- Dzięki. Teraz zostaje mi tego tylko nie spierdolić. - wiedział, że miał do tego talent jak mało kto. Przez ostatnie kilka miesięcy, gdzie się nie pojawił, działo się. Nie mógł powiedzieć, że nie przykładał do tego ręki, bo dość regularnie stawiał granice, które nie odpowiadały innym i potem były z tego kwasy, ale nie czuł się winny. Spodziewał się, że dopóki pracował dobrze, cicho i sumiennie, nie miał co obawiać się pracodawców. Pierwsza poważna sytuacja dopiero nadejdzie, wraz z pierwszą reklamacją, którą na pewno Dearowie obwinią jego. Nie był z rodziny, więc był regularnym kozłem ofiarnym tej firmy. - Łatwiej wyciągnąć pieniądze od już podpitych klientów, trochę ten zabieg rozumiem. - nie dało się ukryć, że nie była to metoda na klienta. Zwłaszcza tego, który trochę lepiej potrafił grać i, mając trzeźwą głowę, mógłby ich puścić z torbami. Benjamin nie uważał tego za głupią strategię. Nieuczciwą? Owszem, jednak hazard nigdy uczciwy nie był, taki jego urok. Najwyraźniej nie mieli bardzo rozbieżnego poczucia humoru, bo Maximilian momentalnie złapał żart. Benjamin uznał to za dobry znak. Po ostatnich wakacjach miał już dosyć osób, które nadinterpretowały jego niewybredny humor. - W większości komplementują. Wiesz... Dopóki ty ich nie wyrywasz to możesz spać spokojnie. - mówił, popijał piwo i choć temat wydawał się absolutnie nie na miejscy, to nie zamierzał się nim przejmować. Nie podejrzewał w rzeczywistości Maximiliana o takie zapędy, mimo tego, że ogólnie o ludziach dobrego zdania nie miał. Nie miał jednak powodu by mieć o nim gorsze zdanie w tej kwestii, na labmedzie zachowywał się dość profesjonalnie. Pomijając otwarty policzek na twarz jednego ze studentów, ale ślizgoni mają swoje sposoby rozmawiania i nie jemu było w to wnikać. - U prof. Grey czy prof. O'Malleya? Pierwsze to prościzna. - wiedział, że kolokwia z eliksirów same w sobie były sportem dla wytrwałych, ale uznawał, że u mniej wymagającego prowadzącego nie były one wyczynem. W dodatku ślizgonów nie kojarzył tak dobrze jak powinien i nazwisko faceta nie mówiło mu za wiele. Podejrzewał, że to ten z przedniej ławki, który na pierwszy rzut oka nie wyglądał na rozgarniętego, ale może pozory Benjamina myliły? Daleki był do uznawania, że da się kogoś znać z widzenia. Dwa lata przerwy i ponownie pozbieranie się w całość rozumiał, było jego obecną codziennością. Nie zamierzał pytać jaki był powód "przymusu", bo skoro mężczyzna go nie podał to miał ku temu jakieś powody. Przytaknął głową ze zrozumieniem, nie miał nic do dodania w temacie bo i po co miał go ciągnąć za język? Dowiedział się tego co chciał - grajdołek kręcił się już kilka lat. - Zobaczymy, żaden ze mnie kółkowicz, a materiału spoza zakresu mam pod dostatkiem. W zasadzie wpadłem odświeżyć głowę. Inna perspektywa badawcza to zawsze nowe możliwości. - mówił ogólnikami, które nie odbiegały od prawdy. Tak jak Maximilian prowadził prace na wiele stanowisk, tak Benjamin nie ufał, że ktoś przygotuje wszystko na tyle porządnie by mógł zaufać, że może z tego wyciągać wnioski. Wolał więc poznać czyjąś ścieżkę rozumowania, a dopiero w kontrolowanych warunkach, sprawdzać jej słuszność. Nie zapewniało to dobrego tempa badań, ale precyzje pomiarową i minimalizacje błędu ludzkiego już jak najbardziej. Nie zamierzał obcemu facetowi mówić jakimi obszarami badań zajmuje się na co dzień, wydawało mu się to podstawianiem głowy pod nóż. Zwłaszcza, że eliksirowarstwo jako dziedzina nie rozciągała się i powoli coraz trudniej było znaleźć obszary badań, które nie były wyeksploatowane ja ruska prostytutka. - Zajęcia dodatkowe i wychodzenie poza materiał? To brzmi dość normalnie i logicznie. Zwłaszcza, że w takim zbiorowisku jakie widziałem ciężko znaleźć wspólny materiał z zajęć. - był to dla niego logiczny wniosek. W dodatku uważał, że akurat on nie był najlepszym wyznacznikiem tego co powinni robić na zajęciach. Spędzał w swoich fiolkach sporo czasu i jeśli tamci mieliby za nim gonić, mogłoby się okazać, że kółko zacznie rozpadać się na ich oczach. |