To pomieszczenie o dużych rozmiarach przypomina trochę salę kosmiczną, ze względu na obecność wielkiego nieba, zastępującego ściany. Są one po prostu zaczarowane. Jednak w tym miejscu widać podłogę, jest grawitacja, dlatego można stąpać pewniej po ziemi. W nieregularnych odstępach rozmieszczone są specjalne teleskopy, z których korzystają zarówno studenci, jak też młodsi uczniowie. Dzięki nim można swobodnie oglądać niebo.
Autor
Wiadomość
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż wszystko zależało właściwie od tego kto jakie miał podejście. I jak daleko był w stanie wyjść ze swojej strefy komfortu. Taki samotnik, który uwielbiał spędzać najwięcej czasu w pokoju wspólnym raczej nie znalazłby znajomych pośród reprezentantów innych domów chyba że zostałby zmuszony do współpracy z nimi na lekcjach. Jej jakoś się poszczęściło. Miała znajomych pochodzących ze wszystkich domów. Trochę zbierała ich jak pokemony lub coś w tym stylu. Nie, żeby wiedziała co to w ogóle są pokemony, bo to jakiś mugolski wymysł. - Wystarczy, że zajmiesz czymś umysł - stwierdziła, bo dla niej było to niezwykle proste. W takich sytuacjach najczęściej po prostu szła gdzieś, by wylatać się na miotle lub ćwiczyć zaklęcia. Zwykle to pomagało. Po prostu musiała mieć jakieś zajęcie, na którym mogła się w pełni skupić. Jakiś jeden, konkretny cel, który na chwilę przysłaniał jej wszystko inne. Działało niemalże stuprocentowo. - Rozumiem... Chociaż zdradzę ci, że nie jest to jedyne miejsce z dobrym widokiem - powiedziała, gdy usłyszała już odpowiedź dziewczyny. Naprawdę doceniała to, że Doubravka podjęła chociaż próbę, by jakoś się jej przedstawić i zrobić to nawet z uśmiechem. Chociaż równie dobrze i bez tego mogły niejako kontynuować rozmowę, ale skoro już do tego doszło to wypadałoby się jakoś odwdzięczyć. Dlatego ujęła dłoń Puchonki i podniosła się do jej poziomu. - Violetta - odpowiedziała, nie dodając już zbędnych ozdobników do swojej wypowiedzi. Dopiero po chwili wpadła na pewien dosyć konkretny pomysł. - Chodź, chcę ci coś pokazać... Wciąż nie puszczając dłoni dziewczyny pociągnęła ją na skraj obserwatorium, z którego roztaczał się nie tylko dobry widok na nocne niebo, ale także leżące na błoniach boisko do Quidditcha. Dopiero wtedy puściła jej rękę tylko po to, by umieścić ją w dole pleców Puchonki, przyciągając ją niejako bliżej siebie, aby w miarę możliwości patrzyły na roztaczającą się przed nimi scenerię z tej samej perspektywy. - Widzisz to? - spytała, wskazując na górujące ponad stadionem wieże mieszczące trybuny do Quidditcha. - Stamtąd jest dopiero cudowny widok. Tylko ty i nocne niebo. Na takiej wysokości jedynym dźwiękiem, który możesz słyszeć to wycie wiatru. Oprócz tego nie ma tam nic innego... Czy to nie brzmiało pięknie? Przynajmniej jej się tak zdawało. Aż nabrała ochoty na to, by wyrwać się z zamku i przemknąć wokół tych wież na Nimbusie...
Doubravka była na początku trochę wycofana, gdy przyjechała do Hogwartu – nie czuła się tu zbyt pewnie. Nowe miejsce, na dodatek porozumiewanie się w języku obcym. Choć bariera językowa to była ostatnia rzecz, jakiej powinna się przecież obawiać – jej angielski był bardzo dobry, mówiła nawet z brytyjskim akcentem. Wszystko dzięki matce anglistce. Jednakże wciąż się bała, że zapomni jakiegoś słówka, walnie gafę i ludzie się będą na nią krzywo patrzeć. Nic takiego się nie wydarzyło i każdy kolejny tydzień w Hogwarcie był coraz lepszy – zaczęła się otwierać, poznawać nowych ludzi… i powoli czuła się tu jak u siebie. Owszem, wciąż się wyróżniała – zamiast szaty Hufflepuffu nosiła mundurek Souhvězdí, od razu było widać, że nie jest „tutejsza”… Ale polubiła to miejsce i zdecydowanie mogłaby tu zostać. I by chciała, jeżeli być szczerym. – Dlatego tu jestem. Znaczy w Hogwarcie. By zająć umysł, bez jakiegokolwiek czynnika rozpraszającego – odpowiedziała, całkiem szczerze i zgodnie z prawdą. Wyjeżdżając na wymianę wierzyła, że tutaj uda się jej podejść do sprawy z dystansem i nawet jak przyjdzie jej wrócić do Souhvězdí, będzie mogła podejść do sprawy tak jak powinna. Chciała trzymać się tej myśli, że ten roczny wyjazd, skupienie się na nauce i poznawaniu nowych ludzi sprawi, że będzie lepiej i się pozbędzie problemu, który nie dawał jej spokoju od dawna. – Domyślam się. Hogwart jest pełen, tajemniczych i pięknych miejsc. Boję się, że nie będę mieć czasu ich wszystkich zobaczyć, zanim wrócę do siebie. – Rok wydawał się być zdecydowanie zbyt krótkim czasem, żeby zapoznać się ze wszystkimi dostępnymi zakamarkami w zamku. Doubravka starała się poznać ich jak najwięcej, w wolnych chwilach spacerując po szkole. Najbardziej polubiła wierzę astronomiczną oraz szkolne błonie. Dała się Violetcie porwać bez stawiania najmniejszego oporu. Bo przecież nie było w tym nic złego. Viola chciała jej pokazać ładny widok. A Jeżyk nie miała nic przeciwko. Prawdę powiedziawszy to trochę poprawiało jej humor i sprawiało, że gdy już zobaczyła to, co miała na myśli Strauss, uśmiechnęła się tym razem prawdziwie i naprawdę szczerze. – Aż się chce wziąć miotłę i przelecieć nad błoniami! – odpowiedziała, spoglądając na Violettę nieco z dołu – bądź co bądź, ale między nimi było te dziesięć centymetrów różnicy. Warto napomknąć, że Jeżyk nie zaprotestowała w żaden sposób na rękę, którą Strauss wciąż trzymała na jej plecach. Prawdę powiedziawszy, to była tak zachwycona tym widokiem, że nawet nie bardzo zwróciła na to uwagę.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Chyba każdy nie czuje się zbyt pewnie i komfortowo, gdy tylko ląduje w nowym miejscu pełnym nieznanych osób, które w dodatku zdają się już od dawna mieć swoje własne relacje i układy, o których ty nie masz pojęcia. Viol... cóż na pierwszym roku jeszcze starała się bardzo, by znaleźć chociaż jedną osobę, z którą mogłaby się mocno zaprzyjaźnić. I to taką ze swojego domu i roku, aby mieć nieco lepiej z zajęciami. Zawsze ktoś mógł jej podpowiedzieć jakie były prace domowe i tym podobne. Dopiero po jakimś czasie stwierdziła, że raczej nie zależy jej na tym, by być między ludźmi i woli spędzać czas po swojemu. - Ale chyba nie bardzo ci pomaga, co? - spytała i choć mogła przy tym zabrzmieć nieco szorstko to wcale nie miała złych intencji. Ot stwierdzała fakt. W końcu nie zawsze zmiana otoczenia pomaga i odciąga myśli od problemu. Do tego potrzebne było także jakieś zajęcie. Coś produktywnego bardziej lub mniej. - Hogwart ma tyle tajemnic, że niektórym pewnie i życia by nie starczyło, by wszystkie zbadać - stwierdziła, bo tak wiekowy zamek z pewnością skrywał w sobie setki sekretów. Violetta już jakiś czas temu pogodziła się z tym, że zapewne nie odkryje ich wszystkich choć niekiedy próbowała dzielnie tego dokonać. Co kończyło się oczywiście różnie... Nie spodziewała się tego, ale zobaczenie uśmiechu na twarzy młodszej dziewczyny naprawdę sprawiło jej coś na kształt radości, a może nawet dumy, że to ona dała radę wywołać u niej podobną zmianę mimiki. Sama również się lekko uśmiechnęła, gdy tylko usłyszała wzmiankę o sięganiu po miotłę. Tak. To było coś, co najchętniej sama by zrobiła. - Z chęcią zabrałabym cię na taką wycieczkę. Gdybyś była nieco cieplej ubrana - powiedziała jeszcze, przesuwając spojrzeniem po dosyć skromnej piżamie Doubravki. Z pewnością w takim stroju jedynie zmarzłaby gdzieś na miotle. Czy teraz w ogóle było jej ciepło. Strauss jakoś w to wątpiła. Może też dlatego przyciągnęła dziewczynę jeszcze bliżej siebie, by dopiero po chwili zdać sobie sprawę z tego jak niewielka odległość je dzieliła, a jej głowę zaczęły nachodzić coraz to śmielsze myśli. Tylko czy szatynka na pewno nie miała nic przeciwko? Aż przygryzła na chwilę dolną wargę w zamyśleniu walcząc przez jakiś czas z pokusą.
