Wchodząc głównym wejściem do zamku, pojawia się w tym miejscu. Stąd można dostać się do wszystkich innych innych części Hogwartu, jak Wielkiej Sali, schodów oraz podziemi. Sklepienie jest tak wysoko, że niemal niemożliwe jest jego zobaczenie. Jest to miejsce spotkań uczniów, szczególnie gdy są z innych domów. Pierwszego września panuje zazwyczaj straszny tłum, gdy wszyscy cisną się do Wielkiej Sali.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:18, w całości zmieniany 1 raz
Aa! Uniosła brwi, mile zaskoczona. Myślała, że to papieros dla niego, a nie dla niej. Ale hm, miło z jego strony. Nie spodziewałaby się tego po...amerykańskich bogaczach, czy tam looserach. W każdym razie, uśmiech dziewczyny stał się nieco bardziej naturalny i szczery, a sarkazm spełzł nieco z jej twarzy. Od razu nabrała odrobinkę sympatyczniejszego wyglądu. -Proszę bardzo, Mac. -wzruszyła ramionami, próbując uśmiechnąć się szerzej. I wymówiła te słowa, imitując (i to...uwaga, całkiem nieźle!) amerykański akcent, którego nauczyła się oglądając kiepskie thrillery. Zwykle z jakimś Mac'em w roli głównej, toteż odruchowo "ochrzciła" tym jakże amerykańskim imieniem tego nieznajomego młodziana. Na jego słowa skrzywiła się lekko, i gniewnie szarpnęła za swój krawat. Bestialsko zmięła nieszczęsną część garderoby i zostawiła na szyi niecnie poluzowaną. -Nienawidzę tych hogwarckich krawatów. -parsknęła, wymawiając nazwę swej szkoły z bezbrzeżną pogardą. Co do Turnieju, to dopiero odnajdywała się w hogwarckich realiach, i więcej nasłuchała się o konkursie w Durmstrangu. Do tej pory zdążyła oczywiście o tym zapomnieć, niemniej zaintrygowały ją słowa chłopaka. Uśmiechnęła się szerzej. -Zamętu w Hogwarcie? Chętnie pomogę, nienawidzę tej dziury. -oznajmiła z bezbrzeżną szczerością.
Cóż, zapamięta, że w Anglii częstowanie papierosem jest powszechnie uważane za obelgę. Dom wariatów! Już miał prychnąć, już miał iść na własną rękę szukać kąta, który przypomni mu łóżko. Ta zmiana czasu była czymś, co totalnie go wykończyła. Miał jedynie ochotę na trzy rzeczy, lecz jedną robił w tym momencie, więc nie powinna się liczyć. Papieros. Seks. Sen. Dokładnie w tej kolejności! Chociaż może przed snem przydałby się papieros...? - Mac? Wolałabym Steve, ale nie nalegam. - wzruszył ramionami, gasząc swoje źródło szczęścia na parapecie. Co prawda, nie wiedział, dlaczego w ogóle narzuciła mu własne imię, ale cóż. Wystarczające było to, że musiał nauczyć się używać imienia Steve. Też coś! Wybrał je, bo wszyscy mugole nazywali tak papugi, a papugi były miłe, przynajmniej tak się wydawało w sklepie. Dość popularne. - Dobrze Ci było w nim - powiedział jakby obojętnie, stając na przeciw niej i w ogóle go zdejmując. Następnie przewiązał go na talii dziewczyny. - Ale krawaty są złem - dodał po chwili, zawiązując uroczą kokardkę. Ach, pięknie, Thomas ptfu Steve. Nigdy się nie nauczy, bydlak jeden. - Gram w pojedynkę. - odpowiedział, wiedząc doskonale, iż para w dowiadywaniu się niektórych rzeczy jest wręcz zbędna i sprawą konfliktową. - Tylko w tej dziedzinie - dodał.
Steve. Jak Stevie Wonder. Albo Stevie, papuga jej ojczyma. Ojczym. Fuj. Steve, masz przerąbane, chyba na zawsze pozostaniesz Mac'em. Uśmiechnęła się krzywo, znów zaciągając się dymem. -Miło mi. Patricia. -przedstawiła się drugim imieniem, i na chwilę zamilkła, wypalając papierosa. Spokojnie obserwowała jego poczynania z krawatem, chętnie się wyprężyła, gdy zaczął owijać nieszczęsny materiał wokół jej szczupłej talii. No, no, Amerykanie wiedzą, jak się obchodzić z kobietami. -Niedobrze, nie dam się nazywać krawacikiem. Ale z kokardką mogę go od biedy zaakceptować. -odparła, przyglądając się Steve'owi/Mac'owi. W pojedynkę? No, no, jeszcze będzie musiał to przemyśleć, Pat potrafiła być przydatna. Tymczasem wydęła lekko usta, wyginając je w szerszym uśmiechu. -Hmhm, to była aluzja? Nie wiedziała jeszcze, że Steve marzył o papierosie, seksie i śnie; za to potrzeby Pat sprowadzały się mniej więcej do tego samego.
