Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Czas było przekierować trochę uwagi na szukających, zwłaszcza, kiedy dostrzegłam kątem oka, że Morgan radzi sobie całkiem nieźle. Na chwilę straciła środek rozgrywki z oczu i kiedy miała tłuczek do dyspozycji, zamiast celować w obrońce czy ścigającego, skierowała go prosto w gryfonkę. Z zaskoczeniem przyjęła fakt, że znowu trafiła. Widocznie w ciąży, mimo dużo mniejszej sprawności też dawała sobie nieźle radę. Widziała, że przerwała jej w najgorszym możliwym momencie i bardzo ją to uciszyło. Kiedy doszła do wniosku, że kupiła sobie trochę cennego czasu, znowu wróciłam spojrzeniem na rozgrywającego kafla. Musieli wziąć się w garść, bo z bramkami z ich strony było różnie.
Kuferek: 5 +6 Kostka: H, trafiam
Autor
Wiadomość
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Atak 2(26), 1(51), 3(23) Obrona 1, 3, 3(2+1 za lekcje) -> 1 przerzucone na 2… Ocena F=60%+10(pozycja)=70% Ocena łączna (100%) + (70%) + (e3) + (e4) = wynik, od niego będzie zależeć ocena. modyfikatory 10% za pozycje, +1 za lekcje, przerzut za trening
Jakimś cudem nie szło jej tak źle, jak myślała, gdy trzymała kafel w dłoni, ale nie na tym etapie jej zależało. Czekała na część dotyczącą pałkarskiej smykałki, nie chcąc nikogo zawieść, a już szczególnie Boyda. Nie po to wspólnie trenowali, żeby teraz wyłożyła się w trakcie testów. Tego nie mogłaby znieść, a możliwe, że zaczęłaby myśleć o odejściu z drużyny. Zacisnęła zęby, kiedy przyszła ich pora na małe starcie. Etap przypominał ich wcześniejszy trening, więc wszystko powinno być w porządku. Skinęła głową, gdy krzyknął, że zaczyna i podleciała w stronę pętli, gotowa bronić. Najwyraźniej jednak za bardzo podobał jej się Boyd w akcji, a może za bardzo stresowała się testami, ale nie zdążyła dolecieć i tłuczek przeleciał przez obręcz. Skrzywiła się, ale przecież co nie zabije, to wzmocni. Następne uderzenie Boyda szybowało prosto na nią i to z dużą prędkością, ale była już przygotowana. W końcu trenowali wcześniej razem, wiedziała, czego może się spodziewać. Odbiła w bok, co może nie było dobre, ale przynajmniej nie rozbiła sobie nosa, jak już niektórym się zdarzyło. Ostatni strzał, na pętlę, również obroniła, wybijając tłuczek w bok. - Jak to jest, że na meczu idzie świetnie, na treningach też, a na testach… Przynajmniej tobie dobrze poszło - rzuciła do Boyda, kiedy już wylądowali.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Atak: 2 (93), 4 (20), 1 (50) Obrona:3, 1, 5 Ocena:A = 10% + 10%(kostki obrona) + 10%(modyfikator za lekcje z Walshem) = 30% Ocena łączna: (e1: 90%) + (e2: 30%) + (e3: ??) + (e4: ??) modyfikatory: domniemana obecność na lekcji (+1 do kości na ocenę)
Oboje wiedzieli, że nie poszło im najlepiej - i cóż, tak właśnie bywało. Edgcumbe się tym nie dręczył - wiedział, że każdy miewał gorsze dni, gorsze momenty. Przecież na co dzień byli dobrze zapowiadającymi się ścigającymi. Kafla nie upuścili - tragedii nie było - były tylko liczne siniaki, które zejdą w kilka najbliższych dni. A i tak nie latali jeszcze strojach kąpielowych, jak im obiecywał Josh. Koniec roku szkolnego, ale mundurki dalej obowiązywały - nie będzie krótkich ubrań, nie będzie widać sińców, proste. — Nie obrażaj mnie, Fitzgerald! — sarknął, kiedy ten wspomniał o hamowaniu się. Co jak co - ale oni i hamowanie się w sporcie? To w ogóle nie powinno mieć miejsca. Gdyby Thaddeus miał naprzeciwko sobie swoją Peregrine - ale też inną dziewczynę - był pewien, że nagle złapałby zeza przy ciskaniu tłuczkiem i puścił go gdzieś w chmury. Ale w przypadku Williama? Ha! Nie było opcji. Ponownie wzbili się w powietrze - a Thaddeus zważywszy quidditchowską pałkę w swojej dłoni - zmarszczył brwi, wydawała mu się dziwnie mała. A wątpił, żeby przez ostatnie trzy miesiące dłonie mu urosły, nie bądźmy niedorzeczni. — Dalej Fitz! — ustawił się tuż przy pętlach, obserwując poczynania rudzielca. I rzeczywiście - jego kumpel się nie hamował, posyłając dwa z trzech tłuczków prosto w niego - i akurat te udało mu się odbić, raz nawet idealnie do Ślizgona - wykorzystując to, że sam Will grzmotnął nim całkiem słusznie. Niestety - jeden z tłuczków przepuścił - i jedyny plus z tego był taki, że pętlą nie był żaden człowiek - chociaż nie można powiedzieć, że Edgcumbe był załamany, bo wyszczerzył się po tym trafieniu do Fitzgeralda, pokazując mu kciuk w górę. — Nieźle! Potem zamienili się miejscami - Thad stracił nieco animuszu. Cholernie nie lubił ciskać w kogoś tłuczkami - dlatego też celował prosto w pętle, które bronił William - a bronił naprawdę dobrze. To znów go nieco ośmieliło - i ostatni, trzeci tłuczek posłał prosto w Ślizgona - który i jego odbił w drogę powrotną do niego. Thaddeus zgrabnie odbił tłuczek, by zaraz zejść na ziemię, za przykładem przyjaciela. — Lepszy z Ciebie pałkarz niż ja — przyznał z uśmiechem, zbijając z Fitzgeraldem piątkę i klepiąc go po ramieniu w geście uznania. Przynajmniej nie rozkwasili sobie nosów nawzajem.
