Aby się tutaj dostać trzeba zejść po bardzo stromych schodkach. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie popalają albo przesiadują na starej przekrzywionej ławce. Miejsce to nie jest ani atrakcyjne ani bezpieczne - wystarczy nieuważny krok, a wpadniesz do wody, bowiem dociera tu brzeg szkolnego jeziora.
Aga przez jakiś czas milczała patrząc na jezioro. Nie mogło się w niczym równać z morzem, że o ocenie się nie wspomni. Dziewczyna lubiła wodę. Zarówno ją oglądać, jak i pływać. - Tak będzie najlepiej - zgodziła się Aga. - Nie lubię takiego niespodziewanego okazywania uczuć. Gavrilidis nie przepadała za rozmyślaniem o uczuciach, a tym bardziej, żeby o tym rozmawiać. Tak po prostu miała. Nie wyniosła tego z domu. Po prostu tak już miała. - Jak chcesz - stwierdziła. W parasolkę Agi przestały uderzać krople deszczu. Aż w końcu przestały całkowicie. Dziewczyna złożyła więc parasolkę. Teraz zdecydowanie lepiej. Deszcz nawet latem potrafił być zimny, a zimą taki właśnie był. W Anglii deszcze były dość powszechne. Nie mniej jednak także ten kraj miał w sobie coś ciekawegouznała Aga.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
-Chętnie. Na I piętrze u studentów jest klasa kosmiczna, w której sądzę, nie będziemy musieli narzekać na zimno i brak miejsc do siedzenia, co Ty na to?- Zapytał się jej uśmiechając się do niej. Kiedy uśmiechnęła się tak do niego, poczuł się trochę zmieszany.Dobra rozmowa nie jest zła, szczególnie po nużących lekcjach, poza tym on również polubił tą ciemnowłosą Gryfonkę po której sam nie do końca wiedział czego się spodziewać, może właśnie dlatego tak ją polubił? Dotychczas większość osób i spraw nie było dla niego tajemnicą, a ona owszem.
Klasa kosmiczna równała się dla Agi jednym. Będzie trzeba ją wołami stamtąd wyciągać. Wszystko, co wiązało się kosmosem, wróżbiarstwem i nie wiadomo czym jeszcze oznaczało dla Aglaii nieodpartą chęć zagłębienia się w przyszłość. Czy tam się nie wybierze. - Nie - powiedziała. - Tam się nie wybierajmy, bo po co siedzieć w zamku, kiedy się wypogadza - dodała. Swoją pasję do wróżbiarstwa wolała nie rozgłaszać wszem i wobec. I tak już miała wiele chętnych na poznanie przyszłości za jej pośrednictwem. Ciężkie jest życie wróżbitki. - Posiedźmy na dworze - Aga wbiła czubek parasolki w trawę i oparła o nią ciężar ciała. - Jeszcze się w zamku nasiedzisz jak znów będzie padało. Co prawda Aga nie była miłośniczą spacerów w zimie, ale w powietrzu już zaczynało się czuć wiosnę. Tak więc miała taki kaprys, by posiedzieć trochę na zewnątrz. W końcu nie wiadomo, kiedy znów wyjdzie słońce.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
- Faktycznie pogoda sie wypogodziła - stwierdził tylko, niemalże szeptem. Na twarzy Huana widniał delikatny, uroczy uśmiech. Ach, miał ochotę się nagle przytulić do dziewczyny ale powstrzymał się, przecież takie zachowanie było nieodpowiednie. Położył dłonie na swoich kolanach i wpatrywał się w niebo, także jezioro, mieniące się kolorami Siedział sobie, jesteś naprawdę urocza... Co ja mówię, nadal jesteś! - zaśmiał się,zorientowszy się, co właśnie powiedział. Nie był zbyt dobry w prawieniu komplementów, ale nigdy też nie miał problemów z dziewczynami... - Lubisz robić zdjęcia... - bardziej stwierdził, niż zapytał. Pamiętał, że kiedy pierwszy raz spotkali się też chyba miała ze sobą aparat - Jesteś troszkę zbyt nieśmiała coś mi się wydaje - dodał po chwili z lekkim uśmiechem na ustach, jednak nie był on ani trochę ironiczny. Tak o, po prostu się uśmiechnął Pokręcił lekko głową aby odpędzić te myśli, trzeba być w życiu optymistą. Może ona wcale nie chce tu ze mną siedzieć? Może jestem strasznie nudny? -Powiedział nieco ciszej i przeniosł wzrok na chmury ktore wolno sobie po niebie pływały
Ostatnio zmieniony przez Huan Bedau dnia Nie 17 Mar 2013 - 21:42, w całości zmieniany 1 raz
Parasolka zaczynała się głębiej wchodzić w ziemie, która była rozmiękła po deszczu. Więc Aglaia musiała ją wyciągnąć i tyle jeśli chodziło o podparcie jakie dawała parasolka. Będzie musiała stań o własnych nogach. A na pewno na tą mokrą trawę nie usiądzie. - Doprawdy? - Aglaia uniosła zdziwiona brew do góry. Pierwszy raz spotkała się z tym, by ktoś jej powiedział, że je śmiała. - Wydaje mi się, że raczej stwierdzam to, co jest oczywiste dla większości. Po dość długiej zimnie większość ludzi nie może się doczekać, kiedy wyjdzie słońce. Gryfonka zapatrzyła się w chmury. Obłoki przybierały różne kształty i rozmiary. A Aglaia już zaczynała doszukiwać się w nich jakiś zwiastunów. Tego nawyku chyba się nie pozbędzie za nic na świecie. Widocznie tak już miało być. Nie mniej jednak jej to nie przeszkadzało. - Owszem lubię robić zdjęcia - zgodziła się Aglaia. - To swego rodzaju sztuka. Nie dało się zaperzyć, że Aglaia nieco czasami za bardzo dała się pomieść robieniom zdjęć. W domu albumy chowała pod łóżkiem, chociaż nie wiedziała czemu.