Jeju, to było pierwsze imię, jakie usłyszał, kiedy tylko postanowił zmienić tożsamość. Z resztą, to zabawne. Nikt nie wie, kim naprawdę jest, a zdaje im się, że wiedzą. Urocze! Pewnie, gdyby Steve dowiedział się, kogo jej przypomina, nie byłby zadowolony. Skomentowałby swoim "lol" i basta. Słysząc po raz kolejny ten akcent, aż poczuł nieprzyjemny dreszcz po plecach. - Patricia - powtórzył za nią i pokręcił głową - Wasz akcent ssie. - rzekł, idealnie próbując przybrać sobie pochodzenie wielkiego lorda z jeszcze większego, mokrego Londynu. Jak można było aż tak kaleczyć język ojczysty?! Oczywiście, że Steve wiedział, jak się zaopiekować kobietą. Żadna (przynajmniej przy nim) nie narzekała. Z Natashą nawet po wszystkim utrzymuje pozytywne stosunki! - Jakaś innowacja. To jest Wasz mundurek czy co? - spytał ciekawy. Jak w tej szkole każą mu nosić garnitur, to chyba ich wyśmieje. Zwłaszcza tego łysiejącego dyrektora! O tak, był bardzo ciekaw jego reakcji. Dostanie zawału? Och, nie pozwól mi marzyć! - Aluzja? - złapał ją za słówko, nie bardzo wiedząc o co chodzi. Przecież nie mógł być aż tak samo wystarczalny. A chciałby! Chociaż nie. Albo? Ugh! A na co innego miałby amerykański chłopiec po dwunastu godzinach lotu i odczuwając zmianę czasu? No na co?! Jeszcze Ci mugole w tych latających maszynach mają same, ale to same komedie romantyczne. Chyba kpią sobie, żeby oglądał ckliwy film.
-Wymawiaj to chociaż prawidłowo, proszę. -westchnęła, celowo uwypuklając swój brytyjski akcent. Prawdę mówiąc,podczas pobytu w Durmstrangu, uległ on dodatkowemu stwardnieniu, ale to wyczuwali jedynie Anglicy. Mac nie miał szans! -Wasz też. -uznała, poprawiając kokardkę. Uśmiechnęła się krzywo. -Niestety tak. CIebie też czeka krawacik i garnitr, chyba że przyjechałeś na wakacje, albo wizytowanie angielskich, obciachowych szkół. -postraszyła złowieszczo. Aluzja, aluzja. Uniosła brwi, postanawiając się wrednie podroczyć. -Ach, nic. Źle zrozumiałam.
Aż ostentacyjnie jej pokazał, jaki przeszedł go dreszcz po plecach! Ta kobieta nie ma litości. Tak, tak, dręcz go tak jawnie, a chłopina zaraz ucieknie do innej. On nie słyszał tam żadnej namiastki rosyjskiej tylko obrzydliwy akcent. Kluchy w buzi krawacików. Ble. - Nie czujesz się przez to wyjątkowa, że wymawiam je w inny sposób, Patricio? - spytał, odnajdując jej spojrzenie. Ugh, ale to było niewygodne. To, czyli bycie wysokim. Nie dość, że się musiał nachylać, to jakoś wyglądało to dziwne. Ale pomimo tego lubił kruche istotki. Ha! - Mnie - tu wskazał palcem na swoją klatkę piersiową - nie zmuszą do żadnego mundurka. - odpowiedział, przypominając sobie, że chyba nie zdjął skórzanej kurtki i jakoś tak jest gorąco. Prędko się więc jej pozbył, a oczom dziewczyny mógł się okazać tatuaż. - Jeeez - jęknął, ponownie opierając się o ścianę. Gdzie on mógłby teraz pójść? Spać no u licha, chciał spać! Głupio mu było się spytać, gdzie jest przeklęte dormitorium, więc uznał, że niedługo pójdzie na własne ryzyko szukać pieprzonego skrzydła. - Nie czytam kobietom w myślach, więc wyraź się jasno.
