Aby się tutaj dostać trzeba zejść po bardzo stromych schodkach. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie popalają albo przesiadują na starej przekrzywionej ławce. Miejsce to nie jest ani atrakcyjne ani bezpieczne - wystarczy nieuważny krok, a wpadniesz do wody, bowiem dociera tu brzeg szkolnego jeziora.
Jakimś dziwnym sposobem znalazła się na niewielkiej łące, gdzie niespodziewanie ujrzała tony pierwiosnków i krokusów. Oczy od razu jej się zaświeciły, tym bardziej, że hasało tu parę królików, które uwielbiała. Aż chciałoby się poskakać razem z nimi, ale powstrzymała się myślą, że przecież jest dorosła, więc powinna się tak zachowywać. He he... dobre. Dorosła nie znaczy dojrzała, a dziewczynie dużo jeszcze zostało z dziecka. Chwila, chwila, jak to się nazywało? A tak, infantylność. Nie widziała w tej cesze nic złego, ale ludzie wokół niej wręcz odwrotnie. Patrzyli na nią krzywo tylko dlatego, że skakała, zamiast iść jak po parogodzinnej robocie. Albo dlatego, że często zadawała się z młodszymi od siebie. Wbiegła do wody, nie przejmując się ani jej temperaturą, ani nie zaprzątała sobie głowy ściąganiem ubrań. Zanurzyła się aż po czubek głowy, po czym wyskoczyła na powietrze, zarzucając włosy do tyłu. Zachichotała, wycierając oczy. Po paru minutach wyszła na trawę i zdjąwszy mokre buty, osuszyła zaklęciem ubranie. Rude kosmyki pozostawiła mokre, by wyschły w naturalny sposób. Zanurzając stopy w kolorowej roślinności, uśmiechnęła się do siebie. Od dawna marzyła, żeby móc to zrobić i proszę - udało się!
Richard szybkim krokiem wyszedł z zamku. Pomyśleć, że nawet w bibliotece znalazło się jakieś namolne, radosne stworzenie uparte na to by "szerzyć radość" zwłaszcza na niego. Nie był w stanie pojąc czemu ludzie nie rozumieją, że nie każdy lubi być otoczony przez tłum ludzi. Cenił sobie swoją prywatność i samotność i czas który mógł spędzić na badaniach. POTRZEBOWAŁ tego by osiągnąć sukces, za to ćwierkające rozradowane osóbki nie wróżyły zbyt bogatej przyszłości. Przeszedł przez wiszący most kierując się w stronę swojego ulubionego oddalonego kamienia w kamiennym kręgu. Zmarszczył brwi już z daleka widząc czyjeś sylwetki poruszające się w pobliżu JEGO miejsca. Zatrzymał się i rozejrzał. Zaciekawiła go ukryta między krzewami ścieżka. Bez pośpiechu pozwolił jej się prowadzić aż do małej polanki ukrytej pod wiszącym mostem. Uśmiechnął się z satysfakcją, tu na pewno nikt go nie znajdzie. Ściągnął szatę znów używając jej w formie koca. Po chwili wahania i upewnieniu się że naprawdę jest sam ściągnął buty i skarpetki rozkoszując się miękką trawą i ciepłym dniem. Jeśli szczęście mu dopisze może nawet będzie miał okazję popływać w jeziorze? Z uśmiechem rozsiadł się wygodnie i wyciągnął z torby swój odwieczny notes przeglądając ostatnie notatki.
Wiosenne temperatury wciąż były do wytrzymania, delikatne słońce nie prażyło okrutnie a powietrze pachniało świeżością, zamiast letnią stęchlizną. Po długim spacerze jednak Narciss czuł już zmęczenie, na moście i w jego pobliżu jednak kłębiło się zbyt dużo irytujących uczniów, których w tej chwili nie miał ochoty znosić. Ponadto, miał już swoją upatrzoną ofiarę, której niestety nigdzie nie mógł znaleźć.
Skierował się w stronę małej ścieżki, które o tej porze roku była wciąż dość widoczna. Była jednak na tyle osłonięta, że miał nadzieję nikogo tam nie zastać. Na wszelki jednak wypadek szedł cicho i powoli, by mógł w każdej chwili się niespostrzeżony wycofać.
Richard zdążył już całkiem się zrelaksować. Był tu z dobre 30 minut i nikt się nie napatoczył co całkiem nieźle wróżyło na przyszłość. Leniwie wyciągnął się na brzuchu kładąc przed sobą notatnik. Zastanawiał się nad nową formułą eliksiru, bezmyślnie przygryzając końcówkę długopisu i co chwilę dodając nowe obliczenia do już przygotowanych przepisów. W końcu chciał pracować na drogich składnikach, nie stać więc go było na błędy.
