Lodowisko powstało na zamarzniętym, niewielkim jeziorze zlokalizowanym na skraju miasteczka. Mniej więcej po środku znajduje się na nim imponująca lodowa rzeźba, którą stworzyli (z pomocą odrobiny magii) lokalni czarodzieje. Przypomina ona mury zamku i wewnątrz posiada coś w rodzaju dziedzińca. Aby móc cieszyć się z jazdy na łyżwach bez ograniczeń czasowych - po zmroku nad lodowiskiem unoszą się zaczarowane świetliki, dzięki którym łyżwiarze widzą trochę więcej. Ale czy to oznacza, że jest tu całkiem bezpiecznie? Rzuć 1k6. Jeśli posiadasz min. 20pkt z Działalności Artystycznej lub Gier Miotlarskich możesz wykonać jeden przerzut.
Efekty:
1 - Czy to Twój niesamowity talent, czy urok tego miejsca? Suniesz po lodzie z gracją, niczym zawodowiec! Wszyscy wokół są oczarowani i nie mogą oderwać od Ciebie wzroku. Zdobywasz 1pkt Działalności Artystycznej lub Gier Miotlarskich. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie.
2, 3 - W pewnym momencie najeżdżasz na miejsce, gdzie lód jest znacznie cieńszy. Podłoże pęka pod ostrzami Twoich łyżew, a Ty... wpadasz do wody! Bez względu na to, czy skąpałeś/aś się cały/a, czy jedynie wpadłeś/aś po pas - musisz poświęcić dwa posty na wydostanie się na powierzchnię. Woda jest lodowata, więc konieczne będzie wysuszenie i ogrzanie się przy pomocy zaklęć. I może jeszcze ciepła herbata? Ale! Jakby pecha było mało, to orientujesz się, że podczas tego zdarzenia zgubiłeś/aś 20 galeonów. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie.
4, 5, 6 - Idzie Ci całkiem nieźle, ale czymże byłby wypad na łyżwy bez choćby jednego upadku? Zaliczasz ich kilka, jednak nie psuje Ci to dobrej zabawy. Zasłużyłeś/aś na kubek gorącej czekolady!
Autor
Wiadomość
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Nie to, że było mu zimno czy też Éléonore ważyła na tyle dużo, aby mu to wadziło, niemniej jednak perspektywa zamarzania od spodu nie widziała mu się szczególnie optymistyczna. Czuł, że chłód powoli wdziera się przez jego ubranie, a nie mógł powiedzieć, aby w tym miejscu lód nie był pokryty śniegiem, który jeszcze potęgował całą sprawę. Ludzkie ciało dość szybko potrafiło stopić niektóre lody, a niektóre łabędzie topiły nawet zamarznięte serca. Zerknął na nią z dozą niemej niepewności i ponownie odchylił głowę, aby przyjrzeć się zamarzniętej tafli jeziora i sporemu prawdopodobieństwu, że baletnicą z Dziadka do Orzechów to na tym lodzie on nie będzie. Szczerze mówiąc na łyżwach jeździł zaledwie kilka razy i nie mógł powiedzieć, żeby jakoś mocno to lubił – czy raczej nie miał szansy się bliżej zaznajomić z tym sportem. Czego się nie robi… - Ja wiem, że mnie nienawidzisz, ale żeby od razu chcieć abym się połamał… – mruknął, na powrót zwracając na nią spojrzenie białych oczu i unosząc jedną z brwi do góry. Było ku temu całkiem spore prawdopodobieństwo. Doprawdy brakowało aby wyciągnął nogę do góry jak Josh w jego gabinecie i spytał „sądzisz, że utrzymam się na tych szczudłach?”. – Możemy spróbować… – nie mógł jednak zaprzeczyć, że nie potrafił jej odmawiać, a chyba powoli powinien się tego zacząć uczyć. Strach pomyśleć, co będzie później. Zaczekał aż dziewczyna z niego zejdzie i sam podniósł się z ziemi, otrzepując się ze śniegu i gdzieniegdzie susząc bezróżdżkowo swoje ubranie. W zasadzie naśladował Éléonore, najpierw wyczarowując sobie łyżwy z butów (nie były najlepsze, natomiast nie był mistrzem transmutacji i mógł to sobie wybaczyć), a później postawił kilka pierwszych kroków, czując że za chwilę zrobi szpagat. Noi same z siebie rozjeżdżały mu się w obie strony, a zdaje się, że nie tak miało być. Wystawił dłonie na boki aby złapać równowagę i zerknął nań spod byka, bo jak Merlina kochał jeśli zacznie się śmiać, to on ją już przejedzie po tym jeziorze tak, że zapamięta to do końca życia. Widok z pewnością był przedni, ale był naprawdę dzielny. No i nie chciał oszukiwać zaklęciami.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Czuł, że jest ze Sky’em, a jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że nie jest do końca obecny. Myśli nieustannie uciekały mu na wszystkie strony, wyciszając się dopiero wtedy, kiedy gubił oddech pod utęsknionymi pocałunkami, chętnie zatracając się w bliskości, która publicznie nie była wcale taką oczywistością. I naprawdę słuchał tych wszystkich puchonich opowieści, wiernie starając się reagować, nawet jeśli już dwukrotnie pomieszały my się nazwy przyrządzanych tutaj ryb, i zapomniał o jaki sos mogło chodzić, o “magicznym składniku” nie wspominając. Zaciskał tylko palce na rączce niesionej torby, która ciążyła mu pewnie bardziej mentalnie niż fizycznie, zmuszając go do błądzenia myślami. - Skyyy - westchnął z rozbawieniem, wykręcając się lekko, by cmoknąć puchonie palce, nim nie opuściły go po zebraniu tego bezczelnie lepkiego śniegu z wilczej twarzy. - Nie przepraszaj, serio. Ustaliliśmy, że walentynkujemy na spokojnie - przypomniał mu, od razu czując jak torba robi się coraz cięższa - bo może ten jego pomysł zorganizowania małego piknika przy lodowisku był już przesadą? Może powinien bardziej trzymać się tych ustaleń, które teraz tak wiernie wypominał, zamiast narzucać swojemu ukochanemu presję? - Ja zamierzam się rozbijać tak mocno, jak tylko to możliwe - zastrzegł jeszcze, przyciągając Sky’a bliżej siebie, kiedy został już oczyszczony ze śniegu, by kilkoma krótkimi pocałunkami przywołać u siebie rozanielony uśmiech, to z nim prowadząc swojego chłopaka dalej. Myślał, że na lodowisku będzie więcej ludzi, a jednak im ciemniej się robiło i im więcej nastrojowych świetlików pojawiało się na niebie, tym więcej par przenosiło swoje randki gdzie indziej. Nie było zatem żadnego problemu ze znalezieniem odpowiednio odsuniętego na skraju miejsca, by Mefisto kilkoma zaklęciami zadbał o bezpieczeństwo zostawianej tam torby, zapewniając jej niewidzialność i otaczając ją barierą alarmującą o czyimś nadejściu. - Zaczynam wątpić, czy to był dobry pomysł - przyznał z rozbawieniem, pierwszą falę wątpliwości przyjmując w momencie, w którym spróbował stanąć na łyżwach. - Nie mam pojęcia, kiedy ja w ogóle ostatnio jeździłem na- Merlinie, ze wszystkich sportów, jakie kiedykolwiek proponowałem, to akurat łyżwy nas zabiją… - ponarzekał sobie jeszcze, machając ponaglająco ręką do Sky’a, żeby uczepić się go w próbie znalezienia chociażby złudnej stabilności, nim nie przypomni sobie, że to wcale nie jest aż tak trudne, jak mogłoby się wydawać. - Jak się wywalimy, to razem - zastrzegł, obejmując jednym ramieniem Sky’a w pasie, by w dalszym porywie lekkomyślności pochylić się lekko do niego i cmoknąć go w policzek, to też tam szepcząc ciche wyznanie miłości.