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Odwrócił twarz w jej stronę, posyłając Gryfonce uroczy uśmiech. Wykrzywił wargi w łobuzerski uśmieszek.Podniósł tułów stając obok niej, a każdy krok, rozsiewał zapach jego perfum. Lubił ludzi z pasją, byli niesamowici, bo robili to, co kochali.Byli wyjątkowi, bo nie uginali się pod presją otoczenia. Aga taka była, Huan bardzo się starał... - Każdy ma coś interesującego w sobie, tylko trzeba umieć to dostrzec. - Powiedział i zerknęła na Age, teraz mogła spojrzeć mu w oczy. Miała niebieskie tęczówki, które bardzo spodobały się Huanowi. Jej wzrok wydawał się taki...hipnotyzujący. Zerknął teraz na jej usta. Mogłby z niom siedzieć tak przez długi czas. Przy niej czuł się tak dobrze! znał ja dośc długo na tyle że może mu zaufać - Tak? ... a co jest w takim razie tak bardzo interesującego we mnie? - spytał, szczerze zaciekawiony. Gryfonki wydawała mu się być bardzo otwartą dziewczyną, nie spodziewał się, żeby miała się speszyć, jednak... w życiu wszystko jest możliwe. doszukałas się w chmurach jakiś zwiastunów.czego kolwiek-spytał usmiechajac sie do niej Przynajmniej jedno nas łaczy sztuka oraz robienie zdjęc, ja robie zwierzakom i roznym roslinom w ich naturalnym srodowisku czasem zdarza sie chmury. moze wypadało by spytac taka niesoodziewana reakcja miał ochotę się nagle przytulić do dziewczyny ot, tak poprostu-Zmarszczył czoło patrząc na nią,spytał
Aga odłożyła parasolkę na trawę i podeszła do jeziora. W trawie nie było raczej szans na znalezienie płaskich kamieni dobrych do puszczania kaczek na jeziorze. Dziewczyna lubiła je puszczać, ale coś czuła, że będzie się musiała nieco ich naszukać. Za to potem jaka będzie radość, jeśli znajdzie kamienia i będzie mogła kaczki popuszczać. Lubiła potem patrzeć jak kręgi rozchodzą się po tafli wody i docierają do brzegu. W pewnym sensie było to nieco hipnotyzujące. - Możliwe - powiedziała Aga. Nie przepadała za przyznawaniem komuś racji, więc starała się tego unikać. - Chociaż większości nie chce się szukać. Męczy ich to. Gdzie te cholerne kamienie? Jak były potrzebne, to ich nie było. Aglaia przeszła kilka kroków w prawo i na coś natrafiła. Kamień nie był może idealnie płaski, ale nadawał się do celów. - Przyznaję, że twoje zainteresowania są dość ciekawe. Rośliny i tego typu rzeczy. Panna Gavrilidis miała to do siebie, że jeśli nie chciała odpowiadać na jakieś pytania, po prostu udawała, że ich nie było. Nie świadczyło to o niej za dobrze.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Rozejrzał się i pomyślał sobie, że tu jest tak pięknie... Mokry piasek na dnie,woda była czysta, dlatego widziało się promienie słońca łamiące się na powierzchni wody i błękitne bezchmurne niebo... Obserwował jej poczynania- podszedł i podał jej mały kamien aby sobie mogła puscic kaczke nauczysz mnie też zawsze jakos nie wychodzilo - spytał i ruszył wolnym krokiem w jej stronę z dziarskim uśmieszkiem wymalowanym na ustach. - Ładnie tu, co? - zapytał, uśmiechając się promiennie. Rozejrzał się po okolicy, a jej wzrok zatrzymał się na chwilę na jeziorze, aby potem ponownie spojrzeć na koleżankę. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, a zaraz potem gwałtownie kichnął, zakrywając usta. - Nie jest ci zimno? Jeżeli tak, to zawsze możemy się przenieść w cieplejsze miejsce
Dziewczyna nachyliła się nieco i rzuciła kamień na wodę. Odbił się dwa razy zanim wpadł do wody. Aga lubiła oglądać jak kręgi rozchodzą się na wodzie i od małego, aż do największego docierają do brzegu tworząc małe fale. - Nie dam rady - powiedziała Aga. - Nie nadaję się na nauczycielkę, bo za bardzo mnie wnerwia, jak ja coś tłumacze, a ten ktoś nie rozumie. To nie jest trudne, więc jak trochę poćwiczysz, to sam się nauczysz. Aga w życiu nawet nie chciała być nauczycielką. To zadanie ją przerastało, a po za tym nie znalazło się w kręgu jej zainteresowań. A skoro jej nie interesowało, to po co sobie tym zawracać głowę? Właśnie z takiego założenia wychodziła Aglaia Chara i nie traciła czasu i energii ta rzeczy zbędne. - Jak dla mnie możemy tu zostać jeszcze trochę - powiedziała biorąc do chłopaka kamień i rzucając drugą kaczkę. - Jest w miarę ciepło, a mi zbrzydła zima i śniegi. W sumie deszcz też.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Huan zamilkł. Brakowało mu słów, by wyrazić to co chciał. Nie wiedział co miałby zrobić, by dziewczyna mu uwierzyła. By naprawdę mogła mu zaufać, i spróbować się otworzyc przed nim. Cóż jeżeli nie wiesz co masz robić, to zrób z siebie kompletnego kretyna.Uśmiechnął się i zdjął swoją koszulę. - Słowa- wypowiem ich tysiąc, to i tak niczego to nie zmieni co czuje do ciebie,równie dobrze mogę wskoczyć do jeziora, i się utopić. powiedziawszy,Huan zaczął iść w stronę jeziora. I naprawdę teraz było mu zimno. Lecz nie zważał na to. Miał jedynie nadzieje że tym kretyńskim zachowaniem, przekona dziewczynę,i że będzie o to walczył. A jeżeli nie? Cóż to się utopi, jak postanowi coś, to zrobi, chociaż by to go kosztowało jego życie. Miał ochotę zakaszleć, więc chcąc nie chcąc,Kaszlną raz i drugi, zorientował się też, że boli go gardło. - Chyba się przeziębiłem - stwierdził - No, ale skoro już tu jestem, to nie mam zamiaru tak prędko wychodzić. Muszę chociaż trochę poćwiczyć Co z tego, że może przeziębić się jeszcze bardziej? Przecież i tak była już zaziębiony. Kaszlnął jeszcze raz, ale zupełnie się tym nie przejął Podszł do brzegu i ukucnąłkolo Agi w poszukiwaniu płaskich kamieni. Popuszcza sobie kaczki na wodzie. Lubił patrzeć jak kręgi rozchodzą się po tafli wody.
