Położone nieopodal ujścia rzeki Avon, tętniące życiem miasto. Wcale niemało jest tu turystów, bowiem Bristol szczyci się ponad setką zabytków należących do klasy I oraz najstarszym w Anglii nieprzerwanie działającym teatrem.
Autor
Wiadomość
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Naprawdę nie wiedziała, co ją pokusiło do tego, by wybrać się na jedną z tych wypraw Jonesa. Być może wpływ na nią miało to, że ostatnio nieco rozluźnił jej się plan treningowy i miała więcej czasu dla siebie. Tak, można było tam dopatrywać się powodów. Podobnie jak w tym, że z tego co słyszała te wypady były niezwykle interesujące. Niemniej jednak patrzyła z wątpliwością na archeologa, który pojawił się z kapeluszem przyozdobionym jemiołą. I naprawdę nie uśmiechało jej się przebywanie w pociągu, gdzie odbywać się miał plebiscyt na Uśmiech Roku czy inne duperele. To zdecydowanie nie były rozrywki dla niej. I czuła, że cała ta uroczystość będzie jedynie wielkim bólem dupy. Nic dziwnego, że postanowiła udać się prosto do wagonu sypialnianego, by tam móc się rozsiąść w spokoju i ciszy. I być może poczytać jakąś książkę. Okazało się jednak, że w środku wagonu znajdowało się już trzech mężczyzn, na których widok wymusiła lekki i zdecydowanie wyłącznie kurtuazyjny uśmiech. - Witam, panowie - zwróciła się do nich, podchodząc do jednego z wolnych miejsc, aby rzucić na nie swój plecak. Zapowiadała się właśnie długa podróż...
Wagon: Restauracyjno-taneczny Nastrój: a takie 6, może 5. Tak. 5.
Skoro wziął udział w jednej z ostatnich wypraw i jeszcze poprzedniej, to dlaczego miałby nie zdecydować się, aby pójść teraz? Co prawda targały nim nieco sprzeczne emocje, bo nie chciał zostawiać znowu Sam, ale kiedy okazało się, że ma ochotę jechać z nim, to nawet się ucieszył. Nawet, ponieważ nie miał pewności czy na kolejnej wyprawie Lancastera będzie bezpieczna. Jakby nie patrzeć ostatnie dwie, a szczególnie ta w jaskini skończyły się nieciekawie dla większości uczestników. Ale czy miał siłę z nią walczyć i kłócić się w tej kwestii? Oczywiście że nie. Tak więc było pewne, że jego dzisiejszą obecność częściowo pochłonie zapewnianie rudowłosej bezpieczeństwa, nawet jeżeli okaże się, że ani trochę go nie potrzebowała. Przywitał się z kilkoma osobami, które widział już na poprzedniej wycieczce, z paroma z nich nieco bardziej wylewnie niż kiwnięcie głową, choć co to za różnica skoro jedynie dodawał jakieś dzień dobry lub zapytał o samopoczucie. Nawet nie próbował ukrywać, że Samantha jest z nim, ba! od czasu do czasu w pewien sposób to eksponując i zbliżając się do niej na odległość mniejszą, niż pozwoliłaby standardowa znajomość a i od czasu do czasu obejmując ją w pasie. Czy był zazdrosny? Nie miał o kogo. Był na pewno nieco zaborczy. - To jak? Który wagon? – zapytał, prosząc Merlina, aby nie zdecydowała się na ten piękności, bo naprawdę nie miał tam co robić, a ostatecznie nie chciał się z nią rozdzielać. Koniec końców po krótkim zastanowieniu skierowali swoje kroki do części restauracyjno-tanecznej, co nawet mu odpowiadało. Należało też wspomnieć, że chwilę przed wejściem do pociągu odczarował swój zwykły strój, któremu ustąpił czarny jak noc garnitur.
Gdziekolwiek Alex miał zamiar się wybrać to pewnym było, że będzie mu towarzyszyć. Nie pozwoli mu więcej znikać na parę dni, a skoro szykowało się szczególne wydarzenie to dlaczego nie miałaby brać w tym udziału? Powinna popracować nad nowymi relacjami. Powróciwszy do Wielkiej Brytanii nie miała za wiele możliwości nawiązać przyjaźni, a więc znalazła się u boku Alexa, jakby jej miejsce było tam od zawsze. Wsunąwszy dłoń pod jego ramię stąpała zgrabnie i wodziła wzrokiem od sławetnego Lancastera do witanych przez Alexa znajomych. Z uwagą wsłuchiwała się w opowieści mężczyzny o zaginionym mieczu. Pociąg również był niczego sobie. - Tam, gdzie gra muzyka, kochanie. - odparła bez cienia zawahania i pozwoliła mu prowadzić we wskazanym kierunku. Starannie ukrywała swój stres związany z tym wydarzeniem. Nie miała pojęcia czego można się spodziewać. Bez Alexa nigdy by samodzielnie się tutaj nie zgłosiła. Raz dwa przypomniała sobie, że nie można jej nazwać wybitnie uzdolnioną czarownicą w kwestii stosowania zaklęć ofensywno-defensywnych. Tym gorliwiej nie odstępowała Alexa na krok. On był pewnikiem wszystkiego. - Czemu mam wrażenie, że lada moment wszyscy tu utkniemy niczym w pułapce? - zapytała swego mężczyzny, podnosząc nań wzrok. Zazwyczaj była optymistką, ale teraz słuchała swojej intuicji.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Tygodnik "Czarownica"? Darren słyszał o nim ostatni raz, kiedy znalazł na strychu swojego rodzinnego domu stertę wyciętych kuponów z lat osiemdziesiątych, które zbierała jego babka i podobno upoważniały, jeśli zebrało się odpowiednią ilość, do wstępu na podobną imprezę. Z tego co Shaw kojarzył, to w Brytanii trwała wtedy hegemonia Gilderoya Lockharta. Darren wślizgnął się do wagonu numer - bodajże - trzy, poświęconego piękności i odnowie biologicznej. Magiczne maseczki, kremy z czarodziejskich i nie tylko ziół, pilniki samoużywające i gąbeczki samonawilżające - Shaw prędko zdecydował, że po prawie już roku pracy nad Exham Priory należy mu się odrobina, darmowego do tego, relaksu. Z kieliszkiem szampana wyciągniętym prędko z wagonu restauracyjnego w ręku prefekt wyciągnął się na fotelu obok Ślizgonki de Guise i sięgnął po gazetkę z dostępnymi zabiegami leżącą na szafce pomiędzy nimi. - Cześć - przywitał się z dziewczyną i ściągnął panterkową kurtkę, która kurzyła się w szafie od norweskiego tańcowania na gazetach - Mam nadzieję, że jeszcze jednego Krukona wytrzymasz - dodał, po czym ułożył się na swoim miejscu nieco wygodniej i zamknął oczy, pozwalając parze fruwających ogórków usadowić się na jego powiekach.
Coraz więcej osób wydawało się kręcić w tym wagonie przez co Irv miała coraz większą ochotę z niego uciec. Przestawała żałować, że aż tak nie uczestniczyla w brytyjskim życiu poza szkołą. Jakkolwiek mogło to nie brzmieć przy jej rodzinie to miała wrażenie, że kiedy mieszkała we Francji wszystko było prostsze i zdecydowanie łatwiejsze do zniesienia. Już miała odwarknąć na kolejną osobę, która śmiała zakłócić jej spokój, gdy zauważyła przyjazną twarz. Wypuściła głęboko powietrze, uśmiechnęła się lekko i jak to miała w zwyczaju odcięła się od emocji sprawiając pozory, że w jej wnętrzu wcale nie dzieje się mordercza debata z własnym sumieniem. -No nie wiem. Tamci przyszli chociaż z winem, a Ty czym chcesz przekonać mnie do balowania do upadłego? - Zażartowała i wskazała na leżący na stoliku nieopodal wciąż pełen kieliszek. Oczywiście w tym wypadku nie miała niczego na myśli. Nawet cieszyła się, że znalazła choć jedną rozsądną osobę w całym tym burdelu.
Wagon galowy rozbrzmiewał podnieconymi rozmowami osób - w zdecydowanej większości płci żeńskiej - rozprawiających na temat tego, kto wygra tegoroczny plebiscyt. Zdania były wyraźnie podzielone, a wyraźnym tego znakiem były ślady po szmince rozsmarowane na jednym z foteli, które były pozostałością dość zażartej bójki pomiędzy dwoma kibicami różnych kandydatów. Tak czy siak, jeśli ktoś z was ma ochotę na bliższe przyjrzenie się kolekcji zabytków odgradzającej wagon od części maszynisty, musicie najpierw rzucić kostką.
Kostki:
1, 2 - trafiasz w grupkę, która jest święcie przekonana, że cały ten plebiscyt wygra jedna z osób z dwójki - a może pary, plotki prędko nie umierają - Walsh lub O'Connor. Obok nich zebrała się grupka, która przebąkuje coś jeszcze o Boziku albo Morrisie, ale całe to 'hogwarckie' przedstawicielstwo jest raczej z góry na przegranej pozycji. Próbują więc przekonać do tych racji ciebie, nie dając ci tym samym przejść. Zdobywasz przerzut do kolejnego etapu - możesz zdobyć kolejne dwa, jeśli skomplementujesz w wyjątkowo miły sposób kogoś z hogwarckiej kadry.
