C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Jedna z bardziej oryginalnych jaskiń w okolicy. Znajduje się niedaleko jeziora, dlatego niektórzy spekulują, że dzięki magii częściowo przebiega pod nim (co tłumaczyłoby dziwne sklepienie zbudowane z „bąbli” przypominających zamarzniętą wodę), ale co jednocześnie jest niemożliwe z geograficznego punktu widzenia. Jednym z dziwnych zjawisk, jakie można w niej zaobserwować jest okazjonalnie zapadająca, nieprzenikniona niczym ciemność. Żadne zaklęcie czy przedmiot nie jest w stanie rozpalić wówczas światła. Łatwo też się w niej zgubić. Pomimo, że jaskinia nie posiada wielu odnóg, każda z nich wygląda niemalże identycznie co pierwsza, dzięki czemu łatwo jest wpaść w iluzję zaplętlenia się korytarzy. Miejscowi opowiadają przyjezdnym, że kto raz wejdzie do jaskini złudzeń, ten nigdy nie będzie w stanie jej opuścić, ale na pewno to tylko niewinne żarty z turystów. Chociaż, czy aby na pewno? Podobno to miejsce czasami wywołuje halucynacje.
NIEobowiązkowa kość k6 do rzucenia na wstępie (zignorowanie efektu tej kości będzie traktowane jak zignorowanie ingerencji MG):
1 - Wszędzie widzisz małe, kolorowe, „chichoczące” rybki. Nie masz pojęcia skąd, gdzie i jak skoro górskie tereny wokół wcale nie sugerują jaskiniowego świstoklika wprost w okolice Wielkiej Rafy Koralowej. Widok ten może być zarówno fascynujący jak i nieco niepokojący. Gdy wyjdziesz z jaskini, przez pół godziny będziesz widział kolorową, półprzezroczystą poświatę okalającą każdy przedmiot, na który spojrzysz. Dopóki trwa ten efekt, w jakiś sposób jednocześnie podnosi cię on na duchu, a może i nawet rozwesela. 2 - Czy tylko ci się tak wydaje czy naprawdę wokół zrobiło się ciemno? Nie, to nie złudzenie. Nie widzisz nawet czubków własnych palców, gdy wyciągasz rękę przed siebie, nic już nie wspominając o dalszej części jaskini. Niespodziewanie słyszysz coś dziwnego. Krzyczące z lękiem dzieci, pojedyncze wrzaski i tupot dziesiątek butów o twarde skały jaskini. Dźwięki te aż mrożą krew w żyłach. Wyjście z jaskini zajmie ci chwilę. Lumos nie jest w stanie rozproszyć tego mroku, więc musisz bardzo uważać, aby nie poślizgnąć się na oblodzonej podłodze. Kiedy wychodzisz, masz wrażenie jakby ktoś dotknął twojego ramienia. Do końca dnia nie możesz pozbyć się wrażenia, że ktoś cię obserwuje. Czujesz też dziwny ucisk na gardle, zupełnie tak jakby ktoś niemrawo starał się cię poddusić. 3 - W pewnym momencie zaczynasz czuć… bryzę? Tak, nie wydaje ci się. Mocny, słony zapach wody dominuje wszelkie inne. Jednocześnie wzrok na chwilę zachodzi ci mgłą, aby po kilkunastu sekundach nadać wszystkiemu efekt rybiego oka. Po kwadransie (dowolna liczba postów) twój wzrok dochodzi do siebie, a zapach morza stopniowo przechodzi w delikatną nutę twojej amortencji. Jeżeli nie jesteś w lokacji sam, czujesz nagły przypływ sympatii do osoby z która przyszedłeś. 4 - Spacerując po jaskini dostrzegasz kolorowe ślady zwierząt na podłodze. Idąc za tym tropem albo po prostu krążąc i zwiedzając wpadasz w pętlę czasu. Chodzisz po jaskini jak po nieprzebytym labiryncie, wciąż i wciąż przechodząc przez te same korytarze. Tracisz w ten sposób mnóstwo czasu i zapewne nerwów również, ale na wyjściu, prawie się o nią potykając, znajdujesz kulę émotif, o którą zgłoś się w odpowiednim temacie. 5 - Przelatuje nad tobą wielki wieloryb, który uderza ogonem w półprzezroczystą taflę lodu stanowiącą sufit. Wieloryb? W dodatku na suficie? Coś musi być z tobą bardzo nie w porządku. Może w jaskini były jakieś dziwne opary, a ty się nimi zatrułeś? Pewnie tak właśnie było, bo do końca dnia widzisz (dosłownie wszędzie) wieloryby (w drobnych szczegółach dnia codziennego np. kelner w restauracji ma długopis w wieloryby). Jednocześnie, do końca dnia będzie ci też towarzyszył efekt felix felicis (przez cały następny wątek pod warunkiem rozegrania go fabularnie tego samego dnia z uwzględnieniem dopatrywania się wszędzie wielorybów). 6 - Na lodzie stanowiącym sufit i gdzieniegdzie na kawałkach skał widzisz runy i bardzo stare pismo obrazkowe. Jeżeli nie jesteś nim zainteresowany, możesz je zignorować i odejść, ale jeśli z jakiegoś powodu chcesz je zbadać, możesz spróbować je odczytać. Po chwili zastanowienia okazuje się, że to wcale nie jest takie trudne, chociaż ułożenie pojedynczych słów w całe zdania zajmuje ci co najmniej trzy kwadranse (mniej, jeśli masz w kuferku więcej, niż 15 punktów z run). Nawet, jeżeli sama konstrukcja runicznego pisma niczym cię nie zaskoczyła to z pewnością poznałeś kawałek lokalnej historii traktującej o polowaniach na niedźwiedzie. Zdobywasz 1 punkt do historii magii / starożytnych run. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
Zmęczył się. Zwyczajnie się zmęczył. Nie, nie fizycznie. Wręcz przeciwnie - miał jeszcze olbrzymie pokłady energii, które musiał jakoś zagospodarować. Ale psychicznie był wręcz wycieńczony. Nie tak sobie wyobrażał warunki tego wyjazdu. Był pewien, że dostaną jakieś małe drewniane domki, w których w razie czego będzie mógł się zaszyć i odpocząć od tego wszechobecnego plugastwa. Ale nie, nawet do pokoju przydzielili mu kogoś spoza rodziny, a on nie mógł chociażby poluzować swojej maski przez świadomość, że jest to ktoś lubiany przez Nirah. Miał wrażenie, że jeszcze chwila i albo puszczą mu wszystkie hamulce, albo zacznie się w swojej roli dusić, a zdecydowanie wolał być duszącym, a nie duszonym. Musiał zaczerpnąć powietrza. Zachłysnąć się prawdziwą naturą. Poczuć, że ż y j e. I wtedy zobaczył ją. My Dear. Kilka pewnych kroków, palce zaciskające się na ramieniu nieco zbyt mocno i ten głos - spokojny, niski, wibrujący, którego nie jesteś w stanie zignorować, więc odwracasz się wręcz odruchowo. A one już tam są. Dwa jasnobrązowe punkty, które przeszywają Cie jednym z tych spojrzeń, którymi naznacza się zdobycz. - Chodź, Dear. Mam Ci coś do pokazania - wymruczał z zalążkiem uśmiechu, nie odrywając wzroku od toksycznej zieleni oczu, po czym cofnął dłoń i ruszył w wybranym przez siebie kierunku, nawet się nie odwracając. Nie musiał jej ciągnąć. Wiedział, że tym razem za nim pójdzie, choć był prawie pewien, że nie użył hipnozy. Poprowadził ją tuż przed wejściem do jaskini, o której od wczoraj intensywnie myślał, po drodze nie szczędząc sobie mniejszych lub większych wzajemnych złośliwości. Słyszał, że podobno wiele osób po wejściu - nigdy nie wychodziło. Nie mógł więc iść sam. Był zbyt cenny, by tak po prostu umrzeć w jaskini. Jeśli czyha tam jakieś niebezpieczne magiczne stworzenie, po prostu rzuci Dear na pożarcie i zyska czas na ewakuacje. Tak czy inaczej po plotkach o halucynacjach wywoływanych przez jaskinie był prawie pewien, że jest strzeżona przez jakieś interesujące zwierze lub - na co liczył - jest to miejsce ukrycia jakiegoś niezwykłego artefaktu. - Zobaczysz ze mną jak zamarza piekło - rzucił obiecująco, odwracając się do niej przodem, stając na samym środku oblodzonego wejścia i uniósł nieco brodę, przyglądając jej się wyczekująco. Początkowo miało to być pytanie, które jakoś straciło swój znak na końcu w czasie przekształcania myśli w dźwięk. W końcu Dear może mieć już dość zwiedzania rzeczywistości piekielnych.
Nie była pewna, czy powinna przyjeżdżać na te ferie. Jeśli miała spędzać całe dnie z Milką w pokoju - to nie miało żadnego sensu. Kiedy jednak okazało się, że będzie opcja zostawienia jej pod dobrą opieką, uznała, że może warto skorzystać z okazji, żeby trochę odpocząć. Pokój na szczęście dostały z Ezrą, więc sytuacja niemal nie różniła się od ich codzienności, po prostu mieli w okół ładniejszą okolicę. Część dnia spędziła z córką, jednak w końcu uznała, że wypadałoby rozejrzeć się trochę i zrobić mały spacer w samotności, więc oddała ją do małego żłobka w hotelu i wyszła na zewnątrz, planując przy okazji udać się do wypożyczalni i przygotować sobie jakieś czarty na następny dzień. Od zawsze lubiła jeździć, ale dawno nie miała okazji, więc planowała odświeżyć swoją wiedzę i umiejętności. Ledwo przystanęła, żeby się rozejrzeć i zorientować po znakach gdzie dokładnie powinna iść, a poczuła mocny, znajomy ucisk na swoim ramieniu. Może to wydawało się absurdalne, że bez choćby krótkiego spojrzenia, czy jednego słowa wypowiedzianego przez chłopaka, doskonale wiedziała kto za nią stoi, ale właśnie tak było. Nie musiała się nawet zastanawiać. A jednak kiedy otworzył usta, odwróciła głowę i uniosła na niego spojrzenie, starając się wmówić tym samym sobie i jemu, że nie ma z tym najmniejszego problemu. Ostatnio może była trochę osłabiona, ale przecież teraz odzyskała pełnie sił. Unikała go. Nie bała się umówionych zawodów, na to była w pełni przygotowana. Po prostu wiedziała, że jej umiejętność panowania nad emocjami przy nim jest jeszcze słabsza niż normalnie, a od kiedy wiedział o Franklinie, wolała nie kusić losu. Właśnie dlatego raczej nie pchała mu się pod nogi, a że większość czasu spędzała ostatnio w domu, z dzieckiem, nie było to takie trudne. - Co do pokazania? - uniosła brew, ale oczywiście poszedł nie racząc jej nawet odpowiedzią, a jej oczywiście wszelki rozsądek podpowiadał odwrót, ale ciekawość szybko to uciszyła. - Jeśli chcesz mnie zgubić w górach, żeby nie musieć znosić swojej przyszłej, upokarzającej porażki to w zasadzie dobry plan - pokręciła głową, idąc z nim w bliżej nieokreślonym kierunku. Spojrzała na dziwną jaskinie, która nie zachęcała do wejścia, przynajmniej nie normalnych, rozsądnych ludzi. - Chętnie. Wziąłeś lustro, skoro też masz to widzieć? - wyminęła go i pewnie weszła do środka, bo oczywiście, jak powszechnie wiadomo - Heaven nie należała ani do strachliwych (przynajmniej w takich kwestiach) ani do rozsądnych. Zresztą, nie zamierzała dłużej tylko za nim posłusznie dreptać, bo nie wyglądało to najlepiej, wolała przejąć prowadzenie, nawet jeśli moment nie był zbyt przemyślany. Zdziwiło ją to, że w środku było całkowicie ciemno. W dodatku z w oddali słyszała niepokojące krzyki i aż przełknęła ślinę, czując się nagle wyjątkowo niepewnie, a to nie był stan, który chciała osiągnąć w tym momencie i w tym towarzystwie. Wyciągnęła różdżkę i nerwowo próbowała rzucić lumos, ale nic z tego nie wychodziło, więc przełknęła ślinę i rozejrzała się w napięciu, zastanawiając się, czy Pazuzu dalej jest w okolicy i czy zaciągnął ją tu z pełną premedytacją. - Serio uważasz, że boje się ciemności? - zapytała, starając się nie wprawić swojego głosu w drżenie, bo chociaż faktycznie tego się nie bała, to okoliczności były co najmniej dziwne. Nie miała pojęcia, że chłopak wszystko doskonale widzi. Może i dobrze, bo to z pewnością nie poprawiłoby jej nastroju.
