Schody te prowadzą do... ślepego zaułka, z którego nie ma drugiego wyjścia. Są to obszerne stopnie, na których lubią przesiadywać uczniowie (albo kryć się z popalaniem papierosów lub potajemnym piciem przemyconego piwa kremowego). Ślepy zaułek jest zwyczajnym, prawdziwym ślepym zaułkiem i nic za nim się nie znajduje - żadna magia nie wykryje tutaj tajemnych pomieszczeń.
Uwaga. Wchodząc do tej lokacji automatycznie należy wykonać rzut kością i dostosować się do wylosowanego scenariusza wydarzeń. Kostki są obowiązkowe.
Spoiler:
1, 2 - cokolwiek tu robisz w pewnym momencie zauważasz załamanie powietrza na... pobliskim parapecie. Wytężasz wzrok i wydaje Ci się, że jest coś tutaj ukryte zaklęciem niewidzialności albo kamuflującym. Jeśli postanowisz nanieść na to miejsce "Finite" okazuje się, że... dorzuć kostką! Parzysta - znajduje się tu nowiusieńka paczka Błękitnych Gryfów oraz gryząca palce popielniczka. Nieparzysta - ... to śpiąca bahanka. Otworzyła ślepia, wrzasnęła, podrapała Cię po policzku i uciekła przez uchylone okno. Masz szczęście, że Cię nie ugryzła, bo inaczej potrzebowałbyś antidotum. W chwili obecnej rana na policzku bardzo Cię piecze i należy ją zaleczyć odpowiednim zaklęciem/eliksirem/udać się do Skrzydła Szpitalnego, napisać tam post na minimum 2000 znaków, gdzie otrzymujesz pomoc.
3, 4 - siadasz/stawiasz stopę na fałszywym schodku przez co Twoja noga utknie między dwoma stopniami i masz problem z samodzielnym jej wyciągnięciem.
5, 6 - okno przy którym siedzisz jest rozszczelnione przez co wieje na Ciebie chłodny wiatr i po paru chwilach dostajesz gęsiej skórki. Poza tym nie dzieje się nic podejrzanego.
______________________
Autor
Wiadomość
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Widząc oburzone spojrzenie przyjaciółki, machnęła tylko ręką. Była przyzwyczajona do tak czułych powitań i wyzwisk. Szeroki uśmiech, jaki zdobił jej twarz, był wystarczającym dowodem uciechy na jej widok. Kątem oka zerknęła na dzieło, które tworzyła Gryfonka, czując dumę - że ta poświęcała czas na wybitne rozrywki, a nie jakieś pierdoły, typu nauka obrony przed czarną magią. - Następnym razem dorzucę ci swoje notatki z zielarstwa. O, albo zróbmy w ogóle zawody kto ułoży większą wieżę z własnych zapisków! - rzuciła propozycję, która wydawała jej się wspaniała. Zważając na to, że większość Gryfonów srała na wyniki w nauce i aktywność podczas zajęć, osoba mająca notatki z dwóch przedmiotów była w stanie wygrać to z palcem w dupie. Oczy Marli rozbłysły z podekscytowania. - Ty wiesz, że to może być prawda? Ostatnio Prawie Bezgłowy Nick mi powiedział, że słyszał upiorne jęki na siódmym piętrze!!! - aż z wrażenia złapała się za serce. - Ej - trąciła ją w ramię. - Transmutacja jest super, wyobraź sobie, że możesz dzięki niej zmniejszyć ciężar torby albo ee.. Nie wiem, przemienić wodę w wino! - podała chyba sensowny argument, czując się w obowiązku bronienia jedynej dziedziny magii, jaką naprawdę kochała i do której przykładała się pomimo kaca. A to duże poświęcenie. - Poza tym, ten frajer to już dawno powinien być na emeryturze, bo przekazuje staroświeckie kocopoły - oznajmiła z miną znawcy, co najmniej jakby wiedziała o transmutacji absolutnie wszystko. I tak się właśnie czuła. - Może zorganizujemy protest, CO TY NA TO? - w czekoladowych tęczówkach Marli pojawiły się złowrogie ogniki. - Będziemy krzyczeć "jebać Patola" albo "Patol do wora, wór do jeziora" - założyła ręce na piersi, niezwykle dumna z propozycji szkalowania tego starego zgreda. - O, kolejna fenomenalna myśl. Ciekawe co by ten cymbał powiedział na gówno Guinnessa, transmutowane w ciastko - parsknęła, bo plan Maguire przypadł jej do gustu. - Od jutra zaczynam z nim trening - obiecała z udawaną poważną miną. - Swoją drogą, nasze koty bardzo się lubią, ostatnio widziałam jak razem śpią, wtulone w swoje zadki - ponownie rozczuliła się wspomnieniem widoku ich pupili, przytulonych do swoich puchatych dup. Z niepokojem patrzyła jak Ruby cała drży, wielce niepocieszona przykrą przypadłością dziewczyny. - Chcesz moją bluzę? To znaczy Murraya, zostawił ostatnio w Geometrii i przygarnęłam, ale no nie mogę patrzeć jak jesteś o cal od odgryzienia sobie języka od tego szczękania zębami - wlepiła uważne spojrzenie w Maguire, gotowa oddać jej całą swoją garderobę, byleby tylko przestała klekotać szczęką. A potem dotarły do niej słowa Gryfonki. - W SZPITALU??? - omal nie zachłysnęła się powietrzem, bardzo przejęta tym, co usłyszała. - To jest jakiś żart, takie sytuacje powinny być priorytetem. Wiesz, jak będzie trzeba to cię przetransportuję do Munga, jebać konsekwencje, zdałam teleportację łączną i mogę udawać, że byłaś moim zakładnikiem, także całą winę biorę na siebie - złapała Rubsona za rękę, naprawdę biorąc pod uwagę tę opcję. Wszystko, byleby tylko pomóc bliskiej osobie. - Jebać ją - zawtórowała przyjaciółce, chichocząc pod nosem. I nawet nie zdążyła mrugnąć, kiedy ta utknęła na jakimś szemranym stopniu. - O boże, o kurwa, co teraz - złapała się za głowę spanikowana, zapominając, że obiecywała jej bycie tym aurorem na białym pegazie. - Dobra, słuchaj, easy, ogarniemy - powiedziała od razu, próbując przekonać do tego samą siebie. - Po pierwsze, nie wierzgaj. Po drugie, jestem mistrzem uzdrawiania, zaraz coś wymyślę - skłamała gładko. - Po trzecie, nie umieraj, błagam, wszystko tylko nie umieraj - rzadko kiedy miała do czynienia z taką draką, toteż plotła bez sensu i zamiast uspokoić młodszą koleżankę, tylko nakręcała karuzelę spierdolenia. - Pozwól, że zerknę - odchrząknęła, spoglądając na zaklinowaną stopę. Dalej nie miała zielonego pojęcia co robić. - Ok, może po kolei. Mam kilka pomysłów, jeden bardziej durny od poprzedniego. Jak się mocno skupię to transmutuję schodki w jakąś galaretę czy coś. Albo pozbawię cię kości, ale przez to pewnie spędzisz sto lat w skrzydle szpitalnym. Zważając na to, że urzęduje tam teraz Perpetka to wcale nie taka tragiczna opcja - zaśmiała się. - Mogę też zacząć drzeć pysk tak głośno jak umiem, a potrafię naprawdę głośno i w końcu przyjdzie ktoś, kto cię stąd wyciągnie - rozłożyła bezradnie ramiona.
