Aby się tutaj dostać trzeba zejść po bardzo stromych schodkach. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie popalają albo przesiadują na starej przekrzywionej ławce. Miejsce to nie jest ani atrakcyjne ani bezpieczne - wystarczy nieuważny krok, a wpadniesz do wody, bowiem dociera tu brzeg szkolnego jeziora.
- Jak się ładnie postaram i mam cierpliwość to się potrafi. - wyjaśnił. Ale za bardzo do takich rzeczy nie przywyknie. Po prostu cierpliwości nie miał. Kiedy ją Obią zaśmiał się znowu przegryzła wargę. Zaczął ją delikatnie kołysać w rytm muzyki, którą słyszał tylko on. Musiał się powstrzymać by nie zacząć śpiewać. Ona tym czasem wzięła szkicownik i znowu zaczęła coś dorysowywać. Nie potrafiła minuty w spokoju wytrzymać. Po trzech minutach odłożyła ołówek na trawę. Wyjęła różdżkę. Oczywiście była czarownicą o czystości stuprocentowej krwi. Tak samo jak on. Obrazek teraz lśnił kolorami. - Piękny. Bardzo mi się podoba. Na pewno będzie jednym z moich ulubionych. Jest w nim coś magicznego. I niespotykanego. No i po prostu nie da się wyrazić tego słowami. - wyjaśnił zachwycając się nim.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. -Bardzo się cieszę, ze Ci się podoba. -powiedziała melodyjnym głosem. Odgarnęła niesforny kosmyk rudych włosów z porcelanowej twarzyczki i wetknęła go za ucho. -Proszę, to dla Ciebie. -dodała podając mu szkicownik i ołówek. -Jeśli będziesz miał ochotę to coś narysuj. -powiedziała cichutko i uśmiechnęła się delikatnie. Popatrzyła mu głęboko w oczy nie przestając się uśmiechać. Pocałowała go w policzek zadowolona. -Mam nadzieję, że będziesz mi pokazywał swoje rysunki. Bo jak nie to będzie z Tobą źle. -zagroziła mu paluszkiem rozbawiona. Zachichotała radośnie patrząc na Patrica. Odgarnęła mu niesforną grzywkę z oczu.
Uśmiechnęła się delikatnie do niego. Zgarnął wszystkie jej włosy do tyłu wa zauważył, że lecą jej do przodu i przeszkadzają. Podała mu szkicownik i ołówek mówiąc, że to dla niego. - Ależ to nie najlepszy pomysł szkoda kartek a ja nie umiem rysować, wolę patrzeć jak ty to robisz- wyjaśnił spokojnie. - Ty lubisz rysować, a ja śpiewać. Gdybym ci kazał śpiewać to też być pewnie się nie zgodziła, co? - zaśmiał się delikatnie nie przestając jej kołysać. -Nie będzie żadnej potrzeby nic pokazywać. Jedynie co mogę ci pokazać do referat do sprawdzenia. Ale rozumiem, że dziś nie chcesz myśleć o nauce, bo to jest Nasz dzień
Westchnęła cichutko słysząc Jego słowa. W sumie miał rację. Włożyła szkicownik do torby i spojrzała na Patrica. -Ahh referat. Jeśli chcesz możesz pokazać. -powiedziała i wzruszyła delikatnie ramionami. Uśmiechnęła się uroczo i oparła głowę o Jego ramię. Referat już skończyła wczoraj wiec nie musiała się nim martwić. Patric też skończył więc mieli dziś wolne od nauki. Złapała dłoń chłopaka i zaczęła bawić się Jego paluszkami nucąc coś przy tym pod noskiem. -Racja, nie myślę dziś o nauce. Dziś myślę tylko o Tobie, o Nas. -dodała cichutko nie przestając sie uroczo uśmiechać. Westchnęła bezgłośnie patrząc mu w oczka z zadowoleniem. -Co będziemy teraz robić? -spytała zaciekawiona zerkajac na Patrica. Zagryzła delikatnie białymi ząbkami dolną wargę i czekała spokojnie na to co odpowie.
Hm. Nie zastanawiał się co będą robić. Ale przecież zawsze można improwizować, ostatnio często to robił. - Możemy zawsze pogadać. No powiedz, masz kogoś. A może ktoś ci się podoba? Znam go? - nalegał. Przecież jego przyjaciółka była śliczna i musiał już kogoś mieć. Zazwyczaj osoby o rudych włosach były seksi. I to właśnie te osoby mniej więcej najszybciej znajdywały sobie chłopaków. - Tylko proszę szczerze i bez żadnych wykrętów.- ponaglił ją patrząc na niezadowoloną twarz. W słońcu jej końcówki robiły się czerwone i zaśmiał się z tego. - referat bym ci pokazał, ale wiem, że ani ty, ani ja nie mamy na to ochoty- wyjaśnił cichutko.
