Restauracja z autentycznym amerykańskim jedzeniem i napojami oraz ekscytującymi smakami, takimi jak, słynne hamburgery, gigantyczne żeberka i steki, nadziewane łódki ziemniaczane - Loaded Potato Skins, dania z grilla z oryginalnym sosem Jack Daniel’s i amerykański klasyk - Long Island Iced Tea. Kelnerki pracujące w tym miejscu mając typowy strój kelnerski, włosy zawsze związane w wysokiego kuca oraz czerwone usta. Mimo "pechowej" nazwy lokal cieszy się dużym zainteresowaniem, być może dlatego, że zaraz po wejściu do jego wnętrza u boku gościa materializuje się (jeśli takowego posiada) mini imitacja patronusa, z którą wspólnie można zjeść posiłek.
Dostępny asortyment:
Napoje: ■ Long Island Iced Tea ■ Cola cola z dodatkiem dymnicy ■ Yin i Yang
Dania: ■ Mc Magic ■ Żeberka BBQ ■ Zapiekanka makaronowa z serem ■ Pancakes z syropem klonowym i jagodami z jemioły (pozwalają zapomnieć o troskach dnia - czas działania 1 h) ■ Grawer kirilija ■ Malinowy zawrót głowy ■ Płetwalki
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Wiedziała, że praca kelnerki nie jest łatwa, a jeszcze trudniej było wrócić do rzeczywistości po dłuższej nieobecności, która spowodowana była wyjazdem do Luizjany. Ubrana w odpowiedni strój, będący wymogiem restauracji krzątała się po jej powierzchni wycierając stoliki, aby przygotowane były na przyjęcie gości. Do otwarcia zostało zaledwie pół godziny, a jej koleżanki wciąż jeszcze nie było. Z cichym westchnięciem wzięła tacę z baru, wykonując zgrabny piruet po czym zaczęła rozstawiać przyprawniki na stołach. I woke up wondering Questioning. How'd this begin? How'd things get so out of place? Feels like we're keeping score. Everyday's like before But we both losing this gamę. - zaczęła nucić pod nosem poruszając przy tym zmysłowo biodrami. Odstawiając ostatni serwetnik na wypolerowaną powierzchnię tanecznym krokiem podeszła do drzwi otwierając ich zamek. Spojrzenie zielonych tęczówkach przemknęło po zegarku wiszącym na przeciwległej ścianie upewniając się, że wybiła odpowiednia godzina. Odstawił tacę za bar, przy użyciu różdżki podgrzewając dzbanki z kawą, by następnie włączyć szafę grającą. - Cześć, Gab. Wybacz spóźnienie - przywitała się Loren, którą blondynka przywitała z szerokim uśmiechem. - Nie ma problemu - odpowiedziała, marszcząc czoło, kiedy zobaczyła minę koleżanki. - Co jest? - zdążyła zapytać, a brunetka już stała przy niej ze szminką w dłoni. Gab wywróciła oczami od razu wydymając lekko usta, wiedząc, że wszelki opór skazany jest z góry na porażkę. Przez kilka pierwszych dni próbowała się buntować jednak czerwone niczym dojrzałe truskawki usta były wymogiem restauracji, podobnie jak strój czy wysoki kuc. - Ja zajmę się sztućcami, ty możesz ogarnąć szkło - oznajmiła rozdzielając pracę. Wzięła czystą szmatkę, którą zaczęła przecierać najpierw widelce. - Nigdy nie zrozumiem dlaczego robisz to ręcznie - zaśmiała się Loren, patrząc na Puchonkę, co ta skwitowała wzruszeniem ramion. Gabrielle doskonale wiedziała, że mogłaby do tego użyć różdżki, jednak jej zdaniem robienie tego własnoręcznie było lepsze, wtedy miała pewność, że każda sztuka świeci tak, jak powinna. Dzwonek nad drzwiami zabrzęczał dając znać, że w knajpie pojawił się pierwszy klient. Obie kelnerki uniosły automatycznie głowę - Levasseur mrugnęła do koleżanki porozumiewawczo. - Dzień dobry - przywitała się z uroczym uśmiechem na ustach - Mam na imię Gabrielle i dziś będę państwa kelnerką - dodała wyuczoną na pamięć regułkę....
Minął już ponad tydzień, odkąd wrócili z ferii, a on nadal nie mógł przywyknąć do swojego terminarza i ciągłych obowiązków, które narzucała mu szkoła i praca. Chyba za bardzo rozluźnił się na tym wyjeździe i zwyczajnie trudno mu było teraz się ogarnąć. Ale na szczęście miał znajomych, którzy skutecznie odciągali go od wymuszonych zajęć codziennych i nie runęły one na niego taką chmarą i tak nagle. Dlatego właśnie postanowił napisać do Fredki, której nie widział od tamtego pamiętnego dnia w igloo, kiedy to Eskil przyniósł ją z gór na własnych rękach, po tym jak usłyszał od niej proroctwo. Był ciekaw jak się po tym wszystkim czuje, bo wyszła wtedy roztargniona i bardzo nerwowa. Tak jak napisał w liście, próbował ją potem gdzieś złapać, ale nie bylo mu to dane. Teleportował się na główną ulicę magicznej wioski, skąd miał dosłownie kilka kroków do Black Cat Diner. Wszedł do środka, odnajdując wzrokiem jakiś wolny stolik, rozpłaszczając się i sięgając po dwie karty, zabierając je z baru, aby za moment wylądowały na blacie pustego stolika. Czekając na dziewczynę, przeglądał menu w poszukiwaniu czegoś nowego, czego jeszcze w tym lokalu nie próbował. Raz po raz zerkał w stronę wejścia, kiedy drzwi sie otwierały, oczekując widoku nadchodzącej Moses. A kiedy wreszcie ją zobaczył, wyprostował się na siedzeniu i uniósł znacząco brew omiatając spojrzeniem jej sylwetkę, lekko kręcąc głową. - Siema, dresik musi być, co? - przywitał ją oryginalnie, oczywiście nie mogąc powstrzymać sie od skomentowania jej stroju, bo przecież był Hujterem, który mówił co myślał i nie zawsze zadawał sobie trud aby te słowa wcześniej przeanalizować, czy aby nie są zbyt chamskie.
Minęło tak mało czasu od ferii, a mam wrażenie, że wydarzyło się więcej niż przez pobyt w Norwegii. Oczywiście tam też nie brakowało mi atrakcji, przyjemniejszych oraz tych znacznie mniej, ale to co się wydarzyło później przebiło moje najśmielsze oczekiwania co do zwykłego meczu qudditcha, szczególnie że ten jakoś specjalnie mnie nie interesował; poszłam tam tylko w ramach przyjacielskiego kibicowania Brooks, a wywiązała się z tego krwawa jatka. Dlatego z przyjemnością przyjmuję propozycję Huntera, która mogła być moich wytchnieniem od moich nieznośnych i bardzo agresywnych przyjaciół. Nie jestem pewna kto z naszej trójki ma na siebie najgorszy wpływ. Nawet nie wiem, że mogłabym dyskutować z Dearem o kwestii problematycznych trójkątów. Tylko w naszym nie wszyscy ze sobą sypiali (tylko część). Wchodzę do Black Cat, rozglądając się za Ślizgonem i zdejmując z siebie dużą, oczojebną, różową kurtkę oraz ściągając czapkę. Widząc przyjaciela macham do niego lekko i zmierzam w jego kierunku. Rozkładam się na siedzeniu naprzeciwko niego i unoszę brwi na jego żałosny tekst na powitanie. - Bycie debilem, nie minęło przez ferie, co? - zagaduję uprzejmie i biorę kartę dań do ręki. Oczywiście, że mam na sobie wąski dresik. Po co miałabym się stroić, skoro moje wygodne ciuszki w zupełności wystarczają, na osiągnięcie wszystko co chcę? Zamawiam sobie powiększony zestaw Mc Magica i Long Island. - Zamawiamy potem whisky? Mam ochotę się trochę ujebać - oznajmiam z przynajmniej lekką dozą optymizmu, że dzisiejszy wieczór spędzę na plotkach z ziomkiem, spuszczeniu z pary, bez żadnych problemów z resztą moich ziomków. - Jak tam, babcia ziomka żyje? - pytam na początek, może mało empatycznie; chociaż wcale nie chciałam o tym gadać, nie mogę się powstrzymać od tego pytania. Prędko jednak przechodzę też do kolejnych pytań. - A i po chuj z Boydem chcesz gadać? - dodaję ze zmarszczonymi brwiami, bo z listu zrozumiałam, że chodzi o całą bitkę, nie wiedząc, że jak zwykle zakładam źle.
