Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
Ostatnim czasem spacery stały się rutyną dla Clari. Uczucie wiatru na skórze jak i promieni słońca dawało jej, swego rodzaju, poczucie bezpieczeństwa. Bynajmniej zawsze czuła się bezpieczna w Hogwarcie. Zero krzyków, kar i nagan. Zero widoku znienawidzonych dziadków i strachu przed ich gniewem. Mogła żyć spokojnie swoim życiem. Do czasu... Już niedługo szkoła miała się kończyć, a wraz z tym miała wrócić do Rosji. Nie rozumiała tego. Przecież obiecali jej wolność. Czyżby zmienili zdanie? Fakt kontaktu z nimi napawał ją jeszcze większym lękiem, gdyż miała za niedługo urodzić. Mimowolnie objęła swój brzuch rękoma uśmiechając się do siebie. I pewnie dalej tkwiłaby w swoim małym świecie sześcian gdyby nie widok, który momentalnie zwalił ją z nóg. Pod wielkim dębem zauważyła znienawidzoną przez siebie ślizgonkę. I pewnie nie ruszyłoby jej to, gdyby nie znajoma sylwetka leżącą pod nią. Czy to był... Evan?! ale jak...? Czy oni...? Nie, na pewno nie! Przecież... Czyżby znów trafiła na nieodpowiedniego faceta? Najpierw Belphegor, a teraz Evan. Najwidoczniej została rzucona na nią klątwa o której nie wiedziała. Pomimo ciepła panującego na zewnątrz objęła swoje ramiona rękoma zbliżając się po woli do postaci na trawie. Stając kilka kroków od nich miała już stu procentową pewność. To była Evan i Tori. I to jeszcze jak. Pozycja w jakiej leżeli przywoływała na myśl tylko jedno. I wierzcie mi, każdy by o tym pomyślał. - Evan? - z niedowierzaniem wypowiedziała jedno słowo mając nadzieję usłyszeć zaprzeczenie. Jednak jak mógł zaprzecza skoro doskonale go widziała. Ból w jej oczach zmienił się w iskierki złości, które zostały skierowane na dziewczynę - Niby co ty tutaj robisz? Co WY tutaj robicie?! - na chwilę przestała panować nad sobą przez co jej głos podskoczył do góry o kilka tonów. - Jak mogłeś mi to zrobić. - nawet nie zwróciła uwagi, że chłopak śpi. Bo kto by na takie coś zwracał uwagę w obecnej chwili. Mimowolnie zacisnęła drżące dłonie na swojej spódniczce.
Autor
Wiadomość
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nieznacznie odsunąłem się od dziewczyny, gdy zagrożenie już minęło. Nie pragnąłem bliskości drugiego człowieka. Nie teraz, gdy wciąż w pamięci wciąż miałem płomienny błysk we włosach Fire, odbicie światła rzucanego przez ogień. Ręce już mi nie drżały, ale prawie zaczęły, kiedy Theria postanowiła ujawnić dzisiaj nie tylko mój lęk. Jasnowłosa uniosła się nieznacznie, a ja mogłem tylko przyglądać się jak kąsają ją żądlibąki. Chciałem odwrócić wzrok, ale nie potrafiłem. W przyglądaniu się czyjemuś cierpieniu było coś osobliwego. Fascynowało mnie to, ale także niezwykle mierziło, obrzydzało mi samego siebie. Przygryzłem policzek od wewnątrz, czując jak sam zaczynam się stresować, gdy Dear przyciąga się do jednej z gałęzi. Widząc co się z nią dzieje, chciałem podać jej dłoń, która teraz zawisła pomiędzy nami. Opuściłem ją powoli, przez dosłownie kilka sekund obserwując twarz swej towarzyszki. Czy wyglądam tak samo, ilekroć w zasięgu pojawia się płomień? Jeśli tak to zdecydowanie musiałem nad sobą popracować. Sięgnąłem po kostki, gotując się na kolejne wyzwanie, jeszcze bardziej niebezpieczne od poprzedniego, ale plansza nie przywołała tym razem żadnego cytatu. Ukazywała nam jeden prosty komunikat, w który wpatrywałem się odrobinę zbyt długo niżby wypadało. Naprawdę wygrałem? Chyba jeszcze w to nie wierzyłem, bo zamiast się rozluźnić, ja spiąłem się jeszcze bardziej. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak wciągnąłem się w tę chorą grę, dopóki nagle się nie zakończyła. - Więc… to koniec. - Podsumowałem, a mój głos okazał się zaskakująco cierpki, nawet w moich uszach. Zasznurowałem usta, podnosząc się z kolan i ciesząc się, że chociaż w ostatnich minutach nic sobie nie zrobiłem. Dzięki eliksirowi leczącemu jedynie lekko kulałem, czując wrażliwość dopiero co złamanej kończyny, ale nie martwiłem się tym zbytnio. Wiedziałem, że za godzinę będę już w stu procentach sprawny. Podszedłem do Fire, omijając wyrwę w ziemi i podałem jej dłoń, chcąc pomóc jej wstać. - Dziękuję za grę. Byłaś dobrym, wytrwałym przeciwnikiem. - Dla niektórych mogłyby to być puste słowa, lecz ja ważyłem je zdecydowanie zbyt długo, aby rzucać je na wiatr. Pewnie zaoferowałbym jej też swoje ramię, aby pomóc jej w doczłapaniu do skrzydła szpitalnego, gdybym nie wiedział, że nie skorzystała jeszcze ze swojego eliksiru. Nie byłem jej już do niczego potrzebny. Co zaś tyczyło się naszych lęków… spojrzałem jej w oczy z ciekawością. Czy zdradzi mój sekret innym?