______________________
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
— Do transmutacji potrzeba jakiegoś dodatkowego genu, poza tym ja nie wiem co takiego cię fascynuje w tych wszystkich zasadach, regułkach, prawach, których broń Merlinie nie możesz złamać, ale w sumie to niby czemu? Wiesz bo jak na ONMS czegoś nie możesz, to dlatego, że inaczej coś ci pożre rękę – i to ma sens. — powiedziała bardzo mądrze, głęboko wierząc w swoje własne słowa, bo transmy nienawidziła i nie była też taką masochistką jak Hope, żeby i tak łazić na te zajęcia. Nawet jeśli można było zmienić wodę w wino, to przecież zawsze miała od tego Marlę! Sama więc mogła skupić się na zwierzętach i ich uzdrawianiu i jedynie nosić swoje dupsko na nudne zielarstwo i przerażające eliksiry. Może jej sprawę jednak ułatwiał fakt, że wiedziała co chce robić? Hope chyba nie i pewnie dlatego łaziła na absolutnie wszystko. Kiwnęła entuzjastycznie głową na pomysł O’Donnell, bo to brzmiało jak super zabawa, taki protest. Nie orientowała się za bardzo w tych sprawach, ale miała wrażenie, że ostatnio Percy coś jej wspominał o protestujących Mugolach. Ona jednak tej niemagicznej części świata nie znała praktycznie wcale. — Wrzucimy mu też kieszonkowe bagno do gabinetu, to się dopiero stary zgred zdziwi, ale ostatnio skończył mi się zapas. — powiedziała i nawet nie pamiętała na co te bagno zużyła, ale może dała Caesarowi? Bez różnicy, ważne było to, że koniecznie musiała skoczyć do Hogsmeade. — Co ty gadasz, ta wredna małpa kogoś lubi? Niesamowite, ostatnio za to widziałam jak bezczelnie zrzucił jakiegoś nieznajomego kota z parapetu, no a Diabeł ma trochę masy, więc tamten nie miał szans. — jej kot był turbo wredny, ale kochała go nad życie, tak jak wszystkie swoje zwierzęta, i te nieswoje też. Machnęła ręką na jej propozycje, bo już jakiś czas ta durna klątwa ją dręczyła i zdążyła się przekonać, że nieważne ile warstw na sobie miała – i tak zamarzała. — Naaah, to nic kompletnie nie da, jestem skazana na zamarznięcie na kość, może właśnie taki będzie mój los, a zawsze byłam pewna, że spadnę z hipogryfa… — odparła, już właściwie godząc się z własnym, tragicznym losem. Kiwnęła głową, kiedy Gryfonka była w wyraźnym szoku. Ruby jakoś niespecjalnie paliła się do mówienia wszystkim, że Ryan leżał w szpitalu, bo jakoś wciąż zaprzeczała, że jakikolwiek wypadek miał w ogóle miejsce, ale też już była zwyczajnie zirytowana tym wiecznym brakiem wiedzy. Szczątkowe informacje o jego stanie zdrowia jej nie satysfakcjonowały, tym bardziej, że wiedziała, że w kwestii spraw uzdrowicielskich, to ona w tym domu wiodła prym, a tata niewiele w ogóle rozumiał. Chciała porozmawiać z uzdrowicielem, zobaczyć swojego brata, a wszystko szlag strzelał, bo dyrektorka najwyraźniej uznawała za ważniejsze przemienianie widelców w drewno. Jakoś zawsze myślała, że Ryan jest niezniszczalny, zawsze był dla niej wzorem, a teraz wszystko jakby tak legło w gruzach, a ona nie wiedziała co ze sobą zrobić. Dlatego też nawet słowem nie oponowała gdy O’Donnell ją wyciągała z pokoju wspólnego, chcąc zająć czymś uporczywe myśli. — Dzięki — odparła tylko, uśmiechając się z wdzięcznością do przyjaciółki, bo fakt, że miała wsparcie w swoich rówieśnikach ją bardzo pocieszał, nawet jeśli nie zawsze było to po niej widać. Chwilę potem jednak już zapomniała o planowaniu ucieczki z Hogwartu, kiedy okazywało się, że chyba jednak zostanie tu na zawsze, bo jej noga za chuja nie chciała wydostać się ze schodowej dziury, a Marla zaczęła coś pierdolić, zamiast jej pomóc. — Dupa z ciebie, a nie mistrz uzdrawiania, co ty pierdolisz — powiedziała, czując, że z gryfonką na ratunek, naprawdę umrze w tym ślepym zaułku — Jak w galaretkę, wtedy cała tam wpadnę! — że też nie wzięła pergaminu, żeby spisać testament — MARLA, KOŚCI SĄ MI POTRZEBNE, LUBIĘ SWOJE KOŚCI, ZOSTAW JE W SPOKOJU — wizja utonięcia w galaretce brzmiała jednak lepiej niż picie szkiele-wzro przez kolejny miesiąc. W tym wszystkim ona też nie wiedziała jak ma się wydostać z tej dziury, spojrzała więc na swoją utkniętą do połowy łydki nogę i jęknęła w duchu, by podnieść zielone tęczówki z powrotem na Marlę — A umiesz powiększ- STARA, KRWAWISZ — powiedziała, widząc jak strużka krwi spływa po twarzy studentki, klątwy dzisiaj nikomu nie odpuściły.
______________________
without fear there cannot be courage
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
- O no i się wyjaśniło czemu jestem taka wybitna w transmutacji - parsknęła na wzmiankę o dodatkowym genie, jednocześnie wzruszając bezradnie ramionami - geniusz nie wybiera. - No i właśnie dlatego transma jest lepsza. Bo jak ci coś pożre rękę to jej po prostu nie masz. A tu jak popierdolisz inkantację to zamiast dłoni będziesz miała kurzą łapę albo grabie. Ale wciąż masz coś, co można odratować! - pokiwała z powagą łepetyną, bo to było wyjaśnienie, z którym Ruby kłócić się nie mogła. Przynajmniej w głowie Marli, która mogła szkalować w świecie magii wszystko, tylko nie transmutację. - I TO JEST MYŚL - ucieszyła się, że w końcu rozmawia z kimś, kto jest na tym samym poziomie poczucia humoru co ona. - Wchodzisz w to? Ten zjeb powinien dostać nauczkę za bycie totalnym kretynem.Albooo... - przeciągnęła początek zdania, trzymając Maguire w niepewności do swojej kolejnej fenomenalnej myśli. - Mogę kupić łajnobombę jak będę wracać z pracy, poświęcenie napiwków w takim celu to wręcz obowiązek obywatelski - wyszczerzyła się podekscytowana i klasnęła w dłonie, widząc błysk w oku Gryfonki. Nie bez powodu zostały przyjaciółkami. Zafrasowała się na wzmiankę, że efektów klątwy nie da się zniwelować. - Do dupy z tym - skwitowała przypadłość Ruby. - Ja na przykład bezustannie krwawię, ale jeszcze żyję, więc i ty jakoś przetrwasz, tylko po to, żeby móc spaść z tego hipogryfa. Oczywiście za jakieś sto lat, bo nie możesz mnie zostawić samej na tym łez padole - spojrzała znacząco na przyjaciółkę. W końcu miały jeszcze tyle do zrobienia - Patol nie był jedyną osobą, która zasłużyła na sprawiedliwość w postaci łajnobomby. - Oj cicho, mogłabyś chociaż udawać - dźgnęła ją palcem między żebra, byleby tylko odwrócić uwagę towarzyszki od faktu, że właśnie utknęła. Zaraz potem żachnęła się, bo dziewczyna zdeptała jej kolejny świetny plan. - No przecież bym cię przytrzymała - westchnęła i wyciągnęła różdżkę, gotowa do spełnienia drugiej opcji i już prawie pozbawiła jej kości, kiedy ta wydarła się, że je bardzo lubi. - OK, NIC NIE ZROBIĘ - uniosła dłonie w geście kapitulacji i podniosła spojrzenie na Ruby, czekając na jej propozycję, ale ta urwała w połowie z zatrważającą wiadomością - k r w a w i ł a. Rozejrzała się dookoła, dokładnie oglądając swoje nogi i ręce; dopiero kropla krwi kapiąca z nosa na posadzkę uświadomiła ją, że to coś na twarzy. Dotknęła dłonią buzi i zorientowała się, że uaktywniła się klątwa. Kurwa. - Ugh, najlepszy moment na takie ekscesy - mruknęła, rozwiązując apaszkę podtrzymującą włosy, które teraz rozlały się na jej ramionach. Przyłożyła materiał do nosa, próbując powstrzymując krwotok. - A może jednak w końcu wykrwawię się na śmierć - jęknęła, siadając obok przyjaciółki, zrezygnowana wpatrując się w jej nogę wciąż zaklinowaną w szczelinie w schodach. I wtedy przypomniała sobie całkiem przydatne zaklęcie, którego zazwyczaj używała w ramach żartów, a nie ratowania komuś życia. - O JA MOGĘ PRZECIEŻ WYGŁADZIĆ TE SCHODY - podzieliła się z Ruby tym spostrzeżeniem, automatycznie odrywając chustkę, tym samym pozwalając, aby kolejna strużka krwi spłynęła po jej mordzie. Z bystrością godną Krukona oceniła, że są co najmniej w dupie - Rubs była zakleszczona, a ona zajebała krwią pół podłogi. - Ogarnę te krawędzie, które cię tam trzymają, wtedy łatwiej ci będzie się uwolnić. Chyba jakoś te obtarcia przeżyjesz, co? - zerknęła na Maguire. - Tylko poczekajmy chwilę aż dojdę do siebie, bo z tym zatkanym nosem to co najwyżej zmienię schodki w lód, a to chyba kiepski pomysł. Czy ktoś cokolwiek zrobi z tymi klątwami czy tak będziemy umierać każdego dnia? - jęknęła. - Zaopiekuj się Guinnessem jak coś, ok?? - upewniła się, że może liczyć w tej kwestii na Ruby.
