W pomieszczeniu tym znajduje się tyle poduszek, że chyba nie da się ich zliczyć w rozsądnym czasie - pokrywają niemalże całą, kamienną podłogę. Mają różny kolor, kształt - jedne z nich są wyjątkowo miękkie, inne zaś można użyć jak niewielkiego stolika. Znajduje się tu też kilka kocy, choć nie są one potrzebne gdyż w pomieszczeniu zawsze panuje idealna temperatura. W powietrzu roznosi się miły, kwiatowy zapach pzowalający się odprężyć. Atmosfera tego pomieszczenia sprzyja drzemką, ale też rozmyślaniu.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
1 - Pod jedną z poduszek znalazłeś sakiewkę, a w niej 20 galeonów! Na pewno nikt już dawno ich nie szuka, prawda? Odnotuj zysk w odpowiednim temacie.
2 - Atmosfera w pomieszczeniu wprawia Cię w wyjątkowo senny nastrój. Czujesz, jak Twoje powieki robią się ciężkie, coraz trudniej jest Ci zachować pełnię przytomności. Może lepiej udać się do dormitorium, zanim uśniesz i zostaniesz tu na długie godziny?
3 - Zapach unoszący się w powietrzu sprawia, że wszyscy w pomieszczeniu wydają Ci się być tacy mili, tacy ciepli... Napełnia cię potrzeba przytulenia się do kogoś albo nawiązania z kimś kontaktu fizycznego - bez tego dopada cię smutek/pustka.
4 - Pomieszczenie nie wywiera na Ciebie żadnego szczególnego wpływu. Możesz w spokoju usiąść i się zrelaksować.
5 - Atmosfera w pokoju nakłania Cię do rozmyślań. Przez Twoją głowę przewijają się dobre wspomnienia, nawet te o których już dawno nie myślałeś. Czujesz ogromną potrzebę podzielenia się jednym z nich z Twoimi towarzyszami.
6 - Ktoś, kto był tu przed Tobą zostawił tu talerz jeszcze chrupiących ciasteczek! Jeśli zdecydujesz się jedno zjeść to...
Dorzuć kostkę:
1 - Czekoladowe, bardzo smaczne ciastko. Nic specjalnego. 2 - Ciastko zawierało w sobie odrobinę miłosnego eliksiru. Spoglądasz przychylniej na osobę, z którą tu przebywasz. 3 - Ciastko zawierało w sobie eliksir, który zmienia kolor twoich włosów na różowy - efekt trwa do końca wątku. 4 - Ciastko zawierało w sobie eliksir, który powoduje u Ciebie gwałtowny przypływ energii - efekt utrzymuje się przez trzy następne posty. 5- Ciastko zawierało w sobie eliksir, który na co najmniej trzy następne posty postarza cię o 5 lat. 6- Ciastko zawierało w sobie eliksir wzbudzający w Tobie chęć mówienia prawdy i szczerego wyrażania się przez cały czas trwania wątku.
Autor
Wiadomość
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Cóż... Drake kiedyś mówił Felinusowi o tym że miewa ciężkie sny. To był lekki przykład takiego snu, który na szczęście nie okazał się koszmarem. Gdyby miał koszmar, to mógłby wstać dosyć poirytowany i może tak samo zlany potem jak Fenrir. Kiedy krukon odpowiedział, Drake jeszcze chwilę mu się przypatrywał. Na szczęście wyszło na to że wszystko było w miarę w porządku. Postanowił skorzystać z pomysłów jakimi Lowell go uraczył odnośnie jego snu i zaczął nieco pewniej skrobać po pergaminie swoją interpretację, która ostatecznie wyszła dosyć no... średnio. Musiał nieźle pokminić żeby napisać coś spójnego i jednocześnie nie wspominać o swoim problemie futerkowym, bo w końcu ktoś mógł podpatrzyć jego pracę i miałby... problem.
Interpretacja:
W moim śnie byłem na spacerze w letni dzień, który nagle zmienił się w noc z pełnią księżyca. Wtedy też doszło do walki na pięści z wilkołakiem i upadkiem z przepaści razem z nim po to by obudzić się na polanie rankiem i ostrzeliwać się zaklęciami. Napaść wilkołaka może oznaczać że zaufana osoba może przekazać mi coś smutnego, a sama walka oznacza strach i niepokój. Uważam że sen ten może oznaczać że boję się tego że bliskie mi osoby mogą sprawić mi wielką przykrość, kiedy dowiedzą się o mnie pewnych rzeczy.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Do ostatniej chwili nie był pewien czy pozwoli sobie na pojawienie się na nocnej lekcji wróżbiarstwa, musząc upewnić się, że po jej zakończeniu wciąż będzie mógł opuścić tereny Hogwartu, nie chcąc przecież nocować poza domem, pozostawiając Mefisto samego z Cynką. Na samej lekcji pojawił się w najzwyczajniejszych dresach i mefistofelesowym T-shirtcie, który nie tylko przetkany był ukochanym zapachem, ale i przez nieco większe rozmiary zapewniał mu więcej wygody, co odzwyczajone już od piżam ciało niezwykle doceniało. Dostrzegł kilka znajomych twarzy, witając się z ciepłym uśmiechem z wyłapanymi wśród uczniów Puchonami (Hello, @Narcyz Bez, @Thaddeus H. Edgcumbe i @Felinus Faolán Lowell), zaraz już grzecznie słuchając pozostawionych dla nich instrukcji i wybierając jeden z kubków, pozostawiając tylko dla siebie drobne niezadowolenie z braku jakiegokolwiek słodzika, który zapewne nieco popsułby usypiające działanie ziół. Zajmując miejsce na miękkich poduszkach nie wątpił wcale, że zaśnie z dziecinną łatwością i chyba właśnie ta wizja godzinnej drzemki najmocniej kusiła go w lekcji wróżbiarstwa, nieszczególnie przecież chcąc wierzyć, że sny mogłyby zdradzić mu coś więcej od kilku własnych, znanych mu już lęków czy pragnień. Zgodnie z przewidywaniami zasnął szybko, głęboko i spokojnie, wciąż czując jeszcze ciepło kubka w dłoni, która instynktownie przewędrowała mu przez tors w poszukiwaniu ręki Mefisto, jakby ciało odcięte od świadomości nie rozumiało, że ukochanego wcale tutaj nie ma. Bo całym sobą czuł go przecież we śnie: czuł twardość jego mięśni; czuł splątane ze sobą oddechy; czuł gorąc, jakim go wypełniał i słyszał szepty czy pomruki, którymi zapewniali się o tym, że choć razem tworzą perfekcję, to chcą stworzyć coś poza nią wykraczającego. Jeden cięższy oddech, jedno spięcie mięśni i senne mrugnięcie łagodnie przeniosło go już w inny czas i miejsce, w inne, oślepiające bielą okoliczności, gdy jego dłoń w tak typowym nerwowym geście przesuwała po teraz tak rozczarowująco płaskim brzuchu. Dobrze mu znana, wytatuowana dłoń wykonywała podobny, choć znacznie miększy gest po nabrzmiałym brzemiennością ciele @Emily Rowle, co widział, jak to w snach bywa, mimo tego, że jego własne spojrzenie sięgało w bok, przenikało przez ściany na rajsko zielony ogródek, gdzie nie-tak-mała-już Cynthia biegała radośnie z po skromnym placu zabaw, goniąc się w najlepsze z gromadką bezbarwnych dzieci; aż w końcu zatrzymała się, czując na sobie uwagę pełną miłości i troski, przez chwilę będąc tylko dla niego i tylko jemu posyłając uśmiech. I to spojrzenie bystrych, zielonych oczu, które z pewnością odziedziczy po swoim ojcu, było ostatnim, co cienkie od snu myśli zdołały otulić, przed łagodnym i spokojnym wybudzeniem się do pokoju beztroski.
Salem Latif
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 190cm
C. szczególne : Zapach kadzideł, ślady farb na dłoniach, bardzo dużo pierścionków, mocny arabski akcent
Staram się możliwie jak najbardziej uważnie obserwować wszystkich, gdy szybciej lub wolniej przysypiają, gdy szukają dla siebie filiżanek i dobierają herbaty, których nie podpisałem w celu dodania przyjemnej nuty losowości. Nie spodziewam się, że coś zdoła mnie tak szybko zdekoncentrować, a jednak zanim się zorientuję, to już uśmiecham się delikatnie do podchodzącego do mnie lamparta (@Jasper 'Viro' Rowle). Najpierw ściskam rękę, słucham i dopiero później reaguję, skinieniem głowy zapewniając, że tak, może do mnie mówić po imieniu, bo przecież nie jestem na tyle nadęty, by robić problemu drugiemu (a właściwie, w tym przypadku - pierwszemu!) asystentowi, który nie wydaje się być ode mnie starszy. - Dlaczego? - Dopytuję, chociaż domyślam się, że wróżenie ze snów dla wielu nie brzmi zbyt przekonująco, ze względu na samą płynność wyobrażeń naszej skrywającej wiele sekretów podświadomości. - Myślę, że onejromancja mogłaby cię jeszcze zaskoczyć - wyjaśniam powoli, chcąc jak najlepiej zaakcentować każde słowo, bo przecież cały czas boleśnie słychać, że nie pochodzę z Wielkiej Brytanii. - Ale jeśli masz pytania, mogę pomóc. Mam przy sobie tarota - oferuję, różdżką przywołując ze swojej torby prostą talię z rysunkami, które samodzielnie zaprojektowałem. Zerkam z zaciekawieniem na chłopaka, który tak wylewnie (?) wita się z Viro, ale sam też daję się na chwilę odciągnąć na bok, bo jakaś śliczna panna (@Ruby Maguire) potrzebuje mojej pomocy, a przecież po to tutaj jestem. - Oczywiście - przytakuję, rozglądając się za cukierniczką, którą upchnąłem gdzieś w kącie, raczej nie chcąc podopiecznych rozbudzać tym dodatkiem. - Tylko proszę nie przesadzać ze słodyczą - zastrzegam jeszcze i puszczam jej oczko, zanim nie odwracam się z powrotem do whitelightowego asystenta. - Najlepiej byłoby powróżyć na spokojne innym razem, bez tylu rozproszeń - przyznaję, spoglądając w jasne tęczówki lamparta. Nie chcę, żeby sobie teraz poszedł i zostawił mnie z tą niezdrową ciekawością, którą wzbudziła we mnie jego bezpośredniość. Nigdy nie wiem czy spodziewać się po ludziach zainteresowania wróżbiarstwem, czy wyśmiewania go. - Ale nie zaszkodzi spróbować też teraz. Jakie masz pytania?