Twoje nazwisko pojawiło się na liście uczestników w Klubie Pojedynków. Bądź czujny i pamiętaj, że liczy się refleks. Aby wylosować gracza, który rozpocznie pojedynek należy rzucić kostką - wyższy wynik oznacza rozpoczynającego. Fabularnie to SEKUNDANT losuje kto zaczyna. Więcej zasad możecie odnaleźć tu, a zapisy tu. Proszę o wklejanie pod postem kodu, który może w razie czego modyfikować:
Kod:
<zg>Atak</zg>: LICZBA OCZEK[/url] <zg>Obrona</zg>: LICZBA OCZEK <zg>Ilość trafień</zg>:
Informacja o wznowieniu Klubu Pojedynków dotarła do niej już jakiś czas temu i nie mogła doczekać się pierwszego pojedynku, w którym miała wziąć udział. Szansa na wykorzystanie zaklęć, których się uczyli na lekcjach była naprawdę kusząca i wreszcie mogła zrobić to bez najmniejszych oporów. Kto by się jednak spodziewał, że jej przeciwnikiem będzie niejaka @Finnegan Gilliams. Po głowie przemknął jej obraz małej Krukonki, którą niejednokrotnie widziała już na lekcjach. Czy to naprawdę z nią miała walczyć? Nie chciała zrobić młodej krzywdy, a z drugiej strony dążyła do wygranej, bo przecież o to w tym wszystkim chodziło. Jednak z trzeciej strony ich szanse były dość wyrównane zważywszy na zakłócenia magii... Tak czy siak czułaby się lepiej, gdyby walczyła z kimś starszym. Dotarła w wyznaczone miejsce pod wielkim dębem i ze zdziwieniem stwierdziła, że nie ma jeszcze ani dziewczyny, ani sekundanta. Wzruszyła ramionami i opatuliła się szczelniej szalem, który miała zawiązany wokół szyi. O ile wygodniej by było rozegrać ten pojedynek w jakiejś klasie w zamku. Nie dość, że pozbyłaby się wtedy kurtki i reszty niepotrzebnych ubrań, żeby teraz nie zmarznąć, to w dodatku miałaby pewność, że nikt prócz dwóch osób nie widziałby walki. Czy bała się pokonania przez młodziutką Krukonkę?
Kostka na rozpoczęcie: 3
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris cieszyła się, gdy ogłoszono nowe rozgrywki klubu. Lubiła zarówno uczestniczyć w pojedynkach (choć zbyt wielu szans nie miała na wykazanie się...), a praca sekundanta zdecydowanie Krukonce odpowiadała. Zdarzało się, że nie nadążała z refleksem za walczącymi, ale przynajmniej się starała. Raz musiała powstrzymywać rozzłoszczonych uczestników przed łamaniem zasad i otwartą bójką. Zdawało się, że robi za całkiem niezłego rozjemcę... Sprawdziła, czy ma różdżkę, założyła szalik Ravenclawu i wyszła na błonia. Pogoda nie była może wyjątkowo ciepła, ale i tak witała z radością każdy drobny promyk słońca. Wiosna pięknie się zapowiadała, więc Naeris miała świetny humor. Z lekkim uśmiechem zbliżyła się do wielkiego dębu, gdzie dostrzegła jakąś dziewczynę - zapewne jedną z zawodniczek. Uniosła dłoń w geście powitania i zwrócenia uwagi. Stresowała się nowymi znajomościami, dlatego trochę niepewnie podeszła bliżej. - Cześć, jestem Naeris i prawdopodobnie ci sekunduję. - oznajmiła, podając Gryfonce rękę i modląc się, żeby nie wyszło to jakoś sztywno. Zaraz potem splotła palce i rozejrzała się, niby to z ciekawości, ale tak naprawdę nie wiedziała co ze sobą zrobić. Powiedzieć coś więcej? Rzucić żartem? W końcu przełknęła jedynie ślinę.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Do klubu pojedynków zapisała się tylko dlatego, żeby nikt z jej znajomych nie myślał, że jest miękką kluchą. Tak właściwie to była bardzo przeciętna z zaklęć, a w porównaniu do swojej siostry, to nawet beznadziejna. Nie wierzyła, żeby miała jakiekolwiek szanse w pojedynku, zwłaszcza, że refleks też miała do dupy. Z własnej woli w życiu nie zapisałaby się, żeby się nie ośmieszyć, ale mówiąc szczerze, nie sądziła, że rozgrywki się w tym roku odbędą. Najwidoczniej jednak władze szkolne nie martwiły się w ogóle zakłóceniami. Powinna była się domyślić, skoro qudditch nadal się odbywał. Hogwart chyba naprawdę chciał ich przygotować do niebezpieczeństw czyhających na nich w dorosłym życiu. Ewentualnie wyeliminować słabe jednostki. Szkoda tylko, że Finn nie znała żadnej słabszej od siebie. Przyszła na wyznaczone miejsce, gdzie stały już dwie studentki. Studentki! Wytrzeszczyła oczy, kiedy dotarło do niej, że ma z jedną z nich walczyć. I to z tą z Gryffindoru (Krukonki by się tak nie bała, pewnie zaklęcia znała głównie z książek), nic jednak nie powiedziała, a wręcz odwróciła się od dziewczyn, pod pretekstem ustawienia się na swojej pozycji, nawet się z nimi nie witając. Stojąc do nich plecami, szepnęła do siebie ostatnie "what the fuck???", po czym z kamienną twarzą odwróciła się, stając z różdżką w gotowości. Cała ta sytuacja musiała wyglądać karykaturalnie. Jedynym powodem, dla którego Finn nie uciekła jeszcze z krzykiem było zaskoczenie. Myślała, że te pojedynkowe pary będą wybierane jakoś na podstawie umiejętności, ale najwidoczniej była to zwykła loteria. W końcu nawet, gdyby jej przeciwniczka była najgorsza z zaklęć na swoim roku, to z pewnością była bardziej doświadczona od niej. Na pewno znała więcej zaklęć ofensywnych. - Finn - przedstawiła się na odczepnego - Miejmy to już za sobą. Cóż... miała przesrane. Jedynym plusem było to, że na jej upokorzenie miały patrzeć tylko dwie osoby, przy czym jedna z Ravenclawu, a więc jej opinia obchodziła Finn mniej niż zeszłoroczny śnieg.
