Przestronny gabinet otulony przyjemnym dla oka półmrokiem. Małe okienka zasłonięte przez zżółkniałe firanki są jedynym źródłem światła w pomieszczeniu, a gdy promienie słoneczne zastąpione zostaną przez księżyc na hebanowym biurku oprócz stosu papierów porozrzucanych po całej jego powierzchni można dostrzec małą świecę, której płomień pomaga mężczyźnie dojrzeć drobne literki, którym zasypane są pergaminy. Na przeciw biurka tak jak i za nim stoją dwa, niewygodne krzesła o wdzięcznej ciemnobrązowej barwie. Są to jedyne meble jakie znajdują się o owym gabinecie, bowiem obecny Minister Magii wielbi prostotę i nade wszytko przekłada skromność, której mu nie brakuje.
W pierwszych tygodniach pracy Andrew zauważył, że w Ministerstwie Magii panuje straszny nepotyzm, co skończyło się mnóstwem zwolnień z wyższych stanowisk. Teraz nadeszła pora by zastąpić zwolnionych kompetentnymi pracownikami. Z tego powodu codziennie zapraszał do siebie wybranych pracowników, których ciężka praca rzuciła mu się w oczy - zamierzał oferować im awans. Tego dnia miał przeprowadzić rozmowę, z młodym, aczkolwiek niezwykle ambitnym i pracowitym młodzieńcem. Po wysłaniu listu do @Dorien E. A. Dear usadowił się na krześle. Z trudem powstrzymywał się przed zaśnięciem, więc czekając na pracownika przygotował sobie skręta z oprylakiem. Wypalił go bardzo szybko i nagle poczuł dziwne, niesamowicie przyjemne pobudzenie. Pośpiesznie przejrzał papiery delikatnie stukając nogą w podłogę.
No tak, kto by się przejmował wystrojem. Tuż po wejściu do gabinetu Dorien zauważył jajka umieszczone na regale z bardzo ważnymi księgami. Ale to nie były byle jakie jajka! Pisanki wielkanocne widocznie zostały jeszcze po poprzednim Ministrze. Symbolicznie. Dorien Dear był zajęty tym co zwykle – papierami. Oczywiście, brał udział w akcjach, ale samej pracy na miejscu zbrodni zdarzenia było zdecydowanie mniej w stosunku do późniejszych raportów, których i tak nikt nie czytał. Wycierał właśnie umazane atramentem palce, kiedy na jego biurku wylądował list. List był bardzo krótkiej treści, ale wzbudził w Dorienie bardzo mieszane uczucia. Ostatnio posypały się zwolnienia i to byłby najgorszy scenariusz. A co jeśli ktoś się dowiedział, że Dorien nielegalnie wpuścił Ruth do archiwum i nakablował Ministrowi? Przechlapane. Dear pozbył się tuszu z palców, poprawił kołnierzyk koszuli, przełknął łyk wody i zmierzył w kierunku gabinetu. Korytarze, potem windą, znów korytarze. Trzymał w ręku ten nieszczęsny list, zapukał do drzwi gabinetu i po usłyszeniu głosu samego Ministra wszedł do pokoju. – Dzień dobry Ministrze Booby! – przywitał się, dodatkowo kiwnąwszy głową – Właśnie dostałem list. Chciał mnie pan widzieć?
Gdy Dear wszedł do pokoju Andrew podniósł wzrok widząc, że jest on bardzo blady i obdarzył mężczyznę nieznacznym, uspokajającym uśmiechem. Przecież nie miał wobec niego żadnych złych intencji. - Dzień dobry Panie Dear. Kawy? Herbaty? Whisky? Jeśli Dorien czegoś sobie zażyczył to Minister spełnił tę zachciankę osobiście napełniając jego szklankę wybranym napojem, a swoją whiskey. Jeśli natomiast nie zechciał on się napić, Minister i tak nalał sobie whiskey. - Wezwałem Pana w dość sympatycznej sprawie - Booby delikatnie uniósł brwi - Jak pewnie Pan wie zwolniłem zastępcę szefa Waszego departamentu. Westchnął cicho by dodać lekko zirytowanym głosem: - Pan Saterly jest kuzynem poprzedniego Ministra, a ja nie będę tolerował w MOIM.. - tu celowo wyartykuował słowo tak by było wiadomo, że nie zna sprzeciwu, a Ministerstwo ma pod pełną kontrolą - ...Ministerstwie takiego skrajnego nepotyzmu. Niemalże dopił whisky, chociaż minęło zaledwie kilka chwil, więc powoli dolał sobie do pełna. - Panie Dear, chciałbym, żeby to Pan pełnił tę funkcję. Niestety jest jedna mała przeciwność, ale wspólnie ją pokonamy.
Poprosił herbatę. Nie sposób było odmówić Ministrowi, ale nie chciał ryzykować głowy i posady wybierając alkohol. Usiadł przy biurku, naprzeciwko Ministra i z uwagą wysłuchał tego, co starszy mężczyzna miał do powiedzenia. Nie śmiał nawet mu przerywać – a że herbata gorąca, to nawet nie mógł się jej napić. Obserwował jednocześnie spokojną mimikę Andrewa jak i unoszącą się nad filiżanką z herbatą aromatyczną parę. Z każdym słowem Booby’ego rozszerzały się dorienowe źrenice i bardzo musiał się pilnować, żeby nie rozchylić z wrażenia ust. – To ogromna niespodzianka, panie Ministrze. Przyznaję, że jestem nieco zaskoczony tą propozycją, ale oczywiście postaram się pana nie zawieść. Zastępca szefa to duża odpowiedzialność, ale też niesamowita perspektywa. Czuję się bardzo doceniony, dziękuję. Szczerze się uśmiechnął, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. Miałby zostać zastępcą szefa departamentu! Oczywiście, że większe pieniądze przemawiały do niego bardzo mocno, aczkolwiek zdawał sobie też sprawę z tego, ile mniej obowiązków będzie miał na co dzień. Większa odpowiedzialność, ale samej pracy, papierów, raportów, sprawozdań - zdecydowanie mniej. Wiedział też, o czym Minister mówił na samym końcu. Dorien ani nie skończył studiów, ani nawet nie był na stażu. Zaczynał w ministerstwie od najniższej pozycji, ale pracował tam już ponad sześć lat. Był pracowity i zaparty, zdobył naprawdę duże doświadczenie. I to, jak widać, zostało dostrzeżone i miało zostać nagrodzone. – Oczywiście, panie Ministrze, jestem gotów podjąć się wszelkich wyzwań, żeby spełnić wszystkie warunki.
