Dosyć osobliwe, bardzo przestronne pomieszczenie znajdujące się niedaleko kuchni. Jest podzielone na pół: lewa strona posiada wyposażenie niezbędne do realizowania pasji kulinarnych i znajdziesz tu wszelakie przybory, sprzęty i niewielką spiżarnię, prawa z kolei służy do wykonywania najróżniejszych zajęć kreatywnych i w zależności od potrzeb może służyć za pracownię malarską, pokój muzyczny czy kameralną scenę dla aktorów.
Autor
Wiadomość
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Przysłuchiwał się temu, co River mówił z zainteresowaniem, ale i jakimś ciepłem w oczach. Takim ciepłem, którego na jego twarzy nie było często. Było to najprostsze zainteresowanie Riverem, tym co się w nim chowało, bo choć Coon był bardzo energiczny i ekspresyjny, Bazyl dobrze wiedział, że pod takimi głośnymi zachowaniami łatwo jest schować swoje prawdziwe emocje. Był ciekaw tych skrawków, których gryfon nie pokazywał tak po prostu, ciekaw tego, co go pasjonowało, na czym się znał, chciał wiedzieć, co czyni Rivera dumnym. Myślał wtedy, że dopiero w takich momentach zbliżają się do siebie naprawdę i tylko dzięki takim momentom, będą w stanie kiedykolwiek się do siebie dotrzeć w czymś innym, niż lubieżne pożądanie. - Naprawdę się na tym znasz. - powiedział, opierając głowę bardziej o jego bark, zerkając na rakuni profil- Musisz to bardzo lubić. - uśmiechnął się lekko. Nie umiał prawić komplementów, kiedy próbował to robić, zawsze wychodziły jakieś kanciaste i nie na miejscu. Czasami, w takich momentach jak ten, udawało mu się wyrzucić z siebie coś miękkiego i szczerego, jak myszka, która niepostrzeżenie umyka ze szczeliny w zimnej, metalowej zbroi. Zachichotał mu w ucho, łapiąc go znów w ramiona w miernej próbie powstrzymania go przed tym wierceniem się, bo wystarczyło, żeby sobie wyobraził tylko trochę bardziej, że mu się taka łasica wierci w pościeli, a rzeczywiście zaczynał czuć ciepło w podbrzuszu. Przedrzeźniająco powtarzał po nim to "nie, nie, nie" śmiejąc się. - No nasze, nasze, tylko gdzie będziemy je trzymać. Tydzień u mnie w dormitorium, tydzień u Marli z ...Jinxem. - oblizał wargi, bo nie chciał chyba podejmować tego tematu, żeby mu nastrój nie sflaczał tak, jak właśnie sflaczała mu wszelka gotowość do igraszek. Im głębiej wpadał w tę rzekę, tym mniej odpowiadało mu, że River dzieli kanapę ze swoim przyjacielem, szczególnie że wiedział, jak łasy na przytulanie i głaskanie był ten okropny nicpoń. Starał się nie wpadać w rozmyślanie o tym zbyt głęboko, ale niechybnie, za każdym razem, kiedy ta myśl już pojawiła mu się w głowie, kiełkowała jak szalony chwast i bardzo trudno było mu się jej z głowy pozbyć. Słodki, rakuni śmieszek sprawił, że ślizgon jedynie wcisnął na chwilę, trzymając oddech w płucach, twarz w jego plecy, by udusić w sobie tę niewygodę, tę myśl okropną o nim w cudzych ramionach i kiedy znów był gotów być niewzruszony, wychylił się na powrót na jeden z riverowych barków. - A nie za bardzo. - przyznał- Chyba, że jestem pijany. Wtedy to mi wszystko jedno. - uniósł brwi. River zresztą miał okazję poznać twarz Bazyla po alkoholu, który stawał się wtedy zupełnie inną odmianą siebie, zapominając o tym, że należy stawiać wszędzie mury. Wziął nitkę w ręce i odciął glinę, zastanawiając się, czy gra na lirze jest łatwiejsza od gry na gitarze. Zadowolony był ze swojej pokracznej donicy, nawet, mimo że nie była taka ładna jak ta, którą stworzył River. - Mogę nauczyć Cię, jak grać na flecie. - powiedział tak niewinnym tonem, jakby wcale nie miało to zabrzmieć dwuznacznie.- Odpowiadają Ci? - przechylił głowę, patrząc na doniczki- Może pokażesz mi, jak się je prawidłowo suszy, żeby ich nie rozjebać. - zaproponował.
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Przytaknął ochoczo, zadowolony z tego, że został doceniony, nawet jeśli wytłumaczył absolutnie banalny proces recyklingu, który właściwie mógłby streścić znacznie krócej, gdyby tylko nie czuł tak dużej potrzeby poprężenia się popisowo przed Bazylem. Zaraz też zaśmiał się beztrosko, może i przy kimś innym czując się wyśmiany za włoskie akcenty wyraźnie skryte w zaprzeczeniach, ale nie przy i nie w tej ciasnej bliskości. -No! Na przykład tak - przytaknął entuzjastycznie i beztrosko, zupełnie nie wyłapując tej niechętnej do Jinxa nuty, zbyt zadowolony z tworzonego przez nich arcydzieła. - Jak będziesz podlewać od razu jak trafi do Ciebie i tuż przed tym, gdy trafi do mnie, to może nawet przeżyje - dodał, chichocząc cicho nad wizją kwiatków, które będą trafiały do niego niczym do Hadesu, by powrócić do życia pod Bazylową opieką. Kane w końcu powinien się domyślać, że skoro River ma problem z nawadnianiem samego siebie, to i na nadzór nad kwiatkiem nie jest wcale gotowy emocjonalnie. - Och, szkoda - wypalił bez zastanowienia, bardziej nad własnymi słowami skupiając się na odcinających nitką glinę dłoniach. - Ja bardzo lubię, więc nie zawaham się Cię upić, bylebyś ze mną zatańczył, gdy będziemy mieli dobrą okazję - dodał, przenosząc doniczkę Bazyla do tej swojej, by szczoteczką poszarpać nieco glinę w miejscach, w których za chwilę zaczął łączyć doniczki ze sobą, chcąc stworzyć solidną symbiozę tej dwójki, która nie rozpadnie się przy pierwszej próbie przeniesienia. - Och, a więc uważasz, że potrzebuję jeszcze nauki? - prychnął na wpół rozbawiony, na wpół już autentycznie oburzony, nawet przez chwilę nie biorąc pod uwagę tego, że Bazyl mógłby naprawdę umieć grać na flecie. - Jeśli chcesz, to mogę ćwiczyć więcej… Nie mam problemu, by ćwiczyć więcej - dodał ciszej, mocniej pochylając się nad doniczkami, bo i wygładzając zwilżonym palcem łączenia dopuścił do siebie myśl, że może faktycznie nie zrobił na Bazylu odpowiedniego wrażenia. - Ale no może po prostu nie miałem okazji się wykazać - dodał jednak od razu, ściągając brwi w gwałtownie rozpalającej się w nim konieczności samoobrony, czując jak zraniona duma pali go od środka w motywacji. - Odpowiadają. Podobają. Zajebiste są. Idealne - zapewnił, wpatrując się w ich dzieło z nieskrywanym przejęciem, przez które nogi drobiły mu nieco w miejscu, jakby musiał całe to szczęście rozbiegać, a mimo to wciąż siedział blisko, znów wspierając się o Bazyla, gdy ledwo przetarł dłoń ścierką, zanim sięgnął po swoją różdżkę. Uniósł ją od razu pewnie, gotów rzucić zaklęcie, które opanował już przecież do perfekcji, a jednak zawahał się pod nagłą niewygodną myślą, jak przykre by było, gdyby akurat ten jeden raz miało mu się nie udać. Wstrzymał oddech, nie mogąc wydusić z siebie inkantacji i opuścił dłoń niemal błyskawicznie, gdy tylko ta zaczęła mu drżeć z niepewności czy sobie z tą presją poradzi. - Mogą- Mogą też po prostu same wyschnąć.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Jego rzadko kiedy kto chwalił, szczególnie odkąd Unki nie było w jego życiu. Tylko siostra sprawiała, że Bazyl w ogóle rozumiał, jak potrzebne to było w życiu i doceniał każdy przejaw pochwały, o które jednak wcale nie umiał prosić. Z tego względu, kiedy już był na tyle blisko kogoś, by obchodziła go ta osoba bardziej niż komunijny bigos, starał się chwalić, jak tylko mógł. To przecież takie dobre i ważne. Widząc uśmiech na Riverowej twarzy sam się przecież uśmiechał jak debil, a przecież naprawdę uważał, że wiedza, którą Coon posiada to nie jakaś banalna rzecz, którą wiedział każdy lepszy Stachu z ulicy. - To ja potrzymam ją u siebie, a Ty będziesz mógł przychodzić na odwiedziny. - powiedział z powagą- A na wakacje ustawimy ją w cieplarni, żeby miała kontakt z koleżankami. - zaproponował, ciągnąc tę fantazję współdzielonej opieki, jak rodziców po rozwodzie planujących jak wymieniać się dzieckiem. Jak je nakarmi, wykąpie i ubierze, to może je wysłać do Rivera na szaleństwo, tańce i hulanki. - Nie bądź taki podekscytowany. - zaśmiał się cicho, widząc, jak temu już czacha paruje, byle wymyślić pretekst do upijania i tańcowania- Jeszcze nie wiesz jak tańczę po alkoholu. Bo to, że tańczę to jedno, ale to jak to wygląda... - uniósł brwi i pokręcił głową. Może nie był jakiś tragicznie umuzykalniony, lubił miłe dźwięki, choć nie w takim stopniu, by zaraz do nich pląsać. Poczucie rytmu miał minimalne, a po alkoholu przestawał w ogóle zwracać uwagę na zachowanie swoich kończyn - stąd, na przykład, dwie godziny głaskania płaczącego Rivera, nawet jeśli tenż płaczący River już chciał iść do domu.