Górski resort słynie z luksusowych apartamentów, które zapewniają niesamowite widoki. W jednym pokoju znajdują się dwa ogromne łóżka, które perfekcyjnie dopasowują się do preferencji leżącego, a także niezwykle wygodne leżanki. Oprócz prywatnej łazienki, goście korzystać mogą z dwóch dodatkowych pomieszczeń, jakie stanowią obszerne szafy - znajdzie się tutaj wszystko, co potrzebne (od miejsca na czarty i przemoczone kurtki, przez wieszaki na koszule i suknie, po pudełeczka na biżuterię i stojaki na kapelusze). Dodatkowo, na każdego czeka jego własny szlafrok z wyszytym imieniem/monogramem. Jest dokładnie tak miękki, jak życzy sobie nosząca go osoba, a przy tym bez problemu dopasowuje się do temperatury.
Lokatorzy:
1. Neirin Vaughn 2. Liam A. Rivai 3. Jack Moment 4. Mefistofeles E. A. Nox
Na każdego gościa czeka drobny upominek - jest to bon na jeden darmowy zabieg w SPA znajdującym się w resorcie. Można wykorzystać go w dowolnym momencie, przez cały okres trwania ferii. Jeśli masz ochotę na element losowości, rzuć kostką na spersonalizowany bon: 1 - Masaż klasyczny 2 - Masaż peelingujący 3 - Masaż sportowy 4 - Masaż świecą 5 - Masaż czekoladą 6 - Dowolny zabieg na twarz Jeśli chcesz, możesz wybrać dowolną pozycję z powyższej listy.
Zawsze w przypadku wycieczek szkolnych, Liam odznaczał się przede wszystkim ekscytacją. Zwykle nie potrafił przymknąć się na choćby pół minuty, by nie snuć teorii jakie atrakcje czekają go i resztę z puchoniej hordy podczas ferii. Ostatnimi czasy był jednak dosyć markotny. Czuł duży ciężar tego, co Mefistofeles wytknął mu parę miesięcy temu i co w końcu sam zrozumiał. Wina, która na niego spadła była przytłaczająca, a świadomość, że sam gotował sobie taki los przez wszystkie te lata… przyprawiała szatyna o chęć przyrżnięcia głową w ścianę. Z rudzielcem również bywało dziwnie. Liam nie potrafił tak po prostu, nagle i niespodziewanie uciąć kontaktu z przyjacielem lub od razu zmniejszyć go do powszechnie akceptowalnego minimum. Po prostu… nie. Wymagało to czasu i przyzwyczajenia, co tu ukrywać, obojga z nich do nowego stanu rzeczy. Póki co szło raczej beznadziejnie, więc frustracja bywała przytłaczająca. Ale Rivai naprawdę chciał odpoczynku. Stwierdził, że ferie to dobry czas, żeby nieco oczyścić sobie głowę. Jasne, wiedział, że to nie wymaże wszystkich jego problemów, ale hej. Choć na chwilę może poczuć luz. Wystarczy się pilnować, a w tym doskonale sprawdzi się wspólny pokój z Jackiem. Odkąd mieszkał sam z Neirinem rzeczy naprawdę zaczynały przybierać dziwne formy… zdystansowany Jack na pokładzie powinien nieco przypomnieć im o starych dobrych czasach, gdy jeszcze nikt nikogo nie całował, nie spał z nikim, nie trzymał za rękę, nie wyznawał miłości…. Dużo masz tych grzechów… Złe myśli opłynęły wraz z zapaleniem świateł. Liamowi szczęka opadła na wystrój pomieszczenia i nie pozbierał jej do końca przemówienia – swoją drogą, dość przystojnego – Francuza. Czy Szwajcara? Wszystko jedno. Nie rozmyślał długo nad pochodzeniem jakiegoś typa ze słabym angielskim, gdy ów typ mówił mu takie rzeczy. - SPA. TU JEST SPA. – piszczał co jakiś czas podobne słowa do przyjaciół, nie potrafiąc ustać w jednym miejscu. Przeskakiwał z nogi na nogę jak chart przed wyścigiem, który tylko czekał na otworzenie bramki i ruszenie za króliczkiem. Uciekającą przed nim zwierzyną okazał się pokój, który czym prędzej chciał zobaczyć. – AAA! TO BĘDĄ TAK DOBRE FERIE. AAAA! – było go słychać chyba z drugiego końca szczytu górskiego… niestety, przyjaciele uznali, że wolą w pierwszej kolejności zając się innymi sprawunkami, toteż Liam do pokoju wleciał sam, krzycząc do Puchonów uprzednio, że będzie im zdawał relacje na bieżąco. A bo co? Nowoczesny był. Mieli wizzbooki… i patronusy. Które w sumie nowoczesne nie były wcale, ale hej. Bardzo efektywne. Wleciał do pokoju i… - O mój słodki, słodki, SŁOOOODKIII Merlinie. – czy on majtał rękami? Tak, majtał. – O rany, rany, rany… chłopaki naprawdę muszą to zobaczyć jak najszybciej! – majtał rękami i gadał do siebie. Niemniej, chyba się rozgrzewał, bo różdżkę ani myślał chować. Skakał z entuzjazmu, słusznie wybierając mowę zamiast pisania. Natychmiast poleciał pierwszy patronus: - PONĘTNY GUMOCHŁONIE. TU JEST JAK W RAJU, LUDZIE! O kurczę, aaa! AAA! Jest szlafroczek..! – i pierwsza panda poszła. Liam natomiast z absolutnym rozanieleniem na twarzy pobiegł do tego nieszczęsnego hotelowego wdzianka, ujął je w dłonie i w całej tej ekscytacji nawet nie przeszło mu przez myśl, by policzyć ile ich na wieszaku wisiało. - AAAAAAAA. TO MA MOJE IMIĘ. TU JEST „LIAM”. L I A M. LIAM. AAAA! – i druga panda. Nie trzeba chyba mówić, że Rivai w tempie ekspresowym zrzucił z siebie płaszcz i przywdział szlafrok, mocno obwiązując się w pasie. Podreptał do łazienki (znów piszcząc nad każdym aspektem w jaki została zaprojektowana) i przejrzał się dokładnie w lustrze, uznając, że totalnie zostaje w nim do końca dnia. Miał w nosie czy będą wychodzić na mróz czy nie. To było zbyt cool, żeby tak po prostu to zdjąć. Wychodząc z łazienki, miał w końcu pełen obraz na… szafę. Machnął różdżką po raz kolejny: - JENY. NIE UWIERZYCIE. Mamy w pokoju ogromną szafę. Taką naprawdę ogromną! Słuchajcie, dla opisu tego, jak duża ona jest, mogę Wam tylko zdradzić, że jest tak wielka, że ma sporą szansę pomieścić wszystkie ciuchy, które ze sobą wziąłem! – powtarzał się okrutnie, ale nadawał jak rasowa trajkotka i kompletnie mu nie przeszkadzało, że jego estetyka wymowy w takim tempie mogła kuleć. Zaraz wpadł mu do głowy absolutnie głupi pomysł. Zachichotał sam do siebie, a następnie rozsunął drzwi garderoby i… wlazł do niej. - Słuchajcie… muszę Wam coś powiedzieć. Bo może nie wiecie, ale mam absolutnie DOŚĆ siedzenia w ukryciu przez cały ten czas. – te biedne pandy się dzisiaj nachodzą. Było zresztą widać, że wychodzą mu coraz gorzej. Niemniej, cisnął dalej. – Dlatego postanowiłem…. WYJŚĆ Z SZAFY! – z impetem rozsunął drzwi i… wypadł ze swojej dotychczasowej kryjówki, boleśnie fikołkując w tym nieszczęsnym szlafroku po ziemi, lądując z nogami nad głową… nie potrafił przestać się śmiać. - JESTEM GEJEM! Był takim głupkiem. Jednak z tak wielkim ubawem, że bycie idiotą przestawało mieć znaczenie.