Fenrir Skarsgard
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.73 m
C. szczególne : Blady, szczupły, kruchy i delikatny. Blizny po ugryzieniu wilkołaka na brzuchu i plecach, wygląda tak jakby wilkołak chciał przegryźć go na pół; jedna, gruba blizna na przegubie nadgarstka, którą zakrywa bransoletką z łbem wilka. Tatuaż Runy Algiz (nie da się ukryć) widnieje na prawej dłoni między palcem wskazującym, a kciukiem.
Dobrze wiedział jak zinterpretować swój sen, chociaż wcale nie chciał się tym z nikim dzielić. Gdyby śniło mu się coś w miarę normalnego, mógłby podkoloryzować, napisać trochę bredni, a tak to wpatrywał się w swój pergamin; nadal wyglądając jak blady, przestraszony chłopczyk. Przygryzł lekko wargę, zastanawiając się, od czego zacząć. Może od opisania snu? Później jego symboliki? Albo to i to zamieści w jakiś sensowny sposób. Istnieje jeszcze szansa na ucieczkę. Zastanawiał się, czy gdyby właśnie wyszedł, mogłoby się to spotkać z minimalnymi konsekwencjami? Nie powinien robić sobie problemów na koniec roku. Doskonale wiedział, że to głupi pomysł, ale przecież zajęcia nie były obowiązkowe. Westchnął i przykładając pióro do pergaminu, nakreślił pierwszą literę, która zamieniła się w słowo, a następnie w zdanie. No i jakoś popłynął. Niepewnie kreślił kolejne litery, czując, jak serce przyspiesza mu przy słowie bogin i wcale nie zwalnia, kiedy postawił kropkę. Ostrożnie spojrzał w kierunku Salema i asystenta, którzy ze sobą dyskutowali, po czym panicznie przeniósł spojrzenie na wyjście z sali. A może jednak ruszyć biegiem? Nie był jednak dobrym sportowcem, a dowody interpretacji znajdowały się już na papierze, którego pilnie strzegł.
Spoiler:
Rozlana herbata to zrobienie czegoś, czego przez długi czas będzie się żałować. W moim śnie herbata zamieniła się w krew. Krew oznacza strach przed nieznanym, a także widzieć ją to martwienie się o kogoś. We śnie znajdowałem się w sali od Wróżbiarstwa. Były kolorowe imbryki i filiżanki, a potem zaczęły się przelewać krwią. Inni, którzy byli w sali, zaczęli uciekać i krzyczeć. Krew uformowała się w wilkołaka, który pytał się mnie: - Coś ty zrobił? Jednak później okazało się, że tym wilkołakiem byłem ja i to ja mówiłem te słowa. Widziałem swoje odbicie w lustrze. Było pełno krwi. To był mój bogin. Mój bogin mówi mi o strachu przed utratą kontroli. Zapewne martwię się o innych, że mogę komuś coś zrobić. Bycie wilkołakiem to też spotkanie się z wrogością ze strony otoczenia. W moim śnie nie ma właściwie niezrozumiałych symboli czy niejasności, ponieważ to mój strach, który znam bardzo dobrze. A boje się być potworem, którym i tak jestem. Miejsce — klasa od Wróżbiarstwa może oznaczać, że boje się, że prędzej czy później moje lęki się z manifestują.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Trzeba było zabrać się za napisanie jakiejś pracy - jakiejś, bo jednak los pokazywał mu, że nawet ten krótki odpoczynek przyczynił się do zaistnienia ogromnych pokładów energii, o które to siebie w ogóle nie podejrzewał. Przytaknąwszy, odetchnął z ulgą, że tym samym Fenrir przyjął wodę, by skorzystać z chwilowego spokoju. Bacznym okiem jednak Lowell obserwował, czy przypadkiem nie dzieje się coś jeszcze dodatkowego, bo wszystko mogło się stać i obrócić o sto osiemdziesiąt stopni. Na szczęście ten nie pobladł bardziej, w związku z czym student mógł przystąpić do napisania własnej pracy, która miałaby zadowolić oczekiwania asystenta profesora. I, jak żeby inaczej - trudno było mu usiedzieć w jednym miejscu. Raz po raz zerkał do tego, co pisał @Drake Lilac, starając się ewentualnie jakoś dopomóc, swoją pracę mając kompletnie gdzieś indziej. Pióro raz po raz maczał, pozostawiając kolejne nieestetyczne kleksy na pożółkłym pergaminie, by, jak gdyby nigdy nic, przejść do dalszej części interpretacji własnego snu. A nie było to wcale takie proste zadanie, jak mógłby się tego spodziewać na samym początku. Rozwalanie chochlików nie zostałoby odebrane za coś przyzwoitego, a sam pustnik zdawał się mieć głębsze znaczenie, niż w początkowych tekstach chciały zakładać. Najwidoczniej nadszedł czas na lekkie przekoloryzowanie rzeczywistości, tudzież kreowania jej wedle własnych myśli. I pisał. Nie potrafił się skupić, ale coś tam skrobał, by utworzyć jedną, logiczną całość, co wcale nie należało do prostych rzeczy. Mimo to starał się, a i pergamin zapełniony został raz po raz odpowiednimi literkami, które to składały się na słowa, a te - zgodnie z przeznaczeniem - na zdania posiadające moc twórczą.
Praca:
We śnie miałem głównie do czynienia z magicznymi stworzeniami. Ogólnie, jakby nie było, to wszystko zdawało się być jedną wielką przygodą. Bronienie się przed chochlikami za pomocą bardziej zaawansowanych zaklęć mogło mieć na celu pokazanie, iż skupienie się na własnym rozwoju prędzej czy później przyniesie należyte skutki. Wcześniej, gdy te magiczne stworzenia - wraz z niuchaczami na czele - opanowały Hogwart, jakakolwiek ucieczka była zgubna, a te istoty prześladowały najróżniejszych uczniów przy pomocy własnych, czarodziejskich sztuczek.
Też, podczas tej podróży po zamku spotkałem parę osób, z którymi nie miałem dawno do czynienia. Przypomniało mi to o odnowieniu paru znajomości i zapytaniu się o to, czy wszystko jest w należytym porządku. Być może to jest także przeświadczenie o jakiejś nadchodzącej dobrej nowinie, a może zwyczajna, ludzka troska, która przejawiła się poprzez marzenia senne.
Pojawiłem się pod koniec w pewnym momencie na imprezie urodzinowej, która była bodajże... moja. A takie przynajmniej miałem wrażenie, zauważając na niej znajome twarze i to, że odbywała się w moim domu. Był to przyjemny powrót do wspomnienia, które rzeczywiście miało wcześniej miejsce. Myślę, że jest to pomyślny znak pokazujący liczne zmiany, które nastąpiły od momentu ich obchodzenia.
Niby kiwam głową, niby przytakuję, a jednak w napięciu wciąż czekam na tę jedną informację, propozycję, zgodę, cokolwiek, co mogłoby mnie zadowolić i w końcu wywołać uśmiech na potrzebującej rady twarzy. I w końcu dajesz mi to jedno słowo, które pozwala językowi na prawdziwą podróż w tę i z powrotem po podniebieniu. Ta-ro-ta. To jedno przyjemnie drżące eR zapala w moich oczach gwałtowne zainteresowanie, bo i dramatyczne wróżenie z kart wydaje mi się dużo ciekawsze od snów, które przecież mam pod ręką co noc i dużo bardziej komfortowe od wróżenia z dłoni, którą mogłem podać Ci na powitanie, ale zdecydowanie nie chcę, byś trzymał ją dłużej, niż to konieczne. I nie mam już nawet okazji odpowiednio pokazać Ci tego wciąż podsycanego entuzjazmu, bo ten gaśnie gwałtownie, zmrożony chłodem ciarek, które przykryły mnie w chwili dojrzenia @Maximilian Felix Solberg, nawet nie z samego faktu, że ten zbliżał się do nas z bezczelną beztroską, ale z samego faktu jego obecności w hogwarckim świecie, który dopiero co zdołałem sobie uporządkować. Spinam się mimowolnie, cały próbując schować się w sobie, a wiec i pozwalając skórze na gwałtowne skarmelizowanie, gdy ciemne kosmyki pogłębiały swoją czerń i skręcały się w zgrabne loczki. I naprawdę przez tę jedną chwilę nie myślałem o tym, że przecież zaklinałem się przed Camaelem, że nie chcę tych ucieczek, a już na pewno nic nie obchodziło mnie to, czy ktokolwiek to dostrzeże, bo przecież oddech brałem tylko tą jedną myślą, że nie chcę, by ten dzieciak mnie dotykał. - Los verdaderos amigos te apuñalan de frente, Amado - wyrzuciłem z siebie na tym jednym wydechu, nie do końca chyba wiedząc co mówię, a nawet, o zgrozo, kogo cytuję, desperacko próbując znaleźć słowa, które dałyby temu narwańcowi do zrozumienia, że wcale nie chcę się z nim bawić w zwaśnionych kochanków. I ledwie mogę wrócić do siebie, pozwalając przemienianej skórze zabawnie załaskotać mnie w policzki, gdy ta nie jest już narażona na czyjkolwiek dotyk, a już pospiesznie naciągam na głowę gepardzi kaptur, instynktownie uciekając od i tak nie zwracającego na mnie uwagi @Narcyz Bez, bo nagle czuję się przytłoczony tym atakiem zimowej przeszłości, gdy pozwalałem sobie na tak wiele bezczelnej pewności, że przez czas ferii jestem nietykalny. I to w przyszłość chcę znów uciec, gdy odnajduję Twoje jasne oczy, przekręcając się na zajmowanej pufie tak, by jednak to naznaczone cętkami plecy prezentować przed resztą sali. - Czy to już zaproszenie na prywatne spotkanie? - podłapuję z uśmiechem, próbując przynajmniej wyglądać tak, jakby cała moja pewność siebie nie wyparowała wraz z ostatnią minutą i puszczam w końcu kaptur, na którym do tej pory instynktownie zaciskałem dłonie. - Moje pytania... - powtarzam idiotycznie, marszcząc brwi pod tym letargiem, w którym się znalazłem, jedną dłonią szukając już myśli skrytych gdzieś między ciemnymi kosmykami, gdy druga odnalazła już ciepło porzuconego wcześniej kubka. - Przede wszystkim chcę wiedzieć czy Hogwarcie czeka na mnie cokolwiek dobrego... - zaczynam powoli, melodyjnością własnego głosu odnajdując już nieco typowej dla siebie maniery. - I na czym powinienem się aktualnie skupić, na rozwoju którego aspektu życia, bo wydaję się sobie dosyć... rozproszony - przyznaję, pozwalając kącikowi ust zadrżeć z rozbawienia jak subtelnie nakreślam Ci to jak chaotycznie potrafię przeskakiwać między swoimi deklaracjami, w jednej chwili upijając się na umór tanim winem, by nad ranem, z potężnym kacem, dopisywać pospiesznie kolejną historię do mojej książki, czasem poświęcając na to spisany noc wcześniej raport do pracy. - Na inne pytania potrzebowałbym jednak więcej prywatności i Twojego skupienia... - przyznaję ostrożnie, porozumiewawczo spoglądając Ci w oczy, gdy ściszam głos w subtelnym nachyleniu się bliżej. - Myślę, że wątpliwość wymaga tego rodzaju intymności.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Może i lekcje wróżbiarstwa nie były czymś, co niezwykle ją interesowało, ale słysząc o tym, że dzięki nim uzyskają w nocne wychodne, a także o tym, że strojem obowiązkowym są piżamy lub też inne wygodne dresy to nie mogła podjąć innej decyzji niż jednak pójść na zajęcia organizowane przez nowego wróżbitę Macieja tego Howartu. Zgodnie z zaleceniami Huang prezentowała się wieczorowo. I to dosłownie. Nie miała większego problemu, by przyjść na lekcje tak jak kładła się do snu od jakiego czasu. Długie aktualnie naturalnie czarne włosy zebrane były w luźny kok spięty nad karkiem, nogi klapały w tanich prysznicowych japonkach, które od jakiegoś czasu były jej ulubionym dormitorianym obuwiem, a na sobie miała jedynie krótkie materiałowe szorty, ledwo widoczne spod przydużego workowatego t-shirta z nadrukiem ubranego w niebieski kombinezon gryzonia widniejącym pod utrzymanym w ciepłych barwach napisem 'MORTAL WOMBAT'. Znalazła się fashionistka Gryffindoru. W środku wysłuchała mniej lub bardziej uważnie tego, co miał im do przekazania nowy nabytek Hogwartu. Wypicie ziółek na jakieś dobre sny brzmiało... całkiem przyjemnie. W końcu na wielu lekcjach, zwłaszcza z rana i tym bardziej jeśli następowały one po jakiejś ciężkiej nocy miała ochotę, by przysnąć, a teraz miała za to jeszcze dostać ocenę. Gdzie ona wyrwała ten zwycięski los na loterii? Bez zawahania sięgnęła po jeden z kubków, wybierając jakiś randomowy napój, który okazał się nieco znajomą herbatką. Choć była ona niesamowicie mocna. Cieczy ubywało systematycznie z kubka w dosyć szybkim tempie, a Huang czuła jak powoli ogarnia ją senność, która w końcu przeniosła ją do krainy snów...
