Jedna z dróg wijących się po okolicznym wzgórzu ma świetne miejsce widokowe na Dolinę Godryka, która, jak sama nazwa wskazuje, leży w dolinie. Droga prowadzi na drugą stronę przełęczy przez zaklęty las w którym jednak trudno uświadczyć wielu turystów czy miłośników przyrody.
Twarz bruneta obróciła się dynamicznie, niby to kontemplując piękno pobliskiego widoku. W tymże właśnie momencie jego twarz pokryła się niepokojem uwidocznionym na każdym mięśniu. Trwało to zaledwie sekundę, może dwie, aż Ravinger powrócił do Solberga z pytającym spojrzeniem. Pytającym o to czy naprawdę Patol jest tak stary, że począł się koleżankować z uczniakami. Szczęśliwie, wszystko było jedynie głupim żartem. - Jak najbardziej. Sam obecnie nie mogę się oprzeć wrażeniu, iż kadra szkoły jest nieco, dajmy na to, nadęta. - Mowa tutaj raczej o tych mających władzę kompletną niżeli o ex-kolegach po fachu bliższym marności belferskiej. Tutaj również skończyły się miłe pogawędki, a zaczęła się żmudna praca. Rac zaczął do znaczącego odkrząknięcia. Musiał się w tym momencie zastanowić. - Avifors, z pewnością wychodzi mi zacnie - urwał z pobliskiego drzewa liść, zdmuchnął go ze swojej dłoni dla efektu i w powietrzu zmienił w małego wróbla. - Zaś cała reszta, chociażby takie Glacium stanowi już spore wyzwanie. Owszem, jest to spowodowane różnicą sublimatów i transmutantów, wciąż jednak wydaje mi się to niepokojące - wyznał swoje grzechy jak przed księdzem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No i problem rozwiązał się zanim jednak powstał. Takie rozwiązania to Max uwielbiał. -Ciężko mi się nie zgodzić, choć dyrektorki jeszcze nie poznałem. Wracam od września sprawdzić, jak sobie radzą. - Ponownie zażartował, porzucając wszelkie formalności, jakby nigdy między nimi nie istniały. Nie wiedział do końca czego się spodziewać w kwestii talentu Ravingera. Szanował jego umiejętności posługiwania się zaklęciami, ale tutaj musieli pomyśleć zupełnie innymi kategoriami. Dlatego poprosił o tę krótką autoprezentację, która powiedziała mu naprawdę wiele. -A to jest ciekawe. - Popatrzył za fruwającym ptaszkiem, który faktycznie wyszedł zacnie, po czym odpalił szluga dla dramatycznej pauzy. I zaspokojenia potrzeby nikotyny. -Transmutacja jakkolwiek związana z istotami zazwyczaj sprawia więcej problemów. Ale to dobrze. To nie kwestia braku skupienia i mocy, a raczej zrozumienia esencji materiałów nieżywych. - Zaczął swoje wymądrzanie, w myślach mając już cały plan na dzisiaj. -Zacznijmy więc od wspomnianego Glaciusa. - Zaproponował, unosząc własną różdżkę i wyczarowując skromną kałużę, na której mogli poćwiczyć. -Nie masz jedenastu lat i nie muszę Ci tłumaczyć kwestii wymowy, czy gestów. Skupmy się na technice. - Nie miał zamiaru podchodzić do mężczyzny jak do idioty i brać go do transmuciarskiego przedszkola. -Z obiektami martwymi musisz skupić się na ich strukturze. Pomyśleć o tym, jak są zbudowane molekularnie i jak na tę budowę wpłynie zmiana, której od nich wymagasz. Woda i lód to idealny obiekt testowy. Potrzebujesz zbić ze sobą cząsteczki, zawiązać wiązania i nadać im kształt. Nie próbuj robić z kałuży lodowego zamku. Spróbuj najpierw nieco ją oszronić, złapać o co w tym chodzi. - Zaproponował, używając zaklęcia, by pokazać Ravingerowi, co miał na myśli.
//Rzuć k100, by zobaczyć jaki procent powierzchni kałuży szronisz.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Powodzenia życzę, młodzieńcze, przyda się niezmiernie - zwłaszcza, jeśli na zajęciach napotkany zostanie pewien denerwujący Polak, którego magia jest równie przypadkowa, co jego erekcje. Jak już wychodzą to w nieodpowiednim momencie. - Tak, niemniej Avifors tworzy jedynie iluzje - stwierdził, widząc jak jego dzieło znika niczym mydlana bańka na tle szeleszczących liści drzew. - Inaczej ma się sprawa z... Nieważne - chciał to już zacząć wykład - nader niepotrzebny - o zaklęciach pokrewnych, które tworzą i kontrolują ptaszopodobne istoty tworze przez czarodziejów. Jednak się powstrzymał! Taki z niego grzeczny uczeń. - Rozumiem jak to działa, jednak mój mózg uznaje to za dość abstrakcyjne. Energia twórcza, która jest potrzebna do transmutacji jest taka nieokrzesana - aby nie mówić obrzydliwa. Może to jest problem z transmutacją Fairwyna? Brzydził się tym w pewien sposób? Poniekąd zapewne tak. - Proszę bardzo - zadeklarował się w próbie utworzenia tafli szronu na mokrej plamie w ziemi. - Glacius - wypowiedział dość szpetnie, podziwiając swoje efekty. - Nawet ślepej kurze udaje się znaleźć ziarno - skomentował swoje wyczyny bez polotu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
"Młodzieńcze"... Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś go tak nazwał. Nieco go to rozbawiło, a jednocześnie sprawiło, że przez chwilę poczuł się na swoje lata, bez tego bagażu doświadczeń, który dawał poczucie, jakby przynajmniej stąpał już po tej planecie z sześćdziesiąt lat. -Stworzenie przekonującej iluzji nie jest takie proste, jak może się wydawać. - Szedł w zaparte, bo transmutacja już u podstaw była dziedziną bardzo skomplikowaną, a kwestie iluzji, czy ożywiania to były jedne z bardziej zaawansowanych tematów. -Dlatego trzeba ją wybudzić. Co lubisz? Tak prywatnie, co Cię interesuje? - Zapytał, szukając, czy może uda mu się zaczepić o te rzeczy i nieco podstymulować wyobraźnię Ravingera do działania. -No, czyli nie jest tak źle, jak mówisz. - Zagwizdał, widząc, jak facet poradził sobie z pierwszym zadaniem, które od technicznej strony było zdecydowanie bardziej wymagające niż klasyczne użycie tego zaklęcia, o wskazywało faktycznie na kontrolę, jaką Fairwyn miał nad molekułami. -Dobra, to teraz jeszcze żeby się upewnić... - Zdecydowanie pogłębił kałużę, zaklęciem. -Zamróź połowę do samego dna. Gruba warstwa lodu, nie przejmujemy się ewentualnymi ofiarami. - Poprosił, czy tam zadysponował, oczywiście samemu najpierw prezentując, jakiego efektu oczekuje. Następnie odtajał to, co wcześniej zamroził i dał znak Ravovi, że może pokazać, co potrafi.
