Gra trwała zadziwiająco długo - Edgcumbe nie do końca mógł rozgryźć dlaczego, zwłaszcza, że Pingwiniary na początku meczu naprawdę dawały im do wiwatu i praktycznie okupowały przestrzeń powietrzną po ich stronie boiska. Nic dziwnego, że Lowell nie nadążał. Sam Thaddeus przełamał passę Strusi trafiając do pętli - a w ślad za nim poszedł Fitzgerald, z którym solidarnie zbił po powietrznej piątce. Czyżby złapali drugi oddech, czy to były już tylko ich ostatnie podrygi? Będą musieli się przekonać - acz póki kafel w grze, nie ma co dumać o ostatecznym wyniku. Dlatego też widząc okazję - Edgecumbe zgrabnie wytrącił kafla pingwiniej Sinclair, przechwytując go w swoje dłonie. Nie pognał jednak daleko, bo tym razem nie widział dla siebie podejścia pod pętle - przerzucił więc kafla dalej, do jednego ze swych strusich kumpli.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Trafienia: Cel ataku: podanie do @Lockie I. Swansea Atak:4,1 -> 4,2 Obrona: - Punkty kuferkowe: 101 Przerzuty:7/11
Na ten moment dwa punkty były na koncie chłopaków, a zero po stronie dziewczyn. Jenna wyglądała prawie jak chodząca tęcza, chociaż brakowało jej jeszcze przynajmniej jednego koloru, by Max mógł być w pełni zadowolony. Lockie oberwał, po ich stronie jako pierwszy. Niestety. Max od razu przejął tłuczka, którego sędziowie wypuścili, ale wiedział, że nie zawsze można być gwiazdą. Zresztą, oni zawsze działali w teamie, ale zemsta należała się Swansea. -Ty, kolorowy. - Gwizdnął na kumpla, po czym posłał w jego stronę piłkę, czekając, aż i on popisze się w ataku. Taki z niego dobry kolega był. Widział, że ten był gotowy na tę zagrywkę. Jego morda mówiła wszystko, a poza tym, ustalone już zostało, że chłopacy rozumieli się bez słów i w tej chwili nie miało miejsca absolutnie nic innego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Trafienia:★ Cel ataku:@Jenna Hastings Atak:5 +3 -> 6+3 = 9 Obrona: - Punkty kuferkowe: 42 Przerzuty: 1
Nie zaskoczyło go podanie Solberga, więc się spokojnie do niego ustawił. Czy chodziło o zemstę? No trudno było się mścić na dziecku, zresztą nie chciał jej przecież zabić, a jakiś niewątpliwie skończony wariat dobierał drużyny, chyba rzucając lotkami w tarcze z zawiązanymi oczami, dopasowując krasnoludka jako przeciwnika dwóm wielkim chłopom. Zanotował w pamięci, żeby napisać o tym dyrektor Wang, bo to dość niepokojące zestawienie, wskazujące na absolutne zero rozsądku czy logiki, bo ani on nie mógł się rzeczywiście rozkręcić i pobawić, ani dziecko nie mogło mieć pewności, że nie skończy ze wstrząśnieniem mózgu. Gwizdnął na małoletnią krukonkę, uśmiechając się do niej jak pies, dokładnie w momencie, w którym posłał w jej kierunku kolorową piłkę.
Danny Baxter
Wiek : 35
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 179
C. szczególne : Australijski akcent, banan na mordzie, czapki z daszkiem, tatuaże
/nie przeszkadzajcie sobie, ja tak tylko was obserwuję!
Najpiękniejszy z Baxterów postanowił, że zanim pozwoli hogwarckim miotlarzom poznać siebie, najpierw sam przyjrzy się im z bliska – i to nie na zasadzie przypadkowej rozmowy czy plotek, które krążyły po zamkowych korytarzach. Dla Danny’ego prawdziwą miarą człowieka było to, jak radzi sobie w trudnych sytuacjach, a gra w bludgera idealnie nadawała się do takiego testu. To była brutalna, bezpośrednia gra, gdzie liczyły się nie tylko siła i umiejętności, ale też opanowanie i refleks, kiedy w każdej chwili można było zostać strąconym z miotły przez tłuczek. Nie było miejsca na wymówki czy ukrywanie się za drużyną – każdy pałkarz musiał pokazać, co potrafi, gdy liczą się tylko ułamki sekund, a uderzenie pałki może przesądzić o wszystkim.
Baxter wiedział, że bludger to coś więcej niż zwykła gra – to poligon, gdzie każdy gracz ujawnia swoje prawdziwe oblicze. Kiedy stajesz naprzeciwko przeciwnika, mając w rękach pałkę, a naprzeciwko ciebie leci tłuczek, nie ma czasu na planowanie czy zastanawianie się. W takiej chwili liczy się tylko instynkt, siła i szybkość reakcji. I właśnie to chciał zobaczyć – jak przyszli zawodnicy radzą sobie w momencie, kiedy tłuczek nie daje im czasu na namysł, a jedyną drogą do wygranej jest zrzucenie przeciwnika z miotły, zanim to samo stanie się z tobą.
W swojej typowej luźnej stylówce – za dużej bluzie z kapturem i przypadkowej czapce z daszkiem – Danny postanowił przejść się na jedno z boisk, żeby obejrzeć zaplanowany mecz. Na turniejowej drabince dostrzegł ciekawe starcie: dwie pałkarki z Ravenclawu miały zmierzyć się z dwoma potężnymi Ślizgonami. Gdy zobaczył wyraźną dysproporcję między drużynami, przez chwilę zastanawiał się, kto układał te pary. Z jednej strony gra była twarda, zderzenia nieuniknione, a potężniejsi gracze mieli zdecydowaną przewagę. Ale Baxter, choć sam był ex-Ślizgonem, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś tu nie gra. Dziewczyny z Ravenclawu, choć mniejsze i pozornie słabsze, ani myślały się poddać – to był właśnie ten hart ducha, który cenił najbardziej.
Bludger, z całą swoją brutalnością, idealnie pokazywał, kto jest gotów walczyć do samego końca. Nie chodziło o to, kto miał więcej siły, ale o to, kto potrafił trzymać się na miotle mimo przeciwności, kto miał odwagę podjąć ryzyko i uderzyć tłuczkiem z pełną mocą, wiedząc, że każda sekunda może być tą ostatnią w meczu. Danny obserwował, jak dziewczyny radzą sobie w starciu z większymi przeciwnikami, i nie mógł nie podziwiać ich determinacji. Choć było niemal pewne, że przegrywają fizycznie, ich zapał i walka o każdą sekundę na miotle sprawiły, że zyskały jego pełen szacunek.
