Pod drugiej stronie mostu rośnie sobie grusza. Idzie się do niej kawałek, więc raczej nie ma tam takich tłumów jak nad jeziorem czy pod wielkim dębem. Dzięki temu jest to naprawdę spokojne miejsce, szczególnie jeśli chce się odpocząć do wszelkiego gwaru nieustających rozmów. W cieniu gęstych liści (kiedy one na gałęziach są, oczywiście, bo w zimę tak powiedzieć raczej nie można...) wisi sobie niepozorna huśtawka. Ot, dwa sznurki i deseczka i już można się fajnie pobujać. Jako, że to wszystko znajduje się na niewielkim wzgórzu, to rozciąga się stąd naprawdę niesamowity widok na znaczną część błoni.
Ostatnio zmieniony przez Twan Nguyen dnia Sob 16 Cze - 1:32, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
- No więc widzisz! Marzyłeś, ale nie kupiłeś. Taki kupny jest fajny, ale znaleziony, przygarnięty, upolowany... Inaczej się przywiązujesz do takiego - odpowiedziała, wzruszając lekko ramieniem. Oddech już zdązył się jej uspokoić, ale powoli odczuwała zniecierpliwienie, które nie miało nic wspólnego z Adrianem, ich rozmową. Ciało domagało się dawki ćwiczeń takiej, jak zawsze, a nie skróconej formy. Czuła, że ma ochotę wrócić do przerwanego biegu, albo zacząć ćwiczenia wytrzymałościowe, chociażby tutaj, przy nim. Złapać jakąś gałąź i spróbować się na niej podciągnąć, albo dźwigać nogi. Pragnęła ruchu, ale póki co wsparła dłonie o biodra, przyglądając się z uśmiechem znajomemu, w takcie rozmowy. Zaśmiała się krótko, gdy wspomniał o swojej sowie. - To brzmi podobnie do mojej Belli, choć akurat ona wraca. Głównie dlatego, że bardziej smakują jej wykradzione mnie smakołyki, niż upolowane stworzenia. W końcu mi się roztyje i tyle będzie z niej pożytku. Jeśli nie znajdę kogoś, kto pomógłby mi nad nią zapanować, to marnie widzę jej przyszłość - dodała, wzdychając ciężko. Sowy i ich dziwne charaktery. Z drugiej strony powoli dochodziła do wniosku, że akurat Belli dobrze zrobiłby powrót do domu, do Kanady. Była puchaczem wirginijskim, typowym gatunkiem dla Kanady, nie dla Anglii. Raczej nie czuła sie dobrze w tutejszym klimacie i kto wie, może z tego powodu była taka nieznośna? Może powinna jednak porozmawiać z kimś, kto zna się na stworzeniach lepiej od niej i poprosić o radę. Może gajowy O'Connor? - Czyli pupile jadą z tobą. Ja chyba wybiorę się z Hogwartem na wakacje, bo nie zamierzam wracać do domu. Za dużo zachodu z tym, a jeszcze okazałoby się, że byłby problem, abym znów tu wróciła, na kolejny rok... To już wolę popatrzeć na profesorów w trakcie wakacji i mieć spokój - rzuciła, automatycznie mówiąc o swoich planach. Nie, żeby nie zainteresowało ją, dlaczego akurat do dziadków wyjeżdża, a nie do rodziców, ale wolała nie dopytywać. Może był to drażliwy temat, a z całą pewnością ta wiedza nie była jej w tej chwili potrzebna.
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Wiedział, że rozmowa nie potrwa zbyt długo. Lou przecież wybrała się na ćwiczenia, a sam jak biega ciężko jest przerwać, aby później na powrót wrócić. Dlatego czuł, że dziewczyna jest trochę zniecierpliwiona, bo wyszła z zamku w innym celu, a robiła całkiem coś innego niż powinna. - Tak znaleźne bardziej cieszy. - mruknął przyglądając się swojemu stworkowi. - No ja choćbym chciał to Ci nie pomogę. Kompletnie się na tym nie znam, sam potrzebuję pomocy przy swojej sowie, bo jest kompletnie nie posłuszna. - powiedział. Na szczęście wiele listów nie wysyłał, więc jakoś specjalnie nie odczuł tego, że potrzebna jest mu zmiana sowy. Pewnie gdyby czekał kilka dni na list, bądź gubił by je po drodze nie miałby innego wyjścia, ale do tej pory jednak wszystkie listy do niego docierały, może nie zawsze były one na czas, ale jednak dostarczone i mało przez niego sponiewierane, bo dobrze wie, że sowy lubią robić psikus i zanim dostarczą list pierw rozszarpią go na kawałki, że ciężko jest później cokolwiek odczytać. - Ja też bym chciał jechać na te wakacje, ale zobaczę jak będzie w domu, jeżeli wszystko będzie dobrze to pewnie też się wybiorę. - mruknął. Zawsze mu się bardzo podobały te wakacje, więc z pewnością będzie się starał, żeby tam się jednak pojawić, ale to już nie zależało tylko od niego. Babcia poświęciła mu za dużo, żeby w razie czego miał wybrać wycieczkę zamiast jej pomóc. - Widzę, że jesteś zniecierpliwiona jak chcesz to biegnij dalej. - rzucił do niej. Przecież zawsze mogą się spotkać kiedy indziej gdzie nikogo nie będzie nic goniło. Lou wydawała się być bardzo fajną dziewczyną, więc Adrian na pewno nie odmówi jej jakiegoś spotkania czy wspólnego spaceru.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Nie była tyle zniecierpliwiona, co złakniona dalszego wysiłku, dalszej pracy mięśni. Za krótko trenowała tego dnia, potrzebowała więcej. Nie mogła jednak powiedzieć, aby rozmowa z Adrianem była czymś nieprzyjemnym, czy niepożądanym. Naprawdę ucieszyła się, że go spotkała, choć być może, gdyby wiedziała, że nie szuka kogoś konkretnego, jedynie pomachałaby mu i biegała dalej. Teraz tego nie sprawdzą, więc nie było sensu nad tym się zastanawiać. Uśmiechnęła się do niego, gdy wyraził drobną chęć pomocy, a raczej zapewnienie, że pomógłby, gdyby tylko mógł. To było miłe. - Nie ma sprawy. Gdy kogoś znajdę, kto pomoże mi z Bellą, dam ci znać. Może i twoja sowa pozwoli się wychować – rzuciła, wzruszając lekko ramieniem. Jeśli ktoś pomógłby jej, nie widziała powodu, dla którego nie miałaby dać znać Adrianowi, gdzie może szukać pomocy ze swoim zwierzakiem. Podejrzewała, że najszybciej sprawdzi się w tym temacie albo opiekun Gryfonów, albo gajowy, ale nie chciała zapeszać. W końcu kto wie, może jednak jakiś student byłby chętny pomóc? Musiała tylko podpytać, a to mogło jednak trochę zająć czasu, zważywszy na zbliżające się egzaminy. Nie chciała ich zaprzepaścić, a musiała pamiętać o różnicy programowej między Riverside, a Hogwartem. Prawdę mówiąc bała się, że będzie musiała powtarzać rok. To byłby wstyd, więc starała się nie myśleć o takim wyjściu. Ach wakacje, melodio przyszłości... Mimo to miała nadzieję, że chłopakowi uda się wyrwać i również wziąć udział w wyjeździe szkolnym. Zawsze kolejna znajoma twarz w obcym miejscu. Niby miała już pewną grupkę znajomych, ale w większości były to pary, więc przy nich zbyt często czuła się jak piąte koło u wozu. Tym samym cieszyła się z każdego, kogo znała, a kto jechał i był sam. Istniała szansa, że będzie mieć z kim zwiedzać tajemnicze miejsce, bez bycia świadkiem romantycznych gestów, albo pożądliwych spojrzeń. Zazdrość? Może, zwał jak zwał, sama tego nie roztrząsała. Skinęła lekko głową, kiedy powiedział, aby biegła dalej. Musiał dostrzec, ale nie dziwiła się, skoro nieomal podskakiwała w miejscu. - Mam nadzieję, że zobaczymy się na wyjeździe i że poradzisz sobie z pupilami, aby obyło się bez strat – rzuciła, tym samym żegnając się z chłopakiem. Poprawiła upięcie włosów i ruszyła ponownie do truchtu, żeby po pewnym czasie przyspieszyć nieco bieg, kontynuując swój trening. Cieszyła się z rozmowy z Puchonem i liczyła, że jeszcze kiedyś uda im się więcej porozmawiać.