Mefistofeles zawsze był nieco niepewny szkolnych wyjazdów. Bądź co bądź, przybierały bardzo różne formy... jak nie wciskali ich do namiotów, to kazali budować igloo. A jak nie igloo, to krasnoludzkie domki. Łatwo było kwestionować słuszność wybrania się na wycieczkę, na której warunki mogły okazać się prawdziwie tragiczne; Nox nie potrzebował luksusów, ale jednak zwykle wrażeń mu w życiu nie brakowało. Zapisywał się odruchowo, kierując banalną zasadą, by podarowanej okazji nie odrzucać. W dzieciństwie Noxów nie było stać na żadne większe ani mniejsze rozrywki, więc teraz trzeba było wykorzystywać Hogwart po całości. Upewniwszy się, że Asmoday zajmie się wszystkimi zwierzakami i nie ma nic przeciwko spędzenia w samotności nadchodzącej pełni, Mefisto zabrał się za pakowanie. Cel podróży pozostawał niespodzianką, ale patrząc na minione lata z łatwością można było wywnioskować, że na miejscu nie będzie zbyt ciepło. W zaczarowanym kufrze wylądowały głównie zimowe ubrania, jedynie przeplatane cieńszymi dla spokoju ducha. Zaczął się już nagle ekscytować, zapominając o niepokoju na całe kilka dobrych minut. Potem wrócił do rozważania czy te ferie mają sens i czy ściskanie się w małym domku/pokoju/namiocie/dziupli/cotaminnegomożnawymyślićbezspojlerowaniawakacji2020 z jakimikolwiek Hogwartczykami ma sens. Nieważne. Powitało ich niesamowite ciacho, gadające z koszmarnym akcentem o SPA i samych cudach. Mefisto uśmiechnął się pod nosem, obracając w palcach małą karteczkę z numerem swojego pokoju. Trochę relaksu by nie zaszkodziło... A poza zwiedzaniem resortu, przed Ślizgonem otworzyła się (nie)powtarzalna okazja przetestowania swoich sił w zimowych sportach. Czego więcej chcieć? Musiał tylko wytrzymać kilka dni, odnajdując odpowiednie miejsce na spędzenie pełni, a potem mógł przeskakiwać ze stoku do sauny, i z powrotem. Bajka. Stuknął różdżką w drzwi pokoju numer 8, z zaskoczeniem zerkając na rozmazaną srebrzystą smugę - czyżby ktoś posyłał gdzieś patronusa? Najwyraźniej w pomieszczeniu już ktoś był... - No shit, Sherlock. Może zabrzmiał nieco morderczo, swoim szorstkim głosem przecinając się przez dźwięczny śmiech Liama. Przystanął pośrodku pokoju i wsunął dłonie w kieszenie wojskowej kurtki, dalej patrząc na tego małego nieszczęsnego Puchona. Nie chciał rozglądać się i upewniać w przekonaniu, że wychowanków Hufflepuffu będzie tutaj trzech. I to konkretnych trzech.
