Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Mógł być z siebie naprawdę dumny. Zamiast wylegiwać się w swoim dormitorium o kilka godzin dłużej, nie robiąc absolutnie niczego poza głaskaniem kota i gapieniem się na stronice komiksów, zmotywował się do wstania z łóżka i zawędrowania do biblioteki. Wiedział doskonale, że zbliżały się owutemy, więc chciał podjąć wszelkich starań, aby przygotować się do nich jak najlepiej, toteż sięgnął pierwszą lepszą książkę do transmutacji, zaczynając powtarzać materiał. I… tutaj kończy się ta kolorowa część, bo chłopak, choć w istocie siedział nad podręcznikiem, to myśli uciekały mu w zupełnie innym kierunku. Szczególnie, gdy doszedł do zaklęcia przemieniającego kamienne przedmioty w smoki… Zbliżała się godzina rozpoczęcia zajęć z uzdrawiania, więc szybko odłożył książki na miejsce i wyszedł na zewnątrz. Przeczuwał, że za późno zorientował się, iż wypada mu już iść, toteż nie chcąc być mocno spóźnionym, wymusił na sobie bieg. - Dzień dobry! Przepraszam za spóźnienie. – wydyszał, zwalniając tempa dopiero tuż przy zebranej grupce osób. Uczniów było już całkiem sporo, toteż z miejsca założył, że jednak przybył po czasie. Nim zdążył lepiej rozejrzeć się po rozłożonym na polanie pobojowisku smutnych manekinów, jego oczy przywitały po kolei każdą znaną mu osobą. Przeczesał włosy, próbując uspokoić oddech, uśmiechając się przy tym niesamowicie sympatycznie do @Cherry A. R. Eastwood oraz @Ezra T. Clarke. Na ten moment niewiele więcej słów był w stanie wyrwać sobie z zadyszanej piersi, ale oboje nie musieli mieć żadnych wątpliwości, iż Liam cieszy się właśnie na ich widok. A później zwrócił uwagę na stojącego nieopodal @Mefistofeles E. A. Nox, na którego wyszczerzył się jeszcze szerzej. – Hi, handsome. – powiedział trochę ciszej, próbując nie roześmiać się na wspomnienie wysłanego listem zdjęcia we fraku. Niesamowicie poprawił mu tym humor, ale teraz wolał nie zwracać na siebie uwagi wszystkich zgromadzonych na polanie osób. Puścił mu tylko oko i podszedł szybko do @Neirin Vaughn, bo to do niego miał największy interes. - Nei. – klepnął go ostrożnie w ramię w ramach radosnego, niemego „dzień dobry!” – Słuchaj! Po zajęciach musimy coś przetestować. Znasz Draconifors? Czytałem o nim właśnie w bibliotece i wpadłem na niesamowity pomysł. Możemy pograć w szach… o Merlinie… - nim zdążył roztrajkotać się na dobre, nareszcie zauważył pokrwawione manekiny. Zamrugał zaskoczony, przez jakiś czas nie mówiąc nic, aż w końcu uniósł spojrzenie na uzdrowicielkę i patrząc na nią zdecydowanie grzeczniej, niż jakby miał zwracać się do kolegów, pozwolił sobie zażartować: - To dzieje się z uczniami, którzy lekceważą zajęcia z uzdrawiania~?
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Znicz:49 +10(mgła) -10((wichura) = 49 Gracz:44 -> 61(kuferek)-> 94(kuferek)-10(morsowanie) =84 Punkty dla domu: 5(obydwa etapy) +5(znicz) = 10pkt. Tłuczki: 1
-Ogarnę. - Odpowiedział @Helen 'Hex' O. Eastwood , bo choć doceniał troskę gryfonki, zdecydowanie nie zamierzał pozwolić, żeby ktoś go składał. Ogarnął to sobie sam, choć najpierw dostał jeszcze zjebuńcię od @Antosha Avgust . -No wstaję! - Odpowiedział nauczycielowi, podnosząc się powoli do pionu i ponownie chwytając swojej miotły. A tak miło mu się leżało, gdy ból przeszywał jego całe ciało dzięki tłuczkowym pocałunkom. Cóż, lekcja trwała i faktycznie poleżeć mógł sobie później. Spojrzał na znicza, który mu przypał. Nie była to jego specjalność i nie była to żadna tajemnica. Jego wymiary po prostu nie nadawały się do szybkości i zwinności, a przy takich warunkach pogodowych, to tym bardziej szanse ślizgona malały. Podjął jednak to wyzwanie i po chwili już szybował w powietrzu, starając się wypatrzyć tę pierdoloną złotą kulkę. Próbował, bo widoczność miał mniej więcej taką jak ślepy w ciemnej piwnicy. Z gołoledzią sobie jakoś poradził, ale nadal nie potrafił zlokalizować znicza, a do tego co rusz obrywał tłuczkami. Na szczęście już nie w tak wrażliwe miejsca, ale był pewien, że jeszcze raz oberwie w bark lub klatę, to nie będzie miał czym łapać czegokolwiek. W końcu jednak znicz wleciał w jakiś powietrzny wir, dzięki czemu Max dostrzegł jego błysk. Od razu przyspieszył jak tylko się dało w tej zamieci i po chwili już trzymał piłkę w garści, choć ta przez chwilę próbowała jeszcze łopotać swoimi skrzydełkami. Niestety na darmo, bo choć ból w barku promieniował do porzygu, to Solberg nie miał zamiaru wypuścić jej na wolność.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Winnifred A. Seaver
