W sumie, warunki panujące w Norwegii były wręcz
perfekcyjne, by poćwiczyć walkę nożem; co jak co, ale nie zawsze będą mieli doskonałą okazję do tego, by potarzać się wspólnie w śniegu, a jeszcze z tego doświadczenie jakoś zdobyć. Zazwyczaj miejsca, w których to mieli okazję trenować, pozbawione były pewnych czynników, w szczególności ostatnio. Co prawda pod domem mieli sporo wilgoci, błota i ogólnych utrudnień, niemniej jednak trening w czterech ścianach, w sali treningowej, wcale nie należał do realistycznych. W sumie, skoro deszczowe warunki, tudzież z utrudnioną formą widzenia, mieli
zaliczone, brakowało tylko promieni słońca, które by ich skutecznie oślepiały i zmniejszały precyzję ruchów dłońmi. Nie bez powodu tęsknił za treningiem na zewnątrz, niemniej jednak próba dźgania się nawet sztucznymi nożami nie zostałaby zbyt pozytywnie odebrana przez nauczycieli. Lepiej było się jednak pod względem pewnych zainteresowań po prostu nie wychylać.
Chociaż tłumaczenie się z ran... no cóż. Wiele razy samemu otrzymywał dość sporo obrażeń (albo samemu je zadawał), a na pytania po prostu miał wyjebane. Nie inaczej postąpiłby w tymże przypadku - nie widział sensu zwracania na siebie znacznie większej uwagi. Już wystarczająco problemów miał przez całego bogina i utratę jąder, w związku z czym wizyty u magipsychologa nie były może spełnieniem jego marzeń, ale przyczyniły się do wzrostu
pewności siebie.
Na pierwsze słowa wzruszył ramionami, bo co mógł z tym zrobić? No właśnie. Żaden z nich nie chciał narażać drugiej osoby, w związku z czym nawet bez dyskusji byli w stanie stwierdzić, jak to się wszystko potoczy. Zresztą... ostatnio Lowell starał się jakoś nie wpadać w kolejne tarapaty i nie zyskiwać kolejnych blizn. Co nie szło mu najlepiej, choć ostatnio czuł się całkiem porządnie pod tym względem. Nie wtykał nosa tam, gdzie nie było to konieczne, trzymał się na uboczu... dziwne by było, gdyby znowu się w coś wpierdolił. Całe szczęście, że pewien rozdział miał już za sobą, choć pewne komórki w jego ciele nakazywały podjęcia się kompletnie innego zachowania.
-
Jasne, oby moje dziurawe ręce zdołały cokolwiek zdziałać. - co prawda miał je bardziej lepkie, smukłe, nadające się do bycia tymi kradnącymi przedmioty, wszak skutecznie to udowodnił na Laboratorium Medycznym, aczkolwiek... szczęśliwa passa zawsze mogła gdzieś mu umknąć, w związku z czym musiał być uważny pod tym względem. Szkoda byłoby zwrócić na siebie uwagę Whitehorn; długo jednak się nad tym nie zastanawiał. Wchodził spokojnie na drzewo, z większym lub mniejszym wysiłkiem chwytając się
gałęzi. Może nie był silny, ale szło mu to poprawnie, przynajmniej dopóki nie zagwoździł się nogami wokół gałęzi, gdy strzała postanowiła potraktować go lodowym pociskiem. Nie było to przyjemne, dlatego nie bez powodu Lowell po prostu ostrzegł Maxa, choć na to było już za późno.
-
Dasz rady zejść? Ogarnę ci to na dole. - powiedział głośniej, kiedy to samemu zaczął schodzić, niespecjalnie przejmując się kontuzjowanym udem, które to w pewnym miejscu obrastał lód. Owszem, zastosował na nie zaklęcia, ale koniec końców nie wiedział, co się znajduje pod materiałem spodni, w związku z czym dane było mu trochę pożyć w niepewności, kiedy to schodził, starając się w ostrożny sposób wykonywać kolejne kroki.
Jak się okazało, nie zachował się na tyle rozsądnie, by ze strzałą obok i ogólnym zmęczeniem chwycić się prawidłowo gałęzi - nim się obejrzał, a dłoń która to chciała chwycić się czegoś stabilnego, no cóż, zetknęła się z czymś, co trzasnęło. Z hukiem
trzasnęło, łamiąc na pół gałąź - serce zabiło mu mimowolnie mocniej, kiedy to stracił kompletnie równowagę, czując to, jak ciało oddało się sile grawitacji. Miał ochotę krzyknąć, powiedzieć przekleństwo, lecz to właśnie znajdująca się w ustach różdżka uratowała mu dupę i kręgosłup. -
Arresto Momentum! - powiedział głośniej, kierując działanie czaru wprost na samego siebie; ruch i przyciąganie zostało mimowolnie spowolnione, ale nie na tyle, by mógł stwierdzić, by to wystarczy. Nadal, miał problem z wystosowaniem prostszych zaklęć, a teraz chciał się uprzeć na jedno z bardziej... złożonych.
Szlag by to,
znowu.
Dlatego nie wiedział, czy upadek go rzeczywiście zabolał - czy to adrenalina postanowiła skierować swoje ochronne skrzydła, odcinając go od wrażeń bólowych - czy jednak cokolwiek innego zdecydowało się uśmierzyć jego ból. Wszak podejrzewał, iż zetknięcie z ziemią nie będzie przyjemne, a prędzej bolesne. Dlatego naturalnym odruchem było po prostu zamknięcie oczu; oczekiwanie na cokolwiek.
Może powinni tak naprawdę
odpocząć?
@Maximilian Felix Solberg