Lodowisko powstało na zamarzniętym, niewielkim jeziorze zlokalizowanym na skraju miasteczka. Mniej więcej po środku znajduje się na nim imponująca lodowa rzeźba, którą stworzyli (z pomocą odrobiny magii) lokalni czarodzieje. Przypomina ona mury zamku i wewnątrz posiada coś w rodzaju dziedzińca. Aby móc cieszyć się z jazdy na łyżwach bez ograniczeń czasowych - po zmroku nad lodowiskiem unoszą się zaczarowane świetliki, dzięki którym łyżwiarze widzą trochę więcej. Ale czy to oznacza, że jest tu całkiem bezpiecznie? Rzuć 1k6. Jeśli posiadasz min. 20pkt z Działalności Artystycznej lub Gier Miotlarskich możesz wykonać jeden przerzut.
Efekty:
1 - Czy to Twój niesamowity talent, czy urok tego miejsca? Suniesz po lodzie z gracją, niczym zawodowiec! Wszyscy wokół są oczarowani i nie mogą oderwać od Ciebie wzroku. Zdobywasz 1pkt Działalności Artystycznej lub Gier Miotlarskich. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie.
2, 3 - W pewnym momencie najeżdżasz na miejsce, gdzie lód jest znacznie cieńszy. Podłoże pęka pod ostrzami Twoich łyżew, a Ty... wpadasz do wody! Bez względu na to, czy skąpałeś/aś się cały/a, czy jedynie wpadłeś/aś po pas - musisz poświęcić dwa posty na wydostanie się na powierzchnię. Woda jest lodowata, więc konieczne będzie wysuszenie i ogrzanie się przy pomocy zaklęć. I może jeszcze ciepła herbata? Ale! Jakby pecha było mało, to orientujesz się, że podczas tego zdarzenia zgubiłeś/aś 20 galeonów. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie.
4, 5, 6 - Idzie Ci całkiem nieźle, ale czymże byłby wypad na łyżwy bez choćby jednego upadku? Zaliczasz ich kilka, jednak nie psuje Ci to dobrej zabawy. Zasłużyłeś/aś na kubek gorącej czekolady!
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Spacer zawsze był dobrym pomysłem. Przepadał za przebywaniem na świeżym powietrzu i potrafił spędzać na nim całe godziny – pomijając dni, w których ten czas poświęcał na wertowaniu kolejnych książek lub innych czynnościach niepozwalających mu na wyjście na dwór. Teraz, kiedy wszyscy znajdowali się na zimowych feriach – poza okolicznym pilnowaniem niesfornych uczniów – mogli w zasadzie przebywać na zewnątrz ciągle. Igloo w których mieszkali, mimo otwartości i pozbawienia ich jakiejkolwiek prywatności, były dość przytłaczające. Przynajmniej w jego opinii. Rozpakował więc rzeczy i od razu zaproponował, aby poszli rozejrzeć się po okolicy, a przynajmniej tej najbliższej, aby dopiero później, po zjedzeniu jakiegokolwiek posiłku – oddalić się nieco i poznać dalsze części miejsca ich pobytu. - …muszę znaleźć sposób na te szyby w domku. To irytujące. – wtrącił w trakcie small talku na temat pierwszych wrażeń tuż po przyjechaniu tu i puścił jej dłoń, aby zagrodzić jej drogę i zacząć iść tyłem nie spuszczając z niej wzroku. Włożył dłonie w kieszenie, bynajmniej nie dlatego, że było mu zimno – lubił chłód – ale tak było mu łatwiej zachować środek ciężkości. – Dziwna jest świadomość, że ktoś o b c y mógłby patrzeć jak chociażby śpię. Nie to, żebym podejrzewał, że ktoś ma takie fetysze, ale i tak to niepokojąca świadomość. - zakręcił oczami i uśmiechnął się w jej kierunku, nieco rozbawiony być może swoją nadwrażliwością, ewentualnie był to uśmiech lekkiego zakłopotania tą horrendalną sytuacją. W końcu ona miała przy nim zasypiać, ale znając życie i jego problemy ze snem, to raczej on mógłby patrzeć na nią, a nie odwrotnie. Ale czy Norwegowie nie mają jakiegokolwiek pojęcia prywatności? Skandynawowie to przecież naród, który naśle na Ciebie policję, jeśli zajrzysz im w okna choćby z daleka! A tu tak otwarte igloo. To niemoralne. Szczególnie dla niego, który jakby nie patrzeć cenił sobie prywatność dość mocno. Zatrzymał się i poczekał aż go dogoni (choć nie szedł na tyle szybko aby dzielił ich jakiś duży dystans) i złapał ją w pasie, z lekka przyciągając do siebie. Nie wiedział czym był spowodowany ten nagły gest czułości, ale zanim na dobre zdołał się rozpocząć, to bardzo szybko się skończył, kiedy Voralberg się zwyczajnie i po ludzku się poślizgnął. Nie zdążył złapać równowagi, ale skupił się na tym, aby Éléonore nie uderzyła o ziemię, a spadła na niego, co raczej było miększym lądowaniem zważywszy na to, że… - Czy to jest lód? – spytał, raczej retorycznie, wyciągając nagą dłoń i macając zamarzniętą taflę jeziora. Odchylił głowę do tyłu, aby przyjrzeć się otoczeniu i o ile się nie mylił, to jakimś cudem weszli na jezioro. Na całe szczęście w pełni oblodzone, bo w innym wypadku byliby już dawno w wodzie. A chyba wszyscy wiedzieli jak w ich przypadku kończyła się każda przygoda z tą cieczą. – Cóż, tego nie mogłem przewidzieć. – zerknął na nią, lekko skonfundowany, acz grzecznie czekając aż ona wstanie, aby i on mógł to zrobić. Albo i nie.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Tak jak posanowiła, tak też zrobiła. Po powrocie ze spaceru i ugrzaniu się trochę we wspólnym igloo, Marie ruszyła dalej podbijać norweskie miasteczko. Na pierwszy rzut poszło właśnie lodowisko. Idąc w kierunku zamarzniętego jeziora przez glowę przeleciały jej obrazy sprzed ponad dziesięciu lat. Była wtedy jeszcze małą dziewczynką, kiedy rodzice zabrali ją i jej rodzeństwo na loowisko. Nie był to jej pierwszy raz na lodzie. Miała z nim kontakt zanim nauczyła się chodzić, kiedy to przyczepiona chustami do piersi mamy, tańczyła piruety. Jej mama bardzo lubiła jazdę na łyżwach. Zresztą nie tylko. Uwelbiała zimę, święta, ferie i wszystkie możliwe zimowe aktywności, których z tej razji w ich życiu było mnóstwo. Mama była niemal zawodową łyżwiarką, a umiejętnościami na pewno niejednej dorównywała. Natomiast puconce tak dobrze na lodzie nie szło. Mimo usilnych prób rodziców co chwilę wywracała się, potykała. Tego konkretnego dnia, właśnie wskutek potknięcia, nieszczęśliwie wylądowała na lodzie z wykręconą prawą nogą. Pamiętała, że ból, który wtedy odczuła, był na tamtą chwilę najgorszym doświadczeniem, co oczywiście przez kolejne lata się zmieniło. Po kilku dniach spędzonych we francuskim odowiedniku Munga, mogła wyjść do domu, ale uraza do lodu pozostała. Dzisiaj jednak postanowiła to zmienić. Zanim weszła na zamarznięte jezioro, przystanęła, by móc podziwiać cudowne widoki, jakimi Norwegia cały czas ją zaskakiwała. Założyła na nogi łyżwy po czym niepewnie weszła na lód. Nie zdążyła zrobić kroku, a już leżała na lodzie. Wbew pozorom zamiast zirytować rozśmieszyło to tylko puchonkę. Jeszcze leżąc na lodzie zauważyła nowo przybyłą dziewczynę - prawdopodobnie także uczennicę bądź studentkę przybyłą ze Szkocji.
Lodowisko kusiło ją już od jakiegoś czasu. Uwielbiała jazdę na łyżwach i choć nie była najlepsza w śmiganiu po lodzie tak ten rodzaj rozrywki zawsze ją tak mile relaksował kiedy nie mogła zaczaić się w ciepłej cieplarni bądź w futerku lunaballi. Po pewnym czasie wahania się wypożyczyła łyżwy i założyła je na stopy, a kilka minut później już śmigała po tafli zamarzniętego lodu. Pochylona do przodu odtwarzała sobie w pamięci sposób poruszania się, aby nabrać prędkości a następnie ją wytracić. Nie było tu zbyt wiele osób dzięki czemu nie musiała martwić się, że mogłaby na kogoś wpaść. Poprawiła czapkę na uszach i zatoczyła potężne koło, a gdy dobrnęła do połowy spostrzegła przewracającą się dziewczynę. Jakoś tak odruchowo pomknęła w jej stronę i wyhamowała metr obok jej twarzy. - Hej, nic ci nie jest? - zagadnęła i kucnęła, oferując jej swoje ręce do podtrzymania się. Dopiero po chwili zorientowała się, że równie dobrze mogła rozmawiać z dziewczyną mieszkającą stale w Norwegii jednak po przyjrzeniu się jej twarzy chyba ją skojarzyła. Posłała jej lekki uśmiech i pomogła wstać. - Za kilka minut mają zostać wypuszczone tu świetliki. - poinformowała Puchonkę, ale też przy okazji postarała się nawiązać z nią miłą konwersację. Nie powinna robić z siebie odludka, wypadałoby rozmawiać z ludźmi i odnajdywać ciekawe relacje. - Pierwszy raz na łyżwach czy to po prostu pech? - dodała jeszcze i puściła dziewczynę, jeśli ta już odzyskała równowagę. Sama Bons splotła ręce za plecami i przemknęła łyżwami nieco na bok. Nie miała jeszcze świadomości, że pół metra za nią lód jest cieńszy. Dopiero za parę chwil przekona się, że pech tak naprawdę postanowił dopaść właśnie ją, a nie Marie.