Aby się tutaj dostać trzeba zejść po bardzo stromych schodkach. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie popalają albo przesiadują na starej przekrzywionej ławce. Miejsce to nie jest ani atrakcyjne ani bezpieczne - wystarczy nieuważny krok, a wpadniesz do wody, bowiem dociera tu brzeg szkolnego jeziora.
Zauważył, że Finnowi trudno jest o czymś powiedzieć. Gdyby wiedział o co chodzi nie dziwiłby się mu. Sam chyba by nie powiedział czegoś takiego. A to, że zaraz zostanie do tego niejako zmuszony to już inna sprawa...Cóż, według mnie Tim powinien powiedzieć przyjacielowi, że jest biseksualny, kurczę, co to za tajemnice jakieś. Ja w każdym razie na jego miejscu bym to zrobiła. Nie byłoby tyle niedomówień. Gdy Puchon zaczął mówić Krukon cały czas patrzył na niego z błyskiem zdumienia, ale i pewnej radości w oczach. Czy to znaczy, że...przyjaciel go kiedyś kochał? Wtedy gdy on jego? Nie, to bylo zbyt piękne żeby mogło być prawdziwe. Gdy chłopak wyciągnał się na trawie i przymknął oczy Tim położył się obok niego i wpatrywał się w Finna wzrokiem pełnym zdumienia, ogromnej miłości i szczęścia. On darzył go kiedyś uczuciem, jego, Timotheusa Maximiliaana de Jong! - Nie...nie byłoby to dla mnie obrzydliwe...Wiesz...wtedy gdy przestałem pisać...chciałem wyplewić z siebie uczucie do ciebie...To było dla mnie niezrozumiałe. Jak to, zakochałem się w swoim najlepszym przyjacielu, w swoim bracie? Nie wiedziałem jak to przyjmiesz, nie chciałem cię stracić...dlatego przestałem się odzywać myśląc, że to coś da...nie dało...- nie wiedział co go skłoniło do tych wyznań. Przecież nie potrafił wcześniej się zebrać w sobie by wyznać swoje uczucia? Nadal nie był na to gotowy. Ale...nie mógł dłużej okłamywać Finna. Szczególnie, że on też...że darzył go uczuciem, którego udało mu się pozbyć. Tim nie dał rady odkochać się w młodszym Holendrze, ale nawet by tego nie chciał. Teraz nie wyobrażał sobie życia, w którym by go nie kochał. A teraz Puchon już wiedział. Zakłopotany swoją śmiałością uśmiechnął się lekko pod nosem nie spoglądając na Finna, nadal nie mógł uwierzyć w to czego się przed chwilą dowiedział. Bał się reakcji przyjaciela na swoje słowa. Co go, kurde, podkusiło? Akurat teraz? Nie mogąc się zdecydować na co patrzeć i w co ręce włożyć przyciągnał do siebie Gizmo i zaczął go głaskać.