Czekanie. To było dla niej najgorsze w tym wszystkim. Nie sama walka, nie oderwanie zaklęciem, ale właśnie czekanie, kiedy to wszystkie myśli krążą ci po głowie w szaleńczym tempie, a ty zastanawiasz się, jak możesz zaatakować. W czasie walki nie masz na to czasu, po prostu rzucasz zaklęcie, które szybko wpadnie ci do głowy i wyda się odpowiednie. Przynajmniej ona tak miała, choć wcześniej nie pojedynkowała się, nie licząc lekcji opcm czy zaklęć, gdzie czasem mieli takie prymitywne ćwiczenia. Z ulgą przyjęła nadejście jednej z dziewczyn. - Cześć, Isilia. - przedstawiła się i uścisnęła dłoń blondwłosej. Chciała jakoś przerwać tę ciszę, która miała im towarzyszyć do momentu przybycia drugiej zawodniczki, ale kompletnie nie wiedziała jak, a nie chciała palnąć jakimś głupim tekstem i zrobić z siebie idiotki, tak więc wypatrywała dziewczyny, która lada moment miała nadejść. Zbliżająca się sylwetka upewniła ją w przekonaniu, że nie będą musiały już długo czekać na rozpoczęcie pojedynku. Zachowanie Finn było z lekka dziwne, ale ona pewnie miałaby tak samo, gdyby to jej przyszło walczyć ze studentem w tym wieku. Uniosła tylko lekko brwi na krótką wypowiedź swojej przeciwniczki i kiedy Naeris wskazała ją jako zaczynającą tę walkę, skłoniła się i przygotowała do ataku. Nie miała problemu ze znalezieniem odpowiedniego zaklęcia i po prostu rzuciła to, które pierwsze wpadło jej do głowy gdy przyszła w wyznaczone miejsce. Niegroźne, za to dobre na sam początek. - Rictusempra. - posłała czar w młodą Krukonkę, ale ten kapryśnie ją ominął. Oh, to tak się chcemy bawić? Skonsternowana przygryzła dolną wargę i czekała na atak, żeby móc się obronić. Może przynajmniej to jej się uda.
Atak: 2 Obrona: - Ilość trafień: 0
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Odkłoniła się byle jak, bo była zbyt zestresowana, co miało nastąpić za chwilę. Wolałaby zaczynać. Pewnie i tak nic by nie zrobiła, ale przynajmniej trochę odwlokłaby nieprzyjemną chwilę. Patrzyła na przeciwniczkę, starając się nie zdradzać strachu. Czy rzuci czymś bardzo nieprzyjemnym? Czy umiała niewerbalne? Isilia niosła różdżkę i wypowiedziała formułę. Finn dokładnie zarejestrowała ten moment i to nie tak, że nie zdążyła się obronić - ona nawet nie drgnęła. Jej jedyną reakcją, było zachłyśnięcie się powietrzem i późniejsze wstrzymanie oddechu. Pewnie zamknęłaby jeszcze oczy, gdyby zdążyła, ale zaklęcie przeleciało obok. Miała farta. Odruchowo powędrowała wzrokiem za nietrafionym zaklęciem i po upływie jakichś dwóch sekund uświadomiła sobie, że teraz jej kolej. Ciekawe czy była szansa, że nie domyśliły się, że wcześniej sparaliżowało ją ze strachu. Niepewnie niosła różdżkę, podczas gdy jej mózg wrzeszczał w panice, bo nie mogła sobie przypomnieć żadnych zaklęć. Była co prawda Drętwota, której chyba nie dało się zapomnieć, ale była też niewiarygodnie oklepana. Finn z kwaśną miną mierzyła przez chwilę w Gryfonkę. Cisza robiła się coraz bardziej krępująca, a w jej głowie nadal panował chaos. Nie miała wyjścia. - Drętwota - rzuciła w końcu, starając się zapomnieć na chwilę o tym, jak nudne i nieoryginalne było to zaklęcie i włożyć w nie tyle serca, ile się dało. Udało się, chociaż bądźmy szczerzy - jakim trzeba być niedorobem, żeby Drętwoty nie umieć rzucić? Zresztą Gryfonka i tak pewnie zdoła się obronić.
Myśl o chybionym ataku cały czas krążyła jej po głowie, nie dopuszczając do niej niczego innego. No bo serio? Doświadczona w pojedynkach to ona może nie była, ale szczerze wątpiła w to, aby jej młoda przeciwniczka była w lepszej sytuacji. Chociaż kto tam wie, może jednak była? Jednego była pewna - za wszelką cenę nie chciała przegrać, a jak na razie los był przeciwko niej. Istniała jeszcze szansa, że Finn nie uda się atak, która zresztą uleciała bardzo szybko. Nie obroniła się. Pojedynkując się z o dobre pięć lat młodszą uczennicą nie zdołała się obronić i poczuła, jak jej ciało drętwieje na skutek zaklęcia. Niech to szlag. Przed pojedynkiem mówiła sobie, że wszystko pójdzie dobrze, że uda jej się obronić w razie udanego ataku przeciwnika, a może nawet wygrać! Cóż, teraz już nie była tego taka pewna. Nie dość, że wcześniej nie udał jej się atak, to jeszcze teraz ta obrona... Pozostawało tylko mieć nadzieję (chociaż nadzieja matką głupich), że kolejne próby odniosą lepsze rezultaty. I oczywiście czekać na zdjęcie zaklęcia przez Naeris.
Atak: - Obrona: 5 -> 1 Ilość trafień: 1 :<
/flak, a nie post, ale rozkłada mnie choroba, więc wolę teraz napisać niż później, bo by mogło być jeszcze gorzej...
