Domek jest drewniany, niewielki i jednoizbowy. Mieszczą się w nim łóżka piętrowe, wspólna szafa (powiększona wewnątrz magią), drewniany stolik i dwa krzesełka (dwa dodatkowe należy sobie doczarować). Nie ma tu łazienki ani pryszniców - aby z nich skorzystać należy udać się do części północnej terenu gdzie znajduje się balialnia. Domek oświetlony jest magicznymi kulkami światła bądź świetlikami zagonionymi do lamp oliwnych.
Uwaga. Pokój jest pełen magii, a więc należy rzucić kością, aby dowiedzieć się z czym będziecie mieć "problem". Pierwszy rzut jest obowiązkowy i będzie Wam przeszkadzać przez cały czas pobytu na wakacjach. Dodatkowe efekty możecie sobie dobierać wedle uznania.
Spoiler:
1 nocni goście - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające.
2 światło - czar magicznej kuli wyczerpuje się co cztery godziny, a świetliki uciekają/gasną po trzech. Wieczorem musicie doczarowywać sobie światło.
3 gryzący dywan - lepiej wyrobić sobie nawyk stawiania wysokiego kroku po wejściu na dywan bowiem wyrobił sobie zdolność podgryzania palców u stóp, jeśli tylko jakieś znajdą się przy jego brzegu. Nie, dywanu nie da się zwinąć, jest przyklejony Trwałym Przylepcem.
4 chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
5 zaszroniona szyba - wystarczy, że domek jest pusty, a szyby pokrywa szron. Jeśli go nie usuniecie jakaś niewidzialna siła (duch?) rysuje po nim paznokciami. Najlepiej jest zadbać o temperaturę domku.
6 trzeszczenie podłogi - każdy krok wiąże się z trzeszczeniem desek podłogowych. Po siódmym kroku dźwięk robi się nieznośny i trzeba wyciszać albo regularnie rzucać "reparo" na podłogę - a ta i tak po upływie paru godzin na nowo zaczyna trzeszczeć.
Lokatorzy:
1. Maximilian Brawer 2. Finn Gard 3. Loulou Moreau 4. Cealestine Swansea
Autor
Wiadomość
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Szczęśliwie korzystała z zaklęć, aby pomóc Maxowi dostać się do domku. Może nie należała do kruchych i słabych dziewczyn, ale z pewnością nie poradziłaby sobie z doniesieniem go, gdyby nie magia. W miarę bez problemów udało jej się doprowadzić lewitującego Gryfona do domku, starając się nie przeklinać na niego na głos. Sama nie była pewna, czy z każdym krokiem uspokajała się, czy jedynie bardziej nakręcała. Była wściekła za wmanewrowanie jej w pilnowanie przy wizji. Miała wrażenie, że wymuszając na niej obietnicę, że nikomu nic nie powie, związał ją, jakby nakładając zaklęcie wieczystej przysięgi. Z całą pewnością koloryzowała, ale dla niej tak wyglądały obietnice. Wiedziała, że nie złamie jej, ale czuła już jej ciężar. Przecież musiała go jakoś w domku ulokować i jeszcze przypilnować, gdy będzie spał, żeby sobie dureń jeden nic nie zrobił. Zgrzytnęła zębami z wściekłości, mijając kolejne domki. Starała się, żeby wyglądali, jakby chłopak po prostu za dużo wypił. Swoją drogą ciekawe, czy właśnie tak będzie wyglądać po wypiciu beczki piwa… W końcu dotarli do domku. Spoglądała co jakąś chwilę na Maxa, upewniając się, że nie zemdlał, ale wyglądało na to, że zwyczajnie jest na pograniczu snu. Oby to był dobry objaw. Weszła pierwsza, nieco bokiem do domku, trzymając pod rękę Maxa, dyskretnie celując w niego różdżką. Pot perlił się na jej czole z wysiłku, jaki wkładała w utrzymanie zaklęcia całą drogę i prowadzenie go do domku. Był jej winien coś więcej niż czekoladę. Z tego wszystkiego zapomniała, że wyraźnie widać, iż oderwała z dołu koszulki pasek materiału, który został pod drzewem w postaci chustki. Innymi słowy wyglądali nieciekawie, ale liczyła, że zdążą wrócić, zanim Finn pojawi się w domku, bo na tym najwyraźniej zależało Gryfonowi. - Zut - mruknęła, dostrzegając Puchona w domku. Ciemne spojrzenie błyszczało determinacja i wyraźnym buntem, gdyby tylko chłopak zamierzał na nią teraz naskoczyć. - Jest miejsce na jego łóżku? - spytała, po czym podprowadziła Maxa do łóżka, aby korzystając z tego, że jeszcze zaklęcie działa, ułożyła go na łóżku.
O ironio, miał w planach niedługo wyjść z domku skorzystać z jeszcze paru nowoorleańskich atrakcji. Omijał gryzący dywan, ciesząc się, że nauczył się to robić podświadomie tak jak z powiedzmy fałszywym schodkiem w zamku. Nie zareagował od razu gdy otworzyły się drzwi, w końcu noclegowały tu cztery osoby z nim włącznie. Dopiero usłyszawszy głos Lou zerknął na nią przez ramię, a widząc holowanego Maxa zareagował instynktownie. Zerwał się w ich stronę w dwóch dusach, aby złapać Maxa z drugiej strony tym samym naruszając strukturę działającego zaklęcia lewitującego. - Co jest, kurwa? Co mu jest? - nie naskakiwał na nią ale żądał odpowiedzi kiedy pomógł jej zanieść go do jego łóżka (niby czemu miałoby być zajęte? Sugerowała, że ktoś miałby w nim spać?). - Czemu on się przelewa przez… - urwał dodając sobie dwa do dwóch. Było za wcześnie na srogie pijaństwo, nie dało się wyczuć odeń alkoholu poza tym Loulou była wściekła więc wniosek sam się nasuwał… - Javla skit. - zaklął pod nosem i pomógł zarzucić chłopaka na łóżko. Zacisnął od razu palce w swoich włosach wyraźnie przejęty tym co widział. - Widziałaś jak to się stało? - rzucił do niej nerwowym tonem i sprawdził temperaturę ciała Maxa poprzez przyłożenie brzegu dłoni do jego czoła. Rozpalony, niezbyt kontaktujący. Nie pasowało mu to do końca do tego, co widział. Objawy były za silne, za mocne, powinien tu dygotać, a nie przelewać się przez ręce. Różdżka poszła w ruch, nalał do kubka lodowatej wody, nasączył nią kawałek apaszki (należącej do którejś z dziewczyn) i rozłożył ją na czole chłopaka.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Dlaczego nigdy nic nie mogło udać się tak, jak to planowała? Teraz nie dość, że targała chłopaka ze sobą, zastanawiając się ilu osobom będzie musiała mówić o tym, że po prostu wypił za dużo, albo nie wiadomo jeszcze jaką bajkę, to jeszcze w domku oczywiście był Finn. Równie dobrze, mogli więc nie wychodzić z niego i mieliby wszystko z głowy. Pieprzone tajemnice, obietnice, zgrywanie nie wiadomo czego w trójkę. Skoro chłopaki znali się dostatecznie blisko, choć nie wiedziała, co ich łączy i jak bardzo, ale napięcia między nimi nie dało się nie zauważyć, to dlaczego zwyczajnie nie mogli sami tego omówić? Z każdym takim spotkaniem czuła się tylko bardziej rozdrażniona, a po dość dziwnych zdarzeniach z chatki jeszcze nie przeszła jej irytacja na Puchona. Obserwowała go, gdy podchodził do nich i śmiało mógł wyczuć nieufność bijącą z jej spojrzenia. Był znowu wzburzony, może zmartwiony, jak wtedy. Jeśli złapie za różdżkę, gotowa była reagować. Nie ufała mu tak, jak wcześniej i teraz uderzyło to w nią z całą mocą. - Czekaj, jest pod zaklę... Putain! -jęknęła, kiedy Gryfon przez naruszenie struktury zaklęcia opadł na nich całym ciężarem. - Uzyłam mobilicorpus, żeby go nie nosić... - warknęła, kiedy kładli go na łóżku, szczęśliwie nie zawalonym ubraniami, albo pamiątkami. Nie zwróciła uwagi, czy było puste, kiedy opuszczali domek, stąd teraz pytała. Nie odpowiadała jednak na pytania dotyczące jego stanu, obserwując uważnie Finna. Kiedy w końcu spytał, czy widziała, zacisnęła po prostu mocniej zęby. Pięknie. Oczywiste było, że będzie wypytywać. - Chyba nie muszę opisywać ci, co się z nim wtedy dzieje, bo raczej sam to widziałeś wcześniej. Mylę się? - odbiła w drugą stronę, przywołując do siebie zaklęciem butelkę wody, którą odkręciła i upiła łyk, obserwując ruchy drugiego chłopaka. - Musi spać - stwierdziła krótko, zaciskając mimowolnie palce na różdżce, gdy Finn ruszył swoją. Nie wydawał się na tyle przejęty stanem Gryfona, żeby zaraz ciskać zaklęciami w nią, ale nie była pewna. Przed oczami miała obraz, jak potraktował kozłaga i nie potrafiła ufać tak, jak wcześniej, ale nie bała się. Spoglądała, jak kładzie mokrą apaszkę na czole Maxa. Już to robiłam, gorączka nie zeszła. Wymiotował też, więc teraz powinien być spokój. Trzeba dać mu pić.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
- Wiem, że użyłaś zaklęcia, nie jestem ślepy. Musiałem po prostu... - głos mu ugrzązł w gardle, tak mocno trzymał Maxa pod ramię kiedy go holowali do łóżka. Nie potrafił oderwać wzroku od nieprzytomnego chłopaka; choć wiedział, że nie powinien pozwalać sobie na ten gest przy kimś to jednak na jedną chwilę przykrył jego policzek swoją dłonią, niby to sprawdzając czy pod wpływem dotyku się ocknie, a jednak po to, by upewnić się, że ten oddycha, a jego organizm jakoś się regeneruje. Nie widział nieufności w spojrzeniu Loulou bowiem nie potrafił się teraz na niej skoncentrować. Wszystko go ciągnęło do jak najszybszego udzielenia pomocy Maxowi. - Nie, nie musisz. Masz rację. Przepraszam. - zacisnął mocno powieki i gdy je otworzył to trochę bardziej nad sobą panował, a i w końcu skrzyżował z nią spojrzenie na nieco dłużej. - Dziękuję, że go tu przyprowadziłaś. Zajmę się nim... musiało go mocno trzasnąć. Dobrze, że byłaś niedaleko. Wkurzyłby się w cholerę, gdyby Perpetua go uwięziła w szpitalniku. - dziewczyna była wściekła, teraz to odebrał i nie miał pojęcia skąd te emocje. Absolutnie nie powiązywał to ze swoją osobą. Może denerwowało ją to, że co chwila coś się z jednym albo z drugim dzieje? Mieli dni spokojne, beztroskie, przyjazne, a gdy już miało się coś wydarzyć to tak mocno jak cholera. - Nie masz z nami łatwo, co? - zapytał i starał się zakryć gorycz lekkim uśmiechem na który i tak nie miał najmniejszej ochoty. - Ogarnę go. Mniej więcej wiem czego się spodziewać gdy się ocknie. - zapewnił, aby nie musiała czuć na barkach ciężaru tej odpowiedzialności. Odnosił wrażenie, że mocno nadwyrężyli jej cierpliwość i miała ich dość. Nie umiał tego zmienić ani załagodzić - nie teraz, nie kiedy Max leżał bezwładnie na łóżku.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Zgrzytnęła zębami, gdy przyznał, że widział, że ma go pod zaklęciem. Więc co musiał? Co było tak cholernie ważne, żeby naruszać jego strukturę i tym samym zrzucać go na ich ramiona? Bo się martwił? Bo tak cholernie chciał go dotknąć i się przekonać, że żyje? Oczywiście, bo przyprowadziłaby trupa, bo pozwoliłaby na to, że Max skończył jako trup. Może działał jej na nerwy, ale nie do tego stopnia. Teraz za to była dodatkowo podminowana przez zachowanie Puchona i czuła, że będzie potrzebowała wyjść gdzieś daleko, żeby się uspokoić. Wdech i wydech, spokój. Uważnym spojrzeniem mierzyła każdy ruch Finna, każdy gest, jaki wykonywał w kierunku nieprzytomnego Gryfona. Jeśli nic ich nie łączyło, to ona nie znała czarnej magii. Przyglądała mu się dalej, kiedy nagle przymknął oczy i zaczął ją przepraszać. Widząc, że zaczyna nad sobą bardziej panować, wyprostowała się, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że cały czas szykowała się do pojedynku. Schowała różdżkę do kieszeni, ale kolejne jego słowa sprawiły, że jej ciemne spojrzenie znów zabłyszczało irytacją. Gdyby to od niej zależało, akurat wolałaby, żeby uzdrowiciel na niego spojrzał, ale Max zabronił. Tego jednak nie mogła powiedzieć, choć wyglądało, że przecież Finn i tak wie, czego Gryfon oczekuje po swoich wizjach. - Nie dziękuj, bo nie masz za co. Nie miałam ochoty tłumaczyć się opiekunom - wyrzuciła z siebie oschle, decydując się na balansowanie na połowie jedynie prawdy. Kolejny raz uderzało w nią, że raczej swobodnie mogłaby rozmawiać z drugim chłopakiem o tym pierwszym, ale nie wiedząc, ile o sobie wiedzą, musieli zachowywać się jak dzieci we mgle. A może tylko ona musiała? Nagle aż ją zmroziły słowa Finna. Czy on świadomie dokładał do ognia jej irytacji, czy naprawdę nie widział tego, w jakim ona jest stanie, albo nie rozumiał? Zacisnęła zęby, nieświadomie wysuwając buntowniczo podbródek. Wolałabym pozostać zupełnie na uboczu niż być wplątana w coś, na co się nie pisałam. - Jakoś daję radę - odparła ostatecznie, podnosząc znów butelkę wody do ust, aby upić ponownie łyk. - To powodzenia - mruknęła jedynie, odwracając się w końcu od nich plecami, aby bez skrępowania zdjąć zniszczoną koszulkę i ubrać inną, po czym wyszła z domku, pozbywszy się wcześniej koszulki, odsyłając ją zaklęciem w niebyt. Niech Max sam się tłumaczy z tego, co się działo. Jej nie musiało przy tym być. Odetchnęła głębiej za drzwiami, po czym wybrała się między mugoli, aby posłuchać muzyki na żywo i sprawić tym przyjemność duchowi.