Kilka minut na boisku wystarczyło, by wyrobił sobie opinię o uczestnikach. I choć wynik mógł być przewidywalny, bardziej niż ten wynik interesowało go, jak zawodnicy radzą sobie z presją, jak walczą, kiedy sytuacja staje się beznadziejna i jak sobie radzę z niepowodzeniami.
/zt
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Trafienia:★ ★ Cel ataku: podaje do @Saskia Larson Atak:5 Obrona:6+5=11 Punkty kuferkowe: 30 Przerzuty: zużyte xD
No proszę. A jednak skupienie na wycelowaniu bardziej się opłacało niż namiatanie pałą do oporu. A może to Lockie chciał jej dać szansę? Kiedy Ślizgon się do niej wyszczerzył, Hastings zarumieniła się, jak przystało na podlotka i szybko przeniosła wzrok na tłuczek, który był wystarczająco lekko rzucony, by mogła go spokojnie odbić. Posłała go trochę koślawo w stronę kapitanki, mając nadzieję, że tym razem to ona zaserwuje ślizgonom potężnego strzała. Gdzieś w przelocie zobaczyła, jak nowy nauczyciel chwile im się przygląda, przez co ogarnęła ją nowa fala wstydu. Przecież dla niego to będzie jednoznaczne, że obrywała najbardziej! A czy widział chociaż jeden z jej potężnych strzałów, przed którymi ślizgoni musieli umykać?!
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Trafienia: — Cel ataku:@Lockie I. Swansea Atak:6 i 3 (przerzucone z 1) + 3 (od Jenny) = 12 Obrona: — Punkty kuferkowe: 26 (+6 za miotłę) = 32 Przerzuty: 4/5 (+3 za punkty kuferkowe, +2 za bycie pałkarą, +1 za cechę, -1 za cechę)
Nabrała głęboko chłodnego powietrza — słabo rejestrując fakt, że pachniało nadchodzącą jesienią — by z zapartym tchem obserwować tor lotu posłanego przez Jennę tłuczka. Obdarcie buldgera z widma chociażby kontuzji skutecznie wpływało na poświęconą grze uwagę, szczególnie po ślizgońskiej stronie i nawet neonowa krople eliksiru, spływające po twarzy Lockiego, nie przepędziły jego znudzonej miny. Może w tym momencie ustaliła sobie za cel, by to zmienić. Albo od chwili, gdy uświadomiła sobie, że będą walczyć pomiędzy sobą, za punkt honoru powzięła sobie, by zobaczył ją w powietrzu jako kogoś wartego jakiejkolwiek reakcji. Skrzywienia się, wygięcia w półkole warg, zaciśnięcia pięści, wyplucia w niedowierzaniu kurwy. Nie robiło jej to różnicy. I to splunięcie przyjełaby z radością, gdy jedyne co serwował to znużenie. Gdy Jenna po raz kolejny zmuszona była przejść w defensywę, krukonka poczuła, jakoby wszelka uwaga skierowana była w kierunku Hastings, która w jakimś cichym pakcie przeciwnych pałkarzy, najwidoczniej stała się głównym (i jedynym) celem ataku. Swierzbiło ją. Energia bez ujścia kumulowała się w opuszkach jej palców, obijając się o gładkie drewno trzymanej pałki przyśpieszonym tempem uderzeń serca. Dopiero huk uderzenia przywrócił bieg spowolnionych sekund do normalności, gdy z pełną mocą tego, na co wciąż nieodbudowane mięsnie jej ramion było stać, posłała tłuczek w kierunku Swansea.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Trafienia:★ Cel ataku: - Atak: - Obrona:D -> A Punkty kuferkowe: 42 Przerzuty: 0
Debilny uśmiech zakwitł na jego ustach na chwilę, bo jakoś łudził się, że młodsza koleżanka skrępuje się na tyle, że się nie wybroni, ale okazuje się, że była zaskakująco silnym, odpornym i zajadłym dzieckiem. Kiedy podała piłeczkę do swojej pani kapitan, Lockie podniósł wzrok na Saskię, która niczym wyjątkowo chuda sowa krążyła im nad głowami. I przeszło mu przez myśl dać się jej strącić z miotły. Miała wystarczająco dużo zjebanych w życiu wydarzeń, by dać jej tę jedną małą satysfakcję. Jednak dusza węża wzięła nad nim górę. Zmrużył oczy, bo i poczuł się personalnie zaatakowany tym atakiem. Tak mu za tę swoją wspaniałomyślność i dobroć odpłacała, tak? To i on się nie będzie jej potrzebom przecież kłaniał. W ostatniej chwili wykonał zwód, uchylając się przed tłuczkiem i poprawiając chwyt na pałce w wypadku, gdyby Max zdecydował się podać mu tłuczek dalej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Trafienia: Cel ataku: podanie do @Lockie I. Swansea Atak:4,2 -> 4,2 -> 4,4 - 2 = 6 Obrona: - Punkty kuferkowe: 101 Przerzuty: 5/11
No coś się te baby dzisiaj uwzięły na Swansea, miał wrażenie. Widać było, że tłuczki lecące w jego kierunku były mocniejsze i celniejsze, ale Lockie na szczęście latać akurat potrafił i dobrze się trzymał. Max mógł co prawda przymierzać się do ataku, ale chciał żeby chłop też coś od życia miał, a nie tylko obrywanie na mordę. Postanowił dać mu ostatnią szansę. Grali taktycznie, ale brakowało im chyba motywacji, jeśli mieli być zupełnie szczerzy. Max po prostu nie czuł zagrożenia, adrenaliny, która zazwyczaj napędzała go do działania. Wiedział, że Lockie czuje się podobnie. Widział go nie tylko po jego postawie, ale i zagraniach. Ślizgońskie duo było dzisiaj w stanie spoczynku i tyle. Zamiast za długo o tym myśleć, podał więc znów piłkę licząc na to, że tym razem trafi celnie tam, gdzie trafić powinna.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Trafienia:★ Cel ataku:@Jenna Hastings Atak:6+3 = 9 Obrona: - Punkty kuferkowe: 42 Przerzuty: -
Zgodnie z podejrzeniami, tłuczek, który minął jego głowę, zaraz został odbity w jego stronę, a on, zgodnie z planem, odebrał i odbił go dalej. Ewidentnie nie było w tej grze ani pasji, ani zawziętości tak charakterystycznej temu duetowi. Może to dlatego mała krukonka i osłabiona fizycznie pani kapitan tak dzielnie sobie radziły? Jak dzikie zwierzęta czujące słabość nosem. Nieszczególnie celował, przekręcił głową po karku, pozbywając się dziwnego w szyi napięcia i odbił tłuczek po prostu, bo wyboru dużego nie było i taktyki wiele przeciwko dwóm osobom praktykować też nie miał jak. Spojrzał w stronę @Maximilian Felix Solberg, szukając na jego twarzy przejawów, czy podzielał jego odczucia, czy może to jednak tylko dziś użądlił w dupę jakiś wyjątkowo smutny langustnik ladaco przed tą zabawą. - Dobrze, że nas pilnują. - mruknął do bruneta, mijając go w locie i zerkając na dzielnych przedstawicieli kadry nauczycielskiej, pilnie pilnujących czy się nie pozabijali.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Trafienia:★ ★ ★ Cel ataku: - Atak: - Obrona:1,1 = złapałam znicza Punkty kuferkowe: 30 Przerzuty: z e r o
