Siedział, a kiedy ciemność za oknem spowiła Wielką Brytanię, przygotowując sobie herbatę, spojrzał na kruka. Kruk ten, o imieniu Equinox, latał wolno po pokoju, posiadając możliwość rozprostowania skrzydeł na dłuższy dystans poprzez specjalnie pozostawione, otwarte okno. Ivara natomiast, mimo swojego wieku, nadal nieźle się trzymała, zajmując zaszczytne miejsce na fotelu tuż przy biurku. Jasny ekran monitora zdawał się być jednym z nielicznych źródeł światła, jak to przystało na mugolski dom, w którym przystosowany był do elektroniki, a nie magii. Tutaj uczył się żyć bez niej - tutaj właśnie był w stanie bez problemu przyzwyczajać się z powrotem do cudów techniki, z jakimi miał wcześniej do czynienia. Niemniej jednak, jednej rzeczy nie był w stanie ominąć na żaden ze sposobów. Upływ czasu. Czymże jest dla niego, gdy stara się poniekąd pozostać oklumentą? Kolejny miesiąc starań, prób, a przede wszystkim samozaparcia w trzymanym kurczowo celu - by nauczyć się wreszcie czegoś przydatnego. Stężenie hormonów, jakie otrzymywał z czasem, zdawało się ustabilizować go pod względem wahań nastroju. Nie miał już ochoty wykłócać się oraz rozchwytywać poprzednich wydarzeń, chociaż mają one nieustanny wpływ na otaczającą go rzeczywistość. Był w stanie powrócić po dość krótkiej fali prób, błędów i niepowodzeń na prawidłową drogę, którą wcześniej sam stworzył. Był w stanie przede wszystkim skupić się, a tym samym przemyśleć parę spraw, które niebywale często krążyły mu po głowie, mimo utrzymywanego obecnie treningu, podczas gdy na kolanach posiadał książkę, tudzież poradnik, do którego starał się odwoływać, jeżeli coś nie szło po jego myśli. Bo mimo że oklumencja wymaga wiedzy teoretycznej, to w większości opiera się na wiedzy praktycznej, przystosowując swój umysł do bycia gotowym w każdej możliwej sytuacji, z czasem ochraniając myśli, a nie tylko chowając je pod dywan. Otoczenie się sporym murem, przez który nie przebije się żadna siła, wydaje się być tylko i wyłącznie kwestią czasu. Starał się zatem oczyścić własny umysł, z czasem zakładając pewnego rodzaju ochronę na pełzające pod kopułą czaszki poszczególne segmenty. Ochrona ich przed wścibskim wzrokiem wydaje się być obecnie najbardziej korzystna; bo o ile legiliment zazwyczaj posiada możliwość korzystania z zasobów obecnych, o tyle nie potrafi, w szczególności na początku, przeglądać wspomnień i podstaw przeszłości, dla których to człowiek znajduje się w tym jednym, wyjątkowym miejscu. Nie wzdrygnął się nawet w momencie, gdy zasłony, które to wcześniej zastawił, coby wścibskie oczy nie obserwowały go przez przezroczystą szybę, szarpnął silniejszy, trudniejszy do opanowania wiatr, a Ivara wskoczyła na łóżko, zajmując z niezwykłą skutecznością poduszkę. Nie pozwalał na to, by cokolwiek zaszkodziło jego obecnemu stanowi umysłu oraz treningowi, do którego to wkładał bardzo dużo siły. Z czasem jednak zauważał wzrastające słabnięcie własnego organizmu, które zdawało się również skutecznie wpływać na umiejętność; dopiero szklanka soku z dużą ilością cukru pozwoliła zachować zastrzyk energii i tym samym przywrócić ciało do wymuszonego, dziwnego działania. Chude, blade kończyny, splecione w jedną, logiczną całość, wykazywały spokój. Cała postawa ciała nie była natomiast zamknięta, aczkolwiek spokojna. Od czasu do czasu wzrok skupiał na tekście zawartym w podręczniku do nauki, niemniej jednak, poprzez odpowiednie momenty stawiania pewnego rodzaju niewidzialnej bariery, z którą czuł się bezpieczniej. Musi czuć się bezpieczniej. Tkwił tak do momentu, w którym dosłownie nie zasnął; do momentu, w którym nie wziął prysznica, do momentu, w którym to zignorował higienę osobistą i kolację, którą powinien zjeść; do momentu, kiedy trzepot skrzydeł ucichł, a w całym pokoju zapanowała ciemność, gdy wszelka elektronika wyłączyła się, dając możliwość odetchnięcia od zbędnych czynników.
[zt]
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zabrał ze sobą swój kociołek i fiolki i gdy tylko w piątek skończyły się zajęcia od razu postanowił odwiedzić Felinusa. Opuścił zamek, a gdy tylko znalazł się na terenie Hogsmeade, aportował się do Londynu. Chwilę błądził po uliczkach miasta, nim w końcu znalazł odpowiedni adres. Wszystkie magiczne artefakty zmniejszył i schował do swojej torby, by nie wzbudzać podejrzeń. W dodatku ubrany był w swoje typowe mugolskie ubrania, które obowiązkowo dopełniała skórzana kurtka. Nim zapukał do drzwi, postanowił jeszcze zapalić papierosa. W tym czasie przyglądał się okolicy. Było to miejsce, w którym Max sam chętnie by zamieszkał. O tej porze dnia nie było tam zbyt wiele osób. W końcu, Max zgasił peta i zapukał do drzwi. Nie musiał długo czekać nim @Felinus Faolán Lowell zaprosił go do środka. -No siema. Dzięki za ratowanie mi dupy. - Przywitał się bezpośrednio z przyjacielem. Wnętrze domu było przytulne i dość przestronne. Solberg skierował swoje kroki w kierunku pomieszczenia, które wydawało mu się salonem i rozwalił się na kanapie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Przygotował się do spotkania z Maximilianem. Pokój, który na początku posiadał pewnego rodzaju wątpliwości w postaci licznych rzeczy, został kompletnie wyczyszczony i tym samym przedstawiał się jako coś pozbawionego kontrowersji. Wszelkie książki do Czarnej Magii i oklumencji pochował skrzętnie za ubraniami w szafkach, aby te uniknęły potencjalnie wścibskiego wzroku kolegi. Equinox natomiast trzepotał skrzydłami, jakby starając się w jakiś sposób zwrócić na siebie uwagę; czarna sylwetka od czasu do czasu zmieniała swoje położenie, starając się zapoznać z nowym układem pokoju. — Wiem, wiem, to kompletnie nie leży w mojej naturze. — napomknął szybko i tym samym zszedł na dół, kiedy to usłyszał zapukanie do drzwi. Brwi podniósł mimowolnie do góry, a nogi skutecznie zatrzymały go przed wejściem, by tym samym otworzyć zamek i pozwolić Solbergowi na zapoznanie się z przytulnym, całkiem przestronnym wnętrzem. Spojrzenie czekoladowych oczu na chwilę utkwił w rzeczach, jakie ze sobą zabrał Ślizgon, niemniej jednak nie trwało to zbyt długo - szybko powróciwszy do otaczającej go dookoła rzeczywistości. — Z czymś takim to Dear może Ci po prostu nasrać. — powiedziawszy, wkroczył również do salonu, w którym to znajdowała się kanapa, by następnie poprawić swoje bardziej zużyte, ciemne rzeczy, których nie miał odwagi zakładać w większej publiczności i tym samym rzucić pytaniem. — Chcesz coś do picia? — prosta rzecz, a sam sobie już zagotowywał wody na herbaty w dość miło urządzonej, charakterystycznej kuchni, czekając na odpowiedź. A jeżeli taką uzyskał, to i taką rzecz załatwił, oprócz alkoholu, który był w tym domu trochę tematem... wszelkich nieszczęść. — No i te rzeczy przydałoby się wziąć do góry, do mojego pokoju. Moja matka nie wiedziałaby, co z nimi zrobić. — zaproponował, kiedy to pamiętał doskonale, że matka jest mugolką i raczej nie powinna zbyt wielu rzeczy widzieć.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Plan był obmyślony dobrze. Pytanie było tylko, ile Max wytrzyma z dala od swoich zabaweczek. Był przyzwyczajony do tego, że w szkole zawsze miał je pod ręką i w każdej chwili mógł po prostu iść do dormitorium i coś upichcić. Teraz będzie musiał telepać się aż do Londynu. Mimo to, bardzo był wdzięczny Felinusowi, że zaproponował takie rozwiązanie. Lepsze godziny wizyt niż konfiskata. -Jesteś pewien, że nie będę tu nikomu przeszkadzał, jak będę się kręcił po mieszkaniu? - Nigdy wcześniej jakoś nie przyszło mu na myśl, że puchon może z kimś mieszkać. Teraz jednak zaczął rozsądniej patrzeć na ich plan. -Jeśli masz kawę to wezmę w każdej ilości. - Z chęcią przystał na propozycję napoju. Po teleportacji zawsze robiło mu się sucho w ustach. Pierwszy raz usłyszał jak Felek wspomina o swojej rodzinie. Jakoś dotąd nigdy nie rozmawiali o tym skąd pochodzą ani ogólnie o reszcie członków swoich klanów. Wiedział tylko, że starszy kumpel również nie jest czarodziejem czystej krwi. -Jest coś, co mogę zrobić żeby Ci się za to wszystko odwdzięczyć? - Już wcześniej zadawał to pytanie, ale czuł się zobowiązany je ponowić. Jeżeli było cokolwiek, co mógł dla Felka zrobić, był w stanie się tego podjąć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Zawsze szukał luk w systemie. Nigdy nie był kimś, kto nie chciałby znaleźć bliżej nieokreślonych dla siebie profitów. Nie - był wcześniej praworządny, trzymając się ramienia sprawiedliwości, ale zeszedł trochę na złą drogę. Ostatecznie jednak gdzieś w jego duszy tliła się dobroć dla innych - jak również brak obojętności, aczkolwiek wymagający uprzednio odpowiednich nakładów pracy. Starań. Czegokolwiek, co nie powoduje, że znajomość jest powierzchowna i polegająca na głównie wypowiadanych słowach w postaci "hej" oraz "jak tam pogoda na górze?". — Jak widzisz, ten dom jest całkiem duży. I mieszkają tutaj tylko dwie osoby. — chcąc zapewnić matce warunki w miarę umożliwiające jej wykonywanie drobnych prac w ogródku, zdecydował się na dom. Prosty, nieprzeszkadzający, przytulny, a przede wszystkim oddający to, czego nie mógł mieć przez większość czasu - odrobinę prywatności. Nie musiał zamartwiać się tym, czy może spać półnago w dormitorium, jak również mógł chodzić kiedy chce i jak chce spać, bez zbędnych rozmów ze współlokatorami. — Także nie będziesz przeszkadzać. — powiedziawszy, rzucił w jego stronę klucz do mieszkania i bramy wejściowej, aby przypadkiem ktoś nie uznał tego, że ktoś się przemieszcza po domu, za włamanie. — Refleks, Solberg. Nie musisz się odwdzięczać. — powiedziawszy, zaprowadził go na górę, kiedy to włączył wodę i tym samym pownosił z nim rzeczy. O dziwo u siebie miał całkiem dobry humor, a pokój, do którego weszli, wcale nie był tak mroczny jak ubiór samego studenta. Można powiedzieć, że był równie przytulny, co reszta mieszkania. Miły, jak jego obecny charakter - nie zamierzał brać niczego od Solberga. — Może słynę z tych zadań domowych robionych za kasę, co nie zmienia faktu, że nadal jestem człowiekiem i nie zależy mi wcale aż tak na zysku. — mruknął, odwracając wzrok w jego stronę. — Słodzisz? A jeżeli tak, to ile? — zapytawszy się, upewnił, czy przyjaciel chce cukier czy też i nie, by następnie powiedzieć, że za chwilę wróci z napojami, tylko je zaleje gorącą, odstaną trochę wodą. Jakby nie było, kawa traci na smaku, gdy ma do czynienia ze wrzątkiem. Niemniej jednak, trzepot skrzydeł skutecznie wybudza Cię z tej swawoli.