Niezależnie od tego, co się dzieje na świecie, niezależnie od zmian, jakie zachodzą, w szkole wciąż wszystko wygląda tak samo. Ludzie nigdy się nie zmieniają, więc zdecydowanie możesz spodziewać się kłopotów na każdym kroku.
Prawie Bezgłowy Nick dostrzega cię na schodach, jak już kończysz swój dyżur i kierujesz się do dormitorium i od razu prosi o pomoc. Okazuje się, że grupka pierwszoklasistów testowała krwotoczki truskawkowe, ale nie zastosowali się do instrukcji i zjedli ich zbyt wiele. Kiedy docierasz na miejsce wskazane przez ducha, widzisz trójkę pierwszoklasistów, bladych, ciągle krwawiących z nosa.
Rzuć jedną kość literową, gdzie samogłoska oznacza, że znajdujesz fioletowe części cukierków w rozrzuconej na posadzce paczce. Jeśli ci się to nie udaje, dorzuć jedną kość sześcienną, gdzie wynik 3 i 6 oznaczają, że jeden z pierwszoklasistów mdleje.
zadanie prefektów widziadłaD - nie kostka zadaniaH nie znajduję fioletowych, 4 - nikt nie mdleje psoty fogsa6 - brak
- Chyba pora, żebym zastanowił się nad nową różdżką - mruknął, unosząc wspomniany przedmiot, na którym dało się dostrzec ślady po pogryzieniu przez szczeniaka. Norwood westchnął, pokazując różdżkę Minie. - Tyle, że chciałbym różdżkę Fairwynów, a jednocześnie nie mam ochoty, nie mając pewności co do sposobu pozyskiwania rdzeni - dodał jeszcze, wzruszając po chwili ramionami i schował różdżkę do kieszeni szaty, czekając na moment, gdy będzie mógł zrzucić mundurek. Odznaka wciąż dumnie błyszczała na jego piersi, ale nauczył się ją ignorować. Dzięki temu powoli przyzwyczajał się do dyżurów i konieczności pilnowania porządku. Pewnie powinien jeszcze chodzić na wszystkie zajęcia, ale nie bardzo miał na to ochotę. - Jakiś czas temu trafiłem na szczeniaka w górach i jego właścicielkę. Starsza kobieta, spadła ze szlaku i teraz jest w domu opieki… Zajmuję się jej psem i to on tak pogryzł mi różdżkę. Zastanawiam się, czy zgłosić się do Rosy z tym małym, żeby jakoś podpowiedział, jak go odpowiednio tresować. Kiedyś mieliśmy fogsa, ale to ojciec go trenował i tak właściwie nie wiem do końca… Ale też nie wiem czy chcę z nim chodzić po treserach. Szybciej sam zrobię właściwy kurs - dodał jeszcze, zdradzając skąd właściwie wzięły się ślady zębów na różdżce. Choć ton głosu Ślizgona wskazywał na niezadowolenie z zaistniałej sytuacji, uśmiechał się lekko pod nosem. Chciał mieć fogsa, chciał założyć hodowlę, a teraz przyszło mu zajmować się szczeniakiem, który może nie był tak do końca jego, ale jednak był pod jego opieką. - Dobra, cały dyżur było spokojnie, więc chyba możemy kierować się powoli do dormitorium co? - dopytał jeszcze, spoglądając na Minę, czując mimo wszystko zmęczenie takim chodzeniem bez celu po korytarzach.
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
To miał być spokojny dzień. Jeden z tych, gdzie szli na zwyczajny patrol po czym wracali do dormu z poczuciem spełnionego obowiązku oraz ochotą na to, aby wyleżeć się w łóżku za wszystkie czasy. Naprawdę cieszyło ją w tej chwili to, że zbliżał się koniec roku szkolnego i w końcu dane jej będzie odpocząć. Potrzebowała tego zdecydowanie po całym roku wszelkiego rodzaju wrażeń. - Zawsze możesz zawitać do sklepu i popytać o szczegóły. Albo też poszukać czegoś więcej na ich temat. Sama zastanawiałam się nad skorzystaniem z ich oferty, ale nie jestem do końca pewna. Wydaje mi się, że wydałabym na nią zbyt dużo kasy - przyznała, bo jednak skoro nie należała do osób szczególnie uzdolnionych w dziedzinie zaklęć to pozyskiwanie jakiejś specjalnej różdżki wydawało jej się być stratą pieniędzy. Chyba, że ta w końcu pozwoliłaby jej uwolnić więcej mocy i pomagała w rzucaniu zaklęć. Może wtedy powinna nad nią pomyśleć? Wyglądało na to, że Jamie przywykł w końcu do odznaki, co naprawdę ją cieszyło. Zwłaszcza, że miałaby się z kim dzielić swoimi obowiązkami. Na pewno było o wiele lepiej, gdy mogła ustalać z Jamiem szczegóły kolejnych patroli i innych dyżurów. - Możesz spróbować pójść z nim do jakiegoś tresera czy behawiorysty. Niestety z psem ci nie pomogę. Gdyby wcisnęła ci węża mogłabym z nim pogadać - odpowiedziała, bo nie wiedziała, co jeszcze może dodać w tej kwestii. Wydawało się, że Norwood znalazł już jakieś potencjalne rozwiązanie dla swojego problemu i wydawało jej się być ono właściwe. Chociaż pewnie nie zobaczy od razu efektów. W końcu nauki nawet profesjonalisty musiały się ugruntować w psie, który nie od razu będzie go słuchał. - Też tak myślę... Herbata przy kominku? - zaproponowała jeszcze, licząc na faktyczną chwilę relaksu, ale wtedy tuż przy nich pojawił się Prawie Bezgłowy Nick. Noż kurwa mać. Wiecznie musiało coś iść nie tak. Nie mogla uwierzyć w to jak parszywe musiało być ich szczęście. Naprawdę nie było innej możliwości niż rzucanie im jakiegoś dziwnego szajsu pod sam koniec dyżuru? Niemniej jednak musieli udać się za duchem, aby pomóc tym durnym pierwszakom.