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Pocałunki i uspokajające słowa przyjemnie odegnały od niego wszelkie zmartwienia, pozwalając skupić się na podziwianiu ciepłego światła migoczących im nad głową świetlików, wykorzystując czas, w którym Mefisto zajmował się swoją torbą na to, by upewnić się, że wciąż potrafi solidnie utrzymać się na łyżwach w pionie. Bo to jedno potrafił już od dawna, nie musząc martwić się o przypadkowe wywrotki, będąc przecież w stanie ustać nawet po zderzeniu z drugą osobą o ile ta nie waży więcej od niego. - To był genialny pomysł, zobacz jak tu ładnie - wyrzucił z siebie, dłońmi już lgnąc do mefistofelesowych bioder, by odruchowo spróbować pomóc mu w złapaniu równowagi - W sensie… ruch, sport, tak, kto by zwracał uwagę na klimat w Walentynki - naprostował rozbawiony, wywracając oczami, zanim nie zerknął w dół, chcąc skontrolować postawę swojego chłopaka, a jednak dając się rozproszyć tym śmiałym objęciem. - Solidarnie. Chcesz mnie ze sobą pociagnąć na dno, kochanie? - wymruczał, mimowolnie przymykając na chwilę oczy z zadowolenia, gdy zagarniał dla siebie drobnego całusa, cicho odwzajemniając wyznanie miłości, przyjemnie napawając się chwilą pewności, że mimo upływu miesięcy wciąż nie zmienił swojego zdania, doceniając to proste "kocham" nawet bardziej, odkąd stało się tak oczywistą codziennością. - Pójdę za Tobą wszędzie, ale bardziej kusi mnie ten lodowy zamek, więc… - pociągnął dalej, dłońmi przemykając po szerokich ramionach, mając wrażenie, że nawet przez rękawy kurtki czuje dobrze znane sobie mięśnie, gdy w końcu mógł spleść ich palce, robiąc nieco koślawy ruch w tył. - ...Więc może to Ty dasz mi się pociągnąć? - zaproponował, niezbyt dobrze radząc sobie z tą całą jazdą tyłem, zupełnie nie wiedząc jak ludzie to robią na tych mugolskich filmach, a więc chętnie powracając do niezbyt bezpiecznej, ale przyjemnej bliskości ze swoim Wilkiem. - Ale jak coś, to ja na Ciebie lecę. W sensie chcę być na górze - zastrzegł poważnie, łapiąc zielone spojrzenie, niby lubiąc ten znany już sobie ciężar, a jednak woląc przyjmować go na siebie, będąc pomiędzy nim a miękkim materacem, a nie twardym jak kamień lodem. - Zamierzam ten wieczór zakończyć bez siniaków.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Mmm, rozbudzamy jakąś twoją romantyczną naturę? - Dopytał z rozbawieniem, w ramach przeciwieństwa zerkając w górę, by uśmiechnąć się szerzej na widok latających nad nimi świetlików. Trzeba było przyznać, że klimat był tutaj niesamowity i Mefisto kompletnie nie rozumiał dlaczego właśnie tutaj nie zorganizowano jakichś większych imprez walentynkowych, ale nie narzekał - nawet nie chodziło o to, że nie kręciły go głośne i przeludnione zabawy, bo aktualnie czuł, że po prostu nie ma na takie szaleństwa siły. - Ja chcę po prostu zawsze mieć cię przy sobie - usprawiedliwił się szybko, wywracając oczami z subtelną dozą niedowierzania, bo przecież wcale nie zabierałby ze sobą Sky’a na dno, a przynajmniej nie takie, jakie podsuwały mu najbardziej pesymistyczne nurty wyobraźni. Brwi drgnęły mu w drobnym zmarszczeniu, gdy obserwował jak w jego chłopaka poza romantyczną naturą wkracza również dziko odważna, podjudzając go do prób jeżdżenia na łyżwach tyłem. - Bardzo mnie pociągasz, słoneczko - zapewnił go jeszcze, śmiejąc się tylko cicho na deklarację dzisiejszego topowania Sky’a, z którym wcale nie zamierzał się kłócić. - Wiesz co, zamek brzmi dobrze - zdecydował, kiedy zorientował się, że wcale nie umiera i jakoś sobie spokojnie brnie do przodu, ruch za ruchem rysując łyżwą po twardym lodzie, nie chwiejąc się właściwie wcale, nawet jeśli ten dość obcy Ślizgonowi sport obdzierał go z jakiejkolwiek wilczej gracji. - Booo w sumie chciałbym o czymś pogadać - przyznał, szczerząc się głupio, bo nie potrafiąc tego powstrzymać, w tej jednej chwili wiedząc, że jeszcze jedna sekunda niepewności prawdopodobnie by go zabiła. Nie chciał się już zastanawiać i walczyć o zachowanie planów, które potem potrafiły zepsuć się w mgnieniu oka. Była okazja, była chęć, więc czemu nie? Chyba nie musiał bardziej przymilać się do swojego chłopaka, żeby móc sobie pozwolić na poruszenie trudniejszego tematu? I kiedy nieco pewniej przyspieszał w stronę zamku, chcąc w złudnym zaciszu jego zakrzywionego z pozorną przezroczystością dziedzińcu, nie miał szans usłyszeć tego pierwszego skrzypnięcia słabszego lodu; nie miał szans zorientować się, że powinien zwolnić i zmienić obraną trasę; nie miał szans zareagować, gdy wszystko dookoła nagle się zawaliło. Nie był pewien, czy w jakimś odruchu odepchnął od siebie Sky’a, czy wyślizgnął się przypadkiem z jego uścisku, czy może po prostu przeciążył wszelkie próby złapania go. Dość szybko się okazało, że pewien może być zderzenia z lodowatą wodą, połykającą go całego z tak zawistną siłą, jakby wcale nie była cieczą, a brutalnie twardą powierzchnią. Pewnie wiedział, że powinien zachować spokój, a jednak nie zdołał powstrzymać tych desperackich szarpnięć, gdy pierwszy raz spróbował wyrwać się na powierzchnię, od razu zaburzając całą równowagę niekontrolowanym kaszlnięciem. Połamane kawałki lodu zahaczyły mu się o ubrania, a ramię zahaczyło o krawędź tej nieregularnej przerębli, ściągając Mefisto do wody raz jeszcze, by zanurzył się w tym szoku obcego świata ponownie. I próbował rozłożyć sobie to wszystko na pojedyncze małe kroczki, walcząc na tych resztkach powietrza, które jeszcze zostały mu w płucach, byle tylko nie panikować i nieco trzeźwiej trafić w tę przeklętą dziurę w lodzie.