przyćmić nawet onieśmielenie Atlasem.
Rozejrzał się po wnętrzu stajni z zainteresowaniem, oglądając stojące w boksach młode samce, których jeszcze nie wypuszczano na padok wraz z resztą stada z tych prostych względów, że były podrostkami i na wybieg chodziły razem, by nie dostać w łeb od starszych klaczy ani nie zostać przegonionymi przez starsze ogiery. - Mam pewne obawy i podejrzenia, że jeśli te zachowania wyklarowały się niedawno, może to być związane z wróżkowym pyłem. - przyznał - Podejrzewam, że o ile wpływa on na wszystkich, to są jednostki zarówno wśród ludzi jak i zwierząt bardziej podatne, bardziej wrażliwe na efekt. Tak jakby miały ...alergię. - zmarszczył nieco brwi. Kiedy zatrzymali się przy boksie młodego pegaza, ten już na powitanie wierzgnął, sadząc solidnego kopniaka w jedną ze ścian swojego stajennego pokoju. Atlas uniósł brwi, ale zaraz uśmiechnął się łagodnie. - Co za temperament. - zażartował, śmiejąc się lekko - Czy kogoś fizycznie zaatakował? Czy jest jedynie nadpobudliwy..? - spojrzał na kobietę pytająco.
Westchnęła tylko na wzmiankę o pyłku, w sposób tak wymowny, że Atlas bez wątpienia zrozumiał jej rozgoryczenie i bezradność. Bardzo ją martwiło, że ten powód przyczyni się do tego, że pegaz nie będzie funkcjonował normalnie jeszcze przez długi czas, jeśli nie zawsze. Z drugiej strony, to nie były pierwsze zaburzenia magii w ciągu ostatnich lat, miała więc nadzieję, że jakoś sobie poradzą. - Zaatakował kilka osób - powiedziała ponuro - Na szczęście nie było to nic groźnego, ale dopiero rośnie, więc obawiam się, że z czasem może być niebezpieczny. Nawet mnie raz skopał, a nie zdarzyło mi się to z żadnym pegazem w całej mojej karierze Persea kochała pegazy, a pegazy kochały ją, więc rzadko kiedy miała z nim poważne problemy. Oczywiście, zdarzały się wątpliwości, przy których potrzebowała porady behawiorysty, ale dotąd radziła sobie z przejawami agresji u niemal wszystkich zwierząt. Z drugiej strony wolałaby, żeby zachowanie pegaza było spowodowane jej błędem, możliwym do cofnięcia niż pyłkiem, nad którym nie panował absolutnie nikt. Łącznie z Ministerstwem Magii.
Usłyszał jej westchnięcie. Sam wzdychał podobnie. Choć próbował ze wszystkich sił odnaleźć jakieś rozwiązanie, by uchronić swoich podopiecznych zarówno na ranczo jak i w szkole przed tymi halucynogennymi efektami, czuł się bezradny. Mimo to zdawało mu się, że mniej bezradny nić angielskie ministerstwo magii, które zasadniczo nie robiło nic. - Rozumiem. - powiedział w końcu. Chwilę stał w milczeniu, obserwując zachowanie młodzika w boksie. Koń opuszczał głowę, kładąc po sobie uszy i potrząsał głową z szeroko rozwartymi chrapami. Był rozjuszony. Zamiatał gniewnie ogonem. Czy to mogło być spowodowane halucynacją? Czy to możliwe, by był po prostu "zły" ? - Wejdę do niego. - powiedział, po części po to, by miała się na baczności w razie, gdyby zrobiło się niebezpiecznie, po części, by dać jej sygnał co teraz nastąpi i nie była zaskoczona. Odsunął powoli zasuwę w drzwiach bramy boksu i wyciągając rękę nisko, na wysokości swojego biodra, mruknął cicho jakiś kojący nonsens. Najlepiej byłoby wziąć go na koral, ale skoro był agresywny, nie mógł zaryzykować wypuszczeniem go z boksu w tym stanie. Koń wywracał wielkimi oczami, jego agresja wiązała się ze strachem - Co widzisz, Hermes... - szepnął cicho, odsuwając się nieco, kiedy koń odwrócił się do niego zadkiem, by zaraz jednak podejść bliżej. Zasada była prosta, dostać z kopa jeśli koń miał gdzie wziąć zamach, było znacznie bardziej niebezpiecznie, niż kiedy próbował kopać kogoś stojącego tuż obok.
Bezradność bywała przytłaczająca, szczególnie dla takich osób jak Persea, które dotąd były bardzo samodzielne i radziły sobie ze wszystkim same. Dobrze, że mimo wszystko mogła polegać na kimś takim jak Atlas - we dwójkę, mimo przytłaczającej bezradności, było czasem odrobinę łatwiej. - Oczywiście - odparła Persea na wiadomość o tym, że wejdzie do wybiegu. Nie żeby uważała to za najlepszy pomysł, ale w gruncie rzeczy mu ufała - gdyby tak nie było, to nie ściągnęłaby go tutaj. A skoro mu ufała, to musiała uwierzyć, że wie co robi. I obserwowała - nie tylko po to, by w razie zagrożenia udzielić mu pomocy, ale przede wszystkim po to, by jak najwięcej się nauczyć i zrozumieć. Może i nie należała już do najmłodszych osób, ale wciąż kochała pegazy nad życie i chciała dla nich wszystkiego co najlepsze.
Koń wydał z siebie kwiknięcie, podrywając głowę ku górze, ostrzegawczy sygnał bardziej niż oczywisty. Rosa jednak rozpoznawał w nim, w jego szeroko rozwartych nozdrzach, otwartych szeroko ślepiach, że to strach, że próbuje być groźny, próbuje odgonić od siebie wszystko i wszystkich, bo się czegoś boi. Odpiął od paska przytroczony tam kantar Guliwera Pokeby, jedną z niewielu rzeczy, za które mógł być wdzięczny Ministerstwu i wyczuwając odpowiedni moment chwycił młodzika, sięgając ramieniem pod ganaszami, za nasadę nmosa. Pegaz wierzgnął, ale trafił swój na swego, choć Rosa podskoczył to jednak zamontował zwierzakowi uspokajające ogłowie. - Moje podejrzenie to halucynacje. On się panicznie boi. - powiedział, kiedy magia kantara zadziałała na tego pegaza - Będziesz musiała go przeprowadzić do izolatki, wykąpać i dodać lucernę z melisą do karmy. Jeśli w przeciągu tygodnia mu nie przejdzie, wezmę go do siebie na jakiś czas. - zaproponował, przypinając uwiąz do kantara, by poprowadzić zaczarowanego, młodego pegaza ku wyjściu z boksu. W korytarzu zawrócił z nim i podał drugi koniec uwiązu jego, bądź co bądź, właścicielce. Magia kantara powinna wystarczyć na tyle, by doprowadzić Hermesa do izolatki, gdzie, miejmy nadzieję, będzie mógł odpocząć od wpływu wszędobylskiego pyłu.
Persea wpatrywała się w Atlasa z uwagą, bo choć znała się na pegazach świetnie, to zastosowanie przez mężczyznę działania, wydawały jej się czymś absolutnie kosmicznym i niedostępnym dla niej. Jego wiedza i umiejętności robiły na niej wielkie wrażenie, choć wywoływały też pokorę, bo dosięgała ją świadomość, że w gruncie rzeczy nie umie aż tak wiele jak mogłoby jej się wydawać. Gdy mężczyzna podał jej swoją diagnozę, prawie odetchnęła. Jej problem nie był rozwiązany, ale czuła, że przynajmniej teraz wie jak może zwierzęciu ulżyć - a jeśli przyniosłoby to faktyczne skutki, to wdzięczność wobec Atlasa nie miałaby końca. - Dobrze, bardzo dziękuję - odparła dość powściągliwie, zapisując w pamięci jego zalecenia, tak aby nic jej nie umknęło. Kobieta chwyciła drugi koniec uwiązu i zaczęła kierować się do izolatki, tak by ulżyć zwierzęciu możliwie jak najszybciej.