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Młodsza Krukonka zachowywała się nieco dziwnie, ale wyglądała sympatycznie, więc Naeris uśmiechnęła się ciepło. Widziała, że musi się trochę stresować, zwłaszcza że stawała naprzeciw zapewne bardziej doświadczonej dziewczyny... Chciałaby, żeby szanse były wyrównane, ale to nie ona decydował. Mogła tylko wylosować, że zaczyna Isilia. - Powodzenia. - dodała i odsunęła się nieco, żeby obserwować ich zmagania. Przestraszyła się, że Finn nie jest w stanie się bronić, bo nawet nie uniosła różdżki. Już zamierzała wszystko amortyzować, ale czar nie trafił w, prawdopodobnie dwunastoletnią, dziewczynkę. Na całe szczęście Krukonka wzięła się w garść i trafiła Isilię. Musiała być bezstronna, dlatego nie zareagowała w żaden sposób. - Już, już! - pospieszyła, żeby wycelować w nieruchomą postać i szepnęła "Finite". Gryfonka mogła od razu rozprostować kości i znów ustawić się do pojedynku.
Na szczęście Naeris sprawnie poradziła sobie ze zdjęciem z niej Drętwoty, dzięki czemu szybko mogła wrócić do pojedynku. Teraz zresztą była jej kolej na atak, a co robiła? Stała przygotowana, ale nie miała jeszcze wybranego zaklęcia i w myślach przypominała sobie wszystkie, które znała. To nie, tamto nie, to za łatwe. Szukała czegoś, co nie było takie banalne i w końcu znalazła dwa, które wydawały się być odpowiednie. Tylko, no właśnie, które z nich wybrać? Wahała się pomiędzy Orbis a Glacius Opis, zastanawiając się, które będzie lepsze - spętanie dziewczynki świetlistymi promieniami, czy zamrożenie jej. Nie dopuszczała do siebie myśli, że i tym czar może się nie udać, przekonywała się, że nie ma opcji i musi być dobrze. Uzmysłowiwszy sobie, że już dobrą chwilę tak stała nic nie robiąc, ostatecznie wybrała zupełnie co innego. Wypowiedziała w myślach Levicorpus i wykonawszy ręką stosowny ruch, posłała zaklęcie w stronę Krukonki. Miała nadzieję, że tym razem się uda i wynik pojedynku będzie wyrównany. A jeśli nie to cóż... Najwyżej przegra. Bolesna była to myśl, jednak zaczynała ją do siebie dopuszczać. Pewność siebie, która towarzyszyła jej na początku, uciekła po dwóch nieudanych próbach i już raczej nie miała wrócić.
O kurwa, trafiła... Wytrzeszczyła oczy i rozdziawiła się lekko widząc zdrętwiałą Gryfonkę. Na szczęście przeciwniczka była spetryfikowana, a sekundanka zajęta zdejmowaniem zaklęcia, więc Finn w porę doszła do siebie i zanim wszystko wróciło do normy, znów przybrała pozbawiony większych emocji wyraz twarzy. Miała ogromną nadzieję, że Isilia znów nie trafi. Finn zupełnie nie miała refleksu, a co za tym idzie, była praktycznie bezbronna. Nie można mieć jednak za dużo szczęścia na raz. Tym razem trzynastolatce udało się przynajmniej ruszyć dłonią, w której trzymała różdżkę, była jednak tak zaskoczona niewerbalnym zaklęciem, że nawet gdyby zrobiła to szybciej nic by to nie dało, bo inkantacja tarczy wyleciała jej z głowy. Potem było jeszcze gorzej... Wśród wielu dziwnych lęków Finnegan, strach przed wiszeniem głową w dół plasował się gdzieś w pierwszej piątce. Kiedy niewidzialna siła chwyciła ją za kostkę i podniosła do góry, z gardła wyrwał jej się zduszony okrzyk. Wolałaby dostać każdym innym zaklęciem. Ze strachu wypuściła z dłoni różdżkę i zamknęła oczy. Miała nadzieję, że druga Krukonka szybko odstawi ją na ziemię.
Obrona: 2 Atak: 6, ale opiszę w następnym poście (ten sam link, ale trochę niżej ;p) Ilość trafień: 1
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Pojedynek nie był może wybitnie szybki czy też absorbujący, ale Naeris pozostawała skupiona. Marzyła kiedyś o byciu świadkiem prawdziwej walki dwójki potężnych magów - chciałaby zobaczyć wielkie zaklęcia, siłę magii... To nawet nie umywało się do tych wyobrażeń Krukonki. Isilia długo się zastanawiała, a ostatecznie rzuciła w miarę prostym zaklęciem. Naeris wyraźnie poruszyła się, widząc, że młodsza dziewczyna nie zdąży z tarczą. Miała nadzieję, że zawiśnięcie nie było tak gwałtowne. - Finite - powiedziała, machając różdżką. Musiała spróbować kilka razy, w czasie któryś pewnie raz opuszczało, to podnosiło Finn... - Przepraszam, przepraszam, wszystko okej? - zapytała przestraszona, że mogło jej się zakręcić w głowie. W końcu udało się poprawnie opuścić Finn.
Kostki: 5,6,3,2
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Myślała, że się porzyga. Albo zemdleje. Albo ze strachu eksploduje. Chciała się czegoś dla pewności chwycić, ale nie było czego. To czy nie spadnie i nie zginie zależało od najwyraźniej niezbyt rozgarniętej sekundantki. - KUUUURWAAAA MAĆ - na wpół jęknęła, na wpół krzyknęła, kiedy ponownie nią szarpnęło. Nic poza bluzgami nie byłoby wyjść teraz z jej ust. To, że obie dziewczyny były „obcymi” przestało ją krępować. Kiedy w końcu wylądowała na ziemi, rzuciła wściekłe spojrzenie Naeris. - Jest, kurwa, zajebiście! – warknęła śmiało – Słyszałaś kiedyś o Liberacorpus?! Kto Cię w ogóle zrobił sekundantem?! Finn odzywała się rzadko, ale kiedy lęk przed użyciem strun głosowych ustępował, korzystała po całości. Przez jej cichość mało kto podejrzewał, że tak naprawdę wcale nie jest mniej opryskliwa i zarozumiała od reszty trzynastolatków. Mrucząc pod nosem obelgi w stronę Sourwolf, podniosła z ziemi różdżkę i wycelowała ją w Gryfonkę. - Everte statum! – krzyknęła. Normanie nie wybrałaby raczej aż tak ofensywnego zaklęcia, ale nadal była wściekła za zawieszenie głową w dół.
