Dosyć osobliwe, bardzo przestronne pomieszczenie znajdujące się niedaleko kuchni. Jest podzielone na pół: lewa strona posiada wyposażenie niezbędne do realizowania pasji kulinarnych i znajdziesz tu wszelakie przybory, sprzęty i niewielką spiżarnię, prawa z kolei służy do wykonywania najróżniejszych zajęć kreatywnych i w zależności od potrzeb może służyć za pracownię malarską, pokój muzyczny czy kameralną scenę dla aktorów.
Autor
Wiadomość
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Pokiwał głową z powagą: - Tak było, nie ściemniam. - jego irytacja na zajęciach daleka była od osoby Larsonówny, daleka była nawet od niego samego, mimo, że to właśnie on był najczęstszą ofiarą i obiektem własnej złości. A lot of internalized emotions, istg. Pokazał jej z rezygnacją pełne garście różnych odcieni żółtego, mrugając z niezrozumieniem, bo różdżkę miał tam gdzie zawsze i to nie w dupie, a na komodzie koło łóżka. Zaskakująco często zostawiał ją w dormitorium jak na czarodzieja, żyjącego w świecie w którym najwyraźniej niczego się bez magii nie da zrobić. Kaszlnął dziwnie na widok zakurzonego kufra z dziwnym cieniem oburzenia na twarzy, którego pojawienia się sam nie do końca rozumiał. - Poświeć mi tu. - zarządził zaglądając do kufra i gmerając w oskrobanych, upierdolonych tubkach- Bardzo miło się skończył. Byłaś grzeczna. - poinformował wylewnie, a po chwili ciszy dodał - Ja też byłem grzeczny. Sobie świecisz, czy mi? - mruknął, wyciągając ową miotającą się kobaltową i inną, z podobną etykietą. Pościskał je, oceniając czy z nich cokolwiek będzie podnosząc na nią wzrok i uśmiechnął się, przekrzywiając głowę. - No co. Najebałaś się. Ja zresztą też. - wzruszył ramionami. Pominął fragment w którym kłóciła się z bileterem w Błędnym Rycerzu, udając, że jest z szanownego rodu Brandonów i powinna takim gratem jeździć za darmo, a może nawet powinni jej dopłacać za obecność. Miał nadzieję, że to wspomnienie obudzi się w jej pamięci w najmniej spodziewanym momencie. - Chuj będzie z tych farb, muszę przywieźć swoje. - oznajmił. Wprawdzie nie mieszkał na stałe w dworku Swansea, ale wciąż trzymał tam kupę swoich rzeczy po wyprowadzce z Holandii. Wrzucił farby do kufra i zatrzasnął go z pretensją. Zgarnął kilka połamanych ciastek z blatu i rozejrzał się. - Usadź proszę swoją osobę, żebym zdecydował się w końcu jak Cię uwiecznić. - chrupnął ciastko - Gdziekolwiek Ci się spodoba. - zachęcił, majstrując przy stelażu jednej ze sztalug i zgarniając z jednego z biurek po prostu kilka grafitów i miękką gumkę.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Zrobiła tak, jak kazał. Rozejrzała się po sali, znajdując najlepiej oświetlone miejsce, chwyciła krzesło i szurając jego nóżkami po podłodze, przeciągnęła je na sam środek świetlnego okręgu. Usiadła, przez moment zastanawiając się, jak powinna się ułożyć, jaką pozycję przyjąć, by wyglądać korzystnie, a jednocześnie nie jęczeć już po kilkunastu minutach, że jej niewygodnie. W końcu jednak wstała jeszcze na moment, decydując się zdjąć granatowy sweter, który miała na sobie. Pod nim miała tylko kremową bluzkę na cienkich ramiączkach, która kończyła się tuż pod pępkiem, niemal zlewająca się z kolorem jej skóry, która nie widziała tego lata zbyt wiele słońca. Biel ciała stała w kontraście z czernią włosów, ale miękkie, pomarańczowe światło świec zabijało gdzieś ten efekt. Właściwie przeszło jej na myśl, że w takich warunkach użycie tych wygrzebanych sepii, słomki i ochry znalazłoby uzasadnienie, ale tubki podstarzałych farb ponownie czekał wyrok zbierania pajęczyn. Usadowiła się w końcu. Przeczesała dłonią włosy, odrzucając je na plecy - nie chciała, by zasłaniały jej twarz. Poza tym wciąż zastanawiała się co z kończynami, w końcu decydując się, by dłonie swobodnie opadły na kolana, tak z braku laku. Uniosła podbródek: — Ułożysz mnie jakoś? — Nie wiedziała czego się spodziewać, nieczęsto stawała po tej stronie. Zazwyczaj to ona ustawiała innych, chwytała za podbródki, przesuwała o milimetry, które tworzyły widzialną zmianę tylko dla niej. Zmieniała ułożenie dłoni, rozstaw palców, napięcie odchylonej szyi. Może i dobra była to zmiana, bo czuła się jak marionetka, która nie do końca potrafi pociągać za własne sznurki. Pytanie zamieniło się niemal w rozkaz. — Zrób to.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Stał przed sztalugą obserwując ją i przeżuwając ciastko. Przyglądał się jej, ale w jakiś zupełnie inny sposób niż zazwyczaj, bez tego charakterystycznego błysku chytrości i cienia głodu, za to z uwagą godną myśliwego. Przyglądał się ruchowi jej nóg, kiedy przyniosła sobie krzesło, oceniał cienie malujące się na jej skórze, obserwował ruch ramion, gdy odrzucała gęste, czarne włosy na plecy. Przechylił głowę robiąc krok w lewo, otrzepując okruszki z igiełek zarostu, przechylił głowę w drugą stronę. Przez ten krótki moment przestała być piękną kobietą, a stała sie obiektem do uchwycenia. Analizował kształt jej ramion, zastanawiając się, pod jakim kątem powinna siedzieć w tym miernym świetle, długość jej szyi, o której przez chwilę nie myślał by dotykać, a bardziej w którą stronę nagiąć, by oddać jej krągłość, kości policzkowe, których wypukłość fascynowała go od zawsze, a których tym razem nie powstrzymywał się by musnąć, na rzecz zastanawiania się, z której strony powinno padać na nie światło. Podszedł w końcu bliżej, posłuszny pies jak zawsze, baba każe - Lockie zrobi - chwycił za siedzisko krzesła i bezceremonialnie odwrócił ją ze skrzypnięciem bezpośrednim, portretowym przodem do sztalugi. Przemknął spojrzeniem po nieładzie jej włosów, które nieco nastroszył, by zaraz przeczesać kilkukrotnie palcami, tak, by lekko odsłonić jej ucho. Spojrzał jej w oczy z tej pozycji bezwzględnej bliskości i uśmiechnął się, po czym kontynuował lekkie ustawienie ramion. - Za bardzo. - powiedział do siebie, odchodząc i zbierając w zamyśleniu kilka świeczek, by postawić je tam, gdzie mu pasowało. W końcu dotarł do sztalugi, do której przypiął pergamin i znów spojrzał na krukonkę. - Opowiedz mi coś. - tym razem to on zarządził, nakreślając na pergaminie pierwsze linie grafitem.