Gry miotlarskie to nie twoja bajka, ale za to bycie w formie jest dla ciebie bardzo istotne? Koniecznie odwiedź centrum sportowe w którym będziesz mógł zadbać o swój rozwój. Znajdziesz tutaj kilka pomieszczeń stworzonych w różnych celach, główna sala sportowa, sala taneczna, sala do bezróżdżkowych sztuk walki, a także basen.
Największa sala obfituje w przeróżne sprzęty, które pomogą zadbać o twoją kondycję:
✦ Niekończący się tor wyścigowy Rozwija się przed tobą tak długo, jak tylko masz siłę biec. ✦ Ciężarki Zmieniają obciążenie wraz z twoim postępem - możesz wybrać te, które wykorzystają w pełni siłę twoich mięśni, lub te, które nadadzą się do kilku powtórzeń. ✦ Trzęsąca się miotła Lewituje spokojnie w jednym miejscu, jednak kiedy na niej usiądziesz, zaczyna rzucać tobą na wszystkie strony i twoim zadaniem jest jej opanowanie. Świetnie wzmacnia mięśnie całego ciała. ✦ Symulator pojedynków Stajesz naprzeciwko manekina, który ciska w twoim kierunku zaklęciami. Twoim zadaniem jednak nie jest odbijanie ich, a robienie jak najskuteczniejszych uników. Zaklęcia nie robią ci większej krzywdy, mogą powodować niewielkie siniaki. ✦ Lewitujące maty Możesz robić na nich wszelkiego rodzaju ćwiczenia i akrobacje. Dużo trudniej zachować równowagę! ✦ Dźwignia Twoim zadaniem jest pociągnięcie jej w dół. Im niżej się znajduje, tym cięższa się staje.
Autor
Wiadomość
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Nie każdy w relacjach z drugą osobą potrafił zdobyć się na otwartość, Daemon zdecydowanie należał do tej grupy, która wolała kryć się za maskami i głupią grą balansują na granicy. Tak było ciekawej. Ona wydawała zbyt niewinna, by pojąć meandry jego myśli czy postępowania. Równie niewinny był jej wygląd, chociaż skrywała za nim swoją prawdziwą twarz. Na kolejne pytanie padające z ust dziewczyny uśmiechnął się. - Nie chodzi o to, żeby ową ciekawość zaspokoić, ale o to w jaki sposób się to robi. Wybierając prostą drogę odbieramy sobie odrobinę przyjemności, która w życiu jest ważna - tak przynajmniej było w jego przypadku, dlatego też rzadko udzielał pełnych odpowiedzi na ogólne pytania, należało trafić w punkt, by dowiedzieć się od niego tego, czego się oczekiwało, zaś sam lubił zadawać pytania dokładne, by wyciągnąć z rozmówcy jak najwięcej interesujących go odpowiedzi, chociaż często robił to na okrążkę. Zdecydowanie się od siebie różnili, jednak to w niczym nie przeszkadzało, wszakże ostatecznie doszli do porozumienia. Ciężko było jej nie wierzyć, natomiast z drugiej strony czy mógł ufać jej słowom? Niby wydawała się być otwarta, a jednocześnie zamykała się za stworzoną przez siebie maską. W jego odczuciu te dwie rzeczy się zwyczajnie wykluczały, a może po prostu czegoś nie rozumiał? Może w tym wszystkim coś mu jednak umykało? Kiedy chwyciła jego dłoń, rozpoczął taniec dopasowując ich ruchy do melodii wygrywanej przez gramofon. Igła sunęła po płycie, a oni po parkiecie, oddając się w pełni tej przyjemności. I kończąc ją w momencie, kiedy muzyka również przestała grać.
Zdecydowanie za długo nie odwiedzałam tego miejsca. Naprawdę, coraz bardziej wypadałam z formy. Oczyiście, praca pozwalała mi trzymać się w ryzach mimo wszystko, ale wiedziałam, że mam zaległośc i chociaż przy dziecku i dwóch pracach było to nie do uniknięcia, to i tak postanowiłam spróbować to chociaż trochę nadrobić. Kiedyś bywałam tutaj naprawdę często, co uświadomiłam sobie, kiedy przekroczyłam prog pomieszczenia. Teraz nie byłam nawet pewna ile wytrzymałabym na tej ruchomej miotle, nie mówiąc nawet o tym, jaki ciężar by się pojawił jakbym sięgnęła po leżacy w rogu ciężarek. Oczywiście zamiast skupić się na zadaniu, które miałam przed sobą, dałam się rozproszyć przez jakąś laskę, która próbowała akurat swoich sił w boksowaniu. Może nie miałam ogromnego doświadczenia, ale sama też całkiem to lubiłam i oczywiście natychmiast właczyła mi się rywalizująca Heaven, która nie mogła przejść koło czegoś takiego całkiem obojętnie. - Mogłabyś trochę popracować nad tymi uderzeniami z dołu. No i trochę precyzyjniej, tylko się poobijasz... - rzuciłam, chyba po prostu dawno nie mając kogo zaczepić tak o. Oparłam się o kozła naprzeciwko worka treningowego, jakbym zamierzała obserwować jej trening znacznie dłużej, ale w rzeczywistości po prostu badałam jej reakcje.
May Jupiter Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krótka fryzura, zachrypnięty głos z trudnym do zidentyfikowania akcentem, papieros w ustach, ekscentryczne stroje, dziwaczny manieryzm i wieczny poker face
Unoszę brwi, prostując się na chwilę na nogach, gdy słyszę, że ktoś do mnie mówi – i to komentując mój trening, w który do tej pory byłam całkowicie zatopiona. Zostaję wyrwana z tego transu przez dość wysoką brunetkę, która obserwuje mnie oparta kawałek dalej. I może gdyby to był inny dzień, odpowiedziałabym coś w stylu "aha" i wróciła do swojego zajęcia, ale dzisiaj jestem wyjątkowo... nie wiem, jakim słowem to określić. Kutotulia byłoby chyba najbliżej. — Nie wpadłam na to — mówię sarkastycznie, chociaż mój ton głosu jest płaski, praktycznie pozbawiony jakichkolwiek emocjonalnych walorów. Nie żebym właśnie nad nimi pracowała, gdy dziewczyna przyszła wtrącić swoje trzy grosze. Mierzę ją oceniającym spojrzeniem. — Jesteś trenerką? — pytam, chociaż gdybym miała zgadywać – raczej nie. Widywałam ją tu czasami, ale chyba za rzadko, żeby stwierdzić, że tu pracuje. — Może mi w takim razie pokażesz, jak powinno wyglądać uderzenie z dołu? — rzucam, a w spojrzeniu, które jej rzucam, czai się wyzwanie. Zazwyczaj to faceci wymądrzają się, pouczając mnie, jak używać sprzętów albo jaką pozycję powinnam przyjąć, po czym okazuje się, że mają mniejsze pojęcie ode mnie, ale może coś takiego nie jest zarezerwowane tylko dla płci brzydkiej. Chcę zobaczyć, czy dziewczyna w ogóle wie, o czym mówi. W najgorszym wypadku czegoś się nauczę.