Kostki:
Equinox na Ciebie patrzy zaciekawionymi, niebieskimi ślepiami, kiedy to wleciał do pokoju za pomocą otwartego okna. Światło nadchodzącego wieczoru zdawało się dziwnie oświetlać jego pióra, a sam ptak natomiast - zdawał się znajdować w Tobie cząstkę... nieznaną. Niewiadomą. Do tego stopnia, że kiedy próbowałeś przybliżyć do jego rękę, ten skrupulatnie ją dziobnął i podleciał do najbliższej szuflady umiejscowionej przy mugolskim urządzeniu, drapiąc ją niemiłosiernie swoimi długimi, ostrymi szponami.
Jeżeli podejmujesz się próby przeszukania, rzuć kostką k6 na sukces własnego działania. 1, 2, 3 — odkrywasz parę materiałów, starając się jednocześnie zachować jak największą ostrożność, gdy tym samym Twoim oczom ukazują się tabletki nieznanego pochodzenia oraz zestaw igieł wraz z gotowymi dawkami również nieznanej substancji. Oczywiście zabezpieczone przed dostaniem się czynników z zewnątrz, niemniej jednak... po co? I na co? Narkotyki? Tak to wygląda, bo nie możesz w żaden sposób rozszyfrować tego, co może znaczyć etykieta. 4, 5 — niby byłeś gdzieś blisko, niby zdawało Ci się, że już zdołasz coś odnaleźć, aczkolwiek... usłyszałeś kroki. Na szczęście udało Ci się ukryć dowody szperania po szufladzie, dlatego zacząłeś udawać, że siedzisz grzecznie i kruk wcale niczego Ci nie wskazywał. Wcale. 6 — brak szczęścia? Najwidoczniej; kiedy próbujesz przeszukać szufladę, kruk, poprzez swoją chytrą i złośliwą naturę, postanowił porozrzucać wszystko po pokoju - ubrania, długopisy, jak również leki, wydając przy tym nieprzyjemne krakanie obok Twojego ucha. Może wcale nie powinieneś mu ufać? Rzuć literką — jeżeli wylosujesz samogłoskę, nie udaje Ci się posprzątać tego bałaganu przed przyjściem Lowella. Jeżeli wylosujesz spółgłoskę, bez problemu wystarcza Chłoszczyś, które skutecznie porządkuje wszelkie wyrzucone przez czarne stworzenie przedmioty.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Własny kąt to niewyobrażalna wygoda i Max nie mógł się doczekać, aż w końcu sam będzie mógł kupić sobie coś własnego. Co prawda uwielbiał ślizgońskie dormitorium, które miało niepowtarzalny klimat, ale marzył o własnej, domowej pracowni której szkoła raczej nie mogła mu zagwarantować. Ledwo zdążył się zorientować co się dzieje i w ostatniej chwili powstrzymał lecące klucze od konfrontacji z jego twarzą. -Merlinie, zabijesz mnie kiedyś. - Oczywiście zażartował, bo w całej szkole chyba tylko Perpetua więcej razy ratowała mu tyłek co Felek, chociaż możliwe, że nawet ona przy puchonie wychodziła na gorszy ambulans. Głównie dlatego, że najwięcej obrażeń Max otrzymywał właśnie w towarzystwie Felinusa i nadal nie potrafił zrozumieć, jak to się dzieje, że chłopacy tak na siebie działają. Ślizgon bł pewien, że będą mieli łączone nagrobki w przyszłości. -Właśnie obiło mi się coś o uszy, że rozpocząłeś podziemie zadań domowych. Opłacalny biznes? - Nie miał jeszcze okazji porozmawiać z nim o tym, a był ciekaw, czy te wszystkie plotki to prawda. Do tego dość podziwiał Felinusa za zmysł biznesowy, bo w końcu jak coś działa, to nie może być takie głupie. -Piję gorzką, ale jakbyś miał trochę mleka to chętnie skorzystam. - Zazwyczaj nie lubił kawy z dodatkami, ale dzisiaj wyjątkowo go tknęło na małą zmianę. Podczas, gdy Felinus zajmował się napojami, do pokoju wleciał kruk. Solberg, jak to jego ciekawska dusza miała w zwyczaju, chciał zbliżyć się do zwierza i go pogłaskać, ale ten kłapnął szybko dziobem i odleciał na jedną z szafek, którą zaczął wściekle drapać. Max obejrzał się przez ramię i otworzył wskazaną przez ptaka szufladę. Zaczął w niej szperać, ale ni widział nic, co wyjątkowo przykułoby jego uwagę. Czuł narastające napięcie, jakby zbliżał się do jakiegoś wielkiego odkrycia, gdy usłyszał kroki. Szybko odłożył wszystko na miejsce i jakby nigdy nic wrócił na miejsce, na którym jeszcze przed chwilą siedział. Kruk wpatrywał się w niego intensywnie, sprawiając wrażenie jakby chciał mu coś przekazać. -To Twój ptak? Dziwnie się na mnie gapi. - Wskazał na zwierzę do Felka, który właśnie wszedł z napojami w dłoniach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Być może i wygoda, ale kosztem sporym; brak bezpieczeństwa ze strony Hogwartu, konieczność naprawy wszelkich uszkodzeń na własną, mugolską wręcz rękę oraz możliwość zwyczajnej utraty. Nic nie trwa wiecznie - mimo że każdy z nich tego by chciał, nawet czasami te potężne, stawiane przez własną, ciężką pracę mury potrafią zwyczajnie opaść pod ciężarem niebezpieczeństw. A obecnie działające partie polityczne tylko jeszcze bardziej przekonywały studenta, że nie warto pchać się do czegoś takiego i najlepszym obecnie rozwiązaniem będzie po prostu... przyglądanie się. Z ochroną własnego dobytku. — Koty mają dziewięć żyć. — powiedziawszy, kiedy to Max ledwo co złapał klucze, które ten mu rzucił, przeszedł do swoich zwyczajowych obowiązków. Nie podejrzewał, aby mógł być na równi z profesor Whitehorn, niemniej jednak wiedział, że między nią a nim jest całkiem spora różnica charakterów. Mimo że podzielają te same zainteresowania, to jednak dusze są po prostu... inne. Niemniej jednak, gdyby przyszło im umrzeć, prawdopodobnie te nagrobki mocno by się przydały - by także w pozaziemskich przygodach trzymać się razem i leczyć się, jeżeli duchy również otrzymują jakieś bliżej nieokreślone obrażenia. — Opłacalny. Praktycznie mam w większości przypadków drugą wypłatę z tego znacznie mniejszym kosztem. — może wymagało to umiejętności pisarskich i zmyślania zgodnie z charakterem zamawiającego, aczkolwiek zyskiwał z tego taką gotówkę, że zwyczajnie nie narzekał. Mniejszy nakład pracy, większe zyski. O to chodziło - by robić i się nie narobić, a zarobić. — Na pewno gdzieś się znajdzie. — zapewniwszy, wrócił na chwilę na dół, by następnie zająć się kawą. Nawet nie wiedział, że kruk zadecydował o tak perfidnej akcji. Że ten drapał o szufladę, że ten atencjował się... a może zwyczajnie martwił? Niezależnie od powodów, wskazywał na to, co jest nie tak z Felinusem, narażając jego tajemnicę na wystawienie na światło dzienne. Cholerny, czarny ptak. Nie bez powodu zatem, gdy wszedł do pokoju z napojami, spojrzał na niego i zastanowiwszy się przez chwilę, wysłuchał słów Solberga. — Mój, Equinox. Sprytny jak diabli, do tego równie chamski, ale gdy trzeba... usłuchany. Może coś w Tobie zauważył? — spojrzał na niego, a ptak jeszcze raz wydał z siebie nieprzyjemny dźwięk w stronę Maximiliana.
