Do labiryntu może wejść każdy... jednak chodzą pogłoski, że niektórzy nigdy nie wracają. Czarodzieje mawiają, że norwescy czarodzieje wyczarowali ten labirynt po to, aby utrudnić Trollom najazd na ich wyspy. Podobno wiele z tych stworzeń utknęło tam na zawsze i do tej pory krąży, krąży i krąży szukając wyjścia. Mawia się też, że można znaleźć tam niezliczone skarby, ale pamiętajcie - Ten kto tam wejdzie, wyjdzie już zmieniony. Nic nie będzie takie samo.
To lokacja do wątków dwuosobowych. Obowiązkowy rzut kością podczas pierwszej wizyty w labiryncie. Każdy z pary niechaj rzuci kością k100. Zsumujcie wyniki i poznajcie scenariusz.
Spoiler:
2-30 - ledwie weszliście na teren labiryntu a od razu zaczynają docierać do Was dziwne dźwięki. Zawodzenie, szepty, sapanie, a nawet echo cudzego krzyku. Napotykacie na drodze zamarznięte ślady krwi, kilka zwierzęcych kości, pokrwawioną maczugę nabijaną kolcami wciśniętą w sam środek lodowej ściany. To nie jest bezpieczne miejsce. Natkniecie się na wściekłego trolla górskiego. Proszę skontaktować się z Mistrzem Gry (autorem postu) i wówczas rozpocznie się walka z groźnym przeciwnikiem. Możecie negocjować z MG możliwość ucieczki z pola walki.
31-60 - nie jesteście w stanie znaleźć drogi powrotnej. Spędzicie tu dwa dni i dwie noce i nawet nie zdajecie sobie sprawy z upływu czasu. Błądzicie i jest coraz zimniej, zmęczenie wzrasta. Wszystkie zakręty są takie same a potem odnosicie wrażenie, że już tu byliście. Dorzućcie kość 1k6. Parzysta - podchodzisz zbyt blisko błyszczącej kolumny lodu. Wystrzeliwuje z niej kilka kryształowych płatków śniegu, które w kontakcie z dowolną kończyną zamrażają ją grubą skorupą lodu. Musisz ją szybko odmrozić jeśli chcesz zachować kończynę przy sobie! Nieparzysta - znajdujesz w jednej ze ścian zamrożonego czarodzieja. Ciało zachowane w idealnym stanie. W jednej z rąk trzyma sakiewkę z napisem "Weź mnie i uciekaj". Jeśli zajrzysz do środka to dostrzeżesz leżący na dnie lodowaty amulet z jemioły (+2 pkt do Zaklęć/OPCM). Gdy podnosisz wzrok ciała już nie ma. Odnajdziecie drogę powrotną pod koniec dnia. To było wykańczające.
61-100 - ciężko określić jak dużo czasu tu spędziliście, ale sądząc po wiszącym na niebie słońcu to doba jeszcze nie minęła. W pewnym miejscu labiryntu zaczęło robić się coraz cieplej i cieplej. W pewnym momencie jedna ze ścian przed Wami pęka i... spada na Was. Dorzućcie kość. Parzysta - udaje Ci się osłonić przed ścianą. Oprócz kilku siniaków nic Ci się nie stało. Mimo wszystko nie zauważysz, że gdzieś w tym bałaganie straciłeś sakiewkę z 30 galeonami. Zgłoś ich utratę w odpowiednim temacie. Nieparzysta - nie zdołałeś się ochronić przed spadającą ścianą. Jeden z twardych odłamków uderza Cię w głowę i na kilkanaście minut tracisz przytomność. Ockniesz się z wielkim guzem oraz skręconą dowolną kończyną. Dodatkowo okaże się, że gdzieś w tej zaspie znalazłeś sakiewkę z 30 galeonami() Brawo, zgłoś się po nie w odpowiednim temacie! Znajdziecie wyjście z labiryntu po następnych pięciu godzinach poszukiwań.
101-159 - im dłużej tu jesteście tym szybciej marzniecie. Mimo wszystko w pewnym momencie na lodowych ścianach dostrzegacie wyryte runy. Ciężko jest je odczytać, ale wydaje się, że prowadzą Was w jednym kierunku. Dostrzegacie, że tworzą one strzałę, która "pojawia się" na poszczególnych zakrętach. Idąc za nią trafiacie w pewnym momencie do lodowej pochodni, na której pojawi się czarny napis: "Rozpal we mnie energię swego patronusa, a zaniosę Cię na szczyt". Jeśli użyjecie wspólnie bądź oddzielnie zaklęcia patronusa i rozpalicie nim ogień w pochodni, ta wystrzeli prosto w niebo, które momentalnie zmieni się. (Filmik od do 39 sekundy) Spływa na Was poczucie jedności, spokoju i ciepła. Wszelkie niesnaski, problemy bądź złość przemijają. Widok jest niezwykle piękny, zapierający dech w piersiach. Trwa on kilkanaście sekund aż przemija, a Wy czujecie się silniejsi. Zyskujecie po 1 punkcie do dowolnej umiejętności. Jeśli nie posiadacie umiejętności patronusa, pochodnia przed Wami pęknie na milion odłamków i niegroźnie Was porani. Kilka metrów za nią znajduje się wyjście z labiryntu. Trafiliście do punktu wyjścia.
160-200- ściany iskrzą się w świetle słońca i księżyca. Choć wszędzie panuje biel to miejsce na swój sposób jest urokliwe. Wydaje się Wam, że nie błądzicie. Macie dobry sposób na przedarcie się przez labirynt. W pewnym momencie trafiacie na bardzo wąskie przejście, przez które z trudem się przeciśniecie. Zauważycie w rogu ściany dwa przytulające się do siebie przeźroczyste patronusy - patronus lisa i kota. Na Wasz widok poderwą głowy, ziewną i rzucą się na Was... ich energia przepływa przez Wasze ciała, rozgrzewa je i jednocześnie powoduje przyspieszenia bicia serca. Patronusy wypadają z Was, łączą się w bezkształtną chmurę na wysokości Waszych oczu i oto macie szansę ujrzeć w tej chmurze po jednym Waszym najpiękniejszym wspomnieniu. Opiszcie dokładnie co Twój towarzysz może zobaczyć. Co sprawia Ci najwięcej szczęścia? Wspomnienia zostały zabrane prosto z Waszych serc, a więc nie można ich okłamać. Znajdziecie wyjście z labiryntu.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren stał przed - a raczej już w, chcąc ochronić się przed wiatrem - wejściem do labiryntu, drepcząc w miejscu i spoglądając to w prawo, to w lewo, w oczekiwaniu na przybycie Violi. Był podwójnie ciekawy - nie tylko tego co znajdą w środku norweskiego labiryntu, oprócz kupy śniegu, zamarzniętej wody, białego puchu, szronu i sproszkowanego lodu, ale też oczywiście usłyszenia Strauss na własne uszy. Po pokoju wspólnym rozeszła się już bowiem wieść, że Violka odzyskała mowę - a przez remont Exham i wpadanie do Hogwartu praktycznie tylko na lekcje, posiłki, sen i patrole, nie miał czasu zamienić z Krukonką słowa. A błądzenie w sieci lodowych, śnieżnych i kamiennych korytarzy było chyba najlepszą okazją do rozmowy - jeśli oczywiście gardło, czy cokolwiek popsute miała Strauss, jej zaraz nie wysiądzie. Shaw wzdrygnął się lekko, słysząc ze środka ryk jakiegoś stworzenia - najprawdopodobniej trolla, poznając po charkach i wrzaskach - spotęgowany dodatkowo odbijaniem się dziesiątki razy od ścian. Krukon wydreptał więc z labiryntu i, czekając cierpliwie, zaczął dokładnie rzucać na każde parę centymetrów kwadratowych swojego ubrania zaklęcia rozgrzewające.