Zmarszczył delikatnie brwi, przysłuchując się chłopakowi. Co to znaczy? Czyżby... nie, nie wierzę. Finn zamarł w bezruchu, bojąc się nawet odezwać. To było absurdalne. Nadawało się na scenariusz dobrej komedii romantycznej! Tylko czy z happy endem? Tego jeszcze nie można było stwierdzić. Kiedyś ich relacje był takie proste, dla Finna Tim był jak brat, członek rodziny. I tyle. Potem zaczęło się komplikować, gdy się w nim zakochał, jak widać z wzajemnością. Ale przeszło mu...! Przecież kochał Corin, Jimma, był w kilku związkach. A Timi był wciąż obok niego, tak dzielnie go wspierał. Po prostu był, to Holendrowi wystarczyło. Mógł zwrócić się do niego z każdym problemem. A teraz...? Czy teraz miało się coś zmienić? Nagle bowiem zrobiło mu się niesamowicie głupie; tyle razy paplał mu o Corin, o Jimmym, a Krukon musiał to znosić. I wciąż go kochał, cały ten czas... -To znaczy, że... wciąż...- nie, to mu po prostu przez usta nie przejdzie! Słowo "kocham" utknęło mu gdzieś w gardle i Finn podniósł się, siadając na trawie. Usta miał lekko rozchylone, a oczy wyraźnie rozszerzone ze zdziwienia. -Jak to... nic nie dało?- spytał zamiast tego i niepewnie wyciągnął rękę w stronę Gizmo. Jego futerko było przyjemnie miękkie i nagrzane od słońca, co w pewien dziwny sposób uspokoiło nieco naszego Puchona. -Przecież jesteśmy przyjaciółmi, jestem facetem. Ty też- stwierdził, jakże inteligentnie. Brawa dla tego pana! Tak, tak, dla tego tutaj, w pierwszym rzędzie. Finn bywał głupi, i to bardzo, ale cóż... taki już jego urok, można by rzec.
Nie wierzył w to co się tu działo. Naprawdę, to było wbrew jego oczekiwaniom. Za szybko, zdecydowanie za szybko, to się nie miało dziać teraz, nie...Dlaczego Tim to wszystko mu powiedział? W życiu nie pomyślałby, że się na to odważy, że Finn czuł kiedyś to samo, że obaj poczuli to mniej więcej w tym samym czasie, że nie był wystarczająco silny by to uczucie w sobie stłumić...Uczucie do którego się przyznał. Wiedział, że przyjaciel domyśli się co miał na myśli mówiąc te słowa, nie był głupi. Kiedyś ich relacje faktycznie były proste. Razem wdrapywali się na trzepak, zdrapywali kolana, kradli jabłka z ogrodu sąsiadów, obgadywali kolegów, jeździli na desce...bez żadnych miłości i nieporozumień. A teraz? Teraz...może sie to wszystko skończyć bardzo źle. I to przez ich gadulstwo. Tima opanowały same smutne i mroczne myśli każące mu przestać gadać i spuścić głowę tylko by nie patrzeć na Finna. Te lata, w których Krukon wysłuchiwał o miłościach przyjaciela i nieudanych związkach były straszne. Nie cierpiał każdej osoby z którą chłopak miał kiedykolwiek jakieś bliskie stosunki, szczególnie jeśli ta osoba go potem zraniła. A wysłuchiwanie tekstów w stylu "Och, jak ja ją kocham, weźmiemy ślub, będziesz naszym świadkiem", to był po prostu cios dla naszego Holendra. Dziwię się, że wtedy nie wygarnął wszystkiego przyjacielowi. Teraz nie powinien jednak. I wiedział o tym. Dlatego był taki skrępowany i nie patrzył na Puchona, nie chcąc widzieć jego miny. Spieprzył wszystko, wiedział to. Pytanie chłopaka jeszcze bardziej go skrępowało. Głaskał cały czas swojego kocura i przytaknął głową wcale nie zastanawiając się nad tym. -Wciąż. - rzucił krótko zupełnie bezmyślnie i przygryzł wargę z zakłopotania. Och, ten jego długi jęzor!! Na kolejne słowa nie odpowiedział, przecież i tak Finn już wszystko wiedział. Nieoczekiwanie jego przyjaciel także zaczął głaskać Gizmo i ich dłonie na dosłownie ułamek sekundy się zetknęły. I jak zwykle w sytuacjach gdy Holender był zbyt blisko po ciele Tima przeszedł przyjemny dreszcz, który natychmiast stłumił dość gwałtownie zabierając rękę. Na jakże inteligentne stwierdzenie wydał tylko pomruk potwierdzenia co do słów chłopaka. Rany, ależ on był zażenowany.
