Turyści rzadko tu docierają. Z reguły jest to dzieło przypadku bowiem żaden ze szlaków tutaj nie prowadzi. Napotykasz tabliczkę, która szepcze do Ciebie schrypniętym głosem, że zgubiłeś się bowiem niewielu tu przychodzi. Nie ma stąd przejścia, możesz jedynie zawrócić albo skorzystać z lokacji. Na krańcu znajduje się maleńki wodospad, niezbyt imponujący ale urokliwy. Woda jest potraktowana wiecznie nagrzewającym zaklęciem, a więc można się tu zanurzyć. Nie stracisz tu jednak gruntu. Dopiero jak podpłyniesz pod samą kamienną ścianę to wówczas zanurzysz się do szyi. Woda ma działanie relaksujące... ale pamiętaj, że powietrze wciąż jest zimne! Jeśli nie zachowasz ostrożności to się przeziębisz...
Jeśli wchodzisz do wody to rzuć kością: Parzysta - po wyjściu z wody niestety złapie Cię przeziębienie. Potrzebujesz wypić eliksir pieprzowy, aby pozbyć się choróbska. Nieparzysta - Twoja odporność poradziła sobie ze zmianą temperatury. Nic Ci nie dolega.
Autor
Wiadomość
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Właściwie to obawiała się tego pytania - skąd w jej głowie zrodził się pomysł na... to. Właśnie, to. Czyli co? Zabawa w chowanego - lub w podchody, tak jak ujął to już Darren. I choć Smith naprawdę chciałaby mu odpowiedzieć na to pytanie - nie wiedziała nawet do końca w jaki sposób. Chciała... zrobić niespodziankę? Przekonać się, czy da radę podążyć za jej tokiem myślenia? Zrobić coś innego niż po prostu zaciągnięcie Shawa za rękę do nowoodkrytego miejsca? — Szczerze mówiąc... — zaczęła - jednocześnie ciesząc się, że mężczyzna dołączył do niej na skalnej półce, bo nie musiała już walczyć ze spojrzeniem, które mimowolnie szukało jego wzroku. — Nie wiem skąd ten pomysł — przyznała szczerze, zerkając kątem oka na Shawa - i czując tylko jak rumieńce na jej skórze nabierają mocy. — Chyba chciałam Cię jakoś zainteresować czymś innym niż norweską broszurą turystyczną — sarknęła z przekąsem nad samą sobą - bo w istocie, czasem szło pomylić ją z lokalnym przewodnikiem, kiedy zasypywała Darrena informacjami dotyczącymi Torsvårg i okolic. Zwiedzanie, zwiedzaniem, po prostu chciała... Czegoś dla nich, bez echa historii w tle. Ona, Jessica Smith. Niebywałe. Spięty wyraz jej twarzy jednak złagodniał, kiedy poczuła dotyk Shawa na swoim ramieniu - westchnęła cicho, czując jak odprężenie mimowolnie spływa jej po kręgosłupie. Kolejny raz, wątpliwości i krytyczne myśli zaczęły odpływać gdzieś poza zasięg jej percepcji i została tylko jedna chwila - tu i teraz. Kiedy siedzieli skóra przy skórze - dosłownie. Wbrew pozorom, choć właśnie tego się bała - ostatecznie wcale jej to nie skrępowało. No, na pewno nie tak bardzo jak sądziła. Bo teraz między nimi nie wciskał się żaden puszek. — Prywatna łaźnia? Marzenie — rzuciła, poprawiając swoją dłoń w dłoniach Darrena, tak by spleść ich palce. Nie ruszała się, nie chcąc burzyć chociaż jeszcze przez chwilę tego kontaktu - niepewnie podchodząc do tej granicy. Nieśmiało, jeszcze. — Po co Ci taka wielka wanna? — podjęła, dość mimowolnie, zataczając kciukiem drobne kółka na dłoni Shawa.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Norweską, czeską, goblińską... - wymieniał po kolei Darren - Takiej broszury jednak nie zamieniłbym za żaden przewodnik. Ani za nic w ogóle - powiedział stanowczym tonem, otaczając Jess w pasie jedną z rąk - przynajmniej do momentu, w którym nie poraziła go świadomość że przecież są praktycznie pod wodą, a Smith jest w samym bikini. Zaczerwieniony od podbródka do płatków uszu - i to nie tylko z powodu pary buchającej prosto w twarz, ba, temperatura była zaledwie niewielkim ułamkiem powodu przez który twarz Krukona przybrała iście gryfoński kolor - odskoczył, a raczej odsunął się lekko, kuląc się w sobie i wpadając do tego tyłkiem w jakieś zagłębienie w półce, przez co woda sięgała mu teraz aż do podbródka. I choć Darren miał szczerą ochotę zapaść się jeszcze głębiej pod powierzchnię i dawać znać o swoim istnieniu jedynie bąbelkami wypuszczanymi z nosa. Po komentarzu Jess na temat łaźni odwrócił się jednak w jej kierunku - a pływająca na tafli wody głowa kręcąca się płynnym ruchem w swoje lewo musiała wyglądać dość niecodziennie z zewnętrznej perspektywy. - Adalbert nie ucieknie z wanny, jeśli cały pokój będzie wanną - wyjawił swój genialny plan Shaw, stukając się wyciągniętym na chwilę z wody palcem wskazującym w skroń. Próbował wykąpać ghula już trzy razy - za pierwszym razem Ad pomógł mu w zdzieraniu płytek w łazience, kolejne dwa kończyły się reperowaniem wanny. A ghulowi przydałaby się kąpiel... nawet jeśli higiena nie należała do ich cech gatunkowych. Po paru chwilach Darren rozchmurzył się nieco, czując że czerwień schodzi powoli z jego policzków. Chrząkając, podniósł się na dłoniach i podsunął z powrotem do Jess, wyłaniając dobrych dwadzieścia centymetrów korpusu z wody. Zerknął na taflę cieczy, dziwiąc się nieco że z jego piersi nie wydobywają się niewielkie, okrągłe fale w rozszalałym rytmie obijającego się o żebra serca. - Jak oceniasz... hmm... Norwegię? - spytał, patrząc wciąż nieco spode łba na Smith - Jest jak w Eddach i przewodnikach, czy nieco... zwyczajniej?
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Paradoksalnie to właśnie takie zawoalowane komplementy przyjmowała najlepiej - bo w sumie nie miała wyjścia, skoro właściwie nie do końca się jej tyczyły. Przynajmniej słownie - bo kontekst mówił sam za siebie, a Shaw sprawnie manewrował znaczeniem między wierszami, które Smith równie sprawnie wyłapywała. Trudno było więc podważać sympatię Darrena do broszury, prawda? Chociaż chyba obojgu wszystko nagle wyparowało z głowy - gdy Smith poczuła dłoń Shawa na swojej talii, tym razem nieokrytej swetrem, bluzą, czy choćby piżamą. Tyle, że dziewczynę wmurował w skalną półkę dreszcz, który rzucił jej się po ramionach, wywołując kolejną falę gorąca - a studenta to nowe wrażenie... odrzuciło? Speszyło? Jeśli to drugie to przynajmniej była ich dwójka. Smith musiała wziąć się w garść, żeby nie zapomnieć o oddechu i zignorować mrowiącą śmiesznie skórę w miejscu, gdzie była jeszcze przed chwilą dłoń Shawa. Jednocześnie nie dopowiadać sobie żadnych scenariuszy - bo obawiała się, że pójdzie to w zdecydowanie złą stronę. — Pokój kąpielowy specjalnie dla Adalberta? — mruknęła rozbawiona, nie tyle słowami Darrena, co obrazem jaki teraz przedstawiał. Przyczajony Krukon, ukryty... ghul chyba średnio pasował. — Masz rozmach, ale wiesz... Wystarczy, że do wody wrzucisz żelki. Przynajmniej na Adę to działa. Zanim je wyłowi zdążę ją wyszorować trzy razy. — A ghule jednak bardzo lubiły wbiegać w kałuże i błoto na spacerach. Rozmokły śnieg bywał jeszcze gorszy. Takie lekkie przekierowanie tematu wystarczająco rozproszyło Smith, żeby zapomniała o niezręczności sprzed chwili. Przynajmniej póki nie usiadła vis-a-vis nagiego torsu Shawa. — Norwegię...? — powtórzyła za nim, próbując skupić się na pytaniu. Szare tęczówki błądziły jeszcze przez chwilę wszędzie, byle nie zahaczyć o sylwetkę studenta - w końcu jednak z cichym westchnięciem Jess skierowała je prosto w oczy Darrena, szukając jego spojrzenia. Uśmiechnęła się niepewnie, pocierając dłonią obojczyk. — Jeśli pytasz o to, czy miło spędziłam czas tutaj... To najlepsze ferie jakie miałam. Uniosła się na rękach, żeby przysiąść na kolanach i nawet nieco górować nad siedzącym normalnie Shawem. — Żadni mitologiczni bogowie czy herosi nie stanowiliby lepszego towarzystwa — kontynuowała, z ciągle poszerzającym się uśmiechem, choć ten już od jakiegoś czasu błyszczał w jej oczach. — Więc jeśli to znaczy 'zwyczajniej'... To chcę tak spędzać jak najwięcej czasu — ostatnie słowa właściwie już wyszeptała w usta Darrena, kiedy nachyliła się ku niemu, obejmując jego szyję ramionami.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Nie pomyślałem jeszcze... o żelkach - powiedział powoli Darren, zdając sobie sprawę że takim smakołykiem nie kusił ghula do wejścia do wanny, próbując raczej zaradzić jego niesforności prośbą i groźbą. Widać było więc ponownie sporą różnicę w doświadczeniu w zajmowaniu się magicznymi stworzeniami między dwójką Krukonów - szczerze mówiąc, cudownym zrządzeniem losu było to, że zaraz po wykluciu feniksa nadeszły ferie, więc młody Armitage mógł przejść przez pierwsze, najtrudniejsze dwa tygodnie swojego życia pod okiem prawdziwego eksperta, a nie samego Shawa. Słysząc uwagę Jess na temat norweskich ferii, Darren nie dał rady powstrzymać szerokiego uśmiechu. Jeśli chodziło o niego, to gdyby nie towarzystwo pewnej osoby, to Norwegia zapewne w rankingu wyjazdowych destynacji wylądowałaby daleko nawet za Luizjaną. Ciągły mróz i brak możliwości przegrania wypłaty na nielegalnych wyścigach sklątek tylnowybuchowych? Wybór byłby prosty. Jednak obecność Smith nie tylko wyniosła Torsvag wyżej w klasyfikacji, ale sprawiła że rybackie miasteczko gładko wskoczyło na miejsce numer jeden. Jednakże kolejne słowa dziewczyny - a przede wszystkim jej zawiśnięcie w niesamowicie bliskiej odległości od twarzy Shawa - sprawiły że nawet gumochłoniarstwo (choć i tak ustępujące ostatnimi dniami) Krukona nie dała rady powstrzymać tamy buzujących w jego piersi - a chwilę potem ustach zetkniętych z wargami Smith - uczuć. Gwałtowne zerwanie się do pocałunku przez chłopaka wzburzyło wodę - jednak fale wywołane przez ręce pędzące do włosów i talii Jess zanikły zaraz pod naporem mas cieczy spadającej wodospadem, w przeciwieństwie jednak do tych które rozeszły się od pary ciał w chwili, kiedy Darren wciągnął ich dwójkę na chwilę pod wodę. Nie zatrzymał pocałunku, przynajmniej jeszcze przez chwilę, wynurzając się by nabrać powietrza ze Smith dosłownie paręnaście sekund później. Krukon wziął głęboki oddech i z cieniem lekko nieobecnego uśmiechu na ustach przejechał dłonią po swojej twarzy, ściągając z niej mokre kosmyki włosów i zarzucając je gdzieś za ucho. - Po to... mi duża wanna - wysapał, napełniając wyplute przed chwilą z powietrza płuca życiodajnym tlenem.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Jeśli Smith miałaby być całkowicie szczera - i jednocześnie konkretna - to ostatnie dwa tygodnie w Torsvårg plasowały się jako numer jeden w odniesieniu do całego życia ostatnich kilku lat. Bo czy można być szczęśliwszą - odpoczywając od (wymarzonej) pracy i (doskonale ocenianych) studiów i to w towarzystwie (ukochanego) faceta? I to jeszcze w takich okolicznościach, w wiecznie gorącym kąpielisku na krańcu świata, gdzie otoczeni byli jedynie lasem i powoli już przygasającymi kulami Lumos. Zupełnie sami, tuż za małym wodospadem. W tej chwili, kiedy Shaw nakrył jej usta swoimi, przyciągając ją do siebie - Smith jedynie upewniła się w przeświadczeniu, że nie. Nie mogłaby być szczęśliwsza. Sama Morgana musiała chyba nad nimi czuwać - bo właściwie cudem nie zsunęli się ze skalnej półki, gdy - nie wskazując palcem - za sprawą jednego z ich dwójki, wylądowali pod wodą. Jess nie robiło to zbytniej różnicy - bo i tak straciła dech, nie tyle przez pocałunek jak przez ogólne zaaferowanie bliskością Darrena i feerią barw pod powiekami. Nie nawykła jeszcze do tego nagłego poczucia lekkości - choć łapała się na tym, że go wyczekiwała, coraz częściej. — Po... — przeceniła jednak swoje płuca - bo musiała wziąć kilka naglących oddechów, co nie było proste, kiedy przez usta cisnął jej się cichy, perlisty śmiech. Beztroski. Dalej uwieszona na szyi Shawa, zwolniła jedną rękę ze splotu na jego karku, odgarniając własne, o wiele dłuższe włosy z twarzy i przecierając wierzchem dłoni mokre oczy. — Po to... — pocałowała go krótko, nie dając studentowi czasu na reakcję, wsunęła się na jego kolana - póki beztroska jej nie opuszczała. — ... wystarczy mała wanna — Oparła swoje czoło o czoło Darrena i zachichotała znów, czując jak się rumieni. Obecnie bardziej rozbawiona niż speszona dwuznacznością. Przynajmniej póki motyle rozbijały jej się o sklepienie czaszki w nieskromnym tańcu. — Chociaż duża wanna w Exham brzmi jak kolejny z wielu powodów, żeby spędzać tam weekendy — dodała nieco bardziej merytorycznie, choć z tęczówkami dalej zasnutymi mgłą.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Mimo tego że woda w jeziorku była po prostu ciepła, to Darren był przeświadczony że siedzi w co najmniej wrzątku. I choć jeszcze parę chwil temu zachowywał się jak - nomen omen - oparzony, teraz jednak, wpatrzony w twarz Jess, błądził bezwiednie dłonią po jej plecach, poznając delikatnymi ruchami opuszek nawet drobne przestrzenie pomiędzy kręgami. - Zapraszam więc na weekendy - powiedział Shaw, drugą ręką teraz bez wahania oplatając talię Smith i całując ją krótko- Na dni pomiędzy weekendami zresztą też - dodał z lekkim uśmiechem, składając kolejnego drobnego całusa na ustach Krukonki. Czarodziejskie kule światła powoli też zaczynały migać - ba, te w głębi lasu, które wskazywały Darrenowi drogę do wodospadu wyglądały już wręcz jak zwykłe świetliki, te zaś przy igloo musiały już całkowicie zniknąć. Na oko jednak wystarczyło im światła na jeszcze dobre pół godziny - a nie dało się też ukryć, że drżący i przygaszony nieco blask nadawał okolicy nieco bardziej romantycznego charakteru. Choć otoczenie było akurat ostatnią rzeczą, na którą Krukon zwracał uwagę. Podniósł podbródek raz jeszcze, całując ponownie siedzącą na jego kolanach Jessicę. Tym razem bez ściągania kogoś pod wodę czy przerywania z powodu konieczności zapobiegnięcia utonięciu, po prostu złączył ich usta w pocałunku, który nie był już tylko i wyłącznie spontanicznym wybuchem namiętności, ale był powodowany też chęcią bliskości osoby którą kochał. I było to uczucie, które Darrenowi się nie nudziło - i wątpił, że kiedykolwiek się znudzi. - Poza tym... - powiedział po niestety nieuniknionym zerwaniu pocałunku, przerywając kolejne słowa przecinkami w postaci kolejnych całusów - ...w Exham jest... wystarczająco dużo miejsca... na wannę... oranżerię... nawet na dwie osoby.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Rozkosznie powolne dreszcze rozchodziły jej się od kręgosłupa, przez ramiona, aż po same opuszki palców, którymi wczepiła się w barki Shawa. Nawet nie kryła ukontentowania rysującego jej się na twarzy - rozanielone tęczówki ledwo przykrywały rzęsy, na których perliły się kropelki wody. Szare spojrzenie teraz nie brykało na boki - skupione jedynie na twarzy mężczyzny tuż przed sobą. Sama Smith skupiła się w całości na drobnych pocałunkach, każdy jeden odwzajemniając z... nieśmiałą gorliwością. — Zaproszenie przyjęte — ponownie wyszeptała mu w usta, czując jak serce w jej piersi puchnie, wybijając radosny, gorączkowy rytm. Otulona wodą, parą i ramionami Shawa czuła się wyjątkowo na miejscu. Niezręcznie balansując jeszcze na tej cienkiej granicy, która stanowiła o tym, co - może - powinna, a czego - może - nie powinna. Błądziła rozedrganą z emocji dłonią - przez ramiona i barki, do męskiego karku, by tam wpleść palce w ciemne kosmyki. Nieporadnie doświadczała niewiedzy. A była to jednak niewiedza, na którą nawet ona chętnie przystawała. Zwłaszcza, jeśli miała się nią wykazywać w towarzystwie Darrena. — Hmm... — mruknęła cicho, ni to w pytaniu, ni w odpowiedzi, pozwalając by sens słów Krukona najpierw przebił się przez mgiełkę zasnuwającą jej zdolność pojmowania. Spojrzenie jej się nieco rozjaśniło, choć tylko nieco - rozpraszane skutecznie przez kolejne czułe gesty. — Nawet na dwie osoby... — powtórzyła za nim, ważąc te słowa na języku - które w tej chwili wydawały się być nie tyle wyjątkowo piękne, co równie nierealne. — ... i małą menażerię? — dodała od siebie, podejmując tę - w jej pojmowaniu - słodką grę słowną. W końcu takie gdybanie - nawet jeśli pozostające tylko w sferze odległych marzeń - bywało budujące. Sprawiało przynajmniej wrażenie wspólnych planów - poważniejszych niż postanowienie o odwiedzeniu wspólnie jakiejś miejscowej atrakcji, ułożeniu planu zwiedzania, czy wyszarpaniu paru wspólnych chwil między pracą a zajęciami. — Zastanów się dobrze! — zastrzegła z uśmiechem, nachylając się do ucha studenta. — Bo jeszcze wezmę to na poważnie... — dodała, pół-żartem, pół-serio. Choć w istocie - bardziej żartem.
+
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Światła pochodzące z lumosowych kul zaczynały migać coraz bardziej natarczywie, popędzając jakby Darrena i Jessicę do opuszczenia wodospadu. Shaw musiał ostatecznie źle ocenić ich żywotność - albo minuty w towarzystwie dziewczyny mijały mu jak sekundy, czego też nie mógł wykluczyć. Dreszcz przyjemności i ekscytacji popłynął po plecach Krukona, zaczynając się od palców Smith tykających go nieśmiało po ramionach i karku. Odwzajemnił ten gest, jednak tylko jedną ręką błądząc po tych częściach ciała dziewczyny, drugą zostawiając na jej talii, nie mając już zahamowań przed pieszczeniem delikatnego wcięcia w tułowiu Jess. - Oczywiście - mruknął Darren z delikatnym uśmiechem, mrugając szybko kiedy parę kropel wody z włosów Jess - a może jego, w końcu i tak były prawie że splątane - spłynęło mu do oka. Chciał kontynuować, ale dziwnym zbiegiem okoliczności i zupełnie przypadkowo znów zatopił usta w wargach Smith. Zanim zdążył jednak ponownie ściągnąć ich pod wodę, kule Lumos zamigotały ostatni raz i zgasły, pogrążając zarówno wodospad, jak i parę Krukonów kąpiących się w znajdującym się pod nim wodnym zbiorniku, w ciemności rozświetlanej tylko blaskiem księżyca w pierwszej kwadrze oraz gwiazd. Shaw oderwał usta od Smith z cichym jęknięciem, chichocząc jednak po chwili i przykładając czoło do jej czoła. - Chyba czas się zbierać - powiedział cicho, z żalem wypuszczając Jess ze swojego uścisku i powoli podnosząc się do pozycji stojącej na skalnej półce. Teraz woda sięgała mu praktycznie do połowy ud a zimna temperatura z podwójną zaciekłością zaatakowała jego skórę. Zanim jednak dreszcze spowodowały, że Krukon pomknął w stronę brzegu i swoich ubrań, nachylił się on jeszcze nad Jess. - Zastanowiłem się. Bardzo dobrze - powiedział, całując ją lekko w czoło. Zeskoczył lekko z półki i zaczął stopniowo wynurzać się z jeziorka, krocząc prawie majestatycznie w stronę pozostawionych na brzegu ubrań.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Wszechobecne, przenikliwe zimno nie zachęcało za bardzo do wyściubiania nosa z wnętrza ciepłego, przytulnego igloo i urządzania sobie wycieczek krajoznawczych, ale to wcale go przed tym nie powstrzymywało – nie przybył w końcu do Norwegii, żeby całe ferie przesiedzieć w zamknięciu z tak trywialnego powodu jak chłód. W sumie z jakiegokolwiek powodu. A poza tym dziś – mimo mrozu – panowała na zewnątrz tak przyjemna aura, że aż szkoda byłoby taki dzień zmarnować na przesiadywanie w pokoju. — Nie wiem jak ty, ale ja jeszcze nie mam ochoty wracać do igloo — oznajmił, zerkając w stronę Aleksandry, gdy tylko opuścili stołówkę. — Przejdziemy się? Niedawno zupełnym przypadkiem udało mi się trafić na całkiem interesujące miejsce, jestem pewien, że ci się spodoba — zaproponował z uniesionym kącikiem ust, jednocześnie dodając drobną zachętę, choć przeczuwał, że dziewczyna niczego takiego nie będzie potrzebowała, żeby zgodzić się na wspólny spacer po okolicy. Zaoferował jej swoje ramię, mając przy tym ciepły uśmiech na ustach, by następnie otoczyć ich niewerbalnym aexteriorem i rozgrzać nieco powietrze wewnątrz bariery przy pomocy fovere, również niewerbalnego. Nikt w końcu nie powiedział, że koniecznie muszą marznąć, prawda? A tak przynajmniej nie będą musieć przejmować się chłodem, mogąc się w pełni skupić na innych rzeczach, w tym czerpaniu przyjemności z samego tego wyjścia i możliwości cieszenia się sobą nawzajem. Dzielenie pokoju mimo wszystko nie zapewniało aż tak dużej intymności, jak mogłoby się wydawać, a to wszystko za sprawą tych szklanych ścian, ale tu będą właściwie tylko we dwoje; zwłaszcza, że miejsce, które chciał jej pokazać było poza głównymi szlakami i niewielu tam docierało z tego co mu było wiadomo. Sam, jak zresztą wspomniał, trafił tam przypadkowo. Nie narzucał szybkiego tempa, nigdzie wszak im się nie spieszyło, a czas zdecydowanie ich nie gonił; nie na Torsvårg, gdzie wydawał się on zresztą biec znacznie wolniej niż chociażby na Wyspach Brytyjskich. — I jak ci się podoba Norwegia tak w ogóle? — zagaił w pewnym momencie, spoglądając w stronę Puchonki. Wprawdzie cisza w jej towarzystwie wypełniona kojącą melodią tych całych cete – do której tak przywykł, że musiał się wsłuchać, żeby faktycznie ją wyróżnić spośród innych dźwięków – mu zupełnie nie przeszkadzała, tak mimo wszystko nie potrafił zbyt długo wytrzymać w zupełnym milczeniu.
Powrót do igloo to była jedna z pozycji znajdujących się na samym końcu listy rzeczy, na które miała teraz ochotę. Mimo tak na dobrą sprawę dopiero co zjedzonego posiłku. Spacer wydał jej się być świetnym pomysłem i ochoczo na niego przystała, bo przecież co jak co, ale o formę to trzeba dbać, więc od razu spalą kalorie i tak dalej, i tak dalej... A tak zupełnie na poważnie to chciała zobaczyć jak najwięcej się da i korzystać z pogody, skoro ta była sprzyjająca. Jeszcze się okaże, że do końca wyjazdu będzie codziennie sypał śnieg i wyjście na zewnątrz stanie się niemożliwe, wtedy by dopiero żałowała przez własne lenistwo! Dlatego starała się uniknąć takiej sytuacji, zresztą potencjalnie możliwej, a poza tym po prostu nie lubiła siedzieć bezczynnie. Skoczyła jedynie szybko do igloo, aby zabrać stamtąd czapkę, szalik i rękawiczki, których wcześniej nie wzięła (bo po co jej były na stołówce? Daleko tam nie mieli) i jeszcze jedną rzecz, którą ostrożnie wrzuciła do kieszeni i wróciła do chłopaka, już w pełni gotowa na małą wycieczkę. Szybko się jednak okazało, że wcale nie było to potrzebne, bo Will za pomocą zaklęcia otoczył ich bańką, w której było przyjemnie ciepło. Szalik więc zwisał z ramion Puchonki, rękawiczki wylądowały w drugiej kieszeni, a czapka - z racji braku większej liczby kieszeni - została wrzucona do kaptura. Tak właśnie! Stamtąd raczej nie miała szansy wypaść. - Szaro, buro i ponuro - odparła na jego pytanie markotnym tonem, ale po chwili lekko się zaśmiała. - Nie no, jest naprawdę fajnie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam tyle śniegu, chociaż to oczywiście idzie w parze z niskimi temperaturami, których fanką nie jestem. Zwłaszcza teraz, jak nie mogę się nawet poratować zaklęciem ani nic - przerwała, wywracając oczami. Niby umiała żyć bez magii, ale jednak w zupełnie sobie obcym kraju i innych warunkach, do których wcześniej nie była przyzwyczajona nie było to takie łatwe. - Szkoda, że nie może być tak, że śnieg pada jak jest ciepło. W sensie wiesz, tak ciepło ciepło, że nie są potrzebne kurtki - rzuciła nagle z dużą dawką słyszalnego w głosie entuzjazmu, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak absurdalna w ogóle była to myśl. Sama jej przyszła do głowy i dziewczyna nic z tym nie potrafiła zrobić, tak się po prostu czasem zdarzało. Ale naprawdę, połączenie słonecznej plaży ze śniegiem, który by się w takich warunkach nie topił brzmiało świetnie!
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Oczywiście odczekał te kilka chwil, gdy dziewczyna podskoczyła do igloo po kilka elementów garderoby, które koniec końców i tak miały jej się nie przydać za sprawą jego zabiegów, by uprzyjemnić im tą małą wycieczkę. W wyczarowanej bańce było na tyle ciepło, że w pewnym momencie pozwolił sobie nawet na rozpięcie wolną dłonią zamka swojej kurtki. — Cóż, Meksyk to zdecydowanie nie jest — zaśmiał się w odpowiedzi na jej stwierdzenie, jednocześnie wspominając inny ich wypad, by następnie pokiwać przytakująco głową. — Czego jak czego, ale śniegu i zimna to tu na pewno nie brakuje, choć nie powiem, ma to mimo wszystko swój urok. — Powiódł spojrzeniem wokół – jak okiem sięgnąć wszystko pokrywała warstwa białego puchu skrzącego się w promieniach zimowego słońca, które pewnie niebawem zacznie już zachodzić, bo dnie były tu strasznie krótkie. Ale przynajmniej były, nie tak jak przez pierwsze dni pobytu, gdy trwała nieprzerwana noc. — Podejrzewam, nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić, żebym miał tutaj zostać zupełnie bez różdżki. — Mógł ją zostawić na kilka chwil, gdy szedł na przykład pobiegać, bo zwykle tak robił, ale porzucenie magicznego badyla na dłuższą metę nie wchodziło w rachubę. — Teraz to za wiele nie pomoże, ale dysponuję bonem zniżkowym do Fairwynów, mają naprawdę świetne różdżki, sam mam swoją obecną od nich i sobie mocno chwalę. Mogę ci go odstąpić, gdy już wrócimy na Wyspy, jeśli będziesz chciała — zaoferował po krótkiej chwili, obdarzając ją przy tym ciepłym uśmiechem. Zafrasowało go nieco, gdy dowiedział się, że straciła swój czarodziejski atrybut i chciał jej jakoś z tym bardziej pomóc niż tylko oferując obecnie swoje towarzystwo, gdyby zechciała wybrać się gdzieś dalej niż pole z igloo czy okoliczne miasteczko. Cichy śmiech opuścił jego usta, gdy roztoczyła przed nim wizję śniegu w lato. — Przyznaję, to mogłoby być całkiem ciekawe i na pewno dużo wygodniejsze niż wbijanie się w kilka warstw ubrań, żeby móc sobie chociażby pośmigać na czartach czy snowflowie bez odmrażania sobie czegokolwiek — stwierdził, podchwytując ten absurdalny pomysł, który może nawet nie byłby aż tak niemożliwy przy zastosowaniu odpowiedniej kombinacji zaklęć. — W sumie w miejscu, które chcę ci pokazać jest ciepło pomimo śniegu wokół — dodał, unosząc przy tym wyżej kącik ust. Wprawdzie nie było to dokładnie to co miała obecnie na myśli (prawdopodobnie w ogóle), ale można od biedy rzec, że była to taka trochę namiastka. Na rozdrożu, do którego dotarli po jakichś kilku minutach bez namysłu wybrał tą znacznie mniej uczęszczaną ścieżkę, wciąż utrzymując wolniejsze, spacerowe tempo.
Nie było nawet co porównywać Norwegii do Meksyku - totalnie mijało się to z celem, bo były to dwa diametralnie od siebie różne światy, ale to właśnie było w tym wszystkim najlepsze. Można by powiedzieć, że przeskoczyli ze skrajności w skrajność - z kraju, w którym panował gorący wręcz klimat i gdzie chodziło się w krótkim rękawku, do innego, gdzie bez kurtki strach było wyjść z igloo. A może właśnie w taki sposób powstawały te niezwykłe lodowe rzeźby przedstawiające ludzi? - Powiedziałabym, że idzie się przyzwyczaić, ale nie, nie idzie - zaśmiała się, kręcąc przy tym głową na wspomnienie wszystkich dotychczasowych sytuacji, w których odruchowo sięgała po różdżkę i albo jeszcze w trakcie tej czynności się kapnęła, że przecież jej nie ma, albo docierało to do niej dopiero po natrafieniu dłonią na pustkę. - Nie no, ale tak szczerze to nie jest tak źle jakby się mogło wydawać, chociaż te ograniczenia są momentami irytujące. Ale też nikt mi ich nie narzuca, robię to sama i dla własnego bezpieczeństwa, więc nie mogę mieć do nikogo pretensji - kontynuowała. Fakt faktem, że nikt nad nią nie stał i nie mówił jej, co ma robić. Gdyby czuła się pewniej w tych terenach, to co innego, ale tak to po co kusić los? Znając życie to właśnie w takiej chwili, będąc samotnie gdzieś daleko od polany z ich małymi domkami, stałoby się coś złego, a jej to po prostu nie było potrzebne do szczęścia. - To miłe z twojej strony, dziękuję. Ale sama nie wiem, ten bon może ci się jeszcze przydać, na przykład jeśli przed końcem ferii postanowisz odwiedzić rzeźbę trolla i po twojej różdżce też zostanie kupka popiołu - odparła, mimowolnie prychając. Chyba naprawdę miała trochę na sumieniu, skoro została w ten sposób ukarana. - Co nie? A takie połączenie czarty, podkoszulek i krótkie spodenki, to by dopiero była jazda! - roześmiała się, oczami wyobraźni już widząc taką sytuację. Skąd jej to przyszło do głowy, to nawet najstarsi czarodzieje nie wiedzieli. - Okeej, teraz to mnie nieźle zainteresowałeś. Myślałam, że idziemy tak o, przed siebie, gdzie nas nogi poniosą - przyznała i spojrzała na niego z zaciekawieniem. Jej oczy wręcz krzyczały 'powiedz, no powiedz!', ale żadne takie pytanie nie padło z jej ust. Jeszcze. Widząc jednak, że niedługo potem skręcili w mniej uczęszczaną dróżkę, nie wytrzymała. - Gdzie ty mnie człowieku prowadzisz? Powinnam zacząć się bać i wołać o pomoc, czy na to już za późno? - spytała rozbawiona i szturchnęła go ramieniem, ani na chwilę nie zatrzymując się w miejscu pomimo swoich słów.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
— Potrafię to sobie wyobrazić, w zeszłym roku szkolnym Harrington zafundował nam zajęcia w Londynie z mugolską komunikacją miejską w praktyce i puścił nas na miasto bez różdżek, to było zaledwie kilka godzin, a i tak mocno odczułem jej brak — odparł i zaśmiał się przy tym cicho, przypominając sobie tamtą lekcję, szczególnie moment, w którym wraz ze swoim dream teamem musieli wracać ubłoceni od stóp do głów, bo nie mieli jak się ani oczyścić, ani osuszyć na szybko. Nie czuł się może bardzo uzależniony od magii, ale nie da się ukryć, że stanowiła jednak duże ułatwienie w codzienności. — Grunt jednak, żebyś była bezpieczna, resztę się jakoś ogarnie, a w razie czego to wiesz dobrze, gdzie mnie znaleźć — zapewnił, unosząc wyżej kącik ust i puścił w jej kierunku oczko. Można wręcz rzec, że miała go na wyciągnięcie ręki, w końcu dzielili pokój. — Chyba sobie tą konkretną atrakcję daruję, bo znając moje typowe szczęście to spopielona różdżka byłaby moim najmniejszym problemem, więc nalegam, przynajmniej tyle mogę zrobić. — Obdarzył ją ciepłym uśmiechem. Rzecz jasna poza doraźną pomocą, ale to się raczej rozumiało samo przez się. Wprawdzie z początku pewnie miałby ubaw, bo jakżeby inaczej, ale koniec końców na pewno mogłaby na niego liczyć. Kiwnął przytakująco głową, nieprzerwanie się przy tym uśmiechając, bez trudu wyobraziwszy sobie podobną sytuację, gdzie wspomniane przez niego warstwy ciepłych ubrań zastąpiłyby jedynie koszulka i krótkie spodenki. Do tego oczywiście okulary przeciwsłoneczne na nosie, no czysta perfekcja. Tak to by można było jeździć! — Tak przeczuwałem, że cię to zaintryguje — stwierdził z lekko łobuzerskim uśmieszkiem na ustach, dostrzegając to zaciekawienie wyraźnie malujące się w jej niebieskich oczach i obecne tam nieme pytanie, choć prawdopodobnie tylko kwestią czasu było, kiedy nie wytrzyma i zada je również na głos. Sam nawet nie puścił w tej sprawie pary z ust, prowadząc ją dalej znaną sobie ścieżką. Stało się dokładnie tak jak przypuszczał – wystarczyło, że zboczył z głównego szlaku na mniej uczęszczaną dróżkę, żeby ciekawość wzięła nad nią górę. — Na sam kraniec świata — rzucił odrobinę tajemniczo, nie chcąc przedwcześnie zdradzać niespodzianki, choć na dobrą sprawę w jego stwierdzeniu kryło się ziarno prawdy – to miejsce zdawało się być takim trochę końcem świata, dalej już nic nie było. — Oj, teraz to już zdecydowanie za późno, moja droga — Cmoknął z udawanym przekąsem, kręcąc przy tym nieznacznie głową. — Nikt cię tu nie usłyszy, jesteś zdana na moją łaskę i niełaskę. — Błysnął w jej stronę zębami w nieco drapieżnym uśmiechu, a w jego ciemnobrązowych ślepiach zatańczyły figlarne iskierki rozbawienia. — Ale gwarantuję, że nie będziesz żałować, iż dałaś się porwać. Jak dobrze się orientował to byli już całkiem blisko punktu docelowego, jeszcze trochę i powinna być w stanie je zobaczyć na własne oczy.
Oj tak, Harrington miewał pomysły jak mało kto i jego lekcje nigdy nie zaliczały się do tych nudnych, a przynajmniej nie z punktu widzenia Krawczyk. Może też miało tutaj znaczenie, że dziadkowie w pewnym sensie zaszczepili w niej zainteresowanie mugolskim życiem i po prostu wciąż chciała wiedzieć więcej i więcej, chociaż tak szczerze powiedziawszy, nie wyobrażała sobie funkcjonować tak na co dzień - bez magii i wszelkich udogodnień z nią związanych. - No z tym właśnie może być problem, nie mam pojęcia. Będziesz mi musiał skombinować chyba jakąś mapę albo coś podobnego - stwierdziła niby faktycznie przejęta tym małym szczegółem, chociaż jasne było, że zwyczajnie się śmiała. Rzeczywiście miała niesamowicie skomplikowaną drogę do pokonania, żeby go znaleźć, zwłaszcza tutaj, na feriach. - Hm, niektórzy podobno całkiem ładnie zostają obdarowani po złożeniu rzeźbie ofiary, ale rozumiem decyzję, sama nie spróbowałabym ponownie. Tylko tak mi trochę głupio zgadzać się na twoją propozycję, bo no... No! - Zrobiła jakiś dziwny ruch rękami, jakby to miało dokończyć to zdanie. Nie potrafiła ubrać w słowa tego, o co jej dokładnie chodziło, ale zdecydowanie wolała dawać niż brać i takich sytuacjach zawsze była taka zmieszana. Powiedzieć, że była zaintrygowana, to jak nie powiedzieć nic. Ona była cholernie ciekawa, tak ciekawa, że przez te kilka chwil, w czasie których powstrzymywała się od storpedowania chłopaka pytaniami, miała wrażenie, że zaraz wybuchnie. Zwłaszcza kiedy dostrzegła jego uśmieszek. No jak mogła wytrzymać? - Nie zapominaj, że umiem w teleportację, więc w razie pstryk! I mnie nie ma - odparła i niezmiernie rozbawiona swoim nagłym olśnieniem pokazała mu język, jak na osiemnastolatkę przystało. Oboje jednak wiedzieli, że nie miała zamiaru uciekać w żaden sposób - ani o własnych nogach, ani za pomocą teleportacji. - Do tej pory jeszcze nie żałowałam, ale podobno zawsze musi być ten pierwszy raz - rzuciła zaczepnie w odpowiedzi na jego słowa, ale fakt, nie zdarzyło jej się póki co narzekać na jakieś wspólne wyjście. Tym razem raczej nie miało być inaczej. - A daleko do tego krańca świata? - spytała, a dosłownie chwilę później ujrzała tabliczkę skrzeczącą coś o tym, że nie zgubili. - Idziemy w dobrą stronę? - Zmarszczyła brwi i spojrzała na chłopaka, jakby nie wiedząc, co ma zrobić i o co w ogóle chodzi. Droga nie wyglądała na szczególnie uczęszczaną - ba! sprawiała wrażenie totalnie zapomnianej - więc nie miała pojęcia, czy tak miało być, czy też serio zabłądzili.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Rudzielec nieznacznie pokręcił głową, a uśmiech na jego ustach wyraźnie się pogłębił. — Dostaniesz w takim razie najbardziej szczegółową mapę, jaką uda mi się ogarnąć, żebyś nigdy się nie zgubiła, gdy będziesz mnie szukać — odparł i mogłoby się zdawać, że była to całkiem poważna deklaracja z jego strony, punkt honoru wręcz, ale podłapał po prostu fakt, że mówiła to żartem, więc i w jego tonie dało się wyczuć nutę rozbawienia. — Podobno — powtórzył za nią. — Nie wiadomo jaka jest na to szansa i czy o wiele częściej ta rzeźba nie jest zwyczajnie złośliwa, a wydaje mi się, że jedna poszkodowana osoba tutaj wystarczy. Niewykluczone też, że może po prostu nie lubić rudych — dodał na sam koniec żartobliwie, błyskając w jej stronę zębami, bo nie był w stanie się przed tym powstrzymać. — W takim razie nie rób tego, uznaj to po prostu za prezent z mojej strony, odmowy nie przyjmuję — stwierdził, podtrzymując swój wcześniejszy, ciepły uśmiech. Bez trudu zauważył, że Puchonka jest trochę zmieszana i wciąż ma opory przed przyjęciem jego oferty, więc zdecydował się ugryźć sprawę w nieco inny sposób. Zależało mu w końcu i chciał dla niej tego co najlepsze, a skoro miał możliwość jakoś ją wspomóc – chciał to wykorzystać. Bardzo uparcie milczał, choć dobrze sobie zdawał sprawę, że ciekawość w związku z miejscem, w które ją prowadził prawdopodobnie aż zżerała ją od środka. Może nawet był ciut zaskoczony, czego po sobie nie okazał, że wytrzymała aż tyle nim zarzuciła go pytaniami. — Nie chciałbym cię rozczarować, ale do teleportacji też raczej potrzebujesz różdżki, chyba że dysponujesz ogromną mocą — odparł z delikatnym rozbawieniem słyszalnym w głośnie, doskonale jednak świadom tego, że mimo wszystko nie miała zamiaru mu uciekać, w ten czy inny sposób. — Ale to na pewno nie będzie ten pierwszy. — Uśmiechnął się zawadiacko w odpowiedzi na jej drobną zaczepkę. Rzucił tylko krótkim spojrzeniem w stronę starej tabliczki, z której doleciał cichy głos oznajmiający, że niewielu tu dociera i tak w sumie to się zgubili, kompletnie ją i jej ostrzeżenia ignorując. Szedł po prostu dalej, wkraczając na tą niemal zapomnianą ścieżynkę pewnym krokiem. — Jak najbardziej, możesz mi zaufać — odparł najpierw na drugie z pytań dziewczyny, zerkając na nią kątem oka. — A kraniec świata jest bliżej niż może ci się wydawać — dodał, a dosłownie ułamek sekundy później znaleźli się na bardziej otwartej przestrzeni – ich oczom ukazało się rozlewisko, nad wodą unosiły się kłęby pary wyraźnie wskazujące na to, że musi być ona gorąca, a całość wieńczył niewielki, ale dość urokliwy, wodospad na samym krańcu akwenu. Z uśmiechem błąkającym się na ustach zwrócił spojrzenie w stronę Aleksandry, ciekaw jej reakcji.
I na to właśnie liczyła! Miała przecież tak niesamowicie daleko, a droga była tak skomplikowana, że kto by się w ogóle trudził, aby ją zapamiętać. A z taką mapą to można było spokojnie sobie poradzić, nie stresując się przy tym ewentualnym pomyleniem ścieżek. Jak to dobrze, że dostała tę obietnicę! Parsknęła jedynie na jego słowa o tym, że rzeźba może nie lubić rudych. Cóż, żadnego potwierdzenia na to nie miała, ale faktycznie skończyła, jak skończyła, podczas gdy Olivia wyszła stamtąd z fiolką eliksiru... Może więc coś w tym było? Była jednak skłonna się zgodzić, że jedna poszkodowana osoba w zupełności wystarczy, bo kto tam w sumie wie, czym jeszcze może troll pokarać. Nie dyskutowała też dłużej na temat kupna nowej różdżki, bo na tyle znała chłopaka że wiedziała, że i tak małe są szanse, aby odpuścił. Zresztą sama z pewnością zachowałaby się dokładnie tak samo. - No nie psuj mi życia, to był taki świetny pomysł - jęknęła ze słyszalnym w głosie zawodem i szturchnęła go w ramię (wcale nie tak lekko!), kiedy w jednej chwili jej plany z hukiem runęły w przepaść, z której nie miały już możliwości powrotu. - A może właśnie mam taką ogromną moc, ale się nią nie chwalę na prawo i lewo, bo pewnie nawet z Hogwartu by mnie wywalili i zamknęli w Azkabanie? - Odbiła, starając się uciszyć myśli, które uparcie powtarzały jej, że nie potrafi rzucić poprawnie tych najprostszych czarów, więc o jakiej mocy w ogóle mowa. No zaklęciara z niej była żadna, nie ma się co oszukiwać. Jedyny wyjątek stanowiła magia lecznicza. - Dobra, dobra, w takim razie uzbrajam się w cierpliwość - stwierdziła i gotowa była to zrobić, ale na szczęście nie musiała, bo oto dotarli do malutkiego, ale za to jak urokliwego wodospadu. Z zachwytu nad tym skrywanym przez naturę jak sekret miejscem aż zaniemówiła i stanęła w miejscu, nie mogąc się napatrzeć. - Tu jest cudownie - szepnęła, jakby się bała, że kiedy podniesie głos, to to wszystko zniknie albo stanie się coś równie złego. - Nie mam bladego pojęcia, jak udało ci się znaleźć to miejsce, ale... wow. - Pokręciła głową, wciąż nie dowierzając, że znalazła się w takim swego rodzaju małym raju. I wreszcie dotarł do niej sens wcześniejszych słów Willa odnośnie tego, że mimo śniegu wokół, będzie ciepło. - Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś - powiedziała cichutko z rozanielonym wręcz uśmiechem i wtuliła się w chłopaka, kiedy już powróciła myślami na ziemię. Przynajmniej częściowo. - Też mam coś dla ciebie, sekundka... O! Proszę. - Wysunęła w jego stronę dłoń z niewielkim pudełeczkiem obwiązanym srebrną wstążką. - Mam nadzieję, że ci się spodoba, a przede wszystkim okaże się użyteczny. To amulet z jemioły. Ma chronić noszącą go osobę przed nieszczęściem - wyjaśniła, nie kryjąc przy tym delikatnego uśmiechu, chyba z wiadomych dla nich obojga powodów. Widząc ten przedmiot w sklepie praktycznie od razu pomyślała zresztą właśnie o Williamie, bo już nieco wspólnych przygód na koncie mieli.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Wzruszył delikatnie barkami, rozkładając przy tym ręce na boki w geście z rodzaju „co złego to absolutnie nie ja”. — Ej, ja tylko mówię jak jest, nie ustalam tutaj zasad — rzucił, kiedy mało delikatnie pyrgnęła go w ramię, pocierając sobie to miejsce jakby faktycznie go to jakoś mocno zabolało (no tak nie do końca). Zmierzył ją też spojrzeniem od stóp do głów, słysząc jej kolejne stwierdzenie. — O? To byłby z pewnością ciekawy zwrot akcji. — Uniósł kącik ust, nie będąc w stanie do końca skryć iskierek rozbawienia widocznych w jego ciemnobrązowych ślepiach. — To może lepiej się dalej nie afiszuj, bo jeszcze faktycznie tak zrobią i będę musiał wtedy organizować włam do Azkabanu, żeby cię stamtąd wyrwać. Nawet nie starał się powstrzymać ciepłego, promiennego uśmiechu, który aż sam pojawił się na jego ustach na widok zachwytu malującego się na jej twarzy, gdy tylko znaleźli się nad brzegiem gorącego źródła. Tak właściwie od razu pomyślał o niej, kiedy trafił tu po raz pierwszy, będąc wprost przekonanym, że dziewczyna będzie wniebowzięta tym niezwykłym uroczyskiem. I jak widać na załączonym obrazku nie pomylił się w najmniejszym stopniu. — Prawda? — odezwał się cicho, powiódłszy spojrzeniem wokół, by szybko z powrotem skoncentrować się na jej sylwetce. — Mówiłem, nie będziesz żałować. — Jego uśmiech pogłębił się w odpowiedzi na jej słowa podziękowania, a moment później objął ją ciasno ramionami, gdy się w niego wtuliła i złożył na czubku jej głowy delikatny pocałunek. — Ooo? — wyrwało mu się, gdy oznajmiła, że też coś dla niego ma. Z delikatnym ociąganiem wypuścił Puchonkę z objęć i obserwował z wyraźnym zaintrygowaniem. Sięgnął następnie po puzderko spoczywające na jej dłoni i lekko pociągnął za srebrną wstążeczkę, żeby dostać się do środka, słuchając przy tym jej objaśnień. Szerszy, porozumiewawczy uśmiech momentalnie pojawił się na jego wargach, kiedy oznajmiła, że amulet ma chronić noszącego przed nieszczęściem, na które potrafił być czasem istnym magnesem, jak już zresztą oboje mieli okazję się przekonać. — Dzięki, jest świetny i myślę, że dobrze będzie spełniał swoje zadanie — stwierdził, przesuwając palcami po naszyjniku oplecionym wiecznie zieloną jemiołą. Wyjął go z pudełeczka, które następnie schował do kieszeni, a samą ozdobę zawiesił od razu na szyi. Podniósł na nią znów spojrzenie, po czym ujął jej twarz w dłonie i nachylił się, by złączyć ich usta w czułym pocałunku, pozbawionym zupełnie gwałtowności czy niecierpliwości. Powodowanym przede wszystkim chęcią bliskości osoby tak szalenie dla niego ważnej. — Jesteś najlepszą dziewczyną jaką mogłem sobie wymarzyć — odezwał się, gdy puścił jej wargi i wycofał się jedynie na tyle, żeby móc spojrzeć dziewczynie swobodnie w oczy, palcem delikatnie muskając jej policzek. — Kocham cię, wiesz? — dodał, chcąc, żeby to wiedziała, a jego roziskrzone spojrzenie oddawało w pełni to, co właśnie powiedział.
Jeśli kiedykolwiek Krawczyk posiadała tak wielką moc, o jakiej teraz mówiła, to było to jedynie w snach, ale w nich można było mieć i robić dosłownie wszystko. Nie panowały tam żadne zasady i to było chyba najlepsze, chociaż niestety nie zawsze - zwłaszcza jeśli było się ściganym przez zwierzę, które w realnym świecie poruszało się niesamowicie wolno, a w tym wyobrażonym zasuwało jak nawiedzone. Musiała jednak przyznać, że ciekawiło ją, jak to jest być jednym z tych najpotężniejszych czarodziejów na świecie. Faktycznie nie żałowała tego wcale nie tak krótkiego spaceru do tego miejsca. Największą jego zaletą było chyba to, że nie roiło się tu od ludzi, dzięki czemu otaczała ich cisza zakłócana jedynie szumem wody. I oczywiście rozmową. Wodospad, choć niewielki, oczarował ją jeszcze bardziej niż te inne większe, którymi przecież tak się zachwycano, tak je wszędzie opisywano i w ogóle... i które do tej pory widziała w sumie tylko na kartach książek. Ale w porównaniu z tym tutaj i tak nie zrobiły na niej jakiegoś wielkiego wrażenia. Obserwowała reakcję chłopaka, kiedy rozpakowywał podarunek, który mu wręczyła. Była bardzo ciekawa, czy mu się spodoba i czy będzie chciał go nosić, bo generalnie o to chodziło. Zdecydowała się na ten amulet w trosce o bezpieczeństwo, bo jeśli coś mogło uchronić bliską jej osobę przed nieszczęściem, to było naprawdę godne uwagi i zakupu. - Na to właśnie liczę, bo jak widzisz nie zawsze mogę być obok i w razie czego poratować odpowiednim zaklęciem - powiedziała i zaśmiała się lekko. Nie dało się wszystkiego przewidzieć, a z tego co zdążyła się wcześniej dowiedzieć, ten amulet nie był tylko jakąś zabawką, na którą turyści wydawali miliony galeonów, a później się okazywało, że te wszystkie bajki o cudownych właściwościach to tylko jedna wielka bujda. Nie, ten rzeczywiście takie posiadał. - A ty najlepszym chłopakiem - odparła zupełnie szczerze, mimowolnie ściszając głos i delikatnie unosząc kąciki ust w uśmiechu, w którym jednak było zawarte naprawdę dużo szczęścia. A kiedy usłyszała następne trzy słowa, miała wrażenie, że zaraz dosłownie się rozpłynie w jego ramionach. Była po prostu wniebowzięta. - Zabrzmi to banalnie jak odpowiem, że też cię kocham? - spytała po krótkiej chwili, w której patrzyła w jego oczy. Nie czekała jednak na żadną odpowiedź - wspięła się na palce i tym razem to ona zainicjowała pocałunek, żałując, że nie da się zatrzymać czasu.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Uśmiech na jego ustach się pogłębił w reakcji na jej odpowiedź, jednocześnie czując jak przyjemne ciepło rozlewa się po jego wnętrzu. Świadomość, że była na tym świecie osoba, której na tobie zależało i która troszczyła się o twoje bezpieczeństwo była tak niezmiernie miła, że nawet nie byłby chyba w stanie tego określić słowami. — Fakt, dlatego zawsze będę go mieć przy sobie, żeby mógł to czynić — zapewnił, raz jeszcze przesuwając palcem po metalu i gałązkach owiniętej wokół rośliny. W zasadzie nie nosił ozdób, ale dla tego naszyjnika miał zamiar zrobić wyjątek – dlatego, że był to prezent od bliskiej jego sercu osoby i dlatego, że nawet nie będąc specjalistą w takich sprawach czuł, iż to nie jest taki zupełnie zwyczajny element biżuterii, a faktycznie ma jakąś moc. Ani na moment nie przerywał kontaktu wzrokowego, więc od razu mogła dostrzec jak jego spojrzenie wręcz ociekało szczęściem, gdy odwzajemniła się tym samym, tak samo zresztą jak szeroki uśmiech malujący się na jego ustach w tej chwili. Jeszcze większą falę pozytywnych uczuć wywołały jednak kolejne słowa ze strony Puchonki. — Zabrzmi to banalnie, gdy odpowiem, że też cię kocham? Ani trochę, chciał jej odpowiedzieć, ale nie dała mu ku temu sposobności, gdy tym razem to ona zainicjowała kolejny pocałunek. Rzecz jasna nie protestował, oddając go bardzo ochoczo i wkładając weń te wszystkie uczucia, które go w tym momencie wypełniały – gesty w końcu są w stanie przekazać czasem znacznie więcej niż słowa, a on dokładał wszelkich starań, żeby tak właśnie było. Kochał ją całym sobą i co do tego nie miał absolutnie żadnych wątpliwości. Nigdy nie przypuszczał, że mógłby przepaść w kimś aż tak bardzo, ale nie żałował tego w najmniejszym stopniu – znalazł w końcu coś naprawdę dobrego. A wszystko za sprawą jednego kafla i niezbyt fortunnego wypadku, który dał temu początek, choć wtedy żadne z nich nie było tego nawet świadome. Kto powiedział, że Quidditch nie łączy? Żałował jedynie, że nie ma możliwości rzucenia na ten moment jakiegoś permanentnego Aresto Momentum, by mógł trwać jak najdłużej, choć i tak stracił kompletnie rachubę czasu, gdy cały jego świat, ba, wszechświat nawet skoncentrował wokół tej drobnej rudowłosej dziewczyny – jego dziewczyny – którą trzymał obecnie w ramionach. Nic w tej chwili więcej do szczęścia nie potrzebował. Naprawdę nie byłby w stanie określić jak długo to trwało nim organizm upomniał się więcej tlenu niż tylko te krótkie oddechy, które starał się brać w trakcie. — Pozwolisz, że się powtórzę, ale naprawdę cię kocham — odezwał się szeptem i trącił ją czule nosem, wciąż nie wypuszczając ze swoich objęć, a na jego ustach widniał pełen szczęścia uśmiech. — Może w ogóle wejdziemy? Woda jest ponoć idealna — zaproponował po krótkiej chwili, głową delikatnie kiwając w stronę akwenu. W końcu, skoro już tutaj dotarli, aż żal byłoby nie skorzystać z dobrodziejstwa tego miejsca, czyli kąpieli w gorącym źródle.
Ucieszyło ją, że od razu zapiął na szyi amulet i obiecał zawsze mieć go przy sobie - niby, zdawałoby się, taka błahostka, a dla niej miała szalenie wielkie znaczenie. Mogła tylko podziękować tym mądrym ludziom, którzy wymyślili coś tak sprytnego. Im dłużej patrzyła w jego oczy, tym bardziej ogarniało ją szczęście, które powoli zdawało się przejmować kontrolę nad nią całą. I wcale nie miała nic przeciwko temu, wręcz w pełni się mu oddała, rozkoszując się tą chwilą, która stała się jeszcze lepsza, kiedy ich usta znów złączyły się w pocałunku. Spragniona bliskości przysunęła się tak blisko chłopaka, aby między nimi nie pozostało praktycznie ani trochę wolnej przestrzeni, a już broń Merlinie żadnych centymetrów, które by ich dzieliły. Napawała się tym kontaktem fizycznym, bo chociaż miała go na co dzień, to jednak tym razem było nieco inaczej. Lepiej, chciałoby się powiedzieć. Czule muskała palcami prawej dłoni jego policzek, robiąc to odruchowo, drugą w pewnym momencie wplatając w jego włosy. Może i w samym pocałunku nie było gwałtowności i pośpiechu, ale rozpalił ją niesamowicie i jej ciało krzyczało wręcz o więcej. Dlatego też kiedy trochę się od siebie końcu odsunęli, jej policzki były mocno zaróżowione, a wzrok ewidentnie przyćmiony. W głowie natomiast miała istną karuzelę i dobrze, że była otoczona silnymi ramionami Ślizgona. - Jak dla mnie możesz się z tym powtarzać w nieskończoność, nigdy mi się nie znudzi - zapewniła i rozciągnęła usta w leniwym, zadowolonym uśmiechu. Naprawdę mogłaby słuchać tego codziennie po niezliczoną ilość razy, był to miód na jej uszy. Sama zresztą była gotowa odwdzięczać się tym samym. - Mówisz? - Zerknęła w stronę wody, która faktycznie kusiła. Wokół niej roztaczało się przyjemne ciepło, więc najwyraźniej musiała zostać potraktowana jakimiś specjalnymi zaklęciami. A skoro już tu przyszli, to... - W takim razie nie wiem, na co w ogóle czekamy - stwierdziła, ostatni raz muskając jego wargi i odsunęła się, żeby zdjąć z siebie ubrania. Stroju kąpielowego niestety na sobie nie miała, bo nie spodziewała się, że pójdą w miejsce, gdzie mógłby się on przydać, ale niezbyt się tym przejęła - pozostała w zwykłej czarnej bieliźnie, kompletnie się tym faktem nie krępujące, ale też nie mogąc opanować drżenia. Zimne, norweskie powietrze było teraz odczuwalne przynajmniej z trzy razy silniej i nawet przemknęło jej przez myśl, czy się przez to przypadkiem nie pochorują, ale uznała, że najwyżej martwić się tym będą później. - Swoją drogą, mówiłam ci, że moi rodzice poznali się identycznie jak my? - spytała, szczekając przy tym zębami. Powoli zaczęła zbliżać się do wody, mocząc w niej najpierw jedną, a następnie drugą stopę, aż wreszcie zanurzyła się w niej niemal cała, z cichym pomrukiem zadowolenia. - Rzeczywiście jest idealna - westchnęła i przymknęła na moment powieki, rozkoszując się ciepłem otulającym jej ciało. Kto by pomyślał, że znajdzie się w tak rajskim miejscu! - Wracając do tematu... No, może nie było to tak do końca jeden do jednego tak samo, ale też przez Quidditcha! Tyle że to mój ojciec oberwał i to tłuczkiem, w dodatku dwa razy, więc cóż, wyszłam na tym o niebo lepiej - zaśmiała się, przytaczając w wielkim skrócie opowieść, którą kiedyś usłyszała od matki. Czy to było dziedziczne? - Przyznaj, to twój sposób na podryw, miotłozjebie? - rzuciła zaczepnie, jednocześnie zbliżając się do niego i zarzucając mu ręce na szyję z zadziornym uśmieszkiem. Co by nie było - na nią zadziałał.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Sam czuł się w tym momencie zwyczajnie upojony szczęściem i miłością. Zamruczał cicho, gdy w trakcie pocałunku przysunęła się bliżej, eliminując zupełnie dystans między ich ciałami. Odruchowo przesunął jedną z dłoni na jej talię i objął ją w niej, przyciągając jeszcze bliżej siebie, żeby mieć pewność, że nawet centymetr ich już nie dzieli. Pogłębił też przy tym nieco pocałunek, wydając z siebie kolejny pomruk zadowolenia – może nie był to żaden gwałtowny zryw namiętności, ale i tak mógłby przysiąc, że ktoś podkręcił temperaturę o kilka stopni wewnątrz otaczającej ich bańki, gdy w nim trwali, rozpalając w jego środku także powoli płomień pożądania. — W takim razie nie omieszkam tego robić przy każdej nadarzającej się okazji, najdroższa — odparł, obdarzając ją przy tym czarującym uśmiechem. Sam w końcu czerpał przyjemność tak z wypowiadania tych dwóch słów, jak i słuchania ich, a także obserwowania jak jej twarz momentalnie się rozpromienia. Widok na jaki mógłby patrzeć absolutnie godzinami, będąc pewnym, że go nigdy nie znudzi. Kiwnął przytakująco, by następnie uśmiechnąć się zawadiacko w odpowiedzi na jej stwierdzenie – niczego innego zresztą nie oczekiwał, bo pokusa zanurzenia się w magicznie ogrzewanej wodzie była i dla niego zdecydowanie zbyt wielka. Trochę niechętnie wypuścił ją z objęć, by samemu też zrzucić z siebie ubranie, pozostając jedynie w bokserkach; wprawdzie – w przeciwieństwie do niej – dobrze wiedział dokąd się udają, ale nie zadbał o adekwatny strój, nie widząc zresztą w tym najmniejszego problemu. Jako że rzucone przezeń zaklęcia przestały działać to od razu odczuł wiszący w powietrzu norweski mróz, nie będąc w stanie powstrzymać dreszczy na całym ciele, więc bez żadnego zastanowienia ruszył w kierunku wody, od której biło ciepło. — O, naprawdę? — rzucił z wyraźnym zaintrygowaniem, ledwie panując nad szczękającymi zębami, gdy zdradziła, że jej rodzice poznali się w identyczny sposób co oni. Miał wielką ochotę po prostu wskoczyć do akwenu, żeby uciec przed szczypiącym mrozem, ale zdawał sobie sprawę, że to byłby niemal gwarantowany szok termiczny, więc też zanurzył się w niej stopniowo. Zgodził się z nią mruknięciem, bo woda w istocie miała idealną temperaturę, otulając ciało rozkosznym ciepłem. — Oj, zdecydowanie lepiej — stwierdził ze śmiechem, kiedy dokończyła swoją opowiastkę. W końcu w ich przypadku w roli głównej wystąpił tylko kafel i to w dodatku jeden. — I nikt mi nie udowodni, że Quidditch nie jest w stanie łączyć — dodał, unosząc przy tym zawadiacko kącik ust. Widać zresztą było na załączonym obrazku – za sprawą sportu, który tak pokochał udało mu się znaleźć dziewczynę, która całkowicie skradła jego serce. Czy mogło być lepiej? — Jak widać, okazał się bardzo skuteczny — zamruczał w odpowiedzi i poruszył przy tym wymownie brwiami, a jego uśmiech nabrał zadziorności. Chwycił ją dłońmi w talii, żeby przyciągnąć bliżej siebie i raz jeszcze złączyć ich usta w pocałunku, momentalnie się w tym zatracając. Wszystko inne straciło w tej chwili zupełnie na znaczeniu – liczyła się jedynie ona, jej ciało, które mógł poczuć tak blisko własnego i jej wargi, które całował z zachłannością, jakby jutra miało nie być. Gdzieś na skraju umysłu majaczyło mu, że w końcu będą musieli wyjść z wody, ubrać się i opuścić ten urokliwy, zapomniany przez świat zakątek, ale zdecydowanie jeszcze nie teraz. Teraz chciał się jedynie cieszyć tym co tu mieli, odwlekając powrót tak długo jak tylko będzie się dało.