Coś tam słyszał a propos bijatyki, do jakiej doszło po meczu Slythu z Ravem, ale kompletnie nie wiedział o co chodzi, tym bardziej, że brali w niej udział nie Ślizgoni, i Krukoni - jak sie można było się spodziewać - ale Krukoni i Callahan, który chyba nawet jak śpi to prowokuje do bójki. Uslyszal tez od kogoś, że w samym środku tego bagna byla też sama Fredka, co nieco go zdziwiło. Ale fakt faktem chciał się z nią spotkać już dawno, choćby dla wypicia jednego piwka, przegryzionego McMagic'iem. Nie miał pojęcia, że jest teraz taka rozdarta prze klótnie dwójki przyjaciół i bardziej niż zwykle przyda jej się posiadówka z procentami. Kiedy się pojawiła i usiadła naprzeciw niego, nie był w stanie jej nie zaczepić bardzo pochlebnym komentarzem na temat jej luzackiego stroju, w nawiązaniu do ich ostatniej rozmowy podczas wybierania prezentów świątecznych w Hogs. Ale wiedział, że Puchonka nie weźmie tego na poważnie, dlatego mógł sobie na to pozwolić. On też przecież nie obrażał sie na jej przytyki i teksty podobne do tego, którym obdarzyła go w odpowiedzi. - To tak szybko nie mija - rzucił z rozbawieniem, rozsiadając się wygodnie w loży, kładąc ramiona na oparciu siedziska. Po chwili, kiedy przyszła kelnerka, naturalnie na jego twarzy zagoscił zalotny uśmiech, który zwyczajnie musiał się pojawić. Też zamówił sławnego burgera i oczywiście cole. - A co tak Cie wzięło? Facet Cie rzucił? - wypalił bez większego zastanowienia, przez co przez chwilę musiał zastanowić się czy czasem ostatnio nie widział jej w towarzystwie jakiegoś chłopaka, bo mógł palnąć naprawdę nieśmieszny dowcip. Ale nie kojarzył, żeby się w kimś jakoś tak konkretnie bujała. Usłyszawszy pytanie o babcie Eskila nieco spoważniał, przypominając sobie tamten dzień, kiedy to oboje z Clearwaterem zeszli z gór. - Z tego co mi wiadomo, to tak. Ale podobno to staruszka po setce, także niby nie ma się czemu dziwić, ale jednak to jego jedyna bliska rodzina - może zabrzmiało to zbyt emocjonalnie, ale tak naprawde Hunt też wolał nie mówić na ten temat. Już wystarczyło mu, że Eskil dołował się przez to w rozmowie z nim, wcale nie musieli teraz też wałkować tej wizji. Tym bardziej, że dla Moses też nie było przyjemne wspominanie samej przepowiedni. Widział ile wysiłku ją ona kosztowała i nie zazdrościł jej. W międzyczasie, kiedy tak gadali, kelnerka przyniosła im napoje, a chłopak od razu przyłożył plastikowy kubek do ust, by pociągnąc łyka słodkiego napoju przez rurke. - A co? Nie moge? Jesteś jego osobistem bodyguardem? - cisnął od tak po prostu, czując w jej słowach pewnego rodzaju zdziwienie. Byli skłóceni, o czym pewnie Freds mogła nie wiedzieć, ale to nie oznaczało tak wielkiego poruszenia przez to, że chce pogadać. - Chciałem ogarnąć ten kwas, co to między nami się zrobił jakiś czas temu. Ale nie wiem czy teraz po tym jego wypadku i tym jak zerwał z Bonnie nie dołoże jeszcze do pieca...
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Nie wiem czemu Huntera dziwiło, że byłam w samym środku bagna, w którym wylądowała moja przyjaciółka. W końcu uwielbiałam wchodzić w największe gówna, z wielkim rozpędem. Jednak faktycznie też nie miał pojęcia jak delikatna stała się ta cała sytuacja przez to, że każdy z naszej trójki uwielbiał utrudniać sobie życie. Po kilku przyjacielskich przytykach rozsiadam się jak pan na kanapie i zamawiam sobie kupę żarcia z szalonym uśmiechem. Słysząc jednak komentarz Huntera, czerwienię się durnie i wyciągam długą nogę, by kopnąć go w goleń pod stolikiem. Szczerze mówiąc jestem przekonana, że po prostu zauważył, że raz ostatnio na OPCM przyszłam w ciuchach Boyda (nawet zapomniałam założyć odpowiedni znaczek) i zwyczajnie sobie ze mnie szydzi w te kwestii. Może dobrze, że tak pomyślałam, przynamniej żyłam w przekonaniu, że chociaż trochę obchodzę mojego przyjaciela! - Nikt mnie nie rzucił, plus nadal nie wchodzę w żadne durne związki - przypominam mu moją dawną regułę; chociaż przy Brooks mogę opowiadać sto różnych dowcipów na tematy seksualne dotyczące mnie, okazuje się, że kiedy ktoś oskarża mnie o uczucia i inne przywiązania, zachowuję się jak zawstydzony dureń (jeszcze większy niż zwykle). - A tobie w końcu udało się wyruchać dziennikarkę, czy cały czas sapiesz za nią jak psidwak? - pytam oczywiście o Robin z którą siada w ławkach. Ja też nie chcę mówić na temat szalonego wila i jego babci, więc jedynie kiwam ponuro głową. Nie sądzę, że jest to najlepszy moment na wywlekanie tej historii, chciała tylko upewnić się, że wróżba się (jeszcze) nie spełniła. Słysząc zdziwione pytanie Huntera, rzucam mu równie zaskoczone spojrzenie. Rzucam w chłopaka frytką, która leży na mojej tacce. - Po chuj mi to piszesz w liście, skoro mam nie pytać? - mówię nie wierząc w nieogarnięcie ziomka, kręcąc głową biorę gryza Mc Magica i słucham z zainteresowaniem co Dear mówi. - Bonnie? - pytam najpierw głupio, bo zastanawiam się kiedy to było, że Hunter ją wspomina. Nigdy w sumie nie pytałam Boyda. - Eeee... nie wiem, pytasz mnie o opinię czy coś? Jeśli ją chcesz to wydaje mi się, że już trochę mu lepiej po tym wypadku... ile tam się da po tak krótkim czasie... No i Bonnie chyba przebolał też - mówię i aż chichoczę bezsłownie (bo właśnie biorę kolejny kawałek burgera), jedynie machając ramionami. - Więc jeśli akurat o to się martwisz, to czill, mordo. O co się pokłóciliście? - dodaję jeszcze nadal jedząc sobie niefrasobliwie.
Spotkania z Freds zawsze wyglądały tak samo. Wiecznie zachowywali się jak para kretynów, których śmieszyło obrażanie siebie nawzajem, narzekanie i wspólne wypalenie paczki papierosów w przeciągu pół godziny. Każdy miał swojej ulubione spędzanie wolnego czasu, a jeśli chodziło o tę dwójkę to zwyczajnie czuli się na tyle swobodnie w swoim towarzystwie, że aż czasem przeginali i z boku z pewnością wyglądało to niesmacznie i żałośnie. Zarzucając Puchonce zerwanie z chłopakiem, jako powód jej chęci do nawalenia się whiskey, chciał tylko ją trochę poruszać, bo o ile gdzieś tam zauważył, że czmycha w nieswoich bluzach, o tyle nie miał zielonego pojęcia o tym, że sypia z Boydem. Gdyby to wiedział... cóż, pewnie niewiele by to zmieniło, ale z pewnością byłby w niezłym szoku. Co prawda cała trójka znała się dość dobrze i trochę dla Deara było to jak ruchanie własnej siostry, ale to ich sprawa, prawda? Ale nie wiedział o ich małym sekrecie. - A w "niedurne"? - spytał głupkowato, nie mogąc się powstrzymać, kiedy usłyszał jej standardową odpowiedź. Ich temat numer jeden: związki są be. Narzekać na nie zawsze lubili, ale także ogadywać połowę par w Hogu. W końcu sami się proszą, jak obściskują się na korytarzach i robią dramy przy śniadaniu. Ale Hunter widział, że Fredka tak dziwnie się jakoś tak dziwnie przy okazji wspomnienia o facetach, przez co, to go zaalarmowało. Spojrzał na nią podejrzliwie i dodał: - Moses, co jest grane? Tylko nie mów, że nic, bo widziałem Cię kilka razy rozczochraną jak wychodziłaś zza rogu. Układ "tylko seks"? - nie tyle, że chciał za wszelką cenę coś z niej wyciągnąć a propo tego fagasa, z którym się chowają po kątach, ale zwyczajnie był ciekawy co zmieniło się u dziewczyny jeśli chodzi o podejście do tego typu rzeczy. Rzadko kiedy gadali tak całkiem szczerze i poważnie bez śmiechów, ale wiedział, że to nie jest niemożliwe z Puchonką. Usłyszawszy jej kolejne słowa, zamrugał kilka razy po czym po prostu parsknął śmiechem. - A co? Zazdrosna? - rzucił po chwili, upijając kolejnego łyka coli i prostując się, by oprzeć o oparcie siedziska. - Po pierwsze: nie sapie do niej, a po drugie: wcale nie postawiłem sobie za cel zaliczenie jej. Czasami, Freds, mam wrażenie, że to Ty piszesz te brednie w Obserwatorze, słowo daje... - skomentował jeszcze, z rozbawieniem kręcąc lekko głową z niedowierzaniem. Zrobił unik, kiedy zaatakowała go frytką, alei tak dostał w bark. Pokazał jej czubek języka, po czym kontynuował swoją wypowiedź na temat Boyda. Nie był pewien czy kiedyś wspominał jej dlaczego tak naprawdę-naprawdę nie gadają z Callahanem. To była dluuuga historia. - Tak, pytam o opinie, czy według Ciebie to dobry moment, żeby przeprosić tego patafiana. - odparł po jej wywodzie na temat stanu psychicznego i fizycznego byłego kumpla. Cóż, pewnie nigdy nie będzie dobrego momentu, bo jednak gdyby Dear chciał się pogodzić, to musiałby pierwszy wyciągnąć rękę do Boyda - czego nie znosił robić - a to w tego względu, że wtedy to on zaczął kłótnie o gówno i skończyło się jak się skończyło... Po chwili też zabrał się za swoją kanapkę i wpakowując do buzi prawie połowę jej, usłyszał pytanie, które dla niego nie miało znaczenia, ale najwidoczniej dla dziewczyny wręcz przeciwnie. - Nawet, kurwa nie pamiętam. Coś nam odjebało, wiesz jak to jest. Pieprznąłem coś na temat Quidditcha czy coś, ten wziął to do siebie, a ja miałem zły dzień, więc brnąłem w to, widząc, że jego to rusza. Generalnie to o całe gówno poszło, ale jednak. - odparł leniwie, wzruszając ramionami i przeżywając potężnego kęsa burgera, którego po chwili popił słodkim napojem. - Słuchaj, znasz mnie i znasz jego. Myślisz, że jest sens teraz to prostować?