Finn także w to nie wierzył. Jedna rozmowa, kilka słów i cały jego światopogląd runął w gruzach. Co to miało być? Naprawdę! Wciąż był w niezłym szoku po tym, co usłyszał. Wszystko się zmieniło w ciągu kilku sekund i Holender nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek już będzie tak samo; tak beztrosko, bez zmartwień i zobowiązań. Trudno mu było teraz nawet spojrzeć na Tima, dlatego uciekał wzrokiem, gdzie tylko mógł. Wciąż nie mógł uwierzyć w to co usłyszał; jeszcze nie tak dawno temu oszalałby z radości słysząc jego wyzwanie. Przecież kochał się w nim i o niczym innym nie marzył. A teraz...? Teraz wszystko się zmieniło. Ile on by dał, by zapomnieć o tym wszystkim, by to okazało się tylko głupim snem. -Ja...- zaczął i urwał, uderzając się lekko dłonią w czoło. Ukrył w niej twarz i zamknął oczy, podciągając kolana pod siebie. Nie chciał ranić Tima, ale... To było takie trudne! Wciąż coś do niego czuł, z czego jednak nie do końca zdawał sobie sprawę, ale bał się nazwać to po imieniu. Na przykład, wtedy w herbaciarni był zazdrosny, że Krukon dotyka Penelopy i także, gdy ją komplementował miał ochotę wybuchnąć. Ale wtedy ani przez chwilę nie myślał, że może to wiązać się z TYMI uczuciami. -Co chcesz żebym ci powiedział?- spytał, podnosząc na niego spojrzenie ciemnych oczu. Smutnych, ciemnych oczu. -Nie wiem, co do Ciebie czuję. Nie chcę wiedzieć. Jesteś moim przyjacielem... Chciałbym odwzajemnić to uczucie, naprawdę. Daj mi tylko trochę czasu...- szepnął, znów spuszczając wzrok. Po chwili dość długiego milczenia Holender wstał powoli, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. -Muszę już iść, spotkamy się potem- posłał mu blady uśmiech. "Potem" będzie naprawdę pooooootem, bo póki co Finn zmagał się sam ze sobą, walczył z natłokiem myśli i emocji. Trudno mu będzie teraz znów spotkać się z Timem, jakby nigdy nic. To wszystko zmieniało, komplikowało. Do tego Finn nie był nawet pewny swoich uczuć! Paranoja. Oddalił się więc pospiesznie, ani razu nie oglądając się za siebie. Gdyby to zrobił mógłby zawrócić, zrobić coś głupiego...
Czekał aż Finn powie, że go nienawidzi, że nie chce mieć z nim nic do czynienia. Bo tak według niego mogło się zdarzyć. Nie zdziwiłby się. W końcu...przyjaciel ostatnio dużo przeżył, cierpiał przez Corin, która tak o, po prostu go zostawiła bez słowa. To było podłe i nie dziwił się chłopakowi, że tak go to bolało. Wyznawanie w tej chwili uczuć było naprawdę nie na miejscu z czego świetnie zdawał sobie sprawę. Ale...no nie mógł inaczej. Gdy przyjaciel odezwał się do niego Krukon zadrżał. Bał się. Nie chciał go tracić. Było to ostatnią rzeczą, której by chciał. Ale...nie wiedział jak teraz postąpić. On go kochał, Finn już nie...obaj o wszystkim wiedzieli...Puchon ponownie zabrał głos. Zadał mu pytanie na które on sam nie znał odpowiedzi...Podniósł wzrok. Smutne, ciemne oczy spotkały smutne, ciemne oczy...-Nie wiem Finn...nic już nie wiem...Wiedz tylko jedno. Niczego od ciebie nie oczekuję....Naprawdę...- była to prawda...chyba. Owszem, fajnie by było, ale kochał przyjaciela nieodwzajemnionym uczuciem przez tyle lat...może sobie go kochać jeszcze przez tyle samo, prawda? Wiedział, że gdyby musiał tak właśnie by było. Nie oponował gdy młodszy Holender wstał i chciał odejść. To było dobre posunięcie. Potrzebne im obojgu. - Pa. - odparł uśmiechając się lekko. Chwycił Gizmosia za sierść na karku i posadził sobie na kolanach. Głaskał go przez parę minut patrząc za odchodzącym przyjacielem. Piekły go oczy, chciało mu się szczerze mówiąc płakać. Ale jest facetem, nie będzie ryczał. Po chwili wstał, wziął książkę, nad którą dziś się raczej nie skupi, zagwizdał na kociaka i odeszli w stronę zamku. Oby te laski przestały się bić o chłopaka, bo on chyba tego nie wytrzyma psychicznie.