Przerost pewności siebie z pewnością był moim męskim pierwiastkiem. Z całą pewnością nie powinnam tak śmiało wchodzić w rolę trenera, wiedząc, że ostatnio wypadłam z formy, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać i zamierzałam robić dobrą minę do złej gry do samego końca. Zresztą nie bez powodu skrytykowałam akurat coś, w czym sama byłam dość dobra. Niekoniecznie oznaczało to, że reprezentowałam jakiś wyższy poziom kiedy chodziło o całokształt. - Nie, pomocną koleżanką - odparłam niewinnie,wewnętrznie szczerze ucieszona, że wywołałam frustracje której się spodziewałam i któej z niezrozumiałego powodu pragnęłam. Tęskniłam za rdzoiną, czy o co tutaj chodziło? - Ale bez przesady odrazu z darmowym instruktarzem, to cenna wiedza - powaga z jaką powiedziałam to stwierdzenie była widocznie udawana i nawet nie próbowałam się z tym ukrywać. Wiedziałam, że koniec końców będę musiała coś sobą zaprezentować, bo inaczej wyjdzie na to, że naprawdę rzucam tylko puste komentarze w przestrzeń, ale nie zamierzałam tej sytuacji rozegrać aż tak szybko. - Chyba, że wątpisz, że robię to lepiej? Bo wtedy możemy ewentualnie porozmawiać o zakładzie - spontaniczny pomysł, ale dlaczego by nie. Króka walka była znacznie ciekawszą perspektywą, niż podejście i walnięcie kilka razy w worek. Prawdę mówiąc, potrzebowałam prawdziwej praktyki, ona pewnie też by nią nie wzgardziła, a jeśli mogłyśmy to wszystko trochę doprawić rywalizacją, widziałam same plusy.
May Jupiter Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krótka fryzura, zachrypnięty głos z trudnym do zidentyfikowania akcentem, papieros w ustach, ekscentryczne stroje, dziwaczny manieryzm i wieczny poker face
Unoszę na chwilę brwi – to mój jedyny komentarz na pomocną koleżankę, bo nie chce mi się ani nie widzę sensu, żeby tłumaczyć nieznajomej, że jak ktoś nie prosi o pomoc, to można być ewentualnie upierdliwą koleżanką. — No właśnie ciekawe, czy cenna — mówię, przytrzymując wciąż lekko rozbujany worek treningowy, hamując jego ruch. Akurat moja ciekawość jest absolutnie szczera, a wypowiedź niepodszyta żadną złośliwością. To najsilniejszy z motywów pchających mnie dalej w tej wymianie. Ciekawa jestem nie tylko umiejętności dziewczyny, ale i powodów, dla których to ona z kolei brnie w tę sytuację, zwłaszcza po jej następnych słowach, na które uśmiecham się krzywo. — Masz rację, zdążyłam trochę zwątpić — potwierdzam bez ogródek. Z reguły nie interesują mnie zakłady i udowadnianie sobie nawzajem, kto jest lepszy. Nie mam potrzeby, żeby się z kimkolwiek porównywać ani nie czuję parcia, żeby wspinać się na szczyt podium. Nie wiem zatem do końca, dlaczego podejmuję tę myśl, bo sama ciekawość nigdy wcześniej mnie w takie rejony nie zaniosła. Może to ten brak księżyca, który tak dręczy Jamesa, odbija się też trochę na mnie? Wątpię, ale w tym momencie nie jestem w stanie znaleźć lepszego wyjaśnienia. — O co chcesz się zakładać? Pieniądze? — pytam, rozciągając ramiona, już szykując się do tego sparringu. W zasadzie jest mi wszystko jedno, co będzie stawką.
Jedno było pewne - nie byłam wystarczająco przekonana o swojej wygranej, żeby faktycznie postawić na to jakieś sensowne pieniądze, a nie było sensu się wygłupiać, skoro to właśnie ja wyszłam z propozycją zakładu. Zresztą, nie po to ją zaczepiłam, żeby zarobić, w sumie sama nie wiedziałam do końca czemu, ale kiedy podsuwała się odpowiedź dla zabawy, jasne było, że stawka w zakładzie też musi mieć jakiś sens. Pieniądze były zbyt nudne, chociaż niewątpliwie przydatne i jakby była trochę pewniejsza swojego zwycięstwa, może by w to poszła. - Hm, nie, jestem spłukana. Co prawda wygram, ale poszłabym w coś innego... - przyznałam i zawahałam się przez chwilę i zaraz zupełnie randomowy pomysł wpadł do mojej głowy. - O, wiem. Przegrany musi wykonać trening, jakikolwiek wymyślony przez wygraną stronę, całkowicie na jej zasadach. W końcu rozstrzygnie się, kto się bardziej do tego nadaje, nie? - podsunęłąm i doszłam do wniosku, że musiałam być naprawdę znudzona. Nie, żebym miała mało zajęć na głowie, ale one wszystkie były dość monotonne, a to wydawało się ciekawym przełamaniem codzienności. - Proponuje trzyminutową rundę i rozstrzygnie liczba uderzeń, no chyba, że ktoś kogoś znokautuje, wtedy oczywiście wygrywa. Zgoda? - wyciągnęłam do niej rękę, na oficjalnie przypieczętowanie zakładu. Mogłam mieć tylko nadzieje, że naprawdę jeszcze całkiem nie wypadłam z formy.
Mechanika, jeśli się zgodzi:
10xk6, parzysta trafione, nieparzysta nie. Cztery trafione pod rząd - nokaut. Jeśli obie wylosujemy nokaut, decyduje to u kogo jest to pierwsze w układzie kostek.
May Jupiter Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krótka fryzura, zachrypnięty głos z trudnym do zidentyfikowania akcentem, papieros w ustach, ekscentryczne stroje, dziwaczny manieryzm i wieczny poker face
— Stoi — zgadzam się natychmiast. Takie zasady odpowiadają mi dużo bardziej, niż gdybyśmy miały walczyć za galeony. Co prawda na tę opcję też bym przystała, bo nie chciało mi się poświęcać zbyt wiele mocy obliczeniowej na wymyślanie innej stawki, a chociaż spędziłam już chwilę przy worku, nie miałam nic przeciwko kontynuowaniu treningu, nawet na jej zasadach. Jeśli wygra, oczywiście. Rozciągam szybko szyję, przechylając głowę w stronę ramion i ustawiam się odpowiednio, z prawą nogą trochę z tyłu, na ugiętych nogach, po czym unoszę przed siebie ręce. — Od pełnej minuty. Gotowa? — pytam, czekając, aż sekundnik zegara na przeciwległej ścianie wskaże dwunastkę. A gdy się to dzieje, nie wyrywam od razu do walki, poruszam się dookoła dziewczyny. Wyczuwam ją, sprawdzam – dopiero potem uderzam. Sprawnie i skutecznie, bo ta szybko ląduje na ziemi i chociaż daję jej chwilę na podniesienie się – nie spieszy mi się do końca walki, dawno nie miałam okazji na żaden sparing – nie następuje to tak szybko. Ściągam rękawicę, oferując jej pomoc. — Masz dobrą technikę, jak już trafiasz, to porządnie. Ale za mało pracujesz na nogach i za dużo myślisz. Popracujemy nad tym. Co ty na to? — mówię z krzywym uśmiechem i ręką wyciągniętą w jej stronę.