3, 4 - bujda, bujda, bujda! Takie rzeczy pomrukuje pod nosem podstarzała czarownica z pełnym samonapełniającym się kieliszkiem whisky w dłoni. Słyszysz, że przeklina dzisiejsze czasy - teraz wszyscy są sztuczni i nikt nie dorówna Lockhartowi, jej faworytowi sprzed lat. Może i okazał się kłamcą, ale co z tego? Uśmiech miał uroczy - czka do ciebie kobieta i przykleja się do ciebie, wypłakując na ramieniu lub próbując utopić razem z tobą smutki w wagonie 2. Zdobywasz przerzut do kolejnego etapu - możesz zdobyć kolejne dwa, jeśli uda ci się w elegancki sposób od niej uwolnić.
5, 6 - zanim się obejrzysz, ktoś wciska ci w dłoń miętówkę, ta zaś prawie sama wskakuje ci do buzi. Oprócz dość standardowego smaku ma jeszcze inny efekt - twój uśmiech jest teraz tak powalający i świetlisty, że wszyscy zatrzymują cię by lepiej mu się przyjrzeć. Zdobywasz przerzut do kolejnego etapu - możesz zdobyć kolejne dwa, jeśli twoja postać na avatarze także będzie się uśmiechać.
Wagon restauracyjny
Jak mówił poeta - siedzą, piją, lulki palą. To znaczy, siedzi tylko część. Zdecydowana większość tańcuje, jakby wagon nie pędził po torach, ale wpadł do malowanej piwnicy. Jednak co do picia i lulków, tego jest tutaj aż nadto. Alkohol nie tylko leje się strumieniami, ale wręcz pędzi nieprzerwanym potokiem z gardła do gardła. Lulki zaś palone są na specjalnych miejscach, które zaczarowane są tak, by powietrze dookoła nich odsysało dym od razu na zewnątrz... choć po zapachu jesteście pewni, że nie są tu palone tylko zwykłe papierosy.
Specjalne zasady:
W tym wagonie nie ma kostek. Możesz tu jednak zdobyć przerzuty pomagające w kolejnym etapie - mianowicie otrzymujesz jeden za każdą porcję alkoholu tu spożytą. Za każdą porcję alkoholu musisz też rzucić kostką k100 a na końcu zsumować wyniki. Kostki oznaczają "moc" każdego "kielicha". Musisz zsumować ich wyniki - jeśli przekroczyłeś 69, twoja postać jest kompletnie pijana i może mniej lub bardziej być na łasce Mistrza Gry. Jeśli przekroczyłeś 420 - zasypiasz gdzieś w końcu i odpadasz do końca eventu. Jeśli przekroczyłeś 2137... powinieneś się zastanowić nad swoimi życiowymi wyborami, acz zaraz po tym jak napiszesz w klinice św. Munga post na 2000 znaków związany z wyleczeniem twojego zamęczonego żołądka. Kostkami rzucasz w odpowiednim temacie, w jednym poście wszystkimi na raz.
PS. dodatkowo, każdy kto zaczyna swój post w tym wagonie, otrzymuje Flaszkę Niedopitkę 15-letniej Whisky.
Lovers of the World
Wagon piękności
Po opuszczeniu wagonu przez parę dość głośnych - ale też i zadziwiająco aktywnych (<3) Krukonów, miejsce z powrotem stało się bastionem ciszy w hałasie panującym w reszcie pociągu. Jak się okazało, panowała w nim Madame Chevieu - znana w całej Europie magiczna kosmetyczka, której ręce i różdżka czyniły prawdziwe cuda w zakresie odnowy waszych ciał i umysłów.
Złość piękności szkody:
Będąc w tym wagonie możecie skorzystać z usług Madame Chevieu, a więc usunąć jedną bliznę - lub jej część - maksymalnie wielkości otwartej dłoni. Poza tym, rzuć pięcioma kośćmi kart tarota. Za każdą kartę, na której jest postać tej samej płci co ty nie tylko zdobywasz przerzut, ale też nawet przy jednym trafieniu promieniejesz jak ateński efeb, przy pięciu zaś nawet sam Voldemort spłonąłby rumieńcem. Efekt trwa do końca eventu.
Wagon sypialny
Nie trzeba długo przebywać w tym wagonie by zauważyć, że jedynie parę przedziałów jest naprawdę używanych do chrześcijańskiego, podobranockowego wypoczynku przez zmęczonych podróżnych. Otwierając drzwi pierwszego lepszego z nich zauważasz, że na każdej nocnej szafce stoi fiolka Nopuerunu, będąca oczywiście darmową próbką. Dookoła unosi się zapach amortencji, zasłony w przedziałach są szczelnie zasłonięte, nie jesteś też pewien czy trzęsący się wagon można przypisać w całości stanowi brytyjskich linii kolejowych.
Sprawy obrzydliwe:
Każda osoba w tym wagonie zdobywa porcję Nopuerunu. Przerzuty w tym temacie można zdobyć na dwa sposoby - pierwszym z nich jest wykorzystanie znajdujących się tu łóżek... ...i pójście spać. Nie można pisać wtedy więcej postów w tym etapie, zdobywa się jednak jeden przerzut. Drugim z nich jest wykorzystanie znajdujących się tu łóżek w sposób amoralny i oczywiście przedślubny, za co można otrzymać pięć przerzutów. Dla nieśmiałej - i bardzo dobrze - części społeczeństwa istnieje opcja stworzenia tymczasowego, osobnego przedziału.
Dodatkowe informacje
• Termin pisania - 11.12.2021 • Efekt (kostki, losowe wydarzenia itp.) są obowiązkowe dla każdej osoby zaczynającej swój wątek w tym wagonie. Po napisaniu jednego posta można przejść do innego wagonu i poużywać tamtejszych atrakcji. • Jeśli przechodzi się z wagonu 1. do wagonu 3. (przykładowo) można pominąć wszystkie efekty wagonu 2. • Nie można odwiedzić więcej niż jednego wagonu w jednym poście. • Zdobyte przerzuty sumują się. • Osoby, które w I etapie były w wagonie restauracyjnym i piły tam alkohol nie muszą rzucać teraz dodatkowych kostek. • Wagon 3. i tarot - karty nie przedstawiające osób (w nazwie) nie dają "punktów piękności". Karta Kochankowie liczy się dla zarówno kobiet, jak i mężczyzn. • Nie rozliczajcie ewentualnych zdobyczy - wszystko trafi do waszych kuferków po zakończeniu eventu.
Wszelkie pytania, zażalenia i prośby należy kierować do @Darren Shaw
Kod:
<zg>Wagon:</zg> <zg>Poprzedni wagon:</zg> jeśli zaszło przejście <zg>Zgoda:</zg> tylko dla [strike]uczniów[/strike] Drake'a <zg>Nastrój:</zg> wartość poprzednia -> wartość obecna <zg>Przerzuty:</zg> przerzuty zdobyte do tej pory
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Wagon: Galowy Nastrój: Wciąż 9 Kostka:1 Przerzuty: 1 a nawet 2, bo Robin jest miła i komplementuje!
Nastrój niewątpliwie jej dopisywał! Naprawdę, była w wybornym humorze. Wyglądała jak milion galeonów, miała wyborne towarzystwo w tym pociągu i co najważniejsze, nic nie zapowiadało na to, że cokolwiek miałoby się w tym momencie skiepścić. Żartowała sobie radośnie z Eskilem i naśmiewała z niektórych ludzi, choć robiła to w sposób tak dystyngowany i sekretny, jakby przynajmniej od zawsze była uznawana za damę z wyższych sfer i uczyła się tej tajemnej sztuki obgadywania od lat. Co jakiś czas popijała jeszcze szampana, który okazał się być naprawdę wybornym w smaku. Zaśmiała się dźwięcznie, gdy zapytał o Jonasa. - Niestety, zostawiłam w plecaku. Nie chciał iść w takie towarzystwo - żartowała sobie bez najmniejszego nawet skrępowania, kompletnie nie przejmując tym, co ktokolwiek inny o nich pomyśli. Czuła się tutaj poniekąd anonimowa, co było niesamowicie ciekawym odkryciem. Niemniej, nie zapominała, po co się tutaj w ogóle znaleźli. Rozglądała się czujnie, szukając czegokolwiek, co mogłoby odstawać od normy. Dopiero kiedy Eskil zadał jej kolejne pytanie, obróciła się w jego kierunku, aby zauważyć, jak blisko niej się znajdował. Normalnie nigdy nie była skrępowana w jego obecności a i teraz jej to nie przeszkadzało, niemniej wiedziała, że w oczach innych ludzi mogli nie wyglądać jak normalni znajomi. Zresztą, do tego statusu było im cholernie daleko od zawsze… Pokiwała delikatnie głową w odpowiedzi na jego słowa. Wydawało się to rozsądnym. Czujnie rozglądać wokół, by nic im nie umknęło, a jednocześnie wyglądać na zupełnie normalnych przedstawicieli wyższych sfer, którzy tutaj balowali. Brzmiało jak dobry plan. - W takim razie, chodź jeszcze tam - wskazała delikatnym ruchem głowy, po czym pociągnęła go za sobą w kierunku, który jej się przypodobał. Po drodze odstawiła pusty kieliszek szampana na tacę, którą niósł właśnie jakiś skrzat, dopiero po chwili zwracając uwagę na to, że Eskil został potrącony przez swojego nowego przyjaciela @Hawk A. Keaton. Zachichotała pod nosem, gdy ogarnęła, że to ten Krukon. - Jak tak na niego patrzę, to się nie dziwię, że chciałeś wylądować z nim w schowku. I NAWET SIĘ NIE WAŻ TAM IŚĆ BO JESTEŚ TUTAJ DZISIAJ ZE MNĄ! - znając zamiłowanie Eskila do kłopotów, wiedziała, że ten zaraz będzie chciał ciągnąć Robin za sobą w stronę biednego chłopaka, który miał już bardzo zamroczony alkoholem umysł. Niemniej, nie pozwoliła na to, mocno ciągnąc go w przeciwnym kierunku. Właśnie wtedy trafili w sam środek dysputy odnośnie tego, kto ma największe szanse na wygranie tego jakże zaszczytnego konkursu. Robin od razu została potraktowana serią pytań, gdzie każde kolejne było jeszcze bardziej nachalne niż poprzednie. Przerażona wybałuszyła na chwilę oczy, choć dosyć szybko odzyskała rezon. - Oh, szanowne panie, panowie - zaczęła, uśmiechając się słodko i obdarzając ich pewnym siebie spojrzeniem. Na Merlina, tak wyglądając naprawdę czuła się jak półwila, która może przekonać ich do wszystkiego. Jednak jakby tego było mało, postanowiła nieco wspomóc się hipnozą, aby jej słowa mocniej zapadły im w pamięć. - Obydwaj wspomnieni przez was kandydaci są naprawdę wartościowymi ludźmi, choć uważam, że żadnemu spośród nauczycielskiej kadry Hogwartu, również niczego nie brakuje. Nie uważacie? - uśmiechała się szeroko, skupiając na tym, aby pomiędzy jej słowami zawrzeć nieco hipnotycznego czaru. Nic dziwnego, że pięć osób zgodnie pokiwało głową na jej słowa. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Państwo wybaczą - powiedziała, po czym zgrabnie przecisnęła się przez niewielką grupkę, razem z Eskilem u boku.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Wagon: Galowy Nastrój: 10 - bez zmian Kostka:3 Przerzuty: 3
Wszystkie znaki na ziemi i w pociągu wskazywały na to, że dwójka Krukonów nie zamierzała przestać swej głośności oraz aktywności. Zwłaszcza teraz, gdy wraz z każdym wypitym drinkiem, robiło się coraz ciekawiej i zabawniej. Pałkarka ruszyła za Hawkiem na poszukiwania palarni aka toalety. Przystanęła jeszcze na chwilę przy stoliku z alkoholem, bo przecież z pustymi łapkami na hogsa iść nie będzie, prawda? I cóż, był to błąd, bo stała się łatwym celem dla babulinki, która bez najmniejszych skrupułów położyła jej zaśpikane lico na ramieniu i zaczęła szlochać o tym, że kiedyś to kurde było, a nie co teraz. Najwyraźniej kobieta była jakąś fanatyczką Lockharta, co szybko znalazło potwierdzenie w jej słowach. Gdyby Brooks była trzeźwa, zapewne starałaby się wymiksować z tej żenującej sytuacji jak najprędzej. Była jednak pijaniutka, a humor jej dopisywał, tak więc wykazała się zupełnie inną, być może niepodobną do niej postawą.