Wybuch złości tej małej, niepozornej Krukonki zdziwił ją tak bardzo, że aż mimowolnie zrobiła krok w tył. Zdziwił to nawet lekko powiedziane - on ją przestraszył i to całkiem nieźle. Zdecydowanie się tego nie spodziewała po Finn, ale w końcu wcześniej jej nie znała i dopiero teraz na dobrą sprawę miała okazję przyjrzeć się dziewczynie dokładniej, w tym i zachowaniu. Po wypowiedzeniu chyba największej ilości słów od samego początku spotkania, kipiąc ze złości rzuciła zaklęcie. Tym razem to Smith nie była na to gotowa, a nawet gdyby było inaczej, to obrona przed tym udanym czarem byłaby trudna. Poczuła, jak została wyrzucona w górę, włosy wpadały jej do buzi, kiedy leciała w tył, po czym z impetem wylądowała na ziemi. Ba, wylądowała. Ona zaryła tyłkiem i przejechała na nim kawałek, brudząc przy tym ubranie, które na sobie miała i obijając co nieco. Po tym wszystkim opadła plecami na trawę, starając się jakoś wytrzymać ból w dolnej części pleców. Kompletnie nie chciała się podnosić, mogła tak leżeć i czekać, aż te katusze ustąpią, ale po kilku minutach tak czy siak musiała wstać, żeby pogratulować Finn wygranej i podziękować za pojedynek. Pożegnała się też z Naeris i z grymasem bólu na twarzy pomaszerowała do zamku dziękując Merlinowi za to, że jej różdżka podczas upadku nie ucierpiała i była cała. W drodze słyszała głosy co oznaczało, że również i dwie Krukonki zmierzały już do środka Hogwartu.
Nie spodziewałem się, że gdy ogłoszę, że szukam ochotników do testowania zaklęć za pieniądze to znajdzie się ktoś kogo moja formuły będą interesowały bardziej ze strony naukowej, a nie jako kwestia łatwego zarobku. O dziwo, @Riley Fairwyn był nie tylko ciekawy wspólnej nauki magii ze mną, ale również nie odmówił mi, gdy podczas wymiany listów dałem mu do zrozumienia, że formuła nie należy do najłatwiejszych, a co za tym idzie może być przynajmniej w pewnym stopniu niebezpieczna. Wszystko wskazywało na to, że odwaga była nie tylko domeną Gryfonów - no chyba, że to ten krukoński pociąg do wiedzy sprawił, że tak bardzo chciał poznać działanie mojego nowo opracowanego zaklęcia. Pojawiłem się na umówionym miejscu kilka minut za późno, ale ku mojemu zdziwieniu mojego partnera do czarowania jeszcze nie było - wątpiłem, żeby stchórzył. Zapewne coś go zatrzymało, więc zacząłem chodzić w miejscu rozmyślając nad moim nowym zaklęciem.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Lysander nie musiał nawet nalegać. Propozycję zapłaty odrzuciłem tak szybko, że moja odmowa wydała się wręcz niegrzeczna. Zupełnie nie interesowały mnie pieniądze, gdy zyskać można było coś o wiele cenniejszego, czego kupić nie można. Wiedza doprowadziła mnie na skraj przepaści już niejeden raz, a mimo tego, wciąż skłonny byłem handlować swoim zdrowiem, byleby tylko nauczyć się czegoś nowego. Zjawiłem się pod wielkim dębem dosłownie dwie minuty później, witając się z mężczyzną krótkim skinieniem. - Co Ci chodzi po głowie? - Spytałem natychmiast, nie potrafiąc już wręcz doczekać się momentu, w którym rozpoczniemy testy, chociaż jeszcze nie wiedziałem o co tak naprawdę się rozchodzi. Prawdę mówiąc, cokolwiek by to nie było, byłem pewien, że będzie niezłe. Zakrzewski był piekielnie zdolny, gdy chodziło o zaklęcia, więc wątpiłem, aby potrafił w jakikolwiek sposób zawieść moje oczekiwania.
Przywitawszy się z @Riley Fairwyn krótkim skinięciem od razu przeszedłem do rzeczy nawet nie próbując zagłębiać się w zbędny small talk. - Ostatnimi dniami pracowałem nad zaklęciem - rzuciłem bez chwili zastanowienia totalnie podjarany faktem, ze Riley najwyraźniej podziela mój entuzjazm - Wywołuje drgawki, przy większych umiejętnościach można za pomocą niego doprowadzić do ataku padaczkowego. Spojrzałem na Krukona upewniając się, czy na pewno nie chce w tym momencie uciec w podskokach, po czym przeszedłem do sedna sprawy, które wydawało mi się znacznie poważniejsze, a co za tym idzie mogło odstraszyć chłopaka od udziału w tym "widowisku". - Możesz się wycofać w każdej chwili - mruknąłem trochę wbrew sobie, wiedziałem jednak, ze zaklęcie jest na tyle niebezpieczne, że chłopak może zmienić zdanie - Testowałem je dopiero na zwierzętach, więc nie mogę zagwarantować, że będzie super bezpiecznie. Nie zamierzam od razu wykorzystywać całej mocy, ale nie jestem w stanie cię zapewnić, że nie będzie żadnych nieoczekiwanych skutków ubocznych. Spojrzałem na Krukona wyczekująco zastanawiając się jaka będzie decyzja - zaryzykuje w celu zdobycia wiedzy czy raczej zwieje w podskokach niechętny na takie eksperymenty?