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Romantyczna natura Skaja zdecydowanie przechodziła dziś swoje odrodzenie, nie będąc tak żywą od dawna, bo z trudem mógł przypomnieć sobie tak odległe w jego pamięci czasy, gdy jeszcze mu na tym wszystkim zależało; gdy jeszcze potrafił zbyć to, jak głupio czuł się z próbami romantycznych gestów przy Xavierze czy Ezrze, przy Finnie już wstrzymując się instynktownie i między innymi temu przypisując, że ich związek wytrwał kilka miesięcy. Potrzebował tych wszystkich piosenek Mefisto, tych wspólnych spacerów, kąpieli i posiłków. Potrzebował tej pierwszej randki, tej waty cukrowej, tych śniadań w łóżku i hektolitrów kawy - zarówno tej wypitej, jak i tej, którą porzucali w zapomnienie, nagle zajmując swoje myśli tylko sobą nawzajem. I potrzebował tych kochanych zapewnień, przy których uśmiechał się mimowolnie, czując ciepło w sercu, nawet jeśli zazwyczaj nie potrafił nic na nie odpowiedzieć, zwyczajnie ciesząc się z miłości, którą został obdarowany. Bo w nią nie potrafił już zwątpić, dlatego też nie panikował zupełnie przy tak dobrze znanej mu wariacji słów "musimy porozmawiać". - Teraz? W Walentynki? - zapytał od razu, może nie tyle ze zdziwieniem, co z szczerym rozbawieniem, bo i śmiejąc się cicho z tego, ile to razy jeszcze zdąży powtórzyć dziś to słowo, całkiem pewny tego, że Mefisto chce zwyczajnie wyrzucić z siebie coś, na co próbuje mu zwrócić uwagę od kilku dni, ale nie wie jak się do tego zabrać. W końcu nie raz już miał okazję przekonać się, że jego chłopak lubi nieco załagadzać dla niego krytykę, jakby bał się, że przez byle sprzeczkę mógłby zniknąć z jego życia. - Jeśli chodzi o mój baby talk, to czyta... - urwał gwałtownie, uśmiech pospiesznie poganiając ku zaskoczonemu gaspnięciu, gdy tak gwałtownie tracił grunt pod nogami, instynktownie łapiąc Mefisto w poszukiwaniu ratunku, z jeszcze większym zaskoczeniem przyjmując odepchnięcie, dzięki któremu z lodowatą wodą przywitał się jedynie połowicznie, gubiąc się w dźwiękach pękającego mu pod kolanami lodu i odnajdując gdzieś z łokciami pomagającymi nie zsunąć mu się do poszarpanej przerębli. - Nienienienienie - wyrzucił z siebie w łapiącej go panice, bo świadomość jak żałośnie bezużyteczny w tej sytuacji był uderzyła go wraz z błyskawicznym poczuciem winy, że nigdy nie przyłożył się do przyobiecanej sobie nauki pływania i ledwie usiadł na grubszym fragmencie tafli, a już chciał sięgnąć dłonią do skórzanej obroży, w ostatniej chwili orientując się jak marne szanse ma na wciągnięcie w ten sposób dużo cięższego od siebie Wilkołaka. Pospiesznie cofnął się więc w tył, niemal upuszczając wyciąganą z kurtki różdżkę, by zapierając się na ostrzach łyżew przywołać pierwsze przychodzące mu do głowy zaklęcie, głośnym Orbis pętając szeroki tors swojego chłopaka, właściwie nie tyle planując wyciągnąć go z wody, co zwyczajnie zabezpieczyć go przed zanurzeniem się pod lodowata taflę, bezgranicznie wierząc, że Mefisto wraz z powietrzem złapie spokój i sam najskuteczniej poradzi sobie z wydostaniem się z mroźnej pułapki.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie panikuj. Nie tonął, a przynajmniej nie w ten oczywisty, niebezpieczny i zaskakująco szybki sposób. Nie bał się aż tak i nie zgłupiał do tego stopnia, by zupełnie porzucić swoje starania zachowania spokoju, więc wynurzał się co chwilę, jedyny problem dostrzegając w tym, że nie miał czego się złapać. Palce ślizgały mu się żałośnie po chłodnej tafli nadszarpniętego pęknięciami lodu, nie mogąc znaleźć żadnego punktu zaczepienia, więc zaraz znowu tracąc równowagę i wpadając do wody. I nie pomagało zaciśnięcie zębów, łapanie samej krawędzi lodu czy nawet marne próby sięgnięcia jedną ręką po różdżkę, szybko dochodząc do wniosku, że grzebanie po kieszeniach mu nie pomaga, a szukanie wsparcia w nierównej powierzchni dookoła niego zapewnia mu tylko kilka niezbyt eleganckich otarć na dłoniach. - Kurwa - miało być pierwszym, co wydostało się spomiędzy szczękających zębów wilkołaka, gdy zaparł się na ciasno oplatających go linach, wreszcie unosząc spojrzenie na ten świat, do którego chciał wrócić, ze swoim tragicznie zmartwionym chłopakiem i smagającym po mokrej twarzy wiatrem. Zawahał się przez krótką chwilę, nie wiedząc czy przejąć różdżkę od Sky’a i próbować samemu się wydostać, czy jednak po prostu posłużyć się instynktem, który nakazywał mu zawalczyć tu i teraz, bez kombinowania z magią i ryzykowania ponownym zanurzeniem w wodzie. I zanim zdobył się na wyrzucenie z siebie czegoś jeszcze, wspierał się już na orbisowych linach, by z ich pomocą wyczołgać się na lód, opadając na niego płasko z ciężkim sapnięciem. - T-teleport… na brzeg? - Zaproponował niewyraźnie, wyciągając rękę do Sky’a ze spojrzeniem, w którym zmęczenia było dokładnie tyle samo, co złości, bo nie podobała mu się ta bezsilność i świadomość, że niezbyt sobie radzi sam. I o niczym nie marzył tak, jak o porządnym wysuszeniu i ogrzaniu, a jednak nie chciał ryzykować podnoszeniem temperatury na lodzie, który pewnie i tak dalej nie posiadał satysfakcjonującej pechowego wilkołaka grubości.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Brwi ściągnęły się ku sobie oddzielone jedynie lwią zmarszczką niepokoju, która nie chciała zniknąć nawet wtedy, gdy Mefisto pożegnał się w końcu z lodowatą wodą, a przynajmniej zrobił to pozornie, skoro ta wciąż trzymała się jego ciała wilgocią i coraz silniej odczuwanym zimnem, z czego Sky zaczął zdawać sobie sprawę wraz z pierwszą falą ulgi, nie rozumiejąc jak tak przenikliwy chłód może palić mu nogi takim gorącem. Złapał dla siebie haust świeżego powietrza, wstrzymując je w sobie na czas tej drobnej teleportacji, bo zaraz już lądowali na warstwie miękkiego śniegu, pozwalając tysiącom płatków przyklejać się do mokrego materiału ubrań. - Chcesz wrócić do igloo? - wyrzucił z siebie w pierwszej kolejności, nie do końca potrafiąc pozbierać trzeźwe myśli z natłoku tych wciąż panicznie rozsypanych, od razu zabierając się za suszące zaklęcia, dając nieco