Kostki:
Najwidoczniej to nie jest koniec zmartwień, gdyż ptak decyduje się na jeszcze bardziej chamskie podejście i chwyta za uchwyt do szuflady, w której to chciał, żebyś pogrzebał, ciągnąc go z dość sporą siłą na dół. Cała zawartość się rozsypuje na podłodze, a kruk zwyczajnie trzepocze i kraka bez namysłu po całym pokoju.
Rzuć literką, by przekonać się, czy coś szczególnego zwróciło Twoją uwagę.
Spółgłoska — leki? Strzykawki? Perfekcyjnie zapakowane igły? Kiedy postanawiasz pomóc, zauważasz właśnie to. I również rozbity flakonik z nieznaną substancją, jakoby główną przyczynę takiego zachowania czarnej bestii. Co zamierzasz z tym fantem zrobić?
Samogłoska — coś dziwnego przykuwa Twoją uwagę, aczkolwiek Felinus szybko to coś również zabiera. Jeżeli chcesz, to możesz podjąć się dyskusji i sprawdzić swoje szanse na wyciśniecie czegokolwiek - jakby nie było, to bez powodu kruk by tam nie drapał, prawda? A ten jeszcze chamsko zabierał dowody.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie udało mu się powstrzymać śmiechu na słowa kumpla. -Czy Ty mnie właśnie porównałeś do kota? - Przed oczami stanęła mu wizja siebie z kocimi uszami i ogonkiem. Zdecydowanie nie tak chciał spędzić swoje życie, ale może kiedyś jakoś to wykorzysta. Poza tym, faktycznie czuł się czasem jakby miał więcej żyć niż zasługiwał. Tyle razy już otarł się o śmierć i powinien już dawno odpierdalać manianę na innym świecie, a mimo to nadal był tutaj. Kwestia urazów u duchów była tematem, na który już nie raz rozmyślał. Jeżeli jednak byli potrzebni w zaświatach uzdrowiciele, to Max zaklepywał Felinusa. -I jest to całkowicie legalne z kodeksem Hoga? - Zapytał ciekaw, jak wyglądają wszelkie formalności z takim biznesem. Max domyślał się, że jeżeli nauczyciele wiedzą o tym, to nie są najbardziej zadowoleni, ale z tego co pamiętał po opierdolu u Dear, nie było w kodeksie ucznia zapisu o czymś podobnym. -Equinox? Jak ten muzyczny projekt mugolski? - Zapytał zaciekawiony imieniem ptaka. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że zwierzę ewidentnie coś do niego ma. To spojrzenie jakby przeszywało duszę Solberga i bardzo się to ślizgonowi nie podobało. -Mam nadzieję, że nie, bo na serio mnie przeraża. - Odwrócił głowę od ptaka, choć było to bardzo ciężkie zadanie. Krukowi chyba się to nie spodobało, bo gdy Max przestał na niego patrzeć, ptak ponownie postanowił się ruszyć. Tym razem jednak wziął sprawę w swoje szpony i sam otworzyć szufladę. Solberg nie miał pojęcia, jak tego dokonał, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, szuflada wraz z zawartością była już na podłodze. Bibeloty, które jeszcze przed chwilą były ukryte, teraz walały się po pokoju. -Daj, pomogę Ci. - Zaproponował, gdy Felinus zabrał się do sprzątania. Przykucnął przy kanapie i zabrał się do zbierania porozrzucanych rzeczy. Nagle poczuł, że jego ręka natrafiła na coś mokrego. Nieopodal Max ujrzał rozbity flakonik i.... -Kurwa stary, czy Tobie życie niemiłe? Co za gówno grzejesz? - Zapytał odruchowo podnosząc się do pozycji stojącej. Widać było, że Solberg zdenerwował się nie na żarty, a powodem tego, oprócz tajemniczej substancji, były znalezione obok strzykawki i igły.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Przechodził ostrożnie, aczkolwiek naturalniej niż w Hogwarcie, między pomieszczeniami. Lawirował między tymi, w których znajdował się gość, a on, jako gospodarz oczywiście, nie mógł pozwolić sobie ani na chwilę zwłoki. Nie bez powodu zatem znoszenie tego wszystkiego nie pozostawił Maximilianowi samemu - wolał pracę zespołową, a przede wszystkim, wolał w jakiś sposób wiedzieć, że jeżeli może pomóc, to to zrobi. Spojrzenie czekoladowych oczu natomiast, kiedy trafiło w niego pytanie Solberga, wylądowało natomiast na jego włosach - jak komicznie musiałby wyglądać z kocimi uszkami i innymi charakterystycznymi rzeczami dla kotów, być może obydwoje sobie nie zdawali z tego sprawy. Niemniej jednak byłoby to śmieszne urozmaicenie w obrębie twarzy podobnych, bez konkretnych, charakterystycznych cech. — A co, nie pasuje? — zapytał się, podnosząc mimowolnie kąciki ust do góry i tym samym przechodząc do dalszej części domu. Czasami zastanawiał się, jakim cudem kupił ten budynek za tak niską kwotę, aczkolwiek Felinus wolał osobiście nie bawić się w żadnych przywoływaczy duchów i ewokacje. Dla niego jednak to pasowało trochę do Solberga; aspekt dziewięciu żyć był do niego iście dopasowany. — Nie, akurat pod tym względem nie nawiązywałem do muzyki... choć trafne spostrzeżenie. — przyznawszy, kiedy to usiadł wygodnie na jednym z krzeseł, pozostawiając pościelane łóżko do dyspozycji, jak również kawę na biurku, oparł się o siedzenie i tym samym przeszedł do tłumaczeń. — Równonoc. Równowaga między dobrem a złem, choć u niego to się przechyliło na tą ciemniejszą stronę. — skwasił się dość mocno, a kiedy ptak postanowił poszperać na własną siłę, skutecznie wyciągając na zewnątrz szafkę, która z hukiem uleciała na dół, Faolán niezadowolony spojrzał na niego. — Jeżeli coś do Ciebie miał, to teraz ja mam coś do niego - to, że go jeszcze nie upiekłem żywcem i nie podałem z rożna. — a cały bałagan musieli teraz posprzątać. Na jego nieszczęście, z konfrontacją. Flakonik z lekiem zbił się na ziemi, wymuszając kolejne koszta; student mimowolnie zmarszczył brwi, niemniej jednak ta rzecz nie umknęła Maximilianowi, który najwidoczniej podejrzewał Puchona o branie... no właśnie. Narkotyków? Najprawdopodobniej. Musiał to rozegrać ostrożnie. — Nie grzeję niczego. — powiedziawszy, skierował w stronę flakoniku Chłoszczyść i tym samym spowodował zniknięcie substancji z paneli. Nowa różdżka zdawała się go o wiele bardziej słuchać. Jednak, czy takie podejście do tematu będzie stosowne? Nic nie widziałeś, nic nie udowodnisz.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Starał się zapamiętać rozmieszczenie pokoi tak, aby przy kolejnych wizytach nie błądzić i przypadkiem nie przeszkodzić któremuś z domowników. Głównie myślał tutaj o matce Felinusa, która przecież całkowicie go nie znała. -Nie wiem, czy akurat kociakiem bym się określił. Jest tyle innych zwierząt, które do mnie pasują. - Wąż zdecydowanie istniał na szczycie tej listy, chociaż Felix często przyrównywał się do karalucha żyjącego mimo wszelkich przeciwności losu. Był pewien, że jeśli nadal nie zszedł z tego świata, to jeszcze długo na nim pobędzie. Albo umrze w taki urny sposób, że zostanie pośmiertnym pośmiewiskiem na wieki. -No tak, to ma większy sens. - Pokiwał głową, gdy Felinus wyjaśnił mu pochodzenia imienia ptaka. -Mówisz, że aż taki z niego niegrzeczny ptaszek? Gdyby nie te oczy wydawałby się nawet przyjazny. - Najchętniej wydłubałby zwierzęciu te przerażające gały, ale ze względu na ciepłe uczucia, którymi darzył Lowella, wolał tego nie robić i zwyczajnie ignorować ptaka. Gdyby to jednak było takie proste... Widok, którego Max doświadczył wprawiły go w ogromną złość przede wszystkim dlatego, że martwił się o puchona, a poza tym przed oczami stanęła mu martwa matka i dzieciństwo spędzone w jednej z melin. Może i Felinus nie chciał rozmawiać na ten temat, ale to w jaki sposób pozbył się dowodów i miał nadzieję, że sprawa odejdzie w zapomnienie, jeszcze bardziej podniosło Solbergowi ciśnienie. -Czy Ty zdajesz sobie sprawę jakie to świństwo jest niebezpieczne? I nie kłam mi, że nic nie grzejesz bo nie jestem ślepy! - Podniósł z podłogi opakowanie z igłami i cisnął nim w puchona. -Co to ma być? Zestaw małego ćpuna? - Rozum gdzieś uciekał, gdy tylko w grę zaczynały wchodzić narkotyki. Hipokryzja stawała się królestwem Maxa, który sam przecież ukrywał się z zamiłowaniem do tego rodzaju używek. Mimo zaklęcia czyszczącego, resztki leku zostały na dłoni młodszego z mężczyzn. Solberg bez chwili zastanowienia przyłożył jeden z zamoczonych w eliksirze palców i polizał go. Substancja nie przypominała niczego, co chłopak znał, a był zaznajomiony chyba z każdym mugolskim i magicznym narkotykiem. -Skąd to bierzesz? To coś nowego? Sam robisz? - Zalewał Felinusa gradem pytań tocząc wewnętrzną wojnę między prośbą o odstąpienie działki a zjebaniem puchona za tak nieodpowiedzialne życie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Spojrzał na niego, to niby zaciekawiony, to niby w kompletnej ignorancji, tak charakterystycznej dla niego, tak przejawiającej się przez większość czasu. Jedno było pewne - że zazwyczaj większych emocji nie wykazywał, a na jego twarzy malowała się nicość; pustka przybierająca różne barwy, aczkolwiek, w ostatecznym