Kame sobie spokojnie przydreptał na łączkę. Bardzo lubił to miejsce. Było ono odludne i spokojne. Raczej nie wiele osób tutaj przychodziło. A jako, że Kame był chłopakiem który bardzo sobie cenił święty spokój to miejsce było w ręcz wymarzone dla niego. Jak na razie przestał się przejmować swoją wiedzą i ocenami jakie dostanie. Nie szło mu w szkole najgorzej, więc od czasu do czasu mógł sobie pozwolić na małe lenistwo. I o dziwo nie musiał martwić się o to, że spóźni się na jakiś szlaban. No tak już przez jakiś tydzień nie otrzymał żadnego szlabanu. Normalnie co to się z nim stało. Tak czy inaczej pokręcił kilka razy głową aby pozbyć się natłoku myśli. I nim ktoś zdążył by co kolwiek pomyśleć chłopak już leżał na ziemi z zamkniętymi oczami rozkoszując się przyjemnym wiatrem który muskał go po twarzy i unosił mu pojedyncze kosmyki włosów. Teraz robił to co kochał najbardziej czyli jedno wielkie nic.
Lice znów spacerowała rozmyślając o swoim dziwactwie.Uśmiechała się. Stawiałą kroki tak lekko że nie było jej słychać. Jedyne po czym można było zauważyć że jest w pobliżu to po cichym nuceniu które przeistaczało się w ledwo słyszalny śpiew. Lice odstresowywała się po głupiej kłótni z kuzynką którą ta sama rozpętała. Ale ona i El zawsze takie były i zmiany w tym już nie miało być. Nie zauważyła nikogo więc usiadła na jakimś wolnym miejscu polanki a dokładnie łąki myśląc o wszystkim co się wydarzyło w tym miesiącu. Jej śpiew zaczął się robić coraz głośniejszy a jej głos roznosił się po całej łące. Niektórym mógł się podobać innym nie ale ona i tak wiedziała że nigdy nigdzie nie wystąpi. No chyba że dla kogoś kogo będzie kochać a ją trudno w sobie rozkochać.
Tak Kame już prawie co zasypiał kiedy do jego uszu dotarł czyiś śpiew. Znaczy tak sądził, że to był śpiew. Otworzył oczy wbijając wzrok w jakąś chmurkę która przepływała nad nim. - Czy już naprawdę nie można nigdzie odpocząć. Bo wszędzie albo ktoś gada, albo drze mordę na całego - Powiedział to stosunkowo głośno, więc na pewno ta osoba która postanowiła zakłócić mu tą chwilę spokoju jaką miał. Cóż czy chłopak naprawdę był aż tak nie miły czy tylko udawał takiego aby mieć święty spokój...to to chyba tylko on sam wie.
Zaczęła się śmiać. Znała siebie i wiedziała ze lubi być wredna ale tym razem po prostu stosunkowo głośno odpowiedziała; - A może ktoś nie chce byś miał spokój i po prostu ma ochotę Ci poprzeszkadzać w mojej osobie?? Jej lekki acz niewinny z natury uśmiech nieco się powiększył. Nie naśmiewała się z chłopaka tylko miała chęć z kimś pogadać. Jej czarne włosy rozwiał wiatr. Co ukazało jej małą acz widoczną bliznę. Skutek Bójki z Eleną w wieku 12 lat.
- A może jak byś miała trochę kultury to byś uszanowała to, że ten ktoś chce mieć trochę prywatności a nie wrzynała się jak gacie w tyłek - Powiedział i usiadł sobie spokojnie na ziemi. Poprawił włoski które się lekko potargały a jego wzrok powędrował w kierunku dziewczyny. - Ale skoro już zakłóciłaś mój spokój to mówi się trudno i żyje się dalej - Mruknął jeszcze lekko niezadowolony z tego faktu, że jego czas wolny szlag trafił.
Dziewczyna lekko się uśmiechnęła i nawet na chwilę oderwała od niego wzrok. W końcu aż taka wredna to Lice nie była. A bynajmniej taką grała. Lubiła być w centrum uwagi ale ręki to za Chiny ludowe nikomu nie poda. No chyba że ją coś napadnie... Więc jaka była Lice?? Mógł się dowiedzieć tylko ktoś kto wiedział w jakie punkty uderzyć by się otworzyła.Spojrzała na powrót na chłopaka. - Wybacz iż azaliż przerwałam Twój jakże udany wypoczynek i spokój ale jednakże, wszystko wskazywało iz nikogo w tym jakże pięknym miejscu nie ma. A też szukam spokoju. Zdziwił ja ten sposób wymawiania sie ale Lice już chyba poznać można od każdej strony.
A deszcz ciągle padał i padał. Co prawda też wiało, więc włosy ślizgonki rzeczywiście były rozwiewane... ale bardziej można było o nich powiedzieć, że były zupełnie mokre. Zresztą, zarówno ona jak i gryfon musieli już mieć przemoknięte buty! Przecież niemożliwe, żeby dolinka podmostem pozostała zupełnie sucha w taką pogodę...
Kame zerknął na niebo które nagle się zachmurzyło. A po chwili jak lunęło to na całego. W przeciągu sekundy Kame był cały mokry. Dziewczyna z resztą nie była lepsza. - No cudownie - Powiedział i podszedł do dziewczyny. Zerknął kontem oka jak ona moknie. Ściągnął swoją bluzę którą miał na sobie i powiedział. - Masz. Bo zmokniesz - Powiedział i okrył nią dziewczynę. - Na marginesie mam na imię Kamenashi, ale możesz mi mówić Kame. Przyzwyczaiłem się do tego, że dla was stosunkowo męczące jest wymówienie mojego pełnego imienia, więc nie krepuj się. - Mruknął cicho i odgarnął kilka kosmyków które były teraz już całkiem proste i przykleiły mu się do twarzy.
Lice uśmiechnęła się i przyjęła ochoczo jego bluzkę na ramiona. Spojrzała chłopakowi w oczy. Jej czarne włosy zaczęły się lokować.Podniosła wzrok ku niebu. - Boże... widzisz a nie grzmisz - zaśmiała się- ja jestem Astoria Alicia Malfoy ale możesz mi mówić Lice Kamenashi. Jej nie było trudno wypowiadać jego imienia. - za chwilę się potopimy- śmieje się patrząc na chłopaka.
- Nie kracz bo jeszcze burzę sprowadzisz - Mruknął cicho i przymrużył lekko oczy. - Ja proponuje aby iść do szkoły. Nie wiem jak ty, ale ja nie mam ochoty na wizytę w skrzydle szpitalnym z powodu zapalenia oskrzeli - Powiedział i wzdrygnął się kilka razy na samo wspomnienie tych wszystkich obrzydliwych mikstur które kiedyś musiał łykać.
upomnienie - post powinien mieć co najmniej 5 linijek
Zaśmiała się lekko przyglądając się jego twarzy. Rozejrzała się wokół i gdy zobaczyła prawie bajora wokół nóg ruszyła przed siebie. Już wiedziała że będzie musiała się kąpać bo to całe padanie zaczęło odbijać się chlapaniem na jej nogi błotem. - idziesz?? - odwróciła się do chłopaka i uśmiechnęła się lekko. - tylko gdzie dokładnie chcesz iść?? Spojrzała mu w oczy.