Andrew był trochę rozbawiony postawą Doriena, który wygłosił wypowiedź, która brzmiała dość...sztywno? Tak jakby mężczyzna chciał za wszelką cenę powiedzieć Ministrowi to co ten chciał usłyszeć? Booby uśmiechnął się pod nosem - też był kiedyś taki jak Dorien. Młody, ambitny, poświęcający się pracy i przełożonym, więc chociaż obecnie miał w życiu inne priorytety (funfunfun), to doskonale rozumiał postawę urzędnika, chociaż ze swojej obecnej pozycji wiedział, że awans na to stanowisko tak naprawdę wiązał się głównie z prestiżem i pieniędzmi, bo realna odpowiedzialność tkwiła w rękach szefa departamentu, ale nawet on zrzucał ją na pracowników. Uśmiechnął się do mężczyzny i powiedział poważnie: - Mam dla Pana propozycję nie do odrzucenia. Nie robił Pan stażu w Ministerstwie, a to najważniejszy warunek. Zamiast tego proponuję taki układ: przez najbliższy miesiąc będzie pan pracował po kilkanaście godzin tygodniowo w Amerykańskich Ministerstwie Magii. Na zasadzie stażu i szkolenia, aczkolwiek będzie pan traktowany niemal jak pełnoprawny pracownik ze względu na pana imponujące doświadczenie. Andrew wiedział jak ująć pewne sprawy by zjednać sobie ludzi, a jednocześnie powiedzieć samą prawdę. - Oczywiście nie musi się Pan nigdzie przenosić, osobiście dopilnuję, żeby miał Pan zapewnione świstokliki międzykontynentalne. - urwał i po chwili zapytał - Jestem pan na to gotowy? Dopił drugą szklankę whiskey mierząc Deara badawczo.
Aż mu się oczy zaświeciły! Sam Minister zwrócił uwagę na jego starania, na te wszystkie nadgodziny i papiery, dodatkową robotę, którą zabierał do domu. Nieomalże codziennie uczestniczył w akcjach w terenie, czy to poważne nadużycie czarów ze strony czarodziejów, szczególnie w przypadku obecności mugoli – wtedy głównym zadaniem Doriena było czyszczenie im pamięci, czy też po atakach magicznych zwierząt. Propozycja objęcia wyższego stanowiska była wręcz spełniającym się marzeniem. Nie był na stażu przed rozpoczęciem pracy, to prawda, ale gdyby wiedział, że zamiast tego zostanie wysłany do Stanów, to nie miałby najmniejszych nawet wątpliwości i podjąłby taką samą decyzję. – Oczywiście! – odpowiedział bez ani chwili zawahania, choć przed następnym zdaniem lekko się zaciął – Umm… Co prawda mam zaplanowany urlop, umm, za trzy tygodnie… Ale mógłbym zacząć od razu po powrocie, jestem gotowy na takie wyzwania. Nie zawiodę pana, panie Ministrze.
Dorien calkiem się Andrewowi podobał, bo był bardzo ambitnym mężczyzną, więc Minister miał nadzieję, że osiągnie on w przyszłości wielki sukces, bo Ministerstwo powinno wspierać takich młodych, ambitnych ludzi, a nie starych zgrzybiałów dziadów z koneksjami. - Oczywiście panie Dear - powiedział Andrew z uśmiechem - W załatwianiu pańskiego wyjazdu brałem pod uwagę pana urlop Chwilę powymieniali grzeczności, a później młody Dear dopił herbatę. Pożegnali się, a gdy Dorien wyszedł Andrew wrócił do pracy popijając whisky.
Po wysłaniu listu do Luciusa Hamiltona Andrew oczekiwał go w swoim gabinecie. Wiedział, że zmiana Ministra jest trudna dla sędziego Wizengamotu, ze względu na to, że przyjaźnił się z poprzednim. Poza tym Booby bardzo odstawał od szablonu wymarzonego Ministra - w końcu był bardzo brudnej krwi, a jego rodzina dorobiła się na nieszczególnie ciekawym interesie. Mimo wszystko Booby zaprosił go do siebie - Hamilton był ważnym urzędnikiem, dlatego uważał za stosowne odbycie z nim rozmowy. W oczekiwaniu na sędziego Andrew nalał sobie whisky i zaczął sączyć napój powoli przeglądając kolejne papiery.