którego mogła zawsze liczyć, znali się jeszcze z Souhvězdí. Potem powoli dochodziły kolejne osoby. Jednakże czasem miała wrażenie, że pomimo bycia otoczoną pewną grupą osób, była sama jak palec. Głównie w takich momentach jak dziś wieczór, gdy siedziała w obserwatorium, patrząc w niebo i rozpamiętując rzeczy, o których nie mogła nikomu powiedzieć. Wtedy było ciężko. - Czasami wychodzi, czasami nie. Jak to w życiu bywa - odpowiedziała, trochę wymijająco. Tak naprawdę to raczej szło jej to średnio. W większości czasu po prostu zrzucała to gdzieś na dno swojej świadomości, nie pozwalając ujrzeć światła dziennego. - Mówisz? Dla mnie to brzmi jak wyzwanie - powiedziała całkiem szczerze. Szkołę w Czechach starała się eksplorować, poznawać. Odkryła w nich wiele wspaniałych miejsc, zapewne jeszcze więcej było przed nią ukryte. Pytanie brzmiało, czy chciała tam w ogóle wracać, żeby je poznać. Wycieczka na miotle w środku nocy brzmiała bardzo kusząco, aczkolwiek trzeba było przyznać, że Doubravka nie była ubrana do tego odpowiednio. I Strauss dobrze myślała, że teraz nie jest Jezekovej zbyt ciepło, aczkolwiek nie narzekała. Dłonie Doubravki były jednak chłodne. Policzki Czeszki były nawet nieco lekko zarumienione przez tę temperaturę. - Jak nie dzisiaj, to kiedyś indziej. Do końca wymiany jeszcze trochę czasu, co nie? - Bardzo często wydawała się być taka… beztroska. Zupełnie nie widziała problemu w tym, żeby z nowo poznaną dziewczyną, nielegalnie tak naprawdę polatać w środku nocy na miotle nad błoniami Hogwartu. - Tobie zimno nie jest? - zapytała, trochę się o Violettę martwiąc. I chcąc to sprawdzić po prostu położyła swoją dłoń na jej, by sprawdzić temperaturę. - W sumie to masz cieplejsze ręce. - Spojrzała na Strauss nieco z dołu. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak blisko siebie były. I wraz z tą myślą się speszyła okropnie, uciekając gdzieś wzrokiem - jednakże tylko nim. Nie wyrwała się z objęć Strauss. Ciężko powiedzieć, czy nie wiedziała jak się zachować, czy mimo wszystko się jej to podobało i nie miała nic przeciwko… do czasu, aż Czeszka sama, jeszcze bardziej nie zmniejszyła odległości między nimi, by wtulić się w ciało Strauss i zacisnąć drobne palce na materiale jej koszulki. Doubra nie myślała co robi, nie miała pojęcia, skąd wzięła się w niej ta nagła potrzeba bliskości drugiej osoby. Skoro jednak nadarzyła się okazja… to czemu by jej nie wykorzystać? W najgorszym wypadku Viola stwierdzi, że ją powaliło, co nie?
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Każdy chyba inaczej radził sobie w nowym środowisku. Albo unikał kontaktu z innymi albo lgnął do ludzi, by poszukać jakiegoś ewentualnego wsparcia. Potrzebowała czasami kogoś kto szturchnąłby ją i przypomniał o czymś takim jak prace domowe, bo inaczej mogłaby się całkowicie zatracić jedynie w swoich pracach dodatkowych, treningach i wszelkim rozrywkom, które ją mogły pochłonąć. - Musisz znaleźć coś konkretnego. Sam pobyt w innym miejscu nie wystarczy - powiedziała jeszcze, bo doskonale wiedziała, że zmiana otoczenia nie wystarczy choć mogłoby się tak wydawać. Uśmiechnęła się nawet delikatnie, gdy usłyszała, że Doubravka jednak podeszła do tematu tajemnic Hogwartu z niejakim entuzjazmem. Jeśli będzie dobrze korzystała ze swojego pobytu w Hogwarcie to na pewno odkryje sporo sekretów, które drzemią w tym starym zamku. Wystarczy się jedynie dobrze postarać. - Nie. Mam dosyć ciepłą bluzę - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo jakoś przywykła do niższych temperatur, a jakaś cieplejsza narzuta na ramiona i długie spodnie od piżamy załatwiały sprawę. W zasadzie to o wiele gorzej znosiła upały. To była masakra. Nie spodziewała się jedynie tego, że dłoń dziewczyny powędruje do jej własnej. Już miała rzucić jakimś niezwykle błyskotliwym tekstem, ale nie zdążyła, bo szatynka po raz kolejny zaskoczyła ją, tym razem wtulając się ufnie w Krukonkę. I musiała przyznać, że to było... naprawdę miłe. W zasadzie chyba czegoś takiego jej ostatnio brakowało. Jakiegoś ciepła, czyjej bliskości... Ramiona Strauss w pełni objęły Czeszkę, przytulając ją do siebie mocno. W tej chwili chciała jedynie mieć ją przy sobie i zatracić się w tym uścisku na tyle, by zapomniała o wydarzeniach sprzed paru dni. Chociaż nie wiedziała czy to wystarczy, by wyprzeć choćby na chwilę te wspomnienia wciąż kotłujące się gdzieś w jej podświadomości.
Doubrvaka robiła to na swój sposób, który nie do końca był skuteczny. Może i w dzień była cały czas zajęta - bo lekcje, bo nauka i próba socjalizacji z innymi, jednak noc była momentem, w którym wracały cienie przeszłości i często nie potrafiła sobie z nimi poradzić. Gdy zamykała oczy, to przelatywały jej przed nimi te wszystkie chwile spędzone w obserwatorium w Souhvězdí - oczywiście nie była tam sama. Spędzała czas z osobą, którą nie powinna tego robić i jakby zostali przyłapani, to zapewne nie skończyłoby się to dobrze dla żadnego z nich. Mieli na tyle szczęścia, że uszło im to na sucho, a sama Ježekova miała na tyle oleju w głowie, że postanowiła się odciąć z nadzieją, że jak już wróci do Czech, to ta niezdrowa fascynacja minie. Na chwilę obecną tak jednak nie było i wciąż tęskniła, śniła o nim niemal co nocy. - Musiałabym się serca pozbyć, żeby się to udało - powiedziała, nieco otwierając się na Violettę. Nie wiedziała czemu. Tak naprawdę nikt o tym nie wiedział. Nawet Lazar, który jest jej najlepszym przyjacielem i którego traktowała jak brata. Trzymała to w tajemnicy od jakiegoś czasu i nie pozwalała, by ujrzało światło dzienne. Doubravka jedynie się uśmiechnęła na słowa, że ma ciepłą bluzę. Była zdecydowanie lepiej przygotowana na tego typu "wyprawę" niżeli Czeszka. Z drugiej strony Doubra nie planowała zostać w obserwatorium tak długo. Chciała jedynie się trochę wypłakać, a potem wrócić do dormitorium jak gdyby nigdy nic. Jednakże spotkanie z Violettą trochę pokrzyżowało jej plany. To jednak teraz nie było ważne. Liczyło się to, że Strauss postanowiła jej nie odrzucić, tylko jeszcze bardziej przygarnęła do siebie. Tak było dobrze. Przyjemne ciepło biło od Violetty, ogrzewając drobne ciało Doubravki. Krukona mogła poczuć, jak szczuplutka i drobna Ježekova była. Można by mieć wrażenie, że wystarczyło uścisnąć ją nieco mocniej, a można by zrobić jej krzywdę. Nie przywykła do bycia tak blisko kogoś - i choć obydwie były dziewczętami, to czuła, jak serce zaczęło bić jak szalone. Czym to było spowodowane? Doubra nie do końca rozumiała, ale to wcale a wcale jej nie przeszkadzało. Odsunęła się kilka centymetrów od Violetty, żeby móc na nią spojrzeć nieco z dołu. Przygryzła wargę, tak jakby się nad czymś zastanawiała. - Skoro obie nie możemy spać, to może... zabijemy czas razem? - zaproponowała, nie zdając sobie sprawy z tego, że te słowa Strauss mogła odebrać dwuznacznie.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Czasami nie bardzo można było uciec od tego, co czaiło się w swojej głowie. Nie dało się przez cały czas zajmować się czymś innym i czasami negatywne myśli i uczucia mimo wszystko potrafiły dopaść z niezwykłą siłą. Tym bardziej jeśli przekładały się one na nowe problemy takie jak bezsenność, która momentami potrafiła wykańczać. Choć w jej przypadku... był to jedynie wierzchołek góry lodowej, która mogła niejednego zaskoczyć swoim rozmiarem. - Czemu tak drastycznie? - spytała choć zapewne mogła się domyśleć, że chodzi o jakiegoś chłopaka... albo dziewczynę. Jeszcze nie do końca dobrze wyczuła Doubravkę, ale odnosiła wrażenie, że jej kłopoty wynikały właśnie z powodu jakiejś nieszczęśliwej miłości. Biedactwo... Podobne spacery nigdy nie były krótkie i można było zmarznąć. Strauss zdążyła się już o tym przekonać. Poza tym lubiła cieplejsze ubrania, bo zawsze można było je zdjąć jeśli robiło się zbyt gorąco, a jeśli chodziło było się zbyt cienko ubranym? Cóż wtedy to nie bardzo można było cokolwiek zrobić. Czuła się naprawdę dobrze, trzymając dziewczynę w ramionach. Jakby nareszcie miała nad czymś kontrolę. Może i nie brzmiało to zbyt miło, ale taka była prawda. Ježekova była niezwykle drobna i niejako sprawiała, że Krukonka chciała się chwilowo nią zająć, mając wrażenie, że dziewczyna jest niezwykle delikatna i prawdopodobnie tego potrzebuje. Choć może była zbyt delikatna dla niej. W końcu Strauss nie należała do zbyt wrażliwych osób. Przynajmniej w jej mniemaniu, bo nie wiedziała, co inni mogliby o niej sądzić. Spojrzała na szatynkę, gdy tylko ta odsunęła się od niej i przygryzła swoją dolną wargę. Najchętniej sama pochwyciłaby ją własnymi zębami, ale musiała przynajmniej na chwilę odgonić od siebie te myśli. Miała wrażenie, że dziewczyna może mieć jej to za złe, ale w momencie, gdy ta zaproponowała wspólne zabicie czasu... Uznała, że zyskała przyzwolenie na nieco więcej. - A co proponujesz? - spytała, a jej dłoń powędrowała do policzka dziewczyny. Była naprawdę urocza. I niewinna jeśli nie zdawała sobie sprawy jak zabrzmiały jej słowa dla Krukonki, która delikatnie musnęła kciukiem dolną wargę Czeszki, gładząc jej policzek.
