Wchodząc głównym wejściem do zamku, pojawia się w tym miejscu. Stąd można dostać się do wszystkich innych innych części Hogwartu, jak Wielkiej Sali, schodów oraz podziemi. Sklepienie jest tak wysoko, że niemal niemożliwe jest jego zobaczenie. Jest to miejsce spotkań uczniów, szczególnie gdy są z innych domów. Pierwszego września panuje zazwyczaj straszny tłum, gdy wszyscy cisną się do Wielkiej Sali.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia 06.09.14 18:18, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Lilianne Frey
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : uroczy szeroki uśmiech, zabawny śmiech, blizny na dłoniach po pazurach kota
Przez całą drogę na dół z dormitorium gryfonów zastanawiała się co też będą dzisiaj robić. Pora była dość późna, słońce schowało się za horyzontem i jedynym źródłem światła na zewnątrz były pochodnie i inne sztuczne źródła światła. Zatrzymała się u szczytu schodów, przekrzywiła głowę i spojrzała w dół na gromadzących się uczniów. Uśmiechnęła się sama do siebie i zaczęła powoli schodzić, sprawdzając jeszcze raz czy zabrała wszystkie przydatne rzeczy. Oprócz szat uczniowskich miała na sobie ciemnoczerwony sweter, przewieszoną przez ramię małą torbę z której wystawały skórzane rękawiczki. Po zejściu na dół jeszcze raz obdarzyła wszystkich spojrzeniem. Pomachała na przywitanie @Carmel M. Gallagher i @Bridget Hudson, widząc, że rozmawiają postanowiła im nie zawracać głowy. Dostrzegła w odległym kącie samotną @Caelestine Swansea, podeszła do niej zaciekawiona, zatrzymując się dwa kroki przed nią. -Cześć! My się chyba nie znamy, jestem Lilianne. - Uśmiechnęła się i przejechała wzrokiem po Caelestine. Dostrzegła, że dziewczyna jest zmęczona i z czegoś niezadowolona, postanowiła na chwilę obecną o to nie pytać by swoją ciekawością nie wystraszyć rudowłosej.
Lubił te zajęcia. Przede wszystkim, odpowiadał mu prowadzący. Różnie bywało z nauczycielami w Hogwarcie, ale profesor Cromwell potrafił ciekawie opowiadać i jego zajęcia nie były przesadnie stresujące. Na jego lekcjach można było poczuć się swobodnie. Chociaż zdecydowanie wolał świat roślin, a od wycieczek w poszukiwaniu ciekawych stworzeń wolał te, w którym mógł znaleźć nieznane zioła, czy kwiaty, to każda forma obcowania z naturą wydawała mu się warta uwagi. Jego szczególną ciekawość wzbudziło wieczorne wyjście poza zamek. Popołudnie spędził w szklarni i omal nie przegapił godziny zbiórki. W końcu jednak się zreflektował i poszedł do sali wejściowej. Rozejrzał się po zebranej grupie uczniów. Tłumów nie było, ale kilku chętnych na nocne eskapady się znalazło. Wśród nich szybko wypatrzył @Carmel M. Gallagher, która rozmawiała ze starszą puchonką. Asphodel kojarzył @Bridget Hudson, w końcu była prefektem naczelnym, ale nigdy osobiście nie zamienił z nią słowa. Od razu znalazł się tuż przy nich. - Cześć. Asphodel Larch - posłał dziewczynie delikatny uśmiech. - Bridget, prawda? Gotowe na spacer? Może od razu ubierz tę bluzę, wracam ze szklarni i już jest dość zimno - podsunął Carmel, widząc, że póki co ciepłą część garderoby ma zawiązaną w pasie. A przecież wieczory były już naprawdę chłodne. Nie chciał, żeby zmarzła, chociaż oczywiście - w razie czego w każdej chwili służył w tej kwestii pomocą. Sam był dość grubo ubrany, bo większość popołudnia spędził na dworze.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Przyszedł jako jeden z późniejszych uczniów, ale jeszcze nie spóźniony. Po szybkich oględzinach sali, wbił dłonie w kieszenie spodni i w końcu przysiadł na schodach. Jedną z dłoni wyciągnął z kieszeni spodni tylko po to żeby przejechać nią po przydługich włosach. Daremnie, bo zaraz potem pochylił się znów ku dołowi i grzywka znów opadła mu na twarz. Ułożył jedno przedramię na kolanie, bawiąc się pierścieniem na palcu wolnej dłoni. Nie mając co ze sobą zrobić obserwował obecnych uczniów i studentów. Nie widział nikogo, kto skupiłby jego uwagę na dłużej niż krótką chwilę, dlatego w końcu jego wzrok padł na przeciwległą ścianę. Patrzył w jeden punkt długo, dopóki czas nie zaczął mu ciążyć. Wtedy cmoknął z niezadowoleniem pod nosem, podnosząc głowę tylko po to, żeby dojrzeć gdzieś zegarek, mogący wskazywać, czy profesor się spóźnia, czy to wszyscy przyszli za późno. Zaczął żałować, że przed wyjściem nie wypił zimnego piwa soku dyniowego. Chwilowo jednak musiał się zadowolić chłodem bijącym od schodów. W rozdrażnieniu ostatecznie podciągnął oba rękawy koszuli w łokciach wyżej i odpiął kolejny guzik koszuli, pozwalając żeby spod materiału wyłoniły się trzy brzęczące łańcuszki, każdy z innym wikińskim, bądź celtyckim symbolem. —Pieprzony, kulturalny Hogwart— mruknął pod nosem w rodzimej mowie i prychnął, przymykając oczy, pozwalając myślom całkowicie odpłynąć, gdzieś w przyjemniejsze, chłodniejsze klimaty.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Hal ostrzegł, żeby ciepło się ubrać, więc na ramiona miała narzucony szary kardigan z kapturem. Gruba dzianina była miękka i przyjemna w dotyku, a wszelakie koce i ciepłe swetry lubiły wprowadzać ją w kartograficzny trans. Chyba już zresztą z przyzwyczajenia zaczynała kreślić kartki, kiedy czuła na sobie ten typ ubioru. W końcu każdy wieczór spędzany na ślęczeniu nad jej mapą okraszony był gorącą herbatą i właśnie nim. Teraz, nawet pomimo tego, że była w ruchu, korzystała z chwili samotności i szkicowała pegaza w miejscu, gdzie na mapie znajdowała się ich polana. Początkowo nawet się nie zorientowała, że już znalazła się w miejscu docelowym, wyznaczonym przez Cromwella i dreptała dalej, zatrzymując się dopiero przy drzwiach wyjściowych. Zamrugała, jakby wybudzając się z jakiegoś wędrowniczego letargu. - Dobry wieczór. - odwróciła się na pięcie, rozejrzała się po zebranych i uśmiechnęła z wyraźnym zakłopotaniem. Jej przywitanie nie było głośne, a przy trwających rozmowach mogło równie dobrze dotrzeć jedynie do najbliższych kilku osób, jak i wcale nie zostać zarejestrowanym. Czy jako prefektka powinna zachowywać się jakoś bardziej... Prefekcko? Pf. W tym momencie nie musiała się poczuwać, bo w grupie była chociażby Bridget, aktualnie zagadująca Carmel i Larcha. Niedługo miał się również pokazać wyczekiwany przez spore zgromadzenie profesor, więc Davies wszelkie swoje artystyczno-rzemieślnicze przybory schowała do plecaka.