- Ale jak tak bardzo chcesz, to możemy spróbować. - westchnął, widząc już, jak gryfonowi spada wskaźnik nastroju. Zupełnie nie połapał się z jakiego powodu, błędnie zakładając, że to właśnie przez owo miganie się od tańcowania, zaraz jednak znów uśmiechnął się cholernie, jak diabeł ifryt z piekła. - No nie wiem, pewne umiejętności trzeba praktykować regularnie. - wymądrzył się- Żeby nie zapomnieć jak to się robi. Żeby szlifować swoje rzemiosło, rozumiesz. Moja doniczka, póki co wygląda jak klops, w którego ktoś wdepnął, ale jakbym zrobił ich sto, to setna już byłaby taka, że mucha nie siada. - oto filozofia pańska. Czy życzył sobie, by mu River sto razy zagrał na flecie? Mógłby dostać jakiejś niewydolności stawu skroniowo-żuchwowego, ale jakby tak małymi kroczkami... Przyglądał się chwilę jego wahaniu. Obserwował napięcie, wzbierające w jego ramieniu, barkach, tak bardzo, że chłopak aż skulił się lekko w sobie, przez co ślizgon podniósł wciąż brudne ręce i położył je na jego barkach. Lekko zaciskając palce, może nie w pełnoprawnym masażu, bardziej kocim ucisku, mającym sugerować, że "hej, jestem tu", odezwał się cicho. - No, spróbuj. Jak je rozjebiesz, zrobimy nowe, nie? - trącił go nosem w ucho- Inaczej ja spróbuje i wtedy na sto procent je rozjebie...
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Pokręcił głową z drobnym rozbawieniem, mamrocząc coś o tym, że to nie ma znaczenia, bo przecież nie chodziło o to JAK ktoś tańczył, a tylko to, czy mu się to podobało. Trudno było mu sobie wyobrazić , że ktoś mógłby nie lubić tańczyć w ogóle. Potrafił zrozumieć wstyd czy skrępowanie, może nawet jakiś wewnętrzny bunt przed dostosowaniem się do tanecznych oczekiwań, ale trudno było mu uwierzyć, że ktoś mógłby nie lubić tańczyć w prywatności, gdy w tle gra jego ulubiona piosenka. -Bardzo chcę i jak będziesz tańczył ze mną, to na pewno Ci się to będzie tak podobało, że nie będziesz myślał o tym jak tańczysz - zapewnił więc twardo, ściągając nawet nieco brwi w wewnętrznej motywacji, by przy pierwszej lepszej okazji wyciągnąć Bazyla do tańca, niezależnie od tego czy będzie to klub, domówka czy szkolny bal. - To bardzo ładny klops, charakterny - prychnął cicho, nie chcąc słyszeć ani jednego złego słowa o ich arcydziele, wcale nie prosząc o konstruktywną krytykę, a już na pewno nie o autokrytykę. Zazwyczaj skakał miedzy humorami dość szybko, potrafiąc przez jedno niefortunne słowo zmienić do kogoś stosunek o sto osiemdziesiąt stopni, a jednak dziś przechodził samego z siebie z drobnego naburmuszenie przechodząc w ukryte w lęku zwątpienie, by z nim na barkach zachichotać nagle, szczerze rozczulony nie tylko słowami zachęty Bazyla, ale i tym szturchającym go nosem. I może nawet podziękowałby za to chłopakowi, gdyby tylko Rakun nie był Rakunem - bo zamiast prostego dziękuję rzucił się na poszukiwanie ciasniejszej bliskości, przeciągając Bazylowe dłonie ze swoich barków na tors, domagając się balansującego na granicy bolesności zaciśnięcia palców. - No ja niby wiem, że robiłem to setki razy, ale jakoś tym razem się cykam. Pokochałem już tego klopsa, nie chcę go tracić, bo już drugi raz takiego samego nie zrobisz - zaczął tłumaczyć, z dużo większym luzem podchodząc do swoich samodzielnych projektów, a jednak zachęcony przez Bazyla niekoniecznie potrafil odmówić, więc tylko wsparł się o niego mocniej, podnosząc znów różdżkę w górę. - Nie można po prostu rzucić zaklęcia tak, jak rzuca się na jakąś starą szmatę - zaczął gadać, w słowach widząc ucieczkę dla nadmiaru stresujących go myśli, które zachęcały go do zwątpienia. - Trzeba lekko rzucić… [i]Silverto...[/b] - urwał na moment nieświadomie, przegryzając na moment wargę, gdy stabilizował słabo rzucone zaklęcie - ...i utrzymać, by no, glinę potraktować łagodnie, a nie tak z pięści w mordę - dodał, mrużąc nieco oczy w czujnym obserwowaniu schnącej gliny, by w końcu móc opuścić dłoń i uśmiechnąć się szeroko do dwukolorowych tęczówek, gdy tylko wykręcił do nich głowę. - Finito! - zadeklarował, podrywając się gwałtowniej, niezbyt panując nad tym skokiem ekscytacji, który kazał mu objąć Bazylową głowę w objęcia, zasypując jej czubek całusami. - Mianuję nas- och, nie mamy roślin - ochłonął równie gwałtownie, co się odpalił, opadając dłońmi do Bazylowych policzków, by objąć jego twarz w przejęciu. - Bazyl, ty nie rozumiesz jakie to smutne dla doniczki być takim pustym.
+
Ostatnio zmieniony przez River A. Coon dnia Sob 31 Gru - 9:37, w całości zmieniany 1 raz
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Uśmieszek błąkał się po jego twarzy, podczas tej semi-niezręcznej rozmowy o tańcach, bo z jednej strony może i by potańczył z Riverem, z drugiej jednak naprawdę, naprawdę nie umiał sobie wyobrazić sytuacji, w której jakiekolwiek pląsy byłyby przez niego wykonywane w nastawieniu innym niż “tortura”. Tym bardziej się uśmiechnął, gdy gryfon tak dzielnie bronił jego koślawego dzieła, ale Bazyl, choć odklejeniec, to przecież zdawał sobie sprawę z tego, że ta doniczka wyglądała jak wyglądała. Jego wewnętrzna ślizgońska ambicja za to, właśnie uznała, że do końca roku stworzy najpiękniejszą z możliwych donic, by udowodnić nie wiadomo co, nie wiadomo komu, ale tak zrobi. Tak samo, jak nauczy się tańczyć. Zacisnął palce po bokach jego klatki piersiowej, trochę za lekko by go pozbawić oddechu, trochę za mocno na zwykłe, mocne przytulenie. Klamra ramion jak pasy bezpieczeństwa, czegóż mógłby sie teraz bać? - To zrobię drugą. Może lepszą? Może gorszą? Może bardziej klopsiastą? - zasugerował, choć był pewien, że gdyby usiadł do gliny raz jeszcze, to na bank wyszłaby mu równie gówniana. Szczególnie, jakby ciągle rozpraszały go śliskie dłonie i wiercący się tyłek Rivera. Podśmiewał się wesoło, z tego przejętego instruktażu obsługi zaklęcia silverto w otoczeniu gliny, przesuwając dłonie na uda chłopca i mrucząc mu do ucha zacisnął na nich palce. - Może ja tak lubię… jak starą szmatę. - zawarczał cicho- Jak pięścią… - mimo jego rozpraszanek, River podołał duszeniu donicy, za co, z jakiegoś powodu, to Bazyl otrzymał deszcz pocałunków w czubek głowy. Czy zamierzał z tego powodu narzekać? Ab.So.Lu.Tnie. Zaśmiał się dziwnie szczerze, dziwnie wesoło, czując to samo ciepło, które zawsze otulało go, kiedy doświadczał ekspresyjnych emocji gryfona. Objął go ciasno, podnosząc się ze stołka i posadził go na powrót, samemu podpierając się pod boki z poważną miną ojca, który dostał misję rozwiązania najgorszego dylematu świata. - No dobra, mam pomysł. - kiwnął głową, po czym zerknął na Rivera i nie odrywając od niego wzroku nachylił się nad doniczką, przysłaniając usta i szepcząc coś do środka przez chwilę- Już. Nie jest pusta. - zarządził wyciągając do Coona rękę i natychmiast przyciągając go do siebie- Teraz jest w niej mój sekret. - mała tajemnica, którą wyszeptał tylko ich pokracznej doniczce.