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Zdziwiła się słysząc odgłos hamowania niedaleko swojej głowy. Kiedy podniosła wzrok, ujrzała dziewczynę, którą jeszcze przed chwilą obserwowała. Śmigała po lodzie stosując coraz to nowe techniki jazdy i figury. Kiedyś chciała zostać łyżwiarką figurową. Mama nawet przez jakiś czas dawała jej lekcje jazdy figurowej, ale niedługo potem zaliczyła najbardziej bolesny upadek w swojej krótkiej karierze. - Nie - odpowiedziała siląc się na uśmiech. - Dawno nie byłam na lodowisko i najwyraźniej dało to o sobie znać - dodała, tym razem już szczerze się śmiejąc z własnej nieporadności. Mimo, że zazwyczaj była osobą bardzo zamkniętą i unikała spotkań, rozmów z innymi, ale dziewczyna wydawała się bardzo miła. - Świetliki! - ucieszyła się na tą wiadomość jak mała dziewczynka. Widząc, że puchonka ruszyła, utrzymując się na trzęsących nogach, spróbowała dogonić nową koleżankę. Gdyby trochę bardziej wytężyła słuch, usłyszałaby chrupnięcie cieńszej warstwy lodu, na którą właśnie wjechała druga puchonka. - Jestem Marie - przedstawiła się. - Miło poznać - dodała, z trudem wymawiając drugie słowo, zważając na francuski akcent, który bynajmniej nie ułatwiał komunikacji w języku angielskim.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Dopiero teraz mogła zrozumieć, że rozmawia z dziewczyną pochodzącą zza granicy. Nie dało się przeoczyć jej charakterystycznego akcentu. Nie było też żadnego problemu z dopasowaniem go do kraju pochodzenia. Posłała jej pogodny uśmiech, ciesząc się, że nie natrafiła na obcą Norweżkę, z którą bariera językowa mogłaby narobić problemów, a na dziewczynę z Hogwartu. Tak, musiały być na tych samych feriach. Gdy tak wytężyła umysł to wydawało się jej, że widziała ją niedawno na stołówce w ich polu igloowym. - Lód jest zdradziecki. Ale z reguły wystarczy tylko kilka minut jazdy, a od razu sobie człowiek przypomni jak się należy poruszać. - zapewniła ją i odjechała kawałek, robiąc jej więcej miejsca. Postanowiła w razie czego jeździć gdzieś w okolicy, a nuż nadarzy się okazja, aby jednak pogadać nieco dłużej? Nie chciała się izolować od ludzi. Uśmiech Bons poszerzył się przy jej entuzjastycznej reakcji na wieść o świetlikach. - Ja jestem Bonnie, ale z reguły wszyscy mówią mi Bons. - poprawiła czapkę, aby zakrywała uszy i jeszcze odjechała kawałek, a potem do jej uszu dobiegł charakterystyczny trzask. Odwróciła się przez ramię myśląc, że to gdzieś indziej lód się załamuje gdy wtem lód pod nią pękł, a ona z głośnym krzykiem wpadła do lodowatej wody do wysokości żeber. Przytrzymała się w ostatniej chwili lodu lecz jej dłonie się ześlizgiwały pod tafli. Niska temperatura wody wstrząsnęła nią porządnie i wywołała lekkie zawroty głowy. Popatrzyła na Marie z szeroko otwartymi oczami. - P-Pomóż mi... o Merlinie... z-zimno... auć... - jej dolna warga zadrżała od wstrzymywanego płaczu związanego z szokiem i strachem. Czuła, że się zaklinowała gdzieś w okolicy ostatnich żeber. Było lodowato i okropnie! Potrzebowała pomocy.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Tak, kojarzyła dziewczynę. Widziała ją zapewne kilkakrotnie jeszcze w Hogwarcie, a także już na wyjeździe. Być może właśnie podczas jednego z posiłków. Nie była zadowolona, że dopiero teraz zaczęła zwiedzanie miasteczka. Minęło już niemal połowa ferii i wyjazdu, a czas przeleciał jej między palcami. Kiedy wróci z powrotem do szkoły, czekają ją egzaminy, owutemy, koniec szkoły, wakacje. Kiedy teraz o tym myślała wydawało jej się to zupełnie niemożliwe. Ona i koniec szkoły, studia? Nie, to po prostu nie mogło się stać. Teraz jednak była tutaj - w Norwegii, na lodowisku, rozmawiała z nowopoznaną dziewczyną. Rzeczywiście, puchonka miała rację. Po chwili, Marie śmigała już po lodzie. Chociaż śmiganie to może za wiele powiedziane, bo nadal chwiała się, ale nie zaliczyła już wywrotki. Uśmiechnęła się do dziewczyny. Kiedy usłyszała dźwięk pękającego lodu przestraszyła się nie na żarty. Odruchowo kucnęła na lodzie nie chcąc wpaść do lodowatej wody. Dopiero po chwil zauważyła, że lód pękł idealnie pod Bons. W pierwszej chwili chciała wzywać pomocy. Niestety, najbliżsi łyżwiarze znajdowali się kilkanaście metrów, dlatego też postanowiła sama spróbować coś zdziałać. Podczołgała się do przerębli, w którą wpadła dziewczyna. - Spróbuj się mnie złapać - krzyknęła w jej stronę, podając jej dłonie, z których uprzednio zdjęła rękawiczki. Mogła spróbować magii, ale w takich wypadkach nie chciała ryzykować. Oby udało jej się wciągnąć puchonkę z powrotem na lód.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Literka na randkę: E jak "e, chodź idziemy obijać dupska na lodowisku!" Kostka na randkę:4 czyli będziemy pić gorąca czekoladę!
Kiedy myślała nad tym wszystkim, to dochodziła do jednego wniosku; na pewno będzie bardzo dobrze wspominać wyjazd do Norwegii. Wszystko działo się tutaj lepiej i szybciej, układało się dobrze, a ona sama czuła, że powoli wszystko zmierzało w odpowiednim kierunku. Nie wiedziała, czemu tak się dzieje, ale nie narzekała z tego powodu. Postanowiła nie rozmyślać nad to i po prostu pozwolić czasowi aby działał i robił swoje. No, a przynajmniej tak właśnie myślała do momentu, kiedy nie dostała tego dziwnego listu od jakiejś głupiej słodkiej swatki. Że niby miała zaprosić swoją walentynkę na randkę i dostać jeszcze za to nagrody?! Na Merlina... chyba tyko głupi by się na cos podobnego nabrał. Poza tym, ona przecież nie miała żadnej walentynki... Nigdy nie obchodziła tego dnia, bo i nie miała z kim. A teraz po jej ostatnim spotkaniu z Hunterem, mętlik w jej głowie urósł do naprawdę dużych rozmiarów. Na samo wspomnienie tamtego spotkania robiło jej się gorąco. Nawet nie wiedziała, czy powinno tak być, czy nie. Dear na dobre zagościł w jej myślach i jakoś za cholerę nie mogła go stamtąd wygonić. Zupełnie tego nie rozumiała, bo to było do niej kompletnie nie podobne. Przecież oni się przyjaźnili. A to, że doszło, do tego do czego doszło to... no w zasadzie nie wiedziała, jak to tłumaczyć. Niemniej postanowiła, że skoro już nastąpił taki dzień, to może czuć jakieś tam prawo do tego, żeby w ramach rewanżu go gdzieś zaprosić. Nie była pewna, co mogłoby się dziać, gdyby znów wylądowali w bardziej ustronnym miejscu, dlatego postawiła na lodowisko. Uwielbiała łyżwy i jeżdżenie na nich, więc uważała, że to będzie dobry pomysł. Zrobią coś niekonwencjonalnego, co zapamiętają na dłużej a dodatkowo będzie mogła się ponabijać nieco z Huntera, gdyby ten jednak nie ogarniał takich rzeczy. Poza tym, nie do końca wiedziała, jak powinna się jeszcze zachowywać ze względu na to wszystko, więc lodowisko wydawało jej się niezłym miejscem do zbadania terenu. Równo o 15 czekała na wspomnianym w liście skrzyżowaniu z nadzieją, że Hunter dosyć szybko się pojawi. Wieczna noc wciąż trwała w najlepsze, wszędzie wokół paliły się uliczne latarnie rozświetlając mrok, lecz pomimo tego niebo nad ich głowami idealnie pokazywało kolejne gwiezdne konstelacje. Stresowała się i to cholernie. Serce biło jej nierówno schowane głęboko pod puchową kurtką. Poczuła jeszcze większy stres kiedy dostrzegła w oddali Huntera. Przywołała na twarz pewny siebie uśmiech, gotowa idealnie udawać, że wie, co robi. Poprawiła czarną torbę na ramieniu, która skrywała wiele ciekawych rzeczy na później. - Dobra, nie mówiłam ci wcześniej, bo pewnie byś wtedy nie przyszedł, ale wiesz co, idziemy jeździć na łyżwach - no bo przecież standardowe powitanie wyszło z mody. Uśmiechnęła się szeroko, łapiąc jego dłoń i ciągnąc w przeciwną stronę, niż ta, z której przyszedł chłopak, czyli w stronę lodowiska. Wiedziała doskonale, że zapewne gdyby tylko chciał, to bez problemu wyrwałby się z jej uścisku, chociaż miała nadzieję, że jednak tego nie zrobi.