-Mhmm, racja. A więc rozmawiamy. -powiedziała posyłając mu uroczy uśmiech. Popatrzyła w Jego śliczne oczka swoimi czekoladowymi tęczówkami. Słysząc Jego pytanie zaśmiała się cichutko i pokręciła zabawnie głową na boki. -Nie głuptasie, nie mam nikogo na oku ani nic z tych rzeczy. -powiedziała melodyjnym głosem, a na Jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech. Odgarnęła niesforny rudy kosmyk włosów z policzka i wetknęła go za ucho. -A Ty masz już kogoś na oczku przystojniaczku? -spytała i spojrzała na Niego z zaciekawieniem. Zniecierpliwiona wyczekiwała Jego odpowiedzi. Przecież Patric był taki przystojny i nie jedna dziewczyna się za Nim oglądała. Zagryzła delikatnie białymi ząbkami dolną wargę.
Zaśmiał się lekko. Nie mógł uwierzyć, że nie ma nikogo. Przecież na nią każdy by leciał na skinienie palcem. A może to ona po prostu nie była gotowa? Wolał się nie dopytywać. - Eh. koszmar. Nie jestem żadnym przystojniaczkiem. No i życie nie jest takie łatwe. Chyba mnie nikt nie kocha.- zrobił smutną minę. Przeczesał wolną dłonią grzywkę. Eh i znowu robiła to z warką już nie mógł wytrzymać. - Jestem może jakiś zwolniony w rozwoju. Ale chciałbym mieć dziewczynę, ale nie wiem jak postępować. Eh. pewnie wyrosnę na kolejnego kawalera. - zamartwił się na poważnie.
Słysząc Jego słowa skrzywiła się niesmacznie. Uważnie mu się przyjrzała. -No przestań! -powiedziała oburzona i ujęła Jego twarz w obie dłonie. Popatrzyła mu głęboko w oczka. -Jesteś ideałem, po prostu jesteś nieśmiały. -dodała i uśmiechnęła się delikatnie. -Jeśli podoba Ci się jakaś dziewczyna to po prostu wiesz praw jej komplementy, umów się z Nią. Jeśli zobaczysz, że dobrze czujecie się w swoim towarzystwie to powiedz Jej co czujesz.. -wyjaśniła cichutko opuszkami palców gładząc Jego policzki. Posłała mu delikatny uśmiech i prawą dłonią odgarnęła mu włosy z oczu. -Patric na prawdę jesteś normalnym chłopakiem, w sensie rozwoju. -dodała delikatnie kiwając głową w górę i dół.
- Może i tak, ale jakoś nie umiem sobie tego przyswoić. - wyjaśnił. - nikt za mną nie przepada. ale co na to poradzisz? takie życie- westchnął. gdyby wiedział jakie jego życie jest ostatnio przykre. - jak myślisz powinienem włosy ściąć ? - zapytał. może powinien coś ze sobą zrobić. zmienić te sweterki na coś bardzo męskiego no i włosy ściąć by wyglądać jak chłopak. Może wtedy by ktoś go zauważył, a nie tak jakoś jak kameleon.
Wywróciła teatralnie oczyma słysząc Jego słowa. -Przestań. -powiedziała kręcąc głową na boki. Gdy wspomniał o ścięciu włosów przeraziła się. -Oszalałeś?! Zostaw te włosy w spokoju! -krzyknęła patrząc na Niego szeroko otwartymi oczyma. -Hmm, może inaczej się ubieraj. Zobacz jak ubierają sie inni chłopcy i dostosuj się. -zaproponowała i wzruszyła delikatnie ramionami. Uśmiechnęła sie do Niego delikatnie patrząc na Niego. -A włosów nie ruszaj! -powiedziała kiwając groźnie paluszkiem. Zaśmiała się cichutko.
- no ale dlaczego akurat ubiór a nie włosy?- spytał. To przecież dziewczyny, płeć piękna miała mieć długie śliczne włosy. Ale postara się to zmienić. - a tobie jako dziewczynie co się ci we mnie podoba a co nie?- był tego ciekaw. Przewrócił oczami w wstał, bo nie chciało mu się cały czas patrzeć do góry. pomrugał szybko oczmi wyczekując na odpowiedź i modlił się, żeby odpowiedź nie brzmiała "nic".
-Podobają mi się Twoje włosy, nie ścinaj ich. -powiedziała cichutko patrząc na Niego. Wzięła torbę z trawy i zawiesiła ją na ramieniu. Westchnęła cichutko. Słysząc Jego pytanie spojrzała na Niego i zmrużyła lekko powieki. Przez chwilę stała tak w milczeniu wpatrując się w chłopaka. -Co mi się w Tobie podoba? Masz śliczny uśmiech i oczy, jesteś zabawny. Przy Tobie czuję, że mogę być sobą i wiem, ze nigdy byś mnie nie zostawił. Jesteś romantyczny i słodki. -wymieniła szczerze. Spuściła głowę w dół, a rude włosy zasłoniły jej porcelanową twarzyczkę. -Nie podoba mi się w Tobie to, że nie jesteś pewny siebie. -dodała cichutko i westchnęła bezgłośnie.