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : włosy jasny brąz, niebieskie oczy, piegi na nosie
Znicz:10 + 60 - 10 = 60 Gracz: 74 - 10 = 64 Punkty dla domu: 10
Antosza to z pewnością seryjny morderca, musiał uciekać z Rosji i dostał posadę w Hogwarcie. Dobrze się maskuje. Jako że jest nauczycielem gier miotlarskich (genialna przykrywka dla sadysty), organizuje mordercze treningi. Czasami ktoś stoi obok, gadacie, a nagle go nie ma. Tak właśnie jest z Morgan, która gdzieś znika. Rozgląda się z nią w obawie, że dziewczyna nie wyszła z tego cało albo po prostu miał halucynacje, że z nią rozmawiał, bo Avgust rozpylił coś w powietrzu. Winni cały zmarznięty z ustami fioletowymi, a skórą trupiobladą wypatruje Davies. Oczywiście tak naprawdę Seaver kocha całym sercem profesora Antoszke, jak każdy dzieciak zdarza mu się narzekać, ale w głębi duszy treningi nauczyciela są najbardziej skuteczne, odsiewając tych nienadających się od tych nadających, ale w gruncie rzeczy każdy zasługuje na szanse, jednakże Rosjanin wygląda na takiego co szansa to dla niego stek z niedźwiedzia kontra jego żołądek — czyli bez żadnych szans na powtórkę. - Mój Merlinie, Morgan! - Zauważa ją, na szczęście z modlitwami będzie musiał się wstrzymać. Ulga spływa na jego twarz sopla z krain syberyjskich. - Wydaje mi się, że dość pochopnie okrzyknąłem tego grzańca. - Mówi do @Morgan A. Davies, szczekając zębami, zgadzając się z nią bez dwóch zdań co do wcześniejszego. Może i najgorsze mają za sobą, ale to jeszcze przecież nie koniec. Nie ma nic przeciwko, że Antoszka nie pamięta jego imienia, że posądza go o całkowite debilstwo; no bo kto nie odróżnia tłuczka od znicza? Tylko totalny idiota albo pierwszoklasista mugolskiego pochodzenia. Z tego, co mu wiadomo, nie jest tym drugim, tym pierwszym — wszystko zależało od sytuacji. - Fiodor? Zmieniłeś imię i nawet się nic nie chwalisz? - Tak sobie żartuje, chociaż nie wygląda, jakby mu było do śmiechu. - Chodź się po tę skrzynię, przebiegnijmy, bo czuje, że mi krew staje.- Zaczyna truchtać, gdyby @Fitzroy Baxter miał problem z dogonieniem go, a kiedy już tak udaje im się wrócić, słuchają Lockiego, coś o ciepłych majtach brzmi to, jak marzenie, na ten moment nie do spełnienia. Zostaje tylko wsiąść na miotłę, odlecieć trochę dalej i rzucić jakieś zaklęcie rozgrzewające, a także suszące, bo przy Antoszce mogłoby to wyjść za słabość, a przecież Winniemu zależało, żeby w oczach profesora nie być pizdą. Wskakuje na miotłę, przylepia się do niej jak do kochanki w zimną zamieć, gdzie zostaje tylko im ogrzewać się wzajemnie pod kołdrami, bo ogrzewanie wysiadło... i sunie jak torpeda. Szybki jest, ale co z tego, bo jego znicz niby wolno rozpoczyna swój lot, to potem nagle przyspiesza, jakby sam diabeł na zlecenie Avgusta maczał w tym palce. Miotła w tym mrozie słucha się Winnifreda, ale nagle pojawia się jakaś mgła, jak z horroru i gówno widać. Merlin mu świadkiem, że to cud, że znicz na trochę zwolnił w tej zamieci, bo dzięki temu może go pochwycić, ale jakim kosztem. Z dupy, a raczej zamieci wyskakują tłuczki i katują Seavera ze wszystkich stron. Dwa uniki to nic w porównaniu z czterema trafnymi ciosami; siniak na prawej łydce, lewym udzie, prawym ramieniu, a na koniec cios w plecy. Szczęśliwy jednak ma znicza, a kiedy z nim ląduje to uczucie, jak wygranie milion galeonów! Coś mu się wydaje, że po jednym grzańcu może im nie wystarczyć.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Znicz:7+ 10x1 = 17 Gracz:76 - 10 - 100 = -34 :D Punkty dla domu: 5
Oczywiście, że nikt nie wyciągnął go z zaspy i musiał to zrobić sam nauczyciel, nie powstrzymując się przy tym od głupiego komentarza. Lico chłopca oblał szkarłatny rumieniec wywołany wstydem i zażenowaniem - może lepiej byłoby zostać pod śniegiem już na zawsze. Irytacja Puchona jedynie narastała przez dalszą część rozgrzewki, więc kiedy wreszcie wygramolił się ze strumienia – przemoczony i zmarznięty – jedyną rzeczą, która powstrzymywała go od jakiegoś ciętego komentarza były szczękająco głośno zęby. Całe szczęście już chwilę później pozwolono im w r e s z c i e dosiąść mioteł i wzbić się w powietrze, a tym samym oddalić się od nieprzyjemnego nauczyciela. Terry radził sobie całkiem nieźle – może treningi, na które uczęszczał cały semestr wreszcie dały efekty, a może chłopak potrzebował wyładować złość, w każdym razie ani mgła ani gołoledź nie zdołały zwalić go z miotły. Kiedy jednak wpadł na pełnej prędkości w zamieć śnieżną, stracił panowanie i runął w dół, prosto w...a jakże…zaspę śnieżną. Tym razem udało mu się wygramolić samemu, ale ścigany przez niego znicz zdążył już umknąć gdzieś w las.
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
Znicz: 37+ 60 + 15 = 112 Gracz:100+ 10 za kąpiel = 110 Punkty dla domu: 5 kostki
Kompletnie ignoruję fakt, że zarówno @Ruby Maguire jak i @Royce Baxter wywracają oczami kiedy ja tutaj próbuję się podlizać Antoszy. Niech gapią się na siebie ile chcą, ja mam pełne prawo lubić i czuć szacunek chociaż do jednego nauczyciela tutaj! Dlatego udaję też że nie słyszę słów Rubsona i zabieram się do biegu. Pierwszy etap idzie mi całkiem nieźle. A przynajmniej znacznie lepiej niż biednej Ruby. Wyciągamy się przynajmniej wzajemnie z zasp, więc nikt nie został na wieki na trasie. Najfajniejsze w tej wycieczce był fakt, że Rojs wywalił się pięć razy. Nie mogłem powstrzymać śmiechu z tego największego frajera na świecie. W końcu umęczeni, ale już wysuszeni zaklęciem mojego brata kierujemy się z powrotem do Antka. Słucham go jak urzeczony i na początku nie mam pojęcia kim jest Fiodor i dopiero po chwili orientuję się, że to o mnie. Od razu prostuję się jak struna i kiwam skwapliwie głową. Antosza mógłby nawet mnie nazywać durnym bolcem, a i tak byłbym szczęśliwy, że w ogóle zwraca na mnie uwagę. - Hm? - zerkam na @Winnifred A. Seaver, który naśmiewa się z tego, że Avgust powiedział źle moje imię. Ale on został zwyzwyany od głupków, którzy nie ogarniają piłek, więc nie powinno być mu tak do śmiechu. - A to nic. Ważne, że zwraca na mnie uwagę i uważa że jestem w miarę ogarnięty - I chyba ma rację, bo patrzę z niedowierzaniem na Winniego, który zaczyna biec po tym zabójczym treningu, zapominając że nie jest jakimś prostym mugolem. - Silverto - rzucam zaklęciem w stronę chłopaka, który już biegnie, żeby wysuszyć mu te ciuszki, ale wyjebał tak szybko do przodu że nie trafiam, więc macham na to ręką. Sam też biegnę za nim, ale wolniej żeby nie tracić jeszcze więcej energii. Nie jestem fanem szukania znicza, więc krzywię się do Ruby kiedy dostajemy zadanie. Żaden ze mnie szukający, ale za to doskonały miotlarz, więc wzdycham, stwierdzam że jakoś to będzie i na pewno uda mi się zaimponować Antkowi. Latam szybko jak S Z A L O N Y nikt praktycznie nie dorównuje mojej prędkości, ale niestety, mój znicz schował się gdzieś w największej mgle, wśród gałęzi i kompletnie nic tu nie widać. Ogólnie tak zapieprzam, że tylko jeden tłuczek mnie ledwo muska, ale kompletny frajer z tego znicza mojego. Bo kiedy w końcu wychodzi z tej mgły gęstej jak mleko zaczyna bardzo szybko zapierniczać. Nie wiem co w niego wstąpiło, ale jestem już rozsierdzony, bo jestem przecież tak blisko, ale szkolna miotła nawet nie mogła już chyba rozwinąć większej prędkości. I tyle, słyszę gwizdek oznaczający koniec lekcji, ja mam zaledwie centymetry do znicza, muskam go palcami i daję sobie jeszcze kilka chwil, mimo końca zajęć, by złapać to cholerstwo. Ale teraz to już po ptakach, bo to koniec lekcji. Ależ żenada. Wracam do nauczyciela bardzo przygnębiony, stoję gdzieś z tyłu, bo już wcale nie jestem wyrywny. Rzucam też z furią na ziemię szkolna miotłę.
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Estelle Welland
Rok Nauki : VI
Wiek : 17
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 160
C. szczególne : za wszelką cenę unika kontaktu wzrokowego (!); bardzo delikatne piegi, łagodne rysy twarzy
Już nawet ta pochwała nie zachęcała ją do dalszej pracy. Było jej zimno, trzęsła się jak jakaś owsika, do tego miała wrażenie, że już ją jakieś choróbsko bierze, ale przecież mogła się mylić. Mogło być to tylko efektem zirytowania całą tą sytuacją. Bo mogłaby więcej, jakby tylko się starała. A nie starała się? No cholera jasna, oczywiście, że się starała, a co z tego miała? Zimno. Trzęsące się dłonie i gęsią skórkę. Nie pomagało to, że teraz mieli wskoczyć na miotły, a znicz momentalnie zniknął jej z pola widzenia. A niby zaczęło się dobrze. Operowanie miotłą nie było takie trudne w gołoledzi, ale potem znicz na dobre zniknął jej z oczu w tej mgle. Trudno; nie miała zamiaru się tak łatwo poddać, nawet jeżeli miały ją wiatry zmieść z miotły. Chciała dobić przynajmniej do końca tych zajęć, czy złapałaby ten znicz, czy też nie. Starczył jej chyba fakt, że z całego tego poirytowania wymijała każdy kolejny tłucze, lecący w jej stronie. Starczyło jej to, że przynajmniej wiatr był po jej stronie, zdmuchując ją w odpowiednim kierunku. I nawet jeżeli nie złapała znicza, dobiła do mety. Zmęczona. Zmarźnięta. I trochę zła. Miała już tylko ochotę na kubek ciepłej herbaty; ciepłego czegokolwiek. Ale wewnętrznie była naprawdę zadowolona.
Jestem wielce zdziwiony, gdy dostaję śnieżką od Aoife. - Hej, przecież nie zrobiłem tego specjalnie! - mówię tylko do niej lekko oburzony, bo nie zamierzałem dyskutować więcej z rozjuszoną nastolatką, kiedy mam jeszcze tyle do przejścia. Karma wraca do Ślizgonki bardzo szybko, bo Antosza, najwspanialszy nauczyciel na świecie, zauważa jej chamskie i niesportowe zachowanie. Mam coraz większy ubaw z festiwalu opierdalania każdego po kolei, a apogeum tej doskiej zabawy jest nazwanie mojego bliźniaka F i o d o r. Zapiałbym, ale u Antka nie ma co pajacować; obiecuję sobie za to, że Fitz od dzisiaj zawsze będzie dla mnie Fiodorem. Kiedy jednak słyszę, że nauczyciel posyła @Aoife Dear-Aasveig na karne zaspy, robi mi się jej szkoda. Jako kapitan czuję się zobowiązany walczyć o członków mojej drużyny i chociaż dziewczyna faktycznie zachowała się nieszczególnie miło, znam temperament osób, z którymi trenuję na co dzień. Wszyscy jesteśmy narwanymi gamoniami. Gdy Lockie kończy, podchodzę do nauczyciela, kiwając uprzednio do Ślizgonki, żeby podeszła do niego ze mną. Liczę, że uda mi się cokolwiek zdziałać w jej sprawie, nawet jeśli mam świadomość, że zapewne będę zaraz zapierdalał po całym torze razem z nią. - Uśmiechnij się, przeproś i nie mów nic co sprawi, że kolejny tydzień będziesz chodziła na rehabilitację - mówię cicho do Aoife, po czym zwracam się do Antoszy: - Panie profesorze, to moja wina, bo na nią wpadłem. Może dałoby radę odpokutować w inny sposób, nie chcę, żeby straciła dużą część lekcji - mówię rzeczowo, za główny argument podając jedną z najważniejszych rzeczy w życiu moim i Antka - solidny trening. - Między nami jest okej, a Aoife bardzo by chciała poćwiczyć łapanie znicza i unikanie tłuczków, P R A W D A? - szturcham ją lekko w ramię, że to jest idealny moment na piękne przeprosiny. Jakkolwiek nie toczy się akcja, wsiadam w końcu na miotłę, ale jestem kompletnie wybity z rytmu. Wiem, że w trakcie meczu nikogo nie będzie obchodziło czy mam się dobrze czy źle i jakie są warunki - moim zadaniem jest złapanie znicza za wszelką cenę. Śnieżyca jest okrutnym żartem i maksymalnie utrudnia dojrzenie w powietrzu złotej piłeczki. W końcu, po wielu trudach i znojach, przymusowym ponownym starcie przez gołoledź, mgłę i wichurę, a także dwóch tłuczkach (trafiających mnie w żebra i biodro), dostrzegam znicz i... Chuj. Jest już za późno, więc ląduję zrezygnowany na trawie i staję gdzieś obok brata, równie zmarnowanego i zrezygnowanego. Tyle, że to nie jest jego docelowa pozycja, a i tak był bliżej niż ja. Przełykam gorzkie uczucie porażki i z tego wszystkiego zapominam, że Fitz to od dzisiaj Fiodor Baxter.