Jak do tej pory też nie mógł narzekać na wyjazd, bo mimo, że nie wszystko szło po jego myśli to i tak koniec końców zadowolony był z tego w jakim kierunku rozwinęła sie jego relacja z Robin. Niby jeszcze nie wiedział nic na temat tego jak wygląda to z jej perspektywy, jednak gdy tak o tym myślał, twierdził, że to co się stało nad wodospadem musiało mieć dla niej jakieś znaczenie. Bo dla niego miało i chyba dało się to wyczuć. On też otrzymał sowę od tajemniczej swatki, która z walentynek zrobiła konkurs i postanowiła rozdawać za to nagrody. Ciekawy sposób na zmotywowanie ludzi opornych do świętowania. Jednak Hunter uznał, że chyba na razie wyczerpał swój limit randek na jakis czas, poza tym nie był pewny jaki stosunek ma do niego Robin po tym co wydarzyło się między nimi, dlatego postanowił na razie odpuścić taką inicjatywę. I poniekąd trochę czekająć na jej ruch otrzymał list z propozycją spotkania. Nie spodziewał się tego kompletnie, ale był miło zaskoczony tym, że Robin chciała mu się odwdzięczyć. Poza tym był niezmiernie ciekawy co wymyśliła oraz podekscytowany kolejna okazją do spędzenia z nią czasu. Ostatnio bardzo to doceniał i naprawdę zaczął nawet już sam w swoich myślach przyznawać się do tego, że zadurzył się jak dzieciak. Ale to było przyjemne uczucie. Oczywiście nie wiedział po co idzie do centrum miasteczka i co tak naprawdę będą robić. To już stało się tradycją, że dziewczyna nie mówiła mu szczegółów, kiedy proponowała spotkanie. Ale nie przeszkadzało mu to, bo zawsze lubił ten dreszczyk tajemniczości, który wyzwalała Ślizgonka. Poddawał się temu, bo to była Robin i nigdy źle na tym nie wyszedł. Nawet jeśli jej pomysły czasami były głupie, to kiedy siedzieli w tym razem bawili się przednio. Widząc ją z daleka, nie mógł powstrzymać cisnącego się na jego usta szerokiego uśmiechu. No zadurzony szczeniak... - Łyżwy? Pomysłowe - odparł na jej słowa, zbliżając się, aby objąć ją ramionami i wtulić się w nią na moment. Po takim ciepłym przywitaniu, odsunął się i już miał mówić, że jest pod wrażeniem, czy coś równie banalnego, kiedy chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę barierek, za którymi znajdywało się wejście na zamarzniętą taflę. - Najbardziej jestem ciekaw tego jedzenia, bo oryginalnie interpretujesz to w swojej ankiecie - odezwał się po chwili, przenosząc wzrok z ich złączonych dłoni z łobuzerskim uśmieszkiem, kiedy znaleźli się przed wejściem na lodowisko. Dawno nie jeździł na łyżwach i miał nadzieję, że nie zapomniał jak to się robi, bo nie chciał ośmieszyć się przed Doppler. Wypożyczyli dwie pary, po czym wylądowały one na ich stopach i można było śmigać. Pierwsze kilka metrów zrobionych przez niego było dosc niepewne, ale potem już przypomniał sobie instynktownie jak sunąć po lodowej tafli. - Nie zaszkodziły Ci te gorące źródła? Podobno można szybko złapać przeziębienie, ale to pewnie takich jak my się nie chwyta - zagadał, sunąć tuż obok niej, chcąc choć trochę od niej wyciągnąć na temat ich ostatniego spotkania. To nic, że zazwyczaj ich rozmowy nie były zbyt poważne, może będzie w stanie czegoś się dowiedzieć.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Niewątpliwie podobne zaproszenie do zabawy, jakie rozsyłała słodka swatka, dodatkowo zachęcało ludzi do tego, aby najzwyczajniej w świecie ruszyć się z domu i w towarzystwie jakiejś drugiej osoby, zrobić coś ciekawego. Więc Robin była jedną z tych naiwnych (bądź nie...), która to postanowiła skorzystać z okazji. W towarzystwie Huntera zawsze spędzała dobrze czas, więc i teraz liczyła na dobrą zabawę. A poza tym, nie oszukujmy się, zamierzała dokładnie wybadać teren i dowiedzieć się więcej. Miała w planie użyć wszelkich swoich dziennikarskich sztuczek, aby dowiedzieć się, czy chłopak myślał cokolwiek więcej na jej temat, czy raczej ograniczał się do stwierdzenia, że to stało się przez przypadek i więcej nie powinno. Osobiście nie wierzyła w przypadki. Los nigdy ich nie tworzył. Ale z drugiej strony, ona nie ogarniała Huntera. Przecież niejednokrotnie udowodnił jej swoim zachowaniem i słowami, że jakiekolwiek związki i uczucia nie są dla niego. Może to co wtedy się stało było po prostu incydentem? Oboje za daleko poszli w tym pokazywaniu... Jakie to wszystko było skomplikowane! Głowa jej od tego parowała i tak codziennie przez ostatnie kilka dni! Więc po prostu musiała zobaczyć na własne oczy, o co chodzi. A nie znajdowała lepszego sposobu na to, niż sprowokowanie kolejnej randki. Może dzięki temu sama się przekona, co czuje... Pokiwała głową, kiedy ostatecznie uznał jej pomysł z łyżwami na całkiem niezły. Stres który dotychczas czuła nieco zelżał. Nie była pewna, czy za sprawą tego uścisku, którym ją obdarzył, czy przez to, że odpowiadała mu jej wizja dzisiejszego spędzania wspólnie czasu. Miło było znów znaleźć się w jego ramionach. Jakby odruchowo przymknęła nieco powieki. Zauważyła, że niezbyt chętnie odsunęła się w końcu od niego. Parsknęła śmiechem słysząc kolejne jego słowa. - Wiesz, nikt nie mówił, że to będzie logiczne i że w ogóle cokolwiek do jedzenia dostaniesz - stwierdziła dalej się śmiejąc, kiedy zatrzymali się przed barierkami. Sama też spojrzała na ich złączone dłonie, które zaskakująco dobrze ze sobą współgrały. Miał przyjemnie ciepłe palce i jakieś takie miękkie. Ale przyszedł czas na to, aby wybrać sobie łyżwy i w ogóle je założyć na nogi. Dziewczyna wiązała je zawzięcie, zastanawiając się nad tym, czy za chwilę nie zrobi z siebie kompletnej idiotki, kiedy płozy zetkną się z taflą lodu. Ostatni raz jeździła na łyżwach rok temu w Austrii będąc u babci. To było jednak trochę czasu. Co prawda może nie zrobi z siebie kompletnego pośmiewiska, ale... cholera wie, jak to będzie. - Ostrzegam, że ostatni raz jeździłam rok temu i może za chwilę polecę epicko na dupę - wyjaśniła jeszcze, jakby to miało być wytłumaczenie dla jej ewentualnego niepowodzenia. Ale wiedziała, że na pewno by to perfidnie wykorzystał do cna. Weszła na lód i zaczęła się odpychać. Raz, drugi, trzeci. Dobra, nie było tragedii, jednak nie zapomniała podstaw. Obróciła się w miejscu i uśmiechnęła szeroko do Huntera. - Dobra, chyba jednak przeżyję - dodała czując, że to może być naprawdę fajne wyjście. Nie odzywała się od razu kiedy usłyszała pytanie z jego ust. Wiedziała, do czego pije. Delikatny uśmiech wykrzywił jej wargi, kiedy zerknęła na niego znad kurtyny rzęs. - Wiesz, przeziębienie to mi na pewno nie było groźne. - stwierdziła w końcu, nawet nie wiedząc, czemu coś takiego wydostało się z jej ust! Ale nie wiedziała, w jaki inny sposób powinna powiedzieć to, co myśli. Nie przywykła do tego typu szczerych rozmów. Chyba oboje mieli przekichane pod tym względem... - A ty, jak się potem czułeś? - skoro on zadawał tak bezpośrednie pytania, to nie zamierzała być pod tym względem od niego gorsza! Co to, to nie!
Byłoby nieprawdą, gdyby stwierdził, że nie cieszy go fakt, że list od Swatki poniekąd popchnął Doppler do wymyślenia owej randki. Niby nie potrzebowali pretekstu, żeby dobrze spędzić czas, ale jednak ostatnio trochę się u nich zmieniło i ewidentnie oboje chcieli sprawdzić co tak naprawdę. Brał pod uwagę fakt, że Robin może mieć właśnie takie myśli - że dla niego w sumie nic nadzwyczajnego się nie stało, że przecież to tylko seks, zresztą miał podobne nastawienie, kiedy obudzili się razem w jego łóżku. Miałą podstawy do tego, aby tak sądzić. Ale też powinna wziąć pod uwagę to, że nie zachowywał się do końca jak on i właśnie to mogło wskazywać na nieco głębszą interpretację tego co się wtedy zdarzyło. Ale to nawet dobrze, że chciała w jakiś sposób dojść do tego co tak naprawdę dzieje się w tej chwili w jego głowie, bo może szybciej będą wiedzieli na czym stoją. Byle tylko nie pytała go wprost. Lubił witać się z nią w ten sposób i od pewnego czasu to robił, czerpiąc przyjemność nawet z tak nieznacznej bliskości. Od razu uderzył go w nozdrza zapach jej szamponu, który przywołał wspomnienia z gorącego jeziora, na co kącik jego ust uniósł się do góry. Gdyby tylko umiała czytać w myślach i w tej chwili słyszała co kłębi się w jego głowie, z pewnością by się przestraszyła tych wszystkich emocji, które nawet dla niego były tak bardzo nowe. Też na początku nie wiedział co o tym wszystkim sądzić, ale musiał przyznać, że podobało mu się to uczucie posiadania jej. Czuł się z tym naprawdę dobrze i chciałby doznawać tego częściej. - Ja tam właśnie na jedzenie wcale nie liczę... - mruknął, zawadiacko się do niej uśmiechając i nawet pozwalając sobie puścić jej szybkie oczko. Przyjemna temperatura jej dłoni i świadomość, że to ona pierwsza zainicjowała ten gest trzymania się za ręce, o dziwo nie przeraziła go, a wręcz popychała ku temu, aby mocniej zaciskać palce na jej własnych. Naprawdę mógłby przyzwyczaić się do tego, chociaż wcześniej sądził, że to denne i banalne, ale tak bardzo zmieniało mu się myślenie ostatnimi czasy... -Wiszę Ci jeden masaż tyłka, także śmiało - leć - odparł na jej słowa, posyłając jej sugestywne spojrzenie i uśmiechając się zaczepnie. - Też dawno nie jeździłem. Trzeba będzie się trochę rozruszać - dorzucił po chwili, kiedy miał już łyżwy na stopach i potrzeba było mu kilku minut ślizgania na lodzie, aby przypomniał sobie jak to szło. Zaśmiał się cicho na jej słowa, próbując w dwojaki sposób je interpretować. - Przyznajesz, że miałaś dobry termofor? - spytał wprost, rozbawiony, a kiedy usłyszał jej pytanie, zmrużył nieco oczy, po czym zajechał jej drogę, łapiąc ją wpierw za ramię, tak, aby wcześniej zwolniła. - Hmm, szczerze? Było mi w nocy trochę zimno bez mojej przyszłej żony, ale pocieszała mnie myśl, że jeszcze kiedyś może być nam dane "rozgrzać się" w ten sposób - oznajmił cicho, spoglądając na nią z tym swoim charakterystycznym czarującym uśmiechem. A potem tym razem to on chwycił ją za rękę i pociągnął dalej kontynuując przejażdżkę po lodowej tafli, wymijając kilka innych ludzi, sunących po lodowisku. - Myślisz, że fajnie się tutaj mieszka? W sensie w Norwegii? - wypalił po chwili, ciekawy jej opinii, bo on sam przez te kilka dni tam spędzone nie mógł jakoś się przyzwyczaić do specyficznego klimatu i charakteru tej części Europy.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Właśnie przez to wszystko uznała, że to spotkanie jest konieczne! Myśli krążyły w jej głowie niczym nawiedzone. Niby potrafiła zazwyczaj bardzo dobrze używać swojego mózgu i wyciągać ładne, logiczne wnioski, ale nagle okazywało się, że w tym konkretnym przypadku była kompletnym beztalenciem. Z jednej strony faktycznie sądziła, że może to nic dla niego nie znaczyć, tak samo jak wtedy, kiedy obudziła się w jego łóżku. Ale to zwyczajnie gryzło się z tym, co widziała w jego oczach, twarzy. To nie był tamten Hunter. To był jakiś kompletnie inny chłopak, który być może... nie, nawet tego nie mów i o tym nie myśl... Tak, zdecydowanie nie powinna wywoływać wilkołaka z lasu. Więc powoli będą pewnie sprawdzać, jak to się wszystko rozwinie. Chyba trochę się tego bała. Oczywiście nigdy nie powie tego głośno, ale faktycznie tak było. Jak zwykle pojawiała się niepewność, na wierzch wychodziły wszelkie ziarna niepewności, które dotychczas tak zawzięcie zbierały się w jej głowie. Znowu coś spaprasz. To nie ma szans. Próbowała odganiać od siebie te myśli, ale i tak uporczywie wracały. Na szczęście, towarzyszyły jej przede wszystkim, kiedy byłą sama. Bo teraz, kiedy znajdowała się w jego towarzystwie, znacznie łatwiej było jej uwierzyć, że jest dobrze. Nie potrzebowała sprawdzać niczego, czy testować. Mogła po prostu być obok, a uśmiech samodzielnie pojawiał się na jej wargach. Może niepotrzebnie to wszystko tak bardzo roztrząsała? Uśmiechnęła się szerzej, kiedy usłyszała kolejne jego słowa. Nie sądziła, że tak ładnie podłapie to, co napisała w tej głupiej ankiecie, co mu wysłała. Chociaż w sumie. Na samą myśl, że właśnie tego oczekiwał, robiło się jej jakoś cieplej. Zaśmiała się tylko, nie bardzo wiedząc, co mogłaby w tym momencie mu odpowiedzieć, żeby miało jakikolwiek sens. W sumie to ciekawe, co się roi w twojej głowie - powiedziała w końcu, zerkając na niego kątem oka. Próbowała coś więcej wyczytać z jego twarzy, ale jak zwykle było to ciężkim zadaniem. Poza tym kolor jego tęczówek nieco ją rozpraszał. Uniosła jedną brew zaskoczona tym, co mówił. Nie bardzo skojarzyła, o co dokładnie mogło mu chodzić. Myślała uporczywie, ale gdzie tam, myśli wyleciały z jej głowy i nie znajdowała odpowiedzi. - Masaż tyłka? Chyba coś ci się poprzestawiało pod czerepem - stwierdziła w końcu, ciekawa czy zechce jakoś rozwinąć tę kwestię. Może to był jakiś głupi zakład? Cholera, zupełnie nie mogła skojarzyć o co mu chodzi. Odpychała się dalej, a z każda minutą szło jej coraz lepiej. Powoli nawet próbowała jakoś przeplatać swoje stopy, aby sprawdzić, czy jeszcze pamiętała, jak to się dokładnie robiło. Uśmiechała się sama do siebie, bo rozpierała ją duma, że jeszcze jej twarz nie spotkała się z lodem. Zatrzymała się, kiedy złapał ją za ramię i zajechał drogę. Uniosła wzrok na jego twarz, ciekawa tego co chciał zrobić. Dobrze, że wokół nich było zimno, bo pewnie by się nieco zarumieniła, a tak, policzki już posiadała czerwone. Więc nie mógł zobaczyć zmieszania, które pojawiło się na jej twarzy. - Mogłeś się szczelniej kołdrą owinąć - stwierdziła niby luźnym tonem, ale tak naprawdę wcale tak nie sądziła. Na samą myśl, że miałaby być tak blisko niego, w nocy, w jednym łóżku... Naprawdę dobrze, że wokół nich był mróz. - Poza tym, ostatnio mi zarzuciłeś, że się rozpycham przez sen - dodała, jakby próbowała w jakiś sposób rozluźnić atmosferę. Ta jednak nie mogła się rozluźnić. Poczuła jak jakieś ciepło ją ogarnia, kiedy potem to on złapał jej dłoń pomiędzy swoje palce i ruszyli dalej ślizgając się. W sumie to lepiej. Kiedy się poruszali to na tym właśnie się skupiała. Nie wpatrywał się w nią tak intensywnie. - Nie wiem, chociaż ja bym na pewno nie chciała tutaj mieszkać. - oznajmiła w końcu, zerkając na niego, aby odczytać co o tym sądzi. - Wiesz, jakby nie patrzeć, przez długi okres czasu w roku panuje tutaj tylko noc. To jest przynajmniej dziwne. Za bardzo lubię słońce. No i ciepłe temperatury. Jak tak dalej pójdzie to mi w tym miejscu tyłek odpadnie. - rozgadała się, ale skoro już poruszył temat i ewidentnie chciał znać jej zdanie, to dlaczego miałaby się ograniczać. Poza tym, wciąż czuła, że w jego towarzystwie zwyczajnie nie musi tego robić.
