Dziennie przewija się przez nie setki uczniów. Jest to jedna z głównych dróg prowadzących na tereny zewnętrzne. Niejednokrotnie uczniowie przysiadają na nich, aby odpocząć bądź odrobić lekcje. Uwaga, zimą są bardzo śliskie a latem nagrzane.
______________________
Autor
Wiadomość
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Nic nie mogła poradzić na to, że bardziej odnajdywała się w innych aktywnościach fizycznych, które często nie były w ogóle związane z miotłowaniem. To był ten typ, który wolał spacery po lesie, zapasy z niuchaczami i tańczenie z wilkami lub coś w tym stylu. Chociaż musiała przyznać, że jeśli tylko miała odpowiednią motywację w postaci kogoś namawiającego ją do wspólnej gry to chętnie dosiadała Nimbusy. Zdecydowanie lepiej byłoby dla niej, gdyby nie była przez nikogo mordowana. Mogłaby dzięki temu dalej latać na podobnych treningach i przerzucać piłki ze Swansea, co szło jej nadzwyczaj sprawnie. Chłopak złapał każdą z rzuconych mu piłek, ale nie był w stanie dobrze odrzucić wszystkich z zestawu. Musiała stwierdzić, że chyba zaczęli narzucać tempo i przez to trudniej było im się skupić na jednoczesnym locie z zachowaniem poprawnego kursu oraz dostosowaniem się do zarówno rozmiarów jak i wysokości mijanych słupków z pętlami. - Teraz nagle mnie nie chcesz w grze? - zaśmiała się i przez to praktycznie minęła się z powołaniem, nie mogąc trafić w kolejną pętlę, którą mijała. Zaklęła cicho pod nosem, nakazaując sobie lepsze skupienie. Ścisnęła mocniej udami trzonek miotły, stwierdzając, że musi bardziej zaangażować się w łapanie piłki oburącz. Trudno. Najwyżej się spierdoli z wysokości, ale chociaż złapie to, co Lockie rzuci w jej kierunku.
Winnifred A. Seaver
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : włosy jasny brąz, niebieskie oczy, piegi na nosie
Nie protestuje, kiedy Lockie wciska mu swoją miotłę — zamienią się sprzętem. Może faktycznie jego jest za ciężka. Coś jest narzeczy, pewnie w kolejnym ćwiczeniu pójdzie mu lepiej i szybciej; chyba że tu chodziło o jego dzisiejszy styl... Styl żółwia. Kiwa głową na poświęcenie Lockiego prawdziwy z niego kapitan Slytherinu, człowiek czynu, nie do pary jest i on dwa razy poleci; ewentualnie po prostu chciał być z dwoma dziewczynami naraz. Uśmiecha się na słowa Mulan, wiedząc, że skłonności mordercze Ruby, jak i Moe są bardzo dobrze znane, zwłaszcza jeśli chodzi o quidditch! - Dobra Max to idziemy w tany, ale coś mi dzisiaj nie idzie.- Usprawiedliwia się przed ślizgonem, mając nadzieje, że miotła Swansea będzie lepsza w te klocki. Wskakuje na nią na nowo i leci po prawej stronie schodków, rzucając piłę przez pierwszą obręcz. Solberg z pewnością złapie to podanie i odrzuci do niego bezbłędnie, przecież jak on dzisiaj latał! To no niesamowite jest. Zwrotność żmijoptaka, prędkość błyskawicy człowiek legenda. Gdyby Seaver się nie uganiał za dziewczynami (a właściwie za jedną taką), to by zarywał do niego, jak fan pełen prześladowczej mani i obsesji do jakieś gwiazdy kina. Winni sunie pełny podziwu dla kolegi i przychodzi taki moment, że nie trafia w pętle. - Ups. - Macha, przepraszająco do Solberga, jeszcze za drugim razem robiąc podobną gafę. Cela to on dzisiaj nie ma, ale nie jest źle. Trzy trafione pętelki, co na to kierownik Locki? Gdzieś tam kątem oka zerka na Mulan, ta to wymiata. Dobrze, że mają ją w drużynie i to Gryffindor jest jej domem.
Drgnęła, gdy jej piłeczka uderzyła @Lockie I. Swansea w głowę - chciała go trafić, ale nie sądziła, że miała aż takiego cela. Szczerze mówiąc nie miała pojęcia, jak tego dokonała celując w jego klatkę piersiową. Posłała mu po wszystkim przepraszające spojrzenie, ale nie była pewna, czy je widział, bo odbił od ziemi, by wykonać swój slalom. Może stwierdzenie, że zabolał ją ten brak jego uwagi, było nieco na wyrost, lecz nie mogła zignorować tego ukłucia, gdy zorientowała się, że nie obserwował jej popisu miotlarskiego, bo zajęty był zaczepianiem Mulan i chwaleniem jej umiejętności miotlarskich. Doskonale rozumiała zainteresowanie, Huang naprawdę popisała się szybkością i balansem, nawet może trochę jej zazdrościła, że bez większego trenowania radziła sobie lepiej, niż ona sama. Musiała jednak wyrzucić te myśli z głowy, by móc skupić się na treningu, który dalej trwał w najlepsze. Stojąc i obserwując, jak ruszył znów do ćwiczenia z drugą Gryfonką i musiała przyznać, że Mulan była świetna. Naprawdę zastanawiała się, dlaczego dziewczyna nigdy nie należała do drużyny i nie grała w barwach domu. Patrząc na jej poczynania, spokojnie mogłaby zostać MVP każdego meczu. Obserwowała, jak nabierając tempa przerzucała piłki przez kolejne obręcze. Ślizgon nie był jej dłużny, odrzucił celnie cztery z pięciu kafli, co i tak zrobiło na Kate wrażenie. Przez całe to stanie i patrzenie zdążyła nieco ostygnąć, więc przestępowała z nogi na nogę. Gdy Lockie wylądował gdzieś obok, uśmiechnęła się do niego. - Lecimy od razu, czy chcesz złapać oddech? Nie miała nic przeciwko puszczeniu przodem Maxa i Winniego. Dylemat jednak rozwiązał się sam, ponieważ jak tylko Lockie do nich doleciał, pozostali chłopcy ruszyli do zadania. Kate westchnęła więc, obserwując ich zmagania, ukradkiem zerkając na Swansea, próbując wyłapać jego spojrzenie, by się doń uśmiechnąć. A gdy przyszła ich kolej, nie miała szczególnych problemów z celnością. Jedynie jedną pętlę przestrzeliła, uderzając piłką w obręcz.