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Jak widać jej głos budził naprawdę żywe zainteresowanie. Wiedziała, że niektórzy wprost musieli przekonać się na własne uszy o tym czy była to prawda i jak naprawdę brzmiała. Sama nie nadużywała raczej swoich nowych strun głosowych i odzywała się jedynie, gdy było to konieczne. W innych okolicznościach zwykle stosowała jakieś pomruki i tym podobne. Wciąż też nie mogła uwolnić się od bólu, który nawiedzał ją regularnie i przypominał o tym w jakim stanie się znajdowała. I to niezwykle ją frustrowało. W końcu jednak dotarła do labiryntu, widząc już z daleka znajdującego się u jego wejścia prefekta. Chyba w Norwegii mogli już nieco poodpierdalać skoro nie znajdowali się na terenie szkolnym. Posłała jedynie lekki uśmiech w stronę chłopaka, podchodząc bliżej i w końcu otwierając usta, by przywitać się pierwszy raz werbalnie z przyjacielem od kilku miesięcy. - Hej, Darren - powiedziała, brzmiąc zupełnie jakby była hardkorową wokalistką metalowej grupy występującej na Wizzstocku. Z pewnością była to pewna nowość dla jej dawnych rozmówców. Chociaż wcześniej i tak nie miała jakiegoś przesadnie wysokiego, dziewczęcego głosu tak teraz był on niski i zachrypnięty do tego stopnia, że raczej przypominał warczenie. Gdyby tylko chciała zrobiłaby karierę w sektorze muzyki ciężkiej. Oby jedynie nikt nie miał nic przeciwko temu.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Chrypiący i gardłowy głos Violetty nieco zaskoczył Darrena - a przynajmniej na tyle, by jego brwi lekko się uniosły. Czego jednak można się było spodziewać po tym całkowitej utracie głosu od... chyba wakacji? Na pewno nie dźwięków jak u słowika świeżo po zabiegu. - Serwus, Violka - przywitał się Shaw, odrywając na chwilę dłoń zakutą w rękawiczkę od żeber i podnosząc ją w geście przywitania - Słyszę, że już prawie po staremu - dodał z lekkim uśmiechem i skwapliwie podreptał od razu z powrotem pomiędzy ściany labiryntu, kryjąc się za pierwszym zakrętem - a zarazem przed pierwszym skrzyżowaniem - przed podmuchami wiatru. Wychylił się zza załomu sprawdzając czy Strauss także weszła do środka, po czym uderzył się lekko jeszcze po biodrach, czekając aż zaklęcia ogrzewające przebiją się przez potrójną warstwę ubrania. Cóż, nietrudno było się domyślić że z zimą Krukon miał raczej na bakier. - Teraz zawsze już będziesz tak brzmieć czy ci przejdzie? - spytał z wyraźną troską w głosie, w oczach błyskały mu jednak żartobliwe ogniki - Będę musiał się przyzwyczaić do trolla w wieży, jeśli zostaje na dłużej - wyjaśnił, na wszelki wypadek odsuwając się na pół kroku ze zduszonym chichotem - nie zauważając nawet w który korytarz labiryntu weszli. Zawsze będzie mógł przyjrzeć się drodze oczami magicznego gołębia albo innego ptaka, jeśli zechcą wrócić, prawda?
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Uśmiechnęła się nieznacznie, gdy tylko usłyszała jego komentarz. Naprawdę chyba wolała jednak nie pytać jak brzmiała dla niego wcześniej skoro według niego wszystko aktualnie było po staremu. Nie komentowała tego jednak i po prostu ruszyła tuż za nim, zagłębiając się w labirynt. Zapewne powinni jakoś przemyśleć kierunku, w których powinni się udać, ale chyba jak zwykle szli po prostu na yolo, nie przejmując się totalnie niczym. W końcu co złego mogłoby się stać? Najwyżej zginą czy coś. - Zobaczymy. Możliwe, że z czasem struny głosowe się rozruszają i będę brzmieć mniej więcej jak przedtem - odpowiedziała, a słysząc kolejną uwagę Darrena z chęcią uderzyłaby go delikatnie w ramię, ale przez to, że chłopak się odsunął mogła go jedynie potraktować niewerbalnym Corrogo, które zostawiło na jego ciele delikatny ślad po ugryzieniu. W końcu różdżkę zawsze miała pod ręką i nie musiała podchodzić zbyt blisko. - Zabawne, Shaw... W ogóle... Co my tutaj robimy? - nie była pewna w ogóle czemu postanowili spotkać się przy labiryncie, ani czemu zagłębiali się bardziej w jego odnogi. Czyżby z nim również była związana jakaś legenda lub coś podobnego?
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Znasz Jule. Jest sarkastyczna, przedrzeźnia innych, mówi lakonicznie, prycha przez nos, gdy się śmieje i przewraca oczami na głupoty Solberga :D No i oczywiście, nieco mu "matkuje"
Pobyt w Norwegii naprawdę służył Brooks i w gruncie rzeczy cieszyła się, że zdecydowała się na wyjazd, choć wizja pozostania w Londynie była naprawdę kusząca. Oczywiście, było cholernie zimno, twarz piekła ją od mrozu, a do tego zasypiała z myślą, że ktoś może ją obserwować przez szklane ściany igloo, to koniec końców, wyjazd był naprawdę udany. Spędzała go wyjątkowo aktywnie. Codziennie chodziła na długie samotne spacery, a do tego szukała sobie zajęć dodatkowych – trenowała z Violką, jeździła na czartach, wędrowała po górach. Kiedy więc usłyszała od któregoś z uczniów o pewnym labiryncie, stwierdziła, że obowiązkowo musi się do niego wybrać. Przed wyruszeniem w drogę, należy zebrać drużynę, dlatego czym prędzej napisała na wizzengerze do Solberga. Coś czuła, że po ostatnich perturbacjach podczas nocy zorzy (czy jak się tam to zwało), może mu się przydać nieco ruchu i świeżego powietrza, a także nieco mniej obecności nauczycieli i innych Ślizgonów. Kiedy dostrzegła Maxa, idącego w jej kierunku, skinęła mu na powitanie, a kiedy był już naprawdę blisko, rzuciła w jego kierunku paczkę wizz-wizzów, które kupiła w pobliskim miasteczku. Pamiętała doskonale, że brak nikotyny sprawiał, iż chłopak był wyjątkowo drażliwy i nieprzyjemny, więc zawczasu zadbała o jego odpowiednie samopoczucie. Dodatkowym plusem było działanie samych papierosów, które poprawiały nastrój.
- Trzymaj. Na później. Albo na teraz, jak wolisz – uśmiechnęła się ciepło i sama sięgnęła do kieszeni kurtki. Z niemal pełnej paczki wyjęła „Merlinową Strzałę” i odpaliła ją zwykłą mugolską zapalniczką, co nie było takie łatwe, przy tak natarczywym wietrze. – Gotowy na wypra… - przerwała w połowie zdania, gdyż nieoczekiwanie poczuła wyjątkowo przyjemny, słodki zapach. – Czujesz to? – Krukonka zaczęła się kręcić dookoła, szukając źródła tego cudownego aromatu, gdy nieoczekiwanie nad jej głową błysnęło jaskrawe światło. I w tym momencie przestała myśleć kompletnie. Zamiast tego zaczęła czuć nic innego, jak dziwną potrzebę, aby wpić się w usta Solberga. Wiedziona jakimś dziwnym magicznym instynktem, zbliżyła się do chłopaka, stanęła na palcach i pocałowała go w usta, a gdy ich pocałunek dobiegł końca, wrócił rozsądek. I to nie sam, bo ze znajomymi – wyrzutami sumienia.