rozrachunku, taka sama. Wyjątkowa. Zarezerwowana tylko dla niego. Za oczami natomiast wszelkie zmartwienia i rzeczy trudne do pojęcia, jak chociażby to, czy aby na pewno w Wielkiej Brytanii będzie teraz bezpiecznie. — Ja uważam jednak, że kot ci po prostu pasuje. — stwierdziwszy, jakoś trudno byłoby mu wyobrazić Maximiliana jako karalucha. Owszem, te owady potrafią przeżyć dość długo mimo odniesionych obrażeń, ale zazwyczaj są odrażające i pełne... czegoś, czego nie da się zwyczajnie określić normalnymi, ludzkimi przymiotnikami. Koty natomiast posiadają wyżej określone miejsce w hierarchii - Solberg byłby za mały na insekta. Chodzące własnymi ścieżkami, nieuchwytne, trudne do tresury, jeżeli są dzikie - a przede wszystkim spadające na cztery łapy - koty zdawały się być idealnym odzwierciedleniem duszy przyjaciela. — Nietypowe są. Głównie przez nie znaleźliśmy wspólny kontakt. — bo wcale go nie dostał, a wręcz kupił, a raczej adoptował - ale to historia na kompletnie inną okazję. Mimo tych zimnych oczu, zdających się przeszywać duszę na wskroś, mimo tego krąbnego stylu bycia, nadal go lubił. Do pewnego czasu i momentu oczywiście. Zbieranie tego ustrojstwa zajmowało więcej czasu, niż kiedykolwiek mógłby się spodziewać. Myślami był bardziej przy wystygającej bardzo powoli kawie, niemniej jednak sam wiedział, co tam tak naprawdę się znajdowało; po prostu hormony. Musiał niestety uzupełniać ich brak, w związku z czym korzystał z zabiegów iniekcji, wprowadzania roztworu do odpowiednich tkanek. Niemniej jednak nie wiedział, dlaczego Max tak gwałtownie zareagował - skąd miał wiedzieć, skoro nie znał jego przeszłości? — Kurwa, Max, zajmuję się uzdrawianiem, a nie sprzedawaniem działek na lewo i prawo. — syknął w jego stronę; nie lubił, jak ktoś mu psuł humor. Tym bardziej tynk fałszywymi, niezbyt ciekawymi oskarżeniami, jakoby brał coś, na co go może stać, ale jednak bardziej żal pieniędzy. — Jak tak Ci zależy na tym zestawie małego ćpuna, to sobie możesz wziąć, takie igły kosztują gorsze. — no tak. Jeżeli miał po czymś pojechać, to prawdopodobnie po jego trosce. Ciche westchnięcie opuściło jego usta; nie zamierzał bawić się w przekomarzanie i udowadnianie własnej racji. — Proszę, proszę, znawca narkotyków? "Jakie to świństwo jest niebezpieczne"? Brałeś wcześniej, prawda? — przechylił szalę na własną stronę, niemniej jednak nie odpuścił sobie odpowiedzi na pytanie zadane przez Maximiliana. — Wpierdoliłeś właśnie testosteron. Gratuluję dobrego wyboru narkotyków. — ze złości chwytał bez większego opamiętania za kawałki szkła i innych dupereli, kalecząc sobie dłonie. Musiał jakoś odreagować.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sytuacja w kraju faktycznie robiła się gorąca. Od śmierci szanownego Ministra Magii wszystko toczyło się nie tak, jak powinno ,a ostatnimi czasu robiło się jeszcze gorzej. Ataki skierowane na czystokrwistych czarodziejów, a szczególnie byłych i obecnych ślizgonów, ciężko było pominąć. Max nie był entuzjastą polityki, jednak nawet on zaczynał martwić się o bezpieczeństwo. Na szczęście obecnie przez większą część czasu mieszkał w zamku, w którym czuł się raczej bezpieczny. Kwestia tego, jakim zwierzęciem idealnym byłby Solberg to długa i żmudna dyskusja. Może i faktycznie miał w sobie wiele z kota, jednak sam uważał siebie za bardziej dzikie zwierzę. Jego wymiary zdecydowanie nie pozwalały mu być insektem, mimo że często tak właśnie się czuł. -Ogólnie raczej nie znam wielu właścicieli kruków. Co Cię podkusiło, żeby zamienić sowę na to ptaszysko? - Słyszał, że kruki są niesamowicie inteligentnymi stworzeniami, ale nie miał sam nigdy szansy tego doświadczyć. Wyglądało na to, że dzisiejszy dzień mu to udowodni. Tak samo jak Felek nie znał powodu wybuchu Maxa, tak i Solberg nie miał pojęcia o tym, co przydarzyło się puchonowi podczas wakacji i że przez to musi on zażywać testosteron w takiej, a nie innej postaci. Lowell miał rację, ugodzenie w troskę ślizgona było czymś, co bardzo mocno go bolało, chociaż było coś dużo gorszego. Słowa, które Felinus wypowiedział później sprawiły, że Solberg stanął na granicy totalnej agresji i chęci ucieczki żeby w spokoju odreagować. -Nie jestem JEBANYM ĆPUNEM! - Głos Solberga przeszedł w krzyk, jakby dusił go w sobie od dawna. Takie oskarżenia bardzo mocno na niego wpływały przez to, co musiał w życiu widzieć i przejść. Nie zmieniało to oczywiście faktu, że ćpunem był, ale sugestia Felinusa, że ma zabrać sobie igły wyprowadziła młodszego chłopaka z równowagi. -Nie Twój zasrany interes. - Skomentował bez komentarza sugestię, jakoby miał wcześniej doświadczenie z narkotykami. Nie miał zamiaru w tej chwili się z niczego tłumaczyć. Prawda była jednak taka, że gdyby tylko Felinus się zainteresował i zajrzał do torby Maxia, znalazłby towar, który zgarnął od znajomego dilera korzystając z wizyty w Londynie. -Te...Testosteron? - Zapytał już nieco spokojniej, a na jego twarzy widać było szczere zdumienie. No tego to się tutaj dzisiaj nie spodziewał. Nie patrzył na twarz Lowella, a na krew kapiącą z jego dłoni, jednak jakby wcale jej nie zauważał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Coraz więcej słuchało się na temat ataków skierowanych w stronę czystokrwistych. Sam fakt w sumie tego, jak zdemolowane zostało dormitorium Slyhterinu, pokazywał, do czego zdolne są partie polityczne, byleby zniechęcić do siebie lub - co gorsza - zachęcić poszczególne jednostki. Życie w Londynie nie było bezpieczne; Lowell czuł jedynie złudną nadzieję, że mieszkanie w mugolskiej dzielnicy da mu spokój od tych wszystkich potyczek, wskrzeszanych głównie przez Sojusz Lewicy Promugolskiej. Denerwujące ustrojstwo, a jednak istniejące. I o ile rozumiał chęć istnienia, pokazania tego, jakie wady są w obecnie działającym systemie, to nie popierał takiej formy. Tak samo formy skrajnej wyższości czystokrwostych. Nie wtrącał się - jedyna prawidłowa forma egzystencji zdawała się być właśnie złotym środkiem między ignorancją a ingerencją w przyszłość narodu, w którym się wychował. Zastanowił się przez chwilę nad pytaniem Solberga. Co to zachęciło? Początkowo miał służyć do wymiany listów. Dopiero potem jego przeznaczenie się kompletnie zmieniło i zaczął go tresować. O ile na otwartej przestrzeni słucha się niczym pies, o tyle jednak w mieszkaniu na w dupie kodeks moralny i postępuje wedle własnego widzimisię. — Nie miałem wcześniej sowy. Jako zwierzę do Hogwartu wziąłem kota. — Ivara jej imię, łowca i nieposkromiony, równie czarny zwierz. Nie miał wcześniej obycia z ptakami - być może dlatego właśnie mu z tym po prostu nie szło? Nie mógł mimo wszystko i wbrew wszystkiemu zastanawiać się zbyt długo - nawet jeżeliby chciał, to jednak, siłą rzeczy, inne rzeczy wyszły na plan. Krzyk, złość, agresja. Zacisnął mocniej zęby, odstępując z pozycji ofensywnej na całkowicie neutralną, gdyż słowa, jakie wykrzyczał Solberg, zapewniły go w tej kwestii. Czyli brał. Głos, jakim to wszystko powiedział, pokazywał, że to nie jest kompletnie jego sprawa, a ciekawość, będąca pierwszym stopniem do piekła, skutecznie udowodniła prawdziwość tej tezy. Nie bez powodu zatem siedział w przykucu, na chwilę przerywając zbieranie ostrych kawałków; gdy czuł, jak ciepła krew otula jego dłoń i tym samym pozwala wyzwolić własną agresję tkwiącą w duszy. — Nie mój zasrany interes. — pokwitował, ściskając mocniej kawałek szkła w swojej dłoni; przyjemny ból skutecznie uciszał jego negatywne myśli i pozwalał myśleć bardziej racjonalnie. Napotkanie na mięsień również nie sprawiło żadnego problemu - złość i adrenalina płynące w żyłach skutecznie zajmowały się zniwelowaniem bólu. — Tak, testosteron. Hormon, powinieneś go kojarzyć. — wycedzil, wyrzucając ostatnie kawałki, które bezceremonialnie zostały ubazdrane jego krwią, by następnie wytrzeć dłonie w spodnie i jak gdyby nigdy nic, funkcjonować dalej. — Jak myślisz - po co się bierze taki hormon? — zapytał, na spokojnie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie rozumiał tych całych wojen o bycie lepszym z powodu czystości krwi. Max kompletnie nie potrafił się pogodzić z tym, że ludzie oczekują specjalnego traktowania tylko dlatego, że ich cała rodzina wywodziła się z osób o magicznym talencie. Było to dla niego co najmniej absurdalne i nie miał zamiaru brać udziału w tej wojnie. Szczególnie, że życie parę razy pokazało mu, jak bardzo zepsuci potrafią być ludzie bez względu na ich pochodzenie. Zniszczenie dormitorium ślizgonów było według Solberga przesadą, której zupełnie nie