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Wysłuchałem tego co miał do powiedzenia z niewzruszonym wyrazem twarzy, chociaż w pierwszej chwili miałem ochotę, aby się roześmiać. Bynajmniej nie z radości, a raczej, aby dać upust nieoczekiwanej fali emocji, jaka - kompletnie nieproszona - przewinęła się przez moje ciało. - Atak padaczkowy… - powtórzyłem, jakbym smakował te słowa na języku. - Czy to czasami nie jest już czarna magia? - Nie wyglądałem ani na przestraszonego, ani na niezdrowo podekscytowanego. Moje odczucia ustabilizowały się w morze nieogarniętej zrozumieniem ciekawości, poprzetykanej odrobiną rozsądku, jaka jeszcze starała się powstrzymać mnie przed zrobieniem z siebie królika doświadczalnego. Niezwykle przeraziła mnie dopiero pewna myśl. Mianowicie, nie obawiałem się tego, że mogę stracić przytomność, a w moim umyśle mogą w tym czasie powstać nieodwracalne zmiany. Starczyłaby jedna pomyłka Zakrzewskiego, aby uczynić ze mnie kalekę. Martwiłem się tym, czy to eksperymentalne zaklęcie nie zdradzi Lysandrowi mojego metamorfomagicznego sekretu. Zmierzyłem go uważnym spojrzeniem, jakbym zastanawiał się czy gra faktycznie jest warta świeczki, gdy już odmówiłem pieniężnego wynagrodzenia. Serio, czemu nie mógł stworzyć jakiegoś czaru zaparzającego herbatę, czy czegoś równie miłego? - Dobra, jasne. - Zacząłem, zanim miałem się rozmyślić. - Ufam Ci, że nie zrobisz mi krzywdy i w razie potrzeby będziesz wiedział jak poradzić sobie ze skutkami ubocznymi. - Skłamałem. W chwili, w której usłyszałem czym tak naprawdę jest to zaklęcie, zupełnie zwątpiłem zarówno w Lysa, jak i w swoją poczytalność. Było warto. Adrenalina krążąca mi w żyłach była cudowna, a przecież jeszcze nawet nie wyciągnął różdżki! Rozłożyłem dłonie i wstrząsnąłem ramionami. - Pokaż je. - Zachęciłem.
- Nie param się czarną magią, chociaż osiągnięcie takich efektów z jej pomocą bez wątpienia byłoby znacznie łatwiejsze - rzuciłem zupełnie swobodnie. Chociaż w związku z przygotowaniem do przyszłej kariery i zgłębianiem magii bezróżdżkowej posiadałem wiedzę teoretyczną w tym zakresie to trudno ukryć, że traktowałem to jako konieczną "znajomość swojego wroga", z której w gruncie rzeczy brzydziłem się korzystać. - Właśnie dlatego nie jestem pewien czy zaklęcia zadziała tak jak powinno. Wywołanie drgawek nie jest trudne, ale doprowadzenie do napadu padaczkowego wymaga naprawdę dużego potencjału magicznego. Wolałbym żebyśmy zaczęli od samych drgawek, a jeśli skutki będą zadowalające możemy spróbować dalej - powiedziałem zaskakujące złożenie jak na mnie. Chciałem obcować z tak skomplikowaną magią, miałem jednak świadomość, że moja wrodzona skłonność do brawury musi iść na bok, bezpieczeństwo w tej sytuacji było zdecydowanym priorytetem. Zaskoczył mnie spokój z jakim chłopak mnie sluchał - z jednej strony nie spodziewałem się entuzjazmu, jednakże dziwiło mnie, że nie jest przestraszony. - Będę ostrożny - przysiągłem chyba po raz pierwszy w życiu wypowiadając te słowa. Gdy Riley był gotowy wziąłem głęboki oddech i rzuciłem na niego formułę na wszelki wypadek korzystając jeszcze z werbalnej formuły. Początkowo efekt zaklęcia był niemal niewidoczny, zapewne przypominający trochę drgawki gorączkowe, więc wzmocniłem zaklęcie, co doprowadziło do uwidocznienia zjawiska. Pozwoliłem sobie zaledwie na kilkanaście sekund takiej magii - nie chciałem doprowadzić do przewrócenia, ani omdlenia Rileya, ani innych nieprzyjemności, dopóki nie będę miał pewności, ze to zaklęcie działa na ludziach. Po tym czasie przerwałem zaklęcie. - Działa - powiedziałem nie kryjąc zachwytu w głosie. Chciałem jednak pozwolić chłopakowi trochę odpocząć przed ewentualną mocniejszą próbą, a przy okazji sprawdzić jak inna osoba radzi sobie z tą formułą, więc zapytałem: - Chciałbyś spróbować na mnie? Wiedziałem, że testy wykonane przez różne osoby będą znacznie lepsze, więc nawet przez moment się nie wahałem.