Podszedł do niej. Założył rękę za głowę, a drugą ręką splótł ich palce. - już nic na to nie poradzę, że jestem nie pewny. Bo nikt nie może być pewny innych ludzi. Każdy jest inny i na swój rodzaj wyjątkowy.- pociągnął ją ścieżką. Nie żeby mu się tu nie podobało, ale miał dość siedzenia tutaj. - To co teraz robimy ? Na co masz ochotę ? Nie chce mi się tutaj wiedzieć. Mam ochotę robić coś szalonego. - ręką, która miał splecione palce z jej obrócił ją o 180 stopni. - Moglibyśmy polatać na miotłach, potańczyć, pośpiewać, pobiegać, zrobić coś szalonego.
Gdy złapał Jej dłoń spojrzała na Niego. -Hmm, nie wiem co możemy porobić. -powiedziała melodyjnym głosikiem. Uśmiechnęła sie delikatnie idąc obok Niego. -Już wiem gdzie możemy iść! -wykrzyknęła uradowana. Ścisnęła mocniej Jego dłoń i pociągnęła go pędem w stronę zamku. -Na pewno Ci się spodoba. -powiedziała uśmiechnięta. Spojrzała na Patrica zadowolona.
[z/t] x2
Ostatnio zmieniony przez Faye Grey dnia Sro Lis 27 2013, 16:07, w całości zmieniany 1 raz
Ech, Hogwart, Hogwart, Hogwart.. Prawdopodobnie najlepsza i zarazem najciekawsza szkoła, uczelnia na świecie. Taka duża. Ogromna. Niezbadana. Nieznana w dużej części, nikomu. Wspaniałe. Ileż ten Zamek musiał przeżyć. Ileż słyszeć jego ściany. Ileż romansów, zdrad, miłosnych wyznań, samobójstw, zgonów nagłych, czy naturalnych, musiało być w ciągu całej historii tego wielowiekowego, bez wątpienia miejsca. Właśnie te sprawy kotłowały się pod czupryną młodego artysty, gdy siedział nieco skulony, przede wszystkim jednak schowany, na łączce pod mostem. Pogoda była wspaniała, więc czemu by jej nie wykorzystać? Zwłaszcza, że mało osób generalnie przebywało tego dnia na terenie szkoły. Czemu, nie miał pojęcia. Dobra, on sam z radością posiedziałby teraz w Londynie, w swoim mieszkaniu, jednak podjął inną decyzję. Tak dawno tu nie był. Tak na dłużej. Tak dawno nie szwędał się po tych korytarzach.. Smutne, ale zaczynał dostrzegać wady swojej decyzji o opuszczeniu dormitorium wraz z rozpoczęciem studiów. No, ale to temat na inną dysputę. Jak powiedziałem, skulony, zajął miejsce pod mostem. W dłoni trzymał ołówek, którym kreślił na opartej o udach stronie swojego ukochanego szkicownika. W ustach papieros. Jego dym, nieustannie krążył między płucami Krukona, a atmosferą. Niczym nie zmącona cisza, stanowiła idealną dlań muzykę. Rysował i rysował. Co tak właściwie? Otóż, stworzył portret jednej uroczej Gryfonki, którą mijał na korytarzu. Uczennica. Ewidentnie. Żadnego studenta bowiem nie uraczył dziś w zamku. Może się pochowali, a może ich nie było. Nie wiedział i chyba jakoś niespecjalnie chciał. W każdym razie, narysował jej portret, co by w przyszłości mniej więcej ją skojarzyć, w razie jakby się poznali. No, a teraz. Teraz rysował plan Hogwartu. Oczywiście taki z własnej wiedzy. No i nie był to plan. W zasadzie teren szkolny z lotu ptaka. Jeśli można to tak nazwać. Mimo pełnego skupienia, które mu towarzyszyło, zdołał widzieć przechadzającą się po terenie postać. Więc nie jego jednego tu przywiało. Cóż. To dobrze. Podobno nie można się tak alienować. Przynajmniej może z kimś pogada. - Witam. - powiedział bardzo szybko i cicho, na tyle głośno, żeby potencjalny rozmówca mógł go usłyszeć, po czym wrócił do przyswojenia kolejnej dawki nikotyny. Zasadniczo, to papieros już dogorywał, jeśli można o nim tak powiedzieć.