Czy powinnam lepiej przemyśleć swoje decyzje w życiu? Prawdopodobnie. - Oczywiście - odparłam z niezachwianą pewnością siebie. Skąd ja ją zawsze brałam, sama nie wiem, ale czasami przydałoby się ją trochę uciszyć, żeby nie robić z siebie idiotki. No i niestety tym razem zdecydowanie mogłam z tym przychamować, bo nasza walka była krótka i żenująca. Zdecydowanie podupadłam na refleksie, nie miałam pojęcia jak mogłam dać się powalić tak szybko. Skąd w ogóle ona miała tyle siły w sobie? Powiedziałabym, że naprawdę nie jestem łatwa do wytrącenia z równowagi, więc jak mogło jej to pójść z taką łatwością. Kurwa. - Jasne - przełknęłam porażkę z trudem i mój głos nie brzmiał entuzjastycznie, ale sięgnęłam po wyciągniętą rękę, bo jaki w zasadzie miałam wybór. Skompromitować się już skompromitowałam, teraz tylko z górki. Mogłam tylko mieć nadzieje, że dziewczyna nie jest w połowie tak złośliwa jak ja bym była, bo znałąm własne możliwości, ale jej - jeszcze nie. - Niezły cios. Wobec worka byłaś delikatniejsza. Widze rywalizacja cię determinuje - pokręciłam głową, bo już nie było wyjścia z tego z godnością, mogłam jedynie przyjąć to ze względnym spokojem. - Wygląda na to, że jestem cała twoja.
May Jupiter Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krótka fryzura, zachrypnięty głos z trudnym do zidentyfikowania akcentem, papieros w ustach, ekscentryczne stroje, dziwaczny manieryzm i wieczny poker face
Przechylam lekko głowę, słysząc z jaką pewnością siebie mi odpowiada, bo nie widziałam, żeby się choćby rozgrzewała, ale nie komentuję tego – może zrobiła to gdzieś indziej, a poza tym nie jest to moja sprawa. Sama rzuciła się na sparing, nie będę jej zatem zatrzymywać. Lekcja pokory jest na pewno dużo bardziej skuteczna w budowaniu dobrych nawyków, niż jakakolwiek uwaga z mojej strony. Po jej wcześniejszej postawie nie spodziewam się, że przełknie porażkę ze względnym wdziękiem. Zaskakuje mnie tym trochę. Może i zrywa się do niepotrzebnych konkurencji, ale przynajmniej potrafi przegrywać, dlatego nie mam zamiaru dobijać jej gwoździ, a pławienie się w chwale nie należy do spektrum moich zainteresowań. Dlatego po prostu pomagam jej się podnieść. — Worek nie oddaje — stwierdzam ze wzruszeniem ramion. — Jestem MJ — przedstawiam się, zanim nie przystępuję od razu do swojej wygranej trenerskiej roli. — Dobra. Rozgrzej się szybko. Jesteś prawo- czy leworęczna? Zaczniemy od serii uderzeń niedominującą ręką, a potem zamiana, po piętnaście powtórzeń. Dokładnie, bez pośpiechu. Zobaczę najpierw, jak z twoją postawą. — Wskazuję głową worek.
Wygrana czy przegrana, ta krótka walka z pewnością pozwoliła mi się odnaleźć z powrotem w klimacie tego miejsca. Prawie zapomniałam, że ostatnio naprawdę je zaniedbałam i nie jest ono mi zbyt bliskie. Wiedziałam, że niezależnie od dozy motywacij, którą teraz miałam, nie będę miała czasu tu wracać aż tak często jak powinnam, ale trudno, póki miałam moment, lepiej było wykorzystać to w całości. - Prawda, dlatego zawsze wole walczyć przeciwko komuś - przyznałam i kiwnęłam głową. - Heaven. Często tu przychodzisz? - podpytałam, bo dziewczyna wcześniej nie wychwyciła mojego spojrzenia, ale też nie zawsze byłam taka uważna jak dzisiaj. Poinformowałam ją, że jestem praworęczna i posłuchałam jej instrukcji i zaczęłam uderzać, starając się zachować względną koncentrację. - Skąd zainteresowanie boksem? Nie poznałąm za dużo ludzi, których to kręci, raczej dość mugolskie zajęcie - sama w sumie nie miałam nic wspólnego ze światem mugoli, więc nie dziwiło mnie to aż tak, niemniej nie dało się ukryć, że nie była to popularna dyscyplina. Ja po prostu od zawsze lubiłam walki, zwłaszcza te bez użycia różdżki, magiczne pojedynki wciąż były zabawne, bo wiązały się z jakąś formą rywalizacji, ale nie dawały tej samej rywalizacji co to. Zdecydowanie wolałam poczuć zwycięztwo trochę bardziej dosłownie.
May Jupiter Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krótka fryzura, zachrypnięty głos z trudnym do zidentyfikowania akcentem, papieros w ustach, ekscentryczne stroje, dziwaczny manieryzm i wieczny poker face
— Częściej jestem w terenie albo w Hogwarcie. Znalazłam to miejsce dopiero niedawno, ale od tego czasu... dość regularnie — przyznaję. Często nie mogę oprzeć się workowi, bo, jak się okazuje, tęskniłam za boksowaniem, a ostatnimi czasy sam jogging nie zawsze daje mi możliwość zrzucić z siebie całe napięcie, zbyt głęboko usytuowane i nawarstwione stresującymi miesiącami. — Ty? — odbijam pytanie, przyglądając się, jak ustawia się przy worku. Wprawdzie widziałam ją raz czy dwa razy, ale zazwyczaj nie obserwuję ludzi, kiedy już tu jestem. Kiwam głową sama do siebie, analizując jej ruchy przy uderzeniach. — Lewą ręką trochę za bardzo popychasz uderzenie, szybsze ruchy i pilnuj, żeby wyprowadzać je całym ciałem, czasami zostawiasz ramię trochę z tyłu. Prawą zajebiście — mówię. Widać, że Heaven kiedyś trenowała, być może to kwestia przypomnienia sobie paru rzeczy. — Teraz porób sobie serie, lewa, lewa i potem prawa. Pamiętaj o pracy na nogach, bo worek fakt faktem nie oddaje, ale jak nauczysz się przy nim przerywać i zamierać, jest większe prawdopodobieństwo, że z automatu zrobisz tak w pojedynku — oferuję swoje uwagi. Nic więcej chyba nie mam do dodania – nie jestem sama jakimś mistrzem, bo chociaż podchwyciłam znowu ten sport, to jednak miałam dość długą przerwę, a większość niedoskonałości w jej technice, które dostrzegam, to kwestia robienia powtórzeń. — Moja... tak jakby matka — "kobieta, która mnie wychowała" ostatnio nie chce przejść przez gardło w równym stopniu, co "porywaczka" — chciała, żebym nauczyła się bić, zanim mogłam legalnie używać różdżki do obrony. Dużo jeździłyśmy po świecie, czasami mieszkałyśmy w szemranych okolicach, a ona miała dużo znajomych z ciekawymi umiejętnościami. I tak jakoś siadło. A ty? — pytam z ciekawością, bo to, o czym mówiła, jest prawdą – niewiele osób w czarodziejskim świecie miało podobne zainteresowanie tym sportem.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Czasem dobrze było się trochę wyżyć ćwiczeniowo, a jeszcze lepiej, gdy można było to zrobić z zaprzyjaźnioną osobą. Od ferii Harmony nie miała zupełnie, kiedy spotkać się z @Symphony O. Seaver i było jej z tym głupio, przykro i zdecydowanie niewygodnie. Uwielbiała swoją kuzynkę, wszystkie wyjścia z nią i Milo i to, że Seaver Seavera naprawdę zrozumie. No i bardzo chciała wiedzieć co tam u Symphony było słychać, co robiła przez ferie i jak się jej wszystko układało w nowym semestrze. Przebrała się w swój strój do ćwiczeń i wyszła z szatni, żeby zająć im niekończący się tor wyścigowy na rozgrzewkę. - Simi! Chodź, chodź! – zawołała dziewczynę, gdy wskoczyła na tor i zrobiła jej miejsce obok. – Marzec co na razie mamy taki, że najłatwiej tutaj poćwiczyć – zaśmiała się, bo chociaż pogoda była dużo bardziej wyrozumiała niż na Antarktydzie, to jednak angielskie deszcze skutecznie odstraszały od spacerowania. – Wybacz, że się nie odzywałam przez ferie, wiesz, zew przygody. Ledwo miałam czas na spanie! – zarzuciła ręce do góry w ekscytacji, bo miała tyle przygód, że aż ciężko było powstrzymać pozytywne emocje. – A jak twoje ferie? – zapytała, zwiększając tempo marszu.