Aglaia odeszła do jeziora, bo raczej więcej kamieni w tych okolicach, ponieważ za dużo jest trawy. A Aga nie była za bardzo niecierpliwa i nie chciało jej się szukać. Ukucnęła koło parasolki i podniosła ją. Przedmiot nieco był mokry od trawy, więc Gryfonka o trzepnęła go. Na rączce pozostało nieco wody, więc wytarła ją o nogawkę spodni. - Z przeziębieniem nie ma żartów - stwierdziła Gavrilidis. Oj, jak ona nie lubiła być chora. Szczególnie uciążliwy był katar, a jeszcze bardziej, jak taka woda leci z nosa i nie obejdzie się chusteczek. A raczej tony chusteczek. - Najlepiej zapobiegać chorobie niż pozwolić się jej rozwinąć - podniosła się do pozycji stojącej. - W sumie może lepiej wracać do zamku? Aga poczuła pulsowanie w lewej skroni. A to zwiastowało tylko jedno. Będzie ją bolała głowa. Niedobrze.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Wcale nawet nie twierdził, że ten pomysł jest głupi! Przecież jezioro tak pięknie mieniło się kolorami, tak kusiło... Zupełnie jakby mówiło, że Huan musi natychmiast przyjść i zanurzyć się w wodzie. - Popływać może kiedyś... - powtórzył. Jego twarz nagle rozjaśniła się, a w oczach rozbłysły iskierki szaleństwa. Wstał z trawy, otrzepując się i rzucił ostatnie spojrzenie na otaczającą go zieleń. Jeszcze nieraz tutaj wrócę, pomyślał. - Słuchaj, muszę już iść. Hm, wybacz. - rzekł, tym razem zmienionym tonem. Chłodnym tonem. I przy ostatnim wyrazie wcale nie było czuć ani nutki skruchy, wręcz przeciwnie. Jego głos był twardy i stanowczy. Po tych słowach obrócił się na pięcie i poszedł z Agą. Tak po prostu, poszli do zamku a tak sie rozstali poszli w swoja strone on do swojego dormitorium a ona cóż nie wiadomo zt
Ostatnio zmieniony przez Huan Bedau dnia Pią 22 Mar 2013 - 22:46, w całości zmieniany 1 raz
Aga bez słowa poszła za Huanem do zamku. Dobrze jej zrobiło wyjście na dwór, ale pulsowanie zaczynało przybierać ma sile. Będzie trzeba się udać do Skrzydła Szpitalnego. Szkolna pielęgniarka na pewno coś na to poradzi. Aga nie lubiła bólu. Bo tak na prawdę nie było w tym nic przyjemnego, a jedynie złe samopoczucie, a nie raz towarzyszyły temu jakieś innego objawy. Dziewczyna po wejściu do zamku od razu skierowała się do skrzydła szpiytalnego. Po coś, aby jak najszybciej pozbyć się bólu. z/t
Niektórzy rodzice narzekają na swoje dzieci, że te są zbyt leniwe, że nie chcą nic zrobić, że nigdzie nie chcą pójść. Najlepiej przespałyby cały dzień ze słodyczami i telewizją, ewentualnie komputerem. Adha spała raz na tydzień zaledwie jakieś cztery godziny. Ale czy ona wyglądała na osobę, która potrzebowałaby odpoczynku? No, nie sugerujmy się wyglądem. Niestety (albo stety?) ta dziewczyna posiadała w organizmie takie coś, co nie pozwalało jej na żadne tracenie energii. Wiecznie zasilone akumulatory, o! Ciekawe czy jako osiemdziesięcioletnia babuleńka nadal będzie mieć niepotwierdzone-lecz-wyraźniewidoczne ADHD. Kto wie, może ona nawet nie dożyje trzydziestki, bo wcześniej zechce jej się zeskoczyć z jakieś mega wielkiej wieży? Pewnego dnia, gdy uznała, że znając wszystkie zakamarki w Hogwarcie jej się nudzi, wyszła z zamku i znalazła jakąś zastanawiającą ścieżkę, po której doszła sobie do bardzo ładnej łąki znajdującej się pod mostem. Miała wtedy chyba 12 lat i uznała, że od teraz zaklepuje to miejsce na dormitorium... Jak widać, nie zaklepała go na stałe, ALE. To nie jest ważne. Bo tego dosyć słonecznego dnia postanowiła znaleźć ścieżkę na nowo i znowu posiedzieć sobie na łące. Jej niezawodna, długa pamięć znalazła ścieżkę w mgnieniu oka a Dhort sprintem przebiegła ją całą, ani trochę się nie męcząc. Westchnęła długo i głęboko, oglądając po raz drugi łąkę. Że też oni pocą się w tym zamczysku, podczas gdy wszystkie lekcje mogłyby odbywać się WŁA-ŚNIE-TU! Niestety life is brutal i tak dalej, więc Adhalinne postanowiła cieszyć się uroczą chwilą siedząc na trawie. Ależ słodko. Wyglądała jakby na kogoś czekała, ale szczerze wątpiła, by ktoś oprócz niej postanowił teraz tu przyjść. Smuteczki. Tak trochę nudno jej samej! No dobra, nic... Przetrwa to. W ostateczności znajdzie sobie motyla - najfajniejszego towarzysza do dzikich zabaw i najwierniejszego kumpla!