Obudziłam się, ubrałam wzięłam pod rękę pamiętnik i teleportowałam się na łąkę. Jest tu tak pięknie. Słońce oświetlało moją twarz. Czułam promienie słoneczne mnie ogrzewają. Usiadłam na suchej trawie. Oddychałam świeżym powietrzem. Czułam trawę, ostatnie szeleszczące liście i lekki zapach jeziora. Lubiłam te zapachy. Zawsze przypominały mi dlaczego lubię tu przebywać. Z jakiego powodu lubię Hogwart. Oczywiście kochałam go nie tylko za to, ale przyroda była jego częścią. W krzakach coś zaszeleściło. Widziałam że gałęzie się poruszyły. Wstałam z ziemi otrzepując spodnie. Czekałam aż to coś wyjdzie z zarośli. Nagle moim oczom ukazał się mały śliczny króliczek. Był wielkości mojej dłoni. Pewnie jeszcze był młody. Podbiegł do moich butów i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczkami. -Hej maluszku. - Wyglądał jak by się oburzył że nadałam mu taki przydomek. Podałam mu rękę, ale on się odsuną. Po chwili obwąchał ją i wskoczył na dłoń. Usiadłam na starym miejscu. Pogłaskałam go między uszkami, odwdzięczył mi się i polizał po ręce swoim chropowatym językiem. Uśmiechnęłam się do niego i lekko zachichotałam bo okazało się że mam łaskotki na wewnętrznej stronie dłoni. Pobawiliśmy się razem chwilkę a on zwiną się mi na kolanach i usną. Wyciągnęłam pamiętnik tak żeby go nie obudzić. Czułam jak jego futerko ogrzewa mi nogi. Ubrałam się dzisiaj odpowiedniej do pogody więc nie było mi zimno. Pisałam, i pisałam aż w końcu spadł śnieg. Opadał mi na rzęsy, włosy i króliczka. Otrzepał się i pobiegł w stronę z której przybył. Patrzyłam za nim jeszcze chwilkę z uśmiechem na ustach. Czułam jak upływa ciepło z moich nóg. Powoli wstałam. Czułam zimny wiatr i płatki śniegu. Ziemia robiła się powoli biała, ja zresztą też. Zamknęłam oczy, a twarz skierowałam w stronę nieba. Złapałam raz płatek śniegu na język. Czułam jak śnieżynka się roztapia, po chwili poczułam wodę. Stałam tak chwilę, aż zauważyłam że mała rodzinka królików zebrała się za mną. Obróciłam głowę tak żeby na nich popatrzyć. Pomiędzy nimi był, ten który wcześniej do mnie przyszedł. Nie wiedziałam co chcą ale cieszyło mnie że przyszli. Zawsze chciałam mieć królika ale jakoś nigdy nie wyszło. Przykucnęłam a rodzinka uszatych się na mnie rzuciła. Zaczęła mnie lizać i obwąchiwać. Czyżby mały towarzysz o mnie im przekazał? Zaśmiałam się z moich myśli. Przecież wiem że króliki nie mówią ale skąd by wiedzieli że tu jestem? Największy z nich stał w tym samym miejscu co wcześniej. Popatrzyłam się na niego przez chwile. Był inny niż reszta. Biały z niebieskimi oczami. Wszyscy inni byli albo szarzy albo brązowi z brązowymi oczami. Cały czas wydawało mi się że patrzy mi się w oczy. Spoglądałam na niego ukradkiem ale już go tam nie było. Ach przecież to królik a nie Animag. Czułabym wolność. Mogłabym polecieć gdziekolwiek bym chciała. To tylko marzenia. Wstałam otrzepałam się z sierści którą króliki zmieniają na ziemię. Gdzieniegdzie było jeszcze trochę sierści ale nie przeszkadzało mi to za bardzo.
Cisza, którą ktoś raczył skwitować jego pytanie, zmieniła się w ciekawość, kto też się tu czai. Miał tylko nadzieję, że nie będzie to jakaś para uczniaków, albo studentów, którzy przyszli tutaj w wiadomym celu.. Bądź, co bądź Piątek nikomu nie chciał psuć dnia. A już na pewno nie ludziom, przybywającym tutaj w celu znalezienia pewnych przyjemności. - Eee… Cześć? – powiedział, spotykając gościa. Zatem w pracy przerwała mu jakaś niegroźna dziewczynka, po szatach poznał, iż Puchonka. Świetnie. Do tego uczennica. Coś mu mówiło, że lepiej spadać do swoich zajęć, zanim nie będzie za późno. W końcu, nie wiedzieć czemu, ale uczniaki jakoś w dwojaki sposób podchodziły do jego rysunków – dziewczęta zazwyczaj nie kryły zachwytu, natomiast panowie, wykluczając tych zniewieściałych, nazywali jego sztukę szajsem itd. Nie znaczyło to jednak, że nie mieli pewnego respektu przed starszym kolegą. W końcu nie jeden z nich, potem przychodził, bądź pisał do Ambroga sowy, w sprawie lekcji rysunku. Niestety, na planach wszystko się kończyło i bardzo dobrze. Piątek w roli nauczyciela.. nie bardzo to widział. O zgrozo i on chciałby wykładać Mugoloznawstwo tutaj? W tym zamku? Niedoczekanie jego. - Przepraszam, jeśli Ci przeszkodziłem. Narobiłaś w sumie dużo hałasu i.. – nie, źle się wyraził. No cóż, trudno. Za późno. W końcu to uczennica. Oni z reguły wszystko rozumieją nieopatrznie. No dobra, nie wszystko, ale od jakiegoś czasu trafiał wyłącznie na takich, którzy mieli pretensje, a każde słowa skierowane do nich były atakiem i próbą wyżycia się, odbicia sobie złego humoru na młodszych. Dzisiejsza młodzież.. taka.. dziwna?