przytłoczyć się ilości mokrych warstw na swoim Wilku. - Och, no tak. Bullae - skorygował się, porzucając ledwie rozpoczęte zaklęcia suszące, by w pierwszej kolejności odciąć się od norweskiego chłodu, od razu zabierając się za dużo lepiej opanowane przez niego zaklęcia grzejące, dochodząc do wniosku, że przyjemnie będzie suszyć się w cieple. - Jednak nie pociągnąłeś mnie na dno - zauważył, nie mogąc powstrzymać cisnącego mu się na usta niskiego śmiechu ulgi, gdy serce zaczynało już na nowo odnajdywać spokojniejszy rytm w dochodzącej do niego myśli, że wszystko było dobrze. Że byli bezpieczni. Że wyszli z tego cało, a zarówno zimno, jak i drobne rany czy obtarcia, nie są dla jego Wilka prawdziwym problemem. - Możemy- Nie wiem, przejść się do zamku po lodzie już bez łyżew. To chyba trochę większe poczucie bezpieczeństwa? I na pewno pójdzie nam szybciej... - zaproponował, łapiąc się na tym, że naprawdę nakręcił się na wspólne skrycie się między lodowymi ścianami, by w pozornej prywatności półmroku podzielić się kilkoma pocałunkami, to właśnie tą chwilą chcąc zetrzeć ten niepotrzebny strach i chłód, na które postanowiło wystawić ich jezioro. I jakby pokuszony tą myślą pomknął do mefistofelesowych ust, czułością ogrzewając zmarznięte wargi. - Co ja bym ze sobą zrobił, gdyby coś Ci się stało? - mruknął cicho, dopiero teraz w pełni przyjmując do siebie taką myśl, wcześniej wypierając realność tego zagrożenia, z tym większą wdzięcznością za mefistofelesowe zdrowie odgarniając wilgotne jeszcze kosmyki, gdy odsunął się już nieco, chcąc lepiej spojrzeć w najpiękniejszą zieleń jego oczu. - Kocham Cię, Mefu.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Pokręcił tylko lekko głową, nie spiesząc się do igloo, bo nie takie mając przecież plany. Odczekał tylko kilka głębszych oddechów, nim sam nie sięgnął po swoją różdżkę, wspomagając nieco Sky’a przy osuszaniu ich i ogrzewaniu, dopiero później będąc w stanie porządnie usiąść na śniegu i pozbyć się tego małego focha, który złapał go przez doświadczoną porażkę. - Dziękuję - wymruczał w puchonie usta, przyciągając do siebie Sky’a jak najmocniej, zaciskając poranione palce na materiale jego kurtki. - Moje słoneczko - szepnął jeszcze, nie pozwalając sobie wcale na wyobrażenie sobie najczarniejszego scenariusza - nie tym razem, skoro znaleźli się tak blisko jego spełnienia. Zamiast tego cmoknął jeszcze swojego chłopaka w usta, zagarniając go sobie do krótkiego, ale ciasnego przytulenia, później już ściągając łyżwy i odczarowując torbę piknikową. Teraz już definitywnie zamierzał skorzystać ze spakowanych termosów z herbatą i gorącą czekoladą. - Jeszcze raz mi spróbujesz powiedzieć, że ominięcie treningu to nic takiego… - westchnął cierpiętniczo, przy pierwszym kroku na lodzie już nie będąc pewnym, czy spacerowanie po śliskiej powierzchni jest lepszym pomysłem od jeżdżenia na łyżwach. - Załamałem lodowisko - jęknął, niby żartobliwie, a jednak w pełni świadomości, że jeszcze dopadną go tak banalne wątpliwości odnośnie własnej wagi, która może normalnie nie byłaby dużo mniejsza, ale jakoś stanowiłaby drobniejsze zagrożenie, gdyby była przez wilkołaka kontrolowana. - W ogóle, czy lodowy zamek to jakaś twoja książęca fantazja, czy... - urwał, jednym spojrzeniem na szeroko omijaną wyrwę w lodzie przypominając sobie nie tyle samo wpadnięcie, co jego konsekwencje. Mefisto przystanął w miejscu, ignorując fakt, że są już idealnie na progu tej nieszczęsnej lodowej budowli; z cichym “o nie, o kurwa” klepiąc się po kieszeniach, by znaleźć tę jedną zgubę, której naprawdę nie chciał teraz stracić. Drżącymi palcami wyszarpnął ze spodni nieduże pudełeczko, modląc się tylko, by jednak zamienił kolejność dwóch prawie identycznych opakowań, tracąc to mniej cenne, gdy tak bezsensownie wierzgał pod wodą. Ale pamiętał doskonale, w jaki sposób schował te dwa prezenty i wiedział, że próba zdobycia różdżki pod wodą musiała skończyć się tragedią; nie otwierał nawet pudełeczka, obracając je tylko nerwowo w palcach, nim nie odwrócił się gwałtownie z powrotem do Sky’a, chcąc wyjaśnić mu w jakiś magiczny sposób, że musi spróbować wyłowić coś bardzo ważnego. I nawet nie walczył z tym poślizgnięciem się, w które wpadł od miotania się na lodzie, zamiast próbować złapać równowagę, po prostu uderzając ciężko kolanem o chłodne podłoże. - Och, do kurwy - wymamrotał sam do siebie, unosząc to głupie pudełeczko, żeby wreszcie pokazać Puchonowi głupi pierścionek Andvariego z głupim żelkiem zamiast oczka. - Wyjdziesz za mnie? Bo ja- bo to był cały plan i normalny pierścionek, i ten miał być tylko dla żartu, i- nie wiem, prędzej się zabiję na tym lodowisku, niż wypełnię mój własny plan, więc jeśli masz mnie chcieć, to musisz mnie chcieć takiego - wyrzucił z siebie szybko, pozwalając na drobne poplątanie języka, gdy pozbywał się swoich myśli chwilę po tym, jak pojawiły mu się w głowie. - Wyjdź za mnie…
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
- MY. ZałamaliśMY - poprawił go, ze zdecydowanie lepszym humorem niż swój chłopak, bo z przyjemną świadomością, że nawet jeśli życie wciąż rzucało im kłody pod nogi, to zawsze udawało im się uniknąć katastrofy, nawet jeśli wychodzili z tego nieco poturbowani. I żadne złe myśli nie mogły już krążyć po jego głowie, gdy w jednej dłoni trzymał termos z idealnie słodką gorącą czekoladą, w drugiej mając całe swoje szczęście, które puścił tylko na chwilę, by poklepać je po brzuchu z rozbawionym spojrzeniem mknącym do zielonych tęczówek. - Daj spokój, składasz się z samych mięśni, a one muszą trochę ważyć. Twój procent tłuszczu w ciele to pewnie jakieś trzy - rzucił nie znając się na tym zupełnie, a jednak nijak nie potrafiąc podważyć tego, że Mefisto wyglądał zwyczajnie perfekcyjnie jak zawsze i kilka opuszczonych treningów lub ich bardziej przyjemnych prywatnych sesji ćwiczeniowych nie jest w stanie tego zmienić. Zamknął dłoń pewniej na wytatuowanej dłoni, zadowolonym spojrzeniem przemykając po migoczących chwiejnie świetlikach, zaraz już ukrywając szeroki uśmiech za kilkoma kolejnymi łykami gorącej