Symphony O. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : Piegi porozsypywane po całej twarzy
Dziewczyna cholernie cieszyła się, że w końcu ma możliwość zobaczenia się z kuzynką, w końcu nie widziały się DWA TYGODNIE! To jak na nie bardzo długo, choć nie raz los rozdzielał je nawet na parę miesięcy przez inne rodzinne miasta. To jednak nie powstrzymało tej dwójki od stałego kontaktu, nie zapominając o Melody, rzecz jasna! Ta trójka zdecydowanie jakby chciała, to mogłaby unicestwić kogokolwiek! Razem tworzyli jedność i mieli ogromną siłę. - Już już! – krzyknęła nastolatka wychodząc z szatni chwilę po niej. – Czekaj! – Odkrzyknęła jeszcze. Musiała szybko pobiec z powrotem do szatni aby zobaczyć, czy aby na pewno wszystko było na swoim miejscu. Po parunastu sekundach przybiegła do Harmony i zadyszana jeszcze zajęła tor obok… Co było błędem bo chwilę później musiała z niego zejść by złapać oddech. - No… Załóżmy, że wcale nie jestem z tego powodu załamana – odpowiedziała na słowa Remy o całkowitym braku odzewu. Jak tylko przestała się dusić, to z powrotem weszła na tor. - Mi ferie minęły zdecydowanie za szybko, choć większość z nich spędziłam jedynie na nauce i rozmawianiu z Louis’em – opowiedziała jej po krótce co się działo. – Nawet nie było żadnych kłótni z tego co mi wiadomo… A jak u ciebie? Masz jakieś ploteczki? – Uśmiechnęła się do niej zaczepnie z nadzieją na jakiejś ciekawe historyjki.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Jako urodzony sportowiec i podróżnik, Harmony często zapominała, że byli na tym świecie ludzie, którzy jednak łapali zadyszkę. Szybko posłała swojej kuzynce przepraszające spojrzenie za narzucone tempo i trochę zwolniła, by i ona mogła się rozgrzać. - Wiesz co, to samo można powiedzieć o tobie! – wytknęła na nią język, jednak cały czas się śmiała. Uwielbiała takie zaczepki wręcz siostrzane i wygłupy rożnymi zagraniami w tym stylu. Wiedziała, że Simi też była przyzwyczajona do takich ich głupotek i też się w ten sposób bawiła. – Zero wiadomości przez DWA TYGODNIE co tam porabiasz! Zero gorących ploteczek! Simi! Usnęłam ploteczkowo! – i aż złapała się za czoło, jakby miała gorączkę, by zaraz znów prychnąć z rozbawieniem. – Gdzie w ogóle spędziłaś ferie? Wróciłaś do rodziców czy byłaś w Hogu? Tym razem dużo wolniej zwiększała tempo, żeby w końcu przejść do lekkiego truchtu. Lubiła ćwiczenia wytrzymałościowo-wydolnościowie. Wiedziała, że to było niezwykle potrzebne na lodowisku, więc skupiła się na swoim oddechu i panowaniu nad nim, by pracowała jak najbardziej wydajnie każdym nabraniem powietrza i jego wypuszczeniem. Chociaż biegła już całkiem żwawo, jej oddech pozostawał niezmienny, jakby tylko siedziała i rozmawiała, a nie truchtała na bieżni. - Ploteczki, ploteczki – zastanowiła się, a zaraz oczka jej się zaświeciły i nawet z większym zapałem ruszyła na bieżni. – Urządziłyśmy sobie z dziewczynami sesję wciągania smoczej trawy! Dziewczyno! Ale to kopie! Ale to może nasza wina, bo wciągałyśmy to z ogromnego ogniska w malutkiej grocie! – wybuchła śmiechem na samo wspomnienie. – Spodobałaby ci się ta impreza! Zeskoczyła z bieżni, by następnie rozgrzać mięśnie serią podnoszenia ciężarków i ćwiczeń z nimi. Musiała dbać o swoją siłę, jeżeli chciała mocno skakać, musiała trzymać je w najlepszej formie. - O! – wykrzyknęła, przypominając sobie jeszcze coś. – I Max do mnie napisał! Wiesz, TEN Max Solberg!