Spojrzałam się na chłopaka. Nie wiedziałam co zrobić. Przez chwilę się jąkałam aż przemówiłam. - Przepraszam, na prawdę. Nie wiedziałam że ktoś tu o tej porze jest. Zazwyczaj jestem sama, chyba mnie rozumiesz. -Przegryzłam wargę, nie wiedząc co zrobić.- To może ja już pójdę co ty na to? Nie będę ci przeszkadzać- Cały czas mówiłam spokojnym, zmęczonym głosem zupełnie nie podobnym do mojego. Wzięłam zeszyt, uśmiechnęłam się do chłopaka przyszykowana na odejście. Właściwie to czemu miałam odejść? To co on mówi to nieprawda. Nie zrobiłam jakiegoś wielkiego hałasu. To moja wina że napadły mnie króliki? O Jezu jak to zabrzmiało. Tak brawo Sarah zaatakowały cię małe słodkie króliczki. Ahh ja i ta moja wyobraźnia. Chłopaka zamurowało. Wywróciłam oczami i podeszłam do niego. -Tak w ogóle to w czym ci tak wielce przeszkodziłam? -Trochę mnie to zastanawiało. Przecież co mógł tak wielkiego robić? Wyglądał na chłopaka który pali trawkę w zaroślach lub na jakiegoś bezdomnego. Oczywiście nie chciałam go urazić ani nic z tych rzeczy, po prostu chłopak na prawdę tak wyglądał. Nie wiedziałam co dalej myśleć. Zrobiło mi się trochę zimno. No w końcu była zima, a ja nie byłam znów tak grubo ubrana. Przeklinałam właśnie w myślach za to że jestem taka głupia i nie ubrałam sobie czegoś cieplejszego. -Odpowiesz czy będziesz się gapił? Oj to było trochę nie miłe, przepraszam. -Ale ze mnie chamska osoba. Krukon po prostu chciał być miły i zwrócić mi uwagę za to że za głośno się śmiałam...? Koniec zdania wydał mi się trochę głupi. Czekałam z uśmiechem aż odpowie. Sorry musiałam poprawić a ty mógł byś mi odpisać ;)
Słuchał jej przeprosin i tak w sumie głupio się poczuł. Zasadniczo, nie była aż tak głośno. Po prostu on tworzył akurat. No i tak samo jakoś wyszło. Najbardziej w takich chwilach cenił sobie ciszę. Nie taką absolutną. Po prostu chodziło o ludzką obecność, a właściwie jej brak. Tak, to lubił najbardziej. Ptaszki mogły sobie ćwierkać, wilki wyć do Księżyca, wszystko mu jedno. Byle nie słyszał człowieka. Nie wiedzieć czemu, ale to jedno zawsze go rozpraszało. Może właśnie dlatego, że miał ochotę – jak teraz – podejść, powiedzieć dzień dobry i takie tam. Ach ten Piątek. Masakra z nim. Tak źle i tak niedobrze. I bądź tu człowieku zdrowy. No cóż, artyści tak mają. Tym się pocieszał zawsze. I tłumaczył, ale to przemilczmy. - Nie, przepraszam.. – powiedział nieco zakłopotany, skupiając wzrok na drzewie, byle tylko nie nawiązywać kontaktu wzrokowego ze swoim „oprawcom”. – Ja po prostu, podobnie do Ciebie, rzadko spotykam tu ludzi i w ogóle. No, zdziwiłem się. Wiesz, jak się jest sam na sam z matką naturą, to nagle obecność człowieka wydaje się być niesamowitym hałasem, o czym powiedziałem. Serio przepraszam. – rzucił, uśmiechając się tak, jak gdyby chciał ją w ten sposób udobruchać. Swoje spojrzenie utkwił w drzewie. Bardzo fajnym. Miało taki nietypowy kształt. Mógłby, nie musiał je namalować. A przynajmniej naszkicować. Wewnętrzny przymus. Po prostu musiał. No, dobra. Nie musiał, po prostu miał taką potrzebę. Myślałby zapewne dalej, jak tu ugryźć ten obiekt, ale z zamyślenia wyrwał go głos tej Puchonki (poznał po szatach; nawet całkiem dobrze, że uczniaki mieli je nosić, zakładając, iż rzeczywiście była uczennicą – niektórzy studenci też w nich chodzili). - Co? A tak, przepraszam. – rzucił, wracając na ziemię. – w sumie w niczym konkretnym. Po prostu, oddawałem się procesowi tworzenia. – powiedział, zgodnie z prawdą. – No, a Ty co tu porabiałaś, porabiasz? – uśmiechnął się.
Uśmiechnęłam się do chłopaka widząc jego zakłopotanie. Hah, to zawsze ciekawie wyglądało. Nie to że się nad nim znęcałam, czy bawiła mnie jego że tak powiem delikatność. -Po pierwsze przestań mnie przepraszać bo głupio się poczuje -Widząc że znów chce mnie przeprosić pokazałam mu żartobliwie palcem żeby tego nie robił. Podeszłam do niego bo zauważyłam że całkiem daleko od niego stoję. -Właściwie to napadły mnie króliki, a poza tym to hm... czytałam. Taka prawda nie robiłam nic specjalnego. Przyszłam, usiadłam przeczytałam i zostałam napadnięta. Proste i nudne. Zgadzałam się z nim. Też wolałam jak było słychać tylko dzicz, tak na prawdę wszystko oprócz tych cholernych ludzi. Za każdym razem muszą coś podpalić, zepsuć lub zniszczyć wspaniałość przyrody. Ah i kto to mówi, dziewczyna która... a racja ja rzeczywiście czasami psułam, niszczyłam lub jarałam, ale nigdy nie zniszczyłam piękna przyrody. Ba dla mnie to było niemoralne, dlatego na pergaminie zawsze starałam się pisać jak najładniej. Oczywiście ja wiem że to głupota, ale drzewo to drzewo i nie powinno się go niszczyć. Widząc jak rośnie, widząc jak pierwsze liście spadają jesienią, to takie piękne. Ludzie którzy to niszczą, zabijają zwierzęta i różne oznaki tego piękna dawno zatracili swoje, że tak powiem uczucia. Ludzie często postrzegają wszystko z innej perspektywy. Jeśli zabiją zwierzę to jest normalne, jeśli zabiją kolejnego nędznego człowieka od razu trafiają do więzienia. Kiedyś zastanawiałam się nad tym czy nie zostać wegetarianką, ale prawda była taka że skrzydełka lub szynkę to ja lubię. Ah wyrwałam się z krainy moich kreatywnych myśli do chłopaka który nie wyglądał najlepiej. - A tak w ogóle to od kiedy tam siedziałeś? Nie widziałam cię... -Taka prawda. Nie widziałam go ani nie słyszałam.. -A tak w ogóle jestem Sarah.
Napadły króliki… - uśmiechnął się w duchu, wyobrażając tą scenę. Ona jedna, a na niej setki, nie tysiące królików. A kolejne w drodze. Walą powietrzem, wodą, lądem, wszystkim. Ze wszystkich stron. Drzwiami i oknami. Wyłażą z komina, ryją podziemne tunele, a ona jedna biedna, nie wie co ma zrobić. Tak. Wiadomo, czym się zajmie, jak już wróci do domu. Oj tak. To będzie zabawne. Nawet miał w głowie pomysł na to, jak te króliki miały wyglądać. Oczywiście te z pierwszego planu, bo kolejne będą zawierały odpowiednio mniej detali i takie tam. Tak.. I znowu by odpłynął. - Od kiedy? Od jakiś.. – przerwał, wyciągnął zegarek kieszonkowy, trzymany w lewej kieszeni – Dwóch i pół godziny. Kiedy przyszedłem nikogo tu nie było. No, a teraz jesteśmy we dwoje, otoczeni przez króliki.. – znowu wybuchnął śmiechem. Ale bynajmniej nie dlatego. Po prostu, zwierzęta w magicznym świecie zdawały się być potwornymi sadystami. Nie tak dawno temu, przecież rozmawiał z jedną Puchonką o tym, jakby wyglądał świat po apokalipsie Bizonów, a dzisiaj usłyszał, że Króliki też wyrastają na kolejnych wrogów ludzkości. Biedni ludzie.. Zewsząd otoczeni. Masakra. I jak się tu obronić? - Ambroge. - powiedział, wyciągając dłoń w jej kierunku. W ogóle, to miał straszną ochotę zapalić. – Jesteś prefektem? – rzucił nagle, rozglądając się spokojnie wokół. Nikogo nie było. To dobrze. Nie polecą punkty, może obędzie się bez kary, wizyty u Hampsona i takich tam innych jakże wspaniałych przyjemności. Pod warunkiem, że ta nowopoznana osóbka, Sarah, nie była prefektem. A jeśli już była, to rozumiała pojęcie nałogu i wszystkiego, co było z tym związane. Tak, wtedy był uratowany.