//kosteczki jak wcześniej.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Zamiast mówić, iż zna co najmniej pięć innych zaklęć, które nie imają się transmutacji a również opierają się na iluzji - milczał. Mruknął jedynie, aby podkreślić fakt, iż nie ma nic do dodania wobec słów Solberga i w pełni taktownym geście przejść dalej w tym swoim małym festiwalu głupoty. - Lubię? - Niemal krzyknął z przerażenia, patrząc się w stronę Ślizgona, jakby ten nagle przybrał formę nieznanego wcześniej Ravingerowi bogina. Co ten biedak niby lubi? Owszem znalazłoby się kilka rzeczy, jednak jaki wypowiedzenie tego nagłos. Uzewnętrznienie się ze swoich lubości. Obnażenie swojego wewnętrznego świata... Jak to wszystko miałoby pomóc w tym momencie? - Herbatę lubię - odparł nieco niepewny swojej odpowiedzi. Chociaż, w rzeczy samej, nader lubował się ze wspomnianą cieczą. - To już zupełnie inny poziom tego zaklęcie - zauważył, rzucając Glacius bez przekonania. Jego różdżka natychmiast to wyczuła, a Ravinger poczuł ukłucie w sercu. Czuł się za stary, aby pracować na relację ze swoją magiczną pałką. Znali się już na tyle długo, aby nie musieć się docierać. A ta, czując jego zachwianie, postanowiła odejść od współpracy. - Ja... Ja zrobię to lepiej - rzucił głośno, chcąc oszukać chyba siebie i wspomnianą już kawałek grabu. W międzyczasie wyszeptał jakieś finite, aby rozpuścić kawałek lodu, który wcześniej wyczarował. Ponowna próba zakończyła się już ponad połowicznym sukcesem! Przynajmniej widać było już efekty oraz to że praktyka czyni mistrza. Nie był to jeszcze moment, w którym Rav chciał się ukłonić, winszując samemu sobie. Ale gdyby ten moment się zbliżał to byłoby miło.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
A trzeba było powiedzieć. Max co prawda z OPCM miał się mocno na bakier, przynajmniej w tym legalnym wydaniu, ale nie oznaczało go, że pewne kwestie go nie interesowały. Dziś jednak skupiali się na innej dziedzinie, w której to on, a nie Favinger, zdawał się błyszczeć. -Herbatę? - Upewnił się, patrząc na swojego dzisiejszego ucznia z niemniejszym zdziwieniem niż ten patrzył na niego. To dopiero było ciekawe hobby. -Dobra, nie do końca mi to pomaga w tej chwili. - Pozwolił sobie na krótki śmiech, po czym podjął jeszcze jedną próbę. -Ale lubisz jej smak, czy coś więcej? - Zapytał, próbując złapać cokolwiek. Kurde, nie mógł przecież polec przez herbatę. -Inny. Skupiony na technice i kontroli. - Przyznał, nie mając zamiaru lecieć z mężczyzną w chuja. Transmutacja częściowa, lecz zamierzona, była trudniejsza niż pełna, bo wymagała ogromnej wiedzy i dbałości o szczegóły, a także wyobraźni. I to z tym ostatnim Max spodziewał się napotkać kłopoty. Patrzył, jak idzie mu to zaklęcie i musiał przyznać, że była to totalna klapa. Nim jednak cokolwiek powiedział, Rav już podejmował kolejną próbę. To krótkie zawahanie w jego wypowiedzi nieco zbiło Maxa z tropu, bo nie pasowało mu do mężczyzny, ale dwudziestolatek przestał o tym myśleć tak szybko, jak większa część kałuży pokryła się grubym lodem. -No i miodzio! Znaczy, idealnie nie jest, ale śmiem twierdzić, że największym problemem tu są chęci i skupienie. Za pierwszym razem, machnąłeś na odwal i tak też Ci wyszło, prawda? - Pozwolił sobie wysnuć teorię, odrzucając gdzieś dopalonego szluga. -Spróbuj jeszcze raz. Myśl tylko o tej zasranej wodzie, jakby nic innego w życiu się nie liczyło jak zmienienie jej w lód. Nie wiem, może jest upalne lato, a Ty masz ochotę na mrożoną herbatkę, a w całym kraju skończyły się rezerwy lodu... - Odtajał ponownie kałużę, wskazując gestem, żeby Ravinger się częstował i jeszcze raz podszedł do zadanie. Byle lepiej.
Kostki:
Rzuć k100 na skupienie, a następnie k100 na wynik jak poprzednio, dodając odpowiednie mody zależne od Twojego skupienia.