- Gdzieś gdzie jest sucho - Powiedział spokojnie i przez chwilę tylko zdobył się na spojrzenie w oczy dziewczyny. No tak Kame był tym typem który może nie tyle co bał się patrzeć w oczy ludziom, ale po prostu nie chciał. Nie wiedział co w nich mógł by zobaczyć, więc wolał pozostać tak słabo poinformowany. - Szkoła jest duża więc wybranie miejsca nie będzie trudne - Powiedział i dotrzymał kroku dziewczynie. Widział, że dziewczyna się ślizga po mokrej trawie, tak więc dla pewności lekko ją asekurował. Nie no może i nie był zbyt miły, ale chamem to on nie był jak by na to nie patrzeć.
W pewnym momencie Lice omal się nie przewróciła Oparła się o Kame chociaż nigdy w innej sytuacji nawet by go nie dotknęła. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na niego. - Przepraszam Cię bardzo ja nie chciałam. - Jej włosy odsłoniły jej bliznę. Puściła chłopaka i po schodkach weszła z nim do Hogwartu. - no to prowadź- szepnęła i ruszyła w głąb szkoły
Po powrocie z Egiptu, Clara zaczęła unikać znajomych jak ognia, kontakty ograniczała prawie do minimum. Nie mogła znieść pytań w stylu "Jejku, Clara, jak Ty blado wyglądasz! Nic Ci nie jest?" albo "Boże, Co się stało? Wyglądasz jakbyś przepłakała całą noc kochana!". I nagle okazywało się, że dziewczyna ma milion Ciotek Dobrych Rad! Oczywiście nie było to prawdą, dziewczyna nie płakała od czasu TEGO feralnego dnia w Egipcie, ale nie dało się ukryć, że z wakacji wróciła zmieniona. Rok szkolny rozpoczął się zaledwie kilka dni temu, a ona już miała ochotę wrócić ... do Bristolu! Nawet to znienawidzone miasto i miesiąc sam na sam z ojcem, wydawały jej się lepsze niż to wszystko co się wydarzyło. A trochę tego było, niestety. Podsumowując, to były definitywnie NAJGORSZE wakacje w jej życiu. Nie miała nawet ochoty na wypady z Bell do Hogsmeade, a kiedyś to właśnie one pomagały zapominać Clarze o problemach, które teraz wydawały się dziewczynie zwykłymi błahostkami. Od razu po lekcjach gryfonka zaszywała się z książką gdzieś w mało uczęszczanych miejscach Hogwartu, bądź błoni i przynajmniej na chwilę udało jej się zatopić w fikcyjnych problemach fikcyjnych postaci. Oczywiście unikała wszelkich romansów i dramatów, każdy wątek miłosny powodował, że od razu odkładała książkę na najwyższą półkę w bibliotece. Teraz sięgała tylko po magiczne kryminały. Z czasem zauważyła, że każda z tych książek jest napisana podobnie pod względem schematu i coraz szybciej zgadywała kto jest głównym mordercą - i niestety nawet wątpliwa frajda z elementu zaskoczenia jakim było zakończenie, zostawała powoli Clarze odbierana. Również dzisiaj, po jakże nużącej lekcji Eliksirów, dziewczyna wzięła parę książek pod pachę i jako miejsce jako takiego użalania się nad sobą, wybrała niezbyt znaną łąkę podmostem wiszącym. To miejsce znało naprawdę bardzo mało osób, więc miała nadzieję, że będzie mogła w spokoju czytać, dopóki nie zrobi się na to za ciemno i będzie zmuszona wrócić do zamku.