To prawda. Niektórzy rodzice narzekają na swoje dzieci... Np. słodka trójca Blake'ów... Pandora, Blair i oczywiście kochany Tony. To mogło doprowadzać do szału. Ich rodzice byli po rozwodzie, a nadal mieszkali w tym samym domu. Matka na jednym skrzydle, a ojciec na drugim. Po środku były pokoje dla dzieciaków. Świetny mieli pomysł. Nietrudno się domyślić, że kiedy matka zapraszała kogoś do siebie (faceta) ojciec szalał i nagle wiercił i świdrował, kosił trawę, tańczył, puszczał muzykę tak, że pół Australijczyków mogło sobie urządzać imprezę na drugim końcu kraju i jeszcze by tańczyli topiąc się w tych dźwiękach. Głównie dlatego Blake'owa dama nadal była i będzie sama. Bo oczywiście ojczulkowi wszystko pasowało. On był sprytniejszy i spotykał się z kobietkami, kiedy indziej i gdzie indziej... Także spoczi. A pociechy? Panda i Bibi były bliźniaczkami. Głównie z nimi były problemy, bo razem stanowiły całość, której się wszyscy bali. A Tony? Ciągle dokładał swoje dwa grosze na wierzchołek góry lodowej i tyle z tego było. Jakby nigdy nie mógł wytrzymać pięciu minut bez wtrącania się. Taka to już rodzina, taka sytuacja, taka karma. Nic nie poradzisz. Blair właśnie opuściła dormitorium, w którym aktualnie sypiała i kroczkowała sobie do kuchni po pączka. Pączek, pączek bez rączek! Oczywiście miała przy tym mnóstwo zabawy, bo przecież wszyscy na nią patrzyli, jak na ufoludka. Nietrudno się też domyślić, że dokładała im powodów do zastanowienia, bo zazwyczaj wygłupiała się przy tym i mówiła w niezrozumiałym języku, który opracowała w dzieciństwie z Pandą. Dzięki temu mogły porozumiewać się z rozgwiazdami! Przynajmniej tak do tej pory myślały! Ale no dobrze. Blair tu. Blair tam. Blair już wzięła pączka i co teraz? Przydałoby się kogoś gdzieś znaleźć, zaproponować szybki seks czy coś... A może pączka? Zawróciła się zatem, aby zapakować trochę pączuszków i teraz mogła już maszerować przez zamek. Ale w zamku, jak to w zamku. Wieje nudą i nie tylko (wstyd dla spoconych chłopców, jak świnie fuj)! Tak też i dlatego głównie wyszła z zamku... Nie wiadomo, kiedy odnalazła ścieżkę do Hogsmeade, ale dziś nie chciała tam być. Wycieczka z Cohen'em całkowicie jej wystarczyła. Zatem swój seksowny tyłeczek skierowała ku mostowi, a z niego zauważyła wydeptaną ścieżkę. O mało co się po drodze nie przewróciła. Na całe szczęście zarówno ona, jak i pączki przeżyły! A wtedy zauważyła pewną dziewczynę... Różowowłosa w dodatku! Uśmiechnęła się do niej szeroko, choć pewnie jeszcze nie dostrzegła, że Blair przerywa jej przemyślenia życiowe! - PĄCZKA?! - Zaproponowała uśmiechając się szeroko i podsuwając wielkie pudło w kierunku tej istotki!
Ooochhh, to miejsce źle działało na Adhę. A może i dobrze. Bo się wyciszyła, bo była taka grzeczna. Siedziała na tyłku i milczała. Niemożliwe! Ale, niestety, myślała o tym, że jednak chciałaby na takiej polanie mieszkać. Co tam piękne sypialnie, za które było trzeba płacić tysiące! Wyobraźcie sobie, drodzy państwo, mieszkanie pod mostem. Na łące. Nie masz kablówki, ale co z tego? Nie ma gniazdka, żeby podłączyć prostownicę lub lokówkę do włosów, ale co z tego? Nie ma lodówki, którą możesz zawalić lodami tęczowymi, ALE-CO-Z-TEGO? TO ŁĄKA, taka radosna, achhh... Cóż. Poza tym były na niej... króliczki! A jeden z nich właśnie podszedł zaciekawiony do wielce zamyślonej Adhy. Co prawda ona nie myślała, tylko marzyła o łące, bo nabrała tematu, ale okay. Jaki on był piękny, biały, puszysty, słodziuchny... o Merlinie. Dhort nie mogła się powstrzymać i zaraz zabrała go na swoje ręce. Biedak, wystraszył się trochę. Adhalinne miała taką minę, jakby zaraz go żywcem miała pożreć... ale ona zawsze miała psychopatyczny wyraz twarzy. Jakieś pięć sekund później, zorientowała się, że ktoś do niej przemówił. MERLINKUMERLINKUMERLINKU, TO NAWET NIE BYŁA MAGICZNA MRÓWKA, AAA! To był człowiek! Którego wcześniej Adha nie widziała, aleee... nowe znajomości są fantastyczne. Bez względu na to, czy przerodzą się one później w nienawiść, czy przyjaźń. - Nie, dzięki, to miłe. - Uśmiechnęła się szeroko. Lubiła mówić ludziom, jakie kryje emocje. No, "kryje". Lubiła mówić, czy według niej coś było miłe, czy też wredne. Nowo poznana osóbka wydała jej się naprawdę wartą bliższego poznania. No, zaproponowała Ślizgonce pączka, poza tym była bardzo ładna, opinią Adhy. Czemu by nie zapytać dziewczyny o imię? No i w ogóle pozadawać jej masę pytań! Co Adha niby zrobiłaby bez ludzi, z którymi może pogadać? Każdy jest dobry niezależnie od płci, wieku, od tego, czy kogoś lubi. Nienawidziła samotności, a zwierzęta nie wiedzieć czemu zawsze były takie zamknięte w sobie, no nigdy nie chciały jej odpowiedzieć, uparciuchy wstrętne... - Jak się nazywasz? - Spytała, nie przestając się uśmiechać, chociaż jej uśmiech nie był już teraz taki supermega wielki. Adha uważała, że zbyt długie uśmiechanie się robi źle na jej opinię publiczną. Owszem, była żywa, przyjazna i roześmiana! Ale nie przy wszystkich. Szczególnie nie przy swoich wrogach (których trochę już się zebrało w jej pięknym, krótkim życiu). Wolała by mówiono o niej, jako o dziwnej, psychopatycznej Ślizgonce, niż o uprzejmej, radosnej dziewczynie z różowymi włosami!
Oczywiście, że Blair była bardzo sympatyczna! Po nocy spędzonej w zimnym dormitorium Slytherinu doszła do wniosku, że powinna wyjść z niego, aby zaczerpnąć chociaż trochę słońca i poczuć się inaczej... Przecież przyjdzie umrzeć w tym Hogwarcie jeśli nie pozna ludzi i w ogóle nie zacznie z nimi szaleć. Wiadomo o co chodzi? Wiadomo! Uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, która nie wzięła pączka. A zatem Bibi zamknęła wieko pudełeczka i odłożyła je na trawę. Sama stanęła obok tej, która teraz trzymała króliczka przypatrując się jej zachowaniu... Czy to wszystko jest całkowicie normalne i legalne? Pewnie tak. Sama chętnie by zgarnęła jednego zwierzaka w swoje ramiona, ale najwidoczniej był tylko ten, którego trzymała ta... Ślizgonka? Czy to możliwe, że widziała ją kilkakrotnie podczas poruszania się pomiędzy dormitoriami? Być może tak. W końcu tak, jak wspominałam Bibi nie była wielką fanką zapoznawania się ze Ślizgonami biorąc pod uwagę ich chłodne spojrzenia, kiedy w grę wchodziło podzielenie się czymkolwiek z kimkolwiek, albo trzeźwe ocenienie sytuacji, że to wbrew pozorom nie Bibi kogoś przezywała, a jedynie jakaś zazdrosna debilka, która doszła do wniosku, że należy teraz pokazać kto i co tu rządzi. No bez kitu. Chamstwo i to do dużego kwadratu ósmej potęgi sześcianu (bezsensu, matma królową nauk wtf). Ale mniej więcej tak to wszystko się malowało i Bi była wściekła, że musi przez to wszystko przechodzić... Chociaż może taki sojusznik pomiędzy obcymi przydałby się jej? Zawsze to jakaś akcja. W końcu trzeba docenić. Ech tam... Westchnęła i natychmiast wzięła się za autoprezentację: - Jestem... Bibi. Znaczy! Znaczy Blair! Blair Blake! BiBi... Od imienia i nazwiska. - Wyjaśniła pospiesznie nie tłumacząc, że na drugie imię ma Pandora, a jej bliźniaczka nazywa się Pandora Blair, kiedy ona Blair Pandora. Skomplikowane pomysły ich rodziców wydawały się takie barwne i żałosne, że pewien nie jeden chciałby teraz wybuchnąć gromkim śmiechem. - A Ty? - Uśmiechnęła się lekko próbując odwrócić uwagę od swojej nieudanej próby przedstawienia... Ech tam. Co jak co, ale najwidoczniej nie można umieć wszystkiego najlepiej.
Adha w tym momencie zastanawiała się czemu ona nie ma żadnej fajnej ksywy. Bo takie "Adha" to tylko zwykły skrót od jej imienia! Praktycznie nikt nie lubił do niej mówić pełną wersją, gdyż "Adhalinne" jest za długie w wymowie (z pozdrowieniami dla leniwych ludzi z leniwymi językami) no i nie ma w nim nic odjazdowego. To znaczy, Ślizgonka nie znała nikogo więcej, kto miałby na imię tak samo jak ona, więc uważała, że w jakimś stopniu jest ono oryginalne. W przeciwieństwie do imienia swojej siostry, bo tych wszystkich Susane, Susan, Sus i tak dalej rodziło się na świecie w ogromnych ilościach. No ale, co z tego, że masz wystrzałowe imię, gdy nie masz wystrzałowego przezwiska?... Lub zwyczajnie skrótu. Życie przed Dhort jeszcze długie (chyba), więc może coś kiedyś jeszcze wymyśli. W ostateczności, będzie kazała mówić wszystkim na siebie po nazwisku, chociaż jest to dopiero trudno było niektórym wymówić, ze względu na ten francuski akcent! Niestety, francuskie akcenty pociągały siedemnastolatkę. - Blair BiBi Blake... - Powtórzyła sobie, może też trochę po to, by lepiej zapamiętać. - Jak ładnie! - Uznała, i w sumie to ani trochę nie skłamała, bo rzeczywiście imię, nazwisko, no a już w zupełności skrót od imienia i nazwiska! się Ślizgonce spodobał. - Adha jestem. Znaczy się Adhalinne Dhort, ale raczej mało kto mówi pełnymi wersjami. - Poszerzyła lekko uśmiech. - Hm, jesteś z Red Rock lub z Riverside, prawda? Wnioskuję po tym, że widzę cię pierwszy raz. - Rozpoczynała swój krótki wywiad z dziewczyną. Jak widać umiała zrobić to bez krzyków, pisków i zbyt dużych emocji, z których przecież słynęła! Opanowana Adhalinne... nawet takie rzeczy czasami się dzieją. No dobrze, dopiero zaczęła rozmowę z Blair, więc niczego lepiej póki co nie stwierdzać! Bo gdy się okaże, że BiBi także lubi jednorożce i Ślizgonka wpadnie w szał, gdyż mają to same zainteresowanie?! Raz zupełnie niezawodna, innym całkowicie zawodna intuicja podpowiadała jej, że jednak dziewczyna jest z Red Rock. Ale nigdy nie zdecydowałaby się na taki wniosek głośno, gdyż nie lubiła nie mieć racji. Często działo się tak, że Dhort powiedziała coś zupełnie sprzecznego z prawdą - no a wtedy zażenowana Adha musiała się zręcznie wymigiwać. Od pewnego czasu próbowała nie popełniać takich błędów, tudzież gaf i zwyczajnie przystopowała ze zbyt szybkimi stwierdzeniami. Co zupełnie nie równa się z tym, iż dziewczyna nie lubiła oceniać ludzi po plotkach czy po pierwszym spotkaniu, och, zua ona. No tak, oceniając po pierwszym spojrzeniu Blair, Adha zakodowała sobie w głowie, że to osoba naprawdę godna sympatii ze strony Dhort.
Tak. To się Bi podobało... W sensie skrót od imienia i nazwiska. Jak ktoś mówił: "Bibi" to przynajmniej wiadomo, która bliźniaczka się odwróci. Nie raz próbowały z Pandą umówić się, że zaszaleją i się zamienią miejscami, ale jednak wyrwana z zamyślenia panienka Blake zazwyczaj reagowała na "Bibi" i cały plan w łeb wziął. Czujecie fazę? Ona nie za bardzo, bo potem miała w Red Rocks nieprzyjemności... Dobrze, że urok osobisty zawsze potrafił jednak utrzymać wersję, że jest Pandą i napisanie za nią jednego z egzaminów nie było takie trudne... Czasem tak robiły, kiedy materiał dla jednej lub drugiej był zbyt trudny i wymagał czegoś więcej niż kilku godzin nad książkami. Wtedy ta, która ogarniała temat lepiej po prostu tam szła i załatwiała sprawę... Hm. Pomocne siostrzyczki? Gorzej już z chłopakami, których nie raz wyprowadziły w pole, ale przecież nie będziemy się ich czepiać. One są takie niewinne!
Ale Adha to też w sumie bardzo ładne imię i było w nim coś, co podobało się Bibi... Adhalinne... Całkiem sympatyczne, może trochę poważne, ale kojarzące się z pewną błogością i taką inspiracją. Ale to tylko sznur skojarzeń od brzmienia imienia, a czy taka jest jego właścicielka? Może jeśli nie wszystko, to przynajmniej jedno określenie było dobre? Hm. Blair lubiła odkrywać kolejne cechy ludzkich charakterów poprzez burzę nachodzących na siebie skojarzeń i gwałtownych reakcji na proste sytuacje... Ojtam... Nikt nie mówił, że Blair jest normalna i można całkowicie jej zaznaczyć w kwestionariuszu, że jest zdrowa psychicznie. Choć byłaby wdzięczna, bo jeszcze nie marzył się jej pokój bez klamek ziom. - Hm. Tak. Jestem z Red Rocks. Drużyna zwycięzców. - Tu uśmiechnęła się lekko i skłoniła w śmieszny sposób, coby wskazać na to, że sama uważa wypowiedziane słowa za zabawne i mało wiarygodne. Kto wie... Może Adhalinne uzna, że Blair się popisuje? Oby nie! Blair niestety znała jednorożce tylko z opowieści i obrazków, ale chętnie by zobaczyła te stworzenia na żywo! - Adhalinne to bardzo ładne imię. W sumie możemy się zamienić! - To była bardzo dziwna propozycja, ale teraz wydała się możliwa do zrealizowania.... Hm. Szkoda, że potem inni mogą mieć problemy ze skojarzeniem tych dwóch panienek!
Red Rocks, o! A jednak! Intuicja Adhy jest genialna, ha! No cóż, w takich sytuacjach, gdy jednak Adhalinne miała rację, czuła się jak najcudowniejszy człowiek na świecie. Nie ważne, że zawsze miała siebie za najpiękniejszą, najmądrzejszą i najfajniejszą dziewczynę, przepraszam, KOBIETĘ na świecie. Ta jej arogancja potrafiła czasami sięgać jeszcze wyżej, ot co. Ale nieeee, Adha przecież nie byłe egoistką, skąd. Idealni w każdym calu ludzie nie są arogantami. Mają jedynie... inną, lepszą opinię o sobie, czyli się lubią. Ślizgonka też siebie lubiła. No tak, "lubiła" - mówiąc lekko. Samouwielbienie byłoby lepszym określeniem. - Interesujesz się więc quidditchem? Ja, tak szczerze, nigdy nie byłam najlepszą graczką. - Faktycznie, Ślizgonka jakoś nigdy nie potrafiła zafascynować się tym sportem, miotłami. Próbowała, oczywiście! Ale była słabą graczką i to ją strasznie drażniło. Nigdy nie próbowała ćwiczyć. Tak perfekcyjni ludzie jak ona nigdy nie ćwiczą... im wychodzi coś naturalnie. Mają naturalne talenty, dary z niebios. Adha chyba jednak wolała bieganie, skakanie i wiszenie na drzewach. - No pewnie! - skinęła głową z uśmiechem, na to stwierdzenie, iż mogą się zamienić. Czemu by nie? To taki szalony pomysł, ale przecież to co szalone niezmierni pociągało Dhort! Niektórym coś może wydawać się dziwnym, aczkolwiek równocześnie dla tejże różowowłosej osóbki, będzie to naprawdę fajnym. Może dlatego, iż ona sama była dziwna, he! No, tak jej mówili. Adha z jednej strony miała zupełnie wywalone na to, co inni o niej mówili, z drugiej jednak, miała w głowie małą ideę na to, jak chciałaby być przez ludzi spostrzegana. Przede wszystkim chciała być oryginalna, inna, ciekawa. Nie pragnęła umierać w tłumie tych nudnych ludzi, którzy byli tacy sami. Oryginalne kolory na włosach były pierwszym krokiem do sukcesu, wiadomo. Wracając do tematu zamiany imion - Adhalinne byłaby wdzięczna rodzicom, gdyby ci również wpadli na pomysł dać jej na imię w taki sposób, w jaki Blair dali jej rodzice! Tutaj jednak - o tak, ona chętnie by się zamieniła. Nie przez samo to, że nie lubiła imienia, jak już wcześniej pisałam, a przez to, że... jakoś tak, wersja Blair Blake i skrót BiBi bardziej jej się podobało.
Szczerze nie wiedziała czy jej rodzice myśleli o skrócie, kiedy wybierali jej imię. W sumie już wtedy wyszła pełna nienawiści akcja, bo kiedy urodziły się bliźniaczki podobno ojciec z matką mieli zupełnie inne koncepcje na nazwanie ich. Jedną podobno ojciec chciał nazwać Gabriela, a drugą Melanie. Ale nie wypaliło. Najzwyczajniej w świecie matka się zbuntowała i powiedziała, że jedna musi być mieć na imię Pandora. Dla Blair pomysł był zupełnie inny. Ojciec nienawidził tego imienia, więc matka ochoczo je zaproponowała dla trochę zemsty... W sumie imię Blair podobno nosiła pierwsza miłość ojca, która nieźle go wykorzystywała, wiec chciał o tym szybko zapomnieć i stąd zaczął nazywać Blair "Bi"... Jedyne, co jej dał (w jego mniemaniu) to nazwisko... Zatem zwykł na nią mówić Bi Bi... Aż w końcu nie kładł pomiędzy dwie sylaby spacji i wyszło mu "Bibi"... Skrót szybko się przyjął, bo w wykonaniu rodzeństwa Blake'ówny jej imię brzmiało mniej więcej tak: "ble"... Chyba ostatnia litera została przez niż zżerana na każde śniadanie i kolację pewnie tez... Także Blair została Bibi, a Pandora Pandą. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie... Także Adha nie powinna się przejmować, że rodzice o niej nie pomyśleli. Takie rzeczy wychodziły dopiero po jakimś czasie o ile w ogóle. Czasem Bi wzdrygała się z przerażeniem, kiedy wspominano historię o "Gabrieli" nic do imienia nie miała, ale jednak nie chciałaby takiego nosić. Kojarzyło się to jej z jakąś dziwną księżniczkowatą debilką... A przecież ona nie musiała nosić takiego znamienia, żeby wszyscy wiedzieli, że płynie w niej błękitna krew (hehe). I tyle. Teraz spojrzała na swoją towarzyszkę z pełnym wyczekiwania spojrzeniem i przysiadła po turecku na trawie bawiąc się nią. - Quidditch bardziej traktuję, jak oderwanie się od rzeczywistości. Uwielbiam latać. Jestem wtedy wolna. - Uśmiechnęła się lekko na to wspomnienie. Rzeczywiście uwielbiała unosić się w powietrzu, czuć świst wiatru i to jak bardzo jej dobrze w takich chwilach... Szczególnie, kiedy ciepłe słońce muska opiekuńczo skórę i ona to wszystko odczuwa z pewną nutą adrenaliny ze względu na to, że może spaść, jak Ikar. Ale nigdy nie spada. Jest silna? A może tylko sprytna? Blair zwykła twierdzić, że szczęście jej sprzyja i nic więcej. Zaraz potem usłyszała kolejne zdanie z ust koleżanki i dlatego znów wygięła usta w uśmieszku. - Adhalinne Blake. Nieźle. - Skwitowała śmiechem wyobrażając sobie, że "Abi" to też nie jest zły skrót. Hm!
Jeśli zaś chodzi o historię z imieniem Adhy... To nie była ona jakaś strasznie ciekawa, barwna i fascynująca, gdyż oboje z rodziców nie chcieli nazwać swojego dziecka "pospolicie". Tyle tych osób o takich samych imionach, że aż strach. Głupio jest, gdy wołasz kogoś po imieniu, a tu obraca się dziesięć osób - no bo wypowiedziało się TEJ OSOBY imię. A tu, proszę bardzo, takie "Adhalinne" często było przekręcane i chociaż nie wydaje się być skomplikowane, to więcej osób z takim imionkiem nie spotkasz, ot co. - Tak, rzeczywiście fajnie. - Przyznała rację poprzez skinięcie głową z wielkim uśmiechem. Dziewczynie wydało się, że z takim "Adhalinne Blake" wymyśliłaby dużo kombinacji i łatwo by jej przyszło na myśl kilka(naście) rodzai przezwisk! Hm, kreatywna to ona była, ale jak na złość nigdy nie mogła do swojego imienia i nazwiska wymyślić skrótu. Ale sekundson, co z... na przykład "Adi"?!
A teraz, zmieniając temat - Ślizgonki nigdy do sportów nie ciągnęło, tak jak już pisałam, przez to, że po prostu nie otrzymała daru do tego. A na siłę go tworzyć nie będzie, NIE BO NIE. Jedyny sport, który przecież tolerowała to biegi, biegi, ewentualnie biegi oraz biegi... I chyba wystarczy. - To zapewne bardzo miłe uczucie, hę? - Dziewczyna wyobrażała sobie, iż takie patrzenie na ludzi z wysokości siedząc na miotle może być bardzo zabawne! Fakt faktem, Adha często patrzyła w dół, ale robiła to najczęściej z jakichś wież - nigdy na miotle. Poza tym, gdyby grała w quidditch, musiałaby orientować się, co dzieje się aktualnie na polu gry, zamiast takich obserwacji z góry, a to nie jest takie ekscytujące! Przynajmniej według Dhort, antyfanki sportu. Hej, swoją drogą, czy to lekko nie jest śmieszne, że taka żywiołowa dziewczyna jak ona, która na dupsku przez pięć minut usiedzieć nie może, nielubi sportu? Właśnie powinna go wielbić i wychwalać! No a było... odwrotnie.