Wygłupiał się w najlepsze, robiąc (co prawda mało zamierzone) fikołki po apartamencie z bananem na pysku, jakby wcale nie miał prawie dwudziestu lat na karku. Puchonowi było wszystko jedno: grunt, że miał zabawę i wiedział, że w tak luźnej sytuacji jak, well, bycie samemu w pokoju, może sobie pozwolić na pajacowanie. Do tego recenzował swoje zachowanie najbliższym przyjaciołom. Gdyby wiedział, że ktokolwiek poza nimi pojawi się w tym samym pomieszczeniu, zdecydowanie zachowywałby się odrobinkę dojrzalej. Tak tyci. Np. zamiast wyskoczyć z szafy… nie wyskakiwałby z szafy? Siedział z nogami zarzuconymi ponad głowę w niedopełnionej formie wywinięcia następnego fikołka, gdy doszły do niego słowa. Słowa wypowiedziane głosem, który bardzo dobrze znał. Natychmiast usiadł normalnie i przekręcił się w kierunku Mefistofelesa, czując jak napełnia go gorycz palącej żenady. - Och. – najpierw trochę nieobecnie. – O-ooch… - a teraz o ton wyżej, jakby dopiero za drugim komentarzem w pełni uświadomił sobie, czego Ślizgon był świadkiem. Nie wstawał, zamiast tego w pierwszym odruchu obronnym chowając twarz w dłoniach. – Ughh… w skali od 1 do 10, to było żenujące na więcej, niż miliard. – szepnął, tonem o stokroć innym, niż krzyki, które przed momentem z siebie wypuszczał. Zdecydowanie bardziej przygasł, choć i tak było lepiej, niż przy ich ostatnim spotkaniu, gdzie po prostu odebrało mu mowę po tym, jak wypluł z siebie tyle brzydkich słów. Na myśl o tym aż znowu poczerwieniały mu uszy. Żenada, żenada, żenada… Przynajmniej teraz coś mówił. I to normalnie; nie piszcząc czy płacząc. Zebrał się z podłogi, ale było mu po prostu głupio patrzeć wprost na Ślizgona, więc uciekał gdzieś spojrzeniem. Nagle poczuł się tak, jakby coś go związało. Poza oczywistym wstydem za wszystkie swoje słowa, było mu również głupio za zachowanie względem mężczyzny przez ostatni rok… a wytknięcie Liamowi błędów wcale niczego tutaj nie ułatwiło. Zamiast go znienawidzić jeszcze mocniej, dostrzegł, że miał rację. Jak tu się teraz zachowywać? Na dodatek po swoim „wyjściu z szafy”. - Co w zasadzie tutaj ro… czekaj. – tknęło go. Nawet nie musiał dokańczać pytania, gdy rozejrzał się po pokoju. Dwa łóżka. No tak… cieszył się na ich widok, bo to oznaczało, że mógł wcisnąć Jackowi rudzielca pod kołdrę, samemu zachowując dystans. Widział swój kufer, Momenta, Vaughna i… wybałuszył oczy. – Nie mów mi, że masz z nami pokój. – nawet nie miał pretensjonalnego tonu. Ani tym bardziej zeźlonego, że w ogóle ŚMIAŁ jechać na ferie, jakby to pewnie wyglądało jeszcze rok temu. On po prostu nie wierzył jak szybko można było z wielkiego szczęścia zejść do poziomu rozdeptanej mrówki. I dziwnym trafem to nawet nie but Mefisto go tak przygniótł. – Mmmh… - podskoczył z nogi na nogę, jakby naprawdę nie umiał sobie poradzić z sytuacją. Liam był beznadziejny, jeśli chodziło o takie akcje. Raz jeszcze w panice spojrzał na szlafroczki, jakby to one same miały mu oficjalnie potwierdzić, że owszem, te ferie wcale nie będą takie relaksujące. I potwierdziły. Były cztery. Zagryzł wargę, stojąc tak jak kołek, międląc jedynie pasek szlafrok w dłoniach. To źle. To bardzo niedobrze. Kurczę, kurczę, kurczę… A później tknęło go drugi raz. DWA. Łóżka. - Cz-Czekaj.. jak my będziemy spać? – trybiki w jego mózgu ruszyły jak szalone. Opcje były trzy i każda z nich była zła. 1) Mefisto śpi z Neirinem – ŹLE. To po prostu… no nie! Nie po tym co widziałem na tym chrzanionym suficie. WIEM, ŻE AFRODISIA. Ale… no nie! Nie odzobaczę tego! 2) Mefisto śpi z Jackiem – ŹLE! Wtedy znowu wyląduję w łóżku z Neirinem. Nie mogę znowu z nim spać. Chcę zwiększyć dystans, a nie zwiększę go, jak będę dzielić z nim kołdrę! 3) Mefisto śpi razem z nim – BARDZO ŹLE!!! Nie. Trauma. Nie, nie, nie. Ja tak nie mogę! Spalę się ze wstydu-… - Są tylko dwa łóżka.. w tym, jeny, są tylko dwie kołdry? W sensie.. dwie ogółem. Nie dwie na jednym łóżku. Dwie po jednej na każdym z łóżek. Wtedy nie byłoby problemu z tymi łóżkami. Choć dobra. Byłby dalej, bo to dalej dwie osoby w jednym łóżku… ale trochę mniejszy problem, niż jedna soba w jednym łóżku, no... kurczę-.. – ponownie przestąpił z nogi na nogę, trajkocząc lekko podenerwowany, znów o ton wyżej, niż zazwyczaj. Poza palącym problemem kto z kim będzie spać, z tyłu głowy jak młotem uderzała go myśl, że będzie musiał w końcu odnieść się do tego, co było w Komnacie Wspomnień. Co tam powiedział. Jak się zachował. Co Mefisto mu uświadomił… ale nie. Jeszcze poucieka. Jeszcze pogada. – Ja mogę spać nawet i w wannie-… W zasadzie, to naprawdę mogę. Jest zdecydowanie fancy. Trochę poduszek i będzie jak ulał. Co prawda nigdy tego nie robiłem, bo moje imprezy raczej nie kończyły się nigdy w tego typu łazienkach, żeby na upartego spać w towarzystwie umywalki i prysznica, ale...
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Wspaniałomyślnie postanowił dać Puchonowi czas na zebranie się w sobie po tym... czymś, co się działo. Prawdę mówiąc ciężko było to jakkolwiek nazwać i Mefisto zwyczajnie starał się zająć czymś innym. Zdjął w końcu kurtkę i przeszedł się kawałek po pokoju, z zaciekawieniem wyglądając przez ogromne okna. Ładnie tu było... nie powinno być problemu ze znalezieniem jakiegoś odosobnionego miejsca na czas pełni. Musiał faktycznie zrobić spory spacer, żeby w przypływie energii nie zawędrować znowu w pobliże resortu, ale... Merlinie, po tych górskich zboczach to mógł skakać i całą noc. W górach nawet śnieg wydawał się jakiś przyjemniejszy. Trzeba było tylko pamiętać o zabraniu jakichś sensownych ubrań, żeby potem nie wracać się rankiem nago. Może poprosi Neirina, żeby do niego rano wyszedł?... - Hm? Nie mówię, nie mówię. - Obejrzał się w końcu na Liama i przechylił lekko głowę, przyglądając się mu. Dzieciak był tak rozdarty, że aż żal było patrzeć. Jak żałosne byłoby złożenie prośby o przeniesienie do innego pokoju?... Gaspard wspominał, że trwa sezon i może być drobny ścisk w skrzydle mieszkalnym, cholera. Powoli przeniósł spojrzenie na łóżka i nie zdołał powstrzymać drobnego grymasu zaskoczenia. Dwa ogromne łóżka, a tu taki problem? W jednym spokojnie pomieściłyby się trzy drobne osoby, jaki kłopot zatem miałyby dwie- w porządku, Mefisto może nie był drobny, ale dalej wydawało mu się, że Liam gada zupełnie od rzeczy. I... i chyba po prostu trochę nie miał na to siły. Kurtka ciążyła mu w rękach i nadszedł czas na sprawdzenie, czy fiolki eliksiru tojadowego nie potłukły się jakoś magicznie w kufrze. - Strasznie sobie utrudniasz życie, Rivai. - Przysunął różdżką kufer, by ten zatrzymał się obok jednej leżanki. Na niej też Mefisto usiadł, zabierając się za sprawdzanie swojego dobytku. - Nie chcę ci odbierać przyjemności spania w wannie - albo raczej sobie, przyjemności budzenia cię odkręceniem wody - ale takie wielkie puchate łóżka i tak nie są w moim typie. Wolę twardszy materac bliżej okna. - Znacząco poklepał swoją leżankę, nieszczególnie nawet przy tym kłamiąc. Faktycznie było to bardziej w jego stylu... a gdyby jeszcze było trochę szersze, to już w ogóle bajka. - Mm... ale szafy też są tylko dwie. To podobnie problematyczne? Moje bluzy nie mogą się znajdować za blisko waszych, czy jak? - Uśmiechnął się lekko, żeby załagodzić wypowiedź. Była zaczepna, ale w jego tonie brakowało pretensji czy wyrzutu; raczej nabijał się z Liama, niż robił mu jakieś realne problemy. Nawet, jeśli gdzieś tam w duchu rzeczywiście dusił trochę żalu.
Obserwował jak mężczyzna porusza się po pomieszczeniu i musiał przyznać, że jego spokój był zadziwiający. Czy rzeczywiście mogło dojść do tej sytuacji, że Mefistofeles miał to wszystko po prostu… gdzieś? Nie wydawał się ani zniesmaczony widokiem Liama w tym samym pokoju, ani zły, że były tylko dwa łóżka, ani jakoś specjalnie nie przejmował się tym, co Puchon mówił. Po prostu… chodził po pokoju, zajął się swoimi sprawami, chyba tylko z grzeczności odpowiadając na to, co trajkotał jego przymusowy współlokator. Szatynowi zrobiło się tym bardziej głupio. Ten luz, wcale nie był dla niego luźny. Bo przecież… w jego oczach to były problemy. Czemu nie dla Ślizgona? „Strasznie sobie utrudniasz życie, Rivai.” Przekrzywił głowę, oczekując rozwinięcia. Żadna nowość. Nawet na proste pytania nie potrafił odpowiedzieć krótko, więc fakt, że znowu mógł coś poplątać, wcale by go nie zdziwił. Gorzej, że zazwyczaj potykał się na codziennych rozmowach o pierdołach, a nie na wyjątkowo awkward spotkaniach z kimś, kogo traktował jak gówno przez ostatni rok. Skala była trochę inna, toteż przejmował się dużo bardziej. Życie było prostsze, gdy miał siedemnaście lat i zero zminusowanych pasków znajomości na koncie. - A. No tak. Są jeszcze leżanki. – aż mu ramiona opadły. No dobrze. Mógł przyznać mu rację. Jednak sobie to życie utrudnił, wyduszając z milion obiekcji i powtórzeń słowa „łóżko”. Przesunął ręką po policzku, wyglądając jak gość, któremu średnio szedł stand-up w pubie. Mógł się założyć, że uczucie było całkiem podobne. Już nawet puścił mimo uszu uwagę o budzenie go odkręcaniem wody. Żaden problem, Mef. Po prostu spałbym w kąpielówkach… Klapnął na miękki materac, szybko przekonując się, że w wannie byłoby mu o stokroć gorzej. Był niesamowicie wygodny. Wziął przykład z Noxa i zajął się wypakowywaniem rzeczy. - Ee… - wyczuł tę zaczepkę i znów zagryzł nieco dolną wargę. Nie żeby go ubodło, że mężczyzna sobie z niego zakpił. Akurat żarty były gruntem, na którym potrafił się jakoś odnaleźć, więc w tej sytuacji byłyby mu na rękę: nawet jeśli nie umiał tak efektownie odbić tej piłeczki. – Jeśli miałbym być szczery, to szafa będzie dużo bardziej problematyczna, niż łóżka. – po prostu otworzył kufer, a zebrana w nich kupa kreacji Liama od razu odetchnęła z ulgą, zabierając dla siebie więcej przestrzeni. – I mean… jestem gościem, który wziął FRAK do Meksyku… a miałem jeszcze sześć różnych wariantów do wyboru. W tym taki uroczy czerwony smoking, którego w końcu nie założyłem na żadną okazję. To było trochę do przewidzenia, że każda szafa w jakikolwiek hotelu czy ośrodku będzie mieć ze mną problem. Co dopiero ludzie, z którymi mam ją dzielić. - uśmiechnął się delikatnie, niewinnie i nieśmiało, jakby badał grunt, czy w ogóle może mówić tak do Mefistofelesa, czy to było nie na miejscu być sobą. Westchnął zaraz ciężko, przymykając oczy. Zaczął drapać się w tył głowy. - Look.. mm.. – nie był przygotowany na to spotkanie i absolutnie nie spodziewał się, że przyjdzie mu toczyć tę rozmowę. I to jeszcze dzisiaj, kiedy nie zdążył się do końca nacieszyć tym miejscem. Już zbierał przykre wspomnienia. – Jest mi potwornie, potwornie… głupio za to, co powiedziałem Ci wtedy w Komnacie Wspomnień. I za to, co mówiłem albo Tobie, albo o Tobie przez ostatni rok… - fuj. To jest ciężkie. Aaa. Zagryzł zęby, unosząc nieznacznie wzrok, żeby wybadać czy Mefa w ogóle obchodziło, co do niego gadał. – Nie wiem jak Cię za to wszystko przeprosić. I jak się teraz przy Tobie zachowywać, co chyba widać. Jest mi okropnie wstyd… - dla siebie samego brzmiał żałośnie, ale czuł, że tego inaczej nie przeskoczy, niż mówieniem szczerze o tym, co czuje i co myśli. – Wcale nie pomaga fakt, że jesteśmy razem w pokoju z Jackiem i Neirinem. Miałeś rację do wszystkiego: to nie była Twoja wina.. to… wszystko. To była niczyja wina… a ja jestem hipokrytą i narobiłem problemów od zupełnie innej strony. – opadł na plecy z wydechem - Nie potrafię zachowywać się normalnie, bo niczego sobie w głowie nie poukładałem od tego czasu. Dalej ta sytuacja dla mnie ssie.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Znad kufra było mu znacznie wygodniej spoglądać na Liama; dyskretniej. Zabłąkane spojrzenie spomiędzy krzywo poskładanych swetrów nie przyciągało aż takiej uwagi, dzięki czemu Mefisto zaczął się zdecydowanie lepiej odnajdywać w tej sytuacji. Widział doskonale, jak Puchon zastanawia się co powiedzieć i bardzo niemrawo prowadzi tę nieco wymuszoną konwersację. Ale najwyraźniej garderoba jest zawsze bezpiecznym tematem, przynajmniej w przypadku Liama. - No jeśli ten resort nie spełni twoich oczekiwań w kwestii szafy, to chyba serio masz problem... - Mógł jedynie zerknąć na uchylone drzwi jednej z szaf, ale już nawet teraz widział, że jest bardzo obszerna. Nox pewnie nawet nie wiedziałby co zrobić z niektórymi miejscami, nie znając się na... wieszakach do... do odpowiednich ubrań?... Albo jakichś... Pudełkach. Stojakach? Cokolwiek by się tam nie znajdowało, przerastało zaniżone oczekiwania wilkołaka. Nie sądził, że tak szybko wrócą do tematu tamtej rozmowy, o ile w ogóle. Przestał w końcu grzebać w kufrze, obracając w palcach sporych rozmiarów fiolkę z wywarem tojadowym. Nie pił, tylko wpatrując się w jego mętną barwę i słuchając. Chyba wolał nie dowiadywać się tak dobitnie, że Rivai dzielił się swoimi przesłodkimi przemyśleniami na temat Mefisto i jego zachowań. Nie zmieniało to faktu, że Ślizgon mimowolnie odetchnął z ulgą. - Dziękuję - wyrzucił z siebie w końcu, przypominając sobie jak cudownie oczyszczającym poczuciem była wcześniejsza wizja zamknięcia sprawy; nie oczekiwał od Liama żadnych przeprosin, może tylko mimowolnie trochę na nie licząc. Choćby bardzo się starał, nie potrafił pozbyć się z głowy tego karykaturalnego, nienaturalnego wizerunku obrażającego go wychowanka Hufflepuffu. - Wierz lub nie, ale to nawet nie była najgorsza rzecz, jaka spotkała mnie w tamtym roku - dodał jeszcze, siląc się na delikatnie żartobliwy ton. Odkorkował w końcu fiolkę, pozwalając żeby niebieskawy dym malowniczo się z niej wylał. To jedno było całkiem przyjemne w wywarze tojadowym... Ten prawdziwie magiczny (mistyczny?) efekt, te niknące w oczach kłęby. - No wiesz, są ferie. Można po prostu rzucić to wszystko w cholerę i porelaksować się w SPA... - Napił się w końcu, dopiero potem posyłając w stronę Liama uśmiech, o ile ten w ogóle patrzył. - Życie ssie, młody. - A szkoda, że tylko życie...
Zdecydowanie był to bezpieczny grunt. Pewne pole dla Liama, żeby rozgrzać struny głosowe i uczynić te kilka chwil rozmowy z mężczyzną dużo mniej niezręcznymi. Zmarszczył wobec tego nos. - Mm. To za wczesny etap choroby, żebym przyznał, że to mój problem. Zdecydowanie wolę myśleć, że wina leży w za małych szafach. Co mogłem zrobić przy pakowaniu? Tak po prostu nie wziąć tych rzeczy? – mówił zdecydowanie wolniej i z przygaszoną energią, ale grunt, że chociaż mówił. Bezsensownie, ale bezsensownie w swoim stylu. W rzeczywistości wcale tak dużo tych ubrań nie miał Oczywiście, wciąż wybijał się znacząco ponad średnią, ale szafy w pokoju były tak duże, że z pewnością usatysfakcjonują nawet tak wymagającego użytkownika jak Liam. „Dziękuję.” Co. Aż uniósł się na łokciach, żeby na niego spojrzeć, w absolutnym szoku. Może aż nieco przesadzonym, ale jak inaczej mógł zareagować na coś takiego. Mefisto mu podziękował? - Za co?! – aż nie wytrzymał. Brawo, Mef. Rozplątałeś mu język głupim pytaniem szafę, to teraz radź sobie z dzieciakiem, który znowu nauczył się mówić. Przynajmniej nie był już rozeźlony i agresywny. Prędzej po prostu zaskoczony. – Traktowałem cię okropnie! Żadne moje przeprosiny nie powinni cię usatysfakcjonować. Uwierz mi, sam siebie chętnie wywaliłbym przez okno tego kurortu, gdybym miał taką parę w łapach jak ty. – już trochę nie rozumiał, dlaczego tak go to ubodło. Znaczy.. inaczej. Cieszył się, że mężczyzna podszedł do tego bez żadnego spięcia i nie dobijał go niżej w tym dole pełnym mułu. Niemniej… to jakoś nie było dla niego w porządku? Nie żeby lubił krztusić się błotem, ale... ale zasługiwał! – Jakim prawem tiara dała Ci ten zielony kolor? Musiała sugerować się tylko aparycją, bo nie widzę żadnego sensu w tym Slytherinie poza tym, że krawat poskreśla ci oczy. – znów opadł na łóżko ze skołowaną miną. – To ja ci powinienem dziękować, że w ogóle ze mną rozmawiasz i że mnie słuchasz. I za to, co mi wtedy powiedziałeś. I to jeszcze jak powiedziałeś...! – Mefisto nie krzyczał. Zupełnie spokojny ton. Taka postawa potrafiła zgasić chyba każdego. W tym zdecydowanie taką gwiazdkę jak Liam. Zakrył twarz poduszką, dociskając ją sobie rękami do mordki. – Mhhhhh! Czuję się jeszcze bardziej winny, widząc jaki jesteś-… - mówił trochę niewyraźnie, ale szybko odłożył poduchę na bok i zaczął prezentować sobą więcej gracji, podnosząc się do siadu. Nie była najgorsza rzecz? Aż nieco się przygarbił, słysząc to. - Oh. Przykro mi. – dał temu odrobinę pauzy, aby wybrzmiało. Nie chciał od razu zalać wszystkiego swoim słowotokiem. Dla niego to spotkanie było dużym ciosem. Nie wyobrażał sobie trzymać na barkach jeszcze więcej. Naprawdę był rozpieszczonym dzieciakiem, który nie znał za wiele życia. Dopiero teraz ów życie powoli pokazywało mu, że świat to nie zabawne mangi i pokemonowi figurki… - Ssie, a jakoś niespecjalnie mam z tego satysfakcję. – burknął, wykładając w końcu część swoich ubrań. Chciał powoli się rozpakować i zadomowić w nowym miejscu. – Ii… i chyba tak zrobię. – westchnął. Jeszcze chwilę temu cieszyłby się jak głupi z tego kuponu na zabieg w spa, ale teraz miał nieco przytemperowany humor. – Przynajmniej częściowo… wciąż to wspólny pokój z Neirinem. – to też był problem. Wymagający pilnowania siebie i swoich chorych przyzwyczajeń. - Liczę, że masażyści chociaż będą przystojni. – zerknął na Mefa. – Oh… będzie niedługo pełnia?