Dwadzieścia cztery godziny na dobę... Siedem dni w tygodniu możesz przyjść i zakupić alkohol, a następnie wypić go przy kontuarze albo na świeżym powietrzu na drewnianych ławkach. Ceny są przystępne i możesz mieć pewność, że nie przepłacisz ani sykla. Kręci się tu sporo mugoli aczkolwiek jeśli poprosisz o menu MagicDrink to dostaniesz znacznie ulepszoną kartę alkoholi... niedostępnych dla mugoli. To przykład idealnego połączenia obu światów, które potrafią ze sobą współistnieć w jednym miejscu bez naruszania paragrafu o zachowaniu tajności.
Spoiler:
✦ Nalewka Ghula - bardzo mocny alkohol z dużą ilością wódki oraz ognistych nasion. Smak pikantny, możliwe odbijanie się płomykami. ✦ Likier morski - miętowo- czekoladowy likier ze śpiewającą parasolką. Pozostawia orzeźwiający oddech. ✦ Śpiew spalonej - trunk sprzedawany jednorazowo w ilości maksymalnie pięćdziesięciu mililitrów ze względu na ryzyko bardzo szybkiego uzależnienia. Do drinku dodawany jest eliksir gromu, a więc po wypiciu czarodziej jest bardzo pobudzony, a jego źrenice się rozszerzają. ✦ Echo niewolnika - barrrrrdzo orzeźwiający drink o cytrusowym smaku. Wystarczy kilka łyków a temperatura ciała spada. Przedawkowanie grozi hipotermią. ✦ Taniec meduzy - rum, cukier, woda sodowa, dużo owoców i szczypta bełkoczącego napoju dla poprawy smaku gwarantuje rozwiązywanie się języka. Można pić jeden za drugim, a dopiero po siódmym człowiek pragnie tańczyć i góry przenosić. ✦ Zaklęte voodoo - tak na dobrą sprawę nikt nie zna receptury tego drinka. Wyczuwa się w nim połączenie tequili i likieru. Alkohol dymi na niebiesko, a przygotowanie go zajmuje dobrą godzinę. Daje niezłego kopa, a więc ostrożnie
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wakacje jak dotąd przebiegały Maxowi dość intensywnie. Nie spodziewał się, że Luizjana będzie oznaczała dla niego tyle zmian. On i związek to była jakaś abstrakcja, do tego Oliv była dla niego jakaś dziwnie chłodna. Z Luckiem też nie miał za bardzo okazji porozmawiać od kiedy opuścili Anglię.... Solberg bardzo dużo czasu spędzał w samotności, poznając tę magiczną część Ameryki po swojemu. Krążące tutaj legendy i cała historia związana z Luizjaną ogromnie go fascynowały dlatego też pałętał się bez celu po opuszczonych plantacjach, rozmawiał z tubylcami i przede wszystkim, odwiedzał chyba wszystkie bary na swojej drodze. Tak się stało, że dzisiaj padło na bar Tabasco. Już od progu odniósł wrażenie, że ten wieczór będzie inny od pozostałych. Kierował swoje kroki do baru, by uraczyć się jakimś tutejszym drinkiem (legalnie, a jak!), gdy nagle usłyszał znajomy głos. Zatrzymał się w pół kroku i odwrócił głowę. Przy stoliku nieopodal niego siedziała @Gabrielle Levasseur , a obok nie kto inny, jak sam @Lucas Sinclair. No takiej okazji przepuścić nie mógł. Może nie był w szczycie formy, biorąc pod uwagę, że przyszedł tu zabawić się troszkę lepiej niż powinien, ale Lucjana i puchonki to wieki już nie widział. -Witam znajome mordeczki. - Podszedł do nich z ogromnym uśmiechem. Przywitał się buziakiem w policzek z Gab i przybił piątkę kumplowi. -Widzę, że się mnie spodziewaliście. - Żartobliwie wskazał na drinki, które właśnie przyniósł barman i przywłaszczył sobie ten, który najwyraźniej miał należeć do Lucasa. -O czym tu tak ćwierkacie? - Zapytał testując gusta alkoholowe kumpla, które po raz kolejny go nie zawiodły. Brakowało mu jednak jednej bardzo ważnej przyprawy. Gdy pozostała dwójka zajęła się mówieniem, Max po kryjomu wyjął z kieszeni małą fiolkę i opróżnił ją prosto do drinka, którego właśnie sobie przywłaszczył. Wiedział, że jego towarzysze nie mogli być świadomi o tym, co się właśnie stało. Nie pierwszy raz robił coś głupiego przy innych, a wiedział, że otwarte raczenie się Eliksirem Otwartych Zmysłów raczej nie należało do najbardziej rozsądnych decyzji. -Czy ja usłyszałem coś o Alise? Ciekawe jak tam Andrzej i Rychu... - Dodał jeszcze ponownie spoglądając na Gab, która to zapytała o "dziewczynę" Lucasa.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nawet gdyby blondynka spóźniła się dwie minuty, według jego śpieszącego w dodatku zegarka i tak usłyszałaby choćby drobną uszczypliwość z tym związaną. Tacy już byli względem siebie, co tu dużo mówić. Jednak nigdy nie zdarzyło się, aby takie przekomarzanie przerodziło się w istną kłótnię i wykonaniu Ślizgona i Puchonki, dlatego, chyba nie była to niebezpieczna wojna słowna. - Następnym razem to ja przyjdę godzine po czasie, żeby było sprawiedliwie - oznajmił rozbawiony, trącając ją lekko łokciem w bok, kiedy przeciskała się miedzy niego, a krzesło barowe, aby chwilę później na nim usiąść. Rzeczywiście, ta dwójka nie poruszała jeszcze tematu swoich "partnerów", więc chyba taka szczera rozmowa przy drinku, jak najbardziej im się przyda. Co prawda Sinclair wiedział trochę o relacji, jaka łączyła Levasseur z Rowlem, jednak znał tylko kilka szczegółów dotyczących ich układu, a nie całą prawdę, dotyczącą ich uczuć względem siebie. I choć na chwilę obecną nazywał siebie przyjacielem Gab, to nie wiedział dużo o jej życiu, ani o chłopakach, którzy się jej podobają. A Charles? Był jego kumplem, który koniec końców nie był zbyt wylewny (jak to facet) i pewnie, gdyby Lucas nie zapytałby go wprost, o tę całą umowę z Puchonką, to nawet o tym by nie wiedział. Za to Sinclair i Alina oszukiwali sami siebie, jeszcze o tym nie wiedząc. Tu sprawa była poniekąd prostsza, ale niestety oni także, podobnie jak tamta dwójka, byli głupcami, więc mógł z tego wyjść niezły labirynt... Uśmiechnął się, słysząc kolejne słowa Gabs, która wyraźnie chciała się dzisiaj odchamić, co bardzo pasowało Ślizgonowi. W końcu on chyba też tego potrzebował. Za dużo ostatnio myślał. Zdecydowanie za dużo. - Jakaś grubsza sprawa, czy po prostu któryś z Twoich adoratorów zaniemógł i cierpisz na niedobór komplementów? - zapytał zadziornie, rozciągając usta w szerokim uśmiechu, aby jeszcze bardziej podkreślić swój żart. - To co? Wolisz Ognistą? Czy może wodę goździkową? - rzucił, poprawiając się na krześle, mimochodem zahaczając o materiał sukienki dziewczyny, który podwinął się nieznacznie, jednak ta szybko ten szczegół dostrzegła i poprawiła ubranie. Już otwierał usta, żeby to skomentować, kiedy za sobą usłyszał znajomy głos. - Solberg, Ty mendo! - przywitał się z kumplem, z szerokim uśmiechem, robiąc mu trochę miejsca, aby mógł się rozsiąść. I to był chyba błąd, bo za chwilę, kiedy barman przyniósł ich drinki, młodszy Ślizgon zgarnął jego szklankę, mówiąc że się go spodziewali. - Nie, nie, nie. Zamów sobie, stary. Ten jest mój. - - poinformował chłopaka, jednocześnie podsuwając drugą szklankę siedzącej obok dziewczynie. Oni to sobie ogarną, ale to faceci, troche im zejdzie. - Właśnie, Gabs o czym my tutaj...? - zwrócił się do Puchonki, przenosząc na nią wzrok, a kiedy usłyszał pytanie związane z Argent, nieco spoważniał. - Powiem Ci nawet więcej, wredoto jedna. Nie tylko wytrzymuje ze mną więcej niż pół godziny, ale naprawdę lubi moje towarzystwo. Inaczej chyba nie proponowałaby tego fejkowego związku... - ostatnie zdanie wypowiedział, jakby sam do siebie, a zobaczywszy pytające spojrzenie blondynki, pośpieszył z rozwinięciem tych słów: - W maju poprosiła mnie, żebym został jej udawanym chłopakiem. Wiem, wiem jak to brzmi - jak szaleństwo. Ale mi się podobało. Ona chciała mieć spokój od facetów, a ja naprawdę lubię spędzać z nią czas. To taka miła odmiana od pustych lasek, które tylko się łaszą... Nie można było odmówić Alise tego, że nie dość, że była prześliczną dziewczyną, to jeszcze inteligentną, bystrą i zabawną. Uwielbiał z nią rozmawiać, śmiać się i całować. W dodatku, po ich wypadzie do Meksyku, to ostatnie polubił jeszcze bardziej... Z zamyślenia wyrwał go głos Maxa, który wspomniał coś o swoich dwóch urwisach, nad którymi opieką miała sprawować Argent. - O, to nic mi nie wspominała, że chłopaki są u niej... Ale Ty uważaj, bo mogą już do Ciebie nie chcieć wrócić. Ona ma takie podejście, że mogą się przyzwyczaić do cioci Aliny. - zażartował, po czym zmarszczył czoło, jakby coś nagle mu się przypomniało. - Solberg, a czy ja Ciebie czasem nie widziałem obściskującego się z czarnoskórą Gryfonką w stołówce? I to nie pierwszy raz! Co w Ciebie wstąpiło? Dziewczyna na dłużej niż jeden tydzień - to do Ciebie niepodobne... - zarzucił kumplowi, po czym zaśmiał się. Już kilka razy spotkał się z takim widokiem i ciągle przekładał to, aby pogadać z Maxem o tym, co to za piękność za nim chodzi, ale jakoś nie było ku temu okazji. Aż do teraz.