- Boże, przepraszam. Nie wiem, co tu się zadziało – usprawiedliwiła się, a na jej twarzy wykwitł potężny rumieniec. – Zapomnijmy o tym i chodźmy, ok? – zaproponowała i nie czekając na odpowiedź, ruszyła przodem i weszła do labiryntu.
Z perspektywy czasu, Darren wolałby się jednak nie odsuwać od Strauss i dostać kuksańca w bok niż oberwać - słabym co prawda - Corrogo. Przewrócił oczami, gładząc się po ugryzionym miejscu. Miał wrażenie że w Norwegii wszyscy mieli jakiś wyjątkowo bojowy nastrój - Violka za parę żartów napuszczała na niego czarną magię, Solberg za rozlane kakao przywoływał węże... może najbezpieczniej było po prostu nie wychodzić z igloo i robić głupie miny do cichych demonów obijających się o przezroczyste ściany lodowego domku. Na pytanie Strauss Krukon zrobił lekko triumfalną minę i pogrzebał przez chwilę w kieszeni płaszcza. Wyrzucił na ziemię parę wysypanych przypadkiem fasolek wszystkich smaków, jęknął pod nosem kiedy na wpół zjedzona czekoladowa żaba wyskoczyła z papierka i zanurkowała w zaspie, przełożył parę knutów do drugiej kieszonki, ale w końcu znalazł to, czego szukał - niewielka broszurka którą wypatrzył w ich ośrodkowej stołówce - oczywiście, cała po norwesku. Z pomocą jednak armii słowników, które postanowiła przytargać do Skandynawii jego współlokatorka, udało mu się wykonać parę notatek na marginesach na temat lokalnych miejsc wartych odwiedzenia. - Zobaczmy... labirynt... o, tu jest - powiedział, przewracając parę razy folder do góry nogami i na boki, w końcu jednak trafiając na odpowiednie ułożenie - Są tu trolle... to plus... można coś odmrozić... to minus, ale tu wszędzie można coś odmrozić... - kontynuował Darren, mrużąc oczy by rozczytać nabazgrane niedbale słowa pomiędzy wydrukowanymi wersami - - ...i w ogóle jakieś skarby albo coś w tym stylu można tu znaleźć - zakończył ze wzruszeniem ramion i przystanął, odwracając się w kierunku w którym podążali. - Ale jeśli wolisz po prostu czekoladę i wąchanie dorszy w wiosce, to jeszcze możemy wrócić... chyba - rzekł niepewnie, zdając sobie sprawę że istniała bardzo mała, minimalna wręcz, szansa, że uda mu się odwzorować drogę powrotną.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wiadomość, jaką znalazł od Lowella nieco go zaskoczyła, ale głównie w pozytywnym sensie. Nie chciał w żadne sposób kontrolować puchona, ale cieszył się, gdy ten nieco ostrożniej podchodził do pewnych rzeczy i podejmował odpowiednie kroki, na wypadek jakby coś jednak poszło nie tak. Jako, że sam Max planów wielkich na wieczór nie miał, bez zastanowienia przystał na propozycję Brooks. Jego umysł był zdecydowanie spokojniejszy niż na początku ferii. Wiele rzeczy wydawało się w końcu układać, a i Max bardzo powoli wracał do formy. Coraz rzadziej zwracał posiłki i coraz częściej robił coś w kierunku swojej kondycji fizycznej, a to zdecydowanie zapowiadało pozytywne efekty. Uśmiechnął się na widok krukonki i złapał w powietrzu fajki, machinalnie odpalając jedną na miejscu. -Gdzieś Ty mnie dzisiaj wywlokła, co? Liczysz, że się zgubię i słuch o mnie zaginie na wieku? - Skinął głową w stronę labiryntu, który wydawał się nie być zbyt łatwy do przejścia. Wyjątkowo zabrał ze sobą różdżkę, co w tej chwili wydawało się być pomysłem geniusza. -Czuję, co..? - Zapytał, po czym odpowiedź sama uderzyła go w nozdrza. Jakiś niesamowicie słodki aromat zdawał się ich otaczać, a następnie znikąd obsypało ich płatkami kwiatów. Max czuł, jakby ktoś dał mu zastrzyk ogłupiający, połączony z Afrodisią i niesamowicie mu ulżyło, gdy Julka wykonała pierwszy krok, łącząc na krótką chwilę ich usta. Ten pocałunek zdawał się odgonić całe to dziwne uczucie, przynosząc nienaturalną ulgę. -Nie przejmuj się. Chyba zacznę się przyzwyczajać. - Dał jej żartobliwego kuksańca w bok, nawiązując do ich ostatnich spotkań, po czym powoli ruszył za nią do wejścia labiryntu. Początkowo wszystko zdawało się być na swoim miejscu, jakby ta dziwna magia chciała tylko i wyłącznie zmusić ich do fizyczności, ale po chwili coś zaczęło się zmieniać. Na pierwszy rzut oka nie było to widoczne, ale Max czuł, że w środku niego coś jest nie tak. -Dobra, to którędy idziemy najpierw? Droga w lewo wydaje się być oczywista, ale czy to nie jest pierwsza pułapka? - Zaczął analizując ich położenie. Wierzył, że kto jak kto, ale akurat oni na pewno stąd wyjdą, choćby i mieli spalić ten labirynt szatańską pożogą.
Znasz Jule. Jest sarkastyczna, przedrzeźnia innych, mówi lakonicznie, prycha przez nos, gdy się śmieje i przewraca oczami na głupoty Solberga :D No i oczywiście, nieco mu "matkuje"
Istotą labiryntów było to, że nie były zbyt łatwe do przejścia. W innym wypadku, po co je budować, skoro można było skorzystać z prostej ścieżki prowadzącej z punktu A do punktu B? Nie, labirynty miały być zawiłe, zdradliwe i wymagające, ale dzięki temu pokonanie ich sprawiało większą frajdę. Zwłaszcza w tym wypadku, gdyż ten konkretny labirynt, z tego co zdążyła zasłyszeć od miejscowych, pełen był niespodzianek, wyzwań i oryginalnych przeżyć. Z tego też powodu jej plany na wieczór obejmowały szlajanie się z Solbergiem, a nie siedzenie w igloo i czytanie książki przy kubku herbaty z imbirem.
- Dokładnie tak. Nie przewidziałam tylko tego, że zgubię się razem z Tobą – odpowiedziała, zaciągając się papierosem. Gdy magiczny kwiat wystrzelił nad ich głowami, rozsiewając coś, co swym działaniem przypominało Afrodisię, mózg Krukonki przestał działać, a palmę pierwszeństwa przejął instynkt i pożądanie. Pocałunek przyniósł jej nie tylko przyjemność, ale i ulgę. Pobyt w Norwegii sporo zmienił w ich relacjach. Nie tylko lepiej się poznali dzięki magicznym właściwościom jaskini, ale do tego wszystkiego, ich „białe małżeństwo” stało się nieco mniej białe.
- Wolałabym, żebyśmy się do tego nie przyzwyczajali – odpowiedziała wciąż zawstydzona. Zrobiła kilka kroków, gdy musiała na chwilę przystanąć. Niespodziewanie zakręciło jej się w głowie, a w ozach pociemniało. Trwało to raptem kilka sekund, a gdy wszystko wróciło do normy, czuła, że coś jest nie tak, jakby coś się zmieniło.
- Czy to ważne, którędy? Liczy się droga, nie cel – odparła beztrosko, puszczając chłopakowi oczko. Czyżby po pocałunku Brooks postanowiła zostać najbardziej lekkomyślną uczennicą w szkole? Wszystko na to wskazywało. – A tak swoją drogą, co tam u Felka?
Nawet nie wiem już dokładnie gdzie słyszę o tym labiryncie, ale słowa może być niebezpiecznie i nie wiadomo co tam można znaleźć bardzo mnie zachęcają i kolejnego dnia planuję dowiedzieć się o co chodzi. Podczas śniadania w stołówce zagaduję Eskila czy by nie chciał iść ze mną na wyprawę. Co prawda nie jest to taka duchowa wycieczka, co to można odnaleźć swoją siłę, ducha i co tam jeszcze, ale też na pewno będzie ciekawie. Robię na wynos kilka kanapek a do dużego termosu nalewam gorącej herbaty z cytryną i miodem. Ubieram się ciepło - przez te kilka dni przyzwyczaiłam się (w miarę, nie jestem pewna czy tak do końca można) to tej niskiej temperatury i nie wychodzę z igloo nie opatulony od stóp do głów. Na początku miałam co prawda zamiar nie spędzać za dużo czasu na dworze, ale szybko okazało się, że w taki miejscu jak Norwegia nie jest to możliwe - najpiękniejsza jest tu właśnie natura, ewentualnie trochę wspomagana ludzką ręką, jak ten labirynt. Stajemy na małym wzniesieniu, tak że można trochę zajrzeć do środka, a przede wszystkim zobaczyć jego skalę. A to co widzimy zapiera dech w piersiach - jest ogromne i wcale nie widać jak się kończy. - Więc tak to właśnie wygląda... może w środku znajdziemy skarb. Ewentualnie trolle. To też by nie było tak źle, mogłabym z niego wziąć jakieś składniki do eliksiru. - Uśmiecham się wesoło na wspomnienie naszej ostatniej wyprawy po składniki. Trolle brzmią co prawda groźnie, ale ciężko powiedzieć co jest bardziej niebezpieczne: mroczny las czy mroźny labirynt. Zdaje się, że w tym pierwszym mogły być większe szanse na przeżycie.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
inny czas /Kości podlinkuję jak będę przy laptopie/
Cóż, Sophie nie musiała jakoś długo go namawiać. Miał po dziurki w nosie pola igloowego, a do mrozu faktycznie idzie się trochę przyzwyczaić. Oczywiście nie było to takie hop-siup, musiał ubrać się w kilka warstw ubrań i zaopatrzyć w termosy z gorącą herbatą. Dodał do nich eliksiru pieprzowego, ot na wszelki wypadek wszak w labiryncie mogą spędzić sporo czasu jeśli się zgubią. Nie zabrakło wizzengera, dwóch dodatkowych czapek upchanych w plecaku, bułek czosnkowych, rogali maślanych i słodkich babeczek. Tak przygotowany zszedł się z Sophie, chętny spędzić z nią więcej czasu. Nie zamierzał męczyć jej swoimi sprawami, ale o jednej powinna wiedzieć. Nie było mu jednak spieszno do tego, a więc stanął u jej boku i gapił się na wielki labirynt. Robił wrażenie! - Ciekawe czy trollowi spodobałby się ten pomysł. - zaśmiał się ale nie brzmiało to tak przekonywująco jakby chciał. - Czyli co, widzisz obiekt przed sobą i rozważasz czy ma w sobie jakiś składnik do eliksirów?- szturchnął ją lekko i ruszyli naprzód, aby po dwudziestu minutach wejść już w pierwsze rejony labiryntu. Postanowił trzymać się blisko Sophie, ot, aby żadne się nie zgubiło bo wówczas mieliby przechlapane a jak wiadomo, Eskil teleportować się nie umiał. - Lat nie starczy aby zobaczyć całą Norwegię. Widziałaś zorzę? Wczoraj była na niebie. No mówię ci, tyle kolorów! To dopiero magia. I podobno mugole na świecie też widują zorze, a myślałem, że tylko my, czarodzieje. - czuł się trochę nieswojo przy tych gładkich, zimnych i jednolitych ścianach. Z początku postawił Sophie za cel prowadzenie na zakrętach, a raz na jakiś czas wtrącał swoją uwagę, że mogą iść w przeciwną stronę bo ta ściana wygląda jak ta poprzednia… i jak wszystkie inne w okolicy. - Myślisz, że znajdziemy tu jakiś skarb? Jak byłem ostatnio w starej chacie to mimik chciał mnie zjeść. A też szukałem skarbu. Mam nadzieję, że tutaj nic nas nie będzie chciało pożreć. Ledwo co wyleczyłem siniaki!- zagadywał bo miał jej sporo do powiedzenia. Z rodziny miał tutaj tylko Sophie choć dalej ciężko było mu odnaleźć się w tej pełni relacji i traktować ją jako ładną kuzynkę. Mimo wszystko starał się ocieplić ich relację, a więc zgadzał się na wspólne wycieczki, pytał ją o zdanie, a i jakieś osiemnaście razy w trakcie tych ferii mówił głośno i wyraźnie, że dzięki Sophie Sinclair nie marznie tak jakby to się stało gdyby nie wymieniła mu garderoby. To pewna forma podziękowań Eskila, wszak łatwiej w ten sposób je okazać niż słowem "dziękuję", prawda?
Mimo ewentualnej szansy pozyskania oka trolla do eliksirów, myśl spotkania w labiryncie tego stwora nie nastraja pozytywnie. No ale - jak duże jest prawdopodobieństwo, że się na niego natkniemy? Musielibyśmy mieć wielkiego pecha, patrząc na to jak rozległy jest labirynt, a poza tym wystarczy nigdy nie iść w stronę z której słychać dziwne dźwięki. Tak przynajmniej mi się wydaje... - Tak jakby. W zasadzie składniki można znaleźć prawie wszędzie. - O ile tylko wie się gdzie szukać. Ja nie wiem, bo nie do końca znam się na tych wszystkich roślinach i przeważnie muszę najpierw przestudiować odpowiednie książki. Dopiero zaczynamy naszą wycieczkę i jeszcze nie myślę o tym jak z niej wrócimy. Umiejętność teleportacji, którą posiadłam parę miesięcy temu na niewiele się tutaj zda, bo umiem to robić tylko pojedynczo a nie z kimś. A przecież nie zostawię Eskila samego. Pewnie nawet nie umiałabym do niego wrócić. Coś się wymyśli jak już będziemy tego potrzebować... - O tak, jest wspaniała! Nie mogłam się na nią napatrzeć. I masz rację, to prawdziwa magia. Gdybym była mugolem to chyba wystarczyłoby mi zobaczyć zorzę, żeby uwierzyć, że czary istnieją. Właściwie to przez te przezroczyste dachy zamiast spać to się na nią patrzę jak tylko się pojawia. W przewodniku napisali, że w innych porach roku nie ma ich aż tyle, mamy szczęście, że przyjechaliśmy tutaj akurat teraz. - Mogę się zorzami długo zachwycać. Jest to pewnie coś, z czym Norwegia już zawsze będzie mi się kojarzyła. Idąc między lodowymi ścianami nie za bardzo myślę w którą stronę właściwie idziemy. Być może rozsądne byłoby zapamiętanie naszej trasy, ale tego nie robię, przeważnie wybierając kierunki na zasadzie: prawo, lewo, prawo, lewo i tak dalej. Ewentualnie zupełnie inaczej, jeśli akurat Eskil zasugeruje, żeby iść inną stronę. - Jakiś musi być. Po co inaczej by budowali taki labirynt? A czy znajdziemy to zobaczymy. - Akurat nie doczytałam ani nie usłyszałam o tym jakie było prawdziwe przeznaczenie tej budowli, więc naprawdę tak mi się wydaje. - Mimik? A jak ona wygląda? - pytam bo jestem słaba w magiczne stworzenia i nawet nie wiem jak go rozpoznać. Sama nazwa brzmi nawet słodko, ale możliwość pożarcia człowieka robi z niego groźne stworzenie, pewnie można by je było zaliczyć to podobnej kategorii niebezpieczeństwa jak trolle. - Dobrze, że ciągle masz ochotę na takie wyprawy! - Całkiem się cieszę, chociaż z tego co poznałam Eskila to nie wiem co by musiało się stać, żeby nie chciał gdzieś iść. Może na przykład gdyby był pożarty, albo przynajmniej leżał przykuty do łóżka. Zdaje się, że ciągnie go do przygód podobnie jak mnie. Stajemy właśnie przed skrzyżowaniem, poza drogą z której przyszliśmy są jeszcze trzy inne i wydaje mi się, że wyglądają bardzo podobnie ja to, które minęliśmy jakieś dziesięć minut temu. - I gdzie teraz? - zastanawiam się i wyciągam różdżkę, żeby sprawdzić nią gdzie jest północ. Problem jest tylko taki, że nie zrobiłam tego jak wchodziliśmy do labiryntu, więc właściwie nie jestem pewna która strona to która. - Myślisz, że gdzie jest miasteczko?
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Jak to z Eskilem bywa... nie myślał o potencjalnych konsekwencjach tej wyprawy. Byłby naprawdę srogim pesymistą gdyby wszędzie doszukiwał się wad, niewypałów bądź niepowodzeń. Można nazwać to potrzebą myślenia realistycznego, ale... po co? Chodziło o spacerowanie u boku Sophie, a nuż znajdą jakiś fajny skarb którym będą mogli pochwalić się i Lucasowi i babci. To byłaby niezła pamiątka, a i dowód, że wcale nie próżnowali w trakcie ferii zimowych. Lada dzień będą już wracać do Wielkiej Brytanii, gdzie zapewne przywita ich cieplejsza temperatura. Wypadałoby jednak mieć w zanadrzu kilka fajnych historyjek do opowiadania. On napotkał mimika, a fajnie byłoby zdobyć prawdziwy skarb. Tym razem nie da się nabrać na zaczarowane skrzynie ani nic z tych rzeczy. - No, ja też się gapię na nią w nocy zamiast spać. To takie niesamowite, że tu kolory na niebie się ruszają i to nie jest wcale nasza magia a po prostu urok Norwegii skoro mugole spoza wyspy też to widzą. - wyraził poparcie w zachwycie nad tutejszymi zorzami. Ten śpiew cete też był ciekawy choć w większości czasu Eskil to ignorował bowiem był srogo zajęty swoimi sprawami. Idąc w igloo był przekonany, że Sophie ma jakiś ultra niesamowity plan ułożony na podstawie prawdopodobieństw zabłądzenia i odnalezienia wyjścia. Nawet na myśl mu nie przyszło, że idzie tam, gdzie nogi ją poniosą i bez większego pomyślunku. Z reguły taka bezmyślność leżała w naturze młodego Clearwatera. Nie przejmował się jednak tym póki co bo przecież o tym nie wiedział. Cwałował żwawo do przodu, raz sugerując skręt w lewo, a raz w prawo, ot dla urozmaicenia wędrówki. Nie odczuwał upływu czasu. - Właśnie jak zobaczysz jakąś skrzynię czy coś to może to być mimik. One się transmutują właśnie w takie wabiki dla turystów i poszukiwaczy przygód, a potem dotkniesz to się na ciebie rzucają i chcą cię zjeść, bo lubią mięso każdego rodzaju. - wzdrygnął się. - Miałem nawet jakąś bliznę jak mnie dziabnął mimik, ale wygoiła się bo profesor Dear dała mi jakieś magiczne picie i mi to wyleczyło wszystko, a myślałem, że będę mógł szpanować blizną. - gadał i gadał, a im dalej szli tym wydawało mu się, że jest cieplej. Poluzował zawiązany na szyi ciepły szalik i nawet zdjął rękawiczki. Póki co przypisywał to rozgrzaniu ciała wszak wędrują żwawo i nie zatrzymują się na przerwy. Nie zwrócił uwagi na topniejący pod podeszwami śnieg. Zapewne zauważy to dopiero za jakiś czas, jak zawsze. Gdy gadał to jego uwaga była nieco ograniczona bowiem sporo koncentracji poświęcał na rozmowę, zwłaszcza z Sophie. - No przecież że mam ochotę! - wywrócił oczami jakby dziewczyna zasugerowała coś głupiego - miałby nie mieć chęci za zwiedzanie dziwnych i magicznych rzeczy? Lubił spacerować wśród dzikiej natury, a labirynt - choć twór magiczny - dalej wpisywał się w kanon jego zainteresowań. - Nie mam pojęcia. - zaśmiał się kiedy zatrzymali się przed identycznymi przejściami, które nie wyróżniały się niczym szczególnym. Przespacerował się bliżej nich i zapuścił żurawia w każdą stronę. - Nie wiem, ale ja poszedłbym na wprost. Bo jak skręcimy to możemy wrócić do punktu wyjścia. - wzruszył ramionami i popatrzył na dziewczynę z wesołą miną. Ciepło, ciepło i ciepło... ale kto by się tam tym przejmował.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dla Maxa labirynty były przede wszystkim dobrą zabawą. Wejście w nieznane i próba wydostania się z zawiłych korytarzy potrafiło wzbudzić nieco adrenaliny, a te magiczne labirynty miały jeszcze to do siebie, że zazwyczaj szykowały coś więcej niż zwykłą zagadkę na temat własnego położenia. Solberg był ciekaw, co spotka ich tym razem i naprawdę miał nadzieję, że nie będzie to nic podobnego do tego, co spotkało ich w jaskini. -Wiesz, że zawsze możesz mnie tam zostawić i odlecieć w siną dal? A Twoje wnuki będą opowiadać historie o tym, jak babcia Julka pokonała nieznośnego węża w lodowym labiryncie. - Zaśmiał się wyobrażając sobie krukonkę, która poi dzieciaczki fantastycznymi opowiastkami ze swojego życia. Oczywiście odpowiednio ubarwionymi. Wywołany magią pocałunek był niespodziewany dla obojga z nich choć Max przyjął to jak zwykle z większym dystansem. Wiedział, że taka drobna czułość nie zaszkodzi raczej ich relacji, więc tym bardziej nie widział powodu do wstydu. Nie skomentował już jednak słów dziewczyny, widząc jej reakcję i po prostu wszedł na luzaku do labiryntu, by rozpocząć tę całą zabawę w "znajdziemy się czy zgubimy?". -Od kiedy Ty taka porywcza? Uważaj bo jeszcze to Ty się tu zgubisz i ferie przekształcą się w misję poszukiwawczą Brooks. - Poszedł jednak za nią, bo przecież rozdzielanie się w tej chwili nie miało najmniejszego sensu, a w razie czego mogli sobie nawzajem dupska ratować. -Polazł na jakąś imprezę ze znajomymi. Świętują nową pracę kumpeli, czy coś tam. - Streścił po krótce list, jaki otrzymał. Miał nadzieję, że nie spotka dzisiaj mimo wszystko świetlistego wilka, który przyniesie lepsze lub gorsze informacje od puchona. -Brałaś udział w Hexathlonie? - Nie do końca chciał kręcić całą rozmowę wokół Felka, skoro wciąż nawet nie wiedział na czym dokładnie stoją, więc biorąc kolejny zakręt taktycznie zmienił też temat. Pamiętał, jak w Luizjanie Brooks udało się wygrać witki do miotły podczas sprawdzianów i był ciekaw, czy podobnie dobrze radziła sobie ze sportami zimowymi.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Od razu bojowe nastawienie, po prostu chciała się z nim jednak nieco podrażnić. Jeśli faktycznie byłaby w bojowym nastroju to zaklęcie zdecydowanie pozostawiłoby po sobie o wiele wyraźniejszy ślad. To takie nieco mocniejsze uszczypnięcie, na które nie trzeba było tyle narzekać. Obserwowała uważnie jak Darren sięga po jakąś dziwną broszurę zapisaną głównie po norwesku jeśli nie liczyć jakiś tam gryzmołów, które choć nie zagłębiała się w szczegóły raczej wyglądały jej na angielskie. Dała mu nieco czasu na to, by znalazł to czego potrzebował i zaczął jej odczytywać informacje o tym pięknym labiryncie. I nie brzmiało to znowu tak źle. - Troll powiadasz... - chyba coś ich ciągnęło do tych stworzeń. Pierw Dolina Godryka, a potem Norwegia. Zdecydowanie to wszystko miało sens i dokądś zmierzało. Jeszcze zostaną pogromcami trolli czy coś w tym stylu. - Mam już powoli tego spokojnego siedzenia. To idziemy, tak? - spytała jeszcze, skręcając w któreś z rozgałęzień labiryntu. Pewnie powinni jakoś oznaczać ścieżkę, ale jakoś sobie z tym wszystkim poradzą. Na pewno.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
O tym, że Brooks byłaby zdolna do barwnego opowiedzenia historii o walce z nieznośnym wężem w lodowym labiryncie, nie było najmniejszych wątpliwości. Problemem byłoby wydostanie się z labiryntu w pojedynkę, zwłaszcza że nie miała przy sobie miotły i nie mogła ot tak po prostu odlecieć w siną dal. Tymi nieścisłościami będą się jednak martwiły wnuki krukonki.
- Nie kuś, nie kuś, bo faktycznie cię tu zostawię – uśmiechnęła się szeroko i wystawiła język. Oczywiście, nawet gdyby postanowiła opuścić Solberga, to pewnie szybko by po niego wróciła, gnana wyrzutami sumienia.
Pytanie nie powinno brzmieć, „czy się zgubimy”, tylko „jak szybko się zgubimy”. Bo to, że się zgubią, było pewne jak to, że dwa i dwa to cztery. I nie przeszkadzało jej to specjalnie. W końcu istotą zagubienia się było odnajdywanie siebie (Julia Coelho). A poza tym, w jej serce wkradła się jakaś dziwna beztroska, przez którą patrzyła na świat zupełnie inaczej, nie zastanawiając się nad konsekwencjami własnych poczynań.
- Czy ja wiem, od kiedy? Chyba od zawsze. Co ma wisieć, nie utonie, a co będzie, to będzie – odpowiedziała beztrosko i odpaliła kolejnego papierosa. Nie wiedziała czemu, ale zaczęło ją strasznie smolić. Zazwyczaj paliła od wielkiego dzwonu i to tylko dla magicznego działania felixa w „Merlinowych Strzałach”, ale dziś było zupełnie inaczej.
Kiedy Max spytał ją o udział w zawodach czarciarskich, aż przystanęła, a na jej twarzy pojawił się wyraz niedowierzania i rozbawienia.
- Max, czy u ciebie wszystko w porządku? – zapytała z uśmiechem. – Przecież się ze mną witałeś, a nawet ciskałeś we mnie zaklęciami. Więc tak, byłam na Hexathlonie, jeżeli aż tak zależy ci na odpowiedzi.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdecydowanie przyjemniej było gubić się razem niż samemu i choć tym razem Solberg nie zapomniał o różdżce wiedział, że lepiej było mieć ze sobą zdolnego krukona, który w razie potrzeby uratuje mu dupsko, gdyby Protego znów okazało się być zbyt skomplikowanym zaklęciem dla ucznia ostatniego roku hogwarckiej edukacji. Uśmiechnął się do siebie przypominając sobie ostatni pojedynek z Julką. To był cudny festiwal żenady i braku magicznego talentu, bez wątpienia. Z małym zdziwieniem spojrzał, jak Brooks odpala już kolejnego szluga, samemu powstrzymując się przed podobną akcją. Jakoś nagle nie czuł takiej potrzeby i ten jeden, którego spalił gdy się spotkali, w zupełności mu wystarczał. Czyżby mieli do czynienia z podobnym gównem jak w jaskini, tylko że teraz to odbierali sobie swoje nałogi? -Czy tylko mi tu coś śmierdzi hipogryfim łajnem? Zachowujesz się jak....ja? - Powiedział z rozbawieniem, bo nagle ta jej beztroska dość boleśnie uświadomiła mu, że przecież to typowe zachowanie Solberga. Nieważne, co będzie, ważne żeby wyjść z tego cało. Przystanął obok niej, nie wiedząc o co może dziewczynie chodzić, choć ta dość szybko wprowadziła go w wydarzenia z zawodów. -No tak, kompletnie mi to jakoś umknęło. Zbyt wiele dzieje się na tych feriach. - Zaśmiał się lekko, nie wierząc jak mógł zapomnieć coś tak oczywistego. Choć żadne zaklęcie nie trafiło w Brooks, faktycznie celował do niej z różdżki na ostatnim etapie zawodów. -Ten labirynt byłby dobrym miejscem do treningów, nie uważasz? - Zdecydowanie można było dać im tutaj popalić i choć samo przelatywanie nad labiryntem miało tyle sensu co nic, kręte korytarze sprawiały już nieco więcej możliwości. Przystanął na chwilę przy kolejnym rozwidleniu. Gdyby wiedzieli, w którym miejscu znajduje się wyjście byłoby im zdecydowanie łatwiej ogarnąć, w którą stronę się kierować. Tak musieli zaufać tylko intuicji.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Co tu dużo mówić. Jeżeli w labiryncie przyjdzie im się zmierzyć z jakimś wkurwionym trollem, to będą w poważnych tarapatach. Choć Krukonka nie należała do osób, mających problem z rzucaniem zaklęć, to sytuacja ta zmieniała się o 180 stopni, kiedy miało dojść do jakiejś konfrontacji. Zupełnie jakby zapominała, co potrafi i do czego jest zdolna. Ślizgon miał podobny antytalent do zaklęć, tak więc w wypadku jakichkolwiek kłopotów, pozostanie im tylko najsłynniejsza francuska sztuka walki, zwana parkourem. Kolejny papieros zdusił w zarodku narastającą w niej irytację, wywołana niedoborem nikotyny. Tylko kiedy stała się od tej nikotyny uzależniona? Przecież paliła okazyjnie, w końcu była profesjonalnym sportowcem.
