Górski resort słynie z luksusowych apartamentów, które zapewniają niesamowite widoki. W jednym pokoju znajdują się dwa ogromne łóżka, które perfekcyjnie dopasowują się do preferencji leżącego, a także niezwykle wygodne leżanki. Oprócz prywatnej łazienki, goście korzystać mogą z dwóch dodatkowych pomieszczeń, jakie stanowią obszerne szafy - znajdzie się tutaj wszystko, co potrzebne (od miejsca na czarty i przemoczone kurtki, przez wieszaki na koszule i suknie, po pudełeczka na biżuterię i stojaki na kapelusze). Dodatkowo, na każdego czeka jego własny szlafrok z wyszytym imieniem/monogramem. Jest dokładnie tak miękki, jak życzy sobie nosząca go osoba, a przy tym bez problemu dopasowuje się do temperatury.
Lokatorzy:
1. Caelestine Swansea 2. Nancy A. Williams 3. Finnegan Gilliams 4. Loulou Moreau
Ostatnio zmieniony przez Mefistofeles E. A. Nox dnia Pon 10 Lut - 18:55, w całości zmieniany 3 razy
Na każdego gościa czeka drobny upominek - jest to bon na jeden darmowy zabieg w SPA znajdującym się w resorcie. Można wykorzystać go w dowolnym momencie, przez cały okres trwania ferii. Jeśli masz ochotę na element losowości, rzuć kostką na spersonalizowany bon: 1 - Masaż klasyczny 2 - Masaż peelingujący 3 - Masaż sportowy 4 - Masaż świecą 5 - Masaż czekoladą 6 - Dowolny zabieg na twarz Jeśli chcesz, możesz wybrać dowolną pozycję z powyższej listy.
______________________
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Cichy skomlenie i piski przeszły w dziewczęcy jęk, gdy kości skracały się, bądź wydłużały i z trzaskiem wracały na swoje miejsce. Zacisnęła zęby – wpierw kły, a po chwieli normalne, ludzkie trzonowce – łokcie boleśnie przeskoczyły jej w stawach, gdy przyciskała przemieniające się w dłonie łapy do ust. Skuliła się na zimnej posadzce, po raz dwunasty czekając aż będzie po wszystkim. Rok wilkołaka. Każdy ruch bolał, ale nie mogła tak leżeć. Ze łzami w oczach, wychynęła zza obrusa i wypełzła spod stolika. W hotelu trudniej było znaleźć ciche, opustoszałe miejsce na przemianę, ale na stołówce nikogo w nocy nie było. Finn w ciele wilka nie biegała po lasach i nie wyła do księżyca. Zaszywała się gdzieś i liżąc z obsesyjnym zapałem obolałe po jednym przeobrażeniu miejsca, czekała na kolejne. Jak najdalej od innych ludzi. Złapała powieszony przez siebie wcześniej na krześle hotelowy szlafrok i zawinęła się w niego. Sztywnymi palcami zawiązała pasek i powoli ruszyła w stronę pokoju, mrużąc się od wpadających przez okna promieni wschodzącego słońca. Każdy ruch bolał, jakby ktoś miażdżył jej kości. Resort pogrążony był we śnie, podobnie jak dziewczyny z jej pokoju, do którego wślizgnęła się bezszelestnie. Nie poszła od razu do łóżka, tylko wzięła koc i opatulając się nim, skuliła się na leżance. W swoich rzeczach schowany miała eliksir przeciwbólowy, ale nie chciała go jeszcze brać. Wolała robić to tuż przed snem, w ten sposób nie musiała przejmować się tym, że przestanie działać nim się obudzi. Póki co zaś była rozbudzona morderczą przemianą. Naciągnęła koc na brodę i przymknęła powieki, pod którymi zbierało się coraz więcej łez. Sama nie wiedziała czy były to łzy bólu, czy poczucia bezradności i niesprawiedliwości, z który od roku nie potrafiła się pogodzić. Starała się o nich nie myśleć, podobnie jak o tym, że łamie ją w całym ciele. Oddychając ciężko, liczyła w myślach do stu po fińsku, co zawsze skutecznie odwracało jej uwagę od wszystkiego innego, bo nie była w tym na tyle biegła, by móc to robić bez zastanowienia.