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
To prawda, większość osób pokręciłaby głową z zażenowaniem na nasze idiotyczne gadki, polegające w dużej mierze na przekomarzaniu się, jakby nie było końca karuzeli żenady, którą można by było wywołać na twarzach słyszących to osób. Na szczęście, rzadko kiedy ludzie musieli faktycznie się wsłuchiwać w pierdoły, którymi się dzieliliśmy. Szczerze mówiąc to wcale nie był sekret. Nie obnosiłam się z tym oczywiście wprost, ale gdyby ktoś zapytał, na pewno bym nie zaprzeczyła, tylko gorliwie przytaknęła plotce. Nie wstydzę się nigdy mojego niespecjalnie dobrego prowadzenia się. A kwintesencją jego było wybranie sobie na romansowanie chłopca z tytanową ręką o tragicznej reputacji bijatyki. Chociaż z jednej strony przeczę sama sobie, bo właśnie głupio się zachowuję nie mówiąc wprost Hunterowi, tylko rumieniąc się jak dziewica. - W niedurne tym bardziej, nie obrażaj mnie. Jakbym w jakiś weszła, byłby w chuj najdurniejszy ze wszystkich - mówię ze szczerym, głośnym śmiechem na całą szanowaną restaurację. W końcu związki są paskudne, za to stwierdzenie przybijaliśmy sobie piątki raz za razem. Dlatego mieliśmy wspólną, niesamowitą siłę pakowania się w jeszcze głupsze relacje. Wywracam oczami na te pytania. - Zawsze jestem rozczochrana - zauważam najpierw z bystrością, którą mogliby pozazdrościć Krukoni. - Pewnie, że tylko seks - dodaję jeszcze, wzruszając po prostu ramionami, nie widząc powodu, by tego kryć, skoro faktycznie chce wiedzieć. Śmieję się ponownie na słowa Huntera. - To byłby plottwist! Jakbym ja pisała Obserwatora. Obstawiam jednak, że to twoja nowa dziewczyna - mówię z zadowoleniem, pakując kolejną frytkę tym razem do buzi, nie na Deara. - No pewnie, zazdrosna w chuj. W końcu uważasz się za najlepszą dupę w szkole, nie? O przepraszam, nie chcesz zaliczyć. Więc co. Jednak miłość? - pytam machając rzęsami kokieteryjnie, jakbym udawała właśnie zawstydzoną Doppler. Unoszę do góry brwi na pytanie Huntera, nie będąc pewna czy wkręcać go, że to świetny pomysł, dla samej draki. Jednak mimo wszystko lubię tego durnia z którym właśnie wpierdalam hamburger jak bardzo nie-dama. I nie chcę go nadziać na żadną tytanową rękę. - Boyd ma swoje własne problemy, nie sądzę, że to dobry czas na wpierdalanie się z tym. Chociaż może przeprosiny by dobrze mu zrobiły. Coś spoko w jego życiu - waham się nagle lekko, bo nadal nie rozumiem sytuacji, którą marnie mi nakreślił Hunter. - Ale musiałbyś zrobić to super szybko. Bo cały czas coś pierdoli, że gdzieś wyjedzie niedługo. Ostatnio po seksie kazał mi losować kraj na globusie i całkiem się zajarał kiedy trafiłam na jakiś Madagaskar. Znaczy nie obstawiam, że tam wypierdoli, ale gdzieś na pewno. Może jak wróci z chujwieskąd z nim pogadaj lepiej? Albo napisz mu rzewny list - proponuję tak naprawdę całkiem rozsądnie próbując jakoś rozwiązać ewentualny konflikt interesów chłopców, których lubiłam. Oczywiście kompletnie nie ogarniając wszystkiego co właśnie zdradziłam mu o sypianiu z Boydem, jakoś zwyczajnie nieświadoma mojej paplaniny.
Już widział siebie, idącego korytarzem w kierunku rozczochranej Fredki i pytającego z kim to przed chwilą bzykała się po kątach. Super, może by mu powiedziała, ale jakoś nie miał w zwyczaju zaglądać ludziom do łóżka i mało go obchodziło z kim ona sobie tam sypia. Tak twierdził, nie wiedząc, że tym kimś jest Boyd. Trochę więcej miałoby to znaczenia, gdyby to wiedział. Ale tylko trochę. - To jakby nie patrzeć, durne jak każde nasze relacje. - mruknął pod nosem, jakby do siebie, bo przyszedł mu do głowy kontrargument, że w takim razie co mają do stracenia, skoro wszystko jest "durne", jednak nie wypowiedział tego na głos, w porę karcąc się w myślach. Przecież nie jest zwolennikiem związków, więc nie będzie teraz nagle dawać jakichś aluzji. Było mu dobrze, jak było. - Ale wtedy byłaś "rozruchana". - zaznaczył śmiejąc się z tej gry słów, a jednocześnie nawiązując do kwestii tego luźnego układu, o którym mowa. - Eh, Moses, Moses. A mówią, że faceci to świnie. A jak się biedaczek zakocha, to będziesz go mieć na sumieniu. - skomentował rozbawiony, porywając frytke, by wsunąć ją sobie do ust, a później następną i następną, podczas słuchania słów dziewczyny. - Moja nowa dziewczyna, o. Znowu miałaś wizje? Chętnie posłucham kto zostanie moją przyszłą dziewczyną. Słucham - zaczął się zgrywać, wyraźnie sobie żartując. Ale nie lubił kiedy mu się zarzucało coś, co nie było prawdą. A Freddie wyraźnie chodziło o Robin, ale nie miał ochoty zwierzać się jej z tego co mu się pozmieniało, jeśli chodzi o Ślizgonkę. Jeszcze nie teraz, kiedy jeszcze nic nie wiadomo. - A nie jestem najlepszą dupą? Daj spokój, Freds. Nie wiem co. Po co to nazywać. Fajnie jest, tyle w temacie. - podsumował tak po prostu, nie mówiąc nic konkretnego tak naprawdę, ale po tych słowach można było bez problemu stwierdzić, że coś na rzeczy jest. A przecież Fredka już od samego początku coś podejrzewała i insynuowała, więc po tym tym bardziej pewnie będzie miała faze na jebniętego Huntera. Gdyby czytał w myślach Puchonki, doceniłby to, że koniec końców nie podpuściła go i nie wpakowała w jeszcze gorszą sytuacje niż ta, w której był teraz. Naprawdę wielkie dzięki. Tylko nawet jeśli chciała mu dobrze doradzić, to czy Hunter tak naprawdę zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie będzie dobrego momentu na pogodzenie się? - Skąd Ty wiesz co by mu dobrze zro... - zaczął zanim nie zrozumiał sensu słów, które przed chwilą od niej usłyszał. Wytrzeszczył oczy, wlepiając tępo wzrok w dziewczynę. - Nie pierdol, że bzykasz się z Boydem! - wypalił, opadając łokciami na blat stolika i zwieszając lekko głowę, zaczął się nerwowo śmiać - No nie. Zajebiście. Od kiedy tak się dobrze bawicie? Serio nawet z dobrymi kumplami wchodzisz w takie układy? Ze mną też byś weszła czy nie dorastam Callahanowi do pięt? - w sumie nawet nie wiedział, czemu o to wszystko pytał. Chyba tak po prostu ciekawy był jak to jest, że Freddie zaczęła sypiać z ziomkami. Przecież kumple to kumple. Zawsze powtarzała, że są obleśni, żałośni.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
No cóż, to fakt, gdyby Hunter podszedł do mnie wypytywać z kim się właśnie ruchałam, prawdopodobnie by zwyczajnie dostał w głupi ryj, szczególnie jakby ktoś był w okolicy, kto mógł ewentualnie ich usłyszeć. Nie komentuję już durności naszych wszystkich relacji, jednak na jego głupią grę słów, parskam znienacka śmiechem, o mało mi frytki nosem nie wychodzą. - Fu, jesteś paskudny - mówię, odrobinę na przekór temu, że właśnie dławię się jedzeniem ze śmiechu. Ten prawi mi jakieś morały, których nie rozumiem. Zakładam, że sobie ze mnie kpi, bo szczerze mówiąc, powiedzmy sobie szczerze, nie wierzę, że jestem materiałem na kogoś w kim można się zakochać. Znam swoją wartość. Spoko kumpel i fwb, ale za dziewczyną na stałe, wszyscy będą się rozglądać z kimś w stylu Bonnie czy Robin. Nie widzę potrzeby przywiązywania się do kogokolwiek w romantyczny sposób, żeby być odsunięta, kiedy tylko przyjdą ich delikatne i urocze, ale silne i kobiece wybranki, które zawsze pragnęli. Szczerze mówiąc, pewnie jakbym powiedziała to na głos, każdy by uznał, że to smutna konkluzja, ale ja zakodowałam to sobie jako najbardziej realistyczną i nie chciałam się łudzić jak dziecko. - Nie zakocha - mówię więc tylko z dużą pewnością siebie i wpierdzielam dalej hambuksa. - Miałam. Powiedziałam przy całej szkole, że zakleszczysz się z Robin podczas seksu, więc sorka, jeśli będą na was dziwnie patrzeć - mówię co mi ślina na język przyniesie. Na powiedzenie nie ma po co to nazywać, automatycznie unoszę do góry brwi. Powiedziałabym coś jeszcze, ale rozkładam ręce w ramach poddania się. - No dobra, ale daj mi znać jak się zakochasz i będziesz chodzić z nią za rączkę. Nie jesteście jacyś całkiem podobni do siebie? Wiesz Hunter, ja cię uwielbiam za to jaki jesteś, ale lepiej nie rób sobie z nią dzieci, bo będą największymi narcyzami na świecie - mówię, nawet nie chcąc bardzo dopiec Hunterowi, tylko stwierdzając coś co jest oczywiste według mnie; i Hunter i Robin wyglądali na bardzo zaaferowani sobą, aż dziwne, że zauważyli się nawzajem. Na jego reakcje, że sypiam z Boydem ze szczerym zdziwieniem patrzę na Huntera, zastanawiając się czy ktoś go nie rzucił jakimś dziwnym zaklęciem. Nie wiem czego się tak do mnie pruje i krzywię się lekko z niezadowoleniem na to. - O chuj ci chodzi, ledwo znam Boyda, to ty się z nim ziomkowałeś, a ja... no, kurwa mówię, ledwo poznałam człowieka, spoko typ, pogadaliśmy trochę jak wróciłam do Hogwartu, ale uznaliśmy, że... co się ci tłumaczę jak pojebana. Nie był dobrym ziomkiem i to było kurwa po pierwsze. Po drugie nie było mnie sto lat, mogłam zmienić podejście do ruchania. Po trzecie... nie wiem co mam powiedzieć na twoją zaczepkę o tobie. Chcesz to spróbuj mnie wyrwać, bardzo, kurwa proszę. Pamiętaj jednak, że ręka mojego obecnego partnera się nie męczy, więc przemyśl konkurencję - mówię z siebie słowotok pełen złości, bo odebrałam atak personalnie (jak zwykle) przy okazji skończyłam hamburgera i rzucam papierami na bok. No i pod koniec kiedy orientuję się co pierdolę do Huntera aż kręcę głową i zasłaniam dłonią oczy, trochę się podśmiewując z mojego oburzenia. - Nie no, żartuję, nie - dodaję prędko, chrząkając i popijając napojem kolację.