Obserwował, jak wszystkim szło w trakcie drugiego etapu, czasem mając ochotę uderzyć się w czoło. Niektóre osoby zaskakiwały go swoimi zdolnościami. Nie zwracał uwagę teraz na siłę uderzenia, w końcu adrenalina dodawała sił w trakcie meczu. Teraz ćwiczyli precyzję, a raczej sprawdzał ich zdolności. - Panno Brandon! Świetna robota! - pochwalił Krukonkę, która wcześniej za bardzo wzięła sobie do serca jego krytykę. Cóż, powinien pamiętać, że skoro Avgust miał niskie zdanie o nich, on powinien poprawić im nieco humor, zamiast podejść do nich podobnie. Na szczęście powoli wracał mu humor, co było widać w jego rozluźnionej postawie. Przynajmniej do czasu, aż Ó Cealláchain wylądował obok niego. Uśmiechnął się jednak do niego szeroko. - Panie Ó Cealláchain, ocena miała pana zwabić do mnie na chwilę. Proszę mi powiedzieć, w kilku słowach, jaka jest kondycja drużyny? Ocena jest wyższa, spokojnie - rzucił, mrugając do niego zaczepnie, po czym spojrzał na kolejnych, którzy ścierali ię jako pałkarze, słuchając również odpowiedzi Ślizgona. Interesowało go to, biorąc pod uwagę, że tak właściwie na jego zajęciach do tej pory bywały tylko trzy osoby. William, Matthew, którego teraz brakowało i Fillin. Obecne teraz dziewczęta, czy sam Solberg, któremu szczęśliwie szło dobrze, pomimo idiotycznego stroju, nie byli częstymi gośćmi. Gdyby jeśli Dom Węża wygrywał w turnieju, ale plasowali się na trzecim miejscu i to tylko dlatego, że Puchoni mieli w tym roku problem. - Brawo Panno Davies! Może pora przemyśleć zmianę pozycji? - pochwalił Gryfonkę, gdy jako jedyna trzykrotnie celowała poprawnie w pętle oraz obroniła wszystkie trzy ataki Swansea. Owszem, nie były co idealne podania, ale w końcu nie grała na tej pozycji, a pałkarze mieli większe trudności z celowaniem, niż ona. W końcu wszyscy zakończyli ćwiczenia i stanął przed nimi z notesem. Tym razem jednak nie odczytywał kto, spojrzał jednak na możliwości. Czy istniał cień szansy na to, że będą mieć zajęcia w strojach kąpielowych? Warunkiem było dziesięć osób, obecnie było ich dziewięciu. Jeśli nic się nie pogorszy, będą mieć luźną, mokrą, lekcję. Spojrzał po wszystkich zebranych, a słysząc, jak Sophie woła go, skierował się do dziewczyn, żeby wyleczyć złamany nos Katherine. Będąc pewnym, że wszystko już jest w porządku ze Ślizgonką, wrócił do pozostałych. - Przypomnę, że zadanie polegało na posłaniu tłuczka między pętle, nie w swojego partnera - rzucił, wyraźnie rozbawiony, ale nie naśmiewający się z nich. - Nie mogę jednak was winić, zawsze lepiej posłać tłuczek w stronę prawdziwego przeciwnika, niż wyimaginowanego, ale celność jest ważna. Co się tyczy obrony... - wciągnął powietrze, biorąc pałkę do ręki i podrzucając nią chwilę, jakby sprawdzał jej wagę i chciał poprawnie złapać. - Nie wszyscy tu są pałkarzami, ale każdy powinien o tym pamiętać. Pałka jest przedłużeniem waszej ręki, a przynajmniej powinna nim być, nie po prostu narzędziem do gry. Jeśli więc nie złapiecie jej poprawnie i będziecie odbijać chaotycznie. W efekcie albo pałka zostanie wytrącona wam z ręki, albo tłuczek odbije się w was, a tego chcielibyśmy uniknąć - skomentował drugi etap, wyraźnie wracając do swojego typowego humoru i sposobu prowadzenia lekcji. Nie był może wybitnie szczęśliwy, ale przynajmniej nie gryzło go już narzekanie Avgusta. Widział na własne oczy, jak idzie im kolejno przerzucanie kafla, odbijanie tłuczków. Zostało im łapanie znicza oraz obrona pętli. Uśmiechnął się lekko, składając notes i chowając go do kieszeni. Chwała małym formatom! Złapał jedną ze szkolnych mioteł w dłoń i sam wzniósł się w powietrze z kaflem w dłoni. - Teraz będziecie próbowali obronić pętle, a ja będę rzucać. Jesteście już przyzwyczajeni do własnych zachowań na boisku, tików, które zdradzają, w którą stronę będzie rzucany kafel. Ze mną nie graliście, więc zapraszam! - rzucił radośnie, czując dreszcz emocji, trzymając kafla w dłoni. Odczekał, aż pierwsza osoba zajmie miejsce i ruszył z kaflem, aby rzucić nim między obręcze. Każdemu próbował cztery razy strzelić gola, zapisując później wynik.
Mechanika Josh wykonuje cztery rzuty. Waszym zadaniem jest obronić je, wyrzucając kość odpowiadającej pętli, w którą profesor celuje. 1,2 - lewa pętla 3,4 - środkowa pętla 5,6 - prawa pętla
Przykład: Josh wyrzucił dla twojej postaci 1, 2, 3, 4. Celuje tym samym dwa razy w lewą pętlę i dwa razy w środkową. Twoim zadaniem jest to obronić, więc wyrzucić kość odpowiadającą tej pętli - 1/2, 1/2, 3/4, 3/4.
Modyfikator 1) TRENING - jeśli jeszcze jakieś masz, możesz użyć TYLKO JEDNEGO. Uwaga! Od teraz można użyć także lekcji z Avgustem. - masz przerzut/+1 oczko do dowolnej kości 2) DRUŻYNA - jeśli grasz zawodowo, napisz w jakiej drużynie (musisz być wpisany do spisu i musiało to mieć miejsce przed lekcją) - masz przerzut/+1 oczko do dowolnej kości 3) POZYCJA - jeśli w pracy domowej napisałeś o byciu obrońcą, albo Twoja postać gra na ten pozycji - masz przerzut/+1 do dowolnej kości 4) LEKCJA - chodzi o lekcję Walsha z końcówki marca, gdzie okładaliście się kijami - masz przerzut/+1 do dowolnej kości
Kod
Kod:
<zg>Atak profesora</zg> tu wpisz kostki od Josha <zg> Obrona</zg> tu podlinkuj i wpisz swoje kostki oraz ewentualne przerzuty <zg> Ocena</zg> tu podaj wartość procentową obrony - każde jedno obronienie to 25% <zg>Miotła</zg> zapisz jaką masz miotłę - własna/drużynowa/szkolna - będzie potrzebne przy następnym i ostatnim etapie
termin mija 31.05 o godz. 22:00. Lekcję skończymy w czerwcu niestety
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Atak profesora 4;5;4;2 Obrona4;4;2;5 Ocena 25% Miotła Szkolna
To zadanie było zdecydowanie trudniejsze, gdyż Rasmus naprawdę mówił, że nie jest dobry na obronie. To wymagało większego skupienia, uważania na tłuczki, a nawet patrzenie czy ludzie nagle przepadkiem nie chcą ciebie zrzucić z miotły. Dla siebie miał zatem jedno rozwiązanie - starać się jak może. Ale to także nic nie dało. Ze wszystkich czterech rzutów Josha udało mu się obronić tylko jedno z nich. — Mówiłem panu, panie profesorze w pracy domowej, że moje jedyne zdolności ograniczają się do Ścigającego. Przepraszam, że zawiodłem, Eli. — Powiedział zły na siebie.