Pandora J. Doux
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 161
C. szczególne : Piegi, wyraźne kości policzkowe, błędy językowe i silny akcent
Obawiała się swojego uczestnictwa w zajęciach opieki nad magicznymi stworzeniami. Spędziła dziś cały wolny czas na wertowaniu podręcznika Skamandra, starając się zapamiętać angielskie odpowiedniki czeskich nazw stworzeń, ale z jakim skutkiem, to się jeszcze okaże. Niewykluczone, że nie będzie znała odpowiedzi na żadne pytanie. Nawet w rodowitym języku przedmiot potrafił sprawiać jej (niewielką!) trudności. Uwielbiała naturę, a więc i zwierzęta, jednak ich nieprzewidywalność zawsze wywoływała w niej niechęć. Zdecydowanie wolała opiekować się roślinami, chociaż i te potrafiły zrobić krzywdę - w szczególności te ze świata czarodziejów. Z żywych istot najczęściej miała styczność z pszczołami, które były niezwykle pożyteczne w zapylaniu kwiatów. Jej wiedza kończyła się jednak na tym, że gdy widziała osłabionego osobnika, podawała mu wodę z cukrem bądź nieprzetworzony miód. Wieczór był chłodny i temperatura mogła już tylko spaść, jednak nie zniechęciło jej to do ubrania spódniczki. Nie straszne też jej żadne krzaki czy pazurki, bo jest gotowa zaryzykować życie swoich rajstop, które w ostateczności naprawi po prostu zaklęciem. Zdecydowała się jednak na gruby żółty sweter i ciepłe buty, aby być pewną, że nie zmarznie, jeżeli lekcja się wydłuży. - Cześć - przywitała się, posyłając grupie niepewny uśmiech. Niektóre twarze były jej już znane, jednak były też osoby, które widziała pierwszy raz. Mimowolnie zastanawiała się czy nieznajomi już ją kojarzą i czy krążą już o niej jakieś plotki. W końcu przyjezdnych nie było wcale aż tak dużo, więc tydzień był odpowiednim czasem na rekonesans wśród nowych uczniów i studentów. Założyła, że nauczyciela nie ma jeszcze wśród nich, jednak kierowała się jedynie intuicją, nie wiedząc w jakim przedziale wiekowym może być profesor Cromwell. W końcu na przykład profesor Fikus (lub ta ruda profesor od tłuczenia kufla) mogłaby z powodzeniem udawać jedną ze studentek.
Profesor Cromwell był takim nauczycielem, na którego lekcje przychodził z przyjemnością. Nie krzyczał jak inni, nie odejmował zbyt wielu punktów i był strasznie przyjacielski. Przynajmniej takie miał odczucia co do starszego mężczyzny. Gryfoni także go kochali, co musiało także pokazywać jego stosunek do swoich podopiecznych. Kiedy zobaczył, że lekcja ONMS odbędzie się wieczorem nie mógł się jej doczekać. Kochał zajęcia odbywające się wieczorem - wtedy wszystko miało taką magiczną atmosferę, można było zauważyć o wiele więcej niż w takie zwykłe, dzienne zajęcia. Nawet ludzie wyglądali inaczej w światłach pochodni, czy nawet w świetle Lumos. Wszystko zapierało dech w piersiach, nawet zwykłe ćmy w świetle zmierzchu wydawały się magiczne. Przed wyjściem z zamku zjadł kolację i wrócił się do dormitorium po jakąś cieplejszą bluzę. Narzucił na siebie ubranie, do kieszeni peleryny wcisnął różdżkę i zmniejszony podręcznik. Już miał wychodzić, kiedy wpadł na @Elaine J. Swansea, która najwyraźniej też zmierzała do profesora Cromwella. Wcześniej, kiedy spotkali się na dziedzińcu wspominała mu o zjawiskowym faulu, którym został potraktowany. Zaproponował jej więc ochronę przed wzrokiem nauczyciela i poszedł do sali wyjściowej, trzymając Elainę pod rękę. Miał być tarczą, nie znaczyło to jednak, że cały czas miała chodzić ukryta w jego wielkiej bluzie. Wystarczy, że się skryje w newralgicznych momentach lekcji. I kiedy Hal będzie kierował wzrok w jej stronę. Kiedy w końcu dotarli do miejsca zbiórki przywitał się ze znajomymi, kiwnął głową do tych mniej znajomych i stanął gdzieś z boku, próbując zagadać kuzynkę jakimiś bzdurami. Zapewne obgadywali Elijah, jak zwykle.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
April swoją edukację zakończyła kilkanaście lat temu, ale kiedy usłyszała przy śniadaniu, że na lekcji Opieki nad Magicznymi Stworzeniami każdy jest mile widziany długo się nie zastanawiała. Po ciężkim dniu nic nie odprężało bardziej, niż wieczorny spacer w poszukiwaniu nowych gatunków zwierząt. Rudowłosa w swoim życiu opiekowała się wieloma stworzeniami, nie zawsze magicznymi, czasami nawet nie były to zwierzęta kręgowe. Uwielbiała zajmować się nimi, drapać za uszkami, karmić i wymieniać wodę w akwariach. Dodatkowo zdążyła poznać profesora od tego przedmiotu - na Saharze sędziował mecz, w którym brała udział. Nie widział fauli, które spadały na nią raz za razem, ale oczywiście April nie miała do niego żalu. Zabawa była całkiem przednia, a ona sama już po chwili zapomniała, że ktokolwiek grał nie fair. Dzieciaki, chęć rywalizacji zawsze musiała wygrać. Nie zastanawiając się zbyt wiele jak dziwnie będzie wyglądała nauczycielka wśród grona uczniów, pobiegła na miejsce zbiórki o podanej godzinie. Miała na sobie ciepłą bluzę, a włosy związała w wysokiego koka, w którego wetknęła różdżkę. Bardzo odpowiedzialnie. Na miejscu nie witała się z nikim, bo nawet nie wiedziała co mogłaby powiedzieć jako osoba dwa razy starsza od niektórych. Stanęła więc gdzieś z boku w oczekiwaniu na Hala. Czuła się odrobinę niekomfortowo, ale przecież powinna korzystać z okazji i inne takie. Na zainteresowania nikt nie jest za stary, a przynajmniej z takiego założenia wychodziła.
Ostatnio zmieniony przez April Jones dnia 11.09.19 21:21, w całości zmieniany 1 raz
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Przeklął głośno, kiedy przesiadując wygodnie w dormitorium, przypomniał sobie o wieczornych zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami. Zwykle lekcje odbywały się za dnia, więc kompletnie wyleciało mu to z głowy. Mimo wszystko czuł się winny, bo akurat jeśli chodziło o ten przedmiot, zwykle był przykładnym uczniem, bo po prostu interesował się żyjącą w czarodziejskim świecie fauną. Szybko zerwał się więc z kanapy i otworzył szafę, żeby znaleźć jakąś ciepłą bluzę. Wieczory i noce bywały już naprawdę chłodne. Kiedy zdołał się jakoś doprowadzić do porządku, wybiegł na korytarz, szukając najkrótszej drogi do sali wejściowej. Wbiegł po schodach w jednym z bocznych skrzydeł, aż wreszcie znalazł się na miejscu. - Siema! – Przywitał się ze wszystkimi na miejscu zbiórki, nadal ciężko dysząc po urządzonym sobie przez szkołę maratonie. Wyglądało jednak na to, że Cromwell jeszcze nie wyekspediował swojej grupy na spacer. Zdążył i mógł odetchnąć z ulgę. Chwilę oczekiwania przeznaczył zaś na zastanawianie się nad tym, co belfer przygotował na ich dzisiejsze zajęcia. Miał nadzieję, że uda mu się podczas ich zadań ugasić sumienie, które nadal gryzło go z powodu tego małego spóźnienia.
Niamh O'Healy
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : irlandzki dialekt, odstające uszy, krzywy ryj
Nimah raczej nie miała w zwyczaju chadzać na lekcje, które nie były na stałe w planie. Z łaską chodziła na większość tych, które były obowiązkowe. Było jednak kilka powodów, żeby tym razem zrobić wyjątek: po pierwsze primo - musiała trochę odrobić punkty stracone na eliksirach, a u Hala Cromwella punkty wpadały praktycznie same; po drugie primo - każda okazja żeby połazić po nocy była dobra, nawet jeżeli z nauczycielem, kto wie, może nawet pójdą do lasu; po trzecie primo - lekcje opiekuna Gryffindoru były względnie nie wymagające i zazwyczaj przyjemne. Co do samego Cromwella, to naprawdę wolałaby, żeby miał inne nazwisko. Jako Irlandka na jego dźwięk miała genetycznie zakodowane krzywienie się. No może nie genetycznie, ale dość silnie wpojone. Oliver Cromwell był w końcu zły jak sam diabeł. Oczywiście psor C. wcale nie musiał być z mordercą spokrewniony, ale chociaż z przyzwoitości mógł sobie to nazwisko zmienić. Kończąc jeść dyniowego pasztecika, zabranego po drodze z kuchni, weszła do sali wejściowej. Ludzi było sporo, a w korytarzu dość ciemno i nie chciało jej się szukać znajomych twarzy w tych warunkach. Zamiast tego przysiadła sobie na schodach prowadzących na pierwsze piętro i czekała na nauczyciela.
----------------------------------------------------------------------- JAK HALA POST SIĘ NIE POJAWI DO 15, TO ZNACZY, ŻE BĘDZIE PO 20. TAKŻE MOŻNA JESZCZE WBIJAĆ DO TEGO CZASU I ZAKŁADAMY, ŻE TO JEST JESZCZE PUNKTUALNIE.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Bardzo długo zastanawiała się czy iść na ONMS. Nie od dziś wiadomo, że Elaine nie należała do odważnych osób, a więc wizja spotkania profesora Cromwella na lekcji nieco ją niepokoiła. Czy będzie się na niej mścić? Czy okaże w jakikolwiek niezadowolenie za to, że uderzyła go tłuczkiem naprawdę mocno? Profesor miewał groźne miny, a dla kogoś takiego jak Elaine było to wystarczające, aby się wahać. Obawa przed wyimagowaną zemstą nauczyciela przegrała jednak z pożądaniem wiedzy. Kuzyn był jej zbawieniem. Idąc do sali wejściowej trzymała się kurczowo Gabriela, nie odstępowała go na krok , a i pełna niepokoju wypatrywała nauczyciela, gotowa zasłonić się swoim przystojnym, wysokim towarzyszem. Może psor nie zauważy albo zapomniał? Oby! Założyła dziś biały golf, a na to szatę czarodziejską z odznaką prefekta. Może jeśli zasłoni się czernią całkowicie, to nie będzie się rzucać w oczy? Widziała wiele znajomych twarzy, do których miała ochotę podejść, należycie powitać czy wycałować jakby to zrobiła w przypadku Asphodela. Wodziła wzrokiem po wszystkich i obejmowała rękoma ramię kochanego kuzyna. Pandora przychodziła dzielnie na wszystkie zajęcia, nawet spostrzegła Bridget, której wesoło pomachała z oddali. Widząc wśród ludzi Riley'a, uśmiechnęła się kącikiem ust. W razie czego mogłaby się schować za nim! Jeśli złapała jego wzrok i jemu pomachała, mając ogromną ochotę wkraść się znów w jego towarzystwo. Skinęła mu dłonią, by podszedł, jeśli chce. Oparła brodę o ramię Gabriela i popatrzyła na niego ciepło. - Mówiłam serio, że chcę się chować. Załamię się, jeśli będzie przez to odejmować punkty Krukonom. Stańmy tak, bym nie była widoczna. - zapewne przesadzała, jednak taka była jej natura. Mimo, że poprawiła swój wzrost, to Gabriel wciąż był grubo wyższy. Westchnęła.
Nie taguję, bo same wzmianki: Asphodel, Bridget, Riley, Pandora, Gabriel.
Opieka nad magicznymi stworzeniami była jednym z oczywistych, mało lubianych przedmiotów w planie zajęć Harlow. Głównie z tego powodu, że się bała zwierząt wszelkiej maści, czy to małe puszki czy inne wijące się plugastwa. Oczywiście chciałaby kiedyś mieć majestatycznego pegaza, albo inne bajeczne kucyki w ogrodzie, nie zmieniało to faktu, że dopóki nie musiała wolała ograniczać swoje kontakty z wszelkimi stworzeniami do minimum. Wszystko się zresztą zgadzało, ludzie też byli stworzeniami, a Dina obrażalską krową, więc z której strony by nie dodać wynik wychodził ten sam. Ubrała się jak na wojnę w ciepłe kamasze i grubą bluzę, którą chyba zdołała ukraść jakiemuś ciamciakowi parę lat temu na bajerkę wili, fakt, była ciepła i wygodna. Szkoda, że już nie pachniała ciamciakiem, ładnie pachniał, ale był zakochany tylko tak długo jak długo trwał jej żałosny podszept wili. Biegła przez lochy na złamanie karku nie chcąc się spóźnić, bo wiedziała, że profesor Edgar nigdy jej nie wybaczy gdyby się nie pojawiła na zajęciach na których mogłaby zdobyć dla domu kilka punktów. Zasadniczo Edgar pewnie miał w dupie czy ona jest gdzieś obecna czy nie, nie przeszkadzało jej to jednak wcale fantazjować o tym, że jest ważnym uczniem dla opiekuna Slytherinu choćby dlatego, że się tak bardzo stara. Plus nie ma co się łudzić, że zdobędzie dziesiątki punktów, nie od dziś było przecież wiadomo, że w dziedzinie opieki nad magicznymi stworzeniami orłem nie była (nie była nawet gołębiem, a można się nawet posilić na stwierdzenie, że żadnym ptakiem, może ewentualnie glizdą), liczyły się jednak chęci. Nieomal spadając ze schodów wpadła na siedzącego w spokoju, biednego @Gunnar Ragnarsson, który miał to nieszczęście być na torze upadku. Harlow doceniła jednak obecność jego barczystych ramion, przekonana, że w innym wypadku rozkwasiłaby sobie gębę o schody. - O. Gunter. - powiedziała jak gdyby nigdy nic się nie stało wygładzając rękawy bluzy. W porównaniu z jego letnim imażem wyglądała jakby jechała na Syberię. I podobnie do skazańca się czuła. Obecność Ragnarssona jednak była pewnym pocieszeniem.
Ostatnio zmieniony przez Dina Harlow dnia 13.09.19 9:23, w całości zmieniany 1 raz
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
O dwudziestej z żalem rozstał się z pełnym do połowy kubkiem herbaty, chwycił wiszącą na krześle bluzę Młotów z Haileybury i wyszedł z gabinetu, skierował się w stronę schodów. Ubrał się po drodze i już będąc na szczycie schodów uśmiechnął się do sporej grupki zebranej w sali wejściowej. - Dzień dobry wieczór! - przywitał wszystkich z entuzjazmem możliwym u nauczyciela tylko we wrześniu - Idziemy do lasu! - bez większych wstępów wyjaśnił im powód swojego zadowolenia, a także tego po co ich tu zebrał. Szybko rzuciła mu się w oczy ruda czupryna @April Jones, której osobno skinął głową z uśmiechem. Niezmiernie ucieszył go fakt, że jego lekcja zainteresowała nawet jakiegoś współpracownika. Zatrzymał się na przedostatnim schodku, żeby sobie jeszcze chwilę nad nimi pogórować i czuć się jakby miał jakąś władzę, a tak naprawdę, żeby go wszyscy widzieli i sam mógł im się przyjrzeć. - Widzę nowe twarze - zaczął, kiedy wszyscy się zbliżyli - Więc się przedstawię: Hal Cromwell - gabinet na pierwszym piętrze - mówiąc to zawiesił wzrok na @Pandora J. Doux, ale zaraz jakby sobie o czymś przypomniał i przeleciał wzrokiem po całym tłumku zgromadzonych: - Przy okazji! Jeżeli kogoś spytam o imię i czy mu się podoba wymiana, a ten ktoś uczy się w Hogwarcie od ośmiu lat, to przepraszam i proszę o zrozumienie. Dobra, wracając do zajęć, jak już mówiłem - idziemy w las. W związku z tym musimy na początku ustalić kilka zasad. Po pierwsze: nie rozchodzicie się. Wychodzimy razem, idziemy razem, wracamy razem. Jak ktoś się rozejdzie i umrze, zostaje w Hogwarcie jako duch i w ramach wiecznego szlabanu dotrzymuje towarzystwa Jęczącej Marcie, więc nie myślcie, że się wam upiecze. Po drugie: idziemy w miejsce kulturalne, więc nie zachowujemy się jak dzicz: nie musicie być absolutnie cicho, ale nie wrzeszczcie, nie biegajcie i nie rzucajcie w siebie szyszkami. Po trzecie: o ile nie powiem inaczej, jedynym dopuszczalnym zaklęciem jest Lumos. Jasne? No to do meritum: chcę Wam dziś pokazać konkretnie jeden gatunek, aczkolwiek zachęcam was do rozglądania się i obserwowania przyrody na około. Damy szansę spóźnialskim i jeszcze chwilę poczekamy, a wy w tym czasie możecie odpowiedzieć na pytanie: jakie zwierzęta można obserwować w nocy? Pięć punktów za zwykłe, dziesięć za magiczne i specjalny bonus - piętnaście - jak ktoś trafi co jest tematem dzisiejszej lekcji.
--------------------------------------------------------------------------------------- Tak jak w poście: na razie możecie zdobyć punkty, odpowiadając na jedno bardzo ważne proste pytanie. Aczkolwiek też nie bez zasad. Żeby każdy miał szansę się wypowiedzieć można na raz podać jeden gatunek/rodzaj, a kolejny dopiero po 4 postach innych postaci. Odpowiadać nie musicie, aczkolwiek zachęcam. Możecie też wrzucać posty bez odpowiedzi oczywiście.
Spóźnialscy: jak ktoś jeszcze chce dołączyć, to zapraszam, ale nie możecie teraz odpowiedzieć na pytanie, bo go nie słyszeliście.
Wychodzimy 17.09 jakoś w nocy - nie podam Wam dokładnej godziny, bo nie wiem jak będę pracować.
Drogę Caelestine, jeszcze zanim rozpoczęła się lekcja, zagrodziła drogę jakaś gryfonka. Chociaż gryfoni zwykle płoszyli Swansea, ta konkretnie wyglądała na tak łagodną i niegroźną, że Celeste powstrzymała się od pierwszego odruchu, który kazał jej się obrócić i udać, że nie widziała, że dziewczyna zagadała akurat do niej. Co w sali pełnej uczniów czekających na lekcję było całkiem możliwe. Zamiast tego, zlustrowała uważniej spojrzeniem dziewczynę, uśmiechając się do niej blado. — Cześć, Lilliane. Celeste — przedstawiła się krótszą wersją swojego imienia, mając w pamięci, jak ostatnio pewien gryfon miał trudność z wymówieniem go w pełnym wariancie. — Przyszłaś sama? — chciała spytać o coś ciekawszego, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Dlatego przybycie profesora Cromwella wydało się dla niej wybawieniem. Odetchnęła, obserwując jak zatrzymuje się przed wszystkimi i słuchając jego dalszej przemowy. Chociaż nie znała się na onms, podniosła rękę na zadane przez niego pytanie. Czytała wiele bardzo nietypowych magazynów, w tym jeden, który nie zawsze głosił prawdę, a czasami oscylował wokół tematyki fikcji. Niemniej, w tym przypadku ta fikcja wydawała jej się bardzo rzeczową odpowiedzią. Istotnie, bliższą rzeczywistości niż większość artykułów Żonglera. — Ględatek Niepospolity...?
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Na ziemię sprowadziło go mocne uderzenie w jego plecy, przez co zęby prawie wybił sobie o własne kolana. Jak na tak drobną, szczupłą osobę, Dina miała w sobie dużo pary. Nie musiał się odwracać w jej stronę, żeby wiedzieć, że to ona. Roznosiła charakterystyczny, kwiatowy zapach, który rozpoznałby z końca sali. Mimo to, pogrążony myślami w chłodnej Islandii, nie dał się zaalarmować jej nadejściem, dopóki na niego nie wpadła. Ledwie głucho stęknął, nic więcej nie dodając. Wyprostował się powoli, masując sobie bark, na którym oparło się najwięcej jej ciężaru. Ostatecznie jednak znosił znacznie większe obciążenia, dlatego oderwał dłoń od tyłu koszuli i podążył surowym spojrzeniem za wdzięczną sylwetką Ślizgonki. — Claudine — przywitał ją jej pełnym imieniem, na powrót opierając ramiona na kolanach. Obserwował ją bardzo wnikliwie, choć milczał dłuższy moment. Ostatecznie prychnął, trochę z rozbawieniem, bo nie było tajemnicą, że Dina nie lubiła zwierząt. To było widać od razu. Jak na rusałkę (preferował to nazewnictwo w zamian wilii) prowadziła dziwną waśń z naturą i zwierzętami, szczególnie tymi magicznymi. Dość ironicznie... — Nie obawiaj się. Będę Cię miał na oku, Harlow... Nie zdążył dodać więcej, bo do pomieszczenia wkroczył w końcu profesor. Wyprostował się, skupiając na nim swoją uwagę na chwilę, leniwie zbierając się ze schodów, kiedy mężczyzna oznajmił, że wybierają się do lasu. W końcu! Choć nie zadowalał go fakt, że mieli się trzymać gęsiego, jak banda dzieciaków. Pierwszaki w Stavefjord posiadały większe umiejętności samoprzetrwania niż studenci w Hogwarcie... Po zadanym przez profesora pytaniu, kącik ust uniósł mu się w kpiącym uśmiechu. Odpowiedzi też były proste, ale jako, że Gunnar nie czuł się częścią żadnego domu, a zbieranie punktów byłoby dla niego hipokryzją, skoro nie wierzył w Puchar Domów, przemilczał pytanie profesora, uznając, że najlepszym sprawdzeniem jego wiedzy będą końcoworoczne egzaminy.
Nie wiedzieć czemu na widok nauczyciela Harlow schowała się nieco za Gunnarem, cale szczęście Islandczyk był wystarczająco rosły by móc się ukryć za jego postacią. - No powiem Ci, kamień z serca. - mruknęła do jego pleców. Nie wiedziała, czy to, że Ragnarsson będzie miał ją na oku powinno ją pocieszać czy wręcz przeciwnie - sprawić, żeby czuła się jeszcze mnie komfortowo. Zerkała na profesora Cromwella jak zestresowany pierwszoroczny na bójkę w korytarzu wychylający się zza zakrętu. - Jakie zwierzęta można oglądać o tej porze? - kontynuowała rozmowę z lewą łopatką Gunnara- To chyba oczywiste. Nocne. - geniuszem się trzeba po prostu urodzić. Harlow miała to nieszczęście, że w tej akurat dziedzinie w puli genów trafił się jej krótszy koniec. Chrząknęła mimo to, bo punkty piechotą nie chodzą, a Edgar mimo, że nie zadaje otwarcie pytań czyta w uczniach jak w książkach (miała podejrzenia, czy nie korzysta przypadkiem z leglimencji) i na pewno będzie wiedział, jeśli się nie postara zdobyć chociaż punktu. Patrzyła się na rudowłosą puchonkę zastanawiając intensywnie czym do cholery jest Ględotek Niepospolity. Na myśl przychodziły jej tylko jakieś krwiożercze bestie, bo co innego normalnego żyłoby w Zakazanym Lesie i wyłaziło ze swojej nory w środku nocy. - Lunaballa? - bąknęła ze złudną nadzieją w odpowiedzi na pytanie profesora, choć była przekonana, że pewnie chodzi o bagnowyja, akromantule albo wilkołaka. Dobrze, że był tu @Gunnar Ragnarsson, wyglądał na takiego, który pluje wilkołakom w gębę a akromantulom łamie nogi z dyńki.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Liczne zebranie jasno wskazywało na to, że rok szkolny jeszcze nikogo nie zdążył znużyć. Nic zresztą dziwnego - po pustynnych wakacjach, Hogwart był jak oaza spokoju i umiarkowanych temperatur, a lekcyjny tryb pomagał w odnajdywaniu znajomych, których nie spotykało się przez ostatnich kilka miesięcy. Do tego ci wszyscy przyjezdni, chętnie pojawiający się na lekcjach i szkolnych wydarzeniach, dodatkowo przyciągali ciekawskie i pragnące 'egzotycznych' przyjaźni hogwarckie łebki. Wyjście grupą poza szkołę wydawało się świetnym pomysłem, zwłaszcza, dopóki mieli wrzesień, a nie, na przykład, grudzień. Davies liczyła, że pod wodzą Hala (być może z również z pomocą April) nawet tak duże zbiorowisko ludzi zapuszczające się pomiędzy te wszystkie drzewa nie narobi zbyt dużego zamieszania i hałasu. Cromwella trudno było nie lubić, a zasady przez niego przedstawione brzmiały na tyle jasno, że powinno obyć się bez większych odchyłów. - Szpiczak. - odezwała się po chwili, wcześniej pospiesznie podnosząc rękę, aby zakomunikować, że ma swój pomysł. Nie miała pewności, czy jej odpowiedź będzie jakąś szczególną oczywistością ani też nie była w pełni przekonana, czy miała rację, ale skoro były to stworzenia tak mocno zbliżone do jeży, które cechował nocny tryb życia, to i podejrzliwe jeże powinny funkcjonować w ten sposób.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Uniosłem dłoń, kiedy nadeszła Bridget, aby się z nią przywitać. Poza listem, jaki nadesłała do mnie po rozpoczęciu roku szkolnego faktycznie nie mieliśmy ze sobą ostatnio zbyt dobrego kontaktu. Zanotowałem sobie w pamięci, aby popracować nad tym niedopatrzeniem w najbliższej przyszłości. Caelestine również umknęła zanim zdążyłem nawet pomyśleć o odezwaniu się do niej. Szkoda, widziałem ostatnio na wizzbooku jakie cuda tworzy i bardzo chciałem zamienić z nią chociaż ze dwa słowa. No trudno, może następnym razem! Obserwowałem pojawiających się uczniów z niegasnącym zainteresowaniem. Wzrosło ono diametralnie, kiedy wśród uczniów pojawiła się także profesor April Jones. Nie uważałem, że jej obecność wśród uczniów i studentów jest czymś dziwnym, wprost przeciwnie. Uznałem, że jej zainteresowanie dokształceniem się w zakresie opieki nad magicznymi stworzeniami, nawet, jeżeli materiał, jaki zaserwuje nam dzisiaj Hal był jej już dobrze znany, jest czymś całkowicie normalnym… a ponadto piekielnie krukońskim. Uśmiechnąłem się i przywitałem się z nią krótko, bo i później zupełnie przestałem zwracać na nią uwagę za sprawą wkroczenia do sali Elaine i Gabriela, niemalże uwieszonych na sobie. No dobra, Elaine jedynie trzymała go pod ramię, ale to i tak była nieco krępująca mnie bliskość. Stała ona prawie na równi całusowi, jaki sprzedała Asphodelowi i późniejszemu zawieszeniu brody na ramieniu kuzyna. Kiwnęła w moim kierunku, co natychmiast sprawiło, że zapragnąłem do nich podejść, nawet jeżeli to zżycie z kuzynem naprawdę nieszczególnie mnie zachęcało. Zerknąłem więc na Jonasa i przeprosiłem go zanim zbliżyłem się do dwójki Krukonów. - Hej - przywitałem się z nimi krótko, ale nie miałem zbyt wiele czasu na zagajenie rozmowy. Wyłowiłem spojrzeniem zwiewną postać Diny sekundę przed tym zanim pojawił się również nauczyciel. Nauczony kultury nawet nie śmiałem mu dzisiaj przerywać wobec czego jedynie milczałem, słuchając jego słów. Kiedy padło pytanie pojawiło się kilka trafnych odpowiedzi. Nie miałem zielonego pojęcia, która z nich będzie tą ostateczną, definiującą temat dzisiejszej lekcji, bo równie dobrze moglibyśmy obserwować nawet zwykłe sowy. - Ogniki - Spróbowałem, bo przecież nie raz i nie dwa te stworzonka prowadziły mnie przez rezerwat. Do głowy przyszło mi też kilka bardziej niebezpiecznych stworzeń od zwykłego płomyka. Wobec tego wydało mi się, że Hal Cromwell naprawdę miał do zwierząt spore zaufanie. Zwłaszcza, że odradzał nam korzystanie z różdżek w zakazanym lesie.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Na horyzoncie pojawił się wreszcie Cromwell w bluzie młotów z Haileybury, toteż Matthew zamienił się w słuch. Dopiero teraz dostrzegł też, że gdzieś w tym małym tłumie znalazła się również April Jones. Wyglądało na to, że lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami zainteresowała nie tylko uczniów i studentów. Nie dziwił się, był to jeden z jego ulubionych przedmiotów, więc tylko czekał aż profesor powie, jaki to gatunek będą mieli dzisiaj okazję zobaczyć. Najpierw jednak mężczyzna musiał się skoncentrować na przedstawieniu się i małej przemowie, skoro w zajęciach uczestniczyli także przyjezdni. Ślizgon powoli zaczynał się niecierpliwić. No i gdzie ta odpowiedź? Cóż… nie doczekał się jej nawet, bo wcale nie padła, a Cromwell kazał im zgadywać. Nie był jednak zły, bo to też wydawało się dobrą zabawą. Musiał jednak intensywnie wytężyć swoją mózgownicę, bo niestety jego najlepsze trafy na dzisiejszy wieczór zostały już wypowiedziane na głos. Tak, myślał przede wszystkim o glądatku niepospolitym i lunaballi. Mimo wszystko znał się na magicznych stworzeniach, więc nie miał zamiaru się poddać. Jeśli nawet nie zgadnie tematu dzisiejszej lekcji, to chociaż będzie miał okazję zdobyć parę punktów dla Slytherinu za wymienienie zwierzęcia, która można obserwować w nocy. - Może Strzygieł? – Rzucił więc po chwili, pamiętając, że to stworzenie ma oczy przystosowane do widzenia w nocy i zwykle pod jej osłoną wychodzi na swoje polowania. Nie sądził, by mieli je dzisiaj spotkać, wszak było niebezpieczne i żerowało nie tylko na innych zwierzętach, ale i na ludziach… Strzygieł spełniał jednak wymogi wskazane w pytaniu Cromwella, więc postanowił o nim wspomnieć.
Nie kontynuował rozmowy z Fairwynem z uwagi na to, że w sali wejściowej zebrał się już sporawy tłum. Nie spodziewał się aż takiej frekwencji, choć z drugiej strony… zarówno zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami, jak i sam profesor Cromwell byli raczej lubiani, więc może nie powinno go to wcale dziwić. Zaskoczony był jednak obecnością opiekunki Hufflepuffu. - Dzień dobry, pani profesor! – Rzucił do niej radośnie z uśmiechem, bo nie wiedzieć czemu, w jej obecności czuł się jakoś raźniej. Cieszył się również, że zdecydowała się wybrać na wieczorny spacer razem z innymi uczniami. Niejako pokazywało to, że jest ona w stanie wyjść naprzeciw oczekiwaniom swoich podopiecznych, nie zamykając się wyłącznie w ryzach nauczanego przez siebie przedmiotu. Przywitał się także z profesorem Cromwellem, kiedy ten zjawił się na horyzoncie, ale zaraz po tym zamilknął, chcąc wysłuchać jego wywodu. Miłe z jego strony było to, że się przedstawił i powitał nowych, przyjezdnych uczniów. Niby normalna sprawa, ale miał świadomość tego, że niektórzy nauczycieli z pewnością o tym zapomną. Po tym krótkim wstępnie, Hal przeszedł do omówienia ogólnych zasad obowiązujących na jego lekcji, na które Jonas nieco się wzdrygnął. Zostać duchem i dotrzymywać towarzystwa Jęczącej Marcie? Brr, nawet nie chciał o tym myśleć. Czy to oznaczało, że mają dzisiaj spotkać jakiś niebezpieczny gatunek? Jakaś jego część odczuwała na tę myśl ekscytację, ale i obawę. Ostatecznie dostali swoje pierwsze zadanie – mieli powiedzieć profesorowi, jakie zwierzęta można obserwować w nocy i spróbować odgadnąć, jaki okaz nauczyciel chce im pokazać dzisiaj. Prawdę powiedziawszy przez dłuższą chwilę miał pustkę w głowie, a to że wszyscy wokoło przerzucali się przeróżnymi gatunkami zupełnie mu nie pomagało. - Przychodzą mi na myśl Mbaya Mbu. Co prawda u nas ich nie spotkamy, ale w Afryce jest to dość powszechny owad, który ponadto żeruje jedynie pod osłoną nocy. – Odpowiedział wreszcie niezbyt usatysfakcjonowany, bo niewątpliwie lepiej było wspomnieć o magicznych stworzeniach, które zamieszkiwały również tereny pobliskie Hogwartowi. Nie pamiętał jednak, by Cromwell mówił coś, że mają się ograniczyć wyłącznie do terenów wyspiarskich, więc postanowił się podzielić gatunkiem, o którym ostatnio czytał w książce jednego z najsłynniejszych badaczy.
Carmel M. Gallagher
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167
C. szczególne : dołeczki w policzkach kiedy szeroko się uśmiecha, blizna tuż nad prawą brwią. Kilka kolczyków w prawym uchu.
Pomachała do @Lilianne Frey i @Morgan A. Davies, ale to do Bridget zwróciła się z pełnym uśmiechem, ucieszona, że starsza dziewczyna, w dodatku taka, którą po cichu uważała za wzór do naśladowania, zechciała się do niej odezwać. Było to tym bardziej pokrzepiające, że cała reszta starszych kolegów zupełnie nie przejęła się jej entuzjastycznym przywitaniem. - Sahara była prze-ge-nial-na! Tylko szkoda, że tak krótko... - choć większość jej znajomych pod koniec wakacji miała już serdecznie dość pustynnego klimatu, ona zdecydowanie nie należała do tego grona. Przede wszystkim dlatego, że pojawiła się tam z miesięcznym opóźnieniem - Nie udało mi się zwiedzić kilku atrakcji, ale za to opalenizna jest pierwszorzędna. Chociaż dobrze być w końcu w domu - rozejrzała się po otaczających ich murach, dając jednoznacznie do zrozumienia który dom ma na myśli. Tęskniła za Hogwartem już w drugim tygodniu wakacji. Otworzyła buzię żeby zapytać Puchonkę o jej wrażenia, ale podszedł do nich Asphodel, "zaburzając" ich rozmowę. Miała ochotę przytulić go na powitanie tak jak to miała w zwyczaju, ale obecność starszej dziewczyny nieco ją speszyła, wobec czego tylko uśmiechnęła się do niego ciepło. - W cieplarni? O tej porze? - uniosła brew, co wyrażało zarówno zastanawianie się nad przyodzianiem bluzy, jak i dezaprobatę, że jak zwykle siedzi przy roślinach przez większość wolnego czasu. Po chwili zastanowienia wciągnęła na siebie dodatkowe ubranie, dodatkowo burząc tym nieład swojej fryzury. Kiedy przyszedł profesor, przywitała go donośnym "dzień dobry". Była absolutnie zachwycona jego bluzą, nawet jeśli osobiście kibicowała raczej Strzałom z Appleby; zwyczajnie cieszyło ją to, że opiekun ich domu interesuje się quidditchem. - Może wozaki? - nie była pewna czy te zwierzęta rzeczywiście prowadzą nocny tryb życia, ale były pierwszym do przyszło jej do głowy. - Na Merlina, ile bym dała żeby poobserwować lunaballe w naturalnym środowisku. Ale dzisiaj chyba nie ma pełni, nie? - zwróciła się już ciszej do swoich towarzyszy.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Odpowiedzi padały dosyć gęsto - najwyraźniej obietnica Hala odnośnie punktów okazała się wystarczająco kusząca, aby przekonać uczestników do aktywności. Przez chwilę zastanawiała się, na który dom punkty zbierali przyjezdni albo April, ale niedługo potem oddaliła tę myśl, podsumowując, że przecież ci pierwsi byli bezdomni i bezstronni, a ciocia pewnie nie mogła brać w całej zabawie udziału. Choć gdyby mogła, Hufflepuff zapewne zgarnąłby jakieś profity z tej okazji. - Kumkumbatia. - wymieniła jeszcze, korzystając z chwili ciszy, odnosząc się do wcześniej wspomnianych mbaya bum. Aż wzdrygnęła się na myśl o minionych wakacjach. Kiedy zaczął się okres burz piaskowych, przebywanie tam stało się czymś wyjątkowo dającym w kość. A przecież wcześniej wcale nie było o wiele lepiej - w końcu słońce i piasek w takich ilościach, którym towarzyszyły niedostatki wody, już same w sobie składały się na niezłą szkołę życia. - Mam nadzieję, że nie będziemy zaglądać do jakichś akromantul. - zbliżyła się do April i pozwoliła sobie na komentarz odnośnie lekcji bez specjalnego przywitania z ciocią, skoro już i tak wcześniej padały powitalne słowa. Nie, żeby liczyła na to, że Jones zdążyła wywróżyć, co ich czeka i podpowie, na co Gryfonka powinna się przygotować.
Z uśmiechem patrzył na swoją kuzynkę, kiedy ta jednak przełamała swój irracjonalny strach przed profesorem Cromwellem i udała się z nim na lekcję. Oczywiście z wielką chęcią udostępnił jej swoje ramię, którego mogła się złapać. Ułatwiało jej to także schowanie się za szerokim rękawem peleryny, którą miał na sobie - w końcu szli na lekcję, nie ważne, że była ona wieczorem. Szata czarodziejska musiała być. Nie przeszkadzała mu bliskość Elaine, sam wręcz do niej przylgnął, kiedy zobaczył jak wiele ludzi czeka w sali wejściowej na ten spacer. Nigdy nie był fanem tłumów, a szczególnie kiedy mógł się spodziewać niepotrzebnego small-talku. Nauczyciela jeszcze nie było, nie każdy zdążył się przywitać ze sobą po wakacjach - prawie pewnym była niepotrzebna rozmowa. Złapał blondynkę mocniej, szczególnie kiedy ona witała się ze swoimi znajomymi. Dał jej się odsunąć od jego ciała, jednak nie puścił jej całkowicie. Wisiał nad nią, jak jakiś ochroniarz, chociaż w tym momencie to chyba ona była jego bodyguardem. Na szczęście ludzie się na nich nie rzucili i mogli stanąć gdzieś z boku. Gabriel nawet nie wysilił się na podejście do znajomych twarzy, nie widział sensu w tym działaniu. Odetchnął głośno, kiedy kuzynka oparła brodę o jego ramię, specjalnie schylając się odrobinę, żeby ułatwić jej to zadanie. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, a jednocześnie trochę z pobłażaniem - cały czas mówili o Cromwellu, a nie o jakimś innym, bardziej sztywnym nauczycielu. Dla Elaine mógł jednak zrobić wiele, więc nie próbował jej dalej tłumaczyć, że jej zachowanie nie ma sensu i dawał jej chować się za sobą. - Iskierko, jeżeli profesor odejmie punkty Krukonom to na pewno z uzasadnionych powodów. Nie masz się co martwić - powiedział do niej, uprzednio schylając się i spoglądając jej prosto w oczy. - Jeżeli jednak będziesz się czuła bardziej komfortowo stojąc w ukryciu, to zawsze możesz na mnie liczyć i przecież o tym doskonale wiesz - pstryknął ją w nos i wyprostował się, zasłaniając ją jednocześnie przed wzrokiem ludzi dookoła. Nie przeszkodziło to jednak panu prefektowi naczelnemu przed podejściem do nich. Gabriel spiął mięśnie, bo jednak nie znał Fairwyna na tyle, żeby być wyluzowanym w jego towarzystwie. Zawsze tak miał przy ludziach, którym nie ufał. - Cześć - odpowiedział, co by nie wyjść na gbura, jednak odsuwając się odrobinę, żeby ukazać kuzynkę, do której ten podszedł. Nie chciał zostawiać Eli, jednak nie chciał też stawać im na drodze w jakiejś rozmowie. Uratowało go przybycie nauczyciela i cisza, która zapadła. Wsłuchał się w to, co opiekun Gryffindoru miał do powiedzenia, w myślach wychwalając go za przyjście w tym momencie. - Śmierciotula - mało prawdopodobne było, żeby to chciał im pokazać nauczyciel. W końcu było to dość niebezpieczne zwierzę. Wpasowywało się to jednak w treść pytania, przynajmniej tak mu się zdawało. Zawsze dodatkowe punkty się przydadzą, szczególnie po tych ujemnych, którymi obdarzyła go szkolna pielęgniarka na uczcie powitalnej.
Niamh O'Healy
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : irlandzki dialekt, odstające uszy, krzywy ryj
Wstała ze schodów, kiedy przyszedł profesor i odwróciła się na pięcie, żeby stać do niego przodem. Ucieszyła się, że idą do lasu, chociaż gdzieś tam czaiło się w niej zwątpienie. Psor C. z tymi swoimi gumochłonami i innymi mniejszymi zwierzętami jakoś jej nie pasował do Zakazanego Lasu. Jak się tak nad tym zastanowić, to nigdy nie powiedział, do którego lasu. Coś przy Hogsmeade przypadkiem nie rosło? No i to nie używanie zaklęć. Pokiwała grzecznie głową z całą resztą, ale dobrze wiedziała, że jeśli coś na nich wyskoczy, zacznie napierdalać zaklęciami, a dopiero potem patrzeć na to, co to było. Jakoś jej się nie podobała wizja zdechnięcia w szkole "na obczyźnie". Jeszcze by coś zaciągnęło jej trupa w las i musiałaby użyźniać nieirlandzką ziemie - nie ma głupich. Wiedziała, że musi odpowiedzieć na pytanie psora. W końcu przyszła tu odrabiać punkty. Z tym, że wszyscy się tak rzucili do tych odpowiedzi i nie dość, że nie mogła się wstrzelić, to jeszcze zużywali zwierzęta, które znała. A potem zaczęli wymieniać jakieś kurkumy i inne śmieciule, i Niamh doszła do wniosku, że znaczyło to, że normalne zwierzęta się skończyły. Zaczynało ją to już irytować. - Kleszcze - warknęła trochę pod nosem, ale że akurat się w tym momencie zrobiło ciszej, a ona stała bliżej, to psor usłyszał. I wtedy Niamh doznała olśnienia, że przecież niemagicznych nikt nie wymieniał, a może i było za to mniej punktów, ale jakieś były, a to już coś. Nie była pazerna jak cała reszta.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Był bardzo miło zaskoczony tym, jak wyrwali się do odpowiedzi. Zwykle w takich momentach zgłaszały się dwie-trzy osoby i żadne ciąganie za język nie pomagało. W zeszłym roku gotowy był dojść do wniosku, że w dzisiejszych czasach już żadnym dzieciom na tych punktach nie zależy - no a przynajmniej do końcówki czerwca, kiedy Krukoni i Ślizgoni byli gotowi się pozabijać o dodatkowe punkty. A może cała szkoła leciała jeszcze na oparach tamtego ostatniego tygodnia? W każdym razie, korzystał i cieszył się póki mógł. - Istnienie ględatka nie jest potwierdzone - strapił się po pierwszej odpowiedzi, bynajmniej nie dlatego, że mu było żal ględatków. Nie dało się zaprzeczyć, że błąkało się po tej planecie dość nieudokumentowanych stworzeń, ale w ględatka to on akurat tak nie za bardzo wierzył. Swego czasu był już na nie bum i do Hala wielokrotnie przychodzili ludzie z najróżniejszymi zwierzętami, często nawet niemagicznymi, żeby udowodnić, że złapali ględatka. Nie był to z resztą jedyny przypadek, kiedy ludzie widzieli w zwierzętach, to co chcieli - każdy wąż był żmiją, każdy komar był tygrysi, a każdy pająk był pustelnikiem brunatnym nawet jeśli geograficznie nie miało to sensu. Nie mówiąc już o tym ile sikorek, które miały być znikaczami oglądał, a raz nawet zasuwał przez cały kraj do "młodych wiwernów", które okazały się być nietoperzami. Opowieści o ględatkach i narglach zdecydowanie nie należały do jego ulubionych, ale nie chciał też tak zostawiać Caelestine, która odważyła się jako pierwsza, zupełnie z niczym. - Ale dobra, ględatek niech będzie za pięć. Kolejne propozycje były już nie podważalne. Młodzież zdawała się podchodzić do tematu ambitnie, bo jeszcze nikt nie rzucił żadnego niemagicznego stworzenia. - O, czy to wiedza przywieziona z wakacji? Bardzo dobrze! - uśmiechnął się do Jonasa - Mówiłem, że mają być nasze, czy tylko, że noce? - spytał całej grupy, bo szczerze nie pamiętał. Postanowił zaufać ich zaprzeczeniom i przyznał za odpowiedź dziesięć punktów, co poskutkowało kolejnymi egzotycznymi propozycjami. - Dobrze - zgodził się - Śmierciotula i kumkumbatia dobrze, ale od tej pory zostańmy już przy gatunkach, które możemy zaobserwować w Anglii... i Irlandii! - dodał szybko, gdy stojąca tuż obok panna O'Healy prawie zabiła go wzrokiem - I Szkocji, i Walii też! - nie wiedział czemu mu się ta Anglia powiedziała, bo od początku myślał o całych Wyspach. Uratowała go Carmel, podając kolejny gatunek. - Do pełni jeszcze dwa dni - przypadkiem usłyszał. Nawet gdyby sam przeoczył fazę księżyca, dyrekcja zapewne nie pozwoliłaby mu zabrać grupy dzieciaków do lasu przy pełni. Nie po tym jak wilkołak ugryzł dziewczynkę na szkolnym wjeździe zaledwie pół roku temu. - Wozak jak najbardziej, a skoro wozak, to i... - próbował naprowadzić uczniów na tchórza i aż parsknął doczekawszy się zamiast tego kleszczy. Szczerze mówiąc, nie wiedział co z tą odpowiedzią zrobić. - Osobiście, gdyby mi zależało na zobaczeniu kleszczy nie czekałbym na noc, ale no prawda, że jak się w nocy złapie, to można sobie poobserwować. Niech będą trzy punkty - nie raz im już przekonywał, że nie istniały głupie odpowiedzi i nie zamierzał nagle zacząć zniechęcać ich do aktywności. - Co jeszcze? - zachęcił grupę do dalszego wysiłku umysłowego - Trochę tego zostało i gwiazda wieczoru też nadal nie odkryta.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Zdecydowana większość uczestników lekcji zaangażowała się w zadanie zlecone przez Cromwella, dzięki czemu profesor mógł usłyszeć naprawdę wiele, interesujących odpowiedzi. Niektórzy wskazywali nawet na magiczne stworzenia, które nie występowały w ogóle na wyspiarskich terenach. Sprytne, choć nauczyciel stosunkowo szybko ukrócił tego rodzaju praktyki. Matthew był jednak święcie przekonany, że inni rozwikłali już zagadkę Hala, dlatego był nieźle zaskoczony, kiedy ten stwierdził, że gwiazda wieczoru nadal nie została odkryta. Cholera jasna, powoli zaczynało mu brakować zwierząt, które zamieszkiwały Wielką Brytanię i które rzeczywiście można było zaobserwować w nocy. Musiał wytężyć mózgownicę, żeby przypomnieć sobie kolejne stronice podręcznika. Najwyraźniej o jakimś zapomniał, a chciał być szybszy niż pozostali uczniowie. Problem tkwił w tym, że nawet jak zaczynał myśleć o jakimś stworzeniu, to nie spełniało ono jakichś kryteriów. Nagle jednak w jego głowie zapaliła się lampka. - A może trzminorki? Zwykle wybierają ciemnie i zaciszne miejsca, więc prawdopodobnie łatwiej spotkać je w nocy. – Rzucił wreszcie to, co mu ślina na język przyniosła, mając nadzieję, że będzie to szczęśliwy traf. Był jednak przygotowany również na to, że Cromwell postarał się o wybór gatunku, na który nie będzie tak łatwo wpaść jego wychowankom, dlatego nie poprzestał na tej próbie. Jeszcze zanim usłyszał odpowiedź profesora zastanawiał się nad kolejnymi stworzeniami, które wpisywałyby się w przedstawione przez nauczyciela pytanie.
Spojrzała na młodszą gryfonkę ze zrozumieniem, słysząc jak westchnęła z zachwytem nad lunaballami i pokiwała głową ze zrozumieniem. Chętnie zamieniłaby wszelkie klasy związane z opieką nad magicznymi stworzeniami na takie, w których spędza się czas z miłymi zwierzętami. Najlepiej niedużymi. Niegroźnymi. I takimi, które ogląda się z uznaniem ale z dużego dystansu. - Może jednorożce? - bąknęła jeszcze, niesiona tym pokracznym zachwytem nad wizją siebie doglądającej lunaballe. Tego się trzymajmy, tak? Miłych zwierząt, niegroźnych, pięknych, sympatycznych, a najlepiej unikalnych i to na tyle, by ich jednak nie spotkali błąkając się nocą po lesie i musieli wrócić do klasy dokończyć zajęcia z książkami. Jak wiadomo książki nie są niebezpieczne. No i można je zamknąć jak mają brzydkie obrazki. - Jakie zwierzęta wyłażą w nocy na Islandii? - zapytała cicho zwracając się do @Gunnar Ragnarsson i w końcu nabierając odwagi by wyleźć zza niego. Dostrzegła Matthew Gallaghera, który dzielnie zdobywał punkty dla Slytherinu, chciała mu nawet pokazać kciuk w górę zachęcająco, ale jeszcze by ją ktoś posądził, że jest koleżeńska - wcisnęła więc ręce w kieszenie bluzy i zadarła nosa.