I właśnie dlatego, aby oszczędzić swojej gębie urazów, wolał nie wtryniać się w nie-swoje sprawy, ale też przecież aż taki ciekawski nie był, żeby od razu weryfikować wszystkie plotki z tego cholernego Obserwatora. Hm, ale fakt faktem Freds niby nie wstydziła się tego, że lubi się zabawić, ale nie chciała, żeby ludzie na korytarzu słyszeli... To jak to było? Bała się, że w szkole dowiedzą się o układzie jej i Boyda, czy miała to głęboko w dupie? Pewnie gdyby się im przysłuchać z boku, można by było złapać się za głowę. Zdecydowanie nie wiedzieli co to dowcipy na poziomie i chichocząc przy tym jak dzieci. Jednak kiedy rozmowa zeszła na temat chłopaka, z którym od pewnego czasu się bzyka, Hunter musiał oczywiście zażartować i bronić "biednego" kolesia, któremu czasem mogłoby zacząć zależeć. Znał dobrze Puchonkę i chociaż dla niego była tylko najlepszą kumpelą, za którą wszedłby w ogień, ale nie patrzył na nią jak na materiał na dziewczynę, to wiedział, że wielu chłopakom podoba się właśnie jej swobodne podejście do życia, humor i luźne ciuchy. Wcale nie myślał, że "nie jest materiałem do zakochania się". Chociaż słabo wyobrażał sobie ją w poważnym związku... No dobra, nie mógł sobie tego wyobrazić za cholere. Więc wzruszył tylko bezwiednie ramionami, kiedy uznała, że ten ktoś na pewno się w niej nie zabuja, po czym chwycił kubek z colą. I już przystawiał sobie słomkę do ust, by pociągnąć gazowanego napoju, kiedy usłyszał odpowiedź dziewczyny na temat "przepowiedni". Przez ułamek sekundy jego twarz wyrażała oburzenie wymieszane z niedowierzaniem, jednak gdy po chwili przypomniał sobie, że to przecież wyborne żarty Freds, pokręcił głową, śmiejąc się sztucznie, po czym nagle zamilkł, spoglądając na nią znacząco. - Uważaj, żeby Ciebie i tego Twojego fagasa nie trzeba było rozdzielać - mruknął pod nosem, w końcu popijając wcześniej przeżuty kęs kanapki. Słysząc komentarz co do jego znajomości z Robin, kącik jego ust uniósł się do góry, by za moment rzucić: - Jasne, pierwsza będziesz wiedzieć, jak będę planował zrobić jej dzieciaka. Spokojna głowa, będziesz mogła mnie powstrzymać przed "produkcją" kolejnej zapatrzonej w siebie istoty - zaśmiał się sam ze swoich słów, choć już trochę mierził go temat jego domniemanego związku z Doppler, bo po pierwsze, nie znosił rozmawiać o swoich uczuciach, a po drugie, mimo wszystko nie byli określeni na ten moment, a nie chciał też zapeszać. A potem w końcu dowiedział się - niby przypadkiem - kto jest tym facetem, z którym Fredka obmacuje się po kątach. I rzeczywiście, pewnie zbyt gwałtownie i ostro zareagował, ale to po prostu w pierwszej chwili dla niego był szok. Jego dobry - ale były - kumpel i jego najlepsza kumpela sypiający ze sobą? Jakoś nie mógł tego zdzierżyć w pierwszym momencie, kiedy dodał dwa do dwóch. Słuchając jej słowotoku, przez który wyraźnie się zdenerwowała (a jego wcześniejsze słowa na pewno miały też w tym swój udział) marszczył brwi coraz bardziej, z każdym wypowiedzianym zdaniem. - A zmieniłaś podejście do ruchania - przyczepił się tego jednego, próbując dowiedzieć się czegokolwiek co Fredka po tym czasie mogła u siebie zmienić. Chyba, że to zasługa Boyda, że nagle jakoś inaczej traktowała seks. - Serio? Straszysz mnie swoim kochankiem? To było tylko tak teoretycznie. - rzucił krótko, po jej odpowiedzi na jego niecodzienne pytanie. No dobra, sam się prosił, sugerując coś tak głupiego, ale był zwyczajnie w szoku. Czemu? Chuj wie. Widząc, że kręci głową, westchnął i sam parsknął pod nosem, uznając, że to było głupie. Po kiego ciula tak sobie dowalali do pieca? To już lepiej było, jak tych "durnych relacji" nie mieli. - No ja myśle. Dawniej nieźle łoiliśmy się z Boydem, ale teraz to nie wiem czy chciałbym od niego dostać, to fakt... - zażartował teraz już ewidentnie, po czym odsunął od siebie resztki papierowych opakowań i dokończył swoją colę. Po chwili przypomniał sobie jej słowa, sprzed tego wszystkiego. - Czekaj, to Callahan chce spierdolić? Ale tak poważnie? - dopytywał się, wiedząc, że zapewne dziewczyna wie dużo więcej niż on, czy ktokolwiek inny. W końcu "po seksie" można się dużo dowiedzieć.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Jestem tylko kobietą, najwyraźniej zmieniam zdanie szybciej niż Hunter swoje partnerki. A tak naprawdę, to raczej osoba Deara sprawia, że głupio mi wprost o tym gadać gdzie i z kim, nie mam problemów ze stwierdzeniem, że robię co chcę; jednak już szczegóły wprawiły mnie w durne zakłopotanie. Czy zawsze trzeba mieć do wszystkiego racjonalne wytłumaczenie? To prawda, każdy kto przygląda się nam z boku musi uważać, że jesteśmy skończonymi kretynami (jesteśmy?). Mimo to nasze tragiczne dogryzanie sobie i paskudne żarty są czymś wpisanym w naszą relację. I może Hunter nie mówi mi wprost o tym, że chłopcy naprawdę mogą mnie lubić za moją swobodną postawę i rubaszne żarciki (może powinien, tak serio mam niską samoocenę co do tego jak atrakcyjna jestem); ale wiem że akceptował mnie taką jaką jestem i nie uważał mnie za tragiczny przypadek. Nawet jeśli on nigdy nie postrzegał mnie jako obiekt westchnień. Mimo to nasze przemyślenia o tym czy można się we mnie zakochać czy nie zachowaliśmy dla siebie; ja zaś miałam na zbyciu świetny żart na który sama parsknęłam śmiechem widząc minę przyjaciela. - Jeśli ja się zakleszczę, będziesz pierwszą osobą do której będę wysyłać patronusy o pomoc. No, on będzie mam nadzieję, bo ja nie umiem... Przynajmniej nie musiałby długo myśleć o przyjemnych momentach - mówię machając brwiami przy moim kolejnym rubasznym żarcie. Chichoczę też na słowa Huntera, lekko podchodzącego do moich brutalnych czasem słów, nawet o jego "związku" czy czego on tam nie chciał od Robin tak naprawdę. - Nie wiem szczerze mówiąc czy udałoby mi się powstrzymać jakkolwiek od takiego pomysłu, jakbyś się zawziął - mówię, wzruszając lekko ramionami. Nie wierzę oczywiście, że jest mu jakkolwiek blisko do wychowywania jakiegoś dziecka. I też nie wyobrażam sobie go nawet w tej roli w przeszłości. A potem następuje mój wybuch i słowotok podczas którego nie daję dojść do słowa Hunterowi, dopóki nie uspokajam się i odrobinę przemyślam co ja w ogóle gadam. Piję swoją colę, by zapchać się jakoś i udawać najlepiej, że nie mówiłam połowy rzeczy. - Ojej, nie wyjmuj słów z kontekstu - mówię wskazując na niego palcem oskarżycielsko. To nie żadna zasługa Boyda, to czysty przypadek. - Tak, najwidoczniej... straszę cię swoim kochankiem, jesteś z siebie zadowolony? Do czego doprowadziłeś?- oznajmiam parskając śmiechem na to jak to idiotycznie brzmi. Prędko się opanowujemy ze swoich chwilowych niedowierzań, złości i wybuchów i całe szczęście już chichoczemy jak dwa debile, którymi jednak jesteśmy, ewidentnie. - Pewnie zawsze przegrywałeś, nawet wtedy, chudzinko - mówię robiąc smutną minkę. Przechodzimy jednak do poważniejszych tematów o wyjeździe Boyda. Lekko wzruszam ramionami, bo tak naprawdę nie mam pojęcia jak postrzegać jego ostatnie chęci do wyruszenia w świat. On sam zdawał się nie wiedzieć nic poza tym, że chce się stąd wyrwać. - No chce. Ale on teraz taki rozmemłany jest dalej po tym wypadku, sam chyba nie wie czego kurwa chce, czego nie. Jeszcze to gówno po bójce... Wiesz chce chyb po prostu uciec i chyba sam se ogarnie czy to tak na serio czy nie. Nie będę mu mówić, żeby został czy coś, może będzie lepiej jak poleci gnać z hipogryfami na stepach mongolskich - mówię co wiem, a raczej to co mi się wydaje jest prawdą po tym jak spędzałam z nim ostatnio więcej czasu. - Na pewno szybko zorientuje się, że zostawia tu seks życia ze mną - żartuję ponownie, aż parskając znowu na moje głupie gadki.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Sobotnie poranki w knajpie Black Cat Diner zawsze wyglądały tak samo; zaspana wioska powoli budziła się do życia, w głównej sali zamiast głośnych rozmów rozbrzmiewała jedynie muzyka wydobywająca się ze wiekowej szafy grającej, od czasu do czasu zagłuszana brzękiem naczyń czy sztućców polerowanych przez kelnerki, a następnie wrzucanych do odpowiednich pojemników. Gabrielle wyszła zza lady dzierżąc w jednej dłoni kartki z nadrukiem menu lokalu, natomiast w drugiej płyn dezynfekujący oraz szmatkę. Oczywiście mogła znacznie ułatwić sobie życie, a przede wszystkim pracę używając odpowiedniego zaklęcia, jednak ona wolała robić to sama. Chodząc od stolika do stolika rozpylała na ich blacie płyn, następnie wycierając je ścierką, uważając przy tym, by nie pozostawić smug na gładkiej, połyskującej powierzchni. Następnie przy każdym miejscu dla gości układała równo, jakby od linijki menu, a następnie poprawiała ułożenie przypraw - soli, pieprzu oraz ostrego sosu z nutą syropu klonowego, który był ich specjalnością. Przy każdym kroku dziewczyny związane w wysoki kuc blond włosy podskakiwały lekko, kiedy ona przemykała między kolejnymi stolikami pod nosem nucąc znajomą melodię. Przygotowywanie stołów w taki sposób było codzienną rutyną, zawsze w wykonaniu panienki Levasseur wyglądało tak samo, a chwilę po tym, jak na blacie ułożyła ostatnia kartę menu podchodziła do drzwi, przekręcając q nich zamek oraz odwracając tabliczkę, której napis głosił już teraz - otwarte. Następnie swoje kroki kierowała za lade, gdzie na przygotowanie czekały dzbanki z kawą, naciskając odpowiedni guzik przy każdym z trzech ekspresów pozwalała, by ciemny płyn wypełnił szklane naczynia, wzbijając w powietrze aromatyczny zapach palonej kawy o lekko orzechowym aromacie. Wskazówka zegara leniwie przesunęła się po metalowej tarczy, zmuszając ukrytą w nim kukułkę do wyjścia i zakomunikowania, że czas najwyższy przywitać pierwszych klientów, którzy po całej nocy szukają nie tylko rozbudzenia w postaci kawy, ale również pysznego śniadania, które oferowało Black Cat Diner. - Czas zaczynać - rzuciła Gab do pozostałych kelnerek, szeroko się uśmiechając, kiedy dzwonek zawieszony nad drzwiami obwieścił pojawienie się pierwszego gościa.