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Odwieczna dilemma ludzi utalentowanych, first world problems, co też zrobić z tym całym swoim talentem we wszystkich dziedzinach? Cieszył się niemniej, że Huang dołączyła do latania, bo obserwacja jej zwrotnych technik była czymś zupełnie spoza gazetek, które przeglądał sobie przed snem. Tak to się mawiało, talent naturszczyka? Nie chcąc i nawet się szczególnie nie starając, w odruchowy niemal sposób znajdowała balans, wchodząc w ciasne zakręty między słupkami i może się wziął zagapił trochę nawet, bo w te pętle to tak średnio trafiał. Chciałby zwalić winę na ociężałą miotłę, którą zabrał od Seavera, ale wiedział, że kiepskiej baletnicy to i rąbek u spódnicy, więc już nic nie mówił. Opadł na murawę, ocierając lekką wilgoć zbierającą się na górnej warstwie od tego zmachania się na zimnie i zaśmiał się okropnie rozbawiony z jakiegoś powodu słowami Kate. Z każdym wesołym szczeknięciem czuł jednak żelazny uścisk na lewym płucu, co nie wskazywało na nic dobrego. Zarzucił ramię na barki gryfonki, przyciągając ją bliżej i kątem oka patrząc na popisy Winifreda i Solbiego na miotłach zbliżył nos do jej ucha, niemal dotykając go wargami: - Już Ty się nie martw o moją staminę i mój performance. - szepnął stanowczo zbyt sugestywnie. Co to dla niego przelecieć się z dwiema laskami jedna po drugiej, szkoda tylko, że na półmetku jego płuca padały na matę gotowe oddać ostatni oddech. Obserwował Poczynania gryfona, który chyba tak się zapatrzył na Maxa, że zapomniał jak używać rąk. Kiedy wylądowali, puścił jej barki i szturchnął lekko ramieniem, puszczając oko, nim sam nie wsiadł na Zamiatacza. Robił, co mógł, by zachować nonszalancję ale coraz większe trudności z oddychaniem skutecznie rozpraszały go na tyle, by kompletnie minąć dwie, z rzuconych mu przez obręcze piłek, a trzecią złapać absolutnie cudem. Odrzucił jej piłki przez obręcze, starając się skupić na tym, by leciały do góry i były łatwiejsze do złapania, ale szło mu to równie źle, jak łapanie piłek rzucanych przez nią.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-W dużej części to sprzęt. Bez żetonów nie zagrasz w kasynie, a bez dobrej miotły nie polatasz sprawnie. - Odpowiedział @Lockie I. Swansea , dając mu swój pogląd na sytuację. Jakby nie było latał w drużynie dłużej od kumpla i chcąc nie chcąc, co nieco o sprawach technicznych podłapał. Szczególnie od Willa. -Luz, dam Ci namiary na hurtownię. U Scoopa tak chujają na marży, że nie polecam. - Z radością miał zamiar podzielić się z @Winnifred A. Seaver maścią, której sam używał, jednocześnie tłumacząc Lockiemu, że tym razem to nie jest żaden jego autorski wynalazek. Tak go jeszcze nie popierdoliło, żeby wchodzić w rynek miotlarzy. Choć pieniądze były z tego niesamowite. -Zapraszam na parkiet. - Uśmiechnął się o gryfona, zgrabnie siadając na miotle, by zaraz potem przybrać już bardziej sportową pozycję. -Nie gadaj, tylko pokaż, z czegoś ulepiony. Posłał mu oczko, po czym ustawił się na pozycji pozwalając, by to Winni pierwszy rozpoczął tę nierówną walkę. Poszło mu nawet dobrze, gdy piłka przelatywała przez ponad połowę obręczy. Max, z naturalnym zmysłem łapania wszystkiego, co wpada mu w łapy, nie ominął ani jednego celu, ale gdy sam miał już trafić w pętlę, szło mu o wiele gorzej. Tylko jedna piłka wylądowała tam, gdzie powinna, dając gryfonowi szansę na popisanie się umiejętnościami łapacza. Cóż, Solberg na pozycji ścigającego nigdy nie radził sobie dobrze i o ile trafienie pałką w tłuczek przychodziło mu zajebiście naturalnie, tak gdy musiał już wycelować w coś w locie samymi rękoma, szło mu jak dzisiaj. Czyli tragicznie chujowo.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Nie wiedziała, czym go tak strasznie rozbawiła, ale skoro śmiał się i to tak serdecznie, nie pozostało jej nic innego jak zawtórować mu, szczęśliwa, że udało jej się tak celnie go ubawić. Zagarnięta ramieniem bliżej, pozwoliła się objąć, lekko opierając się o niego barkiem, korzystając z tej chwili i nie przejmując się wcale, że oboje byli już nieco zmachani wszystkimi tymi ćwiczeniami. Słysząc szept w uchu, po jej kręgosłupie przebiegł lekki dreszcz. Jego samego obrzuciła spojrzeniem na poły karcącym, na poły zaciekawionym - intrygujące byłoby sprawdzenie, czy faktycznie sprostałby jej oczekiwaniom, czy jedynie był mocny w gębie? - Odważne słowa - podsumowała go, drocząc się nieco. Podejrzewała niestety tę drugą wersję wydarzeń, ponieważ choć robił dobrą minę do złej gry, dostrzegała, że był już zmęczony. Zaraz jednak chłopaki skończyli swój przelot, mało owocnie, więc przyszła kolej na nią i Lockiego. Odwzajemniła puszczone oczko, po czym dosiadła Błyskawicy, by poszybować wzdłuż pętli. Przerzuciła kafel celnie przez cztery z pięciu pętli, ale tylko dwukrotnie @Lockie I. Swansea był w stanie odebrać jej podanie. Nie wiedziała, czy rzucała tak krzywo, czy realnie sprawiła mu taki problem w przechwycie piłek? W drugą stronę chłopak trafił w pętlę tylko dwa razy, oba z nich zostały też przez nią skutecznie złapane. Coś jej w tym wszystkim nie grało. Ścięła ostatni zakręt, zbliżając się do niego zanim jeszcze wylądowali na ziemi. - Wszystko okej? - rzuciła mu pełne konsternacji spojrzenie.
Winnifred A. Seaver
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : włosy jasny brąz, niebieskie oczy, piegi na nosie
Rzucanie:3/5 Łapanie:1/1 Wynik: 35 pkt chyba zresztą nieważne kasa dzisiaj do mnie na pewno nie trafi farciarze XD
Kolega ze slytherinu da mu na miary na maść do mioteł, dobry z niego ziomek, kiwa tylko głową, mówiąc mu, aby zarzucił mu na wizzinegra info. Swoją celność może również zwalić na stanowisko, jakie pełni w drużynie ‐ obrońca. Tutaj potrzeba spostrzegawczości, zręczności i dobrych łap, aby piłka nie wpadła w obręcz, a nie na odwrót, dlatego trzy celne rzuty jak na niego to dobrze. Ważne, że sobie latają i bawią się świetnie. Max wszystkie jego podania przyjmuje, tak jak Winnifred się spodziewał. Za to Solbergowi już idzie nie tak najlepiej. Seaver łapie jedno celne uderzenie od ślizgona. No mógł się popisać, chociaż tyle! Na resztę kafli rzucanych przez towarzysza, patrzy, jak latają to tu i tam — nie ocenia, wiedząc, że każdy może mieć gorszy dzień i sprawdzać się najlepiej na swoim stanowisko w quidditchu. - Stary za szybko przebierasz nóżkami. - Metaforycznie, zwraca się chłopaka, jakby faktycznie tańcowali. - To znaczy to nie wyścigi, ale miotełke masz jak ta lala. - Uśmiecha się do @Maximilian Felix Solberg, który nie za bardzo pozwolił się wykazać gryffonowi w tym ćwiczeniu. Może Locki jeszcze coś wymyśli.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdy latało się w drużynie, treningi przybierały zupełnie inną postać i skupiano się głównie na rozwijaniu umiejętności potrzebnych na danej pozycji. Nic dziwnego, że ani Winni, ani Max nie byli specjalnie przygotowani na podobne wyczyny i o ile gryfon poradził sobie nieźle, tak Solberg dał dupy po całości. Przynajmniej do tego w życiu miał talent. -Co mam poradzić. Kocham wiatr we włosach. - Zaśmiał się, zarzucając swoją nieco przydługą w tej chwili grzywką. Tak, zdecydowanie powinien udać się do fryzjera, lub poprosić Emmę, by doprowadziła go do ładu. -Pioruny mają wiele zalet, ale niestety nie są w stanie wypracować za Ciebie celności. Gdybym miał przerzucać przez te pętle przy pomocy pałki, leżałbyś pod bramą Hoga. - Zaśmiał się, nieco chwaląc swoje umiejętności pałkarskie. Co jak co, ale siłę w łapach miał i nie bał się przyznać tego na głos. -Ale Ty radzisz sobie nieźle. Trochę za dobrze, jak masz bronić nasze kafle. Ile kosztuje chwila Twojej nieuwagi na boisku? - Puścił mu żartobliwie oczko. Nigdy nie ustawiał meczu i nie myślał o tym na poważnie. Jeśli jednak znalazłby się kiedyś ktoś, kto wziąłby jego żarty do serca, nie widział w tym niczego złego. Zresztą, robota ścigających nie była jego zmartwieniem. On, miał im ułatwiać strzelanie goli i łamać kości przeciwników, co robił z ogromną przyjemnością. Reszta pozostawała w rękach pozostałych członków drużyny.
Uśmiechnął się do gryfonki, unosząc kciuk w górę, chociaż peryferia wzroku zaczynały pokrywać mu dziwne, falujące czarne plamki. Ostatnie czego potrzebował w tej chwili to martwiącej się Milburn, bo po niej zaraz wszyscy zainteresują się tematem. Tak przynajmniej wydawało się jego z wolna panikującej głowie. - Daje Ci fory, narzekasz? - zaśmiał się do niej wesoło, lądując na ziemi- Dobra, jasno się klaruje kto ma cela, a kto bez pały nie umie obejść się z piłką. - puścił oko @Maximilian Felix Solberg, będącego idealnym przykładem człowieka o wielkim talencie, ale potrafiącym ten talent utylizować tylko w konkretnych dziedzinach. Podniósł kciuk w stronę @Winnifred A. Seaver, który zapowiadał się być raczej niepokojącym wyzwaniem na boisku. Klarowało mu się w głowie jak mocną drużyną był gryffindor, bo choć wcale im nie umniejszał po ostatnim meczu, to wiedział, że wynik mógł być całkiem inny gdyby nie ich wybitna szukająca. Widział teraz, jak niewygodnie dużo dom lwa miał utalentowanych miotlarzy. Czy to kwestia pasji, której brakowało jemu i jego kolegom z zielonych? - Ostatnie na dzisiaj, bo już chyba wszyscy mamy trochę dość - uniósł brwi w rozbawieniu, choć nie było mu do śmiechu, bo głównie to on sam miał już dość- Tam jest pięć pętli ustawionych wzdłuż wzgórza, stąd widać pierwszą. - pokazał palcem jakieś hula-hop na patyku, służące za pętle.
Ćwiczenie na dwa posty, W pierwszym lecicie tam, a w drugim, niespodzianka, z powrotem. Pętli jest pięć, na każdą pętle w jedną stronę rzucacie k100 i to wyznacznik jej ustawienia. W drugim poście w drodze powrotnej rzucacie znowu 5k100 na to, czy trafiacie znów przelecieć przez swoje pętle. Dla osób poniżej 180cm margines błędu to 30 w jedną i w drugą (tj. jak w pierwszym poście masz 50, to w drugim trafiasz jeśli wypadnie Ci kość w zakresie 20-80), dla świniaków powyżej 180 margines to 20. Za każdą trafioną dwukrotnie pętle +10 do końcowej punktacji.
Winnifred A. Seaver
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : włosy jasny brąz, niebieskie oczy, piegi na nosie
Gdyby miał powiedzieć, co ceni w życiu to najbardziej, powiedziałby, że wiatr we włosach. Ekhm… Wiatr, który podał mu pomocną dłoń, gdy sobie nie radził, goniąc znicza na lekcji u Antoszka, kiedy był sam, czując, jak powiew ciepłego powietrza łaskocze go po twarzy. I co ciekawe to właśnie ten wiatr we włosach wpływał nie przypadkowo na latanie na miotle. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Miał szczęście, by tak myśleć, ponieważ je znalazł. I dziękuję życiu. Dziękuję wiatrowi we włosach, życie to śpiew, życie to taniec, życie to quidditch. Wielu ludzi go pyta o to samo: ale jak ty to robisz?, skąd czerpiesz tę radość? A on odpowiada, że to proste, to umiłowanie wiatru we włosach, to właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład lata ze ślizgonami jak równy z równym nad schodkami, a jutro… kto wie, dlaczego by nie, odda się pracy społecznej i będzię ot, choćby zajmować się wytwarzaniem kremiku na zamrożone miotły. - Wierzę. - Odpowiada Maxowi, rozumiejąc jego zamiłowanie do wiatru we włosach, jak nikt inny, pełen też żarliwej wiary w jego zdolności pałakrskie. - Dużo, ale od czego są szukający. - Zaśmiał się trochę zakłopotany, że ostatnio jego talent obrońcy, gdzieś wypadł mu ze sportowych slipów. Winnifred nie ma dość, ale nie zamierza tutaj wyskakiwać przed szereg, jak nadepnięty szczuroszczet. W końcu to Swansea opracował dzisiejsze spotkanie, wszystko ogarnął i jeszcze za to płacił z kieszeni własnej, takiego to z lumos szukać. Unosi dłoń nad linią brwi, wypatrując dziwnego hula hop na patyku, wskazywanego przez ich wuefistę. Wskakuje na miotłę i mknie w stronę pierwszej pętli, przelatuje przez nią, trochę przyspieszając, chociaż nie za wiele może na to poradzić, a jednak miotła Lockiego się bardziej sprawdza niż ta jego. Ciekawe jak ślizgon sobie z tym radzi. Nurkując do drugiej pętli, wyprostowując trzonek, rozgląda się za Maxem, koleś pewnie już dawno przeleciał, a teraz kółka robi nad Hogsem, lądując na dachu pubu pod Trzema Miotłami. W kolejne trzy też wpada bez problemu, robiąc ładny, chociaż ostrożny zwrot i leci na dalsze spotkanie dziwnych hula hop!
Zmarszczyła brwi na jego odpowiedź, ostatecznie uśmiechając się lekko i wywracając oczami na tę uwagę o dawaniu forów. Doskonale wiedziała, że tego nie robił - a przynajmniej nie podejrzewałaby go o podobne zagrywki. Trenowali raz we dwójkę i nie było mowy o tym, by jedno drugiemu cokolwiek ułatwiało. Boleśnie się o tym przekonała obrywając kilkoma tłuczkami. Miała jakieś niejasne przeczucie, że coś było na rzeczy. Może to ten jego nieco błędny wzrok lub sposób, w jaki skrzywił się, gdy lądowali na trawie, ale nie drążyła tematu. Skoro twierdził, że nic się nie dzieje, nie miała podstaw, by wmawiać mu jakieś dolegliwości. Poza tym to chłop i zauważyła, że zwykł zachowywać się jak typowy przedstawiciel gatunku - zaciskał zęby i nie pokazywał słabości. Ach, ci smalce alfa, cóż takiego Kate w nich widziała? - Jasne, jasne - zbyła jego gadanie, starając się nie dobierać niczego do głowy. Wiadomo jednak, że nie byłaby sobą, gdyby nie porównała swojego przelotu do tego wykonanego przez Mulan i do stopnia zaangażowania, jaki Lockie wykazywał za pierwszym razem przerzucania kafli. Jej samej oddech też zdążył już przyspieszyć, zdradzając odczuwane w mięśniach zmęczenie. Utrzymywanie balansu na miotle w takim mrozie i ogólnie kiepskich warunkach atmosferycznych, jeszcze o tej godzinie, wcale nie należało do najłatwiejszych i na pewno zbierze żniwo w postaci bolesnych zakwasów następnego dnia. Może nawet już wieczorem, jak zalegnie na kanapie w pokoju wspólnym. Wysłuchała instrukcji i gdy przyszła jej kolej, odbiła się znów od ziemi i zaczęła lecieć w kierunku kolejnych pętli. Nie miała zbyt dużych problemów z przelatywaniem przez kolejne koła, chociaż musiała przy jednym trochę zwolnić, bo w związku z jego ustawieniem mogłaby nie wyrobić się ze zwodem. Przeleciała przez ostatnią przeszkodę i wyhamowała gdzieś z boku, czekając na resztę i obserwując ich zmagania.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
To trwało ułamek chwili, kiedy kątem oka zerknął na @Kate Milburn by upewnić się, czy łyknęła to co jej rzucił. Nie potrzebował w tej chwili jej zmartwień, ale po treningu prawdopodobnie będzie musiał szybko zmykać do szpitalnego, uśmiechnąć się do Noreen o wsparcie medyczne. Przynajmniej tym razem nie krwawił i nie miał spuchniętej twarzy. Jeszcze. Wyprostował się, wspierając na miotle i patrząc jak chłopaki jeden po drugim wyrywali w stronę obręczy. Nie mógł znaleźć większych hula hop, więc był pewien, że zarówno on jak i Max choćby się skulili na małe orzeszki, to pewnie zaczepią w którymś momencie. - No to wio. - kiwnął głową, na Milburn, puszczając jej oko i wskazując podbródkiem kierunek pierwszej obręczy. Dopiero, kiedy oderwała się od ziemi spróbował wziąć głębszy wdech, powstrzymując pierwszy zryw do rzygu. Potrząsnął głową, pragnąć odgonić od siebie te uczucia, przerzucił nogę przez drążek i odbił się mocno - im szybciej tym lepiej, tym szybciej można się stąd zawinąć. Ledwie się przeciskał przez te obręcze, zgodnie z własnymi przewidywaniami, szczególnie, że dwoiły mu się w oczach, ale starał się skupić, jak to samiec alfa, na dupie Kate, majaczącej mu na miotle gdzieś z przodu i podołał jako tako w jedną stronę, by wziąć nawrót i ruszyć w drugą. Starał się spamiętać, przy którym skręcie i w jakiej pozycji było mu trudniej wmieścić się w obręcz, ale to nie była taka prosta sprawa, kiedy pół głowy zajęte miał panikowaniem, że zjebie sie z miotły na łeb.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Przelatywanie przez obręcze nie wydawało się niczym nadto skomplikowanym. Chociaż rzeczywiście wymagało większego skupienia i wpasowania się idealnie z torem lotu w małe okienko rozlokowane na losowej wysokości. Mulan jednak nie wątpiła w to, że jednak jakoś sobie poradzi. W końcu kto jeśli nie ona? Musiała jedynie nieco się skupić. Na pewno pomagał jej fakt, że pierwszą rundkę mogła wykonać nieco wolniejszym tempem, bez pędzenia na złamanie karku. Dzięki temu mogła też zapoznać się nieco lepiej z miotłą, która wymagała od niej nie tylko skrętów, ale też opanowania bardziej lub mniej gwałtownych zmian wysokości, które sprawiały nieco więcej trudności w prawidłowym wyegzekwowaniu przez opór i pęd powietrza, zmieniający prędkość miotły. Niemniej jakoś udało jej się pokonać cały ten dystans i nie zaliczyć żadnej wpadki. Teraz musiała tylko powtórzyć to nieco szybszym tempem, licząc na to, że nic jej się po drodze nie popierniczy, a to już z pewnością było większe wyzwanie, ale nie takie, którego obawiałaby się podjąć. Musiała jedynie odetchnąć i ścisnąć mocniej trzonek miotły, przygotowując się do ruszenia w trasę.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Pętelki:26, 45, 1, 75, 34 trafiam w 1 lol i jeszcze spierdalam się z miotły, bo krytyk
Huang oczywiście popisała się zwrotnością i zwinnością, przemykając przez obręcze jak zająć, na co Swansea jak to Swansea poczuł natychmiastowe ukłucie zazdrości. Niestety, bardzo daleko było mu do jej filigranowego ciała. Zawrócił się, chowając oburzenie takim obrotem spraw, w kieszeń i tym razem próbując szybciej powtórzyć przeloty, zauważył, że idzie mu znacznie gorzej. Pierwszą pętlę ominął, bo w ostatniej chwili przydygał, że się nie zmieści, dolatując do drugiej, skulił się i spiął tak bardzo, że cudem się przecisnął. Kosztowało go jednak tyle, że od tego skupienia i spięcia mięśni, krew trysnęła mu z nosa jak z fontanny, kompletnie wybijając go z jakiegokolwiek rozumnego myślenia. W trzecią pętlę przypierdolił jak dzik w sosnę, po czym lotem koszącym, wirując, spadł na ziemię z głuchym tąpnięciem, podobnym do dźwięku rzuconego bezwładnie wora na pakę magicznej bryczki. - Okurwa. - stęknął, patrząc w niebo, z myślą, że nie najgorszy jest to widok jak na ostatni widok w życiu. Oblizał usta, umalowane (jak i policzki oraz większość twarzy i ubrań) gustowną czerwienia i z trudem podniósł się do pozycji siedzącej, stękając boleśnie. Co wyniósł z treningu? A no to, że nie nadawał się do żadnych zadań związanych ze skrętnością i zwrotnością. Spojrzał jednak w górę i dostrzegając wygiętą obręcz, uśmiechnął się, bo przynajmniej w fizycznej przemocy, nawet względem obiektów nieożywionych, szło mu wcale dobrze.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Zmęczenie zaczynało osiadać na jej ciele, ciążąc jej nieco i sprawiając, że każde kolejne wykonywane ćwiczenie wymagało od niej znacznie więcej wysiłku. Warunki atmosferyczne też dawały jej popalić, bo zarówno ślizgające się na trzonku miotły ręce od wilgoci, jak i osiadające kropelki na witkach działały na jej niekorzyść. Ponadto nie mogła powstrzymać w głowie ciągłego nakręcania się na tę niepisaną rywalizację z Mulan, która miażdżyła ich wszystkich na tym treningu w zasadzie w każdej kategorii - szybkości, zwinności, celności i siły. W jej sercu zrodziła się ambicja, by spróbować jej choć dorównać, licząc oczywiście, że przełoży się to jako tako na uznanie od organizatora całego przedsięwzięcia, do którego jej wzrok nieustannie błądził. Niby zgasił nieco jej podejrzliwość wcześniejszym lekceważącym tonem, jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wciąż coś mogło pójść nie tak. Nie spodziewała się tylko, że tak szybko. Zawracając, prawie zahaczyła o pierwszą pętlę, ale ostatecznie udało jej się schować nogę wystarczająco szybko, by jej nie naruszyć i zmieścić się w środku. Prawie kładła się na miotle, by bezkontaktowo przelecieć przez tę drugą, później ominęła trzecią... I gdzieś w okolicy czwartej usłyszała głuche uderzenie, które sprawiło, że zawisła w półlocie, obracając się. Najpierw zobaczyła przekrzywioną, odgiętą wręcz obręcz, później jej wzrok wylądował na leżącym na ziemi, zakrwawionym @Lockie I. Swansea. - Okurwa - nieświadomie zawtórowała mu pod nosem, czym prędzej lecąc ku ziemi. Prawie potknęła się dotykając stopami mokrej trawy, tak szybko gnała - zdecydowanie szybciej niż do którejkolwiek przeszkody. - Żyjesz? - zapytała trochę naiwnie, oceniając szybko po jasnoczerwonej krwi, że było w nim jeszcze istotnie sporo życia. - Czekaj, czekaj, już... - mamrotała, szybko obmacując się w poszukiwaniu różdżki. - Haemorrhagia iturus - rzuciła zaklęcie hamujące krwotok, celując końcem różdżki w jego nos, w którym zidentyfikowała pierwotne źródło całej tej krwawej masakry. - Zęby całe? - dopytała jeszcze, patrząc na niego z mieszanką strachu i współczucia. Oczywiście nie widząc całego zajścia uznała, że wyrżnął nosem w pętlę.
+
Winnifred A. Seaver
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : włosy jasny brąz, niebieskie oczy, piegi na nosie
Kostki wcześniejsze:75, 10, 92, 100, 69 Kostki:83, 97, 72, 71, 42 Hula Hop: 4 podwójnie czyli mam 40 pkt!
Może dlatego, że jest mały, przeciskanie przez obręcze wychodzi mu bez problemu. Wzrostem z pewnością nie może porównywać się do Swansea i Solberga. Wolna miotła też to jakieś wytłumaczenie. Jakoś szczególnie nie jest zmęczony bardziej zmarznięty, potrzebujący się napić. W treningach nawadnianie jest dobre, szkoda, że wybiegając na latanie z kumplami, nie pomyślał. Był rannym ptaszkiem, jeśli chodzi o szybowanie w chmurach, ale czasami to wymagało dużej determinacji, zwłaszcza w pogodę, gdzie tyłeczek odmarzał. Seaver obawia się, że mu dupa do miotły się przyklei, tak jak nie powinno się lizać językiem metalowej bramy, kiedy minus dwadzieścia na zewnątrz. W głowie już pamięta, jak leciał pierwszym lotem, gdzie stała każda z obręcz, tak więc musi to powtórzyć, nie powinien, to być jakiś problem do obliczeń i rubryczek quidditchowych ma głowę! Gorzej może być z miotłą i polarnym powietrzem, ale tu zakręcił, tam podkręcił i jak pierwszą pętlę przelatuje bez problemu, tak druga jest dla niego niemal wyrokiem śmierci — musi ją wyminąć, żeby nie zahaczyć o nią, nie spierdolić się z miotły i przeżyć — oj kiepsko by było, w uzdrawianie to jest kapeć. Miał nadzieje, że inni mogliby w razie czego posłużyć mu za wykwalifikowanych ratowników świętego Munga, gdyby coś się niedobrego stało, ale nie chce się o tym przekonać, dlatego ściska mocniej trzonek lockowego sprzętu i sunie, ze zwrotnością jastrzębia. Ląduje po skończonym ćwiczeniu. - To, co teraz na herbatkę do dormitorium? - Mruga porozumiewawczo, właściwe nie pytając, a wydając fakty. Herbatka z czymś mocniejszym przydałaby się jak nic! - Aj, aj... - Patrzy na @Lockie I. Swansea i opatruąjcą pielęgniarkę Kasie. - Biją tam w powietrzu? - Zażartował, nie mogąc służyć pomocą, bo jak rzucał zaklęcia to muchy wstrzymywały powietrze, a pająki niewychylały odnóżek z dziur.
+
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Przygotowywała się już dużo wcześniej do tego, aby przelecieć przez te przeklęte obręcze. Zdawała się niemalże wyliczać w głowie tor lotu, co nigdy jej się nie zdarzało. Nie podchodziła do czegokolwiek w tak metodyczny sposób. Nie starała się tak bardzo. Tutaj jednak postanowiła się przyłożyć i zrobić, co w jej mocy, aby faktycznie wykonać wszystko tak jak powinna. Chyba jednak źle wypracowała sobie strategię czy cokolwiek innego, bo zdecydowanie nie szło jej to wszystko. Nie potrafiła wystarczająco szybko zareagować i poderwać miotły, gdy musiała wejść na wyższą wysokość, miała potem problemy z tym, aby pójść w dół, pikując zbyt ostro i omijając obręcz, która znajdowała się przed nią. Starała się to jakoś wypośrodkować, ale jedyne co osiągnęła to prawie jebnięcie łbem w jedną z pętli, a finalnie jej całościowy wynik opiewał jedynie na dwa z pięciu zaliczonych celi. Nie było to wiele, gorzej niż połowa, ale przynajmniej próbowała. Tyle dobrego, że w prawdziwej grze raczej niewiele razy będzie tak, że będzie posiadała jedyne słuszne okienko, przez które będzie musiała przelecieć. Tego jednego się trzymała i miała nadzieję, że jednak nawet taka porażka okaże się być lekcją, z której coś wyciągnie na przyszłość.
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Odpierdol się od mojej pały, jak nie masz zamiaru nic z nią zrobić. - Rzucił do @Lockie I. Swansea z uśmiechem. Kumpel miał rację, Max radził sobie średnio, jak w powietrzu musiał zdawać się jedynie na swoje łapska. No ale nie można było być mistrzem wszystkiego, a Solberg i tak już trochę dorósł do tego całego malarza, tynkarza i akrobaty. -Szukający są od niełapania znicza, przynajmniej u nas. - Wyszczerzył się na komentarz @Winnifred A. Seaver . To, że ślizgoni nie mieli szczęścia w łapaniu złotej piłeczki nie było żadną tajemnicą i tylko fakt, że mieli ogarniętą resztę drużyny sprawiał, że nie przegrywali aż tak sromotnie. -Dawaj mnie te pętle. - Przygotował się do ostatniego etapu i ruszył z kopyta. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie te wścibskie dzieciaki. A raczej pogoda, bo oczywiście Solberg gogli nie wziął, wiatr jebał mu w oczy jak pojebany i ledwo te swoje cele widział. Nic więc dziwnego, że szło mu jak ślepej kurwie w Barbórkę i więcej razy obijał się o zewnętrzną krawędź pętli niż trafiał w jej środek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Chwilę mu zajęło ocknięcie się, co gorsza, dzwoniło mu w uszach na tyle, że jak Milburn wylądowała obok, to nie docierało do niego co mówiła. Zarechotał więc jak kretyn, bo to zawsze dobra odpowiedź i wystawił twarz do różdżki. Cokolwiek planowała, był all in. Uśmiechnął się, obnażając różowe od krwi zęby, ewidentnie prezentując, że ma je wszystkie na miejscu i podźwignął się z ziemi. Przez szum w głowie dotarł do niego w końcu pierwszy dźwięk, będący żartem Seavera. - Biją. Mocno. - pokiwał głową- Trzymaj się na baczności. - pokręcił głową. te zabójcze obręcze. Było znacznie lepiej kontynuować przekonanie o tym, że winowajcą całego zajścia była obręcz, w którą nie trafił i jego własna pierdołowatość, niż przyznawać się do tego, że problem pojawił się zanim przytulił pętle. - Ścigającym to być nie powinienem. - przyznał, patrząc na obręcz w górze. Gdyby tak wyjebał w którąś na boisku razem z kaflem w ręku, pewnie odjęliby im punkty i znów wysłali go na dywanik do Whitelighta. - Dobra, nie wiem jak wy, ale ja już dziś pasuje. Dzięki za polatanie. Jakbyście mieli spostrzeżenia co do swojej skrętności, którymi byście chcieli się podzielić, to skrobnijcie na wiza. Robie poważny research. - zaśmiał się jak debil, bo, no cóż, Lockie i research to oksymoron. Co postękał, to jego i ruszył do Skrzydła Szpitalnego, bo w sumie dawno go tam nie było.
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Lockie oberwał, ale Max nie miał okazji mu pomóc, samemu obijając się o słupki. Aż dziwne, że wracając udało mu się przez jeden przelecieć bezbłędnie. No takiego zawodnika w drużynie mieć to skarb. Chociaż Solberg zapewne wolałby akurat zostać zakopany, ale to inna historia. Zamiast rozpaczać nad swoim losem obniżył lot i wylądował ciężko na ziemi. Czuł się obolały i zmęczony, ale jak zwykle ustaysfakcjonowany. -Ja też pasuję. Muszę ogarnąć sobie jakąś szamkę. - Zawyrokował w końcu, bo zamiast myśleć o zadbaniu o biedne mięśnie i kości, kierował się burczącym coraz bardziej żołądkiem. -Ktoś jeszcze leci na marynowane wątróbki? - Zapytał reszty, po czym przełożył sobie Pioruna przez zdrowsze ramię i powoli, pogwizdując, zaczął iść w stronę Wielkiej Sali.
//zt wszyscy
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wozaki były najprostsze do wytropienia, bo słychać je było już z bardzo daleka, w zasadzie z jakiegoś powodu szli za ich tropem, chociaż Holly udało się już złapać dwie sztuki i ustalili zgodnie, że to o dwie sztuki za dużo, jeśli dbali o komfort i poziom stresu pozostałych złapanych zwierzątek. W celach organizacyjnych, Ced zaproponował przeniesienie jednego jackalope do klatki z drugim, szpiczaka dalej trzymał bezpiecznie w kontenerku najbliżej siebie, a wozaki lewitowały za nimi. Kiedy dotarli do drugiego ich skupiska, puchon nie potrafił nawet określić skąd dochodziły obelgi, czy była to walka na wyzwiska nowych wozaków, czy nowe kłóciły się z wozakami Holly. Nastąpiła taka serenada dźwięków, że Ced z tego wszystkiego zamiast łapać zwierzaki, wolną ręką i policzkiem zasłonił Holly uszy, ze szczególną uwagą na to, że podczas wędrówki po błoniach zdążyli przegadać już jaka metoda kuszenia wozaków jest najlepsza i było nią wyklinanie. — Więcej matka was nie miała? – nawet nie musiał dużo koloryzować, bo podobne myśli przeszły mu wcześniej przez głowę, choć może w użyciu innego słownictwa – Gacek, Placek, do budy. Ale obelga nie działała. Odetchnął, z zawodem, dodając z największym przekonaniem, na jakie było go stać: — Stara Wam się z trollem puszczała? Czego nie rozumiecie?
Za pierwszym razem nie poszło jej najlepiej i szczerze mówiąc Imogen cieszyła się, że wokół nie było świadków jej spektakularnej porażki, bo tego by chyba nie zniosła. Zła na cały świat i przede wszystkim na to, że jednak nie było to takie proste, jakby się mogło wydawać (A czego mogła się spodziewać z zerową wiedzą na temat magicznych stworzeń?) ruszyła dalej na poszukiwania. Dotarła w końcu do schodków, zanim cokolwiek zauważyła, a tam zauważyła wozaki! Nauczona doświadczeniem, tym razem nie zachowała się jak słoń w składzie porcelany i podeszła do tego z o wiele spokojniejszą głową. Nie wiedzieć czemu Imogen pomyślała, że skoro są tutaj dwa wozaki (które notabene bluźniły tak, że nie jeden szewc poczułby się zazdrosny), lepszym rozwiązaniem będzie sieć. Wyczarowała ją i po chwili od razu rzuciła na niespodziewające się żyjątka. Te potrzebowały chwili żeby ogarnąć, co tu się stało i jeden rzucił się do ucieczki. - Ni chuja pierdolony cwelu! - ryknęła Imogen, rzucając się do przodu i łapiąc lepiej sieć. Nie wiedziała, czy jej zwinność tutaj zadziałała, czy obelgi, ale udało jej się złapać dwa wozaki! Wepchnęła je do transportera i lewitowała je obok siebie, kiedy ruszyła na dalsze poszukiwania.
Zwierzę:Szpiczak Łapanie:2, ale mam ponad 10 pkt, więc mam wynik 4 Modyfikatory: przerzut zwierzęcia za humor gituwa Sukces
Kiedy Ced podszedł za jej przykładem i radą, i postanowił wziąć wozaki z zaskoczenia, musiała stłumić śmiech dłonią. A przecież nawet za dobrze nie słyszała co mówił on, i co mu odpowiedziano, bo skutecznie zasłonił jej uszy. Właściwie sam ten gest bawił ją i rozczulał jednocześnie tym, jak bardzo był cedowy. Po wiązance, jaką puściła pod dębem, chronienie jej przed przekleństwami było komicznie zbędne. Jednocześnie było w tym coś dżentelmeńskiego i nawet ona, zagorzała feministka, musiała przyznać, że robiło to na niej wrażenie. To, jaki był uważny na wszystko dookoła i z jakim zapałem o nią dbał. — Masz jeszcze trochę mleka? Daj tę odznakę — powiedziała cicho, zanim stąd odeszli, bo w ostatniej chwili wypatrzyła szpiczaka. Zwierzątko wyglądało na przestraszone, ale może jedzenie podziała na nie tak, jak na Pana Szpiczaka numer jeden? Wykorzystała do tego dwie odznaki – pierwszą ustawiła przed klatką i skropiła ją odrobinką mleka, w drugiej, tej wsadzonej do środka transportera, było go trochę więcej. Poczekała, aż skuszone mlekiem zwierzątko wejdzie do środka, a wtedy ruchem różdżki zatrzasnęła za nim drzwiczki. Chwilę potem ostrożnie wyciągnęła ze środka odznakę, umyła je obie wodą i oddała Cedowi jego własność.
Zwierzę:szczuroszczet Łapanie:1 przerzucone na 5 Modyfikatory: przerzut za nastrój Sukces
— Więc uważasz, że ja jest croissant, nie rogal? Wymawiam to słowo niemal perfekcyjnie. Nie znam francuskiego jako takiego, ale nasłuchałem się baletowej terminologii przez całe swoje życie. Może gdybym miał wolny czas, mógłbym się zająć nauką kolejnego języka, ale tego niestety mam jak na lekarstwo. Poza tym wyraźnie widać, że gramatyka nie jest moją mocną stroną, skoro po roku tutaj wciąż bez przerwy się plączę. — Właściwie masz rację — dodaję z pewnością siebie i byłbym się wyprostował gdyby nie to, że zawsze stoję prosto jak struna. Uśmiecham się do niego, choć może trafniej byłoby powiedzieć, że prezentuję mu swój uśmiech. Jestem croissantem pośród wielu zamieszkujących tę szkołę rogali, choć nie mam nic wspólnego z kruchością francuskiego ciasta. — To ty chyba jesteś churrosem? Jakie jest pieczywo w Ispanii? Rozmowa należy do głupkowatych, ale mnie bawi. Poza tym o Hiszpanii wiem naprawdę niewiele i każda informacja, którą mógł chcieć mi sprzedać, była dla mnie interesująca. Nawet tamtejszy chleb i bułki. Nie zdaję sobie sprawy z tego, jaką konsternację wywołuje w nim moje chwilowe skupienie na Terrym. Nie jest to rzeczywiście zbyt taktowne, rozglądać się tak na boki, skoro z kimś już rozmawiam, ale nic nie mogę na to poradzić, to silniejsze ode mnie. W każdym razie nie trwa to długo, dość szybko wracam wzrokiem z powrotem do śniadej twarzy Gaela, a na mojej własnej, przez chwilę kompletnie neutralnej, rozlewa się pogodny uśmiech. — Nie byłem na szkolnych wakacjach. Gdybym ja wiedział, że będą w Polsce, to może bym mocniej próbował pojechać. Kłamstwo. Idealnie utkane kłamstwo, bo nie widać go po mnie, nie uciekam nawet wzrokiem. Całe wakacje spędziłem na próbach i przedstawieniach, i nie zamieniłbym możliwości powrotu do zawodowego tańca na żaden wyjazd, choćby miał się odbyć w samym sercu Moskwy. Nie muszę brnąć w to dalej, bo nauczyciel w końcu nas do siebie przywołuje i mówi nam, jakie jest nasze zadanie. Biorę siatkę z ulgą, bo wcale nie chcę łapać żadnych stworzeń gołymi rękami, pakuję też do torby trochę prowiantu, bo może akurat się przyda. Zerkam na Puchona, próbując wyczytać z jego miny, czy chce iść ze mną, aż w końcu nie daję mu szansy na rezygnację, tylko po prostu kiwam zachęcająco głową w kierunku błoni. Mnie bardzo przyda się wsparcie, bo ONMS to nie jest przedmiot, którym na co dzień się zajmuję i przyszedłem tu w przypływie entuzjazmu, a teraz, widząc te wszystkie klatki i słysząc przekleństwa w oddali, zaczynam trochę wątpić. Nie ukrywam, że mam nadzieję, że Gael zna się na zwierzętach lepiej niż ja i jakoś mi pomoże. W końcu ruszamy przed siebie razem, ramię w ramię. — To wnioskuję, że ty też nie był na wakacjach, skoro pytasz. Czemu wróciłeś do Hogwartu? — mówiąc to, wpatruję się w jego profil, szukam wzrokiem emocji. Przyglądam się też z pewnym zafascynowaniem temu, jak słońce gra z bursztynowymi tęczówkami. Właściwie jedną, bo tyle tylko widzę z tej pozycji. Zapatrzony w nowego znajomego, omal nie wchodzę w szczura, który jak gdyby nigdy nic chilluje na jednym ze stopni. Prawie miażdżę go swoim sporym butem, a on nawet nie zwraca na to uwagi. Uskakuję w ostatniej chwili, łapiąc się ramienia Gaela, żeby złapać równowagę. Szczur jest dość paskudny. Ma jakąś taką narośl, która trochę mnie obrzydza. Nie jestem wielkim przeciwnikiem zwierząt, ale fanem też nie. Ani myślę dotykać go ręką, sięgam po różdżkę i zaklęciem podnoszę go i odlewitowuję prosto do klatki, nawet jeśli ten nie jest zachwycony takim traktowaniem.
Zwierzę:jackelope Łapanie:3 Modyfikatory: nie Sukces / Porażka
Aneczka z wdzięczności przyjęła propozycję Tima, który zaoferował, że sam zaniesie jej transporterek ze szpiczakiem do profesora. Takie puste bieganie po błoniach było dla panienki Brandon bardzo obciążające, gdyż wywoływało skok ciśnienia grożący atakiem choroby. Szła sobie zatem spokojnie, kiedy drogę przeciął jej jackelope, śmigający z szaloną prędkością w stronę kamiennych schodków. - Zaczekaj! - zawołała odruchowo Ania, doskonale wiedząc, że to bez sensu. Bez sensu okazało się również podjęcie próby dogonienia stworzenia, która skończyła się małą katastrofą. Puchonka potknęła się o własne buty, turlając się kawałek po zielonej trawie, ale na szczęście udało się jej w końcu zatrzymać, nim wleciała na kamienne stopnie. Wstała, otrzepała się i patrzyła chwilę na to, jak rogaty zając ucieka. Trudno. Skoro taka wola, musiała szukać szczęścia w trochę innym miejscu.
ZT
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Zwierzę:szpiczak Łapanie:2, ale z racji kuferka 4+2 za punkty=6 Modyfikatory: 20 pkt ONMS Sukces
Z dwoma szpiczakami w transporterku schodził sobie grzecznie po kamiennych stopniach i był już bardzo blisko polany dębów, kiedy zorientował się, że ktoś za nim dziarsko tupta. Odwrócił się i zobaczył trzeciego szpiczaka, jeszcze mniejszego od dwóch poprzednich, a przy tym odważniejszego i wyraźnie ciekawskiego. Nico spojrzał na niego, odwzajemniając zainteresowanie, a potem kucnął i wyciągnął rękę przed siebie, zachęcając stworzonko do przywitania się. Maluchowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, bo praktycznie od razu przydreptał, obwąchał i dał się podnieść Nicholasowi, który już naprawdę nie miał serca, by pakować go w transporterek. Czując się jak szpiczakowy wybraniec pozwolił zwierzakowi przysiupnąć na swoim ramieniu i z takim nowym przyjacielem udał się do profesora. Wiedział, że będzie musiał się rozstać z wszystkimi trzema, ale zwłaszcza tego ostatniego chciał zatrzymać na tak długo, jak to było możliwe.