- No już, już – wtuliła się w kobiecinę i poklepała ją pocieszycielsko po pachnącej naftaliną i boginami czuprynie. – Ma pani całkowitą rację. Gilderoy zawiesił poprzeczkę tak wysoko, że chyba nikt inny nie będzie w stanie jej przeskoczyć. Jedyne, co możemy w takiej sytuacji zrobić, to zaakceptować ten fakt… i zapić smutki! – Przyłożyła zimną dłoń do pomarszczonego policzka, po czym chwyciła dwa wolne kieliszki i rozlała do nich szampana z butelki. – Za Lockharta i uśmiech, który rozświetlał całą Brytanię. – Wzniosła toast ze swoją nową najlepszą przyjaciółką, po tym, jak Irène zrezygnowała z tej zaszczytnej funkcji.
Koniec końców rozmowa okazała się całkiem sympatyczna i przez najbliższe piętnaście minut Krukonka szczebiotała jak głupia, porównując uśmiechy największych gwiazd UK, czując przy tym dojmujący smutek, że nikt nie pomyślał o tym, żeby nominować i ją. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Hawka, a gdy uzmysłowiła sobie, że ten się gdzieś oddalił, pożegnała się z pocieszoną staruszką, wyjaśniając jej, że zgubiła przyjaciela, który potrzebował jej pomocy. I zapewne tak było, bo Iskierka był zawiany jak Kielce. Na rozchodne dziewczyna wypiła z babulinką jeszcze jedną lampkę, przytuliła ją mocno i obiecała, że do niej wróci, jak tylko znajdzie przyjaciela.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Wagon: Galowy Nastrój: w pizdu duży Kostka:6 Przerzuty: 3
Drink, drinek, drineczek - na tym opiera się mój wieczór, ale już powoli nieco wysiadam. Wypijam więcej od towarzyszki, powoli mam problem z okiełznaniem tego, co się dzieje w otoczeniu, co jeszcze bardziej mi się podoba. Kolejny alkohol? Czemu nie. To, że wątroba będzie jutro płakać, niespecjalnie mnie obecnie interesuje. Przechadzam się zamiast tego po wagonie balowym, nie wiedząc, ile osób mnie zobaczyło w takim stanie, ale nie to jest dla mnie najważniejszą rzeczą. Ludzie się spotykają, hałas jest ogromny, a ja, jak się okazuje, gubię Julkę bez problemów. Nie wiem, czy to wina oddalenia się w kierunku przekąsek, czy po prostu szczęścia, ale te spekulacje i rozmyślenia zamierzam pozostawić na później... albo w ogóle, o ile o nich nie zapomnę. Za to przyjemnie mi szumi w głowie i wcale nie zamierzam się od tego uciekać. Jak się okazuje, mój spokój zostaje zaburzony przez nagły dotyk dłoni i wepchnięcie w nią jakiegoś przedmiotu. Oburzam się z łatwością, patrząc w kierunku tajemniczego jegomościa, kiedy miętówka sama włazi mi do buzi, nie zamierzając w ogóle zaprzestać. Po dłuższej, pijackiej walce z latającym smakołykiem poddaję się z dziwną - Co jest kufa... - mruczę niezadowolony pod nosem, choć smak cukierka ewidentnie pozwala mi zapomnieć o tym, co miało miejsce. Nie zauważam też, jak mój uśmiech - jakkolwiek mogę pokazać ząbki, bo niespecjalnie się nimi chwalę - staje się krystalicznie biały, nawet powalający i świetlisty. Każda osoba, którą mijam i której pokazuję niewielką ilość uzębienia, postanawia się zatrzymać i przyglądać jeszcze bardziej. - Szto się lampicie... - dodaję niezadowolony, szukając tym samym mojej dzisiejszej partnerki do picia. Nie zauważam jej w ogóle, dlatego postanawiam nieco bardziej się postarać, chwytając za paczkę szlugów, którą mam w kieszeni. Wpycham jednego z nich do ust, ale za cholerę nie mogę znaleźć zapalniczki. - JULIA JULIA TY CHUJU - mówię zdecydowanie głośniej, że aż dziwne, iż potrafię w takie decybele, zdecydowanie rozbawiony całą sytuacją. Wołam do niej jak do pieska, popijając jeszcze jakiś trunek, który osunął mi się wprost pod rękę. Nie wiem, gdzie jest, ale zamierzam ją znaleźć - taka to nasza przyjacielska solidarność. A może poszła do innego wagonu? Nie wiem, ale jest to całkiem możliwe.
Wagon: galowy Nastrój: cały czas solidne 10 Przerzuty:1 przerzut , ale w poście jest piękne uwalnianie się od kobieciny by zdobyć kolejne dwa przerzuty!
Nie raz i nie dwa podśmiewał się pod nosem z ich żartów, wymiany zdań i spojrzeń. Czuł się wyśmienicie bo byli w ładnym miejscu, prezentowali się jak bożyszcze, mogli pić szampana zamienne ze skrzacim winem, a i planowali odwiedzić jeszcze inne wagony. Co tu dużo mówić - nie musiała być dzika impreza lana litrami alkoholu aby dobrze się bawić. Wiedział, że wiele w tym zawdzięcza Robin. Dbał o to, aby zerkać na nią tylko wtedy kiedy do niego mówi albo kiedy sam ma się do niej odezwać. Zmusi ją do zrobienia im zdjęcia, aby mieli na pamiątkę ten dzień kiedy wyglądali perfekcyjnie. Ruszył z Robin, a trzymali się blisko by się nie zgubić. Nie miał z tym problemu. Kiedy minął go Hawk, szturchając go przy tym w pijackim slalomie to aż odwracał za nim szyję, zaintrygowany jego stanem upojenia alkoholowego. - Niech on mi potem robi wyrzut o jeden mały kubeczek alkoholu, a sam się spił tu jak inferius...- mruknął do Robin i fakt, chętnie skierowałby do siebie jego kroki i zagadał, wszak słowa pijanego to myśli trzeźwego ale Robin już go holoowała w drugą stronę. - On nie jest w moim typie.- uśmiechnął się półgębkiem i puścił do Robin oczko, a potem wpadli w sam środek jakiejś awantury. Zanim w ogóle ogarnął o co się spierają to z drugiej strony jego ramienia przykleiła się jakaś podstarzała wiedźma, narzekająca mu na sztuczność świata, ziejąca oparami alkoholu i zachwycająca się nad uśmiechem Lockharta. Cóż, mógłby niegrzecznie się wyrwać ale skoro miał wyśmienity humor to oto panicz Clearwater wspiął się na wyżyny swojego wyśmienitego wychowania, które przez lata próbowała wpoić mu czystokrwista babcia. Uśmiechnął się jak najładniej umiał - a potrafił to robić całkiem nieźle i odezwał się słodkim niczym miód głosem: - Ma pani absolutną rację, Lockhart zasługuje na specjalną nagrodę, nie to co reszta ze sztucznymi szczękami i toną makijażu na twarzy. Może wzniesiemy za niego toast? Pani pozwoli, przyniosę pani białe wino na jego cześć…- lekko się wyswobodził, a nawet ukłonił w jej stronę niczym prawdziwy dżentelmen i pod pretekstem udania się po wino dla kobiety czmychnął wraz z Robin w drugą stronę, a dokładniej w kierunku następnego wagonu. - Zaczyna mi się podobać odgrywanie bardzo grzecznego i ułożonego kawalera z wyższych sfer.- mruknął do Robin, lekko się przy tym nachylając się w jej stronę. - Rozmazały ci się te szminki na ustach. Ogarnij to zanim dojdzie to do Huntera, bo dostanę od niego w zęby.- wyszczerzył przy tym swoje zęby i wyszli na korytarz. Pewnym jest, że zamierzał stąd zwiać i zobaczyć co się dzieje dalej.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Wagon: Piękności Poprzedni wagon: Sypialniany Zgoda: tylko dla uczniów Drake'a Nastrój: 6,9 -> 8 Przerzuty: 4? - Darek jak coś nie tak to daj znać Tarot:here
Co tyle dobrze że amortencja dla każdego pachniała inaczej. Ten zapach rozpoznał natychmiastowo, chyba że ktoś postanowił sobie jeść cały gar curry w wagonie sypialnianym. Darmowa buteleczka eliksiru antykoncepcyjnego też była wyraźną wskazówką że sen to nie jedyne co przychodziło ludziom do głowy w tym wagonie. Oczywiście darmowej próbki nie odmówił, nie żeby była mu ona kiedykolwiek potrzebna z jego szczęściem do związków i preferencjami. Ale... Może komuś może kiedyś dać w prezencie jeśli zajdzie taka potrzeba. Wchodzącego do wagonowi profesorowi skinął głową na powianie. Szczerze wątpił żeby skorzystał on w tym wagonie z czegoś innego niż krótka drzemka. Sam też spojrzał na Maxa, który raczej też nic nie zrobi z tą darmową próbką. -Mam nadzieję że tym razem żadne. Chciałem tylko sprawdzić czy miecz może jest gdzieś tutaj. Jak coś to ja chyba zmienię wagon. - Mimo tego że zagadka w miarę mu pasowała właśnie do tego wagonu. Najwyżej może później tu wróci szukać dalej albo się zdrzemnąć. Ruszył więc dalej przechodząc do wagonu w którym był salon piękności. Według jego myślenia, wilkołaczej blizny raczej nawet taka specjalistka by nie usunęła w całości, a nie chciał żeby ślad po wilkołaku wyglądał tak jakby ten miał braki w uzębieniu. Mimo wszystko chyba powinien nieco wyluzować i przynajmniej dać się namówić na jakiś zabieg. Nie trwał on za długo na szczęście, a i Drake wyglądał znacznie, ale to znacznie lepiej. Kobieta zdecydowanie zdobyła jego uznanie i wdzięczność. Może ten wypad w odróżnieniu od dwóch poprzednich nie skończy się tragedią?
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Parsknęła pod nosem śmiechem na reakcję Eksila. Fakt, mógł mieć wyrzuty do chłopaka o to, że przy nim nie chciał się napić, a teraz latał po całym pociągu mega napruty. Pokręciła z niedowierzaniem głową, ale gotowa była odciągnąć półwila od ewentualnych kłopotów, co też uczyniła. Cały czas pamiętała o tym, że byli w tym pociągu w konkretnym celu, który wcale nie brzmiał wdawać się w bójki, czy jakiekolwiek kłopoty. Problem polegał na tym, że tę dwójkę kłopoty odnajdywały same, o czym też szybko się przekonali kilka minut później. Była bardzo pozytywnie zaskoczona tym, że jej mała sztuczka się udała bez najmniejszego problemu. Może to kwestia wiary w siebie, a może tego, że jednak wypiła tę lampkę szampana, nie wiedziała czemu powinna przypisać ten sukces. Niemniej, o ile wcześniej uśmiechała się szeroko, zadowolona z towarzystwa i swojego wyglądu, tak po tym osiągnięciu samozadowoleniem wręcz promieniała. Wręcz nie mogła uwierzyć w to, co miało miejsce, ale przecież najlepsze było dopiero przed nimi, chociaż nie mogli o tym wiedzieć w tamtym momencie. Obserwowała, jak Eskil w ułamku sekundy się zmienił. Musiała przyznać, ta przemiana zapierała dech w piersiach i kompletnie nie dziwiła się temu, że starsza czarownica tak ochoczo przystała na jego propozycję. Będąc kompletnie szczerą sama ze sobą, musiała przyznać, że w takiej sytuacji ona również niczego by mu nie odmówiła. Prezentował się jak milion galeonów, zachowywał jak prawdziwy dżentelmen, mógłby złamać serce nie jednej niewiaście. Musiała chwilę poczekać, nim odpowiedziała na jego słowa, bo miała dziwne wrażenie, że zdecydowanie za bardzo zdradziłaby swoje podekscytowanie w tamtym momencie. - No wiesz, całkiem ci to pasuje szczerze mówiąc - przyznała kilka sekund później. Kiedy się nachylił w jej stronę, wstrzymała dech i nie mogła oderwać wzroku od jego jasnych tęczówek. Oddychała szybko, płytko, choć wcale nie wiedziała, czemu tak się dzieje! A jemu chodziło tylko o szminkę… - Cóż, może dostałbyś w zęby, gdyby wiedział, że to przez Ciebie. Chociaż w sumie, to bardzo kuszące, żeby powiedzieć, że to przez Ciebie - dodała po chwili, uśmiechając się wymownie, niemniej opuszkiem kciuka starła pomadkę z tych rejonów, na których nie powinno jej być. Nawet się nie zorientowała, że przeszli już do wagonu restauracyjnego. Robin, jak to Robin, skupiona na swoim zadaniu, dokładnie przyjrzała się otoczeniu, aby upewnić się, czy nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego, co mogłoby wskazywać na schowanie w tym miejscu miecza. Jednak zamiast miecza, dostrzegła tłum ludzi, tańczących, śmiejących się, palących dziwne rzeczy i… pijących. Bez zastanowienia pociągnęła Eskila w stronę kolejnego stołu z alkoholem. - Uuu, to wygląda mega! - stwierdziła, przyglądając się kieliszkowi jakiegoś dziwnego likieru. Gdy podetknęła go pod nos, poczuła wyraźny zapach truskawek i pomarańczy.Upiła niewielki łyk, a pyszny, słodko kwaśny smak rozlał się po jej gardle. - Merlinie, jakie to pyszne! - westchnęła, przymykając powieki. Podniosła kieliszek do ust, gotowa upić jeszcze więcej tego trunku, kompletnie zadowolona ze swojego życia.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Wagon: restauracyjny k100- 21 xD Poprzedni wagon: galowy Nastrój: wybija poza skalę… ale niezmiennie od samego początku 10 Przerzuty: 3 poprzedni wagon, teraz 1 = 4