Spojrzał na Minę i uśmiechnął się krzywo, kiedy zaproponowała, żeby po prostu poszedł do Fairwynów i zapytał. Nie sądził, aby naprawdę mieli ochotę opowiadać o tym, jak pozyskiwali kolejne rdzenie do swoich różdżek, tak jak sam raczej nie chciał o tym słuchać. - Jak przestanie właściwie działać, to po zacznę jednak od Olivandera - stwierdził, kręcąc lekko głowa, a później schował różdżkę do kieszeni. Pójście z fogsem do behawiorysty było najlepszym i jedynym wyjściem, jakie przychodziło mu teraz do głowy i wiedział, że tak właściwie po prostu musiał to zrobić. Czy chciał, czy nie, czy obawiał się własnych reakcji na to, co miałoby się dziać dalej, potrzebował dać Roya w odpowiednie ręce i pomóc zarówno jemu, jak i sobie, odnaleźć się w nowej rzeczywistości. - Następnym razem gdy nie będą mieć węży do oddania, nie będę pomagać - zażartował, uśmiechając się kącikiem ust do przyjaciółki. O takim towarzyszu już też kiedyś myślał, ale ostatecznie jego serce biło dla psów. Dla czworonogów i herbaty przy kominku w lochach, na której wzmiankę uśmiechnął się z zadowoleniem, gotów odpinać odznakę prefekta od szaty, w czym przeszkodził mu Prawie Bezgłowy Nick. - Naprawdę, skończyliśmy już dyżur, znajdź kogoś innego - burknął w stronę ducha, ale poszedł za nim i Miną w stronę pierwszoklasistów, starając się powtarzać sobie, że nie powinien po nich krzyczeć. - Krwotoczki? One mają chyba też część z antidotum, prawda? - zapytał Minę, chcąc upewnić się, że nie mylił w tej chwili słodyczy. Kiedy dostrzegł trójkę dzieciaków, krwawiących wciąż z nosa, nie wiedział, czy powinien się śmiać, czy nie. - Z kim mieliście mieć zajęcia, że zdecydowaliście się na taką ilość? Albo durny zakład? - warknął, spoglądając ostro na delikwentów, nie rozglądając się nawet za drugą częścią cukierków. Widać było, że powinni iść do skrzydła szpitalnego, bo ilość straconej krwi była zdecydowanie za duża.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Nie miała w tej chwili dla niego żadnej lepszej rady. Jakby nie patrzeć to sama również nie znała się szczególnie na różdżkarstwie i nie zagłębiała się w żadne techniki czy inne sekrety związane z tą dziedziną. Zwrócenie się do kogoś kto się tym zajmował wydawało jej się być najlepszą opcją, aby jednak zorientować się w tym co i jak. - Zrobisz jak będziesz chciał - podsumowała jeszcze, wzruszając ramionami, bo nie miała nic więcej do powiedzenia w tej kwestii. Nie była od tego, aby mówić mu jak powinien żyć i postępować. Zresztą i tak chwilowo po prostu rozmawiali luźno na ten temat, wymieniając się spostrzeżeniami. W sumie chyba właśnie za to ceniła najbardziej Ślizgona. Nigdy nie czuła się jakby mówił jej, co powinna robić i nie żywił wobec niej jakiś konkretnych oczekiwań. Mogła być po prostu sobą i cieszyć się spokojną egzystencją. - Przepraszam, że nie posiadam psomówstwa. Może jednak jakiś wilkołak coś zadziała? - zarzuciła w zasadzie w ramach żartu, bo domyślała się, ze pewnie ani wilkołak ani animag nie mogliby zapewne nawiązać takiej normalnej i zapewne bardzo ludzkiej rozmowy z jakimikolwiek zwierzętami. Nie mogła nie przyznać racji Jamiemu, gdy ten chciał po prostu zignorować ducha i odprawić go do innych prefektów, którzy na pewno znaleźliby czas na to, aby zajmować się jakimiś pojebanymi pierwszakami, które nie potrafiły się zachowywać. W takich momentach naprawdę chciała rzucić tekst o selekcji naturalnej i wrócić do dormitorium. - Nigdy mnie do nich nie ciągnęło, ale... Powinny? - nie orientowała się za bardzo w tym konkretnym rodzaju cukierków, których jednak nie zamierzała próbować. Po pierwsze dlatego, że nie widziała w tym jakiejś szczególniej zabawy, a po drugie obecnie nawet obawiała się tego do jakiego krwotoku mogłaby się doprowadzić. Może zeszłaby jednak na miejscu i nie musiała w żadnym wypadku użerać się z podobnymi idiotami? To była całkiem przyjemna myśl. - Patton jak nic. Zakład? - zapytała, spoglądając jeszcze na znajdującego się obok niej przyjaciela. W końcu kto nie chciałby uciec z jego lekcji? Sama Hawthorne skutecznie ich unikała jak tylko mogła, ale jak widać niektórzy robili się w tym coraz bardziej kreatywni. Chociaż może jednak nie było to szczególnie odkrywcze zagranie.
Jedyne, czego od niej oczekiwał, to że wspólnie z nim będzie pilnowała Carly, na ile było to możliwe. Jednak cała reszta nie miała znaczenia – lubił Minę taką, jaka była i był zdania, że właśnie dzięki temu, jaka była i jak wiele było między nimi podobieństw, dogadywali się w ten sposób. Nawet, gdy nie mówili nic. Teraz też zapowiadał się podobny wieczór, ale został przerwany przez ducha i naprawdę Norwood miał ochotę udawać, że go nie widział. Jego pojawienie się rozmyło nawet śmiech Jamiego na wspomnienie o wilkołaku, który może mógłby pomóc porozumieć się ze szczeniakiem. Teraz, już po czasie dyżuru, musieli skupić się, żeby pomóc idiotom z niższych klas. - Wydawało mi się, że miały, ale mogę je mylić bo nic tu do cholery nie widzę, poza ich krwią. Pani Finch się ucieszy – mruknął, spoglądając po podłodze. Próbował rzucić zaklęcie uzdrawiające na dzieciaki, chcąc zatrzymać krwotok, ale to oczywiście nie zadziałało. Nie miało prawa zadziałać, skoro krwotoczki miały doprowadzić do możliwości wyjścia z lekcji, nie zaś być od razu leczone przez profesora. - Jeśli nie Patton to nie wiem kto, reszta może jest nudna, ale nie straszna – odpowiedział Minie, spoglądając na nią z ukosa z lekkim uśmiechem. Miał nadzieję, że nikt go nie słyszał poza dzieciakami. Widział jak robią się powoli bladzi i nie widział innej możliwości, jak po prostu zacząć prowadzić ich w stronę skrzydła szpitalnego. – Jak nic nie znajdziesz, to zabieramy ich do skrzydła i niech tam się tłumaczą. Swoją drogą, to chyba nigdy nie zdradzono składu tych cukierków, dobrze pamiętam? – powiedział znów do przyjaciółki, ignorując jęczenie dzieciaków, którego i tak nie potrafił zrozumieć.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Ćwiczyć. Miała ćwiczyć, niezależnie od wszystkiego, miała sięgać po to, czego nie umiała, więc nie zamierzała się jakoś szczególnie ograniczać. Wymagano od niej czegoś, a ona zwyczajnie po to sięgała, doskonale wiedząc, że nie może sobie pozwolić na jakieś przestoje. Wuj Irvette był do niej naprawdę podobny, więc miała świadomość, że ten nie ograniczy się do kilku ładnych uśmiechów, nie pokiwa głową, kiedy powie mu, że nie miała czasu albo siły na ćwiczenia z powodu egzaminów. To tak nie działało, ale na całe szczęście, Victoria również tak nie działała. Nie była człowiekiem, który uciekałby od czegoś, czego sam chciał, jedynie dlatego, że było to za trudne. Bo, nie musiała tego ukrywać, magia bezróżdżkowa nie należała do najłatwiejszych, a już zwłaszcza dla kogoś, kto faktycznie całe życie opierał się na magicznym kawałku patyka, który okazał się, jak jej się zdawało, jedynie ją blokować. Ograniczał ją, ograniczał jej myślenie i teraz w pełni zdawała sobie z tego sprawę. Znalazła zatem odpowiedni zakątek w zamku, gdzie mogła być sama, gdzie nikt by jej nie szukał. Poza Irytkiem, zapewne. I może kilkoma innymi istotami, które byłyby w stanie tutaj na nią trafić. Wiedziała oczywiście, że nie robi czegoś złego, zakazanego, czy coś podobnego, ale też nie chciała, żeby od razu cały świat wiedział, czym dokładnie się zajmowała. Nie musiała chwalić się na prawo i lewo, nie uważała, żeby to było czymś niesamowitym, czy jakoś wyjątkowym i wychodziła z założenia, że kwestię tę może najnormalniej w świecie zachować dla samej siebie. Dlatego też wybrała to miejsce, odłożyła różdżkę daleko od siebie, a później wyciągnęła przed siebie rękę, czując się nieco dziwnie. Kiedy była sama, bez wsparcia nauczyciela, odnosiła wrażenie, że wyglądała jak skończona idiotka, kiedy machała ręką, jakby chciała czarować. I pewnie właśnie to ją blokowało, bo nie czuła w ogóle tej iskry, o jakiej mówiła, a jej próby wyobrażenia sobie małych, puchatych ptaszków, były fatalne. Zwykłe avis chwilowo przerastało ją w takim stopniu, że jej machanie ręką wyglądało jakby chciała rzucać gnój, a nie czary.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skoro był po egzaminach, miał więcej czasu, by powrócić do porzuconych projektów. Odkopał więc swój wierny kociołek, który chciał wzmocnić runami i ruszył na siódme piętro, by znaleźć miejsce, gdzie bez problemu będzie mógł nad tym popracować. Pokój wspólny był teraz o wiele za głośny, a w Luxie nie miał jak się za to zabrać, bo wybierał tam pracę nad eliksirami, które wciąż sprawiały, że czuł się naprawdę kiepsko. Nogi niosły go przed siebie, aż w końcu trafił na schodki, które kiedyś okupował z Lucasem, chowając się przed kadrą, która na pewno odjęłaby im milion punktów za jaranie na terenie szkoły. Nie miał jednak czasu zatopić się w tych wspomnieniach, bo okazało się, że nie jest tutaj sam. -Przed kim się chowasz, Pani Prefekt? - Zaczepnie, aż radośnie powitał Victorię, która wymachiwała rękoma, jakby opędzała się od natrętnej pszczoły. A przynajmniej tak to dla Solberga wyglądało, bo przecież nie miało pojęcia, co krukonka ćwiczyła po godzinach.
Była tak skoncentrowana na próbach, jakie podejmowała, czując się jednocześnie, jak skończona idiotka, kiedy jedynie machała rękami, że nie zorientowała się, że ktoś się do niej zbliżał. Oczywiście, mogła zwyczajnie udawać, że opędzała się od owada, mogła również powiedzieć, że chciała zamknąć okno, gdyby ktoś, kto się do niej zbliżał, zapytał, co właściwie wyprawiała, ale kiedy nieoczekiwanie w ich pobliżu buchnęły iskry, dość typowe dla pierwszych objawów magii albo dla wyboru różdżek, Victoria wiedziała, że już tak łatwo nie umknie odpowiedzi. Dekoncentracja kosztowała ją bardzo kiepskie zaklęcie, które wyglądało niemalże, jakby coś tutaj paliła, a puchatych ptaszków nie było nigdzie w pobliżu. Wydawało jej się, że wszędzie był jednak dym, więc zamachała ręką, czując, jakby nieznacznie ją nadwyrężyła. - Przed światem, który by mnie nie zrozumiał - stwierdziła, sięgając po różdżkę, która leżała na stopniu, poniżej niej, i obróciła ją ostrożnie w palach, by przekonać się, czy jej mało inteligentne popisy przypadkiem nie uszkodziły drewna. Jeszcze tego by jej brakowało, żeby zniszczyła coś, czego potrzebowała do codziennej pracy. I chociaż była to jej pierwsza różdżka, a nie ta szczególna, nie ta pochodząca z Avalonu, i tak poważnie odczułaby jej stratę. Na razie jednak odczuwała wyraźny ból ręki, co jedynie ją zirytowało i przyłożyła palce do czoła. - A ty przed kim uciekasz? - zapytała, odbijając piłeczkę, nie chcąc koncentrować rozmowy na sobie, bo czuła, że gdzieś tam wewnętrznie była zła jak osa. Miała się nie kierować emocjami, pamiętała o tym, ale to wcale nie było takie proste, kiedy okazywało się, że podejmowane próby wcale nie szły jej tak dobrze, kiedy nie miała u swojego boku nauczyciela, jaki poprowadziłby ją przez wszystko, krok po kroku. Było w tym coś frustrującego, Victoria nie mogła temu zaprzeczyć, nawet jakby bardzo tego chciała, więc walczyła obecnie z tą irytacją, żeby spróbować znowu, raz jeszcze, pokonać własne ograniczenia.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Jamie mógł na nią liczyć jeśli chodziło o pilnowanie jego siostry. Jakby nie patrzeć to jednak spędzały ze sobą naprawdę sporo czasu i wychodziło jej to nawet siłą rzeczy. Choć pewnie przyjaciel byłby jej bardziej wdzięczny za odciąganie Carly od dziwnych akcji niż za dołączanie się do nich, bo dała się urobić Puchonce. No, ale przynajmniej dzięki temu mogła mieć przy sobie drugą osobę w przypadku jakiegokolwiek kryzysu. Jeśli zaś chodziło o samego Ślizgona to autentycznie go lubiła. Mieli ze sobą dużo wspólnego i czuła się po prostu komfortowo w jego towarzystwie. Dodatkowo wspólne zainteresowania upraszczały zdecydowanie sprawę jeśli chodziło o dogadywanie się. - Dobra, spróbujmy znaleźć to cholerne antidotum bo może nam oszczędzi nieco zapierdolu - westchnęła, bo nie uśmiechało jej się ganianie z całym tabunem uczniów do Skrzydła Szpitalnego, gdy ci będą się wykrwawiali na korytarzu i malowali go szlaczkiem krwi. Mruknęła coś pod nosem i zaczęła się rozglądać po swoim otoczeniu. W końcu jednak udało jej się dostrzec kawałek cukierka, który wyglądał z tego co kojarzyła tak jakby miał zawierać antidotum. Bingo. Jednak były gdzieś tutaj. - Mam jeden. Powinno ich być więcej. Szukaj, Jamie - poleciła jeszcze przyjacielowi, licząc na to, że faktycznie uda im się znaleźć to, czego potrzebowali.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dym, który pojawił się praktycznie równo z Maxem, jeszcze bardziej zdziwił chłopaka niż obecność Victorii w tym miejscu. Wyglądało to tak, jakby krukonka popełniała błędy, a tego się przecież po niej nikt nigdy nie spodziewał. Czyżby Solberg miał zostać wybrańcem w byciu świadkiem czegoś takiego? Na to wyglądało. -Myślę, że w tym zamku nie ma takiej kryjówki, która by Ci to zapewniła. - Odpowiedział nieco gorzko, w pewien sposób nawet rozumiejąc te słowa. Czy były prawdą, ciężko było mu określić, bo aż tak blisko z Victorią nie był, ale w jakiś sposób, przez tę sekundę poczuł się jej o wiele bliższy. -Przed tymi, którzy zadawaliby za dużo pytań i mieszali mi w głowie. Potrzebuję skupienia i namiastki ciszy, a ciężko to teraz znaleźć w zamku. - Odpowiedział bez wahania, opierając się o ścianę i w ostatniej chwili powstrzymując się przed odpaleniem szluga, gdy przypomniał sobie gdzie i z kim właśnie rozmawia. -Co powiesz na wspólną, oddzielną pracę? - Zapytał, a gdy okazało się, że Victorii nie przeszkadza jego obecność, wyciągnął swój kociołek i miliony notatek, które ustawił na wyczarowanym, lewitującym blacie, by łatwiej było mu się tym wszystkim posługiwać. Miejsca za wiele nie było, ale obydwoje raczej należeli do szczuplejszych osób, więc była nadzieja, że jakoś się tu pomieszczą.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Nie, nie ma. I z tego powodu cieszę się, że zostało mi już właściwie tylko kilkanaście dni do jego opuszczenia. Nie mów tego innym, bo pewnie nikt nie uwierzy, że Królowa Śniegu z przyjemnością będzie oddawała odznakę prefekta - powiedziała, uśmiechając się do niego kątem ust, kiedy już rozgoniła otaczający ich dym, mając nadzieję, że ta próba nie będzie skończoną tragedią. Widziała jednak wyraźnie, że po pierwszej euforii, jakiej doznała w czasie spotkania ze swoim nauczycielem, kiedy jej wola stawała się rzeczywistością, przyszła pora na bolesne zderzenie się z prawdą i tym, że nic nie przychodziło łatwo, a zwyczajnie wymagało długich miesięcy ćwiczeń. Musiała coś z tym zrobić, a siedzenie i zasypianie gruszek w popiele zupełnie nie było do nie podobne, co oznaczało, że musiała podwijać rękawy i brać się do pracy, jeśli nie chciała, żeby dosłownie wszystko wywróciło się do góry nogami. Nie chciała zostać z niczym, co zaś oznaczało, że musiała nadal próbować wyczarować te paskudne ptaki. I nie mogła tak o nich myśleć. - Więc, co próbujesz stworzyć, skoro twierdzisz, że inni mogliby to zepsuć? - zapytała spokojnie, kiedy Max rozłożył się obok niej, tworząc wspaniały warsztat, który podziwiała, bo oczywiste było, że doceniała ludzi, którzy znali się na swojej dziedzinie i nie poddawali się, kiedy coś nie szło po jej myśli. Z nią było dokładnie tak samo, więc teraz ponownie uniosła rękę, wpatrując się w dół schodów, widoczny z miejsca, w którym się znajdowali, wyobrażając sobie, że właśnie tam zamierza posłać ptactwo. Małe, puchate, żółte ptaszki, które mogły okazać się niebezpieczne, kiedy tylko wkładało się w to dostatecznie wiele siły. Woli, chęci, nadziei. Zamknęła oczy, by w milczeniu parę razy poruszyć ręką tak, jakby składała ją do tego zaklęcia, mając wrażenie, że nieustannie czuła obecność różdżki, a teraz też pierścieni, które położyła obok niej dla tej próby. - Avis - wypowiedziała cicho, pewnie, jak zawsze, wykonując poprawny ruch ręką, ale poza tym, że poczuła w niej mrowienie i jakby ukłucia bólu, nic się nie wydarzyło.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Bardzo dobrze ją rozumiał, choć faktycznie się nieco dziwił. Był pewien, że Victoria dobrze się czuła w zamku i mimo że przypuszczał, że czuje się ograniczana w pewien sposób, to nie sądził, że tak ochoczo będzie się z Hogwartem rozstawać. -Twój sekret jest bezpieczny, Pani. - Pokłonił się jej lekko, puszczając też oczko. Pasowali do siebie jak kociołek do venerata, ale Max cenił sobie znajomość z krukonką. Jako jedna z niewielu rozumiała jego ambicje i potrzebę pracy, a było to równie ważne co zabawa i wszystko inne. -Ubzdurałem sobie, że odpowiednie runy pozwolą mi zabezpieczyć kociołek. Wiesz, brak wybuchów, odporność na stopienia, a przy okazji wzmocnienie warzonych eliksirów. Udało mi się coś zdziałać, ale to nadal nie to, czego szukam, więc tak sobie dłubię powoli. Potrzebuję jednak do tego skupienia, a przy płaczących w kącie pierwszakach, które są przekonane, że Craine zamieni je w stos łajna na egzaminie, nie jest to łatwe. - Wyjaśnił, pokazując Victorii kociołek i wyrysowane na nim do tej pory runy. Niektóre lśniły nikłym blaskiem, inne wyglądały jak zwykłe znaki wyrysowane z nudów. Coś tu zdecydowanie nie grało, więc Max zaczął przeglądać notatki, jakie robił tworząc bransoletę i porównywać je z tymi, które miały dotyczyć kociołka. Był pewien, że teraz będzie mu łatwiej znaleźć odpowiednie rozwiązanie. -A...? - Miał zapytać, czemu ktoś tak dojebany magicznie ćwiczy coś tak prostego, gdy zdał sobie sprawę, że Brandon nie ma w ręku różdżki, a mimo to rzeczy się dzieją. -Czyli takie rzeczy kombinujesz? Podziwiam, naprawdę. - Przyznał, nie kryjąc tego uczucia. Dla niego bezróżdżkowa magia była czymś nieosiągalnym. Nie żeby było mu przykro z tego powodu, znał swoje ograniczenia, ale nadal podobna umiejętność na pewno była warta posiadania. -Użyj mocy Luke... - Wyszeptał, jakby był starcem, nawiązując do znanej, mugolskiej sagi filmów.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Zmrużyła oczy, jakby chciała mu powiedzieć, żeby mimo wszystko nie nadużywał jej cierpliwości, a później skinęła głową, będąc pewną, że nawet gdyby Max chciał komuś powiedzieć o tym, co właśnie usłyszał i tak nikt by mu nie uwierzył. Wszyscy, dosłownie wszyscy, wierzyli, że była kimś, kto był na piedestale, kto był niepokonany, kto był jakimś ideałem, w którym widziano jedynie coś nudnego. I właściwie nie przeszkadzało jej to aż tak bardzo, choć jednocześnie czuła, że była coraz bliżej zerwania z tym wizerunkiem, zerwania z tymi ramami, w jakich żyła i jakie ją prowadziły. Ale to była już inna kwestia, jakiej nie było sensu teraz poruszać, więc zwyczajnie skoncentrowała się na tym, co Max miał do powiedzenia. - Nie znam się zupełnie na runach, więc muszę przyznać, że podziwiam ten zamiar. Bierzesz pod uwagę możliwość wykorzystania różnego rodzaju zaklęć użytkowych, czy to nie jest coś, co by ci odpowiadało? - zapytała prosto, doskonale wiedząc, że do innych twórców należało podchodzić stanowczo i mówić prosto, bez jakiegoś kluczenia. Bywała twarda, gdy dyskutowała z innymi, ale wychodziła z założenia, że tak było najłatwiej, toteż kiedy usłyszała kolejne słowa Maxa, po tym, jak sama spróbowała czegoś, co było wyzwaniem, jedynie lekko się uśmiechnęła i pomachała ręką, która była dziwnie obolała, zastanawiając się, czy zawsze się tak czuła, kiedy moc przepływała do różdżki. - Luke? - zapytała, nie wiedząc do końca, do czego ten pije. - Cóż, gorzej, jeśli czuję moc, tylko nie jestem w stanie jej ukierunkować - zauważyła, po czym spróbowała skoncentrować się na tym mrowiącym uczuciu w ręce, próbując zidentyfikować, czy to było faktycznie to, czego potrzebowała, co było dla niej najważniejsze, czy jednak nie. Była jednak pewna, że było to właśnie magią, jaka w niej zamieszkiwała, a teraz najwyraźniej, jakby to ujęła, szukała sobie ujścia, tylko nie umiała go znaleźć, bo Victoria nie do końca umiała sprecyzować to, czego chciała. Zerknęła w stronę pierścieni, ale uznała, że na ten moment byłoby to jeszcze oszukiwaniem, więc ponownie wyciągnęła przed siebie rękę, poruszając ostrożnie palcami.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie wiedział, jak wielka zmiana zachodziła w Victorii, ale był pewien, że nie jest już tą samą dziewczyną, którą poznał kilka lat temu. Oczywiście, w pewien sposób się jej bał i respektował, bo nie znał drugie osoby, która potrafiła tak gromić wzrokiem jak krukonka. I to jeszcze bardzo utalentowana krukonka. Mimo to lubił spędzać z nią czas i w jakiś pojebany sposób, ona też chyba nie miała nic przeciwko jego obecności. -Myślałem o tym. - Przyznał, podnosząc na nią wzrok. -Ale problem z zaklęciami jest taki, że trzeba je zazwyczaj odnawiać, a przy moim użytkowaniu kociołka, więcej czasu bym machał różdżką niż coś warzył. Dlatego pomyślałem o zapięczętowaniu w nim magii runami. - Wyjaśnił swój proces myślowy i streścił jej krótko, jaki miał plan i jakich znaków chciał użyć. Ta rozmowa widać coś w nim odblokowała, bo zaraz powrócił do notatek, szybko odnajdując odpowiednią stronę z bindrunami i porównując zapiski z tym, co wyrysował już na kociołku. Zaczął mruczeć coś pod nosem i usuwać niektóre znaki z naczynia. -No Luke. W sensie... - Zamrugał kilka razy, bo nadal nie był przyzwyczajony do tego, że niektóre kultowe rzeczy trzeba było tłumaczyć. -Mugole mają takie filmy, w których niektórzy mogą używać czegoś, co nazywają mocą. Taka trochę magia, która pozwala Ci robić różne rzeczy manipulując cząsteczkami i naginając je do własnej woli. Można to używać jako czegoś w rodzaju telekinezy albo ataku, czy coś. No i bohaterem tej sagi jest taki Luke. - Zaczął objaśniać, bo grzechem było nie znać czegoś tak kultowego, a magia bezróżdżkowa jednak mocno kojarzyła mu się z tym, co wyczyniali rycerze zakonu Jedi. Zaraz też właśnie przeszedł do tego tematu. -Wiesz, tutaj ja się nie znam, ale jestem pewien, że jak ktoś da radę to rozkminić, to właśnie Ty. Czujesz jakąś blokadę, czy coś? - Nie pytał, by dać jakąkolwiek radę, bo pojęcie o tym miał zerowe, bardziej kierował się ciekawością i chęcią poszerzenia wiedzy. W międzyczasie już kreślił w notatniku nowe bindruny, które miał zamiar wypróbować na swoim kociołku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Oboje się zmienili, a jednocześnie oboje byli osobami, których nie dało się tak łatwo zrozumieć i być może właśnie to powodowało, że doskonale się rozumieli. Potrafili dostrzegać rzeczy, jakich nie dostrzegali inni ludzie i prawdę powiedziawszy, Victorii w pełni to odpowiadało. Spodziewała się również, że odpowiadało to także Maxowi, skoro nie robił z tego powodu żadnych problemów, a nawet był skłonny pracować w jej obecności, co właśnie w tej chwili się działo. Poruszała ręką, słuchając tego, co miał do powiedzenia, mając pełną świadomość tego, że nie czuła się w pełni komfortowo, że magia, nad którą starała się panować, nie była w pełni tym, co dało się kształtować. Nie w tej chwili, nie w tej formie. - Niektóre zaklęcia mogą być zagnieżdżone w kociołku, jak w przypadku miotły, czy samochodu, to też ciekawy proces, ale pewnie kłóciłby się z runami - stwierdziła jedynie, dając mu możliwości, ale wiedząc, że nie powinna się za bardzo wtrącać w jego pracę, bo ostatecznie, cóż, była jego, nie jej. Tak samo, jak ta opowieść o filmie, która była niesamowicie pokręcona, ale z jakiegoś powodu rozbawiła ją i aż parsknęła, dochodząc do wniosku, że mugole mimo wszystko mieli całkiem sporą wyobraźnię i lubili odnosić się do tego, co kryło się w każdym czarodzieju. Musiała również przyznać, że być może to proste przesłanie z filmu, o którym mówił Max, mogło zostać odniesione do niej, do jej potrzeb, do tego, co zamierzała osiągnąć, nawet jeśli nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Mogła to w końcu przełożyć, tylko powoli. - Tak. Nie umiem przekonać magii do tego, że może działać bez różdżki. Stworzyłam pierścienie, które ją stabilizują, ale chciałam sprawdzić, co zdziałam bez ich wsparcia. Jak widać... niewiele. Nie umiem przekonać samej siebie, że to ja jestem kreatorem, a nie różdżka - stwierdziła, marszcząc brwi, bo wypowiedzenie tego na głos pozwoliło jej dostrzec problem i ponownie odetchnęła głęboko, by spróbować raz jeszcze przekonać samą siebie, że potrafi wyczarować puszyste, żółte ptaki. Widziała je przed oczami, widziała, jakie są, ale ponownie buchnął jedynie dym i jakieś smętne żółte piórko, zaś jej różdżka potoczyła się ku jej nodze, a Victoria zasyczała, gdy poczuła ból ręki. W jej oczach to, co się stało, było wielkie, ale tak naprawdę było to niczym splunięcie oseska.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może nie znali się na dziedzinach tej drugiej osoby, ale zdecydowanie Max nie stronił od podobnych wymian opinii. Szanował wiedzę Victorii i zawsze chętnie z nią dyskutował nawet, jeśli sam nie mógł wnieść do rozmowy niczego konkretnego. Dlatego też lubił z nią i przy niej pracować, bo było to niezwykle stymulujące, a czasem dzięki temu wpadał na coś, co normalnie nie przyszłoby mu do głowy. -Nie tyle obawiam się o runy, co na wpływ na warzone eliksiry. Są podatne na najmniejsze zmiany i dlatego zdecydowałem się na runy. Mam jeszcze kilka pomysłów, jak nie dadzą rady, sięgnę po zaklęcia. - Wyjaśnił, kreśląc znaki najpierw na pergaminie, a następnie na powierzchni swojego starego, zużytego kociołka. Nie miał zamiaru testować tego na kociołku, który normalnie używał. Żal mu było dobrego sprzętu na takie błędy i wychodził z założenia, że jeśli runy zadziałają na czymś tak zużytym, to i na nowym poradzą sobie wyśmienicie. Otworzył jeszcze słownik runiczny, by upewnić się, że dobrze łączy znaki, po czym oplótł je odpowiednim symbolem i zaczął wlewać do kociołka wodę i różne składniki z zamiarem wywołania niepożądanej reakcji. Uprzednio wyczarował oczywiście odpowiednią barierę, by żadnemu z nich nie stała się przy okazji krzywda. Uśmiechnął się, gdy Victoria zareagowała żywo na jego streszczenie gwiezdnej sagi. Wyobrażał sobie, że dla kogoś, kto nie dorastał z mugolami, musiało to brzmieć komicznie. -Mogę Ci kiedyś pokazać. Te filmy w sensie. - Zaproponował jeszcze, po czym przeszedł na temat magii bezróżdżkowej, a wyglądał tak, jakby ktoś obraził go do żywego. -Panno Brandon, co to za pierdolenie farmazonów?! - Skarcił ją prawie, dorzucając śledzionę traszki do kociołka. -Jak ktoś tu komuś przeszkadza, to różdżka Tobie. Powinna być wdzięczna, że ograniczasz się żeby mogła wypuścić z siebie Twoją magię. Jestem pewien, że gdyby nie chore regulacje, które wciskają nam te patyki do rąk, już dawno podbiłabyś świat swoim prawdziwym talentem i mocą. Uwierz mi, że wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, że taka Naczelna ma różdżkę, bo magia z Ciebie tak kipi, że gdyby nie ona, zabiłabyś nas wszystkich spojrzeniem już dawno. Zrzucaj te kajdany, piękna, luzuj gacie i pokaż światu, co stracił przez te lata ograniczania Cię! - Nakręcił się, poniekąd opierdalając dziewczynę za tak jawny i niesłuszny brak wiary w siebie. Nie znał drugiej tak utalentowanej czarownicy i tak zapartej osoby jak Victoria i nie przyjmował do wiadomości faktu, że mogło jej się coś nie udać. Skoro on potrafił osiągnąć namiastkę sukcesu, to ona mogła wspiąć się na szczyt świata po prostu oddychając.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Nie sądziłam, że eliksiry są podatne na inne dziedziny magii. Przynajmniej nie w stopniu, który mógłby je jakoś zniszczyć, ale szczerze mówiąc, chętnie bym o tym posłuchała - stwierdziła, kiedy nakreślił jej sytuację, a ona miała okazję zająć się ręką, która naprawdę ją bolała. Spodziewała się, że będzie trudno, że może uzyskać nie do końca pożądane reakcje, że może zmierzyć się z czymś, co okaże się dla niej co najmniej mało przyjemne, ale nie zakładała, że całe jej ciało postanowi nagle protestować. Nie w ten sposób, nie rzucając się na nią samą, co było dla niej absolutną nowością. Musiała o tym pamiętać, musiała również pamiętać o tym, żeby wyciszać własne emocje, bo kierowanie się nimi w tej sytuacji było skrajnie niebezpieczne. I właśnie mogła to poczuć na własnej skórze. - W porządku, więc kiedyś pokażesz mi te filmy - stwierdziła, chociaż wcale nie była pewna, czy to będzie takie proste, a później gwałtownie się wyprostowała, kiedy Max ponownie zaczął mówić, nie do końca wiedząc, czy była bardziej zdziwiona, czy zagniewana jego zachowaniem, które wprawiło ją w niemałe osłupienie. Nie wiedziała, jak miała podejść do tego, co się działo, ale czuła, że wzbierała w niej jakaś złość, której nie do końca była w stanie opanować, a mrowienie w ręce zdawało się narastać. Zupełnie, jakby jej magia sama odpowiadała na to, co mówił Max, jakby chciała jej pokazać i udowodnić, że to właśnie on miał rację, nawet jeśli z jakiegoś powodu jego zachowanie, które z pewnością miało być dla niej zachętą, irytowało ją. - Daj mi trochę czasu - powiedziała cicho, aczkolwiek dość stanowczo, zaciskając palce lewej dłoni na prawym nadgarstku, a potem zamknęła ponownie oczy, nie będąc do końca pewną, czy zdoła jeszcze raz spróbować rzucić czar, który uparcie nie chciał jej wyjść. To wymagało nie tylko skupienia, nie tylko odwagi, ale również równowagi ducha, a tej ostatniej zdawała się nie mieć, zupełnie, jakby wyparowała z jej serca, co było skończenie dziwne, ale nie całkiem nieprawdopodobne.