To jasne, że ich przyjaźń nie należała do tych relacji, gdzie jeden drugiemu opowiadał ze szczegółami swoje najskrytsze pragnienia i zamiary, ale mimo wszystko byli względem siebie otwarci i szczerzy, więc teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie. Za to praktycznie jakoś dziwnie było o tym gadać, kiedy mieli tak luźne podejście do wszelakich związków i głębszych relacji. To co ktoś chce zrobić, to swoją drogą, ale czego potrzebuje i pragnie... o tym rzadko mówi się na głos. Tym bardziej ta dwójka. Chyba dziewczyna nie wyobrażała sobie sytuacji, w której Dear powiedziałby jej wprost, że jej styl podoba się pewnym chłopakom. To było zupełnie nie w jego stylu, a poza tym, chyba by go śmiechem zabiła za takie coś. Miał wrażenie, że Fredka nie potrzebowała tego rodzaju zapewnień. Uważał, że Puchonka doskonale znała swoją wartość, atrakcyjność, a jednocześnie miała wywalone na to, że nie każdy akceptował jej sposób bycia. Ale prawda jest taka, że każdy człowiek jest oceniany i krytykowany, więc zwyczajnie najlepiej nie zwracać na to uwagi - tak jak właśnie robiła to dziewczyna. Parsknął śmiechem na perspektywę wysyłania patronusa podczas stosunku i wymownej aluzji na koniec. Aż sobie to wyobraził, a nie chciał! - Śpij spokojnie, nie zamierzam - zapewnił ją już ostatecznie, kręcąc głową z rozbawieniem, na jej słowa a propos rzekomego dziecka jego i Robin. Merlinie, jakie oni tu tematy wywlekają! Sam nie był w stanie sobie tego zwizualizować, dlatego po chwili potrząsnął głową, próbując zakończyć ten temat. Po zdenerwowaniu Fredki i późniejszym uspokojeniu, nie mógł darować sobie czepienia się zdania, które wypowiedziała pewnie ze szybkości, ale chciał wiedzieć jaka jest prawda. Czy może rzeczywiście coś jej się pozmieniało. - Jakoś dziwnie czuje się ze świadomością, że jest nim Callahan... - mruknął jeszcze pod nosem, po jej słowach - No, no! To były zwykłe wygłupy. Nie biliśmy się na poważnie. Ale gdyby tak było, na pewno bym się tak łatwo nie dał. Tyle, że sztuczna ręka to już inna sprawa - dodał po chwili, próbując jakoś przedstawić jej sytuację i też jakoś się wybronić. Wcale nie był aż taki chudy - chociaż w porównaniu z Boydem... Callahan to cholerna szafa! Chyba nie każdy musi być tak napakowany, nie? - Powiem Ci, że wcale sie chłopu nie dziwie. Wiadomo, że będzie rozstrojony i byle gówno go wkurwi - oznajmił, próbując postawić się w sytuacji Gryfona, chociaż pewnie nie wyobrażał sobie nawet jednej dziesiątej tego co tak naprawdę czuł kumpel. - Zawsze możesz jechać za nim, gonić te hipogryfy - zasugerował rozbawiony, zerkając na nią wymownie i śmiejąc się.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Może po prostu o igraszkach było łatwo gadać - przez właśnie podejście bardzo luźne do takich rzeczy. Za to wręcz przeciwnie przy czymś co mogło nie daj boże wyglądać na poważniejsze sprawy. A przynajmniej chcąc nie chcąc mogło to tak wyglądać, kiedy czasowo nie spotykaliśmy się z nikim więcej oprócz regularnych spotkań tylko z jedną inną osobą. O ile Hunter w pełni się do tego przyznawał, ja niekoniecznie byłabym tym zachwycona. Faktycznie też nie wyobrażam sobie, że nagle Hunt mnie znienacka komplementuje i nawet nie jestem pewna jak bym zareagowała na takie rzeczy. Ale to z pewnością nie byłoby normalne. Czy potrzebowałam tych zapewnień? Na pewno nie od niego, wiem że moi przyjaciele mogliby uskuteczniać jakieś czcze gadanie, żebym poczuła się lepiej niekoniecznie dlatego, że kryje się w tym jakakolwiek prawda. W końcu kończymy ten temat dzieci, który aż przyprawiał mnie o mdłości. Jakim cudem znaleźliśmy się na tak grząskim gruncie? Aż wzdrygam się lekko na myśl o tym. Czy to moim berbeciu, czy Huntera. Nawet nie powinniśmy poruszać takich paskudnych tematów. Lekko rozbawiona patrzę na Deara, który przyznaje, że przeszkadza mu tylko fakt, że jest to Callahan. Parskam krótko i kręcę głową, bo nie mam pojęcia co to w zasadzie dla niego za różnica, ale nie chcę już na ten temat dyskutować. - Na pewno, Hunt, tak sobie powtarzaj - mówię uprzejmie, kiwając głową z powagą na jego słowa. Nie wiem czemu wszyscy uważali, że Gryfon był napakowany jak szafa. Może miał większe mięśnie przez treningi, ale tylko odrobinę, bardzo daleko było mu do napakowanych karków. Kiwam głową na mądre słowa Huntera (chyba pierwsze dzisiejszego dnia) i śmieję się turbanie, kiedy mówi, że powinnam jechać na te hipogryfy razem. - Nie pierdol. Chodź się najebać - mówię i wstaję z miejsca, zapłacić za swoje żarty i wyruszyć z przyjacielem na jakiegoś wieczornego drineczka przed snem.
//zt x2 !
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Zakupy z Sophie działały na niego wycieńczająco. Nienawidził chodzić po sklepach, ale skoro obiecał to już szwendał się za (nie)kuzynką, a gdy tylko zlitowała się nad nim i go "odprawiła" to czym prędzej zwiał od pasażu pełnego sklepów z ubraniami i bibelotami. Lubił dziewczynę, ale nie przesadzajmy - pozwalać się jej nad sobą znęcać i zmuszać do łażenia po sklepach? Litości! Humoru nie miał zbyt dobrego, a w dodatku od godziny dokuczał mu ssący głód. Zamiast przetrzymać i wrócić do Hogwartu na obiad to postanowił wydać kieszonkowe. Skończyła mu się "kara" zawieszenia go więc skoro już odzyskał jakikolwiek dopływ finansowy od Beatrice to wkroczył do pierwszego lepszego pomieszczenia, którym okazała się restauracja. Na widok cukierkowego wyposażenia aż wryło go w ziemię. Przejrzał się przez ramię jakby próbował się dowiedzieć czy może nieumyślnie wszedł do jakiejś dziecinnej bajkowej krainy jednak szyld wyraźnie sugerował, że to restauracja. Głód rządził się swoimi prawami więc chcąc nie chcąc doczłapał do stolika przy oknie, zdjął z siebie kurtkę, położył wizbooka na stoliku i sięgnął po menu. Naje się to może i humor mu się poprawi bo póki co sam siebie denerwował swoją postawą. Drgnął kiedy znikąd zjawiła się przed nim kelnerka w cukierkowej sukience. Niczym prawdziwy mężczyzna powinien teraz wywalić jęzor na wierzch jednak jak dla niego było tu zbyt różowo i mdło, aby miał cieszyć oczy na widok kusych sukienek. - Emm... to ja poproszę te pancake z jagodami z jemioły. Działają tak jak tu napisane? Zapomina się o troskach dnia czy to chwyt marketingowy? - zapytał i podniósł w końcu wzrok na kelnerkę. Momentalnie zmarszczył brwi i przyglądał się jakby... jakby ją kojarzył...? - Czy my się... nie znamy jakoś? - wpatrywał się w jej jasną twarz bowiem wydawało się, że widzi w niej coś niewątpliwie znajomego. W jego oczach gromadziło się zaskoczenie i lekkie zdezorientowanie. - Jestem niemal pewien, że już gdzieś cię widziałem, ale jakoś dawno temu...? - dała mu do myślenia! Nawet na moment zapomniał, że jest głodny jak stado wilków. Z pewnej przyczyny nie mógł oderwać od niej wzroku. Usilnie próbował wygrzebać z pamięci moment gdzie chociażby ją mijał, ale za nic w świecie nie mógł sobie niczego takiego przypomnieć.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Ostatni dzień w pracy. Mimo kolejnej upływającej godziny, słowa te wciąż brzmiały abstrakcyjnie, a jednocześnie napawały Gabrielle entuzjazmem. Lubiła tę pracę, kontakt z ludźmi i codzienne wyzwania jakie przed nią stawiano, niemniej okazało się, że świat modelingu - chociaż bywał okrutny - pociągał ją dużo bardziej. Wakacje spędzone we Francji pozwoliły jej bardziej zagłębić się w temat, natomiast krew wili płynąca w żyłach Puchonki pozwoliła zdobyć kilka zleceń, dzięki tym zdobyć mogła doświadczenie. Nigdy wcześniej nie sądziła, że właśnie z tą profesją wiązać będzie przyszłość, a teraz stawało się to rzeczywistością. Słysząc charakterystyczny dźwięk dzwonka zwiększonego nad drzwiami nie potrafiła powstrzymać szerokiego uśmiechu, który nie miał w sobie ani krzty fałszu, chociaż w wielu przypadkach było to wręcz naturalne. Bo jak wciąż szczerze się uśmiechać po kilku nieprzyjemnych gościach? A tacy zdarzali się naprawdę często, jakby wyżywając się na Merlinowi winnej kelnerce poprawiali sobie humor. Widząc siedzącego przy stole chłopaka, prawie natychmiast do niego podeszła, choć wydawało się, że przyciągał on uwagę pozostałych dziewczyn. Wręczyła mu menu, nie przyglądając się jego twarzy zbyt uważnie, dopóki nie otworzył ust, zadając pytanie, które pogłębiło uśmiech na czerwonych ustach blondynki. - Niestety, są to zwykłe jagody, niemniej jeśli uwierzysz w ich właściwości, może zadziałają niczym placebo - odparła zapisując na karteczce zamówienie. Ta następnie odfrunęła do kuchni, a Gab zatrzymała się przy stoliku słysząc kolejne pytania padające z ust blondyna. Im dłużej się w niego wpatrywała tym większą pewność miała z kim rozmawia, choć było w nim jeszcze coś niepokojąco znajomego. - Jesteś Eskil, kuzyn Lucasa czyż nie? - zapytała by się upewnić.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Jęknąłby i wyraził swoje niezadowolenie z powodu oszukaństwa wypisanego w Menu gdyby nie podniósł wówczas wzroku na dziewczynę. Był głodny, chciałby napchać się magicznych jagód z jemioły i zapomnieć o troskach dnia i zrobiłby z tego powodu awanturę (a ostatnio przy nim o to dosyć łatwo, chodził spięty), ale jego uwaga została odwrócona. Dziewczyna była wysoka co było miłą odmianą od tych drobnych kruszyn (typu Robin, Dori, Ruby), a i faktycznie miała w sobie coś, co przykuwało wzrok. Nie miał pojęcia jak to nazwać choć wydawało się, że miał to na końcu języka. Odłożył menu na stół i położył łokieć na oparciu krzesła, bezpardonowo przyglądając się dziewczynie i non stop szukając jej w swojej pamięci. Merlin mu świadkiem, naprawdę przekopywał pamięć. - Lucas? A niech mnie, może to on mnie to tobie przedstawiał, a ja tego nie pamiętam? - póki co nie zważał na fakt, że nie odpowiedział wprost na zadane pytanie, a i że być może wykazał się nietaktownością przyznając się, że nie pamiętał potencjalnego zapoznania z nim. - Nie, to niemożliwe. Jestem pewien, że kogo jak kogo ale ciebie bym zapamiętał. - podrapał się po policzku i wyraźnie niepocieszony niepowodzeniem dedukcji rozejrzał się po restauracji. Niestety, odpowiedzi nie znalazł. - No widzisz, nie da mi to teraz spokoju. Skąd go znasz? Co o mnie mówił? - dopytywał, nie zważając, że dziewczyna jest w pracy. Może jeśli dowie się czegoś więcej to uda mu się dodać dwa do dwóch. Miała tak jasną skórę, niemal jak on sam. Coś w rysach jej twarzy było takie znajome, taka łagodność i miękkość... - Chwila... czy ty...? - nie sformułował pytania do końca. Zasłonił dłonią swoją brodę i szukał odpowiedzi.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Uwadze Gab nie umknął sposób w jaki blondyn się jej przyglądał, zwłaszcza że robił to naprawdę ostentacyjnie, przybierając przy tym nonszalancką postawę. Zaśmiała się, poprawiając blond włosy, które w czasie pracy zmuszona była wiązać w wysokiego kuca, odgarniając się do tyłu. Chociaż był to prosty gest, to w wykonaniu dziewczyny pełen gracji i uroku. - W... zasadzie to nas sobie nie przedstawiał, ale znam cię z jego opowieści - odparła dając sobie chwilę na zastanowieni, czy być może mieli okazję poznać się osobiście. Był moment w którym Sinclair dużo mówił o swoim młodszym kuzynie, chociaż zawsze tylko tyle ile uważał za słuszne, a Puchonka nigdy nie dopytywała, nie tylko dlatego, że nie chciała wyjść na wścibską, ale zwyczajnie nie zadawała pytań jeśli ktoś nie chciał mówić, ceniła prywatność innych. - Zapamiętałbyś? W takim razie powinnam uznać to za komplement - zaśmiała się - Mogę? - zapytała wskazując miejsce naprzeciwko, jakby przeczuwając, że ich rozmowa będzie czymś więcej niż tylko pojedynczą wymianą zdań czy pytań, a gdy dostała nieme przyzwolenie, usiadła. - Jesteśmy przyjaciółmi, od dawna - oznajmiła, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Unikając odpowiedzi na kolejne pytania, Eskil chciał wiedzieć za dużo i za szybko. Oparła łokcie na stole, natomiast bronę na dłoniach patrząc na niego wymownym spojrzeniem, zdając sobie sprawę z kim ma doczynienia. On chyba po części też wiedział, że w jej krwi płynęła krew wili, stąd było jego niedokończone pytanie. - Czy ja co? - zapytała, pozwalając by na chwilę jej tęczówki nabrały ciemniejszego odcienia, wręcz stały się czarne, czemu towarzyszył szeroki, radosny uśmiech.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Komu Lucas mógłby o nim mówić? Tylko komuś ważnemu, komuś kogo widywał regularnie. Coś tam kiedyś przebąkiwał, że mieszka z kolegą i jego dziewczyną, ale niewiele ponadto. Nigdy go nie odwiedzał w jego domu w Hogsmeade bo jakoś nie było mu to po drodze. Już teraz zaplanował, że czas to zmienić. Może wparowałby mu na głowę z Doirann? Wspaniały pomysł! Teraz jednak zastanawiała go to uczucie znajomości z obcą mu dziewczyną. Coś w niej tkwiło, co było z początku nieuchwytne, a im dłużej się jej przyglądał tym znajdował się coraz bliżej rozwiązania. Jakaś nuta w jej śmiechu coś w nim obudziła. Wyprostował się i skinął głową kiedy zapytała o miejsce. Przyjęła komplement, który dał jej nieświadomie. Oparł łokcie o stolik. - Przyjaciółmi... to znaczy, że to ty musisz być tą dziewczyną jego znajomego, z którymi mieszka tu, w Hogsmeade? - dodał sobie dwa do dwóch. W końcu zaczęło coś w nim trybić. Uniósł wysoko brwi i spiął mięśnie żuchwy, a potem ramion. - Widziałem to. Widziałem to w twoich oczach. - wydawało mu się, że trochę pociemniały. Nabrał pewności siebie. - Chwila, ja wiem. Już wiem co jest w tobie znajomego. - to nic, że nie znał jej imienia. Nagle się ożywił, a jego własne jasne oczy nabrały blasku. - O raju, nie wyglądasz jak Astrid, ale masz coś wspólnego z wilami, prawda? - nie potrafił przestać się jej tak przyglądać. Próbował wyłapać jak najwięcej "wspólnych" szczegółów, a dokładniej tych mu najbardziej znajomych. - Teraz się zaśmiałaś i twoja skóra zajaśniała. Widziałem to. Ja wiem jak to wygląda. - był tego niemalże przekonany, ale nie chciało mu się wierzyć, że Lucas miałby zapomnieć mu wspomnieć, że ma przyjaciółkę z domieszką krwi wili. Nie, to niemożliwe. A może jednak się myli?
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gdyby Gabrielle usłyszała myśli Eskila i to jak nazywa ją dziewczyną Charliego najpierw by prychnęła, a następnie roześmiała. Było to bardziej niż abstrakcyjne i nie sądziła, by właśnie w taki sposób Lucas ją określił, ale na szczęście to co Ślizgon miał w głowie pozostawało jego tajemnicą. Niestety nie na długo. - Dziewczyną znajomego? - zapytała wyraźnie zaskoczona tą informacją, jednak zaraz się zaśmiała, by następnie prychnąć. A jednak zareagowała inaczej niż przypuszczała. - NIE JESTEM dziewczyną Charliego - oznajmiła, podkreślając dwa pierwsze słowa, by w tej kwestii mieli jasność. Z jakiegoś powodu bardzo jej na tym zależało, chociażby z tego względu że Rowle wciąż miał narzeczoną? Że ich relacja miała status "to skomponowane", a może powoli pragnęła się uwolnić z bycia kimś a jednak nikim? Ciężko stwierdzić jednoznacznie. Dawniej bała się zdemaskowania, za wszelką cenę chciała uchodzić za "normalną", choć nigdy taka nie była. W jej żyłach płynęła krew wili, dzięki czemu wyróżniała się na tle koleżanek, uważała to za przekleństwo, ale przecież wcale nim nie było. Oswojeniem się z własnym dziedzictwem zajęło Puchonce wiele czasu, ale dzięki pracy nas tym, obecnie bez krępacji mogła odsłonić się przed Eskilem, czując, że jest taki sam jak ona. - I nie wyglądam tak jak ty, zapewne z Astrid macie bliższe pokrewieństwo niż ja, jestem trzecia w linii, a ty? - zapytała, ale zanim z ust Ślizgona padła odpowiedź po sali rozległ się dźwięk dzwonka z kuchni, obwieszczający gotowość zamówienia. - Chwilka, twoje zamówienie - wstała od stołu z tymi słowami na ustach, wracając po trzech czy czterech minutach, niosąc nie tylko to, co chłopak zamówił, ale również dwie szklanki z gorącą czekoladą. - Mam teraz przerwę,więc możemy pogadać - oznajmiła z uśmiechem na ustach.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Wzruszył ramionami kiedy wyraźnie zaznaczyła, że nie jest dziewczyną jakiegoś-tam Charliego. Szczerze mówiąc, nie obchodziły go te ich relacje bo byli dla niego obcymi ludźmi. Być może sporo sobie uprościł w tej opowiastce i być może Lucas nigdy ich tak nie nazwał jednak było to na tyle dawno temu, że nie przykuwał uwagi do detali. - No jak tam chcesz.- skomentował niezbyt górnolotnie. Nie zmienia to faktu, że zamierzał przycisnąć Lucasa czemu to nic nie wspominał, że ma taką przyjaciółkę… Nie domyślił się, że chciałby kogoś takiego poznać? Może uznał, że nie skoro nogami i rękami zapierał się przed zbliżeniem się do profesor Whitehorn… trudno stwierdzić. Sytuacja była tutaj zdecydowanie odmienna, a dziewczyna w ogóle nie wydawała się niczym zdziwiona - zupełnie jakby codziennie ktoś odkrywał, że ta ma w sobie domieszkę innej krwi. - "Jak ty" czyli jak? - dopytał z ciekawości co miała na myśli. Jedni ludzie, według niego "bardziej wrażliwi" dostrzegali, że z jego wyglądem mogłoby być coś nie tak jednak w wielu przypadkach trafiał na tych mniej "czułych" którzy nie zwracali uwagi na jego bądź co bądź wyróżniającą się aparycję. - Trzecia w linii… aaa, czyli ktoś z twoich rodziców jest w połowie? Teraz rozumiem! - oj, bardzo się ożywił, a kiedy przyszło jedzenie to bezpardonowo wgryzł się w pancakea, zdradzając przy tym jaki jest bardzo głodny. Mimo wszystko nie zamierzał odpuścić rozmowy z dziewczyną. - No ja w połowie jestem, dlatego coś mi w tobie takiego znajomego było. Jak Astrid zobaczyłem to normalnie nie mogłem jej minąć bez słowa bo mnie do niej przyciągało. Ale nie w ten wilowy sposób, nie wiem jak to u ciebie wygląda. - mówił między jednym gryzem a drugim lecz nigdy z pełnymi ustami. - Nie wiem nawet jak masz na imię, ale muszę zapytać. W trzeciej linii też się człowiek zamienia w potwora jak się wkurzy czy nie?- a pytał o to tonem na tyle beztroskim, iż trudno było stwierdzić, że "ma z tym jakiś problem". Ot, nazywał fakty po imieniu. Cały czas jego oczy lśniły z żywego zainteresowania. Chyba powinien bardziej interesować się życiem kuzyna. Ma fajnych znajomych!
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Odpowiedź na pytanie dlaczego Lucas nie powiedział nic młodszemu kuzynowi była banalnie prosta - był lojalny wobec Gabrielle. Na każdym kto poznał prawdę o jej dziewictwie blondynka wymuszała, by trzymali to w tajemnicy, bo nie była zbyt chętna by rozpowiadać o tym wszystkim wokoło. Wiedziała, że ludzie różnie reagują na takie informacje, i choć przyzwyczaiła się do spojrzeń pełnych zainteresowania, niekiedy zazdrości, tak nie zniosłaby tego, by być ciągle ma językach obcych sobie ludzi. - Moje włosy nie są aż tak jasne i gładkie, niczym jedwab. Oczy nie lśnią tak bardzo, jakby zaklęte były w nich gwiazdy, a skóra tak idealna. U mnie często latem pojawiają się piegi, gdy się przyjrzysz niektóre są jeszcze widoczne - odpowiedziała, unosząc się lekko nad siedzenie, palcem wskazującym pokazując na policzki, które nosiły na sobie ślady promieni słońca. Sama do końca nie rozumiała zbyt dobrze różnic między sobą a półwilami, jednak nie ulega wątpliwości, że takowe istniały. Zawsze zastanawiało ją, czy jeśli krew wili a raczej ilość jej domieszki wpływa na charakter danej osoby. U swojego ojca nie zauważyła znaczących różnic, ale byli rodziną, łączyły ich więzy krwi a przez to mogła mieć w głowie jego wypaczony obraz. - Tak, mój tato jest półwilem - przyznała - Chociaż męscy potomkowie to rzadkość, częściej rodzą się dziewczyny - była to ciekawostka, o której nie można przeczytać w książkach, a Gab wiedziała o tym od babci. - Ja po prostu przyciągam spojrzenia ludzi, na innych potomków wili raczej nie zadziała mój urok. Twoje zainteresowania wzbudziłam, ale to chyba działa na zasadzie, jak u zwierząt, że swój swojego wyczuje - w głosie dziewczyny rozbrzmiała niepewność, bo w zasadzie nigdy nie spotkała się z czymś podobnym. Miała tylko swoje przypuszczenia. - Jestem Gabrielle - przedstawiła się kładąc nacisk na francuskie brzmienie swojego imienia, zaraz dodając -, ale mów mi Gab . - Mówisz o harpii? - zapytała dla pewności, a kiedy przytaknął uśmiechnęła się delikatnie. - W zasadzie nie wiem czy zmieniam się w potwora. Raz tylko zdarzyło się, że ogarniająca mnie złość przełożyła się na to co działo się ze mną, ale jednocześnie pozbawiła pamięci. Teraz tylko w… intymnych sytuacjach budzi się we mnie ta zwierzęca natura, oczy stają się wtedy czarne, moja twarz nabiera ostrzejszego wyrazu, a jak to jest u ciebie? - tym razem to ona była ciekawa, chociaż przyznanie się do tego, że coś na kształt harpii budzi się u niej w momencie gdy ogarnia ją namiętność nie było łatwe, wywołało różowe plamy na dziewczęcych policzkach.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Szczerze mówiąc to wymienione przez dziewczynę atrybuty zewnętrzne nie zwróciły nigdy szczególnie jego uwagi. Zdawał sobie sprawę ze swojej urody i tylko czasem to wykorzystywał w rozmowie jako dowód, że nie musi być idealnie uczesany aby wyglądać świetnie. Popatrzył na jej włosy, które faktycznie nie były tak jasne jak u niego czy Astrid, a piegów nie dostrzegł bowiem musiałby się nieprzywoicie do niej nachylić. - A. No fakt.- babcia chyba przerwaca się w grobie gdy słyszy jak jej wnuk się odzywa. Mógłby wysilić się na nieco bogatsze słownictwo. Z reguły gdy nie wiedział jak na coś zareagować to ograniczał się do zdawkowych komentarzy, które nie wnoszą niczego szczególnego do rozmowy. - O, zajebiście.- skomentował barwnie fakt posiadania ojca półwila. Pierwszy raz w życiu pomyślał, że kiedy będzie stary (tj, powyżej 25 roku życia kiedy trzeba już być dorosłym) to jego dzieci będą takimi ćwierć wilai jak Gabrielle. Patrzył tak na nią i patrzył, a potem uśmiechnął się zadowolony. - A wiem, że rzadkość. Przyjaciółka mi mówiła, że wile czasem wychowują dziewczynki jak się taka trafi, ale chłopców wyrzucają od razu.- nie było to żalenie się, a przypomnienie sobie teorii, która nie miała jednak faktycznego potwierdzenia. Ot, mówił co słyszał, a ile było w tym prawdy to nie wiadomo. - Urok Astrid rzuca się bardzo w oczy ale mnie nie mamił, ale widziałem wyraźnie, że wyróżnia się wyglądem. A u ciebie to widać jak się uśmiechasz. - stwierdził bezpardonowo i jadł dalej, aż w końcu talerz opustoszał. Mógł zająć się gorącą czekoladą, której nie zamawiał, ale której absolutnie nie odmówi. Z pełnym brzuchem humor faktycznie ulega poprawie. - Gab. Okej. Mnie tam już znasz.- przytaknął i nie przestawiał się skoro go rozpoznała. To dowód, że jednak Lucas napomknął o jego pochodzeniu. Nie miał mu tego za złe. To nie jest tajemnica z jego strony. - O, ja raz też tak miałem, że dziura w pamięci. A często ci się to zdarza?