akceptował. Nie chodziło mu nawet o samą ideologię stojącą za tym czynem, ale o fakt, że w lochach mieszkały też dzieciaki, które miały pełne prawo wcale nie rozumieć tej batalii i ucierpieć najbardziej. -Kota? Przecież są totalnie bezużyteczne. Sowy chociaż dają kontakt ze światem zewnętrznym. - Początkowo ciężko było Maxowi wytrzymać z zamku bez dostępu do elektroniki. Z biegiem lat jednak przywykł do tego, że zamiast smsa musi wysyłać listy przy pomocy sów, co mimo wszystko nadal było dla niego niepotrzebną stratą czasu. -No chyba, że to jakiś rodzinny zwierz był. - Dodał, bo prawdę mówiąc takie podejście rozumiał. Sam najchętniej zgarnąłby do Hogwartu psa, którego posiadają Kolbergowie. Niestety jednak polityka zamku na to nie pozwalała. Reakcja Maxa była najgorszym, co mógł zrobić jeżeli chciał utrzymać swój sekret. W tak amatorski sposób się zdradził, pomimo tego że przechodził już przez nie jedną podobną rozmowę w swoim życiu. Nic go jednak tak nie bolało jak fakt, że przyjaciele mogli patrzeć na niego przez pryzmat ćpania. Tak bardzo chciał być lepszym człowiekiem niż jego matka, a tak średnio mu to wychodziło. Wmawiał sobie, że jest to przecież korzystanie z życia i dopóki jest młody może robić nieodpowiedzialne rzeczy, ale powoli sam przestawał już w to wierzyć. Co prawda w żyłę jeszcze nie grzał i bardzo się tego wystrzegał, ale samo to, że ktoś go o to podejrzewał, sprawiało że się gotował. Sam nie wiedział, czy spokój Felinusa bardziej go irytuje, czy uspokaja. Spodziewał się tego co zwykle, większej natarczywości i dociekania, a spotkał się z kompletnym ucięciem tematu. Szybko jednak uznał, że tak jest lepiej i skupił się na tym, co interesowało go bardziej niż kwestia jego miłości do używek. -A bo ja wiem? Powodów trochę jest. - Coraz bardziej się uspokajał i jego postawa również się rozluźniała. Dopiero teraz zorientował się, że przecież miał pomóc Lowellowi w sprzątaniu tego bałaganu. Ponownie więc zniżył się do parteru i zaczął zbierać porozrzucane rzeczy. -Pierwsze co mi przychodzi na myśl to jakieś problemy z dojrzewaniem, albo seksem. - Odpowiedział po chwili namysłu. Nie miał pojęcia co mogło spowodować potrzebę przyjmowania hormonu przez Felka, ale też nie był mistrzem medycyny, żeby wiedzieć jak to wszystko dokładnie działa. Liczył, że dowie się czegoś ciekawego od puchona.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
To wszystko wolało wręcz o pomstę do nieba, zniechęcając natomiast do polityki jeszcze bardziej. On doskonale wiedział, na czym to się potrafi opierać - głównie na wyzysku i na przekonywaniu drugiej strony do własnej racji. Wiedział, że polityka to nie jest przyjemność dla zwykłego obywatela - tym bardziej, że teraz publiczne przekomarzanki będą bardziej oddziaływać na zwykłego obywatela, który stara się nie wplątywać w ten cały cyrk. Mimo najszczerszych chęci, sam Felinus podejrzewał, że prędzej czy później los ich zwyczajnie przyciśnie i wymusi konkretne działania; nawet jeżeli, to Lowell liczył na to, że będzie miał okazję do szybkiego wymigania się od niepotrzebnego zgiełku i ostatecznie będzie jak najmniej startny. Najgorzej oczywiście z najmłodszymi, zaciągniętymi siłą uczestnikami sporu - brak świadomości, tudzież kompletne zagubienie, nie pozostanie bez wpływu na ich przyszłość. Być może w ostatecznym rozrachunku pozostając napiętnowaniem dobrym, aczkolwiek zbyt stanowczym. — Czy ja wiem? Koty są przede wszystkim milusińskie. I puchate, do tego ciepłe. Z sową aż tak nie możesz spać w jednym łóżku lub żeby siedziała na kolanach. Do tego nie są aż tak czyste. — sowy miały wyjątkową wadę - trzeba po nich, niestety, sprzątać. Mimo niechęci wobec tego procederu, smrodzą dosłownie wszędzie, gdyż dla nich ubikacja to w sumie cały świat. A w przypadku kotów? Te są ewidentnie bardziej uporządkowane i oddane poszczególnym czynnościom. Aczkolwiek to ciągle spanie i mycie się potrafi być jednak zastanawiające pod względem egzystencji. — Nie. Wychowałem się z matką mugolką, nieświadomy magicznego pochodzenia. — powiedziawszy, uchylił rąbka tajemnicy na temat własnej rodziny. Dopóki nie musiał wspominać o ojczymie, wszystko było w porządku. Do czasu. Podejrzewał, że ten wybuch złości nie był czymś, co chciał osiągnąć Solberg. Felinus, poprzez naukę oklumencji oraz ustabilizowanie własnych hormonów w organizmie, mógł pożegnać wahania nastroju i tym samym odnajdywać wewnętrzny spokój. Jedyne, co go zmartwiło, to fakt, że jeżeli Maximilian naprawdę bierze narkotyki, to okazał się hipokryzją, mówiąc, jakie to one są złe, niedobre i gorszące na człowieku. Faolán nie potrzebował porad w tej kwestii - widząc jedną używkę w akcji, czyli alkohol w nadmiernej ilości, nie śmiał tykać w jakikolwiek sposób pozostałych. Nawet jeżeli ciągnęło go do podobno uspokajającego wpływu nikotyny na organizm. W przeciwieństwie do innych, starał się porzucić korzenie, z którymi to zarósł głęboko w glebie; z czasem jednak bał się, przewrażliwiony czekając na własny cień, że tak naprawdę jedyną rzeczą, która go spotka, to utkwienie w tym samym schemacie i poddanie się przeszłości. — Nie trafiłeś. — uśmiechnął się smętnie, ściskając dłoń i tym samym spoglądając, jak strużka krwi bez problemu wydostawała się z ran ciętych. Wsłuchiwał się w tym, w jakim to wszystko trwało; w bicie własnego, zdającego się kompletnie odmiennie funkcjonować serca, jakoby zasiewając w nim ziarenko niepewności. — Max, ja... — zawahał się przez chwilę, zamykając na chwilę oczy, by po chwili skierować spojrzenie czekoladowych tęczówek w jego stronę. — ...po prostu straciłem jądra. — przy tym wyznaniu jednak odwrócił głowę, odwrócił wzrok, a oczy wbił w podłogę, byleby nie patrzeć w jakiekolwiek współczucie, jakie potrafi się malować w takich chwilach. Nie chciał, by ludzie patrzyli na niego jako na inwalidę; nie chciał, by ktoś wymagał do niego więcej, niż jest w stanie udowodnić. — Przy teleportacji. — dodał na sam koniec, zawieszając wzrok na dłoniach, w których to ranach perfidnie grzebał.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max był świadomy jak brudna i fałszywa jest polityka, dlatego też nigdy nie interesował się zaangażowaniem w te sprawy. Miał swoje poglądy i trzymał je dla siebie. Przede wszystkim na pewno nie podobało mu się tak jawne szykanowanie jakiejś grupy społecznej i to w taki okropny sposób. Nie podobało mu się takie zachowanie, szczególnie u dorosłych czarodziejów, których podejrzewał o te wszystkie akcje. -Trochę prawda, sowy nie przytulisz. A przynajmniej nie próbuj, bo Ci twarz wydziobie. - Zaśmiał się na wspomnienie swojej próby czułości z tym zwierzakiem. Może faktycznie kot byłby wtedy bardziej odpowiednim towarzyszem. Do wysyłania listów zawsze można było przecież użyć szkolnych sów. Rodzina Maxa jednak, przejęta całą sytuacją z magicznym światem, chciała dla niego jak najlepiej, a młodziutki Felix też nie myślał wtedy w praktyczny sposób. Chciał jak najszybciej dostać się do tego fantastycznego miejsca. Zarówno Max jak i Felinus mieli podobne korzenie, chociaż radzili sobie z nimi w zupełnie inny sposób. Max również nie chciał popełniać tych samych błędów, co jego matka, ale brakowało mu dojrzałości, by zrozumieć, że zmierza w tym samym kierunku. Brakowało mu siły, by odwrócić to wszystko i żyć bezpieczniej, nie narażając się z własnej głupoty na ten sam los. Tkwił w błędnym kole, z którego nie wiedział jak wyjść i to mogło go kiedyś zgubić. Nie radził sobie z przeszłością i emocjami, jakie w nim wzbudzała. Wyznanie puchona sprawiło, że Max zamarł. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Patrzył się na przyjaciela, jakby zastanawiając się, czy to był żart czy prawda. -Straciłeś...? - Z szoku nie był w stanie nawet skleić zdania. Zamrugał kilka razy oczami i dopiero po chwili był w stanie znów zabrać głos. -Jezu stary, tak mi przykro, przepraszam. - Nie wyobrażał sobie, jak człowiek może czuć się po takiej stracie. Dla Maxa byłoby to coś niesamowicie strasznego i domyślał się, że raczej większość przedstawicieli jego płci podchodziła do tego podobnie. -To dlatego ostatnio się tak dziwnie zachowywałeś? - W głowie miał rozpierdol, a mimo to pewne elementy układanki zaczęły wskakiwać na swoje miejsce. Jeżeli przez utratę jąder Felek stracił równowagę hormonalną, to mogło tłumaczyć bardzo wiele.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dobro państwa tak naprawdę dotyczy dobra poszczególnych jednostek, które skłonne są zabrudzić sobie ręce brakiem jakiegokolwiek honoru oraz godności. Nie bez powodu Felinus nie wplątywał się w coś tak poddającego w wątpliwość duszę człowieka; choć, poprzez sam fakt studiowania czarnej magii, również okazywał się być istnym hipokrytą. Jakby nie było, to jednak trudno jest tak naprawdę stwierdzić, co jest gorsze - polityka czy sztuki zakazane, dlatego podejmowanie tego tematu potrafi sprawić nie lada problemy i przyczynić się do... w sumie, do czego? No tak, wyśmiewania, uznawania za trędowatego. Standard w dzisiejszych czasach; dopiero gdy opuści bramy Hogwartu, gdy stanie się w pełni dorosłym czarodziejem, będzie mógł wpływać na własne decyzje i tym samym przyczynić się do większego samorozwoju. — Dokładnie. — mimowolnie się uśmiechnął na wzmiankę o wydziobieniu twarzy - sam raczej nie chciał mieć z tym do czynienia, dlatego Equinoxa nie zmuszał w żaden szczególny sposób do jakichkolwiek czułości. Ptaszyna ta jednak nie zasługiwała na nie - nie po tym, co odwaliła, nie po tym, jak zmusiła Felinusa do obnażenia prawdy; czuł się nieswojo, tak pierwszy raz, mimo swojego opanowania. Nie czuł się bezpiecznie, aczkolwiek nie reagował w żaden sposób agresywnie - czekał, intensywnie nadal grzebiąc w dłoni, by po chwili napięcia wyjąć kawałki szkła i tym samym ją zaleczyć. Czy był dojrzały? Być może. Każdy z nich, idąc własną ścieżką, w pełni odpowiadał za samego siebie. Niemniej jednak, schematy wyryte przez dzieciństwo, skrzywienia na psychice i pewne rzeczy, o których raczej byliby świadomi bardziej magipsycholodzy, wpływały na ich ostateczne kroki. Felinus zaczął przyjmować odcięcie od wszelkich bodźców; nie bez powodu przecież skrępował psy na łańcuchu, puszczając je tylko wtedy, gdy było to konieczne. Utrzymywał się z dala od wszelkich zobowiązań wobec innych, nie chcąc ich zawieść, niczym ojczym oraz ojciec, którzy w żaden sposób nie spisali się na medal. Czarna owca w rodzinie... czy nią mimo wszystko i wbrew wszystkiemu był? — Tak, jądra. — dokończył jego słowa, które najwidoczniej nie chciały przejść przez gardło; spojrzenie leniwie wylądowało na jego twarzy, starając się wyłapać cokolwiek. Nie wymagał współczucia. Nie wymagał żadnych słów. Wymagał jedynie tego, żeby sam Maximilian to zaakceptował i posklejał niektóre części układanki w prawie jedną, lepszą całość. — To nie twoja wina. Nie przepraszaj. — powiedziawszy, chwycił za kubek z wystygniętą już kawą i popił z niego łyk, bawiąc się cieczą w postaci otaczania ścianek porcelany brązowo-mlecznym płynem. Przyglądał się, niemalże dostrzegając własne odbicie; starał się odnaleźć tam odpowiedź na jakiekolwiek pytania. — Niestety. — odpowiedział twierdząco na pytanie, poprawiając własne kosmyki włosów w taki sposób, by nie zahaczały niefortunnie o jego rzęsy i brwi. — Byłem wtedy z Violettą. Zaatakowały nas syreny błotne. — nadal czuł złość w stosunku do tych istot; gdyby je jeszcze raz spotkał, nie miałby litości. Rzuciłby Rumpo prosto w kręgosłup, bez jakiegokolwiek opamiętania. Skoro one nie miały dla niego litości, to dlaczego on ma mieć? Bo jest człowiekiem? Dobre sobie. Porzucenie postępu i przejście do dawnych instynktów wydawałoby się być w tej sytuacji najrozsądniejszą opcją. A przynajmniej najlepszą dla niego. — Z tej walki wyszedłem z dwiema sporymi bliznami, połamanymi żebrami, brakiem jąder oraz późniejszym rozchwianiem emocjonalnym. — westchnął, pokazując spory ślad po ugryzieniu na łydce - zęby oraz szarpane mięso skutecznie udowadniały, jaki ścisk mają te perfidne stworzenia.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czarna magia i polityka to był dwie zupełnie inne sprawy, które zapewne dałoby się jakoś powiązać. Obydwie kazały poddać wątpliwości moralność osoby, która się tym zajmowała i każda z tych dziedzin bardzo mocno zależała od podejścia ludzi do danego zagadnienia. Sam Max nigdy nie interesował się tym oficjalnie zakazanym sektorem magii. Nie czuł potrzeby krzywdzenia innych ludzi zaklęciami. Były jednak dni, gdy zastanawiał się, co może znajdować się między kartkami ksiąg w Zakazanym Dziale hogwarckiej biblioteki. Może znalazłby tam jakieś wyjątkowo niebezpieczne eliksiry, o których wcześniej nie słyszał, lub rośliny jeszcze straszniejsze od miesięcznika... Pierwszy raz ślizgoński bluszcz i puchońska mimoza naprawdę rozmawiali. Po tych wszystkich wspólnych przejściach i żartach, nadszedł dzień czegoś poważniejszego i musieli się z tym zmierzyć. Max nie miał na tyle odwagi by otworzyć się w temacie używek i wolał nadal pozostać w słodkim kłamstwie niż przyznać się, że może mieć malutki problem. Felinus jednak miał wybór, albo być oskarżany przez Maxa o ćpanie i prawdopodobnie zmienić tym ich relację dość poważnie, lub przyznać się do utraty klejnotów. -Na Merlina! Co wyście im zrobili, że tak Cię poobijały? - Mimowolnie zmierzył Felinusa od góry do dołu, jakby liczył, że zobaczy szkody przez ubranie. Od razu też przypomniała mu się rana na nodze, którą zobaczył zabliźnioną po ich wyprawie na mokradła. -I sam testosteron Ci pomaga? - Temat trochę go zaciekawił, chociaż w każdej chwili był gotów wycofać się z dyskusji, gdyby Felinus uznał, że nie czuje się komfortowo ciągnąc temat. -Stary jeżeli potrzebujesz jakiś uzdrawiających czy wzmacniających mikstur, to uderzaj bez wahania! Wiesz, że możesz na mnie liczyć. - Dodał jeszcze. Domyślał się, że taka walka potrafi nieźle spierdolić każdy organizm i regeneracja nie jest taka łatwa nawet, jeżeli ma się pod ręką magię.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Mimowolnie spuścił wzrok, kiedy to Ivara, czarna kotka o dość sporej długości życia, otarła się o jego kostkę i tym samym szukała zaczepki. Zastanawiało go to mocno - dlaczego to coś trafiło się akurat jemu? Przecież... nie zamierzał nikomu przeszkodzić podczas podróży przez mokradła. A jednak syreny błotne znalazły w nim swój cel - nawet nie odważył się rzucić zaklęcia czarnomagicznego, kiedy to znajdował się w niebezpieczeństwie. Niemniej jednak, poprzez posiadane umiejętności, przywrócił niemalże w pełni Krukonkę na nogi... chociaż. Nikt rozszczepienia się tak naprawdę nie spodziewał. I go to martwiło, że każdy z nich został w jakiś sposób poszkodowany. Bez jąder żyło się, jego zdaniem oczywiście, lepiej niż bez strun głosowych, ale pewna część jego samego została mimowolnie i tak odebrana. Być może to był pierwszy raz, kiedy się zwierzał. Zapomniał, jak należy z tą bronią ostrożnie podchodzić - jak szybko może wyrządzić krzywdy i wbić nóż w plecy tak perfidnie, że sam nawet nie zauważy, kiedy to przewróci się na bok i wrzuci w odmęty zapomnienia świadomość własnego ja. Nie zamierzał się z tym ukrywać - a przynajmniej z tym, kiedy to wyprostował nogi, zamiast mieć je blisko własnej klatki piersiowej, trzymając się za kolana. Ivara wskoczyła na jego ciemne dżinsy i od razu zaczęła znajdować sobie wygodne miejsce, by następnie ułożyć się w kłębek i tym samym donośnie mruczeć. Czuł się bezpieczniej, gdy dłoń muskała futro zwierzęcia, a dziwny spokój zaczął emanować po jego umyśle. — Nic. Po prostu przechodziliśmy. — i najwidoczniej to wystarczyło, chciałby sobie dodać, aczkolwiek powstrzymał się od tego zbędnego komentarza. Instynkty są tym, co pradawne i tym samym niepowstrzymane; zapewne były po prostu głodne. Łydkę ostatecznie zakrył kawałkiem materiału; drugą blizną nie zamierzał się dzielić, wszak znajdowała się ona w dość prywatnym miejscu. — Pomaga. Na pewno nie mam już takich wahań. — powiedziawszy, podrapał kotkę za uszkiem, zastanawiając się nad tym, jak ta bardzo tęskni za Jinx. Ciche westchnięcie przeszyło powietrze, kiedy to poczuł, że za niedługo nastąpi wieczór. Sam wiatr i jego chłodny powiew o tym świadczyły. — Krwawienie z nosa jednak nadal występuje. I nie podejrzewam, żeby było z tym jakoś powiązane. — Felinus mruknął niezadowolony, spoglądając na lampkę świecącą delikatnym, niebieskim światłem, co było zwyczajnym efektem kolorystycznym. — Organizm mści się na mnie za niedobory. Wcześniej, by poduczyć Olę, rozciąłem sobie tętnice. Początkowo nie dawała sobie rady. — świadomość tego, jak krew potrafi szybko uciekać, nie umknęła w żaden sposób Faolanowi. — Potem utrata krwi poprzez spotkanie z tymi syrenami. Do tego zmiażdżenie nogi przez aligatora. Mało jem. — nikły uśmiech pojawił się na jego twarzy. — Mimo, że z niedoborem testosteronu powinienem nabrać na wadze, schudłem do pięćdziesięciu dwóch kilogramów. — spojrzał na swoje wychudzone ręce i kościste palce o bladej barwie, przymknąwszy na chwilę oczy. — Wiem, że mogę. — nikłe podniesienie kącików ust do góry przeszyło neutralną mimikę Lowella.