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Całkiem poprawna była z niej modelka - nie, żeby nie zdziwiło jej, gdy tak bezproblemowo obrócił krzesło razem z nią, ale nie skomentowała tego. Nic nie powiedziała też, kiedy kołtunił jej włosy, na przemian z ulizywaniem kosmyków palcami, układając ją prawdopodobnie w to, co z grzeczności nazywa się artystycznym nieładem. Na moment skrzyżowała z Lockiem spojrzenie, niemal niewidocznie kiwając głową: — Gotowa — szepnęła, próbując się nie uśmiechać, chociaż ekscytacja rosła w niej z każdą chwilą. Nie mogła się doczekać efektu, a ciekawska natura sprawiała, żę chciała stać Lokiemu za plecami i zerkać znad ramienia na cały jego proces twórczy. Od pierwszej kreski, do ostatniej kropki. Oglądać, jak radzi sobie, choćby ze światłocieniem. Wpatrywała się w niego jak zaklęta. To była pewna intymna wymiana energii, swoiste zdejmowanie przed sobą skóry. A przynajmniej chciała wierzyć, że poniekąd i dla niego takie jest, bo dla niej było to bardziej osobiste niż zrzucenie jakichkolwiek ubrań. Ekscytacje zastępowało coś innego, moszcząc się w kruchym całku Saski. — Opowiedzieć? No… dobrze. — wyrwał ją z zamyślenia tą prośbą. Jednak o czym mogła mu opowiedzieć? Przeglądała katalog wspomnień, by wybrać jakąś historyjkę, która pasowałaby do obecnej sytuacji. A tych miała setki. Skoro uprawiali aktywnie sztukę, mogła mu opowiedzieć, jak dorastała z jego kuzynem Elijah, który dla niej zawsze był Elio, wspólnie popychając się do zgłębiania meandrów swojej wrażliwości na świat, ale wydawało się to jakoś nie na miejscu. Może bardziej zainteresowałaby go opowieść o tym, jak znalazła Caliopę przy wejściu do rodzinnego domu, a właściwie jej części, bo dwunastoletniej kocicy nie było dane umrzeć ze starości - wrogowie jej ojca czasem lubili przypomnieć o swojej obecności. O, a może chciałby wiedzieć, że właściwie to panna Larson była zaręczona z kimś, kogo uśmiech przyszedł jej na myśl, gdy po raz pierwszy Lockie obnażył zęby w czymś, co w jego głowie uśmiechem miało być, a w jej kojarzyło się ze wstępem do ataku? Może jednak lepiej słuchałoby mu się o jej życiu na włoskim wybrzeżu, gdzie robiła wszystko, wszędzie i na raz. Nie wybrała jednak żadnej z tych opowieści. — Opowiem Ci o tym co za chwile się wydarzy — zaczęła swobodnie, jakby przewidywanie przyszłości było tak proste, jak oddychanie — podejdziesz tu i mnie pocałujesz. Może skończysz swój obraz, może przerwiesz w którymś momencie, ale tak czy inaczej, spotkamy się o tutaj... — wskazała palcem przestrzeń przed swoją twarzą, mimo wszystko wciąż starając się nie poruszać zbyt gwałtownie, by nie psuć jego koncepcji. Palec był niczym drogowskaz, sunąc po jej wargach - najpierw górnej, później dolnej. — Kontynuować, czy wolisz coś innego? Znam też bajkę o wybuchającym kociołku.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Dla pobocznego obserwatora trudno byłoby jednoznacznie i z łatwością ocenić, czy Lockie jej słuchał. Złote oczy lądowały na niej co chwilę, ale na równie ulotną chwilę, przysiadając na jej skórze i zrywając się na powrót w stronę pergaminu jak niezdecydowane ptaki. Nikt nigdy specjalnie nie nazywał go artystą, może ojciec, kiedy jeszcze żył a Swansea był bardzo mały, ale tamte dzieła sztuki już nie istniały i daleko było im do czegoś, co obiektywnie nazwać można by było obrazem. Wiadomo, rodzic zawsze ma pewien sentyment do bohomazów swojego bombelka, tyle, że są tylko i wyłącznie tym - bohomazami. matce w głębokiej ciemności własnej głowy było potem zbyt daleko to tego, by widzieć osobowość pierworodnego, to, czy miał talenty, czy jakieś pasje, cokolwiek ponad tym, że w jej oczach był kruchy i miał przecież zaraz umrzeć i trzeba go było chronić i chronić i chronić. Sam wolał słowa, ale rozumiał formę, kształty, światło, kontrast. Grafit ślizgał się po papierze bezładnie, w pewnym momencie się łamiąc pod naciskiem jego niezgrabnych palców, na co cmoknął z niezadowoleniem, przenosząc wzrok na jej palce muskające wargi i wyrzucił go akurat w momencie w którym zapytała, czy kontynuować. - Kontynuuj. - powiedział tylko, grzebiąc w kubeczku z kreślarskimi przyrządami w poszukiwaniu czegoś bardziej banalnego jak ołówek. Zarysował łuk kupidyna i lekko unoszące się kąciki ust, czy wiedziała, że się nieświadomie uśmiechała? Tak minimalnie, pewnie niezauważalnie, gdyby nie zdradzieckie, drżące światło świec, lubiące malować ciepłym blaskiem każdą wypukłość, podkreślając ciemnością każde wgłębienie- Ciekawią mnie Twoje fantazje. - dodał, samemu uśmiechając się kącikiem ust. Z każdym drgnięciem płomyczków świec jej włosy wydawały się poruszać, sprawiając wrażenie posiadania własnej woli i świadomości, igrając z nim, z każdą postawioną przez niego kreską.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Im dłużej siedziała nieruchomo, tym bardziej wewnętrznie ją nosiło i szarpało. Czubek nosa zaczął ją swędzieć. Jeden, bardzo konkretny włos drapał ją w kark. Na łydkach czuła niemal umykający świadomości podmuch powietrza, pewnie spowodowany jakimś przeciągiem - kto wie, może gdzieś tu znajdowało się sekretne przejście, do pokoju o którym nikt nie ma pojęcia. Mimo, że ciało błagało o ruch, nie mogła jednak za wiele, oprócz przypatrywania się i mówienia. A z tym drugim i tak musiała się hamować - przecież nie chciała zniszczyć jego pracy, a im dalej artysta jest w swoim ciągu twórczym, tym ciężej, by odwzorować ewentualne zmiany. Dlatego starała się być niczym kamień. Jeśli to kamienie mogą oddychać. A ta oddychała nieco szybciej niż zazwyczaj. — Chciałbyś, żebym Ci tak wszystko na tacy podała — na przekór odpowiedziała spokojnie, prawie melodyjnie, przygryzając od środka dolną wargę — nie ma tak. Co ma być to będzie, a jak nie będzie to… no też jakoś będzie, tak? Najwyżej moje siedem sekund pójdzie w pizdu. Bardzo to mądra wypowiedź była, jak na wychowankę Roweny przystało. Nawiązała do siedmiu sekund, o których napisała mu na wizzengerze. Tak naprawdę było ich przynajmniej dziesięć, może ciut więcej - raz na jakiś czas przemykał w jej myślach, nawet jeśli nie przywiązywała do niej większej uwagi. Nie żałowała jednak, że tutaj właśnie marzła, ani tego, co przed chwilą powiedziała - przy akompaniamencie rysiku sunącego po fakturze płótna czuła się niemal jak w domu, takim wymyślonym, który zbudowała sobie w głowę: — Co dalej? Z tym rysunkiem? Zostawisz sobie? — chociaż starała się tego nie okazywać to irytowało ją, że jego twarz co chwila znikała za sztalugą, przez co nie mogła śledzić jego reakcji. Tam miał swoją przestrzeń do selekcji emocji, a ona, ona była niczym w świetle reflektorów, tylko zamiast widowni, każdy jej grymas śledziło jedno czujne spojrzenie.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Uśmiechnął się, choć pozostawał skupiony na swoim skrawku pergaminu. - Sama zapytałaś, czy kontynuować. - przypomniał jej - Jak wolisz o wybuchającym kociołku, to dawaj kociołek. - zakreślił coś na papierze i zaczął cieniować jakąś drobnicę. Cisza, która zapadała podczas pracy artysty była dla niego bardzo trudna, choć ciszy samej w sobie nie potrafił nie lubić. To ten intymny moment między kreującym a modelem, który wydawał mu się w ciszy zbyt śliski, zbyt sugestywny, spojrzenia zbyt przyciągające, najmniejsze gesty nazbyt wyraźne. gdyby zaniemówiła, nie mógłby przestać myśleć o tym, jak przyspieszył się jej oddech, o tym czy jej usta były zimne, czym pachniała jej skóra. Tworząc chciał dotknąć wszystkiego, posmakować, ugryźć, wziąć w ręce jakby tylko empirycznie poznając potrafił później przełożyć to na papier. Z jakąś historyjką w tle łatwiej było się zakotwiczyć w dystancie i rzeczywistości. - To zależy. - westchnął, odsuwając się na pół kroku od sztalugi i zerkając na nią - ...od tego jak zakończysz swoją wróżbę. - tę o tym, co się zaraz wydarzy. Lustrował ją wzrokiem chytrego lisa, może trochę ją podpuszczał, a może badał jej granice. Oboje chcieli wiedzieć, co to drugie chce i myśli, nim samemu odsłonią swoje karty. Oblizał wargi rzucając ołówek na brat i odpinając pergamin od sztalugi uniósł wyczekująco brwi. Powoli złożył go na pół i trzymając między palcem wskazującym a środkowym prawej ręki uniósł do góry gotów albo jej go oddać, albo cofnąć poza zasięg jej rączek małego skrzata.