Wchodząc głównym wejściem do zamku, pojawia się w tym miejscu. Stąd można dostać się do wszystkich innych innych części Hogwartu, jak Wielkiej Sali, schodów oraz podziemi. Sklepienie jest tak wysoko, że niemal niemożliwe jest jego zobaczenie. Jest to miejsce spotkań uczniów, szczególnie gdy są z innych domów. Pierwszego września panuje zazwyczaj straszny tłum, gdy wszyscy cisną się do Wielkiej Sali.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:18, w całości zmieniany 1 raz
- W herbaciarni pani Puddifoot oczywiście. - Uśmiechnęła się do niej. Pociągnęła ją za rękę i wyszły z zamku. - Ale zimno. - Mruknęła naciągając czapkę na uszy.
Weszła do Sali Wejściowej i rozglądnęła się. Było pusto, w sumie nie zdziwiło jej to za bardzo, przecież było już tak późno. Zrobiła kilka kroków prawie się skradając. Zegar w Wielkiej Sali wybił dwunastą, a ona wzdrygnęła się, to było całkiem straszne. Podeszła ku oknie, i usiadła na parapecie, zaczynając wpatrywać się w padający śnieg. Było dziwnie spokojnie.
Po pewnym czasie, w sumie można powiedzieć, że po kilku godzinach. Zeskoczyła z parapetu na ziemie. Musiało być już koło trzeciej... Czyżby przypadkowo się zdrzemnęła? Spojrzała ostatni raz w okno, i wydało się jej, że przy Zakazanym Lesie coś się poruszyło... Właśnie, czy to było tylko przywidzenie? Machnęła na to ręką i ruszyła w kierunku lochów. Chciała po prostu znaleźć się już w łóżku.
Wślizgnął się do zamku z zamiarem wieszania się w tłum uczniów, ciepła czapka powędrowała do jego kieszeni zaraz za rękawiczkami. Stanął z boku próbując rozpiąć suwak kurtki, który znów się zaciął. Szarpał go jakiś czas... zrezygnowany zdjął ją przez głowę. Zastanawiał się czy jest głodny, czy woli posiedzieć przy kominku w pokoju wspólnym. Z niezdecydowaniem widocznym na twarzy wpatrywał się w wysokie drzwi, za którymi stały stoły pełne jedzenia.
Amanda Havell:
Idąc sobie korytarzem, zupełnie bez celu, zobaczyła nowego chłopaka. Obserwowała go przez kilka sekund zanim podeszła. -Cześć, jestem Amy Havell - powiedziała z uśmiechem
Prince:
- Hej - powiedział, uśmiechając się do niej. Zdziwiła go jej otwartość, sam zanim do kogoś podszedł musiało minąć wiele czasu. Szczególnie, kiedy było widać, że są w tym samym domu. - Rolvsson - zreflektował się, zaraz po tym jak uświadomił sobie, że stoi jak kołek.
Wyszła z lochów. Było tam stanowczo za dużo ludzi. Jeszcze chwila tam spędzona i dostanie klaustrofobii. Kiedy znalazła się w sali wejściowej, nie była sama. Stał tam chłopak, puchon i dziewczyna, krukonka. O ile ją kojarzyła, to jego widziała pierwszy raz w życiu. - Cześć – powiedziała, stojąc w miejscu. Nie wiedziała jak zareagują na jej widok.
Amanda Havell:
-Jesteś w Hogwarcie od pierwszej klasy? Jakoś nie przypominam sobię, żebym cię tutaj widywała. - zapytała. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że jeszcze ktoś za nimi stoi. Obróciła głowę i zobaczyła ślizgonkę.
Isabella Smith:
Amy w dość szybkim tempie znikła jej z oczu. Podążała w stronę sali wejściowej i właśnie tam ją ujrzała. Wraz z puchonem i ślizgonką. Szybkim krokiem podeszła do znajomej i uchwyciła ją za ramiona. -Za szybko znikłaś -dodała przy okazji i posłała jej ciepły uśmiech.
Ostatnio zmieniony przez Andrea Amore dnia Nie Cze 20 2010, 08:58, w całości zmieniany 1 raz
Wybity z myślenia nad jakimś sensownym tematem rozmowy, który odpowiadałby im obojgu zmarszczył brwi. Ślizgonka? Z niemałym niedowierzaniem patrzył w jej stronę, nigdy nie spotkał się z przychylnością, ze strony mieszkańców Slytherinu. Nigdy, a bynajmniej nie przypominał sobie. A teraz się wita, z nim... puchonem! Tak przynajmniej dla niego to wyglądało, odwrócił się za siebie szukając wzrokiem kogoś do kogo mogła ona skierować swoje przywitanie. - Eee... tak, tak od pierwszej - odpowiedział pośpiesznie krukonce.