/zt
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nie był pewien dlaczego Lou jest taka wściekła. Nie potrafił odnaleźć w swoich słowach czy postawie cokolwiek co mogłoby ją aż tak mocno zirytować. Zamiast poruszyć ten temat po prostu zamilkł bowiem skoro każde wypowiedziane słowo wywoływało w niej irytację to wyjątkowo zamilknie. Max potrzebował tutaj ingerencji, czuwania, martwił się o niego i chciał móc myśleć teraz tylko o nim zamiast gnębić się analizą zachowania dziewczyny. Obiecał sobi, że pogada z nią przy najbliższej okazji gdy tylko Max się ocknie i odpocznie. Podniósł się z łóżka i zamknął szczelnie drzwi, aby absolutnie nikt nie przeszkadzał w odpoczynku Maxa. Zamierzał tu pozostać tak długo jak będzie to konieczne bowiem czuł, że żadna magia go stąd nie wywabi. Zacisnął zęby i po prostu po cichu usiadł z powrotem na brzegu łóżka, bowiem nie było opcji, by miał być dalej niż to konieczne. Spoglądał z niepokojem na bladą twarz Brewera, podkrążone oczy i sine usta. Bez większego zastanawiania się po prostu położył się wzdłuż jego ciała i przysunął swoją głowę obok jego policzka. W ten sposób minęło parę godzin ciszy, bo co innego mógł zrobić oprócz czekania i czuwania? Raz na jakiś czas schładzał czoło Maxa a gdy ten nie daj Merlinie drżał to przykrywał go najpierw cienkim kocem, a potem swoim ramieniem. Co pół godziny sprawdzał, czy jego usta odzyskują normalny koloryt, czy kark nie jest lodowaty ani zbyt gorący, czy po jego skroni nie spływa kolejna strużka potu. Czuwał nad nim, bo nie potrafiłby zasnąć gdy jemu coś dolegało i na Merlina, nie chciał wiedzieć skąd się to u niego wzięło. Nie widział go jeszcze w tak tragicznym stanie i nawet tamto nocne spotkanie na wzgórzu lampionów nie mogło z tym konkurować. Był wstrząśnięty i szaleńczo zmartwiony jednak pamiętał, aby nie okazywać tego gniewem, bo to automatycznie powodowało u Maxa jeszcze większą złość. Nie odezwał się nawet szeptem pozwalając mu odpoczywać tyle ile organizm tego potrzebował. Ba, on wyciszył pokój od wewnątrz, aby żaden dźwięk nie przedostał się do środka. Gdy zorientował się, że Max znów drży (cholera wie czemu! zimno mu? gorąco? ma złe sny?! nie miał pojęcia, nie znał się) to w akcie desperacji wsunął przedramię pod jego kark i go do siebie (nie)zwyczajnie przytulił. Odnosił wrażenie, że mogłoby to pomóc tak jak na wzgórzu gdy się stopniowo uspokajał. Serce tłukło się w jego piersi niespokojnie i naprawdę rozważał, czy aby nie poszukać kogoś kto byłby w stanie mu pomóc bez puszczania pary z ust.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Właściwie nie był zupełnie świadom tego, co dzieje się dookoła niego. Tak po prostu. Pozwolił Lou na to, by go tutaj przyprowadziła, pozwolił jej na to, by rzuciła go na łóżko i to chyba było ostatnie, co pamiętał. O ile to wszystko oczywiście nie wydarzyło się jedynie w jego głowie, bo nie miał pojęcia, czy tak to wyglądało, czy może jednak nadal leżał pod tym drzewem i przeżywał wszystko na nowo, na nowo, wciąż na nowo, nie mogąc się zupełnie powstrzymać przed zagłębianiem się w wizję, w której wszystko się mieszało. Było tam tak wiele osób, tak wiele obrazów, które się na siebie nakładały, były tam rzeczy, których za nic nie rozumiał i był tam Finn. Znalazł odpowiedź, ale nie umiał wybudzić się, by ją podać. Majaczył, sen mieszał się z przyszłością, odnosił wrażenie, że nie może zamknąć bramy, jaką otworzył, a jednocześnie nie był tego świadom, bo zapadał się w to coraz mocniej. Może miał gorączkę? Trudno powiedzieć, w każdym razie cały czas drżał, naprężał mięśnie, próbował odpocząć, a jednocześnie wyrwać się z tego, w czym tkwił. Nie umiał sobie z tym poradzić, ale przecież nawet nie miał komu powiedzieć, że coś się z nim dzieje. Nie wiedział, jakby miał to zrobić, jak miałby to wykrzyczeć, skoro obecnie pozostawał niemy i dokładnie tak to odczuwał. Nie był świadom tego, że Finn jest obok, że wcale nie jest w tej ciemności taki sam. Ciągłe oglądanie tego samego, nie prowadziło jednak do niczego dobrego, a jemu chciało się już wyć. Przebudził się całkowicie nagle, jak dziecko wyrwane z koszmaru. Powtarzał sobie, że już dość, że już wystarczy, że już wie. Uniósł powieki, szarpnął się nieznacznie i spojrzał w stronę sufitu, starając się powrócić do rzeczywistości, ale jego wejrzenie było bardzo mętne, rozmyte, jakby wciąż jeszcze nie do końca patrzył na to, co go otaczało. Znajdował się w przyszłości, która nakładała się na teraźniejszość, a on musiał długą chwilę łapać charczące oddechy, by zdać sobie sprawę z tego, że w końcu się wyrwał. Był zgrzany, jak szczur, było mu potwornie zimno i chwilę zajęło mu zrozumienie, że jest przecież przykryty. Jeszcze dłużej schodziło mu ze zrozumieniem, gdzie jest i przede wszystkim - że nie jest tutaj sam. Spróbował spojrzeć na Finna, zogniskować się na nim właśnie, by zapytać go o to, skąd się tutaj wziął, skoro przecież Lou dopiero co go tutaj przywlokła. Chciał chyba również zachować się całkiem normalnie, zapytać go o to, jak wyglądało spotkanie, jakby przecież z nim samym się nic nie działo, ale żadnego słowa nie były w stanie uformować się na jego języku, jakby nagle stał się niemową. Ogień. To był ogień. Przy lesie. Choć nie był pewien, może las należał do części wizji, w której była Nancy. Musiał przebrnąć przez tyle obrazów cisnących się na oczy, by dotrzeć tego, czego szukał, że nie był w stanie ich nawet zliczyć. Czuł się również dziwnie ciężki, jakby wszystkie te sprawy spowodowały, że nosił teraz na barkach potworne problemy innych, a przecież w większości przypadków nie był nawet w stanie określić, co dokładnie i w którym momencie się stanie, kiedy dojdzie do tego, co dostrzegł. Nie wiedział nawet, czy była to prawda, w końcu próbował bowiem coś wymusić i nie był do końca przekonany, czy nie są to jakieś jego obawy, czy pobożne życzenia, co do innych osób. Chuj wie, prawda? Zadrżał cały, próbując się poruszyć, ale mięśnie miał tak zastałe, że przypominały bardziej kamienie, a nie żywy organizm. Czuł się, jakby przebiegł maraton bez przygotowania, a sen zdawał się ponownie go wołać, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Jeśli w to wpadnie… Bał się, że pozostanie w nieustannej wizji, z której nie umiał się wydobyć. Odnosił wrażenie, że w końcu zamknął bramę, ale czy mógł mieć taką pewność? Był dopiero, kurwa, szczeniakiem i nie miał pojęcia, co właściwie odpierdala. - Zimno mi - powiedział w końcu cicho.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Wstrzymał oddech gdy ten tak się gwałtownie wybudził. Poderwał głowę, zajrzał do jego oczu, ale widział, że nie był jeszcze świadomy tego co się dzieje. - Max? - przerwał ciszę i usłyszał w swoim głosie szczere zaniepokojenie. - Jesteś już w domku. Słyszysz mnie? - ten wyraz oczu był koszmarny, nieobecny, jakby zaglądał wprost w chaos. Oparł się na łokciu, aby popatrzeć na niego z góry i przesłonić mu cały obraz. Nie wiedział co ma mówić i robić, wbrew pozorom wciąż był laikiem. Ten głośny charczący oddech wywołał w nim skurcz paniki i odruch, aby jednak zawołać Whitehorn, bo przecież trzeba mu pomóc! Podniósł się nawet wyżej gotów kogoś wysłać po nauczycielkę, ale w tym samym momencie zauważył, że Max szukał go spojrzeniem. Zrobiło mu się słabo, bo przywodziło to na myśl ślepca, który usłyszał dźwięk i podąża za jego źródłem. - Jestem rzeczywisty. - zakrył palcami jego szorstki polik i próbował wczuć się w to, co może się w nim dziać. Jeśli zapewni, że jest w teraźniejszości to może wróci stamtąd, gdzie jest więziony? Co u licha spowodowało taki... atak jasnowidzenia? Musiało się coś wydarzyć, może coś wypił, dotknął, może jakaś klątwa, dzika magia... Merlinie, wszystko, ale czemu takim kosztem? Roztarł jego bark, ale cały czas odnosił wrażenie, że obejmuje kłodę drewna, a nie żywego człowieka. - To zaraz minie, już za moment... - nie miał pewności czy właśnie nie kłamie. W ogóle niczego nie wiedział, działał instynktownie, spontanicznie a przecież był w tym kiepski i mógł popełnić błąd. Może powinien się nie odzywać? Co jeśli głowa go będzie tak mocno bolała jak ostatnio? To jak kac, a więc każdy dźwięk był bólem. Powinien zamilknąć, ale jak miał to zrobić skoro Max tu się trząsł targany zimnymi potami. Rozejrzał się z lekką paniką po pokoju i zastanawiał się, czy nie zawołać Loulou, ale jak miałby to zrobić skoro nie może go puścić? Zaklęcie patronusa mu się nie uda z prostego powodu, nie skoncentruje się teraz na szczęściu. Trudno opisać słowami, jaką poczuł ulgę, gdy usłyszał jego pół przytomny głos. Naciągnął na niego koc aż po samą szyję, a swoją ciepłą dłoń wsunął na skórę szyi. - Zaraz się rozgrzejesz. Możesz odpocząć. - szeptał pomny tego jak bardzo może go boleć głowa. Zerknął na kubek z przygotowanymi eliksirami do wypicia, ale nie miał serca zmuszać teraz Maxa do przełykania. Za chwilę, jeszcze moment, niech odsapnie. - Jesteśmy sami i możesz przy mnie odpocząć. - przytulił wargi do jego czoła wiedząc, że taki dotyk potrafi rozgrzać z prędkością rzuconej avady. Dzielnie tłumił swój niepokój i blady, zimny strach ściskający go za gardło. Najważniejsze, że Max się odezwał, powiedział co mu potrzeba. Systematycznie rozcierał skórę jego szyi, ramienia, w tę i z powrotem, gładko, energicznie, byleby jakoś mu ulżyć. Nasłuchiwał każdej zmiany w jego oddechu czy napięciu mięśni. Powtarzał sobie raz po raz, że Max tylko nabierze odrobiny sił, wypije eliksiry i jakoś się ułoży. Obiecał też w myślach, że jeśli ten znowu popadnie w taki intensywny atak przyszłości to nie ma innej możliwości, będzie potrzebował profesjonalnej pomocy uzdrowiciela, pielęgniarki, bo cholera, czy nie miał świadomości, że Finn leczyć nie umiał? Uczył się walki, ale pocieszanie czy gojenie ran... to było takie nieswoje.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Powrót do rzeczywistości był trudny. Wiedział, jak to jest, gdy ktoś wyrwie cię ze snu, gdy sam się budzisz, bo koszmar nie daje ci spać, bo jest tak ciężki, że przybija, przytłacza, rani. I to był podobny stan, gdy nie był do końca pewien, czy to, co widział, nie jest aby na pewno rzeczywistością. Trwał zawieszony, czekając na to, co dalej, jakby starając się zmusić umysł do pracy, przypominając sobie, że przecież przed chwilą wędrował jeszcze gdzieś daleko, po lesie, którego w tej chwili nawet nie był w stanie rozpoznać. Było mu nieco niedobrze, ta świadomość zaczęła napływać do niego bardzo powoli, ale wtedy też zrozumiał, że przecież musiało minąć już sporo czasu od chwili, kiedy poszedł z Lou pod tamto drzewo. Musiał wymiotować. A teraz? Wydawało mu się, że jest o wiele ciemniej, że minęły godziny, a zatem jego organizm zapewne był po prostu osłabiony z głodu i odwodnienia, na co wskazywał również nieznaczny ucisk w skroniach. Jakimś cudem był cały skostniały, a powrót świadomości okazywał się niesamowicie skomplikowany i początkowa obecność Finna, jego pierwsze słowa ginęły w natłoku snu, jaki ponownie chciał go gdzieś porwać. Nie chciał się znowu w to zapadać, bał się, co może go tam spotkać, więc próbował złapać się kurczowo rzeczywistości. Drgnął mocniej, kiedy chłopak poprawił na nim koc, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że cały czas był przykryty, a potem zrobiła mu się gęsia skórka, kiedy Finn go dotknął. - Niedobrze mi - mruknął, a potem na moment wstrzymał oddech i właściwie całkowicie się wybudził, gdy Puchon jeszcze się przysunął i pochylił nad nim. Serce uderzyło mu mocniej, a później, powoli, bo miał wrażenie, że mięśnie go nie słuchają, przekręcił się na bok i nie zastanawiając się nad tym za mocno, przytulił się, tak po prostu. Skulił się nieco u jego boku, spróbował wsunąć głowę pod jego brodę i w ten sposób walczyć z ciałem, które w panice powracało do rzeczywistości, obrzucając go skurczami brzucha, żółcią w gardle, tym lodowatym ciałem, które nie chciało się ruszyć. Na myśl o jedzeniu i piciu było mu tylko gorzej, ale wiedział, że jeśli nic w siebie nie wmusi, to rozpadnie się na milion kawałków. Znowu. Tak jak wcześniej, pod wpływem wszystkiego, co widział. Ile tam było osób? Odetchnął głęboko, czując, że znowu robi mu się słabiej, bo rozważania na ten temat nie były teraz jednak zbyt mądre. - Mam nadzieję, że nie martwiłeś się za bardzo. I że nie przeraziłem Lou - powiedział cicho, w stronę jego klatki piersiowej. Odnosił bowiem wrażenie, że Finn był strasznie naprężony, że się bał, denerwował, że jego stan jednak go przerażał, ale nie do końca umiał to wyrazić słowami. Sam też nie wiedział, jak ten temat poruszyć, a przecież nie mógł powiedzieć, żeby się nie martwił, bo przecież, do cholery, zdawał sobie doskonale sprawę z tego, w jakim chujowym jest stanie, jak bardzo się to na nim odcisnęło, jak mocno cierpi, jak bardzo musi to być widać. Nie wiedział, w jakim dokładnie był stanie, kiedy dziewczyna go tutaj wlokła i chociaż zgodziła się z nim zostać, to mimo wszystko nie wiedział, jak ona to odbierała, jak to przeżywała i czy przypadkiem nie wpłynął na nią zbyt mocno, wybierając taki, a nie inny sposób na wypełnienie przysługi. Pomyślał, że powinien ją później przeprosić. Na razie jednak zwijał się niemalże do pozycji embrionalnej tuż przy Finnie, szukając jego bliskości i ciepła jego ciała. Starał się również zachowywać w miarę normalnie, choć wciąż był rozedrgany i przemarznięty, a chwilę później poczuł, że jednak żółć podnosi mu się do gardła i spróbował podnieść się na drżących rękach. Te jednak nie chciały go trzymać, a on miał wrażenie, że ponownie staje się coraz bledszy i słabszy. Chciał spróbować się przechylić, musiał, chociaż opaść nad podłogę, skoro czuł, że musi jednak jeszcze zwymiotować, zwrócić tę pustkę, jaka w nim była. Nacisk był tak wielki, że nie mógł tego w żaden sposób zatrzymać.