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Możesz po prostu skoczyć. - Przewrócił oczami, trochę już irytując się na to... to wszystko. Wolał zamknąć sprawę i wracać do krzywdzących oskarżeń tylko przy największych załamaniach, normalnie nie postrzegając Liama jako takiego roszczeniowego, obrzydliwie bezczelnego dzieciaka. Mefisto i tak już wiedział, że coś się pozmieniało i nie patrzy na niego tak, jak wcześniej. Nie pasowało też Ślizgonowi nagłe robienie z siebie świętego; może i miał rację odnośnie paru spraw, ale to nie zmieniało faktu, że sam zachowywał się różnie. - Dziękuję za przeprosiny, nie za traktowanie. Staram się nie wrócić do Azkabanu, więc muszę być trochę subtelniejszy od wyrzucania ludzi przez okna. Też żałuję, uwierz... Wiedział, że nie zapomni. I że nie było żadną tajemnicą, że zachowanie Liama w Komnacie Wspomnień po prostu Mefistofelesowi się nie podobało. Zwyczajnie nie było sensu teraz karać kajającego się już chłopaka... Może to jego widoczne poczucie winy trochę podnosiło Noxa na duchu. Może liczył na jakieś próby zadośćuczynienia, może wiedział, że agresja tylko by wszystko popsuła. Nawet, jeśli teraz tęsknie spoglądał na okno, marząc o wyrzuceniu przez nie dosłownie kogokolwiek. Zamiast tego odrzucił pustą fiolkę, przecierając potem wierzchem dłoni piekące od nieprzyjemnej goryczy wargi. - Nigdy nie wiem czy ludzie zadają to pytanie przez to, że tak wyglądam, czy co... - Zmrużył oczy, pseudopodejrzliwie wpatrując się w Liama. Wywar tojadowy nie był, rzecz jasna, szczególnie trudny do rozpoznania. Z samym Mefisto nie było tym razem nawet tak źle - pomimo nieprzyjemnego łamania w kościach, trochę rozpierała go energia i tylko resztkami rozsądku powstrzymywał się od szalenia przed tą wyjątkową nocą. - Ale tak, w niedzielę. Możecie się spodziewać pobudki nad ranem, bo nie wezmę ze sobą różdżki. - Był to pewien problem w kwestii dostania się do pokoju, ale raczej dość akceptowalny. Mefisto chętnie nikogo by nie budził i spędził tę noc tutaj, rozrywając kłami miękkie poduszki... Acz tego współlokatorzy mogliby już nie zaakceptować. - Zaczekasz z nocnymi wyprawami do kolejnego tygodnia? - Zagadnął, zanosząc kilka rzeczy do jednej z szaf. - Masażystami możesz raczej zająć się tutaj, w resorcie...
Przesadzanie było specjalnością Liama – aż dziw, że nigdy nie rozważył dla siebie kariery ogrodnika. Bardzo często celowo zachowywał się w sposób aż nazbyt teatralny. Głównie dlatego, że po prostu uważał to za zabawne: i często się nawet nie mylił. Miał mnóstwo znajomych, których takim pajacowaniem najzwyczajniej w świecie bawił. Lubił luźną atmosferę, miał ogromny dystans do siebie i dużą gamę żartów, które wyciągał jak z rękawa, więc nie szkodziło mu od czasu do czasu zachowywać się jak księżniczka na deskach teatru czy udać, że jest częścią wielkiego dramatu. Trochę pomagała mu w tym duża wrażliwość… która była kolejnym powodem, dla którego jego reakcje czasem bywały zarysowane grubą kreską. I nie dało się ukryć, że w przypadku rozmowy z Mefistofelesem to ta emocjonalność kazała mu przeżywać wszystko trzysta razy mocniej i kręcić się w kółko w jednym temacie… - Oh, no tak. Azkaban. – otrząsnął się ze swojego przeżywania. Żyjąc w swoim świecie i swoich problem bardzo łatwo było zapomnieć, że inni też je mieli. Nie rozmawiał ze Ślizgonem tak długo, że aż ominęło go wszystko co było związane z magicznym więzieniem. Tak naprawdę, Liam nawet nie znał wielu szczegółów. I wolał o nie teraz absolutnie nie pytać. Chętnie czepił się więc innego tematu. - Mm.. poznałem chyba tylko po fiolce. Miałeś podobne w Meksyku. – gdzie również dzielili pokój. Jakaś magiczna siła, która włada prawami tego wszechświata chyba wyjątkowo lubiła, gdy ta dwójka spędzała ze sobą dużo czasu. – Ale nie ukrywam, że czasem widać też po Tobie. Jako no.. po Tobie-Tobie. – sensownie, Liam, sensownie. – Często na lekcjach masz minę, jakbyś chciał wszystkich wokoło zabić… albo wydajesz się podziębiony. – prędzej wysnuwał te wnioski z czasów, gdy jeszcze zdarzało im się rozmawiać dość często i gęsto. Zakładał jednak, że niewiele się w tej materii zmieniło. – Oh.. albo przypominasz mi Hem, gdy akurat a „te” dni. – zagalopował się? Kij z tym: zanim pomyślał, zaczął pluć słowami dalej: - Wilkołactwo jest w sumie bardzo podobne do miesiączkowania… jak tak teraz myślę. Raz w miesiącu. Bolesne. Nastrój zależny od fazy księżyca… wszystko się zgadza, no nie? – oh. Brzmiał głupio? Troszkę? Ale nie potrafił się chociaż odrobinę głupiutko nie uśmiechnąć. Jego to całkiem bawiło. Miał nadzieję, że nie uraził Mefisto. - Jasne. Dzięki za uprzedzenie. Pościelimy Ci leżankę… – w zasadzie nie oczekiwał po przemęczonym chłopaku jakichś wielkich rabanów z samego rana. Otworzą mu drzwi, wpuszczą… i dalej pójdą spać. Niemniej Liam zmarszczył lekko nos. – O jakim „ranie” mówimy? Ósma rano? Dziewiąta? – nie żeby coś, ale to robiło DUŻĄ różnicę. – Czy rano-noc? - Oh, nie wiem czy wytrzymam, Mef. – spojrzał na swoje paznokcie. – Nie tylko w tobie drzemie bestia. Może akurat najdzie mnie zaspokoić ją w tym samym czasie, co ty będziesz zaspokajać swoją. – spojrzał na niego z miną, która dość żałośnie udawała pewność siebie. Jakiś błysk w oku Liama mówił, że… prędzej to go lama pogryzie w tych Alpach, niż on poleci do jakiegoś masażysty na noc… ale mówić mógł co chciał, no nie?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Też nie chciał rozmawiać o Azkabanie, a przynajmniej niezbyt szczegółowo. Mefisto niby starał się nie omijać trudnych tematów, ale tego zwyczajnie jeszcze nie zdołał przerobić we własnej głowie - biorąc pod uwagę ile czasu minęło, trochę potracił nadzieje na przyszłość. Wiedział, że pomimo najszczerszych starań jego niewinność uparcie pobrzmiewała wątpliwie, a raczej nie chciał teraz straszyć Liama jakimikolwiek niedomówieniami. Chciał tylko odpocząć. Chciał trochę szczęścia. - To straszna głupota - oznajmił brutalnie, wychodząc z szafy (w zupełnie normalnym tego sformułowania znaczeniu) i przystając obok łóżka, na którym siedział Liam. Podniósł z zaciekawieniem jeden z bonów, zaraz obracając go kilkukrotnie w palcach. - Acz muszę przyznać, że bycie kobietą i jednocześnie wilkołakiem musi być dodatkowo zabójcze... Abstrakcja, nie? - Zerknął dopiero na Puchona, uśmiechając się lekko. Może nie miał aż tak tragicznie i najgorzej! To nawet trochę pocieszające... Odrobinę. - Mój ojciec sobie zawsze tak żartował z mamy, że z nią to już lepiej nigdy nie zadzierać, bo ciężko stwierdzić na jaki okres się trafi. - Wilkołaki były przynajmniej całkiem przewidywalne, podczas gdy z miesiączkami działy się różne historie. - Jakoś bliżej siódmej? Nie martw się, będę się dobijał bardzo głośno, żebyś o mnie nie zapomniał. Wrócił na swoją leżankę z przeciągłym gwizdem, wyrażającym zaskoczenie i aprobatę dla tej sztucznej pewności Liama. Tym razem nie siadał, a położył się leniwie i wyciągnął, ignorując karygodnie głośne strzelanie kości. - Nie chcę ci psuć pięknego porównania, ale ja mojej bestii nie zaspokajam... - Dla dobra wszystkich, rzecz jasna. Zabawne, że rozmawiali o tym tak spokojnie, podczas gdy obaj pamiętali jaką formę przybrał niegdyś Liamowy bogin...
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Do ostatniej chwili zamierzał utrzymywać niespodziankową otoczkę wokół swojego planu, nawet jeśli wiązało się to z drobnymi utrudnieniami podczas pakowania i koniecznością zbywania ashowych pytań obietnicami, że już zaraz wszystko będzie jasne. Prawdziwie odetchnął z ulgą dopiero, kiedy świstokliki przeniosły ich prosto do resortowej recepcji, a on mógł pociągnąć Asha za rękę do lady, by tam na szybko dopełnić formalności i otrzymać zestaw kluczyków do pokoju, którego dostępność zdołał załatwić wcześniej listownie. - To co myślisz? - Spytał, ledwo kończąc rozmowę z recepcjonistką, a już lgnąc ciałem i spojrzeniem do swojego partnera. - O zimnie, o resorcie? Zresztą, zaczekaj aż zobaczysz pokój... - przypomniał sobie, pewnie prowadząc go dobrze sobie znanym korytarzem i absolutnie nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu, który cisnął mu się na usta dzięki lekkości odczuwanej wolności i satysfakcji z prowadzenia Gryfona tak blisko siebie. Objął go ramieniem pewniej, dociskając go do swojego boku, jakby musiał pochwalić się ich relacją nawet przed tymi gośćmi, których mieli okazję randomowo minąć. - Będę cię pytał o zdanie co pięć minut, bo bardzo chcę, żebyś był chociaż w połowie tak szczęśliwy, jak ja jestem - ostrzegł, otwierając przed chłopakiem drzwi pokoju numer 8, by przepuścić go w progu. - Czy to dobry moment, żeby przypomnieć ci o tym jaki masz sypialniany dresscode?... - Napomknął niby niewinnie, ale zaciskając mocniej palce na rączce torby, w której skromna ilość ubrań niewątpliwie wiele osób by zaskoczyła.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Im bliżej było wyjazdu, im bardziej Raffaello zajęty był dopinaniem wszystkiego na ostatni guzik, tym bardziej czuł, jak nie jest w stanie zapanować nad rozpierającą go energią, zwyczajnie nie potrafiąc usiedzieć w miejscu. Co chwilę próbował dopakować coś do Raffaellowej torby, to znów coś z niej uparcie wyciągał, próbując znaleźć miejsce dla zupełnie zbędnych, ale miło kojarzących mu się rzeczy, jak chociażby zawinięty dla bezpieczeństwa w pończochy tygrysi kubek. Ledwie wylądowali na miejscu, a już rozglądał się ciekawsko, próbując rozpoznać teren widoczny za ogromnymi oknami, a jednak dopiero przy samym blacie recepcji dostrzegając masę luksusowo stonowanych ulotek o Resorcie na Mont Blanc. Wykorzystał nawet moment, w którym Raffaello rozmawiał z recepcjonistką, by z ciekawskim przekrzywieniem głowy odczytać część podanych na przewodniku informacji, a jednak nigdzie nie znalazł żadnej nazwy, która mogłaby mu jakkolwiek pomóc w ulokowaniu ich na mapie świata. - Trochę sztywno - zauważył, parskając śmiechem, by z uśmiechem dodać ciszej "ale ładnie", zanim nie uniósł dłoni, by pomachać szybko samymi palcami. - I podobają mi się te fale na suficie - pociągnął szybko dla równowagi, mimowolnie śmiejąc się dalej z powoli coraz silniej rozpierającego go szczęścia, gdy tylko Raffaello przyciągnął go do siebie, pomagając mu poczuć się nieco realniej z tą przyobiecaną wizją publicznej bliskości. Był całkiem pewien, że ojczym podniósł mu poprzeczkę oczekiwań, jeśli chodzi o standardy wypoczynkowych luksusów, a jednak ledwie