Trzeba przyznać, że Lord Hamilton nie był zachwycony faktem, iż poprzedni minister zdecydował się odejść na zasłużoną emeryturę, przekazawszy swe stanowisko komuś o podejrzanej renomie i miernym pochodzeniu. Mimo wszystko postanowił nie oceniać jego następcy na podstawie zasłyszanych pogłosek na jego temat. Czas pokaże, czy ów człowiek rzeczywiście nadaje się na powierzenie mu tak poważnej i odpowiedzialnej funkcji, jak bycie głową brytyjskiego społeczeństwa czarodziejów. Razu pewnego, kiedy siedział w swoim gabinecie, przeglądając ważne dokumenty, otrzymał od swego asystenta wiadomość od nowego ministra, który prosił o niezwłoczne przybycie do jego gabinetu. Odczytawszy ją, uniósł brwi i nazajutrz stawił się na wezwanie. W końcu, jakby nie było, ów człowiek był jego przełożonym, toteż nie mógł zignorować tak naglącego polecenia. Przyszedł zatem do jego gabinetu, gdzie zastał go siedzącego za biurkiem i przeglądającego dokumenty. - Witam. Dziś rano otrzymałem pańską wiadomość. Jestem zatem do pańskiej dyspozycji.- przemówił z godnością, wchodząc do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi.
Andrew był zirytowany - wysłał wiadomość do Luciusa Hamiltona dzień wcześniej, a on pojawił się dopiero następnego dnia. Booby oczekując na niego wypił całą whisky jaką miał w gabinecie, więc następnego dnia (gdy Hamilton łaskawie się pojawił) miał w gabinecie tylko kawę i herbatę. Booby rozumiał, że ktoś pełniący funkcję sędziego Wizengamotu miał dość napięty harmonogram, ale czy aż tak by nie znaleźć minuty dla swojego przełożonego? To jednodniowe opóźnienie Minister odebrał jako próbę podważenia swojego autorytetu i nieszczególnie wierzył w wymówkę Hamiltona. - Panie Hamilton, nie uważa Pan, że to dość dziwne, że przesyłka wysłana przeze mnie wczoraj rano dotarła do Pana dopiero dzisiaj? - zapytał ironicznie, lecz po chwili odpuścił i już grzeczniej dodał - Proszę usiąść, napije się Pan kawy albo herbaty? Sam Andrew nawet nie ruszył się z miejsca, tylko objął swojego podwładnego dość intensywnym spojrzeniem - Hamilton był dobrym pracownikiem, ale jego poglądy dotyczące czystości krwi i innych tego typu kwestii bardzo różniły się od tych przedstawianych przez Andrewa, a Ministrowi zależało na dojściu do porozumienia ze wszystkimi pracownikami.
- Słucham?- zapytał unosząc lekko brwi, zdziwiony tym nieoczekiwanym powitaniem.- No cóż, najwyraźniej mój asystent wykazał się opieszałością w tej sprawie. Pomówię z nim o tym.- orzekł siadając w fotelu stojącym obok biurka, za którym siedział minister.- Poproszę o herbatę, jeśli można.- dodał omiatając wzrokiem gabinet. Cóż, póki co jego nowy właściciel nie zdążył wprowadzić żadnych większych zmian. Zakończywszy lustrację pomieszczenia, zatrzymał na nim wzrok, popatrzywszy nań wyczekująco, ciekaw co też ma mu do oznajmienia.
Booby zignorował zapewnienia sędziego - był pewien, że ten celowo opóźnił przyjście by zrobić mu na złość i nie zamierzał tego komentować. Andrew przylewitował w stronę Hamiltona filiżankę, ktora zgodnie z prośbą mężczyzny, z pomocą jednego wprawnie rzuconego zaklęcia napełniła się ciepłą, lekko brązową cieczą. Booby przesunął w stronę Ministra cukierniczkę, po czym przeszedł do rzeczy. - Zaprosiłem Pana by rozmówić się z Panem w kilku sprawach - zaczął - Doceniam Pana wykształcenie i doświadczenie, to ważne w Wizengamocie. Niepokoi mnie jednak Pana podejście do osób mugolskiego pochodzenia. Andrew podniósł wzrok i zmierzył Hamiltona zaniepokojonym spojrzeniem - to, że ojciec Booby'ego był mugolakiem nie miało w tej chwili znaczenia, Andrewowi leżało na serce tylko dobro podwładnych. - Doszły mnie skargi, że odnosi się Pan do nich z pogardą i znacznie lepiej traktuje pracowników z rodów czystokrwistych. Minister oparł się o krzesło i spojrzał na Luciusa pytająco.
Uniósł brwi na te słowa, biorąc filiżankę, z której upił łyk herbaty. - No to najwyraźniej ktoś rozpowszechnia fałszywe pogłoski na mój temat, bo to, że należę do arystokratycznego rodu, nie musi od razu oznaczać, że dyskryminuję swoich pracowników przez wzgląd na ich rodowód. Mnie interesują jedynie kompetencje. Osoby, które zasługują na moją przychylność i uznanie poprzez wydatną i sumienną pracę, otrzymują odpowiednie wynagrodzenie i poszanowanie za swój wkład, wysiłek i trud. A to, że bywam wymagający, nie oznacza bynajmniej, iż odnoszę się do nich z pogardą, a już z pewnością nie z powodu ich proweniencji.-wyrzekł z godnością.