Nie spodziewał się tam nikogo, szybko jednak jego ponurą minę rozświetlił zadowolony uśmiech. Któż by się spodziewał, że to właśnie jego cel ukrywa się podmostem?
Zatrzymał się pospiesznie i cofnął odrobinę, by skryć za kamiennym murem. Nie do końca był pewien, co teraz powinien zrobić. Wiedział jednak, że takiej szansy nie można zmarnować - jeśli chce, by ten studencik wpisał się na jego listę ochotniczą... Czy powiniem podejść i go zaskoczyć? Albo może lepiej rzucić jakimś kamyczkiem, żeby zauważył należycie jego najście?
W końcu całkiem z siebie zadowolony wrzucił notatnik i długopis z powrotem do torby. Przeciągnął się leniwie mrużąc oczy i spoglądając na lśniącą od słonecznych promieni taflę jeziora. Lubił takie miejsca. Cisza, spokój, cichy szmer drobnych fal rozpływających się po łagodnym brzegu. Przypominało mu to dom, ten jedyny prawdziwy na Erriskay. Kiedyś potrafił godzinami biegać po plaży, zbierać muszelki i słuchać historii które opowiadała mu mama. Uśmiechnął się do siebie i wstał płynnym ruchem. Był sam, pogoda dopisywała i świeciło piękne słoneczko.. więc czemu by nie skorzystać? Szybkim ruchem ściągnął koszulkę i zabrał się za rozpinanie spodni już niecierpliwie zerkając na jezioro.
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w te dziwne przedmioty, którym posługiwał się Richard. Czy dobrze pamięta? Kiedyś już to widział i to chyba nie jeden raz, gdzieś w Londynie. Och, tak! To musialo być czymś, co używają mugole i...
Poczuł nagle jak piekący rumienieć oblał jego blade policzki, gdy przeniósł wzrok na chłopaka. Obserwując jego nagie plecy poważnie rozważał natychmiastowy odwrót z pola walki.
Wtem jednak spojrzał ponownie w kierunku torby, która zdaje się, iż właśnie szeptała jego imię. Jakby chciała, by zabrał te śmieszne mugolskie przedmioty do siebie... Ah, niech to piekło pochłonie! Zagryzł wargę i walecznie spojrzał na Richarda. Nie ruszył się jednak z miejsca.
W miarę szybko uporał się z guzikami i zsunął dość obcisłe dżinsy. Hm, białe slipki mogły się okazać trochę kłopotliwe gdy zmokną.. ale po pierwsze był tu sam a po drugie od czego jest magia? Zawsze może błyskawicznie się wysuszyć. Pochylił się jeszcze do torby wyciągając z bocznej kieszonki rzemyk i wiążąc nim włosy. Szybkim krokiem podszedł do jeziora, bez wahania wchodząc w chłodną wodę. Gdy sięgała mu już do pasa odbił się od dna i zanurkował. Wypłynął po chwili kawałek dalej i dla rozgrzewki zaczął płynąć w kierunku środka jeziora i z powrotem.
Mógł przysiąść, że na ten dość niecodzienny widok policzki płonęły mu żywym ogniem. Dłuższą chwilę zapomniał o całym świecie, wpatrując się w płynne ruchy dość dobrze zbudowanych ramion. Czy to możliwe, że nikt inny nie zauważył czegoś takiego? Zaledwie wiosna roztopiła śniegi i już ktoś... ah, ale takiemu ciału można wybaczyć wiele...
Nagle zamrugał i z rozchylonymi ustami spojrzał na torbę skrytą wśród skąpych kępek traw. Te mugolskie przedmioty skryte w czeluściach tak niepozornego, typowego dla każdego ucznia dodatku... Zerknął znów na Richarda. Znajdywał się w dość bezpiecznej odległości od brzegu, być może nawet nie zauważy jeśli... och...
Nagle Narciss zerwał się i po cichu skradł do torby skarbów, niemal natychmist kucając obok i przeszukując jej wnętrzne. Gdzieś to musi tu być!
Richard silnymi ruchami rozgarniał wodę, powoli kierując się w stronę brzegu. Zdecydowanie nie wziął pod uwagę, że woda będzie aż tak zimna. Dobrze, ze nie wypłynął za daleko zanim dotarła do niego temperatura. Gdy dotarł do płycizny stanął i przetarł dłońmi wodę z twarzy. Zmarszczył brwi spoglądając w stronę swoich rzeczy. Czy tylko mu się wydawało czy.. TAK! Ktoś szperał w jego torbie! Szybkim krokiem ruszył przez wodę w stronę brzegu - Hej! Co tam robisz?!
Gdzież do diabła ten chłopak mógł schować to coś?! Nie mógł znaleźć mugolskiego pióra i pergaminu, a wiedział, że nie wybaczy sobie, jeśli tego nie zdobędzie. Nie potrafil sam robić zakupów, więc to była niepowtarzalna okazja. Zesłanie sił nadprzyrodzonych!
Uśmiechnął się szeroko, gdy zauważył dziwny, żółty patyczek. To najpewniej to pióro, ma ten sam kolor! Zacisnął palce na zdobyczy, radośnie kontynuując przeszukiwanie torby. Nie pomyślał nawet o tym, by spojrzeć w stronę Richarda.
... dopóki nie usłyszał jego krzyku. Drgnął, obracając na niego zdezorientowane spojrzenie. Rumieniec ponownie go nawiedził, choć Narciss nie był pewien, czy to z powodu przyłapania na gorącym uczynku - a może z powodu przylegającej do jego ciała, białej bielizny? Kątem oka zauważył róg dziwnego notatnika, który bez chwili namysłu porwał, przyciskając do piersi wraz z zółtym patyczkiem, po czym rzucił się w heroiczną ucieczkę.
Zmarszczył brwi i dotarł do brzegu już spokojniej. Na pewno znał tą twarz i prawie białe włosy! Gdzie on.. ah! porcelanowa laleczka, to musiał być on... ale czego szukał w jego rzeczach? Wysuszył się szybkim czarem i sięgnął po torbę by sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu. Choć sądził raczej, że Narcissem powodowała raczej ciekawość, bo niby CO mógł by mu ukraść skoro samo futro było warte więcej niż wszystko co miał Richard? Po chwili jednak zmarszczył brwi i szybko wyrzucił zawartość na trawę. Po chwili zaczął przeklinać głośno i po francusku. Przeklęty, mały podstępny skubaniec! Jego notatki! Zgarnął wszystko z powrotem do torby i wciągnął ubranie, po czym prawie biegiem ruszył w górę ścieżki rozglądając się za jasną czupryną chłopaka.
Po chwili siedzenia i obserwowania niezwykle ciekawego życia królików, które hasały sobie po łące, po raz kolejny weszła do jeziora. Tym razem wypłynęła trochę dalej od brzegu, by móc zanurkować i zebrać trochę piasku z dna. Chwilę dosłownie nie było jej na powierzchni, a już pojawił się jakiś chłopak. Obserwowała jego poczynania, nie podpływając bliżej, po czym kątem oka zauważyła innego przedstawiciela płci męskiej, który wyraźnie próbował ukryć swoją obecność tutaj. Znad tafli wody wystawał jedynie czubek jej głowy, tak by nosem mogła wciągać życiodajne powietrze. Zachichotała, widząc pogoń obydwu mężczyzn. W końcu wyszła z jeziora, gdyż zaczęło jej się robić niepokojąco zimno. Wysuszyła się ponownie, znowu zostawiając włosy samym sobie. Usiadła na kamieniu, przy którym zostawiła torbę i notatnik z piosenkami. Nucąc sobie jedną z melodii, zaczęła pleść wianek z krokusów. Oczywiście, cały czas, kątem oka, obserwowała zaloty/flirt/konkurowanie albo Bóg wie co. W każdym razie patrzyła na chłopaków, o.
Roberto wyszedł sobie na mały spacerek,szkoła zaczynała go irytować tymi wiecznie przesuwającymi się schodami,lub drzwiami które po prostu nie miały humoru się otworzyć.Przynajmniej tu na lądzie,może nie będzie niemiłych niespodzianek,no bo chyba grunt nagle nie zacznie mu się cofać pod stopami? Roześmiał się na te myśl,chociaż wiedział że gdyby faktycznie do tego doszło,to by do śmiechu mu nie było.Tutaj przynajmniej mógł ochłonąć i przemyśleć kilka istotnych spraw.Kiedy tak szedł i rozmyślał,omal nie wpadł na jakąś dziewczynę. - Oh przepraszam,nie chciałem.- Powiedział szybko,nieco zmieszany tym że tak się zamyślił.