______________________
inspired by the fear of being average
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Znicz:3+ 25 (mgła z cechą) = 28 Gracz:47 -5 (dorzut wichura) +10 (morsowanie) = 52 Punkty dla domu: 5+5!
Jak zwykle trudno było ocenić do czego ta mordercza rozgrzewka miała ich przygotować. Antoszka lubił, żeby było ciężko dla samej zasady, a później okazywało się, że dalsza część treningu po tak sporym przeczołganiu się przez przeszkody była niemalże banalna. Sztuką było po prostu do niej przeżyć i nie odpaść. Tak też tym razem Huang nie wydawało się, aby latanie na mrozie za zniczem było jakoś super skomplikowane. Owszem, widoczność była zdecydowanie gorsza, ale poza tym raczej niewiele się zmieniało. Przynajmniej jej zdaniem i zamierzała udowodnić, że faktycznie nie było to dla niej jakieś wielkie wyzwanie. Dziarsko wskoczyła na jedną ze szkolnych mioteł, aby wzbić sięw powietrze. Gołoledź? Jaka gołoledź. Nic takiego nie widziała. Może dlatego, że mgła przysłaniała jej wzrok. Jednak nie na tyle, aby uniemożliwić jej dostrzeżenie tego małego złotego punkciku, który żwawo przebierał skrzydełkami. Największą przeszkodą były rzecz jasna tłuczki. Tłuczki, które pojawiały się właściwie z nikąd i uderały ją kolejno to w udo, to w stopę, żebra czy bark. Właśnie prez te cholery i silniejszy wiatr nieco zniosło ją z kursu. Musiała zatem niecp przyspieszyć i dopiero wtedy finalnie dosięgnęła znicza, który znalzł się pomiędzy jej zaciśniętymi palcami. Zdecydowanie była obolała, ale przynajmniej zadowolona.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Posłani po kufer z piłkami Gryfoni wyglądali na jednych z niewielu wśród Czerwonych, którzy jeszcze jakoś trzymali się po morderczej trasie toru Avgusta i nadawali się do wykonywania jakichkolwiek dodatkowych zadań. Davies trzęsła się, dzwoniła zębami, ukrytymi w kieszeniach płaszcza dłońmi kompulsywnie pocierała sobie uda, próbując już na ten moment rozgrzać się w jakikolwiek sposób. Przez chwilę brała pod uwagę nawet to, żeby zrezygnować w obecnym stanie z latania i nie ryzykować wykończeniem się z zimna. Krytyczne uwagi Antoshy kompletnie zignorowała, bardziej walcząc obecnie z własnymi ambicjami, niż potrzebując dodatkowej motywacji z zewnątrz. Choć może częściowo i to zadziałało? Łapanie znicza przy tak intensywnym śniegu stanowiło dla niej mniejszy problem, niż samo wgramolenie się na miotłę, ale ubrane z niewielkimi komplikacjami świąteczne sportowe rękawice z całą pewnością miały pomóc jej w nadchodzących trudach i walce z żywiołem. I samą sobą. Gdy straciła grunt spod nóg, a w płucach poczuła nieco inny świst powietrza, nagle wszystko się zmieniło. Serce zabiło mocniej na myśl o walce ze złem i występkiem z mglistą aurą, oczy lśniły podziwem wobec gigantycznych płatków śniegu, a ciało rwało się do walki z wichurą. Choć tyle co ledwo udało jej się ukończyć pierwszą część zajęć w jednym kawałku, nagle znów śmigała bez śladu dotychczasowych bolączek i udręki. Wraz z Błyskawicą korzystały z dmącego wiatru, pochłaniając kolejne przestrzenie, wykonując popisowo poprowadzony ślizg pomiędzy innymi miotlarzami i tłuczkami, jednocześnie sprawiając przy tym wrażenie, że udawało jej się unikać nawet mnogo opadających śnieżynek. Dopiero oberwanie tłuczkiem dość mocno zaburzyło ten obraz, ale doganiając znicz i musząc wybrać pomiędzy złapaniem go jak najszybciej, a uniknięciem wszystkich tłuczkośnieżek za wszelką cenę, zdecydowanie była na to gotowa. Skrzydlatej piłeczce nie pomogło zupełnie nic, ale gdy już Davies, wciąż jeszcze mimo wszystko dość skostniale, wylądowała na polanie, pochwycony znicz zdawał się całkiem radośnie trzepotać za jej uchem. Udało się.
Finalne kostki:19, 97 / 6, 4, 6 / 5 Znicz: 19 + 20 → 39 Gracz: 97 + 10 + 15 - 10 + 15 → 127 Tłuczki: 1 trafienie Modyfikatorrry: -10 za pierwszy etap, +15 za rolę szukającej Punkty dla domu: 5 + 5 + 10 → 20!
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
- To nie jest bazar, żeby targować się. - uciął krótko próby ratowania sytuacji przez @Royce Baxter, machnięciem ręki przeganiając go z pola widzenia, bo nie był niestety człowiekiem zbyt łaskawym i nie miał ochoty na głupie gadanie które do niczego nie prowadziło. Przegonił uczniów po niebie w pościgu za zniczami, a gdy nastał koniec zajęć, z grubsza powytykał im wszystkie błędy i dosyć szybko kazał zmiatać do szatni, nie chwaląc już tym razem nikogo, bo nie chciało mu się już strzępić języka. Komu poszło dobrze, ten sam o tym wiedział. A teraz to nawet jemu było już zimno i miał ochotę napić się w spokoju kawki w swoim gabinecie.
Zwierzę:jackalope Łapanie: 4 Modyfikatory: nie Sukces
Trochę żałowała, że złapała wozaki. Z jednej strony dwie pieczenie na jednym ogniu, z drugiej kłóciły się ze sobą okropnie w tej klatce, a do tego obrzucały obelgami ją, Ceda, a nawet szpiczaka. Tego ostatniego było jej najbardziej szkoda, był taki biedny. — Najchętniej to bym go zostawiła w spokoju — powiedziała, wskazując ruchem brody na małą klatkę, w której siedział magiczny jeżyk. — Ale pewnie Rosa zabierze go trochę dalej i będzie mu lepiej. Nie miała podstaw, by nie ufać profesorowi, wręcz przeciwnie, widać było, że ma dobrą rękę do zwierząt i była przekonana, że na niczym nie zależy mu bardziej niż na ich dobrostanie. Nie musieli iść daleko, gdy nadarzyła się kolejna okazja, do złapania stworzonka. W wysokiej trawie polany mignęły jej zajęcze uszka i różki, których nie dało się z niczym pomylić. Jacalope! I to chyba więcej niż jedna sztuka! Mieli sporo szczęścia. Przyłożyła palec do ust, odstawiła klatkę z wozakami na ziemię, dała mu znak, żeby został w tyle i przygięta w stronę ziemi podeszła bliżej, starając się ich nie spłoszyć. Wyczekała odpowiedni, jak jej się zdawało, moment i skoczyła na niego jak lwica na kolację. Zwierzątko uskoczyło, próbowało uciec, ale ona nie dawała za wygraną i popędziła za nim prosto w wysoką trawę. Złapała go w tym samym momencie, w którym prawie potknęła się o własne nogi. Wystraszyła się i to nawet nie o siebie, a o zwierzątko, które mogło mocno ucierpieć, gdyby zwaliła się na nie ciężarem swojego ciała.
Zwierzę:jackalope Łapanie: 6 Modyfikatory: nie Sukces
Fakt, że Holly złapała na pierwszym etapie ich poszukiwań wozaki faktycznie był dość dużym niefartem. Było ich słychać już z drugiego końca korytarza, kiedy Ced postanowił na chwilę wrócić się z Holly do zamku po prowiant dla zwierząt. Ostatecznie jednak na chwilę się rozdzielili, bo echo wyklinających wozaków odbijało się od szkolnych murów i rzutowało migreną. Jego szpiczak wydawał się zresztą dużo bardziej zrelaksowany kiedy nie miał wozaków obok siebie. Wracając do Holly, musiał się więc zgodzić z jej spostrzeżeniem, że szpiczak tutaj zupełnie nie pasował. Savage przytulił go do boku zerkając na niego z góry. — Sam nie wiem – zastanowił się – myślisz, że profesor Rosa trzyma w domu jakieś groźne zwierzęta? Ced zdążył się już przywiązać do szpiczaka, kiedy chronił go przed wozakami, ale zrzucił to na szalę adrenaliny, był pewien, że jak tylko pozbędą się kontenerów, ten sentyment opadnie i wróci do swojej zwykłej codzienności, w której jedyny powab na jaki jest podatny to powab Holly. Obserwował ją, jak skrada się do małych puchatych kulek, których nazwę pewnie by mu przytoczyła, gdyby pozwoliła mu spytać, ale uciszyła go skutecznie. Pilnował wozaków i szpiczaka, kiedy ona się oddaliła i z ciekawością śledził jej działania. — Kocham Cię, Holly Wood — szepnął rozbawiony, kiedy naskoczyła na jednego z taką pasją i zaciętością, że udało jej się go schować do kontenerka. Nie mogła tego usłyszeć i nie miała. Jego metody znacznie różniły się od jej. Odszedł daleki kawałek od Holly i widząc jeszcze niedobitka, którego ona nie złapała, wyciągnął z torby marchewkę, układając ją tak naturalnie, jak naturalnie mogła wyglądać marchewka w krzakach. Następnie cofnął się na kilka kroków czekając aż jackalope się na nią skusi, ale naturalne środowisko marchewki wydało mu się chyba jednak nie aż tak naturalne, bo nie dał się na nią złapać. Dopiero kiedy Ced chwycił ją w dłoń i zbliżył się z nią powoli do zwierzątka, to początkowo podejrzliwie obwąchało warzywo, a następnie samo przyszło po kolację, przez co Ced mógł złapać uchatka nieinwazyjnie i wraz z marchewką przenieść go do kontenerka. — Podwójna randka? – podniósł kontenerek z jackalope na wysokość oczu, kiedy wrócił do Holly. Noszenie kontenerków było coraz większym wyzwaniem, kiedy dwa z nich były już zapelnione, a ich poszukiwania jeszcze się nie skończyły.
Zwierzę:jackelope Łapanie:2 Modyfikatory: nie Sukces / Porażka
Czy Ania miała już dość tego łapania? Trochę tak. Dzięki uprzejmości Tima nie musiała ganiać z zapełnionymi klatkami do nauczyciela, ale z drugiej strony pod jego nieobecność nie udało jej się złapać dosłownie nic. I pomyśleć, że na początku lekcji to on uważał się za laika i chwalił jej doświadczenie! Tymczasem panna Brandon zachodząc na miejsce piknikowe znów trafiła na rogatego zająca, którego nie udało jej się schwytać. Które to już zwierzę z kolei robiło ją w balona? Strach pomyśleć, całkiem już straciła rachubę. I znów problemem okazały się buty, które dobrała. Nie zamierzała jednak na nie narzekać, po tym jak uratowały ją przed pokąsaniem przez szczuroszczeta. Zgarnęła siatkę i zawróciła, kierując się już w drogę powrotną.
