Osoby:@Daisy Doyle, Gabrielle Levasseur Miejsce rozgrywki: dormitorium dziewcząt (Hufflepuff) Rok rozgrywki: 2019 Okoliczności: Gabrielle nie miała pojęcia, jak wiele zmieniło się w szkole, a przekonać się o tym miała dopiero podczas rozmowy z najlepszą przyjaciółką. Kto by pomyślał, że złamane serce i wino to nie do końca dobre połączenie?
- Nie patrz tak na mnie! - Wykrzyknęła, zasłaniając sobie twarz złotą poduszką. Nie miała już siły patrzeć w twarz przyjaciółki udając, że w trakcie jej prawie miesięcznej nieobecności nic się nie wydarzyło. Bo w zasadzie zmieniło się wszystko. Daisy nie była dobrym posłańcem złych wieści. Niestety bardzo szybko okazało się, patrząc po opustoszałym pokoju, że była jedną osobą, która mogła to drugiej Puchonce powiedzieć. I matematyka jej świadkiem, na prawdę próbowała. W trakcie ich drogi od głównego wejścia, do puchońskiego leża, dwa razy zaczynała coś dukać, o obecnej sytuacji geopolitycznej Hogwartu, że trochę się pozmieniało, że świat wygląda inaczej, ale nadal wszyscy Cię kochamy, i będziemy dla ciebie oparciem, a przynajmniej zdawało jej się, że tak mówi bo w rzeczywistości tylko mamrotała coś pod nosem. Może to było naiwne, może bardzo, ale Di na prawdę miała nadzieję, że obejdzie się bez jakichkolwiek słów i te dwa, może trzy spojrzenia połączone z mamrotaniem jakiegoś niezrozumiałego dialektu wystarczą. Niestety do niczego takiego nie doszło. Dopiero w pokoju, kiedy zrozumiała, że tylko cudem udało im się nigdzie nie trafić na panią Y i pana Chuj mu w nos, i że taki stan rzeczy długo się nie utrzyma, otworzyła usta, po czym zamknęła je, znowu otworzyła i zamknęła, i tak jeszcze z osiem razy, zanim w końcu zdecydowała się wykrzyczę wyżej powiedziane słowa i schować się za bezpiecznym murem z poduszek. - Gabs nie jest dobrze - powiedziała cicho, machając nad sobą białą chusteczką, niby pokojową flagą. Nie wyczuwając żadnych zaburzeń mocy i uświadamiając sobie, że w tej chwili zasadniczo nic jej jeszcze nie grozi, bo przecież Gabriela nie wie, że powinno jej grozić. Powoli, spokojnie wynurzyła się i ze smutnym wyrazem twarzy spojrzała w oczy Gabrielli, wzięła głęboki oddech i zaczęło się. - Kochanie tylko się nie denerwuj, usiądź sobie, oddychaj, zjedz ciastko - w tym momencie wepchnęła jej w dłoń drożdżówkę z lukrem i kruszonką. - On, ten drań bez serca, okrutnik i zbereźnik jakich mało, prowadza się po szkole z inną. Obiecuje, że jeśli tego zechcesz znienawidzę ich obojga i rzucę na nich klątwę. Wypadną im zęby, włosy i w ogóle, zestarzeją się i umrą samotnie, przysięgam na moje szczęśliwe kolczyki. - Na potwierdzenie tych słów złapała się za sztyfty w kształcie hełmów szturmowców, które dostała dawno temu od swojego pierwszego chłopaka. - Żyjesz?- Spytała po chwili ciszy, orientując się, że już od kilku chwil nie miała kontaktu z Gabs.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gabrielle świadoma była tego, że podczas jej prawie miesięcznej nieobecności w szkole mogło się coś zmienić; zmianą było chociażby przybycie kolejnych pierwszoroczniaków, przewidywalną, ale jednak. Dopiero widok przyjaciółki uzmysłowił blondynce, że zmieniło się znacznie więcej. Początkowo uznała, że Daisy podczas któryś z zajęć zbyt mocno oberwała zaklęciem lub też eliksir wybuchł jej w twarz, bo zamiast słów z jej ust wydobywał się niezrozumiały bełkot. Nawet jeśli Levasseur próbowała rozszyfrować chociażby jedno słowo, całkowicie jej to nie wychodziło. Wydobywające się z ust Daisy mamrotanie było można nawet uznać za irytujące, jednak budziło u Gabrielle współczucie. Nie znała wszystkich faktów i okoliczności przez które Puchonka utraciła zdolność ludzkiej mowy. I dopiero kiedy znalazły się w opustoszałym dormitorium uświadomiona została o tym, jak bardzo mylne wnioski wyciągnęła. Życie w nieświadomości niesie za sobą wiele pozytywów. Wówczas wciąż mamy prawo do dziecinnej wręcz naiwności, w której świat nie wydaje się tak okrutnym miejscem, jakim w rzeczywistości jest. Dziewczyna położyła kufer tuż przy swoim łóżku, na którym od razu znalazła się Di. Co i raz otwierała i zamykała usta, zupełnie jakby słowa ugrzęzły jej w gardle. Gabrielle przyglądała się przyjaciółce z niepewną miną, marszcząc przy tym czoło. - Oj no! Wyduś do w końcu z siebie - potwierdziła w końcu. Widocznie od początku ta chciała przekazać jej ważne wieści, tylko nie wiedziała jak to zrobić. Gabrielle zaśmiała się widząc białą flagę wykonaną z chusteczki, choć budziło to w niej swego rodzaju niepokój. Di zawsze robiła wielkim szum wokół małych rzeczy i Gabrielle była do tego przyzwyczajona, jednak tym razem w brązowe tęczówki kryły coś jeszcze. Wywołało to u panienki Levasseur skręt żołądka. Wzruszyła ramionami biorąc drożdże, lecz nie spuszczała oczu z dziewczyny. Z każdym wypowiadanym przez Di zdaniem Gabrielle robiła coraz większe oczy, a w głowie miała większy mętlik. Usiadła na brzegu łóżka, wzięła głęboki wdech chwytając dłonie przyjaciółki. Di, żyje, ale proszę cię. Spokojnie...wdech, wydech, wdech, wydech - poinstruowała, bojąc się, że ta zejdzie tu przed nią z nadmiaru emocji. - Jaki drań? Jaką inną? Czemu masz kogoś nienawidzić przeze mnie? - zadawała pytanie za pytaniem, a serce w jej piersi zaczynało bić coraz szybciej. Tylko o jednej osobie Daisy mówiła w taki sposób, jednak Gabrielle potrzebowała to usłyszeć.
Wdech, wydech, wdech, wydech - atak hiperwentylacji trwał w najlepsze, kiedy Daisy z przerażeniem przyglądała się twarzy drugiej Puchonki. - Jak to kogo? - Zapiszczała między kolejnymi płytkimi oddechami, szukając w jasnych oczach dziewczyny chociażby cienia zrozumienia. Małej niteczki? Czegokolwiek? Ech... Jak Gabriela mogła nie rozumieć skali problemu? No jak? No przecież, czy to wszystko nie było oczywiste? Di przez kilka sekund próbowała prześledzić wyrzucone przez siebie słowa. No, ostatecznie, mogła przyznać, że nie wyraziła się jednoznacznie jasno, zasadniczo nie powiedziała dokładnie o kogo jej chodzi, tylko od razu zaczęła panikować, tylko odrobinę przesadnie, no może trochę bardziej niż odrobinę. Jednak była pewna, że Francuzka ją zrozumie, przecież (o ile dziewczyna mówiła jej o wszystkim) w ostatnim czasie istniał tylko jeden element społeczny, godny powszechnego potępienia i nienawiści, nie wart nawet jednego spojrzenia, czy choćby połówki ciepłego słowa. - No wiesz, ON - mówiła brwiami znacząco wskazując na sufi, a palcami robiąc dwa cudzysłowy, kiedy wymawiała słowo On, choć równie dobrze mogłaby go przechrzcić Ten Którego Imienia Nie Powinno Się Wypowiadać, A Jak Już Trzeba To Po Cichu, Bo Nikt Nie Wie, Kto Słucha. Niczym Robinson na bezludnej wyspie, Daisy gdziekolwiek starała się znaleźć choć odrobinę zrozumienia. Niestety wszystkie próby kończyły się dramatycznych wręcz rozmiarów fiaskiem. - Susan na przerwie obiadowej powiedziała Agnes, że Frank rozmawiał z Dickiem, który podejrzał liścik kierowany przez Jasmina do Veli, że widziano GO jak się prowadzał z kimś innym. TO podobno jeszcze nic oficjalnego, ale w grę wchodziły tulipany, róże, nie pamiętam, jakieś habazie.- Ta plotka miała silne podwaliny, trzymałaby się pewnie na nich dość stabilnie, gdyby Doyle, nie postanowiła wymienić wszystkich, przez których usta musiała przejść, za nim poplamiona, wytarmoszona doszła do niej. Wspominając kolejne ogniwa tego skomplikowanego łańcucha, przekonanie o słuszności teorii spadało. Co prawda wiarygodności jej słowom nie odbierał tylko cały ciąg imion i pseudonimów wymienianych osób, ale jeden z fundamentów, jakim była postać pewnej Krukonki, stanowiącej jeden z głównych filarów tej misternej konstrukcji.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Przerażenie malujące się na twarzy przyjaciółki budziło niepokoju Gabrielle, której to łączenie faktów przychodziło z trudem, choć problem tego zjawiska tkwił również w nieprecyzyjnych i zrywkowych informacjach, które zostały jej przekazane. Do tej pory wszystko było jasne - zacząć od nowa. Wstać z łóżka, umyć się, ubrać, zjeść śniadanie, powitać przyjaciół, pójść na zajęcia… Te wszystkie czynności były proste i stanowiły codzienność, choć jeszcze do niedawna były dla niej zbyt trudne i wręcz niemożliwe do wykonania. Jeden list, jedna osoba sprawiły, że życie przestało mieć sens, jego barwy i kolory stały się szare, mniej widoczne. Tylko tyle wystarczyło, by nagle świat młodej czarownicy się zawalił. Powrót i zmierzenie się z bolesną rzeczywistością nie były łatwe, wymagały od Gabrielle wiele podkładów siły oraz odwagi. Musiała zapomnieć o tęsknocie, a jednocześnie pamiętać o wspaniałych chwilach. Mimo, że ich… nie potrafiła określić co właściwe ich łączyło nigdy nie miało prawa bytu, to musiała nawet przed samą sobą przyznać, że wiele ją to nauczyło. Teraz musiała zacząć życie od nowa. Wiedziała, że potrafi. Zmarszczyła po raz kolejny czoło próbując wychwycić najważniejszą treść, która chce przekazać jej Daisy, a kiedy w końcu zrozumiała przez jej twarz niczym kolejne kadry filmu przebiegły skrajne emocje. Wszystkie te ogniwa skomplikowanego łańcucha straciły na ważności, kiedy dotarło do niej, że Elijah kogoś ma. Jul… Elio… Swansea ma… Kogoś…. - nie potrafiła wypowiedzieć tego na głos, czuła że słowa grzęzną jej w gardle, ciało odmawia posłuszeństwa, zupełnie jakby zatracała się gdzieś w otchłań po raz kolejny zmuszając jej serce do rozpaczy. Przez kilkanaście sekund wpatrywała się w przyjaciółkę zupełnie nieobecnym wzrokiem. Szukała w głowie myśli, słów, czegokolwiek czego mogłaby się chwycić, aby całkowicie nie zatracić się we wszechogarniającej ją pustce. Dopiero szturchnięcie sprowadziło ją ponownie do dormitorium. -Ałłł… - jęknęła przeciągle rozmasowując ramię, w które uderzyła Di. - Nie wiedziałam, że masz w sobie tyle siły - rzuciła i choć w jej duszy szalała burza, starała się zachować spokój. - Chyba powinnyśmy się napić, co ty na to? - zapytała i nie czekając na odpowiedź podeszła do swojej walizki, na dnie której spoczywały dwie butelki wina z winnicy dziadków. Gabrielle była osobą, która stroniła od alkoholu, nienawidziła jego smaku i tego palącego gardło uczucia, jednak w obliczu wieści, które usłyszała, poczuła wręcz potrzebę napicia się. - Wiesz kto to? - zapytała z wyraźną niepewnością w głosie, gdyż nie do końca gotowa była usłyszeć odpowiedź. - Z resztą - machnęła ręką zajmując miejsce naprzeciwko blondynki - Elijah, w swoim liście jasno dał mi do zrozumienia, że to co jest między nami… co było… po prostu nie ma szans! - prawie że warknęła siłując się z zakrętką od butelki, a kiedy w końcu się udało, uśmiechnęła się triumfalnie. - Czy picie z butelki ci odpowiada? - zapytała podając jedną z nich Di.