- Cooo? - zapytała. Od czasu dziwnego rytuały zorzy, jej słuch nieco szwankował i nie zawsze wszystko docierało do jej uszu. Na szczęście Max wykazał się wyrozumiałością i powtórzył pytanie. - Myślisz, że to przez labirynt? Czy przez tej afrodisiowy pocałunek? – zastanowiła się, kiedy ślizgon podzielił się z nią swoją teorią. Faktycznie, ta nagła beztroska oraz zamiłowanie do fajek były mocno Solbergowe. Na razie jednak zdawało się, że tylko ona ucierpiała na tej wymianie osobowości. Solberg, jak był zakręcony, tak był, co szybko wyszło na jaw, gdy wspomniał o zawodach czarciarskich. Jak potrafił zapomnieć o tym, że startowali razem i nawet ciskali w siebie zaklęciami? Tego nie wiedziała.
- Czy ja wiem? – zamyśliła się na chwilę, gdy Max wspomniał o treningu w labiryncie. – Mam wrażenie, że połowa uczestników mogłaby nie wrócić z takich zajęć. Ale wciąż lepszy taki trening niż żaden. Wasza kapitan dalej ma was w dupie? – zapytała, wkładając dłonie do kieszeni. Mecz Krukonów ze Ślizgonami zbliżał się wielkimi krokami, a podejście wężowej kapitan do organizowania zajęć była tajemnicą poliszynela. I choć rozmawiali o tym z Maxem wielokrotnie, to wciąż nie rozumiała, czemu żaden zawodnik nie postanowił wziąć sprawy we własne ręce i po prostu zorganizować jakichś zajęć? Mieli przecież rudego, który grał w kadrze i w drużynie Srok.
Kiedy dotarli do rozwidlenia, nie zastanawiała się zbyt długo. Po prostu wzruszyła ramionami i ruszyła w prawo. Czy był to przejaw intuicji? W żadnym wypadku. Po prostu gdzieś musiała skręcić, a szanse na wybranie prawidłowej ścieżki wynosiły 50%. A to sporo.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ich ostatni pojedynek dobitnie pokazał ile są warci w kwestii zaklęć i obrony samych siebie, co Max później jeszcze wielokrotnie udowodnił, choć tym razem bez udziału Brooks. Prędzej przepiliby trolla niż zadali mu obrażenia przy pomocy czarów. Julka paliła jak smok, a on nagle przestał, co już samo w sobie było wystarczająco dziwne. Nie musieli do tego dodawać obustronnej głuchoty, jaką wynieśli z rytuału. A jednak! Powtórzył więc głośniej to, co przed chwilą powiedział, by mogła przetrawić infromacje. -Nie mam pojęcia. Choć pocałunek wydawał się być bardziej nie na miejscu i ogólnie z dupy wzięty. No chyba, że każdy na starcie dostaje mapkę i obowiązkową wymianę śliny z najbliższą osobą. - Poczochrał Julkę po włosach i ruszył za nią. Przez ten cały rytuał wciąż nie do końca jeszcze doszedł do siebie, choć koniec końców nie odniósł jakiś poważnych ran. -Masz rację. Większość szkodników nie potrafi wyprawiać przyjęć. - Tym razem zmysł zawiódł ślizgona, który kompletnie źle usłyszał słowa brnącej przez lodowy labirynt krukonki. -I co to za pytanie, czy mój kasztan jest w zupie? Nie dostałaś ostatnio tłuczkiem? Bo gadasz straszne popierdolone rzeczy. - Dopiero wyjaśnienia przywróciły mu logikę tego dialogu i mógł poprawnie odpowiedzieć na pytanie o Heav i jej podejście do całego ślizgońskiego tematu. -Tak, niestety. Ale działamy na własną rękę. Jakbyśmy mieli ograniczyć się tylko do tego, co oferuje Heav już dawno by nas rozwiązali. - Bezwiednie praktycznie zacytowął to, co kiedyś krukonka sama do niego rzekła. Kwestia obalenia kapitaństwa Dear nie była taka prosta, choć odpowiedni kandydat znajdował się na wyciągnięcie ręki i co więcej był nawet chętny, by objąć to stanowisko. -Wygląda, że ściany robią się cieńsze. Jak myślisz, oznacza to, że jesteśmy bliżej wyjścia? - Zastanowił się, dostrzegając ten drobny niuans. Jak dotąd nie spotkało ich nic nadzwyczajnego, więc mogli w spokoju kontynuować spacer pośród lodowych bloków.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Zachęcenie trolla do zagrania w zerowanie metra szotów wydawało się rozsądniejszą opcją, niż rzucanie w niego zaklęciami. Zresztą, jak już umierać, to od przepicia, a nie obrażeń wywołanych ciężką łapą potwora. Obustronna głuchota po rytuale, która powracała do nich jak bumerang, nie ułatwiała rozmowy. Krukonka musiała się porządnie wysilić, by pojąć, o czym do cholery gada Solberg. Szybko się okazało, że nie gadał o niczym mądrym, tylko coś o kasztanach i szkodnikach.
- Dostałam, i to nie raz. A ty dostałeś wylewu? Jaka zupa? Jakie kasztany? – zapytała, wystawiając chłopakowi język i zastanawiając się, o co mu mogło chodzić.
Na szczęście Kruczy kapitan znacznie lepiej wywiązywał się ze swoich obowiązków, choć gdyby miało to zależeć od samej Brooks, treningi organizowałaby znacznie częściej. I to pomimo faktu, że na nadmiar wolnego czasu nie narzekała. Zaletą magii z pewnością było to, że istniały takie rzeczy jak eliksir wiggenowy czy zaklęcia lecznicze pokroju muscus dolet. Dzięki temu mogła trenować znacznie więcej, niż mugolscy sportowcy, którym dochodzenie do siebie po wysiłku, zajmowało dużo więcej czasu.
- Hę? Możesz głośniej? Aaaa, ok! Wydaje mi się, że tak. To co, prowadź!
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Wto 2 Mar 2021 - 14:02, w całości zmieniany 1 raz
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Po potwierdzeniu chęci zagłębienia się w labirynt przez Violkę - które padło nieco za późno, bo i tak się już zgubili weń zagłębili - Darren wysforował się dwa kroki do przodu, sprawdzając z podniesioną różdżką czy za każdym załomem nie czai się na nich właśnie troll - albo chociaż przerośnięty wilk. Gdzieś tam trzecie oko Krukona podpowiadało mu, że z jedną z tych istot, lub podobną, jeszcze przyjdzie mu się w Norwegii spotkać. Wyglądało jednak na to, że labirynt nie był aż tak solidny, jak opisywali to dumni z osiągnięcia swoich przodków mieszkańcy Torsvag. W wielu miejscach widać były rysy i ubytki, a w pewnym czasie dwójka Krukonów zaczęła maszerować wzdłuż sporego i rozgałęziającego się pęknięcia w ścianie, z którego chwilami wypadały nawet niewielkie, lodowe odłamki - na pewno nie sprawiało to pozytywnego wrażenia co do stabilności ścian norweskiego labiryntu. - Kto w ogóle naprawiał ci gardło? - spytał Shaw, odwracając się do Violki. Nie wiedział, czy ktokolwiek w Hogwarcie znał się na takich sprawach - spodziewał się raczej, że zadziałała jakaś kuracja w klinice Munga, nie w swojskim szpitalnym skrzydle.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak się nie ma co się lubi, to się bierze udział w konkursie, w którym można zagrać swoimi mocnymi stronami. Zdecydowanie zabranie trolla na popijawę musiało wylądować kiedyś na liście rzeczy do zrobienia nim Solberg zacznie być pożywką dla robaczków. -Widzę, że nie zadziałało. - Odgryzł się, po czym wziął się za wyjaśnienia. -Ten głupi rytuał uszkodził mi chyba słuch. Widzę, że Tobie chyba też... - Odruchowo rzucił okiem na dłoń Julki, na której spodziewał się dostrzec to samo, co posiadał na swojej. Miał nadzieję, że logiczne wyjaśnienia jednak czasem istniały i to był przykład jednego z nich. -Czekaj.... - Zatrzymał ją ręką, wskazując na znajdujące się na ścianach runy, które tworzyły swoistą strzałkę. -No i w końcu jakaś wskazówka! Umiesz to odczytać? - Zaczął przyglądać się runom, próbując zrozumieć, czy nie stanowią odpowiedzi, która wskaże odpowiednią drogę. W końcu strzałka mogła okazać się zmyłką, a on nie miał zamiaru skończyć jako mrożonka szczególnie, ze coraz mocniej dygotał z zimna. -Czuję się jakbym próbował się dostać do waszej wieży. - Zażartował, bo zagadki kołatki były chyba znane już na cały zamek, a wiele z nich widział, jak próbuje zostać rozwiązana grupowo przez jakiś pierwszaków.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Jaka była szansa na to, że dwie osoby dostrzegą podczas tego samego rytuału to samo duchowe zwierzę? I to jeszcze jakiegoś cholernego wieloryba, który darł mordę jak stary pijany, przyczyniając się do bólu głowy, krwi płynącej z uszu (będącej zresztą iluzją) oraz częściowej głuchoty? Na pewno nie większa niż na to, że dwie osoby będą miały identycznego patronusa. W końcu królestwo zwierząt było olbrzymie, a ludzkie charaktery różne.
- Cooo? Tak, jebany cete. Ale zostawił mi to – powiedziała do chłopaka i pokazała lewą dłoń, na której palcach znajdowała się cienka czerwona linia. Czy czuła się dzięki niej sprawniejsza, czy w jakikolwiek sposób silniejsza? Ciężko było stwierdzić. Szli tak nie wiadomo jak długo, gdy Solberg zwrócił uwagę na runy, wypisane na jednej ze ścian. I do tego zapytał ją, czy może wie, co one oznaczają.
- Tak, to po francusku. Tu jest napisane: „Kto oblizuje nóż, ten nie przemówi już. A ten, kto siorbie, dostanie po torbie”.Nie mam pojęcia, Felixo – zaśmiała się, po czym wzruszyła beztrosko ramionami i ruszyła w kierunku wskazanym przez strzałkę Musiała się ruszać, bo robiło się coraz chłodniej i gdyby nie to, już dawno by zamarzła. A poza tym, czy mieli lepszy pomysł? Nie mieli, więc poszli. I wkrótce okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Po pewnym czasie ich oczom ukazała się pochodnia, którą, według czarnego napisu, należało rozpalić za pomocą patronusa. Julka wyciągnęła różdżkę i przywołala swoje wspomnienie z dzieciństwa. Max doskonale wiedział, o jakie wspomnienie chodzi. Niebieska poświata przybrała postać wściekłego dzika, który natarł na pochodnię, a w niebo wystrzeliła potężna smuga światła. Sklepienie nad nimi zaczęło mienić się różnymi barwami, które tańczyły w dziwnym świetlistym tańcu, pięknym i niespotykanym. Momentalnie poczuła, jak spływa na nią spokój i jakieś dziwne poczucie siły i pewności siebie.
- Wow – rzuciła krótko, opierając się plecami o ścianę labiryntu i odpalając kolejnego papierosa.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jakoś nie wierzył, że i on i Brooks trafili na tego kolorowego wieloryba, który nawet nie miał prawa być na lądzie. Całe szczęście, że pęknięcie bębenków było tylko złudnym uczuciem, a nie prawdziwym przebiegiem rytuału, bo mieliby przejebane do końca życia. A tak musieli męczyć się tylko wciąż. -Ty, też mam taką i też na lewej. - Wyciągnął swoją naznaczoną bliznami łapę, by pokazać czerwoną smugę. -No teraz, to jesteśmy jak bliźnięta krwi. - Był ciekaw, czy jeszcze ktoś biorący udział w rytuale miał "zaszczyt" usłyszeć pieśń Cete, ale osobiście cieszył się, że nie dostał jakiejś wielkiej, pomarańczowej szramy na ryju, czy coś w ten deseń. Prychnął na wiązankę Brooks, choć przez moment spojrzał też na nią z niedowierzaniem. -Jak każdy francuski tak kaleczysz, to współczuję Twoim partnerom. - Dogryzł jej w iście przyjacielskim stylu, po czym ruszył za nią, bo jakie miał wyjście. Marznąc coraz bardziej dotarli w końcu do pochodni, która jasno wyraziła swoją prośbę. Wystarczyło wyczarować patronusa. Max obserwował jak Julka pierwsza bierze się za zaklęcie, a przed nimi pojawia się świetlisty dzik. Dobrze pamiętał uczucie, jakie towarzyszyło Brooks wraz z jej patronusowym wspomnieniem. Gdy przyszła kolej na niego, starał się wydobyć chwile, które zadziałają podobnie na jego wnętrze, ale za każdym razem nawet te najszczęśliwsze wspomnienia, wydawały się być czymś skażone. W końcu jednak zdecydował się na jedno, które z pozoru nosiło na sobie najmniejsze piętno. Uniósł różdżkę, wypowiedział formułkę i... Tak jak się spodziewał, nic się nie wydarzyło. A przynajmniej w kwestii czaru, bo pochodnia nagle pękła, lekko ich raniąc, lecz równocześnie odsłaniając wyjście z labiryntu. -Jednak dobry z nas team! - Uśmiechnął się, kierując Brooks w stronę otwartej przestrzeni. Czuł, jak magia pocałunku znika, a na jego sercu pojawia się dziwny ciężar. Czyżby naprawdę tak trudno było mu wyczarować świetlistego strażnika? Nie chciał jednak o tym myśleć. Zamiast tego zaproponował krukonce szklaneczkę czegoś mocniejszego w pobliskim barze na rozgrzanie i w tamtym kierunku też się udali.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Penetracja labiryntu brzmiała jak naprawdę ciekawe zajęcie dlatego czemu nie mieliby tego spróbować? W końcu oboje byli antychrystusami jeśli chodziło o dziedzinę zaklęć i z jednym stworem z pewnością wspólnie daliby sobie radę, gdyby tylko odpowiednio przy tym współpracowali. Cała budowla z pewnością nie robiła takiego wrażenia wizualnego jaki powinna. Raczej nie czuła tutaj jakiegoś respektu do budowniczych choć z pewnością myśl o tym, że przed nimi znajdowały się liczne korytarze o wielu skrętach, rozwidleniach i ślepych zaułkach z pewnością była ekscytująca. Nawet jeśli miała wrażenie, że coś tam się zaraz rozpadnie. - Niezastąpiona profesor Dear i jakaś babka z Munga. Dobrany z nich duet - stwierdziła jedynie i już miała dodać coś więcej, gdy nagle usłyszała jakiś niezbyt przyjazny dla uszu dźwięk. - Co do kurwy? Pęknięta ściana, przy której stali zdawała się jakby drgnąć. Lód znajdujący się w linii pęknięcia zatrzeszczał nieprzyjemnie, gdy wschodnia fasada postanowiła runąć w ich kierunku. Czemu to zawsze oni musieli mieć takie parszywe szczęście?