- Proszę się nie denerwować, Panie Hamilton - powiedział Andrew przybierając nieodgadniony wyraz twarzy - Nie zakładam, że to prawda, po prostu chciałbym to zweryfikować by wszystkim żyło się lepiej, a Ministerstwo pracowało pełną parą Andrew wielokrotnie słyszał o Hamiltonie negatywne opinie - ludzi mówili, że mężczyzna jest wprawdzie doskonałym fachowcem, ale strasznie się wywyższa i teraz wiedział już, że to prawda. Booby utrzymywał z podwładnymi bardzo formalne relacje, nie zmieniało to jednak faktu, że zwracał się do nich z szacunkiem i dość luźno, dlatego nie rozumiał pompatycznego stylu Hamiltona i jego nadętego zachowania. Wielokrotnie słyszał również od swoich dzieci - Angeli i Andrewa Juniora równie niepochlebne opinie o jego synu, który rzekomo strasznie się wywyższał ze względu na swoje pochodzenie i podobno był zaskoczony, że ze względu na swoje pochodzenie nie był specjalnie traktowany. - Panie Hamilton - powiedział Andrew zachowując powagę (co wbrew pozorom nie było takie łatwe) - Dobrze Pan wie, że poprzedni Minister bardzo promował nepotyzm. Ja chcę tego uniknąć, dlatego zależy mi, żebyśmy doceniali tych zdolnych, niezależnie od pochodzenia. Moje Ministerstwo jest miejscem dla ludzi, którym zależy by świat czarodziejów był jak najlepszy
- Rozumiem.- odparł krótko, bo i cóż więcej mógł dodać? - Czy to już wszystko, co miał mi pan do oznajmienia?- spytał unosząc nieco brwi, po czym upił kilka łyków herbaty, spoglądając na niego z pewną dozą wyższości, gdyż czuł się odeń znacznie lepszy ze względu na swe szlacheckie, arystokratyczne pochodzenie i czystość krwi. Nic zatem dziwnego, że odczuwał wobec niego swoiste poczucie wyższości, co można było bez trudu dostrzec w sposobie bycia z jakim się doń zwracał.
Andrew poczuł z jaką pogardą odnosi się do niego Hamilton i z trudem powstrzymał wybuch złości. Naiwny sędzia jeszcze nie wiedział, ze z Andrewem nie można zadzierać. Dziesiątki takich cwaniaczków, którzy myśleli, że czysta krew to coś niesamowitego i lepszego już dawno straciło swoja pozycję dzięki działaniom Booby'ego. Miał wielu wrogów, ale nigdy, przenigdy nie traktował nikogo z wyższością. Czysta krew, pieniądze i znajomości w mniemaniu Ministra były przeżytkiem. W jego świecie sukces osiągało się za pomocą ciężkiej pracy i sprytu, dopiero gdy było się już wysoko można było sięgać po jakieś mniej godne środki by zapobiec upadkowi na dno. - Naprawdę sądzi Pan, że uwierzę iż nie dyskryminuje Pan pracowników z krwią mugolską, skoro odnosi się Pan w tak pogardliwy sposób do mnie? - zapytał poważnym, chłodnym, aczkolwiek wciąż spokojnym i grzecznym głosem, a potem przy okazji dodałem słodkim, ironicznym tonem - Przypominam, że jestem Pana przełożonym, a na swoje stanowisko zapracowałem ciężką pracą, a nie pieniędzmi odziedziczonymi po wysoko postawionych przodkach. Jedno moje słowo, a Ministerstwo będzie wolne od takich jak Pan, radzę więc uważać. Prawda była taka, że gdyby Andrew chciał to Hamilton za dwa dni mógłby wylądować w kostnicy zakładu pogrzebowego "Było Minęło, nie chciał jednak korzystać z tak drastycznych środków. Booby miał wpływy również wśród czystokrwistych - w końcu jego teść Scrooge McDuck był jednym z najbardziej wpływowych czarodziejów w Wielkiej Brytanii;
Westchnął przewracając oczami na te słowa. - Doprawdy jest pan przewrażliwiony, panie ministrze. Nie chcę mieć w panu wroga, toteż będę miał na uwadze pańskie zdanie w tym temacie, gdyż zdaję sobie sprawę z tego, iż teraz to pan dzierży tu pełnię władzy, także nie pozostaje mi nic innego jak tylko panu pogratulować i życzyć powodzenia.- odparł oschle, a w jego głosie przebrzmiała fałszywa nuta.- Czy oczekuje pan czegoś jeszcze od mojej osoby?- zapytał po chwili milczenia, upijając kolejny łyk herbaty.
Andrew spojrzał na Hamiltona z nieskrywaną pogardą, po czym spokojnym tonem powiedział: - Nie, to wszystko. Może Pan wyjść. Po czym natychmiast wrócił do pracy zupełnie nie zważając na obecność Hamiltona. Mężczyzna bardzo działał mu na nerwy - był reliktem przeszłości, śmierdzącą pozostałością po starym, durnym systemie, w którym czystość krwi miała jakieś znaczenie. W dzisiejszych czasach liczył się talent i ciężka praca, ewentualnie jakieś tam znajomości, ale Andrew zamierzał to ukrócić, a każdy kto myślał, że krew ma jakieś znaczenie był głupim, niewartym swojego stanowiska kretynem. Gdy Hamilton wyszedł Booby zawołał moją sekretarkę i poprosił o podwójną porcję whisky z lodem - musiał jakoś odreagować.
- Doskonale.- mruknął podnosząc się z fotela, po czym odstawił z brzękiem filiżankę na spodek i szybkim krokiem opuścił gabinet. Czuł się doprawdy urażony jego bezczelnym zachowaniem, bo i za kogo on się właściwie uważał, że ośmielał się traktować go z taką impertynencją? W głębi duszy wiedział jednak, że czysta krew i szlachetne pochodzenie coraz bardziej traciły na znaczeniu, z czym tak trudno było mu się pogodzić. Zdawał sobie jednakże sprawę z tego, że będzie musiał ustosunkować się do wymogów nowego ministra, jeśli nie chciał stracić intratnej posady w ministerstwie, bo ten człowiek najwyraźniej nie zamierzał dać sobą pomiatać.