Amanda Havell:
Usmiechneła się do Belli. -Coś nie tak? - zapytała puchona, który przez chwilę miał bardzo dziwną minę. -Znacie się ? - zapytała, kiedy zobaczyła co wypatrzył. Wydał się bardzo zdziwiony, zastanawiała sie o co może chodzić.
Ostatnio zmieniony przez Prince Rolvsson dnia Nie Cze 20 2010, 09:00, w całości zmieniany 1 raz
Spojrzała na nich. Czyli nie była tu zbyt mile widziana. Ruszyła rękami w geście bezradności. - Skoro chcecie, to sobie pójdę - mruknęła, odsuwając się w stronę wyjścia na błonia. Nie chciała być uważana za natarczywą.
Wyprostował się czując ból w plecach. Uśmiech miał przyklejony do twarzy, przez co czuł się trochę idiotycznie. - Nie! Wszystko w porządku - kurtka ciążyła mu w rękach, ale nie przeszkadzało mu to aby podnieść ich lekko w górę. - Kto się zna? - kątem oka zobaczył oddalającą się ślizgonke.
Isabella Smith:
Spojrzała w stronę odchodzącej ślizgonki. Czyżby nie była w temacie? Odwróciła się ponownie w stronę Amy i nieznanego puchona. Zmierzyła go dokładnie wzrokiem. Tak, teraz była pewna, że go nie zna. Posłała mu szeroki uśmiech. -Nowy puchon -dodała z zadowoleniem w jego stronę.
Amanda Havell:
-Znaczy, wydawało mi się, że znasz tą ślizgonkę - powiedziała z zająknięciem - miałeś taka minę jakbyś zobaczył dawno zapomnianą przyjaciółkę lub wręcz przeciwnie - rzekła, nie zdając sobie sprawy z tego, że jej zdania brzmią trochę idiotycznie.
Prince:
Zganił się w myślach, zakładając ponownie kurtkę. Wsunął ją przez głowę, suwak nadal był zacięty. - Tak, właściwie znamy się - nie był zainteresowany rozmową z Amy a zachowanie ślizgonki zaintrygowało go. Podszedł to Andrei i otworzył przed nią drzwi. - To dokąd idziemy na ten spacer? - spytał jakby nigdy nic, wypychając ją przez próg.
Spojrzała na niego zdziwiona. Zamrugała kilkakrotnie oczami, aby upewnić się, że jej się to nie wydaje. - Dzięki - odpowiedziała i nawet się lekko uśmiechnęła. - Idziemy? - powtórzuła. - Gdzie mnie zaprowadzisz - odpowiedziała. Wyszła na dziedziniec, czekając na chłopaka.
Zaczął dziękować w myślach, że zareagowała tak a nie inaczej. - No na razie Amy - pożegnał się, przestępując próg sali wejściowej. Poczuł mróz na policzkach, zanim stanął obok Andrei. - Może nad jezioro albo chodź zobaczymy bijącą wierzbę.
Amanda Havell:
Pomachała mu na pożegnanie i zwróciła się do Belli. -Miałyśmy iść do wielkiej sali, prawda? - załapała za burczący brzuch - jestem głodna jak wilk - powiedziała z uśmiechem - idziemy?
Isabella Smith:
-Oczywiście, że idziemy -uśmiechnęła się szeroko i zeskoczyła jeden stopień niżej. -Mam nadzieję, że będzie coś dobrego -dodała w stronę koleżanki. Ruszyła chwiejnym krokiem w stronę Wielkiej Sali.
Amanda Havell :
-Ja też - uśmiechnęła się do Belli i ruszyła za nią do wielkiej sali z nadzieją, że znajdzie tam coś szybkiego do zjedzenia. Miała ochotę na pysznego kurczaka z rożna.
Wyszła z Wielkiej Sali, i jak to miała w zwyczaju usiadła na parapecie, jej ulubionego okna. Korytarz znowu był pusty, to było trochę dziwne, co wybrała go sobie jako miejsce chwilowego "spoczynku" było "czysto". Wzruszyła ramionami patrząc na błonia.
Znowu się tam zasiedziała, jakoś szybko czas jej mijał wieczorami w tym miejscu. Gdy się "ocknęła", ruszyła do dormitorium, po drodze zahaczając o kuchnię, bo miała ochotę na coś słodkiego. Jakoś ostatnio znów za dużo nie rozmawiała ze znajomymi, jedynie na transmutacji się coś odzywała... takie dni.
Po wylądowaniu weszli do sali wejściowej. - Wiesz, ja chyba pójdę coś jeszcze zjeść do Wielkiej Sali - odparła, przyzwyczajając się do twardej ziemi. Zerknęła przez drzwii, żeby dowiedzieć się ile osób siedzi w sali, okazało się, że tylko parę krukonek rozmawiało ze sobą. - Jesteś głodny ?- zapytała nagle odwracając się w stronę chłopaka.
Wzruszył ramionami, zastanawiając się nad odpowiedzią. - Sam nie wiem- odparł- Ale może pójdę. Kiedy to powiedział skierował się razem z Christiane w stronę Wielkiej Sali, rzucając szkolną miotłę gdzieś w kąt. - Tylko siadamy przy moim stole- dodał, kiedy wchodzili do WS.
Hanna wraz z Cassie weszły do sali wejściowej. W rudowłosą uderzyła przyjemna fala ciepłego powietrza, co sprawiło, że uśmiechnęła się delikatnie. Stanęła na przeciw dziewczyny i spojrzała w jej duże oczy. - Do zobaczenia kochana. - Powiedziała do niej i pocałowała ją w policzek. Uśmiechnęła się i odeszła od niej. Skierowała się w stronę lochów.
Uśmiechnęła się. Nawet nie potrafiła opisać, jak bardzo jest szczęśliwa. Dzień powoli dobiegał końca, lecz aby go nazwać naprawdę idealnym, oparła się kolumnę i wyjęła skręta. Przypomniała się jej rozmowa, jak Chuck namawiał ją do spróbowania, obiecywał, że będzie lepsze od papierosów. Jednak... schowała go do torby. Nadejdzie jeszcze okazja, aby zasmakować "chillout", więc wyciągnęła papierosy, włożyła jednego do ust. Po chwili można było poczuć waniliową woń, wypuszczała powoli dym, myśląc o dzisiejszym dniu. Ileż on przyniósł wrażeń! Nigdy nie przypuszczała, że tak to się właśnie potoczy. Nawet była skłonna iść do profesora i prosić o coś na poobijaną twarz. A może to twierdzenie jest prawdziwe? Czyżby kiedy czegoś gorąco pragniemy, to cały Wszechświat działa potajemnie, by udało się to osiągnąć? Zaśmiała się cicho, nie dowierzając.
Otworzył drzwi przed Hayley, wpuszczając ją do Sali Wejściowej. - No, tak ma być- przytaknął słysząc podziękowania Hayley. Zatrzymał się nie wiedząc co zrobić. - Co teraz?- zapytał rozglądając się dookoła.
Hayley weszła za Jayem do Sali Wejściowej. Od razu zalała ją fala ciepła, która rozeszła się przyjemnie po jej ciele. - Nie wiem - powiedziała. - Idziesz już do siebie czy jeszcze gdzieś idziemy?
- Nie spieszę się do swojego PW. Dlatego wszystko zależy od Ciebie- powiedział, uśmiechając się do dziewczyny. Rozejrzał się dookoła, jakby ktoś miał mu wyjść i podpowiedzieć gdzie mogą teraz iść.
- Właściwie nie mam nic ciekawego do roboty u siebie - powiedziała wzruszając ramionami. - To? Spojrzała na niego. Rozsunęła suwak skórzanej kurtki. Wyłoniła się spod niej ulubiona koszulka Hayley - zielona z napisem "Co mnie nie zabije... powinno uciekać!"
- Dzięki - powiedziała z przekąsem. Ruszyła za nim, przecierając dłońmi oczy. Włożyła ręce do kieszeni. - Hmm? - zdziwiła się Hayley, patrząc na Jaya pytająco.
- W zasadzie ja sobie psuję. Ja, najprzystojniejszy ślizgon z całego siódmego roku, właśnie zadaję się z małą gryfonką. Ale nie przejmuj się, nie przeszkadza mi to- powiedział, lekceważąco machając ręką. - Może jednak chodź do Salonu Wspólnego?
- Jakiś ty miły - powiedziała Hayley mrugając słodko oczami. Zapomniałeś dodać, że z najfajniejszą gryfonką. - Mi to w sumie rybka - powiedziała Hayley uśmiechając się po swojemu, jednym kącikiem ust