Może to ten blask oświetlenia w wagonach sprawiał, że skóra Eskila jaśniała w przyjemny dla oka sposób. Zadowolenia nie było końca, a to szczera pochwała Robin na temat jego zachowania przyniosła mu naprawdę wiele przyjemności. Zdziwił się ile dało mu to satysfakcji. Może w końcu rozważy zmianę swojego zachowania i na nieco dłużej wcielać się będzie w ułożonego dżentelmena…? Nie ma co wierzyć, że byłoby to trwałe bowiem jednak jego jestestwo oznaczało chaos, ale skoro Robin tu oczy błyszczały z zachwytu… zaraz, po co on w ogóle zwraca na to uwagę? Tyle dobrego, że zapomniał o Hawku. Uniósł dumnie podbródek i zademonstrował mądrą minę choć kącik jego ust niebezpiecznie drżał, gdy mijali ludzi. - Póki co jestem "ten zły" więc jak coś, to wcale tego nie widziałaś.- puścił jej oczko bo jednak nie mógł wyjść ze swojej prawowitej roli buntownika. Po drodze zabrał od Robin pusty kieliszek po szampanie i razem ze swoim skitrał je za jakąś donicą, bowiem wracać do wagonu galowego aby je odłożyć nie wchodziło w rachubę. Jeszcze tamta wiedźma zechce go zagadać… nudy! - Czy ty chcesz mnie zabić, dziewczyno?- wybuchnął śmiechem, aby zasłonić swoją prawdziwą reakcję- konsternację i problem z ulokowaniem swojego spojrzenia w jednym punkcie. - Całowanie ciebie to wiesz, dla mnie jest zabójcze.- chciał się jej odgryźć, ale chyba wyszło mu zupełnie co innego niż zamierzał. Chyba, że Robin nie będzie niczego się doszukiwać… uff? Porzucił temat i przeszli wąskim korytarzem dalej. Przepuścił ją przez niezbyt szerokie drzwi, przecisnął się i sam, a potem… tańce, śpiewy i alkohol. Normalnie raj! Posłał Robin pełne zrozumienia spojrzenie. Muszą tu wejść! Niczym alkoholicy rzucili się w kierunku odpowiedniego stołu i kiedy Robin wybrała już likier, on wodził wzrokiem po kolorowych butelkach i zastanawiał się po czym za szybko nie zezgonują bo jednak mają puste żołądki. - Umarłem i jestem w raju. Zostańmy tu.- zaśmiał się i zerknął łakomie na trzymany przez nią kieliszek. Poczekał aż upije połowę a potem jej go zabrał. - Jestem dżentelmenem i ratuję cię przed upiciem się.- posłał jej oszałamiająco elegancki uśmieszek i wypił duszkiem resztę jej likieru. Smak był cudowny, aż westchnął z tęsknoty kiedy dno okazało się puste. Kubki smakowe zostały mile połechtane. - Masz rację, boskie!- posłał jej wyzywające spojrzenie, ucieszony, że jej coś zabrał. Odstawił kieliszek na stół i zignorował lekki szum w głowie, bo jednak humor miał jeszcze lepszy niż wcześniej. - Skoro Dear ma przylać mi w zęby to teraz trzeba skłonić Dori, aby wylała na ciebie budyń.- chichotał jakby opowiedział właśnie wyborny żart. Miecz? Miał szukać miecza? Merlinie, zapomniał. Zbyt dobrze się bawił, a i bliska obecność alkoholu zachęcała do ruszenia w tańce. To Robin musiała wyciągnąć ich do kolejnego wagonu… o ile pamiętała po co w ogóle są w pociągu.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Jedynie przez krótki moment był zupełnie sam, bo już kilka chwil później mógł cieszyć się obecnością aż dwóch towarzyszek wyprawy; zanim jednak do tego doszło musiał przebrnąć przez serię zaskoczeń, zaczynając od tego, jak gwałtownie został sprowadzony do rzeczywistości głosem @Lilian Emerald. Wiele rzeczy zadziało się bardzo szybko i zdumienie przeszło mu dopiero, gdy już trzymał dziewczynę ciasno w objęciach, wtórując jej cichym śmiechem i próbując rozeznać się we własnych emocjach. Nie wiedział, dlaczego jego bliskie osoby miały tendencję do uciekania bez słów pożegnania, to jednak nie sprawiało, że przestawały nimi być, nawet jeśli jakiś wyrzut pojawił mu się z tyłu głowy. Trudno było jednak nie dać się zmiękczyć szybko wracającym wspomnieniom o godzinach przesiadywanych w pokoju wspólnym z ciastkami i podręcznikami i znajdowaniu wypisanych run na przypadkowych przedmiotach, i wyłapywaniu przez nią insektów, których Ezra nie chciał mieć na swojej drodze. - Nie wiem, czy coś takiego istnieje. Wow, okej. Pięknie wyglądasz w ogóle. Ale. Nie myśl sobie, że wymigasz się od tłumaczeń, dlaczego wcale się nie odzywałaś, choćby kiedy wróciłaś. Będę nieskromny, ale nie jest trudno mnie znaleźć - wytknął jej, zaraz kiwając głową, że chętnie przejdzie się z nią do Miodowego Królestwa albo gdziekolwiek indziej, bo przecież miejsce było najmniej istotne w tym wszystkim. Wtedy też nadeszło drugie zaskoczenie w postaci @Emily Rowle, której głos w pierwszej kolejności zupełnie nie trafił do jego świadomości, przez co jej pojawienie się tuż obok także nie było oczekiwane. Wzdrygnął się lekko, zaraz jednak uśmiechając się szerzej. - Im więcej, tym lepiej. Emily Lillian, moja przyjaciółka z czasów Hogwartu. Lillian Emily, moja... obecnie studentka. Ale też znajoma. Po prostu chciałem się pochwalić, że teraz nauczam. - Jakby na zawołanie wyłowił spojrzeniem @Julia Brooks i @Hawk A. Keaton, by pomachać z cichym parsknięciem pod nosem dwójce krukonów, decydując się na niedostrzeżenie faktu, że parka zdążyła już mocno dobrać się do atrakcji w wagonie restauracyjnym. - O, zwolniło się miejsce, zapraszam popędził swoje towarzyszki, uśmiechając się wesoło - w końcu nie często miało się okazje, by oddać się w ręce Madame Chevieu. Sam nie zamierzał korzystać z usługi usuwania blizn - drobne znamiona po wewnętrznej stronie łokcia traktował jako odpowiednią przestrogę na przyszłość. Nie mówił jednak nie maseczkom i poprawkom estetycznym, zawierzając umiejętnościom i wiedzy kobiety, obiecującej mu, że wyjdzie z tego wagonu promieniejąc jak ateński efeb. - Gdzie zostawiłaś swojego absztyfikanta? - zagadnął do Emily żartobliwie, oczywiście wcale nie tęskniąc za towarzystwem Nathaniela, które zdecydowanie popsułoby tutaj dobre humory. Zaraz jednak przeniósł wzrok na byłą Puchonkę. - Lils, opowiadaj, co tam robiłaś, jak cię nie było. Jestem ciekawy, jak wiele się zmieniło.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Obserwowała z zainteresowaniem zrelaksowanych czarodziei i czarownice. Stopniowo pomieszczenie wypełniał dym papierosowy, a wyczuła wyraźnie, że nie były to zwyczajne fajki. Dławiący i drażniący dym sugerował jasno, że jednak nie jest to tytoń mugolski. Skierowała zatem swoje kroki nieco dalej od tej szarej chmury, bliżej barku alkoholowego. - Wznieśmy toast za dzisiejszy wieczór, hm? - zaproponowała miękko. Zdawała sobie sprawę, że jej ukochany towarzysz nie przepada za alkoholem co nie zmienia faktu, że na takich spotkaniach, wydarzeniach bądź imprezach pilnowała, aby upił choć parę łyków. Zdecydowanie wolała go rozluźnionego, a jak dobrze pamiętała to wybierze skrupulatną czujność po to, aby ona mogła ją utracić. Nie musiała używać słów, aby spojrzeniem poprosić Alexa o otwarcie butelki skrzaciego wina, którą podała mu do dłoni. - Irlandzkie wino produkowane przez skrzaty jest bardzo gorzkie. Ciekawa jestem jak to wygląda tutaj. - dopowiedziała obserwując jak nalewa do dwóch kieliszków ciemnego płynu. Ujęła delikatnie palcami szklaną nóżkę i wznieśli cichy toast: - Oby ten wieczór był dla nas niezapomniany. - nie mówiła głośno acz z uczuciem i bezpardonowym spoglądaniem w jego jasne oczy. Każdy kto na nią spojrzy będzie pewny, że go kocha. Nie było innej interpretacji jej mimiki. Przytknęła brzeg kieliszka do ust i sączyła raz na jakiś czas parę łyków. Wino okazało się smaczne ale dosyć mocno palące gardło. Zmarszczyła lekko brwi i obróciła kieliszek w palcach, jakby podejrzewając wino o dodatkowe właściwości upijające. - Moje gardło płonie jak przy piciu whiskey. Mocne. - zamrugała, a kontrolny łyk później jej policzki nabrały ciemniejszego odcienia. Szum myśli jasno dawał do zrozumienia, że alkohol był zbyt mocny i nie powinna częstować się drugą szklanką bowiem jak nic, upije się. Mimo wszystko humor uległ poprawie, rozluźniła się trochę i uśmiechnęła nieco jaśniej do Alexa. - Mówiłam ci już jak seksownie wyglądasz w tym garniturze? - zapytała, gładząc leniwie dłonią jego przedramię i spoglądając nań wyjątkowo zakochana. - Ja jestem niemal w bieli, ty w czerni. - spomiędzy jej ust wydostał się chichot, dosyć barwny jak na wypity jeden kieliszek dosyć mocnego wina. Nie wykazywała jednak zainteresowania dokładką.
Dlatego wszystko, co chciała zobaczyć, to Nate, który nie jest w całkowitej rozsypce, a jednocześnie właśnie to popsuło jej humor nawet bardziej? Oczywiście, cieszyła się, że ich rozstanie nie skłoniło go do picia, nie uderzyło go aż tak, żeby zrobić coś głupiego, ale jednocześnie... dlaczego wyglądał, jakby wcale go nie uderzyło? Dlaczego ona ostatnie miesiące wychodziła z domu tylko, kiedy musiała, a tymczasem on wyglądał, jakby nigdy nie miał się lepiej? Nie umiała powstrzymać ukucia żalu. Miał czuć się dobrze, ale nie aż tak dobrze. Nie lepiej od niej. Wyglądało na to, że dziewczyna nie zwróciła na niej większej uwagi, ale to pewnie dlatego, że stęskniła się za przyjacielem i skocentrowała na nim swoją uwagę. Zaraz jednak Ezra nadrobił to i przedstawił je sobie, więc uśmiechnęła się najsympatyczniej umiała (a prawdę mówiąc, nigdy nie była najlepsza w nawiązywaniu nowych znajomości i właśnie to próbowała ostatnio zmienić). Zaraz jednak chłopak wybił ją z rytmu pytaniem, którego powinna się spodziewać, ale którego i tak nie chciała usłyszeć. - Zerwaliśmy - odparła krótko i najneutralniej jak tylko umiała, chociaż cień wyraźnie przeleciał przez jej twarz zanim z powrotem przybrała udawanie-entuzjastyczny uśmiech. Miała trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do informowania o tym ludzi, ale to nie znaczy, że bolało mniej. Z każdym takim wyznaniem czuła, że to wszystko jest jeszcze bardziej prawdziwe i nieodwracalne. Skupiła się na dziewczynie, licząc na jakąś ciekawą opowieść, która skupi jej uwagę. Nie bardzo chciała poddawać się zabiegom, tak czy inaczej nie miała jakichś wyraźnych blizn.