Skupienie mniejsze niż 45 - Odejmujesz -20 od efektu
Skupienie w przedziale 45-65 - Efekt jest taki, jak wypadła kostka
Skupienie ponad 65 - Dodajesz +20 do efektu
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Można żyć z myślą, iż głupie pytania nie istnieją, a jedynie odpowiedzi na takowe stanowią o poziomie cudzej inteligencji. Rav jednak nie rozumiał do czego miało służyć pytanie o hobby, a herbata od wielu lat stanowiła jasny punkt w środku jego dnia, pozwalając odetchnąć i poczuć się zwyczajnie dobrze. - Herbata to coś więcej niż jej smak. Herbaty różnią się od siebie chociażby sposobem i temperaturą zaparzania. Najbardziej popularny, więzienny czaj, nie podlega takowym zasadom. Niemniej istnieją szczepy liści, które smakują idealnie w temperaturze 83 stopni. Natomiast różnica dwóch stopni w górę przy liście na tyle, iż nie oddają one swojego właściwego smaku. Bądź nie oddają go w ogóle. Wtedy zamiast herbaty dostajemy kolorowy wrzątek - to dopiero początek, jednak przy tym jednym wątku Ravinger postanowił się zatrzymać. Wszak przybyli tutaj w innym celu niżeli teoretyzowanie o herbacie. - Obawiam się, iż robienie czegoś na odwal nie mieści się w mojej naturze - przyznał gorzko. - Zaklęcia w swoich pierwszych próbach najczęściej przynoszą zaskakująco pożądane oczekiwania, aby następnie czarodziej męczył się z nimi niemiłosiernie - wycedził bezrefleksyjnie. Po czym z mniejszą chęcią niżeli jeszcze pół minuty wcześniej pochylił się nad zaklęciem, które było ćwiczone. Bez przekonania wycedził formułkę a w efekcie kałuża postanowiła z niego jedynie zażartować.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max z kolei nie wiedział, co może interesować człowieka w herbacie. Liczył jednak na to, że uzyska wyjaśnienie i wcale się nie rozczarował. Nie mógł powiedzieć, że rozumie to, co Rav do niego mówił, ale zdecydowanie były to zagadnienia ciekawe i nietuzinkowe. -Nie sądziłem, że tyle może się kryć w herbacie. Oprócz pierdolonego wróżenia z liści, ale tego to bym wolał nie znać. - Przyznał szczerze, nie ukrywając tego, jak podchodzi do podobnych praktyk. Musiał jednak sam przed sobą uznać, że chętnie by więcej posłuchał na temat parzenia herbat. Dzisiaj jednak nie było na to odpowiedniego momentu. Mieli ważniejsze zadanie do wykonania. -Szczęście początkującego? - Zapytał, czy o czymś takim może Ravinger mówił, po czym pokręcił głową. -Nie mogę się zgodzić. - Przewrócił lekko oczami, bo on nie miał tego szczęścia. Ani żadnego innego, jak już miał być całkiem szczery. -To, że przykładasz się do techniki nie oznacza, że nie robisz czegoś na odwal. W teorii nie mogę Ci niczego zarzucić, ale efekty mówią same za siebie. Brakuje Ci do tego chęci. - Wyjaśnił, co tak naprawdę miał na myśli, bo czym spojrzał ponownie na kałużę, która jeszcze mnie pokryła się lodem niż poprzednio. Cóż, nie tak to wszystko miało wyglądać. -Dobra, chwilę odpocznijmy, bo widzę, że może faktycznie za wysoko poszedłem, jeśli nie ogarniasz transmutacji. - Dał znak, że chwila przerwy im się przyda od ciągłego gapienia się w tę taflę wody. -Duro. Jak wyglądasz z tym? - Zapytał po chwili, zrywając z najbliższego drzewa liść i układając go sobie delikatnie na dłoni, dając znak Fairwynowi, żeby pokazał swoje umiejętności, raczej niż o nich mówił.
//K6, gdzie nieparzysta to sukces całkowity, a parzysta taki "meh"
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Niskie ciało czarodzieja zostało zgwałcone przez dreszcz żenady, kiedy na światło rozmowy padł cień związany z fusiastymi zabobonami. Temat jakże wielce obrzydliwy i równie niepożyteczny. - Sztuka dywinacji stanowi efekt spisku wszelkich osób nieuzdolnionych magicznie. Eliksiry czy zielarstwo przynajmniej skutkują naocznymi rezultatami - pochwalił nielubiane przez siebie dyscypliny, aby nie wyjść na zapatrzonego w zaklęcia gbura. Gdyż może i takim czarodziejem jest, ale na starość usiłował docenić dyscypliny, w których dotychczas się nie specjalizował. - Gdybym wierzył w szczęście początkujących to właśnie tak bym to określił. My, jako ludzie - uściślił jakoby my[ nie wystarczyło do określenia kontekstu- robimy coś lepiej za pierwszym razem, gdyż nie znamy smaku porażki. Działamy pewnie i bez strachu. Pamięć mięśniowa nie zawodzi - wyjaśnił po krótce. Gdyby miał się czegoś nauczyć w czasie pracy w szkole to właśnie wiedza, iż nie warto się zachwycać nad pierwszym udanym zaklęciem. Dopiero gorzki smak porażek czyni go słodki przy efekcie nauczenia się go. - Mam to zmienić w kamień? Oczywiście - dodał z wielce zachwianą pewnością siebie. - Duro - wybełkotał. Po czym liść może i zmienił swój wygląd na bardziej kamienny. Za to strukturę dalej zachował liścia.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-No i tutaj się zgadzam całkowicie. - Prychnął z rozbawieniem. Tak, Ravinger wyglądał na takiego, co specjalnie nie przepadał za wróżeniem i Max cieszył się, że nie pomylił się w swoim osądzie. Eliksiry akurat kochał więc tutaj nie mógł podzielić niechęci, ale miło, że mężczyzna przynajmniej tę sztukę doceniał. -Kurwa, mądre. - Elokwentnie skomentował słowa swojego dzisiejszego ucznia. -Aż żałuję, że nie będzie nam dane spotkać się w Hogwarcie. Widziałem na swoim planie, że przypadł mi Voralberg. - Nie miał nic do opiekuna Ravenclaw, oprócz tego, że uważał go za wielkiego sztywniaka. Ba, nawet był mu wdzięczny, że dołączył do poszukiwań Maxa, gdy ten leżał bez pamięci w mugolskim szpitalu. Szkoda mu jednak było, że nie będzie miał obok kogoś tak rozsądnego i skorego do podzielenia się myślami. -A jak już o tym mowa... Mam pewien problem z magią, a konkretnie z jej kontrolą. Moglibyśmy kiedyś o tym porozmawiać? - Uczepił się okazji do poruszenia tego tematu. Ravinger brzmiał jak ktoś, kto mógł mu z tym problemem pomóc bez zbędnego pierdolenia czy emocji, a to też dla Solberga było w tej chwili bardzo ważne. Max skinął głową, potwierdzając, że właśnie o to mu chodziło i czekał na efekty. Niestety zaklęcie zadziałało tylko połowicznie. -Spróbuj jeszcze raz. Jesteś blisko, ale bardziej zależy nam na strukturze niż wyglądzie. - Zaproponował, po czym zerwał kolejny liść i ponownie położył go sobie na dłoni.
//kostki jak wyżej
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Twarz bruneta nabrała posągowej powagi i dostojeństwa. Lustrował uważnie twarz młodzieńca, kiedy ten wypowiadał się o planie zajęć w rychło nadchodzącym semestrze nauki w szkole dla magicznie upośledzonych. Wystawił subtelnie język, zwilżając nim wargi i niemal niczym wąż rozważał swoje kolejne posunięcie, jakoby miało się to odbić większym echem. - Warto docenić to, co się ma - rzucił frazesem, będąc niezbyt zainteresowanym tematem zajęć szkolnych. Wszak życie zaczynało się dopiero, kiedy mury szkoły się opuszcza, zaś cały ten kult czy mistyfikacja, iż życie całego świata opiera się na systemie rodem z kołchozu... Szkoda brukać sobie czymś tak niechlubnym myśli. - Wybacz, chłopacze. - Pokiwał głową z dezaprobatą. - Nie mam dziś więcej siły na zajmowanie się zaklęciami. Pozwól, iż się oddalę, oddam autorefleksji i pomyślę, jakie błędy dziś popełniłem. - Trening czynił mistrza, ale mistrzem nigdy nie zostanie totalny debil. - Niemniej, możemy się pochylić nad twoim problem. Może w pierwszym tygodniu września, kiedy już opadnie euforia związana z powrotem do... wiesz - zarzucił, wykazując chęci do pomocy Niemniej, nie zamierzał wyczekiwać potwierdzenia propozycji. Ravinger już dwie minuty temu opuścił owo spotkanie.
/zt x2
+
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Składniki z Proroka:6, czułki szczuroszczeta Stworzenie z Proroka6, czyli parzysta i mogę zatrzymać - nieśmiałek
Składniki były kuszące, nie było sensu mówić, że było inaczej i w tym zgadzał się akurat z jednym z uzdrowicieli, który gadał o tym na okrągło na korytarzach Munga. Dokładnie tak, jakby mu się płyta zacięła i nie był w stanie skoncentrować się na niczym innym. Wielu lekarzy również tak na to spoglądało, wielu lekarzy uważało, że faktycznie należało wykorzystać okazję, by sięgnąć po składniki eliksirów, tym bardziej że magiczne stworzenia najwyraźniej stwarzały różne problemy. Nieco odmiennego zdania był z całą pewnością sam Fairwyn, który zachowywał się, jakby czarodziejskie stworzenia nie były niczemu winne, a co za tym idzie, jakby nie odpowiadały za kolejny bałagan na Wyspach. Bo Max już oczywiście słyszał o tym, że trzeba było je wyłapywać i zajmować się nimi, jakby były jakimiś zagubionymi dziećmi, czy coś podobnego. Max nie był pewien, czy mógł się z tym zgodzić, czy jednak nie, bo mimo wszystko to nie było coś, czym zajmował się na co dzień i odnosił wrażenie, że między uzdrowicielami powstawała jakaś niemądra rywalizacja, której nie był w stanie w żaden sposób pojąć. I ostatecznie wylądował tutaj, bo miał dość tej gadaniny. Szkoda tylko, że to nic właściwie nie rozwiązywało, a będąc dokładnym, wcisnęło go w dalszy konflikt, ponieważ jego koledzy z pracy zarządzili całą tę wycieczkę. On zaś, jako marny stażysta, nie miał tutaj tak naprawdę nic do gadania i musiał pójść z nimi, żeby zrobić dokładnie to, czego od niego oczekiwano. Czyli albo nie szukać składników, albo ich szukać, zdania były zdecydowanie podzielone, a dyskusja tak zażarta, że Max z każdą kolejną chwilą był coraz bardziej pewien, że jakiś uzdrowiciel się tutaj przyda. Wyglądało na to, że jego koledzy rzucą się sobie zaraz do gardeł, więc nie mając ochoty się z nimi kłócić, odszedł kawałek dalej, nie zwracając na nic szczególnej uwagi, przynajmniej tak długo, jak nie zorientował się, że właściwie faktycznie te składniki leżały pod nogami. Trafił na martwego szczuroszczeta, którego najpewniej zabiło inne stworzenie, a może jakiś jego pobratymiec i niewiele się nad tym zastanawiając, sięgnął po prostu po jego czułki, upewniając się jedynie, że faktycznie może to zrobić. Nie chcąc zaś, żeby truchło rozkładało się ot tak w malowniczej okolicy, pospiesznie przygotował dla niego odpowiednie zagłębienie w ziemi, do którego wrzucił je i zakopał, orientując się, że za jego plecami wciąż trwała ożywiona dyskusja. Nikt nie zwracał na niego uwagi, tak więc poszedł na spacer, kręcąc się przy okolicznych drzewach, mając wrażenie, że za chwilę spotka go jakieś nieszczęście. I spotkało. Nieszczęście w postaci nieśmiałków, które postanowiły go obleźć z każdej strony, jakby był jakimś krzakiem. I dokładnie tak wrócił do pozostałych, żeby zakomunikować im, że chyba jednak powinni się na czymś skoncentrować, a przynajmniej zabrać stworzenia do rezerwatu, czy gdzieś, bo to było jakieś skończone szaleństwo. Najwyraźniej jednak, jako najmłodszy, został oddelegowany do tego, by zająć się tym problemem, co oczywiście uczynił, marudząc, na czym świat stoi, nie mając pojęcia, że jeden z nieśmiałków ukrył się pod jego koszulą. Nie widział go, kiedy oddawał pozostałe pod opiekę pracowników Shercliffów i zdziwił się dość mocno, gdy wrócił do domu, wiedząc, że teraz to już nie było odwrotu.