czekolady, bo choć z jego ust wyszło przeciągłe "niiieeee, to brzmiało na tyle nieprzekonująco, że sam zaczął zastanawiać się czy faktycznie nie jest to jakaś jego fantazja i czy nie przesadza już w śmiałości zagarnianego dla siebie rozpieszczania, pozwalając sobie na coraz więcej luksusów i coraz silniej czując ich potrzebę, odkąd w ich życiu pojawiła się Cynthia. - Co? - zapytał odruchowo, czując nagłą pustkę w porzuconej dłoni, zaniepokojonym spojrzeniem śledząc pospieszne oklepywanie się swojego Wilka, a jednak przy dopiero drugim zbytym milczeniem "Co zaczęła mu się udzielać ta mefistofelesowa panika, a więc tym pospieszniej wyrwał do przodu w próbie złapania ukochanego w tym nagłym poślizgnięciu i… Właśnie z tą dłonią idiotycznie wyciągniętą do przodu zastygł w pół kroku, wlepiając spojrzenie w kolorowo-żelkowe oczko pierścionka, mając wrażenie, że sens posłyszanych słów dociera do niego w absurdalnie spowolnionym tempie. I nie sądził, by tak naprawdę zrozumiał cokolwiek poza tą tak przyjemnie wybrzmiewającą mu w głowie prośbą na koniec, całą swoją chęć gwałtownego rzucenia się na ukochanego ściskając w niecierpliwym przydrepnięciu w miejscu, by dużo spokojniej sięgnąć dłonią do szorstkiego od zarostu policzka, nie wiedząc jak inaczej pokazać przepełniającą go radość, jeśli nie jasnym spojrzeniem tak wiernie lgnącym do tego zielonego. - Oczywiście, że za Ciebie wyjdę - wymruczał cicho, mimowolnie wyginając nieco brwi od wzruszenia, gdy nie potrafił oderwać wzroku od mefistofelesowego spojrzenia, musząc skubnąć własną dolną wargę w próbie powstrzymania nerwowo-radosnego śmiechu radości. - Niczego bardziej nie pragnę - dodał jeszcze ciszej, bo już wprost w ukochane wargi, gdy pochylił się do swojego Wilka, nie wytrzymując ani chwili dłużej bez pełnego zgody pocałunku, pozwalając termosowi wylądować na lodzie, jedyny swój priorytet widząc w tym, by w końcu rzucić się na Mefisto, ciągnąc go do siebie równie mocno, co i w dół ciągnęła ich grawitacja. - Będziesz mój już na zawsze - mruknął zadowolony, niby przez ten cały czas wiedząc, że kiedyś się zaręczą, a jednak mając wrażenie, że nigdy nie czuł tego odpowiednio realnie, dopiero teraz czując jak prawdziwe były te ich wszystkie "na zawsze" i "tylko Twój" powtarzane wielokrotnie przez ostatnie miesiące. - I co? Bałeś się, że odmówię? - podpytał wciąż na granicy śmiechu, podtykając już swoją dłoń Mefisto, by ten oficjalnie ją zaobrączkował, z miejsca myśląc o tym, że według ich umowy teraz to na nim ciążyć będzie presja oświadczyn i ich czasu, a więc od razu chcąc dowiedzieć się na ile przerażające są te tak bezpodstawne z obaw. - Przyznaj się, że jadłeś go tak długo, aż nie trafiłeś na czerwony.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Wgapiał się w swojego chłopaka w przejęciu, nie wiedząc już nawet jakie emocje w nim dominują. Bał się, złościł i nie mógł w pełni pozbyć się tej nagle odnalezionej rezygnacji, która pchnęła go do zaczerpnięcia magii “tu i teraz”... ale przecież cieszył się, ekscytował i czuł, że kąciki ust nieustannie drżą mu w niepewnym uśmiechu, gdy czekał na tę odpowiedź, rozciągając chwilę niewiedzy na całą boleśnie przyjemną wieczność. - Na Merlina, to dobrze - odetchnął ze szczerą ulgą, wyciągając się od razu do pocałunków, chętnie wczepiając się w swojego chłopaka i wreszcie opadając na ten parszywy lód, który robił mu dziś zarówno za największego wroga, co i sprzymierzeńca. Wsunął żelkowy pierścionek na puchonią dłoń, spoglądając na niego teraz krytycznie i od razu dochodząc do wniosku, że jednak nie może tak tego zostawić, nawet jeśli udało mu się zdobyć pozytywną odpowiedź. - Ja… - zaczął, zaraz prychając cicho przy zarzucie zjadania sprezentowanej słodkości. - Tylko raz, żeby sprawdzić czy działa. No i kto niby zaczyna od bananowego? - Pokręcił lekko głową, ujmując już puchoni policzek, by zdobyć dla siebie jeszcze kilka słodkich pocałunków. - Mój narzeczony… - szepnął, szczerząc się głupio i powoli ciągnąc Sky’a do podniesienia się z tej lodowatej powierzchni. Zgarnął termos z powrotem do torby i wyjął z kieszeni różdżkę, zbierając myśli, które szalały mu pod wpływem przyjemnego wybrzmienia tego nowego określenia. - Nie bałem się aż tak, że odmówisz - przyznał powoli. - Znaczy… trochę. Że to może być za dużo i za szybko. Ale bardziej się bałem, że będziesz po prostu zawiedziony, bo nie będzie wystarczająco wyjątkowo - kontynuował, śmiejąc się cicho pod nosem, gdy kierował końcówką różdżki w swoją autorską dziurę w lodzie. - Dalej się tego boję… - dodał, dopiero za trzecim razem mogąc zakląć z zadowoleniem, bo spod wody wystrzeliło małe pudełeczko, lądując bezpiecznie w wilczym ręku, gdzie zaraz przeszło pieczołowity proces suszenia. - Myślałem o tym już od jakiegoś czasu, ale potem Cynthia- i nie byłem pewny do ostatniej chwili, ale… uh, miałem całą przemowę przygotowaną, prawdziwy pierścionek - westchnął, potrząsając lekko pudełeczkiem w ramach dowodu, gdy zielonym spojrzeniem raz jeszcze zerkał na ten żelkowy żart. - I mam w torbie tyle jedzenia… mam kanapki z tatarem i eklerki prosto z Francji, i spalone tosty, i watę cukrową… pewnie jest niedobra, bo to taka kupna w pudełku, ale no… Miało być trochę romantyczniej niż topienie i potykanie się na lodowisku…