Nie przywykła do tego, że rusza innym z pomocą. Zazwyczaj, gdy ktoś był jej obcy, to nie próbowała interesować się tą osobą. Inaczej jednak sprawa wyglądała z feriami i pokojem. Skoro razem mieszkały na czas wyjazdu, to Lou podświadomie traktowała je jak własne koleżanki, choć nie musiała prowadzić z nimi dłuższych rozmów. Jednak, gdy którejś coś się działo, od razu w jej głowie zapalała się lampka ostrzegawcza i chciała to sprawdzać. Nancy już dostała w myślach Lou łatkę w porządku dziewczyny, na którą lepiej uważać przy następnych grach miotlarskich. Nie wiedziała, czy dziewczyna gra w quidditch, ale wiedziała już, że Nancy wie, jak używać pałki do tłuczka. Nie chciałaby dostać prawdziwym tłuczkiem w trakcie meczu. Spała spokojnie, gdy coś ją wybudziło. Nie był to dźwięk konkretny, ale jakby uczucie, że coś się zmieniło w pokoju. Otwarła oczy, rejestrując pojawiające się promienie światła. Najwyraźniej dopiero świtało, a to znaczyło, że właściwie mogłaby jeszcze spać. Nawet próbowała zamknąć powieki i odpłynąć w ramiona Morfeusza, ale uczucie, iż coś jest inaczej, niż było, gdy zasypiała, nie dawało jej spokoju. W końcu usiadła na łóżku, przecierając dłonią oczy i poprawiając burzę loków. Wstawanie o świcie nigdy nie było jej mocną stroną. W końcu zaczęła rejestrować więcej szczegółów z otoczenia jak to, że zostawiła na swojej piżamie plamę z pasty do zębów. Trudno, będzie trzeba pozbyć się tego później. Omiotła wzrokiem resztę pokoju i dostrzegła różnicę w postaci zawiniątka na leżance. - Wszystko w porządku? - spytała cicho, nie chcąc obudzić pozostałych dziewczyn. Nie wiedziała, co było nie tak, ale czuła, że byłoby nie w porządku zignorować fakt, że coś komuś dolega. Może dziewczyna potrzebowała pomocy? Może coś się stało w nocy? Ostatecznie Lou była święcie przekonana, że gdy zasypiała, dziewczyny nie było w pokoju. Powoli wyszła z łóżka, żeby podejść bliżej leżanki, spoglądając przy tym za okno. Jedno lubiła we wschodach słońca, gdy już zdarzało jej się na tyle wcześnie wstać. Widok nieba, które stopniowo się rozjaśnia. Było zupełnie inaczej, niż przy zachodach, tak umiłowanych przez tłumy osób, uznających to za najbardziej romantyczny moment dnia. Kucnęła przy leżance, spoglądając na dziewczynę z troską widoczną w spojrzeniu. - Potrzebujesz, żeby coś ci podać? - spytała dodatkowo, mimowolnie przechodząc myślami do typowo kobiecych problemów. Bycie wilkołakiem tuż po przemianie było ostatnim, na co Lou mogłąby teraz wpaść.
Neljäkymmentäkolme, neljäkymmentäneljä, neljäkymmentäviisi, neljäkymmentäkussi... zamarła, gdy jedna z dziewcząt poruszyła się w łóżku. I tak wcześniej się nie ruszała i nie wydawała żadnego dźwięku, ale teraz na wszelki wypadek przestała jeszcze oddychać i myśleć. Liczyła na to, że któraś tylko obraca się na drugi bok, ale zaraz kątem oka zobaczyła siadającą Kanadyjkę. Nadal miała nadzieję, że jej nie zauważy i zaraz znów się położy, jednak po chwili usłyszała jej głos. Zastanawiała się jeszcze, czy nie lepiej byłoby udawać, że śpi, ale bała się, że Loulou zechce ją obudzić, a nie miała pojęcia jak głęboki powinien być taki udawany sen. Zresztą i tak było jej już głupio, że udawała, że jej nie ma, gdy druga dziewczyna się podniosła. Wysunęła się bardziej spod koca i przekręciła głowę w stronę współlokatorki, zaciskając przy tym zęby. Być może za długo siedziała bez ruchu, bo znów miała wrażenie, że czuje dużo wyraźniej niż powinna przesuwające się kręgi. Świadomość tego, co działo się z jej kośćmi podczas każdej pełni była nawet gorsza od bólu. Czuła się, jakby jej szkielet nie do końca należał do niej. Żyła też w wiecznym strachu, że coś w końcu pójdzie w czasie przemiany nie tak – że coś jej źle zaskoczy i do końca życia będzie musiała chodzić wykrzywiona, albo będzie jeszcze bardziej boleć przy kolejnej transformacji. Czasem śniło je się, że któraś z kości przebija się przez skórę. – Mhm – odmruknęła. Co działo się co miesiąc i bolało jak skurwysyn? – Dostałam okresu. Jej próby utrzymywania wilkołactwa w tajemnicy były żałosne, jeśli wzięło się pod uwagę, że została ugryziona na szkolnym wyjeździe i praktycznie każdy o tym słyszał. Loulou była jednak nowa, więc tym razem faktycznie miało to sens. Likantropia może nie była już czymś, z czym trzeba się było ukrywać. Kilka lat temu w Hogwarcie uczyła jeszcze nauczycielka, która była wilkołakiem i nikt tego nie tuszował. A jednak jakoś tak głupio było jej o tym mówić. To nie była informacja, z którą można by przejść do porządku dziennego. Zawsze towarzyszyły jej niedowierzanie, współczucie, czasem trochę fascynacja. Finn nie chciała takiej atencji, a jeszcze bardziej bała się, że ktoś uzna, że celowo się tym chwali, żeby szokować ludzi. Myślała, że dziewczyna nie będzie drążyć i pójdzie spać, ale ta zaraz znalazła się obok niej, oferując pomoc. Cholerna solidarność jajników – tego nie przewidziała. – Nie, dzię... – urwała odchrząknęła bardzo delikatnie z uwagi na bolące żebra. To jednak sprawiło tylko, że sierść, która musiała utknąć jej w przełyku i którą zaczęła czuć dopiero, gdy się odezwała, zaczęła drapać ją jeszcze bardziej. Spróbowała lekko odkaszlnąć, ale oprócz tego, że nie pomogło, to jeszcze sprawiło, że bezwiednie jęknęła z bólu, przyciskając ręce do bolącej klatki piersiowej. Chwilę potem zaniosła się kaszlem, jednocześnie płacząc z bólu. Usiadła wychylając się do przodu, pewna że prędzej wypluje wnętrzności niż sierść, po chwili jednak kaszel ustąpił, a na języku poczuła dosłownie kilka krótkich, grubych włosów. I dla tych kilku włosów prawi się wypatroszyła? Twarz miała zalaną łzami i kręciło jej się w głowie. Chwilę siedziała bez ruchu, zerkając kątem oka na Kanadyjkę, jakby zastanawiała się, czy widziała, co się przed chwilą stało. Poza tym nie wiedziała co zrobić z kłakami w ustach. Nie chciała ich przy niej wyciągać, ale połykanie ich z powrotem byłoby jeszcze głupsze. Ostatecznie, próbując zasłonić się trochę krótkimi włosami, najdyskretniej jak się dało sięgnęła dłonią do ust, żeby wyjąć sierść. Nie poszło jej jednak tak sprawnie jakby sobie tego życzyła i nim w końcu udało jej się odkleić od języka wszystkie włoski, starsza dziewczyna musiała zorientować się, co robi.
Źle trafiła, jeśli myślała, że Lou zupełnie to zignoruje. W tej chwili była jej koleżanką z pokoju, a więc kimś, o kogo trzeba było zadbać, gdy sam nie będzie w stanie tego zrobić. Widziała, ze coś jej dolegało, najwyraźniej coś ją bolało, więc chciała pomóc. Być może nie powinna się wtrącać, być może powinna udawać, że wcale nie dostrzegła problemu i olać całą sytuację. Pewnie nawet zrobiłaby tak, gdyby był inny dzień, inne okoliczności. Tak się jednakże nie stało, więc nie ma co rozmyślać nad innymi scenariuszami. Podeszła do leżanki, uważnie wpatrując się w leżącą dziewczynę. Finnegan, jeśli nie myliła dziewczyn. Choć podejrzewała, co może jej dolegać i tak nieznacznie speszyła się, gdy padła odpowiedź. Okres. Niby żaden temat tabu w towarzystwie dziewczyn, a i tak sprawiający, że Lou nie była pewna, co ma powiedzieć. “Ojejku, też mam bolesne, zabrałaś coś ze sobą na ferie, czy ci pożyczyć”? Nie, w temacie kobiecych problemów była niczym facet, wolała udawać, że takie coś nie istnieje, a gdy już się przytrafiało, czekać aż się skończy. Mimo to spytała, czy czegoś nie podać, dochodząc do wniosku, że jeśli dziewczyna nie potrafi się ruszać z bólu, wolałaby ograniczyć sobie dodatkowych ruchów. - Finnegan…? - rzuciła, odruchowo, gdy dziewczyna zaczęła zanosić się kaszlem, jakby miała wypluć z siebie płuca. To nie było typowe i pewnie rzuciłaby wszystko na przeziębienie, czy podobną chorobę, ale coś w tym kaszlu nie było normalnego. Wykonała krótki ruch, gotowa łapać dziewczynę, gdyby ta miała mdleć i zsunąć się z leżanki, przyglądając się jej z uwagą. Po chwili scena, jaka rozgrywała się na jej oczach, zaczęła nabierać sensu i dawać Lou jasną odpowiedź na to, co dziewczynie musiało dolegać. Mimowolnie uniosła brwi ze zdziwienia, w chwili, w której Fin próbowała wyjąć kłaki z ust. To musiało być najbardziej krępujące, a może nawet żenujące dla Krukonki. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, co dziewczyna w tej chwili czuje, a miała pewność, że nie była zachwycona swoją sytuacją. W końcu zmarszczyła brwi, wstając i kierując się do łóżka. Różdżki nie zabrała ze sobą z nocnego stolika, więc chusteczki musiała przynieść normalnie, zamiast przywoływać. Niby nic wielkiego, ale podejrzewała, że chwila prywatności może wiele dać Finnegan. - Masz, wypluj w chusteczki, zamiast się męczyć - odezwała się krótko, podając dziewczynie pudełko chusteczek, żeby mogła spokojnie pozbyć się włosów z buzi. Nawet odwróciła na ten czas wzrok, żeby nie dodawać powodów do skrępowania. Co w takiej sytuacji mogłaby powiedzieć? Pierwsze pytania, które mimowolnie napływały do jej głowy, powoli przestawały wydawać się odpowiednie. O co miała zapytać? Jak to się stało, że jest wilkołakiem? Od kiedy nim jest? Czy zawsze tak źle się czuje? Przecież nie wyglądała jak ktoś, kto jest z tego powodu szczęśliwy. Wątpliwe, aby chciała opowiadać o uroczych chwilach w czasie pełni, gdy zmienia się w wilkołaka i zapomina, kim jest. Zaczęło ją jednak nurtować inne pytanie. - W Hogwarcie nie dają uczniom żadnych eliksirów, żeby trochę... ułatwić to wszystko? Mam iść do kogoś po niego? - spytała, dochodząc do wniosku, że może dziewczyna została bez eliksiru łagodzącego ból, czy przemiany. Prawdę mówiąc, Lou niewiele wiedziała o życiu ugryzionych, co muszą brać, żeby mieć spokojne przemiany, aby nie być agresywnymi wobec otoczenia. Wiedziała jedynie, że w Riverside pomaga się takim uczniom specjalnymi eliksirami.
Finn nie miała wielu doświadczeń z poczuciem przynależności i wynikającą z niego solidarnością. Nie ograniczało się to do Ravenclawu, w którym nigdy nie czuła się jak w domu i w którym nie miała absolutnie żadnych przyjaciół. Zawsze miała problem z odnalezieniem się w grupie. Nie miała pojęcia w jaki sposób zawiązywać nowe znajomości, a przy obcych zawsze zachowywała dystans, przez sprawiała wrażanie dzikiej i niezainteresowanej towarzystwem, które – jak łatwo można się domyślić – również przestawało się nią interesować. Nie spodziewała się więc, że ktoś przejmie się jej samopoczuciem, tylko dlatego, że dzieliła z nim pokój przez kilka dni. Analizy zachowania Kanadyjki zeszły jednak na drugi plan, gdy zaczęła się krztusić. W tej chwili nie istniało nic prócz bólu. Przy każdym kaszlnięciu miała wrażenie, że łamią jej się wszystkie żebra. W końcu jednak kłak opuścił jej gardło. – Dzięki – szepnęła skrępowana i wzięła chusteczkę. W porównaniu do potwornej torturze jakąś były spazmy kaszlu, normalny poprzemianowy ból wydawał się chwilowo zaledwie drobną uciążliwością. Oddychając coraz pewniej wytarła rękawem zalaną łzami twarz, odchrząknęła i usiadła prosto, unikając wzrokiem Loulou. – W sensie menstruacyjny? – spytała, łapiąc się ostatka nadziei, że mogła nadal udawać, że chodzi o okres. To przecież mogły być na przykład kocie kłaki. To nic, że w resorcie nie było kotów, ani że lizanie kota też nie było normalne... Spojrzała nieśmiało spod grzywki, sprawdzając reakcję dziewczyny. Ewidentnie nie było już czemu zaprzeczać. – Tylko tojadowy – mruknęła jeszcze ciszej, mnąc w palcach chusteczkę. Oczywiście dostałaby eliksir przeciwbólowy, gdyby poprosiła pielęgniarkę, ale po pierwsze – wstydziła się, po drugie – miała swój, więc nie musiała, po trzecie – i tak guzik dawał. Gdyby mogła dostać coś silniejszego, może Morphiusa, ale nie było sensu prosić się o coś, co sama mogła sobie załatwić. – Nie – rzuciła szybko i nadzwyczaj pewnie – Nie trzeba. Ostatnie czego potrzebowała to skaczący nad nią nauczyciele. Było jej głupio, że została ugryziona na feriach, że jej rodzice zrobili awanturę, że jakiemuś opiekunowi postawiono chyba zarzuty. A teraz jeszcze chciała od nich pomocy, bo ją za bardzo bolało. Była pewna, że krzywo by na nią patrzyli.