Sam na jej miejscu chyba nie wiedziałby co ma myśleć. Ale jednak starał się jakoś okazywać jej, że ma inne nastawienie i nie ma się czego obawiać. Tylko jak tu wierzyć komuś, kto na co dzień zgrywa dupka? Jasna sprawa, że miała wątpliwości i nie rozumiała jego zachowania do końca, bo zmienił je praktycznie z dnia na dzień, kiedy uświadomił sobie co naprawdę czuje. Merlinie, sam przecież nie był w stanie dojść rzędu z własnymi emocjami, więc co się dziwić, że ona z boku ich nie rozumiała. To było jeszcze zbyt świeże, aby można było to jakkolwiek analizować, chociaż Hunter już wiedział co to oznacza i starał się już według tego funkcjonować. Rzadko kiedy zdarzało mu się, że tak dokładnie upewni się w tym co czuje, a w tym przypadku na przestrzeni ostatnich zaledwie kilku dni utwierdził się w przekonaniu, że Robin nie jest dla niego tylko przyjaciółką. I dlatego właśnie niby czuł się tak samo przy niej, ale jednak jakoś inaczej. Niby była to ta sama Robin, którą znał przez taki czas, lubił, ale jednak przebywając z nią, rozmawiając miał wrażenie, że jakby bardziej niż przedtem dąży do tego, aby częściej uśmiech widniał na jej twarzy. A kiedy tak było to i on był zadowolony. A więc tak to działało... - Po prostu pokrętnie chciałem Ci przyznać, że świetnie całujesz - oznajmił po krótkiej chwili ciszy, w ciągu której doszedł do wniosku, że czasami warto być rozbrajająco szczerym, by sprawić aby druga osoba poczuła się dobrze. Co prawda rzadko mówił jej wprost tego typu rzeczy, ale dlaczego by nie zacząć robić tego częściej? - Nie pamiętasz? Na OPCM z Cortez powiedziałaś, że pozwolisz mi wymasować swój pośladek, kiedy na nim wylądujesz dzięki zaklęciu ofensywnemu. - wyjaśnił, wspominając jedną z lekcji, na której padły takie słowa. - Ja za to nie zapominam i upominam się o swoje - dorzucił jeszcze pół żartem, pół serio, śmiejąc się pod nosem. Aż naszły go urywki z tamtego dnia nad wodospadem, gdzie jego błonie błądziły po jej rozgrzanym ciele... Westchnął do swoich myśli, otrząsając się jednak z nich szybko, kiedy mieli już na nogach łyżwy i mogli wejść na lód, gdzie trzeba było zachować rozwagę, zwłaszcza na początku, po tak długim czasie przerwy od jazdy po śliskiej, zamrożonej powierzchni. A kiedy po kilku minutach wstępnej jazdy, sam celowo skierował rozmowę na temat wydarzeń z tamtego dnia w gorących źródłach, obserwował zmianę na twarzy dziewczyny, kiedy stanął przed nią. Usłyszawszy jej słowa, nie był w stanie powstrzymać śmiechu, odwracając od niej głowę. A kiedy wrócił do niej rozbawionym spojrzeniem, podjechał kawałek w jej kierunku, zmniejszając odległość ich dzielącą i kładąc dłonie na jej biodrach. - Kołdra to nie to samo - powiedział przekonywująco, wpatrując się w te czekoladowe tęczówki, które w tej chwili niby pozostawały nieugięte, ale jednak coś w nich było niespokojnego. - Bo się rozpychasz. Ale jestem w stanie to jakoś przeboleć. Może też zacznę się przepychać - zażartował również luźno, a następnie złączył ich dłonie, by znów ruszyć po lodowisku, w stronę drugiego jego końca. - Też bym nie potrafił tutaj żyć. Właśnie przez to co mówisz - ciemno, zimno i jakoś tak ogólnie kijowo. Ale całkiem nieźle się bawię, mimo wszystko - wyznał po chwili, brzmiąc całkiem szczerze. Zerknął na nią z boku i uśmiechnął się. Naprawdę ostatnio robił to częściej niż zazwyczaj. Usłyszawszy jej ostatnie słowa, nie mógł powstrzymać się od komentarza: - Coś na to zaradzimy. Znam skuteczne i przyjemne sposoby, żeby go ogrzać. - po czym poruszył sugestywnie brwiami.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Może faktycznie oboje powinni po prostu nie przejmować się niczym i pozwolić na to, aby relacja rozwinęła się samodzielnie i bez zbędnego dla wszystkich pośpiechu. Tak, to było chyba najlepszym rozwiązaniem. Sama Robin kompletnie nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. Pewnie gdyby znów ktoś ją zmusił do sprecyzowania swoich uczuć względem Ślizgona, to uciekała by od tego tak bardzo, jak to tylko możliwe. Nienawidziła tego typu trudnych rozmów. Nie mówiła słów zaczynających się od literki „k” jeszcze nigdy i przed nikim. Poza tym znała siebie na tyle, aby wiedzieć, że prędzej odpowie „jesteś debilem” niż „wiele dla mnie znaczysz” a oba te zdania będą dla niej równoważne. Choć z drugiej strony, wciąż zapominała, że Hunter ją znał. Prawdopodobnie lepiej, niż ona sama siebie. I mógł się domyślać, jak wielkie znaczenie mają podobne zachowania z jej strony. Nigdy nie była łatwą ani normalną w relacjach międzyludzkich. Była pewna, że posiadała w nich znaczące braki. Może kiedyś miała się pod tym względem naprostować. Tylko pozostawało jeszcze pytanie, czy gdyby faktycznie tak się stało, to czy wciąż byłaby sobą? Chyba właśnie za to ją lubił. Bo była kompletnie niekonwencjonalna, ciężko było przewidzieć co zrobi, czy powie. Dla niej było to naturalnym, dla innych wydawało się zupełnie irracjonalnym. Dear chyba zdążył się już przyzwyczaić. I znów ją zaskakiwał tak banalnym stwierdzeniem, które kompletnie do niego nie pasowało. Przyzwyczaił ją do czegoś zupełnie innego, wiec teraz potrzebowała przynajmniej jednej, dłuższej chwili, aby zrozumieć tę nową wersję Deara, która prezentowała się przed jej oczami. Parsknęła w końcu lekkim śmiechem, z niedowierzaniem kręcąc głową. – Kim jesteś i co zrobiłeś z Huntere? – zapytała w końcu po dłuższej chwili, dalej uśmiechając się szeroko. Naprawdę, dziwne rzeczy się tutaj działy. Zamiast tradycyjnego przytyku ze strony Ślizgona, dostawała komplementy? Świat zwariował, była tego zupełnie pewna! Zupełnie zapomniała o wydarzeniach, które miały miejsce na tamtej lekcji. Pamiętała za to, że świetnie sobie poradziła, a Hunter, jak zwykle zresztą, kiedy w grę wchodziły jakiekolwiek zaklęcia, przynajmniej bardzo średnio. Pokiwała głową, jakby nagle odkryła wielką prawdę życiową, która miała ją uratować od zguby. – No tak… To wtedy po raz pierwszy uznałam, że jesteś cholernie słaby w zaklęciach – oczywiście wyszczerzyła się po tym w jego kierunku, bardzo zadowolona z takiego przytyku. Owszem, może coś zaczynało się tutaj innego dziać, ale przecież to nie oznaczało, że powinni tracić swoją naturalność w tym wszystkim. A te słowa po prostu aż cisnęły się jej na język. I musiała je po prostu wypowiedzieć. – W takim razie, bierz co twoje – odpowiedziała mu w tym samym tonie, przekonana, że i tak tego nie zrobi. Jakoś była tego bardziej pewna, niż powinna. Bo przecież z Hunterem nigdy nic nie wiadomo… To dziwne, ale pomimo takiego mrozu, zrobiło jej się cieplej, kiedy poczuła jego dłonie na swoich biodrach. Niby tak prosta rzecz, w porównaniu do tego, co robili ostatnio, ale jakaś taka czuła w swojej prostocie. Automatycznie uniosła swoje spojrzenie do góry, aby jej wzrok spotkał się z jego własnym. Sama też położyła dłonie w okolicy jego własnych bioder, uśmiechając się jakoś tak inaczej, niż miała to w zwyczaju. – Ty już jesteś wystarczająco wielki w porównaniu do mnie, więc nie dziw się, że zawzięcie walczyłam o jakiekolwiek miejsce – stwierdziła w końcu po dłuższej ciszy. Rozmawiali dalej o wszystkim i o niczym, Robin rozglądała się wokół, jakby chciała podziwiać te niecodzienne widoki. Wszechobecna ciemność nie była jej przyjacielem i nie, nie zamierzała do niej przywyknąć, choćby nie wiem co. Perspektywa mieszkania w takim kraju jak ten, była bardzo mało atrakcyjną. – Ja nie mówię, że bawię się źle, bo chociażby ostatnie moje noty świadczą o tym, że bawię się super. Ale sądzę, że na dłuższą metę, to miejsce mogłoby być nieco przytłaczające – westchnęła głośno, bo miała wrażenie, że faktycznie w końcu tak by było. Poczuła by się źle i zapragnęła uciec. Co innego być tutaj dwa tygodnie, a co innego chociażby dwa lata. Nie, to miejsce nie dla niej. I oczywiście znów się zaśmiała, słysząc jego kolejne słowa. [b] – Znowu mam być asystentką? – nie mogła odmówić sobie tego drobnego komentarza, który oczywiście nawiązywał do jej ostatniego pomagania chłopakowi. Ciekawe wspomnienia, nie ma co.