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Gdyby mógł to wściekłby się tak jak nigdy dotąd za swoją bezradność i za to co dolega Maxowi. Ledwie udało mu się oswoić z atakiem pojedynczej wizji, a to… to przekraczało najśmielsze wyobrażenia. Przecież Max zwierzał mu się z niepokoju, z szepczącego żywopłotu, z silnego bólu głowy i złego samopoczucia. Powinien mocniej się na tym skoncentrować aby nie dopuścić do takiego stanu. Szlag go jasny trafiał, był tym wystraszony i nie mógł teraz tego okazywać skoro pojawił się moment kiedy Max wracał do rzeczywistości. Siłą woli powstrzymywał się przed zaciśnięciem palców na jego skórze, zamiast tego wbijał kłykcie w pościel obok jego ramienia. To było straszne, powinien go odkryć, zawołać kogoś, kto się nadaje do udzielania pomocy. Jak śmiał twierdzić, że sobie z nim poradzi skoro tak nie było? Owszem, był bledszy z powodu wystraszenia, ale nie miało to teraz racji bytu. - W-wiem… - zamarł na kilka sekund gdy Max się skulił, wtulił tak rozpaczliwie jakby miał zaraz pęknąć. Gdzieś między gęstymi warstwami strachu znów pojawiło się to rozkoszne ciepło, które wydobywało się ze sposobu, w jaki do niego przylgnął. Zarzucił zatem ramię na jego plecy i wciąż nie odstępowało go wrażenie, że obejmuje kłodę. Oparł brodę o jego włosy, gładził teraz plecy dyskretnie zsuwając jednak koc gdy wyczuł jak ubrania się do niego kleją. - Teraz się tym nie kłopocz, masz spróbować odpocząć. - przecież nie powie mu, że dokładnie to wywołał - strach. Oni tu szaleli ze zmartwienia i wcale nie dziwił się Loulou, podzielał to, co czuła i sam spanikowałby jak nigdy. Podniósł się razem z nim jednak gwałtowniej gdy rozpoznał tę szarość na twarzy. Machnął różdżką, przywołał szarpnięciem pobliski wazon i podsunął go Maxowi, cały czas go trzymając zsunął się z łóżka, aby w razie czego pomóc mu usiąść na chłodnej ziemi (z dala od gryzącego dywanu), choć zdecydowanie wolał mieć go na łóżku. Rozmasowywał jego kark kiedy ten wymiotował, a potem sięgnął po kubek z wodą i eliksirami w środku. Zadbał by była tam dawka wzmacniającego, usypiającego i dosłownie dwie krople uspokajającego. Wiedział jak je połączyć, już kiedyś pytał Dinę, czy drobne łączenie tych konkretnych rodzajów jest wysoce szkodliwe. - Musisz to wypić. - wydusił z siebie o dziwo martwym głosem, jakby nagle część duszy starała się chronić przed paniką. Podniósł jego twarz na wysokość swojej i przysunął brzeg kubka do jego ust. - Chłodne, pomoże ci. Na Merlina, wypij powoli, małymi łykami. - jeśli będzie to konieczne to własnoręcznie wleje mu to do gardła. Kucał przy nim na jednym kolanie i nalegał. Naprawdę był bliski zawołania Whitehorn, choć zdawał sobie sprawę, że Max mógłby to potraktować jako zdradę. Co miał jednak innego zrobić? On do cholery jasnej musi iść spać, a gdy wstanie ma się najeść, ogarnąć i wtedy dopiero próbować rozmawiać! Z tej dwójki to Max uzdrawia, nie na odwrót.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Gdyby tylko usłyszał, że może powinni poprosić o pomoc profesor Whitehorn, pewnie mocno by się najeżył. Wiedział doskonale, że kobieta musiałaby zadać mu mnóstwo pytań, by ustalić, co mu się stało i jakie jest najlepsze wyjście z tej sytuacji, a on niekoniecznie miał ochotę się z tego wszystkiego spowiadać. Już i tak kręcił się po okolicy raczej blady i słaby, więc liczył na to, że nikt nie doniesie opiekunce Puchonów, że z Maxem jest coś nie tak. Dzisiaj zaś wyglądał chyba tak, jakby zeżarł go jakiś pies, przetrawił i wypluł to, co z niego pozostało, a przynajmniej - niewiele lepiej. Domyślał się, że Finn czuje się źle, że nie ma pojęcia, co ma zrobić, ale jakaś część Gryfona po prostu wrzeszczała, że jeśli nie wie i się boi, to lepiej niech go po prostu zostawi samemu sobie, bo da radę sobie poradzić, po prostu. Nie wypluwał tego jednak zbyt zmęczony, zbyt osłabiony, a jednocześnie - zbyt samotny, by móc posunąć się do czegoś takiego. Podświadomie czuł również, że nie może teraz zostawić Finna, nie teraz, kiedy wiedział już, na co się zanosiło, co się szykowało i jak dokładnie to wyglądało. Musiał nabrać sił, by na pewno nie spotkało go nic złego, by mógł pójść za nim, złapać go, powstrzymać, cokolwiek to właściwie miało być. Nie nadawał się do tego w stanie, w którym był, kiedy próbował przytulić się i zniknąć, zapomnieć, kiedy był tak słaby, że pewnie każdy byłby w stanie popchnąć go, przewrócić, czy siłą przytrzymać w łóżku, żeby nie brał się nawet za żadne pieprzone eskapady. Nie mógł jednak zbyt długo leżeć, szarpało go za żołądek i ani się obejrzał, a już faktycznie wymiotował. Wodą, żółcią, tak jak przypuszczał, nic w nim nie było. Drżał tak mocno, że ledwie się uspokoił, a zaczął osuwać się na rękach, które nie były w stanie utrzymać ciężaru jego ciała, nic zatem dziwnego, że pozwolił Finnowi podnieść głowę. Nie wiedział, co chciał mu podać, ale kiedy tylko zmęczenie napłynęło, kiedy poczuł, że ten próbuje przystawić mu kubek do ust, szarpnął się lekko. Był jednak tak słaby, że to pewnie przypominało bardziej wzdrygnięcie. - Nie chcę spać, Finn, słyszysz? Nie mogę w tej chwili zasnąć - zaczął cicho, nieco gorączkowo. - Muszę… muszę być pewien, że brama nie jest dalej otwarta. Nie wiem już, gdzie jest granica między snem a przyszłością - wyrzucił, prawie półprzytomnie. Sam doprowadził do tego stanu, był tego pewien, gdyby nie eksperymentował i nie próbował robić rzeczy, których nie powinien robić bez opieki kogoś bardziej doświadczonego, nie skończyłoby się tak, jak teraz. Tylko nie mógł czekać, na tym polegał problem. Profesor Albescu była gdzieś daleko, nie wiedział nawet, gdzie dokładnie, nie miał jak się z nią skontaktować, a przede wszystkim, nie byłby w stanie jej tutaj ściągnąć, tylko po to, żeby pomogła mu w tej sprawie. To była kwestia dość prywatna, tak poza wszystkim, więc nawet nie chciał jej do tego mieszać. Wiedział jednak, że będzie potrzebował co najmniej kilku wskazówek, jeśli zamierzał ostatecznie zapanować nad swoim darem. Tak czy inaczej, wyciągnął rękę, by złapać za nadgarstek Finna. Trzymał się go teraz kurczowo, nie chcąc go puścić i nie chcąc, żeby gdzieś odchodził. Wymamrotał jeszcze, żeby z nim porozmawiał, a jeśli nie wie co zrobić, to żeby podał mu różdżkę. W końcu Max znał zaklęcia odpowiednie na tę chwilę, wszystkie te, które pobudzały świadomość. Czuł, że jeśli w tym momencie znowu zaśnie, to skończy się tylko gorzej i nie będą mieli problemu z tym, że źle przeszedł wizję, a raczej z tym, że nie może się z niej dobudzić. Wtedy dopiero byłby pierdolony cyrk na kółkach, a właśnie tego chciał jednak z całych sił uniknąć, od tego chciał właśnie uciec, bo nie znosił robić ze swojej osoby jakiegoś przedstawienia. - Proszę cię, Finn. Po prostu ze mną rozmawiaj.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
To była trudna sytuacja, a on był kiepski w spontanicznych odruchach. Chciał pomóc w znany sobie sposób, który nie raz nie dwa przetestował na swoim ciele. Eliksiry. One stawiały go na nogi (choć raniły jego wątrobę i odporność), a więc chciał by pomogły i Maxowi (choć jemu nie powinny wyrządzić żadnej krzywdy). Nastroszył brwi i z pewną konsternacją przyjął jego odmowę kiedy właśnie teraz miał iść spać i odpoczywać. Najwyraźniej Max poznał go już na tyle aby domyślić się jaki zestaw znajduje się w kubku. Odstawił naczynie na bok nieco zbyt głośno, chcąc w ten sposób dać upust swojej frustracji. Zaciskał mocno zęby i wbił wzrok w chłopaka, który wyglądał jak krok od utraty przytomności z powodu wycieńczenia. I on nie chciał teraz odpoczywać?! Wyjaśnienie przyszło szybko i choć nie do końca Finn był w stanie to zrozumieć to musiał niechętnie to uszanować, aby nie popełnić dramatycznego błędu. - To, co mam do cholery robić? Nie mogę siedzieć bezczynnie. - burknął i naprawdę starał się aby nie było w nim słychać tłumionej złości. Gdy ten go chwycił to Finn zareagował od razu, wstał, pomógł mu się podnieść i wrócić na łóżko, na którym od razu usiadł obok, tak blisko, że stykali się udami. Zlekceważył wzmiankę o chęci wzięcia różdżki. Nie da mu jej, nie było nawet takiej opcji kiedy ten ledwo utrzymywał otwarte oczy. - W porządku. - powiedział cicho wbijając wzrok na tatuaże na przedramieniu. Przesunął po nich opuszkami palców w tę i z powrotem, dziwiąc się, że nie poruszają się pod jego dotykiem. Max cały czas był ciepły a jego ręce nie mogły zachowywać się spokojnie kiedy go czuły i mogły dotykać. Szukał neutralnego tematu do rozmowy aby nie wzbudzać tym nerwów. Podrapał się po policzku jakby się nad czymś zastanawiał jednak się rozmyślił. Mógł mu powiedzieć coś o Sprytku, ale to było przecież nudne. Próbował się uśmiechać, ale było to z góry skazane na niepowodzenie kiedy sfrustrowany przebierał w myślach by znaleźć takie, które nie wywołają fali zbyt silnych emocji. - Rozmawiałeś z Alise na temat swojego zamieszkania? Chciałbym wiedzieć jak daleko będziesz od Hogsemade. - a może zachęcanie do myślenia o planach rzeczywistych (o ironio dotyczyły przyszłości…) jakoś go wyrwie z tego amoku? Miał tak przekrwione oczy, mierziło go to, a zdenerwowanie czaiło się tuż pod jego skórą i z trudem je hamował. - Plus wypadałoby wymyślić nowe alibi gdybym za często cię do siebie sprowadzał. Korki z wróżbiarstwa są okej, to będzie prawda, bo faktycznie muszę ogarnąć materiał, ale w nocy raczej się ich nie udziela. - o, teraz udało mu się uśmiechnąć, jakoś tak niechcący, ale przynajmniej szczerze choć krótko. - W nocy to jedynie astronomia… - przesunął spojrzeniem po jego twarzy, szukał w niej zmian i podpowiedzi, wskazówek czy dobrze robi, czy znowu jest taki nieudolny w tej pomocy. Opuścił po paru chwilach wzrok, aby delikatnie przekręcić jego przedramię i sprawdzić jakie dokładnie ma na sobie tatuaże. To idealna okazja aby przyjrzeć się im w jakimkolwiek świetle bowiem zazwyczaj nie zajmował się ich kształtami a bardziej temperaturą.