z.t
______________________
Never love
a wild thing
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Ścieżka kariery - Człowiek Nauki - Styczeń/Marzec 2024 Kości:1 = 20g
Coś go ciągnęło. Coś, czego nie znał, a jednocześnie znał i to Maxa zaczynało niepokoić, powodując, że coś w jego sercu nieustannie się przekręcało. Przyciągała go przyszłość, której nie znał, a która najwyraźniej chciała mu się pokazać, która chciała do niego przemówić, w ten czy inny sposób i ostatecznie uzdrowiciel uznał, że nie ma prawa z nią walczyć. Miał pełną świadomość, do czego doprowadziłoby porzucenie tego nawoływania, jak bardzo źle by się skończyło, jak trudno byłoby mu później stanąć na nogi. Wciąż nie oswoił się ze swoją drugą naturą, wciąż jeszcze nie odkrył tego, co kryło się w jego sercu, w jego myślach, wciąż jeszcze czuł gniew, gdy myślał o jasnowidzeniu i przyszłości, ale nie mógł z tym walczyć. Musiał ostatecznie z tym podążyć, poddając się temu darowi, jak płynącej powoli rzece. Skończył pracę wczesnym popołudniem i nim Wei wrócił do mieszkania, wstąpił tam, by zabrać ze sobą talię tarota, a później wybrał się do Doliny. Był pewien, że musi skierować się właśnie tam, że tam jest coś, co chce z nim porozmawiać, chociaż jeszcze nie wiedział, co to dokładnie było. Miał coś zobaczyć? Być może faktycznie miał spojrzeć na coś, czego wcześniej nie dostrzegał, na coś, co mijał, ale nie wiedział, że tak było. Coś, co istniało, coś, co było, ale nie miał pełni świadomości, że faktycznie tam było. I właśnie tym sposobem znalazł się na klifie, gdzie kilka miesięcy wcześniej znalazł nieśmiałka, mając jednak pewność, że nie o to tutaj chodziło. Przekręcił w palcach trzymane karty tarota, zbliżając się do najwyższego drzewa w okolicy, na którym osiadł pył, a ono zaczęło pośród śniegu wypuszczać pędy. To było coś dziwnego, coś niespodziewanego, coś, co powodowało, że człowiek marszczył brwi. A jednocześnie Max nabierał pewności, że kryła się w tym jakaś odpowiedź, chociaż nie wiedział jaka, a to prowadziło u niego niemalże do bólu głowy. Niedobrze. W chuj, kurwa, niedobrze.
______________________
Never love
a wild thing
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Xanthea coraz częściej sięgała do wizji, choć głównie dla własnych celów, nie dla dobra ogółu, chyba że za ogół postrzegać uczniów, którym dzięki temu upiekło się kilka bardziej wybuchowych lekcji. Zaglądanie w przyszłość stało się dla niej normą, codziennością, elementem porannej rutyny na równi z pielęgnacją oraz makijażem. Z tego właśnie powodu wiedziała, kogo dziś spotka. Cieszyła się na to, choć wiedziała, że nie będzie łatwo. A jednak poznawanie innych Widzących niosło za sobą coś ekscytującego, nie ważne jak miało się wszystko ułożyć. Byli do siebie podobni. Mieli coś wspólnego, co wyróżniało ich na tle innych. I tak jak zawsze łapała nić porozumienia z miłośnikami eliksirów, tak jasnowidzący stanowili grupę dużo mniejszą, elitarną, jedyną w swoim rodzaju. Kiedy dotarła na Klif, skierowała się wprost do Brewera, czując dreszcz ekscytacji. Zdawała sobie sprawę z tego, jakie wrażenie wywierała wyglądem. Nie była w szkole, nie musiała się ograniczać. Dlatego dla własnej przyjemności popłynęła dziś z makijażem, a także krojem płaszcza podkreślającego kobiecość jej kształtów. Nie dla Maxa. Dla siebie. Dla niego to i tak nie mogło mieć większego znaczenia. - Intrygujące, prawda? - spytała cicho, podchodząc bliżej i stanęła w pobliżu uzdrowiciela, patrząc na te same pędy, co on. - Nie tak chciała Matka Natura. A jednak jest w tym coś fascynującego. Wyciągnęła do niego rękę na powitanie, uśmiechając się i patrząc na Brewera z nieskrywanym zaciekawieniem. - Xanthea Grey. Bardzo sobie cenię dzisiejszą rozmowę. Mimo że nie dowiemy się o pyle zbyt wiele.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max czuł doskonale, że było tutaj coś więcej, chociaż jednocześnie nie był w stanie powiedzieć, co dokładnie. To w nim trwało, było, istniało, mówiło o tym, że go nie opuści, co w pewnym sensie go przerażało, a jednocześnie stawało się dziwną stałą w jego istnieniu, jaka przestawała być obciążeniem samym w sobie. Jednocześnie jednak Max nie do końca rozumiał, po co miał tutaj przyjść, co znajdowało się w tym miejscu takiego, co byłoby w stanie powiedzieć mu, z czym się borykał. Widywał obrazy, to właśnie one do niego przemawiały, kształtując się w coś konkretnego, stając się wizją, jaką musiał połączyć z rzeczywistością, z odczuciami, jakie towarzyszyły temu skokowi na głęboką wodę. A teraz na dokładkę w tym wszystkim pojawiła się również kobieta, która z całą pewnością miała w sobie coś tajemniczego, a jednocześnie znajomego i uzdrowiciel poczuł, że nieznacznie się zjeżył. Miał problem z porozumiewaniem się z innymi jasnowidzami i kilka razy dało to już o sobie znać. Nie umiał poruszać się w świecie, do którego należał, ale zapewne dlatego, że wiele osób obiecywało mu wiele rzeczy, a później go zostawiało. - Raczej przerażającego - wyraził swoje zdanie, mrużąc nieznacznie oczy, bo w jej zachowaniu było coś, co niemalże go alarmowało. Jednocześnie jednak czuł ucisk w skroniach, dobrze znany nacisk, z jakim trudno było mu walczyć i z jakim nawet walczyć nie powinien. Nie opanował własnych wizji, a teraz było doskonale widać, że ma z nimi problem, kiedy ucisnął palcami czoło, starając się zrozumieć, co wydarzy się dalej. Zostanie uderzony tym, co miał zobaczyć? Wyłączy się znowu na krótką chwilę, czy może jednak uda mu się spojrzeć na przyniesione karty, żeby tam zderzyć się z tym, co miało zostać przyniesione? - Skoro wiesz, że niczego się nie dowiemy, to dlaczego tutaj jesteś? - zapytał, czując jednocześnie, że przechodzi go dreszcz, że w pewnym sensie boi się odpowiedzi na to pytanie, jakby miała pokazać mu coś, przed czym uciekał i tak pewnie było. - Zgaduję, że wiesz też, z kim masz przyjemność?
______________________
Never love
a wild thing
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
- Nie niczego. Niewiele. A niewiele to zawsze coś i jestem bardzo ciekawa, co to będzie. - poprawiła Xanthea, uśmiechając się do Bewera. Widziała tę nieufność i rezerwę, ale nie zamierzała jej komentować. Uznała że dla młodzieńca tak będzie lepiej. - Wiem, że również jesteś Widzącym, ale bronisz się przed tym. A szkoda. Jej spojrzenie spoważniało. Patrzyła na uzdrowiciela, jakby wiedziała, co go trapi, ale to nie była prawda. To tylko empatia, przeczucie, domysł. Ona nigdy się nie opierała wizjom. Przychodziły do niej naturalnie, była im chętna i współgrała z nimi od dziecięcych lat. Choć już rozwój zdolności stanowił pewną trudność. - Im dłużej się opierasz, tym bardziej będziesz cierpiał. Nie obronisz się przed tym. To część ciebie. - westchnęła ze smutkiem i odwróciła wzrok w stronę pejzażu, który tak się zmienił w ostatnich tygodniach. Wszystko przysłonięte pyłem. A potem znów spojrzała na Brewera. - Dlaczego walczysz z samym sobą? Czego się boisz?
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Nie będziemy o tym rozmawiać. Jesteśmy tutaj po coś innego, przynajmniej ja - warknął w odpowiedzi, dając jej wyraźnie znać, że lepiej będzie, jeśli się zamknie, bo nienawidził o tym rozmawiać, a już na pewno nie znosił, kiedy inni po prostu wpychali w to palce. Nie mówiąc o tym, że nie ufał ani trochę innym jasnowidzom, bo zbyt wielu już pokazało mu plecy, żeby był skłonny do tego, by z nimi rozmawiać, by w ogóle chcieć przebywać w ich towarzystwie. Zdążyli jednak przekazać mu na tyle wiedzy, by miał pewność, że nie będzie już od niczego uciekał, by miał pewność, że z czasem znajdzie swoje własne medium, przez które faktycznie będzie rozmawiał z przyszłością. To jednak była tylko i wyłącznie jego sprawa, a nie kogoś innego, a już na pewno nie kogoś całkowicie obcego, kto próbował wtykać nos w cudze sprawy. Max przesunął w palcach trzymane karty, by ostatecznie wyciągnąć te, które same pchały mu się do ręki. Czuł to, zupełnie, jakby były żywe. Wiedział, że wiązało się to z przeczuciami, jakie ostatnimi czasy naprawdę zaczął wyczuwać, z jakimi zaczynał rozmawiać, więc domyślał się, że właśnie w ten sposób przyszłość próbowała do niego przemówić. Obrócił je ostrożnie w swoją stronę, spoglądając na Cesarza, Umiarkowanie i Moc, które poruszając się, przemawiały do niego, pociągając go, w sposób, jaki doskonale znał. Nie umiał jednak połączyć ich z pytaniami, jakie stawiało Ministerstwo, a przynajmniej takie właśnie odnosił wrażenie. Spojrzał na drzewo, przy którym się znajdowali, by zmarszczyć brwi, zastanawiając się, co dokładnie się tutaj kryło. Moc? Ciągłość i gorliwość? W jakim kontekście? - Hm - mruknął, patrząc ponownie na drzewo, by nie patrząc na trzymane karty, rozłożyć je na ziemi, starając się dostrzec w nich dokładnie to, co próbowały mu powiedzieć, jednocześnie zastanawiając się, czy stojąca przy nim kobieta cokolwiek zrobi, czy będzie próbowała wejść mu na głowę.
______________________
Never love
a wild thing
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Tego wizja nie pokazała. Nie na wszystko można było się przygotować, zwłaszcza jeśli tak jak Xanthea ślizgało się po wizjach powierzchownie. To było jak zaglądanie przez dziurkę od klucza. Nie wszystko było jasne, ani jednoznaczne. No i były to urywki, sceny, wyrwane z kontekstu obrazy. Chyba że poświęcała im więcej uwagi, ale tym razem nie miało to miejsca. Skinęła głową. - Jak sam widzisz, nie wiem wszystkiego - uśmiechnęła się smutno i odsunęła się kilka kroków, żeby zrobić mu przestrzeń. - I bardzo dobrze. Świat byłby nudny, gdybyśmy znali i rozumieli wszystko. Podeszła do drzewa, nie przeszkadzając Maxowi w rozkładaniu kart i stanęła za nim, opierając czoło o chropowatą korę. Chciała się rozluźnić, oczyścić umysł, zapraszając do siebie wizje, które mimo wszystko nie chciały przyjść. Wciąż była zbyt rozproszona, wciąż martwił ją stan przedwcześnie wybudzonej roślinności. - Nie tak chciała Matka Natura. - powiedziała w końcu, wciąż z zamkniętymi oczami, ale marszcząc brwi. Cofnęła się o krok i otworzywszy oczy zaczęła przyglądać się świeżym pędom. Podniosła dłoń i dotknęła jeden z nich. Jej wzrok się zamglił. Wizja przyszła gwałtownie, zupełnie inaczej niż do tej pory. Wdarła się do jej umysłu, zalewając go upiornym chichotem. Xanthea wciągnęła powietrze w przypływie świadomości i cofnęła rękę, a wraz z przerwaniem kontaktu z rośliną, urwał się również śmiech. W oczach wiedźmy pojawił się ulotny błysk strachu. - Nie podoba mi się to - szepnęła, tkwiąc w miejscu, rozmasowując dłoń, choć przecież jej nie bolała.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Niespodzianka. Nikt nie wiedział wszystkiego i Max doskonale zdawał sobie z tego sprawę, inaczej życie byłoby zwyczajnie zbyt proste dla większości jasnowidzów, a prawda była taka, że to właśnie oni mieli wszystko utrudnione, musieli z tym walczyć, spierać się, próbować zrozumieć, gdy coś do nich przychodziło. Departament Tajemnic nie od biedy nazywał się tak, a nie inaczej i skrywał takie, a nie inne rzeczy. Było to miejsce, w którym znajdowało się więcej nierozwiązanych sekretów, niż ktokolwiek mógł sobie w ogóle wyobrażać. A on miał pełną świadomość tego, że świat był w nich wręcz pogrążony. - A komuś się w ogóle podoba to, co się dzieje? - rzucił retoryczne pytanie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że odpowiedź na nie była tylko jedna. Wszystko, dosłownie wszystko, było zdecydowanie nie takie, jak być powinno, było całkowicie złe i spierdolone w sposób, który Maxa wręcz denerwował. Przesunął karty, zdając sobie sprawę z tego, że zgodnie z obecnym ustawieniem Moc znajdowała się w opozycji do pozostałych dwóch kart, tym samym ostatecznie opowiadając o dolegliwościach, rezygnacji z celów i różnego rodzaju problemach, co zdecydowanie miało więcej sensu w związku z tym, co się działo. Dobrze, zatem cesarz reprezentował człowieka i jego władanie nad naturą, które w tej chwili było całkowicie beznadziejne, żeby nie powiedzieć, że absolutnie zerowe i dosłownie nic nie zmieniało. Ale co do cholery robiło tutaj to pieprzone Umiarkowanie? Co miało symbolizować, bo Max mimo wszystko, chociaż bardzo się starał, nie widział w tym zestawieniu łącznika, nie dostrzegał harmonii pomiędzy Mocą a Cesarzem, choćby jej cienia.
______________________
Never love
a wild thing
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Xan wzdrygnęła się na moment, jakby zapomniała o obecności chłopaka. Spojrzała na niego, a pytania wcale nie uważała za retoryczne. A odpowiedź nie była tak jednoznaczna. Zmarszczyła brwi, myśląc o tym co to wszystko miało oznaczać. - Tak. Komuś to się podoba. Komuś, kto to wywołał i śmieje się w moich wizjach. Rozluźniła brwi, nie chcąc nabawić się zmarszczek (w końcu jakieś priorytety trzeba było mieć), a potem znów sięgnęła do pędu dłonią. W końcu nie po to radziła nie bronić się przed wizjami, by teraz wykazać się hipokryzją. Znów nawiedził ją ten upiorny chichot i coś jakby kształt istoty. Ktoś. Jakaś osoba, a może osoby? Istoty, które były za to odpowiedzialne. - Upiorne - powiedziała kręcąc głową, gdy wizja minęła. Spojrzała w stronę Maxa i na karty, które próbował zinterpretować. - Wyczytałeś coś? Czy karty mówią o istocie, która stoi za pyłem? Nie chodzi mi o wróżki. Choć może... Nie wiem. Zdaje mi się, że to ktoś konkretny, nie ogół istnień, ale nic więcej nie potrafię wyczytać.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Komuś z reguły coś się nie podobało. Tak było już wcześniej i Max zdawał sobie z tego sprawę, pamiętając wizję, jaka nawiedziła go w poprzedniego sylwestra, kiedy spadał, płonął i wyczuwał, że gdzieś w tle kryje się coś jeszcze, ktoś jeszcze, z kim naprawdę trudno było walczyć i się spierać. Teraz jednak sprawa wydawała mu się inna, bardziej skomplikowana, a jednocześnie jakby łatwiejsza. Mimo wszystko Ministerstwo przestało robić ze wszystkiego tajemnicę, przestało ukrywać pewne fakty i zaczęło współpracować ze znawcami danego tematu, chociaż faktycznie, nadal trudno było poradzić sobie z pewnymi kwestiami, co znowu aż tak bardzo go nie dziwiło. Nie spodziewał się cudów, skoro sam nie umiał ich znaleźć. Przyglądał się kartom, próbując zrozumieć ich ułożenie, wiedząc jednocześnie, że coś chciały mu przekazać. Odetchnął więc głębiej, próbując nie stawiać temu oporu, zwyczajnie pozwalając na to, żeby zaczęły mówić, tak jak wtedy kiedy z nich czytał, nie zdając sobie jeszcze do końca sprawy z tego, że najpewniej właśnie w ten sposób odczytywał przyszłość. Nie do końca wróżył, ale po prostu widział ją w tych obrazach, jakie mu się pokazywały, czasami bardzo jasne, dopóki ich nie zaczął blokować, a teraz jakby zaczynały w końcu układać się w coś, co pojmował. Może właśnie tak miały do niego napływać? Taka możliwość również istniała, ale czuł, że chociaż bardzo próbował, coś go blokowało i nie był do końca pewien, czy robił to sam, czy jednak było to coś, co pochodziło z zewnątrz, co także brał pod uwagę. - Harmonia między naturą a człowiekiem została zachwiana i nie mamy już nad nią władzy. Dokładnie tyle chcą powiedzieć mi karty - powiedział, nie mając właściwie nic więcej do dodania. Wiedział, że z jakiegoś powodu owa harmonia musiała zostać rozbita, ale nie widział odpowiedzi w obrazach, jakie znajdowały się przed jego oczami, chociaż miał świadomość, że coś tam się kryło i tylko głupiec nie byłby w stanie tego dostrzec.
______________________
Never love
a wild thing
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
- Tej harmonii nie ma już od dawna - powiedziała z goryczą w głowie Xanthea, kierując się świadectwem własnych oczu. To, co wyprawiali mugole to jedno, ale czarodzieje wcale nie byli od nich lepsi, choć w dużo mniejszej skali. Ale kwestia władzy nad naturą była już sporna. Według wiedźmy ludziom nigdy nie udało się ujarzmić do końca dzikiej przyrody, czego Matka Natura dawała wyraz niejednokrotnie. Ale skoro karty przekazywały taki sygnał, coś musiało się za tym kryć. A i skutki w postaci przedwcześnie obudzonych pędów dawały temu wyraz. - Ja słyszę wyłącznie śmiech i czuję tę dziwną obecność. To za mało, żeby coś wywnioskować. Przynajmniej ona nie była w stanie tego zrobić. Zadanie ją przerosło, choć drobna sugestia niewątpliwie i tak spotka się z zapłatą ze strony ministerstwa. W końcu wykonała zadanie, które jej przydzielono. A że jej działania niewiele pomogą, to już nie jej wina. - Sądzę, że nic więcej się dzisiaj nie dowiemy. A ty jak uważasz?
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Może nie ma, a może chodzi o coś innego. Ostatecznie karty nigdy nie mówią niczego naprawdę wprost, są uparte. Ale to raczej nie wiąże się z czymś, co wydarzyło się już wcześniej, a z tym, co dzieje się w tej chwili, bo takie pytanie postanowiłem im postawić - powiedział, ale prawda była taka, że karty faktycznie milczały i nie chciały z nim dyskutować, a on zdawał sobie sprawę z tego, że taka informacja dla Departamentu Tajemnic nie była ani niczym wielkim, ani niczym ważnym. Może chciał zrobić coś więcej, może chciał to jakoś zmienić, może chciał się komuś przysłużyć, ale widać nie tak łatwo było sobie z tym poradzić, kiedy do tej pory chuja się robiło. Nie chciał uważać, że to była jakaś zemsta, bo to tak zwyczajnie nie działało, ale wiedział, że istniało coś, co blokowało jego podejście do sprawy, co go spinało, co powodowało, że nie był w stanie nakłonić kart do tego, by coś jeszcze powiedziały. Zwyczajnie milczały i najpewniej musiał to po prostu uszanować, żeby nie szarpać się w tym życiu całkowicie niepotrzebnie. - Śmiech raczej niczego nie da, ani nie powie, o co chodzi, poza tym, że może wiązać się z zachwianiem równowagi. Tyle. Cóż, więcej nie mogę przekazać Ministerstwu i tyle, więc sądzę, że możemy się faktycznie pożegnać - stwierdził, wzruszając lekko ramionami, zdając sobie sprawę z tego, że tarot faktycznie ostatecznie zamilkł. Miał zatem jedynie trzy karty i jakieś marne wspomnienie tego, co się stało, co się wydarzy, co nadejdzie, o co chodzi i w czym leży problem. Tylko że to w niczym nie pomagało i właśnie to było, na swój sposób, irytujące. Nie było jednak o czym dłużej dyskutować, bo zwyczajnie do niczego by to nie doprowadziło, tak więc Max skinął lekko głową kobiecie, a później, kiedy nie było już nic, na czym mógłby się tutaj skupić, schował trzymane karty i zwyczajnie aportował się, mając zamiar wrócić do domu, żeby tam ewentualnie spróbować jeszcze podyskutować z przyszłością, aczkolwiek był prawie pewien, że ta go odrzuci.
z.t+
______________________
Never love
a wild thing
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Xanthea zgadzała się z tym, że śmiech nie pomoże. Jej wizje zamilkły, karty jej towarzysza również. Nie pozostawało już nic więcej, jak zdać relacje i wrócić do codziennych obowiązków. Pożegnała się z jasnowidzem i odczekała, aż się teleportuje, a potem jeszcze raz zerknęła przez ramię, zastanawiając się nad tym, jakie skutki dla świata przyrody przyniesie ta dziwna wróżkowa magia. Wreszcie potrząsnęła głową, odganiając myśli, a potem poprawiła płaszcz i z cichym trzaskiem zniknęła z klifu, zostawiając za sobą wszystkie rozterki i niepewności. Teraz musiała wrócić do pracy i obowiązków, które musiały biec swoim torem mimo zalegającego wszędzie pyłu.
Jest tu niewątpliwie pięknie, ale czy to dobra lokalizacja na stoczenie magicznego pojedynku? Ogarniasz spojrzeniem drogę prowadzącą ku Dolinie Godryka, a potem horyzont... niech aura tego miejsca cię nie zauroczy, lepiej pilnuj, by dać się zmieść na dół. Na szczęście nad pojedynkiem czuwa przysłany przez władze sekundant, który nakazuje odejście od skraju klifu. Gdy jesteście już gotowi, pokłonieni i w odpowiednich pozycjach, słyszycie sygnał na start.
1. Przypominamy, że obowiązują nas zasady pojedynków i ligi profesjonalnej. Używanie czarnej magii dyskwalifikuje uczestnika i niesie za sobą konsekwencje fabularne. 2. Rzucamy w przeznaczonym do tego temacie. Inne rzuty nie będą uwzględnione. 3. Pojedynkujący rzucają literę, kto ma bliżej "A", zaczyna. 4. Obowiązują modyfikatory wynikające z cech eventowych i przerzuty wynikające z zasad podstawowych. 5. Obowiązuje zasada "Jesteś za silny". 6. Pojedynek na tym etapie rozgrywa się do jednego celnego trafienia i wymaga jednego posta opisującego przebieg spotkania. 7. Obowiązują rzuty na widziadła. Rozgrywacie je w poście poniżej przed rozpoczęciem pojedynku. Mechanicznie nie wpływają na jego przebieg, choć mile widziane jest opisanie strat moralnych. 8. Liczy się stan kuferka w chwili rozpoczęcia się pojedynku.
Termin na napisanie posta to 25.05.2024, godz. 20:00. Postać która do tego czasu nic nie napisze (choćby o tym, że czeka na przeciwnika) przegrywa walkowerem.
<zg>Kuferek:</zg> # Zaklęcia, # Transmutacja <zg>Magia dominująca:</zg> Zaklęcia/Transmutacja <zg>Magia poboczna:</zg> Zaklęcia/Transmutacja <zg>Litera:</zg> [url=link]#[/url] - potrzebne tylko do pierwszego posta, potem można usunąć tą linijkę. <zg>Potencjał magiczny:</zg> wpisz <zg>Średnia potencjału:</zg> wpisz (średnia potencjału twojej postaci i przeciwnika), można usunąć tę linijkę po pierwszym poście i ustaleniu progów. <zg>Progi:</zg> #pkt/#pkt/#pkt <zg>K100:</zg> [url=link]#[/url] <zg>Skuteczność magiczna:</zg> <zgss>Obrona:</zgss> potencjał magiczny+k100 <zgss>Atak:</zgss> potencjał magiczny+k100 <zg>Pozostałe przerzuty:</zg> Y/Z <zg>Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji:</zg> wpisz
______________________
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Kuferek: 24 Zaklęcia, 5 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:C Potencjał magiczny: 27 Średnia potencjału: 29 Progi: 49pkt/79pkt/119pkt K100:61 Skuteczność magiczna: Atak: 27+61=88 Pozostałe przerzuty: 0/0 Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji: nic Widziadła:I, tak Scenariusz: kapłan
Jaki most, przecież on wiedział, że chwilę temu był na klifie. Na tym pięknym klifie, gdzie ją spotkał, tak dawno temu, że to musiał być chyba sen. A jednak teraz nie widział pięknych widoków, nie czuł smutku tylko niepokój, bo wiedział, że musi przekroczyć sznurowany pomost pomiędzy przepaścią. Nie tylko bał się wysokości, ale i czarodzieja stojącego po przeciwnej stronie. Nie wiedzieć skąd, był pewien, że przyszedł tu, by go pokonać. - Panie Auster? – usłyszał nagle głos i halucynacje zniknęły. Z powrotem był tam, gdzie prawie skończył swoją drogę, miał przed sobą nieznajomą twarz sekundanta. Spojrzał na niego nieprzytomny i rozkojarzony. A potem zobaczył, z kim przyszło mu się mierzyć. - Tim! – Naprawdę ucieszył się na jego widok. Posłał w jego stronę uśmiech i wymienił kilka banałów, uprzejmości, bo przecież od czasu Venetii nie mieli ze sobą kontaktu. Szybko przyszedł jednak czas na to, by skrzyżować różdżki, toteż Benjamin ukłonił się przed Seaverem i stanął naprzeciw niego. Okazał się szybszy, a jego zaklęcie było o dziwo skuteczne. - Orbis! – świetliste pręty omiotły ciało chłopaka, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. No cóż, bywa i tak. Dzisiaj okazał się zwycięzcą, ale kto wie, co przyniesie los?
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia