C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Niewielki domek położony mocniej na uboczu. Otacza go dość spory ogród, pełen drzew oraz... zwierzaków. Niekoniecznie tych należących do Neirina (chociaż biegające pomiędzy krzakami pufki rzucają się w oczy), ale też dzikich. Rozstawione są karmniki dla ptaków, przygotowane poidełka dla jeży. Sam dom ma cztery pokoje, z których jeden pełni rolę salonu, drugi pokoju dla gości, a ostałe dwa są sypialniami. W jednej głównie śpią węże, w drugiej Liam z Neirinem.
Pewnie by nie leczył. Zwyczajnie dobiłby chorą osobę, stwierdziwszy że tak będzie najrozsądniej przy jego umiejętnościach. Zaś co do Neia, na tego nigdy nawet nie musiał skinać głową. Ten to sam sobie potrafił stworzyć sytuacje do nauki… i tylko z uprzejmości zdarzało mu się zapytać, czy może delikwentowi złamać rękę czy nogę. Ot, taka z niego delikatna pielęgniarka. Dlatego lepiej trzymać się zasady – nie chorować, medyków unikać! Szczególnie gdy nie posiada się zbyt dużej wytrzymałości na bolesne eksperymenty i kuracje uzdrawiające. Wilkołak dobrze zauważył – Jacka interesowały jedynie ciekawostki. Przy dłuższych wykładach i braku obrazków, zdarzało mu się nie tyle nie uważać, co przysypiać! Nawet jego notatki z zajęć były dość oszczędnie wypunktowane - pewnie sporo czasu zajmuje mu wypisanie całego atramentu w roku szkolnym. Prawda była jednak taka, że Jack nie był typem kujona. Uczył się w praktyce. Chciał spróbować wszystkiego. Jak najwięcej rzeczy dotknąć i przetestować osobiście – już wiadomo skąd ten rozwój kleptopmanii. Wszak mawiało się, że bez ciekawości dusza usycha… ale i jej przesyt, po leciwych stopniach do piekła wiedzie. W tym wypadku nie było inaczej. Zainteresowanie Likantropem rosło wprost proporcjonalnie do czasu spędzonego w jego towarzystwie. Nikt tych osobników jakoś specjalnie nie badał, także nie było lepszej okazji jak przekonać się samemu. Co prawda przemiany nigdy nie rozważał, ale w obliczu chorej fascynacji, potrafił zignorować każde ryzyko – na czym nie raz boleśnie się sparzył. Pozostawiony sam sobie, spróbował rozmasować swoją nogę. Albo noc płatała mu figle, albo rana wokół dziwnie pociemniała. - Ta przemiana na pewno nie zaczynała się od dołu? - zapytał sam siebie, orientując się, że Wilkołak gdzieś zniknął. Szczęściem nie na długo... - Sznur? - Aż ciarki przeszły mu wzdłuż kręgosłupa, gdy ujrzał co niesie w dłoniach jego wybawca. Ten pocałunek chyba sporo namieszał w umysłach obojga. Jack zaczynał mylić ból i mdłości po libacji z efektem przemiany. Zaś drugiemu chyba podniosła się nie tylko adrenalina... - Chciałeś upleść kaganiec, czy się powiesić? - Skomentował, gdy otrzymał od ślizgona drugi koniec liny. Szarpnęło. Ale to tak, że Jackowi natychmiast odechciało się kolejnych sarkazmów. Ledwo zniósł daleki skok na drugi kontynent, a już wykonywał kolejny. Przy drzwiach wiejskiego domku Neirina, jego żołądek nie wytrzymał. Jack zdążył się jedynie pochylić w stronę rabatek, podpierając niezdarnie na jakimś metalowym wiadrze. Mało apetyczny widok – na szczęście nie jadł zbyt dużo odkąd opuścił klub, toteż przeboje żołądkowe nie trwały za specjalnie długo – ale na pewno wystarczająco, by opadły wszelkie podniety wcześniejszymi wydarzeniami. Czuł się okropnie, ale może chociaż kac go nie dopadnie?
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nagłe pojawienie się obcych spłoszyło śpiące na gałęzi kruki. W ciemnościach nocy tylko dwa były widoczne - te śnieżnobiałe, krążące nad przybyszami niczym duchy. Trzecie, czarne ptaszysko zlewało się z granatem nieba, czyniło jednak największy rejwach. Pełne strachu krakanie roznosiło się po podwórku, budząc innych jego mieszkańców, którzy przespali dźwięk aportacji. Lis zerwał się ze swej nory i szurnął pomiędzy krzakami w stronę wejścia do domu. Tylko ruda kita mignęła studentom, zanim usłyszeli wizg niczym kobiety, której podrzynają gardło. Pazury zaczęły drapać o drewno, dzikie krzyki nie ustawały, krakanie się nasiliło. Do tego domu bardzo ciężko dostać się niepostrzeżenie. Światło zapaliło się w jednym z otwartych na oścież okien. Niemożliwym byłby przespać podobną awanturę. Wkrótce poświata przesunęła się, znikając z okna, a pojawiając się w szybie drzwi wejściowych. Skrzydło uchyliło się, biel zalała podwórko długą smugą magicznego światła. Postać, stojąca w drzwiach, była teraz tylko czarną plamą o humanoidalnych kształtach. Rudzielec trzymał różdżkę uniesioną, gdy Lumos wolno sunęło za nim. Potarł oko, widząc dwóch roznegliżowanych mężczyzn w swoim ogrodzie. Wyjątkowo nietypowi włamywacze, trzeba to przyznać. W samych bokserkach wyszedł do ogrodu pozwalając, aby lis szurnął pomiędzy jego nogami wgłąb mieszkania. Jeden z kruków zleciał, lądując na ramieniu chłopaka. Czy raczej, pakując się na bark Neirina siłą, nie przejmując się protestami. Mierzył przybyszy czerwonymi oczami, milknąc w końcu. Wrzawa ucichła, pozostałe ptaszyska usiadły na gałęziach, obserwując rozwój zdarzeń, lis zaszył się pod stołem w kuchni. Albinos zdecydował się odlecieć, kiedy Vaughn podszedł zbyt blisko obcych, dołączając do loży szyderców na drzewie. Puchon nie miał problemów rozpoznać przybyłych, ruszając ku nim z zamiarem rozeznania się w sytuacji. Ostry zapach wymiocin, ich resztki w kącikach ust Jacka, ogólna bladość i niemoc chłopaka sugerowały jakieś zatrucie. A gdy był na tyle blisko, aby móc ująć go za brodę i unieść twarz ku Lumos, zrozumiał, co jest źródłem zatrucia. Puścił brodę Momenta, patrząc po Mefisto. Zdawał się być w odrobinę lepszym stanie. - Wystraszyliście moje zwierzęta - zauważył spokojnie, zanim wsunął różdżkę za gumkę bokserek. - Przygotuję eliksiry. Powątpiewał, aby Jack dał radę sam wejść do domu. Jeszcze nie wiedział o jego rannej nodze, jednak pijany do tego stopnia, iż wymiotuje i ledwie stoi prędzej wywinie orła na progu, wybijając sobie zęby na krawędzi szafki na buty. Zgarnął zatem szatyna na ręce niczym pannę młodą, aby wnieść go do domu. - Dasz radę? - To pytanie skierowane było do Mefisto i dotyczyło samodzielnego wturlania się do przedpokoju bez zdewastowania niczego po drodze. - W razie czego, nie roś mi tylko piwonii. Moje pufki je bardzo lubią - rzygaj, proszę, w inne kwiatki lub jakieś wiadro.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie przyłożył dużej wagi do tego, jaki przedmiot zamieniony został w świstoklika. Mimo to uniósł lekko kąciki warg na wzmiankę o kagańcu i wieszaniu - to drugie mogło być bliżej prawdy. Nie było jednak czasu na roztrząsanie tej kwestii, bowiem wylądowali w Dolinie, a zaraz potem pod domem Neirina. Mefisto nie zdążył nawet pogratulować samemu sobie precyzji (i braku rozszczepienia), bo stracił równowagę i niemal się wywrócił. W głowie piekielnie mu się kręciło i ledwo cokolwiek widział, pomijając już kwestię ciemności. Ostatecznie i tak wyszedł na tych magicznych skokach lepiej od Jacka, który postanowił uwolnić zawartość żołądka. - Pieprzony Merlinie - wybełkotał, bo nagle zrobił się jakiś straszny raban. Wilkołak w pierwszej chwili zupełnie nie zorientował się, że chodzi o nich. Może i byli intruzami, może i teleportacja niosła ze sobą jakiś dźwięk... Ale po co ta panika? Wystarczyłoby jedno stworzenie obronne, a nie cała chmara... Wyjście Neirina zostało przyjęte z ogromną ulgą, najprawdopodobniej przez wszystkich. Nox może trochę krzywił się na widok tego światła, ale przynajmniej hałasy ucichły. - Dam radę? Aaa, tak, dam radę... - Przetarł dłonią twarz i chwiejnym krokiem ruszył za rudzielcem. - Ej, uważaj na jego stopę... stanął na jeżowcu - i to byłoby na tyle w kwestii wyjaśnień, bo Mefistofeles zaczynał opadać z sił. Alkohol po tych wszystkich ekscesach z niego schodził i teraz nadszedł czas na świdrujący ból głowy, który potęgował każdy najdrobniejszy ruch. Nic dziwnego, że zaraz po przekroczeniu progu domu musiał już podeprzeć się o ścianę, by utrzymać równowagę. Natrafił palcami na coś miękkiego i postanowił to sprawdzić. Spodziewał się jakiegoś swetra, może neirinowej bluzy... z pewnością nie szalika w jakże subtelnych barwach, tworzących wspólnie tęczę. Likantrop zamarł w przedpokoju. - Fuck, Nei, jest tu Liam? - Zapytał scenicznym szeptem, gotów do szybkiej (i może trochę panicznej) ucieczki. Chętnie upewniłby się, że z Jackiem wszystko w porządku, ale niekoniecznie chciał przy tym narażać... cóż, wszystko. Ostatnie na co miał ochotę to niepotrzebne kłótnie w środku nocy.
Jack szybko przypomniał sobie dlaczego nie zdecydował się zamieszkać w jednym domu wraz ze swoimi przyjaciółmi. Tam było zbyt głośno, zbyt tłocznie i zapewne strasznie alergicznie. Jacka nie interesowały zwierzęta. Już jeden szczur to było dużo, a co dopiero ten zwierzyniec! Neirin miał w planach obdarować tymi stworzeniami kolejne i następne pokolenia? Same leśne szkodniki. Dobrze, że nie był zbyt trzeźwy. Inaczej już przy pierwszym wyciu odwróciłby się na pięcie i zwiał do sąsiadów w poszukiwaniu pomocy. Chwilowo jednak klęczał, mrużąc oczy od nazbyt ostrego jak na tę porę światła. Ból głowy szybko jął ogarniać i jego. Szczęściem nie na tyle aby odpaść całkowicie. Spokojny głos Neirina, uspokajał. Nie osądzał, nie krzyczał, nie marudził… było idealnie. No może poza tym nagłym uniesieniem w górę. Zmiana pozycji sprawiła, że Jack ponownie poczuł mdłości. Jednak tym razem powstrzymał się, przed wychyleniem głowy ‘za burtę’. Zamiast tego przytrzymał się szyi chłopaka i wytarł usta w jego bark. - Jeżowie… nie przynoś mu więcej zwierząt, bo nie będzie miejsca dla nas. - Rzucił ostrzegawczo w stronę Noxa, słysząc że ten również wszedł do środka by skorzystać z gościny rudzielca. Spojrzał jednym okiem w stronę wilkołaka. Otwarcie ich obu było zbyt trudne. Jedno lewo się przyzwyczaiło do blasku zaklęcia. Chyba jeszcze nigdy dotąd nie przekroczył progu tego domu, a przynajmniej nie o własnych siłach. To nie były jego klimaty. Jack cenił sobie święty spokój, a tutaj było gorzej niż w mugolskim markecie. Rozejrzał się po pomieszczeniu, z dość nieokreślonym wyrazem twarzy. - Masz wodę? - Zapytał nagle Neirina, czując nieprzyjemny posmak w ustach, toczony przez ślinę przy każdym kolejnym słowie które padło z jego ust. - Sprawdź, czy nie zmieniam się w wilkołaka? - poprosił już ciszej, bo jakoś nie przekonały go wcześniejsze słowa Noxa. - Nie czuję nogi...
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Pilnowanie dwóch pijusów na krawędzi ostrego kaca w środku nocy nie było jego wymarzonym zajęciem. Nie narzekał jednak. Jak Jack zauważył. Nie oceniał, nie marudził, nie krzyczał. Jedynie zatrzymał się, widząc zachwianie Mefisto. Szczęściem ściana była blisko i na tyle mocna, by wytrzymać nagłą konfrontację z wilkołakiem. Nie musiał lecieć mu na pomoc. - Nie - krótka odpowiedź na zadane pytanie. Nie wdrażał się w szczegóły. Nie czuł potrzeby. Liama nie było w domu, kropka. Reszta pewnie i tak wilkołaka nie interesuje. A jeśli, to spyta. Neirin miejscami bywał zbyt dosłowny, robiąc tylko to, co mu się powiedziało. Prawdopodobnie gdyby spytać go, czy może coś zrobić, rzuciłby "tak" i aluzji nie wyczuł. - Jest miejsce dla was. Jest kanapa, druga sypialnia i moje łóżko - wyjaśnił, przyjmując w milczeniu do wiadomości fakt o jeżowcu. Jedynie zaczął się zastanawiać, czym to wyleczyć. I skąd w Anglii jeżowce. - Chętnie przyjmę do akwarium z różecznikiem. Położył ostrożnie Jacka na kanapie, nie przejmując się bałaganem, jaki tworzył. Sytuacja była poważniejsza aniżeli zwykłe upicie. Bez problemu też zignorował resztki treści żołądkowej na obojczyku. Zaraz je zetrze. Położył rękę na czole Momenta, pragnąc wyczuć temperaturę. Majaczy już? - Czemu miałbyś się zmienić? - Wstał po tym, otrzepując pierś z piachu. - Zaraz wrócę. Wyszedł do kuchni, zostawiając na trochę gości w salonie. W kącie był spory kojec dla pufków. Zwierzaki do niedawna grzecznie w nim spały, teraz jednak kręciły się trochę, acz zgoła bezgłośnie, wtykając pyszczki między pręty. Ponad krawędź łeb wystawiał tylko żmijoptak, lubujący się w spaniu pomiędzy puchatymi kulkami. Nieruchomo przyglądał się przybyłym, unosząc lekko pióra na karku. Oczy mu drgnęły, kiedy do pomieszczenia wrócił Neirin. Puchon miał ręce pełne różności. Postawił większość na stoliku, zaraz podając butelkę wody Jackowi. Druga była dla Mefisto. Przez chwilę chciał mu po prostu rzucić, zanim przypomniał sobie, iż wilkołak jest równie pijany. Ciskanie w niego ciężkimi przedmiotami może przynieść odwrotny od zamierzonego skutek. Postawił ją zatem na podłokietniku fotela. - Daj znać, jeśli trzeba Ci będzie pomóc dojść - poinformował, skupiając się na nodze Jacka. Klęknął przy niej, oglądając ranę. Była już w większości oczyszczona, nie licząc brudu i piachu. Nie było kolców, to najważniejsze. Ale nie podobała się rudzielcowi. Sięgnął po jedną z fiolek. - Powiedz, kiedy coś poczujesz - odchylił stopę chłopaka, nim polał ranę purpurowym płynem. Eliksir zaczął się kotłować i dymić, oznajmiając, w jak złym stanie było skaleczenie.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Chwilę jeszcze gapił się na ten szalik, jak gdyby oczekiwał, że ten nagle przemieni się w Liama i zacznie obdarzać go jakąś żmudną reprymendą. Tęcza jednak pozostała tęczą, umysł się rozjaśnił, a trochę sił powróciło - ściana mogła chwilę postać sama. Mefistofeles odepchnął się od niej lekko i przystanął kawałek za progiem do salonu. Chociaż Neirin zapewnił, że znajdzie się dla nich obu jakieś miejsce, wilkołak czuł się paskudnie niekomfortowo. Może to dlatego, że rudzielec zajął się głównie Jackiem? Nie, żeby jego gościnność w jakiś sposób szwankowała... no i przecież Mefisto nie potrzebował pomocy, w przeciwieństwie do nowego fana jeżowców. - No patrz, nie wziąłem na pamiątkę... - Jeszcze czego, miałby szukać po ciemku potwora, który mu zepsuł całkiem przyzwoity spontaniczny wypad do Grecji? Ani myślał... Zapatrzył się za to na żmijoptaka, z zaskoczeniem stwierdzając, że chyba jednak trochę przeszkadzał mu ten wszechobecny zwierzyniec. Wierzył, że Neirin o każdego pupila dba, ale jakoś dziwnie mu było z takim natłokiem tak odmiennych stworzeń. Czasami miał wrażenie, że w jego własnym domu panuje zbyt wielki chaos, a przecież miał tylko dwa małe króliki, całkiem samodzielną kotkę i siedzącą w odosobnieniu ghulicę. - Mm... W tej kwestii ciężko odmówić... pomocna dłoń by nie zaszkodziła - odparł, sam siebie przy tym bawiąc. - Żartuję, Jack ważniejszy, nic mi nie jest - dodał zaraz, żeby przypadkiem Vaughn nie zrozumiał wszystkiego zbyt dosłownie. Nox sięgnął po wodę i sam zajął jej miejsce na podłokietniku fotela; nawet nie usiadł normalnie, jak gdyby czekając aż zostanie poproszony o wyjście. Miał dom tuż obok, więc... więc mógł iść, bo wcale nie był tu potrzebny... Obracał nerwowo butelkę w palcach, pozerkując na poczynania Neirina. Musiał tu jeszcze chwilę posiedzieć, żeby się dowiedzieć jak postępować z ranami po jeżowcach. Kluczowa wiedza, z pewnością bardzo przydatna w przyszłości. Tak.
Dość sporo miejsca do spania. Względnie. Popatrzył się na male pokraki w jakiejś skrzynce z prętami. Sporo ich tu i sporo tu zapachów. Rudzielec tym handluje jak marchewkami na targu? - Śpisz sam? Czy udostępniasz swoje łóżko każdemu żyjątku, w zależności od humoru? - Wypalił, usadzony na kanapie. Trochę strach tu ręce wystawiać. Za dużo, rzeczy mogłoby Cię ugryźć. - Nie będziesz tego hodować, wykluczone! - Zagroził mu, po chwili się uspokajając, gdy chłodna dłoń sięgnęła do jego czoła. Przyjemnie... - Sprawdzałem. Ślina wystarczy prawda? - zapytał rudzielca, eksperta od fauny wszelakiej – Wiesz, że on jest wilkołakiem? - Niegrzecznie wskazał palcem w kierunku ślizgona, jakby to było jego pierwsze spotkanie z Puchonami. Zupełnie się nie przejmował tym, że wszyscy wiedzą. Odkrył ten fenomen jako ostatni i teraz go trawił. Napędzany alkoholem, potrzebował się tym z kimś podzielić. Szczególnie na uszach to było widoczne. Biżuteria wręcz pulsowała od wciąż zmieniających się emocji. Przygasła dopiero w chwili, gdy Neirin opuścił pokój. - Wąż... niebezpieczny...- Ściszył nieco głos by nie spłoszyć opierzonej głowy, wystającej ponad puchate kuleczki. - On zjada te pufinki co nie…? - Zapytał takim, tonem jakby jego monolog wciąż traktował o wilkołaku. Przestał bredzić dopiero po otrzymaniu butelki wody. Zachłysnął się. - Pomożesz mu… co? Tak blisko jesteście? - Odstawił wodę, uprzednio przepłukawszy usta i powolnie przekręcił twarz w stronę Mefisto. Powinien być zazdrosny o te relacje? Jakoś stwierdzenie iż aktualnie jest tym ważniejszym pacjentem wcale go nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie. Po tej krótkiej wymianie zdań czuł się jeszcze dziwniej. - Na co to? - Gadatliwy się zrobił i dociekliwy. Wlepił wzrok w swoją stopę, przyglądawszy się kolorowej fiolce, nim barwny płyn nie zaczął syczeć wraz z wydobywającym się z niej kolorowym dymem. Oczy mu się zaszkliły. - Agh! Co to? Boli. - Prawie jak woda święcona na heretyku, tylko jakoś tak sto razy mocniej. Gdy Jack uciekał przed tym uczuciem, delikatnie uderzył w bok Mefisto, niemal zrzucając go z kanapy. - Przepraszam… a… nie możemy bez tego? Albo inaczej? Na przykład ogórkiem? - Nacieranie pomidorem też dałby podobny - nijaki - efekt, ale przynajmniej by nie bolało.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Uniósł na moment wzrok na Jacka, słysząc to pytanie. Szybko jednak wrócił do przemywania podeszwy stopy, trzymając wolną ręką za kostkę. Nie zamierzał pozwolić na uwolnienie nogi. Nie ma litości na drodze do zdrowia... Czy ogólnie u Neirina. Jack doskonale świadom jest, jak rudzielec umie znajdować sobie potrzebnych "chorych" do ćwiczeń zaklęć, kiedy akurat chorych nie ma. Jak widać równie delikatny bywa względem prawdziwych pacjentów. - Niestety nie. To eliksir odkażający rany. Ogórek może ci nawilżyć oczy. Chyba. Nie wiem, ogórki tylko jem. Ale pewnie mają jeszcze wiele innych zastosowań, wedle aktualnych potrzeb - odrobinę popłynął z myślami, unosząc sobie jego stopę na wysokość oczu. - Szkoda. Może zrobiłbym sobie akwarium. W akwarium nikogo by nie narażały na swoje kolce. Chyba, żeby kogoś do akwarium wrzucić. To by musiało być duże akwarium. I dużo jeżowców. Czy ja mam miejsce na tak duże akwarium? - Rozważał głośno, wbrew pozorom nie tracąc kontaktu z rzeczywistością. Zdawał ię zadowolony z efektu, jaki miał eliksir na stopie. - Trzeba będzie cię potem umyć - dorzucił, zostawiając na parę chwil Momenta w spokoju. Ostawił pustą fiolkę i pozwolił, by resztka specyfiku na skórze Jacka skończyła buzować w swoim tempie. - Wezmę cię pewnie do wanny. Zazdrosny? - Spytał i ciężko rzec, czy w kontekście zwierzaków w łóżku, czy domniemanej relacji Ślizgona z Neirinem. - W wannie nie będzie żadnych dodatkowych lokatorów. Nie martw się, zaopiekuję się tobą. Pomogę ci dojść. Umyję. I potem położę do łóżka. Czasem zdarza się, że śpi tam jeden z moich przyjaciół, ale zwykle to tylko ja z Liamem. Nie można rozpieszczać zwierząt. Powinno się wiedzieć, jak krótko trzymać smycz. Prawda, Mefisto? - Uniósł na niego spojrzenie. Skierował je potem na żmijoptaka, który zwinął się w kulkę wśród pufków. - Lubi kurczaki. Jeszcze nie mam dla niego imienia. Stresuje się przy obcych, ale obecność pufków go uspokaja - terapia puchatymi zwierzątkami dla odrobinę mniej puchatego i bardziej neurotycznego zwierzątka. Wyjaśniając, uniósł fiolkę po eliksirze na wysokość oczu Jacka. Na dnie pływała jedna, może dwie krople purpurowego płynu. - Mam jeszcze trochę środka odkażającego. Wskaż mi miejsce, gdzie cię wilkołak oślinił. Użyjemy i pozbędziemy się likantropii - najprawdopodobniej przyjął metodą "potakuj pijanemu, aż nie uśnie". Lepsze to niż walka z wiatrakami, aby przemówić mu do rozumu. Zastosuje placebo i po problemie. Kiedy on zajmował się Jackiem, do Mefisto przydreptała lunaballa. Artemis wydał z siebie pełne szczęścia lunaballowe odgłosy, nie przejmując się zapachem alkoholu bijącym od Ślizgona. Wpakował się mu na kolana, chcąc przytulić i doprosić o pieszczoty. Nadal bardziej lubił Noxa od Neirina. Mały zdrajca.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Chociaż Jack zaczynał kontaktować, a Neirin miał się w porządku, to Mefisto zaczął tracić kontakt z rzeczywistością. Odpłynął zupełnie, może nieco zbyt szeroko otwartymi oczami wpatrując się w Puchonów. Pomoże dojść, umyje?... Merlinie, żeby wszędzie były takie pielęgniarki... Trochę jak spełnienie marzeń. Kiedy tak tonął w rozważaniach, czy zdoła jakoś uzasadnić swoją obecność przy całym tym cyrku (w celach naukowych, oczywiście. To nie tak, że jakoś kręciłoby go oglądanie czegoś takiego. Skąd.), Neirin zdążył zadać mu pytanie. Mefisto przełknął ślinę z trudem, mając paskudnie realistyczne wrażenie, że na jego szyi zaciska się obroża. W rzeczywistości ozdoby wcale na sobie nie miał, jeszcze nie zakładając jej po powrocie z Azkabanu. Za bardzo się odzwyczaił i teraz drobnymi kroczkami powracał do swojego poprzedniego stanu. Potaknął jedynie jakimś nikłym skinieniem głową, zaraz odwracając wzrok ku domagającej się pieszczot lunaballi. Musiał wybrać wybitnie niewygodne miejsce, skoro nie tylko zdołał zostać szturchniętym przez Jacka, ale w dodatku zwierzakowi nie było zbyt wygodnie na kolanach. - Co? Nie ośliniłem go, on sam... - Zagryzł wargę, przymykając się. I tak gdyby jakaś wina miała na kogoś spaść, to na niego. Wilkołak zsunął się w końcu na podłogę przy kanapie, coby lunaballi było nieco wygodniej. Pozerkiwał kątem oka na Jacka, którego teraz miał tuż obok (albo dokładniej, ponad?), ale nie wykłócał się już o nieszczęsne ślinienie. Sam miał pewność, że nic wilkołaczego Momenta nie spotka, więc wystarczyło zaczekać aż temat przeminie. Głaskał Artemis, raz rzucając rozczulone "co tam, maluchu?". Przynajmniej na zwierzakach można polegać!
Zdecydowanie wolałby sobie teraz nawilżać oczy ogórkiem, a nie łzami z bólu wyciśniętymi. Neirin bywał bezlitosny, ale na szczęście skuteczny. Nox i tak swoimi czarami zapewne oszczędził mu większość nieprzyjemności. W przeciwnym razie, Neirin próbowałby równocześnie leczyć Jacka i ratować połamanego przezeń jeżowca. - Zero akwariumów! Słyszysz mnie?- Upomniał go ponownie, teraz już bardziej leżąc aniżeli siedząc. Nie syczał już tak głośno, ale jego stopa wciąż skwierczała. Strasznie kusiło go wytarcie resztki eliksiru o kanapę, jednak to mogłoby go skazać na powtórzenie całego zabiegu od nowa. - Mnie? Sam dojdę! Poradzę sobie. Poza tym już się dzisiaj wypluskałem… Lepszej wody w całej Anglii nie znajdziesz. - Skomentował, po chwili sam spoglądając w stronę Mefisto. Czyżby Neirin miał u siebie jakieś specjalne zabawki do gry z wilkołakiem? Zazdrość to może nie była sama w sobie… może lekki żal o to, że Nei „ma wilkołaka na smyczy”. Przebić to można by jedynie tresowanym wilkołakiem bez smyczy... ale Jack za dobry w opiece nad zwierzętami nie był. Mimo wszystko dalej uważał to za fajową rzecz. - Zwyczajnie pytam… czy nic dziwnego do niego nie wlezie. Dobrze słyszeć, że zwierzaki mają swoje barłogi. - Ale i tak pewnie lepiej nie wystawiać bosej stopy poza kołdrę. - To może nazwij go Kokot? - Zaczął, nim przed jego oczyma nie pojawił się bolesny specyfik. - N-nie… Chyba wszystko dobrze. - Momentalnie zacisnął usta. - Wydaje mi się, że mógłbym to zrobić jeszcze milion razy i przeżyć. - W przeciwnym wypadku będziesz prowadzać dwa wilkołaki na smyczy. Odsunął od siebie jego dłoń, trzymając ową za nadgarstek, w obawie że poparzy się samą butelką. - Jest piękna noc… a ja nadal jestem sobą. - Prawie sobą. Ale przynajmniej szybko się wyleczył z tej urojonej likantropii. Czucie w nodze również do niego wróciło. Nic tylko zamknąć oczy i usnąć.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
- On sam co? - Pociągnął temat, obserwując, jak Nox zsuwa się z krzesła i siada na podłodze. Lunaballa na jego kolanach umościła się wygodnie i wtuliła w gorący tors chłopaka, przymykając swoje wielkie oczyska. Artemis czuł się dobrze u Neirina, ale nadal brakowało mu miejscami towarzystwa wilkołaka. Tej osoby, której najmocniej zaufał i za jaką przyszedł aż pod dom. To uczucie trudno pokonać czy wymazać i zastąpić innym. Nie pokocha się kogoś na siłę. Gdyby jednak - odpukać w niemalowane - zdarzyło się, że Jack zostanie wilkołakiem... Może to właśnie on byłby tym "tresowanym bez smyczy"? Jeśli względem Noxa Neirin jest taki ufny i pewny siebie w czasie każdej pełni, wobec Momenta byłoby prawdopodobnie tylko gorzej. Ujemny instynkt samozachowawczy. Zapewne gdyby nie obawa o zestresowanie zwierząt, zapraszałby go do przechodzenia pełni w ogródku Borsuczej Twierdzy, gdzie by szykował Momentowi świeże mięso do jedzenia i kości do zgryzienia. Chociaż pewnie by nie lubił tego trzasku. Nie lubi teraz. Czy instynkt byłby na tyle silny, aby to przeważyć? Istniał tylko jeden sposób, aby się przekonać. - Czy gryzłbyś kości, gdybyś był wilkołakiem? - Spytał, przekręcając lekko głowę do boku. Nie ma jednak co jałowo gdybać. Jack jest zdrowy, na szczęście, a jedyny wilkołak w tym pomieszczeniu dostatecznie często na smyczy chodzi. I jest dobrze. - Ale akwaria są fajne. Mają kolorowe rybki. I chcę dojść z tobą, nie mogę? Woda w wannie jest czysta i nie ma piasku, to najważniejsze teraz dla rany - wstał, podchodząc dwa kroki do Mefa. Kucnął przed nim, zamierzając zabrać się za sprawdzenie stanu zdrowia Ślizgona. - To może nazwij go Kokot? Przez parę chwil wyglądał, jakby to jedno zdanie go spłoszyło. Na zazwyczaj nieruchomej twarzy pojawił się przestrach. Oczy otworzyły się szerzej i spojrzał na Jacka niczym dziecko, któremu ktoś kazał złamać zakaz dany od matki. - Może... Może znajdziesz jakieś imię na A? - Spytał cicho, wstając po tym. Zapominając, by sprawdzić, czy aby Nox nie jest ranny. Koncepcja nazwania zwierzaka inaczej niż imieniem zaczynającym się na A zdawała sie Neirinowi wręcz nielegalna. Jakby miała się zdarzyć jakaś tragedia, gdyby uczynił podobne szaleństwo. Wcisnął Jackowi w ręce fiolkę eliksiru wiggenowego, a potem zawahał się. - Przyniosę eliksiry pozatruciowe... - Rzucił w ramach wyjaśnień, nim zniknął z salonu. Parę chwil później pojawił się w pomieszczeniu ponownie, już spokojniejszy. Podszedł cicho od tyłu do sofy i niezauważenie położył w okolicy tyłka Jacka... ogon Mefisto. Wyprawioną, wilczą kitę, którą kiedyś urżnęli mu kłusownicy. Kiedy zebrał Ślizgona spod lasu, ten wcisnął mu ogon nie wiedząc, co z owym zrobić. A Neirin niewiele myśląc zachował, odpowiednio preparując. Zwykle służyła mu za ozdobę i część kolekcji magizoologicznych ciekawostek. Ale teraz, kiedy już strach w kwestii imion opadł, uznał, iż to wspaniały rekwizyt do głupiego żartu. - Sobą? Jesteś pewny? Wyrósł ci ogon. To chyba początek przemiany - zauważył głośno, pokazując leżącą na sofie kitę. A potem jak gdyby nigdy nic podszedł, aby postawić fiolki z eliksirami na kaca na stole. Będą im niedługo potrzebne. Kątem oka obserwował reakcję Jacka.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Mógłbyś - potaknął Jackowi niewinnie, na pytanie Neirina o doprecyzowanie sytuacji jedynie wzruszając ramionami. Rudzielec nie robiłby żadnych problemów, co do tego nie było wątpliwości... ale skoro Jack nie mówił bezpośrednio, to Mefisto też wolał się powstrzymać. Zaraz dowiedziałby się Liam, byłyby kłopoty... Albo i nie. Rzecz w tym, że lepiej sprawy nie nadmuchiwać. Moment wystarczająco już panikował... Głaskał lunaballę, swoje przemyślenia odnośnie dochodzących Puchonów zostawiając w spokoju. Był tu trochę zbędny, ale ciężko stwierdzić czy nie przemawiała przez niego głównie paranoja. Kiedy kac się zaczynał, nadchodził czas na żałowanie wszelkich podjętych decyzji. Czy Mefisto nie powinien od razu się stąd zabrać? W końcu dom miał tuż obok, a Jacka odstawił w dobre miejsce. Inna sprawa, że Artemis okazał mu sporo uwagi i czułości, a tego wilkołak nie potrafił nie docenić. Siedział zatem grzecznie, z każdą chwilą zajmując się coraz bardziej lunaballą. Podniósł wzrok dopiero w momencie, w którym Nei zaczął kręcić się w poszukiwaniu odpowiednich eliksirów. Nie zobaczył eliksirów. Zobaczył ogon, na którego wszyscy zwrócili uwagę. Znał ten ogon. Zsunął Artemis, chyba tylko i wyłącznie odruchowo, bo kompletnie w tej chwili nie myślał. Wyskoczył zaraz do przodu, chwytając kitę i odciągając ją od Puchona; zacisnął na niej palce, dysząc ciężko. Nawet otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale słów mu zabrakło. Wbił tylko w Vaughna spojrzenie pełne niedowierzania... i trochę chyba przerażenia. W życiu nie pomyślał, że Puchon mógł ogon zatrzymać. To nie wydawało się w porządku, było zbyt dziwne. Wiązało się z tragicznie nieprzyjemnymi wspomnieniami i chyba było częściowo dowodem... Mefistofeles dzięki dementorom nieustannie myślał o losach owych kłusowników. Doskonale pamiętał każdą sekundę tamtych tortur... i każdą kroplę ich krwi, którą przelał, broniąc się i mszcząc. Nie chciał tego widzieć, a już z pewnością nie chciał tego czuć. A teraz przyciskał kitę do piersi i czuł się dokładnie tak, jak wtedy - gdy ledwo wyszedł z lasu, oszołomiony i zniszczony.
Trzask kości zawsze wywoływał w nim dreszcze. Już samo chrupanie ich w żywym ciele przyprawiało o lekkie mdłości. Zwyczajnie zbyt mocno kojarzyło się z bólem. Zaś im bliżej było się chrupającego, tym mocniej odczuwało się urojony efekt bólu na sobie. - Wilkołaki aż tak słabo jedzą, że muszą kośćmi zagryzać? Wykluczone. - Normalnie jakby był jakimś kundlem z ulicy. Jak taki wielki bysior miałby się najeść kośćmi? Spojrzał w stronę Noxa… przez myśl przeszło mu pytanie o tę tajemniczą pieczarę pełną kości, w której każdy wilkołak oddaje się konsumpcji kiedy akurat jest pełnia. Ale zrezygnował. To chyba nie pora o pytania o stołówkę. Zresztą Jack i tak już mocno wybiegł ze swoimi myślami poza realizm. - Miejsce rybki jest w morzu albo w jeziorze… no chyba, że chcesz tam hodować glonojady. Na to się zgodzę. - Taką rybę mogę zaakceptować. Widział kto kiedy drapieżnego, trującego glonojada? - A? Myślałem jeszcze o Risotto albo Yakitori… Ale na A? Nie znam dań z kurczakiem na A… Masz strasznie duże wymagania. - Zamilkł, widząc minę Neirina. Normalnie jakby mu rozjechał tę klatkę ze zwierzakami. - To tylko propozycja. - Wcale nie chciał go ugotować i zjeść. Dostał fiolkę eliksiru i zawahał się. Chyba rudzielec nie spróbuje go teraz otruć? Odkorkował pojemniczek i ostrożnie upewnił się co do pochodzenia płynu, wąchając krótko zawartość - chyba nie było się czego bać. Wypił całą fiolkę na raz – szczególnie, że znów zaczynało go ostro suszyć. Zajęty swoją stopą, nie spodziewał się wcale, zostać wrobiony w żart z wilkołaczym ogonem. Niestety nim w ogóle zdążył jakoś mocniej zareagować na wskazaną, dodatkową kończynę. Ktoś inny rzucił się w jego stronę, najwyraźniej czując się bardziej wstrząśnięty jej pojawieniem aniżeli sam Jack. - NOX?! - Zawył, jakby rzeczywiście ślizgon wyrwał mu ogon z tyłka. Moment chyba nie pojmował tego co się właściwie stało. Spoglądał na Wilkołaka, na spreparowany kłak i… na Neirina - bo na swój tył nawet nie śmiał w obawie przed tym, że zobaczy tam coś gorszego. Zabolało jakby naprawdę skrócono jego kręgosłup o spory kawałek. Puchon pobladł. - Wyrwałeś mi ogon! - Jakkolwiek by to nie zabrzmiało… Jack musiał wziąć parę głębszych wdechów, by się uspokoić. Nie bolało… ale i tak zrobiło się dość dziwnie. Złapał Mefistofelesa za dłonie, dość mocno. Czyja to własność? Jeśli Neirin nie zainterweniuje, Jack niechybnie spróbuje odebrać straumatyzowanemu wilkołakowi kitę.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nie chciał wywołać takiej reakcji. Wystraszyć Jacka, trochę go spłoszyć - to był główny i jedyny cel całej hecy z ogonem. Nie pomyślał, co Mef czuje. Nie wspominając i całkowicie pomijając kwestię, iż nie wiedział o losie kłusowników. Nie był typem, co wypytuje i drąży. Pytań zadaje tylko tyle, ile jest niezaprzeczalnie konieczne. Cała reszta byłaby niczym ponad zaspokojenie ciekawości. Coś, bez czego da się żyć. I bez czego rudzielec doskonale sobie radzi. Podobnie jak bez emocji. W większości. Sytuacja takie jak ta zawsze zostawiały go zagubionego. Błądzącego w ciemnościach bez chodźby podejrzenia, jakie podłoże może mieć reakcja blondyna. Gdyby to przemyślał... Może by użył po prostu zaklęcia na dorobienie ogona. Czy żart byłby wówczas lepszy? Bezpieczniejszy? A może skończyłby się tak samo? Kto wie. Gdybać nie ma sensu. Wszelkie rybki, kurczaki czy głupie, dziecinne rozmowy odeszły na dalszy plan. Atmosfera zrobiła się cięższa, gęsta. To wszystko przez ogon? Czemu ten ogon tak Mefisto przeraził? Znacznie prościej było, kiedy znajdował się w formie wilka. Gdy Neirin mógł odnieść się do niego jak do każdego innego zwierzęcia. Prosto. Bez zbyt rozbudowanych emocji. Bazując na odruchach czy tresurze, które mają jasne i liniowe schematy zachowań. Wyprostował się wolno, patrząc po obu studentach, skacząc wzrokiem od Momenta w stronę Noxa i ponownie. Jak załagodzić całą sprawę? Zwierzętom po prostu zabiera się to, co je spłoszyło, a potem gładzi, aż strach nie opadnie. Zbliżył się zatem pewnie, ale łagodnie. - To tylko żart. Nie straciłeś ogona. Nie miałeś go nigdy - położył dłoń na ramieniu Jacka, czując pod palcami piasek. Miał tę małą plażę wszędzie. Czy to teraz ważne? Jakże łatwo umiał się rozproszyć... Zbyt skupiony na jednym bądź nadmiernie rozkojarzony. Gdzie złoty środek? Przejechał opuszkami po jego ręce puchona, dojeżdżając do nadgarstka. Ale nie walczył z nimi i nie szarpał się. Za to położył rękę na futrze i spojrzał Mefisto w oczy. - Oddaj ogon - poprosił łagodnie, tonem miękkim i zdecydowanym. Wpierw trzeba się tego pozbyć. Potem będą mogli porozmawiać więcej. Lub zapomnieć o temacie całkiem. Wszystko zależy od tego, co teraz kłębiło się w głowie wilkołaka. Czekał. Nie odwracał wzroku, licząc, że ślizgon ulegnie. Artemis, zdjęty z kolan Mefa, również milczał. Zwierzęta nawet mocniej wyczuwają stres, jaki spina mięśnie i wypacza czynny. Wycofał się zatem, nie protestując przed końcem pieszczot. Chciał tylko znaleźć sobie bezpieczne miejsce. Gdzieś, gdzie nie będzie sam. Nawet nie zauważył, jak wcisnął się za nogę Jacka, pomiędzy jego łydkę a sofę. Przytulił się do rozgrzanej skóry puchona, obserwując z dołu całą sytuację. W ogromnych oczach odbijała się niepewność.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Drgnął niespokojnie na wrzask Jacka, nieco odrywając się przy okazji od obarczania winą Neirina. W tej chwili ważniejsze było to, by nie pozwolić pijanemu Puchonowi na przejęcie nieszczęsnego ogona; Mefisto miał na nim palce zakleszczone całkiem solidnie, ale przez zachowanie chłopaka spiął się jeszcze bardziej. Mimowolnie sapnął ciężko z oburzeniem - zabrzmiało łudząco podobnie do warknięcia. Interwencja rudzielca w tym momencie była niezbędna. Rzecz w tym, że to nie było takie proste. Mefisto nie chciał puścić, skoro Jack dalej trzymał. Jeszcze większym problemem było to, że koniec końców ogon miał pozostać w posiadaniu Vaughna. To nie wydawało się w porządku, skoro właśnie on narobił tego zamieszania... - Jak śmiesz?... - Spytał cicho, rozważając swoje opcje. Może i Neirin nie wiedział dokładnie o kłusownikach, ale wiedział w jak Mefisto przeżył utratę ogona. Widział Ślizgona, który ledwo wyrwał się z pułapki, panikował i nie wiedział co zrobić. Wykorzystał to, żeby sobie dołożyć do kolekcji nietypowe trofeum? I traktował je jak zabawkę? Nie patrzył mu już w oczy. Z zaciśniętą szczęką zerknął gdzieś w bok i, przypadkiem, natknął się wzrokiem na lunaballę. Jak to jest, że zwierzęta, które lubiły jego, zaczynały pałać też sympatią do Jacka... W końcu Litka również nie wydawała się skrępowana jego towarzystwem, a wtedy jeszcze Momenta można było uznać za intruza. Ślizgonowi zrobiło się głupio, że zakłócił spokój Artemisa. W grę nie wchodziła uległość, a jedynie troska. Rozluźnił uchwyt i pozwolił, by futro wymsknęło mu się spomiędzy palców. Podniósł się i zakręcił w kółko, niezbyt wiedząc co ze sobą zrobić. Szumiało mu w głowie i ruch wcale nie pomagał; szybko musiał się zatrzymać i podtrzymać o oparcie fotela. - Spal to.
Nie przeraziło go to warknięcie. Wręcz przeciwnie, zacisnął zęby w jakiejś nieopisanej złości, nie dając się zastraszyć - jak dziecko które nie lubi dzielić się swoimi zabawkami z resztą chłopców. Adrenalina oraz ten dziwny przebieg wydarzeń, na tę krótką chwilę musiały przyćmić jego umysł. Wszak niezwykle rzadko działał aż tak impulsywnie. Czy to wartość ogona, czy może sam fakt, że w ogóle znalazł się między nimi? Dotknięty przez Neirina i usłyszawszy to krótkie wyjaśnienie, natychmiast zmienił swój wyraz twarzy. Acz tylko odrobinę, w końcu to nie był koniec szokujących wieści. - To twoje? - Odsunął dłonie od Noxa i uniósł je na wysokość swojej głowy, dość sztywno zaczesując ciemne włosy do tyłu. Chyba dopadła go migrena. Sam wyglądał jakby miał zaraz zacząć krzyczeć. Być może nawet właśnie to robił - wewnętrznie, nie wydając z siebie przy tym żadnego dźwięku. Co się tu tak właściwie stało? To za wiele na skacowany umysł… albo i wręcz za dużo, jak na odparowaną do tej pory ilość alkoholu. Spojrzał pod nogi, na przyklejonego do swojej łydki zwierzaka. Chyba był równie zdezorientowany co sam Jack. Puchon opuścił dłonie i siadł na kanapie - co by nie stratować potworka. Odruchowo pogłaskał go po głowie. Miał fajne płetwy i przerażająco duże oczy… Hej! Prawie jak jego breloczek z… z okiem Lunaballi? Zatem to jest żywa Lunaballa! Odrobinę niezręcznie, ale kogo by nie zaskoczyła obecność żywego okazu? Szczególnie, że do tej pory miało się styczność jedynie ze sztuczną zabawką. Ciekawe czy umie pływać... Jack skończył pieszczoty, w jego głowie dalej nic mu się nie kleiło, ale chyba nie był jeszcze gotów na wyjaśnienia. Bo w jaki sposób wilkołaczy ogon jest w posiadaniu rudzielca i dlaczego w ogóle został oddzielony od ciała? Czy tak to wygląda? Mef zrzuca futro wraz z dodatkowymi przyrostami, jak drzewo liście na zimę? Za drogo takie rzeczy chodziły na rynku, by to tak rzeczywiście wyglądało… i jeszcze ta reakcja. Chyba nie chciał wiedzieć o co tu chodzi, sięgnął po poduszkę leżącą na kanapie i cisnął nią z całej siły w rudzielca. - To za głupie żarty! - Pewnie drugą cisnąłby w Mefisto, ale poza ciepłą narzutą nic więcej nie znajdowało się pod ręką. Nawet butów nie miał na sobie, aby zajebać któremuś z laczka. Wstając zdarł nakrycie z kanapy i zarzucił je na plecy ślizgona. Trząsł się i najwyraźniej też nie wiedział co ma ze sobą zrobić. - A ty siadaj. I nie kręć się tak. Denerwujecie zwierzątka… - I mnie też. Puścił go i odwrócił się w stronę pierwszych lepszych drzwi. Doszedł do jakiegoś przejścia między kuchnią, potem do innych i wrócił z powrotem. - Gdzie jest łazienka do diabła? - Chyba jednak sam nie dojdzie.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
To "nietypowe trofeum" nie istniało już w świadomości Neirina jako część Mefisto. To był wilkołaczy ogon, bez dwóch zdań. Ale nie niósł już ze sobą ciężaru tamtych zdarzeń. Nie należał nawet do Ślizgona. Był tylko ogonem, czymś zupełnie osobnym. Został oddany Neirinowi i Neirin miał zadecydować o jego losie. To zatem uczynił, wybierając zatrzymanie. Nieważne czy jako zabawkę, czy do badań. Uważał go teraz za swoją własność, tak samo jak każdą inną rzecz. I podobnie nim zarządzał. Coś - nie wnikał co - sprawiło, że ostatecznie Mef uległ, wypuszczając kitę z rąk. Neirin przejął ową i poprawił futro. - Spal to. Zerknął kątem oka na wilkołaka. Nie miał teraz żadnej władzy nad ogonem. Gdyby Jack poparł tę prośbę i powiedział Neirinowi, że ma się pozbyć ogona, zapewne by to zadziałało mocniej. Ale Moment nie przejmował się kupą futra. Rudzielec zatem odwrócił wzrok. - Mm. I tyle było z rozmowy na temat ogona. Miał już się odwrócić celem odejścia, kiedy dostał w twarz poduszką. Odruchem cofnął się o krok i złapał ją, zanim upadła na podłogę. - Przepraszam - odrzucił mu poduchę, aby wylądowała na kolanach Momenta. Artemis chwilę korzystał z pieszczot, samemu się uspokajając. A kiedy narzutka wylądowała na Mefie, przyczłapał na swoich płetewkach do Ślizgona i wszedł pod materiał, ocierając się o jego łydki. Może chcąc się bawić. Może zawinąć spać. Wyjrzał spod materiału, gdy ten zsunął mu się po głowie i zaćwierkał cicho, lunaballowo, patrząc na Mefa. Neirin chwilę obserwował to zachowanie. Wszystko zdawało się uspokajać dzięki Artemisowi. To dobrze. Martwił się, że jeszcze trochę warkotu oraz nerwów i żmijoptak również by się podburzył. Ten jednak pozostał spokojny pod piernatą z pufków. - Gdzie jest łazienka do diabła? Odwrócił się w stronę Jacka i minął go, aby otworzyć drzwi do łazienki. - Mówiłem, że pomogę ci dojść - wpuściwszy chłopaka, zniknął na chwilę na piętrze, zanim wrócił już bez ogona. Przystanął w przedpokoju, spoglądając, co robi Mefisto. - Mam dużą wannę - Reszta propozycji pozostała do domyślenia się. Acz Neirin też potrzebuje odświeżenia. Nie chce kłaść się mając na sobie piach i zapach wymiocin.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dobrze, że Mefisto nie był w stanie jeszcze zbyt dokładnie przewidywać zachowań Neirina. Zdecydowanie za bardzo drażniłaby go świadomość jak nikłe znaczenie miało jego zdanie - choć sprawa bezpośrednio go dotyczyła - w porównaniu do Jacka, którego temat już kompletnie przestał interesować. Widać było, że wilkołakowi nie spodobał się ten brak odpowiedzi; gdyby ktoś przyjrzał mu się nieco dokładniej to zauważyłby, że Ślizgon jest zwyczajnie urażony. Coraz mniej mu się to wszystko podobało, ale był zbyt zmęczony na dalsze dyskusje. Może jak się prześpi, odpocznie i przemyśli, to poruszy z Vaughnem kwestię ogona. Przytrzymał narzutę i grzecznie usiadł na fotelu. Wykonanie poleceń Jacka wydawało się rozsądniejszym pomysłem niż chwianie się na miękkich nogach. Dodatkowym rozproszeniem ponownie okazała się lunaballa, która chyba była w tym wszystkim największym bohaterem. Mefistofeles uśmiechnął się do niej ciepło, po czym wziął ją sobie na kolana i zawinął lekko narzutą. W tym ciepłym kokonie nie było im tak źle... zwłaszcza w momencie, w którym Ślizgon podciągnął nogi do góry, przesuwając lunaballę bardziej na swój tors. Podążył spojrzeniem za Neirinem, który odniósł jego ogon, ale łazienka już nieszczególnie go interesowała. "Duże wanny" zwykle były komfortowe dla dwóch osób, a nie trzech. No chyba, że Walijczyk posiadał tutaj basen godny Łazienki Prefektów, ale to raczej ująłby nieco inaczej... I nawet jeśli, to Noxowi chyba trochę zmalały chęci na przyglądanie się wodnym igraszkom Puchonów. Wymarzony trójkącik musiał jeszcze zaczekać. Nie wspominając już o tym, że choć pijany Jack może się na to wszystko zgodzić, tak trzeźwy... cóż, likantrop jeszcze nie wiedział czego spodziewać się po trzeźwym Momencie, o ile tylko nie straci wszystkich wspomnień z przeżytej nocy. - Miłej kąpieli - mruknął sennie, dopieszczając Artemisa i, przy okazji, nieco odpływając. To co on tam myślał z tym powrotem do domu?... Musiałby przejść taki kawał drogi, nie wspominając już o wstawaniu...
Jack mało się nie zapowietrzył, słysząc po raz kolejny te słowa. Łazienka była tuż pod nosem... gdyby tylko nie stracił cierpliwości, to może jakoś dałby radę. Zirytowany wszedł do środka. Spodziewał się ujrzeć coś piwnicznego, ciasnego i wilgotnego… ale to? Albo Neirin lubi tutaj prać wyjątkowo duże zwierzątka, albo Liam chciał mieć spa w domowym zaciszu. Łazienka Jacka nawet w jednej dziesiątej nie umywała się do „piwnicznego spa” Neirina. Standardy niemalże na poziomie prefektów. Tylko mniejszy metraż. Przygryzł dolną wargę i depcząc po jakiś czerwonych płatkach róż, minął wannę, przechodząc w stronę toalety. Przynajmniej ta wyglądała względnie normalnie, użytkowanie również nie sprawiało problemów. Poradzi sobie. Opłukał twarz w zlewie i spojrzał na swoje odbicie w lustrze – bardziej się skrzywić już fizycznie nie mógł, ale gdyby to było możliwe, zrobiłby to. Czuł się jak rozdeptana wycieraczka, rozłożona tuż przed zejściem do londyńskiego metra. Piasek we włosach, piasek w zębach, w gaciach… a Mef jeszcze go nagabywał na wyjazd, na Sacharę. Mimo wszystko miał rację. Pijany Jack zgodziłby się na wiele rzeczy. Trzeźwy potrzebowałby dobrego powodu na usprawiedliwienie własnych czynów. Zaś Moment na granicy kaca? Chyba wolałby się przypadkowo utopić w tej wodzie podczas tych rzekomych igraszek. Strasznie go suszyło... i nie zapowiadało się na to, by miał ochotę dzisiaj jeszcze kogokolwiek całować. Zasłonił lusterko ręcznikiem i otworzył szafkę z kosmetykami. Szczęściem, nie został zasypany upiększającymi kremami i specyfikami od Liama, szybko odszukawszy wzrokiem rzeczy należące do Neirina - w tych pierwszych zbyt łatwo można było pomylić pastę do zębów z żelem do włosów, a na czytanie drobnych etykiet było już nieco za późno. Bez skrępowania przywłaszczył sobie żółtą szczoteczkę rudzielca i rozpoczął szorowanie. Zapewne po tej wizycie Nei będzie zmuszony zrobić sobie nowe zapasy pasty do zębów… i do wymiany szczoteczki. Jack lubował się w smaku mięty, bardziej jak w słodyczach, acz nie wszyscy mieli o tym pojęcie, uważając go za najbardziej łakomego osobnika z całej trójcy. Szczególnie po tej nocy brakowało mu odświeżenia. Słodyczami można poprawiać sobie humor, ale to właśnie mięta dawała mu najwięcej przyjemności i odprężenia. Gumy do żucia, ani miętowe drażetki raczej nie poradziłyby sobie z tym wszystkim i na dłuższą metę mogłyby jedynie zaszkodzić. Poruszanie żuwaczką i jedzenie, nawet mimo zawartości mięty powodowało odruch wymiotny, a puchon miał już dość takich wrażeń na dzisiaj - jak nie na cały tydzień. Pasta była zdecydowanie lepsza.
Żałował, że na jeden z pierwszych hogwarckich przystanków po swojej nieobecności, musiał wybrać akurat Komnatę Wspomnień. Zapętlanie się we wspomnieniach o zmarłej niedawno babci wcale nie brzmiało jak dobry plan już przy pierwszym założeniu… Merlinie, czemu on po prostu nie wyszedł, gdy nie tylko okazało się, że jego łzawe wspominki się nie powiodą, a na dodatek salę okupował już dobrze znany Liamowi likantrop, z którym pogryzł się przeszło rok temu. Nawet trzech dni nie pobył w Hogwarcie, by już zalać się łzami i poczuć jak skończona ofiara. Winna ofiara i to nie jednego przewinienia, a kilku dość poważnych. Chyba właśnie waga tych czynów miała na niego tak druzgoczący wpływ, że chłopak autentycznie nie wiedział co ze sobą zrobić. Choć komnatę z zaczarowanym sufitem już dawno opuścił, ani śnił myśleć o przemierzanych korytarzach, a później dróżkach czy zaułkach. W kółko i w kółko rozmyślał na nowo o tym, co powiedział mu Mefisto i jak wiele prawdy w tym było. O ile chciał sobie strzelić w pysk za zachowanie względem Ślizgona, który okazał się w tym układzie kompletnie niewinny… o tyle lata spędzone na kodowaniu w głowie Neirina niezdrowych nawyków, naprawdę przywodziły Liamowi na myśl same czarne rozwiązania. Gdyby tylko mógł, przebiłby sobie różdżką oboje oczu, byleby oderwać się choć chwilę od piętrzących się w głowie myśli, a skupić na czymś bardziej przyziemnych, jak, cóż… rozpaćkane gałki oczne…? Olał tego dnia wszelkie zajęcia, włócząc się po Hogsmeade i próbując zebrać w głowie myśli. Minęło kilka godzin od spotkania. Policzki zdążyły mu wyschnąć, dłonie przestały drżeć, ale głowa nie oczyściła się ani trochę. Liam przysiadł przy drzewie w zagajniku, w końcu zbierając się na odwagę by pomyśleć, jak właściwie ma się teraz zachowywać. Szybko jednak doszedł do panicznego wniosku, że nie ma pojęcia. I tak przesiedział w parku do wieczora, który – z racji zbliżającej się zimy – nadszedł bardzo szybko. Odszukał najbliższą sieć Fiuu i przeniósł się do Doliny Godryka, w końcu wchodząc do wspólnego z rudzielcem domu. Normalnie wparowywał tam z głośny „CZEEEEEEEEEEEEEŚĆ!”, ale tym razem zabrakło mu do tego pary. Niezmiennie jednak przywitał się ze wszystkimi zwierzakami w progu, które tylko chciały do niego podejść, z Shakepawem na czele. - Mmm, Nei? Jesteś w domu? – wymusił na sobie uśmiech i w miarę wesoły ton. Nie może robić drastycznych zmian. Zresztą… przez ostatnie dwa miesiące nie chodził już tak wesoły jak zawsze. Wystarczy ukryć fakt, że czuje się przy Neirinie równie niekomfortowo co uczeń przy nauczycielu na ustnej odpowiedzi. Zaczął krążyć po pokojach z kotem na rękach i głową mimowolnie wędrującą się na boki. Nawet jeśli w którymś z pomieszczeń zastałby rudzielca, trochę ciężko było mu spojrzeć tak bezpośrednio w twarz. Może… może będzie grać zmęczonego..? Pójdzie spać i ugra więcej czasu na myślenie co dalej…
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Tego dnia nie wychodził z domu. Nie miał zajęć - może jakieś samotne z mugoloznawstwa czy mało interesujące onms, na którym nie zamierzał się nawet zjawić. Z prostego powodu, bo nie. Szkoda chłopakowi czasu na przerabianie tego, co i tak już zna. Tym jeszcze mocniej wolał zostać w domu, kiedy okazało się, że dostał wolne. Ze względu na jakąś kontrolę czy inne tego typu, ośrodek był zamknięty i udostępniony służbom. Było to ustalone około pół roku temu, ale musiał o tym zapomnieć i ten fakt w pełni dotarł doń dopiero wczoraj. Ma cały dzień bez żadnych obowiązków. Znaczy, nie tak do końca żadnych. Oczywiście, nadal nakarmił każdego, wyczyścił wszelkie miski i terraria, wyczesał pufki. Ale to nie obowiązki, to przyjemność. Kochał zajmować się zwierzętami, uwielbiał spędzać z nimi czas. I fakt, że może to robić każdego dnia, nie jest w żaden sposób męczący czy obciążający. Ale poza tym... Zostawało mu kilka godzin, które mógł wykorzystać na te rzeczy odkładane na wieczne "jutro". "Jutro" dziś nadeszło. Kiedy Liam zaczął go szukać, akurat powiększał i zapełniał na nowo jedno z terrariów, które stało się dla swego lokatora już zbyt małe. Wyskoczył przed południem do sklepu po dodatkowe roślinki i kamyczki, a teraz układał je skrupulatnie, by stworzyć coś nie tylko estetycznego, ale przede wszystkim użytecznego dla gada. Kryjówki, miejsca do wspinania, basenik do kąpieli. Brał pod uwagę zachowanie gatunku i charakter swojego podopiecznego. Wąż z kolei spał, zwinięty na biurku pod grzejącą go lampą. Uniósł wzrok znad układanych listków bluszczu, by spojrzeć na Liama. Odłożył następnie całą robotę, aby podejść i się przywitać. Wyciągnąć rękę, zmierzwić mu włosy. Nie mógł przytulić, kot mu przeszkadzał. Może to było celowe zachowanie ze strony Rivai'ego? Jeśli tak, to nawet Neirin nie połączył faktów, wszak były prefekt nigdy nie uciekał od jego dotyku czy czułości. Uznał, że po prostu chce pobawić się z kotem. - W kuchni czeka obiad. Zrobiłem naleśniki z watą cukrową - poinformował, pochylając się, aby cmoknąć go w policzek, tylko mocniej uświadamiając Liamowi, że to niekoniecznie zdrowe i normalne zachowanie między przyjaciółmi.
Serce mu stanęło, gdy go zobaczył. Myśli pomknęły jak szalone. Na nowo poczuł te mokre od łez policzki, zachrypnięte od krzyków gardło i tnące poczucie winy, które sprawiało mu samo patrzenie na tę stoicką, spokojną twarz. Choć trzymał na rękach kota niczym tarczę, próbując obronić się przed ewentualnym „atakiem” ze strony rudzielca, nie oponował, gdy ten po prostu postanowił przełamać między nimi pewną barierę przestrzeni osobistej: a robił to przecież zawsze. Liam nie zareagował na buziaka, głównie dlatego, że nie miał na tę reakcję najmniejszego planu. Nie odepchnie go, nie krzyknie na niego, nie robi kroku w tył. Naprawdę nie chciał wzbudzać swoim zachowaniem dodatkowego niepokoju u Neirina. Wiedział, że zrodziłby tym niewygodne pytania, a mając tak duży bajzel w głowie ciężko byłoby o jakiekolwiek klarowne wypowiedzi. Tak więc uśmiechnął się tylko szerzej, jakby z automatu powstrzymując tym zbolały grymas. Nie, to nie jest normalne. Kurna. Kurna mać… Mefisto miał rację do wszystkiego. Co ja zrobiłem, co ja zrobiłem, co ja zrobiłem… - Oh, dziękuję, uwielbiam je! – papierowy ton, trochę sztuczny i naciągany, ale wierzył, że Neirin da mu trochę spokoju, zważywszy na fakt, że przez niedawną śmierć babci już i tak zachowywał się dziwaczniej, niż zwykle. Dziwaczniej, czyli w standardach zwykłej osoby: zupełnie normalnie. Gość, który nosił tęczowe sweterki i chciał na urodziny czapkę w kształcie jednorożca, zdecydowanie wyglądał na schorowanego, gdy podobnej, osobliwej aury i atrybutów nie było wokół niego. – Nałożysz nam, proszę? Zawsze jedli razem, to typowe, prawda? Odłożył Shakepawa na ziemię i usiadł przy stole. - Tooo… co dziś robiłeś? Poza sprzątaniem u zwierzaków, bo podejrzewam, że to… - small talk. Coś tak dla niego prostego, a dziś tak niemożliwie trudnego.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nie zamierzał męczyć Liama. Był dla niego teraz smutnym zwierzątkiem, które potrzebuje odrobiny przestrzeni. Tyle, że jeśli zwierzęta gryzą, kiedy zbliżyć się do nich zbyt mocno, tak Liam odczuje to psychicznie. Zamierzał wobec tego ograniczyć się do czułych gestów, omijając osobiste pytania. I tak nie umie zrozumieć myślenia "normalnych" ludzi. Tym zatem lepiej dla Liama. Jego dziwne zachowanie zostało zrzucone na karb ostatnich wydarzeń z babcią. Niemniej Neirina delikatnie ukłuło zmartwienie. Sądził, że naleśniki poprawią chłopakowi humor chociaż trochę. Skinął niemal natychmiast głową, odkładając roślinki na bok. - Tak. Zamknę tylko Ayase w terrarium. Poczekaj chwilę - i cofnął się. Na szczęście był już przy końcu prac nad jej nowym domkiem. Wobec tego jedynie odrobinę na odwal wrzucił ostatnie elementy, dochodząc do wniosku, iż dokończy później, zanim delikatnie zabrał węża z biurka. Odłożył go do terrarium, zasuwając następnie szybkę. Pyton ziewnął, przeciągnął się i wrócił do spania. Tym lepiej, że się nie boczyła. Neirin szybciej mógł wrócić do Liama. Kot mu przeszkadzał, ale mimo to spróbował wziąć Puchona pod ramię. Niemniej szybko zrezygnował i po prostu zszedł pierwszy, aby przygotować wszystko, po drodze myjąc ręce. Nie był mistrzem w gotowaniu, ale się starał. A to podobno najważniejsze. Wobec tego zadbał też o prezencję jedzenia, kręcąc się chwilę po kuchni. Wyglądał wręcz groteskowo: ubrany w typowo domowe rzeczy, spod rękawów wystawały blizny; wysoki i postawny, spokojny na twarzy. I skoncentrowany na tym, aby położyć cukierki w tych miejscach naleśnika, na których sądził, że wyglądają najlepiej. Dodając też kremem czekoladowym uśmiechniętą buzię, pochylony dłuższy czas nad talerzem. Tak, że kiedy Liam zszedł już, wszystko było gotowe. - Napijesz się kakao? - Zaproponował, a Rivai był jedną z tych osób, które wiedziały, że za pozornie obojętną twarzą i bezbarwnym tonem kryła się troska. Zna go na tyle, aby po prostu to wiedzieć. Usiadł na drugim krześle, przed sobą mając swój talerz. Porcja Walijczyka była znacznie mniej obfita w dodatki oraz cierpiała jej estetyka. Ale to nie miało dla niego znaczenia. - Byłem w sklepie, kupiłem trochę rzeczy. Mam dziś dzień wolny, mówiłem ci wczoraj, prawda? Zrobiłem więc obiad trochę wcześniej. Zastanawiam się, czy zabrać Artemidę i Artemisa na szczepienie, czy zrobić to dopiero w następnym miesiącu. Ale chyba odłożę to jeszcze. Zaciąłem się przy goleniu. Ale wyleczyłem. Może powinienem przestać się golić? Jak myślisz? - Wydawało mu się, że tematy są na tyle neutralne, aby jakoś pchnąć lekką rozmowę.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Zapewne są działania, których normalny człowiek, w kompletnie normalnych warunkach, nie powinien się podejmować. Jednym z tego typu działań zapewne byłoby stalkowanie kogoś, tylko po to, aby dowiedzieć się, gdzie ten ktoś mieszka i tylko po to, aby posłużyć się i tak nikłą nicią znajomości, jako szantażem, któremu przecież nikt nie mógłby odmówić, prawda? Każdy o normalnych zmysłach by to zrobił, ale co poradzić na to, że Lara podjęła się dzisiaj działań kompletnie niekonwencjonalnych? Jednak zanim ktokolwiek ocieni jej tanie i paskudne zagrywki, powinien poznać motywy jakie nią kierowały, a konkretniej jakie skierowały jej stopy w stronę Doliny Godryka, gdzie jak już się dowiedziała, mogła zastać Neirina. Może przez to będzie sposobność do spojrzenia na nią w nieco lepszym świetle i ocenienia o niewiele lepiej, niż tylko jako chorą psychicznie nastolatkę, która nie znała żadnych granic, a jeśli już je znała, to miała w bardzo głębokim poważaniu. Jej nieśmiałek, Layla, stał się wiernym towarzyszem broni, powiernicą wszelakich tajemnic i najważniejszym stworzonkiem z jakim przyszło jej obcować. Biorąc go pod swoja opiekę wiedziała, że nie będzie to łatwym zadaniem. Jeszcze przecież w menażerii mówili jej, jakie to zawirowania zdrowotne towarzyszyły jej nowej kumpeli. Nie sądziła tylko, że wrócą one tak szybko. Widząc, w jak paskudnym stanie obudził się dziś jej nieśmiałek, była pewna, że musi, ale to m u s i znaleźć dla niej odpowiednią pomoc i nie mogłaby spocząć, póki by tego nie zrobiła. Życie i zdrowie tego malutkiego magicznego zwierzątka było dla niej zbyt cenne, aby mogła pozwolić sobie na zaniedbanie go. Wiedziała, jak wielką wiedzę na temat zwierząt ma Neirin więc to on stał się jej celem ataku. No bo przecież, nie mógłby jej odmówić, prawda? Chyba nie powinien tego robić… Wsadziła nieśmiałka do kieszeni przydużej koszuli, którą miała na sobie i teleportowała się do Doliny Godryka. Ustalenie kierunku marszu nie było znowu takie trudne, gdy już wiedziała wstępnie czego powinna szukać i jak wygląda jej obiekt docelowy. Spieszyła się bardzo. Layla wyglądała coraz gorzej, więc Lara wiedziała, że nie ma zbyt wiele czasu. Pół drogi biegła, kolejne pół maszerowała żwawo, przeklinając swoje obkurczone od nikotyny płuca i przysięgając, że postara się zmniejszyć ilość papierosów, jeśli tylko Layla to przeżyje. W końcu na horyzoncie dostrzegła opisany przez znajomych dom, więc po prostu przyspieszyła, by już po chwili zacząć łomotać głośno w drewniane drzwi, obwieszczając przybycie bardzo nieproszonego gościa. – Neirin? Neirin, kurwa, otwórz bo wyważę drzwi! – chyba nie powinna tymi słowami witać swojego ewentualnego gospodarza, ale naprawdę była zdesperowana.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
"Bałagan" to trochę mało powiedziane. Nie wiedział, jak się przygotować do tego wyjazdu. Zwykle zostawiał dom komuś, kto ogarniał wszelkie zakupy, a on nie brał wiele, jadąc może z kilkoma koszulami na krzyż oraz ufając opiekunowi, że dokupi wszelkiej karmy czy dogada się ze zwierzętami. Teraz te zostawały pod opieką skrzata... A Neirin nie był pewny wielu rzeczy. Czy skrzat może iść do sklepu po karmę, jak tej zbraknie? Czy wie, co robi? Sprzedawca zapewniał, że jest dobrym opiekunem do zwierząt, ale Walijczyk nie poznał go jeszcze na tyle mocno, coby się uspokoić. Zatem chciał w miarę możliwości zrobić duże zakupy, wyjaśnić wszystko, pokazać, opisać. Powiedzieć, co robić w sytuacjach awaryjnych. Skrzat zdawał się pojętny. Właśnie szykował mu dokładny jadłospis dla każdego zwierzaka, kiedy usłyszał walenie w drzwi oraz bluzgi. Nie spodziewał się gości. A już na pewno nie kobiety, która tak bezpośrednio się do niego zwracała. Niemniej był też sobą, zatem... Odesłał skrzata ruchem ręki i otworzył, patrząc zaciekawiony po Gryfonce. Kojarzył ją, prawda. Jednak nie aż tak mocno, aby zapraszać ją kiedykolwiek do siebie. Ale to nie miało znaczenia - po pierwsze nie zwracał aż takiej uwagi na to, co moralne, a co nie. Po drugie, cieszył się z jakiekolwiek ludzkiego towarzystwa, od kiedy Liam się wyprowadził. Pragnął go tak, że gotów był przyjmować obcych, aby tylko zaznać namiastki bliskości, zanim całkiem się zamknie i wyalienuje ze społeczeństwa. Przez ostatnie miesiące oscylował pomiędzy dążeniem do nawiązywania nowych relacji a odsunięciem się i rozmową tylko ze zwierzętami. Sam już nie był pewny, czy naprawdę pracuje nad swoją wężomową, czy tylko wymyśla sobie, że węże do niego mówią. Uchylił szerzej skrzydło. - Lubię te drzwi. Wejdziesz? - Zaproponował, odsuwając się i robiąc jej miejsce, aby mogła go minąć. - Co się stało? - Nie pytał "czy coś się wydarzyło", ponieważ bądźmy szczerzy - nawet rudzielec rozumiał, że musiał się zdarzyć jakiś wypadek. Inaczej ludzie nie są tak... Gwałtowni ani nie grożą niszczeniem mienia. Zwykle.