Starała się. Nikt nie mógł jej tego odmówić. Uderzała w piłkę z całych sił i może właśnie dlatego tak szybko te siły straciła? Było jej przykro, była zła, ale musiała przyznać - ślizgoni wyeliminowali ją sprawiedliwie, no i co tu ukrywać, byli silniejsi i mieli większe doświadczenie. Kiedy kolejna, tym razem niebieska plama ozdobiła pół twarzy Hastings, dziewczynka pomyślała, że przynajmniej zejdzie z boiska w barwach krukońskich. - Dojedź ich, Sasiu! - zagrzała ja jeszcze do walki przed tym, jak podleciała do stanowiska nauczycielskiego, przy którym skorzystała z pomocy w oczyszczeniu się z grubsza z plam. Oczywiście tylko odrobinę, bo eliksir neonu rozchlapał się na jej twarzy niebieskim rozbryzgiem, dłonie zaś miała skąpane w ślizgońskiej zieleni.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Trafienia: — Cel ataku:@Lockie I. Swansea Atak:5 i 3 Obrona: — Punkty kuferkowe: 26 (+6 za miotłę) = 32 Przerzuty: 3/5 (+3 za punkty kuferkowe, +2 za bycie pałkarą, +1 za cechę, -1 za cechę)
Powinna przewidzieć, że kontratak nastąpi bez żadnej zwłoki — aczkolwiek miała nadzieję, że skoro już dołączyła do aktywnie atakujących, to ślizgoni z przyjemnością zmienią front, odpłacając jej pięknym za nadobne, co by trochę rozruszać grę. Żaden z nich nie był jednak głupi (w końcu kończyli studia, nawet jeśli nie bez przeszkód) i chyba nie umknęło ich uwadze, że atakowanie Jenny strategicznie było sensowniejsze. Młodszej krukonce wystarczyłby jeden trefny unik do całkowitego wyeliminowania z gry. I tak właśnie się stało, gdy mocą lisiego uderzenia, Hastings przybrała błękitnej barwy. Łapiąc ją spojrzeniem, Larson pokazała uniesiony go góry kciuk, bo powiedzieć, że była z niej dumna, to jak nie powiedzieć nic. Nie wiedziała czy dla czternastolatki stanowiła jakikolwiek autorytet — w końcu jakim wzorem do naśladowania może być kapitan, która nie zjawia się na finałowym starciu — ale z pewnością nie będzie szczędzić jej słów zachwytu, gdy już skończy ze ślizgonami i wyśle ich do aniołków znajdą na to odpowiednią chwilę. Tymczasem została na polu boju sama. — Dwóch na jedną? — Zawołała zadziornie, korzystając z chwili, którą jeden z opiekujących się nimi nauczycieli potrzebował na wypuszczenie nowego tłuczka — To chyba się jakoś nazywa? Jej szanse zdawały się być minimalne, ale dopóki żaden z nich nie naznaczył jej mokrym śladem, piłka wciąż pozostawała w grze. Tłuczek, dokładnie rzeczy ujmując, ten sam, którego przy pierwszej możliwej okazji posłała uderzeniem w Lockiego.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Trafienia:★★ Cel ataku: - Atak: - Obrona:5 Punkty kuferkowe: 42 Przerzuty: -
Powiedzieć, że się zdziwił, to nic nie powiedzieć, bo naprawdę trafił dziewczynkę dopiero, kiedy już nie chciało mu się jej nawet trafić? Westchnął, unosząc spojrzenie do chmur, jakiż to sens tego bludgera, jak ktoś odpada i nie słychać jego jęków boleści. To się nie powinno nazywać bludgerem, jeśli osoba odpada z gry bez ani jednej złamanej kości. Kiedy kolejna kulka rozbryzgnęła się na nim farbką, skrzywił się i spojrzał na Maxa unosząc brwi. - Jak odpadnę to weź mi chociaż na koniec nos złam pałką, bo wstyd w rodzinie taki bludger. - jasne, że warto mieć ukizdraną szatę, ale liczył, że ujebie ją juchą, jak nie cudzą to swoją. Po to pierwszy stał w kolejce zapisując się na tę pojebaną grę. A tak? Miał na sobie elegancka mieszankę limonki i oranżu. Trochę w kolorze rzyga.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Trafienia: Cel ataku: podanko @Lockie I. Swansea Atak:1,3 -> 4,3 Obrona: - Punkty kuferkowe: 101 Przerzuty: 4/11
Jenna odpadła, zostali sami dorośli, a to oznaczało, że Max w końcu mógł zacząć wyrzucać z siebie słowa, które tak długo cisnęły mu się na język. Saskia zresztą sama się o to prosiła, prowokując go swoim pytaniem. -Poznasz prawdziwe ślizgońskie traktowanie. Zagrywka na dwa baty. - Posłał jej charakterystyczne spojrzenie, a gdy Lockie oberwał, wziął nowego tłuczka i pokierował do kolegi. Nie było co zmieniać gry mimo, że jeden z zawodników odpadł. Jakby nie patrzeć, ich drużyna nie miała się specjalnie wybitnie. Lockie stracił już dwie szanse i przy kolejnym trafieniu odpadał na ławkę razem z młodszą krukonką. -Tak Ci wpierdolę, że się obudzisz na emeryturze. - Obiecał jeszcze kumplowi, czekając na rozwój wydarzeń.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Trafienia:★★ Cel ataku:@Saskia Larson Atak:9 +3 = 12 Obrona: -
Obniżył z wolna lot, robiąc leniwy łuk wokół boiska. Obserwował, gdzie porusza się niespokojna pani kapitan i obserwował ruch po boisku Solberga, który odebrał kolejny z kolorowych niby-tłuczków. - Dzięki stary. - położył dłoń na piersi w geście szczerego uznania, bo domyślał sie, że Solbi jak żodyn inny rozumie jego poczucie porażki. Kiedy brzęk uderzanej kuli zasygnalizował jej lot, Swansea nawet się nie zastanawiał. Przeciwnik został jeden i nie była to mała dziewczynka, tylko Larson, która zawzięcie, całą grę, posyłała wszystkie ataki w jego kierunku. Poprawił uchwyt na pałce i nieszczególnie się tym razem oszczędzając, zawrócił na ogonie miotły i uderzając od dołu, posłał piłkę w jej kierunku. Może był tylko odrobinę jakiś nadąsany, to wcale nie znaczyło, że on tak specjalnie.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Trafienia: Cel ataku: łbem w murawę Atak: Obrona:nieudana Punkty kuferkowe: 26 (+6 za miotłę) = 32 Przerzuty: 0/5 (+3 za punkty kuferkowe, +2 za bycie pałkarą, +1 za cechę, -1 za cechę)