Atak profesora: 6 1 4 4 Obrona: 1 1 1 1 przerzucone na 1 1 3 6 Ocena: 50% Miotła: Drużynowa (Nimbus 2015 (?)) Modyfikatory: Lekcja z Avgustem, postać zrobiona po ostatniej lekcji
Kiedy przyszła kolej Darrena na obronę pętli, Krukon wzbił się powoli w górę i zajął miejsce przed słupkami. Szczerze mówiąc, nigdy tego nie robił. Będąc młodszym chciał być, jak każdy dzieciak, szukającym, który praktycznie jednym ruchem może przesądzić o wyniku meczu. Los rzucił go na pozycję pałkarza, na której czuł się wyjątkowo dobrze i nie zamieniłby się z nikim. Podczas jakichś luźnych, wakacyjnych gierek zdarzało się mu być ścigającym gdy było ich tak mało, że rezygnowali po prostu z pałkarzy. Ale obrona? Na tej pozycji bywał najrzadziej, prawie w ogóle. Przy pierwszym rzucie Walsha Darren poczuł się, jakby ktoś rzucił na niego Confundusa. Poleciał zupełnie w drugą stronę, chroniąc pętlę która była całkowicie bezpieczna. Odkupił jednak nieco - nieco - swój błąd broniąc kolejne dwa rzuty, z czego obrona numeru dwa w serii wyszła mu całkiem przyzwoicie. Żeby zaś nie było zbyt kolorowo, ostatniego też nie udało mu się obronić, tym razem chociaż nie poleciał w zupełnie inną stronę.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Atak profesora 4, 2, 1, 6 Obrona5, 6, 1, 2 5 i 6 przerzucone na 4 i 3 Ocena 50% Miotła własna, Nimbus 2015 Modyfikator:Trening krukoński - przerzut poprzednia lekcja - przerzut
Uderzenia tłuczka bywały zdradliwe. W jednym momencie mogłeś czuć się wspaniale, a w drugim wymiotować na murawę przez wstrząśnienie mózgu, które dawało o sobie znać z małym opóźnieniem. Quidditch był niebezpiecznym sportem i zdawała sobie z tego sprawę. I... chyba zdołała jakoś do tego przywyknąć. W zasadzie dopiero grając i doświadczając kontuzji na boisku mogła w pełni poczuć, że żyje. Ból niejako przypominał jej o tym. Bo w końcu tylko umarli nic nie czują. Nie była całkowicie przekonana, co do odpowiedzi Nancy. W końcu sama zbyt często zapewniała innych, że wszystko jest w porządku, gdy było całkowicie na odwrót. Czuła, że Williams w tej chwili robi dokładnie to samo i musiała przyznać, że nie było przyjemnie znajdować się po drugiej stronie tej całej sytuacji. Mimo wszystko jednak postanowiła dać jej nieco przestrzeni zamiast dalej naciskać na nią pytaniami. Dobrze wiedziała, że to nic nie da. Dwie ostatnie pozycje, na których mieli się sprawdzić chyba nie wymagały od nich dalszej pracy w parach. Przynajmniej w przypadku szukającego miało to spory sens, ale jak widać przy pracy na pozycji obrońcy postanowił im pomóc Walsh, wywołując wszystkich po kolei na pętle. Zajęła odpowiednią pozycję na miotle w polu bramkowym i czekała na ruch ze strony Josha. Obserwowała uważnie jego sylwetkę i śledziła tor lotu miotły, starając się przewidzieć jego następny ruch. Zupełnie jak robiła to z wrogimi ścigającymi i obrońcą na boisku. Zresztą sama niejednokrotnie rzucała na obręcze i choć każdy nieco się różnił to wiedziała jak działa umysł ścigającego i czym może się kierować. Pierwszy rzut padł akurat na środkową pętlę, której chwilowo strzegła choć zapewne nauczyciel starał się ją zmylić i zamarkować strzał na którąś z bocznych. Nie dała się jednak zwieść i chwyciła rzuconego kafla, którego następnie podała mężczyźnie, by mógł wykonać kolejny atak. Tym razem na lewą pętlę. Ruszyła w tamtym kierunku, ale nie udało jej się obronić strzału. Jedynie musnęła palcami kafla, kiedy tej przelatywał przez okrąg, zdobywając punkty dla Josha. Trzeci rzut. Ponownie na lewą pętlę. Zapewne miała się tego nie spodziewać, ale była przygotowana do akcji i wybiła piłkę, gdy ta tylko znalazła się zbyt blisko bramek. Niestety przy ostatnim strzale nie miała już tyle szczęścia. Jednak dwa obronione strzały na cztery to... był średni wynik, prawda? Mogło być zdecydowanie lepiej. Dlatego może i bez hańby, ale we wstydzie zleciała na murawę boiska.
Atak profesora 1 5 4 5 Obrona6 4(+1) 2 4(+1) Ocena 50% Miotła własny nimbus Oczka dodałam za marcową lekcję Josha i lekcję Avgusta.
- Nie wiem, presja surowego oka Walsha tak działa? Najważniejsze że na meczach wychodzi, chociaż też jestem wkurwiony że nie poszło teraz tak dobrze - mruknął do Lou gdy wylądowali na murawie po wykonanym zadaniu; powinni byli wykonać je tak, żeby Josh z wrażenia zemdlał a potem wstał i zaczął klaskać, a nie zupełnie przeciętnie, nie wyróżniając się nijak wśród reszty. Lawirując między zmotywowaniem a zniechęceniem, bo niby nadal chciał wypaść jak najlepiej i jak najbardziej się starać, a zarazem wiedział, że na żadnej pozycji już się nie wykaże, wysłuchał kolejnych instrukcji i wzbił się w górę, gdy nadeszła jego kolej. Oczywistym było, że ataki Walsha na bramkę będą mocne, celne i trudne do obronienia, spodobał mu się jednak pomysł stanięcia do pojedynku z nauczycielem - z takim profesjonalistą z pewnością było to większe wyzwanie niż z uczniem. Zacisnął dłonie na miotle i ustawił się przed środkową pętlą, przygotowując się do tego, by w każdej chwili zerwać się w jedną lub drugą stronę; ocenienie zamiarów ścigającego tak, by zdążyć w odpowiednim momencie wydawało mu się trudniejsze niż zrobienie tego samego z tłuczkiem, starał się jednak z całych sił. Efekty jego działań nie były spektakularne, obronił raptem dwa z czterech ataków profesora i może mógłby sobie wmawiać, że to była wina podkręconego kafla, sprytnych zmyłek czy oślepiającego słońca - nie robil tego jednak, świadomy, że to tylko i wyłącznie jego własna niekompetencja. Nie pomagała nawet świadomość, że nie grywał na obronie - był zażenowany tym miernym wynikiem jak Antosha Avgust ich wyczynami na ostatniej lekcji.
Atak profesora5, 5, 1, 2 Obrona2, 5, 3, 1 - przerzut pętli pierwszej z 2 na 4 - przerzut pętli trzeciej z 3 na 4 Ocena 50% Modyfikator:Trening Lekcja z profesorem Walshem Miotła drużynowy Nimbus
Miała poczucie, że wszystko robi źle! To nie tak, tamto nie tak, ale jakimś cudem wszystkie tłuczki poszły jej w pętlę, chociaż nie były jakieś niesamowicie mocno popchnięte. Nie spodziewała się, że teraz otrzyma pochwałę, więc zamrugała, raczej zszokowana i popatrzyła na profesora, jakby chciała go zapytać, o co tutaj dokładnie chodzi. Później zaś skupiła się na nowym zadaniu, mając już nieco więcej wiary w siebie, która zaraz opadła, bo nauczycielowi udało się ją jednak wykiwać. Cóż. Był na pewno lepszym graczem od nich, miał większe doświadczenie i wiedział, co robić. Zagryzła na chwilę wargę, obserwując go uważnie i w chwilę później przechwyciła piłkę, broniąc właściwej pętli, co spowodowało, że serce mocno jej zabiło. Coś jednak się jej udało! Przy trzeciej znowu był problem, ale musiała przyznać, że profesor był w to naprawdę dobry, umiał ją oszukać, co jedynie spowodowało, że wściekle związała włosy, mając zamiar złapać tę ostatnią piłkę, choćby miała dokonać jakiejś szalonej akrobacji w powietrzu. Tym razem ponownie ruszyła we właściwą stronę i punkt był po jej stronie. Uśmiechnęła się lekko, bo mogło pójść jej zdecydowanie gorzej. Nie było aż tak tragicznie, jak sądziła, że będzie.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Atak profesora 1, 2, 6, 3 Obrona3,6, 3, 6 przerzucone pierwsze dwie kostki na: 4, 5 Ocena 0% Miotła Swoja własna, nimbus 2015 Modyfikatory:Trening z Darrenem Drużyna Również przerzut, więc wykorzystuję 2 przerzuty
Nie ma co ukrywać: o ile wcześniej szło jej świetnie, bądź przynajmniej bardzo dobrze, tak teraz każdy mógł się przekonać co do tego, że kompletnie nie nadawała się na pozycję obrońcy w drużynie quidditcha. Nie mogła sobie wyobrazić siebie na miotle, która ma za zadanie odpierać ataki przeciwników. Nigdy nie grała w tym miejscu i teraz doskonale już wiedziała, że pomysł ten należy uważać przynajmniej za beznadziejny. Wsiadła na swoją miotłę i odbiła się mocno od ziemi, zmierzając w kierunku pętli. Jak na obrońcę przystało, ustawiła się przy środkowej pętli, czujnie próbując wychwycić, w którą stronę będzie próbował uderzyć profesor. Myliła się. Za każdym spośród czterech razy... Latała nad boiskiem wokół pętli, kompletnie nie wiedząc, co w zasadzie powinna robić. Liczyła się ze sporą reprymendą, bo chyba nikomu nie poszło w tym etapie tak źle, jak właśnie jej. Świetnie Valenti, naprawdę świetnie. Właśnie idealnie zademonstrowałaś jak "gra" światowej klasy zawodnik...