Roześmiała się dźwięcznie, a Steve mógł usłyszeć, że miała miękki, miły głos. Niepasujący zupełnie do jej mroocznego image. -Dobrze dobrze, wymawiaj sobie jak chcesz. To nawet sexy. -poddała się. Hmhm, sexy jak ten tatuaż. -Oo, co to przedstawia? -zaintrygowała się, wyraźnie zachwycona. Piercingi, makijaże, tatuaże...Patsy to uwielbiała. Szczególnie duże, tajemnicze i na męskich ciałach. -Też tak myślałam,a skończyło się na tym, że wdziewam mini jedynie do Hogsmeade. -westchnęła ze smutkiem. -Ale łudź się, jak chcesz. -uśmiechnęła się krzywo. -Och, może kiedyś zaczniesz czytać w moich. A tymczasem niech pozostanie to zagadką. -podroczyła się podle. Hm, jej się zdaje, czy on ledwo trzyma się na nogach? -Domyślam się, że jak wyjdziesz z tej sali to się zgubisz. -uznała brutalnie.
Tak, tak, zdecydowanie był zdziwiony, że z jej pięknych ust wydobywa się co innego niż syk lub warkot. Co Steve miał tyle do niej cierpliwości? Zamiast po prostu odejść i syknąć, że jest idiotką, stał dalej, kontynuując rozmowę i ba! Jeszcze się przy tym bawił! Zaczynał uważać Patricię (z amerykańskim akcentem) jako wariatkę, z którą jeszcze dało się porozmawiać. Może nie będzie życzył jej psychiatryka? Lecz wizażysty na pewno! - Dziękuję za pozwolenie, o pani - sarknął, przekręcając szyję w prawą stronę, aby nie mogła dojrzeć jaskółki. Chyba chciał ją w ten sposób ukarać! Tak, tak, zdecydowanie, lepiej nie drażnij się z nim Patricia, bo on nie ma do tego cierpliwości. A na pewno nie wtedy gdy jest śpiący i głodny, i zmarznięty. - A zasłużyłaś? - uśmiechnął się tryumfalnie. Próbował sobie wyobrazić ją w mini, lecz nic z tego nie wyszło. Szybciej widział Patricię nago niż w amerykańskim stylu. Z resztą tam każda chodziła w krótkich spódniczkach i nikomu (doprawdy nikomu!) to nie przeszkadzało. Wręcz było bardzo pomocne między regałami w bibliotece... O tak, zdecydowanie musi to powtórzyć w Hogwarcie. Steve ruszaj na podbój niecnych dziewoi. Poza tym, skąd amerykanin miał wiedzieć, czym jest Hogseamde? To tak jakby on powiedział, jak się nazywa i miała zgadnąć kim jest. Ironia losu. - Kochanie, zupełnie we mnie nie wierzysz! - oburzył się. Dlatego, że nie miał pojęcia co zrobić z rękami (a nie będzie dotykał Patrici, która zaraz mu je odgryzie), zaczął palcami wybijać rytm na parapecie. Próbował się wpasować w odpowiednią piosenkę, ale za pomocą dwóch pałeczek było to ogromne trudne! I znów został obdarowany krzywym uśmiechem. - Za marzenia nie idzie się siedzieć - skomentował. A pfff! On się będzie trudził, co jakaś laska ma na myśli pośród tylu pięknych kobiet? A pal ją licho, pójdzie do innej. Jakby to tylko jedna Patricia żyła na świecie. Z resztą wyglądała jak uczennica Hogwartu a nie studentka. Nie chciał być pedofilem, czy coś. Wszak makijaż ją sporo postarzał! - To Wy, kobiety, potrzebujecie księcia do życia, a nie my. - dodał zaraz po tym, jak ponownie narzucił na siebie kurtkę, zaprzestając wystukiwać rytm. Nie miał już siły na dalsze droczenie się, bo to było naprawdę coś, czego nie znosił. Przynajmniej nie w takim stylu. Chciał dodać, że mężczyznom to tylko skrzat i kilka znajomości wystarczy, aby przeżyć. Skrzat dba o żołądek, a znajomości o podstawową funkcje życiową do spełnienia. Och, seks. Papieros, seks, sen. Oj, człowieku, co z Tobą Anglia robi! - Żegnam, Patricia - rzucił, chociaż w myślach uznał to za zbędne. Poszedł w stronę Wielkiej Sali, mając nadzieję, że tam znajdzie coś do jedzenia. Przynajmniej ojciec tak mówił, że powinno być.