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gabrielle nie miała nic przeciwko złośliwością zwłaszcza tym padającym z ust Lucasa, inaczej rzecz się miała, kiedy ktoś kogo nie darzyła tak dużą sympatią uderzał w jej czuły punkt - wówczas z uroczej Puchonki zmieniała się w naprawdę wredną osobę. Oczywiście nie była z tego powodu dumna, nie lubiła być złą osobą, bo kto lubił? Niemniej jednak czasem wymagała tego sytuacja, nawet jeśli ona sama źle się z tym czuła. - Jasne, jasne - zaśmiała się, patrząc na niego wymownym spojrzeniem. Ciężko było jej uwierzyć, że Lucas gotów byłby na takie poświęcenie, zwłaszcza jeśli czekałaby na niego chłodna ognista, z pewnymi słabościami ciężko było walczyć, nawet jeśli chciało się komuś zrobić tak po prostu na złość. Gabrielle nie lubiła poruszać tematu uczuć, te zawsze były zbyt skomplikowane, zbyt niepewne, budził kontrowersje, zwłaszcza w przypadku Puchonki, która zawsze uciekała przed zobowiązaniami czy możliwością bycia szczęśliwą. Czy Charlie i Gab darzyli się uczuciami? Tak. Ale czy była to miłość? Teraz dziewczyna nie była tego już taka pewna. Przez cały ten okres, kiedy pozbawiona była towarzystwa Ślizgona próbowała odgrodzić się emocji, jakie w niej wywoływał, choć nie była pewna czy udało się jej to w pełni. - Na brak komplementów nigdy nie mogę narzekać - oznajmiła automatycznie - Ale chyba liczba adoratorów stała się trochę większa niż bym chciała - zaśmiała się, chociaż śmiech dziewczyny nie brzmiał dość szczerze. - Poza twoim tajemniczym drinkiem, ognista drzwi bardzo dobrze - dodała, wskazując barmanowi, że poproszą dwie szklanki, jednak zaraz - kiedy tylko pojawił się przy nich Max - uniosła trzeci palec. - Cześć, Max - powiedziała ucieszona wstając i dając buziaka Ślizgonowi - Gdzie się podziewałeś, kiedy cię nie było?! - zapytała, wyraźnie zaciekawiona. - Właśnie opijamy nasze miłosne porażki - odpowiedziała, bo właściwie nie bardzo wiedziała, jak powinna określić to, co przydarzyło się im obojgu. - I to tylko taki fejkowy związek? - zapytała, obdarzając go podejrzliwym spojrzeniem. Ona sama miała już doświadczenie w dziwnych układach, które nie ani razu nie skończyły się zbyt dobrze. Szybko jednak wzrok z jednego Ślizgona przeniosła na drugiego słysząc o związku, tym razem prawdziwym. - Maximilian Felix Solberg został złapany w sidła miłości? - czyżby świat się właśnie kończył?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Z chęcią przyjął zrobione mu przez kumpla miejsce. Nie żeby był zmęczony, no chyba że po wczorajszym wieczorze w dość kolorowym barze, ale przecież nie będziesz stał obok nich. - Włóczyłem się po tej cudownej okolicy przez większość czasu i kminiłem, jak ogarnąć nowy eliksir. Może znajdę tu coś, co mi się przyda...- Odpowiedział puchonce na pytanie o jego tajemniczą nieobecność podczas tych wakacji. Gdy Lucas zbuntował się przeciwko kradzieży drinka, Max już zatopił w nim swoje usta. -Co Ty z kumplem się nie podzielisz? Zamówię Ci coś w zamian. - Wyszczerzył się wiedząc, że teraz to już będzie walczył o tę szklankę ze wszystkich sił. Nie podobało mu się, że Lucjan mógł odkryć jego plany. - Zresztą, jak to mówią, polizane zaklepane - Delikatnie oblizał brzeg szklanki by podkreślić swoje słowa. - Porażki? Nie mów, że ktoś złamał serce naszej artystce. - Uniósł brew na słowa Gab. Tak naprawdę nie wiedział o niej zbyt wiele, ale chętnie się dowie, a alkohol jest do tego najlepszy. Słysząc wywód Sinclaira o Alise zaśmiał się głośno i poklepał go po plecach. - To faktycznie wyczyn. Nawet ja tyle z.Tobą nie.wytrzymuję. Złota kobieta. -Od kiedy wypadł na nich w ogrodzie polubił krukonkę i uważał, że bardzo pasuje do Lucasa. Nie znał wszystkich szczegółów ich umowy, ale widział, że dość naturalnie wychodzi im to całe "udawanie pary". - A z kim innym mam zostawić dzieci, jak nie z.nią? Przynajmniej wiem, że nie zdechną - Uwielbiał swoje miniaturowe smoczki, ale taki odpoczynek też chętnie przyjął. No i Alise jakoś nie wydawała się zmartwiona tym, że będą pod jej opieką. Słysząc obydwa pytania o swój własny związek zmrużył lekko oczy i popatrzył po pozostałej dwójce. - A co to tak nagle wchodzimy w moją prywatę? Z Mią znamy się nie od dziś i tak jakoś wyszło. W końcu ludzie.dorastają, czy coś, nie? -Zależało nu na gryfonce, ale czy to była miłość? Nie wiedział, bo nie do końca wiedział czym to uczucie jest i jak je zdefiniować. W każdym razie na ten moment faktycznie Solberg pozostawał zajęty i do tego wierny, co mogło dla niektórych być małą niespodzianką.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Inny czas Wbrew pozorom manewrowanie w labiryncie uliczek i zaułków Nowego Orleanu nie było zadaniem prostym, zwłaszcza gdy spacer zbiegał się z czasem, gdy na zewnątrz przebywały niebotyczne ilości ludzi, zarówno tych przemierzających urokliwe miasto w poszukiwaniu godnych zobaczenia zabytków, jak i zwykłych mieszkańców. Pomimo zachowania wszelkich środków ostrożności i niebieganiu wte i we wte, jak kompletny idiota, dwa razy prawie wpadł pod pędzący przed siebie bez opamiętania samochód. I za każdym razem zamiast prostego przepraszam, słyszał za sobą ciąg przekleństw. Może to i dobrze, że wakacje zbliżały się ku końcowi? Przynajmniej nie będzie musiał się martwić o czyhających na jego życie kierowców. W każdym razie, po dosyć długim spacerze, Ignacemu udało się dostać pod adres wskazany mu wcześniej przez sprzedawcę kanapek. Gdyby miał być w stu procentach szczery, to powiedziałby, że oczekiwał czegoś bardziej okazałego. Chociaż nie. Inaczej, bo wręcz przeciwnie spodziewał się czegoś mniej wystawnego, jak i odstającego od pewnych standardów. Liczył, że faktycznie odnajdzie w jakiejś zapyziałej uliczce tajemniczy, zabity dechami sklepik, który tak naprawdę byłby wypełniony różnościami pod sam sufit. Zamiast tego stał przed całkiem eleganckim barem i aż zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno trafił pod właściwy adres. Te wątpliwości szybko jednak przeminęły, ponieważ doskonale wiedział, że facet od bułek powtórzył mu kilkukrotnie zarówno adres, jak i nazwę lokalu. Westchnął ciężko. W sumie mogło mu to wyjść na dobre. Szukał pamiątek, a alkohol był równie dobrym suwenirem, jak każdy inny przez swoją uniwersalność. Bijąc się jeszcze przez chwilę z myślami, Puchon wszedł powoli do środka, rozglądając się dookoła z umiarkowanym zainteresowaniem. Nie chcąc jednak tak kręcić się bez celu po prawie pustym pubie, zajął wolne miejsce przy barze i zamówił pierwszego lepszego drinka, który nie był zbyt mocny. W końcu, jeśli nie uda mu się znaleźć, tego, czego szukał, to będzie zmuszony wznowić swoją wycieczkę krajoznawczą. Tylko dokąd mógłby się udać? Miał wrażenie, że odwiedził już większość sklepików z prezentami. Może wesołe miasteczko? Tak, tam mógłby trafić na coś ciekawego. Chłopak kontynuowałby zapewne swoje głębokie rozważania, gdyby nie to, że barman musiał na chwilę pójść na zaplecze, przez co odsłonił gablotkę, którą do tej pory zasłaniał swoją pokaźnych rozmiarów sylwetką. Ignacy wychylił się, aby lepiej przyjrzeć się znalezisku. Za szkłem skrywały się całe rzędy lokalnych piw w puszkach. Nie były to jednak byle jakie piwa, ponieważ miały naprawdę wyjątkowe etykiety w przeróżnych stylach. Musiał przyznać, że miał ochotę sam kilka kupić tylko i wyłącznie ze względu na ich wygląd. Oh, to był doskonały pomysł na prezent. Aby nie ryzykować, że w międzyczasie wymknął mu się z rąk, mógłby schować je w jednej z lodówek w stołówce. Odpowiednie zaklęcie zabezpieczające i kartka z ostrzeżeniem, a puszki będą bezpieczne aż do dnia ich wyjazdu. Plan idealny! Jak Ignaś pomyślał tak i Ignaś zrobił i po powrocie barmana od razu zagadał do niego w tej sprawie. Okazało się, że alkohole pochodziły z jakiejś lokalnej limitowej edycji. Tym lepiej. Limitowane znaczyło, że wyjątkowe, a tego właśnie z uporem maniaka szukał. Po zapłaceniu zdecydowanie zbyt wysokiej kwoty za kilka dwupaków chłopak opuścił ten zacny przybytek po dopiciu drinka i ruszył w stronę pensjonatu. Spędził pół dnia szukając pamiątek, a wystarczyło zajrzeć do barów. Huh, kto by pomyślał.
- Uuu, mówisz, że mam zbierać już Twój fanklub? - rzucił rozbawiony, słysząc o jej adoratorach. - Jak to "większa niż byś chciała"? Nie mów do mnie kodem, jam jest prosty facet, potrzebuje jasnej odpowiedzi. Kogo mam zapraszać do tego fanklubu? - oczywiście nie mógł darować sobie żartobliwego wydźwięku swojej wypowiedzi, bo nie byłby przecież sobą, gdyby tego nie zrobił. Przy barze pojawił się Max, a wiec trzeba było zadbać i o jego gardło, co młody Ślizgon zawdzięczał Gabrielle, a gdy tylko Sinclair usłyszał o nowym eliksirze, jego brew od razu powędrowała ku górze i zaciekawiony spojrzał na kumpla. - A co ciekawego tworzysz? W ogóle powiedź mi, czy mi się śniło, czy już byłem wstawiony wtedy na urodzinach, czy Ty mi coś wtedy mówiłeś o jakimś "syrenim" eliksirze? - zapytał go, niezbyt pewien tego czy aby sobie nie wymyślił tej rozmowy. Jednak taki temat kojarzył mu się z Solbergiem i nie dawał mu spokoju, dlatego musiał go o to zapytać. - Co Wy macie z tym lizaniem wszystkiego? - wypalił, przenosząc wzrok z bruneta na Levasseur, kiedy usłyszał z jego słowa, którymi niedawno uraczyła go dziewczyna. - Jesteście psidwakami, żeby zaznaczać w tak prymitywny sposób swój teren? - dorzucił po chwili, śmiejąc się. Rozmowa zeszła na temat Alise, szybciej niż Sinclair mógł się tego spodziewać. Był praktycznie w swoim najbliższym gronie przyjaciół, dlatego nie ukrywał niczego, jeśli chodziło o szczegóły jego relacji z Krukonką. - No tak. A jaki? Wiesz dobrze, że u mnie nie ma miejsca na uczucia. To by się nie mogło udać. Bo zawsze coś spierdole, przypadkiem, albo wręcz celowo. - odparł, chwytając jedną z plastikowych słomek i obracając ją w palcach. - I Ty, jełopie przeciwko mnie?! - naskoczył na kumpla, z udawanym wyrzutem, kiedy ten poparł wcześniejsze słowa Puchonki, jednak nie minęło kilka sekund jak zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową. - Ale zgadzam się z Tobą, ma złote serce. Noo, gdybyś je zostawił na przykład mnie, to by zdechły. - rzucił, śmiejąc się. Nie mógł powstrzymać kolejnego wybuchu śmiechu, gdy kiedy zobaczył minę kumpla, po poruszeniu jego sfery miłosnej. Posłał Gabs porozumiewawcze spojrzenie, kiedy tym razem on poklepał Maxa po plecach. - Uwielbiam argument "jakoś tak wyszło". Jeszcze walnij jak baba, że "iskrzy", to umrę... - nabijał się z niego ewidentnie, bo dlaczego miał się powstrzymywać. Byli dobrymi kumplami, praktycznie przyjaciółki, więc na pewno mody Ślizgon nie będzie mu miał za złe, że ten nie bierze jego "związku" na poważnie. - I że Ty niby dorosłeś? - zerknął na niego, a jego spojrzenie mówiło coś w stylu: "niby kiedy?".