2x zt
+
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
SPOTKANIE KOŁA REALIZACJI TWÓRCZYCH Termin pierwszego wpisu: 15. 03. do godziny 23:59
Była podekscytowana bardziej niż zwykle. Bardzo chciała zostać przewodniczącą tego koła i dopilnować regularnych spotkań na nim. Miała już przygotowane zadanie na ten dzień, a także małą urnę, do której pod koniec zajęć chciała poprosić wszystkich, by wrzucili swoje głosy na temat kolejnego spotkania. Przyszła do sali specjalnie na tyle wcześniej, żeby wszystko z niej uprzątnąć. Na niewielkiej scenie było porozkładane trochę instrumentów, sztalug i malarskich przyborów, to im tego dnia zdecydowanie nie było potrzebne. Zaplanowała parę dynamicznych i, miała nadzieję, całkiem zabawnych zadań z improwizacji na rozgrzewkę, by w późniejszych etapach, jeżeli wszyscy byliby chętni, przejść do czegoś trudniejszego, a może i nawet poważniejszego. Była gotowa dostosować się do opinii reszty, a pomysłów jej nie brakowało, tak samo jak i zapału. Usiadła na brzegu sceny, czekając aż wszyscy przyjdą, by powitać ich szerokim uśmiechem. Czarodzieje mieli jeszcze sporo czasu, dziewczyna zdecydowanie pośpieszyła się z uprzątnięciem rzeczy, cała przestrzeń do gry była pusta, instrumenty, sztalugi i przybory przeniesione do części jadalnej.
Na wstępie rzućcie K100 i swój wynik napiszcie na górze pierwszego postu <3
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Sro 15 Mar - 19:24, w całości zmieniany 1 raz
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly nie znosiła siedzieć na tyłku, nie znosiła nic nie robić, nie znosiła bezruchu, nie znosiła ciszy, nie znosiła, kiedy musiała po prostu być cierpliwa. Chociaż jednocześnie dokładnie taka była, czając się na nowe informacje, na różne plotki, na wszystko to, czego nie dało się tak naprawdę dostać od ręki. Teraz jednak, w tej właśnie chwili, na pewno cierpliwa nie była, radośnie zmierzając do sali koła naukowego, nie mając do niej jakoś szczególnie daleko, skoro dopiero co wybyła z kuchni. Było jej co prawda potwornie gorąco, ale zaczynała się już do tego wszystkiego powoli przyzwyczajać, zupełnie, jakby to spotkanie z demonicznym mężem stało się dla niej po prostu codziennością. Nie zamierzała również o tym myśleć, bo poza tym, że było jej stosunkowo ciepło, nie działo się nic złego. - O, będziemy dzisiaj tańczyć? - rzuciła, kiedy tylko znalazła się na miejscu i zorientowała się, że część sali została prawie całkiem posprzątana, co nie było zbyt codzienne. Ale też nie było niczym dziwnym, czy czymś, czego powinna się bać. Prawdę mówiąc, była zaciekawiona nową przygodą, w jaką właśnie w tej chwili mogła się pakować, zaciekawiona tym, co Harmony wymyśliła. Spojrzała więc na nią z zaciekawieniem, unosząc lekko brwi, czekając na to, co miało się wydarzyć.
Nie wiedziała, czy wybieranie się na spotkanie koła było właściwym pomysłem. Ostatecznie nie radziła sobie jakoś szczególnie rewelacyjnie we wszystkich dziedzinach, jakie związane były z szeroko pojętymi realizacjami twórczymi, ale też nie chciała do końca zaniedbywać własnej wiedzy. Nie chciała również przestać się rozwijać, doceniała to, że inni starali się coś organizować, że próbowali zachęcić ich do działania, do rozwijania się, do poszerzania własnych horyzontów. Zapewne właśnie dlatego postanowiła przekonać się, co jej młodsza znajoma zamierzała im pokazać, co zamierzała im zaserwować i do czego nakłonić. Mogła się po niej spodziewać jakiegoś tańca, czy czegoś podobnego w wyrazie, ale oczywiście, co nie ulegało wątpliwości, mogła się również w tej sprawie całkowicie mylić. Być może Harmony planowała całkowicie wyjść ze swojej strefy komfortu i sięgnąć, chociażby, po robienie ciasta. Victoria przywitała się z dziewczyną, gdy tylko znalazła się w sali, a potem zajęła miejsce z boku, przyglądając się wolnej przestrzeni, odnosząc wrażenie, że jednak się nie pomyliła. Taniec wymagał miejsca i umiejętności, które akurat miała, jeśli jednak miałaby zacząć śpiewać, zapewne całe to spotkanie skończyłoby się tragicznie. Nie zamierzała jednak wychodzić, gdyby okazało się, że zajęcia miały dotyczyć czegoś, z czym zupełnie sobie nie radziła. To byłoby z jej strony co najmniej śmieszne, żeby nie powiedzieć, że całkowicie żałosne.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Meredith Wyatt
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Blizna po oparzeniu na prawej skroni
Mer jak zwykle z dużym entuzjazmem przyjęło informację o spotkaniu Koła Realizacji Twórczych i od razu, przygotowało się do wydarzenia. Oczywiście chwilę nu to zajęło, gdyż znowu gdzieś posiało swój notes, ale po odnalezieniu go pod stosem ubrań leżących przy łóżku spakowało go do kieszeni w pokrowcu gitary, po czym zarzuciło pokrowiec z instrumentem na ramię i ruszyło do odpowiedniej sali. W sumie nie wiedziało, czy odpowiednio przygotowało się do spotkania, w końcu w wiadomości jaką otrzymało nie było zbyt wielu szczegółów. Po wejściu do sali przywitało się z Remy i pozostałymi dziewczynami, po czym przysiadło nieopodal w kącie, wyciągnęło gitarę i zaczęło ją stroić. Dopiero słowa Scarlett oderwały je od wykonywanej czynności, co trochę zbiło Mer z tropu. Rozejrzało się wkoło, w sali faktycznie było jakoś dziwnie dużo miejsca, jednak nie przypuszczało, że kiedykolwiek będzie musiało tańczyć jakiś układ. Z niepokojem zerknęło na Remy, po czym w ciszy dokończyło strojenie gitary mając nadzieję, że jednak na coś się przyda.
Artie Gadd
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
To był kolejny pomysł Harmony, na który się zgodził. Po co? Na co? Dlaczego w ogóle nawet tego nie kwestionował? Mógł nie wychodzić ze swojej własnej strefy komfortu i po prostu trwać; działać tak, jak do tej pory i najlepiej w ogóle nie wychylać się z tłumu; tworzyć do szuflady, jak zwykł to robić. Może dlatego zdecydował się przyjść bez instrumentu i żadnych dodatkowych przyborów, które mogłyby określić, co tak właściwie tutaj robi i z jakim talentem, albo jego brakiem, przychodzi. Już sam wygląd sali mu się nie podobał. Moony wspominała tylko, że jest dużo miejsca, instrumentów i sztalug; szkoda tylko, że było to odłożone w kąt, a sam środek był pusty. Mógł nie przychodzić. Powiedzieć, że jednak woli się pouczyć. Zawrócić, zanim wszedł przez drzwi. Teraz było za późno, bo już siedział obok przyjaciółki, zaraz po przywitaniu się skinięciem głowy z nią i całą resztą. Żeby tylko nie były to zajęcia integracyjne, na których będą tańczyli jakąś belgijkę...