Postanowiłam wrócić do Hogwartu z mostu wiszącego, gdzie poznałam interesującego wykładowcę. Nie na co dzień bowiem spotyka się ludzi, których tak na dobrą sprawę nie znasz, a oni wiedzą o czym ty myślisz. Wykładowca nawet zachęcał mnie na swoje zajęcia, ale nie jestem pewna, czy studenci mogli na nie chodzić. No mniejsza. Rozmyślając, zeszłam gdzieś na nieznaną drogę. Byłam tutaj zupełnie pierwszy raz w życiu. W polu widzenia zauważyłam jakąś mini łąkę. Taką zupełnie położoną podmostem. Nie wiedziałam nawet o jej istnieniu! Jak to się dziwnie w życiu plecie... Najwidoczniej tak musiał być i najwidoczniej w tej chwili musiałam zauważyć zarys kobiecej postaci. Podeszłam nieco bliżej, by przyjrzeć się dziewczynie. Była to drobna blondynka, zaczytana, widać że była w swoim żywiole. Delikatnie zmarszczyłam brwi, bowiem skądś kojarzyłam tą dziewczynę. Ach, tak! Chyba się nie mylę! Widziałam ją kilka razy w rodzinnym albumie.. Dalsza rodzina. To ciekawe, że jesteśmy w jednej szkole! Podeszłam do niej jeszcze bliżej, witając się. - Czeeeeść. - Spojrzałam na nią. - Przeszkadzam w czytaniu książek, czy dopiero zaczęłaś? - Zapytałam z uśmiechem, po czym po głowie zaczęło chodzić mi jej imię. Jakieś na "C". Cornelia? Courtney? Nie, nie, nie, to nie to. Ach, tak! - Ty pewnie jesteś Clara. - Stwierdziłam z uśmiechem, patrząc na dziewczynę.
Clara podniosła wzrok znad książki i przyjrzała się dziewczynie, która przeszkodziła jej poznaniu jakże arcyciekawego zakończenia książki, którego z resztą i tak się już domyśliła. - Tak, jestem Clara. - wysiliła się na uśmiech. Wiedziała, że Nafisa jest jej kuzynką i nawet miała w planach kiedyś do niej zagadać, dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie. Kiedyś udało jej się wyciągnąć z ojca, czy ma jeszcze jakiś innych krewnych ze strony matki - wtedy podał nazwisko Nafisy. Hepburn postawiła sobie za punkt honoru znaleźć i poznać się z całą resztą swojej rodziny, ale później ten cel został przez nią całkiem zapomniany, zastąpiony przez różnorakie zmartwienia. Z resztą, im więcej dowiadywała się o rodzinie ze strony matki, tym zmniejszała się jej ochota na poznanie ich. Słyszała, że kuzynka Ophelii zamieszkała w Indiach i jej córka Nafisa również chodzi do Hogwartu, ale na tym jej jakże szczegółowe informacje się kończyły. - Właściwie to już kończę, więc nie przeszkadzasz. Ty jesteś Nafisa, prawda? - to pytanie było zwykle grzecznościowe, ponieważ Clara doskonale znała imię hinduski.
Jednak wzrok mnie nie mylił i miałam dość dobrą pamięć fotograficzną. Ucieszyłam się, że rozpoznałam dziewczynę. Matka często mi opowiadała o dalszej rodzinie, której nie do końca znałam i niemalże od razu chciałam poznać Clarę. Wydała mi się być bardzo dobrą osobą. Ponadto... byłyśmy kuzynkami, może i dalekimi, ale jednak. Wiedziałam dobrze, że uczy się w Hogwarcie, ale jakoś nie miałam okazji jej znaleźć. Bo jak by to wyglądało? Miałam biegać po dormitoriach w poszukiwaniu mojej kuzynki? To by było dość śmieszne. Uśmiechnęłam się w sumie na samą myśl, po czym wybiło mnie z myśli jej pytanie. Kiwnęłam tylko głową, w geście potwierdzenia. - Tak, jestem Nafisa. Nafisa Dhaliwal. - Potwierdziłam, siadając obok Clary. - Przydzielono mnie do Hufflepuffu, jak moją babcią. A Ciebie dokąd? - Zapytałam z entuzjazmem. Chciałam przecież rozpocząć jakoś rozmowę, a poza tym... wiedziałam o niej naprawdę niewiele.