I pod tym względem też byli do siebie podobni. Nie lubili mówić na głos o tym co czują. Dla Huntera było to zawsze krępujące i tego unikał. Dziewczyna też to robiła, chociaż chyba z innych względów. Ale to mieli wspólne - nie warto było czekać na jakikolwiek poważne deklaracje, bo prędzej usłyszy się uroczą uszczypliwość. I pewnie większość ludzi tego nie rozumie, ale oni przeważnie tak właśnie okazują to, że kogoś lubią (choć nie we wszystkich przypadkach). Także względem siebie. Co miało oczywiście swoje plusy i minusy, ale ważne było to, że znali się dobrze i wiedzieli, że większość przytyków nie jest "na poważnie". Zdawał się być trochę inny niż zazwyczaj, jednak on sam tego nie widział. Owszem, podświadomie chciał starać się w jakiś sposób o uwagę Robin (co chyba wychodziło mu nie najgorzej), jednak nie widział w tym nic nadzwyczajnego. W końcu jeśli podobała mu się jakaś dziewczyna to właśnie taki był, choć w przypadku Doppler wyglądało to odrobinkę inaczej. W sumie dużo rzeczy z nią było inne i chyba to było w tym wszystkim najlepsze. - Ale żebyś się czasami nie przyzwyczajała zbytnio, bo będę sugestywnie co jakiś czas sprawdzał czy nie wyszłaś z wprawy - oznajmił zaczepnie, starając się nie brzmieć jak stary zboczeniec, chociaż te jego teksty zakrawały trochę o takie gadki, ale niestety to był Hunter... Fakt faktem te zajęcia miały miejsce dobre kilka miesięcy temu, także miała prawdo dokładnie nie pamiętać co było tam powiedziane, ale akurat Dearowi takie szczegóły zapadały w pamięć. Miał potem łatwiej manewrować złośliwościami. Ale tym razem to ona wyszła z prawdziwą petardą, co zaskutkowało tym, że Hunt zmrużył oczy patrząc na nią z ukosa, po czym wywrócił oczami. - To, że znasz moją jedyną wadę, nie czyni Cię, ani trochę "fajniejszą" - mruknął, by po chwili pokazać jej język, jak pięciolatek, a następnie skomentować to, że przypomina się z tym masażem w konkretnym celu. Na jej słowa, od razu przyjął inny wyraz twarzy. A los chciał, że po chwili mieli wchodzić na lód, dlatego Dear strategicznie puścił damę przodem i pozwolił sobie jadąc na łyżwach tuż za nią, na moment położyć dłoń na jej tyłku i ścisnąć delikatnie. - Mógłbym zostać masażystą. Jeszcze by mi za to płacili... - skomentował jeszcze z bezczelnym uśmieszkiem na ustach, przez chwilę jeszcze sunąć po zamarzniętej tafli obok niej z ręką na pośladku, w ostentacyjnym geście, zadowolony z siebie. Dla odmiany pare minut później miło było zwyczajnie stanąć blisko niej, aby odrobinę ją poprowokować wspominając tamtą noc, którą spędzili koło siebie w jego dormitorium. Ostatnio zauważył, że lubił tonąć w jej zadziornym spojrzeniu, bo wydawało mu się, że to +1 do zajebistości... - To fakt, taki z Ciebie krasnolud, że rano ledwo Cię wypatrzyłem w tym łóżku - zaśmiał się, w odpowiedzi na jej słowa i przyjemnie było pogadać jak wcześniej, naśmiewając się z niej i docinając, bo wyraźnie obojgu przynosiło to frajdę. Skinął głową na jej późniejszą odpowiedź co do mieszkania w Norwegii, a potem znów przekierował rozmowę na nieco mniej poważny tor. - Jeśli tak bardzo chcesz skorzystać... mruknął po chwili, uśmiechając się łobuzersko i już miał wymyślić jakiś głupi tekst co do tego "ogrzewania" kiedy w momencie, gdy zwolnił nieco na lodzie, został pare metrów za nią i nagle poczuł, że grunt pod jego nogami pęka. Zdołał stłumić krzyk, spowodowany zaskoczeniem, kiedy poczuł, że zapada się nogami w lodowatej wodzie, na szczęście woda sięgała mu tylko po pachy. Zadrżał z zimna, gdy poczuł różnicę między zapewne magicznie ogrzewanym nieco terenem lodowiska, a lodowatą cieczą, znajdującą się pod taflą. - O kurwa, ale zimno - wyrwało mu się praktycznie od razu, kiedy położył łokcie na krawędziach wyrwy, która zrobiła się w lodzie. Czuł jak wszystkie jego tkanki przeżywają szok temperatur, bo w zawrotnym tempie traciły ciepło, przez co po chwili mimowolnie zaszczekał zębami, próbując podciągnąć się na ramionach, by wyjść, jednak chyba płoza łyżwy utknęła w czymś na dnie i zaczął szarpać nogą, przeklinając w myślach. Podniósł wzrok na Robin, kiedy zdał sobie sprawę, że ze swoim cholerny fartem utknął. - Błagam Cię, nie komentuj... tylko pomóż mi wyjść... - jęknął, cały zmarznięty, bo już woda zdążyła nieźle ochłodzić jego ciało.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Drobne uszczypliwości były dla tej relacji czymś kompletnie normalnym. Oboje starannie pilnowali tego, aby nie wychodziły one z mody. Nawet w momentach, kiedy wydawało się, że coś zaczynało być na rzeczy, to przecież Robin nie mogła nagle stać się słodką i cukierkową dziewczynką! W takim przypadku chłopak zapewne od razu uznałby, że jest chora, czy coś. Kompletnie to do niej nie pasowało i nawet nie udawała, że jest inaczej. Była zadziorna, pewna siebie. Nie bała się podejmować kroków, których niektórzy nigdy by nie podjęli. Za to bała się wielkich słów i deklaracji. Kto by pomyślał, że coś takiego jest dla niej niewyobrażalnie ciężkim do zrobienia… Choć z drugiej strony, taka słabość, to nie słabość. Zazwyczaj. Teraz, kiedy byli na kompletnie neutralnym gruncie, z dala od miejsca, które ich do siebie zbliżyło, miała więcej możliwości przyjrzenia się temu, czy coś w jego zachowaniu się zmieniło. I zauważała te wszystkie drobne zmiany. Normalnie prawie że poddawała mu się na tacy, a ten, zamiast wbić jej bardzo głęboko w rzyć igłę, to ją jeszcze komplementował. Niewątpliwie mieszał jej w ten sposób w głowie. Przywykła do kompletnie odmiennego zachowania i teraz nie bardzo wiedziała, co robić, jak to wszystko komentować, czy zwyczajnie się tym przejmować, czy nie. Może właśnie dlatego sama wyprowadziła tak precyzyjny cios, aby zobaczyć, czy zostało w nim jeszcze cokolwiek z Huntera, którego znała i którego lubiła. Niemalże miała ochotę wyrzucić ręce wysoko w powietrze, kiedy zrozumiała, że coś się zmieniło, ale to wciąż pozostawał jej Hunter.Prawie tak samo rozkosznie złośliwy, jak zazwyczaj. Wyszczerzyła się w jego stronę, bardzo zadowolona z tego małego odkrycia, którego dokonała. Uśmiech szybko zszedł z jej twarzy, kiedy tak perfidnie wykorzystał moment wchodzenia na lód, żeby faktycznie złapać ją za tyłek. Odwróciła się do niego twarzą, od razu odganiając jego dłonie od swoich pośladków. – Jesteś straszny! – skomentowała to tylko z widocznym oburzeniem w głosie. Jednak wyraz jego twarzy odegnał to oburzenie i parsknęła śmiechem. Sama wykorzystała tę bliskość i położyła dłoń również na jego pośladku. Skoro on mógł to zrobić, to dlaczego niby ona nie? Równouprawnienie! Czy jakoś tak… To, co działo się potem było tak kompletnie niespodziewanym, że Robin nawet w najlepszym razie ciężko byłoby coś podobnego wymyślić. Już miała coś odpowiedzieć odnośnie tego, jak to ciężko było mu wypatrzeć ją we własnym łóżku, ale nie zdążyła tego zrobić. Hunter zwolnił, a ona obróciła się o 180 stopni i przez chwilę jechała tyłem do kierunku jazdy. Decyzja ta była idealną, bo dzięki temu doskonale widziała, jak nagle lód zaczął kruszeć pod jego łyżwami. – Hunter! – zdążyła tylko krzyknąć, ale nic nie mogła zrobić. Od razu zatrzymała się w miejscu i podjechała do niego, kiedy wpadł do wody. Zatrzymała się w bezpiecznym miejscu, z daleka od przerębli. Serce biło jej jak oszalałe i chłopak mógł mieć pewność co do jednego; żarty to ostatnie na co miała w tym momencie ochotę. Na początek musiała się upewnić, że nic mu nie jest! Od razu wyjęła różdżkę z kieszeni kurtki, zastanawiając się nad tym jakie zaklęcie będzie najodpowiedniejsze. Przecież nie mogła go wyciągać stamtąd na siłę. Wycelowała w chłopaka swoją różdżką, z konsternacją zauważając, że dłoń jej lekko przy tym drżała. – Mobilicorpus – wypowiedziała precyzyjnie formułę zaklęcia. Ostatnio coś często go używała. Miała nadzieję, że w ten sposób będzie w stanie wyciągnąć Huntera na powierzchnię. Zaklęcie, które pozwalało na lewitowanie człowieka wydawało jej się najrozsądniejszym rozwiązaniem.