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Podejrzewał, że Finn chciał pomóc mu po swojemu, ale to było ostatnie, czego teraz potrzebował. Wiedział, że nie może usnąć, bo musiał się upewnić, że te drzwi, które były w jego umyśle otwarte, pozostawały teraz szczelnie zatrzaśnięte. Wiedział, o co chodziło profesor Albescu, gdy dokonywała tego porównania i dziś zrozumiał je bardzo dobrze, pojął je w pełni i teraz trzymał się go mocno, walcząc nieustannie z tym, żeby wyobrażone drzwi nie tylko zostały zamknięte, ale by przekręcić w nich klucz. By to osiągnąć, musiał utrzymać teraz świadomość, musiał mieć siły na to, żeby jakoś sobie poradzić, a koncentracja na czymś pozornie normalnym, była chyba najlepsza. Kiedy jednak Finn na niego warknął, spiął się cały, serce zabiło mu mocniej i zacisnął szczęki, gotowy do tego, żeby również mu odwarknąć i powiedzieć, żeby w takim razie dał mu spokój. Czuł, że krew się w nim burzy, kiedy nie mogąc się powstrzymać, rzucił cicho: - Możesz iść wyżalić się komuś, że jestem niewdzięczny - warknął, co brzmiało idiotycznie słabo, gdy miał tak schrypnięty głos i trząsł się cały, jak jakaś pieprzona galareta. A jednak - na złość potrafił zareagować złością, potrafił nadal zachowywać się, jakby chciał mu przyjebać, czy zrobić coś podobnego, był w tym niestety najlepszy, a początkowa postawa Finna, choć pewnie podyktowana bezsilnością, spowodowała, że temperatura ciała Maxa gwałtownie się podniosła i nie było to, tym razem, wywołane niczym przyjemnym, a raczej wręcz przeciwnie. Odpuścił, kiedy chłopak przystał jednak na jego prośbę, a później zamknął na chwilę oczy, gdy Finn pomógł mu usiąść i sam znalazł się znowu u jego boku. Max czuł, że zaśnięcie byłoby takie proste, czuł, że powieki naprawdę mu ciążą, a oczy są gorące, że jeszcze chwila i pojawią się w nich po prostu łzy. Finn milczał, a on powoli zaczynał zapadać się znowu w sobie, bo nie miał na czym się koncentrować. Na całe szczęście Puchon przerwał jednak tę ciszę, a Max zmusił się do tego, by ponownie na niego spojrzeć. - Tylko o tym wspominaliśmy. Powiedzmy, że trochę się wszystko popierdoliło i muszę to wyjaśnić - rzucił w końcu, ale nie był w stanie podać mu więcej szczegółów, a później odetchnął głęboko, zastanawiając się nad tym, co Finn dokładnie powiedział. Potrzebował wymówki? Tak. Prawie zapomniał o tym, że pewnych rzeczy mieli nie robić, nie przekraczać, że istniały zasady, jakich powinni przestrzegać. Jednak jakimś cudem, Alise już i tak wiedziała, a skoro ona, to podejrzewał, że również inni zdołali już zauważyć. Skyler, który się w to wpierdolił. Lou, która nie była ani trochę ślepa. Właściwie to kogo chcieli oszukiwać? Siebie? - Naprawdę potrzebujesz alibi? - zapytał, nieoczekiwanie odkrywając, że wywołuje to w nim coś nieznanego. Ukłucie żalu? Pustkę? Sam nie do końca umiał to określić, bo rzadko kiedy mierzył się z czymś podobnym - czym innym była furia, czym innym było nieukojone cierpienie i to wszystko, co czuł w stosunku do ojca, a czym innym było to, co przerabiał w tej chwili. Odetchnął głębiej, również spoglądając na tatuaże pokrywające rękę, bo nie chciał patrzeć na Finna, nie teraz, kiedy działo się z nim coś, czego nie był w stanie pojąć. Wiedział jednak, na co się umawiali, więc próbował się złamać i do tego zastosować, ale nie potrafił. Zamiast tego przyglądał się, jak Finn przesuwa ostrożnie palcami po tatuażu wyobrażającym drapieżnego ptaka, później po tym wariactwie, które było komiksową rakietą kosmiczną, były tam również inne symbole, które nie miały aż tak wielkiego sensu, więc odwrócił rękę tak, by od jej wewnętrznej strony był doskonale widoczny żaglowiec, który zajmował niemalże całe jego przedramię. Była tam też japońska maska, która przypominała nieco diabła. Większość z nich miała swoje znaczenie, mądrzejsze albo głupsze, czasami jednak Max myślał, że te rysunki są tylko pojebanym sposobem na to, żeby zakryć przeszłość, sposobem wyrażenia jakiegoś pieprzonego buntu. - Pierwsze były te pasy tutaj - powiedział w końcu, skinąwszy głową w stronę swojego drugiego ramienia. Okręcały je dwa czarne paski, grube, równe, ale nie posiadające w sobie niczego nadzwyczajnego. Miały ukrywać ślady, miały zamazać część dawnych win i męczenia samego siebie, nie miały żadnego innego przesłania. Prawie. Bo między nimi, od wewnętrznej strony, znajdowała się również litera. Ci, którzy ją widzieli, zakładali najczęściej, że odnosiła się do kogoś ważnego, ale znowu - bardzo się mylili.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Wylewanie z siebie złości mogło teraz coś mocno popsuć a wcale tego nie chciał. Walczył ze sobą, aby mu nie odwarknąć w podobnym tonie, powtarzał sobie w myślach, że Max jest osłabiony, zdenerwowany, widział jakąś męczącą wizję i to on teraz musiał grać tu pierwsze skrzypce. Jest pierwszy w kolejności by się o niego teraz w jakiś pokraczny sposób zatroszczyć. Zanim odpowiedział nabrał powietrza do płuc i powoli wypuścił je przez rozchylone wargi. - Nigdzie stąd nie idę. - odparł powoli, cicho, starannie dobierając ton każdego słowa, sylaby, dbał nawet o to by ani razu prowokacyjnie nie westchnąć. Nie może wejść w ten sam ton, najważniejsze aby się obaj uspokoili, opanowali sytuację a więc już na całego przeszedł w szept. Wyciągał z siebie pokłady ukrytej cierpliwości, aby swoim spokojem zarazić Maxa. Gdy ponownie otworzył oczy panował już nad sobą. Rozmowa o Alise i mieszkaniu. Tak, to jest okej. - Zdajesz sobie sprawę, że jesteś zawsze mile widziany w moim lokum? - zapytał łagodniejszym tonem z taką łatwością jakby rzeczywiście nie było to problemem. Sęk w tym, że Finn bardzo rzadko oferował swoje cztery progi na nocleg. Nie żeby miał sporo chętnych jednak zdawał sobie sprawę, że w nocy bywa różnie (do tej pory albo spał na nasennym jeśli czuł wieczorem jakieś rozstrojenie, albo zasypiał najpóźniej ze wszystkich by wstać też jako pierwszy. Na szczęście był nieco przyzwyczajony do funkcjonowania po paru godzinach snu), a z Maxem nie miałby się czego obawiać ani czym martwić. Nie odpowiadał przez dłuższy czas, zastanawiał się, myślał nad zadanym pytaniem, w którym wydawało mu się, że usłyszał żal - uznał jednak, że to niemożliwe. - Przyzwyczaiłem się, że… przyzwyczaiłem się do ukrywania mojego życia prywatnego. - odezwał się cicho i mówił powoli jakby krążył wokół zmagazynowanego zaklęcia Bombardy, gdzie jeden zły ruch mógłby doprowadzić do ostrych szkód. Usłyszał w swoim głosie, że opanował złość i tchnie spokojem. - Teraz… nie wiem, czy umiałabym wyjść z tej strefy komfortu gdzie… - czemu było tak trudno mu o tym mówić? Zmuszał Viniciusa i Skylera do ukrywania ich związków, bo sam siebie nie akceptował w pełni. Teraz Max nakazał mu zastanowić się, czy to dalej jest mu potrzebne. Podniósł wzrok na chłopaka i położył wolną rękę na brzegu jego dłoni. - Nie zdzierżę żadnego obcego komentarza na na… mój temat. Ledwo oswoiłem się z myślą, że Loulou coś już podejrzewa i dziś już dostała potwierdzenie, że my… nie wiesz, spędzamy ze sobą czas. - nie umiał porzucić starych nawyków, choć Max właśnie uruchomił jakiś mechanizm, który być może doprowadzi go do momentu, że nie będzie zaciskać pięści na samą myśl o tym, że Alise miałaby wiedzieć, dlaczego zależy mu na obecności Maxa tej konkretnej nocy. Nie zdzierżyłby nawet jeśli Alise by zareagowała entuzjastycznie, a skoro Max ją lubił to nie mógł nawet powiedzieć o tym na głos. - Co to jest? - zatrzymał palce na rakiecie kosmicznej, a po chwilę mknął nimi dalej, któryś raz z kolei komplementując niemo budowę jego ciała. Przypomniała mu się rozmowa z Lou w upiornym wesołym miasteczku. Powinien ćwiczyć by nie wyglądać przy młodszym od siebie jak chuchro. Z niewyjaśnionej przyczyny uderzyła go fala gorąca. Powiódł wzrokiem po żaglówce, po wszystkich tych obrazach, dziełach sztuki. - Są takie… gęste. - oznajmił może dziwnie, ale akurat to słowo mu odpowiadało. Nie mógł się skoncentrować na zapytaniu co znaczą i dlaczego je na siebie nakłada. Myślami był cały czas przy tym "alibi". - Miałeś już kiedyś kogoś? - to pytanie opuściło jego usta, zanim się nad tym zastanowił i było widać po nim szczere zaskoczenie.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Furia, jaka powoli się w nim podgrzewała, została na szczęście złagodzona, aczkolwiek trzeba przyznać, że w pierwszej chwili znowu miał ochotę na niego warknąć. Kłótnia jednak nie była wcale taka dobra, a on nie czuł się na siłach, żeby się z Finnem szarpać, po prostu. Inna sprawa, że jakaś jego część podpowiadała mu, że chłopak zwyczajnie nie wie co robić, że po prostu jest w pieprzonej kropce, a on mu nie ułatwia, bo nie mówi, co jest potrzebne albo co trzeba zrobić. Dlatego też po prostu spróbował odetchnąć głębiej, spróbował postawić się w jego sytuacji i spojrzeć na sprawę jego oczami. Jak przy tej pieprzonej chatce. Kiedy to on się martwił. Kurwa, wiesz, jak to jest. Dlatego też wypuścił powietrze, które mimowolnie wstrzymał i zamknął znowu oczy. Coraz bardziej był pewien, że faktycznie brama do przyszłości została zamknięta, że już w nią nie wpadnie, ale teraz na pewno nie mógł iść spać. - Wydaje mi się, że przekazałeś mi to wystarczająco wyraźnie przed wakacjami - powiedział cicho i zerknął na Finna, zastanawiając się, co dokładnie krąży po jego głowie. Nie wiedział, o co chodziło, ale musiał przyznać, że to alibi w pewien sposób go śmieszyło, a jednocześnie wywoływało u niego żal. Taki zwyczajny. Albo nawet nie. Kurwa. Odetchnął głębiej, by zepchnąć to uczucie gdzieś niżej, ale kuło dalej i nie umiał nic na nie poradzić, bo przypierdoliło się jak pojebane. - Naprawdę musisz mieć powód do tego, żebym mógł do ciebie przychodzić? Przecież nie każę ci biegać od jednej osoby do drugiej i gadać o wszystkim, co robisz, nie każę ci łazić ze mną za rękę, czy coś takiego. Wiesz… ludzie po prostu się odwiedzają, sypiają u siebie. A jak są normalni, to nie zadają stu pytań na temat tego, z kim sypiasz. Na swoich przyjaciół też wymyślasz takie alibi, Finn? Dla… niego też wymyślałeś wymówki? - odpowiedział i nawet nie wiedział, jak wiele żalu przez niego przemawiało. Głos miał dziwny, jakiś nieswój, ale nie mógł na tym zapanować. Nie wiedział dlaczego, ale ciągłe tłumaczenie się dokąd i po co wychodzi, ciągłe opowiadanie wszystkim na około, że się razem uczą, wydawało mu się potwornie głupie, przyciągające jeszcze większą uwagę, ale na dokładkę, dość raniące. Nie sądził, żeby Puchon chciał tłumaczyć w ten sposób wizyty Lou. Czy kogokolwiek innego. Sky’a. Kurwa. Musiał przestać wiecznie go przytaczać, ale od czasu ich rozmowy w parku, nie mógł pozbyć się myśli o tym, że ich coś łączyło. - Ludzie zawsze będą gadać, Finn. Jeśli nie o twojej orientacji, to o tym, że nie dajesz powodów do tego, by o tobie plotkowano. Przywykłem do tego, że o mnie gadają za moimi plecami, że opowiadają niestworzone rzeczy na temat zdolności jasnowidzenia, że mają mnie za takiego, czy innego. I chuj mnie to boli, niech sobie pierdolą, co chcą. Pamiętasz, że nazwałem się szlamą? Tak jest łatwiej, po prostu zamykasz im mordy, kiedy masz dość ich nieustannego gadania. Zawsze są ciekawi tego, czy tamtego, a jeśli coś w jakimś stopniu odbiega od normy… masz przejebane - powiedział, nie do końca nawet kontrolując to, o czym mówi. Słowa po prostu płynęły, przelewały się przez niego, jakby przez zmęczenie nie był w stanie ich zatrzymać, a może nawet zatrzymywać ich nie chciał. Mieli okazję do tego, by porozmawiać, więc dlaczego miałby z tego nie skorzystać? Poruszył się lekko, ale nie zabrał ręki, jeszcze. Chciał jednak zdjąć te przegrzane ubrania, bo czuł się w nich okropnie. - O mnie gadali całe życie. Zostałem wariatem, wysyłano mnie do psychiatryka, uważano za wybryk natury. Nie miałem przyjaciół, bo nie dało się ze mną bawić, w końcu chuj wie, kiedy rozboli mnie znowu głowa, kiedy zacznę rzygać, czy robić coś podobnego. Kiedy zawsze cię wytykają paluchami, w końcu przychodzi taka chwila, kiedy uznajesz, że masz ich dość i chcesz żyć własnym życiem. Więc tak. Jestem szlamą, mam pieprzony dar jasnowidzenia, tak, nie ma dla mnie znaczenia, za kim latam, tak, jestem w chuj niewychowany. No i co? Naprawdę robię tym komuś krzywdę? - dodał, a potem rozejrzał się po pokoju. Czuł, że musi zapalić, że to zaczyna iść nieco za daleko, ale jednocześnie miał takie poczucie, że nie może zostawić Finna samego. On potrzebował pomocy, potrzebował kogoś, kto mu powie, że może żyć jak chce, że ma do tego prawo i nikt nie powinien się w to wpierdalać. Maxowi zajęło to wiele lat, ale kiedy w końcu w pełni to do niego dotarło, nie mógł już się z tego wycofać, po prostu stał się pewniejszy, spokojniejszy i nie oglądał się na innych. Choć, paradoksalnie, w wielu kwestiach miał niskie poczucie własnej wartości, co Finn dostrzegał. Ale czy i sam Puchon nie oceniał się mocno krytycznie? W końcu też wyglądało na to, że nie umiał oswoić się z pewnymi myślami, z samym sobą, z tym, co go dotyczyło, nie umiał przełknąć pewnych spraw i odpowiedzi, chociaż pozornie starał się sobie z nimi radzić. Zerknął na niego, a potem na swoją rękę i uśmiechnął się lekko, odrywając się na moment od tych wszystkich myśli, a potem w końcu zdjął koszulkę, by z miejsca dostać gęsiej skórki. - Rakieta kosmiczna? Statek, którym możesz dostać się na księżyc. W kosmos. Gdzieś daleko - powiedział prosto i wydawało mu się, że chyba nawet nie musiał tłumaczyć, skąd dokładnie wzięła się na jego ręce. Spróbował odgarnąć włosy z czoła, by się tak do niego nie kleiły, a wtedy Finn zadał kolejne pytanie i Max zamrugał, po czym znowu się uśmiechnął. Wciąż był blady i słaby, ale mimo wszystko wyglądał nieco lepiej. - Podejrzewam, że raczej nie mówimy o łóżkowych doświadczeniach - rzucił, starając się nieco rozładować atmosferę, a później lekko wzruszył ramieniem. - Nie.
______________________
Never love
a wild thing
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Brewer dnia Pon Sie 10 2020, 09:19, w całości zmieniany 1 raz
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Milczał przez chwilę jakby w oczekiwaniu na reakcję Maxa. Na szczęście ten powściągnął złość i mogli dalej rozmawiać skoro tego właśnie Max potrzebował. Nie dopytywał czy już teraz czuje się bezpiecznie aby zasnąć wierząc, że ten da znać kiedy będzie do tego gotów. Poza tym wystarczyło napomknąć o jednym, a temat pojawił się dalej jednak sposób, w jaki Max wypowiadał słowa trochę zniechęcał. Brał to jednak pod wyrozumiałość zważywszy na jego stan, choć w innym przypadku nie byłoby zbyt wielkiej taryfy ulgowej w reakcji. - To alibi w razie czego, nie mówię, żeby wszystkim rozpo… - zamilkł i poderwał wzrok na Maxa, gdy ten nawiązał do któregoś z jego ex. Odruchowo pomyślał najpierw o Vinim, który wstrząsnął jego życiem do takiego stopnia, że musiał na nowo uczyć się żyć bez niego. - Mówisz o Skylerze? Uhm. Nie, to nie tak. Z nim po prostu potoczyło się bardzo szybko… chyba za szybko jak teraz patrzę. - trochę się zamotał, bo miał wyjaśnić alibi a niczym zaklęcie przywołujące pojawiło się wyjaśnienie, że reakcja ze Skylerem miała inne zwyczaje… to było poplątane i trudne, zamilkł i słuchał słów Maxa, który wystawiał jego cierpliwość na próbę za każdym razem gdy nazywał się szlamą. Zacisnął zęby, aby nie warknąć, starał się nad sobą panować, choć było to coraz trudniejsze. Oddychał mimowolnie nieco szybciej, przed oczami miał już niemalże czerwone plamy z wysokiego natężenia irytacji, a Max się napędzał, nakręcał, wyrzucał z siebie potok słów i nie widział, że Finn naprawdę miał ochotę nim potrząsnąć. W pewnym momencie zakrył jego usta swoją dłonią, a więc reszta słów utonęła stłumiona w narzuconej ciszy. Jego barki unosiły się gdy wtłaczał w siebie tlen i walczył z naturalnym odruchem ostrej reakcji. - Posłuchaj mnie uważnie. - przysunął się bliżej niego, siadając doń przodem, ale nie zabierał ręki z ust, choć jego oddech wypalał dziurę po wewnętrznej stronie dłoni. - Po pierwsze, proszę cię szczerze, abyś nie nazywał siebie szlamą. Wiem czemu to robisz, ale proszę cię byś przestał. Chociaż spróbował. - silił się na spokój, aby jego prośba nie miała w sobie ani nuty wyrzutu. Zapewne jego słowa zostaną zlekceważone wszak kimże jest, aby domagać się tak potężnej zmiany? Musiał jednak wypowiedzieć to na głos. - Po drugie, to mugole cię tak traktowali, a w oczach czarodziejów jesteś po prostu obdarowany. Tak wiem, to przekleństwo, już to uzgodniliśmy. Mówię tylko jak to wygląda z drugiej strony. - coraz ciężej było utrzymać rękę na jego ustach, skóra płonęła; z prędkością światła ten ogień przemknął wzdłuż jego ręki zbyt blisko serca. - Po trzecie… ja dopiero… od niedawna… pogodziłem się sam ze sobą. Nie chcesz żadnego alibi, prawda? - popatrzył w jego oczy, choć było to ciężkie. Powoli zsunął dłoń z jego ust, była gorąca, a jego przedramiona pokryła zdradziecka gęsia skórka. Cofnął ręce, gdy ten zdjął koszulkę i z opóźnieniem zrozumiał, że to po to, by nie siedzieć w wilgotnym ubraniu. Mimo wszystko wstrzymał oddech, zrobiło się mu zbyt ciepło, palce i wargi już go mrowiły, gdy przypomniał sobie jak mocno tęskni za dotykaniem i całowaniem go. Na moment odwrócił wzrok, aby się ogarnąć i nie zachowywać się jak wygłodzony zboczeniec. Coś w spojrzeniu Fina się wydarzyło na wyobrażenie statku potrafiącego dolecieć w kosmos. Może mógłby na takim sięgnąć gwiazd? Zapragnął iść w taką podróż, tą rakietą… to też udowodniło, że mugole potrafią czasem więcej niż czarodzieje skoro są w stanie dolecieć wyżej niż ich najlepsze miotły. Chciał to skomentować, ale ograniczył się do głębokiego zaciekawienia, któremu da ujście w odpowiednim momencie, ale nie teraz. Wyprostował ramiona i kark słysząc odpowiedź, której nie brał pod uwagę. - Nie… nie miałeś? Nikogo? - powtórzył głupio, bo przecież zostało to jasno określone. Zawstydził się, choć nie był pewien czemu dokładnie. - To znaczy… czy ty chcesz mi powiedzieć…? - zmieszał się i choć ta informacja niewiele mogła już zmienić to jednak wywołała szok. Nie brał pod uwagę, że był pierwszym (nie)chłopakiem Maxa. - To a sumie nic nie zmienia, ale… nie spodziewałem się. Więc wtedy… pod prysznicem…? - podrapał się po potylicy i powoli ostrożnie uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Musiał wiedzieć. Czemu? Trudno powiedzieć, ale po prostu czuł, że powinni o tym porozmawiać, że powinni to w końcu złamać, że Finn powinien sam odpowiedzieć sobie na pewne pytania, wątpliwości, na coś, co widział tylko on i zapewne tylko on rozumiał. Max nie mógł się w to wpierdalać, a przynajmniej - nie w takim sensie, że zacząłby mu sam na nowo życie ustawiać. Mógł z nim dyskutować i właśnie usiłował to robić, chociaż to wcale nie było takie łatwe, jak można było podejrzewać. Oprócz ciężaru tematu istniało jeszcze jego zmęczenie, głód, odwodnienie, to wszystko, co jednak atakowało jego ciało, ale on nie mógł przestać i nie chciał iść spać. Nie wiedział, dlaczego imię Skylera tak mocno go piekło i irytowało. Podejrzewał, ze nadal był na niego wściekły za to, jak się zachował, a teraz dodatkowo chyba stawało mu to wszystko kością w gardle, kiedy widział, jacy byli dla siebie… mili? Spróbował odetchnąć głębiej, ale Finn użył takich sformułowań, przez które popatrzył na niego uważnie. Jeśli wcześniej chłopak martwił się, że Max jest półprzytomny, tak teraz mógł na pewno stwierdzić, że jest wyraźnie zmęczony, ale w pełni zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się dookoła niego i uważnie słucha tego, co jest mu przekazywane. - Potoczyło się za szybko? - spytał i nie mógł nic poradzić na to, że w kąciku jego ust pojawił się nieco ironiczny uśmiech. Znowu paliło i może rzuciłby czymś równie idiotycznym, gdyby nie to, że Finn nagle położył dłoń na jego ustach, chcąc powstrzymać te wszystkie słowa, jakie się z niego wylewały. Patrzył na Finna nieco zdziwiony i chyba z każdą jego kolejną uwagą coraz szerzej otwierał oczy, a kiedy w końcu Puchon zabrał rękę, złapał ją i przytrzymał na tyle mocno, na ile był w stanie. - Dlaczego ci na tym zależy? - zapytał po prostu. Nie wiedział, czemu to słowo tak wadziło Finnowi, co w nim było takiego niesamowicie ciężkiego. Poza tym zaś przymknął powieki i w końcu spojrzał na własne nogi, kiedy spróbował spojrzeć na siebie oczami czarodzieja, ale to wcale nie było łatwe. Co gorsza, bolało tak kurewsko mocno, że nawet nie chciał tego rozważać. Nie umiał tego przełożyć na słowa, nie wiedział chyba jak, ale może powinien spróbować. - Nie mogę… Tak na to patrzeć, Finn. Bo kiedy myślę o tym, że gdybym urodził się w pełni czarodziejskiej rodzinie, od początku by się mną opiekowano, pomagano by mi rozwijać ten dar, gdyby wszystko było inne… - zaczął, ale musiał przerwać, bo znowu poczuł te gorące łzy w oczach i jedynie mocno się skrzywił, marszcząc z całej siły nos, a później potrząsnął głową, starając się uspokoić szybko bijące serce i ten oddech, który galopował gdzieś bez niego. Odwrócił się ponownie w stronę chłopaka, zastanawiając się, co właściwie ma mu powiedzieć. - To ty potrzebujesz alibi. I to twój dom - powiedział w końcu, czując znowu to uderzenie, które pojawiało się od jakiegoś czasu. Doszedł do wniosku, że nie da rady dalej siedzieć w tych ubraniach, które wręcz go drażniły, więc za koszulką poszły krótkie spodenki, a później zrzucił też koc, mając wrażenie, że to wszystko go po prostu mierzi. A może to był tylko smutny zamiennik. Trudno powiedzieć. - Więc… od samego początku mówiłeś o Skylerze? - spytał cicho, chcąc to w końcu ustalić. Jeśli tak… To w sumie, kurwa, nie wiedział co. Potarł skronie, a później zamrugał, gdy usłyszał kolejne słowa Puchona, bo chyba nie do końca mu się to wszystko składało w całość. - Nie do końca się zrozumieliśmy, Finn. Myślałem… że pytasz o… bycie z kimś. W sensie… o związek - powiedział, unosząc rękę i przesuwając dłonią po karku, ale nawet to okazało się być niesamowicie ciężkie, nic zatem dziwnego, że w końcu osunął się na plecy, czując, że jest potwornie zmęczony. Nie chciał jednak przerywać tej rozmowy, bo wydawała mu się zbyt ważna, chociaż nie wiedział już, dla kogo miała być istotniejsza. Dla niego? Dla Finna? Wydawało mu się, że to Puchon powinien na niej skorzystać, ale coraz bardziej odnosił wrażenie, że odbijają sobie piłkę. - Powiedziałeś mi o tym, jak bardzo go kochałeś, ale ja nie rozumiem takich uczuć. Zawsze mówiłem tak, kiedy po prostu chciałem. Nie zastanawiałem się nad tym, co dalej. Nad konsekwencjami. Spędzałem noce poza domem, bo tak było łatwiej. Potem po prostu wracałem do siebie. Więc jeśli pytasz mnie o związek, to nie mam żadnych doświadczeń. Jeśli pytasz mnie o seks, to mam go pewnie aż nazbyt wiele - stwierdził w końcu i uśmiechnął się krzywo, bo to wcale nie brzmiało dobrze, gdyby się nad tym zastanowić. Zasłonił na chwilę oczy przedramieniem, bo nagle, z niewiadomego powodu, chyba nie chciał widzieć w tym momencie miny Finna, jakby bał się tego, co może zobaczyć. Oddychał też jakoś ciężko, jakby mu coś nagle przytrzasnęło płuca.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Rozmawiali dlatego, że Max tego potrzebował aby wyrwać się z okowów tej przyszłości. Póki co nie pytał go co widział, z jednej strony nie chciał wiedzieć, a z drugiej mierziła go niewiedza bowiem jasnowidzenie doprowadziło go do poważnego cierpienia. Nie poruszał tego teraz, ale być może powróci do tego nazajutrz gdy największe emocje opadną. W małym domku zrobiło się znacznie cieplej i przysiągłby, że temperatura pochodzi od Maxa, on ją wydziela, ogrzewa całe pomieszczenie, a przecież nie powinien być tak rozpalony. Tyle dobrego, że przestał już dygotać, choć trzeba przyznać, że ciężko było skoncentrować na rozmowie kiedy ten siedział z gołą klatą. Chyba Max się ożywił, choć nie był pewien czemu akurat przy wzmiance o Skylerze. Wzruszył ramionami jakby nie było o czym mówić. - Długa historia. - zbył temat, bo jak wiadomo nikt nie lubi słuchać jak ktoś opowiada o swoim ex, a poza tym Max miał ze Skylerem na pieńku to lepiej przypadkiem go nie rozdrażniać. Swoje własne odczucia względem związku ze Skylerem zachował na później, aby w innym czasie im się dokładnie przyjrzeć. Najważniejsze, że udało się im jako tako ostudzić i być dla siebie życzliwym, choć zawsze będzie już chyba ze strony Finna niezręczność. W jego oczach zamajaczyła jakaś dziwna emocja, ni to znużenie, ni to żal; poplątany miszmasz, którego jeszcze nie umiał nazwać. Zawiesił wzrok na połączeniu ich rąk i przypomniał sobie jak kilka godzin temu sprawdzał co będzie czuć gdy je splecie. Zaklął w myślach próbując tego nie chcieć. - To rasistowskie słowo jest denne, Max. - odparł trochę wymijająco, jakby unikając prawdziwej odpowiedzi, która mogłaby jemu samemu się nie spodobać. - Odejmujesz sobie tym wartości i mi się to po prostu nie podoba. - odbił wzrokiem na kubek z przygotowanymi eliksirami. Nic więcej na ten temat nie powiedział, bo nie chciał się w to zagłębiać, choć trzeba przyznać, że Max zadał właściwe pytanie. - Nie ma co gdybać, bo już nie zmienię przeszłości ani ja, ani ty, ani nikt inny. - wyczuwał kolejny ciężki temat jednak znał siebie na tyle, aby mieć świadomość, że najlepiej będzie poruszać pewne kwestie pojedynczo, powoli, nie wszystko naraz, aby nie nabrać awersji do jakiejkolwiek rozmowy i co tu dużo mówić, zwierzania się. Musiał poważnie zastanowić się nad potrzebą alibi. Skoro już pogodził się sam ze sobą… skoro ojciec wie… skoro Vinícius nigdy nie wróci, a Skyler "wyzdrowiał" u boku tego wilkołaka to, co stało na przeszkodzie, aby przyznać się komuś więcej niż Dinie i Loulou, że zawsze jego uwaga będzie przyciągana przez tą samą płeć? - Pogubiłem się. - już sam nie wiedział jak to ogarnąć, ale jakoś się udało, gdy Max rozjaśnił o co mu chodziło. Poczekał aż ten skończy wszystko wyjaśniać, nie przerywał mu, choć miał na to ochotę jakieś dwa razy. Potrząsnął głową. - Od początku. Nie, ja Skylera nie kochałem. Chciałem, próbowałem, ale nie wyszło. - ... ale on przez te parę miesięcy mnie pokochał i tym trudniej było zrozumieć, że nie potrafi odwzajemnić tego uczucia, które poza czułością i silny przywiązaniem nie chciało się przerodzić w miłość. - Ja… hmm. Mam dwóch ex. I… - za nic w świecie nie spojrzy mu teraz w oczy, nie kiedy poruszał cholernie dotkliwy temat, ale czuł, że lepiej to wyjaśnić. - … ten pierwszy. To on. W sensie… bardzo… trudno było mi zaakceptować to, że zerwaliśmy. - przez jego ciało przeszedł bardzo silny dreszcz, musiał cofnąć ręce, bo mógłby je za mocno na nim zacisnąć. Słuchał o jego "doświadczeniach" i zastanawiał się jak ma mu wyjaśnić, że pytał o związek, a w końcu skomentował spanie ze sobą… przez tę gołą klatę. O cholera, on się tu rozbierał coraz bardziej, a w Finnie się zaczynało coś kotłować i musiał przełknąć ślinę. By nie widzieć go całego położył się obok niego, choć na boku, podpierając skroń o kant dłoni. - Nie widzę niczego złego w spełnianiu kaprysów jeśli są jasno określone zasady… to znaczy, kwestia braku zaangażowania. - przypomniał mu, że teoretycznie oni mają taką umowę, lecz obawiał się, że coś się popieprzyło przy przestrzeganiu narzucanych granic. Wsunął rękę na jego policzek, aby przesunąć jego głowę w swoim kierunku i wyzwolić ją spod ukrycia przedramienia. - To nic złego. - zapewnił cicho, starając się patrzeć w jego oczy tak długo jak będzie to konieczne. - Przeszedłem zakochanie i kochanie jeden raz, Max. - opuścił powieki na jeden z jego tatuaży, ale już ich nie dotykał aby nie przypominać sobie, że chłopak się tu rozebrał i leżą w jednym łóżku. - To jak połączenie amortencji z zaklęciem patronusa, a nawet więcej. Ale… zbyt łatwo można się uzależnić. Mój pseudo odwyk trwa dwa lata, dlatego nakreśliłem między nami by jednak do tego nie doszło. - czemu nagle zrobiło mu się przykro? Wspomnienie tamtej sielanki i cudownego okresu życia przyćmiło teraźniejszość, ale też dało mu do zrozumienia, że tęskni za tym uczuciem. Gdyby umiał je przekierować, zakochać się na nowo… czy to, co czuł czasem przy Maxie było zwiastunem czy to jedynie przywiązanie? Przerzucił się na plecy, aby patrzeć w sufit jakby tam miała być wypisana odpowiedź. Niestety poza małym pajączkiem nie znalazł tam nic. - Myślałeś, aby kiedyś w przyszłości się z kimś związać? Czy wolisz być wolnym strzelcem? - zapytał obojętnie, jakby chodziło o jutrzejszą pogodę. Absolutnie niczego nie brał do siebie. Ani trochę.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Może nie powinni rozmawiać na takie tematy, może to było zbyt ciężkie teraz, kiedy był naprawdę zmęczony, ale nie mógł nic poradzić na to, że już je zaczął i nie zamierzał przestawać. Chciał wiedzieć, chciał zrozumieć, a wydawało mu się, że paradoksalnie obecnie jest na to najlepszy czas. Gdyby ktoś go zapytał czemu, pewnie wskazałby na własny stan, na fakt, że byli tutaj sami, że dziewczyny na pewno nie miały jak im teraz przeszkadzać. Ale podejrzewał, że pierwsze skrzypce w tym wszystkim grała tutaj jednak ta jebana wizja, która wymęczyła go tak bardzo, że już właściwie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Nadal było mu gorąco i nie czuł się wcale zbyt dobrze, dlatego też zrzucał kolejne warstwy ubrań, mając nadzieję, że dzięki temu jego ciało nieco się ochłodzi, choć przecież ledwie co dygotał cały. - Jak sobie chcesz - rzucił na to i zacisnął mocniej zęby. Nie miał pojęcia, dlaczego tak go to teraz irytowało i ruszyło, ale aż się lekko najeżył i miał chęć wytknięcia Finnowi, że skoro uważał, że pewne rzeczy ze Sky’em toczyły się za szybko, to chyba był jednak pieprzonym hipokrytą. Postarał się jednak uspokoić, nie koncentrować się na chłopaku, o którym przecież nie powinni rozmawiać, chciał skupić się na innych zagadnieniach, z całą pewnością obecnie o wiele ważniejszych. Odetchnął głęboko, kiedy chłopak zaczął wyjaśniać mu, czemu nie chce, żeby się tak nazywał i ostatecznie skinął lekko głową, choć nie sądził, żeby miał sobie z tym dać spokój. Odejmował sobie, co kurwa? To do niego nie przemawiało, ale na tym polu ich zdania były tak odmienne, że nie było chyba sensu ciągnąć dalej tego tematu. Potem już tylko patrzył na Finna. Zastanawiał się. Dlaczego w takim razie Skyler zachowywał się, jakby był gotów po prostu go zajebać na miejscu, jeśli nie zajmie się dostatecznie dobrze Finnem? Jeśli go nie powstrzyma przed tym, co planował zrobić? Czyżby ten pieprzony gnojek nadal był zakochany i prowadził się z Noxem tylko po to, by znaleźć sobie jakieś zastępstwo? Chuj go w sumie wie, właściwie Max prawie go nie znał, wiedział tylko, że Puchon wpieprza go tak bardzo, że nie ma ochoty na niego patrzeć. I tyle, nie było sensu w tym grzebać, tak samo jak nie było sensu pytać chyba o tego drugiego chłopaka. Max uśmiechnął się pod nosem, tak, żeby Finn nie był w stanie tego raczej zauważyć, nieco ironicznie, bo ich relacja była zatem tak bardzo inna. Po prostu wpakował mu się do łóżka, swoim normalnym zwyczajem. I nagle poczuł się z tym jakoś dziwnie, w związku z tym wszystkim, o czym Finn mówił, nawet to jego podkreślenie granic, braku zaangażowania, okazało się dziwnie bolesne. Starał się jednak niczego po sobie nie pokazać i po prostu patrzył na niego, w jego jasne oczy, pozornie spokojnie, jakby nic go nie poruszyło, jakby nic się nie wydarzyło, jakby wszystko inne nie miało znaczenia. Ale z każdą kolejną chwilą to robiło się tak ciężkie, że w końcu Max zaśmiał się gorzko. - Szkoda, że nie wiem, jak to jest móc wyczarować patronusa - rzucił nieco zaczepnie. - Chyba w takim razie faktycznie nie mam pojęcia, co czułeś i jakie to było dla ciebie ważne, jak mocno na ciebie wpłynęło - dodał, znowu czując, że Finn zaczyna naciskać na te granice i poczuł, że w takim razie powinien się odsunąć, że nie powinien pozwolić mu koło siebie przebywać, a już na pewno nie powinien pozwalać mu na to, żeby go teraz dotykał. Na całe szczęście, nim zerwał się jak opętany z łóżka, Finn przekręcił się na plecy i zaczął spoglądać w sufit, co ułatwiało mu wiele spraw. Zamknął oczy, wiedząc, że na to Puchon już nic nie poradzi, nie będzie mógł na siłę unieść jego powiek, nie będzie mógł spróbować zajrzeć w jego ciemne oczy, w których coś się czaiło, ale Max nie umiał tego odczytać. Czuł się teraz, jakby oblazły go mrówki i miał niesamowitą chęć wrzaśnięcia na Finna, żeby w takim razie się wynosił, skoro nakreślił te granice, bo z góry faktycznie wiedział czego chce. Ale przecież sam również je zaakceptował, przyjął je, więc równie dobrze mógł drzeć się sam na siebie. Milczał przez długą chwilę po tym, jak Puchon zadał pytanie, aż w końcu odetchnął głęboko. - Kiedy dowiedziałem się, że mój ojciec zakładał, że matka przestanie być dla niego czarownicą, a ja urodzę się normalny… Kiedy widziałem, jak traktował moją… mamę bardzo źle, bo się za mną wstawiała, zawsze zastanawiałem się, po chuj istnieje miłość. Zakochujesz się i możesz znosić tak wiele, bo widzisz w kimś kogoś wyjątkowego. Obiecałem sobie, że nigdy się nie zakocham - powiedział i tym razem uniósł ramiona, by położyć ręce na twarzy, by zasłonić przedramionami złożonymi na krzyż zamknięte oczy. Nie mówił o tym nikomu, ale wydawało mu się, że Finn powinien to usłyszeć. - Ale im jestem starszy, tym mam większą świadomość, że to tak nie działa. Gdyby one umiały sobie powiedzieć, że nie chcą się zakochać i tego nigdy nie zrobią… To przecież by z nim nie były. Myślę, że to po prostu dzieje się niezależnie od ciebie. A skoro do tej pory po prostu spotykałem kogoś i spędzałem z nim tylko parę chwil, to nie było na to miejsca - dodał ostatecznie, starając się wyjaśnić jak najlepiej swoje podejście do sprawy. Miał wrażenie, że Finn chciałby usłyszeć coś innego, a może po prostu sprawdzał, po jakim polu minowym chodzi, nie chcąc, żeby znowu wyszło jak ze Skylerem. Nie musiał się jednak martwić. Przecież Max taki nie był. Zacisnął nieco mocniej zęby, czując jednocześnie, że oczy go pieką i powoli zaczynam zasychać mu w gardle.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Czasami wystarczyło jedno małe słowo aby zmienić nastrój. Tak samo jak ze spokoju przeszedł z opanowania do irytacji przez "szlamowatość" tak teraz najwyraźniej to on zadziałał na nerwy Maxa. Co innego miał powiedzieć? Wprowadzić go w zawiłe ścieżki swoich odczuć, obaw i pragnień? To nie był na to czas, nie takie miejsce, kiedy jawnie przetrzymywali domek zmuszając Lou i Cysię do przebywania poza tym terenem. Nie chciał sam siebie przygnębiać i jego też… a to brzmiało znajomo. Czyż nie oszczędzał wszystkiego Viniemu i Skylerowi, aby nie psuli sobie humoru? Dlaczego w ogóle stawiał Maxa obok nich skoro mieli się nie angażować? Jego energia oklapła tak jakby wyssano z niego całą chęć do tego dnia. Mimo wszystko zachowywał spokój, zwyczajne skinięcie głową wyciszyło irytację, wyjaśnienia trafiły na podatny grunt i nawet jeśli czaiło się gdzieś niedopowiedzenie to przecież mają czas, aby wszystek sobie wyjaśniać, prawda? - To trudny czar. Sprawia mi non stop kłopoty. - mruknął na znak, że nieumiejętność wyczarowania go jest normalna. Poczuł się… wysłuchany. Max nie musiał wiele mówić, patrzył i przyjmował to, co Finn mu mówił. Nie negował tego, nie oskarżał, po prostu słuchał a Finn nagle coś zrozumiał. - Bałbym się go spotkać znów. - szepnął… nie, on poruszył ustami i wydostał się z niego najcichszy zalążek głosu, a więc mogło to utonąć w szmerach, w dźwięku przerzucania się na plecy czy w hałasie westchnienia. Roztarł swoje lewe ramię ostatecznie chcąc wyciągnąć się z rozmowy na temat ex, by dowiedzieć się więcej. Punkt widzenia Maxa interesował go, a więc pytał i udawał, że jest mu to obojętne, a przecież było to kłamstwo. Wyczuł, że zrobiło się nie tylko ciemniej ale i smutniej. Zerknął kątem oka na Maxa, gdy ten przesłonił całkowicie swoją twarz. Leżeli tak blisko, powinien go dotknąć, chciał tego ale czemu ręka była ciężka jak z ołowiu? Czekał, starał się oddychać jak najciszej aby nie zakłócać jego milczenia. Słuchał i go poznawał. - Tego nie da się chyba zrozumieć ani zapomnieć, że się kogoś kocha albo kochało. - był ostatnią osobą która mogłaby próbować wyjaśnić motywy jego matki, której nie znał. Drgnął przy tej obietnicy by się jednak nie zakochiwać. Czemu nagle czuł, że to dziecinne strzelanie focha? Zrobiło mu się głupio więc utkwił wzrok na nowo w suficie skoro Max chciał być sam ze swoim spojrzeniem właśnie teraz, gdy się zwierzał. Niejako została mu wytknięta (czyżby nieświadomie) bezsensowność ich umowy. Musnął palcami skórę jego odkryte udo, chcąc tym gestem zwrócić na siebie uwagę. Spoglądał na ukryty profil chłopaka. - Dlatego muszę cię o coś zapytać. O to… o to co zrobimy, jeśli któryś z nas nieumyślnie złamie umowę? - gardło miał ściśnięte ale wydusił z siebie ważne pytanie które nękało go już dłuższy czas. - Zaczęliśmy się przyjaźnić. - oznajmił oczywistość, której nie można zaprzeczyć. - Istnieje ryzyko, że… że coś może pójść nie tak. Czy mamy plan B albo C? - zapytał chcąc by najlepiej to on podjął za nich decyzję, aby nie trzymać tej odpowiedzialności na barkach kiedy zaczynał czuć coś podejrzanego ilekroć ten się do niego przytulił, za każdym czulszym gestem i pocałunkiem. Serce zabiło szybko, ten dźwięk zagłuszał mu myśli. - Nie mamy na koncie paru chwil. Możemy je liczyć już w kilkudziesięciu. - odwrócił wzrok, jakby właśnie powiedział coś co nie powinno mieć nigdy miejsca. Walczył z pokusą złapania jego palców między swoje. Nie można, bez komplikowania, bez katowania siebie czymś co nie wiadomo skąd pochodzi. Ułożył ręce na swoim brzuchu, aby ten gest miał go bronić przed ulegnięciem pokusie.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Był coraz bardziej zmęczony i miał wrażenie, że poruszają zdecydowanie zbyt wiele tematów, ale nie umiał i chyba nie do końca chciał od nich uciekać. Nie czuł może żalu do Finna z powodu tego, że ten nie wszystko mu wyjaśnił, ujawnił, czy zrobił cokolwiek takiego, ale było mu z tym jakoś zadziwiająco ciężko. Nie wspominając w ogóle o tym, że uwaga o patronusie spowodowała, że poczuł się chyba jeszcze gorzej, chociaż nie umiał powiedzieć dokładnie - dlaczego. To było jak kolejny ciężar, którego nie umiał unieść, ale zostawił to, nie poruszył, po prostu pozwolił, żeby to wybrzmiało. Może szkoda, że nie usłyszał tego cichego wyznania, jakie padło z ust Finna, może wtedy zapytałby o coś więcej, może wtedy jeszcze zdołałby jakoś pociągnąć ten temat, a tak, cóż, powiedzmy, że pod tym względem utknął w dość martwym punkcie. Uwaga na temat miłości nie była dla niego co prawda obca, ale mimowolnie pomyślał znowu o tym, że Finn faktycznie mówił o sobie, odnosił to do siebie i do tego, co czuł i pomyślał, że to coś, czego po prostu nie da się przeskoczyć. Skoro kochał swojego chłopaka, to chyba znaczyło, że w pewien sposób kochał go dalej, co z kolei prowadziło do myśli, że może się w coś jednak wpierdalał... Więc jednak? Słuchał tych wszystkich pytań i wątpliwości, zastanawiając się jednocześnie, czy Finn się tego naprawdę boi. Nie umiał tego do końca zrozumieć, patrzył na to jedynie z boku, zestawiał to z czymś, co nie dotyczyło jego. Nigdy nie kochał żadnej dziewczyny albo chłopaka, nie zapadał się w tym uczuciu, nie potrzebował go. Nie był zatem w stanie zrozumieć tego, o czym mówił Finn, tej całej amortencji, patronusa, najszczęśliwszego wspomnienia, a jednocześnie miał dziwne wrażenie, że nawet nie powinien próbować z tym konkurować. W żaden sposób. To brzmiało tak, jakby Finn już to wszystko przeżył i wcale nie chciał robić tego znowu, co pokrywało się z zawartą umową, a Max przecież sam powiedział, że nie musi się o niego martwić. I starał się w to wierzyć, ale im dalej o tym rozmawiali, tym czuł się cięższy i bardziej zmęczony, kiedy uświadamiał sobie krok po kroku, że znajdował się na zupełnie innej pozycji, niż osoba, o której dyskutowali. Nie rozumiał również zupełnie, jaką dokładnie zagrał tutaj rolę Skyler, ale nie wiedział, czy tak naprawdę chce się w to zagłębiać. Inaczej. Finn nie chciał, żeby to robił. Właśnie. Znowu poczuł się dziwnie pusty i przez chwilę zastanawiał się, po co w takim razie próbował wywołać tę wizję. Działo się z nim coś dziwnego, ale nie zamierzał mówić tego na głos. - A musimy mieć plany awaryjne, Finn? Zależy ci na tym, żebyśmy go opracowali? I co chciałbyś w nim zawrzeć? Nie jestem w stanie zaplanować tego, co zrobię albo co się stanie, ale mam wrażenie, że chciałbyś, żebym powiedział, że po prostu dam ci spokój. Tego chcesz? Boisz się, że znowu będziesz przeżywać coś tak bardzo, że nie będziesz mógł oddychać? Jeśli tak, to powiedz to lepiej teraz, póki można jeszcze się wycofywać - powiedział cicho. Widział i czuł doskonale, że Finn nie chciał go teraz dotknąć i to go bolało, ale jednocześnie podkreślało granicę, jaką przecież sami sobie narzucili. Odsunął ręce i patrzył w ciszy w sufit, zastanawiając się, co miałby mu powiedzieć, co miałby mu obiecać, jak miałby wyglądać jakikolwiek plan awaryjny. Coś takiego istniało? - Lubię cię, Finn i nie chciałbym musieć wszystkiego przekreślać, ale nie jestem w stanie powiedzieć ci, co się stanie, jeśli zerwiemy warunki umowy. Nie wiem, czy istnieje ktokolwiek, kto byłby w stanie to przewidzieć - powiedział w końcu, a później podniósł się i usiadł. Miał wrażenie, że jest tak strasznie ciężki, a przecież wypełniała go pustka. Powiedzieć, że był skołowany, to jak nie powiedzieć nic, nie wiedział, czego chłopak od niego oczekuje, nie umiał za nim nadążyć, ale chyba bardziej niż kiedykolwiek czuł, że ten nie chce się do niego zbliżać i to piekło. Znowu pomyślał o tym, że to dla niego walczył z przyszłością, a teraz… Odetchnął głęboko. Po prostu powinien był wypić te eliksiry, powinien iść spać, powinien zrobić wiele rzeczy, których zrobić już nie mógł. Naprężył mimowolnie mięśnie, zmarszczył brwi i spojrzał na własne dłonie, które zacisnął w pięści. A później wsparł się na ręce i przekręcił tak, że pochylił się nad Finnem. Drżał mocno, bo utrzymanie się w tej pozycji było teraz dla niego bardzo trudne. - Chcesz, żebym obiecał ci, że to się nie stanie, a później łamał to, tak samo jak łamię umowę?
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Coś go zabolało kiedy usłyszał odpowiedź Maxa - słuszna interpretację jego słów. Poruszył się niespokojnie na łóżku i odniósł wrażenie, że choć leżą blisko siebie to dzieli ich ogromna odległość. - Nie, to nie tak. Nie chcę żebyś dawał mi spokoju bo mi się to podoba. - czuł się taki odsłonięty i podatny na słowa, wszystkie trafiały w sam środek serca i to bolało bo zrozumiał, że właśnie teraz może stracić Maxa na własne życzenie. - Chcę… chciałem tylko wiedzieć czy w ogóle dopuszczasz do siebie taki scenariusz i jak się na to zapatrujesz. - czuł na krańcach policzków gorąc co mogło poświadczyć o istnieniu zawstydzenia. - Źle się wyraziłem. Źle ułożyłem pytanie. - mruknął zdając sobie sprawę jak bardzo się teraz pogrąża bo jasne było, że chciał jakiegoś zabezpieczenia na wypadek gdyby dopadło Finna któregoś z nich zakochanie. Poza tym nie oszukujmy się, jedno z pytań Maxa było bolesną prawdą. Chciał to stłumić ale poczuł, że to zły pomysł. Musi wysilić się na otwarcie przed chłopakiem, aby wytłumaczyć się ze swojego zachowania. Był mu to winien. - … ale w jednym masz… masz rację. - strasznie ciężko było mu to mówić i Merlin mu świadkiem nigdy nie wypowiedział tego na głos nawet sam przed sobą. - Boję się, że znów nie będę mógł oddychać przez to uczucie. I gorzej, że zostanę z tym później sam. - nigdy nikomu o tym nie mówił, nawet Dinie. Z drugiej strony to było przecież oczywiste, czyż nie? To naturalne, że człowiek obawiał się powtórki z historii i choć Finn wydawał się bronić przed tym to jednak gdyby naprawdę nie chciał ryzykować to już dawno temu zrobiłby w tym zwrot. - Ale to nie znaczy, że nie… - urwał w połowie zdania gdy Max nagle usiadł. Tknęła go panika, że ten chce odejść, narzucić dystans a na to nie był gotowy choć zazwyczaj leżało to w jego zwyczaju. Zacisnął zęby tak mocno jak Max pięści. Chwycił go na wysokości łokcia, gdy ten się z trudem nachylił. - Utrzymanie umowy i tak nam nie wychodzi? - obietnica nie miała żadnej mocy bo nie da się uodpornić na zakochanie i właśnie zdał sobie sprawę, że zachowywał się jak skończony idiota gdy to proponował. - Ostatnimi czasy zrobiłeś kilka rzeczy które mnie ruszyły, Max. - szeptał do siebie i do niego, a drugą rękę posłał na wysokość jego żeber, łakomie rozcierając wilgoć ze skóry. - Złamałem przez to słowo i zrobiłem się zazdrosny. - skoro już i tak się pogrążał swoją głupotą to nie zaszkodzi przyznać się dla odmiany do swojej zaborczości która raz po raz się w nim rozpalała. Tak na dobrą sprawę wolałby cofnąć czas i o to nie pytać, a po prostu dalej milczeć.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
To było takie ciężkie, że nawet nie do końca rozumiał, skąd się wzięło. Było przytłaczające, świadomość tego, co się działo, co zostało powiedziane, czego mógł oczekiwać Finn. Z drugiej strony Max miał wrażenie, że przecież już do tego przywykł, że tak było, że inni go odpychali. Gdyby się nad tym zastanowić, to właściwie był gotów na to, że Lou faktycznie nie zechce się z nim zaprzyjaźnić, że Alise już mu nie zaufa, był gotów na to, że Finn postanowi po prostu skończyć tę farsę z umową i uzna ją za niebyłą. I odejdzie. A jednak to wszystko było tak przytłaczające i zaczęły wracać do niego obrazy tego, co działo się w domu. Później znowu przyszła mu do głowy myśl, że może robi z siebie kretyna, narażając sie chuj wie po co, skoro to mogło do niczego nie prowadzić. Trudno powiedzieć, czy nawet dokładnie dotarły do niego słowa, jakie w tym czasie wypowiadał chłopak, czy może jedynie były tłem do jego własnych rozważań, tłem do tego, co się działo, co czuł i na co się potencjalnie szykował. Później jednak odetchnął ciężko, bo skoro faktycznie Finn tego się bał, to powinien dać mu spokój, bo, kurwa, nikt nie wiedział, dokąd prowadziły ścieżki, jakimi wędrowali. Miał zapytać przyszłości, co ich czeka? Żeby zdecydować, co dalej? Nie wiedział już zupełnie, czego Finn od niego oczekuje i zaczynał mieć prawdziwy mętlik w głowie, a zmęczenie robiło swoje. Uciekł, bo wydawało mu się, że to jest właściwe, ale wrócił, bo nie mógł się powstrzymać. - Nie masz się czego bać. Powiedziałeś, że nigdy już nikogo tak nie pokochasz - powiedział cicho, kiedy już się nad nim pochylił. Trudno było mu utrzymać się w tej pozycji i miał wrażenie, że prędzej czy później po prostu opadnie na Finna, bo nie będzie w stanie zmusić ciała do dalszego wysiłku. Ten nie wydawał się nazbyt wielki, ale jednak był, jednak go odczuwał, ten ciężar i zmęczenie, to wszystko, co go tego dnia dotknęło. - Chyba mi nie powiesz, że nie złamałem jej wtedy, kiedy przyniosłem do ciebie ten model smoka? Albo w czasie pikniku? Pod drzewem? - powiedział na to, bardzo spokojnie. Jego oczy również nie zdradzały burzy i tych małych otarć, które znajdowały się gdzieś w jego wnętrzu, zamykał się stopniowo, uciekał znowu, a chwilę później na jego twarzy pojawił się wyraz całkowitego niezrozumienia. Zamrugał, usiłując zrozumieć o czym Finn mówił, ale stanowiło to dla niego jakąś bliżej niepojętą zagadkę, zresztą, nie do końca był w stanie pojąć, skąd brała się ta zazdrość, skoro przecież nie zrobił nic niesamowicie otwarcie, a już na pewno nie wylądował z nikim innym w łóżku. Dlatego też zamrugał i poczuł się jeszcze bardziej skołowany, na tyle oszołomiony, że nie bardzo koncentrował się na dotyku Finna, na tym, co ten robił, jakby chciał pokazać mu w ten sposób, że czegoś mu brakowało, że za czymś tęsknił. - Za-zdrosny? - spytał w końcu, nie mając pojęcia, jak ma na to zareagować. Poza tym nigdy w życiu nie przyszłoby mu do głowy, że coś podobnego może się wydarzyć, że ktokolwiek może być zazdrosny o to, co robi, jak się zachowuje. O niego. To brzmiało tak absurdalnie, na dokładkę powiedział to Finn, który bez gadania zaakceptował te warunki, który ich przestrzegał, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że ma się do niego nie zbliżać, a przynajmniej Max tak odczytywał większość jego zachowań. Z drugiej strony… z drugiej strony musiał przyznać, że Finn też naginał umowę, może na równi z nim samym, sam nie wiedział. Teraz jednak był naprawdę w szoku, bo pierwszy raz w życiu mierzył się z taką sytuacją. Ręce, na których się wspierał, drżały zaś coraz mocniej.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nie patrzył na niego, nie skomentował w żaden sposób faktu, że nie pokocha nikogo tak jak Viniciusa Marlowa. Podświadomie czekał na te słowa, że to błędne rozumowanie, że właśnie może pokocha kogoś jeszcze mocniej, że przyćmi pierwszą miłość. Czekał na to a przecież takie słowa nie nadejdą. Pozostanie słuchanie Diny, która zachęcała do ufności pomimo związanego z tym ryzyka. Skyler też próbował non stop, raz za razem bo czemu? Chciał być kochany i tyle. To ludzkie. Powinien raz na zawsze zamknąć tamten rozdział i pogodzić się z faktami. Pozostaje pierwotne pytanie czy kłamał mówiąc, że już nie pokocha nikogo. Z jednej strony nie było to oszustwo, bowiem wierzył w to z powodu depresji, z drugiej zaś nie można z góry zakładać, że się czegoś nie poczuje. Wyjaśnili to sobie, a więc powinien zamknąć się i pozwolić dziać się wszystkiemu tak jak powinno. Zero przyspieszania, zero presji, a jednak nieumyślnie ją wywarł. - Nie powiedziałem, że złamałeś umowę. - obaj tylko ją mocno nadwyrężali ale najwyraźniej robili to za niepisaną, niemą zgodą drugiego. - My jej od początku kiepsko przestrzegamy. - dodał, aby zaznaczyć oczywistość, której nie poruszali słowem. Wyznał mu swoją winę, otworzył się tak bardzo i czuł, że wystawia się na niebezpieczeństwo. Upewnił się w tym widząc zszokowaną minę Maxa. Podniósł się do siadu, ale przez czas trwania tego ruchu trzymał mocno jego ramiona. - Nie będę robić scen. Spokojnie, Max. Czuć zazdrość a aktywnie przez nią reagować to dwie różne rzeczy. - zaznaczył, że zachowa spokój i powściągliwość nawet jeśli nie będzie mieć na to ochoty. - Nie martw się tym. - poprosił odczytując jego głębokie zdziwienie jako zwiastun wybuchu gniewu. To chyba czas, aby go napoić eliksirami, aby nie doprowadzić Maxa do jeszcze gorszego stanu. Zaczynał powoli żałować, że poruszał trudne tematy, że wiele ucinał… a jednak Max mógł na moment zajrzeć do umysłu Finna, a tam istniał chaos, co już skomentował w ten sposób Cassius, gdy go hipnotyzował. Odpychał kogoś od siebie by sprawdzić czy ta osba zostanie pomimo odmowy. Odpychał, aby następnie przyciągnąć do siebie jeszcze bliżej niż kiedykolwiek. Wsunął dłoń między jego łopatki co było jego małym znakiem, że nie zostanie odepchnięty. Wyjaśnili, że umowa jest bezsensowna i to już spory krok. Nie mieli już czym się zasłaniać.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Nie mógł powiedzieć tego, czego Finn tak bardzo potrzebował. Nie był tą osobą, która mogła mu to zapewnić, która mogła mu obiecać, że nic się nie skończyło, że może się myli i znowu kogoś pokocha, nie mógł tak twierdzić, skoro dopiero co sam przyznał, że nie bardzo wie, czym ta miłość jest. Nie mógł go oszukiwać, jakkolwiek nie wyglądałaby ta ich jebana gra, nie był w stanie naopowiadać mu kłamstw i twierdzić, że wszystko jest w porządku. Poza tym, jak mógł mu mówić o czymś, co powinien poczuć sam? Nie mógł mu zapewnić, że coś się wydarzy, nie był nim, nie siedział w jego głowie, nie znał tak dobrze jego serca, by móc za niego decydować. Dlatego nie powiedział nic, nie poruszył tej kwestii, zostawił ten temat całkowicie na boku, jednocześnie jednak zaczynając chyba lepiej rozumieć, że rywalizowanie z tym uczuciem, to niemalże jak porywanie się z motyką na słońce. Jeśli było tak wielkie, jak przypuszczał, jak się rysowało, to zapewne nikt tego nie zmieni. Nigdy. Przynajmniej tak sądził, ale był w tym temacie kompletnym laikiem. - Nie musisz tego mówić, bo obaj mamy świadomość, że nie da się jej przestrzegać - powiedział cicho i pokręcił lekko głową, bo przecież doskonale wiedział, że to wszystko było tylko pierdoleniem bez sensu. Nie mieli szans na to, by coś z tym zrobić, nie mieli szans na to, by jakoś mądrze do tego podejść, coś się po prostu działo i działo się to niezależnie od nich. Kurwa, to było takie proste, ale obaj mieli swoje życia, utarte schematy i nie umieli ich zmienić. Max przystawał na zasady gry Finna, nie zastanawiając się za mocno, co ze sobą niosą, a potem prędko zrozumiał, że to wszystko bzdury pisane palcem po wodzie. Teraz zaś patrzył na niego oniemiały, obserwując, jak ten siada. Nie umiał zrozumieć, o czym dokładnie mowa, nic zatem dziwnego, że zmarszczył nieznacznie brwi i poruszył wargami, kiedy Finn wyciągnął rękę, nie pozwalając mu tym samym nigdzie odchodzić. Max przesunął się, by być nieco bliżej, by odciążyć ręce, na których nadal się wspierał, a później nieoczekiwanie, nieco nieprzytomnie, parsknął czymś niby śmiech. - O co to ty jesteś zazdrosny? O mnie? - rzucił, z wyraźnym niedowierzaniem, bo to właściwie nie mieściło mu się w głowie i chyba nigdy nie brał tego na poważnie. Zakładał, że Finn może dostać piany na pysk za te wszystkie odzywki, jakie rzucał dookoła, o te zaczepi i durne zabawy, ale nie widział obecnie podstaw do tego, by faktycznie chłopak miał czuć takiego. Jakbyś ty miał powód do tego, żeby się jeżyć na Skylera. Był już znużony, więc nie zdziwił się, kiedy ręce się w końcu poddały i ugięły, a on po prostu opadł na Finna, czując już spore zmęczenie. Wiedział już na pewno, że cokolwiek się teraz stanie, nie zajrzy w przyszłość, a przynajmniej nie zrobi tego świadomie. Jeśli bramy miałyby na nowo się otworzyć, to nie z jego woli, a naturalnie tak jak zawsze, jak za każdym razem. Chciał jednak jeszcze usłyszeć wyjaśnienie, chciał jeszcze zrozumieć tę jedną rzecz, bo nie mieściła mu się ani trochę w głowie. Kiedy sam podawał tę zasadę, właściwie nie odnosił jej do niczego konkretnego, a teraz był po prostu w szoku, że o niej rozmawiali, że w ogóle doszło do czegoś takiego, że Finn twierdził, iż był zazdrosny. Głowa jednak zaczynała mu ciążyć, dokładnie tak samo jak powieki i wiedział, że świadomość wkrótce mu znowu ucieknie.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Co należało to zostało powiedziane. Koniec z umową choć obaj wiedzieli, że muszą zachować ostrożność względem siebie i jeden na drugiego nie może naciskać. Max nie zareagował przerażeniem na wieści o potencjalnej zmianie relacji, sam Finn podchodził do tego ze znacznie spokojniejszym lękiem bowiem zrobił najważniejszą rzecz: od razu wyjaśnił czemu zakochanie nie jest mu mile widziane, Max to zaakceptował choć samemu Finnowi nie przyszło na myśl, aby traktować jego uczucia do Viniego w sposób konkurencyjny. Nie miał pojęcia czy istnieje coś silniejszego niż to co do niego czuł, ale pierwszy raz od tak dawna coś się w nim poruszyło przez Maxa, który wywołał to tym pierwszym gestem, pod zakręconym drzewem, kiedy go tak spontanicznie pocieszająco pogładził po poliku. Dla innych to zwyczajna pieszczota, u Finna urosła do niebotycznych rozmiarów, miała swoje znaczenie, miejsce i wywołała nowe reakcje. Bał się, to normalne, ale nieudolnie starał się pokazać (oczywiście nie potrafił wprost) że chciałby być szczęśliwy pomimo faktu, że jest już mocno wadliwy. Świadomość, że jest jednak potrzebny Maxowi, że ten chce mu ufać sprawiała, że czuł się użyteczny i to był powód, aby walczyć ze sporadycznie nawracającym kryzysem. Po ostatnich tygodniach czuł, że ta zła noc nadchodzi. Wyczuwał ją i nie umiał ostrzec Maxa, bo nie wiedział kiedy to dokładnie nastąpi. Coś się w nim zbierało, jakaś rozpacz, żal, tęsknota, zazdrość… cała mieszanka która w końcu wybuchnie gdy ten opadnie w objęcia Morfeusza. Parsknięcie śmiechem nie miało w sobie wesołości, a zwróciło uwagę Finna, że istotnie Max może mieć problem z poczuciem własnej wartości. To pytanie brzmiało jakby chciał obrócić to w żenujący żart. - Tak, o ciebie, Max. Teraz tylko o ciebie. - potwierdził to bardzo wyraźnie, aby chłopak zakodował tę informację w pamięci. - Sęk w tym, że moja zazdrość uruchamia się w teoretycznie zwyczajnych sytuacjach. Szlag mnie trafił pierwszego dnia wakacji kiedy dziewczyny żartowały kto ma z tobą spać w jednym łóżku. Żarty żartami, ja byłem piekielnie wściekły. Chciałem mieć cię na wyłączność. Ba… - nachylił się subtelnie do jego ucha, aby wyszeptać: -... nadal chcę. - przygarnął go ku sobie gdy sił mu zbrakło. Przyjął ten ciężar ciała, którego spodziewał się znaczenie wcześniej. - Trzymam ją w ryzach, a ty o tym wiesz. - dodał jeszcze, wyciągnął ramię po kubek z eliksirami i podsunął go do rąk Maxa, aby samodzielnie to wypił. Dopiero gdy upił chociaż trochę to objął go ramieniem i wrócił do pozycji leżącej, ale z jego twarzą ułożoną tuż na wysokości swojego obojczyka. - Wiem, że sobie tego nie życzysz więc nic z tym nie zrobię. - to będzie zaś kosztować go sporo dobrego humoru, ale musi przynajmniej postarać się udawać obojętność kiedy zazdrość chce wejść na pierwszy plan. Chłopaka Skylera ma ochotę walnąć klątwą za samo istnienie obok Sky'a ale widział, że to chore, bezpodstawne że nie zostanie mu wybaczone, a więc trzymał zazdrość w sobie i jedynie ograniczał się do posępnego spojrzenia gdy widział ich razem. Z Maxem było inaczej, a jednak pojawiły się już symptomy zaborczości. Naciągnął kawałek prześcieradła na biodra chłopaka, a odniósł przy tym efekt deja vu. Robił to już wielokrotnie i to identycznym gestem. Spostrzegł w nim postępujące zmęczenie, a więc był przekonany, że lada moment Max odpłynie, a Finna interes w tym, aby zasnął wygodnie. Odchylił głowę, aby przytulić usta do jego czoła. Przy okazji sprawdził jego temperaturę ciała. Wymamrotał coś niezrozumiałego i koncentrował się usilnie na swoich odczuciach kiedy go tak trzymał.