Zaśmiałam się. Hah, ona prefektem? Haha dobre. Nigdy w życiu. Ci kretyni myślą że wszystko mogą, zachowują się jak by nie byli nastolatkami i przestrzegają tych swoich reguł olaboga. Uścisnęłam jego rękę. Słysząc następne pytanie zaśmiała się i wyciągnęła paczkę papierosów z torebki. -Chcesz? To chyba oznacza że nie, nie jestem prefektem. Oni są... żałośni, że tak powiem. -Sama wyciągnęłam sobie jednego papierosa i zapaliłam. Wiał straszny wiatr więc raczej go nie odpalę, ale jednak udało się. Podałam mu zapalniczkę. Szczerzę to szczelałam. Ale wyglądał na takiego co pali. Tak, da się ich rozpoznać. Sama czasami paliłam, dlatego nosiłam jak by co papierosy. Miałam w dupie co pomyślą te sknery. Oni to nawet piwa nie wypiją bo co? Bo coś się stanie! Nikt nie wie co i pewnie nic ale oni się boją. Było to żałosne. Tak jak wspomniałam. Ojej przecież mogę trafić do dyrektora czy do jakiejś nauczycielki! Straszne... Szczeniacy. Jeden z nich to w ogóle był przez przypadek prefektem. To teraz się ich losuje tak? Bo wcześniej to trzeba było coś zrobić czy zdać. Gramy kto zostanie nowym sługasem... O wiem ty, właśnie ty. Tak wstań i się przedstaw gramy w chybił trafił zostań prefektem! Ludzie już naprawdę nie przestrzegają reguł. Nie było ich dużo! Ale wracając do chłopaka. Wziął moją paczkę i też zapalił. Ciężko wypuszczało się dym z powodu wiatru. -A tak w ogóle to na którym jesteś roku? Nie z byle kim palę, jesteś jednym z nielicznych. -Puściłam mu oczko wypuszczając dym.
Prefekci? Ci z Hogwartu? Zachowywali się dojrzale. A to ciekawe. Miał inne wrażenie. No, ale co tam. Przecież oni też są ludźmi i lubią czasem zaszaleć, a to że mają takie a nie inne zadanie.. Cóż. Po części ich wina. Choć o winie Piątek by tu raczej niemów ił. Wręcz przeciwnie – o zasłudze. W końcu nie każdy z uczniów, bądź co bądź, zostaje przyjęty na ten urząd. I bardzo dobrze. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść, więc dobrze, że było ich dosłownie kilku. Sam Piątek nic do nich nie miał, mogli sobie istnieć, rozmawiać z nim, pić. Wszystko mu było jedno. Jeśli tylko pili z nim, czy palili po szkole, nie łamiąc szkolnego regulaminu, nie ma sprawy. Jeśli jednak widzieli, jak świadomie łamał szkolne zasady, czemu mieliby go nie ukarać? Przecież to byłby precedens, a na to sobie pozwolić nie mogli. Bo gdyby tak było, to cały Zamek już dawno byłby zarzygany i zadymiony. Jak widać jednostki porządkowe, oraz te egzekwujący przestrzeganie prawa były potrzebne. Wszystkim, nie tylko jemu, czy jej. - Dzień dobry. Zdajesz sobie sprawę, że palenie na terenie zamku jest zabronione? Podobnie jak nakłanianie do tego osób trzecich? – zapytał, nagle zmieniając ton wypowiedzi. – Na twoje nieszczęście, to nie jedyna zbrodnia jakiej się dziś dopuściłaś. Poza tym jeszcze zakłócanie porządku, a także napastowanie zwierząt. Nie widzę innego rozwiązania problemu jak wlepienie Ci szlabanu do czasu spotkania z Dyrektorem i przedsięwzięciem przez niego właściwego postępowania. Zdajesz sobie sprawę, że będzie on dopiero po świętach? – swój monolog, zwieńczył bardzo poważną miną. Po chwili jednak zaczął się głośno śmiać. Zdezorientowana dziewczyna długo nie połapała się o co chodzi. W końcu jednak przestał. – Przepraszam. Nie mogłem. – powiedział, nieco bardziej się ogarniając. Po chwili jednak samemu wyciągnął swoją paczkę, odpalił, nie będąc jednak na widoku, czyli wracając do poprzedniego położenia. Z resztą dziewczyna poszła za nim. - Pierwszy studiów. – odparł rzeczowo. – A jeśli to jakieś wyróżnienie, to wybacz, nie czuje się wyróżniony. – dodał bardzo poważnie. I bardzo dobrze. Co go tu będzie podrywać, albo jakieś bógjedenwieco, jakaś małolata, co to jeszcze z szat nie wyrosła?! Poza tym.. On miał swoją muzę. Aktualnie przebywała w rodzinnym domu, ale to nie problem. Grunt, że była takowa. Tak, tak. Ech, Elsie, Elsie.. Z chęcią by teraz do niej napisał, jednak wiedział, że to niemożliwe. Sytuacja była bowiem bardzo skomplikowana. – Ale jeśli Cię to jakoś pocieszy, mnie to bez różnicy z kim palę. – powiedział po krótkiej chwili, również puszczając oczko w stronę dziewczyny.
Na początku może rzeczywiście się zdziwiłam, ale po chwili połapałam się i zaczęłam śmiać razem z nim. Schowałam paczkę i wróciłam do chłopaka. -Serio wcale? Szkoda na prawdę. -Uśmiechnęłam się zadziornie, ale widząc jego spojrzenie na mnie trochę zaniemówiłam.- Słonko nie pomyśl sobie że cię podrywam. Za żadną cholerę bym tego nie zrobiła. Oj mój nietakt. Nie żeby coś, ale mam kogoś na oku. A tak jak by co jestem na siódmym roku. Ups. Nic nie chciałam powiedzieć, po pierwsze nie był w moim typie, po drugie no raczej bym go nie podrywała. Na początku uraziła mnie jego obojętność, ale tym lepiej. Nie chciało mi się w nic bawić. Był to był. Ważne że miałam z kim porozmawiać. Pustka której ostatnio doświadczałam coraz bardziej zaczynała mnie denerwować. Ile człowiek może być sam? na dłuższą metę to nie wyobrażalne. Serce czegoś pragnie prawda?! Dobrze wiedziałam że z tym chłopakiem nic z tego. Zresztą wyglądało to bardziej na jakąś dobrą znajomość. Jakoś umiem wyczuć kiedy mam szansę, a kiedy nie. Było to całkiem łatwe. A wracając do chłopaka. Nie miałam zamiaru się przejmować. Wypuszczałam co chwile dym. Papieros po woli się kończył.
Zima odchodziła w niepamięć, a na jej miejscu pojawiała się wiosna. Był to wręcz idealny pretekst, by wyrwać się na chwilę z zamku i odpocząć chwilę w samotności, najlepiej w jakimś cichym miejscu, gdzie nie słychać wrzasków jakiś głupich pierwszaków. Właśnie to postanowiłam dzisiaj zrobić -odizolować się od ludzi i znaleźć choć odrobinę spokoju. Szłam dróżką prowadzącą na łąkę pod mostem, która idealnie wpasowywała się w odpowiednie kategorie wyboru miejsca na odpoczynek. Na moim ramieniu wisiała dżinsowa torba, a w prawej ręce wesoło dyndały czerwone Convers'y, z wciśniętymi do środka skarpetkami, które zdjęłam, kiedy tylko moja stopa stanęła na trawiastym terenie. Sięgnęłam do kieszeni spranych dżinsów i wyciągnęłam z niej listek balonowej gumy do żucia, która zaraz wylądowała w moich ustach. Kiedy powiał silniejszy wiatr, lekko zadrżałam. Najwyraźniej ubranie, jako górnej części garderoby, granatowego t-shirt'a z Brucem Lee nie było przesadnie wspaniały pomysłem. No trudno. Kiedy dotarłam do środka łąki, rzuciłam torbę na ziemię, a już po chwili leżałam obok niej. Wyciągnęłam z niej jakże kultową książkę Maria Puzo, pod tytułem "Ojciec Chrzestny" i otworzyłam ją mniej więcej w połowie. Usadowiłam się wygodnie na plecach, wciskając sobie swój bagaż pod głowę, w zastępstwie poduszki. Skrzyżowałam kostki, a czerwone okulary przeciw słoneczne wesoło błysnęły w promieniach wiosennego słońca. No po prostu świat się cieszył tą spokojną chwilą razem ze mną.
- Ops. Przepraszam.. – rzucił tylko, kiedy uświadomił sobie, że nie jest tu sam. A kiedy to zrobił, po tym, kiedy stanął sobie jakoś tak, żeby ogarnąć jakieś miejsce na polance i czyjś głos delikatnie przebił się do jego świadomości. Spojrzał w dół i zobaczył, że zasłonił komuś dostęp do światła, rzucając cień. Sorry. Nie zrobił tego specjalnie. – Byłem pewien, że nikogo tu nie ma.. – rzucił tylko, na przeprosiny. Cholera. Zatem nie był tu jedynym osobnikiem. Jego samotnia została naruszona. Czystość tego miejsca skalana, choć w sumie, nie pierwszy i nie ostatni raz, prawda? Prawda. Ale kurde. No. To jest najgorsze w takich miejscach. Pełno ludzi tu było, bo wszyscy je znali. A jemu jak na złość, dobrze się w nich myślało. Stąd właśnie jego obecność tutaj, kiedy wiosna na dobre, zdawało się, zawitała do Hogwartu. Grzechem więc byłoby nie wykorzystać takiego dnia i nie wyjść porysować, prawda? - Już sobie stąd idę. – rzucił tylko, zbierając z ziemi swoją skórzaną torbę. Podniósł ją i ruszył w sobie tylko znanym kierunku, wlokąc ją za sobą. Znalazł sobie miejsce, niespełna sześć, siedem metrów od dziewczyny. Zostawił torbę, z ktorej wyjął kocyk. Na owym kocyku usiadł wygodnie, po czym z tej samej torby wyjął dziwnnej wielkości zeszyt, ołówek oraz paczkę papierosów. Przez długi czas, rozglądał się wokoło, szukając czegoś, co warto byłoby uwiecznić. W końcu jego wzrok trafił na dziewczynę. Nie bardzo tylko wiedział, czy może to zrobić, czy też nie bardzo. Dlatego wolał się powstrzymać. Zaczął więc rysować portret parki, spotkanej dziś na dziedzińcu przed wieżą zegarową. Tak.. wyglądali tak uroczo. Nie, żeby Piątek nie znał tamtej dziewczyny i nawet nie wylądował z nią w łóżku.. Nic z tych rzeczy. Tak bardzo cieszył się teraz ich szczęściem. Tak bardzo, że aż wyciągnął papierosa i odpalił go różdżką.