Może i kwestią czasu było zostać pokonaną przez ślizgonów, ale naiwnie wierzyła, że jeszcze trochę ich pogoni, może zarobi w międzyczasie parę uderzeń, ale rozgrywka nie ułoży się tak, że dostanie dosłownie pierwszym puszczonym w obieg tłuczkiem tak, że będzie w stanie policzyć gwiazdy na niebie. I to, co gorsza, w środku dnia. Czy była to wina chwilowej nieuwagi, której źródłem było zapatrzenie się w umykającą rytmicznym krokiem tajemniczą postać w czapeczce z daszkiem, kwestia tego, jak ustawiona była — pechowo, by nie powiedzieć inaczej, bo słońce, które najwyżej weszło w konszachty ze ślizgonami, postanowiło wyłonić się zza chmurki i otulić jej twarz promieniem, świecąc prosto w oczy — czy zwyczajnie zjebała, nie wie nikt. Faktem było, że uderzenie Lockiego zarejestrowała mniej więcej na pół sekundy przed tym, jak tłuczek uderzył ją w twarz. Wydała z siebie okrzyk zdziwienia, bólu i chyba zwyczajnej złości, że wycelował oprócz tego, że w jej głowę, to jeszcze z taką siłą. Chociaż miała nawyk tłumaczenia jego zachowania na jego korzyść, Swansea niezaprzeczalnie potrafił być chujem. W panice (bardziej o dobrobyt miotły, niż siebie samą) próbowała utrzymać równowagę, by nie zostać wyeliminowaną w tak żałośny sposób. Jakże nieskutecznie, bo już spadała w dół. Chociaż zderzenie z glebą nie było tak bolesne, jak mogłoby być, gdyby murawa nie została obłożona zaklęciami ochronnymi, przez krótką chwilę leżała na plecach, rozłożona jak panna młoda w noc poślubną, po prostu zbierając się w sobie. Pół twarzy pulsowało jej tak, jakby serce zmieniło miejsce swojego bytowania, wargi piekły, a pod lewym okiem czuła dosadnie rosnącą śliwę. Uniosła prawą powiekę. — Rewanż? — Krzyknęła, widząc, że te dwie mleczuchy wciąż unoszą się w powietrzu, patrząc na nią z góry. Rozciągnęła usta w uśmiechu, ignorując otwierającą się rankę na wardze, bo może i czuła się przegraną, ale nie da im tej satysfakcji, otwarcie się do tego przyznając.
Od kilku dni chodziła nabuzowana jak cholera. Unikała dormitorium dziewcząt jak tylko mogła. Generalnie stosunkowo napięta sytuacja pomiędzy nią a Kate kompletnie nie służyła dziewczynie. Imogen praktycznie nie rozmawiała z przyjaciółką, nie widywała się z nią i tak próbowała rozplanować swój czas, aby wracać do pokoju wspólnego, kiedy przyjaciółka już na pewno spała, bądź wtedy, gdy wiedziała, że nikt jeszcze nie śpi i będzie mogła bezpiecznie skryć się za zasłonami na swoim łóżku z czterema kolumnami. Ot, aby unikać nieprzyjemnych spojrzeń. A wszystko przez jednego chłopaka, który, jak się okazało, stał się na tyle popularnym, że nawet był podmiotem w ich wymianie zdań. Merlin jej świadkiem, że nigdy nie podejrzewała, aby miała się kłócić z przyjaciółką o chłopaka, który tak naprawdę w dużej mierze był jej obojętny. Ot lubiła go, całkiem nieźle się dogadywali, mieli kilka bardzo prywatnych momentów, jednak nic poza tym. Kto by się spodziewał, że życie się tak pokomplikuje? W sobotę, na długo przed śniadanie, złapała swoją miotłę przysłaną przez ojca i nim ktokolwiek zdążył się chociażby ubrać, ona już wybiegła z dormitorium z miotłą na ramieniu, aby polatać na boisku. Nie chciała spotkać się z Kate, nie chciała rozmawiać z nikim. Potrzebowała, aby chłodne wrześniowe powietrze, rozwiało jej włosy i troski. Zaplotła warkocza po drodze na błonia i stanęła na terenie małego boiska, ożywcze powietrze zaczerwieniło jej policzki. Wzięła głęboki oddech, choć ten nie pozwolił się jej uspokoić. Rzuciła Cerfeusza na ziemię i zaczęła od rozciągania się. Nie chciała wsiadać na miotłę bez ówczesnego przygotowania. Rozciągała ręce w stawach, wykonała nimi kilka obrotów, przyciągnęła na zmianę jedno i drugie kolano do klatki piersiowej, stopą dotknęła pośladków. Ot, zwyczajny sposób na rozpoczęcie treningu. Miała szczerą nadzieję, że nikt się tutaj nie zjawi o takiej godzinie.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Kiedy wyszedł na błonia, było jeszcze względnie ciemno. Nie mógł spać, znów śniła mu się Kolumbia. Stawiał na zmęczenie, które zawsze przynosiło ukojenie, a do tego najlepiej nadawał się sport. Biegł więc. Skrajem błoni w stronę lasu, wzdłuż ściany drzew, wokół głównego boiska, w stronę małego boiska. Czuł, jak mięsień serca pompuje mu intensywnie krew w kończyny, czuł, jak potężnie pracują mu płuca. Wciąż był pełen zaniepokojonego zdziwienia, że nie dostawał przypadkowych zapaści, nie drętwiały mu nogi, nie puszczały mięśnie, opadały powieki. Zastanawiał się, na ile czasu kupił sobie to dobre życie i ile jeszcze będzie mógł się cieszyć tym końskim zdrowiem. Czy zdąży odnaleźć wszystkie składniki? Wszedł do szatni wziąć jedną ze szkolnych mioteł i wyciągnąć torbę ze swoimi zaczarowanymi piłkami, z którymi lubił sobie potrenować. Miał w pamięci wskazówki Baxtera i jego uwagi, na które chciał zwrócić szczególną ostrożność, ale był jakiś nie w sosie, rozmemłany, ni to zmęczony, ni to wkurwiony. Jak to człowiek, który źle sypia, trochę bezsilny, trochę poirytowany. Wyszedł z budyneczku na murawę, początkowo w ogóle ignorując, że ktoś tam się jeszcze wyginał. Dopiero podchodząc bliżej, rozpoznał kto to. - Skylight. - wylewnie się przywitał, zwalniając przy niej kroku i patrząc na czekającą na nią w trawie miotłę. Nie znał tego modelu. Podniósł spojrzenie na dziewczynę, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale coś w jej oczach sprawiło, że poczuł zbliżający się ból głowy. Odszedł bez słowa kilka kroków dalej i ukucnął przy torbie, wyciągając z niej swoje zabawki.