Nie każdy ma szansę malować samego Ministra Magii - nie każdy też po prostu chce, doskonale zdając sobie sprawę, jak surowym ocenom takie dzieło będzie poddawane. Bezpośredniej prośbie trudno jednak odmówić, tym bardziej jeśli zależy Ci na jeszcze większym rozstawieniu nazwiska. Parę wysłanych przez pośredników sów i kilka dni później znalazłaś się w gabinecie samego Ministra Magii. Duże płótno czekało już na Ciebie... tak jak talerz pełen ciasteczek i dzbanek z herbatą na biurku. - Pani Zakrzewski, witam, niezmiernie mi miło. - Minister wyciągnął rękę do Ciebie i obdarzył Cię życzliwym uśmiechem, zanim gestem zaprosił Cię, byś usiadła. Złożył ręce i obdarzył Cię przenikliwym spojrzeniem. - Chciałbym omówić kilka szczegółów dotyczących portretu... Proszę się częstować w międzyczasie, śmiało. Rzecz jest w tym, że Pani obraz zawiśnie na jednej ze ścian holu i każdy kto przyjdzie do Ministerstwa z jakąkolwiek sprawą będzie miał możliwość na niego spojrzeć. Rozumie Pani, że dla wielu osób takie jedno spojrzenie może być znaczące przy wyrobieniu sobie opinii. Spokojny wzrok nieustannie utrzymywał się na poziomie jej oczy, ze śmiałością osoby znającej swoją pozycję. Wymagania Ministra, choć niesformułowa wprost były czytelne, szczególnie w obliczu ostatnich zamieszek i konieczności przyjmowania stanowiska na tle narastającego konfliktu. Opinia społeczna była istotna... - Wszystko o co proszę, to profesjonalizm i zapewniam, że się Pani odwdzięczę.
@Bianca Zakrzewski musisz podjąć decyzję, w jaki sposób namalujesz portret Ministra Magii. Jeżeli zdecydujesz się wyeksponować na portrecie prywatne cechy Floyda; cierpliwość i życzliwość, z jaką się do Ciebie zwraca, mężczyzna będzie odbierany pozytywniej przez rodziny z niższym statusem krwi. Czystokrwiści mogą za to wycofywać swoje poparcie. Jeżeli zdecydujesz się wyeksponować na portrecie stanowisko zajmowane przez Floyda; surową sprawiedliwość właściwą dla prawniczego wykształcenia, mężczyzna będzie odbierany pozytywniej przez rodziny czystokrwiste, podczas gdy te z niższym statusem krwi będą niechętnie zwracać się do niego z problemami. PRZY DOKONYWANIU WYBORU ZWRÓĆ UWAGĘ NA OBECNE SPIĘCIA NA LINII ANTY I PROMUGOLSKIEJ.
Niezależnie od Twojego wyboru, musisz dorzucić kostkę. Za każde 15 pkt przysługuje ci przerzut. Liczy się ostatni wykonany rzut.
1,2 - Kenneth Floyd nie wydaje się być zadowolony z Twojej pracy; być może po prostu go dobrze nie zrozumiałaś, przez co nie dałaś rady spełnić wszystkich oczekiwań. Być może te oczekiwania były niemożliwe do spełnienia? Portret tak czy inaczej zawiśnie. Nie masz jednak raczej co liczyć na premię ani zaproszenie do malowania rodzinnych portretów państwa Floyd... Ale przynajmniej ciasteczka i herbata były smaczne! 3,4 - Zdaje się, że Minister sam nie do końca wie, co powiedzieć - z jednej strony podoba mu się sposób, w jaki go uchwyciłaś, jaki ruch i życie w niego tchnęłaś. Z drugiej strony obawia się, że nie wszyscy odbiorcą go pozytywnie. Zasługą dyplomacji (lub krwi wili krążącej po organizmie) udaje Ci się jednak przekonać Floyda, że Twój obraz wart jest wywieszenia. Otrzymujesz 1 pkt do dowolnej umiejętności oraz butelkę wiekowego wina "Smocza krew", podobno jednego z ostatnich, do których dodana została domieszka prawdziwej krwi tych stworzeń. 5,6 - Najwyraźniej jesteś bardzo utalentowaną malarką - Twój obraz od razu zachwycił Ministra Magii. Poza umówioną kwotą, otrzymujesz od mężczyzny premię w wysokości 50g i pełen szacunku uścisk dłoni. Gratulacje!
Nigdy w życiu nie spodziewała się, że kiedykolwiek przyjdzie jej wykonać taki portret. Wiadomość o tym, że ma namalować samego Ministra Magii, sprawiła, że na moment przestała oddychać, patrząc tępo w jeden punkt i myśląc, że w gruncie rzeczy to jakiś żart. Nie uznawała siebie za kogoś, cóż, na tyle kompetentnego, by myśleć o takim portrecie, mając w głowie również fakt, że jej obraz poddany zostanie skrajnie surowym ocenom. Czy była na to gotowa? Nie wiedziała, wiedziała jednak, że bezpośredniej prośbie nie mogła odmówić. Zastanawiała się skąd sam Minister o niej wiedział, nie sądziła, że to za sprawą ojca… Zakrzewski także nie reklamowała się specjalnie, malowała na zamówienie od kilku ładnych lat, jednak zazwyczaj byli to stali klienci, których dokładnie znała i wiedziała czego od niej wymagają. Nigdy wcześniej nie była tak zestresowana. Czy to na owutemach, czy przy egzaminach na teleportację, żaden stres nie równał się z tym, co czuła teraz. Jej wysuszone od terpentyny dłonie, były ciasno splecione, bowiem tak właśnie chciała ukryć ich drżenie. Postarała się dokładnie wyczyścić swoje paznokcie, pod którymi zazwyczaj znajdowały się pozostałości farby, nawet ubrania miała nieszczególnie malarskie. Przecież szła do najważniejszej osoby w Wielkiej Brytanii! Czuła, że jest cała sztywna, a jej oddech nienormalnie przyspieszony. Przed wyjściem z domu wypiła trzy kubki melisy, choć zdecydowanie zioła nie działały. Zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów, starając się uspokoić swoje ciało i umysł. Znalazłszy się gabinecie Ministra Magii jej twarz była uprzejma i skupiona, od pierwszych sekund. Przywitała się z Ministrem, ujmując jego wyciągniętą dłoń i odpowiadając grzecznym dzień dobry. Z uwagą słuchała co do niej mówił i kiwała głową na znak, że rozumie wymagania, choć żadnych konkretów nie dostała. W międzyczasie skusiła się na jedno ciastko, mimo zupełnego braku apetytu, nie chciała jednak, by Minister uznał odmowę za coś personalnego. – Oczywiście, rozumiem. – odparła na jego ostatnie słowa, po których poprosiła go o zajęcie odpowiedniego miejsca i przygotowała się do pracy. To nie było banalne zadanie, jednakże zdążyła przekonać samą siebie, że jest zdecydowanie pewna swoich umiejętności. Malowała bowiem od zawsze, pozycja społeczna jej zleceniodawcy niczego nie zmieniała, a przynajmniej nie powinna. Zakrzewski zawsze dawała z siebie dwieście procent. Nie musiała zastanawiać się nad stylem, Minister wymagał od niej jak najdokładniejszego oddania rzeczywistości, a ona doskonale to rozumiała. Przyszykowała odpowiedni szkic, zapominając z kim ma do czynienia, po prostu malowała. Unosiła wzrok na mężczyznę, dokładnie wybierając odcienie farb. Mieszała heban z grafitem, dodawała nieco bieli i uzyskiwała odpowiednie kolory, oddające to co miała przed oczami. Zdawać by się mogło, że musiała podjąć trudną decyzję. Prawda była jednak taka, że Zakrzewski malowała to co miała przed oczami, nie to co sobie wyobrażała – nie teraz. Widząc człowieka o odpowiedniej pozycji, widziała także jego życzliwość, którą jej okazał i zaufanie, którego bynajmniej się nie spodziewała. Prosił ją o profesjonalizm i tym się wykazywała, jej wyobrażenia się nie liczyły, liczył się mężczyzna, którego miała namalować. Wyeksponowała jego zalety liczące się dla jego pozycji i wykształcenia, to nie był bowiem portret do powieszenia nad kominkiem, miał zawisnąć w holu MM. Sterowała pędzlem, dokładnie tak jakby ten był przedłużeniem jej ręki. Doskonale kontrolowała jego ruchy, a jej twarz wyrażała największe skupienie, które osiągała tylko i wyłącznie przy oddawaniu się pasji. Cały stres ją opuścił i został zastąpiony chłodnym spokojem, który spływał na nią przy tej jednej jedynej czynności. Skończyła, krytycznie spojrzała na swoje dzieło i kwaśno stwierdziła, że mogło być lepiej. Jak zawsze. Minister Magii zdawał się jednak być całkiem zadowolony, choć widziała, że targają nim mieszane uczucia. Uchwyciła jego pozycję, choć z początku chciała pokazać jego inne cechy. Niemniej jednak wytłumaczyła swój zamiar i przekonała go, że jako portret, który ma zostać wywieszony w samym środku Ministerstwa Magii, zależało jej na pokazaniu wysokiego stanowiska, które piastował. Ostatecznie się z nią zgodził, a ona poczuła jak wstrzymywane powietrze upłynęło z jej płuc.
Wezwania od Minister - choć chyba nadal określanej jako "tymczasowo spełniającej funkcję" - Darren się nie spodziewał. Może Grant dowiedziała się, że Shaw obecny był na ostatnim spotkaniu SLM i chciała zachęcić go do oficjalnego zapisania się do partii - co na prośbę Zagumova Shaw i tak miał uczynić? A może zepsuł się jej ekspres do kawy - a w pierwszych miesiącach pracy w Biurze Bezpieczeństwa Krukon rozkręcił i skręcił takie urządzenie w ich departamencie chyba kilkanaście razy. Idąc korytarzami Ministerstwa Darren coraz bardziej przypuszczał, że prawdopodobna jest ta druga opcja - chyba że Minister wpadła na podobny pomysł co Boris Zagumov i chciała zamontować w Biurze Bezpieczeństwa swój własny kontakt. Gdy Shaw stanął przed drzwiami gabinetu najważniejszej osoby w Ministerstwie wystarczyło powiedzieć, że zaczęła go nieco boleć głowa. Mimo wszystko, uniósł dłoń do góry i zapukał mocno trzy razy.
Ujmując to łagodnie, Cassidy nie był zachwycony wezwaniem od Pani Minister. Dopiero, co zaczął pracę jako Szef Biura i miał naprawdę sporo roboty. Musiał w końcu ogarnąć pierdolnik po swoim poprzedniku i wolał teraz siedzieć za biurkiem, nadrabiając pracę papierkową, zamiast pić kawkę w gabinecie i rozmawiać o jakichś duperelach, które można było załatwić w dwie minuty. Ale, ale. Przyjął posadę Szefa, a to liczyło się z mnóstwem dodatkowych (i zbędnych spotkań). List spalił zaraz po otrzymaniu, zapisał datę w zwykłym mugolskim notesie i kiedy wybiła odpowiedni godzina, ruszył w kierunku biura najważniejszej osoby w ministerstwie.