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Napój:3 po dwóch przerzutach Modyfikatory: zrobiłam dwa przerzuty za pkt z zielska Elementy snu:I
Coś ją jednak podkusiło, aby zjawić się na lekcji wróżbiarstwa. Zwłaszcza, że odbywała się ona o dosyć nietypowej porze. Całe szczęście nie musiała zjawić się w studiu nagraniowym, a i nie miała żadnych występów zaplanowanych na wieczór. Mogła zatem pojawić się w sali bez większego problemu. Chociaż nie zdecydowała się na to, aby pojawić się w piżamie. Zamiast tego miała po prostu na sobie nieco cieńsze dresowe spodnie oraz dobraną do nich koszulkę w pastelowym kolorze, na którą narzuciła jeszcze lekki kardigan. Cóż był wieczór, a ona musiała jeszcze wrócić do Hogsmeade choć niewykluczone, że po zakończeniu lekcji zrobi jeszcze krótki obchód po zamku, by upewnić się czy na pewno wszyscy wrócili do swoich dormitoriów. Uważnie wysłuchała tego, co miał im do powiedzenia nowy asystent wróżbiarstwa. Cóż miała nadzieję, że uda jej się zapaść w krótki acz treściwy sen dzięki naparowi z męczennicy, który rozpoznała w swojej filiżance. Dokładnie tego teraz potrzebowała. Chwili rozluźnienia i relaksu, którą zyskała dzięki ciepłej herbacie, która pomogła jej zapaść w spokojny sen.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Napój:6 i 2 na dorzucie Modyfikatory: nic nie użyte Elementy snu: G, I
Lekcja wróżbiarstwa. Wieczorna. Już to brzmiało dosyć obiecująco i ciekawie. Być może dlatego zdecydowała się pojawić na niej zgodnie z zaleceniami prowadzącego ubrana w lekki dres, który od jakiegoś czasu funkcjonował jako jej niezwykle modna piżama. Liczyła na to, że przynajmniej ta lekcja będzie czymś interesującym ze względu na swój niecodzienny charakter. Już od samego wejścia uderzył w nią zapach przyrządzonych naparów oraz widok filiżanek i kubków, które były dla nich dostępne. Wybrała jeden z nich właściwie na chybił trafił. Byle było w nim dużo herbaty, bo tego chyba akurat właśnie potrzebowała. Wzięła łyk, a potem kolejny, czując jak smak ziółek rozchodzi się jej na języku. Nie miała pojęcia, że kwiat wrzosu tak dobrze smakuje. Ani, że tak skutecznie utuli ją do snu, który pełen będzie wszelkiego rodzaju wrażeń.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czuł pewną satysfakcję ze spięcia ciała @Jasper 'Viro' Rowle , które wyczuł, gdy się do niego zbliżył. Szanował nawet słowa, które opuściły jego usta i bardzo chętnie by doprowadził do jakiejś konfrontacji, gdyby nie fakt, że dosłownie na wyciągnięcie ręki obok znajdował się nauczyciel tego burdelu. Maxa roznosiło wręcz, co objawiało się w tym dziwnym, nienaturalnym uśmiechu, który zagościł na jego twarzy na widok swojego przeciwnika z ferii. Znów widział przed sobą jego obitą mordę i okropnie kusiło go by tamten moment powtórzyć. Szczególnie, gdy aparycja Rowle`a zaczęła się lekko zmieniać, upodabniając się do tego ciemnowłosego wytatuowanego przystojniaka, jakiego w pierwszej kolejności Max zobaczył przy ognistych ławeczkach. Nie liczył się powód. Solberg pamiętał za to uczucia, które wtedy mu towarzyszyły szczególnie w momencie, gdy ten zmienił swoją aparycję tak, by przypominać Lowella. Nie potrafił przejść obojętnie obok tak perfidnej zagrywki i obiecał sobie, że gdy nadarzy się okazja na pewno jeszcze sobie z Jasperem porozmawia. Teraz jednak chcąc, a raczej nie chcąc musiał iść spać, by następnie opisać to, co widział i spróbować to zinterpretować. Pióro szybko kreśliło znaki na pergaminie, gdy Max spełniał swoją powinność, by jak najszybciej opuścić salę i udać się do swoich zajęć.
Łąka we śnie symbolizuje relaks, harmonię oraz spokój. Bezpieczeństwo i otwartość na życie, a także przypomina, że każdy sukces ma swoje podstawy i aby go osiągnąć trzeba być systematycznym i ciężko pracować. W wypadku mojej wizji była ona po prostu zielona, bez żadnych kwiatów. Większość senników opisuje to jako omen nieszczęścia, choć jeden analizuje go jako zapowiedź pozytywnych zmian w życiu. W połączeniu z wiatrem, który również pojawił się w moim śnie w postaci wichury i burzy, symbolizuje niekorzystne zmiany w życiu uczuciowym. Burza, która otaczała mnie podczas tego snu oczywiście nie wróży niczego dobrego. Każdy sennik, jaki otworzyłem jednoznacznie mówił, że jest to omen problemów, nieszczęścia i pogorszenia spraw zarówno prywatnych jak i zawodowych, a czasami nawet zdrowotnych. Zapowiada spory i konflikty oraz wszelkie niebezpieczeństwa. Tym samym namawia do rozwagi i większej świadomości podejmowanych przez nas czynów. Burza we śnie oznacza rozstania, kryzysy, konflikty z przełożonymi i bliskimi. Zagraża stabilnej egzystencji i uczuciom, ale także może mówić o problemach na tle ogólnokrajowym lub politycznym. Następnym elementem jaki zapamiętałem była znajdująca się w moich dłoniach filiżanka z herbatą. Skupiając się na samym napoju wyczytałem, że oznacza on spokój ducha i szacunek do bliźnich, ale także i ten, którym oni darzą mnie. W dodatku herbata sugeruje zachowanie cierpliwości w sprawach, które mają właśnie miejsce w życiu osoby, która o niej śni. Niestety jako, że nie kosztowałem tego napoju, nie potrafiłem określić jego gatunku, przez co bardziej szczegółowa analiza tego elementu była niemożliwa. Znalazłem za to intrygujące znaczenie samej filiżanki, które chciałbym tu umieścić. Stanowi ona bowiem symbol miłości i uzdrawiania, a do tego zapowiada szczęśliwy finał jakiejś zawiłej historii. Jedno ze źródeł podaje nawet, że jest to typowo żeński symbol bardzo mocno związany z seksualnością i symbolizuje pragnienia właśnie z tej kategorii, które dana osoba chce spełnić. Nie mogłem nigdzie znaleźć, co może mówić wir powstały właśnie w filiżance, czy innym naczyniu. On sam jednak ma wskazywać na niepewność, jaka kieruje człowiekiem i negatywną sytuację, z której nie mamy wpływu na wydostanie się. Pierwszy segment moich marzeń sennych ciężko więc jednoznacznie zinterpretować. Z jednej strony pełno w nim zwiastunów nieszczęścia, porażek, bólu i rozstań, z drugiej trzymam w rękach omen miłości i uzdrawiania. Może to właśnie przez ten niezbyt równy balans pojawił się tam też symbol niepewności, który dość mocno mnie do siebie przyciągał. Skłaniałbym się raczej ku interpretacji bardziej negatywnej, jako że to właśnie takie znaki przeważały w tym marzeniu sennym.
Drugi sen, który płynnie się rozpoczął od razu zapamiętałem ze względu na element wspólny z pierwszym, a mianowicie filiżankę. Widać, że niepewność, którą ona symbolizuje widocznie nie opuszcza mnie na krok. Tym razem jednak upiłem z niej łyka napoju, co samo w sobie oznacza (w zależności od sennika) wizytę przyjaciółki, bądź osiągnięcie stabilizacji emocjonalnej i duchowej. Mogę teraz z czystym sumieniem powiedzieć też, że była to herbata czerwona, symbolizująca głód wiedzy i pogoń za zdobywaniem nowych umiejętności. Niektóre źródła wskazują także, że picie herbaty we śnie oznacza nową miłość, poznanie kogoś ważnego, kto odmieni nasze życie. Może to właśnie przez te pozytywne znaczenia tego gestu poczułem podczas wizji ogarniający mnie spokój i ukojenie. Niestety podczas wędrówki naprzód, trochę herbaty uległo rozlaniu i zamianie w klejnoty. Fakt ten wskazuje na to, że mogę podjąć kilka decyzji, których będę żałował oraz że czekają mnie drobne problemy rodzinne. Nie jest chyba zaskoczeniem, że w dużej mierze klejnoty, w które to zamienił się napój oznaczają bogactwo i dobrobyt. Dodatkowo może też być symbolem ambicji i ochrony duchowej. Brak interakcji z nimi jednak i samo patrzenie na te kosztowności, jak to miało miejsce w moim przypadku, zwiastuje życie w ubóstwie. Drugi sen mogę więc podsumować jako trwającą wciąż niepewność w moim życiu i dalsze problemy, które jednak mogą zostać po części ukojone przez poznanie kogoś, czy też otaczanie się odpowiednimi osobami. Do tego bez wątpienia skupiał się on też w pewnym stopniu na zdobywaniu wiedzy i pogoni za ambicjami.
Ostatnia wizja, która pojawiła się przede mną zdecydowanie była zdominowana przez wielki skarbiec pełen kosztowności. Przede wszystkim jest to ostrzeżenie przed zgubnym wpływem materializmu, którego należy się wystrzegać. Oprócz opisanego wyżej znaczenia klejnotów, może on wskazywać na lepsze perspektywy zawodowe, które mogą się pojawić w moim życiu. Fakt, że był on pełen oznacza wzbogacenie się i wywołanie zazdrości u innych, jednak zwiedzanie takiego skarbca wskazywać też może na pomoc otrzymaną od przyjaciela w potrzebie. W końcu, przy ostatnim segmencie sennej sekwencji, filiżanka, która towarzyszyła mi w tej podróży upadła na podłogę, rozbijając się. Tak samo jak samo naczynie może to być zapowiedzią wizyty przyjaciółki, ale też może wskazywać na to, że jakieś stare problemy ponownie dadzą o sobie znać.
Podsumowując więc całość jestem pewien, że czeka mnie mnóstwo problemów, bólu i cierpienia, które mogą zostać w jakiś sposób ukojone obecnością bliskich mi osób. W tym wszystkim niepewność będzie mi ciągle towarzyszyć, a wraz z nią dość spore wahania w mojej sytuacji finansowej.
W końcu wyskrobał co miał i oddał swoją interpretację, by jak najszybciej móc opuścić salę zajęć i mieć cały ten cyrk z głowy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Sen był dosyć miły i przyjemny, co z pewnością zawdzięczała melisie, która wyjątkowo silnie na nią zadziałała, wprowadzając Huang głęboko w jej podświadomość i obrazy, które ta jej podsuwała, a które mogły zdecydowanie posłużyć jej do wróżenia. Wizja była dosyć jednostajna, gdy już się pojawiła w mrokach umysłu Gryfonki. I z pewnością rozkręcała się powoli lecz jednostajnie i pewnie. Wszystko po to, aby została wyrwana z wykreowanego świata przez Latifa, który wybudził ją przy pomocy zaklęcia. Akurat w momencie, gdy zaczynało się robić najbardziej interesująco. Pogodziwszy się jednak z tym jaki to był już jej los i z tym, że nie pozna zakończenia swojego snu, sięgnęła po znajdujące się gdzieś senniki, aby dokonać analizy tego, co jej się przyśniło. Leniwie zaczęła przewracać kartki, aby odszukać to, co zdawało jej się być najważniejsze, a następnie zapisać na pergaminie, co trzeba.
Śniło mi się, że udałam się na wycieczkę do lasu, co według sennika może świadczyć o pragnieniu nowych przygód, akurat to jedno z pewnością się zgadza i jest u mnie w zasadzie stałym elementem życiorysu. Ważniejsze jest jednak to, że w czasie swojego spaceru natknęłam się na kłusownika, który chciał upolować Taranda, zapewne dla jego okazałego poroża. Podobno obecność kłusownika w śnie jest ostrzeżeniem odnośnie zaburzenia jakiejś wewnętrznej harmonii i może odzwierciedlać potrzeby seksualne... Czy mam przez to rozumieć, że mam się z kimś przespać jak najszybciej, żeby odzyskać równowagę wewnętrzną i te sprawy? W każdym razie biliśmy się, a podobno bójka wiąże się z powrotem spraw z przeszłości, co brzmi jakoś tak niezwykle mgliście i niejasno. W każdym razie trudno mi stwierdzić jak to wszystko się skończyło, bo zdążył mnie pan wybudzić nim stało się coś jeszcze, a może to jakoś lepiej wpłynęłoby na mój sen i elementy w nim zawarte. Na razie wiem tyle, że coś zaburza moją harmonię, mam potrzeby seksualne, a do tego czekają mnie jakieś trudności i sprawy z przeszłości, co brzmi jak naprawdę zabójcze combo.
Dopiero po chwili odłożyła pióro na bok, stwierdzając, że ten niezwykle prywatny sen czy też raczej jego analiza z pewnością powinny wystarczyć Latifowi jako niezwykle pouczające wypracowanie.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Napój:3 po dwóch przerzutach Modyfikatory: zrobiłam dwa przerzuty za pkt z zielska Elementy snu:I
Dobrze znała działanie męczennicy, która powinna łagodzić wszelkie niepokoje i przynosić relaks. W jej przypadku jednak było zupełnie inaczej. Już od samego początku jej sen był dosyć płytki i burzliwy, ale w końcu udało jej się w niego zapaść nieco głębiej i zobaczyć pierwsze obrazy związane z wizją, niosącą jej przyszłość. Szkoda tylko, że w miarę przyjemny początek snu wkrótce przemienił się w koszmar. Nie potrzebowała wcale ingerencji Latifa, aby wybudzić się ze snu, z którego właściwie sama wypadła. Nagle, próbując się wyzbyć nieprzyjemnego uczucia jakie po sobie pozostawił. Ale jednak nim mogła uporać się z tym, co zobaczyła, sięgnęła po senniki, by przy ich pomocy zacząć pisać interpretację swojego snu.
Śniło mi się, że znajdowałam się na przyjęciu. Nie pamiętam dokładnie z jakiej było ono okazji, ale wszyscy wokół składali mi gratulacje. Wydaje mi się, że było ono związane z jakimś moim sukcesem zawodowym, ale nie jestem tego do końca pewna i dlatego nie załączę tego w swojej analizie. Oficjalne przyjęcie może być oznaką tego, że czuję się przytłoczona czymś w swoim życiu, co w sumie byłoby prawdą jako, że aktualnie mam naprawdę sporo rzeczy głowie, co na dłuższą metę jedynie prowadzi do zwiększonej ilości stresu. I chyba też w pewnym momencie zaczęło mnie przytłaczać całe to przyjęcie, bo wyszłam do ogrodu, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Wtedy to sen przybrał zupełnie nieoczekiwany obrót. Przede mną pojawiła się moja młodsza siostra, co w sumie mogłoby być uznane za pomyślny omen, gdyby nie fakt, że była cała pokryta krwią. Zdecydowanie znajdowała się w bardzo złym stanie. Chyba powoli umierała na moich oczach, wykrwawiając się. Co chwila pytała mnie czemu mnie przy niej nie było i czemu ją zostawiłam. Pamiętam, że sięgnęłam do niej, starałam się jakoś jej pomóc, ale jedynie pobrudziłam się jej krwią i nie dałam rady jej uratować. Według sennika widok umierającej siostry może zwiastować zagrożenie czyjejś pozycji i osłabienie pozycji czy to zawodowej czy społecznej, której można zapobiec jedynie dzięki ciężkiej pracy. Krwawiąca osoba z kolei wyraźnie wskazuje na to, że śniący nie znajduje się w dobrym stanie emocjonalnym. Dodatkowo widok zakrwawionych własnych dłoni wiąże się z odczuwanym poczuciem winy i wstydu. Brzmi to niezwykle złowróżbnie, ale nie jestem pewna czy przekształcenie się tego snu z całkiem neutralnej wizji w koszmar nie jest pośrednio związane ze spożytym przeze mnie napojem. Napar z męczennicy powinien pomagać w ukojeniu lęków i wyciszeniu, ale ten, który wypiłam zdecydowanie przyniósł odwrotny skutek, przez co zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie został on niepoprawnie przygotowany.
Dopiero zapisawszy wszystkie swoje spostrzeżenia, oddała pergamin asystentowi wróżbiarstwa, licząc na to, że przedstawiona przez nią interpretacja snu będzie wystarczająca.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Napój:6 i 2 na dorzucie Modyfikatory: nic nie użyte Elementy snu: G, I
Wszystko działo się naprawdę szybko. Udało jej się zasnąć, ale miała wrażenie, że nie była w stanie w pełni zapaść w sen, który zdawał się być niezwykle dynamiczny. Obrazy mieszały się z sobą, migały przed jej oczami, a część scen wydawała się być naprawdę nieostra i rozmyta. Dosyć szybko wybudziła się z niego, a następnie zaczęła chodzić po pomieszczeniu, gdy już znalazła jeden z senników. Trudno było jej usiedzieć w miejscu. Dlatego też idealnym wyjściem wydawało jej się dreptanie z książką w dłoni nim w końcu siadła do pisania swojego małego wypracowania.
Imprezowałam z przyjaciółmi, co chyba jest dosyć dobrym znakiem, że zdarzy się coś miłego i tak dalej. Poszliśmy razem do pobliskiego klubu, w którym odbywał się koncert Abraxana. Zapewne przyśnili mi się akurat oni ze względu, że to jedna z moich ulubionych kapel także myślę, że nie ma to większego znaczenia. Wiem, że dobrze się wszyscy bawiliśmy, a to na pewno znak, że spotka mnie coś miłego. Podobno bycie na koncercie wróży spotkanie ważnej osoby. Trudno mi to stwierdzić, ale jeśli tak to z pewnoscią była to dobra wróżba.
Nie wiedziała za bardzo jak powinna podejść do tej interpretacji, ale coś tam w końcu naskrobała. Oby tylko Salem to docenił, bo za chuja wafla nie mogła się skupić i napisać teraz czegoś naprawdę sensownego i niezwykle inteligentnego.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Napój:4 Modyfikatory: wykorzystane/dostępne i za co? Elementy snu:g,i,j
Najwięcej czasu spędzam na leżeniu i narzekaniu, że niedługo są egzaminy. Wcale nie robię specjalnie wiele na tę okazję. Jestem otoczona książkami, ale wiedza nie spływa na mnie w magiczny sposób. Dlatego zamiast tego z wielką chęcią idę na lekcję wróżbiarstwa. Kiedy widzę nazwisko nauczyciela szukam w swojej pustej głowie z czym kojarzy mi się cudzoziemskie imię. Uznaję w końcu, że pewnie jest z rodu jasnowidzów i przemknęło to nazwisko gdzieś podczas wielu rozmów o najróżniejszych magicznych rodzinach z wielkim darem. Kiedyś umiałam wyrecytować pół świata jasnowidzów, przez obsesję moich rodziców. Nie mam pojęcia czy on może kojarzyć moje nazwisko, w końcu od dawna elitą wróżenia już nie jesteśmy, ale nie mam ochoty się wychylać ze swoim darem. Liczę odrobinę na to, że nie będę musiała się natychmiast do tego przyznawać i przejdę bez przygód na tej lekcji. Cieszę się, że mogę wskoczyć w wygodny, wąski dresik, lekcja idealna. Włosy upinam w wysoki kok, mam też czarną, zwykłą koszulkę i kiedy widzę jak wygląda nasz nauczyciel wróżbiarstwa, żałuję, że jestem tak nieznośnie nieciekawa z mordy i ordynarna z charakteru. Gdybym była jak Robin Doppler na pewno potrafiłabym olśnić nawet przystojnego asystenta wróżbiarstwa. Nie to, że szczególnie mi brak pewności siebie, wręcz przeciwnie, ale jestem realistką. Nie podchodzę zbyt blisko nauczyciela, zabieram prędko herbatę, którą z łatwością wybieram i idę schować się do najdalszego kąta, by nie zwracać na siebie uwagi. Nie czuję się przy Latifie tak jak przy Brewerze, więc nie jestem przekonana czy ma prawdziwy dar, czy zdolności wróżbiarskie. On też nie wydaje się mnie inaczej wyczuwać. Taką miałam też nadzieję. Albo miałam wcześniej, zanim zagapiłam się na piękne rysy twarzy nauczyciela. Zadanie wydaje się być dość proste. Żałuję, że nie ma obok mnie Brewera, moglibyśmy się nawzajem pilnować. Zdana na siebie piję herbatkę z lawendą i po chwili kładę się twarzą do ściany, modląc się by nie dostać żadnego ataku daru.
Wyciągam ręce do góry. Kościste palce przebierają w powietrzu, które jest parne i duszne. Poruszam się lżej niż zwykle. Moje ruchy są płynne. Nie jestem dziś kanciasta i toporna. Nade mną mienią się kolorowe światła, a ja uparcie chcę zobaczyć co jest za nimi. Nie skupiam się na ludziach dookoła. Tak naprawdę nie widzę ich, chociaż czuję ich obecność. Nie zwracam jednak uwagi na nich, nadal zbyt skupiona na moim tańcu oraz niezdrową chęcią na zobaczenie tego co jest za światłami... nie to nie światła... to gwiazdy. Czuję zapach kadzidła, który otula mnie przyjemnie, a ja siadam zmęczona na ziemi. Nie jestem już na imprezie, tylko w innym miejscu. Opieram się plecami o mężczyznę, którego zapach kadzidła miesza się z bryzą morską otaczającą nas. - Słyszysz? - pyta mnie nieszczególnie znajomy głos, jednak teraz wydaje mi się znany. - To harfa? - pytam słysząc nadal muzykę, do której wcześniej tańczyłam. Czuję jak osoba za mną kręci głową. - Nie, to ocean. Odwracam się w kierunku wody. Rozległej, z ledwie widocznym horyzontem. Jestem na wyższym klifie i widok jest lepszy niż w całym moim prawdziwym życiu. Orientuję się, że wystarczy jeden krok i mogę skoczyć w przepaść. Ponownie otula mnie zapach kadzidła i odwracam się w kierunku osoby, z którą siedzę. Znowu jestem gdzie indziej. Meble, ozdoby, piękne dywany; egzotyczny wystrój. Siedzimy na ziemi, naprzeciwko siebie. - Ten? - pyta mnie mężczyzna, zdejmując płynnie pierścionek z dłoni i wręczając mi go. Zakładam na swój chudy palec i kręcę głową. - Za duży. Przymierzam jeszcze kilka, kiedy w końcu jeden z nich pasuje, na co radośnie uśmiecham się i po raz pierwszy podnoszę głowę na mojego towarzysza snu. Salem Latif również wygląda na zadowolonego, kiedy jego twarz się rozmywa, a ja otwieram oczy w dusznej sali.
Jak zwykle odczuwam ból w kościach i głowie po próbowaniu tego rodzaju wróżenia. Jestem zażenowana, że mam intepretować taki sen i szczerze mówiąc mam problemy z typową interpretacją głównie dlatego, że są one dość mdłe i mało wyraziste. Biorę pergamin i natychmiast wzdycham, wiedząc, że będę musiała zrobić odrobinę inną interpretacją i zawrzeć w niej mój dar. Na początku streściłam mój sen, zastanawiając się czy napisać, że wprost był w nim nauczyciel i uznałam, że zostanę przy słowach towarzysz i mężczyzna. Może jak zobaczy fragment o pierścionkach czy kadzidle sam się zorientuje.
Spoiler:
Moje trzy sny przechodziły płynnie z jednego w drugi. Nie miały wyraźnego początku i końca, co mogłoby oznaczać, że jest to jedna historia z podobnego okresu. Biorąc pod uwagę podstawową interpretację należałoby patrzeć na szczegóły. Tańczyłam ze znacznie większą gracją niż zazwyczaj, co oznaczałoby, że odzyskam utraconą pewność siebie. Dźwięki harfy do których tańczyłam oraz później słuchałam to poczucie melancholii. Spokojny, piękny ocean to poczucie równowagi bądź czekająca mnie podróż. Zapach kadzidła, który mi towarzyszył wszystkie części snów, to zniknięcie zmartwień. Zaś podarowane mi pierścionki to oznaka nowej pięknej znajomości, chociaż przez to, że pierścienie na początku były zbyt duże mogą oznacza mieszanie się do tego rodziny co za niespodzianka. Oto podstawowe interpretacje najważniejszych fragmentów moich znów, które każdy kto czyta senniki potrafiłby powiedzieć. Jednak ponieważ posiadam większy dar widzenia przyszłości niż inni, pozwolę sobie na dodatkowe treści. Moje sny mogą zawierać w sobie prawdziwą przyszłość, nie jedynie jej oznaki. Jestem przekonana, że wszystko faktycznie wskazuje na podróż i przyjemne chwile, które spędzę będą w jakimś wakacyjnym miejscu. Zakładam, że będzie chodziło o wakacje z Hogwartem, nigdzie indziej się nie wybieram. Znam też uczucie, które doświadczałam podczas tańca, skupienie na czymś czego nie mogłam dosięgnąć. Było to kiedy potrafiłam kontrolować swój dar jedynie używkami. Myślę więc, że natknę się na coś podczas wycieczki i będę musiała uważać, by tego nie nadużyć. Podejrzewam, że spokój który towarzyszył mi mimo wszystko podczas snu, oznacza że obecność osoby sprawi, że nie powinnam się szczególnie martwić i muszę się upewnić, by być obok osoby, która widziałam w śnie, żebym przypadkiem nie skoczyła w przepaść.
Kończę samodzielnie całą interpretację nie odzywając się do nikogo, bo kompletnie nie potrzebowałam pomocy tych wszystkich kmieci z wróżbiarstwa. Szczególnie, że próbowałam odzyskać oddech, bo miałam wrażenie, że zaraz przez tą całą atmosferę, wybuchnie mój dar. Kiedy nauczyciel znajduje się w moim zasięgu wzroku wyciągam w jego kierunku zapisany pergamin. - Panie... - zaczynam zdanie i wtedy mężczyzna odwraca się do mnie, a ja tonę w błękitnych oczach nauczyciela. Dosłownie. - O kurwa - mówię bardzo niekulturalnie, a moje uczy natychmiast szybują do góry. Próbuję nieudolnie złapać oddech, z białkami na wierzchu. Łapię rękę mężczyzny i wydobywa się ze mnie ten sam paskudny, okropny głos, którego nie słyszę i dziś nawet, nie rozumiałabym. - îți amintești? - pamiętasz? pytam okropnym tonem po rumuńsku i wtedy całe szczęście następuje koniec mojej wizji, zanim nie zacznę przepowiadać czegoś przy wszystkich. Padam z powrotem na poduszkę, oddychając chwilę spokojnie. Dzięki bogu za trenowanie z Maxem, ostatnio lepiej znoszę moje chwile gadania głupot. - Wszystko ok! - krzyczę prędko podnosząc się z miejsca. - To była bardzo lekka i przyjemne, serio. Mdleję na co trzeciej lekcji wróżbiarstwa i przepowiadam co będzie na obiad. Chyba teraz również mówiłam głupoty, skoro było tak krótko? - mówię pytająco do Salema, próbując poprawić swojego koka, jakimś niesamowitym cudem.
Vinzent M. Vonnegut
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : stara blizna przecinająca lewą brew, nieułożone kręcone ciemnobrązowe włosy
Po tym, jak Vinzent zdecydował się poświęcić swój czas na studiowanie historii początków brytyjskiego Ministerstwa Magii oraz liznął nieco wiedzy z zakresu pogromów czarownic, tym razem jego wybór padł na zbadanie najdziwniejszych procesów sądowych, które zahaczały o magię. Być może dla niektórych mogło to być dziwne, jednak tym razem sięgnął po źródło traktujące o procesach mugolskich, planując następnie skonfrontować zdobyte informacje z podaniami czarodziejów, licząc, że uda mu się dostrzec pewne powiązania tudzież kompletny ich brak. Wprawdzie prawo nie było jego specjalizacją, jednak nie można było jednoznacznie stwierdzić, że ta dziedzina wiedzy nie wiązała się z historią. Już po kilku minutach lektury mężczyzna zorientował się, że mugole miewali dosyć... niestandardowe pomysły, a ich podejście do tematu sprawiedliwości z jednej strony mogło być traktowane jako niezmiernie poważne, a z drugiej niemiłosiernie głupie. Sięgając po źródło mówiące o średniowieczu i początkach ery nowożytnej, Vinzent nie spodziewał się, iż znajdzie tam wiadomości o tym, że Europejczycy potrafili wyłapywać zwierzęta domowe, owady oraz szkodniki, a następnie oskarżać je o całą masę wykroczeń, które zazwyczaj były dosyć poważne. Gryzonie mordercami? Najwyraźniej tak. Takich przestępców najpierw aresztowano, więziono, prowadzono przed sąd, a następnie skazywano, a w najbardziej skrajnych przypadkach nawet tracono. Co ciekawe, nie mogły to być tylko i wyłącznie wymysły ludzi i podania ustne, które zostały przelane na papier po tym, jak przeszły przez kilka pokoleń. Na to wszystko były dokumenty i akta sądowe datowane nawet na dziewiętnasty wiek! Mówiono o procesach wytaczanych gąsienicom, muchom, ślimakom, szczurom, kretom, krowom, kogutom, a nawet mułom i gołębiom! Asystent nauczyciela Historii Magii aż zamrugał kilkukrotnie i jeszcze raz sprawdził, czy aby na pewno wypożyczył odpowiednią książkę. Mimo wszystko czytał dalej, zastanawiając się, jak daleko mugole byli w stanie zajść w tej kwestii. Po dotarciu do sekcji skupiającej się na owadach nie mógł się powstrzymać przed przeniesieniem całego akapitu do swojego notatnika. Według tego rozdziału, gdy na stado owadów padało oskarżenie o zniszczenie plonów, wyłapywano jednego osobnika, przydzielano mu specjalnego adwokata z urzędu, a następnie stawiono przed sądem w imieniu całej grupy. Jeżeli jakimś cudem udało się udowodnić mu winę, całe stado otrzymywało nakaz opuszczenia miasta. Ciekawe, jak niby to na nich wymusili, skomentował w myślach, jednak szybko doszedł do wniosku, że raczej nie mieli zbyt wielu możliwości, aby to zrobić. Chmara po prostu po pewnym czasie żerowania na danym terenie, samoczynnie się z niego ulatniała, zmieniając miejsce pobytu. Najgorsze było w tej całej sprawie to, że w niektórych przypadkach zwierzęta poddawano torturom, starając się “wymusić zeznania”. Było to tym bardziej tragikomiczne, że bywało tak, że oskarżony, który pomimo tortur odmawiał przyznania się do winy, mógł dostać niższy wyrok. To był ten moment, w którym Vinzent stwierdził, że nie może się zmusić do tego, aby kontynuować lekturę. To było barbarzyńskie, ale także tak głupie, że trudno było w to uwierzyć. Czy Wydział Zwierząt i Komisja Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń Ministerstwa Magii również zwracał się ku takim metodom w dawnych czasach? Wprawdzie oficjalnie ich rolą było regulowanie wszelkich kwestii dotyczących magicznych stworzeń, jednak czy traktowali to zadanie podobnie, jak mugole w tym źródle? Koniecznie musiał to sprawdzić! Vinzent odrzucił w kąt pierwszą książkę i sięgnął po mniejszą książkę, która przypominała raczej krótki przewodnik po tym, jak oficjalnie wygląda praca w Wydziale Zwierząt. Cóż, najlepiej sięgnąć po materiały przygotowane przez instytucję zajmującą się daną dziedziną, prawda? Takim to sposobem Vonnegut spędził następne kilkadziesiąt minut, przenosząc pewne informacje do swoich prywatnych notatek i następnie dodając do nich własne informacje. Gdy doszedł do wniosku, że jest już usatysfakcjonowany z wyników swojej pracy, opuścił salę, ciesząc się w duchu, że i tym razem udało mu się uniknąć klątwy ślepoty, która go nawiedzała.
Przygotowania do Halloween jak co roku zdawały się pochłaniać znamienitą część miesiąca. Myśli uczniów o tym święcie przepełnione były zmartwieniami i rozważaniami na temat tego w co się ubrać, a właściwie za kogo przebrać i koniec końców z kim pójść. Tym razem również zdawało się to nawiedzać samego Rylana, który jak raz w tym roku nie chciał wszystkiego zostawić na ostatnią chwilę, a z racji tego, że samemu nie miał zbytniego doświadczenia w imprezowaniu postanowił... Zapytać o radę chyba jedyną osobę w jego towarzystwie, która jakkolwiek mogła mu pomóc. Znów sprowadził wszystko do Cyza i jak na złość, postanowił zarzucić go swoimi problemami. Wyglądał znacznie lepiej niż jak widzieli się ostatnim razem - odżywając dzięki odkryciu właśnie tego pokoju. To tutaj uciekał, kiedy chciał odpocząć wiedząc, że nie dozna tego w dormitorium. Dlatego też zjawił się tutaj dość sporą chwilę wcześniej chcąc jakkolwiek posprzątać po sobie by to miejsce nie wyglądało na chlew. Oczywiście spotykał tutaj również innych uczniów, ale zazwyczaj kończyło się raczej na krótkiej wymianie zdań. Nie był w końcu jedynym nękanym przez klątwę. Przygotował dla nich kilka arkuszy pergaminu i dwa komplety piór z inkaustami, gdyby którykolwiek miał potrzebę zapisania przygotowań czy czegokolwiek. Z chłopaka wychodziła chyba czysta natura krukona, która w nim drzemała, bo wolał ubezpieczyć się na każdą możliwość niż czegoś nie zabrać. Koniec końców był również planistą, wiecznie niespełnionym, więc ciężko było mu w obecnej sytuacji nie stworzyć chociaż jednej listy rzeczy “do zrobienia”. Przywitał przyjaciela szerokim uśmiechem i mimo tego, że spod oczu prześwitywało jeszcze lekkie zmęczenie to i tak było o niebo lepiej. - No witam, witam! - Wskazał miejsce na jednej z poduch. - Jak tam ostatnio? - Zapytał bardziej standardowo niż specjalnie troskliwie. Dyktowane to było raczej tym, że widywali się ostatnio dość często czy to na lekcjach czy i poza nimi i zdawać by się mogło, że Coulter jest względnie na bieżąco. - Bo ja... No potrzebuję pomocy. - Przyznał zdecydowanie przyciszając głos. Nie lubił bardzo tego sformułowania, ale cenił w sobie to, że wiedział, kiedy o tę poprosić.
Kostka:3 - Zapach unoszący się w powietrzu sprawia, że wszyscy w pomieszczeniu wydają Ci się być tacy mili, tacy ciepli... Napełnia cię potrzeba przytulenia się do kogoś albo nawiązania z kimś kontaktu fizycznego - bez tego dopada cię smutek/pustka. Klątwa: Aktywna
Halloween to święto, do którego czuję się wręcz stworzony; w poprzedniej szkole nie miałem okazji do rozwijania się w tym bardziej abstrakcyjnym nurcie metamorfomagii, skupiając się raczej na zmianach koloru włosów i dorabianiu piegów na nosie. Teraz wiem, że gdybym tylko się postarał, mógłbym dorobić sobie prawdziwe diabelskie różki lub ostre wampirze kły. Cały potencjał na przebranie tkwi więc tak naprawdę we mnie - i to chyba jest największy problem, bo zupełnie nie wiem jeszcze, w jaki sposób go wydobyć. Liczę zatem, że burza mózgów pomoże nam obojgu. - O, ale tu miło - zauważam, nawet trochę bardziej do siebie, z zaskoczonym zadowoleniem przebijającym się przez głos. Nigdy wcześniej tu nie zabłądziłem, więc rozglądam się ciekawsko po pomieszczeniu, próbując na szybko policzyć poduszki rozsypane po podłodze, przez co o jedną z twardszych niezgrabnie się potykając. Śmieję się cicho z samego siebie, udając, że muśnięcie różu na policzku nie jest wynikiem zażenowania i co prędzej siadam skrzyżnie na poduszce, którą mi wskazujesz. Głębokim wdechem chłonę przytulność atmosfery, od której może nie robi mi się ciepło na ciele, ale przynajmniej na duszy; i bardzo chcę się tym uczuciem podzielić, więc moje serce nagle wypełnia się niemożliwą więc ochotą do pochwycenia Twoich dłoni, do przytulenia, do jakiegokolwiek fizycznego kontaktu, choć resztki rozsądku starają się podpowiedzieć mi, że tak nie wypada. Naciągam więc sweter aż po czubki palców, wzruszając ramionami na pytanie, co u mnie, jak zawsze przy takiej okazji mając zupełną pustkę w głowie. - Miii wciąż zimno - stwierdzam więc tylko lakonicznie, wyginając usta w smutną podkówkę, zaraz jednak już wyciągając się bliżej w Twoją stronę, zaciekawiony i jakoś mile połechtany tym, że to do mnie chcesz zwrócić się z problemem. Rozproszony poważniejszą nutą, zapominam się i pozwalam jednej z moich rąk zahaczyć nieśmiało o Twoje palce, z tyłu głowy zostawiając myśl, że jesteś tak ciepły, jak przypuszczałem. - Och, no pewnie, powiedz mi. Ja postaram się, jak umiem, być pomocny. To coś... złego? - dopytuję na wszelki wypadek, marszcząc brwi ze zmartwieniem, pewnie też trochę przesadzając, bo Ty, złoty krukoński chłopak, nie mógłbyś przecież zrobić czegoś niewłaściwego.
W głowie Rylana kłębiło się teraz tyle myśli. Z jednej strony nie lubił się zwierzać innym ze swoich problemów, z drugiej zaś... Kompletnie nie potrafił trzymać w sobie emocji. Jak bardzo by nie próbował prędzej czy później wybuchał, a miało to w sumie różne, najróżniejsze skutki. Niemniej jednak, jeśli miał wybrać kogokolwiek by pochwalić się nowym nabytkiem sercowym, który pozostawał na tę chwilę w strefie marzeń, to był to zdecydowanie Cyz. Więc będąc lekko zdenerwowanym przytaknął delikatnie chłopakowi, jakby akceptując fakt tego, że wybrał całkiem przyjemne miejsce na ich spotkanie. Początkowo Coulter zdaje się uważnie obserwować to jak reaguje chłopak na atak swojej klątwy. Martwił się, ale wiedział, że żadna z klątw w sumie nie ma zapędów morderczych. No prawie żądna, bo ludzie magnesy w pobliżu noży mogliby mieć lekkie problemy. Miał tylko nadzieję, że chłód szybko przeminie i sprawi, że Bez będzie mógł jakkolwiek poczuć prawdziwy komfort tego miejsca. Krukon podał mu więc jeszcze dodatkową poduszkę, którą mógł wykorzystać do ocieplenia sobie którejś z części ciała i jakby zawieszając się na chwilę zebrał swoje myśli do kupy. - Nie wiem w sumie. - Zaczyna mówić jakby będąc dość spiętym i zdenerwowanym. Zdaje się, że całość z miła chęcią przemieniłby w nieśmieszny żart, z którego śmiałby się jedynie on. - Nie wiem w sumie od czego zacząć. Może od początku... - Westchnął jeszcze raz głęboko by zebrać całość do kupy. Poprawił swoją roztrzepaną na wszystkie kierunki świata grzywkę i spojrzał w kierunku Narcyza ścigając usta w wąską bladą kreskę. - Znasz nowego asystenta Historii Magii? - Mówiąc to na sam koniec jakby wypuścił całe nagromadzone w sobie powietrze. Nie spodziewał się, że stres narośnie w nim tak szybko. - No to chodzę do niego na korepetycje i... Boże Cyz... Ja się chyba zajebałem. - Powiedział wyduszając z siebie wszystkie emocje jakie mu przy tym towarzyszyły. - W sensie nie, że pomyliłem, tylko... No jest mi dziwnie. A do tego Moira, która ostatnio pomaga mi ogarnąć dar widziała mnie i jego na jakimś przyjęciu Halloweenowym w swojej wizji... A co za tym idzie pewnie mnie zaprosi. Powinien mnie zaprosić... Chyba nie myśli, że to ja zrobię pierwszy krok. Jest w końcu asystentem. Z drugiej strony musze jakoś tam wyglądać. A co, jeśli pójdziemy jako dwa odrębne byty i dopiero tam się spotkamy? Tym bardziej musze wyglądać jak żyleta... - Komentował na jednym tchu. Po czym zapadłą krótka, niezręczna dla krukona cisza. Nie wiedział czy przypadkiem to co przestawił przed chwilą narcyzowi nie było zbyt chaotyczne i natarczywe. Odruchowo złapał go za rękę jakby chcąc prosić go o zrozumienie. - Co ty o tym myślisz? - Popatrzył w jego kierunku dość nerwowo czekając na jakąkolwiek reakcję.
Uśmiecham się z wdzięcznością, przyjmując drugą z poduszek i tak naprawdę po prostu przytulając ją do klatki piersiowej; doceniam gest, choć wiem, że w gruncie rzeczy niewiele pomoże, skoro nawet zaklęcia ogrzewające zdają się być bezradne wobec klątwy. Wszystko, co mogę zrobić, to zacisnąć zęby, aby powstrzymać ich ewentualne szczękanie, mogące popsuć tę emocjonalną chwilę. - Pan Vonnegut - przytakuję od razu, bo oczywiście, że kojarzę trochę starszego asystenta, skoro ten zawsze przy minięciu posyła mi uprzejmy uśmiech i zdaje się nie niecierpliwić, jeśli potrzebuję powtórzenia polecenia podczas wywołujących cierpienie lekcji historii magii. Tym trudniej jest mi zrozumieć Twoje zdenerwowanie, bo choć to nie smutek koształtuje linie Twojej twarzy, to natychmiast utożsamiam rozemocjonowanie z jakimiś negatywnymi wrażeniami - to wydaje mi się najbardziej logiczne. W pierwszej chwili dedukuję nawet, że podczas korepetycji musiała spotkać Cię jakaś przykrość i dopiero Twoje dalsze słowa rozwiewają to całkowicie błędne przekonanie, a cień zrozumienia pojawia się w moich oczach. Moje brwi niemal łączą się w jedno pod wpływem wytężonej koncentracji, jaką wkładam w uchwycenie wszystkich chaotycznych i pełnych niedopowiedzeń myśli, którymi się ze mną dzielisz. Dopiero po czasie reflektuję się, że ściągnięta skupieniem mimika może nie być dla Ciebie najbardziej przyjaznym i dodającym otuchy widokiem, więc ją łagodzę lekkim uśmiechem i mocniejszym ściśnięciem Twojej dłoni. Nie rozumiem jednak, na jaki temat dokładnie chcesz znać moją opinię; tego, czy może jednak powinieneś zaryzykować i wyjść z inicjatywą zaproszenia, tego, jaki strój spowoduje, że będziesz wyglądać jak żyleta czy może po prostu masz nadzieję usłyszeć refleksję na temat poprawności Twoich uczuć względem osoby wyższej rangą. Próbuję postawić się na Twoim miejscu, wcale nie musząc sięgać myślami daleko, bo sylwetka asystenta transmutacji sama mi się nasuwa, wywołując lekki skręt żołądka. I wtedy już wiem, że nie chcę potwierdzać Twoich wątpliwości ani Cię zniechęcać, nawet jeśli echa poglądów, z którymi sam spotykałem się długi czas w rodzinnych stronach, próbują doradzać ostrożność. Odcinając się od nich, mogę jedynie poszerzyć uśmiech i wyplątać dłoń z Twojego uścisku tylko po to, aby sięgnąć na chwilę do Twojej twarzy i ścisnąć Twoje policzki. - Och. Och. Mam nadzieję, że Cię zaprosi. A jak nie, to ja myślę, że zrobimy Cię tak ślicznego - w halloweenowy sposób - że cała sala będzie się zastanawiała, dlaczego Ciebie nie zaprosiła. I wtedy więcej nie będziesz się martwił - zapewniam Cię z ciepłym śmiechem, mając nadzieję, że to sugeruje, że dasz mi zrobić użytek z pędzli, których dotąd używałem jedynie dla podkreślenia urody mojej metamorfomagicznej postaci, nie mogąc wypróbować się w charakteryzacji. - Myślę, że to nie jest nic złego, nawet jeśli on jest asystentem. I on chyba też, no bo skoro Moira widziała Was... i Ty nie jesteś zaskoczony, tylko podekscytowany, to znaczy że miedzy Tobą a pan- nim, już do czegoś doszło? - podpytuję, dając dojść do głosu tej ciekawsko-plotkarskiej części osobowości i wracając myślami do wspomnianych korepetycji; nie mogę teraz nie podejrzewać, że to nie wokół dziejów magii kręciło się Twoje prywatne spotkanie z asystentem.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Chciała najzwyczajniej w świecie znaleźć miejsce, w którym uwolniłaby się od tego całego chaosu aktualnie panującego w zamku. To, co momentami się wyprawiało przerastało ludzkie pojęcie i miała już dość patrzenia na każde miejsce, na którym postanawiała usiąść czy się położyć w obawie, że zaraz cała ubrudzi się tortem śmietankowym. Nie wspominając już o deszczu kawy z sufitu pokoju wspólnego. Uwielbiała ten napój nad życie, ale niekoniecznie lubiła mieć go w formie prysznica. Pokój beztroski wydawał się więc być idealnym rozwiązaniem. Powolnym krokiem przemierzała szkolne korytarze, pokonując kolejne piętra, aż wreszcie dotarła na to odpowiednie. Nawet wzięła ze sobą książkę, uznając, że w sumie to dawno nie uciekała w świat wyobraźni, a potrzebowała akurat takiej chwili oderwania od rzeczywistości. Jeszcze dobrze nie zamknęły się za nią drzwi, a skoczyła między miękkie poduszki, uważając oczywiście na książkę, żeby po pierwsze nie pognieść jej okładki czy nie zniszczyć w inny sposób, a po drugie nie wbić jej sobie przypadkiem w brzuch albo inną część ciała. Co zresztą miało kiedyś miejsce przez jej własną głupotę nieuwagę. Umościła się wygodnie wśród poduch, przyjmując pozycję bardziej leżącą - puchate serce wylądowało pod jej głową lekko ją unosząc, a nogi wyciągnęła przed siebie. Po chwili namierzyła znajdujący się na wyciągnięcie ręki koc, którym dodatkowo się opatuliła i zadowolona w końcu otworzyła książkę. Przeczytała dosłownie kilka stron nim poczuła, jak jej powieki stają się niesamowicie ciężkie, a głowa opada gdzieś w bok.
Miał dość przebywania w dormitorium, czy w obrębie lochów po prostu. Czuł, że znów ma ubrania zawilgotniałe, a przebranie się z szat na zwykłe ubrania niewiele zmieniło. Wyszedł z dormitorium, przystając przy schodach, aby wysuszyć swoje ubrania, starając się nie przeklinać na wszystko wokół. Teoretycznie umówił się ze Scarlett, że nie wrócą do domu na czas trwania anomalii magicznych, ale powoli zastanawiał się, czy nie powinien zmienić zdania. Wpierw chciał jednak zająć się tym, co obiecał zrobić siostrze - porozmawiać z profesorem Walshem i napisać do profesora Rosa. Miał jednak wrażenie, że zanim zgłosi się do tego ostatniego, powinien odświeżyć swoją wiedzę o zwierzętach. Skierował się więc do biblioteki, aby wypożyczyć stamtąd przewodnik po magicznych rasach psów. Kiedy szukał dla siebie spokojnego miejsca, gdzie mógłby po prostu skupić się na lekturze, dostrzegł znajomą burzę rudych loków. Nie mógł nie uśmiechnąć się pod nosem i być może jak stalker, skierować się za nią, ciekaw, gdzie Ola szła. Być może nie powinien tak się zachowywać, ale jednocześnie bawiło go, że nie zwróciła uwagi, że ktoś za nią szedł, choć jednocześnie pokazywało to, jak bardzo człowiek mógł przywyknąć do obecności innych wokół siebie. Znalezienie pustego miejsca w Hogwarcie graniczyło często z cudem. Zauważył przez które drzwi dziewczyna weszła i zawahał się. Pokój beztroski przez ilość poduszek i kocy nie był jego ulubionym miejscem. Nie potrafiłby powiedzieć wprost dlaczego, ale niemal skręcało go na myśl, że miałby tam wejść. Jednak odpuszczenie możliwości spotkania z Ola inaczej niż na zajęciach była mniej zabawna, więc ostatecznie wszedł cicho do komnaty. Spodziewał się ciszy, ale nie tego, że zobaczy dziewczynę śpiącą na poduszkach. Właściwie można było to zrozumieć, skoro w każdym dormitorium coś się działo i nie można było zaznać spokoju. Z lekkim uśmiechem skierował się w jej stronę, żeby na wpół usiąść na wpół położyć się obok niej. - Bawisz się w Śpiącą Królewnę i czekasz, aż ktoś cię pocałuje? - odezwał się, nachylając nieznacznie w jej stronę, będąc przekonanym, że to wystarczy aby się obudziła.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Nie zauważyła nic, tu się nie pomylił ani trochę. Kto by się zresztą oglądał za siebie na prawo i lewo będąc w szkole, w której uczy się mnóstwo uczniów i praktycznie zawsze ktoś znajduje się za twoimi plecami? Nie sądziła, że może mieć stalkera, a przeczucie czy żaden inny instynkt nie kazał jej się odwrócić, dlatego parła prosto przed siebie, zmierzając do pokoju beztroski. Naprawdę potrzebowała odpoczynku, a to miejsce nie dość, że idealnie się do tego nadawało, to jeszcze - taką przynajmniej miała nadzieję - będzie ją chroniło od jedzeniowych katastrof. Merlinie, dopomóż! Książka, którą wzięła, nie była przypadkowa. Była to "Duma i uprzedzenie" jednej z mugolskich autorek. Zdarzało jej się sięgać i po taką literaturę, a to z powodu swoich dziadków, którzy zaznajamiali ją z tym drugim, niemagicznym światem. Pamiętała, jak przeczytała ją pierwszy raz na wakacjach i już wtedy wiedziała, że jeszcze niejednokrotnie wróci do tej lektury. Było w niej coś takiego, co ją przyciągało, po prostu. W takie dni jak ten książka podziałała na nią jednak usypiająco. Nawet nie starała się walczyć, tylko pozwoliła swoim powiekom opaść, dosłownie na chwilkę, bo zaraz znowu miała zamiar otworzyć oczy i czytać dalej, ale nie było jej to dane. I to nie przez to, że rzeczywiście zasnęła, o nie! Najpierw usłyszała, jak drzwi do pokoju się otwierają, a potem poczuła obok siebie czyjąś obecność. I usłyszała ten głos. - Mmm, nie do końca. Jeśli nie jesteś panem Darcym, to możesz odejść - powiedziała sennym głosem i uchyliła powieki jedynie na tyle, żeby móc dostrzec rozmazaną sylwetkę Jamiego tuż obok. - Nie, zdecydowanie nie jesteś panem Darcym, a Śpiąca Królewna jest oklepana - stwierdziła, po czym uniosła jedną rękę i poklepała go po policzku, jednocześnie nie mogąc powstrzymać tego, że jeden z kącików jej ust drgnął w górę. Wiedziała już, że nici z dalszej drzemki, która skończyła się szybciej, niż zaczęła, ale nie miała zamiaru zmieniać swojej leżącej pozycji czy nawet szerzej otwierać oczu.
A jednak nie spała! Bynajmniej nie stanowiło to problemu, a słysząc jej słowa, jedynie uśmiechnął się szerzej. Po wspomnieniu o Panu Darcy, Jamie spojrzał na okładkę książki, którą dziewczyna czytała, rozpoznając tytuł. Uniósł jednak brew ku górze, gdy dziewczyna zdecydowała się poklepać go po policzku, chwytając ją od razu za dłoń. Nie przepadał za podobnymi gestami, ale nie mógł teraz powiedzieć, żeby był całkowicie przeciwny. - Z ciebie też żadna panna Bennet, ale ja bym nie wybrzydzał - odpowiedział, przekrzywiając nieco głowę, jakby chciał pocałować jej nadgarstek, ale zamiast tego po prostu ją puścił, poprawiając się na poduchach, aby usiąść wygodnie. Nie należał do specjalnie wygadanych osób, ale teraz miał ochotę podzielić się z Olą wspomnieniami, które nagle odtworzyły się w jego głowie. Wspomnieniami matki Scarlett i ich wspólnych wieczorów na tarasie — przyjemnych, spokojnych chwil. -Dumę i uprzedzenie lubiła czytać moja matka, znaczy mama Carly. Czasem śmiała się, że jeśli będę równie uparty, gdy dorosnę, to skończę jak bohaterowie tej książki. Jeśli jednak mam być szczery, jakoś nie porwała mnie jej lektura, żebym wiedział dokładnie, o czym mówiła - powiedział, podkładając sobie pod plecy kilka dodatkowych poduszek, w końcu siedząc wygodnie. - Skoro już tu jestem, służyć ci udem za poduszkę? - zapytał, nie mogąc się powstrzymać przed podobnym zaczepianiem jej, ciekaw, jak bardzo była senna. Część niego próbowała nakazać mu zwyczajnie milczeć i zająć się lekturą własnej książki, dając dziewczynie spokój, którego najwyraźniej potrzebowała. Jednak perspektywa droczenia się z nią, zaczepiania była o wiele ciekawsza. Chciał wiedzieć, jaka była Amazonka z Avalonu.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Nie myślała nad swoim postępowaniem, kiedy uniosła rękę i poklepała go po policzku. Była gdzieś między jawą a krainą snów, niebezpiecznie balansując na krawędzi, z której w każdej chwili miała spaść - pytanie tylko, w którą stronę? I w końcu spadła, może szybciej, niżby sobie tego życzyła, prosto do rzeczywistości, gdy Jamie złapał jej dłoń. Jej półprzymknięte powieki momentalnie otwarły się szerzej, a puls przyspieszył, bo nie była przygotowana na tak nagły kontakt fizyczny, choć sama go zainicjowała. - Uuu, łaskawie - skomentowała krótko i tym razem już nie próbowała pohamować wypełzającego na twarz uśmieszku. Kiedy tylko puścił jej rękę, odłożyła książkę gdzieś na bok, nie starając się nawet zapamiętać strony, na której skończyła, bo nie miało to najmniejszego sensu - i tak zaraz by o tym zapomniała. Zdążyła jeszcze ponownie odwrócić głowę w jego stronę, nim zaczął mówić. I, na Merlina, czy całe to spotkanie miało być jedną wielką serią niespodziewanych zdarzeń? - W takim razie koniecznie musisz przeczytać ją jeszcze raz, może tym razem znajdziesz w niej coś więcej - stwierdziła. Sama bardzo lubiła tę książkę, była to jedna z jej ulubionych pozycji, a już na pewno, jeśli chodziło o autorów spoza magicznego świata. W ogóle odnosiła wrażenie, że byli oni niedoceniani przez czarodziejów, ale na to już nic nie mogła poradzić. - No i wiesz, ostatecznie bohaterowie tej książki skończyli, znajdując miłość swojego życia i żyli długo i szczęśliwie, więc chyba jest jeszcze dla ciebie szansa - dodała po chwili i uśmiechnęła się zaczepnie. Nie wiedziała, czemu zebrało mu się na takie wyznania akurat przy niej i akurat teraz, ale też nie zamierzała o to pytać. Tym bardziej, kiedy znów się odezwał, sprawiając, że jej brwi poszybowały niemal do linii włosów. - Czyli sugerujesz, że twoje uda są wygodniejsze od tych poduszek? Mocne słowa, żebyś tylko nie skończył jak Pinokio z kłamstwami - odpowiedziała, uważnie go obserwując. Na razie się nie ruszała, było jej wygodnie na poduszkach i pod kocem, a poza tym chciała zobaczyć, jak zareaguje. Nie zamierzała na łeb na szyję pakować się w coś, z czego później nie potrafiłaby się wygrzebać.
Sam nie wiedział, dlaczego zaczął jej mówić o, cóż, prywatnych sprawach, dlaczego podzielił się z nią tym wspomnieniem. O tym, o czym kiedyś rozmawiał z matką, wiedziała jedynie Carly, której starał się kiedyś przypominać o jej mamie. Próbował odświeżać wspomnienia kobiety w głowie siostry, nie chcąc, żeby którekolwiek z nich o niej zapomniało, była na to zbyt cudowną osobą. Jednak nie zamierzał o tak tkliwych rzeczach rozmawiać z kimkolwiek obcym, a taką osobą mimo wszystko była Ola. Nic więc dziwnego, że prychnął jedynie pod nosem, kiedy dziewczyna stwierdziła, że powinien odświeżyć sobie pamięć dotyczącą fabuły powieści. Jak dla niego pamiętał dostatecznie dobrze - Elisabeth Bennet i Pan Darcy byli zbyt dumni, żeby przyznać się przed sobą do swoich uczuć, przez co zeszli się ze sobą po długich bojach. Koniec. Romansidło, które nigdy nie było jego ulubionym gatunkiem. - Kamień z serca, bo już się bałem, że będę samotny do końca - mruknął, przewracając oczami. Do tej pory nie wiedział, o co tak właściwie chodziło wtedy jego matce, ale nie zamierzał tracić czasu, aby się nad tym zastanawiać. Wychodził z założenia, że jeśli kiedykolwiek się zadurzy, to będzie wtedy wiedział, co robić, a wcześniej nie było sensu o tym myśleć. Uśmiechnął się po chwili zaczepnie, kiedy tylko Ola odpowiedziała na jego, naprawdę niewinną, propozycję. Nie mógł powstrzymać się przed tym, żeby przesunąć dłoń na udo i klepnąć je dwa razy. - Zapraszam do oceny, czy są wygodniejsze - powiedział prosto, będąc przekonany, że dziewczyna nie zbliży się do niego, nie mówiąc o tym, żeby rzeczywiście ułożyła się jakkolwiek na jego nogach. - Nigdy nie zasypiałaś na czyichś nogach? Biedna, taki brak w doświadczeniu i proszę, już rodzą się uprzedzenia - dodał, nie odrywając od niej spojrzenia. Czuł się jak wtedy, gdy się poznali, gdy niemal rzucali sobie wzajemnie wyzwania, pokonując kolejne przeszkody na szlaku avalońskich zamków. Cień adrenaliny połączony z beztroskim rozleniwieniem, tego dawno nie czuł i nie mógł się powstrzymać przed próbą podobnej zabawy.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Pokój beztroski najwyraźniej miał swój własny wpływ na przebywających w nim uczniów i jak widać nie dało się całkowicie uciec od magii. Nie chciała wkraczać na grząskie tereny, jakimi z pewnością byłoby dalsze pociągnięcie rozmowy na temat rodziny Jamiego. Nie czuła się osobą, która powinna się do tego posuwać, bo przecież na dobrą sprawę ledwo się znali, a ta ich znajomość to w ogóle był inny wymiar. Miała wrażenie, że nie potrafili przynajmniej raz spotkać się i normalnie porozmawiać, jak zwykli ludzie - zawsze towarzyszyły temu wyzwania, co zresztą czyniło tę relację ciekawszą. - Ślizgon i gracz quidditcha, oczywiście, że ego już dawno przebiło dach tego zamku. A przypominam, że pokój wspólny macie w lochach, więc to naprawdę nie byle jaki wyczyn - cmoknęła, nie spuszczając z niego wzroku. Wiedziała, co chce zrobić i zaparła się, że tym razem się tak nie da. Doskonale pamiętała, jak na początku roku szkolnego mało brakowało, a pogłaskałaby ich nowego profesora w animagicznej postaci tylko dlatego, że założyła się wcześniej z Jamiem. Z drugiej strony korciło ją, żeby rzeczywiście położyć się na jego udach, ale co by wtedy zyskała? Jej szczęka zacisnęła się na chwilę na słowa o zasypianiu na czyichś nogach. - Na brak doświadczenia nie narzekam, ale strzelam, że ty możesz mieć z tym problem, skoro próbujesz mi to przypisać - odpowiedziała, siłą powstrzymując się od odwrócenia wzroku, bo wspomnienia z jej poprzedniego związku zaczęły napływać gwałtowną falą. Nic nie mogła na to poradzić i to było w tym wszystkim najgorsze. - Jeśli w ten sposób będziesz zachęcać dziewczyny, to cofam moje wcześniejsze słowa, że może jest jeszcze dla ciebie szansa - dorzuciła i lekko uniosła jedną brew. A potem uniosła się ze swojej pozycji i przekręciła bokiem, przerzucając opatulone kocem nogi przez Jamiego, dokładnie przez to miejsce, które wcześniej poklepał swoją dłonią. Dwie spore poduszki wylądowały na tej, którą wcześniej miała pod głową, a ona oparła się na nich bokiem, będąc tym samym przodem do chłopaka. Dla pełnej wygody położyła na nich jeszcze zgiętą rękę i pięścią podparła głowę w okolicach skroni. Nie była być może w stanie się na nim położyć, tak jak to próbował sprowokować, ale też nie potrafiła tak całkiem tego odpuścić. Wyzwalał w niej coś, co po prostu jej na to nie pozwalało. Zerknęła na niego z błyskiem w oku i dopiero wtedy dostrzegła książkę, którą najwidoczniej musiał przynieść. - Odpuściłeś sobie lekturę dla mnie? Aww, jak słodko - zawyła udawanie zachwyconym głosem i przybrała minę małego szczeniaczka.