Naprawdę nie oczekiwała zbyt wiele od życia. Ot wyszła tak wcześnie z zamku, bo liczyła na samotność i spokój podczas swoich ćwiczeń. Los postanowił jednak po raz kolejny z niej zakpić i to jeszcze w tak niewybredny sposób, że zesłał na jej ścieżkę kogoś, kogo na pewno nie chciała teraz zobaczyć. Najpierw usłyszała, że ktoś idzie. Odwróciła się, aby zerknąć przez ramię na tę osobę i aż poczuła, jak wszystko przewróciło się w jej żołądku do góry nogami, kiedy zobaczyła, że to musiał być oczywiście Lockie. Miała ochotę zaśmiać się z ironii losu, jednak powstrzymała się przed tym i zajęła dalej swoim treningiem. Mimowolnie zacisnęła dłonie w pięść, perfidnie odwracając się do niego dupą. Nie zamierzała na niego patrzeć przynajmniej do momentu, kiedy faktycznie nie będzie musiała. -Swansea - rzuciła tylko, kiedy to chłopak podszedł do niej. Pochyliła się, aby wziąć w dłoń swoją czarną jak smoła miotłę i przerzuciła ją sobie lekko przez ramię. Ruszyła przed siebie, nieświadomie równo z krokiem chłopaka. Zerknęła na niego, odsuwając z twarzy blond kosmyk włosów. - Nie masz co robić po nocach, że jesteś tutaj o takiej godzinie? - zabrzmiała. Jej ton zabrzmiał o wiele bardziej ofensywnie, niżby sobie tego życzyła, jednak w tym momencie miała to w dupie. Uśpiona złość powoli zaczynała buzować w jej ciele. Przyszła tutaj, aby się jej pozbyć, ale wszystko wskazywało na to, że nawet to nie będzie jej dane. Prychnęła pod nosem do własnych myśli i zdjęła miotłę z ramienia. Przerzuciła nogę nad siedziskiem i mocno złapała trzonek w garść. Zaraz to odbiła się od ziemi, czemu towarzyszył głośny świst. Miotły Skylightów miały to do siebie, że miały naprawdę dobre przyspieszenie, które teraz można było bardzo prosto zaobserwować, o ile kogoś w ogóle ten temat interesował. Dzięki temu można też było szybko oddalić się od osoby, w której towarzystwie nie bardzo chciało się spędzić czas.
Uśmiechnął się nagle, dość debilnie, odwracając w jej stronę, bo chciał jej opowiedzieć wspaniałą historię o petycji dotyczącej spódniczek, którą zainspirowały ich harce w lustrzanej sali, ale spojrzenie, od jakiego się odbił, sprawiło, że prawie się potknął. Najpierw brwi zmarszczył, później uniósł, a potem zmarszczył raz jeszcze, dając wyraźny sygnał, że jego mózg wnikliwie analizuje sytuacje. - A Ty? Nie masz? - odbił bez pomyślunku, mistrz ciętej riposty. Był ciekaw jej miotły, szczególnie, że ze sprzętem Skylightów nie miał żadnej styczności. Yajirushi to to nie była, ale wyglądała na solidny kawałek sprzętu. Wygodnie byłoby ją przeanalizować, zanim zabierze się za ulepszenia swojej. Może podpatrzy jakieś rozwiązania? Nie dane mu jednak było nawet zająknąć się w tym temacie, bo ot Skylight wzięła i wypierdoliła w powietrze, jakby ją dementor gonił. Westchnął. Tyle z gadki z tymi dupami no. Wrócił do swojej torby i wydobył z niej tłuczki w ilości sześciu sztuk, jego legendarne, osobiste, stworzone tymi rękoma Wściekłe Tłuczki Węża. Stuknął w każdego z nich różdżką, wybudzając je z letargu, złapał swoją miotłę, pałkę i odbił się od ziemi, nawet nie próbując jej gonić. Po pierwsze, latał na szkolnej zamiataczce, która nie rozwijała prędkości, po drugie - bardzo niewielka ilość modeli mioteł przy jego gabarytach w ogóle się rozpędzała. Był ciężki i stawiał duży opór powietrza, strąd jego zainteresowanie zagranicznymi sprzętami i nietutejszymi sposobami konstrukcji sprzętów latających.
Uwaga tłuczek Wściekłe Tłuczki Węża to mordercze kule z zapasów Swansea. Trzeba najpierw rzucić 6k6 na to, czy Cię atakują, uniknąć tłuczka możesz, jeśli na kości wypadnie Ci numer oczek równy numerowi tłuczka. Każde trafienie wymaga rzutu k100 na siłę uderzenia. Wynik powyżej 70 to cios na tyle silny, że spadasz z miotły. Wynik powyżej 90 to poważne uszkodzenie ciała i musisz poprosić o pomoc medyczną, albo po ćwiczeniach odwiedzić pielęgniarkę (chyba że masz więcej niż 10 pkt z Uzdrawiania albo ładnie uśmiechniesz sie do Loka ).