Spotykacie się w Kamiennym Kręgu, gdzie czeka już gromadka gapiów stojąca w bezpiecznej odległości oraz kilkoro nauczycieli, których zadaniem jest sędziowanie i zapewnianie opieki uczestnikom rozgrywek. W jednej z trzęsących się lekko skrzyń przypięte są zapasowe tłuczki, gotowe, by wkroczyć do gry, kiedy poprzednik rozpryśnie farbą na któregoś nieszczęśnika. Sprzęt szkolny jest gotowy do wypożyczenia, ale nie są to Błyskawice z wyposażenia szkolnych drużyn. Zmiatacze i Komety, które udostępniono, wyraźnie swoje już przeszły i nie będzie ich szkoda, jeśli zarobią kolejne plamy czy uszkodzenia. Tak samo kaski i ochraniacze, choć niewątpliwie wszystko spełnia założone funkcje.
<zg>Trafienia:</zg> <smierc>★ ★ ★ </smierc> (każda gwiazdka oznacza jedno trafienie, przy trzecim postać odpada z gry) <zgss>Cel ataku:</zgss> oznacz atakowaną osobę <zgss>Atak:</zgss> [url=LINK]suma oczek 2k6[/url] <zgss>Obrona:</zgss> [url=LINK]suma oczek 2k6[/url] <zgss>Punkty kuferkowe:</zgss> wpisz punkty z GM (w nawiasie uwzględnij bonusy punktowe) <zgss>Przerzuty:</zgss> X/Y (w pierwszym poście rozpisz za co przysługują ci przerzuty, w pozostałych wystarczy tylko liczba pozostałych do wykorzystania przerzutów)
______________________
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Trafienia: Cel ataku:@Imogen Skylight Atak:8 Obrona: - Punkty kuferkowe: 16 Przerzuty: 2/2 (kufer i drużyna Q)
Czy to był bludger, którego się spodziewała? Nie. Spodziewała się krwi, płaczu i połamanych kości, a zamiast tego dostała wersję bezpieczną i kolorową. Czy się na to złościła? Też nie. Mogła z całej siły naparzać w tłuczek i nikt nie mógł mieć do niej pretensji, jeśli i tak komuś przez to stanie się krzywda. A takie ryzyko wciąż istniało. Wylądowała w parze z Ike, co wywołało u niej pełne sceptycyzmu uniesienie brwi. Pamiętała o tym, jak fatalnie szło mu na treningu. Wolniej to mógł się tylko cofać. No ale skoro też był ścigającym ślizgonów, tak jak ona, to taki trening koordynacji i współpracy był wskazany. Kiedy piłka wystrzeliła w górę, wyćwiczona łapaniem kafla na początku meczu Ifka ruszyła w zawrotnym tempie na swojej Komecie i zamachnęła się pałką, posyłając tłuczek w Imogen. Miała nadzieję, że rozpocznie tę walkę sukcesem i że pierwsze rozplaśnięcie farby będzie miało miejsce po stronie przeciwniczek.
Trafienia:★ Cel ataku: - Atak: - Obrona:9 - obrona nieudana Punkty kuferkowe: 6 Przerzuty: 2/2 (bycie w drużynie, gibki jak lunaballa)
Kiedy usłyszała o tych zawodach, postanowiła wziąć w nich udział. Nigdy jednak nie podejrzewała, że będzie walczyć przeciwko własnemu bratu i jakieś dziewczynie, która została dopasowana do niego do drużyny. Niemniej, kiedy dotarła na miejsce, przywitała się kulturalnie ze wszystkimi obecnymi osobami, wsiadła na szkolną miotłę (która była zaskakująco wygodna) i ruszyli. Imogen została zaatakowana przez Ślizgonkę z przeciwnej drużyny niemalże od razu. Gryfonka bardzo starała się przed tym atakiem obronić, niestety nie poszło jej to najlepiej. Tłuczek trafił ją i dziewczyna została przyozdobiona kolorową farbą, która rozbryzła się na jej ciele wszędzie, gdzie się dało. Zaklęła siarczyście, nie złapała tłuczka, ale widziała, że jej koleżanka z drużyny to zrobiła, więc miała nadzieję, że wyprowadzi skuteczny atak, którego Imogen nie mogła wyprowadzić.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Trafienia: Cel ataku: p o d a j ę do Imogen Atak:6 Obrona: - Punkty kuferkowe: 8 Przerzuty: 2/2 (bycie w drużynie, cecha gibki jak lunballa)
Val cieszyła się z powodu faktu, że bludger był… cenzurowany. Lubiła sporty miotlarskie, ale jak na jej gust były one bardzo brutalne. Pochodziła przecież z niemagicznego świata, ale zostawiła go za sobą gdy była zbyt mała, by w pełni docenić fakt, że takie rugby, boks czy zapasy również nie należą do najdelikatniejszych dyscyplin. Wsiadła na miotłę i złapała pałkę w dłoń. Rozpoznawała jednego z przeciwników z żądlibusowej imprezy, ale za bardzo nie wiedziała jak się nazywa – w końcu się spóźniła. Druga osoba, jakaś laska, szybko trafiła jej koleżankę z drużyny. Val podleciała zwinne, przejęła piłkę i podała ją Imogen. - Hejka, skąd to zwątpienie?! Głowa do góry! – krzyknęła radośnie Valeria, chcąc dodać jej otuchy. Miejmy nadzieję, że atak Gryfonki się uda, bo w przeciwnym razie będą miały dużą stratę.