Clara zamknęła książkę, nie przejmując się tym, że nie zaznaczyła strony na której skończyła. Szczerze mówiąc, wątpiła, że jeszcze do niej wróci, a pogawędka z Nafisą może być bardzo interesująca i pożyteczna jeżeli okaże się, że dziewczyna wykaże chęci do opowiedzenia czegoś o rodzinie. Poza tym, Clara nie dopatrzyła się troski, a tym bardziej fałszywej troski w głosie kuzynki - to oznaczało, że może to być jedna z nielicznych rozmów, podczas których dziewczyna nie będzie musiała kłamać, powtarzając jak mantrę zdanie "Wszystko jest w porządku". Doprawdy, nie miała na to ochoty. - Mnie do Gryffindoru. - odparła, prawie z dumą. Ze swojej przynależności do domu lwa była wciąż niemal tak samo dumna jak wtedy kiedy miała jedenaście lat i właśnie schodziła z podestu na którym ustawiony był stołek z tiarą przydziału, kierując się do stołu gryffonów. - Nafisa, wybacz, że mówię tak prosto z mostu, ale...wiesz, że możemy być rodziną? - nie chciała owijać w bawełnę, miała nadzieję, że Nafisa zrozumie jej bezpośredniość.
"Gryffindor" - pomyślałam sobie w duchu. Tak. Stamtąd wychodzi dobrzy i prawi czarodzieje. Z Krukonów i Puchonów w sumie też nie wychodziło nic złego. No gorzej ze Ślizgonami, ale o nich tutaj nie będzie mowy. Uśmiechnęłam się tylko delikatnie, przypominając sobie, że u mnie w rodzinie również były osoby, które wyszły z Gryffindoru. - Tak, wiem, że możemy być rodziną. - Przyznałam z uśmiechem. - Mama mi mówiła, że dalekimi kuzynkami.
Uśmiechnęła się z jako taką ulgą, widząc, że Nafisa również słyszała o tym, że mogą być kuzynkami. Co prawda, Clara zastanawiała się jak to możliwe - wyglądały całkowicie inaczej. Hepburn była przecież piegowatą blondynką, o niebieskich oczach i w porównaniu do kuzynki bladą jak ściana, a Nafisa...a Nafisa była po prostu przedstawicielką typowo hinduskiej urody. Nawet na tle hogwardzkich piękności wyróżniała się egzotyczną urodą. - Z tego co słyszałam od ojca, a słyszałam niewiele, nasze matki były kuzynkami, i to zdaje się, że z pierwszym stopniem pokrewieństwa. Zastanawiam się tylko jakim cudem...Twoja matka jest rodowitą Hinduską, czy nie? - zapytała, wbijając spojrzenie w dziewczynę, podciągając nogi o brodę i obejmując je rękami.
Nie powiem, że nie. Dziewczyna miała całkiem sporą wiedzą na temat rodziny, ale ja chyba miałam większą przewagą na ten temat. Mama ciągle mi o tym mówiła. - Moja mama? Jej ojciec nie był hindusem, ale jej matka była i geny , jak i wygląd przejęła po swojej matce, więc zasadniczo nasze pokrewieństwo jakoś jest uzasadnione. - Wytłumaczyłam z uśmiechem. - Ale w sumie to całkiem fajne. Przynajmniej mam kuzynkę. Ciebie, Claro. - Przysunęłam się do niej z uśmiechem.