- może dzięki temu wydedukuje czy jest normalny skoro w ostatnim roku miał jakieś cztery takie akcje, gdzie trafił nad sobą panowanie. Dobrze być otoczonym wówczas odpowiednimi osobami. Choć był wylewny i lubił się kleić (do Doireann) to jednak takie bezpośrednie wspominanie o intymnych sprawach od bądź co bądź, obcej dziewczyny nieco go speszyło. Wierzył jej, bo jednak trochę siebie znał. - Ja tam wyglądam wtedy jak paszczur.- wzruszył ramionami jakby to było nic nadzwyczajnego. Widział kiedyś swoje odbicie, wryło mu się w pamięć i doprawdy nie rozumiał jak inni potrafią zachować wtedy spokój. Wyglądał okropnie, a określenie "brzydko" było sporym niedopowiedzeniem. - I rece. Ręce mi się zmieniają. Kiedyś zapaliłem mocnego jointa z glicynią błyskawiczną i się potem wkurzyłem to później przez dobrą godzinę ręce miałem zdeformowane i Lucas musiał mi je naprawiać, bo się zepsuły i deformacja nie chciała się cofnąć nawet jak się uspokoiłem. - odpowiedział niemal na jednym wydechu. Wyprostował palce dłoni i je zaraz zgiął, a potem upił łyk słodkiej czekolady. - Nie zademonstruję, nie panuję nad tym.- co prawda były dwie sytuacje kiedy z pomocą bliskiej osoby udało mu się w porę otrzeźwieć z gniewu i nienormalnej złości ale była to zdecydowana mniejszość. - Nie łącz jointów i eliksiru tęczowego z nieopanowaną złością. Nie wiem jak u ciebie ale u mnie to działa dziko na te cechy.- czuł się nietypowo kiedy mógł komuś coś doradzić na temat własnego doświadczenia. To chyba pierwsza taka sytuacja obejmująca jego pochodzenie.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Nie miała nic przeciwko bliskości Eskila, która nie miała innego jak czysto doświadczalnego charakteru, bo nie ulegało wątpliwości, że różnice między pół- a ćwierćwilami były szalenie ciekawe, przynajmniej dla Gabrielle, bo słysząc odpowiedź chłopak nabrała wątpliwości, co do tego, co go tak naprawdę interesuje. W zabawny sposób wydęła wargi, zdradzając tym pewnego rodzaju niepewność, by sekundę później objąć nimi słomkę. Pociągnęła odrobinę gorącej czekolady,która w rzeczywistości była marnym substytutem, tego co znajdowało się w szklance Ślizgona; była uczulona na czekoladę. - Całkiem klawo, gdyby tylko przez x lat nie ukrywał tego przede mną - oznajmiła jakby z wyrzutem, bo choć była oczkiem w głowie Gasparda, to ten nie spieszył się z wyjaśnieniami, kim tak naprawdę są. Mimo, że upłynęło tyle czasu, rozmawiali normalnie, to blondynka wciąż miała w sobie odorbinę złości wymierzoną w rodziciela. - Tak jest. Pod tym względem wile są okrutne - przyznała nie potrafiąc ukryć smutku jaki ten fakt wywoływał u niej - Na szczęście istnieją wyjątki - dodała szybko, mając nadzieję, że nie zabrzmi to jak próba pocieszenia, choć niewątpliwie nią była. Bez wątpienia Gryfonka o której mówił chłopak wyróżniała się z tłumu bardziej niż ona, jednak Gab nie czuła z tego powodu zazdrości. Przez długi czas wstydziła się, a przede wszystkim obawiała tego kim jest, dlatego taka "anonimowość" całkowicie jej odpowiedziała, niemniej miał rację - gdy się uśmiechała wówczas cechy wili stawały się widoczne. - Ty to widziwz, niektórzy uważają po prostu, że jestem naprawdę ładna gdy się uśmiecham, a ja nie wyprowadzam ich z błędu - odpowiedziała, mimowolnie delikatnie się uśmiechając. Różnili się od siebie, choć może nie było to jeszcze tak widoczne. Mieli inne podejście, do tego kim byli; fakt, że Eskil jest półwilem był znany prawie wszystkim w Hogwarcie, o pannie Levasseur wiedzieli tylko nieliczni. - Raz w życiu mi się to zdarzyło - odezwała się po dłuższej chwili próbując sobie przypomnieć czy podobna sytuacja miała jeszcze miejsce, ale nie. - Było to spowodowane silnymi emocjami i wtedy o mały włos nie skrzywdziłam mojego kuzyna - było jej z tego powodu wstyd, ale wówczas sama nie wiedziało co się z nią działo. Sporo czasu zajęło jej by to tego dojść, a co więcej - pogodzić się z tą częścią natury. Zawszę łatwo ulegała emocjom, bo to one w większości kierowały jej życiem, mając również wpływ na tą drugą naturę dziewczyny. Widząc, że jej wyznanie odrobinę speszyło chłopaka, zaśmiała się. - Nie ma się czego wstydzić, to naturalne. Tak samo, jak to, że przez krew wili możesz odczuwać pociąg do więcej niż jeden osoby w jednym czasie. Czasem ciężko z tym walczyć, zwłaszcza gdy TO przejmuje nad tobą kontrolę - tym razem to ona się nieco zawstydziła, przypominając sobie wszystkie te chwile czy to przeżyte z Charlim, Willem czy Woodsem. Na policzkach Puchonki mimowolnie pojawiły się różowe plamy, które tylko podkreślały jej urodę. - W takim razie twoje ciało ulega większym deformacjom niż moje. U mnie nic takiego się nie pojawia. Zmieniają się tylko oczy i rysy twarzy, ale to odrobinę. W dodatku nauczyłam się trochę to kontrolować, w pewnych sytuacjach jestem w stanie zapanować nad TYM, niemniej poniekąd chyba związane jest to ze zwykłym dojrzewaniem. Gdyby się cofnąć dwa, trzy lata wstecz było, że robiłam dziwne rzeczy, wszystko odczuwałam bardziej i przeżywałam. Obecnie jest znaczenie lepiej - starała się w skrócie wyjaśnić, co działo się z nią, chociaż bez przytoczenia konkretnych sytuacji w jakich brała udział. Jednocześnie jej słowa mogły dawać nadzieję Eskilowi, że z czasem i on zapanuje nad swoją harpią, oswoi ją i nauczą się wspólnie egzystować. - Nie mam zamiaru. Ja mam nawet słabą głowę do picia, ale na przykładzie twojego kuzyna wiem, że łączenie eliksirów z alkoholem może też dawać dziwne objawy, więc tego też nie próbuj - przestrzegła go, lekko się przy tym śmiejąc, gdy przypomniała sobie akcję w barze z udziałem jej, Lucasa i Maxa.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Wybałuszył na nią oczy. - Jakim cudem jakikolwiek półwil na świecie miałby szanse ukryć to kim jest zwłaszcza przed bliskimi? Przecież tak się nie da. - nie rozumiał, nie potrafił sobie wyobrazić. Jego najbliżsi widzieli go w bardzo wielu odsłonach, nigdy w życiu nie wpadłby na durny pomysł ukrywania tego kim jest. Ba, on jest poniekąd dumny ze swojej wyjątkowości jednocześnie odczuwając niechęć do przeciętnej zwyczajności. Wzruszył ramionami kiedy wspomniała o nazywaniu ją ładną. Nie zaprzeczał, ale też nie zagłębiał się w ten temat. Opinie obcych nie miały aż takiego znaczenia choć skłamałby gdyby przyznał, że go nie interesowały - opinie najbliższych były dla niego szalenie ważne. Gabrielle była ładna, to fakt, wyróżniała się w paru detalach aparycji i wprawne oko z pewnością mogłoby podsunąć zastanowienie czy aby jest to naturalne. - A, to ja skrzywdziłem wtedy dwie osoby. Mają po mnie blizny i o dziwo, wcale nie są na mnie za to wściekli. Musieli mnie poturbować i dopiero wtedy się ocknąłem. - czuł się świetnie mogąc podzielić się podobnym doświadczeniem. Minęło już tyle czasu i nie mówił o tym z goryczą w głosie. Przy okazji zauważał spore różnice między nimi. Jego poniosło dużo bardziej, intensywniej, na dłużej, przez co zranił dwoje bliskich osób. Nie chciał tego powtarzać. - Nie wstydzę się. - prychnął, urażony do żywego zarzutem, który według niego nie miał żadnych podstaw zaistnieć. Postukał palcami o kubek z gorącą czekoladą i chwilę później zastygł kiedy wspomniała o pociągu fizycznym do dwóch osób jednocześnie. Przy tej kwestii poczuł się na tyle źle psychicznie, że odsunął od siebie ledwie naruszony słodki napój. - Wilowanie nie przejmuje nade mną kontroli. Czasami samo się uruchamia kiedy za bardzo czegoś chcę i jestem zbyt podekscytowany, ale akurat przy wilowaniu ogarniam bardziej. - co było znaczącą różnicą między ćwierć wilą, a półwilem. Przecież kilkukrotnie testował już tę umiejętność jednak było to na tyle intymne, że nie szarżował z tym na prawo i lewo. Wypuścił powietrze z płuc z pewnego rodzaju ulgą. Oparł brodę o brzeg dłoni, a łokieć o stolik. - Fajnie, że nie tylko ja odczuwam wszystko tak mocno. Astrid też mówiła, że tak ma. I ty też. Przekichane to, co nie? - szukał w jasnych oczach Gabrielle zrozumienia i poparcia kogoś, kto przechodził coś podobnego. Mimo zimowej rozmowy z Astrid to było mu mało. Najwyraźniej dojrzewała w nim potrzeba porozmawiania z kimś o podobnych problemach. - A, czyli mówisz, że to porąbane odczuwanie jakoś się potem uspokoi? - co niechybnie zdradzało, że niekiedy męczył się z odczuwaniem bardzo emocji naraz, co było nielogiczne acz tak niezwykle silne. Wystarczy przypomnieć sobie co kiedyś czuł do Huntera. Z czasem to osłabło na tyle, że teraz jest spokojniejszy ale tamten czas był niczym zaćmienie umysłu.