Trafienia:★ Cel ataku:@Aoife Dear-Aasveig Atak:3 + 3, bo podanie od Val = 6 Obrona: - Punkty kuferkowe: 6 Przerzuty: 2/2
Imogen po swojej jakże nieudanej próbie obronienia piłki, podała ją do koleżanki z drużyny. Potrzebowała chwili, aby doprowadzić się do użyteczności i na nowo zacząć ogarniać grę. Jak się okazało, to prawdopodobnie było dobrą decyzją, ponieważ w ten sposób wyraźnie zmylili przeciwników, którzy byli przekonani, że dziewczęta od razu wyprowadzą kolejny atak. Słyszała pokrzepiające słowa Val, jednak skupiła się na tym, aby pozbyć farby z ciała, która to dostała się wszędzie. Dlatego ledwie złapała wysłaną w jej stronę piłkę i kiedy chciała od razu wyprowadzić atak, nie zauważyła tłuczka nadlatującego w jej stronę z ogromną prędkością. Na szczęście, obroniła się przed nim w ostatniej chwili. Nie wiedziała nawet, jakim cudem, może to dzięki odpowiednim umiejętnością latania na miotle? Niemniej, dzięki temu mogła wyprowadzić nowy atak na przeciwników i swój rzut skierowała w stronę ślizgonki, która to wcześniej tak bezczelnie ją zaatakowała. Postanowiła, że brata zostawi sobie na deser.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Trafienia:★ Cel ataku: Atak: Obrona:7 Punkty kuferkowe: 16 Przerzuty: 2/2
Oczywiście, że trafiła w gryfonkę. Była przecież świetną miotlarą. Może nie wybitną, jeszcze nie, ale miała o swoich umiejętnościach dość wysokie mniemanie. Z zadowoleniem patrzyła, jak farba rozbryzguje się na szacie studentki, a potem posłała zadowolone spojrzenie do Ike. Oby powtórzył jej wyczyn, bo nie zamierzała przez niego przegrać. Niestety jak można było się spodziewać, pycha została ukarana, a dziewczę przegapiło atak, który wyprowadzono w jej stronę. Fiołkowa farba, która potężnym kleksem zabarwiła jej twarz, ugodziła nie tylko ciało Dearówny, ale przede wszystkim jej dumę. Imogen mogła się cieszyć, że spojrzenie nie mogło zabijać, bo inaczej jasne oczy ślizgonki już dawno przyniosłyby jej ostateczną zgubę. Nowy tłuczek został wypuszczony i pomknął wprost pod pałę Ike, ale Ifka nie zwracała na to uwagi. Nie zamierzała uganiać się za piłką. Chciała wypatrzeć czuły punkt i w chwili gryfoniej słabości posłać jej ostateczny cios.
Trafienia: Cel ataku:@Imogen Skylight Atak:10 Obrona: n/d Punkty kuferkowe: 23 (2 przerzuty) Przerzuty: 5/5 (1 - drużyna Q, 2 - cechy, 2 - pkt kuferkowe)
Ike musiał się świetnie bawić patrząc, jak kobiety piorą się wzajemnie tłuczkami, bo początkowy start rozgrywek w bludgera był prawie niewidoczny na polu. Latał pomiędzy dziewczynami na krawędzi przygotowanego "boiska", jedynie przypatrując się grze z boku, na razie biorąc w niej bierny udział. Nie uciekła jego uwadze wściekłość Imogen, którą bardzo dobrze znał i w dzieciństwie tak często złośliwie doprowadzał ją do tego stanu. Tym razem był jednak niewinny, przynajmniej przez małą część rozgrywki, bo kiedy na boisku zrobiło się goręcej i Aoife przestała zbierać same laury, ale także załapała pierwszym tłuczkiem, Ike wkroczył do akcji. Czmychnął obok Valerie, celem pomszczenia koleżanki druzynowej. Kafel naturalnie wylądował w jego dłoniach i pomknął w kierunku pierwszej osoby, do której Ike instynktownie rzucił być może nawet ze zbyt dużą siłą biorąc pod uwagę, że grał przeciwko kobietom. Jeśli ktoś jednak mógł znieść trochę bólu, to była to Imogen. Choć wiedział, że nie obędzie się bez przekleństw i złości. — Orient, sis! Wracając do pozycji obronnej, okrążył Aoife, przybijając z nią piątkę, kiedy przelatując obok niej wymruczał w powietrze: — Pomszczona.
Trafienia:★ ★ Cel ataku: - Atak: - Obrona: 4 i 5 , 3 i 1. Wybieram gorsze, bo siła ataku 10. 1 ->5, 3-> 1 także tego :) Punkty kuferkowe: 6 Przerzuty: 0/2
Oj była bardzo zadowolona ze swojego ataku, bo oto okazało się, że Ślizgonka dostała za swoje i dziewczyna miała nadzieję, że ta na długo zapamięta spotkanie z tłuczkiem. Tymczasem do piłki dorwał się Ike… Nie ma co ukrywać, że jej brat niewątpliwe był kretynem, który powinien spłonąć w piekle. A przynajmniej tak uważała Imogen, gdy dostrzegła, że cudownie kolorowy tłuczek, z naprawdę dużą siłą, został posłany prosto w jej stronę. Imogen nie miała czasu się uchylić, ani w jakikolwiek sposób zareagować, toteż piłka trafiła prosto w jej brzuch, wydobywając z jej płuc resztki powietrza, jakie się tam znajdowały. Dziewczyna skuliła się na miotle, łzy stanęły w jej oczach i próbowała ponownie nabrać powietrza. - Ty kretynie! - zawołała do Ike, kiedy już w końcu była w stanie cokolwiek powiedzieć. Złość aż w niej kipiała.
Nie wiedział, czy zasady bludgera przewidywały przerwy, albo czas dla drużyny, więc ryzykował odwróceniem się do przeciwnika plecami, bo o ile pierwszy był do rywalizacji z siostrą, to nie do wyrządzania jej krzywdy, a reakcja Skylight wskazywała albo na to, że przechodziła dziś "te dni" w miesiącu, albo tłuczek uderzył ją z siłą znacznie mocniejszą niż się tego spodziewał. Podleciał do niej błyskawicznie, chociaż marudził w duchu na to, jak mało wyczucia i precyzji czy manewrowości miał na szkolnych miotłach, przyzwyczajony do innych standardów. Zaraz jednak, kiedy skrzyżował tęczówki z tęczówkami Imogen, jak znalazł się w odpowiednim zasięgu, szukał w ich odbiciu oznak bólu czy poszkodowania, czy cierpiała tylko jej duma, czy też ciało. — Przepraszam, Mimi. Wszystko w porządku? Ile to już razy dał się złapać jako starszy brat na tą kobiecą zagrywkę, w której ona udaje, że ją boli, a on jej wierzy i się martwi? Nie potrafił zliczyć, ale instynkt braterski i bliżniacza więź kazała mu jak zawsze zareagować w ten sam sposób. Zahamował miotłą równolegle do niej, dłonią delikatnie chwytając jej pas, żeby obrócić jej miotłę w swoim kierunku i skontrolować czy coś ją boli. — Nie krzycz na mnie, mała idiotko. Potrzebujesz plasterka na ego, czy wycieczki do pielęgniarki?