Tłuczki:
1 - Żeliwna Pięść: tłuczek wolny, ale bezlitosny. Jeśli Cię dosięgnie, do wyniku k100 na siłę uderzenia dodaj 20. 2 - Wściekły wąż: tłuczek szybki, ale pojebany. Jeśli Cię dosięgnie, uderza Cię dwa razy. Wynik k100 podziel na 2, ale dwa razy zakręć kołem tłuczkowej zagłady. 3 - Roman niemowa: tłuczek ten zawsze celuje w twarz. Jak Cie dosięgnie, nie kręcisz kołem tłuczkowej zagłady. Zakładasz, że dostajesz w jape. 4 - Eternitowy Bogdan: tłuczek, który jak azbest nie jest dobry dla zdrowia. jeśli Cie dosięgnie, musisz rzucić 2k100 i wybrać gorszy wynik. 5 - CH00Y: tłuczek ufo. Krąży Ci nad głową jak pszczoła, robiąc zmyłki w co Cie uderzyć. Jeśli Cie dosięgnie, kręcisz kołem tłuczkowej zagłady dwa razy i wybierasz drugi wynik. 6 - Domino: tłuczek absolutnej dominacji. Nawet jeśli uda Ci się go uniknąć, musisz napisać na min. 45 słów o tym, jakie robisz na miotle wygibasy, by się wymknąć. Jeśli nie, dosięga Cię.
Oczywiście nawet nie zamierzała tak banalnej zaczepki ze strony Lockiego uraczyć jakąkolwiek odpowiedzią. Bo i po co miała to robić, skoro ostatnio usilnie próbowała nie myśleć zarówno o Kate jak i o nim jako o powodzenie jej konfrontacji z przyjaciółką. Zdecydowanie bardziej wolała udawać, że chłopaka tutaj po prostu nie ma. Tak było łatwiej wygodniej, dlatego też, szybko złapała swoją miotłę i odbiła się mocno od ziemi. Kiedy pęd powietrza rozwiał jej włosy, miała wrażenie jakby rozwiewał również jej troski. Leciała z taką prędkością, że te w żaden sposób nie mogły jej dogonić. Tego właśnie potrzebowała, o to w tym wszystkim chodziło. Zwolniła nieco, zerkając w stronę Ślizgona tylko po to, aby zobaczyć, co ten robił i gdzie był. Nie zamierzała się z nim zderzyć w powietrzu. Usłyszała nagle jakiś świst. Imogen zmarszczyła brwi i rozejrzała się wokół w poszukiwaniu źródła tego dźwięku i faktycznie po chwili je dostrzegła. Sześć różnokolorowych tłuczków szybowało w powietrzu w przeróżnych kierunkach, tworząc głośne "SZUUUU!" zdecydowanie zbyt blisko dziewczyny. Imogen zaklęła siarczyście pod nosem i pochyliła się bardziej nad trzonkiem. Przyspieszyła, choć niedostatecznie, bo zaraz to pierwsza piłka zaczęła krążyć wokół jej głowy, jak jakaś natrętna pszczoła. - Zabierz to gówno ode mnie! - ryknęła w stronę Swansea, nawet nie wiedząc dlaczego skierowała te słowa w jego stronę. Tak naprawdę przecież nie wiedziała, czy to on wypuścił te tłuczki czy nie, ale miała dziwne podejrzenia, że faktycznie był ich właścicielem. Jakoś wcześniej jak była tutaj na boisku, to niczego takiego nie dostrzegła. Chwilę później piłka trafiła ją w prawy bark. Cios na szczęście nie był silny jednak i tak dziewczyna zachwiała się z tego powodu nieco na miotle. Przyspieszyła jeszcze bardziej, mając nadzieję, że więcej tłuczków jej nie dosięgnie. Jeszcze nie wiedziała, jak srogo się myliła...
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Skoro nie chciała gadać - nie musiała. Lockie zresztą nie był erudytą i rozmawianie zazwyczaj mu nie wychodziło za dobrze, czego dowodem były niejednokrotne problemy komunikacyjne z całym światem. Tłuczki niewątpliwie należały do kogoś, a że wszystkie były pokolorowane za zielono z malunkiem wężowej głowy - nie trudno się było domyśleć, z ich dwójki, do kogo. Lockie wydawał się jednak niekoniecznie przejęty - znał swoje tłuczki, wiedział, że dopóki nie będzie na miotle i w powietrzu, nawet się nim nie zainteresują. Problem w tym, że w swoim bezbrzeżnym intelekcie (czterech szarych komórek, nie zapominajmy) zapomniał, że ktoś już w powietrzu był, a Wściekłe Tłuczki Węża nie dyskryminowały ze względu na dom. Złapał pałkę i wzbił się w powietrze, w końcu przyszedł to poćwiczyć, a nie rozkminiać, o co chodzi babie. Pędziła, owszem, szybciej od swoich problemów, szybciej od Loka, ale ewidentnie nie szybciej od jednego ze wściekłych tłuczków węża. Lockie zakręcił się na trzonku, unikając Żeliwnej pięści, którego brzęczenie znał bardzo dobrze i wiedział, co nadchodzi. Usłyszał krzyk gryfonki i zwolnił, by zatrzymać się, ostentacyjnie, z idiotycznym uśmiechem na twarzy, kiedy CH00Y krążył wokół niej jak namolna mucha. - A co to za trening bez tłuczków! - zawołał - Z takimi chujowymi pałkarzami jak w gryffindorze, jako ścigająca powinnaś nauczyć sie ich unikać! - zarechotał, ale pokarała bozia, bo rozpędzony Domino przydzwonił mu w lewą łydkę z taką mocą, że aż nim zakręciło korkociąg w powietrzu. Złapał równowagę i poprawił uchwyt na pałce, rozglądając się za pozostałymi, szatańskimi kulami, a widząc nawracające Domino, uśmiechnął się kącikiem ust i bardzo intencjonalnie trzasnął w tłuczek, posyłając go w stronę Imogen. Łajza.
Uderzenie, które zaliczyła za prawą tego pierwszego tłuczka na szczęście nie było mocnym i mogła lecieć dalej przed siebie, niemniej zirytowało ją jeszcze bardziej, niż była dotychczas wkurzona. Nie sądziła, że dzień można zacząć w tak beznadziejny sposób, a jednak los po raz kolejny postanowił jej zakpić i pokazać środkowy palec w najmniej spodziewanym przez nią momencie. Dlatego też Imogen wydała z siebie jakiś bliżej nieartykułowany odgłos, który był czymś pomiędzy prychnięciem, bezsilnym wrzaskiem i jęknięciem w jednym. Że też ten Swansea musiał się napatoczyć akurat wtedy, kiedy ona chciała polatać na miotle... - Nie jestem ścigająca, tylko szukającą ty debilu! - krzyknęła w stronę Lockiego, oglądając się na niego przez ramię i tylko dlatego zobaczyła, że zaraz to posłał w jej stronę kolejny tłuczek. No szlag by go jasny trafił! Imogen w momencie pochyliła się nad trzonkiem i przyspieszyła. Wykonała nagły zwód w lewą stronę a potem beczkę w powietrzu jednak to nie wystarczyło, bo tłuczek siedział jej na ogonie. Jak ją nie zdzielił w plecy... - Kurwa mać! Ty kretynie! - ryknęła już wkurzona nie na żarty. Kompletnie nie przejmując się tym, co chłopak sobie pomyśli na jej temat, nagle zawróciła. Widziała, że tłuczki dalej radośnie śmigają sobie w powietrzu próbując go strącić z miotły, ale i na nią się zamierzały. Wyminęła jednego, potem drugiego, sama nie wiedziała jakim cudem. Może to wściekłość zaślepiła ją na tyle, że nie widziała nic oprócz Lockiego. Rozpędzona celowała prosto w chłopaka. Tak, zamierzała zrzucić go z miotły. Nie, nie było to sportowym zachowaniem i tak, miała to głęboko w dupie. Byle tylko zmyć ten jego pyszałkowaty uśmiech z twarzy i upewnić się, że dobrze ją zapamięta.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Swansea zaczął się śmiać. I śmiać. Jak debil, do łez, no śmiał się tak, jak dawno się nie śmiał i było to uczucie tak wyzwalające, jakby śmiał się pierwszy raz w życiu. Od tak dawna nic go nie bawiło, najpierw Kolumbia, potem Saskia, wakacje na Podlasiu, czerstwy początek roku, sytuacja między Solbergiem i Milburn, miał wrażenie, że głowa mu spuchła i nie był w stanie żyć normalnym życiem, że normalne życie go nie dotyczyło, w ogóle żadna normalność, nie zasługiwał na nią. A teraz? Jasne, zdawał sobie sprawę z tego, że Skylight jest wściekła, ale w jakimś stopniu już uznał, że to jej charakter - ona była wściekła dziewięćdziesiąt procent czasu. - A myślisz, że co, szukającego tłuczki nie dotyczą?! - zawołał na jej wrzaski, dalej śmiejąc się i śmiejąc. CH00Y, który po uderzeniu Imogen, zawinął się zaczął krążyć wkoło jego głowy, ale Lockie był zajęty rechotaniem i utrzymywaniem na miotle, by przez łzy radości to zauważyć. Oberwał więc w czerep, za który się złapał, wciąż się śmiejąc i pod palcami już wyczuwając, jak mu rośnie guz. Jakoś... potrzebował tego bardziej, niż był gotów przyznać. I śmiechu. I guza. - To ja! To ja! Winny! - zawołał na tego kretyna i wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem. Widząc, jak zaczęła cisnąć w jego stronę, smukła, szybka i wściekła osa, zawrócił się. Trenowanie ze Skylight okazywało się lepsze, niż trening z wściekłymi tłuczkami węża, zaczął od niej uciekać, praktykując zwroty, zrywy, bo była od niego zarówno szybsza jak i zwinniejsza, jedynym ratunkiem od potężnego strącenia, było w jakiś sposób wyhamować jej tempo. Kiedy w końcu wpadła w niego barkiem, złapał się jej znienacka, zamykając ją, na jej miotle, w żelaznym uścisku ramion grubych jak pniaki drzewek. Jeszcze chichotał cicho, łapiąc oddechy z całej tek pojebanej zabawy w policjantów i złodziei (choć może lekarza i rechoczącego uciekiniera oddziału psychiatrycznego). - Co Ty taka wkurwiona, Imogen? - zapytał, kiedy już uspokoił się, swój oddech iu wypuścił ją z rąk- Tak Ci przeszkadza trening z tłuczkami? Naprawdę o to chodzi?
Gdyby ktoś jej kiedyś powiedział, że reakcją inne osoby na jej wściekłość będzie bezbrzeżne rozbawienie, to sama tę osobę zabiłaby śmiechem. Jednak okazywało się, że mózg Swansea pracował w zupełnie inny sposób niż jakiejkolwiek normalnej osoby i chłopak właśnie to zaczął robić. Widząc, jak Imogen się piekli latając na miotle, zaczął się śmiać z tego co rozpuku. Kiedy ten dźwięk doleciał do jej uszu poprzez szum wiatru i latających wciąż tłuczków, jej zdenerwowanie osiągnęło naprawdę kolosalne rozmiary. I po raz kolejny w obecności Lockiego włosy Gryfonki niekontrolowanie upodobniły się do barw jej domu. Niemniej zamierzała zmyć mu ten śmiech z ust, choćby to miała być ostatnia rzecz, którą tutaj zrobi. Potem mogli ją wylać z Hogwartu. Lecąc na niego, nie zwracała kompletnie uwagi na nic innego, toteż nie wyłapała tłuczka pięknie ochrzczonego mianem "Wściekły wąż", który to zaledwie musnął jej ramię a potem poprawił drugie. Nie, ona widziała tylko Lockiego i to, że ten nagle zaczął przed nią spierdalać. Pochyliła się jeszcze bardziej, po drodze zbaczając niego z kursu, gdy kolejny tłuczek nagle wyrósł jej prosto przed twarzą. Wiatr wyrwał z jej oczu łzy, ale tak szybko jak się one pojawiły, tak szybko wyschły na jej policzkach od pędu powietrza. Z zatrważającą wręcz precyzją leciała za chłopakiem. Naprawdę zamierzała go zrzucić z miotły. I kompletnie nie spodziewała się tego, że ten wielkolud postanowi ją w tym momencie złapać! Szok odmalował się na jej twarzy związany z tym wydarzeniem. Nagle znajdowała się tak blisko niego, jak znajdować się nie powinna. Dyszała ze wściekłości i zmęczenia, bo jednak ten pościg i ucieczki przed tłuczkami wymusiły na niej naprawdę sporo ruchu. - Bo akurat ze wszystkich ludzi w szkole, musiałam trafić tutaj akurat na UWAŻAJ! - Pociągnęła go za rękę w lewo, czyli w swoją stronę, aby była za wolna. Zbyt skupiona na tym, że Lockie znów był tak blisko niej, nie zauważyła na czas nadlatującego "Eternitowego Bogdana". Ten uderzył najpierw ją w piszczel, czemu towarzyszył bardzo głośny wrzask dziewczyny a potem jebnął Lockiego. Nic nie zapowiadało na to, aby tłuczki miały zrobić sobie w powietrzu przerwę tak, jak oni sobie zrobili.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Chytrość była wmawianą domeną wychowanków domu Salazara, a choć Lockie był debilem, to miał w starciach fizycznych na tyle dużo doświadczenia, żeby wiedzieć, że im bliżej się jest przeciwnika, tym trudniej jest rzeczywiście dokonać większej krzywdy. Dlatego zapasy łamały mniej nosów i żeber, niż taki kickboxing. Przez chwilę sapali we dwoje, choć on, łapiąc oddech po salwach śmiechu, a ona uspokajając serce pompujące gniew we wszystkie kończyny. Z tak bliska mógł znów pooglądać jej czerwone włosy, falujące płomiennie jak ogień na wietrze. - Co..?-OJJJ. - zająknął się, bo choć go pociagnęla szlachetnie, Eternitowy Bogdan odbił się od jej piszczeli i poleciał prosto w górę z impetem kasując ślizgońskie krocze. Z jego gardła wydobyło się nieokreślone stęknięcie, a on sam opadł twarzą na jej bark, wstrzymując powietrze. Już się nie śmiał, choć łzy w oczach pozostały, to wcale nie łzy rozbawienia. Czuł, jak ogień bólu rozlewa mu się po nogach do samych pięt, a treść żołądka podchodzi pod samo gardło. Sam go stworzył, tego Eternitowego Bogdana, na własnej piersi tę żmiję wychował. I tak właśnie dzieło zwraca się przeciw swemu stwórcy. - Trzymaj mnie, Imogen... - stęknął, bo pociemniało mu przed oczami, ale cóż mogła jedna, mała Skylight z ponad stukilowym, dwumetrowym kawałkiem mięcha, w powietrzu. Lockie był w tak drętwym stanie, że nadlatujący Wściekły Wąż, choć musnął go jedynie, ledwie, w bark, to Swansea odpadł od miotły i po dwóch sekundach lotu gruchnął głucho w ziemię, po chwili kuląc się w cierpieniu nad swoimi rodowymi klejnotami. Tłuczki ślizgona nie miały ani litości, ani wyrozumiałości, ani nawet godności człowieczej.
Sprawa się skomplikowała i to bardzo mocno. Choć Imogen próbowała, to nie była w stanie pomóc Lockiemu uchronić się przed tym, paskudnym tłuczkiem, który to rykoszetem odbił się od jej piszczeli. Ją samą ten atak nie zabolał aż tak, ale cholera wie o co chodziło. Może przez to nabrał rozpędu czy siły, bo kiedy walnął Ślizgona, trafił po pierwsze prosto w krocze, a po drugie z taką siłą, że aż Imogen to zabolało, choć to przecież nie ona dostała po klejnotach rodowych. Skrzywiła się, wydała z siebie głośne "uuu" i faktycznie spróbowała go złapać w jakikolwiek sposób, kiedy to poleciał w jej stronę. Nie było to jednak łatwe, bo tłuczki wciąż latały wokół nich, Lockie ważył naprawdę dużo, a ona była... no cóż, dosyć mizernej postury. Szybko za pomocą metamorfomagii dodała sobie mięśni, bo jej naturalne nie miały szansy utrzymać chłopaka w powietrzu na miotle. Powoli zaczęła kierować się w stronę ziemi, trzymając go cały czas na tyle, na ile była w stanie. - Pró...buję - wystękała w odpowiedzi na jego słowa. I Merlin jej świadkiem, że robiła co mogła, aby Swansea nie jebnął z takiej wysokości, na jakiej obecnie się znajdowali. Niestety, ostatecznie nawet jej wzmocnione metamorfomagią mięśnie nie mogły sobie poradzić z jego ciężarem, toteż chłopak w końcu spadł z miotły, choć o tyle dobrze, że z nie tak dużej już wysokości. Imogen uniknęła kolejnego tłuczka i zleciała na ziemię. Odchyliła się przed ponowie nadlatującym o nazwie "CH00Y" i podleciała do Lockiego. Ten kulił się, wyglądał jak kupa nieszczęścia, aż dziewczyna zapomniała o całej złości, którą względem niego czuła. - Ej, będziesz żył? - zapytała, dalej siedząc na miotle i wpatrując się w niego z naprawdę niepokojem. Podniosła głowę i to był prawdopodobnie błąd. Nie zdążyła się odsunąć, nie odleciała w żaden sposób. Jej źrenice rozszerzyły się w bezbrzeżnym przerażeniu, kiedy "Roman niemowa" trafił ją prosto w twarz. Światło przed oczami Imogen zgasło. Nie widziała, że spadła z miotły prosto na plecy. Nie miała pojęcia, że jej nos skrzywił się jakoś tak dziwnie a z dziurek zaczęła lecieć krew. Nic z tego do niej nie dotarło, bo Skylight zemdlała, rozłożona jak długa na murawie mniejszego boiska.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Leżeli sobie tak w trawce oboje, dwa śpioszki niemalże, prawie jak na jakimś pierdolniętym pikniku o świcie. Słońce leniwie wspinało się po dalekich basztach boiska, Wściekłe Tłuczki Węża krążyły ponad ich głowami, wyglądając na wielce zadowolone ze swojego dzieła, a przecież były tylko nieożywionymi przedmiotami magicznymi. Trudno powiedzieć, ile minęło czasu, pewnie chwila, parę minut, nim napięcie mięśni wokół jego bioder i ud nie zelżało na tyle, by dał radę się wyprostować. Sam się przewalił na plecy, potem usiadł, bo tych kilka ostatnich sekund, zanim gruchnął o ziemię, było bardzo rozmytych bólem. Nie widział jej w powietrzu. Rozejrzał się i dostrzegł ją w trawie. Oj? - Imogen? - bąknął, bo nie wiedział przecież, co się wydarzyło. Stęknął, podnosząc się z ziemi na nogi i ruszył w jej stronę jakoś bokiem trochę, jak krab, nie spodziewał się, że jego tłuczki ją zabiły, ale mało się ruszała, a to przecież była ta jebnięta w czambo Skylight co ma owsiki i adhd, bezruch był podejrzany. Przykucnął, widząc jej złamany nos i odprysk farby, zdradzający, że to Roman niemowa uczynił i ją niemową. Dotknął palcem jej wargi, unosząc lekko, celem sprawdzenia, czy poza nosem wybił jej zęby, ale wyglądało na wszystkie w komplecie. Oglądając się na wesoło krążące ponad boiskiem tłuczki poszedł do torby po swoją różdżkę i spacyfikował je immobilusem, posyłając zaklęciem do torby, po czym podszedł na powrót do dziewczyny. - Episkey. - uznał, że najpierw jej nastawi nos, zanim ją ocuci kolejnym zaklęciem, bo to zawsze szansa na to, że będzie mniej bolało - Rennervate. - powoli dotknął końcem różdżki jej głowy, z nadzieją, że nie wyrwie jej z nieprzytomności jak w zimną noc z ciepłej kołderki i nie zacznie się drzeć w panice.- Imogen? - przysiadł na dupie, patrząc na nią wyczekująco i szturchnął ją nieco.