Trafił w sedno. Towarzystwo Dear było dokładnie tym, czego w tej chwili potrzebował. Poczuł się jakby wynurzył się na powierzchnię po zbyt długim przebywaniu pod wodą. W końcu mógł oddychać pełną piersią i to widocznie odbiło się na jego humorze. - To nawet zabawne - zaczął spokojnie, nisko, przemykając wzrokiem po sylwetce Ślizgonki, by sprawdzić na ile sprawnie porusza się po ciąży. - Mimo wszystko... Ty naprawdę wierzysz, że bym Ci tego nie zrobił - dokończył powoli, popychając swój głos do wyćwiczonej nuty zdziwienia, wyczuwając w jej słowach żart, ale bez najmniejszego zabarwienia strachem. Mimo całej ich przeszłości naiwnie ufała mu na tyle, by dać się zaciągnąć na totalne odludzie i wierzyć, że nie zostawiłby jej tu na pastwę losu. Żałosne, ale cóż, w pewnym sensie miała racje. Zysk musiał być odpowiedni do straty. Dear była mu potrzebna. Głównie dla rozrywki, ale ją przecież cenił dość mocno. Poza tym była jeszcze kwestia niejakiego sentymentu. No i nie jest przecież mordercą. Byłby gotowy przekroczyć tę granicę, ale zysk musiałby być odpowiedni do ryzyka. W tym wypadku nie był, ale nie mógł powstrzymać się od zasiania wątpliwości w Heaven swoim niedowierzaniem. Nazwanie go w swojej perspektywie piekłem mile połechtało jego ego, więc uśmiechnął się do niej z wyższością - tak jakby był samym władcą piekieł, który wstąpił na ziemię specjalnie dla jej osobistego udręczenia. W końcu nosi imię po demonie - niewiele więc mija się z prawdą, choć nie zamierzał wcale ograniczać swojej działalności co jednej osoby. Nawet jeśli kuszenie i dręczenie akurat tej rozchwianej duszy było wyjątkowo satysfakcjonujące. Odwrócił się i podążył za nią zaledwie kilka kroków dalej. Akurat pasowało mu, że tak ochoczo poszła przodem. Jeżeli jaskinia faktycznie jest niebezpieczna, to Dear zadziała jako sprzęt do detonacji min lub żywa przynęta. Rozejrzał się czujnie dookoła, ale zaraz powrócił wzrokiem do dziewczyny, analizując jej ruchy, które zdawały mu się przybierać coraz większy stopień nerwowości. Otwierał już usta, by jakoś skomentować bezpodstawny strach, który ją obleciał, ale zamiast tego otworzył szerzej oczy zaatakowany widokiem wieloryba przepływającego w jeziorze nad ich głowami. Gdy ten uderzył ogonem w sufit, Pazuzu odruchowo wyciągnął różdżkę, a przez myśl przemknęło mu, że może to być stwór wywołujący wizje i halucynacje w jaskini. Czyżby dzięki znajomości hipnozy, a przez to również niejaka odporność na zmącenie umysłu, nie padł ofiarą magicznego stworzenia? Szybko doprowadził myśli do porządku, dochodząc do wniosku, że wielki ssak w żaden sposób nie zagraża jego bezpieczeństwu, więc zrównał się z Dear i spojrzał na nią, by potwierdzić swoje przypuszczania. Złapał ją za brodę, wykręcając głowę pod dogodnym do obserwacji kątem, zupełnie niewzruszony, że dziewczyna najwidoczniej nawet nie jest świadoma, że znalazł się tak blisko niej. Zamglone oczy, nieobecnie błądzący wzrok, jakby chciała coś wypatrzeć w nieistniejącej oddali - nie było to tak estetyczne i przyjemne, gdy nie był to efekt jego własnej hipnozy, ale mimo wszystko uniósł kącik ust w uśmiechu, puszczając ją i robiąc krok w tył, by mogła chwilę pobłądzić, jakby łaskawie dawał jej krótką chwilę prywatności. Zaraz jednak oparł dłoń o jej plecy, by pokierować ją w stronę jednej z odnóg jaskini, nachylając się przez jej ramię, by zbliżyć ciepły oddech do jej ucha. - Nadal wierzysz, że Cię tu nie zostawię, Dear? - spytał wibrującym pomrukiem, unosząc wzrok w górę, by obecnością wieloryba upewnić się, że dziewczyna wciąż tkwi w tym cokolwiek widzi. - Możesz zacząć prosić - szepnął rozbawiony i naparł dłonią między jej łopatki, popychając ją wgłąb jaskini.
Może faktycznie dalej nie bała się go dostatecznie mocno, a może po prostu przywykła już do tego rodzaju strachu. Wiedziała, że ze wszystkiego ostatecznie jakoś wybrnie. Najważniejsze było to, że już urodziła i nie musiała obawiać się, że jak narazi siebie, to narazi też Milkę. A razem z tą świadomością wróciła dawna lekkomyślność. Nie naiwność, bo do tego jej było daleko, raczej zwykła obojętność i lekko przesadzona wiara w siebie. - Wierze, że sobie poradzę. Jeśli chodzi o ciebie to od dawna nie mam już żadnej wiary - przewróciła oczami, nie zamierzając panikować przed zwykłym przekroczeniem progu jaskini. Nawet w jego towarzystwie. Nie miała tylko pojęcia, po co ją tu zaciągnął. Faktycznie miał jakiś konkretny plan, czy po prostu chciał ją nastraszyć? Chociaż była przekonana, że tym razem z tym drugim mu się nie uda, to całkowita ciemność w jaskini trochę to zweryfikowała. Zwłaszcza, kiedy towarzyszyły jej te przeraźliwe krzyki, które zdawały się nigdy nie milknąć. Zadrżała, kiedy złapał jej podbródek, bo i tak cały czas czuła oddech na swoim karku i kiedy jej dotknął, nie była pewna czy to na pewno on. Zresztą, trudno było powiedzieć, czy lepsze było bliżej nieokreślone coś w jaskini, czy Pazuzu. Przełknęła ślinę, czując ucisk na swojej szyi, mimo że jego dłoń wcale się tam nie znajdowała. Coś było nie tak. - Przestań - syknęła, czując mocniejszy ucisk i kolejny głośny krzyk. Zamrugała kilkukrotnie, próbując dostrzec jakiekolwiek źródło światła, ale to zupełnie nic nie dawało, nie pomagała ani różdżka, ani mocniejsze skupienie, zupełnie nic. A on jednak jakoś odnajdował ją bez problemu. - Kurwa, Anunnaki, co ty zrobiłeś? Serio brakuje ci rozrywki w życiu - wymamrotała zła, mając wrażenie, że w między czasie ktoś bawi się jej włosami. - Przydałbyś się na coś i rzucił lumos, bo moja różdżka tutaj chyba wariuje - zauważyła, kolejny raz próbując rzucić zaklęcie, jak jej się wydawało - z kiepskim skutkiem. Nie chciała wchodzić głębiej, bo chyba w końcu dotarło do niej jak głupi to jest pomysł. Spięła się i próbowała zatrzymać, kiedy popychał ją głębiej, ale nie była wstanie się wycofać, w pewnym momencie nawet nie wiedziała już, w którym miałaby iść kierunku. - Widzisz - zmarszczyła nos, bo skoro tak pewnie pchał ją dalej, pewnie wiedział co robi i miał pewność, że sam nie będzie miał problemu z wyjściem. - To nie jest zabawne, wyjdźmy stąd - złapała go, akurat za łokieć, chociaż miejsce było zupełnym przypadkiem. Wiedziała, że może stąd wyjść tylko przy jego pomocy, której on raczej nie będzie chciał jej udzielić, więc wolała szybko się w niego wczepić, zanim przyjdzie mu do głowy pozostawienie jej samej sobie, bez jakiejkolwiek nawigacji.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Taki team na pewno coś odwali i to dosyć szybko. Nie ma bata, żeby było inaczej w takim składzie. W końcu co mogło pójść nie tak z niestabilną ruską magią, skłonnościami do samobójczych pomysłów i czarnomagiczną nienawiścią do mugolaków? Na pewno w pewnym momencie wpadną na jakiś zajebisty pomysł i przystąpią do jego realizacji. A potem będą robić sobie zdjęcia na tle zniszczeń, których dokonały. Czy to nie brzmi cudownie? - Hal idzie na pierwszy ogień. Ostatnio nieco nam zalazł za skórę - stwierdziła, gdy kolejny raz padło stwierdzenie, że warto byłoby wyciąć jakiegoś pranka obecnym na wyjeździe nauczycielom. Może i do tego przystąpią, ale wpierw powinny posiadać jakiś solidny plan! Bez tego jedynie napytają sobie biedy i nikogo nie wkręcą. Dopiero po chwili Viol zwróciła uwagę na owego bałwanka o iście demonicznym wyrazie twarzy. Faktycznie czegoś mu brakowało i może go jeszcze dokończą zanim zaczną iść snuć jakieś diabelskie plany. Tak, aby mógł przypominać potomnym o tym, że inni byli tu wcześniej. Idealny plan, prawda? - Sądziłam, że zwykle do takich rzeczy wykorzystuje się krew dziewic, ale okej... - chyba nie była taką ekspertką w dziedzinie czarnej magii, żeby mówić Asterii co powinna robić. Zaczęła się jeszcze szybko rozglądać po okolicy w poszukiwaniu jakiś materiałów do bałwanka. - Mogą być szyszki? - spytała, bo wydawało jej się, że prędzej znajdzie jakieś szyszunie między drzewami niż wygrzebie spod śniegu jakiś kamień. No, ale kto wie.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
W innym czasie kostki:4 [znajduję kulę émotif, rozegram w kolejnych postach]
Kryśka niezbyt chętnie wychodziła na zewnątrz, bo niedorzecznie szybko marzła w tutejszym klimacie. Nawet ocieplające zaklęcia rzucane na jej ubrania niewiele pomagały. Nie mogła jednak wiecznie odmawiać znajomym, których i tak nie miała zbyt wielu. Gdy więc @Russell Alvarez zaproponował spacer, po wewnętrznej wojnie przystała na propozycję. Zagadką pozostawało dla niej miejsce spotkania zaproponowane przez Gryfona, więc specjalnie wyruszyła wcześniej, by jakoś odnaleźć drogę do jaskini. Nie czekała na chłopaka w ośrodku, bo, znając Alvareza, i tak by się spóźnił. Był takim leniwcem, że nawet wstanie z łóżka odkładał na ostatnią chwilę. A Grimowa nie należała do osób cierpliwych. Po wskazówkach otrzymanych od jakiegoś przypadkowo zaczepionego uczniaka, bez większych problemów trafiła do jaskini. Do spotkania zostało trochę czasu, ale dziewczyna nie ryzykowała samotnego wejścia wgłąb groty. A tam wiadomo, jakie licho mogło tam na nią czekać? Stała więc przed wejściem, wiercąc butem dołek w śniegu, i rozglądając się po okolicy. Faktycznie, okolica była niebrzydka, ale jakoś nie przemawiały do Christiny zachwyty wszechobecnym śniegiem. Pewnie dlatego, że przy każdym wyjściu z hotelu na spacer, zakopywała się w pierwszej lepszej wyższej zaspie, przez którą próbowała się przeprawić. No i tyłek miała tak obity, że nawet siedzenie było męką. Masaż, na którym była z Elizą i Nancy nieco pomógł, ale i tak była obolała. A do tego... Miała wrażenie, że po tym masażu cały czas ciągnie ją do ciepła. I to nie byle jakiego, ale takiego ludzkiego ciepła. Czym ją natarł ten staruszek?
W innym czasie Kostki: 4, do rozegrania w późniejszych postach
Po udanej wyprawie z Elizą do wieszczącej skały, w którym zaznał dość prawdziwej wizji, postanowił zaprosić Kryśkę na przechadzkę po jaskini. Bo dlaczego niby nie? Lubił dziewczynę, dobrze się dogadywali, byli z tego samego domu! Uważał się za wolnego człowieka jak w tej swojej wizji! Mógł robić, co chciał. To Russell był tym, co zawsze się wszędzie gubił i wszystko gubił po drodze, ale doskonale wiedział, gdzie jest jaskinia. Wcześniej ją wypatrzył, by dziewczyna nie czuła się wystawiona na wiatr. Ale i tak mu się zdarzało, niestety. Znali się już parę lat, więc dziewczyna na pewno brała taką sytuację pod uwagę. Wbiegł nieco zdyszany do jaskini, w dłoni trzymając gorącą czekoladę. No dobra, gorąca ona nie była, ale za to była ostatnią deską ratunku. Nie musiał się długo rozglądać za dziewczyną. Niemal od razu ją dostrzegł. Podszedł do niej i posłał jej niewinny uśmieszek. - Co tam, mała? Gotowa na podróż po jaskini?- nie da się ukryć, że Kryśka była jedną z niższych dziewczyn, ale i tak wyglądała uroczo. Tak, podobały mu się niskie dziewczyny, ale Kryśka to była po prostu Kryska, nie? Dziewczyna nawet na niego nie patrzyła jak na faceta. Był inną kategorią, ale kto mu zabroni bujać w obłokach? - Chodź - powiedział, popijając teatralnie czekoladę. Coś słodkiego i ciepłego zawsze poprawiało mu humor. Ostatecznie starczyłaby herbata z sokiem malinowym albo cytrynką. Albo samo towarzystwo Kryśki. - Jakoś dużo na feriach cię nie widziałem. Gdzie się podziewałaś?- zagadał.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Fakt, znała Russella wystarczając długo, by wątpić w jego zorientowanie w terenie. Dlatego nie przejmowała się tym, że czas uciekał, a chłopaka nie było na horyzoncie. W sumie to mogła sobie posiedzieć w pokoju dłużej, albo i zdrzemnąć się trochę, a i tak pojawiłaby się na miejscu wcześniej od Alvareza. Skoro już jednak wyrwała się na miejsce wcześniej, to teraz musiała za to trochę pocierpieć. Gdy Russell pojawił się na miejscu, i pierwszym co zrobił było posłanie jej tego swojego uśmieszku, miała ochotę wytarzać go w śniegu. Ona tu marznie i czeka, aż on łaskawie przywlecze tu swój tyłek, a ten się szczerzy jakby nic się nie stało... - Mała? Uświadamiam ci, że wcale nie jesteś taki wysoki. No chyba, że akurat ja stoję obok - prychnęła, przewracając oczami, i rezygnując z wepchnięcia Alvareza twarzą w najbliższą zaspę. Znając jej szczęście i tak nic by jej nie wyszło; on dalej stałby na swoim miejscu po małym zachwianiu, a ona zapewne wyrżnęłaby orła i leżała jak długa pod jego nogami. Trąciła więc go jedynie ramieniem i ruszyła wgłąb jaskini, próbując zrównać z nim krok. I oto piekielny olejek dał o sobie znać. Grimowa poczuła dziwną potrzebę dotknięcia chłopaka. i to nie w celu spoliczkowania go, albo uszkodzenia w jakikolwiek inny sposób. W nagłym odruchu wepchnęła mu się pod ramię i objęła go w pasie. Nie było to w sumie takie dziwne, bo zadawali się ze sobą od lat. - Zazwyczaj siedzę w pokoju. Wiesz, wysoki śnieg nie działa na moją korzyść. A ty gdzie się podziewałeś? - zapytała, zabierając mu z rąk czekoladę. Mimowolnie przytrzymała swoją dłoń na jego trochę dłużej, niż to było konieczne. Co się z nią działo?
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Nie mogła doczekać się spotkania z Morgan i nadal trochę żałowała, że nie mają wspólnego pokoju. Ferie mijały tak szybko, a one dopiero miały okazję spotkać się pierwszy raz. Umówiły się przed wyjściem z resortu, aby razem udać się na zwiedzanie okolicy i poznawanie jej sekretów, zwłaszcza że gryfonka pisała w liściku o jakimś niesamowitym miejscu. Alise zgarnęła jasny warkocz na plecy, wsuwając na głowę czapkę z pomponem i poprawiając ramiączka od niewielkiego plecaka, który ze sobą zabrała. Nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać, a po jednym z wyjść w towarzystwie Boyda, nauczyła się, że góry są naprawdę nieprzewidywalne. Zaskakujące, jak wszytko zaczynało się ładnie układać, a myśli o Carson odpływały gdzieś dalej. Dostrzegając dziewczynę, posłała jej promienny uśmiech i gdy tylko znalazła się w zasięgu jej rąk, uścisnęła ją krótko na przywitanie. Buzia zaraz jej jednak spokorniała, uznając, ze Davies może nie życzyła sobie takiej zażyłości. Krukonka należała do energicznych, wygadanych i raczej impulsywnych dziewcząt i chociaż starała się nad tym pracować, nie zawsze jej wychodziło. - No hej Morgan! Ciesze się, że Cię widzę! Co słychać? - zapytała z ciekawością, przesuwając spojrzeniem błękitnych oczu po jej twarzy. Miała nadzieję, że była zadowolona z pobytu i ze swojego pokoju. Tak naprawdę nie wiedziały o sobie zbyt dużo i nie mogła zadać bardziej szczegółowych pytań, mając tylko nadzieję, że radziła sobie z wynajdowaniem leku na nieszczerość i akceptacją własnego imienia. - Co to za niesamowite miejsce, o którym pisałaś? Ruszyły w drogę, zostawiając za sobą resort i jego bezpieczną okolicę, rozmawiając po drodze i ciesząc się naprawdę ładną pogodą. Trochę w nią wątpiła, bo od rana mocno sypało śniegiem. Zbliżały się do kompleksu jaskiń przy wielkim jeziorze, a Morgan nakierowywała je na wybraną przez siebie, najbardziej polecaną w ulotkach statystycznych. Omiotła wejście spojrzeniem, dostrzegając układające się pod sklepieniem zamarznięte bąble wody — a przynajmniej tak sądziła. Zaraz przy wejściu, przepięknie tańczyły po nich świetle refleksy. - Łooo, wygląda naprawdę zjawiskowo. A co z tymi plotkami, że nie da się z niej wyjść? Zapytała cicho, bojąc się chyba roznoszącego się w głąb korytarzy echa. Jej ton brzmiał niby żartobliwie, jednak dało się wychwycić aktualne pytanie z nutą zwątpienia.
Szczerze mówiąc, to Kryśka miała rację. Dziewczyna by wyspała się, wypiła dwie herbaty, pogadała z przyjaciółmi, a i tak by przyszła przed nim. Przecież go znała i doskonale wiedziała, że zawsze zdarza mu się spóźniać. Już taki jego urok, co poradzić. Może kiedyś się zmieni, kto to wie?! Dziś był... sobą. Nieco wkurzającym pajacem, który lubi się drażnić z najbliższymi. Zwłaszcza z gryfonką. Tak w pewnym sensie wyznawali sobie uczucia. Dbali o swoją relację, poznawali się. I to mu się podobało. - Może i nie jestem wysoki, ale ty jesteś zdecydowanie niska - pokazał jej język. Mówili o niej. Ona za to przy kim nie stanie była mała i drobna. Miał wrażenie, że potrafi się wszędzie wcisnąć. Nie powiedzie mi, że to nie jest urocze. Taką to najchętniej by się zaopiekował, a co robi? Drażni się od lat i pokazuje gdzie jej miejsce. Gdyby w tym momencie faktycznie go przytuliła, to chyba by osłupiał. Nie wiedziałby, co jest grane. Nie pamiętał w sumie, kiedy to tak na poważnie się przytulali. Zazwyczaj się trącali, popychali albo inne rzeczy, ale przytulanie? To byłoby dla niego coś nowego. - Nie mów, że przyjechałaś w te cudowne miejsce siedzieć w pokoju! Byłaś na lodzie albo na tej uroczej ścieżce? Widziałaś te widoki - powiedział, a w jego głosie usłyszeć można było niedowierzanie. Jeśli tego nie widziała to nic straconego. Miał w pokoju aparat. Ojciec był fotografem, robienie zdjęć miał we krwi. Na pewno pokaże jej co nieco potem. Kiedy zabrała mu czekoladę, nawet nie protestował. Właściwie wziął ją z myślą o niej, wiedział, że szybko marznie i chciał w jakiś sposób jej to wynagrodzić. Nie spodziewał się jednak, że przytrzyma rękę dłużej, niż powinna. Nie wiedział o co chodzi, więc to zignorował. Czy powiedzenie, że dostał pokój z dwoma ładnymi dziewczynami to dobry pomysł? Raczej nie, dlatego nieco zwolnił kroku, by nie musiała za nim biec. - widzisz te ślady?- wskazał palcem.
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Co prawda to prawda - znali się już od dawna i doskonale wiedziała, jak to Russellowi zdarza się "czasem" spóźnić. A to "czasem" zdarzało się niemalże zawsze. Zdążyła się już do tego przyzwyczaić, więc złość spowodowana oczekiwaniem na jego pojawienie się szybko jej minęła. Poza tym nie umiała się zbyt długo na niego gniewać. Był pajacem, ale w sumie to w nim lubiła. Poprawiał jej humor. No i nie obrażał się za drobne żarty i uszczypliwości, którymi czasem zdarzało jej się odzywać wobec przyjaciół i bliskich. - Gdy ty stałeś w kolejce po wzrost, ja stałam w tej po mózg - prychnęła, nie przejmując się tym, że rzuca jakimś starym i wyświechtanym tekstem. Russell też nie wykazał się póki co jakąś błyskotliwą uwagą, więc nie starała się zabłysnąć. W sumie czasem zastanawiała się, czy w ich przypadku możliwe jest jeszcze zaskoczenie drugiej osoby. W końcu każde z nich wiedziało naprawdę dużo o drugiej osobie. Myślenie dodatkowo utrudniał jej efekt wywołany przez olejek - choć już przykleiła się do Gryfona, ciągle miała ochotę na dotykanie innej osoby. W tym przypadku tą osobą był jej towarzysz. W niekontrolowanym odruchu wepchnęła rękę pod jego kurtkę i wbiła mu palce w bok. Gdyby się nad tym dłużej zastanowiła, sama uznałaby to za dziwaczne, ale póki co nie myślała o tym. Było jej zbyt zimno, a od Alvareza czuła ciepełko. - Ależ widziałam te widoki. Tyle, że przez okno. A ty widziałeś te zaspy? Niektóre swoja wysokością przewyższają mój wzrost - prychnęła, przewracając oczami. Fakt, było tu całkiem niebrzydko. Ale było też zimno, ślisko i zbyt śnieżnie jak na jej gust. Miała problem z przedzieraniem się nawet przez średniowysoki śnieg, a co dopiero przez te prawdziwe zaspy... Rozumiała jednak, że niektórym może się tu bardzo podobać. Próbując za nim nadążyć, nawet nieco się rozgrzała. Cieszyła się jednak, że zwolnił krok. Przynajmniej nie wyglądała już jak wciśnięta pod jego ramię, podskakująca pchła - bo zapewne właśnie tak się prezentowała, gdy musiała przy nim truchtać. - O, faktycznie - powiedziała, dostrzegając specyficzne wgłębienia w podłożu. - Poznajesz, co to za zwierzę je zostawiło? - zapytała, marszcząc brwi. Nie znała się na zwierzętach, ale nie była ślepa, więc widziała, że nie były to ślady ludzi.
On miałby się obrazić za jakieś żarty skierowane w jego stronę? Nonsens. O to mu chodziło. Już na pierwszym roku zdał sobie sprawę, że jest szkolnym błaznem. Lubił poprawiać innym humory nawet własnym kosztem i co z tego? Jeśli to miało kogoś uszczęśliwić, to z przyjemnością by to zrobił. Jeśli miał być szczery, to podobało mu się, że ktoś z nim żartował, że ktoś żartował nawet z niego, że chodził uśmiechnięty. O to w życiu chodziło. Ważne były tylko chwile. Russellowi nawet z obitym ryjem chodził uśmiechnięty. Życie było skomplikowane, prawda? Normalność była przereklamowana. Dobrze dlatego jest znaleźć sobie drugiego takiego świra, jak jest się samemu. Wtedy jest dużo ciekawiej. - Po mózg -uniósł pytająco brew - W takim razie tiara pomyliła domy bystrzaku - zawsze mu się wydawało, że to krukoni są tymi najmądrzejszymi i najchętniej sięgającymi po książki. Jednak nie była to jakaś zasada. Krukoni definiowano przede wszystkim jako mądrych i bystrych a gryfonów jako odważnych, dzielnych i szczerych, ale co z tego? Każdy z nich mógł mieć dużo w głowie. Dlatego ufał przyjaciółce i nie zamierzał jej dogryzać. Głupia to ona nie była. Jej gest bardzo go zaskoczył. Nawet nie powstrzymał uniesienia brwi, ale jej nie odepchnął, bo w sumie to było dość przyjemne. Dawno kto posunął się do czegoś takiego. Przygryzł wargę, delektując się. Zastanawiał się nawet, o co też może chodzić dziewczynie. Czyżby czuła do niego coś więcej niż przyjaźń czy co? Nie, to nie możliwe. - Jeśli aż tak ci zimno to mogę ci pożyczyć kurtkę. Nie, żeby mi to przeszkadzało czy coś. Jak dla mnie możesz to robić częściej - tak, zdecydowanie powinna wiedzieć, że mu to nie przeszkadza. - widziałem zaspy. Nawet nie jednego ucznia w nie wepchnąłem. Z młodszych klas co prawda, ale jednak. Spokojnie, aż taki bezduszny nie jestem i nie zostawiłem.- gdzieś w głębi miał dobre serce i nie pozwoliłby nikomu zamarznąć. To źle by o nim świadczyło. Strach pomyśleć za kogo by mieli jego rodzice. Nie był zwyrolem i Kryśka o tym wiedziała. - nie jestem zbyt dobry z magicznych zwierząt. Nawet nie wiem, jakie tutaj zwierzęta przebywają. Zgaduję, że to ani kot, ani sowa.- bystrzak z niego. Ślad był dość spory. Chciał wiedzieć, co to dlatego też wpadł na genialny pomysł. Dziewczyna chyba go zabije. A potem dostanie zawału, ale może zgodzi się na szalony pomysł. - Może pójdziemy za śladami i zobaczymy, gdzie prowadzą? Gorsze od trolla nie może być - chociaż i z trollem dałby sobie radę!
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Christi też nie obrażała się za żarty o niej, jeśli oczywiście nie przekraczały pewnych granic... dobrego smaku. Nawet sama potrafiła rzucić czasem jakimś żartem na temat swojego niskiego wzrostu, i śmiała się z podobnych docinek pod jej adresem, jeśli oczywiście były trafione i naprawdę zabawne. No i jeśli żartowali z niej przyjaciele czy bliscy, bo docinki nieznajomych z jej ułomności niezbyt ją bawiły. Grimowa podchodziła do nieznajomych z dystansem i dawką nieufności. Russell jednak nie był nieznajomym, więc jego żarty nie przeszkadzały Kryśce, i nie budziły w niej ochoty trzaśnięcia go w twarz. Wręcz przeciwnie - byłą lekko rozbawiona, co w sumie było normą, gdy Alvarez był w pobliżu. Mu zawsze towarzyszyła dziwna aura wesołości. - Nie pomyliła się. Mam mózg, ale nie lubię się uczyć. Ty chyba znasz się na lenistwie, więc powinieneś mnie rozumieć - powiedziała rozbawiona, kręcą głową na jego uwagę. Jakoś nigdy szczególnie nie zastanawiała się, czemu przydzielono ją akurat do Gryffindoru. Nie uważała, żeby miało to jakieś większe znaczenie. Przecież bez względu na Dom, wszyscy uczyli się tego samego materiału. Gdyby się uprzeć, to w każdym można byłoby znaleźć cechy charakterystyczne nie dla jednego, a dla wszystkich Domów Hogwartu. Nie zwróciła uwagi na zdziwienie Russella. Była zbyt skupiona na podziwianiu jaskini, a do tego nadal działał na nią olejek, przez co nieświadomie szukała bliskości drugiego człowieka. Jeżdżenie dłonią po boku Gryfona nie było też dziwne dla niej z innego powodu - Christina lubiła czasem przykleić się do drugiego człowieka, a do tego, jeśli ktoś był blisko niej, miała dziwny zwyczaj niespodziewanego gryzienia. Ile razy zdarzyło jej się ugryźć w ramię siedzącego obok brata, ojca czy kogokolwiek innego, tego nie wie nikt. - Nie, nie jest mi już tak zimno. Czemu tak myślisz? - zapytała, spoglądając zaskoczona na Russella. Grimowa nawet nie do końca była świadoma tego, że jej ręka ciągle była wetknięta pod kurtkę Gryfona, gdzie ciągle smyrała go po boku. Nie protestował jednak, więc nie próbowała powstrzymać tego odruchu. - Wiem, że nie jesteś bezduszny. Ale uczciwie cię ostrzegam, że jeśli wepchniesz mnie w zaspę, to w akcie zemsty zakradnę się do twojego pokoju i ogolę cię na łyso. Brwi też ci zgolę. Więc nawet nie próbuj - ostrzegła Alvareza, mrużąc oczy. Żarty żartami, ale wepchnięcie jej w zaspę byłoby już czystym okrucieństwem. - No, tyle to i ja się domyśliłam, geniuszu - powiedziała rozbawiona, gdy wspomniał o kocie i sowie. Ona w sumie też nie była najlepsza z ONMS, więc też nie podejrzewała, co to za zwierz się tu czaił. Słysząc propozycję Russella zmarszczyła brwi. Z jednej strony tez ją to ciekawiło. Z drugiej - jaskinia mogła być rozległa, a doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak kiepską orientację w terenie ma chłopak. - No dobra. Jeśli się tu zgubimy i zginiemy, to przynajmniej razem, a nie samotnie - powiedziała po chwili, zdając się na jakiś emocjonalny impuls. A może po prostu chciała dłużej pobyć z Alvarezem?
Wizja utknięcia w przedziwnej jaskini na dobre nieszczególnie brzmiała pocieszająco, ale Davies, jako wytrawna badaczka najróżniejszych magicznych zjawisk ciążących na grotach całego świata nie była w stanie oprzeć się pokusie zwiedzenia kolejnego ciekawego miejsca na mapie alpejskich atrakcji. Dołączyła do niej Alise, cała podekscytowana i skora do eksploracji, choć z wiedzą na temat docelowego miejsca zbliżoną do tej, którą dysponowała Moe - obie kojarzyły co najwyżej mgliste plotki. - Alicjo! - ucieszyła się na jej widok i odwzajemniła uścisk, wracając do tytułowania jej w sposób, w jaki robiła to ostatnim razem, gdy się widziały. - Podobno chciałaś zostać porwana z pokoju, więc oto ja. Przysięgam, że następnym razem wyjdę na flowboard, a nie jakieś zwiedzanie ciemnych zaułków. - drugie zdanie powiedziała chyba przede wszystkim sama do siebie, jakby obiecywała sobie, że wreszcie wybierze się przynajmniej raz a dobrze na stok i obleci każdy kolor trasy za jednym zamachem. Nie po to szarpnęła się na zimowe sprzęty, żeby teraz łazić po zamarzniętych jeziorach zamiast śmigać po narciarskich atrakcjach. - Najwyżej zostawimy w środku swoje dawne oblicza. - odpowiedziała tajemniczym tonem i sama sobie zgotowała filozoficzne rozważania na temat tego, jak można było zostawić dawną siebie w tyle w przypadku niektórych doświadczeń. Czy tak miało być również tym razem? Skoro podobno nie dało się wydostać z bąbelkowej groty, wszystko na to wskazywało. - Ale tu... morsko. - dziarsko poprowadziła Argent w stronę wejścia i pierwszym jej spostrzeżeniem był właśnie utrzymujący się wewnątrz zapach. Szorstki, orzeźwiający, lekko słony, niezwykle świeży. Zamknęła oczy i przystanęła na moment, pozwalając sobie przez chwilę intensywnie chłonąć do płuc tę przyjemną aurę.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Trzeba było skupiać się na pozytywach, a przynajmniej tak sobie zawsze powtarzała. Niezależnie od sytuacji, zawsze istniało dobre rozwiązanie lub wybór mniejszego zła. Skoro tutejsze jaskinie były tak popularne i wpuszczali do krętych korytarzy tylu ludzi — nie mogły być niebezpieczne. Gdyby ktoś się zgubił, to by go przecież znaleźli. Podsycane przez lokalnych historie o tym miejscu sprawiały jednak, że na skórze pozostawał delikatny dreszcz, a w brzuchu pojawiało się uczucie ekscytacji. Na dźwięk swojego imienia sprowadzonego do postaci z ulubionej książki mamy, uśmiechnęła się promiennie, przesuwając spojrzeniem po jej buzi. Ulżyło jej, że uścisk został odwzajemniony i nie uznała jej za nachalną. Kiwnęła głową, zgadzając się ze wzmianką o porwaniu z siedziby bliźniąt i Rileya. - Jesteś moim rycerzem Morgan, więc następnym razem to ja Cię porwę! W ogóle, jak Twój pokój, jesteś zadowolona? - zapytała z ciekawością, ruszając za nią i kierując się w stronę atrakcji. Na wzmiankę o popularnym, zimowym sporcie zaśmiała się krótko z łatwością sobie Moe w nim wyobrażając. Przez pozycję kapitana i swoją żywiołowość, sport niezwykle się jej z nią kojarzył. - Myślę, że by Ci się chyba spodobało, ale ciemne jaskinie też mogą być fajne. Może znajdziemy coś wyjątkowego? Ona sama preferowała łyżwy, podejrzewając się o ewentualne połamanie nóg i rąk na czartach lub flowboardzie. Wciąż mieli jednak sporo czasu do końca wyjazdu, pojawiał się więc cień szansy, że i ona tam trafi. Zerknęła na dziewczynę z ciekawością, jednocześnie gryząc się w język, aby nie zadawać jej setek pytań, ale żeby też samej zbyt wiele nie mówić, chociaż przez intensywne wydarzenia, nie należało to do najprostszych. Poprawiła kurtkę, zapinając suwak pod szyję i naciągnęła na uszy czapkę, obserwując z uwagą wejście. Bąble pod sufitem były imponujące, nie mogła oderwać od nich wzroku. - To brzmi jak plan. Co byś chciała tam zostawić? - zapytała ciszej, przekręcając głowę w bok i pozwalając sobie na krótkie spojrzenie w jej oczy, uśmiechnęła się zaraz niewinnie, zupełnie jakby nic konkretnego nie chodziło jej po głowie. Bezceremonialnie wciągnęła ją do środka, chcąc zobaczyć, co jest dalej — długo jednak za rękę jej nie ciągnęła, wsuwając swoje do kieszeni spodni. - Jestem zaskoczona, że tyle tu ludzi. Mruknęła, znów zniżając głos, bo roznosiło się tu okropne echo i miała wrażenie, że tysiące oddechów się o nie rozbijających brzmiało już wystarczająco dziwnie. Niby dyszenie, a jednak przeradzało się w szum. Były przecież ciekawsze i bardziej rodzinne miejsce, niż lodowe korytarze z ujmującym sklepieniem. Zatrzymała się obok gryfonki nieco zaskoczona nagłym przystankiem i nagłym wąchaniem otoczenia. I chociaż ona w nozdrzach poczuła charakterystyczną wilgotność, to nie zrobiła ona na niej tak wielkiego wrażenia, jak na towarzyszce. - Czyżby Twój ulubiony zapach? Uśmiechasz się pod nosem.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Skład jej pokoju wywoływał u Davies mieszane uczucia. Z jednej strony miała okazję poznać się choć trochę bliżej z Grim, z drugiej - rodzeństwo Larch, zwłaszcza w pełnym składzie brzmiało jak fura wrażeń, awantur, docinek i prześmiewczych komentarzy. Czy coś jej jednak doskwierało z tego powodu? Raczej nie, pomysł odnośnie wyrzucania Asfalta z pokoju porzuciła w momencie, gdy dołączyła do nich Chrissie. Zdecydowanie łatwiej brzmiało wspólne wyjście z Aconite w jakimś ciekawym kierunku. A jednak w minionych dniach odnawiała wszelkie stare relacje i spotykała się z wieloma osobami, tylko nie własnie z Haze. Powinna to nadrobić. Obie powinny. - Nie siedzę w nim. - wzruszyła ramionami, czym dość jasno zasygnalizowała, że mogło być lepiej, ale i to, że raczej nie była typem pokojowego siedziaka, po czym poprowadziła Alise wgłąb jaskini. Po tym, jak została zaatakowana morskim powietrzem, jej mimika zauważalnie się zmieniła. Od tego zapachu zdołała niemalże usłyszeć szum fal i poczuć na skórze łaskoczące promyki zachodzącego słońca. Zmierzyła wzrokiem Argent, gdy ta zasugerowała, że mogłyby odnaleźć tutaj coś specjalnego. - Ja już znalazłam. - coś zacisnęło jej się w brzuchu, gdy ich spojrzenia się spotkały i nie była w stanie wymówić niczego innego poza tym 'komplementem', a potem długo zbierała się, żeby jakoś z niego wybrnąć, zasłaniając się poczuciem humoru. Nie wyszło. Speszona pospieszyła więc wgłąb jaskini, słuchając jednak z mieszanką utęsknienia i obawy słów Krukonki. - Nie Ciebie. - na jej pytanie o ewentualny balast zatrzymała się, poczekała, aż dziewczyna dogoni ją przez te kilka kroków i zaczęła intensywnie poszukiwać czegoś w błękitnej głębi jej oczu, czy może w skrywających intrygujący wstyd źrenicach. Wreszcie odpowiedziała - zaskakująco troskliwym i miękkim tonem, jakby rzeczywiście miała od teraz zamiar kurczowo pilnować Argent przed wszelkimi niebezpieczeństwami. - Wyobraź sobie, że jesteśmy tutaj tylko my. - podpowiedziała z mglistym uśmiechem, oczy również mając jakby za mgłą i nie potrafiąc się powstrzymać przed chwyceniem dziewczyny za dłonie. Potem kilkukrotnie zamrugała i odwróciła się, głos ponownie jej się zmienił. - Chcesz mi coś powiedzieć. - wypaliła nagle, przeczuwając chęć zwierzeń ze strony Alise i chcąc rzeczowo przejść do tego tematu, a jej wcześniejsza sugestia teraz mogłaby się wydać po prostu przyjacielską radą odnośnie radzenia sobie z obawami odnośnie jaskini. Wyciszenie w głowie całego tego echa pozwalało na większe skupienie i chłonięcie magii tego miejsca. A przecież było co chłonąć. Zaklęte w mrozie sklepienie wyglądało nieziemsko, a Davies wydawało się, że pod cienką warstwą lodu nadal wszystko było w ruchu.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Nawet gdyby chciała, Alise nie była w stanie jej do końca zrozumieć. W szkole było wiele nowych twarzy, a i przed wyjazdem nie znała jeszcze przecież wszystkich. Jej ubogie życie towarzyskie sprawiło, że nie miała pojęcia, kim są jej współlokatorzy i czy miała szczęście, że na nich trafiła. Wcześniej zwykle snuła się z Carson, która znała przecież wszystkich, nie musiała się zastanawiać nad takimi rzeczami — wystarczyło pytać. Nie umknęła jej jednak konsternacja na twarzy gryfonki, na którą delikatnie uniosła brew. Odświeżanie starych relacji musiało być chyba jakoś przypisane feriom, bo odkąd trafiła do pokoju z bliźniętami Swansea oraz z Rileyem — robiła podobnie, jak Morgan. W jak najlepszy sposób chciała nadrobić stracony czas i sprawić, żeby przeszłość przestała aż tak przeszkadzać przyszłości. - Nic dziwnego, sporo tu atrakcji. - odparła ze spokojem, posyłając jej krótki uśmiech i przesunęła spojrzeniem niebieskich oczu po ścianach i sklepieniu groty. Te bąble wciąż ją zachwycały, dając wrażenie przemieszczenia się pod jeziorem, które było przecież z drugiej strony. Zabawne, jak łatwo można było zamącić obraz w głowie człowieka. Jak prosto go zdezorientować. Na szczęście Alise nie była specjalnym bystrzakiem w takich sprawach, bo zwykle sama wykazywała zainteresowanie, a nie je otrzymywała. Dodatkowo przeświadczenie, że narzuca się Moe z propozycją przyjaźni wystarczająco ją stresowało, aby cokolwiek zauważyć. Przesunęła spojrzeniem po jej twarzy zaskoczona. - Już? Co takiego? Podobno można tu znaleźć jakieś małe kamyczki runiczne. - rzuciła ze wzruszeniem ramion, odprowadzając ją wzrokiem, gdy ta nagle speszona uciekła w głąb jaskini. Zmarszczyła na chwilę brwi i nos, wzdychając ciężko i podbiegła do niej, łapiąc ją pod rękę. - Nie łaź sama, bo się zgubisz gdzieś. A ja mam tragiczną orientację w terenie i Cię znajdę. Wytłumaczyła nieco przepraszająco i może zawstydzona, bo nie lubiła przyznawać się do błędu. Zwykle grała odważną, bo miała jakąś wewnętrzną, nieuzasadnioną potrzebę bycia oparciem dla całego świata, który w jakiś sposób chciała zbawić, chociaż to wcale nie było możliwe. Intensywne spojrzenie oczu dziewczyny sprawiło, że odrobinę się zarumieniła, zdziwiona tak nagłym zapotrzebowaniem kontaktu wzrokowego i atencji. Nie wydawała się jej taka otwarta na polanie. Gdy złapała ją za dłonie, ścisnęła je instynktownie oraz kiwnęła głową z uśmiechem, wprawiając w ruch kosmyki jasnych słów. - Skoro zgodziłaś się ze mną wyjść, szkoda by się nie poznać lepiej. Więc pewnie, możemy uznawać to za prywatny spacer, a Ci wszyscy dookoła to tylko duchy lub cienie przeszłości. Chcę? Powtórzyła nieco zdziwiona kolejną zmianą reakcji i zachowania gryfonki, mrugając z zaskoczeniem. Pewnie, że chciała, jednak nie zamierzała obarczać jej swoimi problemami, czy przemyśleniami, gdy wciąż były dla siebie dość obce. Takie zwierzenia odstraszały. Stanęła za nią, krzyżując ręce na piersiach i zaciskając dłonie na ramionach, zacisnęła na chwilę usta zaniepokojona. - Morgan.. Wszystko w porządku? Może nie lubisz być w takich ciasnych miejscach pod ziemią? W głosie krukonki rozbrzmiewała szczera troska, bo tak, jak ona panicznie bała się burzy, tak inni mogli cierpieć na klaustrofobie lub inne lęki. To nie było nic złego, jednak w takim przypadku to chyba lepie, gdyby nie skazywała ją na spacer po pełnej złudzeń jaskini.
To była jedna z tych znajomości, w której sam potrafił się z kogoś śmiać, ale kiedy ktoś to robił, to zwyczajnie podwijał rękawy i dawał po mordzie. Nie, żeby nie wierzył, że dziewczyna nie poradzi sobie sama. Po prostu nie mógł stać bezczynnie i słuchać tych głupot z innych ust. Nie robił to dla niej tylko dla siebie. A to, że wywoływał bójki, to było zupełnie normalne. Tak samo jak to, że zawsze stawał w obronie gryfonki. Zrobiłby dla niej wszystko. Na jej następne słowa zaśmiał się głośno, lekko odchylając głowę do tyłu. Naprawdę go rozbawiła tymi słowami. - Tak, mam mózg, ale nie lubię go używać- to zdecydowanie lepiej brzmiało. Dziewczyna znała go bardzo dobrze i to go czasami przerażało. To była prawda, za nauką to on nie przepadał. Wolał poleżeć sobie w łóżku do późna, porozmawiać, pobić się czy randkować. Nawet już wolał polatać na miotle. Wszystko by się nie uczyć. Nauka to była ostatnia rzecz, po która sięgał, ale nie narzekał. Każdy miał coś, co lubił się uczyć i co wręcz nienawidził. Nie było to wcale coś złego. O ile mu było wiadomo, to żaden człowiek nie był idealny, by z dosłownie każdego przedmioty podchodzić z należytą pasją. - spokojnie, rozumiem cię w pełni. Czasami człowiek jest zbyt leniwy- wzruszył obojętnie ramionami. On również nie rozumiał podziału na domy. Rywalizacja? Wieczne toczenie ze sobą sporów, puchary, podział na mecze… i to wszystko uzgadniała tiara, która ich przedzielała do odpowiednich domów. A co jeśli ktoś należał do wszystkich domów jednocześnie? Tego nigdy się nie dowiedzą. Tak było i już. Dlaczego tak myślał? To było bardzo ważne pytanie. Właśnie była do niego przyklejona jak do ostatniej deski ratunku a do tego miała wysuniętą rękę pod jego kurtkę, jakby chciała się ogrzać. Może po prostu tak bardzo się za nim stęskniła, że nie mogła się powstrzymać? Gdyby tylko Russell wiedział o tym olejku! W tym momencie miał w głowie mnóstwo myśli i to wcale nie związanych z jaskinią. Chociaż na pewno była niezwykła! Po prostu nie mógł się skupić, mając dziewczynę tak blisko siebie. Czy byłaby na tyle odważna, by powiedzieć mu, że chciałaby czegoś więcej? Nie wiedział. - Wiem, że tego nie byś nie zrobiła. Zbyt bardzo jestem przystojny. W razie czego nie zrobię ci tego- zaśmiał się. Dziewczyna jak chciała, to potrafiła być przerażająca. A może jednak potrafiłaby go tak oszpecić? Na samą myśl serce mu pękało. Włosy to rosły mu dość szybko, ale jeśli chodziło o brwi, to była grubsza sprawa. Prychnął na jej słowa. Geniuszem to on nie był i mu to jakoś zbytnio nie przeszkadzało. - Wspólna śmierć, jak Romeo i Juli w świecie mugoli? Raczej do tego nie dojdzie. Mam nadzieję- Jej słowa były nawet urocze na swój sposób. Chociaż trochę pesymistyczne. Owszem, byli tutaj razem i szli za tymi śladami, ale dlaczego mieliby zginąć? Na pewno tą drogą szli inni uczniowie czy też dorośli. Nie mieli się czego obawiać.
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kryśka też wiele by zrobiła dla swoich przyjaciół, a Russell do nich należał, więc stanęłaby w razie czego w jego obronie. Patrząc jednak na fakty, to nie należało od niej oczekiwać cudów, bo do bójki Grimowa się nie nadawała - grożenie przeciwnikowi pogryzieniem raczej nie na wielu zrobiłoby wrażenie. A w przypadku Kryśki, jeśli chodziło o walki fizyczne, w grę wchodziło głównie pogryzienie, kopanie po kostkach i wydrapanie oczu. Niezbyt straszne zestawienie... - No dokładnie. Jeśli chodzi o naukę, to ja prawie zawsze jestem zbyt leniwa. Pewnie zaraziłam się tym od ciebie - powiedziała rozbawiona, wolną ręką dźgając Russella w żebra. W sumie to od zawsze była małym, złośliwym leniem. A przynajmniej w kwestii nauki właśnie. Bo jeśli chodziło o jedzenie i niektóre inne sprawy, to Christina przejawiała w ich przypadku niezwykłą wręcz żywiołowość i ciekawość. Na ogół jednak unikała zbytniego wysiłku. W końcu była dosyć niska, i jeśli chodziło o kwestie fizyczne, to musiała się natrudzić i wysilić, by chociażby dotrzymać kroku wyższym znajomym... Gdyby w tej chwili Gryfon zapytał Kryśkę, czemu się tak do niego klei, Grimowa musiałaby trochę pomyśleć nad odpowiedzią. Nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, jak zadziałał na nią olejek użyty przez masażystę podczas masażu. Pewnie gdyby nie to, czułaby się trochę dziwnie przebywając aż tak blisko chłopaka, mając do tego rękę wciśniętą pod jego kurtkę... Choć z drugiej strony często zdarzało jej się przytulić ze znajomymi czy właśnie ugryźć kogoś w ramię, więc była dosyć przyzwyczajona do różnej bliskości z innymi, nawet znajomymi. W chwili obecnej działała jednak pod wpływem eliksiru, więc może to lepiej, że Russell o nic nie pytał. - Znasz mnie długo, więc powinieneś wiedzieć, że zrobiłabym to. Włosy i tak z czasem by ci odrosły, a zemsta musi być - powiedziała rozbawiona, choć nie do końca był to żart. Christina na ogół nie była okrutna, ale w pewnych okolicznościach potrafiła być mściwa. I naprawdę byłaby zdolna do ziszczenia zapowiedzianej groźby. - Nie no, Romeo i Julia popełnili samobójstwo. Nas po prostu coś by zabiło, a to jest różnica - zauważyła wspaniałomyślnie Gremlinowa, która znała całkiem dobrze kulturę mugolską. Co prawda z ojcem częściej czytała komiksy niż jakieś dramaty, ale te sławniejsze dzieła kojarzyła. - Wiesz, nigdy nie wiadomo czy nie ukrywa się tam jakiś niedźwiedź czy coś równie śmiercionośnego - dodała, wzruszając jednym ramieniem, a drugim mocniej oplatając Russella w pasie. Przyglądała się śladom, anie nie potrafiła ich nijak rozpoznać. Mogła więcej poczytać o tutejszych zwierzętach.
Masyw Mont Blanc okazał się być wyjątkowo wdzięcznym miejscem dla profesji fotografa - zjawiskowe szczyty, pełne życia stoki, góry śniegu na każdym kroku aż prosiły się o wykorzystanie do prawdziwie zimowej sesji. Jednakże, choć urokliwe, francuski magazyn "Sorcière-Hebdo" takich fotografii dostawał setki, a przecież @Elijah J. Swansea oraz @Leonardo O. Vin-Eurico zatrudnieni zostali do zrobienia czegoś wyjątkowego. Nie miała być to zatem kolejna sesja z nartami w garści - dokładnie dopracowany przez stylistów Leonardo wraz z uzbrojonym w profesjonalny aparat Swansea skierowani zostali do miejsca, które wciąż budziło wiele sprzecznych emocji. Mawiało się przecież, że niewielu z tych, co się w nią zagłębiło, dało radę się wydostać. Trudno było o tych plotkach pamiętać, kiedy do jaskini się już weszło. Intensywne błękity uderzały po oczach, a nierównomierna powierzchnia sklepienia przypominała nieco wielką falę, która zamarzła, powstrzymana przed pochłonięciem wszystkiego na swej drodze. Gdzieniegdzie błyskały ich odbicia, gdzieś znów wydało się, jakby zamarznięta w ścianach woda zaczynała wirować, a podłoże poza kamykami obfitowało w świadectwa istnienia życia; odbicia drobnych łapek, porzuconego ogona... A im bardziej się zagłębiali, tym mniej mogli odnaleźć różnic pomiędzy kolejnymi korytarzami. Aż w końcu zgasło światło. Na kilka sekund ogarnęła ich nieprzenikniona ciemność, która rozrzedziła się niemal tak szybko, jak się pojawiła. Jednakże nie wszystko było dokładnie takie, jak początkowo im się wydawało. Nie minęła minuta, a wszelkie światło ponownie zniknęło, pozostawiając ich w wyjątkowo niekomfortowej sytuacji, wszak mieli pracę do wykonania, mimo tak wielkiej przeszkody...
Garść informacji dla waszej dwójki: - w jaskini jest maksymalnie ciemno - nie widzicie siebie wzajemnie, skał, swoich palców, bazujecie tylko na tym, co udało się wam zapamiętać oraz na dotyku - zarys sytuacji: Elijah znajduje się niedaleko przejścia, z którego przybyliście (wschód). Zanim zgasło światło miał dobry widok na większość powierzchni. Leo znajduje się przy ścianie jaskini (północ), która pokryta jest runami i bardzo starym pismem obrazkowym. Jeżeli będzie szedł przy ścianie na wschód, czyli w stronę Elijaha, zauważy że sklepienie stromo zaczyna się zwężać. Jeżeli spróbuje się cofnąć (południe), za jego plecami znajduje się efektowne skupisko stalagmitów - lepiej się o nie nie potknąć! Z kolei jeśli ze swojej pozycji zdecyduje się iść w lewo (zachód) znajdzie się w kolejnym półokrągłym korytarzu, którego podłoże wygląda jakby zostało zalane wodą. - musicie wspólnie wybrać miejsce, w którym zrobicie zdjęcie - ciemność jest iluzją dla waszych oczu - sprzęt jej nie uchwyci - każdy z was dostanie na pw informacje specjalnie dla waszej postaci. Nie możecie pozafabularnie się nimi dzielić! - od Waszej współpracy, decyzji, ale też szczęścia będzie zależało, ile zdjęć zrobicie - nie zakładam dla nikogo trwałych urazów, ale z góry uprzedzam, że może pojawić się niebezpieczeństwo! W razie pytań, piszcie do @Ezra T. Clarke
______________________
Avdotya A. Grigoryeva
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 154cm
C. szczególne : Blizna pod lewym nadgarstkiem; dość nietypowy akcent (mieszanka rosyjskiego i japońskiego)
//Generalnie jeśli wam posta pisze to dajcie znac na disco/gg. Violka ma oba, moze sie podzielić. Ostatnio nie patrze aż tyle na Czaro. PW też zadziała, bo mi przyjdzie na maila info xD Oznaczenie chyba też, dunno.
Rozmowa schodziła na całkiem niebezpieczny temat. Niebezpieczny głównie dla Duns, bo była dzieckiem specjalnej troski. Tak specjalnej, że dorobiła się fanclubu, a po feriach miał odbyć się pierwszy meeting. Tylko chyba bez autografów, dunno. Włożyła ręce w kieszenie słuchając zarówno wywodu o sanatorium, jak i o dopieczeniu Cromwellowi. Ściągnęła brwi zastanawiając się, co w tej sytuacji zrobić. Nie chciała, żeby ominęło ją coś śmiesznego, ale z drugiej strony... - Oszczędźmy może Hala...póki co. - rzuciła do dziewczyn z dość kwaśną miną. No tak. Wykręciłaby mu coś, jasne. Ale może nie w tym momencie. W jakiejś trochę dalszej przyszłości może. To tak jak z chęcią pozabijania wszystkich mugolaków przez nie wiem... Jakiegoś ziomeczka Slytherinu, jak Asteria. Niby się chce, ale się tego nie robi. Znaczy nie na jakąś wielką skalę - A jeśli bardzo chcecie dopiec Halowi, to beze mnie. Nie, żebym nagle zaczęła pałać do niego sympatią, ale nie chcę mu przed końcem ferii dawać kolejnego powodu, by mi po nich dopierdolić. Volka, ty widziałaś tę imbę na moim wizzie, nie? - iks de normalnie. - No, to przed tym spotkaniem mojego kółeczka fanów wolę nie. Zwłaszcza, że wygląda na to, że Hal będzie mieć obstawę w postaci profesor Jones, a ja... no, nie. - tu powinna znaleźć się emotka wzruszenia ramionami, bo w sumie to idealnie oddawałaby teraz nastrój Avdotyi. Well... Shit happens, nothing new. No i nie bardzo miała jak wiedzieć, że Voralberg też chce wpaść. A jakby wiedziała, to pewnie przeklęłaby bardzo głośno w duchu. Raczej nie spodziewała się po nikim, żeby stwierdził, że nauczycieli trochę pojebało i powinni wyciągnąć kije z tyłka. - No chyba, że nie wiem.. To byłby BARDZO DELIKATNY prank, z którym mnie nie powiążą. Ale wy nie wiecie, co to znaczy "delikatny". - westchnęła ciężko. - Ja też nie. - dodała, żeby nie było wątpliwości. No co zrobisz? Nic nie zrobisz. Została jeszcze kwestia bałwanka. Przydałoby się coś ciemnego i dużego, żeby to było widoczne. - Albo dziury na wylot...? - rzuciła randomowo patrząc na śnieżny twór, po czym spojrzała na Violkę - Albo zapchaj je szyszkami. I tak jest zajebisty, a nic lepszego nie znajdziemy. - po kiego kombinować? Grunt, że będzie miał oczy. I będzie skończony. A wtedy, zamiast marznąc przy wyjściu, będą mogły pójść nie wiem... Do baru.
Jakoś go nie dziwiło to, że Kryśka nie pobiłaby nikogo. Może miał jakieś bardzo zacofane poglądy, ale nie mógł sobie wyobrazić żadnej dziewczyny zdolnej do czegoś takiego. Kobiety na ogół były stworzone, by być piękne, rządziły facetami, miały lekką pracę i były kuszące. Nie nadawały się do bójek czy ciężkiej pracy fizycznej. Przynajmniej on by nie pozwolił swojej kobiecie na coś takiego. I nie mówię tu, że dziewczyna ma cały dzień stać przy garach czy coś podobnego. - Pamiętaj, że z kim się zadajesz, taki się stajesz. To była twoja decyzja podjęta kilka lat temu. Jeśli chcesz mi robić wyrzuty sumienia to nic z tego.- zaśmiał się, ale długo to nie trwało, bo zaraz dźgnęła go w żebra. Jak on tego nie lubił! Chłopak zdecydowanie wolał jedzenie niż naukę. Zawsze miał przy sobie coś do jedzenia na wypadek, gdyby zgłodniał. Droga do kuchni? Odkrył parę lat temu. Od tamtego momentu kuchnię regularnie odwiedza. Zresztą nie sam. Kryśkę parę razy tam zabrał, by nie czuła się samotna! Zawsze ją zabierał, kiedy akurat miał w głowie jakiś głupi pomysł. Ta na szczęście mu się rzadko sprzeciwiała. W innym wypadku kogo miałby prosić o pomoc? Jeśli to tak olejek na nią działał, to może Russell powinien był zakupić większą ilość? Może były tu dostępne nawet jakieś eliksiry? Nie to, że codziennie by dolewał dziewczynie do soku dyniowego czy coś, ale dobrze byłoby mieć przy sobie coś takiego. Może kiedyś nie tylko na Kryśce by to wypróbował. Taki as w rękawie to pożyteczna rzecz. - Ale czy aby na pewno dobrze to przemyślałaś? Wiesz, że za to i ja bym się zemścił, a to już nie byłoby takie śmieszne.- powiedział zupełnie poważnie, nie odsuwając się ani o milimetr od niej. Przyzwyczaił się do ciepła jej ciała. Mógłby tu zostać na zawsze, ale nie teraz o tym. Chłopak zawsze był mściwy. Oko za oko, ząb za ząb. Jeśli zrobiłaby mu coś tak okrutnego, jak zgolenie głowy i brwi na zero to on wymyśliłby również coś strasznego. Znał ją kilka lat i parę rzeczy wiedział o niej, więc mogłoby mu wypadkiem się coś wymsknąć albo parę zdjęć by mu się przypadkiem opublikowało. Był skrytym fotografem i miał niezłą galerię upokarzających zdjęć dziewczyny. Niektórych nawet półnagich. Czy byłby zdolny do czegoś takiego? W akcie zemsty zrobiłby naprawdę wiele. - Śmierć to śmierć. Nie widzę różnicy między samobójstwem czy zjedzeniem przez bestię. Skutek taki sam - mruknął pod nosem. - Jesteś pewna, że niedźwiedzie tu przybywają - zaczął się zastanawiać na głos. Nigdy na żywo nie widział niedźwiedzia. To mógłby być pierwszy raz. Już teraz był podekscytowany. Ścisnął bardziej dziewczynę zadowolony.
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kryśka, choć fizycznie nie bardzo nadawała się do walki, miała walecznego ducha. Nie miałaby nic przeciwko rzuceniu się na kogoś z pazurami i kopniakami. To, że nie odniosłaby tym atakiem większego efektu, nie było zbyt ważne. Christina mogła być mała i drobna, ale tak naprawdę wcale nie była miłą i potulną osóbką. Była wredna, pyskata i czasami zbyt narwana. Chyba nie bardzo pasowała do Russellowej wizji pięknych i delikatnych dziewcząt. Kto by jednak przejmował się tym, by pasować do czyjejś wizji świata? Na pewne nie Grimowa. - Leniwa jestem od dziecka, więc to nie do końca twoja sprawka. Nie przywłaszczaj sobie tej zasługi. Geny też zrobiły swoje – powiedziała rozbawiona. To była prawda. Kryśka była leniem na długo przed przyjściem do Hogwartu, gdzie poznała Alvareza. To, że była mała, działało na jej korzyść – dużo osób pozwalało jej się sobą wysługiwać, z czego ona niejednokrotnie korzystała. Nauka, choć nie wymagała zbytniego wysiłku, też nie znajdowała się w kręgu zainteresowań Gremlinowej, która wolała zajmować się innymi, przyjemniejszymi czynnościami. Na przykład jedzeniem. Albo czytaniem komiksów. To było coś naprawdę ciekawego. No bo kto nie lubił dobrego jedzonka? Gdyby Russell podzielił się z nią swoimi niecnymi planami dotyczącymi wykorzystania olejku, pewnie znów zarobiłby dźgnięcie palcem w żebra. Kryśka nie miała nic przeciwko dziwnym, romantycznym zapędom przyjaciela, choć nie zawsze je rozumiała. Wszystko jednak miało swoje granice, nawet jej tolerancja. A upijanie kogoś eliksirem, nawet jeśli rozcieńczonym, wykraczało poza te granice. Może to i dobrze, że Gryfon nie zdawał sobie sprawy z działającego na Christi olejku, a ona nie wiedziała o jego ewentualnych fantazjach co do jego zastosowania… - No cóż… Koło zemsty nie miałoby końca – powiedziała, wzruszając jednym ramieniem. Grimowa była niesamowicie wręcz zawzięta i mściwa, nie lubiła okazywać słabości i odpuszczać. Fakt, Russell wiedział o niej dużo, ale też Kryśka nie ryła się ze swoim lękiem wysokości, czy też z miłością do mugolskich komiksów i superbohaterów. Nawet w ośrodku miała ze sobą ubrania z motywami postaci znanych z komiksów Marvela i DC. Zdjęcia jednak wymagałaby od niej kolejnej zemsty. I to, że dziewczyna nie wstydziła się swojego ciała, nie miało tu wiele do rzeczy. Pewne zniewagi po prostu wymagały krwi. Choć teraz Alvarez mógł co najwyżej pomarzyć o zobaczeniu Christiny w takiej sytuacji. Od czasu pożaru starała się nie pokazywać nikomu, nawet Russellowi, blizn, które zajmowały prawie połowę jej ciała. - Skutek może i tak, ale rozszarpanie przez bestię jest gorsze. Leżysz, życie z ciebie ucieka, a ty widzisz wokół siebie swoje własne wnętrzności – opisała mu malowniczo swoją wizję tej śmierci. Jej zdaniem różnica była spora. Każdy jednak miał prawo do własnego zdania i własnych odczuć. – Nie jestem. Nie znam się za bardzo na zwierzętach. Tak tylko zasugerowałam – powiedziała, wzruszając ramionami i również ściskając mocniej towarzysza. Rozglądała się po jaskini, mając wrażenie, że to ciągle ten sam odcinek korytarza. Chyba wzrok płatał jej figle.
Patrzenie na jej reakcje sprawiało mu ten najczystszy rodzaj satysfakcji, który odciskał się pobłażliwym uśmiechem na jego ustach, przy każdym kolejnym kroku dodając oczu tego charakterystycznego błysku, który ożywiał ciemne w półmroku jaskini oczy. Zaśmiał się nisko słysząc to oskarżenie padające w jego stronę i zaraz przesunął po niej analitycznym wzrokiem, kończącym się na jej różdżce, dopiero teraz orientując się, że nie rzuciła Lumos dla lepszego widoku, ale dla j a k i e g o k o l w i e k. Uświadamiając to sobie tym chętniej chciał popchnąć ją w głąb jaskini. Ślepą, samotną, bezbronną mimo trzymanej różdżki. Jego słaba, waleczna Dear. Ledwie jednak jego dłoń oderwała się od materiału jej ubrania, a poczuł na sobie desperackie palce zaciskające się wokół łokcia, więc odruchowo odchylił głowę nieco w tył, patrząc na nią z góry, niemal wręcz żałując, że i ona nie może odczuć tej idealnie wyważonej pogardy wymalowanej na jego twarzy. Odruchowo sięgnął w stronę różdżki, ale ledwie musnął jej kraniec, a zatrzymał się i cofnął dłoń, zmieniając zdanie. To byłoby za proste. Cały urok Dear polegał na tym, że nie obezwładniał jej zupełnie, a przecież przez halucynacje była już wystarczająco osłabiona. Skoro wybrała jego zamiast jaskini, to niech tego pożałuje lub niech zda sobie sprawę, że naprawdę tego pragnie. Oplótł palce wokół jej nadgarstka, bezceremonialnie odrywając ją od swojego łokcia, zaraz znów przysuwając się do niej od tyłu, jednocześnie zdejmując zębami rękawiczkę z drugiej swojej dłoni, porzucając ją bez choćby jednej myśli na ziemię. Ciepłe palce przepłynęły delikatnie po wychłodzonym policzku, aż kciuk nie zatrzymał się na dolnej wardze Heaven, rozchylając w ten sposób usta. Delikatny z początku gest nabrał na agresywności, gdy palce zacisnęły się wokół jej brody, a kciuk wdarł się do środka, by oprzeć się na wilgotnym języku, jakby chciał sprawdzić czy Ślizgonka naprawdę jest w stanie ugryźć. W tym samym czasie pociągnął rękę za wciąż trzymany nadgarstek, przyciskając przedramię do jej podbrzusza i napierając na nią, by unieruchomić ją w tym ciasnym złączeniu ich ciał. - To nie brzmiało jak prośba, Dear - wymruczał, zwalniając ucisk na nadgarstku tylko po to, by wsunąć swoje palce między jej własne i trzymaną w ten sposób dłoń poprowadzić powoli pod materiał jej ubrań, przez biodro i mostek, aż podciągając w ten sposób kurtkę nie odsłonił na chłód nagiej skóry brzucha. Cofnął dłoń z jej ust, na pożegnanie przecierając kciukiem wargę, by wygiąć ją nieco w bok, przejechał dłonią po jej ramieniu aż nie oplótł palcami nadgarstka, by w ten sposób wygiąć różdżkę z Lumos w odpowiednią stronę. - Ale i tak Cię poprowadzę - dodał stanowczo i naparł na nią, by zrobić pierwszy wspólny krok w odnogę jaskini, na której ścianach mroźne wzory układały się w fantazyjnie złączone z sobą kształty wielorybów.
Nie rozumiała wielu lęków. Zwłaszcza tych irracjonalnych, zupełnie nieuzasadnionych. Strachu przed pająkami, owadami, wężami, duchami, czymkolwiek tego typu. A zwłaszcza przed ciemnością. Zawsze twierdziła, że to śmieszne bać się czegoś, co realnie nam nie zagraża. Jednak po pamiętnej wizycie w jaskini sporo w tej żelaznej logice uległo zachwianiu, a Heaven już nie wkraczała z tak dużą pewnością w ciemne pomieszczenia. Chociaż w obecności Pazuzu nie pierwszy raz naprawdę się bała, to chyba pierwszy raz ten lęk był tak silny, tak wyraźny i tak przytłaczający. To nie była szatnia, korytarz, błonia, żadne pomieszczenie, do którego prędzej czy później ktoś wejdzie, co by się nie działo. Tym razem naprawdę była zdana na niego, na jego łaskę i niełaskę, a wiedziała, że o to pierwsze nigdy nie jest z nim łatwo. Nie wiedziała co jest prawdą, a co tylko złudzeniem. Który oddech to rzeczywiście jego oddech, czy jego dotyk to naprawdę jego dotyk, który odgłos słyszą oboje, a które dźwięki tylko sobie wyobraża. Słyszała krzyki, piski, szepty, czuła chłodny wiatr, ledwo wyczuwalne muśnięcia na swojej skórze i chociaż zdawała się być zagubiona w tych wszystkich mylących bodźcach, jego silnego uścisku nie dało się z niczym pomylić. Ani żadne złudzenie, ani żadna lina, ani nawet drętwota nie były tak obezwładniające, nie kradły jej aż tyle siły. Zadrżała, kiedy dotknął jej policzka i niemal znieruchomiała, jak zawsze zastanawiając się do czego zmierza i co próbuje osiągnąć. Nie ważne czy to był żelazny uścisk, czy ledwo wyczuwalne muśnięcie, zawsze czuła, jakby jego dotyk był przemyślany, wycelowany w konkretne miejsce, jakby szukał na jej ciele guzika, który może nacisnąć, żeby wywołać odpowiednią reakcję. To było inne niż te niechlujne, przypadkowe muśnięcia mistycznego czegoś w jaskini i dlatego tak łatwo była w stanie je odróżnić. Zacisnęła powieki, kiedy jego palce odnalazły jej usta i przełknęła ślinę czując, jak jednocześnie chwyta jej brodę i dostaje się do jej ust nie zważając na to czy stawia opór. Zresztą, nawet gdyby zwrócił na to uwagę, niewiele by to zmieniło, bo tym razem Heaven nie zdobyła się na najmniejszy protest. Nie gryzła. Nawet nie nacisnęła zębów na jego skórze. Za to zastanawiała się, czy utrzymując z nim kontakt na pewno czuje się bezpieczniej, niż gdyby znalazła się tu sama. Jego bliskość w tych okolicznościach była nawet bardziej przerażająca niż normalnie. Mimo grubej kurtki, na jej rękach pojawiła się gęsia skórka i poczuła, jak przechodzi ją dziwny dreszcz. Zwłaszcza, kiedy złączył ich dłonie i wsunął się nią pod jej kurtkę sprawiając, że natychmiast się spięła. Poczuła złość, której nie dała ujścia, ale to nie była jedyna reakcja. Ten twardy uścisk poza niepokojem i bezradnością wzbudzał w niej coś jeszcze, coś, co szybko chciała wyprzeć i jak najbardziej się od tego odciąć. Dziękowała Merlinowi, że nic nie widzi i starała sobie wyobrazić, że jest tu z kimś innym, z osobą która takim zachowaniem i gestami wywołałaby w niej tylko i wyłącznie wściekłość, nic więcej. To nie było łatwe kłamstwo do wmówienia samej sobie. - Wychodzimy? - zapytała, dalej z wyczuwalną paniką w głosie, chociaż bezmyślnie dała mu się prowadzić, nie szarpiąc się zbyt mocno. Nie miała pojęcia w którym kierunku idą, ale wiara w to, że zmierzają do wyjścia była po prostu głupia i Heaven doskonale o tym wiedziała. Zwłaszcza, że krzyki, które słyszała narastały, zupełnie jakby zbliżali się do ich źródła. - Słyszysz te krzyki? Nie chce iść dalej - oparła się w końcu i spróbowała zatrzymać, odpychając stanowczo jego rękę ze swojego brzucha, ale nie puszczając go całkowicie i pilnując, żeby nie stracić choćby najdrobniejszego cielesnego kontaktu. - Okej, boję się. Zadowolony? Teraz stąd wyjdźmy.
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
Wybrał się na długi spacer bez konkretnego celu. Na samym początku wyjazdu wydawało mu się, że całe dnie spędzi na stoku, szlifując umiejętności jazdy na snowflowie, ale szybko okazało się, że wcale nie ma na to szczególnej ochoty. Do wniosku tego przyczyniły się zapewne ceny wypożyczenia (o kupnie nawet nie marzył) sprzętu, bo choć nie były bardzo wygórowane, były wystarczająco wysokie, aby go zniechęcić. Gdyby wypożyczył snowflow, musiałby ograniczać wydatki kosztem innych, jakże licznych w tym urokliwym miasteczku atrakcji. Po szybkim przekalkulowaniu co bardziej mu się przyda, odpowiedź była oczywista i podana jak na dłoni. Szczerze mówiąc – nie żałował. Jazda na desce być może go kręciła, a uprawianie sportu relaksowało i poprawiało humor, ale z drugiej strony górskie przechadzki bywały równie wymagające pod względem kondycji, a wiązały się z nieporównywalnymi do tłocznego stoku odczuciami. Przestrzeń, którą podczas nich zyskiwał, widoki, które chłonął i elementy świata, które poznawał sprawiały mu radość – a więc były warte tego poświęcenia. Bruna zauważył już z daleka – przez tych kilka miesięcy spędzonych w Hogwarcie nauczył się rozpoznawać charakterystyczną, wątłą sylwetkę i oddzielać ją od innych z trafnością, która bez mała wykluczała możliwość pomyłki. Ucieszony z szansy na zyskanie towarzystwa, przyspieszył kroku żeby go dogonić... nim jednak do niego dotarł, pożałował tej spontanicznej decyzji, niepewny czy aby na pewno chłopak ma ochotę na jego towarzystwo. Na ostatnim „treningu” wyglądał na speszonego jego obecnością, a na domiar złego w czasie jego trwania speszył go jeszcze bardziej swoim durnym pytaniem dlaczego nie jest w drużynie. Od tamtej pory nie mieli okazji porozmawiać i prawdę powiedziawszy wcale nie wiedział na czym teraz stoją. Tak jakby i bez tego nie było między nimi dziwnie. Przystanął, klnąc w myślach i stał tak przez moment, pozwalając żeby lodowaty wiatr zawiewający znad jeziora przekładał nieosłonięte czapką loki wedle własnego uznania. Patrzył w malejące plecy oddalającego się Gryfona, a niewypowiadane przekleństwa przybierały na sile z każdym mijający ułamkiem sekundy. W końcu doszedł do wniosku, że unikanie jego towarzystwa jest o wiele nieprzyjemniejsze niż zakłopotanie, w jakie bez mała miał go wprawić; z nagłym opamiętaniem ruszył za nim truchtem, ostatecznie się z nim zrównując. Nie było już odwrotu. — Bruno! — uśmiechnął się na powitanie, przystając i licząc, że i on się zatrzyma. I właśnie wtedy dotarło do niego, że w głowie ma zupełną pustkę. Co robić? CO MÓWIĆ? Olśnienie przyszło z niewielkim opóźnieniem. — Pomyślałem, że... — rozejrzał się i zmarszczył nieco brwi, widząc na śniegu samotną szyszkę — ...że może to Twoja szyszka? — To mówiąc, schylił się po nią i podał ją chłopakowi. W jego myślach byle jakie wyjaśnienie bezczelnego zatrzymywania go brzmiało dobrze, ale kiedy już wypowiedział to na głos, przekonał się jak bardzo się mylił. Uśmiechnął się, robiąc dobrą minę do złej gry. Czy właśnie podrywał go na szyszkę?! — Idziesz w jakieś... konkretne miejsce? — przestąpił z nogi na nogę, a z niewiedzy co zrobić z rękoma, po prostu wcisnął ręce głęboko w kieszenie ciemnozielonej kurtki. Na brodę Rasputina, w życiu chyba nie zachowywał się w taki sposób – jak skończony kretyn, który nie potrafi znaleźć języka w gębie. Gdyby chociaż mógł zrzucić to na angielski...