Kostka:4 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 85 (+5) Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 9 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 6
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Kiwnąłem głową, w duchu ciesząc się, że to zaklęcie tak naprawdę nie ma nic wspólnego z czarną magią. Z jednej strony odrobinę żałowałem, gdyż możliwość zapoznania się z „ciemną stroną mocy” niemożliwie mnie kusiła, a z drugiej nie byłem przecież szalony, aby pozwolić na zrobienie sobie trwałej krzywdy. No… może tylko odrobinę skrzywiony. Moja potrzeba smakowania adrenaliny nie była do końca normalna, zdawałem sobie z tego sprawę. Mimo wszystko, starałem się nie zauważać zaskoczenia Lysandra. Jego obietnica ostatecznie przypieczętowała moją decyzję. Zanim dosięgło mnie zaklęcie, zdążyłem jeszcze zastanowić się czy czasem nie powinienem wsunąć sobie do ust czegoś, na czym mogłyby się zatrzymać zęby. Nie chciałem niechcący odgryźć sobie języka, tak samo jak nie pragnąłem wylądowania twardo na ziemi. Sekunda zwątpienia wystarczyła, Zakrzewski mnie zaczarował. Uczucie towarzyszące temu drżeniu było… dziwne. Nie było nieprzyjemne w normalnym tego słowa znaczeniu. Nie sprawiło mi bólu, ani nie zwaliło mnie z nóg. Po prostu drżałem. Na początku słabo, potem Lysander wyraźnie zwiększał intensywność drżenia. Dopiero wówczas poczułem się nieco dziwnie, jakby ogarniała mnie słabość, lecz nie byłem pewien czy to nie był jedynie wytwór mojej wyobraźni. Serce silnie łomotało mi w piersi. Ku swojemu zdumieniu, nie utraciłem nad sobą kontroli. Nie pragnąłem, aby przestawał i ta myśl mnie przerażała. Kiedy drgawki ustały, odetchnąłem głębiej i przyjrzałem się Gryfonowi uważnie. - Nie boisz się, że zostaniesz kaleką? Nawet nie znam teorii. - Uśmiechnąłem się, nieoczekiwanie rozbawiony (co pewnie było zasługą ogłupiającej mnie adrenaliny) swoją Krukońską potrzebą poznania absolutnie wszystkich szczegółów, zanim podejmę się wypróbowania eksperymentalnego zaklęcia. - Pewnie, że chcę. Tylko może lepiej usiądźmy, bo w końcu któreś z nas rozbije sobie głowę. - Dodałem, wyciągając zza pazury różdżkę i zgodnie ze swoimi słowami, usiadłem na ziemi krzyżując nogi. Wolałem zapobiegać niż leczyć, zwłaszcza od chwili, w której to straciłem przytomność w towarzystwie Fyodorovej. Ręka odrobinę mi zadrżała, lecz udało mi się powtórzyć ruch nadgarstka, jaki zaobserwowałem u jasnowłosego. Z początku równie nieśmiało co on, wywołałem u niego lekkie drżenie. Stopniowo zwiększałem intensywność, aż wydało mi się, że jego ramiona zaczynają podrygiwać w zbyt niekontrolowany sposób. Na szczęście przerwanie czaru nie nastręczyło mi większych trudności, tak samo jak samo pierwsze podejście. - Hej, to całkiem… proste. - Nie wiem dlaczego, ale byłem tym faktem naprawdę zaskoczony.
- Niczego się nie boję - rzuciłem ze śmiechem. Rzecz jasna, to nie była do końca prawda, aczkolwiek wydawało mi się, że w takich kwestiach nie warto było brać pod uwagę tak poważne sprawy jak utrata bliskich czy jej powrót, więc w gruncie rzeczy jeśli chodzi o ryzykowanie swojego własnego życia i robienie rzeczy skrajnie nieodpowiedzialnych to nie kłamałem. - Powiedziałem Ci dosyć dużo, poza tym z tego co wiem jesteś bardzo dobry z zaklęć. - uspokoiłem go, przy okazji chwaląc jego umiejętności. Nie widziałem w tej całej sytuacji zbyt wiele ryzyka, jednakże nawet gdyby ono się pojawiło uznawałem je za konieczność związaną z odkrywanie nowego. Usiedliśmy na ziemi i po chwili Riley rzucił na mnie zaklęcie, które w krótkim czasie zadziałało dość intentyswnie. Byłem bardzo zadowolony z efektu, chociaż trudno ukryć, że było to cholernie nieprzyjemne. Po chwili Fairwyn przerwał zaklęcie, a ja westchnąłem - z ulgi, że zaklęcie działało i uniknąłem upokorzenia. Przed ewentualną kolejną próbą zrobiłem sobie chwilkę przerwy, bo byłem odrobinę zmęczony, a na dodatek wolałem się jednak upewnić czy Riley nie ma jakichś sugestii. - Wszystko jest ok?- zapytałem w ramach konsultacji - Myślisz, że powinienem coś poprawić?
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Chciałbym kiedyś móc powiedzieć takie słowa. Spojrzałem na Lysandra uważnie, ale nie wychwyciłem u niego żadnej zmiany w mimice twarzy, która mogłaby zasugerować mi, że mnie okłamał. Zresztą, po cóż miałby to robić? Nie zaimponowałby mi brakiem strachu, wręcz przeciwnie. Uważałem, że bezgraniczna odwaga bywa opłakana w skutkach. Tak się składało, że doskonale coś o tym wiedziałem. Jego pochwała trochę mnie ośmieliła, może dlatego powtórzyłem jego czar z tak udanym skutkiem. Mimo wszystko, wciąż miałem wątpliwości co do jego działania, lecz teraz były one raczej moralne, aniżeli techniczne. - Zaklęcie wygląda w porządku, ale zastanawia mnie jedno. - Nie mogłem opuścić okazji do zapytania go o to. - Po co tworzyć takie czary? - Spróbowałem złowić jego spojrzenie, wiedząc, że teraz Lysander także zdaje sobie sprawę jak nieprzyjemne jest jego zaklęcie, gdy pada się jego ofiarą. - Jest trochę zbyt niestabilne do pojedynków… a może to ja je przeceniam? Myślisz, że dałoby się ograniczyć jego wpływ na okolice szyjne? Wiesz, żeby nie odgryźć sobie przypadkiem języka.
- Większość mocnych czarów jest związana z czarną magią - powiedziałem nawet przez moment nie zastanawiając się, bo ta kwestia wydawała mi się oczywista - Chcę zostać aurorem, potrzebuję czegoś silniejszego niż to czego uczymy się w szkole, a z drugiej strony w przeciwieństwie do większości ministerialnych użytkowników mam dość konserwatywne podejście do czarnej magii. Znałem czarną magię - o wiele bardziej niż bym chciał. Chociaż pozostawałem teoretykiem i nie zagłębiałem się w najciemniejsze zakamarki to udało mi się na ten temat wyczytać zdecydowanie więcej niż chciałem. Gardziłem tym - może i byłem głupkiem, naiwniakiem, który wyrobił sobie jakiś zaburzony system moralny, ale mimo mojego antysystemowego stosunku do świata uważałem, że pewne zasady nie nadają się do łamania. Skoro miałem walczyć z czarną magią musiałem ją znać, ale stosowanie jej wydawało mi się obrzydliwe. Kwestie techniczne były dla mnie równie ważne co ama sensowność zaklęcia, dlatego miałem wszystko jako tako opracowane i mogłem bez wahania udzielić RIleyowi odpowiedzi. - Pracuję nad ograniczeniem jego działania do rzucania na określone części ciała, ale jeśli mam być szczery to nie jest to szczególnie łatwe, szczególnie bez ćwiczenia na człowieku. Gdy mi się to uda to faktycznie wyeliminuję ryzyko odgryzienia języka, a przede wszystkim mocniejszego uszkodzenia układu nerwowego
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nie spodziewałem się, że to niewinne pytanie sprawi, iż nie tylko poznam Lysandrowe plany na przyszłość, ale i nieco lepiej poznam jego poglądy. W sumie, nie mogłem powiedzieć, że się z nim nie zgadzam. Jeżeli chwytało się czarnoksiężników, nie można było polegać tylko i wyłącznie na pętaniu ich przy pomocy orbis czy wieszaniu do góry nogami za kostkę u nogi, a jednak Zakrzewski dość wcześnie zaczynał swoją przygodę z kreowaniem nowej magii. Przed nim jeszcze wiele lat szkoleń i kto wie czy jego zaangażowanie nie rozpłynie się podczas wielu treningów ze starszymi stażem aurorami. Jednocześnie zdałem sobie sprawę z tego jak różni jesteśmy. Podczas, gdy on rozumiał czarną magię i odmawiał korzystania z niej, mnie niezwykle pociągała możliwość zaczytywania się w zakazane tomy. Wiedza ponad wszystko, ale sucha teoria jest niczym w porównaniu z praktyką. Balansowałem na bardzo cienkiej linie, na samej granicy zepsucia. Póki co, nie miałem okazji do przeskoczenia na drugą stronę, ale kto wie co stanie się za kilka miesięcy, kiedy będę już w Rumunii? Tamtejsze środowisko na pewno nie będzie traktowało mnie jak wymagającego opieki chłopca, którego trzeba chronić przed poznaniem. - Jasne, rozumiem - zgodziłem się z jego słowami, jednocześnie wykonując zachęcający gest dłonią. - Śmiało, próbuj ile tylko zechcesz. Możliwość przyczynienia się do rozwoju magii jest nagrodą samą w sobie.
Bez wątpienia Rileya mogło zaskakiwać, że tak szybko wziąłem się za kreowanie magii - w gruncie rzeczy tak mocno skupiłem się na zaklęciach przesuwając pozostałe dziedziny na dalszy plan (co w ostatnim czasie, ze względu na zakończenie szkoły wydawało się coraz bardziej niebezpieczne dla planów), że doszedłem do biegłości przewyższającej niemal każdą ze znanych mi osób. Zaangażowałem się w dążenie do kariery aurora tak mocno, że nie potrafiłem sobie wyobrazić, że coś mogłoby pójść nie tak, każdy kto mnie znał wiedział jednak, że mimo mojego swobodnego podejścia do życia gdy obiorę sobie jakiś cel to uparcie do niego dążę. Mimo że zrobiliśmy już duże postępy zdecydowałem się jeszcze chwilę poćwiczyć - mimo wszystko znalezienie tak ochoczego królika doświadczalnego jak Riley graniczyło z niemożliwością. Podjąłem dwie próby - tym razem starając się za wszelką cenę skupić na ograniczeniu przestrzeni działania zaklęcia. Za pierwszym razem zupełnie się nie udało i Krukon po raz kolejny dostał drgawek na całym ciele, jednakże druga próba, która wymagała znacznie więcej skupienia doprowadziła do tego, że chłopakowi drgały jedynie nogi - wprawdzie chciałem ograniczyć czar do jednej z nich, ale i tak mogłem być z siebie dumny!
Pierwsza próba Kostka:4 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 90 (+5) Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 9 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 8
Druga próba Kostka:4 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 90 (+5) Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 9 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 9
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Kiedy dalsze rozmowy ucichły, mogliśmy całkowicie skupić się na pracy nad zaklęciem Lysandra. Nie mogłem powiedzieć, aby uczestniczenie w tych doświadczeniach przynosiło mi satysfakcję. Drżenie nie było przyjemne, ale chyba jeszcze gorsze było oczekiwanie. Ta chwila zwątpienia, kiedy udane zaklęcie dosięgało celu, pierwsze oznaki podrygiwania, gdy mięśnie zaczynały kurczyć się w niekontrolowany sposób, zmuszała mnie do obnażenia powierzchownego lęku przed skrzywdzeniem samego siebie. Oddanie się nauce nie zawsze musiało być miłe, prawda? Jednak miałem nadzieję, że jeżeli Lys w przyszłości zdecyduje się ponownie ze mną współpracować, będziemy czarować watę cukrową lub modyfikować wybuchające cukierki. Chciałem przyłączyć się do prób, ale moje starania sprowadziły na Zakrzewskiego jedynie kompletne rozluźnienie. Opadł ciężko na ziemię i pewnie wtapiałby się tak w trawnik w nieskończoność, gdybym tylko nie cofnął zaklęcia. Postanowiłem, że zostawię takie próby bardziej doświadczonemu koledze. Po jakimś czasie każde z nas odeszło w swoją stronę, bogatsze o odrobinę wiedzy.