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Szczerze to nie miał pojęcia co dziś miało dziać się na spotkaniu kółka artystycznego, ale Harmony miała je prowadzić więc mimo wszystko przyszedł jedynie modląc się w duchu by nie okazało się że czeka na niego nic innego jak właśnie taniec, który był de facto jego najsłabszą stroną. Zbliżył się do @Scarlett Norwood słysząc jej słowa. - Mam szczerą nadzieję że będzie to coś z teatrem. Jeśli będzie to taniec, to przygotujcie się na komedię w moim wykonaniu. - Bo jak to bywało bycie bardzo dużym i szerokiem miało niezbyt pozytywny wpływ na zręczność, której poniekąd taniec wymagał. Stanął więc i czekał aż zbierze się reszta uczestników. A właściwie to korzystając z faktu że wszystkich nie było, podszedł do @Harmony Seaver .- I jak? Denerwujesz się? - Drake sam to niedawno przerabiał jak poprowadził spotkanie kółka magicznych wyzwań.
Jin-woo nie miał pojęcia czy iść na zajęcia z kółka do którego przynależy czy nie... Szczerze mówiąc to minimalnie wolał on spędzić czas w jakimś cichym miejscu oddając się pisaniu albo nauce... Ale koniec końców postanowił przyjść. Na wejściu zobaczył, że parę osób się już zjawiło, a jedną z nich był Artie. Rzucił wzrokiem w chłopaka, aczkolwiek wolał się nie odzywać gdyż ten chyba nie był w najlepszym humorze. Pomachał do niego jednak. Przywitał się spokojnie z resztą osób i zasiadł gdzieś przy ścianie, blisko drzwi... Tak na wszelki wypadek. Przez pierwszą chwilę zapomniał, że jest wśród ludzi i chciał kontynuować swój wiersz, który to zaczął pisać parę dobrych dni temu, lecz szybko się opamiętał. Kilka razy jeszcze rozejrzał się po sali z nadzieją, że zdąży się nastawić psychicznie zanim jeszcze ktoś zacznie z nim konwersację trwającą dłużej niż minutę.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
- Wiesz co chyba jednak wolałbym zostać na Antarktydzie, bardzo przyzwyczaiłem się do tych stylowych futer - mówię z westchnieniem i dotykam swoich białych włosów, które od spotkania z antarktydzkimi wszami wyglądały obłędnie. Platyna naprawdę świetnie na mnie leżała. - Mam nadzieję, że będziemy tańczyć! Jeśli to znowu będzie jakieś granie na instrumentach czy śpiewanie, umrę - dodaję jak zwykle dramatycznym tonem do mojej towarzyszki @Marla O'Donnell. Otwieram szarmancko drzwi by przepuścić w wejściu Marlenę, która tak łaskawie zgodziła się ze mną iść na kółko w którym kompletnie się nie sprawdza (nie chcę być niemiły, mówię tylko samą prawdę). Gryfonka idzie moim śladem (czyli kwiatków, które zostawiam swoimi magicznymi butami), a ja trzymając drzwi patrzę na siedzącego obok nich @Hyung Jin-woo, nawet lekko zniżając oprawki różowych okularów przeciwsłonecznych, by mu się przyjrzeć, bo jestem jak zwykle bardzo dyskretny i wstydliwy. Kiedy go mijamy biorę kwiatek, który właśnie za mną wyrósł z ziemi i wsadzam za ucho chłopaka. Mrugam do niego z uśmiechem, po czym zarzucam rękę na ramiona Marli. - Harmony! Zobacz Marla! Moja prawdziwa przyjaciółka, która nie zostawia mnie na pastwę niedźwiedzia! - krzyczę do @Harmony Seaver i podchodzę do niej, by objąć ją na przywitanie niczym starą znajomą.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
ETAP I SPOTKANIE KOŁA REALIZACJI TWÓRCZYCH Osoby, które nie zdążyły dołączyć w poprzednim wpisie, a chcą wziąć udział w zajęciach - wciąż mogą to zrobić. Proszę stosować się do instrukcji w rozpisanej na końcu mechanice <3
Nie sądziła, że będzie się stresować, w małym palcu miała występy przed dużą publicznością i przecież poprowadzenie kółka nie powinno być problemem, prawda? Cóż, zaczynał być, gdy z początku nikt nie wchodził do sali. Niby jeszcze mieli sporo czasu, ale co jeżeli… By nie przyszli? O tym wolała nie myśleć, pesymizm nie był w jej stylu! Na pewno wszyscy się pojawią! O! Powiedziała w sobie w duchu i uśmiechnęła się szeroko na potwierdzenie. Akurat idealnie na powitanie w ten promienny sposób @Scarlett Norwood. - Carly! Taniec będzie jedną z opcji do głosowania na następne spotkanie – mrugnęła do niej a zaraz uniosła łobuzersko brew. – A dzisiaj to tajemnica. Chwilę po niej przyszła też @Victoria Brandon, na której widok dziewczyna również nie kryła radości. Ostatnio dużo czasu spędzały razem na ćwiczeniach, więc i wiele znaczyło dla niej, że przyszła. - Cześć Victoria! – pomachała do niej i ruchem ręki zachęciła, by podeszła bliżej. – Tak się cieszę, że jesteś! Zaraz z podobnym entuzjazmem witała kolejnych uczniów. @Meredith Wyatt przywitała mocnym przytulasem, @Artie Gadd od razu zaciągnęła obok siebie, by mieć pewność, że nie ucieknie z zajęć tak szybko, jak zobaczy więcej osób. A kolejni wciąż przychodziły! Uśmiechnęła się wesoło do @Drake Lilac i machnęła ręką, jakby już się nie przejmowała żadnymi problemami. - Denerwowałam się, jak myślałam, że nikt nie przyjdzie. A teraz? – rozłożyła ręce, pokazując cały czas rosnącą grupkę. – Teraz jest już luz. I dzięki, że przyszedłeś! Obiecuję, że będzie warto! Niedługo później wszedł @Hyung Jin-woo, któremu też pomachała, ale nie zdążyła się poprawnie przywitać i zaciągnąć go do nich bliżej, bo do sali wkroczył @Hariel Whitelight razem z @Marla O'Donnell, a wraz z nimi i jeszcze weselsza atmosfera. Podekscytowała się jeszcze bardziej od tej nowej dawki energii i też objęła Ślizgona, jakby się znali od lat. - Cześć Wam! Jak dobrze widzieć cię w jednym kawałku Harry! – zażartowała, pamiętając, żeby nie używać jego pełnego imienia. – Jakżebym mogła cię zostawić? – zapowietrzyła się teatralnie. – Bez Ciebie to już by nie było to samo – mrugnęła do niego, ale zaraz zauważyła, że już nie było więcej czasu na wygłupy, 18:30 wybiła. Zaklaskała w dłonie z entuzjazmem, jeszcze raz posłała wszystkim promienny uśmiech i z przytupem wskoczyła na scenę. - Witajcie wszyscy! – przywitała się już oficjalnie, głośno przy tym chichocząc. – Bardzo się cieszę, że udało nam się tutaj zebrać taką grupą! W tym miejscu chciałabym też obiecać regularne spotkania koła, ustalane waszymi głosami! – wskazała na urnę, którą ustawiła w rogu pokoju. – Pod koniec zajęć będzie można zagłosować na kolejną tematykę, ale teraz! – rozłożyła ręce do góry, jakby prezentowała najlepszy wynalazek. – Na rozgrzewkę poferiową zrobimy sobie improwizację sceniczną! Na początku wybierzemy sobie miejsce, w jakim sytuacja się będzie odbywać, a później każdej osobie na szybko rzucimy randomowe hasła na jego postać i sytuację, w której się znalazła! Gdy tylko następna osoba poczuje, że ma pomysł jak przerwać scenkę poprzednika i ją przejąć, wskakują na scenę, a poprzednia – ukłoniła się i jednym susem zeskoczyła ze sceny, rozpierała ją energia. – Zeskakuje! Stanęła pośrodku zebranych i wzięła głęboki oddech, zbierając własne galopujące myśli. Chciała zrobić wszystko na raz i bawić się wspólnie z całą grupą, ale wiedziała, że wszystko musiało odbyć się po kolei. W improwizację też nie można było od tak wskakiwać, trzeba się było do tego przygotować. - Ale zanim zaczniemy, zrobimy sobie rozgrzewkowe ćwiczenie w odgrywanie drzewa. To bardzo popularna metoda z teatru. Zaczynamy z pozycji nasiona – wytłumaczyła i usiadła na ziemi w klęczki, zwinięta w kuleczkę przy samej podłodze. – Nasionko powoli wzrasta w górę, przebija się przez ziemię, z trudem, czuje jej opór. Jego listki powoli wychodzą na zewnątrz, a ono rośnie i rośnie. Na wiosnę rozkłada nowe liście, na lato ogrzewa je słońce, w jesień zarzuca nami wiatr, targają nami wichury, tracimy liście aż w końcu w zimę obumieramy – pokazała na szybko wszystkie te etapy i o co w nich mniej więcej chodziło. – Wszyscy zaczniemy w tym samym czasie, oczywiście zrobimy to dużo wolniej, żeby się wczuć, będę powoli dyktować każdy etap i mówić Wam, co się dzieje z drzewem i jakie odczucia powinno reprezentować wasze odgrywanie, a wy… Po prostu się wczujcie – posłała wszystkim zachęcający uśmiech. – No dobrze, ustawmy się w kółku i zaczynajmy!
Możecie wstawiać odpisy w dowolnej kolejności W TYM ETAPIE. Czas do złożenia odpisu to 20. 03. 2023 r. do godziny 23:00. Poprzedni rzut k100 będzie się liczył dopiero w NASTĘPNYM etapie.
W tym etapie, żeby zobaczyć jak dobrze udało Wam się wczuć w ćwiczenie, rzucacie k100 a następne opisując wykonywanie odnieście się do osiągniętego wyniku: 1-20 – Jakie drzewa? Jak można odgrywać drzewa? Niby z której strony moje ręce to gałęzie? A w ogóle to drzewa nie mają emocji… Zupełnie nie potrafisz zrozumieć, o co chodzi z tym ćwiczeniem. Zamiast wczuć się w grę aktorską, ty tylko się rozpraszasz. Niedobrze, tak to wytrąciło cię z równowagi, że nie wiesz, czy w ogóle w cokolwiek się dzisiaj wczujesz. 21-40 – Drzewa mogą rosnąć, tak… Jesteś w stanie zrozumieć, że odgrywanie historii drzewa potrafi przygotować do późniejszych wyzwań aktorskich i nie negujesz tego. Sam jednak nie odczuwasz żadnych pozytywów z tego płynących. Ot, pobujałeś się na wietrze. Przynajmniej mięśnie ci się rozciągnęły. 41-60 – Drzewa w sumie widziały wiele historii! Nie jesteś pewien czy do końca dobrze rozumiesz zadanie, ale zdaje Ci się pomagać! Może to kwestia pozytywnej atmosfery na kółku, a może fakt, że trochę podglądasz, jak to odgrywają inni i posiłkujesz się ich interpretacją, ale koniec końców dobrze się bawisz! Od razu humor poprawia się od takiej rozgrzewki! 61-80 – Życie drzewa można zinterpretować jako metaforę ludzkiego życia, prawda? Naprawdę czujesz, jak życie i historia tego drzewa przepływa przez twoje ciało. Rozumiesz, że tak jak człowiek roślina wzrasta, zdobywa siły i doświadczenie by w pełni rozkwitnąć, a później słabnie, aż do starości. Rozumiesz, dlaczego jest to jedno z rozgrzewek teatralnych, pozwala dobrze wczuć ci się w różne stany w cyklu życia człowieka, lepiej zrozumieć jego zachowanie na wielu etapach. Na pewno będzie ci łatwiej intepretować zadanie w drugim etapie! 81-100 – Eureka! Życie drzewa to tak naprawdę nasza własna historia i stany emocjonalne, przez które przechodzimy! Nie tylko odblokowujesz ciało na przeżywanie, ale też własne uczucia! Słowa Harmony, która przewodzi tej podróży jako drzewa przepływają przez twoje ciało falami odczuć i wyobrażeń. Jesteś w stanie w pełni wczuć się w trudności, jakie musi przechodzić drzewo, odnosząc je do prawdziwych uczuć ludzkich. Rozgrzałeś nie tylko ciało, ale i swój umysł i emocje. Jesteś w pełni gotowy do improwizacji!
Do tych wyniku rzutu k100 obowiązuje kilka modyfikatorów: +x pkt z działalności artystycznej +5 pkt jeżeli jesteś nową postacią (max. dwa miesiące od zaakceptowania karty) +10 pkt jeżeli DA to twoja najwyższa umiejętność w kuferku +5 pkt jeżeli DA to jedna z trzech najwyższych umiejętności w twoim kuferku ALE nie pierwsza +20 pkt jeżeli w karcie wspomniane jest, że twoja postać miała doświadczenia z występowaniem w przedstawieniach/sztukach +10 pkt jeżeli twoja postać brała udział przynajmniej w trzech poprzednich spotkaniach koła
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Pon 20 Mar - 18:14, w całości zmieniany 1 raz
Artie Gadd
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
kostki:42 +2 (da kuferek) +5 (da jako jedno z 3 najwyższych) +5 (nowa postać) = 54
Z całym szacunkiem, Moony, ale co do kurwy? Myślał, że koło będzie polegało bardziej na przedstawieniu własnych dzieł. Wspólnym tworzeniu i ewentualnym dzieleniem się uwag co do dzieł poszczególnych osób; może wzajemnych pochwałach i dobrych słowach, bądź też konstruktywnej krytyce. Nie pisał się na zajęcia teatralne, podczas których oczy wszystkich będą skierowane tylko w jego stronę, a do tego będzie musiał improwizować. Nawet nie wiedział, czy potrafi improwizować. Naprawdę żałował, że tu jest. A to ćwiczenie rozluźniające... w ogóle nie miał do niego pewności; jak tak patrzył na Gryfonkę, to stopniowo coraz bardziej mu się odechciewało, ale musiał się w końcu przełamać. Chyba po to tutaj przyszedł prawda? Wdech i wydech. Drzewo rośnie... od kiełka, czy cośtam. Tak, tak; nie miał na to zupełnie pomysłu, dlatego trochę podglądał innych, szukając jakiejkolwiek inspiracji. Porady? A może nawet zrozumienia i współcierpienia? Koniec końców, chyba zorientował się, że go tu nikt nie zje, więc... chyba to całe ćwiczenie wyszło mu na dobre. Chociaż nadal obawiał się tego, co przyniesie im ta cała improwizacja. Harmony mogła przecież wymyślić wszystko, co było dość niepokojące.
Victoria uśmiechnęła się lekko na to stwierdzenie Harmony, nieco zdziwiona jej entuzjazmem z powodu tego spotkania, czy raczej tego, że postanowiła przyjść na spotkanie koła naukowego. Widać jednak Gryfonka lubiła jej obecność, a może lubiła ich wspólną naukę, czy coś podobnego. Brandon nie zamierzała jednak tego komentować, mając świadomość, że w obecności innych osób nie byłoby to do końca wskazane. Skinęła więc lekko głową, zapewniając jedynie, że z chęcią będzie zjawiała się na kolejnych spotkaniach, potem jednak zamilkła. Prawdę mówiąc, propozycja Harmony, czy jej decyzja co do tego, co będą robić, zbiła ją z tropu. Później rozbawiła, gdy przypomniała sobie rozmowę z Elim, to jak uznała, że będzie grała doskonały głaz, czy coś podobnego i nagle okazało się, że miała do tego okazję. Potarła czoło, obserwując to, co robiła Gryfonka, nie mając pojęcia, czy była zdolna do takiego poziomu abstrakcji, bo szczerze w to wątpiła, ale nie mogła się teraz wycofać. Coś podobnego po prostu nie wchodziło w rachubę, nie było do niej podobne i nie odpowiadało jej w najmniejszym nawet stopniu. Nic zatem dziwnego, że chociaż czuła się fatalnie z myślą, że musi robić z siebie głupka, zaczęła postępować zgodnie z instrukcjami dziewczyny, prędko odkrywając, że w tym rośnięciu i czuciu się drzewem było coś przyjemnego. Nie umiała tego dobrze określić, ale z jakiegoś powodu wyciszała się, kiedy rosła, kiedy stawała się drzewem, jak tego od niej oczekiwano. Być może nie była w stanie całkowicie wyciszyć myśli i emocji, ale jednak miała wrażenie, że na swój sposób płynęła obecnie z prądem.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Meredith Wyatt
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Blizna po oparzeniu na prawej skroni
kostka: 56 + 7 pkt z DA + 5 pkt (nowa postać) + 10 pkt (DA najwyższa) = 78
Po Mer jeszcze kilka osób przyszło na spotkanie koła. Uśmiechnęło się widząc, z jakim entuzjazmem Remy wszystkich wita, a kiedy upewniło się, że jeno gitara jest nastrojona, zostało w swoim kącie i po cichu ćwiczyło sobie jedną z autorskich piosenek, uderzając w struny jedynie opuszkami palców. Dopiero głośniejsze, bardziej oficjalne powitanie Seaver przykuło jeno uwagę. Odstawiło gitarę i wstało, przysłuchując się uważnie. Odgrywanie drzewa nie brzmiało zbyt zachęcająco, ale po wysłuchaniu wszystkich wskazówek i obejrzeniu dokładnej prezentacji ćwiczenia, poprawiło sobie ubranko i, biorąc przykład z innych, skuliło się na podłodze. Przymknęło na chwilę oczy biorąc głęboki wdech i zaczęło się powoli rozwijać. Stopniowo, aby finalnie dokładnie rozprostować kark, plecy, ręce i nogi. Co dziwne, zamiast początkowego zmieszania, czuło spokój i miało wrażenie, że powinno zastosować coś takiego w swoim życiu. Krok po kroku, tak jak rozkwitająca roślinka, powinno otwierać się przed światem i stawać się sobą. Kiedy już stanęło wyprostowane, z rękami wyrzuconymi w górę, kiwając się to w lewo, to w prawo, uśmiechnęło się nieco, nawet z siebie dumne, gdyż nie przypuszczało, że takie zadanie może wyjść nu dobrze.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Kość:25 + 7 = 32 Buju, buju, nie ma ze mnie drzewa!
- Od razu komedię! Więcej wiary w siebie - zakomunikowała w odpowiedzi na uwagę @Drake Lilac, zerkając na niego spod oka, w chwilę po tym, jak przyjęła do wiadomości, że na razie musi sobie poradzić z tajemnicą, jaką przygotowała Harmony. Nie miałaby nic przeciwko temu, żeby tańczyć, więc była skłonna nawet to zaproponować. O ile oczywiście przeżyje to spotkanie koła naukowego, bo nie miała pojęcia, czego właściwie miała się spodziewać. Po tym, jak darły się bez opamiętania, kiedy pięły się na lodospad, mogła zakładać dosłownie wszystko, ze wszystkim się liczyć i spodziewać się niezliczonej wręcz liczby komplikacji, o jakich nawet by w tej chwili nie pomyślała. Nie wpadłaby jednak na to, że Harmony uzna, że rozgrzewkę powinni zacząć od udawania drzewa. To wydawało jej się co najmniej absurdalne, więc zaczęła się śmiać, a później skończyła na tym, że bujała się na teoretycznym wietrze. Nie nadawała się do odgrywania roli drzewa, zupełnie nie, sprawiała wrażenie całkowicie zagubionej, posikanej ze śmiechu i co jeszcze się chciało. Faktem było, że Carly bawiła się całkiem nieźle machając rękami, ale z całą pewnością nie przypominało to w najmniejszym nawet stopniu prawdziwego drzewa. Pewnie wszystkie brzozy by się z niej śmiały, gdyby tylko zobaczyły, co wyprawiała, jak się gibała, nie przypominając ani trochę kawałka drewna. To nie było po prostu dla niej!
Dopiero co spotkanie miało się zacząć, a ten już dostał zawału na wejściu... Co to za zaczepka? Nie spodziewał się kompletnie takiego... Flirtu? Czy to już można nazwać flirtem? Może bardziej podrywem... Aczkolwiek zrobiło mu się nieco cieplej na sercu gdy niejaki Harry włożył mu kwiatka za ucho, zdołał to uczucie jednak szybko z siebie zbić... Owszem, to było miłe, aczkolwiek Jin praktycznie go nie znał, po za tym, Hariel palił, a to już na minus u bruneta.
Jeszcze przez krótką chwilę miał w głowie to co się właśnie stało, do czasu aż jego przyjaciółka nie zaczęła mówić i opowiadać co będą robić. Nie rozumiał praktycznie nic z jej opowieści o drzewie, może jedynie to, że będą musieli odgrywać drzewo... No i, że drzewa rosną rzecz jasna. Stał już między innymi w tamtym momencie i co jakiś czas zerkał na resztę osób.
Gdy przyszedł czas na ich kolej w rozluźnieniu się i pobawienie drzewo, brunet znalazł sobie swoje miejsce, jego losowe stanięcie skończyło się byciem zmuszonym do zaczęcia pracy. Nasionko powoli wzrasta w górę, przebija się przez ziemię, z trudem, czuje jej opór... Praktycznie zapomniał o tej kwestii, ale szybko się cofnął, niezauważalnie. No, choć poeta to nie był zbyt dobry w odkrywaniu drzewa, a taki twórca... Kiedy tylko nadeszła pora to nastolatek jakoś bujał się na wietrze. Powoli poruszał ciałem i rękoma, a jego nogi były w jednym miejscu... Nie wyglądało to zbyt spektakularnie, praktycznie wcale, ale cóż... Trzeba sobie jakoś radzić, dlatego też przez cały czas Jin patrzył się jedynie w jeden punkt, przed siebie. W końcu gdy nie patrzysz się na innych to inni cie nie widzą... prawda?
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
– O też mam nadzieję, że będą tańce. Śpiew okej, jestem w tym oczywiście świetna i mam wprawę, ale jak nam będą kazali na czymś grać to po prostu wyjdziemy – kiwnęła głową, zgadzając się z Haroldem w kwestii stylowych futer, tańca i niechęci do instrumentów. – Dostałam kiedyś na święta celtyckie dudy i jak na złość wszystkim bardzo byłam zmotywowana, żeby nauczyć się grać. Dziwię się, że nikt ich nie spalił, żeby mieć święty spokój – zarzuciła prędko fascynującą historią i weszła do sali, machając do wszystkich znajomych. Uśmiechnęła się na widok @Harmony Seaver i przewróciła oczami, kiedy Harry zaczął dramatyzować o ich poprzedniej wyprawie. – Ja po prostu bardzo wierzyłam, że już jesteś taki zaawansowany po tych wszystkich przygodach, że poradzisz sobie sam – rzuciła beztrosko i odciągnęła przyjaciela na bok, żeby Gryfonka mogła zacząć spotkanie koła. W pierwszej chwili informacja, że będą to improwizacje teatralne, nie zrobiła na niej żadnego wrażenia, bo może i aktorką nie była fenomenalną, ale potrafiła z tego czerpać radość. O wiele bardziej zdziwiła się, kiedy okazało się, że w ramach rozgrzewki będą udawać.. – ..drzewa? – szepnęła zdziwiona do Hariela, upewniając się, że na pewno dobrze usłyszała. Robiła w tej szkole już różne rzeczy, ale drzewa nigdy nie udawała. Uniosła brwi, wpatrując się w przyjaciela i próbując rozszyfrować jego mimikę czy uciekają stąd czy jednak zostają i faktycznie wczują się w swoją rolę. Zanim podjęła jakąkolwiek decyzję, cała grupa była już ustawiona w kółku i klęczała – nie pozostało jej więc nic innego, jak przykucnąć, powstrzymać śmiech i zacząć robić przedstawienie. – A myślałam, że rola woźnej w pierwszej klasie będzie najbardziej imponującą pozycją w moim aktorskim CV – parsknęła cicho do Harolda, mając problem z tym nieco kuriozalnym zadaniem.
______________________
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
- Dosko, jesteśmy umówieni! - stwierdzam z werwą i przybijam piąteczkę Marli. Zanim poszedłem dramatyzować do Harmony, postanowiłem niesamowicie oczarować nieznanego mi chłopca (dziś pod niesamowitym oczarowaniem czaił się niezbyt wykwintny podryw). Ten jedynie zdziwił się niepomiernie moim zachowaniem, ale nic nie powiedział i olewał mnie dalej. No cóż, z pewnością jeszcze się przekona do mojej świetlistej osoby! Zawsze wylewałem na siebie tonę mgiełek, by pachnieć sosnowym zapachem, więc skoro wiedział że palę musiał mnie obserwować wcześniej, co świetnie mi wróży. Chwilę żalę się Harmonijce, ale prędko Marlena mnie odciąga, bo najwyraźniej nasza koleżanka musi się skupić na kółku. Drzewa? To samo pytanie zadałem w tym momencie w swojej głowie kiedy Marla powiedziała je na głos. Uniosłem do góry brwi i patrzyliśmy się na siebie z dziewczyną pytająco, każde z nas czekało na jakiś znak do ucieczki drugiej osoby. Aż w końcu już siedzieliśmy jak te dzbany na ziemi, bo nic nikt nie powiedział. Ja bardzo sprytnie ląduje gdzieś obok chłopaka, którego wcześniej zaczepiałem. Przez chwilę zamykam oczy i próbuję się skupić. Kiedy to robię - idzie mi naprawdę nieźle wiem o co chodzi w ćwiczeniu i takie tam. Ale nie chce mi się zbyt długo tak robić, więc dość szybko tracę zaangażowanie, zaczynam rozglądać się po sali. Tłumię chichot kiedy widzę tak dużo ludzi próbujących być jak drzewa. - Jakim lasem jesteśmy? Większość dżunglą na pewno - zagaduję do Marli wesoło, szeptając jej do ucha.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Na szczęście to czym się mieli zająć nie miało żadnego powiązania z tańcem. Zamiast stresu odczuwał więc rozluźnienie i był gotów całkowicie wejść w rolę drzewa. W sumie to mógłby się nawet w nie przetransmutować, ale nie miał pewności że ktoś zdoła go z niego odmienić. No dobra, Victoria i Marlena zrobiłyby to z kciukiem w placku i bez wysiłku. Spokojne oddechy i powtarzał sobie te słowa w głowie niczym mantrę. Jestem drzewem, jestem drzewem, jestem drzewem. Widocznie podziałało, bo improwizacja wyszła mu znakomicie. W sumie nic dziwnego. Akurat w aktorstwie czuł się dosyć pewnie. Chociaż nie wiedział czy jest to zasługa jego pewności siebie czy też choroby jaka na niego spadła po tym jak z antarktydy przeteleportowało go na Avalon, gdzie okazało się że jest połączony z tym pieprzniętym smokiem. W sumie nie on jedyny, ale wiadomo... Nieźle się wpieprzył.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Widziała lekkie zwątpienie (a u niektórych nawet i większe) gdy powiedziała o pierwszym zadaniu rozgrzewkowym. Nie dziwiła się temu wcale, doskonale pamiętała swoją reakcję, jak miała pierwszy raz coś takiego zrobić. Uśmiechnęła się więc zachęcająco do każdego i postanowiła trochę rozwiać wątpliwości, odpowiadając na pytanie @Marla O'Donnell . - Spokojnie, to tylko rozgrzewka, później będzie zdecydowanie więcej aktorzenia – zapewniła ze śmiechem, przechodząc do tłumaczenia ćwiczenia. Gdy już je skończyli, podskoczyła dziarsko w miejscu i zaklaskała każdemu. Niektórzy mieli małe problemy z zadaniem, inni doskonale wczuli się w swoje role i znaczenie tego ćwiczenia, ale koniec końców przecież wszyscy dali radę! - Wspaniale! – pochwaliła ich, po czym skłoniła się jeszcze w stronę @Victoria Brandon i @Drake Lilac . – Wyglądałaś, jakbyś naprawdę wczuła się w te emocje! Bardzo mnie ten widok cieszy! Drake! Ty też wyglądałeś na bardzo w tym zanurzonego, świetna gra ciała i mimiki! – wyćwierkała podekscytowana jej zaangażowaniem, a zaraz promienny uśmiech posłała i @Meredith Wyatt oraz @Hariel Whitelight . – Bardzo podobało mi się to, że postanowiliście się w to bardziej zagłębić! Chociaż Harry, następnym razem graj do końca! – pogroziła mu z rozbawieniem palcem, nie umiejąc utrzymać groźnej twarzy, przecież wcale się na niego nie gniewała. Znowu weszła na scenę, żeby zapowiedzieć kolejne zadanie. - Okej! Skoro wszyscy jesteśmy rozgrzani, czas na prawdziwą grę, a dokładniej improwizację! – spojrzała na wszystkich zachęcająco. – Najpierw wszyscy wybierzemy miejsce, w którym będzie odbywać się scena! Pierwsza osoba wylosuje ją stąd – pokazała mały woreczek do losowania. – Następnie rzucimy tej osobie rolę jaką ma odegrać i cechę tej postaci! Bądźcie kreatywni, zabawni, pomysłowi, mamy się tym bawić i stworzyć nieoczywiste połączenia dla wyzwania! – starała się brzmieć jak najbardziej pozytywnie, by wszyscy poczuli się zaproszeni do tej zabawy i wspólnego wymyślania. – Po kolei każdy będzie odgrywał swój monolog. Jeżeli ktoś z was uzna, że ma pomysł jak przerwać scenkę poprzednikowi i wejść ze swoją własną, nawiązującą do tamtej, wskakuje na scenę i go podmienia! Oczywiście, każdej osobie w trakcie podmiany wymyślamy rolę i cechę, żeby nie było za łatwo i żeby trochę namieszać! – zaklaskała w dłonie i przyjrzała się zebranym uczestnikom i zaczęła wyliczankę, która padła na @Marla O'Donnell . – Wskakuj na scenę i wylosuj dla nas miejsce rozgrywki! A my kochani, wymyślmy jej coś ciekawego do odegrania!
Pierwsza osoba rzuca na miejsce, w którym rozgrywa się scena:
A jak Autobus B jak Bar C jak Cyrk D jak Domek na drzewie E jak Eliksirowe warzenie F jak Finały mistrzostw Quidditcha G jak Giza H jak Hamak w Hogsmade I jak Iglasty las J jak Jacht
Pierwsza jak i każda następna osoba losują następnie swoje role i przypisaną do nich cechę – fabularnie uznajemy, że to inni uczniowie je wykrzykiwali.
Litera - rola:
A jak Auror B jak Babcia C jak Craine, Patton Craine) D jak Dementor E jak Egzorcysta F jak Filozof G jak Goblin H jak Handlarz I jak Infiltrator J jak Jasnowidz
2k6 - cecha postaci:
2. Wściekła na wszystkich 3. Zmuszona zaklęciem do tańczenia 4. Pijana 5. Panicznie przestraszona 6. Histerycznie rozbawiona 7. Pod wpływem zioła 8. Z trójką rozwrzeszczanych dzieci 9. Flirtująca z innymi 10. Ciężarna, puściły wody 11. Goniona przez stado os 12. Nie wie, jak się tu znalazła
Następnie wykonujecie rzut na to jak Wam poszło:
1k100:
1-20 – Cóż, jedni nazwaliby to nie Twoim dniem, inni szczytem komedii. Prawda jest jednak taka, że idzie Ci tak źle, że aż genialnie! Ten występ na długo zostanie przez wszystkich zapamiętany. 21-35 – Czyżby to trema? A może te ostre skrzydełka z kolacji? Coś ci bardzo przeszkadza, jąkasz się, stresujesz lub po prostu nie możesz wejść w rolę. Występ ten nie zasłużył nawet na złotą malinę, był tak nijaki. 36-50 – Ot, występ kogoś, kto chodzi sobie na kółko, bo chodzi. Może nie będziesz władcą Broadway’u, ale przynajmniej się nie upokorzyłeś. 51-70 – Czy to ta rozgrzewka? A może budzi się w Tobie naturalny talent? Twój występ zdecydowanie się wyróżnia! I to pozytywnie! Jest kilka kwestii, nad którymi warto jeszcze poćwiczyć, ale Twoja interpretacja jest na poziomie aspirującego aktora! 71-90 – Nieoszlifowany diament! Czy zdajesz sobie sprawę ze swojego potencjału czy też nie, teraz jest on bardzo widoczny. Cała Twoja mimika i mowa ciała były w punkt z monologiem! Gdyby to był casting, rola na pewno byłaby Twoja! +91 – Czy ktoś ma Oskara? Złoty Glob? Jakim cudem jesteś w Hogwarcie a nie na ekranach kin?! Czy to Twój naturalny talent? A może doznałeś olśnienia? Nie, nie, nie, na pewno wstąpił w Ciebie duch największych gwiazd Hollywood, przecież inaczej nie da się wytłumaczyć, jak udało ci się to tak zagrać! Jedno Twoje spojrzenie w trakcie występu byłoby w stanie wzbudzić szczere rozbawienie lub paniczny strach, widownia jest w Twoich rękach, a swoja grą aktorską możesz bawić się ich emocjami jak marionetkami!
Oczywiście do tych wyników doliczamy bonusy:
+ x pkt z DA z kuferka - 10 przy wyniku poprzedniego rzutu niższego niż 20 + 5 przy wyniku poprzedniego rzutu wyższego niż 70 + 10 przy wyniku poprzedniego rzutu wyższego niż 80 + 15 przy wyniku poprzedniego rzutu wyższego niż 90 + 5 za bycie nową postacią + 5 jeżeli postać brała udział przynajmniej w trzech poprzednich spotkaniach koła + 15 za cechę „złotousty Gilderoy” + 10 za cechę „silna psycha” + 10 za cechę „powab wili” - 15 za cechę „brak empatii” - 5 za cechę „bez czepka urodzony” - 10 za cechę „słaba psycha”
Jeżeli chcecie zdań się na los co do tego, jak zostanie zakończona Wasza scena, możecie i na to rzucić, ale NIE MUSICIE, jeżeli chcecie, sami możecie wymyśleć jak Wasza postać schodzi ze sceny. Bez względu na wylosowany scenariusz, osoba, która jest po Was w kolejności jest opisaną w kostkach „następną osobą”.
1k6 - zakończenie:
1. Nikt Ci nie przerywa a ty nie wiesz, jak długo masz jeszcze ciągnąć tę scenę. Po którymś zdaniu bez pomysłu po prostu wciągasz na deski kolejną osobę i sam zeskakujesz. 2. Szło Ci tak dobrze! Byłeś w środku swojego monologu, w pełni wczuwając się w rolę, aż tu następna osoba postanowiła skraść ci światło reflektorów! Ktoś wskoczył na scenę zanim w pełni mogłeś dokończyć swoją cudowną interpretację i tak cię tym zaskoczył, że aż spadłeś. 3. Idealny timing, akurat jak chciałeś kończyć, następna osoba zgłosiła się do wejścia. Możesz sam się poklepać po ramieniu, schodzisz z idealną puentą. 4. Kolejna osoba chciała już wejść, ale się jej nie dajesz! Nikt nie zacznie, dopóki ty sam nie zdecydujesz się zejść! Odgrywasz i jednocześnie zagradzasz drogę kolejnemu uczestnikowi! 5. Idzie Ci dobrze, nawet bardzo dobrze, wszystko jest piękne, dopóki… Nie potknąłeś się o własne nogi i nie wylądowałeś na twarzy… Trochę wstyd, chyba czas zejść ze sceny. 6. Opowiedziałeś swoją puentę i skończyłeś swoje wystąpienie. Nikt się nie zgłasza? Cóż, nie będziesz przedłużać tak idealnego występu! Schodzisz i wpuszczasz następną osobę!
EDIT: Żeby każdy mógł na spokojnie się wyrobić w kolejce, czas macie do połowy kwietnia <3
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Parsknęła, niesamowicie ubawiona z subtelnego żartu Harolda, który rozproszył ją na tyle, że nie była w stanie dłużej być drzewem, tylko chichotała z przyjacielem i obserwowała innych. Okazało się jednak, że odgrywanie drzewa to był dopiero początek, a prawdziwym wyzwaniem miała być improwizacja. I to taka najbardziej absurdalna, bo oparta na pomysłach innych. Gdy została wywołana na środek jako pierwsza, przeżegnała się w myślach i włożyła dłoń do woreczka, aby wylosować im scenerię. Sceptycznie spojrzała na karteczkę i parsknęła, bo miejsce, które los wcisnął jej w rękę, nie było szczególnie bliskie jej sercu, ba, właściwie to unikała takich przedsięwzięć z troski o życie swoje i innych. – Eliksirowe warzenie – oznajmiła grupie. Omal nie zemdlała, gdy zgromadzona ekipa postanowiła, że ma być goblinem gonionym przez stado os. Posłała Harry’emu zbolałe spojrzenie, bo to on krzyczał najgłośniej ze wszystkich, szalenie dumny ze swojej zabawnej propozycji. Postanowiła jednak, że nie ma co narzekać, a najzwyczajniej olśnić wszystkich swoją doskonałą grą aktorską. I w istocie tak było – już po chwili stała się perfekcyjnym goblinem, co rusz odganiającym znad głowy osy albo uciekającym przed nimi, w międzyczasie udając, że coś miesza w kociołku albo dodaje kolejne składniki. Może i nie miała doświadczenia w aktorstwie, ale najwidoczniej właśnie odkryła swój ukryty talent i niebawem wygryzie ze sceny samego Ezrę! – Chryste, co za farsa, jutro składam podanie do pracy w teatrze – oznajmiła Harry’emu, kiedy ustąpiła miejsca dla @Victoria Brandon.
Im dalej w las, tym było gorzej. Nie miała pojęcia, jakim cudem uznała, że faktycznie może poczuć się, jak drzewo, może było tak drewniane, jak ona sama i to właśnie ułatwiło jej odegranie tej roli? Trudno powiedzieć, a Victoria nie miała również zbyt wielkiej ochoty na to, żeby jakoś się nad tą sprawą mocno zastanawiać. Doszła do wniosku, że skoro to zrobiła, to było dobrze i nie było sensu jakoś mocno tego roztrząsać, wystarczyło jej, że zdołała przebrnąć przez tę właśnie scenę, by zaraz nieco niepewnie uśmiechnąć się do Harmony. Nie była pewna, czy jej uwaga była na pewno komplementem, bo mimo wszystko granie drzewa wydawało jej się co najmniej dziwne, ale machnęła na to ręką. Tylko po to, by już po chwili westchnąć ciężko, gdy przyszła pora na tę improwizację, ciesząc się, że to mimo wszystko Marla miała zacząć ten popis. - Naprawdę? Histerycznie rozbawiony goblin? – zapytała jednak, kiedy zaczęły padać kolejne propozycje, a ona skończyła z taką, a nie inna rolą, nie wiedząc zupełnie, co powinna z nią zrobić. I może właśnie to pomogło zagrać jej to histeryczne rozbawienie, bo właściwie dokładnie tak się czuła. Poza tym była również nieco zażenowana własną osobą i zdawała sobie sprawę z tego, że aktor to był z niej marny. Goblina nie przypominała ani trochę, ale mogła za to śmiać się nad kociołkiem, zupełnie, jakby bawiły ja osy goniące Marlę. To było tak absurdalne, że zapewne w głowie Victorii doszło ostatecznie do jakiegoś zwarcia, do przegrzania, które zmusiło ją do zejścia ze sceny, czy raczej może ucieczki przed @Hyung Jin-woo, który z całą pewnością mógł poradzić sobie lepiej niż ona z rolą, jaka została mu wyznaczona.
Brunet był absolutnie załamany gdy usłyszał, że będzie grać jako trzeci. Najchętniej to grałby jako ostatni... No ale widocznie los chciał inaczej. Ale skoro już trzeba to trzeba. Dość niechętnie zalosował... - Filozof pod wpływem zioła - powiedział na tyle głośno, aby wszyscy usłyszeli. Nie dało się nie zgodzić z samą postacią, w końcu Jin pisał wiersze i można by powiedzieć, że czasem sobie filozofuje... Ale ta cecha... Serio? Pod wpływem zioła... Poniekąd był załamany swoim losem, aczkolwiek odwrotu już nie było.
Obserwował uważnie dwie pierwsze osoby poszukując w ich rozgrywaniu jakiejś inspiracji co do swojej gry, lecz mało od nich wyciągnął. Zestresował się niesamowicie, gdy Victoria, która grała jako druga zeszła ze sceny. - No dobra... Dam radę - wyszeptał sam do siebie pod nosem, myśląc na głos.
Wskoczył na scenę zaraz po Victorii i od razu zaczął być bardziej spokojny. Jego ręce i nogi rozluźniły się, można by powiedzieć, że normalnie nie dało się go poznać. By nieco lepiej zobrazować swoją rolę odgrywał, że w jednej ręce trzyma skręta i pali zioło. Drugą ręką złapał za nieistniejącą łychę i zaczął intensywnie mieszać coś w garze. Jego odgrywanie nie szło mu najlepiej... Ale hej! Mogło być gorzej! - Nie wiem, czy chce więcej tego cuda czy nie... - puścił łychę i zaczął przyglądać się swojemu zielsku. - Rzeczywistość to tak naprawdę nie jest rzeczywistość... Wiem, że nic nie wiem. - Dodał bardzo pewny siebie, ale ze spokojem. Jeszcze przed krótką chwilę przyglądał się swemu skrętowi. - Tak naprawdę to nic nie wiemy... Byłbym głupcem, jakbym powiedział, że wiem wszystko - kontynuował swój monolog. Miał wielkie szczęście, że nie był czystej krwi, gdyż w swoim rozgrywaniu odniósł się do słów Sokratesa, o którym mówili mu kiedyś rodziciele. W końcu skończyły mu się pomysły i był zmuszony przez samego siebie by zejść ze sceny. Otwartą dłonią skierował w stronę @Drake Lilac zapraszając go na scenę, a on sam zrobił wielki krok schodząc tym samym ze sceny.
Przetarł czoło rękawem i z powrotem przeszedł w róg pomieszczenia. Raczej nie upokorzył się, ale mimo to nie poszło mu jakoś znakomicie. Zaraz po zejściu ze sceny zaczął myśleć nad swoim odgrywaniem i nad tym jak mu poszło.