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Nie sądziła, że skończy tak szybko. Była gotowa spędzić tu choćby całą noc, jeśli byłaby taka potrzeba, rezygnując z jakiegokolwiek odpoczynku - ale Lockie albo był mistrzem prędkości, albo przez ferelne farby zdecydował się tylko na pobieżny szkic. Odetchnęła głęboko, pozwalając klatce się unieść, a ramionom opaść naturalnie przy wydechu. Przez ten bezruch, czuła nieprzyjemne napięcie w karku, które próbowała rozruszać, kręcąc głową na boki. Wydała z siebie coś na pograniczy jęku z westchnieniem. — No dobra, pokaż co tam masz — zawołała, całkiem rześko zauważając, że zmęczenie, które ogarniało ją jeszcze jakąś godzinę temu, zupełnie zniknęło bez śladu. Właściwie tętniła ekscytacją, jak dziecko, którego urodziny się zbliżają i wie, że w świąteczny poranek znajdzie przy łóżku wymarzoną miotłę. Pokonując te kilka dzielących ich metrów, niemal unosząc się nad ziemią. Oderwała dłoń od swojego karku, zaprzestając masowanie. — No tak, wróżba… Jak kończyła się jej przepowiednia? W ułamkach sekund, które zdawały się wisieć rozciągnięte w przestrzeni, musiała zdecydować się, jaki był ciąg dalszy jej opowieści. Czy Saskia przysunęła się na tyle blisko, że jej biodra opierały się o jego uda, a dłonie szukały ciepła ciała, gubiąc się w miękkości golfa? Czy wspinała się na palce, odrywając pięty od podłogi na tyle, na ile mogła, by nieokrzesanie, bez pytania i nie czekając na pozwolenie, badać granicę, gdzie szyja przechodziła w szczękę, pokrytą szorstkim zarostem, które byłoby kontrastem do miękkości jej ust? Czy to taka historia, o bliskości i przyznaniu, że ten ciężar w dole brzucha był pragnieniem? A może to była opowieść ściśle oparta na kartce papieru, którą trzymał w dłoniach? Saski przypadłaby rola krytyczki, która zaraz miała spojrzeć na to, jak widział ją swoimi oczami i zignorować nawet fakt, że złożył kartkę w pół, chociaż mógł ją zrolować, by nie obarczać jej wiecznym zagnieceniem. Mierzyła się z nim wzrokiem. — Co to za różnica, przecież sam już wiesz, co chcesz zrobić.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Obserwował ją z cieniem uśmiechu na ustach kiedy wstała i zaczęła się do niego zbliżać. Spodziewać się mógł właściwie wszystkiego, od tego, że oleje rysunek po to, że zdzieli go w krocze, by go spacyfikować i zabrać mu pergamin. na wszelki wypadek uniósł rękę wyżej, odrobinę, tak tylko, by nie kusiło za mocno. Czy dosięgła by tej pokusy, gdyby rzeczywiście oderwała pięty od ziemi? Rozproszyłaby jego zaczepność muśnięciem skóry o delikatną i nieprzywykłą do dotyku skórę na krawędzi wysokiego golfa? Czy skuszony dotykiem jej dłoni zrezygnowałby z przekomarzania, poddając się już z tą grą, że przyszli tu po cokolwiek innego niż po siebie nawzajem? - Saskia... - zaczął cicho, pochylając się w jej stronę, wychodząc naprzeciw jej twarzy, uważnym, bystrym oczom, których wilgoć wydawała się jeszcze doskonalsza w tym migotliwym świetle. Dłonią zbyt szorstką na artystę, ale zbyt gładką na kogoś skalanego fizyczną pracą, opuszkami palców, prawie że niechcący musnął nagi bok, równie blady co blada była jej kusa bluzka. Ujął w palce, lekko, wcale nienachalnie jej ramię, jakby dla pewności, że mu nie uskoczy, że nie ucieknie, kiedy przechylił lekko głowę muskając policzkiem jej policzek. Kierując usta w stronę jej ucha w końcu mógł odpowiedzieć sobie na pytanie czym pachniała. Zmarszczył lekko brwi w poszukiwaniu odpowiedzi czy to zapach zmiętoszonej krukońskiej pościeli, odrobinę słony zmęczeniem całego dnia, z nutą mydła i powidła nocnej rutyny piękności. Niemal dotykając wargami płatka jej ucha westchnął: - ..chciałabyś, żebym Ci tak wszystko na tacy podał. - wyprostował się, przewracając oczami i podał jej pergamin z zaczarowanym szkicem- Mam nadzieję, że Ci to zrekompensuje te siedem sekund, bo krucho u mnie z sianem. - uśmiechnął się chytrze.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Wszystko co dzisiaj robili, każde słowo, które padało, zakrawało o domysł i przypadek. To już nawet nie było droczenie się, tylko bardziej siłowanie, niczym zwoalowane mierzenie siły. Przegrany ryzykował zrobienie z siebie głupca, ale co miała począć, że z każdym jego ruchem, coraz mniej obchodził ją wynik tej gry. Zaskarbił sobie jej ciekawość od pierwszego momentu, bo w jej oczach był przykładem człowieka kontrastów. Z jednej strony widziała tego mistrza browarów, jak mianowała go pod koniec wakacji, a z drugiej wciąż umykał definicji, ślizgając się pomiędzy pojęciami, gdy w końcu myślała, że znalazła słowo, by jakoś go określić. Gdy wypowiedział jej imię, szukała w miodowych oczach cichego pozwolenia. Zamiast tego jego palce zacisnęły się na jej ramieniu, zerknęła na jego dłoń - na jej wielkość, malunki z ciemnego tuszu, które nie poruszały się jak większość tatuaży, które widziała - łącznie z tym, którego sama nosiła po wewnętrznej stronie uda. Gdy się odezwał, ruch powietrza połaskotał ją po uchu, przez co zachichotała mimowolnie, kuląc się w sobie. Pozwoliła sobie pochylić nieco głowę, tak by policzek oprzeć na jego - i faktycznie, jak przewidywała, zarost miał szorstki i twardy, kłujący, wręcz nieprzyjemny, ale tylko zwiększyła nacisk, jakby jej głowa potrzebowała takiego wsparcia, bo sama była za ciężka na samodzielne funkcjonowanie. Nie tylko on zajmował się rozszyfrowaniem zestawu składającego się na aromat saskowej skóry, ona też pociągała nosem, odnajdując zapach papierosów, cynamonowych ciastek i czegoś, co - jak podejrzewała, stosował do układania włosów. Jednak wszystko to było na drugim, trzecim tle, bo oczy wlepiała w pergamin, a te robiły się coraz szersze. — Lockie! — aż krzyknęła, odrywając się, by podejść do jednej z pobliskich świec, gdzie mogła mieć lepszy widok. Jak za pomocą pociągnięć rysikiem udało mu się tak skutecznie uchwycić jej rysy? Bez problemu mogła się rozpoznać. — Naprawdę mam takie duże oczy? I te włosy! — Aż obmacała to, co miała na głowie, sprawdzając, czy faktycznie układają się w takie fale. Tupnęła nóżką zachwycona, aż podskakując w miejscu. Gdyby była ciut bardziej zakochana w sobie, to pewnie powiesiłaby rysunek nad swoim łóżkiem, by móc przyglądać się tej twarzy przed snem. — Jest przepiękny.
+
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Nie znał matematyki układu jej myśli, nie orientował się w tej geometrii zachowań, podążając raczej instynktownie niż rozsądnie, bo choć chytrość była jego przodującą domeną to jednak nie był rozsądny. Zbyt pochopny w tylu aspektach swojego życia, po to tylko, by w tych w których pochopność dodawała iskier, szacować skrupulatnie każdy krok. Parsknął cicho, kiedy zachichotała, mrugając w reakcji na swoje imie bo tak blisko była ta równoległa rzeczywistość, w której również mogła je wykrzykiwać, choć wcale nie na widok jakichś naprędce robionych szkiców. - No to jesteśmy kwita. - powiedział, kierując kroki do blatu, na którym pozostały ostatnie połamane ciastka, upychając gdzieś po wewnętrznych kieszeniach poczucie dumy, które w nim pęczniało, chowając je jak chomik w policzkach, smak sukcesu. Chrupnął ciastko oglądając się na nią, taką wpatrzoną i zadowoloną z tego wiekopomnego dzieła, namazanego na arkuszu papieru starego, jak chyba wszystkie produkty w tej sali. - To co, teraz hop siup po schodkach do łóżka, zanim Cie przyłapie Marlenka, albo któryś jej minion. - kiwnął głowę w stronę drzwi- Głupio, żebyś dostała szlaban, jak zaraz zacznie się sezon i umknie okazja do pokazania tych Twoich potężnych miotknięć pałkarskich. - wyciągnął do niej rękę, a gdy się zbliżyła położył jej ją na głowie kierując trochę patronizująco w stronę drzwi - Spróbuj tyle o mnie nie myśleć, to szkodzi na dobry sen. - dodał na pożegnanie nim się rozeszli do swoich dormitoriów.
Korzystając z większej przestrzeni, oferowanej przez salę koła realizacji twórczych, postanowiła zorganizować zajęcia właśnie tu, by nie wchodzić w paradę skrzatom pracujacym w kuchni. Lekcja była dośc prosta i przyjemna, głównie polegająca na odpowiednim przygotowaniu i zabezpieczaniu do przechowywania zbiorów jesiennych w taki sposób, by mogły przysłużyć się całą zimę. Nie znaczyło to jednak, że zapanuje w sali rozprężenie - Gwen była nauczycielką o dość swobodnym usposobieniu, jednak zajęcia w klasie to zajęcia w klasie, a jedzenie to najwyższa świętość i największy skarb. Czekała na uczniów w swoim kucharskim fartuchu, zapiętym na ostatni guzik, wyprasowanym do nieskazitelności. Uśmiechała się, jednak przyglądała uwaznie przybywającym, a gdy się zebrali nakazała wszystkim dokładnie wyszorować ręce, bo na jej lekcji nikt nie dotknie jedzenia brudnymi paluchami. Zakątek kucharski w salce koła realizacji twórczych też wydawał się znacznie porządniejszy i poukładany niż zazwyczaj, a blady niemal lśniły czystością. - Witajcie jesieniary. Skoro już wszyscy jesteśmy przygotowani, zajmijcie miejsca przy stołach. Zaczniemy od segregowania i suszenia tego, co zebraliście, żeby móc zdecydować co możemy przygotować i jak przechowywać to, co nam zostanie. - zaczęła, machnięciem różdżki przyzywając szerek miseczek, które wylądowały w odpowiednich odstępach przed uczniami - Najpierw należy dokładnie umyć to, co zebraliście, a potem zajmiemy się suszeniem. - klasnęła dwa razy w dłonie - No, do roboty. Raz raz!
Etap I
Każdy, kto był na spotkaniu koła, na którym zbieraliśmy dary lasu zaczyna z 4 pkt startowymi. Kto nie był na spotkaniu koła, startuje z liczbą: 1. Osoby, które były na spotkaniu kółka, mogą podzielić się swoimi zbiorami z innymi, tym samym odejmują od swojej puli startowej 1 pkt za każdą osobę z którą się dzielą. Za każdą taką koleżeńskość dostajecie +5 pkt dla swojego domu!
MYCIE To, jak dobrze idzie Ci szorowanie Twoich owocków, ziół, orzeszków i grzybów jest zależne od wyniku rzutu K100, gdzie 1 to nic nie robisz, a 100 to umyte tak, że pewnie świeci w ciemnościach.
Modyfikatory Za każdy wątek, w którym postać wspomina o zachowaniu czystości (myje ręce, zęby, stopy) można dodać sobie 10 do wyniku k100 - należy podlinkować posta. Do wyniku k100 można dodać sobie punkty z magicznego gotowania. Za zaletę: Magik żywiołów - woda, możesz dodać sobie 50 do wyniku k100. Za wadę: Połamany gumochłon, musisz odjąć sobie 20 od wyniku k100.
Uwaga! Można poprosić kolegę/koleżankę o pomoc przy myciu swoich hehe jagódek, za cenę 1 pkt startowego na konto osoby pomagającej. Jeśli się tego podejmiesz, osoba pomagająca rzuca również k100 i dodajesz do swojego wyniku jej wynik.
Suszenie Do suszenia produktów Gwen sugeruje zaklęcie Silverto, jednak nie jest ono absolutnie konieczne. By wiedzieć, jak Ci idzie, rzuć k6 oddzielnie na każdą porcję darów lasu, które posiadasz (ilość punktów startowych).
kostki:
1-2 - ledwie co utrzymałeś to zaklęcie, skórka może się i pomarszczyła, ale poza tym, że wszystko zmiękło i zwiędło, to na pewno nie jest susz, 3-5 - bardzo elegancko wysuszone składniki. 6 - tak je wysuszyłeś, że je spaliłeś (-1 pkt startowy).
Modyfikatory Postacie młodsze niż 3 miesiące mogą przerzucić k6 z wyborem lepszego wyniku. Za każde 10 pkt z magicznego gotowania można przerzucić k6. Postacie, które były na kole realizacji twórczych mogą dodać 1 pkt do wyniku k6.
Uwaga Jeśli efekt Twojego mycia jest poniżej 30, a efekt suszenia mieści się w przedziale 3-6, podczas suszenia osypuje się z Twoich zbiorów piach i paprochy, brudząc Twoje stanowisko pracy, czego Gwen nie znosi. Tracisz 3 pkt domu, za niedotrzymanie higieny miejsca pracy i konsumpcji oraz stwarzanie ryzyka zatrucia - kto wie co za ślimaki robiły kupę na Twoje ziółka. Jeśli efekt Twojego mycia ma wynik powyżej 60, a efekt suszenia mieści się w przedziale 3-5, podczas suszenia wokół Ciebie roznosi się cudowny zapach suszonki, przyprawiając Ciebie i wszystkich w miły nastrój z niewiadomego powodu, niemalże jakby ktoś tu rzucił jakieś zaklęcie rozweselające.
Kod
Kod:
<zg>Mycie:</zg> [url=link]wynik k100[/url] <zg>Suszenie:</zg> [url=link]wynik k6[/url] <zg>Ilość punktów startowych:</zg> <zg>Zyski/straty:</zg>
Etap II pojawi się 16.11 w czwartek, na lekcje można przychodzić do czasu pojawienia się mojego posta z drugim etapem.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Mycie:48 + 33 = 81 Suszenie:3, 1, 5, 2 - 1 i 2 przerzucone na 3, 1 - przerzucone 1 na 5, więc ostatecznie: 3, 3, 5, 5 Ilość punktów startowych: 4 Zyski/straty: dookoła mnie roznosi się cudowny zapach suszonki!
Raczej nikogo nie powinno dziwić to, że Carly pobiegła na lekcję gotowania zupełnie, jakby się jej paliło. Była wręcz podekscytowana tym, że znowu będzie mogła znaleźć się w kuchni, sprawiając wrażenie, że nie może się opanować, że nie może się zwyczajnie zatrzymać. Ciekawa była, co tym razem się będzie działo, a kiedy już się dowiedziała, to zaczęła sprawiać wrażenie, jakby błyszczała. Taka wewnętrzna gwiazdka, zupełnie, jakby rozświetlał ją blask nie z tego świata, coś, czego nie dało się w żaden sposób opisać. Ot, jakieś czyste szaleństwo, czyste wariactwo, coś co ją definiowało w przezabawny sposób. - Chodźcie no tutaj, jagódki - zanuciła sobie wesoło pod nosem, żeby sięgnąć po zbiorów ze spotkania koła, rozkoszując się nimi i starając się umyć je jak najdokładniej, wiedząc doskonale, jakie to ważne, żeby nie wrzucać niczego na chybił trafił do garnka. To byłoby czystym szaleństwem, a na to zwyczajnie nie mogła sobie pozwolić, więc zabrała się do dzieła, pilnując, by owoce były tak czyste, jak być powinny. A później przyszedł czas suszenia, gdzie rzucała odpowiednio zaklęcie suszące, nucąc sobie coś pod nosem, to znowu wystawiając język, to robiąc coś innego. Nim się spostrzegła, dookoła niej rozniósł się cudowny zapach suszonek, wprawiając ją w tak dobry nastrój, że aż zachichotała, a jej oczy zabłyszczały, gdy niczym jakaś kuchenna wróżka, zaczęła dyrygować sobie rękami nad suszącymi się owocami, mając świadomość, że robiła coś, co niesamowicie sprawiało jej przyjemność.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Mycie:54 + 3 pkt (kuferek) = 57 pkt Suszenie:3 Ilość punktów startowych: 1 Zyski/straty: -
W jej żyłach nie płynie barszcz, w żołądku nie trzyma garaletki truskawkowej na zapas, nawet jeśliby mogła, a jej dusza nie wypełnia się toffi, kiedy słyszy słowa magiczne gotowanie. Może dlatego, że nie ma na nazwisko Honeycott, a jednak tu jest. Dobrze, że zajęcia zostają zorganizowane po południu. Marcella już sobie zjadła pyszny obiadek i jej brzusio nie wydaje dziwnych dźwięków. Co innego lekcje u Viego, na pusty żołądek w kuchni ze skrzatami, nie taki dobry pomysł, a jednak jak ma się znajomości u hogwarckich kucharzy; takie ostatnio protekcje zdobyła. - Jesieniary, ale fajnie. - Mówi do siebie, zachwycona tym jak Gwen ich właśnie ochrzciła. Podchodzi do stanowiska, zabierając się za zbiory, które kółkowicze uzbierali. Marcelli tam nie było, no bo pozalekcyjne gotowanie nie jest dla niej, ale może kiedyś się wybierze, bo czemu by nie? Na tych zajęciach zawsze można się zrelaksować, jak się czegoś nie spali albo nie wykipi, lepsze to niż wybuchy na eliksirach! Myje zbiory, starając się jak może. Chyba nie idzie jej tak źle. Potem zabiera się z suszenie. - Silverto, silverto... - Szpecze pod nosem, raz za razem wprawiając różdżkę w ruch. Patrzy na swoje dzieło, ale zaraz to przymyka oczy na chwile, zaciągając się przyjemną wonią, krążącą dookoła (@Scarlett Norwood).
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Mycie:40 + 50(magik żywiołów) = 90 Suszenie:5 Ilość punktów startowych: 4-1 = 3 Zyski/straty: -1pkt startowy - pomagam @Marcella Hudson
Polubił tę babeczkę od gotowania i chyba tylko dlatego szedł na te zajęcia. No i dlatego, że miał blisko, bo odbywały się w podziemiach. Ni chuja nie rozumiał, dlaczego Realizacja Twórcza ma swoją salę w lochach, a laboratorium medyczne musi zapierdalać na wyższe piętra. Ni chuja sensu to nie miało, ale nie tylko to w tej szkole trąciło nieśmiesznym żartem, więc przestał się nad tym przesadnie zastanawiać, ograniczając się do kurwienia na taki stan rzeczy i dalszego używania klasy eliksirów, gdy tylko miał na to okazję. -Bry. - Mruknął do prowadzącej, po czym uśmiechnął się do @Scarlett Norwood i Marcelli, które też były na miejscu. Takie towarzystwo to on rozumiał, a początkowe zadanie też wydawało się być w zasięgu jego zdolności. Mycie? Suszenie? No pewnie, że da radę! -Masz Marcelka. Coś niemrawo wyglądasz, a ziółka od Solberga wszystkich stawiają na nogi. - Wyszczerzył się do niej, dzieląc się swoimi zbiorami ze spotkania koła, bo trochę mu było żal, że on i Carly sobie zapierdalają z całym koszem roślin, a ona tak skromnie obok nich pracuje. -Tylko cicho, bo mi Carly zwiędnie z zazdrości. - Nachylił się jeszcze do krukonki, ale specjalnie nie zniżał głosu aż tak, by Norwood tego nie usłyszała. Miał dość dobry humor i korzystał z tego faktu, bo nie zdarzało mu się to często w tej szkole. Suszenie i mycie wyszło mu bardzo dobrze, więc nie było co komentować. Zaśmiał się tylko sam do siebie, bo od razu pomyślał, że z takimi zdolnościami, to zdecydowanie powinien zmienić branżę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Monty Honeycott
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 181cm
C. szczególne : Dziesiątki mało znaczących tatuaży - prawdopodobnie wśród nich jest serduszko z imieniem twojej matki
Mycie:wynik 43 + 16 = 59 - umyte średnio na jeża Suszenie:4, 4, 5, 5 (po wykorzystaniu dwóch przerzutów) Ilość punktów startowych: 4 Zyski/straty: -
— Pani profesor — wchodzi do sali w wybitnym humorze, z uśmiechem pod świeżo przystrzyżonym wąsem, witając się z siostrą oczkiem puszczonym w jej stronę. Ku jego zdziwieniu, sala nie pęka w szwach - marszczy więc brwi, zastanawiając się czy może przyszedł za wcześnie, ale sądząc po tym, że garstka, która jest tu obecna już coś gmera przy zbiorach, a od strony puchonki to nawet dociera do jego nozdrzy zapach suszonki, dochodzi do druzgocącego wniosku. Większość hogwartczyków to totalne jełopy. I tak też mówi siostrze, przystając przy niej, coś tam w międzyczasie udając, że poprawia sobie na głowie furażerkę: — Ty się Dżidżi nie przejmuj, jakby co, chuja się znają na gotowaniu i pewnie dlatego nie przychodzą — nigdy nie był najlepszy w pocieszaniu, a w sumie to nawet wątpił czy Gwen się jakoś przejęła frekwencja. W głębi ducha był pewny, że lekcję prowadziłaby równie promienna i wczuta, bez różnicy, czy pojawiłaby się na niej jedna osoba czy setka głów. Ale bądź co bądź, była jego siostrą i lepiej patrzyłoby mu się na tłumek dzieciaków, co nie mogły się doczekać, aż pojawi się w całej swojej fartuchowej krasie. Zadowolony z siebie, jakby co najmniej skończył przemawiać na rozdaniu Orderów Merlina, zajął wolne stanowisko obok @Maximilian Felix Solberg. Postawił koszyk z grzybami na blat, segregując je na dwie kupki - tu właściwie się zaczynał pierwszy problem, bo czyszczenie grzybów to nie takie proste zadanie, że pod wodę i po problemie. Najlepiej sprawdzał się nożyk i szczotka z naturalnym włosiem, ale tej drugiej nigdzie nie mógł znaleźć, mamrocząc pod nosem coś w stylu, że to jakiś kurwa żart i, że tu nikt nie bierze na poważnie sztuki gotowania. Co gorsza, wyglądało na to, że jest w plecy z czasem, a on wolał kończyć pierwszy (zazwyczaj, uwzględniając pewien wyjątek od tej reguły). Część zbiorów opłukał pobieżnie, drugą ręką szykując już pergamin, na którym w rządkach rozkładał umyte grzyby, włączając tryb multitaskingu. A ten, jak dobrze wiedzą Ci, którzy w kuchni spędzili większość życia, bywał niezbędny. — Stary, a wziąłbyś mi grzyba umył? — odwrócił się do Maxa, który opierał się już bezczynnie o swój blat. Co, jak co, ale Monty trzech łap nie miał, a dwoma kontynuował iście profesjonalną metodę dwustronnego podsuszania grzybich nóżek. Najcenniejsza z jego zdobyczy jednak wciąż czekała na umycie i, cóż, cała nadzieja w ślizgonie, że się nie obawia cudzych grzybów dotykać.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Mycie:81 + 10 (nie wiem czy może być, ale tutaj na pewno!) = 91! Suszenie:1 Ilość punktów startowych: 1 Zyski/straty: -
Bycie w niedoczasie było jedną z jej cech flagowych, zaraz po promiennym uśmiechu, którym to te swoje na ostatnie chwile starała się odpokutować. Jak jej szło? Cóż, kolejny nauczyciel mógł to ocenić, kiedy wpadła wesoło do sali i zaraz odetchnęła głęboko, z przepraszającym chichotem i „dzień dobry”, gdy zrozumiała, że przyszła w punkt. Ostatnio niestety zdarzało jej się to zdecydowanie rzadko. - Cześć misie! – przywitała się z @Maximilian Felix Solberg@Marcella Hudson@Scarlett Norwood, zaraz też zerkając na @Monty Honeycott, który wydawał jej się zdecydowanie dużo starszy i nie kojarzyła go za bardzo z zajęć – zapewne zbyt duży rozstrzał klas. Za to mundurek Gryfona jasno podpowiadał, że i jego powitać mogła swoim firmowym uśmiechem. – Dzień dobry czy cześć? – spytała wesoło, zdecydowanie nie mając w sobie ani wstydu ani powściągliwości przed nowymi osobami. Energia goldena zdecydowanie napędzała jej śmiałość, która to i tak nie potrzebowała żadnych bonusów. Niestety składników z kółka nie miała – wspaniałe zawieszenie wykluczyło ją z zajęć dodatkowych, za którymi to zaczęła coraz bardziej tęsknić. No nic, przyjęła z uśmiechem jakieś grzybki i zaczęła ich dokładne mycie. Co jak co, ale będąc wiele razy w podróży, często w mało sprzyjających warunkami miejscach i na dziko, należało zachowywać ostrożność zjedzeniem. Dokładne jego „oporządzenie” było koniecznie. Nie odłożyła tych grzybów do suszenia, dopóki nie miała pewności, że są absolutnie perfekcyjnie lśniące i żadna grudka piasku się w nich nie chowała. I może to przez to z suszeniem poszło jej tak kiepsko? Za bardzo nasiąkły? Cokolwiek by to nie było silverto tylko je… Wstępnie osuszyło. - Chyba coś robię nie tak – mruknęła do Carly, wokół której roznosił się przyjemny, jesienny zapach. – Nowe perfumy?
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Mycie:93 Suszenie:klik porcja - 3 porcja - 2 + 1 za bycie na kółku = 3 porcja - 6 -> przerzut za młodszą niż 3 miesiące postać -> 3 porcja - 6 Ilość punktów startowych: 4 Zyski/straty: 4 - 1 porcja spalona = 3
Jako że byłam na kółku i zebrałam sporo różnego rodzaju darów lasu to szkoda byłoby się nie pojawiać na powiązanych z tym zajęciach. Chociażby po to, aby w jakiś sposób wykorzystać owoce oraz grzyby. Trzeba przyznać, że na kółku szło mi fatalnie, a ciężka nauka zaklęcia całkowicie mnie wyczerpała. Ale z drugiej strony - poznałam nowy czar, mogę próbować go rzucać znowu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Na tym chyba polegało chodzenie do szkoły, że się ciągle czegoś uczyłam. Z gotowaniem nigdy nie miałam jakoś bardzo po drodze. Zrobię jajecznicę, upiekę ciastka, usmażę kotleta, ale ciężko powiedzieć, aby wychodziło mi to smaczne lub estetycznie ładne. Nie planowałam mieć żadnych skrzatów, które będą za mnie wszystko robić, więc to miało sensu, aby zyskać więcej doświadczeń, bo kiedyś jednak Hogwart opuszczę. Weszłam do sali jak zwykle niepewnie, rzucając okiem na nauczycielkę. O, fartuch. Pewnie też powinnam taki mieć... Poszłam myć ręce zgodnie z poleceniem, po czym stanęłam przy stanowisku oddalonym od reszty. Początkowo miałam ochotę dołączyć do swojej kuzynki, bo strasznie długo nie miałyśmy okazji pobyć razem na zajęciach, zwłaszcza że początek września był dla niej taki burzliwy, ale akurat rozmawiała z tą Puchonką, która mnie zignorowała na treningu, więc dalej nie wiedziałam nawet, jak ma na imię. Rozłożyłam swoje rzeczy, zastanawiając się czy mycie grzybów oraz owoców będzie na tyle trudne, abym to spartaczyła. Zabrałam się za to czysto intuicyjnie i w sumie jedna zdobycz po drugiej wyglądała perfekcyjnie czysto. Ani grudka piachu, lśniły i zachęcały do wykorzystania w jakimś daniu. Do tego wszystko zajęło mi naprawdę mało czasu, więc zabrałam się od razu za suszenie wszystkich czterech porcji. To z kolei gorsza sprawa, bo znowu chodziło o używanie różdżki. Przełknęłam gulę w gardle i pomyślałam Silverto, kierując patyk na jagody. I... i wyszło. Składniki pięknie się wysuszyły, a do tego zaczęły pachnieć na całą salę. Kto wie czy nie była zawarta w tym jakaś magia, bo poprawiło mi to humor. Kolejne dwie próby wyglądały identycznie, a ja aż nabrałam takiej pewności siebie, że ostatecznie aż za dużej. Czwarte Silverto uczyniło z pokaźnych grzybków stos popiołu. Wow, powtórka sytuacji z wędrówki po lesie. Czy ja miałam jakieś piromańskie zapędy o których nie wiedziałam do tej pory? Policzki mi się zarumieniły ze wstydu.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Mycie:81 Suszenie:3 Ilość punktów startowych: 4 (można się częstować) Zyski/straty:-
Nie czuł się jesieniarą w tym momencie, chociaż mógłby się tak nazwać. Chandra tej pory roku wjechała mu na maksa, a on zaliczał zjazd za zjazdem i po tym jeszcze jeden zjazd, żeby nie było aż tak kolorowo. Wacław jednak zbliżył się do swojego stanowiska zdecydowany i gotów do działania. Zanim jednak zaczął czarować, przyjrzał się uważnie jarzębinie przed sobą. Jej owoce zdawały się być trochę przybrudzone, a pajęczyna tu i ówdzie dodała im pewien mroczny urok. Wacław postanowił, że uczyni te owoce tak świeżymi i lśniącymi, jak tylko potrafi. Wzruszając różdżką, Wacław zaczął od delikatnego zaklęcia oczyszczającego. Nad jarzębiną pojawił się błyszczący blask, a wszelkie zanieczyszczenia zaczęły opadać na ziemię niczym pył. Kiedy owoce były już czyste, przeszedł do zaklęcia suszącego, aby pozbyć się wilgoci. Pod wpływem jego magii, wiatr zaczął łagodnie płynąć wokół jarzębiny, osuszając owoce i nadając im świeży aromat. W miarę jak magia działała, owoce zaczęły błyszczeć, a ich kształt stał się bardziej wyrazisty. W końcu, gdy ostatnie zaklęcie zostało rzucone, owoce jarzębiny przed Wacławem wyglądały jakby właśnie zostały zebrane z samej natury. Ich soczyste kolory i świeżość były wręcz zachwycające. Wacław uśmiechnął się dumnie, czując, że jego umiejętności w dziedzinie magicznego gotowania zdobyły nowy poziom.
Wilkie Marrok
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182.5
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Mycie:39 + 14 za MG + 10 za dokładne mycie rąk, którego oczywiście pilnuje po korkach z Gwen = 63 Suszenie:4 Ilość punktów startowych: 1 Zyski/straty: dookoła mnie roznosi się cudowny zapach suszonki!
Nawet w kołchozie zwanym jego domem rodzinnym panowała zasada, że dzień przed i dzień po nowiu pozwalało się wszystkim na maksymalny możliwy odpoczynek od obowiązków i nikt - nawet jego ojciec! - tego dnia nie przypierdalał się absolutnie o nic. O ile przy pierwszych nowiach po przeprowadzce buzowało w nim jeszcze nieco bonusowej energii wynikającej z otaczających go zmian, tak teraz jego mózg kompletnie odmawiał mu przytomności. Choć fizycznie faktycznie stawiał się na wszystkich wymaganych zajęciach, tak jednak jego świadomość przez większość czasu pozostawała pod ciepłą pierzynką na samym szczycie wieży Gryffindoru, by wybudzić się dopiero po drugim wypitym dziś Alakazamie - idealnie na czas, by zdążył przypomnieć sobie o tym, że dzisiejsze zajęcia z Magicznego Gotowania prowadzi dziś Gwen. Poświęcił więc znacznie więcej czasu niż zazwyczaj na doczyszczenie swoich rąk z ziemi, nie tylko po Zielarstwie, ale i po dobrowolnym doglądaniu Mandragor, które "w niewoli" zaczęły fascynować go jeszcze bardziej. - Przepraszam za spóźnienie, szorowałem łapy! - zawołał więc od progu do nauczycielki, od razu unosząc ręce w obronnym geście, jakby te miały nagle zacząć błyszczeć się od swojej czystości. - O, moje ulubione Puchonki - zauważył zadowolonym pomrukiem, po drodze na wolne stanowisko łagodnie zaczepiając szturchnięciem palca w bok zarówno oszałamiającą swoim urokiem @Scarlett Norwood, jak i bardziej subtelnie urzekającą go @Cleopatra I. Seaver. Zadowolony przystanął przy swoim stanowisku, pociągnął nosem przez wypełniający salę słodki zapach i rozejrzał się dookoła, uświadamiając sobie, że brakuje mu do pracy dość kluczowego elementu. - O proszę, ale dorodne te Twoje jagódki - zagadał więc jakże niewinnie @Wacław Wodzirej na stanowisku obok, nie tyle się do niego przysuwając, co właściwie nie ruszając się z miejsca wychylając się do niego w bok. - I jak ich dużo, ogromnie dużo - dodał poważnie, kiwając głową z miną eksperta od jagódek, nim nie przeniósł ciemnego spojrzenia z Wacławowego zbioru na samego Puchona, uśmiechając się najbardziej czarująco, jak tylko potrafił. - Chętnie wezmę ich kilka od Ciebie, co będziesz tyle sam harował. Co ty na to? - zaproponował powoli, zaraz już z łapą pełną jagód wyrzucając z siebie zadowolone "Jak tu nie uwielbiać Puchonów" zamiast "dziękuję". Bez zbytniego ociągania zabrał się od razu za dokładne mycie ukradzionych swoich zbiorów, pilnując się, by nie przegapić żadnego włoska, paproszka czy choćby matowej plamy, nim nie pozwolił sobie na trochę usypiające go swoją powolnością zaklęcia suszące.
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Mycie:74 Suszenie:4,1,5,3 Ilość punktów startowych:4 Zyski/straty:3 elegancko wysuszone porcje, otacza mnie cudowny zapach suszonki, 1 porcja zwiędnięta
Wciąż miałam w pamięci zajęcia w kuchni, co niezbyt mnie motywowało do przychodzenia. Gdyby nie fakt, że mieliśmy zajmować się rzeczami, jakie zebraliśmy na kółko, to zapewne nawet by mi przez myśl nie przeszło, aby się pojawić. Zamiast tego zebrałam się w sobie i przydreptałam do sali, z wymalowanym na mojej twarzy cieniem lęku. Był to dla mnie tak nienaturalny grymas, że musiał wyglądać nieco tragikomicznie. Wsunęłam się do sali bardzo cicho, burknęłam coś na wzór przywitania w stronę profesorki, a na resztę zebranych nawet nie spojrzałam. Usiadłam gdzieś na uboczu, czekając na rozpoczęcie zajęć, a kiedy ta pora nastała, zabrałam się za mycie i suszenie owocków. Podczas mycia ręce mi widocznie drżały, a przez moją głowę przechodziło całe pasmo rzeczy, jakie mogą pójść nie tak. Po uporaniu się z myciem, wróciłam na swoje stanowisko i zabrałam się za suszenie. Pomijając jeden wypadek, kiedy to się rozkojarzyłam, bo coś niedaleko mnie spadło i narobiło hałasu, całość wyszła mi naprawdę zadowalające. Zapach, jaki unosił się dookoła mnie, działał kojąco na moje nerwy. Może nie będzie aż tak źle?
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Mycie:wynik 47 Suszenie:4 Ilość punktów startowych: 1 Zyski/straty:
Klimat jesienny, gdy mieszkało się w Hogwarcie, nawet dało się lubić! Z dzieciństwa pamiętała, jak niezwykle trudne było życie w Londynie w trakcie miesięcy jesienno-zimowych - szaroburo, mokro, zimno, plucha, chlapa i wieczny deszcz ze śniegiem. Zero radości! Tu natomiast błonia ozłociły się przekwitając, nawet łysa wierzba bijąca wydawała jej się piękna. W zamku panowała komfortowa temperatura, a sklepienie wielkiej sali często mieniło się od ciepłych barw wysuszonych liści. Nie potrafiła odmówić tej porze roku uroku, ale musiała się do tego przekonać. Po obchodach Nocy duchów nabrała ochoty na więcej jesieniarskich przeżyć, toteż zdecydowała się na udział w kole realizacji twórczych i zajęciach z magicznego gotowania. Może to spotkanie pozwoli jej uwolnić drzemiący w środku kreatywny potencjał? Stawiła się w sali i rozejrzała po zebranych osobach, by dostrzec, co mieli na swoich stanowiskach. Ona sama złapała swój przydział i zabrała się za mycie. Okazało się, że miała dość sporo tych dóbr natury do przemycia, a ich zabrudzenia były znaczne. Bojąc się, że nie wystarczy jej czasu, zapytała @Wacław Wodzirej: - Hej, pomógłbyś mi? - Okrasiła pytanie ciepłym, miłym uśmiechem i lekkim trzepotem rzęs.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Mycie dla Montyego:7 Ilość punktów startowych: 3+1 = 4 Zyski/straty: +1pkt. za pomoc koledze
Nucił sobie pod nosem, bo ile można myć zielska, gdy nagle usłyszał tekst, przez który popluł nie tylko siebie, ale i najbliższą osobę, którą okazała się być @Harmony Seaver. Potrzebował chwili, by się opanować, tak skisł z tego, co się wydarzyło. -Ale tak przy ludziach? - Zapytał, jakby koleś (@Monty Honeycott) miał nierówno pod sufitem. -No dobra, ściągaj te portki. - Westchnął i założył ręce na piersi, jakby faktycznie czekał na striptiz, po czym wziął normalnego, leśnego grzyba od gryfona z koszyka i zaczął mu pomagać, bo miał serduszko po właściwej stronie. A raczej tak bardzo go rozjebał ten tekst, że nie mógł już inaczej.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Czw Lis 16 2023, 22:25, w całości zmieniany 1 raz
Nie należała do nauczycieli, którzy podczas lekcji stoją jak słup soli i patrzą się na swoich uczniów jak cielęta. Zabrała się za przygotowywanie przetworów z produktów znajdujących się na blacie, jednocześnie mając uważne baczenie na to, co robią uczniowie. Wiadomo bowiem, że w kuchni najłatwiej to jest o tragedię i nieszczęście, wypadki wśród uczniów zaopatrzonych w noże i rondle były częstrze niż sukcesy - niestety. Pamiętała to jeszcze z czasów, jak sama była studentką. Uśmiechnęła się do brata, który stawił się na zajęciach i puściła mu oko. Miała nadzieję, że będzie miał baczenie na to, jak idzie innym, ale zaraz zaczął prosić o pomoc w szorowaniu swojego grzyba, na co pochyliła głowę w skupieniu nad swoimi składnikami, by ukryć hamowane parsknięcie. Podniosła kciuk do Wilkiego, który jak na dobrze nauczonego na douczkach ucznia przystało pamiętał, że należy szorować łapy.
Etap 2
W zależności od tego co udało Ci się zebrać podczas spotkania koła realizacji twórczych, możesz wybrać jakie przygotowywać dziś pyszności. Jeśli nie było Cie na spotkaniu koła, możesz wybrać dowolne z przetworów. Zwróćcie uwagę na modyfikatory!
Możesz podjąć się przygotowywania tylu produktów, ile miałaś punktów startowych po rozegraniu etapu 1. Za przygotowywanie przetworów, otrzymujecie punkty, które należy doliczyć do tych startowych, które mieliście po rozegraniu etapu 1.
Dżemy i konfitury Zabierasz się za rondelek i kotowanie dżemora, w końcu dobre gofery jesienią są najlepszą przekąską. Albo chociaż w ścisłej czołówce.
Rzuć k6 by dowiedzieć co się dzieje podczas gotowania:
1 - Mieszanka przypaliła się. (0) 2-3 - Dżem jest zbyt rzadki. (1) 4-5 - Konsystencja dżemu jest idealna. (2) 6 - Dżem ma wyjątkową konsystencję i smak. (3)
Kompot z suszu Ze swoich ususzonych ziół możesz zabrać się za robienie rozgrzewającego kompotu z suszu. Będzie on niezbędny w zimne jesienne wieczory, bądź romantyczne spacery pomiędzy złocistymi drzewami rosnącymi na terenie szkoły.
Rzuć kość litery, aby ustalić jakość gotowania:
A - Przepełniony kompotem rondelek niespodziewanie eksploduje, zostawiając Cię w lepkim, owocowym bałaganie. (0 oraz -5 pkt dla Twojego domu) B - Kompot ma odpowiednią słodycz.(2) C - Chcesz schłodzić kompot, by go popróbować, ale zaklęcie umyka Ci spod kontroli, zamrażając kompot, rondelek i wszystkie Twoje pozostałe składniki. Jeśli nikt się z Tobą nie podzieli swoimi produktami, na tym kończy się Twoja lekcja. (0) D - Kompot jest dobrze zbalansowany pod względem smaku.(2) E - Użyta do mieszania kompotu łyżka okazuje się być brudna, co obniża jakość Twojego kompotu, pływają w nim teraz jakieś farfocle... (1) F - Przy dodawaniu bardzo pieczcołowicie odmierzonej ilości suszonki ktoś szturchnął Cie, przez co wsypujesz do środka wszystko co masz, na śluz salamandry, co to będzie za zupa! Dorzuć k6: wynik nieparzysty - niesmaczne (-1) wynik parzysty - cudowne delicje! (3) G - Kompot jest zbyt wodnisty.(0) H - Kompot ma doskonałą konsystencję i głębię smaku. (3) I - Podczas degustacji kompotu w celu sprawdzenia smaku, przypadkowo połykasz owoc i sie krztusisz. Kaszląc wypluwasz go z taką siłą, że uderza osobę przed Tobą w czoło. Koniecznie oznacz, kto dostał pociskiem. (1) J - Odkrywasz w sobie niespodziewany talent kulinarny, idzie Ci tak dobrze, że kucharz z obrazu na ścianie kuka na Ciebie z aprobatą. Dorzuć k6, aby zobaczyć, czy przekonałaś go na tyle, by Ci podpowiedział. Wynik 1 lub 6 - sukces! Podpowiada Ci po cichutku jak ulepszyć zacier. (3 oraz +5 dla Twojego domu) Wynik 3,4,5 - kucharz uśmiecha się, ale nic nie mówi. (1)
Marynowane grzyby Jeśli brałaś udział w grzybobraniu, możesz spróbować teraz je zamarynować! Kto nie lubi dobrze zakonserwować?
Rzuć k6, aby ustalić jakość Twojej marynaty:
1 - Marynata jest zbyt słaba. (0) 2-3 - Marynata jest przyzwoita. (1) 4-5 - Marynata jest dobrze doprawiona.(2) 6 - Marynata ma idealne proporcje i smak.(3)
Zacier owocowy (dla osób 18+) Gwen ma insider-info od Viego, że w grudniu może będziecie a może nie będziecie mieli szanse przygotować jakiś pyszny świąteczny trunek procentowy. Czyś nie byłoby cudownie zrobić go z własnego, owocowego zacieru?
Rzuć kość litery, aby określić efektywność procesu fermentacji:
Samogłoska - Fermentacja nie przebiega prawidłowo, zacier może być nieudany (-1 do k6 w następnym etapie) Spółgłoska - Fermentacja przebiega zgodnie z oczekiwaniami. Litera G jak Gwen - Fermentacja jest wyjątkowo efektywna, zacier jest mocny i aromatyczny. (+1 do k6 w następnym etapie)
Rzuć k6, aby ocenić smak zacieru:
1 - Zacier ma nieprzyjemny posmak. (-1) 2-3 - Zacier jest przeciętny.(1) 4-5 - Zacier jest dobrze zbalansowany.(2) 6 - Zacier ma wyśmienity smak i jest idealny do dalszej produkcji alkoholu.(3)
Modyfikatory
● Jeżeli byłeś na spotkaniu koła i będziesz przygotowywać przetwory z produktów, które zebrałeś i masz (nie oddałeś innemu graczowi) możesz rzucić dodatkową kością na przetwory które robisz i wybrać lepszy wynik. ● Jeżeli wynik Twojego mycia w poprzednim etapie był powyżej 60, a suszenia w przedziale 3-5 (piękny zapach) możesz do swojego końcowego wyniku dodać jeden punkt. ● Jeżeli masz w swoim kuferku powyżej 15 pkt z eliksirów i zdecydujesz się na robienie kompotu bądź zacieru, możesz dodać jedno oczko do wyniku, w kompocie - następną literkę, w zacierze - punkt wyżej w próbie smaku. ● Jeżeli masz w swoim kuferku poniżej 15 pkt z eliksirów, musisz odjąć jeden punkt (w kompocie poprzednia literka, w zacierze punkt niżej w próbie smaku).
Kod:
<zg>Produkt:</zg> wpisz nazwę tego, co przygotowujesz <zg>Kostki:</zg> podlinkuj rzuty danego produktu <zg>Punkty końcowe:</zg> ilość punktów posiadanych po rozegraniu etapu 1 + ilość punktów zdobytych w etapie 2 <zg>Pozostałe próby:</zg> (ilość punktów posiadanych po rozegraniu etapu 1) x/x
Lekcja kończy się 22.11 w środę, posty można pisać aż do mojego posta zamykającego.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Produkt: Zacier Kostki:F,2 ->F i 4 (modyfikatory) Modyfikatory: w kompocie - następną literkę, w zacierze - punkt wyżej w próbie smaku. +1 do k6 w następnym etapie, 1 za mycie do końcowego wyniku, przerzut na zacier, kompot i grzyby (spotkanie kółka) Punkty końcowe: 4(Etap I) + 3(etap II) = 6 Pozostałe próby: 3/4
Dobra, może grzyba koledze nie umył najlepiej, ale jak usłyszał, że może robić zacierę na jakiś alkohol, to nawet się nie orientował, co tam jeszcze jest do wyboru. W piździe miał jakieś dżemu i ciasteczka, jak tutaj potencjał na bimbrownię mu się otworzył. Ze świecącymi oczkami zabrał się do roboty i trzeba powiedzieć, że naprawdę wyszło mu to wszystko nieźle. Na początku ni chuja nie wiedział co robi, ale na szczęście były te wszystkie instrukcje, no i Pani Psor, która dołożyła swoje trzy grosze, by ostatecznie Max mógł wypuścić spod sowich rąk coś zdatnego do użytku. W kuchni. Co nie było wodą z kranu. Sukces! I to taki, jakiego jeszcze ten świat nie widział. Pytanie tylko, czy to przez relację z Paco, zaczął cokolwiek kumać z gotowania, czy naprawdę wystarczyło, że coś chociażby z nazwy leżało obok alkoholu i chłopak od razu dostawał jakiś niespotykanych zdolności przy pracy z tym.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Produkt: dżem Kostki:4 Punkty końcowe: 5 Pozostałe próby: 2/3
Zmotywowana powodzeniem w większości swoich prób wysuszenia jagód, postanowiłam z jednej porcji sporządzić dżem. Sięgnęłam po odpowiedni rondelek oraz jakąś instrukcję, co bym wiedziała co mam w ogóle robić. Krok po kroku zabrałam się za przygotowywanie mazi, mającej być małym słodkim wybawieniem podczas zimy. Magią w sporządzaniu przetworów była świadomość możliwości wykorzystania ich wtedy, kiedy na zewnątrz cała roślinność zostanie przykryta śniegiem. Świeże owoce smakowały najlepiej, z tym nie ma się co kłócić, jednak kiedy nie ma do nich żadnego dostępu, to pozostają nam piękne, zamknięte słoiki. Całość pracy poszła mi całkiem nieźle, a na pewno lepiej, aniżeli bym się spodziewała przed przyjściem do sali. Konsystencja mojego dżemu była wręcz idealna, jak wyciągnięta prosto z książki. Uśmiechnęłam się sama do siebie, zadowolona z tego małego sukcesu. Zajęcia co raz bardziej zaczynały mi się podobać. Niestety gdzieś z tyłu głowy wciąż miałam świadomość, że lada moment mogę wszystko spaprać.