Do spiżarni mają wstęp jedynie osoby, które przygotowują coś do zajęć z Magicznego Gotowania bądź uzyskały zgodę od któregoś ze skrzatów z kuchni. Osoby, które się tu wkradają narażają się na gniew skrzata Gwizdka, który jeśli kogoś przyłapie to potrafi gonić wzdłuż lochów i wygrażać się patelnią, a więc zachowujcie czujność, jeśli się tu kręcicie i chcecie coś podkraść!
Jako, że lekcja zasadniczo bliższa była już końcowi niż początkowi, wyszła na chwilę z kuchni, by skontrolować, czy to, co odstawili uczniowie w spiżarni, nie woła o pomstę do nieba i czy Gwizdek nie napisze do Wang listu z pogróżkami za umożliwianie Honeycott prowadzenia zajęć w jego miejscu pracy. Wiedziała, że zachęcanie młodzieży do szabru może było tylko częściowo dobrym pomysłem, ale też zdawała sobie sprawę z tego, że nikomu krzywda się nie dzieje, a trochę rywalizacji, stresu, a przede wszystkim możliwość wymieniania się produktami z innymi uczniami jest czymś, co dopełnia jej wizję pedagogiczną, więc do posiadania wyrzutów sumienia było jej odrobinę daleko. Nieszczęściem @Frederick Shercliffe było to, że zakradając się, może i ominął rozentuzjazmowaną grupkę miłośników gotowania, ale nie uważne spojrzenie nauczycielki, która podejście do lekcji miała bardzo swobodne, co nie znaczyło, że nie pilnowała wszystkiego z czujnością orła. Stanęła w drzwiach do spiżarni, czekając, aż sobie ślizgon znajdzie to, czego szukał, a kiedy odwrócił się, chytry listy uciekający z kurnika, najpewniej z nadzieją, że umknie tak łatwo, jak przyszedł, uśmiechnęła się szeroko. - Frederick, szalenie się cieszę, że jednak zdążyłeś na lekcję! - powiedziała entuzjastycznie, wskazując mu dłonią wnętrze kuchni w kierunku stanowisk do pracy - No już, już, zostało niewiele czasu, przed Tobą dużo pilnej pracy. - niewiele robiąc sobie z jego skwaszonej miny, praktycznie złapała go pod ramię i odprowadziła jak dziecko do jednego z wolnych stanowisk, zupełnie przypadkiem tego najbliżej jej stolika nauczycielskiego - Jeszcze zostało trochę składników, więc śmiało bierz, co przyjdzie Ci do głowy. Inni uczniowie z pewnością też chętnie podzielą się tym, co mają.
2 x zt z Fredem
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Uznała, że musi zdecydowanie przedyskutować kwestię związaną z tak zwanym budżetowym przepisem, bo zwyczajnie nie mogła się zdecydować. Próbowała wybrać coś, co nie będzie tylko chlebem z chlebem i trafiła na dwa, całkiem dobre pomysły, ale potrzebowała opinii kogoś, kto również znał się na gotowaniu i był w stanie powiedzieć jej, co było ciekawsze. Niekoniecznie łatwiejsze, bo nie zawsze było tak, że to, co tanie, było proste w wykonaniu, nie chodziło przecież o to, żeby jedynie pokroić chleb i uznać, że wszystko było w porządku, że wszystko było takie, jak być powinno. Owszem, wiele ludzi tak do tego podchodziło, ale oczywiście nie Norwood, która gotowanie traktowała jak wspaniałą rozrywkę, ale również coś na kształt poezji życia, od której zdecydowanie nie dało się uciec. Dlatego też dorwała profesor Honeycoot, śmiejąc się, że pewnie robiła coś, czego robić nie powinna, ale zwyczajnie była tak zafascynowana konkursem kulinarnym, że nie mogła się powstrzymać. - Bardzo bym chciała zaciągnąć porady, bo zwyczajnie nie mogę się zdecydować, co robić. Szukałam czegoś, co nie będzie klasycznym daniem studenta i wymyśliłam placki ziemniaczane z wędzonym serem, ewentualnie z boczkiem albo tym i tym, albo kotleciki z kaszy z burakiem i sosem czosnkowym. I tak się składa, że zupełnie nie wiem, co byłoby smaczniejsze, nie mówiąc już w ogóle o oryginalności. Tańsze wydają się placki ziemniaczane, bo żeby kasza miała smak, musiałabym poszukać czegoś słonego, bo sam burak jest dość mdły - powiedziała, kiedy już usiadły sobie z boku, żeby nikomu nie przeszkadzać, jednocześnie machając rękami, jakby nie umiała usiedzieć w miejscu. Musiała jednak znaleźć rozwiązanie swoich problemów, bo o ile z daniem inspirowanym kuchniami świata już eksperymentowała i uzyskiwała całkiem ciekawe efekty, tak danie budżetowe było dla niej małym wyzwaniem. Nie wspominając o deserze, jakiego jeszcze nie wymyśliła.
Honeycott zajmowała się wieloma rzeczami, najczęściej wszystkim na raz. Jej głowa wydawała się mieć w środku, w głowie, jeszcze podziałkę na cztery inne głowy, każda myślała o czymś innym i organizowała coś innego. Zbliżał się festiwal zimowy w Fabryce Łakoci i trzeba było przygotować Słodki Festyn, oczywiście Ben mógł się tym zająć, ale od lat robiła to ona i bardzo, ale to bardzo nie chciała psuć tradycji. Jednocześnie w szkole musiała pilnować zajęć i sylabusa, plus słodcy gryfoni, którzy przywykli do niej w roli opiekunki ciągle przychodzili z jakimiś wspaniałymi pierdołami, głównie, żeby pomogła im wymyślić jakieś wymówki i kryła ich przed przypałami. Kiedy Carly złapała ją w kuchni, zdawało się, że od razu wiedziała, o czym będą rozmawiać. Uśmiechnęła się szeroko na widok puchonki, bo od zawsze łapała z nią dobre vibe'y, czując, że Scarlett patrzy na kulinaria, gotowanie i jedzenie w podobny do niej samej sposób. - Jestem tu, żeby radzić! - zapewniła, unosząc rękę z różdżką, bo akurat zajmowała się dyrygowaniem przyprawom, robiąc w szafkach porządki przed zimowymi zajęciami i sprawdzając, czy wszystkie zapasy były ogarnięte - Hmm... - przycupnęła obok dziewczyny i zamyśliła się - Ser będzie tańszy od boczku, chociaż wszystkie produkty odzwierzęce są coraz droższe. - przyznała - Przy kotlecikach, żeby je uformować, musisz jeszcze pomyśleć o spoiwie, jakimś jajku, pewnie większej ilości przypraw, gdzie placki myślę, mogą obronić się same... - zastanawiała się na głos - Coś jeszcze przychodzi Ci do głowy? - zainteresowała się.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly doskonale wiedziała, że jeśli chciała osiągnąć sukces w tym konkursie, to nie mogła sobie założyć, że przyjdzie i wszystko jej wyjdzie, to tak po prostu nie działało, nawet jeśli była dobrą kucharką, jedzenie uwielbiała i widziała w nim piękno, jakiego wiele osób nie było w stanie dostrzec. Wiedziała więc, że zwyczajnie musi się postarać, stanąć na uszach i walczyć o to, co chciała osiągnąć, toteż właśnie się do tego zabrała, zwyczajnie porywając Gwen. To pewnie nie było zbyt ładne z jej strony, ale Norwood była ostatnią osobą, która przejmowała się takimi sprawami, skoro zamierzała zwyciężyć, to nie zamierzała brać jeńców, więc omówienie spraw z głównym kucharzem Hogwartu było według niej jak najbardziej właściwe. I właśnie tym sposobem przeszkodziła profesor Honeycott w jej pracy, ale w ogóle się tym nie przejęła, widząc, że ta była właściwie od razu zaciekawiona tym, co miała jej do powiedzenia. - No więc właśnie, boczek będzie droższy, chyba że wybrać taki gorszej jakości i już gotowy w kawałkach, ale wtedy obawiam się, że całe danie straci po prostu smak. Można dodać by do sera również żurawiny albo na przekór wszystkiemu, zielonej cebulki, tylko znowu, żurawina nie jest najtańszą opcją na świecie. Chyba że spróbować tych kiszonych ogórków z Podlasia? Ale nie mam przekonania, czy będą się dobrze komponować z ziemniakiem – zakomunikowała, zgadzając się z Gwen, że w przypadku kotletów z kaszy potrzebowałaby spoiwa, więc musiałaby zapewne dodać faktycznie jajko i to już nieco zmieniało smak. – Myślałam o takich szalonych rzeczach, żeby do tych kotletów dodać też chociażby rodzynki, ale obawiam się, że to będą po pierwsze zbyt pomieszane smaki, a po drugie to wcale już takie budżetowe i proste nie będzie. O, chyba żeby te placki ziemniaczane na słodko zrobić? – wyrzuciła z siebie, kręcąc się przy tej okazji, jakby nie była w stanie usiedzieć w miejscu i faktycznie coś w tym było, bo miała zbyt wiele pomysłów i wręcz nie umiała skoncentrować się na tym, co teraz chciała osiągnąć, plącząc się w wyborach, mamrocząc coś nawet o burakach z plackami ziemniaczanymi, ale widać było, że myśl ta jej nie fascynowała.