Siedziała sobie, wpatrywała się w niebo, kicające zajączki, śpiewające ptaszki i ogólnie było bardzo przyjemnie, a tutaj ktoś przerywa ciszę. Do tego staje niebezpiecznie wręcz blisko niej i zasłania jej słońce. Niebieskie migdałki, o których przed chwilą myślała odeszły w siną dal. Spojrzała z lekkim wyrzutem na ową osóbkę, ale w końcu zrezygnowała z jednego z wykładów na temat tego, że nie powinno się naruszać czyjejś strefy prywatnej. - Nic się nie stało. - Uśmiechnęła się do przybysza, po czym wstała. - Courtney. Wyciągnęła w jego kierunku trochę mokrą od przeczesywania włosów rękę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Arthur po długiej nieobecności nie krył zdziwienie na widok zamku:- Taki, jakiego zapamiętałem...-mruknął do siebie. Po chwili przystanął i przyjrzał się widokom. Był zły na ojca, że wakacje i ostatnie miesiące spędził poza szkołą. Jednakże czy to nadrobi, czy też nie, będzie zależało od jego silnej woli. Chłopak zmierzwił sobie włosy z zakłopotanym wyrazem twarzy i rozejrzał się dookoła. Po chwili wyciągnął z kieszeni papierosa i podpalił końcem różdżki. Zastanawiał się, jak zrekompensuje swoją nieobecność profesorom. Chyba tylko zgromadzona podczas wyprawy wiedzą..... Zamyślony nie zauważył, że ktoś zmierza w jego kierunku.
Amelia była rannym ptaszkiem. Wstała o godzinie ósmej, co jak na nią było i tak bardzo wczesną godziną. Przyszła w jedno ze swoich ulubionych miejsc w zamku, aby cieszyć się ciszą poranka i brakiem małych, rozwrzeszczanych pierwszoklasistów, którzy zawsze w dzień oblegali błonia. Nienawidziła hałasu, teraz także wybrała najbardziej oddalone miejsce od ludzi jakie było możliwe. Przysiadła na jakimś pniu, podkurczając nogi. Była ubrana w czarne leginsy, białą bluzę z kapturem, który jednak nie spoczywał na jej głowie. Obserwowała czujnie otoczenie.
Wilk, jak to miał w zwyczaju, wybrał się na mały, poranny spacerek po błoniach. Ach, uwielbiał widok tych idealnie przystrzyżonych, szmaragdowozielonych trawników. Nic nie działa tak kojąco na oczy i myśli, jak widok nieskazitelnej zieleni. Rozejrzał się po łące, przykładając wyprostowaną dłoń do czoła, aby osłonić oczy przed intensywnym światłem wyjątkowo bezlitosnych dzisiaj promieni słonecznych. Nie lubił zaś nigdy, odpoczywać w samotności, bo przecież, cóż to za odpoczynek? Dostrzegł jednak nieznajomą, ale wyjątkowo śliczną dziewczynę, która przebywała na łące podmostem jako jedyna prócz niego. Bawiąc się szelkami, ruszył wolnym krokiem w jej stronę z dziarskim uśmieszkiem wymalowanym na ustach.
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków., właściwie lekko tylko dających o sobie znaki. Dziewczyna nie od razu podniosła głowę, była lekko zdenerwowana, że ktoś śmie zakłócać jej spokój i ciszę. Gdy uniosła głowę zobaczyła chłopaka, na oko taki sam indywidualista jak ona. Uśmiechnęła się pod nosem, ale zaraz znów na jej twarz wróciła ta sama, chłodna i nieprzenikliwa mina. Pierwsze wrażenie zrobił całkiem dobre, ciekawe, co będzie dalej. Przecież tak od razu nie mógł jej przypaść do gustu, była bardzo wybredna w stosunku do ludzi, z którymi musiała albo chciała rozmawiać.
- Siema. - Wykrzywił wargi w łobuzerski uśmieszek i usiadł tuż obok niej, a każdy krok, rozsiewał zapach jego perfum. Wyłożył się na kępie trawy i z lubością wdychał jej orzeźwiający zapach. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - Dodał uprzejmie, wkładając ręce pod głowę. Mówiąc szczerze, rzadko sam z własnej woli zaczepiał osoby mu nieznajome, ale ta dziewczyna była inna, była śliczna i niepospolita. - Wayne się nazywam... A Ty, Mademoiselle? - Dodał, po raz wtóry z lubością wdychając zapach szmaragdowozielonej kępy trawy i wiercąc się, aby ułożyć ręce w pozycji nieco bardziej dlań komfortowej.