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zwierzyniec był w komplecie z krukiem i kotką na kolanach Felinusa. Max zaczął się zastanawiać, jakby to było móc zamieniać się w zwierzę i bez konsekwencji robić sobie wolne od człowieczeństwa. Animagia nigdy go bardziej nie interesowała, ale teraz, patrząc na czarną kotkę zaczął zdawać sobie sprawę z potencjału tej zdolności. Może faktycznie warto było spróbować ją opanować? Solberg nie był osobą, która dla własnych korzyści wykorzystywałaby prywatne informacje o innych. Dopiero jeżeli ktoś naprawdę mocno go zranił, sięgał po tę ostateczną broń, co wydarzyło się tak naprawdę może kilka razy w jego życiu. Zazwyczaj był jednak godny zaufania i cenił sobie przyjaźń. Sam zwierzał się tylko wtedy, gdy był pewien, że może zaufać, a były sekrety, których nie powierzał nikomu. A przynajmniej do tego roku, kiedy to kilka osób dowiedziało się o jego koszmarze z przeszłości, który prześladuje go pod postacią bogina. -Ten moment, kiedy wszyscy liczyli na spokojne wakacje, a większość z nas skończyła z jakimiś urazami. Czasem zastanawiam się, czy ta szkoła nie chce nas specjalnie pozabijać. - Rzucił już nieco lżej, chociaż kwestia tego, jak niebezpieczne są niektóre wypady czy zajęcia organizowane przez tę instytucję była dość zastanawiająca. -Czyli to też wszystko wina tamtej walki? - Przypomniał sobie, jak nagle puchon zaczął krwawić podczas zielarstwa. -A te problemy z magią? - Dopytał jeszcze, skoro i tak już Felinus zaczął się zwierzać. Gdy usłyszał, jak bardzo mężczyzna zjechał z wagi przeraził się. -Kurde, Felek! Musisz zacząć o siebie dbać. - Taki spadek kondycji organizmu był bardzo niebezpieczny i zaniedbany mógł prowadzić do naprawdę opłakanych skutków. -Słuchaj, jako że dajesz mi dostęp do swojej chaty, będę Cię zaopatrywał przez ten czas w Wiggenowy, albo Regenerujący. Chociaż tak mogę się odwdzięczyć i mam nadzieję, że jakkolwiek pomóc. - Powiedział tonem, z którego puchon mógł bez problemu wyczytać, że nie przyjmuje żadnych protestów. Max już postanowił i choćby miał siłą do gardła mu te eliksiry wlewać, to nie zostawi Lowella w potrzebie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Animagia była czymś w rodzaju umiejętności wyjątkowo niezwykłej. Przydatnej pod względem szpiegowania, możliwości ucieczki, a także ataku. Sam jednak nie znał własnego patronusa - być może byłby nim rzeczywiście kot, czarny jak smoła, poniekąd stanowiący pośrednika między światem żywych a zmarłych, aczkolwiek sam nie wiedział, jaki tak naprawdę będzie jego strażnik. Mógł tylko zakładać. Czarna magia wcale nie ułatwiała wyboru duchowego; odznaczyło na jego psychice niewidoczne dla innych, wyczuwalne jednak w jego ciele, piętno nieszczęśnika. Mimo że nie miał do końca zamiaru wykorzystywać sztuk zakazanych do czystego zła, o tyle jednak już poniżył się, znecając się skutecznie nad kojotem. Zwierzanie się jest rzeczą wyjątkowo trudną dla Felinusa - nie bez powodu przecież trzymał się gdzieś na uboczu, mając nadzieję na lepsze jutro. Nie bez powodu nie utrzymywał żadnych bliskich kontaktów, trzymając samego siebie na wodzy pod względem potrzeby pomocy i bliskości drugiego człowieka - tej zwykłej, aczkolwiek pozytywnej. I tak czy siak nie była to cała prawda; posiadał inne, równie dziwne, jak i niezrozumiałe kompletnie tajemnice. O rodzinie chwalić się nie zamierzał. Tak samo jak o swoich zainteresowaniach. — Wakacje w Luizjanie to nie był całkiem taki dobry pomysł. — przyznał, przypominając sobie jednak o młodszych uczestnikach wycieczki, których mógł zjeść prosty aligator, jeżeliby nie rzucili Protego. Albo ojebać nogę jak jemu. Nieszczęście w nieszczęściu - to właśnie ta wcześniej poszkodowana łydka stała się przekąską, na szczęście nieuchwytną, dla podstępnego gada. Niemniej jednak, mogli zapoznać się z kulturą, z którą wcześniej w ogóle nie mieli do czynienia. Kiwnął twierdząco głową. Wyczerpanie fizyczne objawiało się właśnie krwawieniem; organizm, w celu odpowiedniego buntu, pokazywał to na razie w delikatny sposób, choć z czasem mogło przekształcić się w coś innego. Chude palce ścisnęły własną rękę, napotykając głównie na kość. — Już wcześniej miałem z nią problem. Dopiero wymiana różdżki i trochę treningu pozwoliło mi ją opanować. — odpowiedziawszy w dość prosty sposób, nie zamierzał jakoś specjalnie przyznawać się do wzięcia udziału w nielegalnym rytuale dziękczynnym, którego forma i tak mu się średnio podobała. Liczył na krew smoczą, runy, a tu okazało się, że jest głównie rozluźnienie. Niemniej jednak nadal na prawej łopatce widniał tatuaż Algiz, którego nie mógł zakryć nawet magią. — W marcu ważyłem tylko trzy kilogramy więcej. — uśmiechnął się nikle, głaszcząc tym samym kota, który siedział na jego kolanach. Ten jednak postanowił wstać i tym samym wybłagać o miejsce samego Solberga; jeżeli ten nawet nie chciał, to prędzej czy później zapewne odstąpił gardy i sam czarny kot wepchnął sur na jego kolana. — Nawet trudno jest mi się przemusić do jedzenia. Przyzwyczajenie po prostu pozostało. — a jako że wcześniej oszczędzał każdego knuta, jego żołądek skurczył się na tyle, że cieszył się małymi porcjami, a burczenia nie odczuwał. — Zapewne podejrzewasz, że ciągle zapominam. — chociaż pamięć miał dobrą, to jednak siebie nie stawiał zbyt wysoko na liście priorytetów. A przynajmniej nie własne zdrowie; o ile stawiał na zyski, o tyle kwestia komfortu fizycznego i psychicznego przepadła w odmętach bliżej nieokreślonej otchłani. — Chce ci się? Przecież wiesz, że jestem dorosły. — zapytał, spoglądając na Equinoxa, widocznie zadowolonego z takiego obrotu sytuacji.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Pon Wrz 21 2020, 17:36, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max nigdy nie próbował wyczarować patronusa, ale miał bardzo małe nadzieje, że mu się to uda. Żadne wspomnienie nie było wystarczająco silne by zaklęcie mogło wyjść. Poza tym jakoś dementory nie stanowiły codziennego problemu dla Maxa, więc chłopak nie musiał przejmować się brakiem możliwości walki z nimi. Za to animagia otwierała zupełnie nowe możliwości, którymi Solberg właśnie mocno się zainteresował. Zachowując ludzki umysł lecz zmieniając ciało na zwierzęce, mógł robić wiele rzeczy, które były niedostępne dla jego człowieczej formy. W dodatku jeżeli nikt by nie wiedział o jego zwierzęcym odpowiedniku, miałby zdecydowanie większe pole do popisu. Obydwoje pilnie strzegli swoich sekretów. Felinus jednak był bardziej skryty niż Max, który przyjmował o wiele bardziej otwartą postawę wobec ludzi. Co prawda były to w większości pozory i nawet jeśli się zwierzał to karmił innych mniej ważnymi informacjami, by odciągać ich od tych najpoważniejszych problemów. -Pomysł dobry, tylko rozumu ze strony wszystkich brak. - Prawda była taka, że Luizjana to bardzo interesujące miejsce i warto je było odwiedzić, a udziały w nielegalnych rytuałach, głupie wyprawy na moczary i inne cudowne pomysły były tylko i wyłącznie winą biorących w tym udział jednostek. -Właśnie widziałem, że posługujesz się nowym patyczkiem. Niezłe cacko. Fairwynowe? - Już wcześniej miał spytać o nową różdżkę Felka, ale rozmowa zeszła na ważniejsze tematy. Chłopacy nie znali się długo i tak naprawdę z dnia na dzień dowiadywali się o sobie coraz więcej. Dlatego też Max nie miał pojęcia o problemach z magią puchona. -Naprawdę? - Miał wrażenie, że mimo tak niewielkiej różnicy wagi, Lowell wyglądał zdrowiej kiedy się poznali. -Przyzwyczajenia można zmienić. Nie możesz mi tu zejść z takiego debilnego powodu jak zagłodzenie się na śmierć. - Uśmiechnął się do Felinusa chociaż tak naprawdę miał nadzieję że puchon jeszcze długo na tym świecie zostanie. Ale prawda była taka, że głupia śmierć Maxa nigdy by nie zadowalała. Jak już odejść to w jakiś ciekawy sposób. -Od zapominania jestem ja. - Tym razem już szczerze się zaśmiał. Cała utrata pamięci przez Saskio nadal go wkurwiała, ale nie chciał tracić energii na stres, więc zrozumiał że lepiej będzie się z tego śmiać. -Dorosły nie znaczy mądry. Poza tym, pytasz mnie czy chce mi się bawić w eliksiry? Myślałem, że chociaż tyle mnie znasz. - Wywary i opieka nad innymi to były elementy, z których Max został zbudowany. Troskę wypracował sobie opiekując się matką i nie potrafił przejść obojętnie obok innej potrzebującej osoby pomimo, że minęło już trochę czasu. A przyjaciół tym bardziej nie miał zamiaru zawieść.