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Atak profesora5, 3, 1, 4 Obrona4, 3, 4, 2 -> przerzucam 4, 4 i 2 -> 3, 5, 6 Ocena 25% Miotła nimbus 2015 - własny modyfikatory: lekcja z Avgustem, drużyna, lekcja z Walshem
Wciąż uczyła się radzenia sobie z bólem i urazami. Najchętniej skończyłaby lekcję w tym miejscu i wróciła do domu, ale zdawała sobie sprawę, że absolutnie nie mogła się do tego posunąć. Bycie kapitanem miało swoje minusy i chcąc nie chcąc musiała dawać jakiś przykład, nawet jeśli czuła się w tym momencie po prostu fatalnie. Jak to się działo, że podczas treningów szło jej tak kiepsko, a podczas rozgrywek wstępowały w nią jakieś nowe siły i umiejętności? Adrenalina miała na nią aż tak zbawienne działanie? Odetchnęła głęboko, starając się przybrać jak najbardziej swobodny wyraz twarzy i uśmiechnęła się lekko do Violi odprowadzając ją spojrzeniem, kiedy ta leciała na bramki. Obserwowała uważnie jej ruchy, zapamiętując te skuteczne. Nigdy nie stała na bramce, więc nie spodziewała się cudów. Poza tym skoro na tłuczkach dała ciała, pozwalając na rozwalenie sobie nosa to dalej już jej było trochę obojętne jak sobie poradzi. Nie żeby nie zamierzała się starać, da z siebie tyle ile da radę, ale nie spodziewała się dobrych wyników. Kiedy Strauss skończyła swoje zadanie, a chwilę później nadeszła kolej Nancy, wskoczyła na miotłę i podleciała w wyznaczone miejsce. Wbiła w Walsha skupione spojrzenie, ale lekki ból wciąż pulsował jej między oczami i nie była w stanie poświęcić piłce wystarczającej uwagi, by udało się ją przejąć. Padła pierwsza bramka. Wymruczała pod nosem ciche przekleństwo i ustawiła się na środkowej pętli, by mieć dobry dostęp do wszystkich bramek. Tym razem udało jej się przechwycić piłke, ale chyba była to jedynie kwestia szczęśćia, bo dwie kolejne przepuściła. Cóż, przynajmniej wiadomo, że nie powinna mieć ambicji na bramkarza. Uśmiechnęła się przepraszająco do profesora i zleciała na ziemię. Zeskoczyła z miotły i usiadła na trawie, masując obolałą nasadę nosa. To nie był jej dzień, wszystko szło nie tak jak powinno.
Atak profesora5, 3, 3, 1 Obrona1, 2,3,2 przerzucam pierwszą 6 (przerzut z lekcji) Ocena 75% Miotła szkolna
Po chwili drugi etap również dopadł końca. Można było powiedzieć, że połowę lekcji już mieli za sobą. Odetchnął z ulgą kiedy profesor w żaden sposób nie skomentował ich poczynań. Naprawdę było mu przykro z powodu nosa dziewczyny, a nie wiedział jak ją przeprosić. Zwłaszcza po tym jak zaczęła na niego wrzeszczeć, aż pobliscy uczniowie zaczęli się odwracać w ich stronę. Postanowił, że załatwi to później. Na razie chciał się skupić na lekcji, a oto nadciągał kolejny etap i tym razem nie byli w parze. Co za ulga. Tym razem nie uszkodzi w absolutnie żaden sposób dziewczyny. Jednak czy aby "ulga" to odpowiednie określenie. Teraz każdy z nich miało bronić poczynania profesora. Trochę się tego obawiał, ale pilnie czekał na swoją kolej. Profesor był jeden, a ich była niezła grupka więc nic dziwnego, że trochę zajęło, nim został wyczytany. Zauważył, że niektórym poszło naprawdę słabo. Ani jednej pętli nie obronić. Trochę się martwił, że i jemu pójdzie słabo, ale gorzej niż złamanie swojej partnerce nosa być nie może. Wskoczył na miotłę i posłał profesorowi nieśmiały uśmiech, patrząc prosto w oczy. Zawsze wierzył, że to w nich jest zapisany każdy ruch. Podążał za jego gestami, za mimiką i starał się przewidzieć jego poczynania. Myślał, że pójdzie mu znacznie gorzej, ale na szczęście tak nie było. Może nie do końca był taką łajzą? Choć według profesora pewnie był najgorszą łajzą. Prychnął, ustępując miejsca kolejnej osobie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pierwsze dwa etapy poszły mu o dziwo bardzo dobrze. Może to ten strój dodawał mu szczęścia? Możliwe, że była to kwestia ćwiczeń, w których czuł się dość pewnie. Kolejny etap zajęć zapowiadał się jeszcze ciekawiej, bo tym razem miał zmierzyć się nie ze znajomym, ale z samym Walshem. Bacznie obserwował, jak każdy po kolei próbuje obronić rzuty nauczyciela. Nikomu jak dotąd nie udało się złapać każdego kafla lecącego w stronę pętli. Gdy w końcu nadeszła jego kolej zajął swoje miejsce przy obręczach. Próbował wyłapać najmniejsze ruchy Walsha, które mogły zdradzić, w którą stronę pośle piłkę. Niestety pierwszy punkt poleciał w stronę profesora. Max zupełnie nie wyczuł kafla i poleciał w drugą stronę. Wrócił na środek, szykując się do drugiej rundy. Już chciał lecieć w tę samą stronę co uprzednio, gdy przeczucie kazało mu skierować się na drugi koniec. Była to trafiona decyzja i piłka, zamiast w pętli, wylądowała w jego rękach. Trzeci rzut również skończył się bramką. Solberg nie potrafił do końca wyczuć, co Joshua zamierza. Udało mu się jednak obronić ostatnią bramkę, gdy kafel leciał wprost w środkową pętlę. Może nie był z siebie najbardziej zadowolony, ale przynajmniej połowę bramek obronił. Zdecydowanie mogło pójść mu gorzej.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Po zakończeniu drugiego zadania wciąż czuła i widziała tłuczek lecący na spotkanie z jej nosem. Miała go centralnie przed oczami, zupełnie jakby wydarzało się to znowu i znowu, dlatego obrona dwóch pozostałych prób Gryfona była dla niej tak ciężka. Stresowała się. Bała, choć akurat tego nie przyznałaby na głos przed nikim, bo przecież to był sport, z którym zresztą miała styczność od dziecka, więc doskonale powinna zdawać sobie sprawę z możliwych obrażeń. I zdawała, ale czym innym było wyobrażanie sobie ich, a czym innym rzeczywiste doznanie. Jakim cudem wyszła cało z meczu? U Harringtona mało brakowało, a zaryłaby twarzą o ziemię. Z treningu Puchonów wyszła z guzem, u Antoshy na zajęciach zgubiła gdzieś po drodze godność i najgorsze było to, że na tych testach sprawnościowych wcale nie szło jej lepiej. Czy to pasmo niepowodzeń kiedyś się skończy? W pewnym sensie było to komiczne, ale momentami wcale nie było jej do śmiechu. No na przykład teraz. I, cholerka, kiedy nauczyciel powiedział o obronie pętli, tym razem przed kaflem, który osobiście będzie rzucał, to praktycznie od razu w jej myślach pojawił się jeden obraz - piłka odbijająca się od jej czoła. Może to przez to wspomnienie, a może przez złamany dopiero co nos, ale nie mogła wyczuć, w którą z obręczy kafel poleci. Za pierwszym razem nie było nawet tak źle, bo zamiast do lewej to poleciała do środkowej, ale później skierowała się w zupełnie drugą stronę. Koniec końców wybroniła tylko jeden rzut, więc szału nie było. W ogóle miała wrażenie, że z etapu na etap idzie jej coraz gorzej. Została jeszcze jedna, ostatnia pozycja - szukający. Skoro jej wyniki były wyraźnie coraz słabsze, to czy to oznacza, że już za moment zaryje twarzą o ziemię? Merlinie i wszyscy istniejący bogowie, chrońcie!
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Atak profesora 1, 5, 5, 5 Obrona 3, 2, 1, 4 -> przerzucam 2 (lekcja z Avgustem) i do 4 dodaje oczko (lekcja z Walshem) - > ostatecznie 3, 5, 1, 5 Ocena 50% Miotła własna
- Wydaje mi się, czy zazwyczaj jest… luźniejszy? - rzuciła jeszcze pytaniem dotyczącym profesora, ale już po chwili musiała skupić się na zajęciach. Nadeszła pora na obronę i nie czuła się dobrze z tą myślą. Pałkarz, to była jej pozycja, a i tu sobie nie poradziła tak, jak chciała. Ścigający, ewentualnie nadawała się na to miejsce, ale pozostałe dwie pozycje były jej zupełnie obce. Obrona? Miała czekać do samego końca, żeby ruszyć po kafla. Teoria w porządku, ale praktyka nie była jej bajką. Obserwowała więc, jak idzie pozostałym, a kiedy przyszła jej kolej, zacisnęła jedynie mocniej palce na miotle. Wzleciała na odpowiednią wysokość i czekała na ruch profesora. Pierwszej pętli nie obroniła, ale była blisko. Druga nie była większym zaskoczeniem, chyba że za taki można uznać kafel w jej dłoniach. Uśmiechnęła się z zadowoleniem i to ją zgubiło. Trzeci rzut znów był na korzyść profesora, ale przynajmniej ostatni także obroniła. Pół na pół. Jak na pałkarza to całkiem niezły wynik, prawda? Wylądowała, robiąc miejsce kolejnej osobie, masując sobie barki. Czuła, że przez presję testów cała się spina. Cóż przydałoby się rozluźnienie, ale póki co, czekała ich jeszcze pozycja szukającego…
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Atak profesora 4, 2, 1, 4 Obrona [ur;=https://www.czarodzieje.org/t19146p234-kostki#559368]3, 6, 1, 3[/url] Ocena 75 % Miotła drużynowa przerzucałem za lekcje Josha i Avgusta, ale nic nie pykło
Szczerze zdziwiłem się taką wymówką do ściągnięcia mnie na ziemię dlatego unoszę do góry brwi myśląc na tym, że z nauczycieli są jednak dziwacy. Jednak Walsh był jednym z moich ulubionych nauczycieli. Miałem zazwyczaj pecha do profesorów z przedmiotów, które lubiłem (Patton, Avgust...) i w zasadzie Joshua był jedynym nauczycielem, który... cóż zachowywał się jak normalny człowiek. - Morale są wysokie. Nasi zawodnicy raczej nie uważają się za słabych - mówię ze wzruszeniem ramion. Jakkolwiek ciemiężenie nie przegrywamy raczej wszyscy Ślizgoni z mojej drużyny i tak poklepują się po przesadnie jak na swój wiek rozrośniętych ramionach (czy to normalne? ile magii i ćwiczeń w wkładają w swoje mięśnie?); nawet jeśli wyraźnie jesteśmy w tym sezonie bardzo słabi. Jednak chyba wystarczy spojrzeć na naszych młodych bogów ze Slythu z drużyny, by domyślić się, że mają o sobie wysokie mniemanie. Zerkam na nauczyciela, by upewnić się, że wie o czym mówię. - A Heaven układa nam raz na rok bardzo siłowe treningi, więc w wszyscy są zachwyceni - mówię zerkając na ryżego Fitzgeralda, dla którego treningi w postaci waleniu tłuczkami w obręczy, czy do celu, były zawsze świetne. - Oczywiście o ile nie jest zajęta robieniem albo rodzeniem dzieci - mówię, bo naszej pani kapitan jak zwykle nie uczestniczyła w zajęciach. Po moich krótkich żalach wzbijam się w powietrze, by zostać z moim nowym ziomkiem (ziomkiem Joshem) i pofrunąć w stronę pętli. Tak naprawdę, gdybym musiał zmieniać pozycję to chyba tylko na obronę. Skoro nieźle łapię znicza, to większa piłka nie szła mi aż tak źle jak bicie się z większymi zawodnikami o kafla czy walenie w tłuczek. Dość pewnie bronię pierwszej pętli, widząc że leci na środek, by w drugim rzucie profesora polecieć kompletnie w drugą stronę. Prycham na swoją wielką pomyłkę i wracam na środek pętli. Przyglądam się Walshowi i wydaje mi się, że odrobinę zaczynam wczuwać się w rolę bramkarza, bo nie zmyla mnie swoim trzecim czy czwartym rzutem, więc wyszło na to, że poszło mi dobrze jak na szukającego.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
— Może jednak powinienem rozważyć zmianę pozycji? — zażartował, błyskając zębami w stronę przyjaciela; rzecz jasna nawet nie miał zamiaru takiej opcji brać pod uwagę, nieważne jak dobrze by mu nie szło z pałką w ręce – rola ścigającego mimo wszystko nadal odpowiadała mu o wiele bardziej i tego miał zamiar się trzymać. W pałkarza mógłby ewentualnie pobawić się podczas jakiegoś szkolnego meczu towarzyskiego, tak dla urozmaicenia, ale na pewno nie na stałe. Zaraz po zabawie z tłuczkami przyszła kolej na sprawdzenie ich na pozycji obrończy i tym razem miał im w tym dopomóc Walsh we własnej osobie. Nie można powiedzieć, żeby Fitzgeralda nie ucieszyło zmierzenie się z byłym profesjonalistą; zawsze to jakieś większe wyzwanie, a przy quidditchu poprzeczkę zawieszał sobie naprawdę wysoko, nawet jeśli chodziło o najmniej lubianą przez niego pozycję. Spojrzał porozumiewawczo na Edgcumbe’a, by zaraz potem obserwować jak w starciu z profesorem radzą sobie inni. Od razu chwycił swoją Błyskawicę w dłoń i wzniósł się w powietrze, gdy tylko został wywołany po nazwisku, ustawiając się w odpowiednim miejscu przed pętlami. Poprawił chwyt na trzonku miotły, wbijając swoje ciemnobrązowe ślepia w sylwetkę nauczyciela; obserwował go bardzo uważnie, starając się wychwycić każdy najdrobniejszy ruch mogący świadczyć o tym, na którą pętlę się zamierzy. Podobnie jak robił to z wrogim obrońcą, kiedy sam przypuszczał atak na bramki, chcąc przewidzieć kolejny ruch z jego strony. Niby powinien mieć wszelkie sztuczki mające na celu skuteczną zmyłkę broniącego pętle zawodnika w małym palcu, sam je wszak stosował podczas gry, ale i tak przy pierwszym rzucie dał się na jedną z nich nabrać, rzucając się na lewą pętlę, kiedy Joshua zaatakował środkową. Dobra, jeszcze nic się nie stało. Zgrzytnął jednak zębami, kiedy przy następnym powtórzyło się dokładnie to samo – zmylony znów pomknął ku lewej, a tymczasem kafel swobodnie przeleciał przez środkową. Niedobrze, naprawdę niedobrze. Jak mógł dać się nabrać na coś tak klasycznego? Przy trzecim Walsh zdecydował się zmienić swój cel na prawą bramkę, o czym zorientował się poniewczasie i jego palce ledwie musnęły piłkę nim ta po raz kolejny przemknęła przez pętlę. Weź się w garść, Fitzgerald, nie odwalaj totalnej żenady, zestrofował się w myślach, gdy przyszła pora na ostatni rzut. Zdołał już rozpracować taktykę profesora na tyle, żeby tym razem bez żadnego trudu – pomimo zapewne kolejnej zmyłki z jego strony – przewidzieć jego zamiary i skutecznie wybić kafla, ratując tym samym choć odrobinkę swój miotlarski honor. Jeden na cztery to był… kiepski wynik, nie dało się zaprzeczyć. — Przyznam, że zdecydowanie lepiej idzie mi jednak wbijanie bramek niż ich bronienie, panie profesorze — rzucił jeszcze w stronę @Joshua Walsh, starając się zrobić dobrą minę do złej gry, nim wylądował z powrotem na murawie, żeby zrobić miejsce dla następnej osoby. To naprawdę mogło mu pójść lepiej, nawet jeśli obrońca był ostatnią pozycją na jakiej się widział.
Atak profesora: 4, 4, 6, 6 Obrona:1, 1, 2, 6 | wykorzystane przerzuty za lekcję i trening drużynowy – 1 → 2, 2 → 4, czyli nic nie dało, heh Ocena: 25% Miotła: własna Błyskawica
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Chyba nie do końca odkupił swoje winy z rzutów i chwytów jako ścigający, bo profesor Walsh z ich dwójki wymienił na głos wyłącznie Morgan. To nie tak, że potrzebował zaszczytów i głaskania po głowie, ale w momencie kiedy wcześniej został zganiony, a teraz nie usłyszał nic, poczuł żal do samego siebie. Zebrało mu się na zabawę i ciskanie w Moe tłuczkami, a byli przecież na lekcji i powinien skupiać się na wynikach. Ostatnio zbyt mocno sobie folgował. Po pierwszym szlabanie u Craine'a szybko załapał kolejny, coraz częściej przybiegał na lekcje będąc o pół kroku od spóźnienia i wygłupiał się zupełnie bez potrzeby. Gdyby to nie był Joshua a inny nauczyciel, kto wie, czy nie odjęto by mu punktów. Z drugiej strony... ile można być przykładnym Krukonem i nie zwariować? Słowa Moe przywołały go do rzeczywistości, uświadamiając mu metamorfomagiczną zmianę i sprawiając, że nieco się zawstydził. Chcąc jakoś to zatuszować, powiedział: — Ciebie pęknę jak spadniesz z miotły — wzniósł oczy ku niebu, niby to zniecierpliwiony, ale uśmiech wpływający na twarz pokazywał prawdę. Bez względu na to czy chciał ją zrzucać z czegokolwiek, albo, o zgrozo, cokolwiek pękać w jej obecności, Walsh mu to uniemożliwił, rozpoczynając kolejny etap testów i rozdzielając połączone wcześniej pary. Posłał Moe buziaka i odleciał, ustawiając się w kolejce do obrony. Musiał przyznać, że ciekawiło go czy podoła kaflom rzucanym przez samego nauczyciela, zwłaszcza że paradoksalnie nigdy nie widział go w akcji. Ze zdziwieniem spojrzał na Rasmusa kiedy ten do niego podszedł. — Nie żartuj sobie, Ras. Nie jesteś obrońcą, nikt tego od Ciebie nie wymaga — przywołał na usta delikatny uśmiech i trącił go zaczepnie w ramię — głowa do góry, przyjdź na najbliższy trening. Nie mógł pozwolić na to, żeby pół drużyny załamało mu się teraz swoimi wynikami. Musieli w siebie wierzyć! Nie miał jednak wystarczająco czasu, by lepiej zbadać sytuację i nastroje Krukonów, przyszła bowiem jego kolej. Ustawił się na pętli, przyjrzał się sylwetce nauczyciela i skupił się na trzymanym przez niego kaflu. Nie mógł nawalić, nie tym razem. Nawet nie chciał wyobrażać sobie co poczuliby członkowie jego drużyny, gdyby ich bramkarz będący jednocześnie kapitanem, poległ na testach z obrony tuż przed finałowym meczem. Pierwszy rzut obronił bez najmniejszego problemu, potem jednak źle przewidział zamiary profesora i poleciał w złą stronę. Zaklął pod nosem, czując, że denerwuje go to znacznie bardziej niż powinno. Musiał przyłożyć się bardziej, skupić się mocniej. Kolejne dwa rzuty poszły mu już znacznie lepiej. Może nie wszyscy widzieli tę porażkę?
Atak profesora 1, 4, 6 , 1 Obrona1, 4, 2, 2 2 na 2, 2 na 4 Ocena 75% Miotła Nimbus 2015, mój osobisty Użyty przerzut za poprzednią lekcję i za lekcję Avgusta, na ostatni etap zostawiam sobie 2 inne treningi.
Zaczepka Eliego nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia. Ona? Spadać z miotły? Niedoczekanie. Prędzej Ravenclaw wygra finał, niż ona runie ze swojego Nimbusa na ziemię. I w sumie tutaj jedno mogłoby wynikać z drugiego, bo niedowierzanie, jakie wtedy poczułaby faktycznie mogłoby odebrać jej niektóre funkcje życiowe. - Koniec grania w parach? - zapytała Walsha, kiedy ustawiła się przed pętlami, aby następnie obronić trzy z czterech rzutów. Tylko raz profesor zmylił ją, przez co poszła w zupełnie inną stronę, niż należało. Czy wynikało to z dwóch pierwszych prób, które prawie bez wysiłku ukończyła z powodzeniem?
Atak profesora 4,4,1,2 Obrona6,3,4,6 Ocena25% Miotłaszkolna
Bronienie pętli nigdy nie było jego mocną stroną, ponieważ szybko latające kafle często wyślizgiwały mu się po dłoniach. Zdecydowanie nie czuł się pewnie na tej pozycji, zwłaszcza, kiedy przeciwko niemu grał nauczyciel. Był tak fatalny, że obronił jedynie jedną z czterech piłek, co było dość niespodziewanym wynikiem, gdyby zobaczyć, jak rzucane były kafle. Dwa pierwsze rzuty, skierowane na środkową pętle, przeleciały tuż obok Niemca, którego refleks nie należał do najlepszych, więc ten zdołał odbić jedynie drugi atak. Kolejne dwa, skierowane na lewą pętle był zbyt prędkie na chłopaka, któremu piłki przelatywały pomiędzy rękoma. Nie był to popis godny drużyny grającej w finale, ale też nie spodziewał się po sobie niczego więcej, dlatego też po zakończeniu obrony bez słowa wylądował na ziemi obok reszty uczestników zajęć.
Całe szczęście nauczyciel całkiem szybko radzi sobie z tym co zrobiłam Kath. Cierpliwie czekam, aż ją wyleczy a potem jeszcze raz ją przepraszam, zapewniające, że tak nie miało być. Przychodzi kolej na przetestowanie się na pozycji obrońcy. Już w pracy domowej pisałam, że zupełnie się na niej nie widzę i to ostatnia pozycja, którą chciałabym zająć podczas meczu. Tymczasem, udaje mi się obronić trzy z czterech ataków nauczyciela. Z pierwszym wychodzi mi najgorzej, chociaż i tak prawie-prawie łapię lecący do pętli kafel. Ostatecznie jednak źle oceniam jego tor lotu i przelatuje. Z kolejnymi dwoma nie mam problemu - czuję się wręcz jak rasowy obrońca, ostatni to za to wyzwanie, rzucam się na kafla w ostatniej chwili ale udaje mi się go dorwać. Zadowolona z siebie, czekam na ostatni test. Został już tylko szukający.
Nie odpowiedział na pytanie Willa, uznając je za czysto retoryczne - uśmiechając się do niego przy tym z niejakim rozbawieniem. Co jak co, ale Fitza absolutnie nie wygoniłby na inną pozycję - zwłaszcza, skoro planowali wskoczyć do Srok z Montrose na ścigających. Nie miał zbyt wielu okazji do współpracy ze Ślizgonem, ale wiedział na co było go stać - więc na przyszłą wspólną grę zapatrywał się naprawdę z entuzjazmem. Fitzgerald był idealny do tego, by Thaddeus mógł robić backup - czyli grać dokładnie w takim stylu w jakim lubił i sprawdzał się najlepiej. Natomiast na pozycji obrońcy kompletnie się nie znał, nie lubił jej i trzymał się od tego jak najdalej. Widocznie Walsh naprawdę wziął sobie do serca przeprowadzenie tych wszystkich testów sprawnościowych... I choć dotychczas Thad niespecjalnie się przejmował wynikami, tak teraz naszła go myśl - a co jeśli we wszystkich etapach okaże się beznadziejny? Szybko jednak machnął na to ręką, kręcąc głową sam do siebie - wtedy zwyczajnie będzie więcej trenować i się poprawi. Prosta sprawa. Quidditch to było jego życie - i nie zamierzał zaburzać swoich planów przez jedną nieudaną lekcję, czy test. Może jedynie dowiedzieć się nad czym powinien jeszcze popracować - a ta wiedza była naprawdę cenna. Cierpliwie oczekiwał na swoją kolej - nie nastawiając się jednak na jakieś spektakularne objawienie. Grał na pozycji obrońcy może raz w życiu i było to ponad 5 lat temu. Znał mechaniki ścigających (w końcu musiał je znać, sam piastując tę pozycję) ale jeszcze nigdy nie miał do czynienia z Walshem na boisku. A przynajmniej w takiej odsłonie. Kiedy w końcu nadeszła chwila prawdy - wpakował się na miotłę i ustawił na odpowiednim miejscu, tuż przed pętlami. Cholera, na dobrą sprawę nawet nie do końca wiedział w jakiej odległości od pętli powinien się ustawić, żeby ta była optymalna do obrony... Co poskutkowało jedynie jedną obronioną przez niego bramką. A to i tak było zaskoczenie dla Puchona - kiedy zdołał uchwycić trzeciego ciśniętego przez profesora kafla, aż uniósł w wyrazie niedowierzania brwi, po czym odrzucił piłkę, czekając na ostatni rzut. Którego również nie obronił. Cóż za niespodziewany zwrot akcji... Zlatując na ziemię, Thaddeus przyblokował poczucie porażki do niego napływające - nie był zadowolony, ale nie był też zaskoczony, nie było powodu do wstydu. Zaczął jedynie główkować na ile znajomość i obycie z pozycją obrońcy pomoże mu w odpowiedniej grze na pozycji ścigającego...
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Słuchał odpowiedzi irlandczyka, dotyczącej drużyny Ślizgonów z powagą w spojrzeniu, choć wciąż delikatnie się uśmiechał. Potwierdzały się jego przypuszczenia co do ilości treningów drużyny. Wyglądało na to, że jeśli chcą być dobrzy, to muszą sami o to się postarać. Nie było to w pełni złym założeniem, ale kapitan powinien organizować treningi, a także scalać drużynę. - Co do pewności siebie waszych zawodników, to ja nie będę się wypowiadał - rzucił, spoglądając za Solbergiem w uroczym wdzianku. Jego morale pewnie wystarczyłyby dla całe druzyny. Miał dzieciak szczęście, że dobrze szło mu na testach. - Jeśli będziecie potrzebować, czy drużynowo, czy prywatnie, dajcie znać. Możemy umówić się na prywatne treningi - zaproponował, po czym skupił się już w pełni na pozostałych osobach. Cóż, bywało lepiej. Nadszedł kolejny etap, gdzie miał możliwość z bliska zobaczyć zachowanie każdego z osobna. Wyrobić sobie o nich opinię. Po niektórych było widać od razu, że obrona nie jest ich bajką, inni byli raczej mierni. Kilku osobom błyszczało spojrzenie, jakby cieszyli się z pozycji. Dobrze. Walczyli o ocenę, o zajęcia, udowadniali coś sobie. Kiedy już wszyscy przeszli chrzest bojowy z nim jako atakującym, wylądowali ponownie na murawie, a na twarzy Josha gościł szeroki uśmiech. - Jak nastroje? Kończymy już powoli. Została ostatnia pozycja. Mam dla was czekoladowe złote znicze, które są zaczarowane tak, aby nie odbiegały od znanego nam oryginału. Szybkie, zrywne, skręcające w najmniej odpowiednim momencie. Każdy z nich będzie jednak zostawiał dla was ślad w postaci kolorowego pyłu, którym zabarwi się wasze ubranie. Będę mógł po tym poznać, a także wy, jak bardzo udało wam się trzymać jego tropu, śladu, w trakcie lawirowania. Będziecie teraz latać czwórkami, żeby przypadkiem nie wpaść na siebie. Po złapaniu znicza można go zjeść - poinformował, podchodząc do małego pudełka, w którym trzymał czekoladki, owinięte złotym papierkiem. Każda miała wyczarowaną parę skrzydełek. Wziął pierwsze cztery, wywołał osoby, które miały rozpocząć etap, po czym wypuścił czekoladki. Po trzech sekundach dał sygnał do startu. Schemat powtarzał się jeszcze parę razy, a Josh spisywał wyniki do swojego notesu.
Mechanika Każda osoba z czwórki ma do wyboru kolor: czerwony, zielony, niebieski, żółty, za którym podąża. Jeśli chcemy wybrać czerwony, ale ktoś z naszej grupy już ten kolor wybrał, musicie wziąć inny.
1) rzucacie 3 kości k6 i sumujecie wynik - oznacza ona ilość "śladów", jakie macie na sobie, czyli jak dobrze trzymaliście się toru lotu znicza 3-5 - 25% 6-10 - 50% 11-15 - 75% 16-18 - 100%
2) rzucacie k100, aby ustalić, kto pierwszy, a kto ostatni z grupy złapał swój znicz 100 - pierwszy 1 - ostatni
Innymi słowy - rzucacie 3 k6, których wynik sumujecie i mówi to, jak dobrze wypatrywaliście znicza i jak dobrze szło wam trzymanie się go oraz rzucacie k100, która mówi, kto z was pierwszy złapał.
Modyfikatory 1) TRENING - jeśli jeszcze jakieś masz, możesz użyć TYLKO JEDNEGO. Uwaga! Wyjątek stanowi lekcja z Avgustem, którą możecie znów użyć - masz przerzut/+1 oczko do dowolnej kości 2) DRUŻYNA - jeśli grasz zawodowo, napisz w jakiej drużynie (musisz być wpisany do spisu i musiało to mieć miejsce przed lekcją) - masz przerzut/+1 oczko do dowolnej kości 3) POZYCJA - jeśli w pracy domowej napisałeś o byciu szukającym, albo Twoja postać gra na ten pozycji - masz przerzut/+1 do dowolnej kości 4) LEKCJA - chodzi o lekcję Walsha z końcówki marca, gdzie okładaliście się kijami - masz przerzut/+1 do dowolnej kości 5) MIOTŁA - jeśli latasz na swojej masz przerzut/+1 do dowolnej kości, jeśli latasz na drużynowej masz przerzut do dowolnej kości
kod
Kod:
<zg>gonię znicz</zg> podajcie kolor, aby reszta grupy się nie myliła <zg>Zniczu gdzie jesteś</zg> tu linkujecie kostki i podajecie ich sumę <zg>ocena</zg> tu wpisujecie wartość procentową dla sumy kostek <zg>kto pierwszy?</zg> linkujecie i podajecie wartość k100 <zg>modyfikatory</zg> podać i podlinkować (w przypadku treningu) użyte modyfikatory
Lekcję kończymy 04.06 o godz. 22:00, ale mój post znów może pojawić się później, ze względu na podliczenie waszych wyników
P.S. Jeśli ktoś coś do Josha mówił poza Fillinem, a byli tacy, nie zapomniałam o was - Josh po prostu przyjął wiadomości z uśmiechem, przepraszam!
Edit tutaj macie tabelkę z wynikami z etapów póki co tylko procenty
z pierwszych dwóch etapów zostały skorygowane, w odniesieniu do tego, jak rzeczywiście wam poszło
etap 1 - dobre rzuty kafla (4-6)/kiepskie (1-3) + ilość unikniętych piłeczek/20 etap 2 - celowane w pętlę (cel zadania)/ilość ataku + udana obrona (3-6)/odbicie w siebie(1-2)
Ostatnio zmieniony przez Joshua Walsh dnia Pon Cze 01 2020, 20:29, w całości zmieniany 2 razy
Ostatnie zadanie chyba niczym mnie nie zaskakuje. Co w końcu można wymyślić, jeśli chodzi o łapanie znicza? Wiadomo, że ta piłeczka ucieka gdzie tylko zechce, ciężko więc nad nią zapanować i określić jakiś tor po którym miałaby się poruszać. Przyglądam się jak inne grupy startują, żeby złapać swoje czekoladowe znicze i sama aż się rwę, żeby już też wskoczyć na miotłę i polecieć. W końcu jest kolej naszej czwórki i razem z Kath i dwójką innych osób startujemy. Odbijam się gwałtownie od ziemi, od razu lecę jak najszybciej, nie pozwalając sobie, żeby stracić z oczu zielony znicz. Nawet przez moment nie zastanawiam się, żeby gonić inny kolor - w końcu jestem ślizgonką i taką barwę wybieram intuicyjnie. Jeśli tylko czekoladowa piłeczka zniknie może to oznaczać, że ktoś inni szybciej dorwie swoją a ja w końcu bardzo lubię wygrywać. I jak nie zależało mi tak bardzo przy innych pozycjach (chociaż i tak szło mi całkiem-całkiem), to teraz chcę pokazać się od jak najlepsze strony. Głównie dlatego, że w pracy domowej napisałam przecież, że jest to moja wymarzona pozycja, więc nie może być widać, żeby było inaczej. Przez większość pościgu mam znicz prawie w zasięgu ręki, jednak nie tak blisko, żeby go chwycić. Przez to zostawia na mnie mnóstwo zielonego pyłu. Lecimy w górę, prawie do słońca, potem zakręcamy na trybunami, robimy parę pętel... potem wydaje mu się, że jak będzie leciał z dużą prędkością prosto w dół to mnie przestraszy ale nic z tego, bo podążam tuż za nim. Nic z tego! Nie poddaję się i w końcu zaciskam palce na jego trzepoczących skrzydełkach. Rozglądam się, żeby zobaczyć jak mi poszło - czy komuś udało się przede mną?
@Katherine Russeau, @Silvia Valenti, @Julius Rauch gonię znicz zielony Zniczu gdzie jesteśkostki 6, 2>(za miotłę)4, 5+2(za pozycję i trening ślizgonów) = 17 ocena 100% kto pierwszy?kostki 46>(za lekcję)64>(trening z avgustem)97 modyfikatorytrening ze ślizgonami, trening z avgustem, preferowana pozycja, domniemana lekcja w marcu, drużynowa miotła
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
gonię znicz Niebieski Zniczu gdzie jesteś Pierwsze rzuty: 6,2,2 Drugi rzut: 6,>3<,2 ocena 75% kto pierwszy?33 -> 17 -> 56
modyfikatory Lekcja, miotła, drużyna
Rasmus nie czuł się zbyt dobrze jako szukający, lepiej to wychodziło komu innemu. Jak sam mówił - wolał być tym ścigającym, który podrzucał kaflem i podawał go do innej osoby. Wybrał niebieski znicz za którym zaczął mknąć niczym strzała. Naśladował za śladem znicza, chcąc go w pewnym momencie złapać. I jeszcze trochę, jeszcze trochę mu brakowało, chociaż tak naprawdę nie wiedział czy to mu się oda. Nawet jeśli okaże się, że wyjdzie najgorzej - to się nie będzie martwił. Przynajmniej spróbował, racja?
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Również zerkam na Maxa w pięknym wdzianku. No cóż, chłopak ostatnio bardzo chciał być rebelem, więc teraz w sumie jest. Może on sam uważa, że to poniekąd prestiż i podkreślenie jego niesforności, ale nie mówię tego na głos. Na godzinie wychowaczej z Beą wydawał się być bardzo podjarany swoim wybrykiem. Tak jak każdy nastolatek, o którym teraz cała szkoła wie, że robi z dziewczyną coś więcej. - Okej - odpowiadam lakonicznie nauczycielowi, nie będąc pewny czy skorzystam z propozycji. Wzbijam się w powietrze, by rozpocząć część lekcji na której najbardziej mi zależało. Jak miło, że w końcu mogę potrenować na swojej pozycji! Posyłam całusa Viks, z którą jestem ponownie w grupie i przystępuję do zadania. Ruszam za moim czerwonym zniczem, szczęśliwie będąc na jego torze przez większość czasu. W końcu to jest coś do czego jestem stworzony, wbrew temu jak idą nam ostatnie mecze. Dlatego śledzę uważnie znicz, w końcu łapiąc go mam nadzieję, że dość szybko. Rozglądam się za pozostałą częścią mojej ekipy, by sprawdzić czy ktoś jeszcze już złapał znicza. Byłoby dość głupio jakbym nie wygrał tej konkurencji, czy jak to nazwać, ale los czasem płata figle!
gonię znicz żółty Zniczu gdzie jesteś3, 3, 2 - przerzucone na 5, 3, 6 = 14 ocena 75% kto pierwszy?7 - przerzucone na 48 Modyfikatory podać i podlinkować (w przypadku treningu) użyte modyfikatory Lekcja z Avgustem Miotła drużynowa Pozycja szukającego Zajęcia z miotlarstwa 1 przerzut/1 oczko Wykorzystane wszystkie
Była naprawdę podenerwowana, tym bardziej że właśnie przechodzili do etapu, który dotyczył pozycji, na jakiej miała docelowo grać. I to zaraz, bo w finale, nic więc dziwnego, że dostawała jakieś potwornego skrętu kiszek i nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić, jak sobie poradzić, jak to zacząć, jak do tego podejść. Chciała wypaść dobrze. Uśmiechnęła się lekko do Fillina i nawet do niego mrugnęła, a potem wzbiła się w powietrze, postanawiając gonić żółtą piłeczkę i mając nadzieję, ze coś jej z tego wyjdzie. Czuła niesamowite napięcie, którego nie była w stanie się pozbyć, ciążyło jej, miała wrażenie, że po prostu zaraz z tego wszystkiego spadnie z miotły, ale nie była w stanie się opanować. Myśl o finale była straszna, ale na szczęście umiała się jeszcze skoncentrować na zadaniu. Poświęciła mu się w pełni, starając się dostać do piłki, ale oczywiście, pierwsza nie była. Miała cichą nadzieję, że nie będzie ostatnia, ale i tak czuła, że robi jej się niedobrze. Czemu? Bo finał. Może nie powinna przychodzić na tę lekcję? Może powinna była sobie odpuścić, bo w efekcie tylko mocniej się stresowała i miała wrażenie, że jeszcze chwila i po prostu się przewróci od całego tego nacisku, jaki na siebie kładła.