post pozarozgrywkowy, fabularny
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Trafienia: Cel ataku:@Aoife Dear-Aasveig Atak:9 Obrona: Punkty kuferkowe: (dawniej) 8, teraz 10 nie wiem co się liczy Przerzuty: 2/2
Jej koleżanka z drużyny dostała już dwa razy i to bardzo mocno. Niby to tylko piłki z farbami, ale wciąż tłuczki, a Val było jej szkoda. Z tegoż właśnie powodu, gdy odczekała odpowiednią ilość czasu, aby starszy, bardzo troskliwy braciszek Gryfonki się odsunie, wyprowadziła całkiem zwinny atak. Nie podobała jej się ta Ślizgonka, ten pyszałkowaty uśmieszek na jej twarzy i poczucie wyższości skrzące się w oczach. To logiczne, że zaatakowała ją, choć miała ku temu również inne powody. W końcu tyle lat czytała o graniu w DND, że doskonale wiedziała, czym jest „action economy”. Imogen za jedno trafienie odpadnie z gry i Val zostanie sama. Toteż szybko musiała wziąć się za wyeliminowanie żyć tej platynowej blondny tak, aby zostać sam na sam z jej kolegą z drużyny. Nie żeby miała z nim jakieś wielkie szanse, to jak poruszał się na miotle jasno wskazywało, że lata lepiej od Lloyd. Ale jej mottem nie było „poddawaj się przy pierwszej lepszej okazji”, dlatego wcale nie zamierzała.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Trafienia:★ ★ Cel ataku: - Atak: - Obrona:7 Punkty kuferkowe: 16 Przerzuty: 1/2
"Platynowa blondyna", jak ją w duchu oceniła Valerie, była dokładnie tak napuszona, na jaką wyglądała. Nie znała za to relacji łączącej Ike z Imogen, więc zupełnie zbiła ją z tropu troska, jaką się wykazał ślizgon wobec gryfonki. Niby wiedziała, że są rodzeństwem, ale jako jedynaczka mimo woli nie miała pojęcia, czemu kolega z drużyny aż tak się przejmuje siostrą. Ona sama swoją bliźniaczkę udusiła. Dosłownie. Ta myśl pojawiła się nagle i tak rozproszyła Dearöwnę, że nie zauważyła kolejnego ataku, który został wymierzony w jej stronę. Oberwała soczyście pomarańczową farbą prosto w lewe udo i aż się skrzywiła z niezadowolenia, a trochę też z bólu. W końcu to nie tak, że te tłuczki głaskały, nawet jak były mniej zjadliwe niż zwykle.
Trafienia: Cel ataku:@Imogen Skylight Atak:4, 4 Obrona: n/d Punkty kuferkowe: 23 Przerzuty: 5/5
— Będziesz żyła - ocenił po szybkich oględzinach siostry, dostrzegając, że jednak to duma musiała oberwać najmocniej, bo Imogen wyglądała na całą, nic nie krwawiło, może nabawiła się kilku siniaków, ale latając na miotłach nie dało się obyć bez stłuczeń i obić. Poklepał ją jednak w ostatnim geście troski po ramieniu, dostrzegając kątem oka ruch na boisku. Na jego szczęście przeciwniczka postanowiła teraz atakować Aoife. Valerie? Dobrze pamiętał jej imię? Podążył za nią spojrzeniem i ostatecznie szarpnął miotłą, manewrując w kierunku dziewcząt. Korzystając z tłuczka odbitego od Ao, przejął inicjatywę, tym razem wyprowadzając atak na Imogen. Wbrew wcześniejszej ocenie jej stanu, jako zadowalający, tym razem użył znacznie mniej siły. Intuicyjnie, nie myślał nad tym, po prostu wyprowadził łagodny atak łatwiejszy w obronie.
Trafienia:★ ★ ★ Cel ataku: - Atak: - Obrona: 1, 6 - obrona nieudana Punkty kuferkowe: 6 Przerzuty: 0/2
Było naprawdę źle. Cios, który zaserwował jej Ike był naprawdę bardzo silny i nic dziwnego, że dziewczyna zgięła się na swojej miotle w pół przekonana, że coś poważnego jej się stało. Kompletnie nie spodziewała się tego, że Ike postanowi sprawdzić co z nią i podleci, aby faktycznie to zrobić. Mało na niego nie rzuciła bełta, jednak dzielnie powstrzymała się przed tym odruchem. Dlatego tylko pokiwała głową na znak, że "będzie żyć", bo co innego miała powiedzieć? Już go nazwała kretynem, więc wystarczyło. Wiedziała, że nie skupi się już na grze, bo brzuch bolał ją o wiele bardziej, niż powinien. Jej brat przesadził i to bardzo mocno, toteż kiedy znów wycelował w nią piłką, nawet nie brała pod uwagę faktu, że będzie w stanie się przed tym obronić. Niby wykonała jakiś ruch, aby chociaż spróbować, ale farba i tak rozbryzgała się na jej szacie, na co Imogen nawet nie zareagowała za bardzo. Nawet nie klęła, kiedy opuszczała wyznaczony obszar do gry, w zasadzie to cieszyła się, że to się już skończyło, bo przynajmniej będzie mogła odpocząć lub chociaż sprawdzić jak wielki siniak będzie musiała teraz ukrywać za pomocą metamorfomagii.
Imogen odpada
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Trafienia: Cel ataku:@Aoife Dear-Aasveig Atak:8 Obrona: - Punkty kuferkowe: 10 Przerzuty: 1/2 (przerzuciłam 1)
Val została sama na boisku. Dobrze wiedziała, że nie wygra już tej gry, ale zdawała sobie sprawę również z jednego faktu. Powinna pomścić Imogen, przynajmniej tyle była winna tej biednej Gryfonce, która pewnie zamiast ojojania wolałaby zobaczyć, jak Ślizgoński duet traci przynajmniej jednego zawodnika. Val zacisnęła mocniej rękę na pałce i wymierzyła atak skierowany w blondynkę. Mogła tylko mieć nadzieję, że nie chybi, że tamta nie będzie w stanie umknąć tej przeklętej piłce, że farba znowu ją trafi i zmyje z twarzy ten pyszałkowaty wyraz. Mogła mieć nadzieję, bo szans na wygraną na pewno już nie miała.