Gdy była w towarzystwie innych ludzi, było jakoś łatwiej — nie myślała aż tak, skupiała się na tym, co akurat się działo. Wtedy nawet się uśmiechała i nikt nie podejrzewał, że coś jest nie tak i nocami Doubravka potrafiła spędzać kilka godzin na zamęczaniu samej siebie myślami i wspominaniu tego, o czym tak naprawdę chciała zapomnieć. Nie było to jednak tak łatwe, jak myślała. W planach miała jednak zostać na stałe w Hogwarcie — jej mugoloska rodzina miała się przeprowadzić w ciągu najbliższych miesięcy do Wielkiej Brytanii, więc nie byłoby sensu, żeby dalej uczęszczała do Souhvězdí. Wierzyła, że zostanie tu na stałe pomoże, że pozna kogoś i zapomni o tym, którego zostawiła za sobą w Czechach. — Bo to one nie pozwala zapomnieć — powiedziała całkiem szczerze. Może i to brzmiało jak z beznadziejnej telenoweli meksykańskiej, ale tak niestety było. To była pierwsza tego typu relacja Doubravki w życiu, na dodatek zupełnie nieszczęśliwa. I to nie tak, że nie była ona odwzajemniona, że zakochała się nieszczęśliwie... bo miała wrażenie, że tak nie było. Problemem było to, że ona była uczennicą, on zaś młodym nauczycielem i ta relacja między nimi była zakazana i nie miała prawa bytu. Trzeba przyznać, że Jeżyk nie do końca chyba zadawała sobie sprawę z tego, jak bardzo jej czyny wpływały na Violettę i to, co jej siedziało teraz w głowie. Doubravka nie miała na myśli niczego — nazwijmy to — niestosownego na myśli. Chciała po prostu spędzić z kimś czas, kto dał jej trochę otuchy i bliskości... Z drugiej strony nie miała zupełnie nic przeciwko dotykowi Strauss. Czy to najpierw dłoni błądzących po jej biodrach, czy teraz tej, która spoczywała na policzku Czeszki, gładząc go kciukiem. Trochę się speszyła, spuszczając wzrok i nieco się rumieniąc. Co proponowała? Nie wiedziała w sumie. Po prostu rzuciła pierwszą myślą, która przyszła jej do głowy. — Nie wiem. Po prostu fajnie mi się spędza z Tobą czas i nie chcę wracać i być sama — szepnęła, zbierając w sobie odwagę, by spojrzeć na Violettę.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Takie rozwiązanie było dobre tylko dla ludzi, których nie męczyło przebywanie z innymi. Na dłuższą metę Violetta nie lubiła towarzystwa. Najlepiej czuła się sama, z zapewnionym świętym spokojem. Wtedy, gdy nie musiała zachowywać się tak jak powinna, a mogła po prostu się odprężyć i niczym nie przejmować. To brzmiało jak plan idealny. - Wspomnienia i wszelkie uczucia tkwią w głowie. I zdziwiłabyś się jak łatwo jest zapomnieć - stwierdziła, bo nie była typem, który lubił podobne romantyczne gadki. Była raczej tą czarownicą, która serce uważała jedynie za pompę wprawiającą w ruch krążącą po organizmie krew. I nic więcej. Pamięć z kolei była niezwykle krucha: podatna na upływ czasu, choroby oraz zaklęcia, które mogły ją modyfikować. Doubravka zdawała się jej być naprawdę wrażliwa. Nawet zbyt wrażliwa i delikatna. W pewien sposób było to nawet nieco pocieszające, bo pozwalało Krukonce poczuć się nieco silniejszą i bardziej opanowaną skoro potrafiła utrzymać wszystkie swoje uczucia na wodzy i nie wylewać ich z siebie niczym Czeszka. Zresztą... chyba nawet nie potrafiłaby być szczera w tej kwestii, ani wyrazić siebie tak jak by tego chciała. W większości przypadków nawet nie wiedziała nawet co w zasadzie czuje. Po prostu doskwierał jej wtedy jakiś bagaż emocjonalny, którego najchętniej by się pozbyła. Mogłaby nawet mieć wyrzuty sumienia i wrażenie, że w tej chwili wykorzystuje dziewczynę, ale z jakiegoś powodu nie myślała o tym w tej chwili, pochylając się nad szatynką i zmniejszając dzielącą ich odległość do minimum. Musnęła lekko swoimi ustami te należące do Doubravki, by z początku upewnić się jedynie czy dziewczyna nie ma nic przeciwko temu. Zawsze mogła się wycofać i przerwać to wszystko. Jednak bez wyraźnego sygnału Strauss nie zamierzała się od niej odsunąć nie zatopiwszy się wpierw w jej wargach.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Yuuko średnio znała się na astronomii, ale z jakiegoś względu postanowiła dołączyć do koła, które również i tą dziedziną się zajmowało. Być może dlatego, że gwiazdy były najzwyczajniej w świecie piękne i warte uwagi. Chyba po prostu chciała dowiedzieć się o nich czegoś więcej i uznała to za doskonałą okazję do tego. Znalazła się w szkolnym obserwatorium, by móc skorzystać ze znajdującego się tam teleskopu, by przyjrzeć się Trójkątowi Letniemu, o którym miała pisać swoiste wypracowanie dla Walsha. Wpierw jednak musiała go odnaleźć na niebie, co wcale nie było takie proste. Dopiero po dłuższych poszukiwaniach udało jej się namierzyć trzy gwiazdy, które… wyglądały jakby to było to. Obok siebie miała kawałek pergaminu, który miał jej służyć do stworzenia mapy wybranego obszaru, co z jej zdolnościami plastycznymi mogło się skończyć raczej kiepsko. Całe szczęście, że nie wymagano od niej zbyt szczegółowego rysunku. W ogromnym skupieniu wykonała kilka punktów na papierze i pociągnęła kilka linii, mając nadzieję, że to co zrobiła było mniej więcej czytelne i wyglądało chociaż jak karykatura tego, co można było znaleźć w podręcznikach do astronomii. Naprawdę się starała! To, że nie miała zdolności to osobna kwestia. Po wykonaniu mapy mogła przystąpić już do części, która nie powinna jej sprawić już większych trudności, a mianowicie do napisania tego co wiedziała na temat narysowanego fragmentu nocnego nieba, które obserwowała z niemal zapartym tchem. Trójkąt Letni jest asteryzmem, czyli układem gwiezdnym ciał niebieskich, które tworzą na niebie wyraźny wzór pomimo faktu, że nie znajdują się razem w jednej konstelacji; Trójkąt ten tworzą gwiazdy Altair (przynależąca do gwiazdozbioru Orła), Deneb (z gwiazdozbioru Łabędzia) oraz Wega (pochodząca z gwiazdozbioru Lutni). Widoczny jest on na półkuli północnej i obserwować go można jak sama nazwa wskazuje latem oraz jesienią. Wszystkie tworzące je gwiazdy są najjaśniejszymi ciałami w swoich konstelacjach. Na uwagę zasługuje także ich położenie i oddalenie od Słońca. Najbliżej niego znajduje się Altair, bo jest to odległość niecałych 17 lat świetlnych. Deneb znajduje się niewiele dalej, bo aż 25 lat świetlnych od Słońca. Najdalej położona jest Wega, która znajduje się w odległości 2600 lat świetlnych. Raczej niewiele mogła napisać od samej siebie w kwestii zarówno poszczególnych gwiazd i samego asteryzmu, który miała do opisania. Nie znała się na tym jakoś specjalnie i dlatego mogła jedynie bazować na publikacjach astronomicznych, które mogła zacytować lub po prostu sparafrazować i swoimi słowami ująć zapisane tam informacje. Z pewnością mogła się dowiedzieć z nich wielu rzeczy, co wcale nie znaczy, że na dłuższą metę je zapamięta. Nie była to jej dziedzina, a niektóre wiadomości były naprawdę specyficzne i do ich zrozumienia wymagana była specjalistyczna wiedza znajdująca się obecnie poza jej zasięgiem. Zaczęła się nawet zastanawiać czy nie powinna sięgnąć po jakąś lżejszą lekturę stanowiącą wstęp do astronomii, by móc lepiej zapoznać się z pewnymi rzeczami. Wpierw jednak musiała oddać pergamin Walshowi i dopiero wtedy mogła zabrać się za ewentualne pogłębianie swojej wiedzy.
z|t
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Szkolna oferta zajęć pozalekcyjnych zrobiła na niej ogromne wrażenie, bo o ile do ambitnych Kruków nie należała i niespieszno było jej do pogłębiania wiedzy z trudnych zaklęć, skomplikowanej transmutacji czy nudnej historii magii, to gdy tylko dowiedziała się, że może uczęszczać na kółko rozszerzające program astronomii i wróżbiarstwa, bez wahania dołączyła do grupy i z wielkim zaangażowaniem natychmiast wzięła się do pracy, by wypełnić zaproponowane im przez opiekuna koła zadanie. Wspięcie się na obserwatorium w szczycie wieży astronomicznej nie należało do najprzyjemniejszych i musiała po drodze zrobić ze dwie przerwy, bo tak się zziajała, pokonując kolejne stopnie; było warto się trochę zmęczyć, bo pomieszczenie zachwycało zaczarowanymi ścianami, które sprawiały wrażenie, jakby rzeczywiście było się w kosmosie. To zdecydowanie było jedno z jej ulubionych miejsc w całym zamku i zanim zabrała się do pracy, chwilę spacerowała po nim, z lubością wodząc dłonią po pięknych, imponujących teleskopach, gotowych do przekazania jej tajemnicy skrywanej przez gwiazdy. Odnalezienie Trójkąta Letniego nie było wielkim wyzwaniem i doskonale wiedziała, w które miejsce skierować przyrząd, żeby trzy charakterystyczne punkty zaświeciły prosto w jej pole widzenia; miała przed oczami ten widok już mnóstwo razy, ale nocne niebo nie przestawało jej fascynować i za każdym razem wzbudzało taki sam dreszcz emocji, jakby odkrywała je na nowo. Ustawiwszy wszystko pod odpowiednim kątem, zabrała się do rysowania mapy nieba. Uwielbiała to robić, przenosiła punkty na pergamin w wielkim skupieniu, starannie, z tak rzadko u niej spotykaną precyzją, której brakowało jej w każdej innej dziedzinie i bardzo długo dopracowywała efekt końcowy, a gdy wreszcie była z niego zadowolona, zabrała się do opisywania zjawiska, co było zajęciem mniej ekscytującym, ale nie zamierzała potraktować go po macoszemu - w końcu akurat na ten temat miała trochę wiedzy, zamierzała więc się wykazać. Z westchnięciem odsunęła się od teleskopu, żegnając się z towarzystwem gwiazd i rozprostowała nowy pergamin, na którym miała zamiar napisać swój esej. Po krótkim zastanowieniu rozpoczęła od szybkiej definicji samego asteryzmu i podała kilka jego przykładów, by ostatecznie skupić się na dokładnym scharakteryzowaniu tego, który miała przyjemność obserwować. Wymieniła wszystko, co zdołała sobie przypomnieć o tworzących Trójkąt Letni gwiazdach, którymi były Altair, Deneb i Wega, a następnie skupiła się na wyjaśnieniu, do jakich konstelacji należą i naskrobała jeszcze parę słów o każdym z trzech gwiazdozbiorów. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby poprzestała tylko na suchych, podręcznikowych faktach, dlatego oprócz solidnych konkretów zawarła w swojej pracy też kilka dodatkowych informacji o legendarnym znaczeniu opisywanych gwiazd i paru innych (bezużytecznych) ciekawostek, które zapadły jej w pamięć. Wreszcie poczuła, że ostatecznie wyczerpała temat, więc wykaligrafowała starannie podpis, jeszcze raz zerknęła, czy mapa na pewno została wykonana poprawnie, po czym udała się do profesora Walsha, by z szerokim uśmiechem wręczyć mu wykonane zadanie.
Ten dzień, kiedy spotkała Arli na jednym z korytarzy po raz pierwszy, wdając się z nią w rozmowę, chyba zapamięta do końca życia. Tylu atrakcji jednego dnia to chyba jeszcze nigdy nie miała. Zapowiadało się na zwykły wypad do Trzech Mioteł, bo z takim zamiarem przecież szły do Hogsmeade. No ale skończyło się przypałowo. I to bardzo. Bo kto przewidział, że po wizycie z pubie najdzie ich ochota na imprezę w klubie, trochę się zasiedzą i na dodatek przy portrecie Grubej Damy zaczepi ich Irytek, który będzie walił w nie pędzlami z fluorescencyjną farbą? Szczęście, że pół szkoły się nie obudziło, kiedy ten poltergeist tak je tam maglował... W każdym razie, kolejny szlaban w jej życiu, który jakoś nie zrobił na niej wrażenia, bo wiedziała, ze jeśli nauczycielka zastała je po dwudziestej drugiej na korytarzu i w dodatku wygadały się, że były w środku tygodnia w magicznej wiosce, do przewidzenia była taka kara. I to nawet łagodna, bo babulinka Fran nie odjęła im nawet punktów, tylko zarządziła pięć dni garowania pod jej okiem. A wiec co innego miała zrobić Worthington jak nie przystać na to i codziennie, począwszy od kolejnego dnia, po lekcjach stawiać się u nauczycielki numerologii, aby odbywać karę. Mogło być gorzej, mogło być gorzej - powtarzała sobie, kiedy pierwszego popołudnia Marcy zostawiła ją na wieży obserwatorium, razem ze wszystkimi narzędziami do czyszczenia całej armii teleskopów. Kiedy na nie patrzyła wydawało jej się, że będzie tu siedzieć do usranej śmierci, a te pięć dni które ma na to zadanie to będzie zdecydowanie za mało. Jednak nie byłaby sobą, gdyby nie wzięła tego na klatę i mimo wszystko, nie zmotywowała się do tego, że im wcześniej zacznie, tym szybciej jej to pójdzie. I tak, pierwszego dnia po zajęciach spędziła prawie cztery godziny na polerowaniu przyrządów do obserwowania zjawisk na niebie. Myślała, że jej ręce odpadną, kiedy wracała do dormitorium. Jeszcze tylko osiemdziesiąt pięć egzemplarzy... - przemknęło jej przez myśl, kiedy kładła się do łóżka. Ale pocieszenie... Drugiego i trzeciego popołudnia już wiedziała czego się spodziewać i była bojowo nastawiona do pracy. Z włosami związanymi tym razem w kitkę, zakasanymi rękawami i hardą miną, pucowała szmatką jeszcze dokładniej każdy teleskop, który wpadł jej w ręce. Doszła już do wprawy i po trzech dniach odbywania szlabanu miała za sobą już większą połowę całego sprzętu, który został jej powierzony do wyczyszczenia. Dumna z siebie, że idzie jej to w takim tempie, zadowolona kładła się spać, z nadzieją, że za dwa dni już nie będą się jej śnić teleskopy. Gdyby się uparła mogłaby skończyć zalecone przez Fran zadanie już czwartego dnia. Zaczynała wtedy z trzydziestoma przyrządami, które miała wypolerować, jednak z tyłu głowy miała obawę, że jeśli za szybko się z tym upora, może dostać dodatkowe zadanie do wykonania. A więc wolała rozłożyć sobie pracę na dwa pozostałe dni. I tak skończyła wszystko co kazała jej zrobić profesorka i zgodnie z jej prośbą, udała się do niej ostatniego dnia, aby ta mogła skontrolować efekt. Koniec końców, nie żałowała imprezy z Arli, było warto wypucować sto dwadzieścia teleskopów, aby tak dobrze się bawić.
//zt
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Nie wiedział, co tu robi. Wiedział. Kurwa, właściwie to wiedział. Szukał sobie miejsca, w którym mógłby po prostu posiedzieć, z dala od innych ludzi, z dala od mieszkania, od Alise, od pracy, od wszystkich tych, którzy mogliby patrzeć na niego z pewną dozą współczucia, czy próby zrozumienia. Rzygał tym, że próbowano jakoś na niego wpłynąć, że słyszał już na korytarzach, gdy zjawiał się na zajęciach, że nie wygląda do końca dobrze. Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie musiał wszystkim opowiadać o tym na lewo i prawo, na dokładkę nie czuł, że może, w końcu nic nie zostało wyjaśnione, a teraz utknął w pierdolonym bagnie i nie było z niego żadnego wyjścia. Sytuacja tak chujowa, że wolałby o tym w ogóle zapomnieć, jednak nie umiał. Tak samo jak nie potrafił odsunąć od siebie świadomości, że przecież istniało zagrożenie dla jego zdrowia, że jeśli nie weźmie się i nie zacznie ogarniać, to z czasem zacznie tracić wzrok. Nie potrafił się przełamać, nie był w stanie nawet zorganizować pieprzonych spotkań koła naukowego, bo na samą myśl o wróżbach, chciało mu się rzygać. Nawet ukochana talia tarota spoczywała obecnie jedynie w kieszeni spodni i nie służyła do niczego więcej, niż jako wyznacznik jakiegoś istnienia, które być może jednak przemijało. Nie zamierzał wciągać w to gówno Lou, bo i tak miała już zapewne dość po wakacjach, nie chciał naciskać na nią w żaden sposób, a dziewczyna i tak oddała mu już przysługę, więc nie było sensu się dalej w to pchać. Nie zamierzał również ciągać nikogo innego ze znajomych, naprawdę. Pewnie właśnie dlatego zaszył się w obserwatorium. Było tutaj w miarę bezpiecznie, w miarę wygodnie, mógł po prostu spędzić tutaj nieco czasu, posiedzieć, bez myślenia nad tym, co dalej, mógł gapić się w przestrzeń albo w niebo, skoro było już na tyle ciemno, że pewnie coś by tam dostrzegł, ale to w ogóle nie przychodziło mu do głowy. Zapalił kolejnego papierosa, mając irracjonalne poczucie, że nie ma tak właściwie do czego wracać, że nie ma dokąd się udać, że to wszystko jest beznadziejne, że nie ma po co działać, czy ruszać z miejsca. Nie chciał patrzeć na Alise, na to, jak na niego spoglądała. Nie chciał również iść do pracy, by nie musieć koncentrować się na tym, co przed nim stawiano. Czuł narastający ucisk w skroniach, który nie dawał mu żadnego spokoju, ale nie znał sposobu na to, żeby sobie z tym poradzić. Nie zamierzał iść z tym do ich opiekuna, bo ten chuja mógł zrobić. Whitehorn również tego w pełni by nie zrozumiała. Z kim niby miałby gadać? Z Walshem? Skrzywił się lekko. Nie, nie po tym, co się ostatnio wydarzyło, nie po tym, jak... Chuj. Był naprawdę zmęczony i doskonale to czuł, ale miał równocześnie wrażenie, że jeśli zostanie z tym sam, to wkrótce zacznie naprawdę rzygać na samą myśl o tym, że musi w ogóle wstawać z łóżka.
Najprawdopodobniej nigdy nie trafiłby do obserwatorium. Astronomia nijak go nie interesowała, a samo pomieszczenie niebezpiecznie było wyeksponowane na to co znajduje się tak powyżej jak i poniżej. Chłopakowi wydawało się, że z tej wieży łatwiej niźli z jakiejkolwiek innej spaść. Tym samym omijał to miejsce jak tylko mógł... No przynajmniej do czasu, w którym w bibliotece usłyszał, że omyłkowo z zestawem podręczników do astronomii do tego pomieszczenia trafił również zielnik. Zielnik, którego obecnie chłopak bardzo potrzebował... W końcu przecież szukał roślin o ponadprzeciętnej regeneracji, a tych wcale dużo nie było i czuł, że powierzone mu zadanie... Wcale nie jest takie łatwe jak powinno być.
Wiedział, że na obecną chwilę żadna z klas nie ma zajęć astronomii, dlatego spokojnie wybrał się tam wiedząc, że nie będzie musiał nikomu przeszkadzać. Tym większe było jego zdziwienie, kiedy natrafił na... Maxa. Maxa, który nie wyglądał dobrze i jakkolwiek by to zabrzmiało to, biorąc nawet poprawkę na to, że chłopak nigdy nie wyglądał dobrze, to dziś wyglądał wręcz tragicznie. Niemniej jednak młody Beaumont znał się już trochę z chłopakiem i wiedział, że niektórych rzeczy nie należy mówić w jego obecności. Dla swojego i ogólnego dobra.
Dał więc chłopakowi się szybko zauważyć i rzucając w jego kierunku szybkie spojrzenie podszedł do biurka, na którym to już znajdował się odłożony zielnik. Chłopak odetchnął z ulgą i jeszcze raz patrząc na Brewera w końcu do niego podszedł. Zmierzył chłopaka od góry do dołu wzrokiem i nic sobie nie robiąc z niepocieszonego spojrzenia chłopaka przycupnął kilka centymetrów od niego. Łypnął na niego głową i posłał mu swój standardowy, pozytywny uśmieszek. Wiedział, że gryfon chce być sam, i właśnie dlatego nie mógł mu na to pozwolić. - No co tam? - Zagaił, jak gdyby nigdy nic. - Podziwiam, że lubisz tu siedzieć. Mnie mdli, jak spojrzę w dół. - Skomentował w formie żartu, mimo tego, że było w tym więcej prawdy niż większość ludzi mogłaby się spodziewać.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Właściwie to Cassian mógł mu spokojnie powiedzieć, że wygląda jak gówno. Max doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dokładnie tak się czuł i naprawdę nie miał żadnych problemów z tym, żeby przyznać, że jego życie zamieniło się w jakąś jebaną parodię wszystkiego, co możliwe. Odsunął się od wróżbiarstwa, nie miał takiego zapału do nauki, jak wcześniej, był w chuj zmęczony i naprawdę nie radził sobie z wieloma rzeczami, bo po prostu nie potrafił się za nie zabrać, nie potrafił wziąć dupy w troki, więc siedział tutaj, licząc chyba na jakiś cud, albo na to, że coś go zdrowo pierdolnie, bo miał już naprawdę dość niektórych rzeczy, nie miałby właściwie nic przeciwko temu, gdy po prostu wylądował w Mungu, w jakiejś jebanej śpiączce, czy czymś podobnym, bo po prostu mógłby przeboleć pewne sprawy, machnąć na nie ręką i obudzić się w jakiejś nowej, oby nie tak pojebanej, rzeczywistości. Niestety życie uwielbiało robić dokładnie wszystko na odwrót, nic zatem dziwnego, że był przekonany, że będzie musiał użerać się z wieloma sprawami, nim ostatecznie jakoś ewentualnie stanie na nogi, a teraz niemalże jęknął w duchu, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że nie jest już sam. - Przynajmniej nie będziesz próbował się nigdzie wychylać, żeby sprawdzić, jak daleko możesz to zrobić, zanim zlecisz na ten swój głupi ryj - powiedział na to, a jego ciemne oczy lekko błysnęły, ale nie dało się w nim znaleźć żadnej radości, czy czegoś podobnego, był naprawdę zmęczony, nic zatem dziwnego, że sięgnął po papierosy, żeby skoncentrować się na zwyczajnej, czystej przyjemności, jaką było palenie tego gówna. Chuj. Chuj z tym i wszystkim innym, nie zamierzał się tym przejmować, a jednocześnie nie umiał się pozbierać, miał dość wszystkiego i wszystkich, dość ochraniaczy na doniczki, dość kapy na łóżko, dość tarota, dość medycyny, chciało mu się rzygać i miał wrażenie, że jeśli nie znajdzie czegoś, co go postawi na nogi, to naprawdę za chwilę okaże się, że sobie za chuja jasnego z niczym nie radzi. - Nie powinieneś się uczyć, dzieciaku, czy coś? Co w ogóle u ciebie? - mruknął, patrząc na niego zza kłębu papierosowego dymu, mając nadzieję, że przynajmniej Cassian ma się dobrze. To byłby plus, on i Alise przynajmniej mieliby się w porządku i tyle, nie musiałby się przejmować również nimi, bo i tak miał już za dużo pojebanych cegieł na własnych ramionach.
Przez głowy większości z osób kiedyś przebiegła myśl odnośnie tego jak dobrze byłoby czytać w czyichś myślach i wiedzieć co im chodzi po głowie. Niesamowicie musiało to upraszczać wszelkiej maści relacje międzyludzkie, a co za tym idzie pozbawiać ludzi nadmiernego stresu i jakichś takich przedziwnych rozważań co powinni. Jednak... Cass czuł, że w przypadku Maxa to wcale nie chciałby wiedzieć co chłopak czuje, co wewnętrznie przeżywa, bo wystarczyło na niego spojrzeć by wiedzieć, że ilości bólu są wręcz nie do wyobrażenia i chociaż uwielbiał Brewera i zamierzał go wspierać, kiedy tylko mógł to... Nie chciałby odczuwać tego co czuje on. Za żadne skarby.
Zmrużył delikatnie oczy i parsknął, ale w żaden sposób nie skomentował słów chłopaka odnośnie “rozbijania swojego głupiego ryja”, w zamian za to po chwili jeszcze raz przyjrzał się twarzy chłopaka lustrując każdą pojedynczą zmarszczę i każdą rysę twarzy, która zdawać się mogła wygłuszać nagromadzone w nim napięcie, jak i sprawiać, że to napięcie się właśnie uzewnętrzniało. - Jestem do przodu z tym, co mam do ogarnięcia na egzaminy. - Odparł, trochę kłamiąc... Rozmijając się z prawdą? Na dobrą sprawę miał jeszcze mnóstwo do nauki, ale... Nie chciał tym martwić Brewera. Zdecydowanie bardziej wolał teraz z nim tutaj posiedzieć niż snuć opowieści o opasłych książkach, których jeszcze nie przeczytał i do których jeszcze nie zajrzał. - Jest względnie... Okej. Lepiej mów co u Ciebie. - Odbił piłeczkę w jego stronę.
Beaumont już od tak długiego czasu stara się pomóc Maxowi ale... kompletnie nie wie, gdzie ugryźć jego temat. Nie ma bladego pojęcia jak trzeba podejść do chłopaka i co właściwie zrobić by ten chociaż raz mógł przyznać, że czuje się dobrze, a był gotów zrobić naprawdę wiele. Jakby na to nie patrzeć, to Maxa traktował jako swoją rodzinę, tego brata, którego faktycznie lubił i dla którego chciałby jak najlepiej. - Co się dzieje? - Zapytał w końcu bez ogródek.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Nie, nie chciał. Nikt nie chciał czuć tego co on i nawet sam Max nikomu tego nie życzył, gdyż było to co najmniej w chuj pojebane, nie było to coś, czym chciał się dzielić i uważał, że im mniej osób cierpiało podobnie do niego, tym było lepiej. Nie lubił również dzielić się tym, co czuł, nic zatem dziwnego, że nie biegał po wszystkich swoich bliskich i nie opowiadał im, co się z nimi dzieje. Nie przyznał się zbyt wielu ludziom do tego, jakie dostał ostrzeżenie, nie mówiąc już w ogóle o tym, że nie wspominał zupełnie, co się dzieje z Gardem, że nie wspominał o tym, jak sam tę kwestię przeżywał i w jak głębokim bagnie przez to siedział. Wolał tego po prostu nie ruszać, dla własnego bezpieczeństwa, dla własnego jebanego zdrowia psychicznego, które i tak było już tak spierdolone, że jakkolwiek nie próbowałby go ruszyć i tak wjebałby się w większe szambo przy najmniejszym kroku. - Względnie? Mam sobie wywróżyć z fusów, co to znaczy, dzieciaku? - burknął, wyraźnie pokazując, że nie na taką odpowiedź czekał i lepiej by było, gdyby chłopak jednak postanowił podzielić się z nim tym, co w nim siedziało. Nie zamierzał na niego naciskać, ale biorąc pod uwagę, jak toczyło się jego własne życie, chciał mieć chociaż pewność, że jego bliscy mają się dobrze, że chociaż u nich jest faktycznie przynajmniej dobrze, bo w innym wypadku zapewne z wielką przyjemnością po prostu wziąłby i przyjebał ryjem w ścianę, żeby na jakąś chwilę się ogłuszyć, tyle mu wystarczyło, a przynajmniej z takiego założenia wychodził. - Chujowo, ale to chyba już wiesz - powiedział, uśmiechając się do niego nieco zaczepnie i ironicznie, jakby chciał powiedzieć, że wcale go to nie obchodzi, że nie jest tym jakoś szczególnie mocno przejęty, ale to było takie pierdolenie z jego strony, że dość prędko wyraz jego twarzy przeszedł w dość gorzki wyraz, z którym nawet nie próbował się przed Cassianem ukrywać. Był już zmęczony swoimi odczuciami, ale nie umiał się nimi z nikim naprawdę podzielić, poza tym czuł się jak skończony debil ze świadomością, że Alise miała rację i faktycznie dał się wpierdolić na ciemną stronę życia, do czego nie zamierzał się jej przyznawać, ani teraz, ani nigdy. - Nawet nie wiem, gdzie miałbym zacząć, więc może lepiej ty podziel się ze mną swoimi przeżyciami, co?
Hogwart był duży i przypominał przerażający labirynt rodem z filmu grozy, nie wspominając już o setkach obrazów szepczących, gapiących się na Ciebie i plotkujących gorzej, niż kobiety na bazarze. Zwilżyła usta, przeczesując dłonią pasma brązowych włosów, rozglądając się dookoła. Nie wyglądało to na miejsce, gdzie miała spać i gdzie znajdowało się jej dormitorium. Nie wyglądało też na gabinet jej brata, który usilnie chciała znaleźć. Pamiętała, że mają tutaj określone godziny możliwości poruszania się po zamku, a wskazówka zegara bezlitośnie przekroczyła dwudziestą pierwszą. - Nie myśleli o mapkach dla nowych.. - mruknęła pod nosem, podchodząc mimo wszystko do barierki i wyglądając na zewnątrz. Było tu inaczej niż we Włoszech, powietrze pachniało jakimś nonsensem, ale widok malujący się przed oczyma był zaskakująco piękny. Inspirujący. Mogła, chociaż przytargać płótno i pędzle z bagażu, to nie, jak dama, wzięła tylko nieduży plecak i sweter od mundurka z godłem lwa na piersi, który już dawno zdążyła na siebie wsunąć. Pamiętała, że Rocco też nosił takie godło i była to myśl dodająca pocieszenie oraz komfort pierwszego dnia w nowej szkole, na nowych studiach. Nie mogła znaleźć Robin, nie chciała wpaść na Darrena — żeby nie wyjść na pozbawioną orientacji w terenie idiotkę, a po jej braciach ślad zaginął. Parsknęła pod nosem z rozbawieniem na własną bezsilność, opierając się wygodnie i spoglądając na niebo. Mogła wysłać list przyjaciółce, mogła odebrać ją z dworca, to nie — Yasmine zachciało się robić niespodzianek, nie wspominając o przeniesieniu nikomu spoza swojej rodziny. - Przynajmniej nie ma tu płaszczek. I klaunów. I nie pada. Zawsze starała się znaleźć pozytywne strony, zawsze można było coś wyciągnąć z sytuacji, w której się znalazło, nawet jeśli ta nie była byt komfortowa. To nie było tak, że się bała, że zmiany wpływały negatywnie na jej umysł i skłaniały to bezwiednego błądzenia po zaczarowanych schodach i piekielnie wysokich korytarzach, aż dotarła na szczyt wieży — Astronomicznej ,sądząc po sprzęcie oraz możliwościach, które dawała w obserwacji nieba.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Patrolowanie korytarzy było dość niewdzięcznym zajęciem, choć akurat dzisiaj Darren nie miał za bardzo na co narzekać. Przytrafiła mu się pierwsza zmiana - a więc czekały go dwie godzinki spaceru po jednym z pięter, do tego nie takie nudne, bo mógł odesłać do dormitoriów całkiem sporo spóźnialskich, pogadać z jeszcze nieśpiącymi obrazami i posłuchać najnowszych plotek, które oczywiście ani trochę go nie obchodziły... ...ale jak to, Mina z szóstej i Jake z ósmej? Kto by pomyślał. Poza tym tak się zdarzyło, że tym razem Shaw miał za 'towarzyszkę' profesor Vicario. Co prawda sprawdzała ona drugie skrzydło, ale przynajmniej Krukon miał pewność że nie trafi na jakiegoś buca, który sprawdzałby każdy zakamarek w poszukiwaniu uczniów. Buca, którego głos Darren postanowił naśladować, słysząc kroki jakiegoś marudera na szczycie Wieży Astronomicznej. - Uczniowie na korytarzu! - zaskrzeczał w swojej najlepszej imitacji głosu Pattona Craine'a, straszliwego nauczyciela transmutacji i pogromcy nadziei na spokojny weekend bez prac domowych - Uczniowie nie są w łóżkach! - kontynuował tonem przypominającym drapanie paznokciami po tablicy. - Khm, przepraszam, ale już nie dam, khm khm, rady - oznajmił, wspinając się do samego obserwatorium i chrząkając gęsto, gdyż ten niezwykle udany pokaz głosonaśladownictwa przysporzył Krukonowi nieco drapania w gardle - Jest już po dwudziestej pierwszej i powoli powinnaś się zbierać do łóóóó... - Darren pociągnął ostatnią sylabę, unosząc nieco wyżej różdżkę z zapalonym na jej końcu światełkiem zaklęcia Lumos - ...żka. Yasmine? - spytał, rozpoznając w nieznajomej osobę, którą jednak znał dość dobrze, nie spodziewał się jednak jej zobaczyć w Hogwarcie. Być może klątwa znów igrała z jego wzrokiem, tylko że teraz zamiast jego utraty, widział przed sobą Swansea zamiast jakiegoś zgubionego trzynastolatka. Wyglądało jednak na to, że oczy go nie myliły. - Serwus - powiedział w końcu ostrożnie, opuszczając różdżkę i rozglądając się po obserwatorium by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma tu nikogo innego.
@Darren Shaw Było tu cicho i spokojnie, drzewa pozbawione liści kołysały się w oczarowujący sposób, oświetlone tylko blaskiem gwiazd oraz księżyca, blaskiem, który leniwie przebijał się przez szare chmury. To była największa wada tego kraju, nie licząc oczywiście braku dobrego wina, bo mieszkańcy woleli whisky albo koniak. Czując powiew chłodnego powietrza na buzi i łaskoczące w szyję kosmyki włosów, oplotła ramiona rękoma i mocniej naciągnęła czarny sweter, spod którego wystawał biały kołnierzyk oraz krawat w barwach domu. Trzeba przyznać Hogwartowi, że mundurki mieli wygodniejsze, ładniejsze i bardziej praktyczne niż w starej szkole. Oczyma wyobraźni już widziała obraz, który mogła stworzyć za pomocą ładujących się baterii inspiracji. Całkiem straciła poczucie czasu, odpływając myślami gdzieś daleko, stukając paznokciami o miękki materiał. Wtedy też usłyszała kroki, które sprawiły, że jej brew poszybowała ku górze w zaskoczeniu. To nie było tak, że się bała, bo Mina należała do dziewcząt odważnych, które umiały za siebie walczyć. Wcale nie przyszło jej do głowy, że mógł to być jej nauczyciel. A co gorsza, Darren, którego głos rozbrzmiał w ciemności i sprawił, że zaskoczenie ozdobiło jej buzię, pozostawiając rozchylone usta. Nie. Nie. Nie. Na Merlina. Nie. Ze wszystkich ludzi? Może mi się przesłyszało? Jego nie chciała spotkać najbardziej, nie w takiej sytuacji. Zanim światło bijące z różdżki opromieniło jej twarz, zdążyła przeczesać palcami włosy oraz poprawić spódnicę, pieczołowicie zastanawiając się nad tym, które kolczyki włożyła w uszy i która spinka tkwiła po prawej stronie głowy. Musiała improwizować, w czym była przyzwoita, nawet jak robił te swoje szczenięce oczka, bo przecież była kocią osobą i mogła sobie z tym świetnie poradzić. Uśmiechnęła się, rozkładając ręce odrobinę bezradnie. - Darren! Cóż za.. Cóż za wspaniała niespodzianka! - zaczęła z pogodnym głosem i odrobiną włoskiego akcentu, którego zapomniała się pozbyć. Zlustrowała go ciemnymi oczyma, pozwalając, aby w policzkach pojawiły się dołeczki oraz ślad rumieńca, za który zaraz skarciła się w duchu, zaciskając palce na rękawie swetra. Nie widziała go może od czterech miesięcy, może ciut więcej i była absolutnie pewna, że jej przeszło, bo przecież przyjechała tu znaleźć siebie. A nie Krukona na szczycie wierzy jak te księżniczki w bajkach dla dzieci niemagicznych. Może to on znalazł ją? Pokręciła głową do własnych myśli, raz jeszcze sprowadzając się do porządku.- Tak wiem, ale widzisz.. Przyszłam tu poobserwować niebo, bo podobno ziemia zbliża się dziś najbardziej do największej gwiazdy w konstelacji Panny i chciałam to zobaczyć! A Ty? Czemu Ty nie jesteś w łóżku przed dwudziestą drugą? Przekręciła głowę na bok, niewinnie chowając ręce za siebie i splątując za sobą dłonie, po tym, jak cofnęła się pół kroku i oparła o barierkę.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Krukon westchnął w duchu - praktycznie za każdym razem, kiedy zaglądał podczas nocnych 'wycieczek' na Wieżę Astronomiczną, spotykał na jej szczycie jakąś zagubioną parę, która miała ochotę na romantyczne godziny w świetle gwiazd, zagubionego pierwszoroczniaka, który płakał, nie mogąc znaleźć Grubej Damy, albo grupkę chichoczących nad przemyconym do zamku alkoholem studentów. Ale tłumaczenia o chęci oglądania gwiazd, bo zbliżała się do nich jakaś gwiazda w jakiejś konstelacji jeszcze nie słyszał. Na ostatnie pytanie dziewczyny Shaw zareagował zmarszczonym czołem. Jego oczy mimowolnie powędrowały do błyszczącej na jego piersi odznaki, by potem znów, powoli, przenieść się na twarz Yasmine. - Jestem prefektem - powiedział ostrożnie - Zdarza mi się szukać takich spóźnialskich jak ty - dodał z lekkim uśmiechem. Swansea widział ostatnio chyba na końcu sierpnia, kiedy załatwiał jakieś sprawy w Londynie. Wpadł na nią na ulicy Pokątnej, jednak nie spodziewał się wtedy, że załatwiała sprawy związane z przeniesieniem do Hogwartu. Czy przypadkiem nie uczyła się do tej pory gdzieś na południu Europy? Włochy? Możliwe, że nie mieli tam prefektów. Ale raczej na pewno mieli godzinę, po której uczniowie musieli być już co najmniej w pokoju wspólnym. Shaw powalczył ze sobą krótszą chwilę, po czym westchnął i wzruszył ramionami. - To co w ogóle robisz w Hogwarcie? Przeniosłaś się na stałe? - spytał, machając lekko różdżką, z której uniosła się kula przygaszonego nieco światła, tak, by nie psuć widoku na niebo - I o którą gwiazdę chodzi? - dodał, zaraz potem jednak mrużąc lekko oczy - Ale masz tylko parę chwil ponad limit, potem idziemy prosto do dormitorium - powiedział, chowając Mizerykordię w rękaw i samemu także opierając się o jakiś stołek niezagracony akurat mapami nieba, atlasami gwiazd i mosiężnymi przyrządami, służącymi do zaawansowanych, astronomicznych obliczeń.
Patrzyła na niego w milczeniu, lustrując wzrokiem. Trudno było zgadnąć, o czym dziewczyna myślała, bo bijące z różdżki światełko nie pozbywało się otaczającego ich półmroku. Pozwalało dostrzegać jedynie kontury, zarysy. Nie wyglądał na zadowolonego, że ją spotkał, chociaż w głębi serca miała nadzieję, że to jednak kwestia miejsca, bo byli przecież bardzo dobrymi znajomymi, pomagali sobie czasem w zaklęciach, rozmawiali. Byli znajomymi. Bo przecież on miał te swoją blondynkę typowo angielską, a ona była.. Ona była po prostu sobą i definitywnie, całkowicie sobie poradziła. Przeszło jej. Przełknęła bezgłośnie powietrze, ruchem głowy zgarniając ciemne pasma na plecy, które nieustannie kołysały się na wietrze. Powędrowała spojrzeniem na wskazaną odznakę, kiwając głową. - No tak, prefektem. Zapomniałam. - zaczęła ze wzruszeniem ramion, przepraszającym odrobinę tonem. Tak naprawdę to nie miała o tym pojęcia, ale nie musiał o tym wiedzieć. Po kolejnych słowach i sposobie ich wypowiedzi była pewna, że jakiś cień uśmiechu przemknął po jego twarzy. Cholerny szczeniaczek. - Przecież jeszcze nie ma dziesiątej i ja się wcale nie spóźniłam.. Nie mogła wiedzieć, że dotarcie z tej wieży pod portret grubej damy zajmie więcej, niż trzy lub pięć minut, które jej głowa sobie wymyśliła. Nie czuła, że przebierała palcami za swoimi plecami, wbijała paznokcie w skórę, maskując to przydługim rękawem. Ucieszyłby się, gdyby się przeniosła? Pewnie nie, bo przecież była tylko tą wariatką od Swansea, która z Robin podkradała likiery na balach charytatywnych, na pewno o tym słyszał — tak sobie wmówiła ku swojemu przerażeniu. - Mhmmm, zaczęłam tu studia. Musiałam dograć kilka egzaminów, bo programy się różniły, ale się udało. Nie mogę przecież dawać szansy, tylko Włochom, tu też mogą wydarzyć się dobre rzeczy, inspirujące rzeczy. Jest tu Robin, jest Raffaello i Rocco. - przerwała, zastanawiając się, czy powinna wspomnieć również o ich znajomości, ale uznała, że byłoby to nieeleganckie i na miejscu, angielki takie bezpośrednie chyba nie były. Milczała chwilę, wydając z siebie jedynie mruknięcie, obserwując jego ruchy i gdy spojrzał w niebo, sama się obróciła i oparła rękoma o to, co akurat pod nimi było. Przesunęła wzrokiem po granatowym, obsypanym kryształami i przeplatanym szarymi obłokami niebie, wzruszając ramionami. Lubiła astronomię, znała teorię i trochę praktyki, chociaż zdarzało się przekręcać jej nazwy. - No wiesz.. Ta największa, najjaśniejsza? Może tamta? - wyciągnęła dłoń, wskazując gdzieś na punkcik większy od innych, który jednocześnie nie był gwiazdą północną. Perspektywa nieba była inna od tej, którą znała. Znów improwizowała i przez to, że ten wieczór potoczył się tak, a nie inaczej, nie mogła się na tym kompletnie skupić, zerkając w jego stronę ukradkiem. Merlinowi dzięki, że było ciemno. - Nie możesz udawać, że czas się zmienił i jest godzina wcześniej? Żeby poszukać tej gwiazdy, oczywiście, bo to.. Bo to tylko raz w roku? Wzruszyła ramionami troszkę na pokaz, niby od niechcenia, gryząc się jednocześnie w język i wyzywając od idiotek we własnej głowie, co stanie się chyba jej ulubionym epitetem podczas pobytu tutaj.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Słuchając wyjaśnień dziewczyny na temat jej przyjazdu do Wielkiej Brytanii, Darren nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu. Przez głowę przemknęło mu pytanie, ile butelek likieru zawinie na jakimś bankiecie - albo 'wwinie' do Hogwartu - Swansea, ale ostatecznie ucieszył się z jej pojawienia się w zamku. Zawsze była to kolejna znajoma twarz w wypełnionym prawie że nieznajomymi osobami Hogwarcie, względem których Darren musiał zachowywać jakieś pozory autorytetu czy czegoś w tym stylu. - Miło, że wpadłaś do Brytan... czekaj, czekaj - przerwał, unosząc dłoń do góry i powstrzymując sam siebie od kontynuacji - Jak to "może tamta"? - jęknął głośno, opuszczając ramiona do dołu - mogłoby się nawet wydawać, że z Krukona uszło nieco powietrza. - Nie masz pojęcia, która to gwiazda, prawda? - zapytał powoli - Co ja mówię, pewnie cała ta historia z konstelacją to bujda - westchnął, wyrzucając dłonie do góry i odwracając się w stronę granatowego nieba. Oparł się o barierkę i zerknął na pogrążone w ciemnościach błonia, na których co raz zapalały się i gasły odbicia zamkowych świateł. - Jesteś od początku września i się nie przywitałaś czy dotarłaś niedawno? - spytał Darren, spoglądając na Yasmine pod tubą mosiężnego teleskopu. W sumie bardzo możliwe, że była od startu roku akademickiego w Hogwarcie - w końcu przez większą jego część cierpiał na nagłe ataki ślepoty, i to takie dosłowne - Możemy posiedzieć tu z pół godzinki, powiem najwyżej że znowu oślepłem - dodał, wpadając na idealne wytłumaczenie swojej patrolowej absencji - Ale zaraz potem idziemy do Grubej Damy - zakończył tonem, który miał być groźny - ostatecznie jednak był po prostu zmęczony.
Lubiła robić niespodzianki, ale niekoniecznie być niespodzianką, bo przecież i tak nie miała kogo zbytnio zadowolić swoim towarzystwem. Nie w ten sposób, którego każda szanująca się studentka w pewien sposób chciała. Zwilżyła usta, zaciskając palce na chłodnym oparciu, przysuwając się nieco bliżej krawędzi, aby chociaż spróbować skupić się na nocnym niebie, które przecież naprawdę lubiła, a nie na stojącym obok Darrenie, który miał te nieszczęsne oczy szczeniaka, które już przecież na kogoś innego patrzyły w ten sposób. - Czyli jednak się cieszysz! - zauważyła mimowolnie, chociaż ugryzła się w język zaraz po tym, gdy słowa przerwały panującą przez kilka sekund pomiędzy nimi ciszę, spotęgowaną przez półmrok panujący w obserwatorium. Szybkim ruchem zgarnęła kosmyk włosów za ucho, jakby chcąc zamaskować swoje zakłopotanie entuzjazmem, którego w taki bezpośredni sposób Brytyjki na pewno nie okazywały. Otworzyła usta, kręcąc szybko głową na jego oskarżenia, czując, jak policzki barwią się jej na różowo. - Nie okłamałabym Cię przecież! Naprawdę dziś jest dzień z konstelacją Panny i jej najjaśniejszą gwiazda, tylko... Tylko nie doszłam jeszcze do tego, która to jest gwiazda. Ale musi być największa, nie? - odparła w obronie własnej dość pewnie, idąc jego śladem i stając obok. Przystąpiła z nogi na nogę, przygryzając dolną wargę i zaczepnie szturchnęła go ramieniem, tak w ramach przeprosin i przekomarzania. - Mogę Ci to udowodnić! Mam notes, taki wiesz, do ciekawostek z astronomii w walizce, która jest.. W ee dormitorium.. Więc... Więc mogę Ci to udowodnić jutro? Dokończyła prędko z tym swoim entuzjazmem, odwracając głowę w jego stronę, przez co zaraz musiała zgarnąć z buzi brązowe kosmyki włosów, porwane wiatrem i gwałtownym ruchem z jej strony. Usilnie chciały zamknąć jej usta i może powinny, bo zdecydowanie za dużo gadała. Na pewno źle to zabrzmiało, jakby sugerowała.. Zacisnęła na chwilę oczy na własną głupotę i niewyparzony język. To wszystko przez to, że we Włoszech była większa swoboda komunikacji. Albo to ona miała większą swobodę komunikacji ze wszystkimi, poza Darrenem. Poczuła w nosie zapach własnego szamponu, który by połączeniem kwiatu pomarańczy i o ironio, jaśminu. - Przyjechałam dopiero dziś. Dlaczego uważasz, że się nie przywitałabym od września? Jejku, tak źle o mnie sądzisz? - zapytała z odrobiną tylko zaniepokojenia, która zaraz zamaskowała chrząknięciem. Wyprostowała się, szukając dłońmi kieszeni, których oczywiście głupi sweter nie miał, gdy były potrzebne i ostatecznie oparła się rękoma o tkwiący pod nimi parapet lub barierkę kamienną, nie była pewna. - Półgodziny brzmi dobrze. Ślepoty? Zrobiłeś sobie coś? Zerknęła na niego z bezgłośnym westchnięciem, bo brzmiał na zmęczonego, niewyspanego i może odrobinę pozbawionego naturalnego szczęścia oraz entuzjazmu. Utrata wzroku też nie brzmiała dobrze. - Przemęczasz się z tą odznaką...? Przepraszam, nie chcę być wścibska, tak wiesz, jakby co..
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Może dziś był dzień - a raczej noc - ze specjalnym ułożeniem konstelacji Panny względem Ziemi, a może nie. Darren nie miał zielonego pojęcia, astronomia, wróżbiarstwo i tematy pokrewne nie były jego forte, ba, wróżbiarstwo Shaw często wymieniał jako dziedzinę na wskroś głupią i przede wszystkim zawodną. - Największa nie jest Gwiazda Północna? - zauważył Krukon, wskazując na błyszczącą nad horyzontem Wenus. Choć być może dziewczynie chodziło konkretnie o największą gwiazdę tej konstelacji - a w poszukiwaniach tej Darren jednak pomóc nie mógł jej ani trochę, gdyż nie miał zielonego pojęcia, gdzie zbiór Panny mógł się znajdować - W dormitorium? Przyszłaś oglądać gwiazdy i nie wzięłaś notatek z dormitorium? - spytał Shaw. Jego brwi wystrzeliły do góry w pytająco-zaniepokojonym spojrzeniu. Być może Swansea leciała z Włoch do Wielkiej Brytanii na miotle albo innym dywanie i jeszcze trzymała ją choroba lokomocyjna czy jakkolwiek mugole nazywali przypadłości związane z podróżami. - Wolałem spytać - machnął ręką Darren - Przez ostatni miesiąc w Brytanii wszyscy czarodzieje mieli problem z klątwami, i mi trafiła się okazjonalna ślepota, dlatego myślałem że mogłem cię nie zauważyć. Co jak widać byłoby dość trudne - wzruszył ramionami - Odznaka? Nah, bycie prefektem rok temu to było coś męczącego. Teraz nawet bycie naczelnym wydaje się być jak urlop - odpowiedział z lekkim uśmiechem, przeczesując wzrokiem niebo nad Szkocją - A może ta? - spytał, wskazując na zupełnie losową gwiazdę, mając dzięki temu szansę na jakieś jeden do kilku tysięcy, że uda mu się trafić w odpowiednią kulkę kosmicznego światła.
Wolała zdecydowanie astronomię od wróżbiarstwa, bo fusy kompletnie Yasmine nie przekonywały, ale w moc przeznaczenia po cichutku wierzyła. W nowoczesnym i współczesnym świecie nie było to coś, do czego można było się ot tak przyznawać. Była to wiara głupców, a ona takowym być nie chciała, chociaż tłumaczyć to mogła artystycznymi zapędami. Na jego słowa drgnęła jej brew, a sama brunetka kiwnęła głową, odwracając buzię w jego stronę i obdarzając go spojrzeniem ciemnych oczu, bezgłośnie westchnęła. Gwiazda zagubionych, co? - No, jest. Tylko to ta oczywista gwiazda! Ta druga duża. - odpowiedziała z delikatnym wzruszeniem ramion, jakby to było takie proste. Delikatny uśmiech pojawił się jej na twarzy, gdy znów wyprostowała głowę i obdarzyła ciemne niebie odrobinkę rozmarzonym spojrzeniem. Wiedziała już, że to doskonałe miejsce do rysowania, tylko jak wymykać się tu nocami? Na jego słowa roześmiała się sama z siebie, nie mając zbyt dobrego i logicznego wyjaśniania. - Tak, tak wyszło. Wiesz przecież, że bywam impulsywna. Poniosła mnie ekscytacja czy coś... Nie miała choroby lokomocyjnej, nie miała też okazji latać dywanem, chociaż mogło to być doświadczenie ciekawe. Bo kto nie lubił przygód i próbowania nowych rzeczy? - Klątwami..? - potworzyła pod nosem, mimowolnie unosząc brew, czego w ciemności zobaczyć nie mógł. Nie mogła zrozumieć, dlaczego ministerstwo pozwoliło, aby taka katastrofa magiczna miała miejsce, niebezpieczna katastrofa. Ślepota? Co jeszcze przynosiły te klątwy? Wolała się jednak w politykę nie wplątywać. - Cóż, cieszę się, że ta.. Klątwa okazjonalnej ślepoty nie przyniosła Ci tragedii, wypadku czy — mam nadzieję, większych niedogodności. Oh tak? Trudno mnie nie zauważyć? Brzmiała zaczepnie, zerkając na niego kątem oka z tym zadowolonym uśmieszkiem, przez który znów pojawiły się jej dołeczki w policzkach. Cóż, na pewno uznała to za komplement. Nachyliła się nieco, opierając bardziej na rękach, stając trochę nawet na palcach. Wieczór chodź chłodny, był naprawdę przyjemny. - Jak jesteś teraz naczelnym, to Ci niżej muszą Cię słuchać, więc masz więcej czasu, bo oni wykonują więcej obowiązków? - dopytała z zainteresowaniem, mając niezbyt duże pojęcie o funkcjonowaniu tutejszych zasad. Podążyła wzrokiem za jego ręką, wydając z siebie osądzające mruknięcie. - Wygląda jak ta właściwa. To na pewno ona, najjaśniejsza w konstelacji Panny. Nie była pewna, czy to było właściwe ciało niebieskie, ale z pewnością dobrze je zapamięta.