Siedział na trawie, patrząc w górę na most, który był piękny i potężny zarazem. Przyszedł tutaj, żeby skryć się przed złym światem. Często tak robił, nie lubił tłoku i paplania o niczym bez sensu. Starał się zawsze znaleźć dla siebie chociaż odrobinę wolnego czasu, takiego, w którym nikt nie będzie mu przeszkadzał. No i dzisiaj właśnie nastał ten moment, w którym szukał spokoju. Wyciągnął papierosa z paczki, swojego ulubionego, miętowego. Z reguły nie palił. Robił to tylko wtedy, gdy chciał od czegoś uciec, tak jak dzisiaj. Nic mu się nie podobało w tym zamku. Durmstrang był zupełnie inny. Nie mógł przeboleć, że jego rodzice zmusili go do przeprowadzki tutaj. Poza tym, tak bardzo brakowało mu Ned'a. Jego śmiechu, durnych żartów i narwanych pomysłów. Pisywał do niego często, bardzo często i równie często dostawał od niego odpowiedź. Jednak to nie było to samo. Mieli w planach zobaczyć się dopiero na ferie, kiedy to Ned miał przyjechać do niego do Londynu, żeby go zwiedzić. Jego przyjaciel zazdrościł Tannerowi, bardzo mocno, chociaż szczerze mówiąc, nie wiedział nawet czego. Był zachwycony, że będzie mieszkał w Londynie, sam tego pragnął. Zezłościł się, odpalił papierosa różdżką i wciągnął dym do płuc tak mocno, że się zakrztusił. Odkaszlał co musiał i dalej palił papierosa, obserwując ludzi na moście.
Miał chyba jakieś problemy z cukrem. Na to wyglądało. Znowu bowiem wybrał się na spacer i musiał uciąć sobie drzemkę. A może to świeże powietrze tak mu szkodziło? W sumie, niczego nie można by w życiu pewnym. Skoro jest już alergia na słońce, to dlaczego miałoby jej nie być na świeże powietrze? Chyba, że to jakiś spisek dyrektora i reszty aurorów , których notabene przybywało do Hogwartu coraz więcej, mający na celu zapobieganie ewentualnemu atakowi Lunarnych? Może chodziło o to, żeby rozpylać w powietrzu jakieś substancje nasenne? Tak, coś w tym było.. Podniósł się lekko i ociężale. Nadal był na łączce. Dobrze. Nie lunatykował. Dobrze. Dobry znak. Świadczył tylko o tym, że aż tak źle z nim nie było. Obok, jak się okazało, siedział jakiś mężczyzna. Nauczyciel? Nie, wyglądał bardziej na studenta. A może był dojrzale wyglądającym uczniem? Kto by go wiedział. Mimo to postanowił się przywitać. Kto wie, może to jeden z Lunarnych szykujących się do ataku i jemu właśnie w zaszczycie przypadnie powstrzymanie go? Ach.. Co to byłby za fejm.. Prefekci kłanialiby się w pół na jego widok, odebrałby może nawet jakąś nagrodę od profesora Hampsona. To nie byłoby takie złe, w gruncie rzeczy.. - Witaj! – powiedział do mężczyzny. – Też lubisz to miejsce, co? – zapytał z uśmiechem na ustach.
Nagle jego błogi spokój przerwała czyjaś paplanina. Cholera, nawet tutaj? - przez jego myśl przeszła także masa innych przekleństw, których aż wstyd tutaj powtarzać. Cóż, ten głupi zamek nie miał miejsca, w którym można się spokojnie schronić przed ludźmi. Musiał się do tego przyzwyczaić, co z pewnością nie będzie łatwe. - Słucham? - uniósł lekko brew. Czy wyglądał na osobę, która lubi cokolwiek w Hogwarcie? Jego mina od dłuższego czasu wyrażała głębokie niezadowolenie i rezygnację. Chciał, żeby ten czas minął jak najszybciej i żeby mógł wrócić już do swojego domu. - Czy wyglądam, jakby mi się tu podobało? - warknął, krzywiąc się. Nie lubił ludzi, którzy bezwstydnie podchodzą do Ciebie i próbują zagadać, jakby szukali kumpli. Relacja chłopak-dziewczyna to coś innego, ale chłopak-chłopak? Nie, nie pasowało mu to w ogóle. Chciał powiedzieć, żeby chłopak sobie stąd poszedł, ale pomyślał, że dla rozrywki może trochę się z niego ponabija. Co mu szkodzi. - Ten zamek to jedno, wielkie, śmierdzące bagno - mruknął, z jeszcze większą irytacją. Miał zamiar być niemiły, jak zawsze. Nie zamierzał oszczędzać sobie chamskich odzywek. Był ciekawy jak szybko ten chłopczyk stąd ucieknie. Zastanawiało go czy są w tym samym wieku. On z pewnością wyglądał na o wiele starszego.
Bardzo mnie to cieszy. To rzadka umiejętność w dzisiejszych czasach – słuchać. – powiedział, widząc złość, malującą się na twarzy mężczyzny. Wyraźnie był zirytowany. Czyżby nie chciał znaleźć się w najwspanialszej szkole, na całych Wyspach Brytyjskich? Cóż, być może.. Jednak nic mu się nie podobało. Czyli jego przypuszczenia się sprawdziły. – Wiesz.. Zasadniczo. Jest tu kilka naprawdę fajnych miejsc. – powiedział, podchodząc już bardziej nieśmiało do chłopaka. Gbur. Cham i prostak. Tak pewnie oceniłaby go matka Thomasa, odwracając się na pięcie i idąc w swoją stronę. Szczęśliwie on nie był do niej, pod tym względem podobny. - Można? –zapytał, gdy znalazł się już na tyle blisko. Nie dosłyszał odpowiedzi, kiedy dosiadł się do swojego rozmówcy, oczywiście zachowując dystans. Chłopak palił. Może on też powinien? Choć z drugiej strony.. Co jeśli wpadną tu nauczyciele, albo co gorsza Prefekci? W końcu był tylko Puchatym. Jak on mógłby to wszystko wyjaśnić? W ogóle, jak to jest, że biedne Puchony mają jakby pod górkę? O ile mieszkańców na przykład Slytherinu, o pewne rzeczy się nie posądza, bo nie pozwalają im na przykład, jakieś tam tradycje, o tyle widok Puchona przyłapanego na jakieś zbrodni był.. niedorzeczny? Niespotykany? No bo przecież to takie małe, kochane i w ogóle, to nic tylko zjeść.. - Masz może ognia? – zagadnął tamtego po długiej chwili milczenia. – Wybacz pytanie. Nie chcę używać magii. Nie tutaj. – dodał po chwili. Poczuł chęć przedstawienia się nowemu „koledze”. Stwierdził jednak, że może to poczekać..