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Wciąż śmiał się cicho, sam nie wiedząc czy te niskie wibracje jego głosu prowokuje rozbawienie czy zbyt silna radość, czy może zwyczajnie głupieje od tego jak przyjemnie było wyrwać się w ten jeden dzień ku przypominającej przeszłość wolności, pierwszy raz mając u boku kogoś, z kim przyszłość nie wydawała się ani trochę przerażająca czy przytłaczająca. I niby zupełnie niczego to w jego życiu nie zmieniło. Niby wciąż byli po prostu w związku i wciąż mieli w planach pobrać się gdzieś w magicznie brzmiącym "kiedyś"; w jednym z mieszkalnych igloo wciąż czekała na nich ta mała słodka istotka, o której życiu będą wspólnie decydować. A jednak czuł się inaczej, jakby tą jedną chwilą udowadniał coś nie tylko sobie, ale dziadkom, plotkującym o jego rozwiązłości uczniom i wszystkim byłym. Bo przecież niezależnie od pierścionka na palcu wciąż byli dla siebie tak samo ważni, tak samo wierni i tak samo zaangażowani w budowaną wspólnie przyszłość. I wciąż niósł w myślach to jedno świeżo brzmiące słowo, gdy żegnali się z lodowymi ścianami zamku, zanim nie dał wybić się słowom ukochanego, od razu marszcząc brwi w niezadowoleniu za podejrzenia o taką płytkość. - Mefistofeles - burknął, uderzając go pięścią w stalowo twarde ramię. - Ani mi się waż tak myśleć. Oświadczyłeś mi się. Czego bardziej wyjątkowego mógłbym chcieć? - oburzył się, zaraz gubiąc ściągnięte w złości brwi, by unieść je z zaskoczonym gaspnięciem na widok drugiego pudełeczka, dopiero teraz łącząc fakty z niezrozumiałymi wcześniej słowami. - Mefisto… - mruknął rozczulając się błyskawicznie, dłonią gładząc jeszcze przed chwilą uderzone miejsce. - Przestań. Jest idealnie. Ty jesteś idealny - spróbował go przystopować, przytrzymując za nadgarstek dłoń trzymająca pudełeczko z tajemniczym "prawdziwym" pierścionkiem, samemu patrząc już tylko w ciemnozielone od półmroku oczy. - Co Ty na to, że znajdziemy sobie jakieś wygodne miejsce i przedstawisz mi tę swoją przemowę, gdy zapcham sobie usta eklerkami, żeby Ci nie przerywać? - zaproponował, uśmiechając się już ciepło, próbując nie zdradzać jak bardzo ciekaw jest tego prawdziwego pierścionka, gdy już w pełni dotarło do niego, że żelek faktycznie trafił do niego tylko tymczasowo. - A potem zajmiemy się Twoimi ustami... - mruknął ciszej, jakby faktycznie miał kto ich usłyszeć, gdy pewniejszym szarpnięciem przyciągnął już sobie Mefisto bliżej, mając wrażenie, że nie starczy mu życia by nasycić się kuleczką jego kolczyka.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Skyler! - Odpowiedział natychmiast, niemal podskakując w zaskoczeniu na to nagłe uderzenie, z uniesionymi prowokacyjnie brwiami pozerkując na swojego partnera. - Och, come on. Jasne, że najważniejsze są same oświadczyny, a nie jakaś magiczna otoczka dookoła, ale chyba przyjemniej potem opowiadać ludziom, że okoliczności były ładne - zauważył, wzruszając łagodnie ramionami. Może dawał się trochę zbyt mocno ponieść wyobraźni, porzucając bardziej praktyczne myślenie na rzecz tej drobnej bajki, o której istnieniu upewniał go właśnie Sky. - Nie coś wielkiego, ale… ale no dramatyczne topienie się brzmi jak dość ryzkowny wstęp do oświadczyn, nie? - Zaśmiał się cicho, zaraz już mrucząc potakująco, gdy Sky umożliwił mu zrehabilitowanie się, przy okazji będąc całkiem ciekaw czy zajęcie się jego ustami oznacza wyciągnięcie kanapek z tatarem, czy może coś jeszcze bardziej w ich stylu. - Dobra. Dobra. Przy tym podejściu spróbuję się nie zabić - zadecydował śmiało, wyciągając z torby koc, by odpowiednim zaklęciem nie tylko go powiększyć, ale też rozłożyć na wybranym skrawku dziedzińca, by mogli wesprzeć się o jedną z grubych ścian. Wypakował część rzeczy, posadził Sky’a zgodnie ze swoją wizją, śmiejąc się przy tym tylko trochę, a potem usiadł po japońsku naprzeciwko niego, głębokim wdechem zdradzając, że nawet po fakcie głupio stresuje się wykonywaniem swojego własnego planu. - Sky - zaczął, by skubnąć wetknięty w swoją wargę kolczyk i dojść do wniosku, że może jednak nie przemyślał tego aż tak dobrze, bo w jego głowie pojawiła się pustka. - Ja- no dobra, może trochę miałem improwizować z tą wielką przemową, ale chodzi o to, że… Że nigdy nie sądziłem, że mogę się czuć tak dobrze. Że nie sądziłem, że mogę tak kochać i być tak kochanym. Że przy kimś wszystkie problemy mogą okazywać się tak błahe i możliwe do pokonania. Że… - Pokręcił lekko głową, dopiero po kolejnym wdechu zdobywając się na zerknięcie w te najpiękniejsze kryształowe tęczówki. Jedna dłoń sama pomknęła mu do różdżki, by niewerbalnym Chorus omnia wzbić w powietrze jak najwięcej wszechobecnego śniegu, zmuszając jasne drobinki do powolnego wirowania dookoła nich. - Chodzi o to, że nazywam cię moim słońcem, ale to nie jest do końca poprawne. Bo tak, pokazujesz mi najwięcej światła w moim życiu i wiem już, że nie mógłbym bez ciebie żyć, ale… ja byłem zawsze dużo mocniej powiązany z księżycem - przyznał, obracając w palcach dalej trzymane pudełeczko. - Jesteś moim słoneczkiem, ale jesteś też moim księżycem, bo Sky, nic nie ma na mnie takiego wpływu, jak ty. Nic nie dyktuje mi tak każdej sekundy każdego dnia, jak ty. Na nic tak nie czekam, niczego tak nie chcę, nic nie ma takiego znaczenia… bo kocham cię najmocniej na świecie i zrobiłbym dla ciebie wszystko - zapewnił go, podciągając się do przyklęku. - Nawet nie tyle “zrobiłbym”, co “zrobię”, jeśli tylko mi na to pozwolisz. I dlatego pytam, drugi raz, licząc na ten sam efekt… czy wyjdziesz za mnie? - Zaśmiał się krótko, nareszcie otwierając wieczko pudełeczka, by pokazać Puchonowi ten prawowity pierścionek.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Nie czuł potrzeby "poprawiania" przeżytych oświadczyn, karmiony endorfinami widząc tylko uroczą historię z typowymi dla Mefisto zawirowaniami losu, tym silniej dając się urzec temu, że jego Wilk nigdy nie poddaje się postawionym przed nim przeciwnościom, zawsze stawiając na swoim. Dlatego też wywrócił oczami z uśmiechem na to niezadowolone marudzenie, głównie dla Mefisto zgadzając się na tę drobną poprawkę, samemu będąc przeszczęśliwym z tego jak ten wieczór się układał, skoro nawet dramatyczne podtopienie okazało się pozbawione większych konsekwencji, tym silniej udowadniając mu, że ich duet nie ugnie się przed niczym. Z uśmiechem nieustannie czającym mu się na ustach dał poprowadzić się w wymarzoną wizję ukochanego, grzecznie siadając dokładnie tam, gdzie zostało mu to wyznaczone i dopiero spoglądając w te zakochane oczy zdał sobie sprawę jak realne to wszystko było i jak bardzo jemu samemu brakowałoby słów, by chociaż spróbować ogarnąć nimi swoje uczucia. Dlatego z tym większą wdzięcznością spoglądał w zieleń jego oczu, gdy zaczął już nieco nerwowo skubać palcami wiśniowy kryształ żelkowego pierścionka, musząc zagryźć się na własnej wardze, by nie wtrącić się swojemu chłopakowi