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Patronus zawsze znajdował się poza zasięgiem jego wyciągniętej do przodu dłoni. Strażnik duchowy, strażnik chroniący przed złem w postaci czarnej magii, choć nie do końca - on nie potrafił z jego mocy skorzystać. Brak odpowiedniego wspomnienia skutecznie źle oddziaływał na umiejętności korzystania z magii polegającej właśnie na sięgnięciu po stare, zapomniane poniekąd dzieje. Czy potrzebował tego do szczęścia? Sam nie uważał zaklęcia Expecto Patronum za wysoce przydatne, niemniej jednak, w przypadku chęci zachowania prywatnej korespondencji, na pewno jest niezastąpionym towarzyszem. Jakby nie było, poufnym i przede wszystkim nietypowym. Sekrety obnażał czasami, gdy tego chciał, jakby powoli zsuwał z siebie materiał, pozwalając nagiej skórze zaczerpnąć odrobiny słońca. Niemniej jednak, gdyby porównać to pod względem wielkości, na pewno nie było tego dużo. Nadal poza zasięgiem wzroku i słuchu Maximiliana znajdowało się to, że jego ojcem jest osoba, która zwyczajnie uciekła, gdy dowiedziała się o ciąży partnerki. Nadal nie wiedział, że jego ojczym, typowy mugol, nadużywa alkoholu. Nadal nie wiedział o włamaniach do Działu Ksiąg Zakazanych. Wiele rzeczy pozostawało na razie poza jego umysłem; skryte prawidłowo i w sposób odpowiedni za pomocą odejścia w cień i tym samym unikania posiadania jakichkolwiek bliższych znajomości niż tych biznesowych. — Szczerze? Zdziwiłem się, że nikomu ze szkoły jeszcze nie odprawili pogrzebu. — wypowiedziawszy te słowa, naprawdę zastanowił się nad tym, czy dyrektorowi naprawdę życie nie jest miłe i chciał się kogoś pozbyć... chociaż, zważywszy uwagę na obecnie działające partie polityczne, być może tam, w Luizjanie, było znacznie bezpieczniej. — Tak, zdecydowałem się na ich dość... kontrowersyjne rdzenie. — nie podejrzewał, by rodzina ta chciała w jakikolwiek sposób używać już gnijące i rozkładające się szczątki zwierząt. Nie bez powodu Felinus nie liczył nawet na to, że zwierzę to zginęło w sposób naturalny; byłby wtedy głupi. Nawet bardzo. Naiwny. A zarazem bezczelny. — Nie podejrzewam, aby to było proste. Zobaczymy. — uśmiechnął się, gdy usłyszał, że z tak debilnego powodu mógłby zejść. Poniekąd tego chciał - władzy nad własnym losem. Decyzji, nad którymi zrzędliwość nie mogła zwyczajnie przezwyciężyć jego działań. Nie bez powodu wcześniej ściskał szkło i bawił się nim perfidnie we własnej dłoni. Lubił czuć władzę nad czymś, nad czym rzeczywiście może mieć; w przeciwieństwie do niewiadomych, do których musi się dostosować. — Powinienem załatwić ci w najbliższym czasie niezapominajkę, na własną niekorzyść? — rzucił półżartem, spoglądając na niego z pobłażliwością, niczym do dziecka. Niby trochę lat różnicy jest, niemniej jednak Maximilian powinien posiadać znacznie lepszą pamięć, gotową pomieścić najróżniejszą wiedzę. — Uuuu, obrażajo. Spokojnie, nie zesrałem się. — ach, ten słynny tekst, który pamiętał, a z którego miał ochotę korzystać jeszcze bardziej i jeszcze bardziej. Idealne zakończenie każdej dyskusji, a kiedy przeszli do tematu eliksirów. Wypiwszy swoją kawę, odstawił kubek na biurko, a kiedy czas minął, wszak nic nie trwa w nieskończoność i kiedyś spotyka się z murem w postaci kolejnych tyknięć zegara, ostatecznie odniósł naczynia do zlewu i tym samym pożegnał się z Maximilianem, stojąc przez chwilę u progu drzwi, by następnie, jak gdyby nigdy nic, wejść do chłodnej trawy bez żadnego przedniego obuwia. Oczywiście wtedy, gdy kolega zniknął. Pozwoliło mu to poniekąd orzeźwić myśli i pozwolić odpowiedzieć sobie na pytanie. Czy powinien? Powinien to wrócić do domu, by się przypadkiem nie przeziębić.
[zt x2]
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Ziarno niepewności zostało zasiane w jego duszy. Ostatnie poczynania partii politycznych nie skutkowały niczym pozytywnym. Głównym natarciem zajmował się SLM, który, jak na złość, dyskryminował osoby czystokrwiste. O ile, kiedy to przygotowywał składniki - o ile mógł stwierdzić, że do niego raczej się nie doczepią, wszak ma na opiece matkę mugolkę, o tyle jednak... martwił się. Zamartwiał, bo jednak znał wiele osób w Hogwarcie i każda z nim mogła dostać jakiekolwiek niemiłe sygnały w zakresie własnego pochodzenia. Nie żeby interesowała go krzywda każdego, lecz ta najbliższych - nie chciał wyzwolić własnych demonów, a czuł, że kiedy zostanie do tego skutecznie zachęcony, to jednak się nie powstrzyma. Spuścić psy z obręczy, przeciąć łańcuchy, pozwolić na obnażenie kłów i bezpośredni atak. Wolałby tego uniknąć - trzeciej maski, której tak naprawdę nikt nie znał, a która mogłaby skutecznie zaważyć na jego wizerunku. Mimowolnie mocniej ścisnął trzymaną fiolkę, kiedy to w pokoju ogarniał kociołek i odpowiednio przygotowywał się do uwarzenia Dictum, które przecież obiecał uwarzyć, a znalazł wolną chwilę między bezmyślną egzystencją a bezmyślną egzystencją. Powoli odmierzał za pomocą odpowiedniej wagi składniki; mimo że wiedział, iż są one idealnie odmierzone, to jednak wolał się upewnić. Nigdy nie wiesz, na co wejdziesz w swoim życiu - nawet jeżeli sam Faolán nigdy nie był wielkim motywatorem i daleko mu w sumie do takiej funkcji, to jednak nie ufał w większości nikomu. Owszem, ostatnio się zwierzał, aczkolwiek nadal, ziarenko powoli kiełkowało, przyczyniając się do wystąpienia wątpliwości. Wątpliwości te starał się wyrywać niczym chwasty, lecz nadal chyba bardziej skłaniał się ku myśli, że lepiej byłoby rzeczywiście oddać się aligatorom w Luizjanie niż aktom wandalizmu partii politycznych po śmierci Ministra Magii. Kotka miałknęła cicho, jakoby wyrażając dezaprobatę i próbując przekazać Felinusowi do rozumu, że ostatnio coś za bardzo chodzi zbyt zestresowany. Nie bez powodu zapalił zatem, przy pomocy zaklęcia, ogień pod kociołkiem pożyczonym od Maxa (tak samo fiolki od niego zapożyczył), by następnie przejść do procedury warzenia eliksiru. Cały czas posługiwał się podręcznikiem, starając się jednocześnie nie popełnić żadnego błędu, niemniej jednak było to trudne. Czasochłonne. Wymagało perfekcji. Nawet kruk wydał z siebie nieprzyjazny okrzyk, jakby ręce mu się wszędzie plątały, a kościste palce nie mogły chwycić za najprostsze rzeczy. Powoli mieszając roztwór, doprowadzając go do odpowiedniej temperatury, dodawał do tego kolejne składniki, skupiając się w pełni na tym procesie. Dictum nie wydawał się być trudnym eliksirem - prosta zależność między poszczególnymi elementami pozwalała uzyskać taki, a nie inny efekt, aczkolwiek… no właśnie, kaleczył eliksiry. I to dość mocno. Słońce powoli zachodziło, a eliksir przybierał pożądany kolor, mimo wstępnych niepewności. Obserwując dokładnie ten proces, zauważał kolejne wpływy, na które miał w sumie możliwość ingerencji; gdyby dodał inne składniki, prawdopodobnie uzyskałby inny, być może bardziej nietypowy efekt. Jakby nie było, oczyszczający ze wszelkich toksyn eliksir mógłby się okazać naprawdę przydatnym towarzyszem w przypadku zatrucia, podtrucia przez fanatyków SLM. Lowell nie podejrzewał jednak, by po to Max go potrzebował; nie podejrzewał nawet, że potrzebowałby go jako Przewodniczący Laboratorium Medycznego. Nie, za tym musiało być coś innego. Ale co? Powoli odmierzał trzy porcje eliksiru, przelewając je do przezroczystych, oznaczonych już wcześniej flakoników. Powoli, byleby nie stracił on swoich pierwotnych właściwości, a kiedy w pełni upewni się po odstaniu, że jest dobry - no cóż, zostanie odebrany przez Solberga. Po co?
[zt]
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Od rozmowy (i bójki) z Boydem, Max był w rozsypce. Nie wiedział już, co jest prawdą, a co kłamstwem i, co najgorsze, nie miał pojęcia do kogo się z tym wszystkim zwrócić. Nie czuł się jeszcze gotowy na konfrontację z Olivią, tego był pewien. Zrobił więc to, co potrafił najlepiej - poszedł się najebać. Wylądował w Hogsmeade na szklance (czy trzech) Ognistej. Był sam ze swoimi myślami, co bardzo nie poprawiało jego sytuacji. Myślał o Mii i o tym, jak powiedzieć jej, że przyjaciółka dziewczyny jest z Maxem w ciąży. Zastanawiał się też, dlaczego Olivia nie przyszła do niego z tą sprawą i czego od ślizgona oczekuje. Przecież nie mógł tak po prostu rzucić edukacji na ostatnim roku. Rozmyślał nawet nad ukradkowym dolaniem Callahan eliksiru poronnego do dyniowego podczas śniadania, ale szybko uznał, że byłby to bardzo nie w porządku ruch z jego strony. Wiedział, że Lucas miał rację i nie może wiecznie uciekać przed tą konfrontacją. Nie zmieniało to jednak faktu, że w głowie Maxa nie pojawiło się żadne rozwiązanie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees