Stadnina założona przez Aleksandra Korolevskiego w 2016 roku, odbudowana po pożarze w 2017 roku przez jego córkę, Yekaterinę. Jest to miejsce tchnące pasją i miłością do skrzydlatych wierzchowców, prowadzone z szacunkiem do wszystkich podopiecznych. Budynki zbudowano z cegieł, zabezpieczonego magicznie przed pożarem drewna oraz eleganckich wykończeń z kutego metalu. Przestronne, urządzone z klasą przestrzenie podkreślają prestiż dyscyplin jeździeckich. Na terenie znajdują się dostosowane do potrzeb danej rasy stajnie, magazyn, ambulatorium dla zwierząt (a czasem i jeźdźców), kilka wybiegów, tor przeszkód oraz jezioro, nad którym można trenować lot. Na piętrze stajni Aetonanów znajduje się gabinet dyrektora stadniny z wyjściem na taras, z którego widać większą część posiadłości, zaś w osobnym budynku znajdują się pomieszczenia socjalne i pokoje pracownicze. Boksy, choć z zewnątrz wyglądają zwyczajnie, po wejściu do środka ukazują przestrzeń, w której pegazy mogą spokojnie rozprostować skrzydła. W powietrzu czuć zapach drewna, siana i pegazów.
Oferta stadniny: - lekcje jeździectwa (grupowe i indywidualne) - pensjonat dla pegazów - sprzedaż Aetonanów - 350g
Nieobowiązkowe literki na charakter pegaza:
A jak Ambitny pegaz – ten pegaz od razu chce się wznosić w powietrze ze swoim jeźdźcem i wykręcać z nim skomplikowane sztuczki w powietrzu! B jak Bitewny pegaz – ten pegaz jest bardzo agresywny w stosunku do innych pegazów. Kładzie na nie uszy, denerwuje się, a gdy któryś za blisko podjedzie – atakuje i zębami i kopytami. C jak Czuły pegaz – to chyba najbardziej uroczy pegaz w całej stajni, cały czas chce się tylko tulić i być nagradzany za wszystko! Lepiej chwal go za każdy dobrze postawiony krok, bo szybko straci motywację. D jak Dryfujący pegaz – ten pegaz nie chce się wzbijać w powietrze, woli dryfować po tafli jeziora. E jak Entuzjastyczny pegaz – ten pegaz podchodzi do każdego zadania z ogromnym entuzjazmem! Chcesz żeby ruszył stępem? Ten galopuje! Chcesz, żeby zakłusował? Już wzbija się w powietrze! A na każde dobrze wykonane zadanie wesoło bryka! F jak Flirtujący pegaz – ten pegaz jest bardziej zainteresowany innymi pegazami niż swoim jeźdźcem. Co chwilę do jakiegoś podchodzi i go zaczepia na romanse. G jak Gamoniowaty pegaz – ten pegaz o wszystko się potyka! Nawet w powietrzy jest w stanie stracić równowagę! H jak Huragan nie pegaz! – ten pegaz uwielbia wzlatywanie w górę, pikowanie i kręcenie się! Jest jak na rollercoasterze… Tylko jak tu zapiąć pasy?! I jak Inteligentny pegaz – ten pegaz to prawdziwy profesor, na swoim grzbiecie wyszkolił niejednego jeźdźca, z nim jesteś bezpieczny, w trakcie zadań myśli za ciebie i pilnuje, byś wyciągnął z tej lekcji jak najwięcej. J jak Jaki leń z tego pegaza! – nie ważne jak się nie natrudzisz, temu pegazowi w ogóle nie chce się chodzić. Ciągnie nogę za nogą, a gdy przychodzi pora na lot, ledwo unosi się nad taflą wody. Czasami tak zahacza o nią nogami, że aż całego cię pryska.
Nie spodziewał się otrzymać listu od niej. Nie pamiętał kiedy ostatnio rozmawiali, nawet jeśli była to wina jednego wypalonego hogsa za dużo. Nie miało to dla niego znaczenia, wiedząc, że gdy się zobaczą, będą się traktowali jakby widzieli się przynajmniej wczoraj. To znormalizowanie, nawet jeśli nieco zdystansowane charakterem obojga, było tym co sprawiało, że ta znajomość mogła trwać. Wiedział więc, że jeśli pisała to nie dlatego, że chciała pogadać o bzdurach. Nie sądził nawet by chodziło o te eliksiry, które mogły nadawać się wszystkie do kosza, skoro nie wiedziała wcześniej o ich obecności. Spodziewał się, że będzie potrzebowała jego obecności i choć nie uważał się za najlepsze towarzystwo pod Słońcem, nie szukał wymówki by ominąć problem. Miał czas więc poszedł, nic więcej. W stadninie był już kilkukrotnie, choć nie mógł powiedzieć by przepadał za tym miejscem. Zwierzęta, choć piękne i szlachetne, nie wzbudzały jego zaufania. Miał wrażenie, że nieustannie się na niego gapią, gdy przechodził przez padok. Po wejściu do budynku od razu skierował się na piętro, gdzie miała czekać na niego Katie. Nie pukał, uznając to za zbyteczne. - Wziąłem nam wino. - oznajmił, choć nie zaznaczyła, że ma to zrobić. On jednak miał na tyle rozumu by nie przychodzić do kobiety z pustymi rękami na wieczór. - Sporo tego masz? - nie precyzował gdzie i czego. Sądził, że oboje wiedzieli, że nie było to pytanie tylko o eliksiry potencjalnie gdzieś leżące na widoku, ale o całe te porządki, których miał być świadkiem. Stadnina nie była małym miejscem i gabinet mógł być dopiero początkiem pracy jaką miała do wykonania.