Symphony O. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : Piegi porozsypywane po całej twarzy
Dziewczyna nadążała cały czas za tempem Harmony, sytuacja taka jak sprzed chwili, zdarzała jej się naprawdę rzadko… Można by rzecz, że jedynie wtedy gdy nastolatka wbiegała na bieżnie bądź zajmowała się innych ćwiczeniem kiedy przed sekundą robiła coś innego, bez ani chwili przerwy. - No dobra dobra… Faktycznie ja mogłam do ciebie pisać – westchnęła i tym razem faktycznie było jej głupio, rzeczywiście wcale do niej nie pisała, a miała do tego okazję wiele razy. - Oczywiście, że byłam w Hogu! Co to za pytanie w ogóle – prychnęła wywracając oczami. – I nawet mimo faktu, że mój ukochany braciszek ma już ile to… 13 lat, to oni wciąż są tacy sami. – Dodała krzyżując ręce na piersi. - Choć może jakbym wróciła do Harrogate, to przynajmniej coś by się działo… - stwierdziła po krótkiej chwili. Szatynka była na bieżąco z tempem swojej kuzynki i o dziwo nie była w tyle, obie miały prawie tyle samo przebiegniętego dystansu. - Nie gadaj! – wykrzyknęła i to minimalnie za głośno, gdyż parę osób odwróciło wzrok w jej stronę, ta jednak nic sobie z tego nie zrobiła, w końcu była zajęta ploteczkami. – Czemu żeś nie napisała? Matko a mogłam pojechać na te ferie… - Załamała się i walnęła wewnętrzną stroną nadgarstka w czoło. Zeszła z bieżni chwilę po Harmony i postanowiła zrobić sobie chwilę przerwy by odetchnąć. - Chyba chciałaś powiedzieć Sorbet – zaśmiała się głośno. – A o co do Ciebie napisał? Nie wiedziałam, że masz takie branie kochana. – Rzuciła jej dodatkowo zaczepne spojrzenie ruszając brwiami, a już po chwili z powrotem śmiała się.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
-Ej! Co to za smuty! – szturchnęła kuzynkę łokciem. – Tak się tylko droczę, prawda jest taka, że obie mogłyśmy do siebie napisać, ale nas pochłonęło – pokręciła głową z niedowierzaniem, naprawdę ten wyjazd zupełnie wyjął ja z życia na dwa tygodnie. Skrzywiła się na „wciąż są tacy sami”, bardzo nie podobało jej się, jak traktowali Symphony. Sama na nich w stosunku do siebie nie mogła powiedzieć złego słowa. Na wszystkich spotkaniach rodzinnych byli przemili, wysyłali jej dużo pocztówek i wymieniali się doświadczeniami z podróży. Ale kiedy chodziło o dziewczynę… Zupełnie jakby ojciec Symphony stawał się inną osobą. Remy nie była w stanie tego zaakceptować, przez co też jej kontakty z wujkiem były coraz rzadsze. - Oni już chyba nigdy nie zmądrzeją – prychnęła ze zdenerwowaniem. Dobrze, że mogła te emocje wybiegać na bieżni, bo inaczej pewnie już zaczęłaby kląć. – Właśnie, jak tam młody? – zapytała o młodszego kuzyna. – Braciszek daje ci popalić? – zażartowała, sama doskonale wiedziała jak to było mieć brata. Gdy zeszła z toru, zaczęła ćwiczenia z ciężarkami. Wypomniała sobie w myślach, że nie wzięła ze sobą specjalnej gumy do ćwiczeń, ale cóż, same hantelki też dawały radę. Złapała po jednym do każdej dłoni, przyciągnęła je do klatki piersiowej i zaczęła z dużą siłą obracać się w talii i wracać do pozycji startowej – ćwiczyła w ten sposób wejście w rotację skoku. - Branie?! – zapytała z niedowierzaniem i zaśmiała się w głos. – Ta! Jasne! – pokręciła głową. – Jedyne co mnie tam brało to lodowe wszy – i wytknęła na kuzynkę język, cały czas chichocząc. – Zresztą to przez nie pół Hogwartu ma teraz białe włosy, potworne paskudy. Da się je wypędzić z włosów od razu, no ale kolor zostaje – wywróciła oczami, wciąż niezadowolona, że straciła swój złoty blond. – No ale wracając do Maxa! Brania nie mam ja, tylko wiedza mojego taty. Poprosił mnie o parę jego oryginałów z notatkami, wiesz, wersje przed tym jak mama je edytowała. Nie wiem po co mu to, ale mam wszystkie, więc co szkodzi dać – wzruszyła ramionami i zaczęła ćwiczyć wchodzenie w rotację na drugą stronę. – A co do wyrywania moja droga… – zmrużyła na nią podstępnie oczy. – Ja tutaj wracam do Hogwartu i na dzień dobry słyszę, że na nowo coś z Artiem kręcisz? Co tu się wydarzyło, kiedy mnie nie było, hmmm?
Symphony O. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : Piegi porozsypywane po całej twarzy
- A weź, cały czas są tak zapatrzeni albo na niego, albo na wysyłanie pocztówek twojej rodzince albo Milo – prychnęła niezadowolona, a to tylko po to by zaraz z powrotem się roześmiać. – Podobno poruszył ostatnio temat z rodzicami o mnie! Wiesz, on jednak widział, że się mną nie interesują, więc postanowił się ich zapytać czy jestem adoptowana. – Zaśmiała się. - Rozumiesz to? Ja, adoptowana – wybuchła śmiechem jeszcze bardziej, normalnie dalej nie mogła w to uwierzyć. Po paru minutowej przerwie również zabrała się za hantle i to tylko po to, by nie musieć oddalać się od kuzynki podczas tak ważnej rozmowy. Przez ferie okropnie się rozleniwiła, więc niestety musiała wrócić do początkowych handlów. Roześmiała się słysząc reakcję nastolatki na jej zaczepkę. - Wiedza twojego taty uhuhu, może planuje zabrać cię na randkę po świecie? – kontynuowała temat z bananem na twarzy. Jej całe roześmianie zniknęło jednak gdy ta wspomniała o Artiem. - Mówiłam Ci już tyle razy, że ja i Artie ze sobą nie kręcimy – wywróciła oczami. – Po za tym wiesz dobrze, że on nie jest w moim typie. – Zgarnęła swoje długie włosy za ucho by jej nie przeszkadzały. - No chyba, że to on ci coś nagadał, to już nie moja sprawa – stwierdziła, zdając sobie sprawę, że Artie byłby w stanie to zrobić tylko po to, aby powstały między dziewczynami jakieś melodramaty.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- ADOPTOWANA?! – wykrzyknęła, prychając przy tym śmiechem tak bardzo, że aż nos ją zabolał. Nic sobie nie robiła z tego, że mogły zwracać zbyt dużą uwagę. Ten tekst był złotem i po prostu nie mogła się nie zaśmiać w głos. – Merlinie! Ja to bym mu chyba powiedziała, że sam jest adoptowany! Co za koleś! – pokręciła głową z niedowierzaniem. Kochała Symphonie całym sercem, uwielbiała ich ploteczki, śmiechy i żarty i spędziłaby każdy możliwy czas na rozmowie z nią, ale gdy wspomniała o randce, to aż uniosła na nią brew z niedowierzaniem i miną mówiącą „no tobie chyba na szare komórki poszło” (oczywiście wciąż z miłością do kuzynki). - Z całej dostępnej mi wiedzy, to niemożliwe – uśmiechnęła się do niej głupkowato, naprawdę szukała plotek tam, gdzie ich nie było. – Ale za to na zwyczajny wypad, po kumpelsku, bym się zgodziła. Gość pewnie z pół świata zjeździł, dałabym się porwać na taką przygodę, nie powiem – bo oczywiście, że ciągnęło ją na wyprawy, była w końcu książkowym przykładem Seavera. Gdy wystarczająco długo i na obie strony poćwiczyła gwałtowne i silne wejścia w rotacje, weszła na lewitujące maty, wciąż z ciężarkami w rękach. Gdy mata uniosła się, ona ustawiła się jak do wybicia do skoku, a następnie faktycznie skoczyła z obciążeniem, wyrotowała kilka obrotów i wylądowała na jednej nodze, starając się utrzymać balans. To była całkiem niezła symulacja lądowania w figurowym na wodzie. I świetny trening dla mięśni. - Wiem, wiem – machnęła ręką i skoczyła po raz kolejny. – Po prostu ty to mówisz, Artie to mówi, a jakimś cudem ploty wciąż krążą – pokręciła głową. Poruszyła ten temat bardziej dla zaczepienia kuzynki, bo ufała im w pełni, że nie zatajali przed nią prawdy. No ale podroczyć się zawsze było można. – W sumie ciekawe, kto tak cały czas je rozpuszcza? – zastanowiła się, bo szczerze nie wiedziała, kto mógłby wpaść na ten pomysł.
Symphony O. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : Piegi porozsypywane po całej twarzy
- A weź dziewczyno! – także cały czas śmiała się. – Ja nie wiem co mu do głowy wpadło! Ale podobno nawet moi rodzice byli w szoku! – Dodała. Nie wiedziała, czy ma się śmiać czy płakać… Z jednej strony fakt, że jej brat powiedział jej, że prawdopodobnie jest adoptowana mega ją rozbawił, bo jednak to ona była pierwszym dzieckiem, ale z drugiej strony… To było bardzo przykre, że właśnie tak jej młodszy brat widział relacje szatynki z ich rodzicami. - Zwyczajny wypad po kumpelsku… Słuchaj no to wciąż brzmi podejrzanie, ile on ma lat w ogóle? 30? – prychnęła. Była szczęśliwa, że jej kuzynka znalazła kogoś kto dorównuje jej z pasją… Ale cały pomysł tej wyprawy nie brzmiał za dobrze zwłaszcza, że to był Maks… Maks Solberg. - Nie wiem czemu te ploty wróciły! Jakby wtedy jeszcze byliśmy dziećmi… Chcieliśmy sobie czasami dopiec, ale teraz jesteśmy już prawie dorośli – skrzyżowała ręce na piersi. – Sama chciałabym wiedzieć kto je rozpowiada uwierz mi… Ukatrupię jak się dowiem kto to. – Dodała i mocniej zacisnęła dłoń na swoim przedramieniu. Symphony miała już serdecznie dość plotek, które chodziły po Hogwarcie o niej i o Artiem. W czasie gdy Remy dalej ćwiczyła i zdążyła robić kolejne ćwiczenie, to ta jeszcze stała w miejscu i zastanawiała się co ze sobą zrobić.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- No powiem ci, jeżeli to zszokowało nawet TWOICH rodziców, to musiał nieźle pojechać! – prychnęła śmiechem. – Ile bym dała, żeby zobaczyć ich miny podczas tej rozmowy! Merlinie! To musiało być piękne! – i aż złożyła się w pół ze śmiechu. I chociaż już prychała ze śmiechu, prychnęła znowu tak mocno, że omal nie spadła z lewitującej maty. Aż jej handelek poleciał prosto pod nogi Symphony, omal jej nie uderzając! - Na Merlina Simcia przepraszam! – ale nie brzmiała zbyt poważnie, kiedy cały czas zanosiła się chichotem, którego nie umiała powstrzymać. – Ale to akurat trochę twoja wina! Teraz to ty pojechałaś jak długo z wyobraźnią! – wystawiła do niej język, kiedy kuzynka podała jej handelek i znów skupiła się na ćwiczeniach. Tym razem robiła deadlifty na jednej nodze z wyskokiem po nich. – Max ma dziewiętnaście! Wierzyła na słowo swojej kuzynce, szczególnie, że przecież na co dzień widziała ich w szkole i nawet szczególnie ze sobą nie utrzymywali kontaktów. Ot zwykła znajomość z jednego domu i klasy. I zdecydowanie też nie miała pojęcia, kto te ploty roznosił. - Jak się dowiem, to nie tylko ci powiem, ale ruszę na wojnę z tobą i moimi łyżwami – uśmiechnęła się do niej diabelsko. – Wiesz, może ten ktoś, kto to rozpowiada się w tobie buja? Chce zwrócić twoją uwagę takimi głupimi plotami… No albo w Artiem. W jednym z was – mrugnęła do niej znacząco, jakby czekała na ploteczki z jej życia osobistego. – To co tam, poderwałaś sobie kogoś, kiedy mnie nie było?
Symphony O. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : Piegi porozsypywane po całej twarzy
- Nic mi nie mów! – dalej śmiała się w głos. – Uwierz mi, ja też! Chociaż nie wiem czy byli bardziej załamani przez jego pytanie, czy przez to jak mnie wychowywali. – Starła z policzka łezkę, która aż poleciała jej ze śmiechu. Wystraszyła się ogromnie i podskoczyła aż gdy handel przeleciał jej pod nogami. - Remy! – krzyknęła spłoszona. Niechętnie podała jej handel z powrotem, jej wcale co nie śmieszyło, mogła stracić czucie w stopie! No dobra… Może nie do końca, ale na pewno by ją bolało! - Dziewiętnaście a trzydzieści… Wielka mi różnica, wciąż jest stary! Za stary! – odpowiedziała jej załamana, naprawdę się o nią martwiła i o to co Maks będzie próbował jej zrobić. Mimowolnie zaśmiała się pod nosem kompletnie zapominając, że przed chwilą była na nią zła. - Oh błagam! Zgarnijmy ekipę i wyruszmy na wojnę – cały czas cicho chichotała. – Ktoś kto się we mnie buja? A weź… Wiesz dobrze, że moja pierwsza miłość nigdy nie przyszła i prawdopodobnie nigdy nie przyjdzie. – Odparła Było to dla niej nieco przykre, większość osób w jej wieku zapewne już randkowało i miało swoje drugie połówki, planowało przyszłość, a szatynka wciąż miała jedynie Louis’a. - Na to pytanie to ja nawet nie odpowiadam, uznam to za pytanie retoryczne – wywróciła oczami, wciąż nie w humorze.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Przepraszam! Przepraszam! – krzyknęła na jej krzyk, równie przestraszona, że jej wyleciał. Kontynuując ćwiczenia upewniła się pięć razy, że teraz pewnie trzymała go w dłoni i na pewno nie mógł jej się wysmyknąć. To znaczy, całkowitej pewności nigdy nie było, ale teraz przynajmniej świadomie pilnowała swojego chwytu, wykonując kolejne deadlifty na jednej nodze i podskoki. - I beg your pardon? – powiedziała teatralnie wręcz angielskim głosem. – Druga zasada Seaverów, nigdy nie jest się za starym na przygody! – zażartowała, tak naprawdę nie wiedziała, czy ta zasada miała taki numer, aczkolwiek była pewna, że takowa istniała, znając ich rodzinę. Wojna z ekipą brzmiała zdecydowanie jak dużo ciekawszy pomysł na spędzenie popołudnia, niż czytanie książek z zaklęciami. Tylko istniał jeden problem – najpierw trzeba było wiedzieć, kim była osoba, z którą na wojnę się szło. - Może ta miłość się tylko chowa? – wyćwierkała, ale postanowiła dłużej nie zadręczać kuzynki takimi domysłami. – Spokojnie, moją pierwszą miłością od prawie siedmiu lat są łyżwy, nie spodziewam się, żeby to się szybko zmieniło – zaśmiała się, wywracając oczami w rozbawieniu, bo naprawdę nie podejrzewała, że komuś chciałoby się z nią wytrzymywać, kiedy jej grafik składał się głównie ze sportu. A co do sportu samego i zawalonego grafiku, na tym skończyła bardziej zaangażowaną rozmowę, skupiając się na swoich przepisanych ćwiczeniach na balans, tylko raz na jakiś czas rzucając krótkie tematy Simci, przekazując jej większą część mówienia.