Idąc na spotkanie, kompletnie nie zajmował głowy myślami o tym, czego może dotyczyć. Chciał je odhaczyć i wrócić do roboty, a tej było mnóstwo. Po drodze wrzucił w usta dwie gumy do żucia, które miały zabić zapach papierosów i kawy, poprawił poluzowany krawat i wygładził lekko pomiętą marynarkę. Kiedy znalazł się już przy drzwiach, dostrzegł młodą, szczupłą sylwetkę. - @Darren Shaw. – Szybko znalazł odpowiednią szufladkę w swojej głowie. Znał każdego pracownika tego pierdolnika, zwanego Ministerstwem. – 19 lat, Ravenclaw, babka ex-aurorka. Przydupas i piesek na posyłki Zagumova.
Chłopak zapukał w drzwi, czekając na reakcję, na co Irlandczyk zareagował cichym westchnięciem. Ale z drugiej strony, czy mógł mu się dziwić? Był młody i wezwanie do biura ministra musiało być dla niego czymś nowym. Nie było jednak dla Deana.
Pewnym krokiem podszedł do drzwi, bez słowa czy pukania otworzył je i wszedł do środka. Usiadł na jednym z wolnych foteli, wymusił na twarzy sympatyczny uśmiech i powiedział: - Pani Minister. W czym mogę pomóc?
Selma Grant siedziała odrobinę przygarbiona i widocznie pochłonięta wertowaniem jakichś dokumentów. W tym samym czasie, po jej prawej stronie, na biurku szalało samopiszące, białe pióro, które z przeraźliwą szybkością skrobało kolejne znaki na pożółkłym pergaminie. Kobieta marszczyła czoło i od czasu do czasu pocierała dłonią skronie. Dopiero pukanie do drzwi wyrwało ją z tego transu i pozwoliło na chwilę oderwać się od obowiązków. A raczej... płynnie przejść z jednych w drugie. - Pro... - nie zdążyła dokończyć, bo po chwili usłyszała charakterystyczny szczęk starych zawiasów i do pomieszczenia wparował nie kto inny, jak Cassidy. Nie była zaskoczona - wszak sama go wezwała. Uśmiechnęła się, jednocześnie prostując sylwetkę i rozkładając ramiona na miękkich oparciach fotela w kolorze butelkowej zieleni. Prezentowała otwartą sylwetkę, choć nie była do końca szczera ze swoim stanem psychicznym. Coś bardzo ją trapiło. Ale przecież była głową tego - jak to wszyscy zwykli określać? - pierdolnika. Była nią, więc nie mogła pozwolić sobie na żadną chwilę słabości. Nie tutaj, nie w Ministerstwie. - Dzień dobry. Wejdźcie, panowie, śmiało! - zaprosiła mężczyzn do środka, zwracając się szczególnie w kierunku młodego stażysty, bo ten czaił się za sylwetką szefa Biura Aurorów. Chciała go w ten sposób zachęcić i może... odrobinę do siebie przekonać. Nie była przecież potworem, prawda? Uśmiechnęła się sympatycznie, jednocześnie splatając dłonie w koszyczek. Skinieniem głowy wskazała dwa fotele, te po przeciwnej stronie blatu. Zanim odezwała się ponownie - zaczekała, aż obaj usiądą. - Przejdę od razu do konkretów. - odkaszlnęła - Dochodzą do mnie przykre informacje o tym, że niejako członkowie naszej partii... - zawahała się, gdy sens tych słów dotarł do niej samej - To znaczy... członkowie Sojuszu Lewicy Promugolskiej wygrażają niewinnym i przypadkowym czarodziejom, w głównej mierze tym czystokrwistym. Cóż, nie do tego zmierzam i nie tego oczekuję, więc nie mogę pozwolić na to, by takie rzeczy miały miejsce. Podjęłam więc już pewne kroki. - wzięła do ręki różdżkę i nakierowała ją na szufladę, z której wyfrunęły dwie kartki. Po chwili lewitowały już przed twarzami przybyłych pracowników - gotowe, by wziąć je do rąk i przeczytać krótką notkę. - To wstępna lista nazwisk tych fanatyków. Moi ludzie dowiedzieli się też, że planują oni zorganizowaną akcję na Ulicy Pokątnej. Najprawdopodobniej chodzi o dewastację głównych budynków, być może chcą oni zrzucić winę na Ministerstwo. Datę i przybliżoną godzinę mają panowie zapisaną na samym dole. - zamilkła na chwilę, dając im czas na zapoznanie się z treścią. Doskonale wiedziała, że mogą być skonfundowani, bo przecież jeszcze jasno nie wyraziła się, dlaczego zwołała akurat ich. O ile Cassidy mógł już domyślać się, po co został oderwany od papierologii, to Shaw miał pełne prawo do pytającego wzroku. W pewnym momencie kobieta wstała i bez słowa podeszła do okna. Kontynuowała swoją wypowiedź wpatrzona w bliżej nieokreślony punkt za oknem, przez chwilę stojąc do nich tyłem. Bynajmniej nie z braku kultury. Po prostu... musiała zebrać myśli do kupy. - Czego więc od panów oczekuję? Cóż... współpracy. Chciałabym, żeby nie doszło do tej prowokacji. Chciałabym, żeby zostało to zduszone w zarodku. - odwróciła się na pięcie i przystanęła przy oparciu swojego fotela, znów łapiąc z nimi kontakt wzrokowy - Panie Cassidy, proszę wziąć ze sobą dwóch zaufanych Aurorów i udać się na miejsce incognito. Panie Shaw... Nie chcę narażać pańskiego życia ani zdrowia, ale jest pan obiecującym stażystą, a do tego... wygląda niepozornie. Poza tym niewiele osób rozpozna pana poza Ministerstwem. Myślę, że mógłby pan pomóc jako... zwiadowca. - uśmiechnęła się ponownie, tym razem jednak uśmiech ten był przepełniony goryczą. Stresowała się. Zdradzały też to jej dłonie, które drżały lekko i nie układały się już w ten... koszyczek. - Mogę liczyć na pomoc?
____________________________
Fabularnie: Pani Minister oczekuje, że obaj (w obstawie jeszcze dwóch Aurorów npc*) udacie się pod Ceglaną Ścianę przy wejściu na Ulicę Pokątną. Wstępny wywiad podaje, że właśnie tam, przed zmrokiem, planowane jest spotkanie fanatyków, które potem ma przerodzić się w zorganizowaną akcję przeciwko czystokrwistym czarodziejom. Zadaniem @Darren Shaw ma być (poza wtopieniem się w tłum) wypatrzenie podejrzanych osób i podejrzanych zachowań. Natomiast @Dean Cassidy zobligowany jest do zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim zebranym, co rozumie się także przez niedopuszczenie do zamieszek i szybkie poskromienie prowokatorów.
Mechanicznie: Możecie napisać dwa posty (w temacie Ceglana Ściana i tutaj) lub tylko jeden (pod tą nieszczęsną ścianą). Wybór należy do Was! Jeśli któryś z Waszych postów będzie miał min. 3000 znaków lub napiszecie wątek fabularny na min. 5 postów/os - otrzymacie punkt kuferkowy w rozliczeniu za prackę, pamiętajcie! Wasza kreatywność zostanie również wynagrodzona dodatkowym drobiazgiem od MG. W tym wątku możecie napisać swoją reakcję na słowa Selmy Grant, natomiast w temacie Ceglana Ściana czekają już na Was kostki Powodzenia!
* po prostu załóżcie, że jeszcze ktoś z Wami jest
____________________________ W razie jakichkolwiek pytań/próśb/zażaleń/wątpliwości - pw @Éléonore E. Swansea bądź GG/Discord Przepraszam za tę ścianę tekstu!
Kiedy Shaw w końcu uznał, że prowadzenie rozmowy z najważniejszą osobą w Ministerstwie jest znacznie prostsze, gdy stoi się po drugiej stronie drzwi, Minister mogła w końcu wyjaśnić, na czym polega postawione przed nimi zadanie. Z jednej strony nie był zachwycony. Nie dość, że musiał niańczyć jakiegoś młokosa, który potem wszystko wyśpiewa temu niekompetentnemu pijakowi z Rosji, to jeszcze mieli ścigać jakichś zradykalizowanych lewaków, niszczących sklepy. Z drugiej strony jednak była to okazja, żeby znów wyjść w teren, a działanie w terenie było znacznie przyjemniejsze, niż siedzenie za biurkiem.
- Oczywiście, „współpraca” – jęknął w duchu. – Jakie to piękne określenie na maskowanie nieudolności pracy Biura Bezpieczeństwa.- Nie powiedział jednak ani słowa. Uśmiechnął się tylko ciepło i przytaknął głową ze zrozumieniem.
Jednocześnie obserwował bacznie postawę Minister. Ta wyglądała, jakby tylko za sprawą jakiegoś zaklęcia nie rozsypała się na drobne kawałeczki. Drżące dłonie, zawahanie się w głosie, bolesny uśmiech.
- Stado baranów prowadzone przez lwa jest groźniejsze niż stado lwów prowadzone przez barana.– pomyślał gorzko, bo wiedział, którym przypadkiem są. Dał jej pół roku. Jak jej nie zabije nieudolność Zagumova, to zrobi to stres i butelka szkocka do kolacji.
- Oczywiście, Pani Minister. – Zdobył się na ciepło w swoim głosie i spojrzał jej głęboko w oczy, jakby chcąc ją uspokoić. – Dołożę wszelkich starań, żeby nam się udało i by ten zdolny młodzieniec wrócił do Biura w jednym kawałku.
Kiedy spotkanie się skończyło, ukłonił się miękko i pożegnał kobietę uspokajającym, łagodnym uniesieniem kącików ust. Uśmiech ten zniknął jednak w sekundę po tym, gdy ciężkie drzwi się za nimi zamknęły.
- Nie zaśpij – mruknął w kierunku chłopaka i przyspieszył kroku. Czasu nie było wiele, a roboty było mnóstwo.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Spotkanie z minister ostatecznie było o wiele mniej fascynujące niż spodziewał się tego Darren. Mimo wszystko jednak chłopak dowiedział się - a może raczej wywnioskował - parę ciekawych szczegółów. Po pierwsze, Grant posiadała jakieś źródła, które informowały ją o tym, kiedy akty wandalizmu i terroru miały mieć miejsce. Dlaczego nie dała znać nikomu o tym wcześniej? A może właśnie tak robiła i grzech zaniechania leżał po stronie Zagumova i Cassidy'ego, czyli dwóch osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo magiczne Brytanii? I jeśli co do Rosjanina z Biura Bezpieczeństwa Shaw zdążył się już zorientować, że jego działania były, delikatnie mówiąc, niezbyt poważane, przynajmniej przez aurorów, to o Cassidy'm nie wiedział zbyt wiele - oprócz tego, że był bucem z ego większym niż rozpierdol w Ministerstwie. Drugim szczegółem było to, że - przynajmniej według Selmy Grant - "sympatycy" SLM, mimo że ich działania były przez nią potępiane, to były stricte członkami i pewnym skrzydłem owej partii - nie, tak jak przypuszczały niektóre osoby, zewnętrzną grupą, która chciała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - osłabić Sojusz oraz zaprowadzić chaos. Tyle dobrego. Może Zagumov odpuści mi z chodzeniem na zebrania partyjne. Po wyjściu z gabinetu, Shaw pomknął bez słowa za aurorem.