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Eliksiry są podatne na wszystko. To bywa irytujące. - Uśmiechnął się lekko, ale taka była przykra prawda. Wystarczył podmuch wiatru i cała praca szła do kosza, nie mówiąc już o tak silnych wpływach jak dodatkowa magia. Tym bardziej Max musiał uważać z tymi runami. Nie był pewien, czy zaklęte razem nie będą wywierały niechcianych efektów na warzone mikstury. Po to tu był, żeby to sprawdzić i się upewnić. Zgodził się zaprosić ją na seans, a skoro to mieli z głowy, mógł przejść do opierdalania dziewczyny. Dobrze wiedział, gdzieś w głębi serca, że może tego nie przeżyć. Chyba jeszcze nigdy tak się do niej nie odzywał, ale nie potrafił tak po prostu olać tego, co powiedziała. Poza tym zdziwił się na wieść, że Victoria może w siebie wątpić w takiej sprawie. Nie oceniał tego, po prostu był szczerze zdziwiony. -Byle nie za dużo. - Odpowiedział żartobliwie, ale odpuścił. Nie chciał jej specjalnie zdenerwować, choć to wychodziło mu na pewno lepiej niż wszystko inne. Zamiast więc ciągnąć temat, dorzucił do kociołka ostatni składnik. -Odsuń się lepiej. - Ostrzegł jeszcze Victorię, a po chwili po korytarzu rozległ się huk wybuchu. Kociołek jak stał, tak stał, więc Max podszedł do niego, wywiewając wszelkie opary i zaczął się przyglądać swojemu dziełu. -Kurwa, czegoś brakuje. - Mruknął do siebie, dostrzegając kilka uszczerbków wewnątrz kociołka. Wybuch był dość silny i widać było, że runy zadziałały, ale Max dążył do perfekcji, a tej jeszcze nie udało mu się widocznie osiągnąć. Wrócił więc do notatek, by spróbować znaleźć błąd, jaki mógł popełnić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Victoria pokiwała lekko głową, ale nie skomentowała tego, jedynie dochodząc do wniosku, że najpewniej eliksiry były podobne do czarodziejów. Oni również byli podatni dosłownie na wszystko i nie mogła tego w żaden sposób zmienić, nie mogła powiedzieć, żeby nie ulegali emocjom, żeby nie cierpieli od najmniejszej nawet zmiany. I może to również było coś dobrego, myśl o tym, bo pozwalała jej się jakoś ukierunkować, pozwalała dostrzec te zmiany, jakie w niej zachodziły. Może nawet to wyjście na wspólny seans nie było takie głupie, bo z jakiegoś powodu wydawało jej się, że ten mugolski film mógł powiedzieć jej więcej prawd, niż mogła się spodziewać. Uważała, że było to całkiem prawdopodobne i nie zamierzała tego od siebie odsuwać, teraz starając się ze wszystkich sił uspokoić i wyciszyć, bo mimo wszystko ręka faktycznie ją bolała. Nie było to przyjemne, ale dało jej doświadczenie, o jakim nie mogła i nie zamierzała zapomnieć. Ani teraz, ani później, kiedy na pewno sobie ze wszystkim poradzi. - Będę ćwiczyła. I następnym razem, kiedy mnie nakryjesz, będę w stanie wyczarować wszystko, czego zechcę – obiecała, brzmiąc bardzo poważnie i nawet jeśli jej słowa były bezczelne, a z całą pewnością tak właśnie było, nie przejmowała się tym ani trochę. Uważała to za coś normalnego, za coś zwyczajnego i nie zamierzała faktycznie od tego odchodzić. Skoro już zaczęła, to zamierzała osiągnąć sukces, nawet jeśli miało ją to kosztować kolejne godziny pracy, kolejne dni walki, kolejne próby zmienienia czegoś, co do tej pory wydawało jej się całkowicie stałe. Nic jednak takie nie było i zamierzała to sobie udowodnić, czując w końcu, jak ból mija, a ona zaczęła panować nad własnymi emocjami. Odsunęła się, zgodnie z radą Maxa, a później sięgnęła po różdżkę, by mimo wszystko rozwiać dym i pozbyć się problemów, do jakich doprowadził wybuch. Nie spodziewała się tego, ale roześmiała się głośno, orientując się, że inni również mierzyli się z problemami, gdy dążyli do sukcesu. Więc nachyliła się do chłopaka, gdy ten sięgnął do notatek i na chwilę położyła na nich dłoń. - Umówmy się, że następnym razem nie wysadzisz nic w powietrze, a ja wyczaruję przynajmniej jedno ptaszysko – powiedziała stanowczo, nie przyjmując odmowy.
+
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Możliwe, że Victoria miała rację. Max miał wrażenie, że wiele się nauczył od eliksirów i dość mocno go temperowały. Przynajmniej podczas pracy. Możliwe, że brak tak dużego ryzyka zaklęć sprawiał, że chłopak nie był w stanie się z nimi dobrze porozumieć, a jedyne co mu wychodziło to transmutacja i czarna magia, które wymagały "czegoś więcej". -Jestem pewien, że tak będzie. - Posłał jej dumny uśmiech, bo to już brzmiało o wiele bardziej, jak Victoria Brandon, którą znał. Nie miał pojęcia, jak długo zajmowała się magią bezróżdżkową, ale był pewien, że osiągnie sukces. Tak samo zresztą myślał o kwestii swojej animagii, czekając jedynie na to, aż efekty wróżkowej wyprawy miną i będzie mógł w końcu zażyć eliksir. Eksplozja, którą świadomie wywołał była mocna, ale bariery nie zawiodły. Co innego runy, które nie spełniły oczekiwań chłopak, aczkolwiek były o wiele skuteczniejsze niż to, co wyrysował poprzednio na kociołku. -Podoba mi się ta umowa. - Zgodził się, dopisując jeszcze kilka słów do swoich notatek, po czym zaczął sprzątać swój majdan. -Masz, na regenerację. - Wyciągnął w stronę krukonki czekoladową żabę, które zazwyczaj nosił przy sobie, by następnie powoli udać się w stronę lochów.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
W tym chaosie mogła być metoda, ale Jamie jej nie widział. Branie krwotoczków bez pilnowania antidotum był skrajnie głupie i był zdania, że nawet młodziaki, jak ci, powinni o tym pamiętać. Jednak było wyraźnie widoczne, że w przypływie stresu na widok własnej krwi, każdy mógł spanikować. Dzieciaki nie chciały odpowiadać, udzielając odpowiedzi z jakich zajęć zwiali, Prawie Bezgłowy Nick nie był wcale pomocny, gdy krążył wokół nich prawiąc morały zgodne z tym, co za jego czasów groziło za unikanie nauki, a Jamie czuł, że ma coraz bardziej dosyć. Drgnął dopiero, kiedy usłyszał Minę. - Jasne. Teoretycznie nie powinno być trudno, skoro skrzaty co chwilę tu sprzątają - mruknął, zaczynając rozglądać się wszędzie wokół, próbując dostrzec coś, co wyglądało jak to, co znalazła jego przyjaciółka. Zaczął jednak się zastanawiać, czy przypadkiem nie miał problemu ze wzrokiem, skoro nie widział absolutnie niczego. - Nie działa na nie accio? - mruknął, a kiedy w końcu udało mu się pomóc Minie i znalazł jeszcze jedną fioletową końcówkę, aż przewrócił oczami. - Dobra, jeszcze jedną mamy do kompletu - powiadomił, rozglądając się dalej, zastanawiając sie przy tym, czy powinni dać dzieciakom jakiś szlaban.