/zt
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Akurat Lou trafiła na dzień który postanowił poświęcić swoim zwierzakom, więc pewnie żadne propozycje i tak by nie wchodziły w grę, ale kto wie jak potoczy się ich znajomość dalej. Gryfonka na pewno nadawałaby się na dość zażyłą znajomość, może przyjaźń? Na to nie znał dzisiaj odpowiedzi, bo jakoś specjalnie się nad tym nie miał zamiaru zastanawiać, przyjmie wszystko to co los mu poda na dłoni. Na niego zawsze można było liczyć, w końcu był puchonem więc pomaganie innym ma we krwi. Mało komu tego odmawiał, może i czasami przewyższało go lenistwo, ale jednak przyjaciołom nigdy nie odmawiał. - Będę wdzięczny. - powiedział do niej i uśmiechnął się szeroko. Na prawdę taka pomoc byłaby mu bardzo potrzebna. Co prawda wątpił, że znajdzie kogoś takiego kto dobrowolnie pomoże im wychować sowy, ale kto wie. Może miała i takie kontakty? W to nie wnikał, a jedynie mógł liczyć na to, że faktycznie dziewczyna zacznie interweniować, a wtedy da mu znać. - Też mam nadzieję, że wybiorę się na wakacje, ale tak naprawdę wyjdzie wszystko w praniu, na ten moment nie mówię tak, nie mówię nie. - oznajmił. Tak naprawdę bardzo chciał jechać, ale był zoobowiązany i nie mógł tego zlekceważyć. Sam nie wiedział gdzie tym razem Hogwart zabiera uczniów, ale gdzie by to nie było to wybranie się tam i spędzenie czasu ze swoimi znajomymi byłoby bardzo dobrą rozrywką po stresującym roku szkolnym. Sam też zastanawiał się czy Tan ma zamiar jechać, ale czy miał na to zwracać uwagę? Przecież nie musiał jechać, a Adrian nie będzie na niego patrzył. Znając jego sytuację w rodzinie, która była dość dobra i pewnie tęsknił za rodziną to wcale by się nie zdziwił gdyby się tam wcale nie wybierał, ale to już jego wybór. Widząc, że dziewczyna oddala się od niego sam jeszcze dłuższą chwilę siedział, by później ulotnić się z tego miejsca.
/zt
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Uznał, że dzień odpoczynku zdecydowanie mu się przyda. Ostatnio zbyt wiele się wokół niego znowu działo i potrzebował oczyścić nieco swoją głowę. Ogromne tempo, jakie sam sobie narzucał, skutkowało przemęczeniem organizmu, które narazie próbował zagłuszać znanymi sobie sposobami. Dlatego też, jak tylko się dzisiaj obudził, postanowił wyjść na błonia pobiegać. Wzmocnienie kondycji było bardzo ważne. Nie zważając na deszcz, wskoczył w dres i wyruszył na przebieżkę. Minął bijącą wierzbę, która wyglądała dzisiaj na niezwykle spokojną, potruchtał chwilę brzegiem jeziora, a następnie udał się na most. Gdy znalazł się po drugiej stronie, przystanął przy drzewie z huśtawką, by chwilę odetchnąć. Schował dłonie w kieszeń i jakże się zdziwił, gdy poczuł, że w jednej z nich coś się znajduje. Powoli wyciągnął przedmiot i zauważył, że jest to nic innego jak mały, zielony cukierek. Będą przekonanym, że to zagubiona słodycz z jarmarku w Hogsmeade, szybko wrzucił go sobie do ust, w rodzaju swoistej nagrody za taki wysiłek. Przez chwilę, wszystko wydawało się być normalne, lecz nagle, świat zaczął się wyraźnie kurczyć, a raczej to on, zaczął przeraźliwie rosnąć. Widział, jak ziemia coraz bardziej się od niego oddala, kończyny wydłużają, a wzrok sięga dalej niż zazwyczaj. Ostatecznie zatrzymał się dopiero, gdy był w stanie użyć drzewa jako podłokietnika. -Kurwa, świetnie... - Wymamrotał, pamiętając, by nigdy więcej nie wpierdalać cukierków z kieszeni.
Ojciec zawsze jej powtarzał: „Nigdy nie bierz cukierków od obcych, zwłaszcza gdy ci jeżdżą vanem”. Cóż, powinien również dodać, żeby nie jadła cukierków, które znajduje w kieszeniach. A tak właśnie zrobiła Brooks, co było dziwne, bo za słodyczami, a w szczególności za cukierkami nie przepadała. Mimo to, gdy znalazła w kieszeni jakiegoś dziwnego zawijasa, bezmyślnie włożyła go do ust. I już po chwili tego pożałowała, bo skurczyła się do rozmiarów myszki. Odetchnęła z ulgą, że stało się z nią tylko tyle. Zawsze lepsze to niż stracenie wszystkich zmysłów. Znając wszystko to, co spotykało ją do tej pory w Hogwarcie, efekt nie będzie trwał wieki, tak więc postanowiła w pełni wykorzystać nowe talenty. Najpierw znalazła kota Harrego, a następnie wskoczyła mu na grzbiet i wyruszyła w podróż po szkole. Zahaczyła o kuchnię dodatkową, w której najadła się kęsem pasztecika, odwiedziła bar u Irka, w którym upiła się nakrętką piwa, nawet przepłynęła kilka razy basen w łazience prefektów, co było nie lada wyzwanie. Teraz postanowiła ruszyć na błonia i jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła, że zza korony drzewa wystaje… głowa Solberga. Złapała się mocniej za gęste rude futro kociaka i skierowała go w kierunku drzewa. Harremu nie trzeba było dwa razy powtarzać i już po dłuższej chwili, Julka siedziała na jednej z gałęzi, celując zaklęciem żądlącym w nos Ślizgona.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Musiał przyznać, po chwili, że ciekawie było tak spoglądać na świat z perspektywy giganta. Wszystko wydawało się takie malutkie i takie zabawne. Pojedynczy uczniowie, którzy go mijali, przypominali karzełki pod jego ogromnymi stopami. Musiał uważać, by przypadkiem kogoś nie zdepnąć. Właśnie chciał sobie usiąść, gdy poczuł, jak coś uderza go w nos. Podrapał się poznając zaklęcie żądlące i patrząc w kierunku, z którego zostało rzucone. Na twarzy ślizgona pojawiła się widoczna konsternacja, gdy początkowo zauważył tylko kocisko siedzące na gałęzi. Zbliżył swoją twarz do zwierzaka, po chwili rozpoznając w nim Harry`ego, a w przeciągu następnych sekund, dostrzegł na jego grzbiecie samą pannę Brooks! -Nie wierzę! Ale z Ciebie karzełek. - Zaśmiał się na widok krukonki, bo skoro siedziała na kocie, to musiało ją nieźle pozmniejszać. -Ktoś przesadził z eliksirem kurczącym? - Zapytał z ciekawości, jak dziewczyna znalazła się w tej sytuacji, chociaż sam nie miał zbyt ciekawej historii do opowiedzenia. Wyciągnął swoją wielką rękę i położył na niej Brooks wraz z Harrym, by nie musiał nachylać się wiecznie do gałęzi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Spoglądanie na świat z każdej perspektywy, która nie jest Twoją własną, jest ciekawe. Ostatnio miała okazję przekonać się o tym, wcielając się na szkolnym balu w córkę Avgusta. Teraz była jeszcze mniejsza, a świat z mysiej perspektywy, był ogromny. Bawiła się jednak przednio, choć musiała uważać, żeby nikt jej nie rozdeptał. Na przykład kilkumetrowy gigant.
- Rzuciłeś w końcu fajki czy zacząłeś pić mleko? – uśmiechnęła się szeroko, choć nie mógł tego rzecz jasna zauważyć, bo była malutka, a on wielki. – Zjadłam jakiegoś starego cukierka, którego znalazła w bluzie i oto jestem ja, królowa szczurów.
Kiedy znalazła się na dłoni chłopaka, wielkiej jak stół, poczuła dziwną radość, wywołaną surrealizmem całej tej sytuacji. Ona, na co dzień niska, była jeszcze niższa, a Solberg, wysoki jak dąb, teraz był od tego dębu znacznie wyższy. - Robimy coś dziwnego? – zaproponowała. – Aż żal nie wykorzystać takiej okazji. Razem mamy wszystko.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Popierdalanie jako dzieciak było zdecydowanie zabawne, ale bardzo naturalne. Przecież każdy z nich przechodził przez ten etap rozwoju. Natomiast raczej większość ludzkości nie miała okazji poczuć, jak to jest być w skórze giganta lub drobniutkiej myszki. -Wpadłem do kociołka z eliksirem wzrostu jak byłem mały. - Zażartował na początku, by następnie zdziwić się na słowa krukonki.. -No nie gadaj! Ze mną było dokładnie tak samo! Tylko, że jak widzisz mi trochę wzrostu dodało. - Nie wierzył, że obydwoje spotkało ich to samo, a jednak efekty były tak diametralnie różne. Sytuacja zdecydowanie była zabawna. Wyolbrzymienie ich naturalnych cech było tak komicznie przerysowane, że nadawałoby się na jakąś parodię lub bajkę dla dzieci. -Król gigantów i królowa szczurów? Brzmi jak niesamowity romans. - Zaśmiał się, co spowodowało, że chmara ptaków zerwała się z okolicznych drzew. No tak, głos też miał donośniejszy. -Co zawsze chciałaś zrobić? Pobiegać po dachu mostu? Postraszyć jakieś dzieciaczki? A może poskakać po koronach drzew zakazanego lasu? Przetransportuję Cię, gdzie tylko sobie zażyczysz. - Zaproponował, gdy nagle przyszedł mu do głowy pomysł. -Ty, piękna! Kojarzysz ten mugolski film "King Kong"? - Spojrzał na nią porozumiewawczo, następnie przenosząc spojrzenie na jedną z wież Hogwartu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Najwyraźniej w Hogwarcie grasował jakiś złośliwy chochlik, który nocą zakradał się do kuferków uczniów i wkładał im do kieszeni magiczne cukierki. Szanse na to, że dwie osoby będą miał „problemy” ze wzrostem po zjedzeniu słodyczy były bowiem zerowe. Jednak w Hogwarcie matematyki nie uczono, więc, co za tym idzie, nikt się statystyką nie przejmował. Tak więc na szkolnych błoniach, w okolicy huśtawki, spotkała się ich dwójka – Król Gigantów i Królowa Szczurów.
Brzmi jak niesamowity romans
- Albo mega dziwny pornos – puściła mu oczko, spoglądając na świat z perspektywy jego ramienia. I błądziła tak sobie myślami po wszystkich tych miejscach, które chciałaby zobaczyć, kiedy Max trafił w dziesiątkę. - Świetny pomysł. Mam tylko nadzieję, że skończysz lepiej niż King Kong – uśmiechnęła się lekko, licząc po cichu, że ich przygody przejdą bez większego echa. Ona jeszcze jakoś by się wymigała – była wielkości myszy i uciekłaby na kocie w kierunku zachodzącego słońca. Ale Solberg? Jego trudno było przeoczyć.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może był to chowaniec, którego Max wylosował na halloweenowym jarmarku,a teraz z jakiegoś powodu postanowił latać po Hogwarcie i robić wszystkim psikusy. A może był to znudzony Irytek. Szanse na to, że Max się tego dowie były niskie, bo średnio miał zamiar przeprowadzać dochodzenie w temacie. -W tę stronę to raczej bardzo niepokojący i bolesny. Przynajmniej dla myszki. - Wyobraził sobie tę scenę i aż się lekko wzdrygnął, a że był gigantem, Julka mogła poczuć małe trzęsienie ziemi na jego dłoni. -Wybacz. - Chciał ją tyknąć palcem po głowie, ale zorientował się, że może ją przypadkiem zgnieść, więc ostatecznie się powstrzymał. -To się okaże. Właź na kark i trzymaj się mocno. - Podsadził ją na swoje ramię i poczekał, aż się usadowi, by następnie powoli ruszyć w stronę murów zamku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Gdyby Julka miała stawiać, skąd cukierek wziął się w jej kieszeni, stawiałaby na tego chuja Irytka. Dowodów jednak nie miała, a za głupotę płaciła ona. Nikt jej w końcu nie wpychał nic do ust i sama zdecydowała się na podjęcie ryzyka. Wyszło, jak wyszło. - Boże, Solberg! – upomniała przyjaciela, zanosząc się śmiechem na myśl o biednej szczurzej królowej i przypomniała sobie pewien niepokojący film o delfinie, którego obejrzenie chciałaby wymazać ze swej pamięci. – Nie wchodźmy w to głębiej, bo czeka nas tylko cierpienie. That’s what she said. Siedząc na barku Ślizgona coś tam jeszcze krzyknęła, choć tak cicho, że ledwo ją było słychać i wskazała na szkolną wieżę.
- Stawiam knuty przeciw orzechom, że się ludzie w wieży posrają na miętowo, jak zobaczą takiego wielkoluda za oknem. - Dodała jeszcze, wpijając mocniej palce w sierść kota. Harry będzie miał mindfuck roku, bankowo.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie trzeba było dowodów, żeby rzucać oskarżenia, a Max na Irytka był w tym roku cięty jak nigdy. Wszystko przez tego jebanego bogina. W każdym razie cukierek został zjedzony i już nic nie mogli na to poradzić. Nie miał pojęcia co siedzi w Julkowej głowie, ale może to i dobrze. On żadnych dziwnych filmików z delfinami nie oglądał, ale szczurza królowa faktycznie mogłaby mieć problem. -Kogoś mądrego zawsze dobrze posłuchać. - Zaśmiał się i już powoli szli w stronę najwyższej komnaty w najwyższej wieży. -Nie mogę się doczekać. Biedne pisklęta wylecą z wieży. - Dostrzegł pierwsze wystające cegły i powoli zaczął się wspinać. Nie było to zbyt łatwe, bo raz, czy dwa jego wielkie kończyny poślizgnęły się na kamieniu. Max jednak mocno się trzymał pamiętając, że jest też odpowiedzialny za życie Brooks i jej kota. Wspinaczka była dokładnie tak męcząca, jak się tego spodziewał. Dobrze, że był większy niż zazwyczaj, bo przynajmniej krócej mu to zeszło a i tak wędrowali co najmniej godzinę. Hogwart był dużo wyższy niż się wydawał. -No ja pierdolę. Witaj na szczycie, królewno. - W końcu dotarli tam, gdzie zamierzali i Max chwycił się szczytu wieży, rozglądając po błoniach. Widok był nieziemski i musiał przyznać, że warto było się tak namęczyć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Poklepała Harrego po łebku, widząc, jak ten ze zdenerwowania, mocniej wbija pazury w Ślizgona. W sumie to mu się nie dziwiła. Czym innym było latanie na miotle ,a czym innym włażenie na szczyt wieży, mając zaledwie kilkanaście centymetrów wzrostu. Mimo to Solberg nie zawiódł i wykazał się całkiem sporą sprawnością jak na tak wysoką osobę. Nietuzinkowa para królewska znalazła się wreszcie na szczycie, a ich oczom ukazały się okoliczne tereny, skąpane w lekkiej mgle. - Weź odwal King Konga. Uderz pięściami o klatę i zarycz – zaproponowała, zastanawiając się, co pomyślą nauczyciele na widok kilkumetrowego chłopaka na szczycie wieży.
/zt x2
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Nie do końca rozumiał co właściwie robić ma ze stworzeniem tak pokracznym jak topek i choć szkolny Bibliotekarz zaopatrzył go w dość obszerną książkę o tych zwierzętach, to ta jednak pozostała nietknięta w jego torbie. Dużo łatwiejszą opcją było dyskretne poproszenie profesora Swanna o jakąś pomoc, by otrzymać wsparcie przynajmniej pierwszego dnia opieki nad elfopodobną kreaturą. Porwał więc topka Romana z jego tymczasowej przestrzeni mieszkalnej, dla potencjalnie wyznaczonej mu pomocy pozostawiając adnotację o tym, gdzie go zabiera i z głową pełną od wątpliwości wyruszył na spacer po błoniach niemal wprost do wspomnianej w notatce sławnej huśtawki. - Roman... Roman! - zawołał po raz kolejny, odkrywając pewną satysfakcję w tym, że topek faktycznie nie tylko reagował na nadane mu przez profesora Williamsa imię, ale też zawracał się posłusznie, powracając na odpowiedni tor spaceru. - Umiesz jakieś sztuczki? - podpytał, nie dostając żadnej odpowiedzi, ani nawet błysku samoświadomości w topkowych oczach, więc tylko westchnął, opatulając się mocniej grubą, puchatą kurtką i powtórzył kolejne "Roman, chodź" myśląc o tym jak cholernie nudne do opieki stworzenie im się trafiło. I najwidoczniej pozwolił sobie na odpłynięcie myślami na nieco zbyt długo, lekceważąc możliwości topka który nie bez powodu porównywany był do samych złośliwych chochlików, bo nagle cała jego równowaga została zachwiana, gdy potknął się o podłożoną mu przez małego nicponia nogę. - No co do chuja?! - warknął na stworzonko, tylko cudem nie wywracając się na ziemię, bo i będąc na tyle blisko, by w ostatniej chwili wesprzeć się o jedną z lin huśtawki, do której właśnie dotarli. - Czyli Tobie też się chyba nudzi - mruknął nieco łagodniej, bo i doskonale rozumiejąc tę potrzebę psot, gdy nie poświęcało mu się odpowiedniego poziomu uwagi, więc zaraz już z uśmiechem poderwał Romana z ziemi. - Co Ty na to, żebyś trochę lepiej poutożsamiał się ze swoimi latającymi kuzynami, hm? - zaproponował rozbawiony, milczenie uznając za odpowiednie przyzwolenie, by usadzić topka na huśtawce, od razu też pociągając ją za sobą, by rozbujała się z wczepionym w deskę stworzeniem.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Wybuchnął śmiechem na widok potykającego się Gryfona. Obserwował go już z daleka kiedy kroczył leniwie w jego stronę. Swann zaproponował mu nawiązanie relacji z topkiem w zamian za wsparcie jakiegoś Ashley'a w opiece nad stworzeniem. Cóż, ten przedmiot nauczania sprawiał mu ogrom przyjemności, a kiedy coś Eskila zadowalało to z reguły dawał z siebie więcej niż wszystko. Z tego też powodu chętnie wspinał się po pagórku bo dostał namiary, że tam znajdzie wspomnianego chłopaka. - Eee... to miała być opieka nad topkiem czy plan artystycznego mordu? - zagadał zamiast powitania, a brodą wskazał huśtającego się pięciocalowego stworka. Przesunął wzrokiem po chłopaku, którego parokrotnie widywał w korytarzach jednak oficjalnie nie znał. Wydawał się być miły z twarzy, ale jak powszechnie wiadomo, Eskil nie miał nosa do ludzi. Rzadko kiedy potrafił wyczuć co im w duszy gra. - Swann powiedział, że mam zadbać o to, byś nie zwrócił mu trupa. - zażartował i na powitanie wyciągnął w jego stronę rękę do pewnego siebie uścisku. - Eskil. - podał swoje imię i jeśli Ashley jeszcze tego nie zrobił to zatrzymał huśtawkę i zerkał na otumanionego topka. Śmiesznie wyglądał z takimi nieogarniającymi świata ślepiami. Przykucnął sobie przy desce jednak na tyle daleko, aby stworzenie nie pacnęło go po nosie. Nie ważne jakie zwierzę - małe, duże, brzydkie, ładne, pospolite, rzadkie - spoglądał na nie z takim samym zainteresowaniem jak one na niego. - Siema, gościu. Co ty jeszcze nie związałeś mu sznurówek w butach? - podjudził topka i podniósł wzrok na Ashleya. Może jak go zagada to topek zreflektuje się i napsoci któremuś z nich. Plan był prosty: wymęczyć malucha dobrą zabawą, nakarmić, a potem obserwować czy wpadnie w drzemkę. - Po co ty w ogóle masz się nim zajmować? Wziąłeś dla niego żarcie? Jakąś zabawkę? - fajnie będzie pobawić się z takim malcem. Ciekaw był jego poczucia humoru, a i nie byłby jakoś specjalnie obrażony gdyby sam padł ofiarą żarciku.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Nie był pewien czy Roman dobrze się bawi czy jednak wydawane przez niego dźwięki mają sygnalizować, że zbiera mu się na wymioty, jednak na wszelki wypadek nie przestawał go huśtać, uznając, że w ten sposób przynajmniej topka nieco zmęczy, a ewentualne zabrudzenia bez problemu posprząta jednym prostym chłoszczyść. I zapewne beztrosko męczyłby biedne stworzenie jeszcze dobry kwadrans, gdyby nie rozproszył się zupełnie nadchodzącym chłopakiem (dłonią próbującą na oślep popchnąć deskę trafiając jedynie w powietrze), musząc zakląć pod nosem z wrażenia nad aparycją nadesłanej mu pomocy. - Wyczuwam w nim cyrkowy talent. Po dwóch tygodniach ze mną będzie robił fikołki na trapezie - odpowiedział od razu, również zamiast przywitania, choć uśmiechnął się przy tym szeroko, aż poczuł sztywność w zaczerwienionych od mrozu policzkach. Odruchowo sięgnął dłonią do włosów, zrzucając z głowy kaptur, by prezentować się nieco lepiej i zaraz skrzyżował ręce na piersi tylko po to, by niema natychmiast je rozpleść, wyciągając dłoń do powitalnego uścisku. - Ash. Po prostu Ash - przedstawił się, na wszelki wypadek podkreślając skróconą wersję swojego imienia, by chłopakowi nie przyszło do głowy zwracać się do niego pełną wersją, która nawet w ustach półwila nie miała prawa mu się podobać. - Eeeee, Williams, wiesz, opiekun Gryffindoru, gdzieś go znalazł i wyleczył, nie wiem o co konkretnie chodzi, ale mieszka sobie u nas w takim schowku w dormitorium. Roman się nazywa - zaczął wyjaśniać, próbując subtelnie podeprzeć się o gruszę w bardziej nonszalanckiej pozie, a jednak uwaga powoli zaczęła uciekać mu do zaczepianego stworzenia, które próbowało strzepać z dłoni maź, którą sam Merlin i Roman raczą wiedzieć skąd wytrzasnął. - Nie wziąłem nic do jedzenia, bo myślałem, że mu ktoś coś przynosi, nawet nie wiem co jedzą topki i em... jesteś w strefie rażenia - poinformował, pochylając się, by złapać Eskila pod ramię, próbując odciągnąć go nieco w bok, by uchronić jego włosy od glutowatych drobinek. - Ale wziąłem leki i myślałem, by mu je wcisnąć jak już się trochę zmęczy, żeby było łatwiej - dodał, poklepując lekko obszerną kieszeń kurtki, w której kryła się fiolka nieznanego mu eliksiru, przekazanego mu przez Drake'a. - Na razie to mam wrażenie, że lubi sobie łazić i wyrywać z korzeniami rośliny, na które natrafi po drodze i- Nie wiem, możemy się z nim jakoś pobawić zaklęciami, znam ich całkiem sporo, chociaż pewnie Ciebie na studiach nauczyli już więc-... - urwał, rozgadując się z drobnym uśmiechem wciąż czającym się w kącikach ust, niby mówiąc o Romanie, a jednak całą uwagę skupiając już na jasnych oczach rozmówcy, więc i z pewną dezorientacją nagle spoglądając w dół, gdy kątem oka dostrzegł tam jakiś ruch. - Ślicznie, Roman - pochwalił go z mimowolnym śmiechem i zmarszczeniem piegowatego nosa, ale od razu też uniósł spojrzenie w górę, to uwagę Eskila chcąc ściągnąć na siebie. - Chyba jesteś dla niego prawdziwą inspiracją. Mentorem, jeśli wolisz.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Obserwowanie topka w działaniu było niezwykle zabawnym doświadczeniem. Mniej złośliwe niż chochliki i przy tym bardziej znośne, nielotne (!), a więc podsyłanie mu ofiary przynosiło jeszcze więcej satysfakcji. Eskil nie jest osobą zdolną karcić takiego malucha za robienie czegoś, co jest zgodne z jego naturą. Prędzej będzie go podjudzać, tak jak właśnie to zademonstrował. - ... przy tym będzie rzucać balonami z klejem Trwałego Przylepca. Brzmi zajebiście. - uśmiechnął się elegancko, bo tak jest najlepiej i uścisnął mocno dłoń Asha, kiwając głową na znak, że to sobie zapamięta, uszanuje bo czemu miałoby być inaczej? Nie miał pojęcia do jakiej kategorii wiekowej przypisać Gryfona. Równie dobrze mógł być mu równolatkiem, a i studentem. Przykładowo, Christina ledwo odstawała od ziemi, a była studentką. Anomalie wzrostowo-wiekowe potrafiły nieźle namotać i wprowadzać w całkowite niezrozumienie jak to wszystko jest możliwe. - Zabrzmiało jakbyście Williamsa przetrzymywali w schowku w dormitorium i już chciałem oddawać cześć... - zachichotał pod nosem i taktownie nie pokazywał za pomocą mimiki co sądzi o opiekunie Gryffindoru. Ta relacja dobrze funkcjonowała póki omijał go szerokim łukiem - chwilo, wiecznie trwaj. Zachichotał słysząc imię stworka - wyborne! Wrócił zaraz też wzrokiem do Asha, próbując wyczuć czy chłopak ma jakiekolwiek pojęcie o opiece nad topkiem. Nie będzie mu robił żadnych wykładów. Planował miło spędzić czas i bawić się ze stworzeniem, zachęcać je do złośliwości i przy okazji pośmiać się z jego potencjalnej pomysłowości. Miał pomóc w opiece, a nie uczyć. To zasadnicza różnica. Dał się odciągnąć na bok, co też chętnie uczynił jak tylko zlokalizował dziwną i nieznaną ciecz z którą nie miał ochoty bliżej się zapoznawać. - Co...? - wydawało się, że zamarł kiedy usłyszał plan chłopaka. Gdzieś ta jasność skóry, która towarzyszyła mu przy tych uśmiechach, nagle zniknęła kiedy zmarszczył brwi. - Stop, chłopie, powoli. - potrząsnął głową i uniósł rękę przed nim w geście dobitnego "stop!". - Torturowanie zostaw sobie nie wiem, na Irytka czy idiotów, ale Romana nie dam ani ruszyć zaklęciem ani tym bardziej lekami bo dosyć szybko wykituje. - powiedział to na tyle stanowczo, aby było jasne jak słońce, że prędzej schowka topka do kieszeni aniżeli pozwolić się nim bawić. Zerknął z lekka na buty Ahsa, a potem na swoje - ich obuwie zostało ze sobą zgrabnie i mocno związane sznurowadłami. - Lepiej teraz się nie ruszaj bo runę na ciebie i sturlamy się z górki. Dobra robota, Roman! - pochwalił brzydkiego stworka, najwyraźniej czekającego aż się przewrócą. Podjudzał go jakby właśnie nie padali jego ofiarą. Utkwił dosyć intensywny wzrok w ciemnych oczach Asha. - Po pierwsze: nie jestem studentem. Po drugie: ja będę trzymać Romana i narażać swoje życie, a ty złapiesz mu nie wiem, pająki albo mrówki. Zaklęcie przywołujące. Najpierw uczciwie go napasiemy jedzonkiem. - uniósł rękę i położył dłoń na ramieniu chłopaka, aby ten przypadkiem nie odszedł. Przytrzymywał się go też bo jednak byli związani. - I po trzecie, po prostu Ash, uwolnij jakoś nasze buty i ruszamy na obchód. Roman głodny, Roman zły, pamiętaj. - przedstawił mu najbardziej sensowny plan, który powinni zrealizować teraz zanim topek sobie od nich pójdzie urażony brakiem adekwatnej do żartu reakcji.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Śmiech przychodził mu z łatwością, jakby był naturalniejszy od samego oddychania, jednak w momencie, gdy Eskil spoważniał na chwilę, on sam też przestał się uśmiechać, przyglądając mu się ciekawsko. Większą uwagę niż do słów, przykładał do obserwacji, szczerze zafascynowany zmianą aury chłopaka, instynktownie wyczuwając ten dreszczyk ekscytacji, który towarzyszył mu zawsze, gdy balansował na granicy czyjejś cierpliwości, tym razem jednak zostając do niej zepchnięty w momencie, gdy wcale nie próbował się tu znaleźć. - Och tak, nie ruszam się - zapewnił nieco teatralnie, bo i z cisnącym mu się na usta uśmiechem, gdy posłusznie wyciągał już swoją różdżkę, zdecydowanie zbyt zafascynowany myślą jak zareagowałby ten ewidentnie łatwy do podburzenia chłopak, gdyby jednak sturlali się widowiskowo z symbolicznej górki. - I wiesz, gdy mówiłem o zabawie zaklęciami, to miałem raczej na myśli coś w stylu Ludere. Kojarzysz? - podpytał, dłonią łapiąc równowagę o bok Eskila, gdy pozerkiwał w dół, udając, że próbuje rzucić jakieś zaklęcia na ich związane sznurowadła. - Zupełnie niegroźne bańki, mógłby mieć z tym dobrą zabawę. W Australii korzystaliśmy z tego zaklęcia non stop, bo zajebiście to wychodzi pod wodą, ale no, tutaj też by dało radę i- może ja po prostu klęknę - rozgadał się, powracając spojrzeniem do jasnych oczu chłopaka, by swoje własne zmrużyć w zaczepnym rozbawieniu, zanim nie przyklęknął ostrożnie, dłonią powoli sunąc w dół po ślizgońskim boku, biodrze i udzie, byle tylko utrzymać dla siebie równowagę w niewygodnym manewrze, na który zdecydował się dla samej zabawy i utrzymania przyjemnej bliskości. Ledwie jednak zdążył zerknąć w górę, by uśmiechnąć się po rozwiązaniu jednej pary butów, a już musiał gaspnąć głośno, tracąc równowagę pociągnięty do tyłu przez szukającego uwagi topka. Bezmyślnie złapał nogawkę Eskila, ciągnąc go na siebie i zaraz jęknął głośno, czując na sobie nie tylko jego ciężar, ale i mocniejsze uderzenia w żebra i niedawno kontuzjowaną rękę. Szarpnął się głupio, czując nagły przypływ adrenaliny, a jednak poskutkowało to jedynie niezgrabnym przesunięciem się w bok i kolejnym, tym razem już panicznym wczepieniem się w chłopaka, gdy obaj zaczęli zsuwać się ze wzniesienia. W pierwszym odruchu wolną dłonią sięgnął jeszcze po wystającą z ziemi gałązkę, a jednak ta wyskoczyła z niej gładko, obnażając ubrudzone brązowym pyłem korzonki, gdy Ci skłębieni w jedność sturlali się na sam dół górki. Jęknął raz jeszcze, jakby potrzebował upewnić się, że naprawdę przeżył tę karuzelę i niespiesznie rozluźnił dłoń zaciśniętą na materiale kurtki leżącego na nim chłopaka, by półprzytomnym spojrzeniem przetoczyć po jego twarzy, zanim nie ściągnął brwi w rozognionej wściekłości, gdy tylko jego wzrok odnalazł Romana wesoło skaczącego na szczycie wzniesienia. - Zabiję gnoja - warknął, odruchowo dłonią próbując odsunąć od siebie Eskila, by umożliwić sobie bieg pod górkę, by właśnie w tej jednej chwili uświadomić sobie, że wciąż są ze sobą związani, a dodatkowo, że nie jest jedynym, z którego stworzenie sobie zakpiło. - Jesteś cały?
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie miał pojęcia o jakim zaklęciu chłopak mówił. Nie należał do wybitnych uczniów, a zaznajamiał się z inkantacjami przydatnymi do życia codziennego - choćby zabawa w powiększanie figurki smoka, ogniomiota katalońskiego, który potem wgryzł mu się w łydkę i nie chciał puścić. Cudowne przeżycia, oj cudowne. - Skoro to zajebiste to możesz mi to pokazać i zademonstrować, ale pod wodą. W jeziorku mieszka kałamarnica to polecam może basen albo Pokój Życzeń. Chętnie popatrzę. - a nuż wykorzysta to do własnych celów. Kto wie, może Ash zna jeszcze kilka ciekawych zaklęć i warto się przy nim zakręcić na nieco dłużej. Nie potrafił utrzymać powagi kiedy chłopak postanowił uklęknąć i przy tym go zmacać. Wybuchnął gromkim śmiechem, ale to tak rozbawionym i głośnym, że siedzący na drzewie memortek spłoszył się i zwiał czym prędzej w kierunku Zakazanego Lasu. Nie potrafił się uspokoić, był wyjątkowo ubawiony, aż łzy stały w jego oczach, a skóra przyjemnie dla oka sobie lśniła. Choć poniekąd to czuł to nic sobie z tego nie robił. Trudno go podejrzewać o to, by takie macanie miało mu przeszkadzać albo co więcej, gorszyć. Oczywiście pan Po prostu Ash postanowił zachwiać się, stracić równowagę i pociągnąć go na siebie. Śmiech zamarł na jego ustach gdy gwałtownie został zmuszony do zmiany pozycji z stojącej do toczącej się w dół. Niczym ciasno splątany supeł nieelegancko sturlali się z górki. Pech chciał, że po drodze znajdował się wciśnięty w ziemię kamień na który legendarnie się napatoczył. Spomiędzy jego ust wydostał się syk bólu, próbował zatrzymać ich, ale wczepiony w niego Ash mu tego nie ułatwiał. Kiedy już zatrzymali się na dole to zorientował się, że powbijał w niego łokcie i cały ciężar ciała opierał o jego klatkę piersiową. Stęknął będąc przy tym oszołomiony. Zamrugał, odsunął głowę i popatrzył na równie poobijanego Asha. Parsknął śmiechem i sturlał się z niego, lądując plecami na trawie tuż obok. Nie mógł dalej bo jednak ich buty wciąż były ze sobą związane. Zasłonił przedramieniem czoło i powstrzymał swój napad śmiechu. - Gdyby ktoś mi powiedział, że w opiece nad topkiem jest przewidywane macanie przez australijskiego chłopaka to węszyłbym podstęp. - pokręcił głową, wciąż rozbawiony. Usiadł i skrzywił się przy tym kiedy zapowiadający się siniak postanowił o sobie przypomnieć. - Nadziałem się po drodze na kamień. - zasłonił ręką miejsce w okolicach żeber, a potem odwinął materiał mundurka i popatrzył na mocno zaróżowiony ślad po upadku na kamień. Wzruszył ramionami. Najwyraźniej miewał na sobie gorsze obrażenia. - Gnojek jest wybitnie pomysłowy. Złap go to podrzucę mu do zabawy figurkę smoka. Może nauczy się szybciej biegać. - znalazł pomysł i wyciągnąwszy ręce do ich butów próbował rozwiązać ciasny supeł, co mu się po dłuższej chwili udało.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Ożywił się widocznie przy wspomnieniu jeziorkowej kałamarnicy, pozwalając by brunatne oczy zabłyszczały mu zainteresowaniem, zdradzając od razu, że opcja "prawdziwej" wody kusi go znacznie bardziej od jakichkolwiek basenów czy nawet najwymyślniejszych pokoi. - No co Ty, słyszałem, że jest przyjazna. Ta kałamarnica, potwierdzone info, więc możemy się zgadać na jezioro - zaprotestował więc, od razu wychodząc z wyraźniejszą propozycją, chcąc złapać ofertę, póki ta nie zostanie zabrana ze stołu. - Tak mi powiedział koleś od uzdrawiania czy tam szkolny pielęgniarz, nie wiem. No ale albo mówił prawdę albo próbował mnie podkusić, by mieć więcej pacjentów do leczenia. Tak czy inaczej jestem gotowy to sprawdzić - rozwinął od razu, zaczepnie unosząc brodę ku górze, może i nie rozmawiając z Gryfonem, a jednak próbując przemówić do honoru Eskila, gdzieś tam w sobie głęboko wierząc, że każdy w takiej sytuacji powinien podnieść rzuconą przed niego rękawice. Tak jak i obaj jakoś podnieśli się po widowiskowym sturlaniu się z górki na sam jej dół, choć obaj też z pewnością odczuwali wciąż pulsujące bólem konsekwencje. - Tylko pomyśl co w takim razie jest przewidywane w czasie "opieki" nad Wielką Kałamarnicą - odbił od razu, mrugając do niego zaczepnie, zanim nie uciekł spojrzeniem w górę, łapiąc nim tańczącego na szczycie topka, któremu niemal odruchowo posłał przyozdobionego pierścionkiem fakera. Chętniej i dużo przychylniej zawiesił za to wzrok na odsłoniętym dla niego brzuchu, niespiesznie muskając uwagą nasilające się zaczerwienienie, nieszczególnie wiedząc na ile powinien się tym przejąć, bo chłopak wcale nie wyglądał jakby cierpiał w niemożliwych do wytrzymania katuszach. - Ktoś pewnie powinien to obejrzeć. W sensie ktoś, kto nie będzie gapił się na mięśnie, tylko faktycznie stwierdzi czy nie robiłeś sobie czegoś poważniejszego - zauważył trzeźwo, podpierając się wygodniej dłońmi w tył, by cierpliwie odczekać aż jego sznurówki zostaną odwiązane, by obie pary zawiązać ciasnym Colligatus. Podźwignął się do pionu i od razu, gdy tylko zrobił pierwszy krok, topek zaczął uciekać - na ich szczęście niezbyt inteligentnie, bo i biegając wokół drzewa, jakby jego zwierzęcy móżdżek nie potrafił zrozumieć, że to nie posiada żadnego rogu, za którym mógłby się ukryć. W pierwszej chwili uniósł różdżkę, by rzucić jedno z mniej przyjemnych zaklęć, jednak szybko przypomniał sobie, że pomagający mu Ślizgon mógł nie być z tego powodu zadowolony, więc posłał w stronę stworzenia kilka mniej lub bardziej trafionych Immobilus, dzięki temu mogąc bez problemu dogonić Romana, od razu łapiąc go pod pachami i unosząc go w górę. - Chyba bym wolał, by już szybciej nie biegał - zauważył ze śmiechem, wyciągając gnomopodobne stworzenie przed siebie, by niemal wcisnąć go w ręce Eskila. - Ale jak już wciśniemu mu leki - bo muszę dać mu leki, to punkt obowiązkowy opieki nad Romanem - to wtedy bardzo chętnie zobaczę Twojego smoka - dodał, przy ostatnich słowach pozwalając już sobie na to, by głos wpadł mu do zaczepnego pomruku, bo przecież i w spojrzeniu kryło się już zbyt wiele rozbawionej dwuznacznością prowokacji.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
- Ty nie jesteś w Hogwarcie zbyt długo, co nie? - zaśmiał się i choć siniak pobolewał to dzielnie to lekceważył. Potrafił albo wybitnie narzekać na najmniejsze niedogodności albo udawać, że nic się nie stało - może powinien rozważyć aktorstwo? - A opowiadał ci o tym jak mnie leczył po tym jak mnie plumpki podziabały? Płynąłem łódką dla frajdy to kałamarnica wywróciła ją do góry nogami, a i rybki chciały się mną poczęstować. Mówię ci, ona ma jakąś sztamę z Irytkiem. -- stare, dobre czasy! Mimo, że na tamten moment nie było mu do śmiechu tak teraz spoglądał na sytuację z dystansem. Odnosił wrażenie, że ten tutaj chłopaczyna mógłby być świetnym obiektem do wrabiania w żarty, ale był przy tym tak rozbrajająco szczery, że szkoda byłoby się nad nim w ten sposób znęcać. Gdyby tak trochę pozachęcać Eskila to mógłby i iść po raz kolejny popływać w jeziorze... tylko nie w środku zimy! Był wyjątkowym zmarźluchem. Zerknął uważniej na gryfońskiego człeczynę. Któryś raz z kolei wyczuł z jego słów coś w stylu deklaracji zainteresowania tą samą płcią. Nie przeszkadzało mu to w żaden sposób aczkolwiek nie był przyzwyczajony do takich tekstów. To wywoływało w nim chętkę do szczerzenia się, co też zaraz uczynił jak tylko siniak został zasłonięty. - Dlatego przemyśl ten basen w Hogsmeade. Tam będziesz mieć dużo mięśni do oglądania, a w jeziorku raptem śladowe ilości u półwila, a i te mackowate u kałamarnicy. - gdy już się rozwiązali i stanęli o własnych nogach - Eskil jednak z teatralnym jękiem ojej-jak-boli-haha, wywrócił oczyma na widok uciekającego topka. - Całe szczęście, że są głupie jak but. - nie musieli się spieszyć z powrotem na szczyt pagórka wszak i tak stworzenie nie kwapiło się do okazania większych oznak inteligencji. Posłał srogie spojrzenie Tylko Ash'owi na widok wyciąganej różdżki. Najwyraźniej odebrał nieme ostrzeżenie bo jednak nie zrobił żadnej krzywdy stworzeniu. Nie spodziewał się, że otrzyma go do rąk własnych a więc pochwycił go w dosłownie ostatniej sekundzie. Chwila nieuwagi i wylądowałby płasko na ziemi. - Leki? A to mu coś jest poza zaawansowaną głupotą? Au, nie szczyp! - przełożył topka do drugiej ręki i pochwycił go delikatniej pod jego pachami. Przestrzegł stworka by się nie szamotał to w nagrodę będzie mógł później spłatać figla temu panu obok. Wybuchnął kolejną salwą śmiechu, zupełnie jakby Ash miał moc uruchamiania wesołości swoją naturalnością. - My mówimy o tym samym smoku czy to jakieś insynuacje? - pokręcił głową z niedowierzaniem i usadowił się wygodnie w połowie pagórka, opierając nadgarstek i topka o swoje kolana. - Dawaj ten lek i potem pozwól sobie spłatać figla. - rzucił do Asha, automatycznie mianując go ofiarą żartów topka. Opieka wymaga poświęceń, prawda?
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Zaśmiał się może głośniej niż powinien, kręcąc głową w zaprzeczeniu, przez chwilę mogąc przysiąc, że obraz opowiedzianego mu łódkowego wypadku ożył w jego głowie przy pomocy rozszalałej wyobraźni, która chętnie podsyłała mu teraz nowe sposoby na zaprzyjaźnienie się z coraz bardziej fascynującą go kałamarnicą. - Może czuła się samotna i zwyczajnie chciała się z Tobą pobawić, ale złe plumpki popsuły jej cały plan? - podsunął, każde słowo naznaczając jeszcze wibrującym mu w piersi rozbawieniem, które przy Eskilu niezwykle łatwo było mu utrzymać, nawet jeśli częściowo wynikało to z intuicyjnej próby utrzymania przy sobie jego uwagi. - Wciąż jezioro brzmi dużo lepiej - powtórzył, chętnie ukazując swój gryfoński upór. - Czeeeekaj - mruknął nagle podejrzliwie, gwałtownie powracając spojrzeniem ze szczytu górki wprost do Eskilowych oczu. - "U półwila"? - zacytował z powagą i ściągniętymi w skupieniu brwiami, jakby właśnie wydedukował coś niezwykłego, a nie dostał tego podanego jak na tacy. - O kurwi Merlinie, jesteś półwilą? - dopytał, nieco zbyt przejęty, by w swojej reakcji ukryć, że pierwszy raz ma okazję z bliska przyjrzeć się komuś z tak ciekawą genetyką, nigdy też jakoś szczególnie nie myśląc o wilach jako mężczyznach. - Jakby mi ktoś powiedział, że mam się widzieć z półwilem, to bym sobie wyobrażał kogoś bardziej... no wiesz - urwał, niby nie chcąc być zbyt dosłownym, więc i machnął dłonią w charakterystyczny sposób, by tym sygnałem dać znać, że nie widział w Eskilu spodziewanej zniewieściałości, a jednak zaraz i tak brutalnie dokończył "...pedalskiego", gdy wstawał już z zimnej ziemi. Szybko jednak rozproszył się łapaniem psotnego topka, na chwilę zapominając o tym, że teoretycznie miał przy sobie dwa magiczne stworzenia, dopiero później zaczynając przyglądać się Eskilowi z coraz większą ciekawością, zbierając w głowie jedno pytanie za drugim. - Eee, nie wiem. Hux coś mówił o tym, że eee... był w strasznie chujowym stanie, ale go podleczył. W sensie Hux Romana. No i chyba musimy mu to dawać, żeby jakieś nawroty się nie zrobiły albo żeby go wzmocnić... - zaczął tłumaczyć, niezbyt precyzyjnie, bo i niezbyt wnikał w szczegóły, od początku uznając, że dane mu polecenie jest jednym z tych, których nie powinien podważać, skoro chodziło o życie i zdrowie kogoś, kto nie był nim. - No słuchaj, możesz mi pokazać oba, jak już Twoje myśli uciekły w tę stronę - zachęcił, przysiadając naprzeciwko Eskila, by podać mu przywołaną zaklęciem fiolkę, która przez chwilę miała problem, by wyplątać się z kieszeni jego torby. - Może lepiej Ty mu to daj, a ja go przytrzymam - zaproponował, zabierając topka z powrotem do siebie, mocno obemując go przedramieniem, by unieruchomić go w ten sposób przyciśnięciem go do swojego torsu. - Tooo... - zaczął, rozdziawiając Romanową buźkę, chętnie korzystając z wciąż nałożonych na topka zaklęć spowalniających, by ten nie mógł przypadkiem boleśnie zagryźć się na jego palcach. Mruknął cicho w zastanowieniu o co właściwie chce zapytać w pierwszej kolejności, musząc przemknąć ciekawskim spojrzeniem po Eskilowej twarzy, zastanawiając się czy jego usta faktycznie kuszą go tylko swoją wilowatością, czy jednak jest to naturalne, dobrze znane mu przecież przyciąganie. - Martwisz się czasem o to, czy naprawdę się komuś podobasz, czy tylko ktoś chce Cię zaliczyć, bo magia mu tak podpowiada?
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Co za zbieg okoliczności, czyż w dniu przymusowej kąpieli z kałamarnicą nie żartował w podobny sposób? Bliższe zapoznanie, podwodne randki i tylko ta różnica gatunku… - Strata dla niej, gustuję w ludziach.- zachichotał, uśmiechając się przy tym elegancko. Nie kwapił się do zimowych kąpiel, co nie zmienia faktu, że któregoś wiosennego bądź letniego dnia zaplanuje sobie wepchnięcie Asha prosto w objęcia kałamarnicy. Biedny Gryfon nie był tego świadomy, ale zagwarantował sobie ziszczenie pięknego planu jak tylko pozwoli na to pogoda. Wywrócił oczyma kiedy Ash tu zaniemówił na te nowe wieści. - Czy ja mam cycki, że wyglądam ci na półwilę?- zapytał może nieco ostrzej, ale jednak wciąż jego ślepia były rozbawione. Ot, czepiał się nazewnictwa bo uważał je za krzywdzące. Męscy potomkowie zdarzali się rzadziej i cóż, Hogwart musiał znieść obecność takiego ewenementu. - Masz dziwne wyobrażenia, koleś.- uniósł brwi, zaskoczony takimi przypuszczeniami. Po chwili namysłu uznał, że nie ma powodu żeby się teraz obrażać więc wzruszył ramionami i patrzył na niepocieszonego pochwyceniem topka. Ten to miał z nimi ciekawe życie! Ciekawe czy Swann uwierzy, że mały topek doprowadził dwóch rosłych facetów do energicznego sturliwania się z pagórków. - Spoko, spoko, nie wnikam, nie znam się.- machnął ręką bo skoro topek ma dostać lek to tak będzie, nie miał ambicji doszukiwać się powodów czy nie ufać cudzej diagnozie. Przejął od chłopaka fiolkę, a na jego ustach cały czas trzymał się rozbawiony uśmiech. - Wiesz, mam dziewczynę i raczej nie będzie pocieszona, że ktoś ogląda smoka przed nią. - wybuchnął śmiechem, bo ich rozmowa była już ładnie zabarwiona, a im dalej tym na więcej sobie pozwalali. Nie potrafił ukryć, że schlebiały mu teksty Asha, choć niektóre momenty wywoływało popieprzone parsknięcie śmiechem. Pochwycił zębami korek od fiolki i wyciągnął go, a potem nachylił się nie tylko bliżej topka, ale i pana Asha, powoli i ostrożnie skraplając ciecz na dolnej części szczęki topka. Przegonił rękę Gryfona, aby ten pozwolił stworzeniu zamknąć buzię i przełknąć. Czynność musiała być powtórzona jakieś siedem razy, aby zawartość fiołki została połknięta. Przez ten czas czuł się niemal bezczelnie obserwowany i oceniany, ale to też mu nie przeszkadzało i musiał tłumić cisnący się na usta uśmiech. - Nie martwię się, bo nikt nie próbował mnie zaliczyć ani nawet poderwać.- odparł luźno, jakby mówił o pogodzie. Choć ton głosu miał swobodny to jednak gdzieś tam to opóźnianie kontaktu wzrokowego mogło zdradzać, że tak luźno w tej kwestii jednak nie jest. Zerkał na topka, tak kontrolnie czy po tej wypitej cieczy wszystko będzie dobrze. - Poza tym, jeśli chcę się podobać w ten "magiczny" sposób to muszę to w sobie eee… wywołać. - wyprostował się i bawił się teraz fiolką, czekając aż zaklęcie zniknie z topka. Dopiero teraz zerknął na Asha z zaciekawieniem. - Wtedy jest dopiero niezła jazda. Kilka dziewczyn dobrowolnie dało mi się zawilować, a i jestem umówiony na kiedyś-tam z kumplem, sprawdzić czy mu wtedy odbije.- zachichotał złowieszczo jakby nie mógł doczekać się wilowania Huntera i mieszania mu w głowie.
Nie przeszkadzała mu widoczna irytacja Eskila, a już na pewno nie wtedy, gdy w jego oczach wciąż dostrzegał rozbawione błyski. Lubił czuć, że wywołuje w ludziach emocje i takie mieszanki zazwyczaj cieszyły go najbardziej, bo i potrafiły pokazać, że uczucia to nie kropka na spektrum, a cały diagram, jeśli nie lepiej - kalejdoskop odczuć. - Czyli tylko jeden smok jest dostępny, rozumiem, spooooko - mruknął nieco ciszej, nawet nie próbując udawać, że nie jest z tego powodu niezadowolony, jednak wiedział też, że szkolne miłości mają to do siebie, że trwają krótko, więc i Eskilowa dziewczyna w końcu zniknie, a on może wtedy zacząć szukać zabawy, choćby i na samo pocieszenie. - O nie, nie. Nie wolno Ci tak mówić - zaprotestował, śmiejąc się już od samego stwierdzenia chłopaka, w które zwyczajnie nie mógł uwierzyć, co przecież nie przeszkadzało mu w wykorzystaniu tej sytuacji na swoją korzyść, więc ledwo zmrużył zaczepnie oczy, a już pochylał się do niego bliżej, wypuszczając Romana bokiem na wolność. - Nie znamy się jeszcze za dobrze, ale nie nazywaj mnie nikim - dodał, szturchając go zaczepnie, odruchowo już podpierając się dłonią o ziemię, by wstać, a jednak w ostatniej chwili przypomniał sobie, że wciąż musi czekać aż Topek odwdzięczy mu się za opiekę kawałem, więc dla własnego bezpieczeństwa rozsiadł się wygodniej na zimnej ziemi. - Okej, czyli... To nie działa jakoś cały czas? W sensie jak myślę, że masz zajebisty... Że jak coś sobie myślę, to to są tylko moje myśli? Żadnej magii? - zapytał, uciekając wzrokiem do dużo szybciej już drepczącego gdzieś obok Romana. - A Twoja dziewczyna? Nie ma nic przeciwko temu, że czarujesz innych? - podpytał ciekawsko, nieszczególnie wiedząc na jak wiele Eskil pozwala swoim ofiarom i na ile magia traktowana jest w tej kulturze jako usprawiedliwienie dla zdrady. - Próbowałeś kiedyś zawilować jakiegoś nauczyciela? - podsunął pomysł, odchylając głowę w tył, by ułatwić Romanowi plecenie warkoczyków z jego włosów, tylko trochę martwiąc się o to, czy ten przypadkiem nie napsoci tam czegoś, o co później jego prywatny fryzjer będzie zły.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie miał pojęcia w którym momencie zeszli na tego typu rozmowę. Ten dialog był jak dotąd najdziwniejszą wymianą zdań w jego życiu. Nie czuł się jednak niekomfortowo, a całkiem swobodnie jakby to było dlań chlebem powszednim. Gdzieś tam w jego głowie paliła się maleńka czerwona lampeczka, ale nie zwracał na to uwagi. Siniak bolał, Roman musiał dostać lekarstwo, a Ashley właśnie złożył mu obietnicę "podrywania w przyszłości", co było jeszcze dziwniejsze od samego imienia dla topka. - To groźba czy obietnica? - odparł poprzez zapytanie, a jego gęba szczerzyła się, co wyraźnie sugerowało, że traktuje to raczej niepoważnie. Halo, może i był półwilem, ale naprawdę nie spotkał się jeszcze z jawnym podrywaniem. Nie uwierzy w to tak po prostu. Póki co nie zapowiadało się, aby kiedykolwiek miał się przekonać co do słuszności jego słów. Miał dziewczynę, było dobrze, a jedynie czasami odwalała mu szajba, ale to taka już jego natura. - Myślisz, że jestem zajebisty? Mów dalej! - śmiał się, a niebieskie ślepia chłopaka błyszczały z zaintrygowaniem. Uwielbiał komplementy, zwłaszcza rzucane w sposób Ashleya. Poza tym, nie oszukujmy się, kto nie lubił słów uznania na własny temat? - Ash, ja "nie czaruję innych" ot tak, bo wywaliliby mnie ze szkoły. Wiluję tych, co chcą to poczuć. Mogę wilować wbrew cudzej woli, ale po co? Żeby na mnie donosili? To żałosne. Wolę poświęcać siły tego "wilowania" na kogoś bardziej wartościowego niż obcy idioci. - dodał z pozytywną nutą w głosie, zapominając na chwilę o Romanie, który to zajął się fryzjerstwem. Oparł ręce za sobą, o trawę i nogi wywalił przed siebie, tuż obok Gryfona. - Jakbym cię wilował to miałbyś maślane oczy i nie oderwałbyś ode mnie wzroku, a ja pewnie od ciebie. To cholernie takie no wiesz, intymne. - rozluźnił ramiona, zaczerpnął chłodnego powietrza i uśmiechał się leniwie. Odnosił wrażenie, że właśnie znalazł nowego chętnego do wilowych eksperymentów. Musi uprzedzić Robin, bo powinna przy tym być. Do tego też Doireann, aby jednak nie szukała go na ten czas bo lepiej aby nie widziała co się potrafi odwalać kiedy taki Clearwater przyłoży się do wilowania. - Zainteresowany? - zapytał ze śmiechem.