/zt
+
Symphony O. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : Piegi porozsypywane po całej twarzy
W końcu zajęła się jakimiś ćwiczeniami, teraz jednak jedyne się rozciągała, jakieś skłony przysiady i takie tam. - Nie mówię, że jest za stary na przygody tylko, że jest za stary dla ciebie – wywróciła oczami ponownie, bardzo niezadowolona. Przeszła po dłuższej chwili do rozciągania się na siedząco. - Co? Jak to się chowa? Że Artie czy, że ktoś inny? W sumie nie ważne kto to! To absurdalne – na chwilę przestała ćwiczyć i skrzyżowała ręce na piersi. – A weź, ty masz tyle znajomości, że na pewno połowa twoich przyjaciół na ciebie leci… Jesteś popularna i zabawna, i przyjacielska, wysportowana… A ja to co? – Tym razem jej humor zdawał się naprawdę pogorszyć, poniekąd zazdrościła kuzynce jej zapału, mądrości i piękna. Symphony zdawało się, że ona ani trochę nie ma żadnej z tych cech… Ponadto potrafiła być okropnie nie miła. Wstała w końcu z ziemi tracąc jakikolwiek zapał do dalszych ćwiczeń. - Chodźmy stąd, ludzie się na nas gapią – stwierdziła łapiąc Remy za rękę i ciągnąc ją w stronę szatni. – Nie przejmuj się mną, nic mi nie będzie… Chociaż wiem w jakim stanie cię stąd wyciągam. – westchnęła. Naprawdę myślała, że spędzi super czas z kuzynką i nie da się powiedzieć, że nie bawiła się wspaniale na ploteczkach! Ale jak szybko wchodził temat jej i miłości to nagle jej humor się pogarszał i to głównie przez samoocenę.
/zt x2
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Kazali jej się oszczędzać, to prawda. W sumie cytując, to kazali jej leżeć w łóżku, nie przeciążać się, nie narażać się, pod żadnym pozorem nie trenować, wstrzymać wszystkie treningi i leżeć w dormitorium. Hux też powiedział, że ma wolne od zajęć. Jednak dla Harmony była to tylko sugestia. Czego oczy nie widzą, prawda?
Pracownicy siłowni byli nieźle zaskoczeni, widząc dziewczynę z ręką w gipsie wchodzącą do środka, ale nikt nie kwestionował jej wyborów ani nie próbował zatrzymywać. W końcu była płacącą klientką. Przebrała się z lekkim trudem w strój sportowy i weszła do głównego pomieszczenia, w którym już czekał Jin.
- Hej! – przytuliła chłopaka na powitanie, a zaraz dała mu do ręki gumkę do włosów. – Mógłbyś mi pomóc? Mam trochę z tym problemu – zaśmiała się, unosząc rękę w gipsie do góry. – To co tam było, jak mnie nie było? Nie wynudziłeś się? – zapytała żartobliwie, oczywiście, że wiedziała, że z Milo się nie nudził, ale nie miała zamiaru się przyznawać, że znała wszystkie gorące ploteczki.
Bez zastanowienia wskoczyła na bieżnię, żeby się rozgrzać. Czy właśnie miała zamiar truchtać dwadzieścia minut po tym, jak trzy dni temu była w szpitalu ze złamaniem i wstrząsem? Tak, dokładnie tak. Może nie było to najmądrzejsze zagranie z jej strony, ale skoro trener nie zgadzał się jej przyjąć na trening – ponieważ miała odpoczywać! – to ona sama była sobie w stanie ten trening zapewnić.
Zaczęła powoli, marszem, starając się opanować oddech, który wyjątkowo dziwnie jej przyspieszał. Czyżby to właśnie jej ciało mówiło jej, że ni cholery nie powinna ćwiczyć? Że jeszcze nie wyzdrowiało i się nie zregenerowało? Najprawdopodobniej, co więcej zdawała sobie z tego sprawę i celowo je ignorowała. Brała głębokie wdechy, ignorowała rosnące zamglenie w umyśle i to nieustępliwe pulsowanie. Powinna się położyć, wiedziała to, ale nie mogła odpuścić treningu. Nie mogła odpuścić stracenia formy.
Więc się przycisnęła. Zwiększyła prędkość i ruszyła truchtem, omal przy tym nie mdlejąc. Nogi miała jak z waty i czuła, że wszystko co dziś jadła, czyli niesamowicie różnorodna dieta z naparu na powstrzymanie apetytu, podchodzi jej do gardła. Kurwa mać, zaklęła w myślach, zacisnęła zęby i po prostu biegła dalej. Gdy zerknęła w lusterko, widziała, że zrobiła się po prostu zielona na twarzy. Zamiast się chwilę zastanowić, że może to czas redefiniować swoje priorytety i wrócić do łóżka, ona po prostu włączyła wiatraczek w bieżni, jakby to miało naprawić jej problem.
Nie naprawiło. Ale przynajmniej było jej trochę łatwiej zapomnieć o tym, że czuła się tak, jakby cała krew odpływała z jej ciała. Jakim cudem się jeszcze trzymała na nogach? Nie miała pojęcia, chyba czystą, brutalną siłą musiała się przez to ćwiczenie przepchnąć, a znowu nie było to aż tak obce uczucie dla profesjonalnego sportowca. Wiele razy jeździła i ćwiczyła przez kontuzje, zazwyczaj mniejsze, ale to tylko kolejna z tych kwestii „ból siedzi w twojej głowie”.
Cóż, ból faktycznie BYŁ w jej głowie i czaszka jej puchła. Był też w biodrze, które po kilkunastu minutach zaczęło ją nieprzyjemnie ciągnąć. Stwierdziła jednak, że wytrzyma do końca rozgrzewki i dopiero wtedy weźmie kolejny z eliksirów przeciwbólowych, żeby wytłumić to, jak jej ciało na nią krzyczało. Tylko że gdy w końcu zeszła z bieżni, a kolana się pod nią praktycznie ugięły i zachwiały, jedyne co była w stanie zrobić to krótko rzucić do Jina:
- Muszę iść na chwilę do łazienki – i pobiec tam chwiejnym krokiem, żeby zwymiotować. Było jej cholernie niedobrze. Miała wrażenie, że te dwadzieścia minut docisnęło ją do granic możliwości, chciało jej się z tego powodu płakać.
Jednak tylko umyła buzię, przetarła pierwsze łzy i uderzyła się porządnie w policzki, aż zostały czerwone ślady. Musiała się pozbierać i ćwiczyć dalej. Musiała przyzwyczaić się do takiego nadwerężania zmęczonego ciała, jeżeli miała za trzy tygodnie wystartować. Musiała być gotowa na każdą ewentualność.
- To co zajmujesz – zapytała pozornie wesołym głosem, było jednak słychać, że jest znacznie słabszy. – Ja idę na chwilę na lekki sprzęt!
Po szkole już krążyły ploty o tym, że za niedługo mecz Quidditch'a. Jin-woo miał w planach brać w nim udział, w końcu był reprezetantem drużyny puchonów... Nie mógł tak sobie nagle powiedzieć "A może nie będę brać udziału? Takie słowa nawet nie wchodziły w grę. I choć normalnie brunet umie się poddać, powiedzieć "nie" jeśli chodzi o swój stan fizyczny... To tym razem nie miał prawa się poddać. Brzmiało to co prawda jakby nie było to o nim... Ale tak już to wygląda. Dla chłopaka quidditch jest bardzo ważny. W końcu nie bez powodu zgodził się na wspólne ćwiczenia z Harmony. Nawet po jej urazie...
- Witam - przywitał dziewczynę z lekkim uśmiechem na twarzy, choć zdziwił się nieco gdy ta go przytuliła... Mimo lekkiego spięcia się odwzajemnił jej uścisk. Nie przedłużając od razu związał jej włosy gumką, cóż... Może nie wyglądało to idealnie, ale się starał. - Nie nudziłem się, można nawet powiedzieć, że się martwiłem. Nawet teraz nie wyglądasz na w pełni siły - westchnął cicho. Był widocznie załamany stanem przyjaciółki, ale teraz już nie było odwrotu. W sumie to nie tylko się zamartwiał... Nawet chciał jej powiedzieć o tym, że jego myśli krążyły tylko wokół jednego tematu... Ale wolał opowiedzieć o tym, że się martwił.
Już więcej się nie odzywał. Skierował się w stronę tych mioteł, od razu wskoczył na jedną i cóż... Wskok był raczej słabym pomysłem, bo już po chwili z niej zleciał. Nie poddawał się jednak. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że taki wysiłek pomoże mu wygrać mecz.
Po paru sekundach i łyku wody znalazł się na miotle ponownie, trzymał się mocno i szło mu całkiem nieźle, choć nawodnienie się chwilkę przed wysiłkiem nie pomogło mu. Co gorsza... Zrobiło mu się nie dobrze, a na samą myśl o tym stracił równowagę i znów zleciał. - Co za cholerstwo... - przeklnął pod nosem ścierając pot z czoła. Na szczęście miał na sobie koszulkę na ramiączkach, więc nie było aż tak źle... No dobra może było. Bo wiele osób przyglądało się jego porażce, albo raczej jego mięśniom, które powoli odzyskiwał.
- No dobra... - odpowiedział Remy, która chyba nie czuła się najlepiej. Jeszcze przez chwilę patrzył się jak ta chwiejnie zmierza w kierunku łazienek... No to co teraz? Hyung stwierdził, że naprawdę znakomitym pomysłem będzie napisanie do Artiego na wizzengerze... Tak. Do tego z którym nie do końca się lubił. "Ej bo coś jest nie tak z Remy. "Nie wiem co robić pomocy
Czy to w ogóle był dobry pomysł? Nie miał zielonego pojęcia. Ale przynajmniej chciał pomóc.
W oczekiwaniu na Harmony wrócił do swojego miotlarskiego treningu. Tym razem do jej powrotu nie spadł ani razu! Pot się z niego lał i dyszał cicho gdy zleciał z miotły ale skierował w stronę przyjaciółki dłoń złożoną na kształt kciuka w górze, a w międzyczasie napił się wody. W końcu nie mógł się odwodnić.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Może i nie wyglądam, ale lepiej mnie nie lekceważyć! – zaśmiała się, jakby była gotowa podbijać świat.
Po dwudziestu minutach jedyne co podbijała, to łazienkę. Miała jednak nadzieję, że po tym małym incydencie już wszystko, co miała w żołądku, czyli niewiele, nie będzie jej przeszkadzać. Wracając wzięła jeszcze ze sobą eliksir przeciwbólowy, których dostała cały zapas.
Tak jak powiedziała Jinowi, poszła na lekki sprzęt, zaczynając od gumy i przywiązała ją do jednego ze szczebelków drabinek. Gumę tę złapała w ręce, odchyliła się trochę, tak, by ciężar ciała mieć bardziej na piętach i zaczęła robić bardzo szybkie zwroty tułowiem o 90 stopni. Ćwiczyła w ten sposób wejście w rotację podczas skoku, siłę swoich bocznych mięśni brzucha, samą siłę potrzebną do wprawienia się w obród i ogólną wytrzymałość na niego. Przed pełnym obrotem zatrzymywała ją guma, a jej opór sprawiał, że i musiała mocniej napinać boczne, żeby doprowadzić do tej jednej czwartej zgięcia. Z kolei tempo – jedno po drugim, bez przerwy nawet na oddech, wypracowywało ekslozywność jej ruchów. Musiała ostro ćwiczyć, jej ciało po wypadku było co najmniej niewspółpracujące i nawet jeden, bardziej gwałtowny ruch wywoływał u niej zawroty głowy i mdłości. Jeżeli chciała startować i osiągać dobre wyniki po wypadku, nie było wyjścia jak postawić się raz dwa na nogi, wszystko ignorować i przyzwyczaić się do tego, że będzie ciężko podczas rotowania.
Trzy minuty na stronę takich obrotów i po pięć razy na każdą. Kiedy skończyła, mięśnie brzucha jej płonęły, a ona sama była niemalże nieprzytomna. I spocona. Tragicznie spocona. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak się męczyła robiąc cokolwiek. Mięśnie drżały równie mocno jak jej oddech. Znów miała rozmazany przed oczami obraz, a najchętniej, to padłaby na ziemię.
- Otworzę okno… – mruknęła z największym trudem i tytanicznym wysiłkiem podeszła do najbliższego okna, wystawiając przez nie głowę i zaciągając się przyjemnym, kwietniowym powietrzem. – Przysięgam, normalnie jestem dużo wytrzymalsza – uśmiechnęła się słabo i wróciła na swoje miejsce, tym razem faktycznie decydując się na wypicie swojego eliksiru przeciwbólowego.
Kolejnego.
Może chociaż trochę przez kolejną część treningu zacząłby działać, szczególnie, że planowała przejść do faktycznego oddawania skoków. Ale najpierw rozgrzanie miednicy i bioder. Aż się skrzywiła, jak pomyślała o rozciągnięciu swojej prawej strony, która bolała gorzej od złamania nawet, kiedy próbowała usiąść czy się położyć. Co dopiero jak miała zacząć tymi mięśniami potężnie pracować.
Przełknęła ślinę. Raz kozie śmierć.
Spróbowała zrobić jak najbardziej dociśniętego do ziemi groinersa, wręcz jakby próbowała przejść się jak pająk… Tylko że w połowie po prostu się wywróciła z bólu.
- Kurwa – syknęła, podnosząc się na zdrowej ręce. Ciężko wciągnęła powietrze. – Mam nadzieję, że tobie idzie lepiej? – obejrzała się na Jina z wymuszonym uśmiechem, przetrzymując całe rwanie w mięśniach i ścięgnach, gdy powtórzyła groinersa.