- Kieliszki są w witrynie - odpowiedziała krótko, co jednocześnie stanowiło swego rodzaju "dziękuję". Również się nie witała, doskonale obywając się bez wszystkich tych ceregieli, którymi musiała żonglować przy klientach i partnerach biznesowych. Nie podniosła nosa znad szuflady, z której właśnie wyciągała kolejny plik dokumentów. - Opróżniłam dopiero jedną szufladę. Poza mnóstwem nieaktualnej korespondencji znalazłam skrytkę z eliksirami i nie tylko. Nie ruszałam ich. Pokazała uniesione fałszywe dno, które zasłaniało magicznie powiększoną przestreń pełną zakurzonych fiolek. Rzeczywiście żadna nie była tknięta, ale oprócz nich znajdowało się tam coś jeszcze. Z odległości trudno było ocenić co to dokładnie, ale wyglądało na zwitek srebrzystego materiału. - Peleryna niewidka. Nawet nie chcę wiedzieć, do czego mu była potrzebna. Jeśli chcesz, to ją weź, ja nie zamierzam z niej korzystać. Głos miała opanowany, ale wewnętrznie cała się trzęsła. Ile jeszcze tajemnic skrywał przed nią ojciec? I po co? Uważał, że sobie nie poradzi, że była za młoda, niegodna zaufania? Zacisnęła usta i kontynuowała dopiero po chwili. - Jest też rozpiska dawkowania, może nazwy coś ci podpowiedzą. Zgaduję, że to eksperymentalna terapia, która miała mu pomóc.
Skierował kroki do wspominanej witrynki, widząc za zaszklonymi drzwiczkami kilka potencjalnych celi, z których sięgnął dwa pierwsze z brzegu. Rzut oka wystarczył by stwierdzić, że nie były zakurzone czy zaniedbane, zupełnie jakby kobieta dbała o nie na bieżąco. Zgadzałoby się to z jej obrazem jaki miał w pamięci. Wrócił z nimi do biurka, by rozlać alkohol, od razu podając pierwszy nalany kieliszek. Nie odrywała wzroku nawet na sekundę od tego co znajdowało się w szufladach. Nie był wścibski, nie potrzebował wiedzieć co znajdowało się na licznych pergaminach, więc zamiast tego przyglądał się jej, spokojnie doszukując się pewnych szczegółów w jej mimice, które wskazywałyby na to jak się z tym czuje. Lekko nerwowe ruchy mocno błyszczących gałek ocznych, ściągnięte brwi i usta ułożone w nieneutralny sposób, jasno sugerowały, że jej zasłona była w miernym stanie. Nie komentował otrzymanych informacji. Spojrzał za to do skrytki, której zawartość wyglądała całkowicie zwyczajnie, Fiolki leżały w pewnym nieładzie, nieopisane, ale za to na tyle czyste by można było stwierdzić, że skrytka była szczelna. Pomyślał, że to doskonale, bo mogło to przedłużyć życie bardziej światłoczułym substancją, o ile takie się tam znajdowały. Postanowił je wyjąć, wytrzeć w ściereczkę znajdującą się na biurku i dokładniej przyjrzeć. W niektórych przypadkach sam kolor i gęstość mogły świadczyć już o tym jaka była ich potencjalna zawartość. - Nie wyglądają na apteczne. - stwierdził, przecierając którąś z rzędu. Większość sprzedawanych komercyjnie eliksirów miała odpowiednie oznakowania świadczące o tym skąd pochodzą, a wręcz jaki eliksirowar by odpowiedzialny za ich stworzenie. To pomagało znaleźć odpowiedzialnego za ewentualnie błędy w sztuce. W tym przypadku nie znalazł nawet jednej cyfry bądź litery na flakonach. Spojrzał na delikatny materiał o magicznych właściwościach, którego nie potrafiłby rozpoznać zapytany. Wiedział, że była od niego starsza i miała pewną wiedzę do której mu było daleko, dlatego nie zamierzał sprawdzać jej oceny, ufając jej pewności. - Wezmę. - nie znał co prawda wartości przedmiotu, ale sądził, że skoro była częścią pewnych legend to mogła być ona unikatowa. Widział dla niej pewne potencjalne zastosowania podczas swoich "wycieczek" na ulice Śmiertelnego Nocturnu. Sądził również, że jeśli kobiet po czasie zmieni zdanie, nie będzie widział przeszkód by oddać jej ten przedmiot. - Sądzisz, że miał powody by ją używać? - wiedział, że nie będzie w skowronkach, że pytał, ale z drugiej strony nie był tu po to by świecić ładną buzią. Mógł jej też czasem używać do rozmawiania. Sięgnął po listę, którą wyciągnęła z odmętów biurka. Papier nie zawierał klasycznych nazw eliksirów, a kilka było wręcz opisanych łaciną. Większość z nich zawierała ilość porcji i pory w jakich powinny być brane. Pomyślał, że niewiele mu to mówi. Obrócił papier w dłoniach, szukając na nim czegoś ciekawego i pewnie nie znalazł by niczego ciekawego, jeśli do jego nozdrzy nie dostałby się lekko cytrusowy zapach wraz z którąś falą powietrza. - Rozniecisz różdżkę? - miał pewną teorie na temat tego, że na pergaminie mogło znajdować się więcej informacji niż założyli na początku, a pokazanie tego jej było kluczowe w procesie dalszego przeglądania papierów.
- Nie zdziwiłabym się, gdyby część z tego była nielegalna. - rzuciła sucho, wcale nie dziwiąc się komentarzowi Bazorego. - Gdyby chciał ukryć to wyłącznie przede mną, nie użyłby sztuczki, którą znaliśmy tylko my dwoje. Wiedział, że nie będę szperać mu w rzeczach. Do czasu. Kati nie zamierzała obwiniać się o to, że po ośmiu latach śpiączki ojca wreszcie zdecydowała się zajrzeć do jego prywatnych zbiorów. Tak samo jak nie planowała pluć sobie w brodę za to, że nie zrobiła tego wcześniej. Działania kobiety nigdy nie były pozostawione przypadkowi, a każda sprawa była załatwiana we właściwym czasie. - Sądzę, że mój ojciec miał tyle tajemnic, że już nic mnie nie zaskoczy - to była pierwsza pochopna rzecz, którą nieświadomie dzisiaj rzuciła. I jedna z tych, które zdradzały jej stan ducha. Panna Korolevskaya nie miała w zwyczaju wygłaszać tego rodzaju stwierdzeń, jeśli nie była ich stuprocentowo pewna. - Wciąż nie wiadomo, kto tak naprawdę podpalił stadninę. I mimo wcześniejszych wątpliwości zaczynam sądzić, że to jednak mógł być on. Prośba Bazorego była zaskakująca, ale mimo pytającego spojrzenia Yekaterina zrobiła dokładnie to, o co prosił. Na pewno miał ku temu powody, a ona zdawała sobie sprawę, że był specjalistą. I był inteligentny, dlatego go tak ceniła. - Jakaś hipoteza? - spytała, kiedy koniec jej różdżki już płonął delikatnym płomieniem.
Czy były nielegalne? Możliwe. Równie dobrze mógł je przyrządzić ktoś nie posiadający uprawnień, nie znający procedur z tym związanych. Wszystko wskazywało na to, że ktokolwiek to był, nie było możliwości dowiedzieć się tego poprzez znalezione fiolki. Słuchał Katie i choć nie miał za wiele do powiedzenia w kwestii jej ojca, dostrzegał, jak bardzo temat robił na niej wrażenie. Nie dziwił się. W nim samym wiele emocji rodziła rozmowa na temat rodziny i jeśli on byłby w jej miejscu, na pewno nie obeszłoby się tak spokojnie. - Może. - odpowiedział lekko na komentarz o tajemnicach ojca, z którym sądził, że w innych warunkach oboje by się nie zgodzili. Zwrócenie na same słowa jakiejkolwiek uwagi wydawało mu się wystarczającym stwierdzeniem, że nie byłby na jej miejscu aż tak pewny tego. - Nawet jeśli to obciążenie go nic nie da. - nie znał szczegółów późniejszych problemów w stadninie, kojarzył jednak, że Banku Gringotta nie obchodziło wiele rzeczy, o ile nie obejmowała ich zawarta z nimi umowa. W ostatecznym rozrachunku mogłoby się okazać, że kobieta wyszłaby na tym gorzej, mając poza problemami w stadninie, dodatkowo pracowników ministerstwa posądzających jej ojca o celowe spowodowanie zagrożenia zdrowia i życia, jeśli nie ludzkiego, to zwierząt przebywających w stadninie. Nie było to warte zachodu. Poczekał chwilę aż ona wyciągnie różdżkę i rzuci odpowiednie zaklęcie. Jej pytanie wydawało mu się retoryczne, w końcu gdyby nie miał podejrzeń, nie miałby tak precyzyjnej prośby w jej stronę. Przez to od razu wziął się za działanie, ustawiając papier kilkanaście centymetrów nad płomieniem, tak, by tylko smuga ciepła mogła opalić symbole, które powoli zaczęły się wyłaniać z powierzchni pergaminu. - Atrament sympatyczny. - stwierdził, obracając pergamin w jej stronę. Nie zamierzał udawać, że była to pierwsza myśl jaka przyszła mu gdy otrzymał od niej "dokument", choć wiedział, że część eliksirowarów lubiła tak oznaczać swoje dokumenty by w przypadku nieścisłości być pewnymi, że nie zostały one zafałszowane. Minęło kilka minut zanim udało mu się opalić prawie cały papier, który okazał się obszerniej zapisany niż mógł podejrzewać. Ruchem ręki pokazał, że mogła już wygasić zaklęcie, samemu bacznie analizując tekst. - Prawie same trucizny w niewielkich dawkach. - kojarzył przynajmniej połowę, od muchomora sromotnikowego, przez bieluń na belladonnie kończąc. Wiedział, że jego podstawowa wiedza mogła nie być wystarczająca w tej dziedzinie i by mógł więcej jej powiedzieć potrzebowałby skonsultować się... zapewne z O'Malleyem. - Potrzebujesz wiedzieć więcej? - wpierw pytał, sądząc, że kobieta może nie być zainteresowana zawartością fiolek. Nie podejrzewał jej o takie metody załatwiania problemów, choć wiedział, że zapytany, chętne przedstawiłby jej odpowiednie roztwory. Na pewno te bardziej przez siebie cenione. Dzielenie się wiedzą z nią wydawało mu się naturalną koleją rzeczy, nawet jeśli ta wiedza nie była społecznie aprobowana.
Nie odpowiedziała, podnosząc kieliszek z winem, by wysączyć kilka łyków. Nie zamierzała się upijać, bo z doświadczenia wiedziała, że tylko raz wynikło z tego coś dobrego. Konkretnie poznanie obecnego tu Benjamina. Odrobina szumu w głowie zdawała jej się jednak w tej chwili czymś wskazanym, uśmierzającym nieco ból zszarganego serca zawiedzionego zrujnowaniem autorytetu, którym niegdyś był dla niej ojciec. Zamyśliła się, nie przeszkadzając w ujawnianiu symboli, które ktoś mugolskim sposobem zaszyfrował na tak skrzętnie ukrytej stronicy. - Trucizny? Mój ojciec się celowo truł? - cała zjeżyła się wewnętrznie na tę myśl, ale rozsądek zaraz wrócił, przynajmniej w pewnym zakresie. Pracowała przeciez w lecznicy dla zwierząt, więc to nie tak, że była kompletnie zielona w temacie. Może dlatego nie chciał się przyznać do leczenia? Wiedział, że byłaby przeciwna. Może to tylko pogorszyło jego stan i przyspieszyło wszystko? - Ben. Czy w tych fiolkach było coś, co mogło zmieniać osobowość? Co mogło wpływać na umysł, zmienić go jako człowieka? Wpatrywała się w niego, czując napięcie wszystkich mięśni. Wiedziała, że Bazory jej nie oszuka, nie poda złagodzonej wersji. On wiedział, że chciała wyłącznie prawdy, nie ważne jak okrutna miała się ona okazać. Jej ojciec żył. Istniała znikoma szansa, że po tylu latach się obudzi, ale nie umarł, istniało zatem niewielkie prawdopodobieństwo, że znów będzie mogła z nim porozmawiać. Istniała też możliwość, że za tym wszystkim kryło się coś jeszcze, coś, czego w tej chwili nie dostrzegała, a co mogło mieć wpływ na jej teraźniejszość i przyszłość. - Chcę wiedzieć wszystko, co może mieć znaczenie. Jaki mogły mieć wpływ na ojca, skąd pochodziły, kto je zrobił i po co. Jeśli dowiesz się czegoś więcej, chcę być na bieżąco. Zwłaszcza jeśli to może realnie wpłynąć na moje obecne, a nie tylko przeszłe życie.
Patrzył jak Katerina jest coraz bardziej zainteresowana tematem fiolek i tego co mogło się pod ich wpływem dziać z jej ojcem. Nie potrafił powiedzieć jej wiele, nie znając wszystkich trucizn użytych do przygotowania roztworów. Po tych, które potrafił rozpoznać, mógł stwierdzić, że posiadały działanie niepożądane na ośrodkowy układ nerwowy. Czy to odpowiednia ilość wiedzy? Uważał, że zdecydowanie nie. - On lub osoba, która mu to przyrządzała. Potrafisz stwierdzić czy to jego charakter pisma? - podał pergamin kobiecie do wglądu, choć wątpił by notatki rzeczywiście należały do jej ojca. W między czasie sięgnął po wino, którego po rozlaniu, jeszcze nie tknął. Wraz z rozwojem zdarzeń, coraz bardziej uznawał, że zachowanie jasności umysłu jest kluczowe, jeśli miał być przydatnym towarzystwem dla niej. - Wpłynąć na myślenie zdecydowanie, nie potrafię przewidzieć w jak znaczącym stopniu. - zaczął, chcąc wyczerpująco podejść do tematu. - Przydatne do określenia skutków byłaby informacja ile czasu zażywał eliksiry. Zabiorę je z sobą by skonsultować ich składy z eliksirowarem znającym się na truciznach. Lepiej wiem jak im zapobiegać. - upił łyk wina, oceniając w myślach jak wiele pracy będzie trzeba włożyć w dojście do ostatecznych skutków leczenia tymi truciznami. Podszedł bliżej niej, widząc, jak ze słowa na słowo stawała się coraz mniej stabilna. - Spokojnie, zajmę się tym. - ujął jej rękę, zamykając ją między swoimi dłońmi. Dopiero wtedy mógł wyczuć jak lekko drżała. Mimo to nie zdecydował się na większą bliskość, mając z tyłu głowy jaką niezręczność mogłoby to wprowadzić między nich.
Pokręciła przecząco głową. Znała pismo swojego ojca, zarówno to w alfabecie łacińskim, jak i w cyrlicy, dlatego tutaj odpowiedzi mogła być stuprocentowo pewna. Jedyne, co mogła postawić ręka Alexandra, to drobne adnotacje na marginesach, które wykonał w swoim rodzimym aflabecie. - Nie, charakter pisma w tym ukrytym tekście jest mi całkowicie obcy, tak samo jak te składniki. Za to te adnotacje w cyrlicy już mogą być jego. Wskazała kilka drobnych uwag, które mogły być przydatne przy rozpoznawaniu zawartości fiolek. Kati zdawała sobie sprawę, że rosyjski język był Benowi obcy, dlatego sięgnęła po czysty arkusz i spisała informacje w logicznym porządku, najpierw w oryginale, potem w tłumaczeniu na język angielski. - Ojciec nie był znawcą eliksirów. To raczej uproszczone określenia ułatwiające rozpoznawanie co jest czym. Niebieski flakon, gęsty zielony... - przy następnym się zawahała, niepewna, czy dobrze rozczytuje pospiesznie zakreślone litery. - Krwawy? Chodzi o określenie krwi, nie o kolor. Nie, chwila. Wcale nie spodobało jej się to, co przeczytała. Wyglądało to tak, jakby sam ojciec był speszony pisząc to hasło. Zmarszczyła brwi i podniosła spojrzenie na Bazorego. - Krew jednorożca. - powiedziała, czując, że nerwy puszczają jej coraz bardziej. - Ojciec cenił wszystkie koniowate, miał w planach azyl dla jednorożców poszkodowanych przez kłusowników. Trudno mi uwierzyć, że... Nie dokończyła, bo emocje naparły na nią od środka, odbierając jej na chwilę dech. Wspierający dotyk Bena jej pomógł. Przymknęła oczy i skupiła się na cieple jego dłoni, odpychając nieznośną myśl o tym, jak rzadko doświadczała takiej pomocy. Takiej obecności, stabilności i poczucia, że może przez chwilę osłabić tę fasadę, za która skrywały się wszystkie emocje. - Dziękuję, Ben - szepnęła, odzyskując względny spokój. - Boję się tego, co mogę znaleźć w pozostałych szufladach.
Dopiero gdy zwróciła uwagę na drobne symbole, przyjrzał im się bardziej. Zdecydowanie nie znał rosyjskiego i nie zamierzał poznawać, nie widząc powodów do jego nauki. Zwłaszcza jeśli mając z nim konieczność obcowania, mógł przyjść do niej. Była zdecydowanie większa szansa na to, że ona znajdzie z kimś wspólny język niż on. Obserwował jej skupienie i komentarze nad tekstem, upijając pierwsze centymetry wina z kieliszka. Smak miało lekko słodki, co nie sprawiało, że było dla Bazorego jakoś wyjątkowo atrakcyjne, ale sądził, że większości osób pewnie się spodoba. Nie to by był znawcą, po prostu z czasem zaczął rozumieć ogólnie aprobowany "gust". Dopiero gdy była pewna czym niepokojący dopisek był, zaczął się nad nim zastanawiać. Choć wspomniany składnik był równie niepokojący co trucizny, nie był jako jedyny z nich klasyfikowany jako szkodliwy. Nieaprobowany, nielegalny, a jednak charakterem nie pasujący do tego co zdążył wyczytać z listy. - Mogło jej nie być w fiolkach. - stwierdził rzeczowo, formując już w głowie pewne wnioski. - Nie pasuje do pozostałych. Nie ma jej w składach. Komentarze odnoszą się w większości do nich, ale krew przez utlenianie jest dość trudną substancją do przechowywania. - nie tłumaczył jej każdej myśli z osobna, nie mając jej za osobę, którą w rozmowie trzeba prowadzić za przysłowiową rękę. Oczekiwała od niego szczerości, a jej nie zamierzał jej szczędzić, jeśli oczywiście miał coś sensownego do powiedzenia. - Każdy zna legendy o jej właściwościach. Mogły być to jego plany. - nie pytał, doskonale wiedząc, że nawet kobieta nie będzie teraz w stanie na nic mu odpowiedzieć. Wiedziała tyle co on i choć znała swojego ojca lepiej, to najwyraźniej nie na tyle co sądziła. Wiedział, że ta dawka informacji którą dzisiaj dowiedziała się od niego, była przytłaczająca. Słuchał jej obawy, sądząc, że nie powinna tego dnia zagłębiać się bardziej w ten temat. To nie uciekanie, a ze świeżą głową byłoby jej prościej przez to wszystko przechodzić. - Zostaw to, jutro też jest dzień. - choć wiedział, że potrafili być równie uparci i jego słowa mogły nic nie wnieść to był pewien, że przynajmniej rozważy jego słowa, których przecież nie wypowiadał dla siebie.
Kobieta pokręciła głową nad tym wszystkim, nie wiedząc sama, co myśleć o znalezisku. Uniosła kieliszek i wypiła odrobinę więcej, niż wypadałoby w subtelnej degustacji, ale szybko się opamiętała. Nie zamierzała wpadać z jednych problemów w drugie, tym bardziej, że miała naprawdę dużo planów na to, co chce osiągnąć w życiu. Już zaliczyła swoje epizody uciekania w używki i wcale nie chciała tego powtarzać. Nie teraz, kiedy wszystko zaczęło wychodzić na prostą. - Jutro też jest dzień - powtórzyła głucho, patrząc przed siebie pustym wzrokiem. - Kolejny dzień, kolejna bitwa do stoczenia. Pokręciła znów głową i odstawiła kieliszek na biurko. Zgarnęła dokumenty we w miarę zorganizowany sposób, a potem ułożyła je w schludny stos. Chwilę się wahała w temacie eliksirów, ale wreszcie uznała, że Ben się na tym zna lepiej od niej, więc może sam zdecydować. - Przełożyć je do jakiejś skrzynki, czy chcesz wziąć po prostu szufladę? Zdaje się, że dość łatwo będzie ją wyjąć z biurka. O ile oceniasz, że to nie będzie zbyt duże ryzyko. Nie zamierzała się teleportować, Bazory wiedział, że to absolutnie nie jej działka. A zakładała, że transport na końskim grzbiecie mimo największych starań zaserwowałby fiolkom terapię wstrząsową. Było już późno. Była zmęczona i zakładała, że chłopak również. Dopiła swoje wino, ustaliła z nim resztę szczegółów, a potem uznała, że dłużej siedzenia w tym miejscu nie zniesie. - Wiesz Ben - powiedziała jeszcze, zanim się rozeszli. - Cieszę się, że nie sięgnęłam do tego wcześniej. Już te eliksiry wpływają na moją koncentrację. Gdybym o nich wiedziała w czasie największej walki, być może już dawno straciłabym to miejsce. +
Przyglądał się jak dziewczyn odzyskuje przynajmniej część spokoju, który przez jego odkrycie został zachwiany. Nie zamierzał jej w tym przeszkadzać, komentując jej słowa. Powoli wypuścił jej dłoń, gdy zaczęła porządkować rzeczy, które musiały poczekać na swoją kolej w niedalekiej przyszłości. Dopiero słowa o fiolkach, wyraźnie skierowane go niego, sprawiły, że poczuł się zobowiązany podjąć dalszą rozmowę. - Włożę je do futerału na fiolki. Używam go głownie w pracy, ale skoro stąd wracam do domu, mogę go zająć czymś innym. - stwierdził, sięgając do torby po skórzany sześcian, który w pewien sposób przypominał pudełko. Wewnątrz posiadał odpowiednie przegródki, które pomagały przenosić bezpiecznie eliksiry. Każdy pracownik po pewnym czasie musiał taki posiadać, jeśli nie chciał narazić się właścicielom, którzy swoim pracownikom lubili dawać po pracy za zadanie dostarczenie pewnym mniej oficjalnych lub specjalnych zamówień. Tego już nie powinien jej tłumaczyć. Wziął się za ostrożne wyciąganie fiolek, układając się zgodnie z listą, która udało im się rozszyfrować. Niektórych zdarzało się, że było naprawdę wiele sztuk, co wziął za dobry znak. Mogąc przeprowadzić więcej eksperymentów, będzie w stanie z większą dokładnością określić ich działanie. Gdy już to było zrobione, ponownie spojrzał na Katie, która od nerwów zdawała się zdecydowanie bardziej zmęczona niż zazwyczaj. Nie czuł już tego napięcia, które można było kroić nożem gdy tutaj przychodził. - Poradziłabyś sobie. Jesteś silna, pamiętasz? - nie spodziewał się odpowiedzi dłuższej niż skinięcie głową. Pomógł jej porządkować ostatnie rzeczy, zanim postanowił opuścić jej biuro. - Nic tu po mnie. Do zobaczenia. - stwierdził na odchodne, zamykając za sobą drzwi. Chwile zajęło mu wyjście na padok, a potem przeteleportowanie się przed swój dom by po całym dniu zalec w łóżku.
Yekaterina była rozsądna. Znała swoje możliwości i wiedziała, kiedy jest wystarczająco silna, by poradzić sobie z problemem samodzielnie, a kiedy obecność drugiej osoby znacząco ułatwi jej walkę. Poza tym miała dla Klementyny prezent urodzinowy, o którym już zdążyła ją uprzedzić, no i do tego wszystkiego uważała ją za naprawdę bliską osóbkę. Towarzyszkę niedoli w byciu idealną córką wybitnego ojca. Nie widziały się od wakacji, bo chociaż plany miała sprecyzowane, festyn w stadninie chwilowo przerastał ją organizacyjnie. List Kati nie był długi, nie był też wylewny, ani przesadnie serdeczny. Rosjanka była zwięzła, konkretna, rzeczowa. W żadnym liście nie potrafiła opuścić fasady silnej, niezależnej kobiety, którą kreowała od lat i za którą czuła się bezpiecznie. Clem jednak znała ją dostatecznie dobrze, by wiedzieć, że taka już była Kat i że to nie był wyraz niechęci, czy zdystansowania. Ot, po prostu zaprosiła ją do stadniny, by spędziły wspólnie trochę czasu i porozmawiały. A mówiąc językiem biznesowym, chciała zainwestować w tę relację czas i uwagę, spodziewając się wymiernych efektów w postaci zacieśnienia wzajemnych więzi i dołożenia cegiełki w budowanie przyjaźni. Bo każdy potrzebował przyjaciół, nawet Yekaterina. Z panienką Bardot umówiona była na popołudnie, zaraz po ostatniej lekcji, która przypadała tego dnia. Cebrzyk umówił pod jej nieobecność pierwszorazową lekcję z niejaką Céline Blanche, po której Korolevskaya nie spodziewała się zbyt wielkich wyczynów - uczennica była studentką, a studentów kojarzyła raczej ze słomianym zapałem. Zawsze to jednak jakiś pieniądz, nawet jeśli prawdopodobnie jednorazowy. Jak to mówią, knut do knuta! Dlatego w tej chwili stała przy wejściu do stajni Aetonanów i czekając na przybycie nieznajomej sprawdzała kompletność pasków przy ogłowiu dla oczekującego na jazdę pegaza.
Spontaniczność szarpnęła za dziewczęce struny, gdy uznała, że lekcja jazdy konnej będzie tą właściwą. Nie znała się na zwierzętach, tak jak i na roślinach, jednakowoż nie miała też nic do stracenia, a kto wie - może akurat odnajdzie w swym wypchanym po brzegi kalendarzu malarstwa, czas na dodatkowe zainteresowanie? Z ekscytacją więc szła w kierunku stadniny, gdzie już odliczała minuty od poznania tych niezwykłych stworzeń, które niebotycznie intrygowały gryfonkę. Były majestatyczne i piękne w każdym swym calu, dlatego dopiero po chwili zorientowała się, że przecież kłamała co do swojej lekcji, podając nieprawdziwe imię i nazwisko, ale na tyle zbliżone inicjałami do jej, że... Nie stanowiło to problemu, by podejrzewać utkaną z prozy dnia codziennego, niewinną farsę. Uśmiechnęła się bardziej do siebie, aniżeli do mijanych osób, po czym wreszcie znalazła się pod umówioną stajnią. Jej oczom ukazała się sylwetka Katyi, za którą Francuzka zdołała się stęsknić, wszak od wakacji minęły dwa miesiące, a one nie miały dostatecznie czasu, by poświęcić go sobie. Odgarnęła gęste pukle z twarzy, uśmiechając nieco przekornie. - Dzień dobry - powiedziała z rozbawieniem, nie kryjąc tej wibrującej przekory w głosie, po czym zrobiła kilka kolejnych kroków w stronę Rosjanki. - Mam nadzieję, że nasze dzisiejsze zajęcia nie wyślą mnie do świętego Munga, bo mam go na razie dość, a wspominając niefortunne wypadku z Podlasia... Śmiało mogę stwierdzić, że i do szeptuchy nie mam ochoty wracać - żart zatańczył na dziewczęcym języku, gdy jej oczom ukazał się pegaz; dostojny, niebywale urokliwy i zachwycający w każdym calu. Roześmiała się nagle, widząc zaskoczoną minę Korolevskayi. - Nie rób takich oczu! Musiałam znaleźć jakiś sposób, żeby się spotkać, nie sądzisz? - rzuciła ze spokojem, zbliżając się nieco bliżej koleżanki niedoli życia.
Widok Clementine pojawiającej się grubo przed czasem, w dodatku w trakcie zaplanowanej lekcji, zbił Yekaterinę z tropu. Wyszkolona w grze pozorów zachowała spokój, ale panna Bardot doskonale odczytała konsternację w jej oczach. Konsternację, która chwilę później zamieniła się w iskrę zrozumienia. - Céline Blanche - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Mogłam się spodziewać takiej zmyślności po córce dyplomaty! Uśmiech nie przychodził jej łatwo, ale ktoś taki jak Klementyna mógł z powodzeniem odczytać w drobnych zmianach na jej twarzy, że szczerze się ucieszyła. Zapewne powinna przytulić serdecznie gryfonkę. Zapewne powinna zrobić wiele rzeczy, które normalni ludzie robią na widok bliskiej osoby. Ale ona była przede wszystkim sobą, zdystansowaną, powściągliwą i chłodną. - Cieszę się, że jesteś. - powiedziała, a jej słowa miały głębsze znaczenie, niż zwykłe zadowolenie ze spotkania. - No, ale czas nas goni, a ty zarezerwowałaś jazdę. Wszystko musi się zgadzać. Powiedz, Clem... To znaczy CELINO, czy w tym stroju masz pełną swobodę ruchu? Wyglądasz jak zawsze zjawiskowo i elegancko, ale sądzę, że tym spodniom przydałoby się więcej elastyczności. Zaraz ci opiszę jak je transmutować. Normalnie sama by się za to zabrała, ale wiedziała, że Clementine jest utalentowana w tej dziedzinie i posiada dużo większe umiejętności w dziedzinie transmutacji krawieckiej. Poza tym nie odważyłaby się tknąć zaklęciem tych wytwornych strojów. Merlinie, czy to był prawdziwy kaszmir? - O ile dobrze pamiętam, nie miałaś wcześniej styczności z prawdziwą nauką jazdy. Zatem nie miałaś okazji do tej pory przygotowywać pegaza do jazdy, zgadza się? - Kati była konkretna i nie marnowała czasu. Po prawdzie bardzo chciała, by Clem nauczyła się jeździć. I naprawdę nie mogła się doczekać wspólnych konnych przejażdżek. - Zawsze zaczynamy od wyszczotkowania sierści, zwłaszcza teraz, kiedy często pada, na padoku jest dużo błota, a pegazy zmieniają okrywę z letniej na zimową. Nie używamy do tego zaklęć. Czyszczenie ręczne pozwala na sprawdzenie, czy twój wierzchowiec nie ma żadnych ranek i otarć, które byłyby przeciwwskazaniem do siodłania i lotu.
Clementine Bardot
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173
C. szczególne : Ubrania umorusane farbą olejną; włosy w artystycznym nieładzie i uśmiech - naprawdę zachwycający
Nie chciała tworzyć tej nieco niepotrzebnej gierki, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że Katya mogła nie zgodzić się na jej lekcję, za którą płaciła zgodnie z tym, co oferowali podopieczni Rosjanki. Igrała więc nie tylko z samą sobą, ale też ze starszą koleżanką, natomiast usprawiedliwieniem był fakt, że ta godzina jazdy ofiarowana została przez Olivera, jakby ojciec faktycznie zamierzał wynagrodzić ciemnowłosemu dziewczęciu wszelkie braki rodzicielskie. - Cóż, wolałam cię zaskoczyć niż od razu wyłożyć wszystkie karty na stół - wyznała zgodnie z prawdą, uśmiechając się nieco przepraszająco, bowiem nie miała w swoim zachowaniu żadnych złych intencji. Czekała na sugestie związane z tymi zajęciami, mając cichą nadzieję, że nie wydarzy się nic złego. Ciągle posiadała w głowie wspomnienie z Podlasia, a przecież po ostatnich wydarzeniach ze szpitala - nie chciała powielać szansy na to, żeby skończyć ponownie w świętym Mungu. Roześmiała się więc na wytknięcie tego imienia, potem z pełną uwagą słuchając kolejnych słów. Propozycja o transmutowaniu odzieży była dla niej czymś normalnym, toteż pochwyciła swoją różdżkę i zrobiła wszystko zgodnie z sugestią Yekateriny, a następnie posłała jej pełny dumy uśmiech, bo takie zabawy nie stanowiły dla gryfonki żadnego problemu. - Gotowe - zakomunikowała, gdy czar dobiegł końca, zaś ona miała na sobie bardziej wygodne ubranie, dzięki któremu jazda powinna być łatwiejsza. Z drugiej strony - z Francuzką nigdy nic nie było oczywiste, więc i z trudnością dało się ocenić konsekwencje jej wyborów. - Niestety nie, choć wierzę, że nie pokona mnie to już w pierwszych minutach... Wolałabym się nie zrażać do nabywania nowej umiejętności - zażartowała nieznacznie, zgarniając ze sobą jedną ze szczotek, które wskazała jej dziewczyna, podchodząc razem z nią do wierzchowców. Zachwycających, pełnych wdzięku i niewyobrażalnej siły, której nie powstydziłby się nikt z czarodziejskiego towarzystwa. - Na co zwrócić szczególną uwagę w pielęgnacji? Powinnam do niego podejść w odpowiedni sposób? Skąd będzie wiedział, że mam dobre zamiary? - nie wiedziała tego, starając się jak najlepiej zrozumieć magiczne stworzenie. Oczekiwała od siebie nieco więcej, stąd przysłuchiwała się każdej sugestii, aż wreszcie odważyła się wyciągnąć w kierunku pegaza dłoń, by subtelnie dotknąć jego chrap, ofiarowując szansę poznania swojego zapachu. - Tak dobrze? - dopytała, po czym oczy rozbłysły wyraźnym zachwytem. - Jest piękny!
Z ubraniami Clemka poradziła sobie w mgnieniu oka, co w ogóle nie zaskoczyło Kati. Skinęła głową z uznaniem na znak, że gryfonka spisała się na medal, a potem przeszła do opowieści o tym, jak obchodzić się z końmi i pegazami. Snuła popartą zadaniami praktycznymi opowieść o tym, jak analizować mowę końskiego ciała, o czym mówią jego uszy, a także inne mniej lub bardziej subtelne zachowania. Pokazywała, jak podchodzić do konia, jak go nie wystraszyć i jak nie prowokować, by użył potężnej siły swoich tylnych nóg. - Bardzo dobrze - powiedziała z delikatnym uśmiechem, który pojawiał się na jej ustach niezwykle rzadko. Teraz jednak nie mogła się powstrzymać od radosnych myśli o tym, jakie to będzie cudowne, tak dzielić z Francuzką jeździecką pasję. Wreszcie gdy doszły do etapu czyszczenia, Kati opowiedziała o szczotkach, zgrzebłach i kopystkach, dopiero wtedy pozwalając sobie na odpłynięcie od tematu, choć tylko częściowe. Wciąż bowiem kręciła się w klimatach jeździeckich. - Dlaczego chcesz jeździć? - zagadnęła, obserwując ze szczerym zaciekawieniem twarz studentki. - Wygląda na to, że masz dobre podejście. Nie każdemu przychodzi to tak instynktownie. Czekając na odpowiedź cały czas śledziła ruchy Clementine, w razie potrzeby korygując jej ruchy, choć tak naprawdę niewiele musiała poprawiać.