w tę drobną przerwę, czując jak serce rwie mu się do zapewnienia go, że czuje dokładnie to samo. I zaraz już poczuł, że zwyczajnie by nie potrafił, bo gardło ścisnęło mu się ze wzruszenia podduszając go zachwytem nad tym jak duże szczęście miał w życiu, że w końcu udało mu się trafić na kogoś, kto nie tylko sprawiał, że każdy dzień stawał się ważny, ale też kogoś, kto kochał go równie mocno, jak on kochał jego. I niczego już nie mógł poradzić na to, że brwi wygięły mu się w złamane łuki, z nadmiaru emocji nie potrafiąc zwerbalizować ponownie swojej zgody, a więc przytaknął tylko gorliwie głową, lgnąc do ukochanego, by niecierpliwie skraść dla siebie kilka pocałunków. - Kocham to, jak dobierasz słowa - wydusił z siebie cichym pomrukiem, obsypując jego policzek drobnymi całusami, przymykając oczy, by nie pozwolić zdradliwej wilgoci na zbytnią swawolę. - I to- Oświadczyłeś mi się dwa razy, jak ja mam to przebić - zaśmiał się mimowolnie, przekładając żelkowy pierścionek do pudełeczka, by go nie zgubić, ale przede wszystkim - by zrobić miejsce dla tego prawowitego z wybuchem głupiej ekscytacji witając go na swoim palcu. - Mefu, jest przepiękny - szepnął z przejęciem, jeszcze zbyt ogłupiony szczęściem, by przejmować się tym, co pomyślą ludzie, że to Mefisto oświadczył mu się pierwszy lub tym, czy pierścionek nie jest zbyt kobiecym elementem biżuterii. Teraz liczyło się tylko to, że był z kimś, kto dawał mu na to wszystko przyzwolenie, sprawiając, że niczyja inna opinia nie miała znaczenia. - Kocham Cię, naprawdę, ale... powinniśmy zadbać o lepsze rozłożenie ciężaru ciała - zauważył, próbując brzmieć poważnie, gdy zarzucał już ręce na wytatuowaną szyję, ciągnąć go za sobą. - Wiesz, bardziej horyzontalnie - dodał jeszcze, mniej subtelnie, bo i tak już kładąc się na plecach z dłońmi wiernie zachęcającymi Mefisto do większej bliskości i czułych pocałunków.
+
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Odetchnął z ulgą, chętnie zapominając o stresie, który jeszcze chwilę temu tak brutalnie go zjadał od środka. Nie był pewny, czy zawdzięcza ten nagle odnaleziony spokój świadomości, że Sky raz już się zgodził, czy może jednak wszystkie zasługi należało przypisać temu jasnemu spojrzeniu, które wilkołakowi udało się dla siebie porwać, chętnie pławiąc się w atencji kryształowych tęczówek. I nie mógł zrozumieć jakim cudem ten cudowny chłopak miałby kiedykolwiek zostać przez kogokolwiek skrzywdzony, bo widział przecież w jego oczach odbicie najlepszej wersji siebie, szczerze wierząc, że Puchon roztaczał tę samą magię przy wszystkich. - Nie przebijaj - zaśmiał się cicho, szybko przechwytując dłoń swojego ukochanego, by przyjrzeć się temu pierścionkowi, który jakoś tak dopiero teraz okazał się być tym idealnym. Serce zatrzepotało mu radośniej w klatce piersiowej, gdy pozwalał sobie wreszcie na pełne zrozumienie tego szczęścia, nieszczególnie wiedząc czym sobie na nie zasłużył, ale nawet nie zamierzając próbować tego jakkolwiek podważać. - Serio. Oświadcz mi się w jakiś oklepany sposób, albo tak kompletnie nieromantycznie. Sprawdź, że zawsze i tak się zgodzę - zaproponował, uśmiechając się niby niewinnie, a jednak może odrobinę licząc na to, że jego oświadczyny nie znikną pod wielkim planem, którego spodziewał się po swoim chłopaku. Bo co jak co, ale Mefisto mógł sobie planować i potem to wszystko porzucać, ale Sky zdecydowanie należał do osób, którym udałoby się przeprowadzić wszystko krok po kroku, zgodnie ze wszystkimi swoimi założeniami. - Ja ciebie t- ej, ej - parsknął, zaciskając palce na materiale puchoniej kurtki, by przyciągnąć go z powrotem do pozycji siedzącej, chcąc jeszcze jeden raz się tak po prostu przytulić do swojego narzeczonego, wreszcie przyznając przed samym sobą, że chyba jednak dobrze się spisał, skoro udało mu się osiągnąć pożądany efekt. I, Merlinie, przecież lepiej już być nie mogło… - Ja ciebie też kocham - dopowiedział, choć głos zadrżał mu już lekko od targających nim emocji.
/zt x2
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
To było takie żałosne! Popłakała się zamiast zachować zimną krew. Nie chodziło o ból wywołany ostrymi krańcami popękanego lodu wrzynającego się przez kurtkę i ubrania aż do skóry. Spanikowała kiedy zdała sobie sprawę dlaczego do tego doszło. Najwyraźniej poczuła się zbyt pewnie i normalnie, a powinna pamiętać, że jest niezbyt atrakcyjną grubaską dla której nie są przeznaczone niektóre sporty. Chciała bardziej pomóc Marie, ale nie dawała rady się opanować. Panika dławiła jej gardło, zdołała tylko wyrzucić z siebie jedną poradę, a reszta była jedynie mieszkanką próby wydostania się z lodu, chaotycznym machaniem kończynami i napieraniem łokciami na taflę lodu. Nie miała w sobie za wiele siły, źle się odżywiała, a więc wszystko spoczywało na barkach Puchonki. Poczuła jak zaklęcie niewidzialnej liny oplata się wokół jej żeber, a więc "zepchnęła" linę niżej, bliżej pasa, a potem wspólnymi siłami próbowała się wydostać. W końcu coś ruszyło! Wsparcie zaklęciami wspomogło w minimalnym wysunięciu się nieco wyżej. Nieświadomie szukała oparcia dla stóp odzianych w łyżwy, ale jedynie rozbijała pod sobą wodę. Musiało upłynąć chyba z siedemnaście minut kiedy udało się Bons wyciągnąć na taflę lodowiska. Odsunęła się od przerębli i po prostu oparła policzek o lód, łkając i łapiąc oddech. Zmarznięta, mokra, zmęczona. Po omacku znalazła dłoń Marie i mocno ją ścisnęła. D-dziękuję. D-dzięki, d-dzięki…- wydusiła z siebie i dzięki pracy oddechowej udało się jej nad sobą zapanować. Naparła dłońmi na lód i usiadła, zerkając w kierunku przerębli. - P-pomożesz mi s-stąd zejść? Do… do ławek? Nogi będą mi się trząść.- zdjęła mokre rękawiczki i wierzchem drżącej dłoni otarła oczy z łez. Panika ustępowała chłodnemu myśleniu, które jasno mówiło, że bez Marie nie dałaby po prostu rady. Była jej dłużna i to naprawdę wiele. Potrzebowała jednak jej pomocy w eskorcie poza lodowisko, do ławek, gdzie będą mogły obie ochłonąć i dopiero później deportować się do lodowiska, aby mogła się przebrać, rozgrzać i w pełni uspokoić.
Widziała jak o policzkach Boonie spływają kolejne łzy. Nie mogła pozostać na nie obojętna. Ale zanim przejdzie do pocieszania dziewczyny i dowiadywania się co się stało musiała wyciągnąć jej z tej przerębli. Widziała, że dziewczyna stara się jej pomóc machając nogami, podnosząc się na rękach. Po dość długim czasie poświęconym na wyciąganie dziewczyny z lodowatej wody wreszcie odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła ją całą i zdrową, leżącą na lodzie. - Wszystko gra? Czujesz, że gdzieś cię coś boli, uciska? - wiedziała, że z całą pewnością przede wszystkim dziewczynie dokucza zimno, ale zanim zajmie się tym musiała się upewnić, że dziewczyna nie ma żadnych wewnętrznych urazów. - Naprawdę nie masz mi za co dziękować. Każdy na moim miejscu tak by postąpił. - Tak, tak oczywiście - odpowiedziała na prośbę puchonki. Wstała, skupiając się na tym aby utrzymać się na łyżwach i podała Bons dłoń. Powoli holowała dziewczynę do skraju lodowiska, aż do ławek. Musiała jakoś ogrzać dziewczynę. - Calefieri - wyszeptała karcąc się w myślach, że nie uprzedziła dziewczyny przed swoim zamiarem. - Przepraszam, że cię nie ostrzegłam, że rzucam zaklęcie. Ono tylko ogrzewa - wytłumaczyła się.
Odchrząknęła, pociągnęła nosem, otarła łzy i próbowała nad sobą zapanować. Rozklejanie się w niczym tutaj nie pomoże. Wystarczająco dała się ponieść panice, co zdecydowanie nie ułatwiło wydostawaniu się z przerębli. Katowało ją dotkliwe zimno, trzęsła się i leżała na lodzie, niezdolna jeszcze się podnieść. Otworzyła szare oczy, otoczone wilgotnymi rzęsami. - B-brzuch. - położyła tam lodowatą, zimną dłoń. - L-lód p-poranił mnie trochę, ale to tam nie jest takie ważne. Kilka siniaków, n-nic więcej. - nie chciała nawet patrzeć na swój brzuch ani tym bardziej komukolwiek pozwolić to zrobić. Kompleksy miała silne, a i w lustro nie spoglądała prawie nigdy, jeśli rzecz jasna mowa tutaj o oglądaniu całego ciała, a nie tylko samej twarzy i co najwyżej szyi. - Och, Marie, mam za co dziękować. Przecież ludzie są tak daleko, kto by mnie zauważył, gdyby nie ty? - nie zgadzała się z bagatelizowaniem wkładu dziewczyny w uratowanie Bons z tarapatów. Podniosła się z jej pomocą, choć kolana miała drżące i musiała bardzo mocno wczepiać się w łokieć Puchonki, aby nie upaść. Z największą ulgą podreptała do ławki, gdzie usiadła i od razu, trochę nerwowo, zrzuciła z siebie łyżwy. Miała mokre spodnie, skarpetki, zapewne zaczerwienioną od zimna skórę, ale najważniejsze jest, aby zdjąć z siebie te okropne łyżwy. Miała serdecznie dość lodowiska jak na ten rok. Nie nacieszyła się jazdą, ale też nie planowała tego ponawiać. - Nie szkodzi. Dzięki. - delikatne ciepło zaklęcia odrobinę ją rozgrzało choć najlepszy efekt byłby dopiero po przebraniu się i zakopaniu w kilku kołdrach. Będzie musiała wypożyczyć od Keyiry dodatkowy koc. - To niepoważne. Jak można... wpuszczać ludzi na lodowisko z kruchą i cienką warstwą lodu? Przecież ktoś może tam zginąć! - oburzyła się, a przemawiały przez nią nerwy. Założyła kaptur swojej kurtki, przywołała do siebie obuwie. Zdjęła skarpetki po to, aby potraktować je zaklęciem suszącym, a na ten czas schowała bose stopy do butów. Nie wysuszy spodni tak szybko, ale przynajmniej skarpetki, to może istnieje szansa, że się nie przeziębi na resztę ferii. - Chyba... chyba poproszę Skylera o eliksir pieprzowy. Mam dość lodowiska. - otarła wierzchem dłoni policzki. To nie był zbyt udany dzień.
Sama Marie cała się trzęsła chociaż to nie ona wylądowała w zimnej wodzie. Ten strach i chwilowe zamrożenie - nie potrafiła pomóc puchonce. Stała tam obok i póki Bons nie poprosiła o pomoc tylko się jej przyglądała. Nie mogła pozwolić sobie na ponowienie takiego zachowania. Powinna od razu zareagować i zachować zimną krew. Takie zachowanie nie może mieć miejsca tym bardziej, że chciała w przyszłości nieść pomoc innym. Zresztą takie użalanie się nad sobą także nie powinno mieć miejsca. Potrząsnęła głową, co powoli wchodziło jej w nawyk, chcąc móc skupić się na tym co tu i teraz. Zanim jednak odezwała się, przyrzekła sobie, że już nie pozwoli sobie na takie zachowanie. - Naprawdę nie masz mi za co dziękować - odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. - To był po prostu czysty przypadek, a nawet dwa. Ty miałaś pecha, że trafiłaś na cieńszą warstwę lodu, a ja przypadkiem byłam obok. Obserwowała jak dziewczyna drżącymi dłońmi zdejmuje łyżwy i suszy stopy. Identyczne zabiegi wykonywała wtedy jej mama. Nie. Teraz nie mogła o niej myśleć. Musiała wyrzucić z głowy ją, tatę, brata. W sumie to przede wszystkim brata. - Tak, masz rację. To bardzo... - szukała w głowie odpowiedniego słowa. - Bardzo nieodpowiedzialne.
@Bonnie Webber przepraszam, że odpis dopiero teraz, ale studia i życie prywatne trochę zbyt mocno dało mi ostatnio w kość
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Z powodu własnych nerwów nie mogła skoncentrować się na zainteresowaniu samopoczuciem Marie, która też musiała być wstrząśnięta sytuacją. Teoretycznie nie stało się przecież nic złego - pod każdym mógł się zarwać lód, prawda? Bons podchodziła do tego jednak bardzo osobiście z powodu kompleksów. Cieszyła się, że dziewczyna nie doszukuje się prawdziwego pochodzenia tych łez, bo nie potrafiłaby jej powiedzieć dlaczego tak wiele z nich wypłynęło z jej szarych oczu. - Gdybyś nie była obok to minęłyby wieki zanim bym się stamtąd wydostała. - oj, nie nazwie tego pechem! Bez dziewczyny byłaby w znacznie gorszym stanie i nie miała tu na myśli stanu fizycznego. Kilka siniaków czy przeziębienie to naprawdę nic w porównaniu z przejęciem emocjonalnym. Nabrała głęboko powietrza do płuc i podniosła się z ławeczki. Zadrżała z zimna, a jednak lekko przytuliła Puchonkę do siebie. Leciutko, aby jej nie zamoczyć sobą. - Chodźmy stąd. Mam w igloo antałek z miodem pitnym. Wiecznie sam się podgrzewa. Chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić za pomoc. - sięgnęła pod dłoń Marie, ścisnęła ją i zamknęła oczy po to, aby skoncentrować się i z pomocą teleportacji przenieść je na teren ich obozowiska.