Mimo, że było już całkiem późno, a niebo oblała głęboka czerń rozświetlana jedynie małymi gwiazdkami łudząco podobnymi do chochlików przechadzających się po ciemnym płótnie, wiele osób podobnie jak i on postanowiło odrzucić od siebie chęć położenia się w czystej pościeli i zachęceni ciekawością zwiedzali zamek.Dimitri błądząc po korytarzach dotarł do sali, gdzie wprowadziła wszystkich uczestników wymiany starsza kobieta o włosach koloru głębokiego brązu, przeplatanymi siwymi pasmami, które niepotrzebnie dodawały jej lat.Wszyscy jednak zaintrygowani odmiennością Hogwartu od ich osobistych szkół rzucili się na przeciw przygodzie pełni nadziei, że uda im się zgłębić tajemnice zamku, który w porównaniu z Durmstrangiem wydawał mu się miejscem pozytywnym, pełnym świetnych niespodzianek, a wszystko to utrzymane było w dobrym guście.Chłopaka całkowicie opuściła chęć na jakiekolwiek odkrycia, więc powrócił tu z dala od wścibskich spojrzeń i plotek zaciekawionych uczniów, podekscytowanych przybyciem studentów z innych szkół. Oparł się o kamienną ścianę, wzrokiem błądząc pomiędzy jaskrawym kolorem własnych trampek, a świeczką, której płomień wraz z kilkoma innymi był tu jedynym źródłem światła.Całe to zamieszanie wokół szkoły sprawiało, że czuł się jakby znów po raz pierwszy przekraczał próg szkoły jako początkujący czarodziej i nawet opróżnienie połowy butelki mugolskiego wina nie pomogło mu się pozbyć tego przeczucia.
Nie mogła odnaleźć się jeszcze w zamku, więc błądziła po korytarzach, mając nadzieję, że w końcu znajdzie Dimitriego, którego usilnie szukała. Robiła to już przez jakiś czas, jednak, na szczęście, nie zmęczyła się aż tak bardzo. Regularne ćwiczenia przydawały się. Teraz to wiedziała. W końcu, myśląc, że już się gdzieś oboje rozminęli po drodze, zobaczyła go w Sali Wejściowej, tej samej, do której przybyła tu niedawno wraz z walizkami, by rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu, mianowicie naukę na studiach w Hogwarcie. A przy tym, jeśli by jej się udało, wziąć udział w Turnieju Trójmagicznym. Choć raczej nie liczyła na to, ze jej sie uda. Miała zamiar doświadczyć czegoś nowego. I zakończyć pewne rzeczy. A uznałą, że na nowej ziemi będzie najlepiej to zrobić. Szukała Dimitriego, bo chciała powiedzieć mu, że to koniec, że już nie może z nim być. Ale gdy do niego podeszła, wszystkie postanowienia diabli wzięli. A niech to szlag! - Witaj - rzekła, gdy już do niego podeszła i pocałowała go w policzek. Musiała nadal grać, że wszystko jest dobrze, choć w istocie dobrze nie było.
Niewiele osób przewijało się przez salę, dlatego też nie zwracał uwagi na hałas jaki co jakiś czas wywoływał odgłos kobiecych szpilek, czy też głosy różniące się od siebie wysokością i tonem jakie ledwo docierały do jego uszu.Nie obchodziły go nawet postacie, która przechadzały się tu bez konkretnego celu.Hogwart, owszem był przygodną, nowym doznaniem, ale nie ekscytował go tak jak innych.Zamek to tylko szkoła, a ludzie, którzy się w nim uczą nie wydawali mu się inni, niż Ci w jego starej szkole. Wszędzie przecież panują podobne normy. Stojąc w bezruchu i obserwując jedynie czubki botów, skażonych błotem, które wręcz samo pchało się na szmaciane trampki, zdał sobie sprawę, że nie miał okazji spędzić więcej czasu z Tamarą.Zdziwił go, więc fakt, iż niemal od razu gdy wspomniał ją w myślach do jego nozdrzy dotarł zapach jej perfum, a oczom ukazała się jej niezwykła postać. - Tamara. - Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a oczy rozbłysły. - Witaj. Była to chyba jedyna osoba płci pięknej, która działała na niego w ten sposób i nie była to tylko zasługa jej oryginalnej urody, ale i też zasługa charakteru.Całokształt sprawiał, że potrafił jej zaufać i była jedyną osobą, która osiągnęła to w tak krótkim czasie. - Zamek jest większy. - Skomentował krótko różnicę między obiema szkołami.
Oczywiście, że wiele rzeczy w Hogwarcie różniło się od tych w Durmstrangu. Ludzie się różnili, zamek się różnił, różnił się wystrój, inny był język. Ją to ciekawiło, była otwarta na nowe doznania, nowych ludzi, których miała przyjemność spotkać. I ekscytowało, a jakże, jednak nie pokazywała tego aż tak po sobie. Tamara przez całą wcześniejszą drogę zastanawiała się, po co nadal to wszystko ciągnie. Przez długi czas łudziła się, że nadal locha Dimitriego, a potem, że potrafi z nim być, nawet jeśli go nie kocha, myślała, że jego uczucie wystarczy za ich dwoje. Jednak nie wystarczało. Dusiła się w tym wszystkim, nie mogła już wytrzymać. Dlatego chciała tu przyjechać, myśląc, że tu będzie jej łatwiej. Jednak, choć wiedziała, że musi to zrobić, nie potrafiła. Nie chciała krzywdzić Dimitriego, choć wiedziałą, ze to konieczne. Nie mogła, widząc, jak on na nią patrzy. Czując, jak o nią się troszczył. Tylko czemu nie widział, że ona nie reaguje na niego tak, jak dawniej? - Tak, większy. I zdecydowanie bardziej skomplikowany, nieprzewidywalny - dodała do stwierdzenia chłopaka.
Obrócił dynamicznie głowę w kierunku jednej ze świeczek, której ogień zgiął się pod niewidzialną siłą.Jego usta lekko drgnęły gdy zdał sobie sprawę, że jest już późno, a jego ciało i umysł nękało zmęczenie, które można było dostrzec nieudolnie ukryte w powiekach, które ociężałe co jakiś czas zasłaniały brąz jego tęczówek i podnosiły się z niemałym trudem. - Chodźmy stąd. - Niemrawo skinął w jej stronę głową i ujął jej delikatną dłoń, swoją większą i skostniałą od zimna jakie wkradało się do sali wejściowej za każdym razem gdy mosiężne drzwi uchylały się przed kimś by wpuścić go do zamku.Chrząknął cicho ciągnąc za sobą dziewczynę.Odtwarzał w głowie dojście do skrzydła dla studentów.Trasę przybliżała im już wcześniej wspomniana kobieta, dokładnie akcentując każde słowo i zaznaczając jak bardzo Hogwart może być miejscem zdradliwym i nieprzewidywalnym. Wytężał, więc umysł sprawdzając, czy przyswoił wszystkie te informacje tak jak powinien i był już niemal pewny, że ścieżka prowadząca do sypialni studentów jest mu całkowicie znana. - Miałem nadzieję, że będzie ciekawszy. - Oznajmił jej, odruchowo sięgając dłonią do jej ramienia na które opadł jeden z kosmyków włosów Tamary o ciemnej barwie.Zarzucił go z niezwykłą delikatnością tak aby mógł dołączyć do reszty włosów, zgrabnie opadających na jej plecy. Zauważył w jej zachowaniu pewną zmianę.Nie była taka jak kiedyś.Wydawała się w stosunku do niego bardziej ...oschła ? Nie dostrzegał w niej już tyle entuzjazmu co kiedyś, tak jakby jego obecność już mu nie wystarczała.Tłumaczył to jednak sobie rutyną w jaką popadli i wierzył, że to zwyczajna nuda.Może zwyczajnie nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że brunetka nie przejawia w stosunku do niego już tak ciepłych uczuć jak kiedyś ?
Zszedł do sali wejściowej. W szkole pojawiły się jakieś nowe postacie, a on jak zwykle nie wiedział o co chodzi. Uznał, że skoro jest taki niedoinformowany, to powinien to jak najszybciej zmienić. Miał zamiar odwiedzić wielką salę, a zamiast tego trafił tutaj. Eh, cały on, potrafił się zgubić nawet tutaj w zamku. Wyglądał źle, oczy miał podkrążone, włosy potargane, ubrany jedynie w jakiś rozciągnięty sweter, porwane na kolanach dżinsy i grube, wełniane skarpety, na plecy zarzucony miał koc. Czyżby był chory? Bardzo możliwe. Rozejrzał się po osobach przebywających w sali. Cholera, sami obcy, a może on podczas snu przeniósł się gdzieś, do innej szkoły, do innego kraju? Mijając rozmawiającą z dziwnym akcentem parę zerknął na nich i rzucił krótkie. - Cze... - co miało chyba oznaczać powitanie. Jakiś speszony rozejrzał się jeszcze i ujrzał ślizgonkę, którą czasami widywał gdzieś na lekcjach, czy w pokoju wspólnym. Albo i ona się przeniosła, albo jednak nadal jest w Hogwarcie. Zbliżył się do Pat i zatrzymał obok opierając o ścianę. - Ej, wiesz może co się dzieje i czemu jakieś dziwaki zrobiły najazd na naszą szkołę? - zapytał zerkając to na dziewczynę, to na tamtą parę.
Odejście Steve'a skwitowała rozeźlonym prychnięciem, a słowa Marvolo (tak się nazywał? Kojarzyła go z pokoju wspólnego) drgnęła, zaskoczona. Mało kto mówił do NIEJ (ubranej na czarno, z kolczykiem w nosie i burgundowymi paznokciami), że ktoś INNY jest DZIWADŁEM. Uśmiechnęła się z rozbawieniem. Chłopak miał u niej plus, a jeszcze wyglądał tak eterycznie (tzn chorowicie), że z miejsca rozbudził w niej opiekuńcze uczucia. -Cze. -sparodiowała, ale sympatycznie, i uśmiechnęła się krzywo. -Jakaś wymiana, czy coś.
Ona też spostrzegła się, że jest już późno. Zresztą, już dawno zapadł zmierzch i tylko musiała czekać, kiedy dopadnie ją zmęczenie, po dniu pełnym wrażeń. I po niej było to widać. Dlatego z chęcią przyjęła propozycję Dimitriego, by stąd się wydostać. Tym bardziej, że warunki nie sprzyjały ich spotkaniu. Nie protestowała, gdy chłopak wziął jej dłoń w swoją, ale i jakoś nie cieszyła się z tego powodu, choć wiedziała, że powinna. Poszła za nim w milczeniu, również zastanawiając się, jak dojsć do skrzydła studenckiego. I co z tego, że tłumaczono im tę trasę? I tak zapominała jeszcze, i tak musiała pytać o nią inne osoby przebywające w zamku. - Nadzieja bywa zgubna, mój drogi - odparła, zamykajac oczy w momencie, gdy Dimitri poprawiał jej włosy. Był taki czuły i delikatny... Czemu nie potrafiła tego docenić? Czemu musiała się zakochać w innym? Sama sobie zadawała te pytanie, jednak nie znajdowała odpowiedzi. I oby jak najdłużej chłopak wierzył, że jej zachowanie wynika tylko z rutyny, w jaka popadli, a nie z braku uczuć. Zignorowała rozmowę dwóch uczniów [?], na których Rosjanie nie wywarli bynajmniej dobrego wrażenia. No cóż, zdarza się.
Adrian powoli doszedł do sali wejściowej i zauważył młodą dziewczynę, którą uzna za studentkę. -Lepiej nie będę nic do niej mówił. Wiem jak to się skończy. Obrzuci mnie jadowitym spojrzeniem, jak zresztą każdy z którym próbuję się zaprzyjaźnić - pomyślał ze smutkiem. Wygląda na to, że sporo czasu minie kiedy ktoś wreszcie zacznie się z nim przyjaźnić i akceptować go bo jeszcze nikt tego nie zrobił od sześciu lat. Parkinson zawsze słyszał to samo: Ironiczna odpowiedź na jego "dziwne" pytanie. No ale cóż już się do tego przyzwyczaił. Chwilę przeszył wzrokiem studentkę. Wydawała mu się bardzo ładna ale nic mu z tego.
Podrapał się po łbie odgarniając do tyłu włosy i uniósł jedną brew do góry. - Cholera, mówili coś wcześniej o tej wymianie? Bo albo jestem jakiś opóźniony, albo właśnie obudziłem się z zimowego snu, który trwał dłużej niż mi się zdawało... - rzekł zerkając na Pat. Rzeczywiście pierwszy raz słyszał o tej wymianie. Przez moment przyglądał się studentom, a zaraz zwrócił spojrzenie na ślizgonkę. - To kogo od nas wywieźli? - zapytał, gdyż ciekaw był, na kogo trafiło, miał nadzieję, że nie na jakiś jego znajomych.
Westchnęła. Ona była w Hogwarcie od kilku tygodni, a ktoś będący tu siedem lat wiedział mniej niż nowa?! Odrzuciła włosy na plecy, mierząc go dziwnym spojrzeniem. -To wymiana jednostronna. Oni korzystają, a my cierpimy. -wyjaśniła cierpliwie.
Próbował także zaprzyjaźnić się ze Ślizgonem i Ślizgonkom ale wolał nie próbować. Dobrze wiedział jak to się może skończyć a zwłaszcza w przypadku Ślizgonów, którzy nie nawidzili Parkinsona jak zresztą cała szkoła. I nadal wiedział, że nikt nigdy się z nim nie zaprzyjaźni. Czegoś takiego jeszcze nie było. Przez sześć lat nie odezwał się do nikogo tylko do nauczycieli i czasami do uczniów, z którymi próbował się zaprzyjaźnić. Był wzorowym, zdolnym i mądrym uczniem. Ale i tak wiedział, że nic mu z tego skoro nie ma żadnych przyjaciół. Spojrzał na Ślizgonkę i Ślizgona, myśląc jaki musiałby się cud zdażyć aby jemu nadarzyła się taka okazja i mógł z kimś normalnie porozmawiać i zaprzyjaźnić.
Ostatnie dni powinny przynieść mu tyle wrażeń.Wokół jego osoby działo się tle rzeczy, otoczenie zmieniało się niezwykle szybko.Powinien być tym faktem zachwycony, jednak ta sceneria tylko go przytłaczała i sprawiała, że czuł się bardziej zagubiony niż rzeczywiście jest.Zmiany niekoniecznie były dla jego osoby czymś dobrym, a czasami wręcz przeciwnie. Zignorował powitanie (?) chłopaka, który najwyraźniej zdziwiony był ich obecnością tu, a Dimitri w zamian obrzucił go chłodnym spojrzeniem.Bynajmniej nie miał zamiaru zawierać tu znajomości, które bądź co bądź uważał za zbędne.Był niemal pewien, że żaden z nich nie różni się choć odrobinę do tych z murów jego szkoły. - Uczniowie Hogwartu to idioci. - Skomentował krytyczne spojrzenia dwójki młodszych 'kolegów' z przekąsem.Z ich przyciszonego tonu głosu, wywnioskował, że nie są zachwyceni ich obecnością tu lub po prostu zbyt uprzejmi aby narazić się potencjalnym nowym znajomym. Mimo wszystko wątpił aby opcja druga była nawet prawdopodobna. - Bywa. - Potwierdził, a na jego twarz wstąpił ledwo widoczny półuśmiech.
Westchnął słysząc jej słowa. - A szkoda, mogliby mnie gdzieś wywieść na wakacje, na jakieś ciepłe wyspy, oni może są z jakiś ciepłych wysp, gdzie dziewczyny chodzą w liściastych spódniczkach a biust chowają jedynie pod wiankami z kwiatów... - rozmarzył się na samą myśl o takiej wymianie, a zaraz pociągnął nosem - ale nie wyglądają - dodał poważnym tonem i ponownie spojrzał na ślizgonkę. Przez moment lustrował wzrokiem jej sylwetkę. - Sterczysz tu bo lubisz, czy na coś czekasz? - zapytał w końcu. Tym razem spojrzał na Parkinsona, który wydał mu się nieco dziwny. Denerwowało go to, jak się na nich gapi. - A tamten coś chce, czy dopiero co go wypuścili ze schowka na miotły i ludzi dawno nie widział? - zapytał Pat zerkając w kierunku Puchona. Uśmiechnął się nawet sam do siebie, ale wtedy do jego uszu dotarły słowa studenta z wymiany. Zerknął na niego dziwnie, a zaraz wywrócił oczami. - Na Twoim miejscu kolego nie obrażałbym uczniów Hogwartu, w ich szkole, w ich zamku, gdzie od nich się roi... Taka skromna rada, bo nie każdy przymknie oko na taką opinię jakiegoś ignoranta z innej szkoły, który uważa się za lepszego tylko dlatego, że ma dziwaczny akcent i wygląda na wypacykowanego paniczyka... - rzekł, o dziwo ton jego głosu był spokojny, a na koniec uśmiechnął się do chłopaka nawet delikatnie, chociaż w sumie niezbyt miło.
-Albo na Antarktydę, gdzie nie byłoby cholernego deszczu, nauczycieli i lekcji. -odparła z równie marzycielskim uśmiechem. Uniosła brwi, gdy poczuła na sobie spojrzenie Marvola. Co jemu, nigdy gotki nie widział?! Skrzywiła się lekko. -Bo lubię. I chcę opuścić historię magii. -przyznała się cicho, zapalając kolejnego papierosa. Na wzmiankę o Puchonie wzruszyła ramionami, nie miała ochoty zwracać uwagi na plankton. Za to zaintrygowały ją słowa...ach, Rosjanina, jak miło. Rzuciła w jego kierunku ostre spojrzenie i rozpoznała Dimitriego. No proszę. Durmstrang. Jako, że Marvolo zareagował stanowczo za łagodnie, wstała zamaszyście i podeszła do dawnego kumpla od picia. -Dimitri. Ty. Tu. -syknęła cicho, po czym wydmuchała mu dym w twarz. -Radzę się zastanowić, zanim znowu powiesz coś, co mnie może obrazić.
Ostatni raz o mało nie walnęłam w Ciebie cruciatusem, więc naprawdę lepiej by było jakbyś uważał, nie?
Jeny, co za dziwni ludzie się tu pojawiali. Najpierw dwójka uczniów, którzy za nic mają dobry gust i chyba postanowili straszyć przyjezdnych swym wyglądem. Następnie jakiś następny dziwak, który gapił się na nią dziwnym wzrokiem, a następnie na tę dwójkę, jakby chciał do nich zagadać, ale się bał? Matko, nie wyglądał na pierwszaka, więc powinien mieć więcej odwagi, a nie bać się wszystkich, których napotka. - Nie oceniaj książki po okładce, mój drogi. Trzej uczniowie to nie cały Hogwart - odparła dosyć neutralnie, choć miała ochotę zgodzić się z jego zdaniem. Ta ekscentryczna dwójka najwyraźniej nie miała zamiaru się z nimi blizej zapoznać. A szkoda, bo mogli się okazać nader interesujacymi ludźmi. Zresztą tę dziewczynę skądś kojarzyła... Zaraz, zaraz, czy to nie ta, która tak rozrabiała i którą to wyrzucili z takim hukiem? Tak, to była ta, nie inna. Tamara nie pochwaliła się swoim odkryciem, postanawiając ujawnić odgadnione przez siebie fakty w odpowiednim momencie. Poirytowały ją słowa tego chłopaka, który wyglądał jak jakiś obdartus. Pierwsze słowa były jak najbardziej w porządku... Ale gdy zaczął obrażać Dimitriego, to, mimo tego, co do niego czuła (albo raczej, czego nie czuła), nie mogła pozwolić, by jego obrażano. - Nie każdy też zignoruje opinię ucznia, który uważa się za lepszego tylko dlatego, że uczy się od początku w szkole, w swej ojczyźnie. Który nawet nie stara się szanować ludzi różniących się od niego. I który myśli, że jest nie wiadomo kim, a nie potrafi nawet się ubrać jak cywilizowany czowiek, tylko chodzi jak flejtuch - rzekła równie spokojnie, co ten "kolega", a może jeszcze bardziej spokojnie, jednak stanowczo; aż powiało grozą. - Och, Patricio, jak miło cię widzieć - dodała zgryźliwie, patrząc z niesmakiem, jak ta wypuszcza dym prosto na jej chłopaka. - Widać, że nic się nie zmieniłaś.
Uśmiechnęła się krzywo. Tamara, jak słodko. Zatem cała ciemna strona Durmstrangu postanowiła się tu sprowadzić i uprzykrzać jej życie? Zaciągnęła się głęboko dymem i wypuściła go w stronę dziewczyny. -Nawzajem, Tamaro. A nie, Ty wyglądasz jakoś starzej. Co, zużyłaś się już w związku z Dimitrim? -rzuciła słodziutko, strzepując popiół z papierosa pod nogi Rosjanki. Zmrużyła lekko oczy, jak to czyniła, gdy nie odpowiadało jej czyjeś towarzystwo. -I proszę, nie wypowiadaj się w sprawach mody. Na pierwszym roku nosiłaś obciachowe, czerwone sweterki. -przypomniała brutalnie.
Gdy usłyszał słowa chłopaka zatrzymał się i ówcześnie wysłuchując słów Tamary obrzucił go ironicznym uśmiechem. Czyż ta szkoła nie była dziwna ? Choć może bardziej tyczyło się to ucznia ubranego w koc z niemrawym wyrazem twarzy. - Na szczęście nie jesteś na moim miejscu. - Odparł chłodno lustrując go nieprzyjemnym spojrzeniem. - Więc zachowaj te idiotyczne rady dla siebie. Zignorował postać, która stała obok niego dopóki szybkim krokiem nie stanęła obok niego by zatruć powietrze wokół niego papierosowym dymem. Oczywiście. Patricia. Jakże mógłby zapomnieć tą dziwną osóbkę, którą kiedyś nawet darzył sympatią.Była nieodłącznym kompanem każdej imprezy i ku jego radości nigdy zbyt wiele przy nim nie mówiła.Był to urok picia z czarnowłosą. Nawet jeśli opróżnili już kilka butelek różnych alkoholi ona nigdy się nie zwierzała i nie zmuszała go do tego. - Jak miło Cię tu widzieć Patricio. Widzę, że nowa szkoła Ci nie służy. - Uśmiechnął się kpiąco lustrując wzrokiem jej postać.- Zawsze byłaś niezwykle odważna , szkoda tylko, że taka głupia. Nie nauczyłaś się niczego po ostatniej porażce ? Ze mną nie można wygrać. Gdy strzepnęła popiół wprost pod nogi Tamary, odezwała się w nim jedna z tych cech, które rzadko prezentował dziewczynie.Wyrwał z dłoni czarnowłosej spaloną do połowy bibułkę i odrzucił ją na bok. - Zrób to jeszcze raz, a obiecuję, że potraktuję Cię Avadą. - Wycedził przez zęby spoglądając na nią spode łba.