Westchnęła cicho. Żegnaj udany dniu.. przemknęło jej tylko przez myśl. Ślizgon, z całą pewnością ślizgon. - Amelia - powiedziała z lekkim niezadowoleniem. Lekkim? Każdy, kto chociaż trochę zna się na ludziach dostrzegł by grymas na twarzy dziewczyny. Była przyzwyczajona do tego typu zagrywek, dużo chłopaków się nią interesowało. Jednak ona jakoś unikała bliższych kontaktów z kimkolwiek, a już zwłaszcza z chłopakami, którzy byli trochę "nachalni" w stosunku do dziewczyny. Nie lubiła takich. - Cóż Cię tu sprowadza? - spytała ignorując fakt, że chłopak siedzi tak blisko, fakt, że jego mocno pachnące perfumy drażnią jej nos oraz fakt, że nie miała ochoty na jakąkolwiek rozmowę.
- Nic. - Odparł, ponownie wykładając się na trawie i z lubością wdychając raz po raz jej zapach. Z rozbawieniem słuchał rozdrażnionego tonu dziwczyny i mimowolnie uśmiechnął się. O tak, najzwyczajniej w świecie ją drażnił. To zaś niezbyt... często mu się zdarzało. - Nic, a nic. - Odparł, wiercąc się, aby po chwili z pleców przełożyć się na brzuch i wykładając się plackiem na słońcu, czekał, aż dziewczyna powie mu, że ma sobie iść. O tak, hyhy, to by było dopiero nietypowe! To zazwyczaj jego kobiety mianują bestialskim, gdy odchodził zobojętniały po pełnej jego zainteresowania nocy... Jednakże to on teraz nazwie dziewczynę bestialską. Będzie miał okazję dot. Ciekawe, hyhy. Ojaa xd Zignoruj fakt, że ten post jest bezsensowny xd. Następny będzie normalniejszy : D.
- Zakłócasz moją przestrzeń osobistą - westchnęła cicho Amelia. Co prawda, to prawda, nigdy nie lubiła, gdy ktoś zbliżał się do niej w odległości bliżej niż kilka metrów, a chłopak siedział zdecydowanie za blisko. Może i była dziwna, ale cóż mogła poradzić na fakt, że po prostu nie lubiła ludzi, a w szczególności facetów, którzy działali jej na nerwy? Co prawda, ten jakoś specjalnie jej nie irytował, ale wkurzała się dla zasady. Nie lubiła, gdy ktoś interesuje się nią bardziej niż ona tego chciała. - Jesteś troszkę zbyt śmiały, coś mi się wydaje - dodała po chwili z lekkim uśmiechem na ustach, jednak nie był on ani trochę ironiczny. Tak o, po prostu się uśmiechnęła. Należy to odnotować w księdze upamiętniającej, bo nie zdarzało jej się zbyt często, żeby uśmiechała się do ludzi.
- Oj tam, oj tam. - Zbył ją machnięciem dłoni, po czym uśmiechnął się łobuzersko. A więc... Ta go jednak nie wywaliła. Wciąż okazywała mu matczyną cierpliwość. Nie spodziewał się tego. Westchnął ciężko, po czym spojrzał na nią i z zadowoleniem stwierdził, że ta się uśmiecha. To jeszcze bardziej zbyło go z pantałyku. Podniósł tułów, po czym usiadł po turecku, bawiąc się szelkami jedną ręką, a drugą męcząc poszczególne źdźbła trawy. - Cóż, nigdy nie miałem problemu ze śmiałością. - Przyznał, wywracając ramionami. - Jednakże Ty, chyba zbyt rzadko się uśmiechasz. - Odparł jakże tkliwie, śmiechając się dziarsko, po czym spojrzał nań z ukosa.
Przechadzała się właśnie po okolicach Hogwartu, gdy zobaczyła jakąś dróżkę, której nigdy wcześniej nie dostrzegła. Zaczęła iść w jej stronę i doszła aż tutaj. Rozejrzała się. Była to mała łączka, porośnięta bujną trawą i kwiatami. Zobaczyła także jezioro, mieniące się kolorami. Coś przebiegło jej pod nogami. Spojrzała w tamtą stronę i dostrzegła biały zarys oddalonego już sporo małego, białego króliczka. To miejsce miało to coś, co tak bardzo jej się spodobało. Było piękne. Tak zwyczajne, a zarazem takie inne. Uśmiechnęła się pod nosem i usiadła na trawie po turecku, podpierając się rękami o ziemię. To miejsce wprawiło ją w bardzo dobry humor i mogłaby teraz być dla każdego miła, gdyby tylko chciała. Ukazała się ta bardziej optymistyczna strona jej natury. Była wesoła i pozytywnie nastawiona. I nawet gdyby spostrzegła teraz jakąś bardzo dobrą ofiarę do dręczenia, dałaby jej spokój. To miejsce właśnie tak na nią oddziaływało, jakoś dziwnie. Była tu poraz pierwszy, ale już wiedziała, że wróci tutaj i to nieraz.