Zaczytany w powieści profesor niekoniecznie już reagował na otoczenie. Zapewne w powietrzy dało wyczuć się przenikającą kości chuć, ale jego niemłode stawy zdawały się być na to obojętne. Jeszcze spojrzał ukradkiem na osoby, które razem z nim zaanektowały ten wagon. Upewniwszy się, że największą atrakcję tych czterech ścian stanowi właśnie dzierżona przezeń książka - powrócił w fabułę jej historii. Po czasie, poza zwierzęcą pożądliwością i przyjemnymi odgłosami współpasażerów z innych wagonów, Fairwyn wyczuł znajomych zapach, na wskroś łączący się z dziką przygodą spisaną na starych kartkach jak i z ciepłymi wspomnieniami własnego życia. Słodkawa woń krwi, wymieszana z charakterystycznym pierwiastkiem uderzała go niczym letnia bryza nad rajską plażą w trakcie poszukiwania cienia na spoczynek. Atakowała mocno, a każde natężenie siły oplatało obolałe mięśnie kaskadą przyjemności. Przeżycie cudowne, a zarazem wyczerpujące i nużące. Takie to przysypiania bądź oddania się fantazjom.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Wagon: sypialniany Nastrój: w hooj duzy Przerzuty: 3
Szukam w akcie rozpaczy i desperacji Julkę, która rozpłynęła się w powietrzu niczym moje na wskroś marzenia i przyszłość, którą chciałem początkowo jakoś naprawić. Może się już tak nie opieram czemukolwiek, moje zmartwienia idą na dalszy plan, a smakołyki znajdujące się w żołądku sukcesywnie są trawione, byleby zniknęły. Nie wiem, ile mi to zajmuje czasu, papierosa nawet wkładam odwrotnie między usta, by następnie wypluć resztki tytoniu w akcie gorzkiego, nieprzyjemnego posmaku na języku. Przechodzę od wagonu do wagonu, ale nie zauważam nikogo, kto przypominałby Pele, w związku z czym coraz to bardziej się poddaję uczuciu senności, które postanawia zawitać w moich progach. Głębszy wdech, dotknięcie ramienia jakiejś niezwykle podobnej kobiety i skrzywienie się, gdy na moją złość nie jest to Krukonka. Cholera, może nie powinienem tyle pić? Nie mam żadnego zdania na ten temat, gdy dostaję się do kompletnie innego wagonu, w którym to jeszcze nie byłem - z oczywistych względów. Sypialniany niespecjalnie jawi się na liście jako ten intrygujący, kiedy to wchodzę do niego bez najmniejszych skrupułów z zabraną skądś butelką dobrego wina. Moje priorytety są jasne i widoczne - alkohol. Procenty, procenty i jeszcze raz procenty. Choć równie dobrze zamierzam poddać się sile grawitacji i przyjemnej pościeli, kiedy to bez większego obeznania postanawiam wejść do pierwszego lepszego wagonu, nie zważając na to, czy ktokolwiek tam w ogóle się znajduje. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, kiedy interesuję się swoim widocznie chwiejnym krokiem, nie chcąc wyrżnąć się na ziemię niczym ostatni idiota. Bezpardonowo zatem ląduję na pościeli, chyba z hukiem, nie wiedząc, kto w ogóle obok niej jest, choć moje ostatnie komórki mózgowe, niewyżarte przez alkohol, niespecjalnie chcą na to zwracać uwagę. Wygodny materac i możliwość przytulania się do butelki powodują, że zapominam o całym merlinowskim świecie, interesując się tylko i wyłącznie własnym odpoczynkiem. Ktoś obok się znajduje? Nawet przez swoje pijackie zapędy tego nie zauważam, skupiając się na jednej, widocznej czynności - odpoczynkowi, gdy kosmyki grzywki przykrywają nieco powieki stanowiące zasłonę dla zmęczonych już oczu. Mimo to jestem szczęśliwy - dawno tak się zajebiście nie czułem i chyba powinienem częściej korzystać z uroków pochłanianych alkoholi najróżniejszego rodzaju. Mimo to każde ciało posiada pewien limit, a więc nic dziwnego, że potrzebuję nieco odpoczynku od dalszego zwiedzania wagonów. Nie wiem, czy zasypiam, czy też i nie - dla mnie nie ma to żadnego znaczenia.
Wagon:Sypialniany Nastrój: 1 -> 7 Przerzuty: 1, ale nie umiem liczyć
Półsen zawsze jawi się rozkoszą. Rozłożone ciało na materacu wartym każdego grzechu oddaje się fizycznym uciechom, które są silniejsze niżeli stres związany z wygnieceniem koszuli z przyjemnego materiału. Poza tym profesor od zawsze uznawał, że koszula, w której może nagle przejąc całe wydarzenie powinna być równie imponująca, co wygodna do snu. Wszak były one tworzone z myślą o mężczyznach, a ci z brakiem ogłady najczęściej sypiali po krzakach właśnie z tym oto jedynym okryciem. Ewentualnie mogłoby im się zapodziać spodnie, ale bez paska i najpewniej rozpięte. Jednak wracając z motywu abstrahowania o użyteczności ubioru Fairwyna. Ten był spowity słodką przedsionkiem słodkiej drzemki, docierały do niego jedynie dwa bodźce: słodki zapach amortencji oraz nieliczne dźwięki pociągu, które zapewne chciano sprawnie wyciszyć specjalistycznymi zaklęciami. Tak spowity profesor oddawał się jak najlepszym odczuciom oraz chwilom, chciał się obudzić w lepszym miejscu, po odnalezieniu miecza i oficjalnie upierać się, że towarzyszył sprawnie całym poszukiwaniom. Czy tak było? Zapewne nikt już tego zweryfikuje, zaś nie stanowiło to istoty problemu. Rav chciał się oddać ciepłym objęciom Morfeusza. Aż nagle poczuł, że jakieś ciało spowiło się obok niego i działając automatycznie przybliżył się do niego, oddając mu swoje ciepło. Sylwetkę otoczył ramieniem, a dłoń spoczęła na czymś przyjemnie twardym. Brunet uśmiechnął się wyczuwając znajomy, owalny kształt i właściwie do uzupełnienia tej urokliwej chwili brakowało jedynie zasmakowania tej jednej, małej przyjemności - wypicia wina. - Słodki Kruczku - szepnął postaci namiętnym tonem wprost do uszka, jak to robił już ze swoją niejedną kochanką. Oczy spowite bukietem snu niekoniecznie chciały się otworzyć, aby sprawdzić z kim jest do czynienia, ale jedno było pewne. Szklana butelka robiła dobre, pierwsze wrażenie. - Nie chcesz się podzielić ze mną swoim dobrem? - Zapytał, delikatnie obniżając dłoń z butelki, aby jego palce mogły ukoić zaciśniętą na alkoholu rękę postaci. Skoro już są razem w tym miejscu, mogli się razem napić.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Leżę zatem przyjemnie na łóżku, nie zauważając, że coś jest nie tak. Aromat, z którym mam do czynienia, obecnie jawi się jako coś, co jeszcze bardziej powoduje we mnie pewnego rodzaju przytłumienie, którego nie potrafię w tym stanie określić. Po prostu leżę. Leżę tak, jakby nie było końca nocy, podczas której chcę odpocząć, a głowa robi się na tyle ciężka, że ciężko jest mi ustać w jednej, idealnej pozycji. Z tego tytułu też nie zauważam, że ktoś obok mnie się znajduje, w związku z czym początkowo oddaję się w pełni odpoczynkowi; powieki przymykam, choć wcale od razu nie uzyskuję spokoju, gdy czuję, jak nieznana mi dłoń obejmuje mnie w ten dziwny, acz przyjemny sposób. Mrużę oczy, mam ochotę się odwrócić, z kim to mam do czynienia, choć moje pijackie oczy raczej nie byłyby w stanie zarejestrować na dłuższy moment, jakie rysy twarzy jawi tajemniczy jegomość. Mimo to zwarcie trzymam butelkę, podpity całkiem nieźle, biorąc głębszy wdech i początkowo zastanawiając się, do czego to wszystko doprowadzi. Poprawiam uchwyt na butelce nieco bardziej, nadal leżąc i próbując zasnąć. Jak się okazuje, po czasie dociera do mnie głos, którego doznaję na dość bliski dystans, czując podmuchy powietrza wynikające z daru mowy. "Słodki Kruczku" brzmi dla mnie obecnie tak zabawnie i równie uroczo, że aż nie mogę powstrzymać się przed uśmiechem, na który składa się mój obecny humor narąbanego jak Messerschmitt mózgu, przyjemnego szumu w głowie i tego, że mimo wszystko mam ze sobą alkohol. I też - to łaskocze, denerwuje, w sumie to nie wiem, jestem tak nabuzowany emocjami, że głowa mała. - Kto mówi...? - pytam się jeszcze, starając się zachować resztki zdrowego, ludzkiego rozsądku i godności. Szkoda tylko, że porzuciłem te rzeczy gdzieś w kąt po którymś z kieliszków wina dzierżonego z Julią. - To jeszt moja butelka. Moja, najmojsza.- mruczę nieco niezadowolony, nie czując aż nadto potrzeby, by z kimkolwiek się dzielić tym pięknym, alkoholowym dobrem. Wyginam usta ostatecznie w podkówkę, bo to oznaczało, że będę musiał walczyć o to, by zachować ze sobą ten niezwykły dar w postaci dodatkowych procentów. Zresztą, widać po mnie - a raczej słychać - że sporo przebalowałem podczas pobytu w innych wagonach. - Chyba żeee... szto jesteś w stanie mi w zamian zaoferować? - pytam się, bo w sumie wina nie są w moim guście, a bliskość obecnie mi nie przeszkadza; będąc trzeźwym, nie dopuściłbym do takiej sytuacji. Teraz jednak działam wedle innych zasad i kompletnie nie myślę nad konsekwencjami, które mogą nieść dalsze przebywanie w pomieszczeniu. Przymykam nieco oczy ponownie, oddychając spokojnie i bez żadnych, gwałtownych ruchów decydując się na dalsze wylegiwanie się na łóżku. To, że ktoś się do mnie przytula, nie powoduje żadnego odruchu w postaci zapalenia czerwonej lampki w głowie.