Miał wrażenie, że zadziorne docinki wręcz weszły im w krew i odkąd tylko dostrzegli, że mogą sobie na to pozwolić w swoim towarzystwie, jest to ich sposobem na rozmowę. Wydawałoby się nawet, że nie potrafili inaczej ze sobą rozmawiać bez toczenia ze sobą walki słownej i bez dogryzania. Trzeba było nieźle główkować, żeby dojść do tego jakie tak naprawdę pobudki nimi kierują, na przykład jakie chłopak ma intencje, kiedy w jednej chwili złośliwie komentuje jej zachowanie, a po kilku sekundach komplementuje. I domyśl się, człowieku co siedzi w jego głowie... Ale to prawda, ciągle był sobą i było to widać najbardziej kiedy uznał jej słowa jako swoistą zachętę do zmacania jej tyłka. Widząc przez chwilę jej wstrząśniętą minę, nie mógł powstrzymać jeszcze bardziej bezczelnego uśmiechu, który cisnął mu się na usta. Za to kiedy jej ręka wylądowała na jego pośladku z automatu zamruczał cicho, przenosząc na nią z powrotem wzrok. Mogliby tak pogrywać ze sobą bez końca, a przecież dopiero się rozkręcali. Strach pomyśleć co by było gdyby nie byli w miejscu publicznym. Ale zamiast swoich marzeń o pozostaniu z nią sam na sam w odosobnionym miejscu otrzymał niezłego strzała w łeb od losu, bo nim się obejrzał, lód pod nim się załamał, a on po pachy wylądował w cholernie zimnej wodzie. Dosłyszał jeszcze krzyk Robin, widząc ją przed sobą i miał tylko nadzieję, że pęknięcie tafli jej nie dosięgnie. - N-nie! Stój t-tam! - odkrzyknął do niej, widząc, że zawraca ku niemu. Nie był pewny na ile lód jest stabilny i kiedy szczelina może pójść dalej. Cały dygotał, po kilku chwilach w lodowatej wodzie i po kilku nieudanych próbach samodzielnego wydostania się na powierzchnie, musiał poprosić dziewczynę o pomoc. Modlił się, żeby wzięła ze sobą różdżkę, co było niemalże pewne, ale jednak zdarzały się przypadki, gdzie nawet czarodzieje, którzy nie mogli obejść się bez magii, zapominali swojego magicznego patyka. Ale na szczęście udało się i zaklęcie lewitujące za moment sprawiło, że uniósł się za pomocą niewidzialnej siły ponad lód i padł kilka dobrych metrów od przerębli. Oddychał ciężko i nie mógł zapanować zarówno nad tym, jak i nad drżeniem mięśni, które były zwyczajnie zlodowaciałe. - J-jasnaa chol-choler-raaa... kur-wa... - przeklął pod nosem i zaraz przyszło mu na myśl wyciągnięcie różdżki i wysuszenie ubrań, ogranie się chociaż odrobinę, ale był tak przemarznięty, że w tej chwili, jedyne na co było go stać to podniesienie głowy w kierunku Robin. - Dzięki... - mruknął, po czym wreszcie sięgnął po różdżkę, by zacząć osuszać się z lodowatych strumyków wody, które spływały po jego ubrania. Kurrrwa, ale zimnoo! - Ale szok, po tych gorących źródłach - pozwolił sobie nawet zażartować po tym jak wstał ostrożnie i będąc już suchym i zaczął wodzić końcówką różdżki po zmarzniętych palcach i ramieniu. - Oddałabyś trochę ciepełka potrzebującemu. Chodź się przytul - rzucił po chwili, podchodząc do niej i otwierając ramiona w znaczącym geście, aby wcale nie czekając na pozwolenie zamknąć ją w ramionach. - Automatycznie noty w randce spadły Ci o dwa punkty punkty, ale po tym wzrastają tak... o pół? - zaśmiał się, powoli wracając do siebie i próbując się z nią droczyć, chociaż wiadomym było, że za moment dostanie od niej srogi wpierdziel w tych potyczkach słownych.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Jaki był sens w tym, aby wszystko precyzyjnie rozkładać na atomy, skupiać się na każdym, nawet najmniejszym aspekcie i rozpatrywać go pod każdym względem? Po prostu byli sobą, a chyba to w każdej relacji, niezależnie od tego, jak głębokiej, było najważniejszym. Uwielbiała to, że wszystko, co robili nie było standardowe i monotonne. Lubowała się niecodziennych odpowiedziach wysyłanych z jego strony, za które nie jedna i nie dwie osoby zechciałyby pewnie go zabić. A jej każda kolejna sprawiała równie wielką przyjemność. Nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego tak się działo. Może była pod tym względem w jakiś sposób spaczona? Nie reprezentowała swoją postawą i zachowaniem tradycyjnego dla dziewczyn w jej wieku. Daleko jej było do chichotania, podrywania chłopaków, miłego tonu czy odpowiedniego słownictwa. Może właśnie dlatego znacznie łatwiej było jej porozumieć się z przedstawicielami płci męskiej. I głupie zaczepki Huntera nie robiły na niej wrażenia… To by chyba wiele wyjaśniało, choć niewątpliwie tę kwestię należało jeszcze dogłębnie zbadać. Oczywiście, że nie posłuchała tego debila i czym prędzej ruszyła na pomoc. Nie wyobrażała sobie, aby mogła zrobić inaczej. W przeciwieństwie do niego, była znacznie mniejsza, więc ryzyko załamania się pod nią lodu było również mniejsze. Poza tym, widziała, że jest bezpiecznie. Nie podeszła przecież na wyciągnięcie ręki do chłopaka. Owszem, niekiedy nie grzeszyła inteligencją, ale dzisiaj nie zamierzała podzielić jego losu. Podejście bliżej i tak nie miało żadnego większego sensu. W końcu siłą by go nie wyciągnęło, nie było szans. A rzucać zaklęcia mogła, a nawet powinna z odległości. W przeciwieństwie do niektórych, ona nie ruszała się nigdzie bez różdżki. Nie umiała bez niej funkcjonować, to było jej przedłużenie ręki. Więc rzucanie zaklęć było dla niej czymś kompletnie naturalnym. Westchnęła z ulgą, kiedy udało jej się wylewitować Huntera daleko od tej przeklętej przerębli. Od razu do niego podjechała. Nie zważając na nic zaczęła rzucać w niego kolejne zaklęcia, byle tylko jak najszybciej go osuszyć i rozgrzać. Wyglądał jak siedem nieszczęść Działała pewnie i skrupulatnie. Po chwili chłopak sam przyłączył się do rzucania czarów. Nie odzywała się słowem, skupiona na tym, co robiła. Nawet nie zauważyła, że z nerwów mocno przygryzała dolną wargę. Dopiero niewielka ilość krwi, która dostała się do jej usta uświadomiła ją w tym fakcie. – Nic ci nie jest? Nie uderzyłeś się gdzieś? Może poprosić kogoś o pomoc? – bombardowała go pytaniami, naprawdę się o niego martwiąc. Odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała jego wzmiankę dotyczącą gorących źródeł. Chyba nie było z nim tak tragicznie, skoro miał jeszcze siłę na to, żeby żartować. Jej kompletnie nie było do śmiechu. Wiedziała, że hipotermia jest bardzo niebezpiecznym zjawiskiem, a woda pod nimi musiała być po prostu przeraźliwie zimna. – Następnym razem cię zabiję… – burknęła w jego stronę. Nie potrzebowała zaproszenia, aby go przytulić. Sama chciała to zrobić. Naprawdę najadła się strachu. To aż było do niej niepodobne. Ale teraz, kiedy go przytulała, czuła się znacznie lepiej. Był blisko i bezpieczny, więc to było najważniejsze. – Ja bym obniżyła noty o jakieś dziesięć punktów minimum – stwierdziła jeszcze, choć jego kurtka znacząco przygłuszyła jej słowa. Odsunęła się na niewielką odległość, żeby spojrzeć mu w oczy. Przesunęła jedną ze swoich dłoni na jego kark i tym samym zmusiła go do pochylenia się w jej stronę. To dziwne, ale ta różnica wzrostu wciąż jeszcze ją zaskakiwała. Jej własne zachowanie też ją zaskakiwało i to chyba jeszcze bardziej. Bo kiedy chłopak w końcu się pochylił, to przymknęła własne powieki i pocałowała go czule, delikatnie, tak jak nie spodziewała się, że potrafi. Nie widziała, czemu to zrobiła. Nie analizowała tego. Po prostu czuła, że chce i musi to zrobić. Nie, nie zamierzała pytać o to, co sądził na ten temat. Póki się nie odsunie, to nie chciała przestawać. Więc od razu pogłębiła pocałunek, delikatnie obrysowując jego wargę koniuszkiem własnego języka. Chyba po prostu cieszyła się, że nic mu się nie stało…
Rzeczywiście nie warto było analizować zbyt dużo i próbować zrozumieć coś dogłębnie, kiedy odpowiedź nasuwała się sama. Obojgu im się to podobało - to specyficzne podejście to rozmowy, do relacji i inne niż wszyscy pokazywanie, że się kogoś lubi. Z pewnością ludzie wokoło tego nie rozumieli, ale oni owszem. Może i Robin była spaczona i on razem z nią. Nie była kolejną kopią, które Hunter spotykał na swojej drodze - choć wcale nie mówił, że jedna czy druga postawa jest gorsza - była sobą i przez to tak dobrze się rozumieli. Był w niezłym szoku, kiedy tak nagle poderwało go i dosłownie stracił grunt pod nogami, ale jak tylko zarejestrował ten fakt i zobaczył przed sobą Robin, przemknęło mu przez myśl tylko, żeby lód nie załamał się pod nią. Na szczęście była wystarczająco daleko i do tego jeszcze zareagowała nie dość, że szybko to jeszcze rozsądnie, nie zbliżając się zbytnio i pomagając mu po chwili wydostać się za pomocą magii. Był jej wdzięczny zarówno za to, jak i za późniejszą pomoc w suszeniu ubrań i ogrzewaniu, bo sam nie miał na to z początku siły ani możliwości. Kiedy powoli przestawał dygotać i jego palce przestały być zesztywniałe z zimna, chwycił za swoją różdżkę i mógł także zadziałać na siebie zaklęciami. Usłyszawszy jej serię pytań, zerknął na nią, lekko marszcząc brwi. - Doppler, to Ty brzmisz jakbyś się uderzyła. W głowę czy coś - mruknął tylko, nadal uważnie się jej przyglądając, jakby nie wierzył, że dziewczyna aż tak się o niego martwi. Przecież to tylko woda. Cholernie zimna co prawda, ale woda. - To zdecyduj się wreszcie czy chcesz żebym żył czy nie żył - dorzucił jeszcze po chwili z łobuzerskim uśmieszkiem, zanim to nie omiótł go jej zapach, kiedy się do niego wtuliła. Skrzyżował ramiona na jej plecach i położył brodę na jej włosach, chłonąc z tej bliskości jak najwięcej. Wystarczyło ją przytulić a cały stres związany z tym co zdarzyło się przed chwilą, uleciał z niego. Słysząc jej stłumiony głos, uśmiechnął się pod nosem. - Nie będę aż tak surowy... - odparł po chwili, a potem wyprostował się, aby ich spojrzenia się spotkały, a na jego ustach wciąż czaił się jeszcze ten delikatny uśmiech, nawet w momencie, kiedy poczuł jej wargi na swoich chłodnych ustach. Było to tak subtelne, że w pierwszej chwili wydawało mu się, że miał ciarki na plecach. Jeszcze tak nigdy go nie całowała i nie do końca wiedział co to oznacza, ale nie miał zamiaru nad tym myśleć, bo wyczuł jej język i przepadł. Oddał jej pocałunek równie czule, po chwili pozwalając sobie na śmielszą pieszczotę, którą i ona zapoczątkowała, stymulując jego język do współpracy. Merlinie, nic więcej mu nie trzeba było. Zapomniał kompletnie o tym, że jeszcze przed kilkoma minutami szczekał zębami z zimna, pod lodowatą wodą, mając w ramionach tą gorącą istotę, która powodowała, że każda komórka jego ciała rwała się w jej stronę. Przenosząc dłonie z okolicy jej łopatek, niżej ku lędźwiom, delektował się jeszcze przez moment smakiem jej ust, aby po chwili odsunąć się odrobinę z uśmiechem. - No dobra, wytargowałaś nie pół, ale całego punkta - szepnął rozbawiony, po czym przyciągnął ją bliżej napierając dłońmi na jej plecy, by znowu złączyć ich usta, tym razem bardziej zachłannie, po hunterowemu, odbierając "co jego". Nie zważając na nic, wplótł palce jednej ręki w jej włosy, starając się nie zwariować od rozkosznie ciepłych i miękkich warg, które rozgrzewały go bardziej niż niejedno zaklęcie.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nic nie mogła poradzić na to, że reakcja jej ciała oraz umysłu była znacznie silniejsza od niej samej. Nie umiała w żaden logiczny sposób wyjaśnić, dlaczego wpadnięcie Huntera do wody ruszyło ją aż tak bardzo. Przecież mogła się domyślić, że zbiornik nie jest głęboki i prawdopodobnie nic złego nie mogło mu się stać. Przecież nie stworzyliby ogólnodostępnego lodowiska w miejscu, gdzie występowało potencjalne zagrożenie utonięcia! Tylko jakoś tak logiczne myślenie poszło w siną dal, kiedy widziała, jak chłopak próbował wydostać się na brzeg. Coś ruszyło się w jej wnętrzu i nie chciało zatrzymać dopóki sama nie upewniła się, że wszystko jest w porządku. Nie zniosła by myśli, że przez jej głupi pomysł, cokolwiek mu się stało. No po prostu nie! Może właśnie stąd pojawiały się te wszystkie pytania wysyłane w jego stronę? Najchętniej to pewnie obejrzała by go od stóp po sam czubek głowy, aby upewnić się, że faktycznie nic mu nie jest. Przymknęła powieki słysząc jego słowa. Skoro rzucał w jej stronę takimi głupimi tekstami, to na pewno musiał się ogólnie czuć całkiem nieźle. To pozwoliło jej się uspokoić. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo napięte były jej mięśnie, dopóki ich w tamtym momencie nie rozluźniła. – Następnym razem wepchnę cię głębiej – furczała pod nosem, jakby była obrażona tym, że niedowierzał w fakt, że faktycznie się przejęła i martwiła. Przecież Hunter od zawsze był dla niej ważnym! To oczywiste, że się o niego martwiła. I sama sugestia, że niepotrzebnie to robi i że coś poprzestawiało się w jej głowie, była bardzo obrażająca dla dziewczyny. Więc póki jej nie przytulił to posyłała mu gromy prosto ze swoich czekoladowych tęczówek z niewypowiedzianą groźbą morderstwa. Nie miała najmniejszej wątpliwości, że doskonale to zrozumie… Tylko jak miała się złościć i gniewać, kiedy ją tak przytulał? Teraz czuła się bardzo bezpiecznie. I czuła, że jemu też nic złego się nie stało. Inaczej pewnie dalej by uparcie panikowała, ale w tym momencie skutecznie zagłuszył jej wszystkie złe myśli. Szczególnie mocno się do tego przyczynił, kiedy powoli, bardzo subtelnie, zaczął odpowiadać na jej delikatne pocałunki. Nic nie mogła poradzić na to, że bardzo szybko przepadła. Ponownie spotkała się ze smakiem jego języka, wzdychając przy tym cichutko, ledwie zauważalnie. Nie rozumiała, dlaczego reagowała na to aż tak bardzo, jakby z utęsknieniem wyczekując jego doznania. Nie potrzebowała zachęty, aby przysunąć się jeszcze bliżej. Sama tego łaknęła. Leniwie, jakby od niechcenia całowała go, nie przejmując się tym, gdzie właśnie byli, jaka była temperatura, oraz kto znajdował się wokół nich. Parsknęła śmiechem praktycznie że prosto w jego usta, słysząc jego komentarz. Miała na końcu języka jakąś super zaciętą ripostę na ten temat, która by to mówiła, że w sumie jakby się postarała, to jeszcze bardziej by pewnie odrobiła stracone punkty, a nawet wyszła w ostatecznym rozrachunku na plusie. Oczywiście nic nie wydostało się z jej ust. – Jesteś głupkiem, Dear – zdążyła tylko mruknąć tuż przy jego wargach, zanim te ponownie ją zaatakowały. Ze zdecydowanie większą śmiałością, niż wcześniej. Nic nie pozostało z wcześniejszej delikatności. Przeniosła i drugą rękę na jego kark, równie mocno chcąc oddać się tej przyjemności, co i on. Bardzo żałowała, że nie znajdowali się teraz w jakimkolwiek innym miejscu, gdzie nie byliby narażeni na te wszystkie wścibskie spojrzenia. Ponownie ich języki zatańczyły w jednym rytmie, co przywitała z wielką rozkoszą. Jego zapach otoczył wszystkie jej zmysły niewidzialnymi ramionami. A ona mogła skupić się tylko na nim, na niczym więcej. – Nie wiem jak ty, ale ja mam dosyć jazdy na tych przeklętych łyżwach – obwieściła po dłuższej chwili, nie odsuwając się za bardzo od jego warg. Tu było przyjemnie i miło, więc tu pozostawała, o!
On sam pewnie znacznie gorzej zareagowałby na taką sytuację, gdyby spotkała ona Robin. Jednak teraz nie rozpatrywał tego w takich kategoriach. Sam był w niezłym szoku, że lód się pod nim załamał i że nie był w stanie sam wydostać się z wody, w dodatku musiała go ratować dziewczyna, dlatego jako że to wszystko ugodziło w jego męską dumę, musiał jakoś pokazać jej, że "to nic takiego i że przecież nic jej nie zawdzięcza". Ale spójrzmy prawdzie w oczy - gdyby nie ona pewnie całkiem by się wyziębił, zanim zdołałby poprosić kogoś innego o pomoc w wyjściu z lodowatej wody. Ale fakt faktem, też nie spodziewał się, że Robin aż tak się o niego martwi. Kiedy go wołała, w jej głosie wyczuć można było wyczuć prawdziwe przerażenie. Jednak Dear nie byłby sobą, gdyby nie pieprznął czegoś genialnego... Zdawał się nie przejmować jej naburmuszoną jego słowami miną, ani tym co mu odfuknęła, po prostu zwyczajnie ją do siebie przytulił i to była zdecydowanie najlepsza decyzja tergo dnia. Nie dość, że dziewczyna przestała być na niego zła, to jeszcze jego samego ogarnęło przyjemne ciepło, nie tylko za sprawą fizycznej temperatury jej ciała. Ostatnio jej dotyk działał na niego nieco inaczej i zauważył, że choćby coś tak niepozornego jak przytulenie powodowało drżenie w środku, które niespokojnie wywoływało w nim jeszcze większą potrzebę bliskości. I nawet jeśli przed kilkoma sekundami sama chciała go utopić - przygarnął ją do siebie mocniej, spierając podbródek na jej włosach i wciągając do nozdrzy przyjemny, kwiatowy zapach. I byłby znowu się nim zaciągnął, gdyby nie przemiła niespodzianka, jaką były usta Robin na jego wargach. Nie wiedzieć czemu, delikatność pocałunku, jakim go na początku obdarzyła, na moment spowolniła rytm jego serca, przez co nie od razu na niego odpowiedział. Podobało mu się to, bo widział w tym coś nowego. Jakby nagle wyszedł ze swojej strefy komfortu i musiał stawić czoła czemu zupełnie obcemu. Była w tym wszystkim rozkosznie czuła i trochę wzorował się na niej, kiedy oddawał jej ten pocałunek, błądząc językiem w rejonach jej własnego, po jej wargach i podniebieniu, które leniwie starał się badać, by tylko jak najspokojniej okazać to samo co ona w swoich pieszczotach. Słysząc jej reakcję na swoje słowa, nawet nie podniósł powiek, tylko rozciągnął usta w uśmiechu, po czym wrócił do maltretowania jej warg, jakby zdał sobie sprawę, że ta przerwa była zupełnie zbędna. I owszem, nie był już delikatny, bo to Robin wyzwalała w nim kolejne pokłady namiętności, przez to, jak na niego działała. Myśl, że miał ją blisko, odbierała mu rozum i pragnął rozkoszować się każdą chwilą, w której miał okazję na zaznanie przyjemności z jej udziałem. A możliwość zatopienia warg w jej ustach właśnie to mu dawała i z każdą sekundą, w której jej język odnajdywał jej własny, odpowiadając zachłannie na jego ruchy, oddech w piersi przyspieszał mu coraz bardziej. Zupełnie nie myślał o tym, że znajdują się w mało odpowiednim miejscu na publiczne obściskiwanie się, ale miał to gdzieś. W tej chwili jego myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół Robin i wokół tego co z nim robiła. - Ja też - odparł na jej słowa z zadowoleniem, że myślą o tym samym - Eskila nie powinno być teraz w igloo, więc może... rozgrzejemy się? Mam świetną herbatę rokitnikową... - dodał po chwili, zachęcając ją nowym nabytkiem, który ostatnio odkrył jeśli chodzi o napary, a tak naprawdę niczego nie pragnął bardziej jak kontynuować to co zaczęli, z dala od zbędnych par oczu. Pochylił się jeszcze, aby chwycić jej usta pomiędzy swoje wargi i przelotnie zwilżyć, jakby zachęcając na przystanie na jego propozycję. Podniósł powieki, spoglądając na nią pytająco, z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. +
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Męska duma była dla niej czymś kompletnie niezbadanym i niezrozumiałym. Nigdy nie ogarniała tego, dlaczego mężczyźni mieli takie trudności w jakimkolwiek proszeniu o pomoc czy okazaniu nawet najmniejszej słabości. Nie rozumiała, dlaczego uważali coś takiego za kompletnie niemęskie. Dla niej samej przyznanie się do tego, że ktoś umie coś lepiej, bądź ma większą wprawę nie było powodem do złości, czy niechęci. No ale cóż, skoro ratowanie przez dziewczynę w jego odczuciu było czymś złym, to chyba powinna to praktykować znacznie częściej. W końcu zawsze lubiła mu robić na przekór. Znajdować najczulszy punkt i perfidnie to wykorzystywać. Ktoś mógłby uznać to za naprawdę paskudne zachowanie, ale ona wiedziała, że Hunter nie będzie myślał o tym w taki sposób. Będzie się cieszył, że nie straciła swojego pazura i dalej potrafiła być taka zadziorna i przede wszystkim, wciąż pozostawała sobą. Nie wiedziała, co ich łączy, nie bardzo jeszcze rozumiała procesy myślowe, które zachodziły w jej głowie. Wiedziała jednak, że nie pozwoli na to, aby cokolwiek się zmieniło. Martwiła się, oczywiście, że tak. Może nawet nie tylko jak o przyjaciela, choć nie zamierzała przyznać się do tego otwarcie. Delikatna hipokryzja z jej strony przemawiała w tym wszystkim, bo przecież "nie miała problemu aby przyznać się do własnych słabości"... Chyba powoli właśnie tym się dla niej stawał, jej prywatną słabością. Czuła to, kiedy ją przytulał, kiedy ich usta ponownie się spotykały. Nie wzbraniała się przed żadnym kontaktem fizycznym z nim a wręcz go wyczekiwała. Tak jak teraz, kiedy ponownie mogła go pocałować, po prostu czuła się świetnie. Zapominała o wszystkim wokół, bo najbardziej liczyły się jego miękkie wargi układające się na jej własnych, silne ramiona, które otaczały jej kruchą sylwetkę, język uparcie drażniący jej własny. W takich momentach w jej głowie nie pojawiał się nikt inny, bo sam Hunter własną osobą zajmował zbyt wiele miejsca. Ulegała temu z rozkoszą. Całowała go zachłannie w taki sposób, w jaki nigdy nie przypuszczała, że będzie to robiła. Podczas ich pierwszego pocałunku to było głupie i bezsensowne a Robin do tej pory nie wiedziała, co Hunter chciał wtedy osiągnąć. Później w pokoju zakochanych to była przecież tylko zabawa, chęć odwetu z jej strony. W którym momencie się to zmieniło? Coś głęboko jej podpowiadało, że to już nie była zabawa. I chyba należało wszystko dokładniej przemyśleć. Bądź zobaczyć, co będzie zamierzał z tym wszystkim zrobić Dear... Ale teraz całowała go i tylko to się liczyło. Znów parsknęła śmiechem, słysząc jego kolejne słowa. Oh, już ona doskonale wiedziała, co mogłoby się dziać, gdyby poszli do jego igloo. Kolorowe wizje zagościły w jej głowie, uparcie domagając się spełnienia... - Wiesz co, jesteś straszny - stwierdziła tylko, odsuwając się od niego. Chwyciła w swoje palce jego własne, by potem zacisnąć je mocno. Nie mogła oderwać wzroku od jego jasnych tęczówek, które tak ją do siebie przyciągały. - Może na dzisiaj wystarczy już wrażeń - dodała po chwili, po czym ruszyła powoli w stronę wyjścia z lodowiska. W końcu należało wrócić do igloo. I chyba naprawdę musiała porozmawiać z Jose o tym wszystkim...
...Wyjazd na zimowy urlop wraz ze Szkołą Magii i Czarodziejstwa Hogwart był... namiastką beztroski. I, tak odrobinkę, imitacją cofania się w czasie. Korzystała z tego przywileju już drugi raz, choć teraz w nieco innej formie. Przynajmniej teraz nie było żadnych dram z noclegiem i wolnymi łóżkami. Cieszyła się, że choć trochę odetchnie i oderwie się od codzienności, za sprawą zmiany środowiska. A niewielkie czarodziejskie miasteczko na północy Norwegii było wręcz idealnym miejscem na reset. ...Spacer był zawsze dobrym pomysłem. Nawet jeśli dzień trwał tak krótko, jak tutaj, w Torsvårg. Czasami miała wrażenie, że wystarczyło jedno mrugnięcie, by słońce znów skryło się za horyzontem. Nie, zdecydowanie nie mogłaby tak żyć na co dzień; dwutygodniowy eksperyment to zupełnie co innego. Tym razem jednak mieli trochę więcej szczęścia do pogody, a surowy nordycki klimat chyba wziął sobie wolne. - Hampson przeliczył, że taniej wyjdzie nocleg w szklanym igloo, niż po jednej przyzwoitce na pokój. - zażartowała, odrywając się na chwilę od kontemplacji przyrody i dryfowania po dziwnych zakamarkach swojego mózgu. Przez chwilę w głowie miała różne abstrakcyjne myśli i na moment wyłączyła się, słuchając jedynie skrzypienia dwóch par butów na puszystym śniegu. Było sporo na minusie. ...Musiała nieco przyspieszyć, bo Alex najwidoczniej nie potrafił delektować się zapachem mrozu i świerku, tylko gnał przed siebie, podchodząc do formy spaceru bardziej... olimpijsko. A przecież wygrywał już w przedbiegach ze swoją długością nóg! - Hej, myślałam, że... - nie skończyła. Ledwie do niego dołączyła, ledwie objął ją, a... spotkali się bliżej z twardym gruntem. A właściwie z... lodem. - Lodowisko? - zapytała bardziej samą siebie, wstając i odruchowo sprawdzając, czy jej różdżka jest w jednym kawałku. Szczęśliwie była. - Spójrz, tam dalej jest niezła przestrzeń do jazdy. Pójdziemy? - w jej głosie słychać było wyraźną nadzieję, a na twarz wpełzł uśmiech, któremu się nie odmawia. A przynajmniej się nie powinno. ...Dawno nie jeździła na łyżwach, a przecież tak bardzo to lubiła. Tylko co na takie rozrywki powie Alexander?
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Był pewien, że poczuje ulgę, gdy tylko zamkną za sobą drzwi, zostawiając małą Cynkę z jedną z najbardziej rozsądnych, troskliwych i odpowiedzialnych osób, które miał przyjemność poznać przez całe swoje życie. A jednak gdy tylko nacieszył się pierwszą chwilą wolności, nadrabiając wszystkie uciekające mu gdzieś z Mefisto pocałunki, poczuł tę dziwną pustkę niepokoju, której nie mógł zapełnić kradzieżą małej Wilkołączycy na swoje ręce. I mógł tylko domyślać się, że skoro dla niego pozostawienie Cynthii samej z Yuuko jest stresujące, to musi być takie tym bardziej dla samego Mefisto, może właśnie dlatego w drodze na lodowisko zagadywał go częściej niż zazwyczaj, rozwlekając się nad kulinarnymi ciekawostkami Norwegii, w pewnym momencie impulsywnie zaciągając go nawet w jakąś śnieżną zaspę na uboczu, by w sypkim od zimna puchu skraść dla siebie kilka rozgrzewających pocałunków, gdy dłonie musiały zadowolić się miękkością grubych warstw ubrań, nie mogąc dobrać się do twardych mięśni. - Przepraszam - mruknął cicho, czułym muśnięciem próbując odgarnąć z mefistofelesowego policzka zbitkę płatków śniegu, zanim ta zdąży roztopić się od jego gorąca. - Że nie przygotowałem nic dla Ciebie na Walentynki, po prostu… - urwał, nie mając żadnej wymówki poza brakiem czasu, która zawsze brzmiała dla niego tak idiotycznie, bo nie mógł wyzbyć się wrażenia, że to nie czasu mu brakuje, a sił, przez co żył w przekonaniu, że każdy inny wkoło zrobiłby to wszystko lepiej. Że poradziłby sobie lepiej." I chciałby powiedzieć to, co zawsze mówi, gdy jakiś termin z jakiegoś powodu im umyka: nadrobimy to. Ale teraz czuł, że byłoby to kłamstwo, zbyt dobrze wiedząc, że nie zdążą nadrobić tych wszystkich wieczorów, nocy i poranków, które gdzieś umykały im od natłoku obowiązków. - Ale mamy cały wieczór dla siebie, więc postaraj się zbytnio nie poobijać na tych łyżwach - szepnął pogodniej, skubiąc zaczepnie kółeczko kolczyka w wardze ukochanego, próbując jak najszybciej przestawić się na bardziej pozytywne myślenie, by skupić się tylko na tym, co dobrego miał przecież przy sobie. A w końcu miał tu swój ideał tylko dla siebie. - Czy może raczej pilnuj, żebym ja się nie poobijał, bo jestem pewien, że mi jednak ból przeszkadzałby trochę bardziej - dodał, nieco rozbawionym spojrzeniem łapiąc to zielone, zanim nie podźwignął się z zaspy, ciągnąc ze sobą swojego chłopaka, by zaklęciami przegonić uczepliwy śnieżny puch z ich ubrań.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Kto by pomyślał, że zwyczajna wizyta na lodowisku skończy się w ten sposób. Trzeba mieć ogromnego pecha, ale z drugiej strony to było szczęście w nieszczęściu, że spotkała Marie. Dzięki niej raczej tutaj nie utonie, pozostaje wierzyć, że uda się jej wydostać z przerębli zanim na dobre się przeziębi. Woda była lodowata, ubranie Bons nasiąkło zimną wilgocią, machała stopami pod wodą, podświadomie szukała oparcia, ale to lód napierał na jej żebra i nie pozwalał się wydostać. Nagle dopadła ją gorzka prawda - była tak gruba, że lód pod nią pękł. Zaklinowała się przez swoją (urojoną) tuszę. Momentalnie do jej oczu nabiegły łzy, które od razu popłynęły strumieniem po czerwonych policzkach. Nie powinna teraz płakać, ale to było za silne. Broda Bons zadrżała, w jej szarych oczach pojawiła się rozpacz. Musiała przytyć skoro do tego doszło. Nigdy się nic takiego nie zdarzyło, ale to było tak wymowne… popatrzyła błagalnie na Marie, która próbowała jej pomóc. Chwyciła jej dłonie, ale trzęsła się przy tym nie tylko z zimna ale i rozpaczy. - Jestem za ciężka.- wyłkała i z niepokojem zerkała na lód pod dziewczyną. Brakowałoby, aby i ona się tam zapadła. - U-użyj… z-zaklęć. N-niewidzialna l-lina… c-apre...retr-acum. - dukała przez szczekające zęby i łzy cieknące strumieniem po jej policzkach. Cała nadzieja w Marie, w niej i w jej sile magicznej. Wiedziała, że nie można rozłupić lodu wokół Bons po bo pierwsze, od razu zapadnie się i utonie, po drugie, pęknięcie może roznieść się po dalszej części lodowiska i po trzecie… nie było nic "po trzecie". Ściskała mocno palce Puchonki i próbowała się wydostać ale lód wpijał się przez kurtkę w jej żebra. Nie potrafiła się uspokoić, popłakała się i ewidentnie potrzebowała pomocy. Powstaje pytanie czy uda się to Marie zrobić w pojedynkę.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Spanikowała, tylko tak dało się to nazwać. Nie miała pojęcia jak pomóc dziewczynie, co nie powinno mieć miejsca jeżeli w przyszłości chciała pomagać ludziom. Spojrzała ponownie na puchonkę, po której policzkach leciały łzy. Nie, nie mogła jej tam zostawić, musiała ją wyciągnąć z powrotem na lód. Wzięła głęboki oddech starając się podciągnąć dziewczynę, tak aby ta mogła się o własnych siłach wspiąć na powierzchnię. Jednocześnie przez jej głowę przemknęła dziwna myśl - najwidoczniej nie powinna się pojawiać na lodowisku, gdyż ona i lód stanowiło złe połączenie i zawsze przynosiło opłakane skutki. Jak nie złamana noga to topiąca się koleżanka, po prostu cudownie. - Na Merlina, zaklęcia! - wykrzyknęła słysząc jak Boonie stara się jej to przekazać. Z nadmiaru emocji Francuzka zapomniał o różdżce. Szybko odnalazła w głowie odpowiednią formułkę, jednocześnie wyjmując z płaszcza magiczny patyk. - Capre Retracum! - wypowiedziała zdecydowanie, celując w puchonkę. Miała nadzieję, że zaklęcia zadziała prawidłowo. Zauważyła, że dziewczyna powoli opada z sił, co tylko zmotywowało ją do szybszej pracy. Zaczęła wykonywać powolne, staranne, charakterystyczne dla tego zaklęcia ruchy nadgarstka, starając się przyciągnąć do siebie Bons. Miała tylko nadzieję, że dziewczyna nie zaczepiła się o nic pod wodą, a przerębla jest wystarczająca żeby mogła się przecisnąć na powierzchnię.