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Mimowolnie na komentarz Lucasa wywróciła teatralnie oczami, bo choć dla niego wszystko brzmiało dość zabawnie, to Puchonkę po raz kolejny przyprawiało o ból głowy. - A co? Zostaniesz jego liderem? - zapytała w odpowiedzi, szczerząc się do niego zaczepnie, jednak kolejne pytanie padające z ust Ślizgona szybko zdarło owy uśmiech. - Nikogo, po prostu…. - westchnęła ciężko, nie będąc pewna czy Lucas, nawet będąc jej przyjacielem jest gotowy na takie wyznania, a na pewno nie był jeszcze na to wystarczająco pijany - z resztą ona również. Na szczęście sytuację uratowało pojawienie się Solberga, któremu blondynka posłała wdzięczny uśmiech, choć te zapewne nie zdawał sobie sprawy, że właśnie uratował jej dupę. Słysząc wymianę zdań dotyczącą jakiegoś eliksiru umilkła. Obaj Ślizgoni zdawali sobie sprawę z tego, że nie jest to dziedzina magii w której Puchonka się odnajdywała, dlatego zamiast wypowiadać się na temat, o którym miała jedynie niewielkie, a przede wszystkim podstawowe pojęcia skupiła się na swoim drinku, który trafił już w jej dłonie. Patrząc trochę nieufnie, chwyciła słomkę z barowego pojemnika, zanurzając ją w podejrzanie wyglądającym płynie, by następnie trochę go upić. Skrzywiła się znacznie, gdy pierwsze krople zerknęły się z kubkami smakowymi drażniąc je. Najpierw poczuła delikatne szczypanie na języku, a następnie pieczenie w gardle, które wywołało u niej napad kaszlu. - Rzeczywiście mocne - stwierdziła odzyskując umiejętność mówienia, choć jej zielone tęczówki szkliły się delikatnie. Wtedy do jej uszu dotarło dobrze znane powiedzenie, którego sama użyła wobec Lucasa podczas dziwnego rytuału. - Ha! A nie mówiłam?! - powiedziała, trącając przyjaciela delikatnie w ramię, lecz widząc zdziwione spojrzenie Maxa, w którym kryło się pytanie dotyczące oburzenia drugiego Ślizgona pospieszyła z wyjaśnieniami. - Braliśmy udział w nielegalnym rytuale i go polizała wyraźnie zaznaczając, że polizane zaklepane, ale on totalnie nie chce zastosować się do tej reguły - powiedziała, jakby z wyrzutem choć przed Solbergiem nie kryła rozbawienia wynikającego z tej sytuacji. - Więc proszę cię, wyjaśnij mu, że to jest święta zasada - dodała na koniec, puszczając młodszemu koledze oczko. Wkręcenia Lucasa zawsze sprawiało jej dużo frajdy, a czuła, że w tej kwestii Max może okazać się idealnym kompanem. Szybko jednak opinia Gab uległa zmianie, kiedy ten wszedł na temat jej miłosnych przejść. Wzięła kolejny łyk - tym razem nieco większy - mocnego alkoholu, mierząc się z jego palącym działaniem, jednak z każdym kolejną dawką, jakby działał słabiej. - Po pierwsze żadna ze mnie artystka, po drugie to ja łamie serca innym - zaśmiała się w odpowiedzi, choć drugą część jej wypowiedzi nie miała nic wspólnego z rzeczywistością to w gruncie rzeczy patrząc na blondynkę można było wyciągnąć właśnie takie wnioski. - Sinclair po prostu nie chce się przyznać, że ten cały "układ" - tu wykonała charakterystyczny gest palcami, robiąc w powietrzu cudzysłów - To tak naprawdę nie tylko układ. Debil po prostu - tymi słowami skwitowała to, jak chłopak próbował przeciwstawić się uczuciom, którymi darzył Alise. Była to naturalna reakcja obronna, wiedziała to z autopsji. - A ty nie bujałeś się z Vittorią? Czy jak ona tam miała? - zapytała zwracając się bezpośrednio do Felixa, marszcząc przy tym brwi, gdyż wydawało się że jako jedyna jest niedoinformowana.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pytanie o eliksir sprawiło oczywiście, że Solberg wyszczerzył w stronę kumpla swoje białe ząbki. -Dokładnie o tym mówię! - Potwierdził przypuszczenia kumpla. - Syreni wywar idealny na wakacje! Liczę, że nadal mogę spodziewać się Twojej pomocy, bo łatwo nie będzie. - Rozgadał się młody lekko. Oczywiście nie mógł dodać, że ambicje i pomysły rozbudziła w nim współpraca z Beatrice. Wciąż nikomu nie wygadał się z popołudnia, które spędził w jej gabinecie nad kociołkiem. Był ciekaw, jak przyjmie się w świecie to, co razem próbowali stworzyć. Wiedział jednak, że było to doświadczenie, którego długo nie zapomni i liczył, że jeszcze kiedyś będzie miał okazję pracować u jej boku. Roześmiał się na słowa Lucasa. Wysłuchał wyjaśnień puchonki, która rozjaśniła mu sytuację z lizaniem rzeczy. -Gab ma rację stary. Nie ma bardziej oficjalnej metody zaklepania czegoś niż polizanie. - Puścił dziewczynie oczko i wziął porządny łyk swojego drina. Uwielbiał ten moment, gdy oprócz zwykłego alkoholu, czuł w gardle delikatne pieczenie, które było skutkiem dolanego eliksiru. Do tego wywar delikatnie zmienił smak drinka. Wiedział, że już za chwilę poczuje upragnione skutki, jego ciało rozluźni się, a zmysły wyostrzą. -Mówię Ci, że powinnaś zacząć śpiewać publicznie! - Powiedział niby oburzony na słowa Gab, która w jego opinii miała naprawdę fantastyczny wokal. - No tak, zapomniałem, że tutaj jest klub łamaczy serc. - Zaśmiał się wiedząc, jak każde z nich podchodzi do kwestii uczuć. Ludzie mieli z nimi nie lada orzech do zgryzienia i to bez wątpienia. -No nie wiem stary. Taka szwagierka by mi całkiem pasowała, przemyśl to może. - Nie potrafił poważnie podejść do tematu. Duet Alise i Lucasa wydawał się być bardzo zgrany i sam dziwił się, jak ślizgon reaguje na krukonkę. Z drugiej jednak strony podejście Solberga do kobiet też uległo lekko zmianie, a przynajmniej tak mogło się wydawać. Czyżby ten rok zaczął układać im w głowach? -Może tym razem nie jest dane Ci spierdolić. Alise wydaje się naprawdę spoko, a poza tym trochę przy niej głupiejesz. - Wzruszył ramionami, jakby chciał dodać "co ja na to poradzę?" i upił jeszcze jeden łyk kradzionego drinka. -No już nie przesadzajmy. Po prostu chciałem zaryzykować i zobaczyć, co ludzie widzą w tych wszystkich "związkach", a Mia była do tego idealna. - Powiedział przemilczając zupełnie kwestię innej gryfonki, która zaprzątała mu myśli. -Mówisz o Tori? Tej kobiety też wieki już nie widziałem. Zaczęła prowadzić się z jakimś ślizgonem i słuch po niej zaginął. - Skomentował jakby od niechcenia temat swojej "żony".
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Oczywiście! Liderem, przewodniczącym, skarbnikiem... - zażartował, poruszając zabawnie brwiami. Jednak nie było im dane obgadać szczegółów tworzenia owego fanklubu Puchonki, bo pojawił się Max, który sprowadził ich rozmowę na zupełnie inne tory. - Jasne, stary. Pomogę tyle ile będę umiał. Trochę u Dearów się podszkoliłem teraz przez te dwa miechy, to może będę bardziej pożyteczny. - przyznał, w duchu ciesząc się, że będzie na coś przydatny dla kumpla. Zaśmiał się, widząc, jak Gab krzywi się nieznacznie, odrywając szklankę ognistej od ust. - Levasseur, może jednak zamówić Ci tę wodę goździkową? - rzucił zaczepnie, spoglądając na nią rozbawiony i wymownie unosząc prawą brew do góry. Wywrócił oczami chwilę później słysząc jej wywód na temat rytuału, odbywającego się na mokradłach. - Jak ja niby mam się zastosować do tak prostackiej reguły względem Ciebie, Gabs? I czy zgodnie z nią, mam zaraz po przyjeździe do Hogu, złapać za Puchar Quidditcha i go polizać? - spytał, śmiejąc się i pochylając do tyłu na wysokim krześle, jakby chciał wytrącić się z równowagi. Na szczęście barman postawił wreszcie przed nim dwa, dymiące się drinki, które Sinclair zamówił ponad godzinę temu. Chłopak zobaczywszy to, sięgnął po szklankę, która znajdowała się najbliżej niego i wyzerwał ją duszkiem, aby móc zająć się tym tajemniczym, niebieskim cudem. Krzywił się nieco, czując dziwne drapanie w gardle, które zdecydowanie nie przypominało mu normalnego smaku ognistej. - Czy to na pewno było whisky? - zwrócił się do barmana, a ten chwilę później kiwną twierdząco głową. Lucas jednak nie zorientował się, że jego szklanka z trunkiem znajdowała się kawałek dalej, a ten wypił właśnie mieszankę Maxa. Czując charakterystyczny posmak w ustach, od razu przystawił do warg dymiący napój procentowy, aby wziąć solidnego łyka. Czuł nutkę słodyczy, więc zapewne w skład drinka wchodził jakiś likier i... tak, głównym składnikiem musiała być tequilla. Całkiem dobre i rzeczywiście kopało. - Nie gadaj, mordo, że Ty masz czyste serduszko i nigdy żadnej niewinnej duszyczki nie skrzywdziłeś - skomentował słowa kumpla, który najwyraźniej twierdził, że oboje z Gab nałogowo rozkochują w sobie ludzi, po to aby po jakimś czasie powiedzieć: "fajnie było, ale się skończyło". - Hej, hej! Hamuj się, Gabrielle Levasseur! - wypalił, nieco głośniej niż zamierzał, a chwilę później naprawił swój błąd ściszając odrobinę ton. - Nie masz prawa nazywać mnie debilem, skoro sama zawarłaś umowę z Rowle'm, której żadne z Was tak naprawdę nie przestrzegało. - dodał po chwili, patrząc na przyjaciółkę z jawnym wyrzutem. - Idealna szwagierka bo pilnowała by Ci smoczków? - podsumował Solberga, śmiejąc się pod nosem, kiedy ten nakazał mu przemyśleć dobrze opcję PRAWDZIWEGO związku z Alise. - I co to niby znaczy, że "głupieje"? - spytał po chwili, zupełnie wybity z tropu tymi słowami kumpla. Uniósł wysoko brwi, czekając na jego odpowiedź. - I Ty masz czelność, stary, mówić mi, że jestem łamaczem serc? Jak Ty wykorzystujesz laskę, żeby zobaczyć "jak to jest być w związku"? - odezwał się, kiedy młodszy Ślizgon wyjawił im jaka jest prawdziwa przyczyna jego "ustatkowania się". Po chwili jednak usłyszawszy imię swojej byłej dziewczyny nabrał gwałtownie powietrza w płuca, aby za moment wypuścić je głośno, słuchając odpowiedzi Maxa. - No tak, ostatnim razem chyba widzieliśmy ich razem na imprezie u Kath. Ciekawe czy ten Varian jej gdzieś nie porwał... - myślał na głos, stwierdzając w myślach, że takie spontaniczne "porwanie" byłoby totalnie w stylu Sorrento.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Zmarszczyła czoło słysząc nazwę eliksiru, której nigdy nie spotkała w żadnej z książek. - Może w takim razie powiedzieć co to dokładnie za eliksir? - zapytała, wtrącając się w ich bardzo ożywioną rozmowę. Choć miała nikłe pojęcie o eliksirach, to była wciąż ciekawą wszystkiego Puchonką, w dodatku ta dwójka wydawała się być bardzo podekscytowana całym przedsięwzięciem, co w ich przypadku zawsze oznaczało to kłopoty, a Gabrielle lubiła kłopoty. - Sobie zamów, Sinclair - odparła na jego uszczypliwość, biorąc kolejny łyk, choć tym razem nie skrzywiła się. Nie była fanką alkoholu, a tym bardziej mocnego, który często odbierał zdrowy rozsądek niemniej dziś postanowiła nagiąć nieco własne zasady, ale mimo wszystko wciąż trzymać się wytyczonych przez siebie granic. Ostatnio jej nieumiejętność picia odebrała blondynce wspomnienia przez co skompromitowała przez przy Woodsie. Nie potrafiła ukryć uśmiechu, kiedy Max przyznał jej rację tym samym stawiając przyjaciela pod ścianą. - A co? Jakaś inna jestem? - zapytała, robiąc wielkie oczy jakby nie wiedziała, co chłopak ma na myśli. - Zasada to zasada, jest nietykalna - dodała patrząc na niego poważnym wyrazem twarz, choć kosztowało ją to wiele samozaparcia. W jednej chwili przez twarz Lucasa przemknęło tak wiele emocji sprawiając, że nabrała ona wręcz bezmyślnego wyrazu, jednak nawet to nie sprawiało, że Gab odpuściła, mocno poprzestając przy swoim. Dziewczyna nie miała najmniejszego pojęcia, że drink pity przez Maxa został przez niego doprawiony. Z własnego doświadczenia wiedziała, że mieszanie alkoholu z jakimkolwiek eliksirem jest opłakane w skutkach, jednak nie dane było jej przestrzec chłopaka przed tym. - Aż takiego talentu nie mam - odparła uśmiechając się, choć był okres w życiu Gabrielle w którym marzyła o wielkiej scenę i tłumach fanów. Teraz jednak jej priorytety uległy zmianę, a tym samym również marzenia, które stały się bardziej przyziemne i osiągalne. Bo przecież mało prawdopodobnym było, że uda jej się stworzyć zespół i wybić z nim na tle innych. - Śmiem twierdzić, że Max ma na koncie więcej złamanych serc niż my razem - oznajmiła, patrząc na Ślizgona wymownie, którego bardzo często zobaczyć było można w towarzystwie pięknych dziewczyn. W tym momencie wydawało się, że najmłodszy z ich towarzystwa w sprawach związku wykazywał się największą dojrzałością, której pozostałej dwójce brakowało, skoro bawili się w dziwne układy. - Moja umowa z Rowle'm to zupełnie odmienna kwestia, przynajmniej nie udawaliśmy pary chociaż jak dla mnie ty i Alise już dawno nie udajecie - powiedziała w swojej obroni, ponownie podkreślając to, jak bardzo widoczne jest, że między tamtą dwójką są uczucia. Mimo hardej miny, na wspomnienie o Charlim mimowolnie na policzkach Puchonki pojawiły się zdradzieckie różowe plamy, zaś myśli od razu zaatakowały wspomnienia ich spotkania przed wyjazdem do Luizjany. Widziała go tak dawno temu… Znowu zaczynała tęsknić, jednak nie potrafiła przerwać kurtyny milczenia. Słysząc komentarz Solberga na temat jego związku uniosła do góry brew w zaskoczeniu. - A więc tak bardzo nie dorosłeś - zaśmiała się, biorąc szklankę w dłonie i obracając nią kilka razy, by złoty płyn rozlał się po jej brzegach. - Ach ci Ślizgoni, wszyscy tacy sami - westchnęła z udawanym smutkiem, jednak w kącikach ust blondynki błąkał się uśmiech. - A co z tą młodą Callahan? Byłeś z nią na imprezie Puchonów, a później zniknęliście - zapytała, przypominając sobie, że siostra buca-Boyda również kręciła się przy brunecie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Fakt, że Lucas pracował u Dearów był czymś, za co Max codziennie dziękowałby Merlinowi, gdyby tylko mógł i o tym pamiętał. Dzięki takiemu obrotowi spraw, Solberg miał łatwy dostęp do składników i niektórych gotowców. Do tego kumpel raczej nie zadawał mu pytań, więc młodszy ślizgon nie musiał wymyślać durnych wymówek, gdy chciał zrobić coś niezbyt legalnego. -Pożyteczny to już byłeś. I to bardzo! - Poklepał go po ramieniu, by zaraz kontynuować nieco poważniej. - Od września trzeba będzie ruszyć pełną parą. Najgorsze będzie ogarnięcie kwestii transmutacji... - Zaczął myśleć na głos. Od ich imprezy bardzo często szykował plan, który miał pomóc mu stworzyć upragniony eliksir. Dużo czytał i wypróbowywał przeróżne połączenia składników patrząc, jak na siebie reagują i czy któreś z nich może mu się przydać. Musiał jednak przyznać, że pomoc Lucasa może okazać się nieodzowna. -No więc pojawił się pomysł, aby stworzyć eliksir zamieniający ludzi w syreny. Takie wiesz, ładne, a nie jak te ohydne trytony z naszego Hogwarckiego bajora. - Wytłumaczył swój pomysł puchonce, by wprowadzić ją do rozmowy. - Raczej będzie się to opierało na chwilowej transmutacji, coś w rodzaju wielosokowego, tylko międzygatunkowego, kumasz? - Najbardziej obawiał się testów i ich ewentualnych skutków ubocznych. Wiele rzeczy mogło tam pójść nie po jego myśli. Na ten moment było jednak jeszcze za wcześnie, by się tym przejmować. Najpierw wypadałoby chociażby zacząć pracę na miksturą. Komentarz Lucasa na temat pucharu rozbawił Solberga, który oczami wyobraźni już widział tę piękną scenę. -Koniecznie, stary! Może chociaż tym sposobem w końcu nam się uda go zdobyć. Pamiętaj tylko, żeby wylizać go dokładnie, żeby lepiej zadziałało! - Niestety od dawna już nie było im dane zdobyć szkolnego mistrzostwa w Quidditchu. Solberg nie do końca wiedział, co było tego przyczyną. Uważał, że mając dość dobry skład. Co prawda treningi mogłyby odbywać się częściej, ale przecież to nie tak, że gracze nie byli w formie. Na zajęciach u Walsha ślizgoni zdobywali bardzo dobre wyniki. Czyżby po prostu mieli pecha? Ledwo zdążył zorientować się, co się wyprawia, a Sinclair już wyzerował drinka, którego Max sobie przywłaszczył. -Kurwa, stary.....! - Zaczął, szybko jednak urywając. Nie mógł przecież nic powiedzieć. Z lekkim przerażeniem w oczach bacznie obserwował kumpla, który właśnie poddawał wątpliwości to, co wypił. Z tego, co Felix wiedział, Lucas raczej nie gustował w tego typu eliksirach. Młody był więc ciekawy, jak jego starszy kumpel zareaguje, biorąc pod uwagę prędkość z jaką opróżnił całą szklankę.Solberg nie wypił jeszcze wystarczająco, by eliksir mógł na niego zadziałać, więc czuł swego rodzaju irytację, że kumpel właśnie pozbawił go upragnionej zabawy. By jednak naprawić sobie wieczór, zamówił u barmana śpiew spalonej i przeprosił na chwilę towarzystwo, udając się do łazienki. Gdy już zamknął za sobą drzwi kabiny, wyjął drugą fiolkę z eliksirem otwartych zmysłów i bezceremonialnie wlał sobie całą zawartość do gardła. Opuszczając łazienkę rzucił szybkie spojrzenie w lustro. Wyglądał normalnie, może poza lekko powiększonymi źrenicami, które zawsze mógł zrzucić na alkohol. Po chwili ponownie siedział już z Lucasem i Gab, a barman podawał mu zamówionego wcześniej drinka, w którym od razu zamoczył usta. -Poczekaj, jeszcze nam tu dzisiaj zaśpiewasz. - Zapewnił puchonkę. Był przekonany, że ten wieczór raczej normalnie się nie skończy. Już sam początek zapowiadał, że ta noc będzie inna niż poprzednie, które Max spędził w Luizjanie. -A kto powiedział, że wykluczyłem siebie z tego grona? - Solberg bardzo dobrze wiedział, że nie jest dobrym przykładem w temacie związków i relacji intymnych. Obydwoje z jego dzisiejszych kompanów doskonale zdawali sobie z tego sprawę i ślizgon nie miał zamiaru temu zaprzeczać. -Nie powiedziałbym, że więcej. Po prostu się z tym nie ukrywam. - Odpowiedział na przytyk Gabrielle. Była ogromna szansa, że dziewczyna miała rację, ale Max nie miał raczej zamiaru wyliczać teraz wszystkich swoich podbojów na przestrzeni swojej nauki w Hogwarcie, która jeszcze nie była nawet zakończona. Uważnie słuchał ich rozmowy na temat Rowle`a i Alise czując, jak w końcu jego ciało zaczyna reagować na wypity pospiesznie eliksir. Wziął kolejnego łyka ze swojej szklanki i delektował się smakiem, który nagle stał się dużo bardziej złożony i wyrazisty. Max poczuł rozluźnienie, na które czekał od rana. Wiedział, że jego oczy muszą wyglądać teraz jak dwie czarne dziury. -Czy tylko ja tutaj nie zaplątałem się w żadną chorą umowę? - Nie do końca wiedział, o co w tych wszystkich planach chodzi. Z drugiej jednak strony, gdyby jakaś laska jego właśnie poprosiła o udawany związek, zapewne też by się zgodził, jeżeli nie miałby nic do stracenia. -Dokładnie to, co mówi Gab. To już nie wygląda jak udawanie. Przyznaj się, że po prostu wpadłeś po uszy w smoczą księżniczkę i tyle. - Uśmiech na jego twarzy i wewnętrzna radość sprawiały, że mógł wyglądać jak głupek, szczególnie podczas tej rozmowy. W tej chwili jednak mało co go obchodziło. Oczywiście dopóki tematem rozmów były podboje puchonki i Lucasa. -Andrzej i Radzio ją kochają, więc nie mam nic do gadania. Oni wyczuwają dobrych ludzi... - Skomentował jeszcze argument, jakoby lubił Alise tylko z tego względu. Oczywiście był to bardzo przydatny bonus, ale Max naprawdę nie miał dziewczynie za wiele do zarzucenia. -Czy możemy zejść już z tego tematu? - Automatycznie wycofał się widząc, jak tamta dwójka drąży jego związek z Mią. Gdyby ta rozmowa odbywała się kilka dni wcześniej, reakcja Maxa byłaby zupełnie inna. Biorąc jednak pod uwagę ostatnie wydarzenia... -Myślę, że jakby jej się coś stało już dawno byśmy o tym usłyszeli. W końcu historię jak to "niedobry ślizgon" skrzywdził "biedną gryfonkę" sprzedają się najlepiej. - Nie miał pojęcia, co mogło dziać się teraz z Tori, ale miał przeczucie, że radzi sobie w życiu. Może w końcu znalazła to, czego szukała? Może faktycznie uciekła gdzieś z tym Varianem i teraz sprzedają kebaby w Meksyku... Gdy usłyszał pytanie Gab na chwilę zamilkł. -Callahan? - Zapytał, uważnie myśląc nad każdym słowem. Nie wiedział ile powinien wyjawić na temat tej dość niecodziennej relacji. -Przyjaźnimy się. Chyba... - Jak zawsze nie potrafił opisać tego, co ich łączyło, a jednocześnie nie chciał wchodzić w szczegóły. -Zniknęliśmy wtedy ze względów bezpieczeństwa. Wrzuciła mnie na minę najeżdżając na Florę, której akurat bronił ten pieprzony rycerz Zakrzewski. - Na chwilę na jego twarzy pojawiło się coś na kształt zdegustowania, na samo wspomnienie ślizgona, który tak go zmasakrował w kuchni. Nadal nie potrafił zrozumieć, co tak delikatna osóbka jak Flora robiła zadając się z Lennoxem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Baru Tabasco akurat Caine sam był ciekawy. Chciał zweryfikować w jaki sposób właściciele połączyli bar dla czarodziejów z barem dla mugoli, nie łamiąc przy tym kodeksu o tajności czarów. Przysiadł w rogu, obserwując czy efekty magicznych alkoholi nie wywołują poruszenia nieczarodziejskich gości lokalu. Jak się jednak okazało, mugole byli ślepi na wszelką magię wokół nich. Parsknął rozbawiony. W duchu bardziej niż otwarcie. W trakcie kiedy Mala rozwodziła się nad różnica pomiędzy magicznym puzonem, a trąbką. Zerknął na nią mimochodem, kiwając glową że zrozumieniem. – A nie mówiłaś wcześniej, że precyzyjnie wykonane zaklęcie, nie wymaga wcale większej energii, niezależnie od objętości instrumentu, jaki się zaklina na magiczny? Nigdy się nie dowiedział, czy dobrze pamiętał. Zanim jego duch odpowiedział, ktoś wylał na niego wysokoprocentowy alkohol. Co ważniejsze, na kosztowne spodnie, które jak najszybciej należało zaprać
Wypicie bursztynowego trunku, znajdującego się w szklance, którą chwycił jako pierwszą z brzegu miało być gwoździem do trumny Sinclaira, choć jeszcze o tym nie wiedział. Ale przecież każdemu mogła się zdarzyć taka pomyłka. Tylko, że jemu zdarzały się one bardzo często, a tym razem to, które kryształowe naczynie chwycił do rąk - miało znaczenie. Płyn, który rozlał się w jego ustach był miał nieco gorzkawy posmak, którego nie można było połączyć ze zwykłą ognistą, stąd pytanie Ślizgona, zadane barmanowi. Chwilę później zmarszczył brwi, czując tę charakterystyczną goryczkę nawet po tym jak zamoczył usta w zaklętym voodoo. - Dobra, czyli zakładamy Stowarzyszenie Kochających Tymczasowo - zażartował, komentując ich przegadywanie się na temat tego, kto miał więcej/mniej złamanych serc na koncie. Śmiejąc się, oparł łokcie o blat i jednym momencie poczuł jak coś niesamowicie pali go w klatce piersiowej, jakby dosłownie przed chwilą połknął żarzące się kamyki. Przymknął na chwilę oczy, czekając aż gorąca fala rozejdzie się po jego ciele, pewny, że jest to efekt dymiącej się, magicznej substancji w szklance przed nim. Wzmianka o układach, była tym co go trochę ruszyło, bo przecież wydarzenia z Meksyku sprawiły, że umowa, którą zawarł z Alise stała pod znakiem zapytania, jednak nie chciał tłumaczyć tego tej dwójce, siedzącej obok niego. Sam nie wiedział jak dalej potoczy się jego znajomość z Argent, dlatego wolał na razie utrzymywać, że są w fikcyjnym związku. Dodatkowo, w myśleniu wcale nie pomagał mu fakt, że powoli zaczynał odczuwać skutki wypitej na raz, sporej porcji whisky, wymieszanej z eliksirem Maxa. Jednak nie dopadło go otępienie, senność czy zawroty głowy. Wręcz przeciwnie. Miał wrażenie, że jego głowa stała się lżejsza a otaczająca go materia współgrała z jego umysłem, wysyłając mu wyraźne, jednoznaczne sygnały, które mógł bez problemu odczytać. Muzyka dochodząca z głośników przy barze, zapach palonego cukru i mięty, roznoszący się od strony zaplecza, gdzie pracownik przygotowywał jakiś deser, a nawet faktura krzesła na którym siedział - to wszystko stało się nagle intensywniejsze, dokładniejsze i bardziej mu bliskie. Przeniósł wzrok na Gabrielle, która właśnie komentowała jego relację z Alise, po czym teatralnie wywrócił oczami. - Jak to jest, że nagle wszyscy lepiej wiedzą ode mnie, co? - zapytał, chcąc pozbyć się ich wszystkowiedzących rad, bo czuł, że są niebezpiecznie blisko prawy. Przystawiając kolejny raz brzeg szklanki do ust i upijając łyka błękitnego drinka, rozglądnął się po sali, jakby szukał sobie zajęcia, kiedy rozmowa zeszła na prefekt Gryffindoru, za którą Sinclair zbytnio nie przepadał. Jednak usłyszawszy, że Max z nią kręci, starszy Ślizgon o mało co nie zakrztusił się napojem. - PRZYJAŹNISZ SIĘ Z CALLAHAN? - wypalił, rzucając takie spojrzenie kumplowi, jakby ten co najmniej rzucił zaklęcie niewybaczalne na niewinne dziecko. - Czemu ja nic o tym nie wiem? I w ogóle: jak można się z nią przyjaźnić? Przecież ona jest... taka sztywna i przemądrzała i irytująca... - dodał, nieco krzywiąc się na myśl o ich przypadkowym spotkaniu na szkolnym tarasie. Fakt faktem, wtedy palił na terenie Hogwartu, więc miała prawu jako osoba nosząca odznakę prefekta zwrócić mu uwagę, ale nie musiała tego robić w tak wywyższający się i cyniczny sposób. Lucas zupełnie nie zadawał sobie w tej chwili sprawy z tego, że nie był przebierał w słowa, opisując Olivię, a miał przecież w swoim towarzystwie najlepszego kumpla, który wydawał się być z nią dość blisko. Jednak ostatnio bezpośredniość stała się wyróżniającą cechą Sinclaira. Tak samo resztą jak brak wyczucia. Nagle w tle dosłyszał melodię, która na tyle mu się spodobała, że od razu zwrócił się do barmana aby podgłośnił radio. Przez chwilę poruszał tylko głową w rytm hiphopowej nuty, jednak za chwilę muzyka tak go poniosła, że wstał z krzesła, kołysząc się w jej rytm. - Ale świetny kawałek - rzucił tylko z szerokim uśmiechem na twarzy, zanim znalazł się za Gab, wykonując przy niej kilka kocich ruchów, a następnie niewiele myśląc wskoczył na bar, aby zacząć swój "niewinny" taniec na blacie. Nie myślał zupełnie o tym, że znajduje się w lokalu pełnym ludzi, którzy właśnie w tej chwili wlepiają w niego zszokowany wzrok, zmieszany z politowaniem. Jego zmysły były tak wrażliwe na każdy bodziec z zewnątrz, że wszystko przeżywał trzy razy intensywniej niżeli powinien, a dodatkowo spora dawka alkoholu spożytego oprócz tajemniczej "doprawki" Maxa, powodowała, że jedyne czego Ślizgon pragnął w tej chwili to wyśmienicie się bawić, nie zważając na nic.
Bonusik dla odważnych xD:
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Oczywiście, jak większość eliksirów ten omawiany przez chłopaków w teorii brzmiał naprawdę prosto, jednak nawet z własnego marnego doświadczenia Gab wiedziała, że w praktyce oznacza to wiele godzin ciężkiej pracy opartej na zasadzie prób i błędów. Dlatego tym bardziej była pełna podziwu dla Maxa i jego determinacji w dążeniu do określonego celu. - Brzmi bardzo ambitnie. Sama chętnie go wypróbuję - powiedziała, tym samym kończąc rozmowę na ten temat, natomiast Lucas sekundę później zaczął omawiać inną kwestię wywołując u Gab cichy śmiech. Nie skomentowała jednak jego pomysłu, który brzmiał jak zwykły żart, a w dodatku ten sekundę później wypił zawartość szklanki Solberga, na co ich młodszy kolega zareagował paniką? Gabrielle mimochodem zmarszczyła czoło nie rozumiejąc w czym tkwił cały szkopuł, jednocześnie nie domyśliła, że powodem takiej reakcji było to, że brunet doprawił swojego drinka eliksirem. - To nie wiesz, że najbardziej zainteresowany dowiaduje się na samym końcu? - zapytała udając zaskoczenie, a jednocześnie rozczarowanie postawa Lucasa, choć uśmiech który błąkał się na ustach blondynki jasno wskazywać mógł na to, że zwyczajnie sobie z niego żartuję, podobnie jak jego ślizgoński przyjaciel, który zniknął na krótka chwilę, na co Gab posłała mu pytające spojrzenie, zwłaszcza, że coś w jego wyglądzie nie do końca jej pasowało - niemniej zgoniła to na przewidzenia wywołane procentami krążącymi w jej żyłach. Oczywiście komentarz Maxa dotyczący jej śpiewu zupełnie zignorowała, nie była pewna co musiałoby się wydarzyć i ile alkoholu przelać przez jej gardło by publicznie wystąpiła przed innymi osobami zebranym w barze, nawet jeśli nikt jej tu nie znał. - A jesteś pewny, że się nie zaplątałeś? - zapytała patrząc na niego wymownie chwilę przed tym, jak zadała pytanie dotyczące młodej Callahan. Nie sądziła, że nie tylko w niej to nazwisko budzi negatywne emocje, dlatego spojrzała na swojego przyjaciela wyraźnie zaskoczona tym, jak zareagował. Popijając ze swojej szklanki po małym łuku ognistej przysłuchiwała się wymianie zdań między chłopcami, uśmiechając się przy tym wyrazie rozbawiona. Słysząc o kolejnej przyjaźni roześmiała się w głos. - Zamiast Stowarzyszenia Łamacz Serc powinniśmy założyć Stowarzyszenie Oszustów, każdy z nas oszukuje sam siebie - stwierdziła, tym samym niejako przyznając się przed nimi, że układ z Rowle'em to nie był tylko układ. W zadzie teraz wciąż nie wiedziała na czym stoi ich relacja, zwłaszcza, że poszli ze sobą do łóżka. Na samo wspomnienie tamtych chwil Gabrielle przygryzła dolną wargę, po czym wychyliła resztę złotego płynu ze szklanki, zupełnie nie przejmując się tym, że sięgał on do połowy jej wysokości. W gruncie rzeczy cała trójka była do siebie bardzo podobna jeśli chodziło o sferę uczuć, ale i potrzebę zabawy, jak się okazało chwilę później. Najpierw do tańca ruszył Lucas, który z muzyką tak naprawdę miał najmniej wspólnego a jego poczucie rytmu wołało o pomstę do Merlina, choć bardzo się starał. Kiedy stanął za blondynką wykonując kilka kocich ruchów, ta zaśmiała się patrząc na niego z niedowierzaniem, które pogłębiło się w momencie gdy chłopak wskoczył na blat baru. Nie chcąc by przyjaciel jako jedyny był lekkim pośmiewiskiem postanowiła do niego dołączyć. Najpierw skoczyła na blat tyłkiem, by następnie stanąć na nim podeszwą swoich ulubionych trampek. Ciągnąć go za materiał koszuli, zmusiła chłopaka, aby stanął twarzą do niej. Biodra Gabrielle instynktownie zaczęły poruszać się w rytm melodii, ułożyła dłoń na ramieniu Lucasa, zmniejszać dystans między ich ciałami, prawie wtapiając się w jego. Lewą rękę ułożyła na jego biodrze starając się zsynchronizować ich ruchu, niebezpiecznie się o niego ocierając. Widząc jego zdziwioną minę puściła mu oczko, a wtedy poczuła za sobą czyjąś obecność - Max.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak widać Lucas też miał już powoli dosyć ich grzebania w swojej prywacie. Układ z Alise, który rozpoczęli brzmiał dla Maxa jasno, chociaż z czasem patrząc na tę dwójkę miał coraz to większe wątpliwości, czy wszyscy na pewno trzymają się ustalonych zasad. Przypomniał sobie, że jego kumpel przecież był już w podobnej sytuacji z Tori i wtedy świadomie doprowadził do zniszczenia całej sprawy, gdy dziewczyna zaczęła się w nim zakochiwać. Nie miał zamiaru dalej męczyć kumpla, skoro ten najwyraźniej nie chciał poruszać tematu. -Jestem pewien! Żadnych fajkowych związków, czy dziwnych układów. Od razu stawiam sprawę jasno.. - Odpowiedział nie do końca szczerze na pytanie Gab. Przecież z Olivią też mieli granice, które powoli każde z nich przekraczało, choć żadne nie chciało się do tego przyznać. -A skąd niby wzięła się na naszej imprezie? Może i nie dorównuje nam poziomem wyluzowania, ale jest naprawdę w porządku. I do tego dobra z niej dupa. - Podsumował Olivię, wzruszając lekko ramionami, jakby to wszystko po nim spływało. Zastanawiał się, czy kiedyś nadejdzie dzień, gdy szczerze przedstawi Lucasowi swoje odczucia względem gryfonki. Gab miała rację, każde z nich tutaj oszukiwało siebie i to dokładnie w tym samym temacie. Krążący w jego żyłach alkohol, wraz z wyzerowanym w toalecie eliksirem bardzo szybko zaczął oddziaływać nie tylko na Maxa, ale i na starszego ze ślizgonów. Solberg patrzył wyszczerzony, jak jego kumpel wskakuje na krzesło, a następnie na bar i zaczyna się wyginać w rytm muzyki. Przymknął na chwilę oczy pozwalając, aby każda, nawet najmniejsza komórka jego ciała mogła nacieszyć się intensywnością otaczających go dźwięków. Szepty siedzących nieopodal ludzi, stukanie szklanek i lecąca z głośników muzyka... To wszystko składało się w jedyną swego rodzaju symfonię upojenia, którą Felix uwielbiał. Gdy ponownie rozchylił powieki, obok Lucasa już tańczyła Gabrielle. Nie myśląc wiele, Max wskoczył na blat i dołączył do tego małego kółka tanecznego. Czuł, jak pozostali goście lokalu wbijają w nich swoje spojrzenia, chociaż nie obchodziło go w tym momencie. Zbliżył się do puchonki, delikatnie opierając swoją głowę na jej ramieniu i wtulając twarz w jej blond włosy, jednocześnie wciąż kołysząc się w rytm płynących z głośnika dźwięków. Po chwili jednak uznał, że skoro są tu w trójkę, to trzeba razem zatańczyć. Zbliżył się mocniej do Gab, tak by rękoma sięgnąć ramion swojego kumpla. Z puchonką w środku, tworzyli swojego rodzaju upojoną, tańczącą kanapkę szczęścia. Max spojrzał w oczy Lucasa i dostrzegł, że one również są nienaturalnie poszerzone - eliksir działał z pełną mocą.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Najwyraźniej wszyscy byli bardziej rozeznani niż on w sprawie jego i Alise, ale chyba o to nie było trudno. Sam miał pustkę w głowie, kiedy o tym myślał, zwłaszcza po wydarzeniach sprzed miesiąca. Czasami rzeczywiście postronni obserwatorzy mogli wysnuwać lepsze wnioski, niżeli sami zainteresowani, tylko czy był w stanie zaufać opinii przyjaciół, skoro oni nie wiedzieli tak naprawdę wszystkiego? Cała ta wzmianka o prefekt Gryffindoru od początku mu się nie podobała. Sinclair jawnie jej nie lubił, a ona jego i nie ukrywali tego względem siebie, dlatego takim szokiem dla niego było to, że Solberg zadaje się z Olivią. Może gdyby wcześniej coś o niej wspominał, to tak by go to nie zdziwiło, ale tak nagła "przyjaźń"? Coś mu tutaj nie pasowało. Zmarszczył nieco brwi, słysząc ostatnie słowa kumpla, dotyczące Gryfonki. Kiedy Gab dołożyła swoją cegiełkę, mówiąc o oszukiwaniu samego siebie, mógł nieco inaczej spojrzeć na tę sprawę kumpla, nawet jeśli zaczynało mu się kręcić w głowie i miał wyczulone wszystkie zmysły. - Właśnie, to czemu od razu nie gadasz, że Callahan wpadła w oko, tylko mydlisz nam oczy przyjaźnią? - zarzucił mu, przystawiając po raz kolejny szklankę do ust. - Ej, nooo ale w takim razie po cholere Ci ta cała Mia? - dodał po chwili, jakby nie rozumiejąc toku rozumowania młodszego Ślizgona. Jakby miał prawo mu wypominać nieogarnięcie życiowe, dotyczące lasek, skoro sam tkwił w czymś na pograniczu fałszu a autentyczności... Kiedy dostrzegł, że Puchonka zeruje swoją szklankę, uniósł znacząco brwi, aby po chwili zaśmiać się, podejrzewając, że to nie było dla niej dobre posunięcie. - Hamuj, maleńka. Bo trzeba będzie Cię odholować do domku, a mi wcale się nie uśmiecha taka perspektywa. - zażartował, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że to on miał być już za kilka chwil w dużo gorszym stanie niżeli blondynka. I kiedy nagle pojawiła się z nim nieodparta potrzeba współdziałania z muzyką, rozbrzmiewającą z głośników, nie zastanawiał się wcale nad tym co robił. Za chwilę wylądował na blacie baru, dając się ponieść powolnemu rytmowi i nawet się nie obejrzał, a już u jego stóp na ladzie siedziała Gabrielle, której ze śmiechem, podał rękę, aby zaraz stanęła obok niego. Pociągnęła go za koszulkę, jakby chciała zatańczyć razem z nim, a Ślizgon nie miał nic przeciwko temu. Czuł się wyzwolony i jednocześnie zamknięty w swoich własnym świecie, gdzie nie potrzebował wiele. Wystarczyło, że ten kawałek leciał z głośników, dając im okazję do dobrej zabawy. Nie zdawał sobie sprawy nawet z tego, że nie minęło kilka sekund, a jego ciało poruszało się w rytm piosenki, splecione niemalże całkowicie z drobnym ciałem Levasseur. Czuł tę zmysłowość jej ruchów, które raz po raz drażniły niektóre jego okolice, co spowodowało gwałtowną falę gorąca, mieszającą się z tą procentowo-eliksirową mieszanką, która uderzyła w jego klatkę piersiową przed kilkoma minutami. Otaczając jej ciało ramionami, przesunął dłońmi po jej plecach, dokładnie w tym momencie kiedy dołączył do nich Max. Na krótką chwilę przeniósł na niego spojrzenie, aby posłać mu szeroki uśmiech, który był dla niego tak bardzo charakterystyczny, ale tym razem z domieszką pewnej szaleńczej nuty. Miał wrażenie, że nie ma żadnych zahamowań, że wszystko wokoło dzieje się z jakiejś przyczyny i musi iść z tym, a nie "pod prąd". Przeniósłszy dłonie z talii dziewczyny, nieco niżej, na jej biodra, jego wzrok napotkał spojrzenie kumpla, które było nienaturalne, a jednocześnie naprawdę pociągające. Nie wiedział do końca jak ten pomysł narodził się w jego głowie, ale czuł, że musiał pochylić się nad Maxem i chwytając jedną ręką, pewnie za jego podbródek wpił się w jego usta, pełen ciekawości i jednocześnie ekscytacji tym nowym doznaniem. Pozwalając sobie wtargnąć językiem pomiędzy wargi młodszego Ślizgona, nakręcił się jeszcze bardziej, kiedy dotarło do niego, że ten smakował whisky, czyli trunkiem tak bardzo uwielbianym przez Sinclaira. Instynktownie przyciągnął mocniej do siebie Gab, która znajdowała się miedzy nimi, aby po chwili, kiedy odsunął twarz od Solberga, z niemym wyrazem satysfakcji na ustach, spojrzeć w oczy przyjaciółce. I mając w myślach to samo, silne pragnienie poznania smaku jej warg na swoich, nie mógł pozostać wobec tego obojętny. Niewiele myśląc, złączył ich usta w pocałunku, praktycznie od razu pogłębiając go aby móc jak najszybciej zaspokoić swoją ciekawość. Ten upajający, gorzkawy posmak na języku stawał się jeszcze bardziej intensywny, jeszcze bardziej uzależniający, tak samo jak każdy najmniejszy ruch, jaki ta dwójka wykonywała, kołysząc się w rytm melodii.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Wraz z ostatnim słowem wypowiedzianego przez Lucasa pytania, blondynka skierowała swoje spojrzenie na młodszego Ślizgona ciekawa, co ten na nie odpowie. Zwłaszcza, że chwilę wcześniej zarzekał się, że on w żadne układy czy udawane związki - w przeciwieństwie do nich - się nie pląta. Uniosła prawą brew, badawczo przyglądając się jego twarzy. Osobiście nie przepadała za Boydem Callahanem, ale czy Olivię mogła wkładać do tego samego kuferka, co jej brata; dziewczyna wydawała się inna - delikatna, miła i przyjazna, choć mogły to być jedynie pozory. Niemniej ufała Solbergowi w tym, co robił nawet jeśli czasem zachowywał się jak dziecko. Kto tak nie robił? - O mnie się nie martw, kochanie - zaśmiała się, dając mu pstryczka w nos. W przeciwieństwie do swojego towarzystwa Gabrielle wydawała się być najbardziej trzeźwa, a już na pewno najlepiej wszystko ogarniała. Każda decyzja dziewczyny była świadoma, zaś te podejmowane przez chłopaków wydawały się balansować na granicy jawy i snu. Ciekawe co zrobiłaby Puchonka, gdyby wiedział, że są oni pod wpływem działania nie tylko alkoholu, ale również eliksiru? Czy wówczas odważyłaby się wejść na barowy blat? Nie warto było się nad tym zastanawiać - panienka Levasseur zawsze należała nie tylko do odważnych, ale przede wszystkim szalonych osób, nic więc dziwnego, że gdy poczuła za sobą ciało Maxa, chwyciła go za kark tym samym zmuszając by znalazł się bliżej jej drobnego ciała. Muzyka płynęła nadając ich ruchom odpowiedniego rytmu. Mieszanka zapachów wypełniła powietrze mamiąc zmysły. Instynktownie przymknęła powieki poddając się ogarniającym ją uczuciom, przygryzła dolną wargę przez chwilę znajdując się w zupełnie innej rzeczywistości, zaś do tej odpowiedniej sprawdził ją nagły nacisk, który zaczęli wywierać na nią chłopcy. Otworzyła oczy, a zaraz potem rozchyliła delikatnie różowe wargi, kiedy zobaczyła, jak Max i Lucas łączą usta w namiętnym pocałunku. Wydobyła z siebie cichy jęk zaskoczenia. Na swoim ciele czuła dotyk dłoni Lucasa, które błądząc po nim wywoływały falę ciepła. Na skórze dziewczyny pojawiła się gęsia skórka, a przez długość kręgosłupa przeszedł przyjemny prąd. Mimochodem poruszyła biodrami ocierając się o Solberga, nieświadoma, że ruch ten wzbudzić w nim może coś na kształt pożądania, nawet jeśli dowód podniecenia Sinclaira czuła na swoim udzie. Cała ta sytuacja była wręcz irracjonalna, zwłaszcza, że z żadnym z chłopaków nie czuła nigdy tej chemii, która teraz wydawała się wypełniać każdy atom powietrza krążącego wokół nich - oddychali nią. Każdy kolejny haust powietrza wywoływał kolejną falę, pchając ich do coraz śmielszych gestów względem siebie. Gdy Lucas spojrzał w jej oczy, zielone tęczówki wpierw wyrażały coś na kształt strachu, który szybko ustąpił pod naporem rodzącego się w niej podniecenia. Część natury, której urocza Puchonka zawsze się obawiała w końcu mogła przejąć nad nią kontrolę , zmieniając kolor jej oczy na ciemniejszą zieleń.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pytanie Lucasa weszło na terytorium, które Max codziennie zamykał w swojej głowie. Przecież on i Olivia nie mieli racji bytu. Nie mogli być razem i zdecydowanie nie powinni rozwinąć w swoim stronę jakichkolwiek uczuć. -Słucha stary, jakby mi tylko wpadła w oko już dawno bym przestał się do niej odzywać. Zaczęliśmy gadać w zeszłe wakacje i jakoś tak się trzyma. A z Mią próbuję tu stworzyć coś normalnego, ok? - Zapytał już lekko poirytowany. Zdecydowanie nie potrafił rozmawiać o takich sprawach. Prawda była taka, że jeżeli chciałby tylko poderwać Callahan już dawno straciłby nią zainteresowanie. Odebrał nagrodę w postaci licznych pocałunków i udało mu się nawet z nią przespać. To właśnie fakt, że nadal dziewczyna była obecna w jego życiu w tak dużej mierze przerażała młodego ślizgona. Uszczypliwa wymiana zdań między Gab i Lucasem ponownie przywróciła Maxowi uśmiech na twarz. W tym towarzystwie nie było mu dane długo źle się czuć. Puchonka zdecydowanie była z nich wszystkich najtrzeźwiejsza, co wcale nie znaczyło, że najbardziej wstrzymywała się od zabawy. Jej obecność wręcz nakręcała towarzystwo upojone używkami. W chwili, gdy napotkał spojrzenie Lucasa i zobaczył w nim tajemniczy błysk, poczuł że traci wszelkie hamulce. Ledwo się obejrzał, a kumpel już zatopił się w jego ustach. Max musiał przyznać, że nie raz zastanawiał się, jakby to było całować się z Sinclairem. W końcu przystojny przyjaciel mu się trafił. Młodszy ślizgon nie pozostał jednak dłużny i z namiętnością oddał pocałunek. Obydwoje smakowali alkoholem i Max bardzo dobrze wyczuwał znajomą mu nutkę goryczy z eliksiru. Na odchodne przejechał językiem po wargach Lucasa, by nacieszyć się resztkami narkotyku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Słysząc wyraźną nutkę irytacji w głosie kumpla, uniósł dłonie w geście poddania się i nie skomentował jego słów. Chyba wszedł na grząski grunt i wydawało mu się, że temat Callahan chyba będzie musieć być poruszony, ale w zupełnie innych warunkach i nieco delikatniej. Sinclair nie przepadał za dziewczyną, więc zdecydowanie musiał kiedyś poznać powody, dla których jego najlepszy kumpel zaczął się z nią przyjaźnić tak nagle. Coś mu tu nie pasowało. Prychnął rozbawiony, po tym jak Gab pstryknęła go w czubek nosa i pochylił się nad swoją szklanką, aby za chwilę zamoczyć usta w trunku, który się w niej znajdował. Jego świadomość już wtedy zaczęło niejako zanikać, albowiem pochłonął już większą część tajemniczego drinka, a w dodatku mikstura Maxa zaczynała również działać w najlepsze, czego dowodem był na tyle wyostrzony słuch starszego Ślizgona, że zdołał dosłyszeć melodię już po pierwszych dźwiękach, które wydobyły się z głośnika przy barze. Nie trzeba było mu dużo. Wystarczyło mu to, że wewnętrzny głosik podpowiadał mu, że przyszedł tu aby świetnie się bawić i ma przy sobie dwójkę swoich najlepszych przyjaciół i naprawdę nie wiedział kiedy to się stało, ale za chwilę już tańczył na blacie baru z tą dwójką. Ktoś mógłby powiedzieć, że zawsze jakieś resztki świadomości zostają, nawet jeśli jest się pod wpływem eliksiru - tak, aczkolwiek Lucas skutecznie je od siebie odpychał. Bo po co mu jakiś tam rozsądek, który gdzieś w odmętach jego umysłu w tej chwili, próbował wyrwać się ze szponów mamiącego go kolorowego dymu, zwiastującego pijacką balangę? Był na tyle słaby, że chłopak nawet zapomniał, że go ma. A poza tym, to co się wokół niego działo, było ekscytujące, dlaczego miałby sobie tego odmawiać? Adrenalina, płynąca w jego żyłach, sprawiająca, że czuł się naprawdę wyzwolony... Żadnych zakazów, żadnych hamulców - tylko zabawa.
Nie dane mu było jednak spełnić kolejnej głupiej zachcianki, jaką było muśniecie szyi Puchonki wargami, bo w jednej chwili zaczął tracić równowagę i odchylił się do tyłu, zamachnął ręką, którą automatycznie próbował manewrować w powietrzu tak, aby utrzymać pion, a która ostatecznie wylądowała na jednej z półek z alkoholami. Kilka butelek z głośnym hukiem spadło na podłogę, rozbijając się o twardą posadzkę. Skrzywił się, wydając z siebie głośny syk. - Ups... - mruknął, przenosząc wzrok na pozostałą dwójkę
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Zabawne było to, że cała trójka dość nerwowo reagowała na konkretne osoby, z którymi teoretycznie nic ich nie łączyło. Widać było, że tematy obranej przez nich rozmowy wywoływały wiele różnych emocji, a z połową z nich zwyczajnie sobie nie radzili, próbując wmówić innym, a przede wszystkim sobie, że te zwyczajnie nie istnieją. Prawda była zupełnie inna, niestety tak samo Gab, Lucas czy Max woleli żyć w kłamstwie. Zatracali się w nim równie mocno, jak w atmosferze, która pchała ich do coraz śmielszych gestów; krążący w żyłach alkohol odbierał nie tylko resztki zdrowego rozsądku, ale dodawał animuszu likwidując wszelkie zahamowania. Bo kto by pomyślał, że wstydliwa Puchonka będzie w stanie tańczyć na barze w pubie pełnym ludzi, a tym bardziej w taki sposób, który powodował, że powietrze wokoło wręcz elektryzowało - każdy jej ruch przepełniony był zmysłowością.
Mimowolnie odwróciła się z przerażeniem odkrywając, że to Lucas postanowił trochę narozrabiać, dodatkowo psując im zabawę. - Wielkie ups - zaśmiała się dziewczyna, choć jej wesołość ani trochę nie udzieliła się mężczyźnie stojącemu za barem, który łypał na nich groźnie. - Wiecie co? - zapytała, patrząc to na jednego to na drugiego Ślizgona - Chyba powinniśmy uciekać - stwierdziła, choć sama wciąż stała w miejscu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ewidentnie każde z nich nie potrafiło być szczerym z samym sobą. Mimo pozornie różnych sytuacji, wszyscy tkwili w tym samym problemie i żadne z nich nie wiedziało jak się z tego wszystkiego wyplątać. Na całe szczęście w takich chwilach jak ta, przychodziły błogie momenty zapomnienia, gdzie Max całkowicie odrzucał ciążącą na nim rzeczywistość i zatapiał się w chwili obecnej. Zdecydowanie nie było to najlepsze rozwiązanie problemu, ale młody ślizgon uważał, że ma jeszcze czas na bycie poważnym, a młodość ma się jedną. W dodatku chyba nigdy nie wyobrażał sobie, że zostanie postawiony w takiej sytuacji, jak ta dzisiaj.
Nagle jakby ktoś wystrzelił Maxowi nad uchem armatę, a przynajmniej przy jego chwilowo wyczulonych zmysłach, tak to zabrzmiało. Spojrzał na Sinclaira, który właśnie spowodował małe ubytki w zasobach baru. -Kurde stary, wystarczyło pokazać, czego chcesz się napić. - Zażartował pod wpływem wciąż ogarniającej go euforii. W duchu jednak wiedział, że Gabrielle ma rację i powinni się stąd zmywać. Widział wściekłe spojrzenie barmana, który zaczął wymachiwać pięścią i grozić trójce imprezowiczów.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Długo nie było trzeba czekać na to, żeby coś się w końcu stało. Mimo wszystko narozrabiali, mimo wszystko nie zachowywali się tak, jak należy, więc nie powinni się dziwić, że po prostu wezwana została policja. Ta całkiem zwyczajna, ta całkiem mugolska, bo mimo wszystko znajdowali się właśnie w miejscu, które w dużej mierze rządziło się zupełnie niemagicznymi zasadami, a oni, jakby na to nie patrzeć, właśnie pod nie podlegali. I zdaje się, że całkiem radośnie łamali kilka praw, o których chyba nie mieli zupełnie pojęcia albo zapomnieli, że mimo wszystko przebywając w świecie, który w dużej mierze należy do mugoli, muszą zachowywać się tak, by w żaden sposób ich nie drażnić, nie doprowadzić do tragedii i nie wpłynąć jakoś znacząco na pogorszenie relacji obu światów. Teraz jednak wpakowali się w niemałe tarapaty, mówiąc najprościej - wpadli całkowicie jak śliwki w kompot i powinni się zastanowić, czy nie należałoby jednak uciekać. Gdzie pieprz rośnie, bo byli nieletni, wypici, czy Merlin raczy wiedzieć, co jeszcze. Ciekawe, jak potem zamierzali wymknąć się z aresztu? Albo z miejsca, do którego zostaną odesłani, zanim ktoś postanowi skontaktować się z ich prawnymi opiekunami.
Jeden członek obsługi daje wam znak, żebyście się ruszyli, jak najszybciej, zanim dojdzie ostatecznie do tragedii. Możecie go posłuchać i wtedy opuścicie bar w miarę pokojowo - mówiąc inaczej, zostaniecie po prostu wyrzuceni na ulicę i możecie zwiewać. Jeśli tego nie posłuchacie, za chwilę będziecie mieli przyjemność z policją, która raczej nie zastosuje wobec was żadnej taryfy ulgowej - wylądujecie w areszcie, a wasze opiekunki zostaną z miejsca o wszystkim powiadomione oraz wezwane w celu konfrontacji. Wybór, co robicie, zależy od was.
Luizjana. Nowoorleański bar. Trójka bezmózgich studentów i On. Barman ze świętą cierpliwością, który do tej pory wywracał tylko oczami na ich głośną i pełna emocji rozmowę, upominał, kiedy zauważył co Sinclair ma zamiar zrobić, kiedy wskakiwał na krzesło, aby za chwilę znaleźć się na blacie. Nawet później podjął drugą próbę podejścia "po dobroci" do imprezowiczów, jednak szarpnięcie Lucasa za nogawkę spodni, aby zwrócić na siebie jego uwagę, poskutkowało tylko niebezpiecznym zachwianiem się chłopaka i rozbiciem kilku butelek. - No nie! Dosyć tego! Wynoście się stąd, zanim pojawi się tutaj policja! - wrzasnął wreszcie tracąc resztki cierpliwości do rozrywkowej młodzieży. Wtedy Sinclair usłyszał głos Gabrielle, która sugerowała, aby się stamtąd zmywać. Jednak Ślizgon będąc pod wpływem alkoholu, nie potrafił przyznać się do błędu. Zawsze tak miał. A gdyby teraz uciekł, przyznałby racje barmanowi. - Policja? Straszysz mnie swoimi ziomkami? Jesteśmy klientami jak wszyscy tutaj obecni... - wskazał na ludzi siedzących przy stolikach, wlepiających w tej chwili w niego swoje ślepia. - Nie możesz nas stąd wywalić! - oznajmił stanowczo, podchodząc do kolesia, oczywiście nadal po ladzie. Półnagi kucnął, aby chwilę później opaść tyłkiem na blat. - CHCE ROZMAWIAĆ Z KIEROWNIKIEM TEGO BURDELU - zakomunikował donośnym głosem, a że siedział przygarbiony na barze, łypiąc włowrogo na pracownika, musiał wyglądać przekomicznie w oczach dwójki przyjaciół. Co nie zmieniało faktu, że mieli w tej chwili bardziej niż przerąbane, a zachowanie Sinclaira wcale nie poprawiło ich sytuacji, jednak żadne z tej trójki prawdopodobnie w tej chwili o tym nie myślało.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Kłopoty zawsze lubiły towarzystwo uroczej Puchonki, która - wydawało się - ostatnio wydoroślała, niemniej obecna chwila daleko była od racjonalnych dezycji oraz odpowiedzialnych zachowań. Wszystko co mogło pójść nie tak właśnie poszło, a wizja spotkania z mugolską policją stawała się coraz bardziej rzeczywista i choć jej zdorwy rozsądek podopowiadał, by jak najszybciej uciekali - Lucas miał zupełnie inne plany. W pierwszym momencie obdarzyła go zaskoczonym, nieco przestraszonym spojrzeniem, jednak widząc całą jego postać ostatecznie roześmiała się, gdyż wyglądał komicznie. Czy ktoś mógłby brać go na poważnie? - Też uważasz, że Lu idealnie wpasowuje się w definicję burtelu? - zwróciła się do Maxa, pokazując palcem na drugiego, półnagiego Ślizgona, po czym roześmiała się na głos. Nie chciała nawet analizować, jak to się stało, że planując zwykły wypad do baru może skończyć się aresztem. I niestety skłamałaby mówiąc, że się tym przejmuje lub że jest jej z tego powodu przykro. Ostatnio miała naprawdę mało czasu na szaleństwa, których zwyczajnie brakowało jej w życiu. Dopiero teraz czuła, że oddycha pełną piersią i podobał jej się ten stan.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Słysząc groźbę policji, Max wybuchnął chłodnym śmiechem. Nie dało się ukryć, że narobili niezłego zamieszania i faktycznie nie pomyśleli o tym, że w świetle mugolskiego, Amerykańskiego prawa, cała trójka była nieletnia i nie powinna była spożywać alkoholu. Czasami ciężko było pamiętać o prawach obowiązujących w obydwu światach. O dziwo, to Lucas pierwszy zabrał głos i to zdecydowanie nie wskazywało na pokojowe zamiary. -Oj tak, Burdel u Sinclaira to nawet brzmi dobrze. - Uśmiechnął się do Gab. Nie myśląc całkowicie o konsekwencjach ich akcji. -Słuchaj no Pan! Bary są po to, żeby się dobrze bawić, a my BAWIMY SIĘ ZAJEBIŚCIE! Jeśli myślisz, że wystraszymy się fagasów w mundurach, to się grubo mylisz. - Nie miał zamiaru opuszczać tego miejsca i zdecydowanie miał doświadczenie z policją, więc nie zależało mu na ugodzie. W końcu z amerykańskimi stróżami prawa nie miał jeszcze do czynienia.
Mężczyzna, który próbował wam pomóc jedynie kręci głową z dezaprobatą. Od tej pory będziecie w pełni zdani na mugolski system prawa i to, co postanowią w waszej sprawie. Żaden z czarodziejów nie zamierza interweniować w waszej sprawie - najwyraźniej wykorzystaliście wszystkie możliwe środki pomocy, jakie mogliście otrzymać. Pozostali goście lokalu odsuwają się od was, tak samo jak barman, czekając najwyraźniej na przybycie stróżów prawa, którzy zaskakująco szybko pojawiają się w drzwiach, a następnie wchodzą do środka i kierują się prosto do was. Jest ich czwórka, wszyscy są dość postawni i nastawieni na to, żeby zabrać was z lokalu jak najszybciej. Miny mają dość nietęgie, ale trudno nazwać ich agresywnymi, po prostu przyszli tutaj, żeby wykonać swoją pracę. Nawet jeśli są zdziwieni tym, że zostali wezwani do dzieciaków, nic po nich nie widać. Jeden z nich, najniższy i najstarszy, podchodzi do was spokojnie, po czym zwraca się do Lucasa: - Dobrze, dzieciaki, koniec zabawy na dzisiaj. Pora wracać do domu - mówi prosto. Na razie nikt nie zachowuje się agresywnie, aczkolwiek widać, że pozostałe osoby wycofują się na bok, nie chcąc mieć do czynienia ani z wami, ani z tym, co będzie się działo dalej. Co w takim wypadku robicie?