Jako szanująca się persona, czarodziej nie miał zamiaru urządzać menelskiej walki o ostatnie ochłapy wina. Byłaby to miła atrakcja, jednak niepotrzebna, gdyż przez swój stan wskazujący i jak się okazuje - niewskazujący drugiego mężczyzny - uważał się za tego z ogromną przewagą. Teraz chyba nawet wolał oddać się dla momentu. Nie przejmować się tym natłokiem rzeczy, które były wokół. Kim on jest, kogo teraz obejmuje albo jaki alkohol może dane być im wypić. Tylko kilka rzeczy, które stanowią dodatek do tych ważniejszych: był on, czując się dobrze; był ktoś oddając się kojącemu dotykowi; była wspólna rzecz, która jakiś łączyła ich dwójkę. W swojej prostocie zdawało się to niewinne, piękne i rozkoszne. Jaskrawy blask tej uroczej wizji, której Ravingerowi brakowało od wielu lat zdawał się przyćmiewać wszystkie niedoskonałości i niedopatrzenia. Dlatego uśmiechną się figlarnie do siebie, usłyszawszy pytanie o swoje personalia. - Mogę być twoim największym pragnieniem - odparł jedynie, nienachalnie zbliżając się do sylwetki o miłej w dotyku aparycji. Odległość stanowiła coś niespodziewanego, jej nagły brak mógł być czarujący a Rav spoglądał na to jak na dobry omen. Uśpione myśli zaczynały powoli odżywiać, idąc w stronę swawolnych uciech, których ten nie oczekiwał. Jedynie ośmielił się o nich pomyśleć, bo kto wie, może ta wyprawa przyniesie ze sobą coś owocującego? - Najtwojsza - zapewnił śmiejąc się z tego pijanego humorku a nawet na znak potwierdzenia, iż się zgadza - złożył na szyi swojego Kruczka czuły, subtelny pocałunek na znak bezpieczeństwa tej butelki. W końcu nie było sensu odbierać komuś przyjemności, jeśli atrakcyjniejsze było dawanie jej. - Gdybym zaproponował ci spełnienie trzech życzeń to byłbym banalny, a wolę udowodnić jak bardzo banalny nie jestem - wyznał to na wskroś zmysłowo. Oddanie komuś całego swojego jestestwa kusiło niczym wizja zbawienia. Obie jednak były Fairwynowi wielce dalekie. - Ale moge zrealizować twoją pierwszą fantazję - leniwie wsunął mu palce we włosy, delektując się ich pięknym zapachem. Najpewniej wywołanym sztucznie prze magię wagonu, ale teraz to się nie liczyło. Drugą ręką zaś pieścił dłoń mężczyzny, aby ta zaznała czegoś więcej niż niepokoju o pilnowaną butelkę. Gdyby Rav jej bardzo pragnął, cóż, zapewne już kończyłby opóźnianie jej zawartości.
Cierpliwie czekała aż @Murphy M. Murray faktycznie poprosi ją do tańca, ale ten sprawiał wrażenie tak zaaferowanego wszystkim dookoła, że zdążyła niemalże na hejnał wyłoić całego drinka. A potem następnego. Co nie było dobrym pomysłem - cały ten stres eventem, jego obecnością i oszałamiającym strojem, nadmiar alkoholu i niezjedzenie kolacji (też ze stresu) sprawiły, że poczuła zawroty głowy. - Murphy, muszę usiąść - oznajmiła niemrawo, łapiąc go za rękę. Mroczki, które widziała przed oczami, nie były tak przyjemne jak bracia ze znanej telenoweli, a im dłużej stała w tym tłumie, tym gorzej się czuła. - Błagam, chodź - pociągnęła go za sobą w kierunku wagonu sypialnianego. Gdyby była bardziej ogarnięta, pewnie z radością rzuciłaby zbereźnym żartem dotyczącym ich nowej lokacji, ale coś, co zauważyła w rogu pomieszczenia, nie pozwoliło jej na taką reakcję. Zacisnęła palce na dłoni Murraya i zamarła. Żałowała, że chciała zaspokoić swoją ciekawość i przyglądała się dłużej tej podejrzanej parce. Jej przyszywana babka zawsze mawiała, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale to, co ujrzała, było znacznie gorsze. - Ja pierdolę - szepnęła zatrwożona, wczepiając się w Gryfona. - Boże, idź po Huxa, jest w galowym. IDŹ - poprosiła Murpha cicho, a sama tam stała z boku, niemalże załamując ręce. Była tak przejęta całą sytuacją, że nawet nie wiedziała kiedy wyparował z niej alkohol, zaczęła czuć się lepiej (a jednocześnie miała ochotę rzygać dalej niż widzi) i w końcu ujrzała @Huxley Williams tuż obok. Dzięki Merlinowi za niego. Wskazała mu palcem na parę w łóżku, a jej przejęta twarz sugerowała jak bardzo jest roztrzęsiona tym, czego właśnie jest świadkiem. - Jedyne jak to mogę skomentować to co do chuja - wyznała, patrząc na opiekuna zniesmaczona. Jednocześnie dawno nie czuła się tak wspaniale, bo właśnie dolewała oliwy do ognia i mogła w spokoju patrzeć jak świat płonie. - Ciekawe który z nich wygra w konkursie na najbardziej żenującą reakcję, gdy się zorientują co się odpierdala - parsknęła Murrayowi na ucho. - Mam nadzieję, że jakoś przebolejesz tę zdradę? - uszczypnęła go zaczepnie w ramię, nie mogąc sobie odpuścić tego niesamowitego żartu, zainspirowanego herezjami szerzonymi przez Irytka na całą szkołę.
______________________
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Jestem bardzo wdzięczny Perpie, że tutaj jest i na dodatek jak zwykle rozświetla swoją osobą wszystko wokół. - Najwyraźniej, cała reszta zapomniała o poprzednim wypadzie Lancastera - stwierdzam kiedy widzę jak bardzo rozluźnionych jest dziś wielu studentów. Ledwo macham do @Nathaniel Bloodworth, a zostaję wciągnięty w jakąś durną rozmowę na temat tego kto jest kto nie jest atrakcyjne. - Och, błagam, w kadrze jest półwila, która jest jak bogini. Jaki Josh, O'Connor... Może tylko Bozik mógłby próbować jej dorównać - mówię do jakiejś grupki nieznajomych ludzi, tylko dlatego że nas osaczają. Upijam kilka łyczków kłębolota od mojej ukochanej; w tym momencie kiedy planuję jakąś ucieczkę z wagonu i już chcę to zaproponować Whitehorn, przybiega do mnie @Murphy M. Murray. Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem o co mu chodzi w marnych tłumaczeniach, ale wygląda na tak zaoferowanego, że po prostu idę za nim, machając lekko na Perpę, by przyłączyła się do pochodu. Nie wiem czemu ciągnie mnie do jakiegoś sypialnianego wagonu do swojej przyjaciółki. Za to z łatwością wyłapuję tu znany mi zapach szarlotki, eliksirów, perfum Perpetui. W wagonie czuć było amortencję. Dopiero kiedy rozświetlam odrobinę pokój zaklęciem, orientuję się co tu się dzieje. Jednak na początku stoję jak słup soli i dopiera agresywne słowa @Marla O'Donnell mnie rozbudzają. W zasadzie całkiem dobrze skwitowała to co się dzieje. Nie mam głowy ją upominać. - Fairwyn! - krzyczę jedynie i zanim pomyślę, zmiatam zaklęciem nauczyciela z łóżka, który z hukiem upada na ziemię. - Co ty wyprawiasz? - chrypię, chociaż wydaje mi się, że to całkiem jasne, że próbuje zaprzepaścić swoją karierę. Łapię @Ravinger Fairwyn za ramiona, by podnieść go do pionu i jak najszybciej wypycham go z dala od chłopaka. Patrzę na butelkę alkoholu, która wypadła gdzieś Krukonowi podczas zamieszania, patrzę na niezbyt przytomne oblicze Hawka. Nawet nie jestem pewny czy rozmowa z nim w obecnej sytuacji jest możliwa. Wydaje się być zbytnio pod wpływem. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia po raz pierwszy od dawna co mam zrobić i aż sunę dłonią po tlenionych włosach. - Alexander? Jest w pociągu? - pytam Perpetuy i już wyciągam różdżkę, by przywołać swoją kapibarę. Dziś zdecydowanie potrzebowałem kogoś kto by mi pomógł ogarnąć ten niesamowity bałagan. Od czego zacząć? Może od najprostszych rzeczy. - Marla, Murphy, tu jest amortencja, gdzie ona jest... w każdym może pójdźcie do wagonu obok, ale nie idźcie za daleko, poczekajcie na mnie. I nie... gadajcie z innymi - mówię do Gryfonów, by nie przeszkadzali w tej poważnej sprawie. Patrzę teraz na @Perpetua Whitehorn pytająco; jak nigdy licząc na jej oparcie. Aż nie wiem czy było mi coraz bardziej niedobrze przez nadmiar otumaniającej amortencji czy przez to czego byłem świadkiem. Macham ręką, by rozsunąć zaklęciem szczelne zasłony i chociaż odrobinę otworzyć okno. Każdemu tu potrzeba odrobinę świeższego powietrza to na pewno.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Nowa psiapsi, która okazała się znacznie starsza, ale też znacznie ciekawsza niż Irène, zagadała Krukonkę na tyle, że ta zgubiła gdzieś z oczu swojego zawianego kompana. I kiedy już rozmowy o pięknym uśmiechu cherubinka Lockharta dobiegły końca, postanowiła go odnaleźć. Zwłaszcza że znała go na tyle, iż była pewna, że Iskierka w połączeniu z alkoholem, to gwarantowane kłopoty. Nie, żeby zamierzała go przed tym powstrzymywać. Chłopak ostatnio chodził wiecznie wystraszone i zająkany, tak więc jego dzisiejszy stan był miłą odmianą. Nie, ona po prostu chciała być świadkiem tym głupot. Zaczęła od dokładnego przeczesania każdego zakamarka wagonu galowego, ale Hawka ani widu, ani słuchu. W tym czasie spadł jej nieco poziom alkoholu, co było swego rodzaju wybawieniem, bo choć bawiło się przednio, to zaczynała się robić coraz bardziej senna. Znała na to jednak cudowne remedium. Żwawym krokiem opuściła więc galę, kibicując po cichu Tadzikowi i ruszyła w kierunku wagonu restauracyjnego. Kątem oka dostrzegła w nim Clearwatera w towarzystwie Doppler oraz Kruczego Ojca z jakąś rudą u boku. Co jak co, ale ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, by rozmawianie z opiekunem w takim stanie. I była przekonana, że Voralberg raczej nie miał na to większej ochoty. Skierowała się więc prosto do baru, gdzie usiadła na jednym ze stołków.
- Potrójne espresso z dyptamowego smakosza. I do tego plasterek cytryny – wyjaśniła pokrótce barmanowi, który przejął w tym momencie zaszczytną rolę baristy i zapytała jeszcze: - Sorry, gdzie tu można palić?
Barman slash barista wskazał jej jedno ze specjalnych miejsc, gdzie już kilka osób paliło, a dziewczyna po odebraniu solidnej porcji aromatycznej energii, ruszyła w tamtym kierunku.
- Panie, Panowie – przywitała się z tym zacnym gronem, po czym wyjęła z torebki paczkę „Merlinowych Strzał” i odpaliła jedną. Połączenie kawy z kofeiną powinno szybko postawić ją na nogi. A gdy już poczuje się mniej chwiejnie, chyba ponownie coś przekąsi, bo potrawy tu przyrządzane, były najwyższej jakości. Chyba tym razem postawi na potrawkę moczygęby. Tak, to wyglądało, jak rozsądna opcja.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Czw Gru 09 2021, 11:12, w całości zmieniany 1 raz
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Wagon: sypialniany Nastrój: 7, bo wino poza zasięgiem dłoni Przerzuty: nadal 3
Ja owszem - jako osoba kompletnie nieszanująca się pod względem ilości wypitych alkoholi na pokładzie wagonów, zamierzam walczyć niczym menel o ostatnie ochłapy wina. W końcu to jest moje wino, nie jakiegoś tam jegomościa, który akurat pojawił się w łóżku. Skąd on w ogóle się wziął? Czy był tutaj już znacznie wcześniej, a ja tylko zakłócam jego spokój? Wydaje się, że ta druga opcja jest bardziej prawidłowa, choć z tym spokojem to bym nie przesadzał, skoro ręce wędrują z łatwością na moje ciało, a reakcje, jakimi się charakteryzuję, wcale nie posiadają w sobie ani cienia stanowczości. Jestem narąbany, trudno oczekiwać ode mnie godności i prawidłowego podejścia do sytuacji, w jakiej się znajduję. Kurczowo jednak trzymam się butelki wina, która jest moja i którą może zamieniłbym za flaszkę Ognistej Whisky lub czegoś mocniejszego. Palce zaciskam bardziej, intensywniej, wyginając w niezadowoleniu usta, bo co może być moim największym pragnieniem oprócz znajdującej się w dłoniach szklanej butelki. No właśnie. Jest jedna rzecz, ale obecnie ta znajduje się przykryta procentami płynącymi w moich żyłach zamiast krwi. - Wow, zamienisz się w wódę?? - pytam pijacko, nie orientując się kompletnie w sytuacji, w której to się znajduję. Już nie mówię wyraźnie, seplenię widocznie, mamroczę prędzej pod nosem, więc możliwe nawet, że słowa te nie dotarły w pełnym wydźwięku do tajemniczego jegomościa, z którym mam do czynienia. Leżę sobie zatem bezpardonowo i bez jakiegokolwiek zastanowienia - dotyk w moim przypadku, gdybym był trzeźwy, spowodował wycofanie, bo wiem, do jakich sytuacji może doprowadzić. Tylko że teraz jawi się jako coś, do czego jestem bardziej przekonany, a w sobie mam zdecydowanie mniej asertywności. Czuję zatem, jak na dotyk ust w obrębie szyi tracę kompletnie zdolność myślenia, choć tego się kompletnie nie spodziewałem. - Nie... - nawet gdybym chciał podnieść już rękę, moja zdolność oderwania się od łóżka znajduje się na praktycznie zerowym poziomie. Raz po raz otwieram oczy, zamykam je, staram się coś zrobić, a w innym przypadku leżę i sobie odpoczywam. To, że mnie jakiś facet obmacuje, to już inna, drugorzędna sprawa. Dotyk dłoni początkowo powiązany był z chęcią zmniejszenia nacisku na szyjkę butelki, ale teraz czuję, że niesie ze sobą coś więcej, niż tylko i wyłącznie chęć odebrania mi trunku. Moje jasnoniebieskie oczy z dość specyficznymi źrenicami - z powodu zastosowanej używki - spoglądają na etykietę, starając się cokolwiek z niej odczytać, ale nie udaje mi się to osiągnąć. Długie kosmyki włosów natomiast ulegają dotykowi, nawet nie zauważam, jak bardzo absurdalna jest sytuacja, w której się to znalazłem. Zamroczony alkoholem umysł nie dość, że woli już odpocząć, to jeszcze nie zauważa, w jakim potencjalnie niebezpieczeństwie stawiam nie tylko samego siebie, ale także i potencjalną osobę, która widzi we mnie możliwość skorzystania z ludzkiej przyjemności i ekstazy. Poddaję się zatem temu wszystkiemu, dopóki oczywiście nie okazuje się, że już wcześniej mieliśmy obserwatorów, którzy postanowili jakoś zareagować. Dociera do mnie zatem krzyk opiekuna Gryffindoru (chyba), choć kompletnie nie mam pojęcia, z czego on wynika; potem dotyk ustaje, a moja butelka z winem ląduje na podłodze - Co się...? - mruczę kompletnie niezrozumiale pod nosem; zerkam smutno na toczący się skarb, może trochę prycham, bo mogłem ją akurat wynieść, gdyby tylko mi się udało. Prędzej mnie interesuje alkohol niż to, że ktoś przed chwilą mnie obmacywał. Przecież to jest zawsze oszczędność, prawda? Nie podnoszę się, a zamiast tego leżę wygodnie, nie przejmując się harmiderem, który ma miejsce dookoła łóżka; zamykam oczy, choć jeszcze nie oddaję się w ramiona Morfeusza.
Cieszył się, że nie czuł zapachu w wagonie restauracyjnym. Nigdy nie przepadał za zapachem fajek, a najbardziej śmierdziały te kitrane po kątach przez uczniów w czasach jego młodości. Jak na ironię im bardziej chcieli, aby nie było wiadomo, że palili, tak bardziej było czuć ten obrzydliwy zapach. Być może Dumbledore maczał w tym palce… niemniej, teraz Voralberg nie miał z tym żadnego problemu, albowiem brak węchu skutecznie rozwiązywał niechęć do zapachów. Szedł powoli za Samanthą, co jakiś czas jedynie wychylając się aby otworzyć jej drzwi do kolejnego wagonu, aby swobodnie mogła przejść. Starał się aż tak namolnie na nią nie patrzeć, jednakże jakoś tak nie mógł oderwać od niej wzroku. Wiecie, to był jeden z tych momentów, kiedy można było powiedzieć „chciałbym aby ktoś patrzył na mnie tak, jak Alex na Sam”. Ocknął się z tego transu dopiero wtedy, kiedy coś do niego powiedziała, a sens tych słów dotarł do niego dopiero po chwili. - Jedna mała lampka chyba nie zaskodzi. – był zdecydowanym antyfanem spożywania alkoholu, ale wiedział doskonale, że w przypadku zapomnienia rudowłosa go powstrzyma. Poza tym jedna lampka, co mogła mu zrobić? Machnął ręką, a korek samoistnie wyskoczył ze skrzaciego wina i grzecznie wylądował na blacie baru. Nalał jej pół kieliszka, w kolejnym momencie zapełniając swój i delikatnie stuknął szkłem o szkło ich szklanek. - Będziesz musiała mi zdać relację. – upił malutki łyk, tymi słowami nawiązując do faktu, że smaku też nie posiadał. Siłą rzeczy musiała więc mu powiedzieć jak smakuje owy trunek, z którego czuł jedynie delikatne ciepło w przełyku. – Ostatecznie wolałbym go pamiętać. – puścił jej zadziornie oko, choć wiedział co miała na myśli. Nie spuszczał z niej wzroku ani na chwilę, zupełnie teraz zapominając, że przyszli tu szukać miecza, a wyprawy z Lancasterem nie zapewnią im spokojnego biegu wycieczki? - Nie, ale wyczytałem to z tego spojrzenia. – nie pozostawał jej w tej kwestii bynajmniej dłużny. Palcem wskazującym zaczepnie musnął czubek jej nosa i uśmiechnął się delikatnie. Odstawił swój kieliszek na blat i złapał ją za dłoń, kłaniając się lekko, acz z wybrzmiewającą w żarcie teatralnością. – Zatańczy pani ze mną, panno Carter?