przekroczył próg pokoju numer osiem, a już gaspnął cicho z wrażenia, nie potrafiąc nawet odnaleźć przekleństw, które mogłyby być odpowiednie w takiej chwili. Zanim się zorientował, już dociskał dłonie do jednej z ogromnych szyb, próbując wyłapać spojrzeniem jak najwięcej dostępnych dla jego wzroku atrakcji, zupełnie zapominając o skradzionej z recepcji ulotce, którą wcisnął w tylną kieszeń swoich spodni i zaraz już grzecznie ściągał z siebie przyduży sweter, porzucając go po drodze do łazienki, gdzie gaspnął już na tyle głośno, że i pani w recepcji miałaby prawo go usłyszeć. - Mamy wannę przy szklanej ścianie! - zakomunikował wypadając już z powrotem do sypialni, nie biorąc jakoś pod uwagę tego, że Raffaello powinien już to wiedzieć, bo i dając dziwnie podekscytować się tej atrakcji, z której z pewnością będzie chciał skorzystać jak najszybciej, już teraz wskakując wprost na włoskie ręce. - Jestem co najmniej w połowie tak szczęśliwy jak Ty - zauważył z rozbawieniem, całe to swoje szczęście próbując upchnąć w piwnych oczach, zanim nie przymknął własnych do kilku zbyt szybkich w podekscytowaniu pocałunków. - Ale dalej nie wiem gdzie właściwie jesteśmy. Znaczy... wiem, że w górach, ale... to nadal Europa? - podpytał zdezorientowany, nie będąc pewnym nawet pory dnia, bo i nie mając okazji zweryfikować godziny, której prawdopodobnie teraz nie dostrzegłby stojąc przy samych wskazówkach Big Bena.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Nie mógł zaprzeczyć, dobrze wiedząc o co chodzi z wytykaną przez Asha sztywnością - grunt, że obaj nie uznawali tego jako coś faktycznie negatywnego. I Raffaello był naprawdę ciekawy, czy uda mu się pokazać Gryfonowi jak magiczne jest to miejsce i jak przyjemnie można wykorzystać tę grzecznie potakującą obsługę i widoczne na każdym kroku bogactwa. - Mhmmm, i dobrze tę szybę wykorzystamy - przytaknął z rozbawieniem, gryząc się w język przed dodaniem, że tamten zjawiskowy widok jeszcze ma szansę się Ashowi znudzić. Odstawił bagaż na bok w idealnym momencie, by wolnymi już rękoma złapać rzucającego się na niego tygryska i podnieść go z szerokim uśmiechem na ustach. - Alpy Zachodnie - zdradził, zerkając z uwielbieniem w czekoladowe tęczówki. - Masyw Mont Blanc, więc Włochy i Francja - ten resort jest trochę... pośrodku wszystkiego? - Uwielbiał tę świadomość bycia w magicznym zawieszeniu, zupełnie jak gdyby resort i jego okolice pozostawały same sobie, nie poddając się żadnym konkretnym prawom. - I mają zabójcze SPA - dodał ciszej, bo już balansując na granicy pocałunku, którego bardzo ciężko było mu sobie odmówić. - I lodowiska, stok, łaźnie, gorące źródła... i możemy robić co tylko chcesz, kiedy tylko chcesz - dokończył wreszcie, przysiadając na brzegu łóżka, więc też sadzając sobie siedemnastolatka na kolanach.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Lekki uśmiech swoim zamarciem idealnie podkreślił wyraźne zagubienie w brunatnych tęczówkach, które na krótką chwilę skierowały swoją uwagę znów do okna, jakby nagle teraz - gdy już zna nazwę gór - miał dostać olśnienia na widok masywnego krajobrazu. Bo może i nazwa Alpy coś mu mówiła, a jednak nie do końca był pewien czy powinien skojarzyć je z którąś z Ameryk, Europą czy jednak Azją. Więc i dopiero przy dokładniejszym doprecyzowaniu uśmiechnął się znów pewniej, gdy nie musiał zdradzać jak żałośnie wybrakowana była jego wiedza geograficzna i chętnie wczepił się w swojego Bibliotekarza jeszcze mocniej, z ekscytacji podciągając się na nim nieco wyżej. Mimowolnie układał swoje usta w każde wypowiedziane przez Raffaello słowo, jakby wyliczał z nim atrakcje, które mają na wyciągnięcie ręki, w końcu nie wytrzymując tego Raffaellowego drażnienia, więc i sięgając po zbyt kuszący go pocałunek, zamykając w nim przynajmniej część rozpierającej go ekscytacji. - Wszystko brzmi tak dobrze - wymruczał jeszcze w pocałunku, faktycznie czując, że ten nadmiar szczęścia i dobra jest aż zbyt abstrakcyjny, by mógł być prawdziwy, a jednak nie zamierzał prosić o uszczypnięcie, całkiem pewny tego, że w końcu i tak otrzymałby otrzeźwiającego klapsa. Mruknął cicho, wspierając dłonie o Raffaellowe ramiona tylko po to, by zaraz uciec nimi niżej, chcąc pozbawić go tak zbędnego w ciepłym resorcie swetra. - Możemy dziś… docenić uroki tego miejsca wewnątrz, a jutro pozwiedzamy na zewnątrz… - zaproponował, z trudem tłumacząc sobie, że mają przed sobą dwa tygodnie i wcale nie musi od razu biec przed siebie, by zobaczyć absolutnie wszystko, co tylko nie zostanie przed nim zamknięte na klucz. - Możemy dokładnie pozwiedzać SPA…? - pociągnął dalej, trochę zbyt mocno odrzucając sweter na bok, przez co przeleciał przez całą szerokość łóżka, lądując w jego nogach. - Jestem całkiem pewien, że przy recepcji widziałem reklamę masażu czekoladą… - zaczął od razu, uśmiechem zdradzając, że jego myśli uciekają już zupełnie beztrosko, co testujące Raffaello spojrzenie tylko potwierdziło, gdy dodawał: - Myślisz, że trafi mi się masaż od Włocha czy Francuza?
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii