Jemioła jest wyjątkowym symbolem uwidocznianym w święta - jej wiecznie zielone gałązki są przystrajane oraz wieszane w ramach dekorowania budynków. Roślina zapewniać ma długowieczność, dostatek i przede wszystkim miłość - najbardziej rozpoznawalny jest pocałunek. Zdaniem niektórym, w tym skromnym zakątku tuż na obrzeżach Hogsmeade, wraz z jemiołą roztaczana jest trudna w sprecyzowaniu magia; zupełnie, jakby rozpylił ktoś amortencję. Niektórzy zaprzeczają, inni zaś potwierdzają te plotki - jak będzie w twoim przypadku?
Możliwy nieobowiązkowy rzut kością
Wynik parzysty - nic się nie dzieje, nie odczuwasz dodatkowych impulsów. Wynik nieparzysty - bliżej nieokreślona siła, narzuca tobie pragnienie utrzymywania bliskości. Odczuwasz niepohamowaną chęć pocałowania osoby, z którą znajdujesz się pod jemiołą!
______________________
Autor
Wiadomość
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
W gruncie rzeczy znając rodzeństwo de Guise jego opinia odnośnie Irv, a pozostałych mocno się różniła; ona jako jedyna wydawała się pałać do niego jawną niechęcią, choć idealnie maskowała to dobrym wychowaniem. Za zdawałoby się miłymi słowami i uprzejmością, których wymagała kultura kryła się wrogość. Nie miał jej tego za złe, było to nawet zabawne a wręcz ekscytujące, kiedy widział jak wiele wysiłku wkłada w to, by przypadkiem nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego, bo przecież nie wypada! - Czyżby to był przytyk do mnie? - odpowiedział pytaniem na pytanie, po czym po prostu się zaśmiał. Oczywiście, że to on był tym mało taktownym i niegrzecznym - A czy nie jest tak, że dziewczyny szaleją za tymi niegrzecznymi? - zapytał jeszcze, unosząc do góry prawą brew. Był ciekaw opinii rudowłosej na ten temat, bo wydawało mu się, że poniekąd i ją kręci ten typ facetów. Jaka to była przyjemność spotykania się z jakimś ciapciakiem? Dobrze, że Odey szybciej to zrozumiała, Irvette też powinna - przynajmniej zdaniem Ślizgona. - No, a ja nie - przyznał, robiąc z ust podkówkę, chociaż nie wyglądał, jakby się tym przejmował. Faktycznie, nie było osoby, którą mógłby określić mianem przyjaciela czy przyjaciółki, miał po prostu znajomych i to, tak naprawdę z własnego wyboru. Nie pozwalał sobie na to, by za bardzo zbliżyć się do drugiej osoby, nie ufał ludziom, dlatego nawet wiele informacji na własny temat ukrywał - mało kto wiedział też, że ma siostrę; Jasmine była jego oczkiem w głowie i słabym punktem, który ktoś mógłby wykorzystać. Ani myślał wydawać dziewczynę przed jej rodziną, nawet jeśli rzeczywiście z kimś się potajemnie spotykała, dopóki na jej serdecznym palcu nie spoczywał pierścionek nawet popierał tego typu zachowaniem. Doskonale wiedział, co czeka ją za dwa czy trzy lata, bo przed nim malowała się podobna wizja przyszłości, oby jak najbardziej odległej! - To co o mnie słyszałaś, hm? - kwestia ta ciekawił go najbardziej, różne rzeczy na swój temat sam słyszał, ale co mówią za jego plecami? Wśród starszyzny rodów uchodził za przystojnego dżentelmena, który przyciągał wzrok, ale również zawsze miał coś ciekawego do powiedzenia. Stwarzał naprawdę piękną iluzję wymarzonego narzeczonego dla córki i idealnego zięcia dla ojca. Niemniej była to jedynie iluzja.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Na pewno nie byłoby mu tak do śmiechu, gdyby tylko Irv mogła odkryć przed nią swoją prawdziwą naturę. A konkretnie tę część, która miała ochotę torturować Avreya i raz na zawsze spowodować, że da jej święty spokój. Merlinowi dzięki, że Ruda naprawdę potrafiła trzymać nerwy na wodzy i nie dawała się tak łatwo sprowokować byle komu. -Ależ skąd! Myślę tylko, że możesz postrzegać mnie z nieco innej strony. - Skłamała bez zająknięcia, bo nie było wątpliwości, że miała Daemona za kogoś kompletnie pozbawionego kultury i wyczucia. -Ile kobiet tyle gustów. - Ucięła krótko, nie wypowiadając własnych odczuć co do tego tematu. Jak do tej pory Irvette była tylko raz naprawdę zakochana i to w człowieku, który zdecydowanie nie przypominał Daemona pod żadnym względem oprócz tego, że pochodził z czystokrwistej rodziny. Nie skomentowała jego smutnej minki, bo nie miała w tym temacie nic miłego do powiedzenia. To, jak ślizgon traktował innych sprawiało, że Ruda zdziwiłaby się, gdyby miał wielu przyjaciół. Ona mogła zaliczyć do tego grona bardzo niewiele osób ze względu na życie, jakie prowadziła, ale to wąskie grono zdecydowanie jej wystarczało. Miała nadzieję raczej na pięć do dziesięciu lat czasu, ale prawdę mówiąc nie mogła być pewna. Niektóre rzeczy wymagały szybkiej decyzji, a Irv zdawała sobie sprawę, że nie zawsze będzie miała cokolwiek do powiedzenia. Czasem trzeba było po prostu stanąć w szeregu i wziąć na barki to, co zgotował dla niej los. -Wybacz, damy nie powtarzają plotek. - Uśmiechnęła się chłodno dając mu do zrozumienia, że raczej nie były to miłe opowieści, a coś co ją degustowało. Ta rozmowa zaczynała naprawdę ją już męczyć. Chciała znaleźć się jak najdalej od tego miejsca i tego człowieka, dlatego też szczelniej opatuliła się szalikiem i zwróciła w stronę centrum. -Miło było Cię spotkać, ale muszę już iść. Jestem umówiona. - Taktownie pożegnała się z Avreyem i poprawiając torbę na ramieniu zaczęła oddalać się w stronę głównego placu wioski, życząc jeszcze ślizgonowi na odchodne Wesołych Świąt.
//zt x2
+
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Od zawsze starała się, aby to, co robiła, przynosiło jak najlepsze korzyści. Wiedziała, że jeśli ona będzie w odpowiedni sposób traktować innych ludzi, to los odwdzięczy jej się dokładnie tym samym. Dlatego tak ważnym było dla niej, aby przy choćby pierwszym spotkaniu z Yuuko zrobić na niej jak najlepsze wrażenie. Wiedziała, że będzie to zapamiętane na długi czas i właśnie to, będzie stanowić ewentualnych kolejnych spotkaniach z puchonką. A ta wyglądała na naprawdę bardzo miła i przeuroczą dziewczynę. Początkowo Robin traktowała to jako zadanie do wykonania z racji tego, jakiego zawodu w przyszłości chciała się podjąć. Jednak z każdą kolejną chwilą i wymianą zdań pomiędzy nią a Kanoe, przekonywała się, że jest ona po prostu przeuroczą osoba, którą tak zwyczajnie chciała by znać w swoim codziennym życiu! Szczególnie wtedy, kiedy Kanoe z takim przekonaniem i przede wszystkim bez zbędnego skrępowania opowiadała o tradycjach z rodzinnego domu. Robin zawsze uwielbiała poznawać tego typu obyczaje, które okazywały się być cholernie odmiennym sposobem na spędzenie czasu niż ten, do którego ona sama przywykła. W końcu, znała przede wszystkim Austriacką tradycję, bo stamtąd pochodziła znaczna część jej rodziny i zawsze tam spędzali święta. Owszem, wiedziała, jak to wygląda w Wielkiej Brytanii, choć nie było to dla niej tak ważne. A tymczasem właśnie miała przecudna okazję do poznania się z kompletnie inną kulturą. Przyglądała się dziewczynie z pełną uwagą, skupiając się na jej słowach. W odpowiednich momentach kiwała głową, a jej wzrok coraz częściej uciekał w kierunku ust dziewczyny. Tłumaczyła sobie że to przez to, że chciała skupić się na wszystkim i wyjść na osobę profesjonalną. – W zasadzie to bardzo ciekawe co mówisz. Odmienne od tego, co osobiście znam, co nie znaczy, że gorsze. Z chęcią bym czegoś podobnego spróbowała. – stwierdziła w końcu, naprawdę zaintrygowana tym, co właśnie usłyszała. – A czy będąc tutaj, w Wielkiej Brytanii, robiłaś coś podobnego? Wiem, że zapraszano cię do współpracy z takimi osobistościami jak choćby druzgotek. Jak wspominasz wspólny projekt? Powtórzyła byś to? – zasypała ją kolejnymi pytaniami, choć wcale nie miała ich przecież na liście tych, które pragnęła zadać. Po prostu jakoś same jej się nasunęły. Nawet nie zauważyła, kiedy przysunęła się bliżej dziewczyny. Ot, po prostu tak się właśnie stało a ona zorientowała się w tej kwestii dopiero, kiedy podniosła wzrok z nad swojego notatnika, by znów spojrzeć na bardzo śliczną twarz japonki. Zapomniała, co jeszcze miała powiedzieć, bo nagle nie mogła oderwać wzroku od jej oczu. Cholera… co się z nią działo? Nim jednak zdążyła odpowiedzieć na własne pytanie, po prostu przysunęła się jeszcze bardziej do dziewczyny. Delikatnie pocałowała jej wargi, nawet nie wiedząc czemu to robi! Przecież jeszcze przed chwilą nic podobnego nie pojawiło się w jej głowie! Cóż, chyba dobre, pierwsze wrażenie, właśnie poszło się jebać…
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Szło jej naprawdę dobrze i Puchonka naprawdę nie miała się na co uskarżać. Wszystko zaczęło się miło, łatwo i przyjemnie pytaniem o święta, a potem nawiązała dzięki temu do jej doświadczeń związanych ze świątecznymi piosenkami, by potem przejść na bardziej poważne tematy związane z karierą panny Kanoe. Zresztą chyba właśnie na tym miał polegać dobry wywiad, że poza pozyskaniem jak największej ilości informacji miał stanowić dosyć swobodną rozmowę, która byłaby komfortowa dla obu rozmówców. A chwilowo czuła się w towarzystwie Doppler naprawdę dobrze i nie miałaby nic przeciwko temu, aby w przyszłości Ślizgonka prowadziła z nią wywiady, które miałyby się ukazać w jakimś magazynie. - Dziękuję. Myślę, że każda kultura ma w sobie coś interesującego - powiedziała jeszcze nim uzyskała kolejne pytanie. - Jeśli chodzi o typowo świąteczne występy to nie miałam jeszcze ku temu okazji. Mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni. Odnośnie jednak współpracy z Druzgotkiem i innymi artystami to każdą z nich wspominam naprawdę dobrze. Zwłaszcza, że są to osoby, które profesjonalnie działają w tej branży o wiele dłużej ode mnie i zawsze jest to dla mnie okazja, by dowiedzieć się czegoś nowego. Dlatego z pewnością jeśli podobna okazja się nadarzy to z radością podejmę się współpracy z innym artystą. Mogłaby zapewne dodać coś jeszcze, ale chyba jej odpowiedź była wystarczająca. Poza tym Robin miała chyba inne plany. Japonka zdała sobie sprawę z tego jak blisko siebie się znajdowały dopiero w momencie, gdy poczuła jak jej kolano natrafiło na to należące do Doppler. Na chwilę zamarła, gdy Robin pochyliła się nad nią, ale wcale nie oponowała. W zasadzie sama chciała to zrobić, ale jakoś nie mogła się na to zdobyć. Jej dłoń powędrowała niemal odruchowo do talii dziewczyny, gdy tylko poczuła jej wargi na swoich. Chyba profesjonalizm był teraz ostatnim o czym myślały, gdy Kanoe odwzajemniała pocałunek Ślizgonki. I z pewnością nie chciała szybko oderwać się od miękkich ust Ślizgonki. Od dawna nikt nie całował jej w ten sposób. Nie z takim wyczuciem, delikatnością... Nic dziwnego, że chciała się nacieszyć tą chwilą póki trwała i zapomnieć na chwilę o otaczającej ją rzeczywistości.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Sytuacja zapowiadała się robić coraz bardziej nieciekawą. Znaczy się… pod względem dziennikarskim to owszem, przestawała być profesjonalną rozmową, którą Doppler naprawdę chciała przeprowadzić! Miała przecież jeszcze tyle pytań przygotowanych dla Yuuko, takie miłe tematy chciała z nią poruszyć. Jednak kiedy puchonka odpowiedziała naprawdę obszernie na kolejne zagadnienie, wszystko zaczęło się plątać. Robin w żaden logiczny sposób nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego stwierdziła, że teraz nadszedł odpowiedni moment na calowanie się z dziewczyną. No po prostu nie znajdowała na to żadnego wyjaśnienia. Może to przez tą zimową aurę? Mórz panował wokół nich i z każdą chwilą nabierał na sile, bo przecież słońce coraz bardziej chyliło się ku zachodowi. Policzki japonki z minuty na minutę stawały się coraz bardziej zaróżowione przez tą paskudną temperaturę. Sama Robin powoli zaczynała odczuwać konsekwencje swojego pomysłu i chęci spotkania się w tym akurat miejscu. Może właśnie z tego powodu teraz się całowały? Oj, coś takiego potrafiło skutecznie rozgrzać atmosferę! Z początku delikatne pocałunki przybierały na jakości i namiętności, kiedy zachęcona przez puchonkę dziewczyna poczuła, jak na jej kurtce, gdzieś w okolicach talii, znalazła się dłoń Yuuko. Nie napierała, nie chciała jej wystraszyć. Grzech przyznać, ale dla Doppler było to stosunkowo nowe doświadczenie. Po pierwsze, nigdy nie rzucała się na nikogo z ustami gotowymi do pocałunku w trakcie wywiadu, a po drugie, nie przypominała sobie, aby miała okazję całować się z dziewczyną. Za zamkniętymi powiekami majaczyły przeróżne kolory, kiedy delikatnie nacierała swoim językiem na wargi Kanoe. I co najśmieszniejsze, wcale nie czuła się z tym źle! Wręcz przeciwnie. Dla niej było to czymś, co po prostu miało miejsce, nie należało roztrząsać i skupiać się na szczegółach. Jedną swoją dłoń wplotła pomiędzy czarne pasma dziewczęcych włosów, zaskakując się ich miękkością. Ciche westchnienie wyrwało się z pomiędzy pełnych warg, kiedy przesunęła się do niej jeszcze bliżej, zachęcona brakiem natychmiastowego odtrącenia. Chwilo, trwaj!
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Chyba obie w tym momencie straciły jakiekolwiek zainteresowanie wywiadem, który dotychczas szedł naprawdę dobrze. Chociaż chyba mogły go na chwilę odłożyć i dokończyć nieco później. W tej chwili miała o wiele przyjemniejsze zajęcie niż odpowiadanie na zadawane przez Doppler pytania. I podobnie jak Ślizgonka nie potrafiła wyjaśnić tego czemu sytuacja uległa nagle tak gwałtownej zmianie. Niemniej nie przeszkadzało jej to. Obecny na jej policzkach rumieniec przestał już być zasługą niskiej temperatury, a raczej spowodowany był przez bliskość Robin. W jednej chwili mogła całkowicie zapomnieć o mrozie, czując jak oblewa ją fala gorąca z każdym kolejnym pocałunkiem dziewczyny. W jej przypadku aż wstyd było przyznać, że zdecydowanie zbyt często znajdowała się w sytuacji, gdy jakaś dziwna magiczna siła pchała ją w czyjeś objęcia. I coś czuła, że w tym przypadku było podobnie. Chociaż starała się tym nie przejmować i po prostu nacieszyć się trwającą chwilą. Rozchyliła wargi, gdy tylko poczuła na nich język Doppler. Nie zamierzała się opierać. Po prostu zatraciła się w tym pocałunki, pozwalając Ślizgonce na pogłębienie go na co zareagowała stłumionym przez usta blondynki zadowolonym pomrukiem. Jej dłoń zacisnęła się jedynie mocniej na talii Robin, gdy ta przysunęła się bliżej, zatapiając palce w jej włosy. Naprawdę nie chciała tego przyznać, ale coś sprawiło, że po prostu oddała się temu uczuciu całkowicie.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Chyba najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że naprawdę pragnęła wypaść profesjonalnie. Jednak kiedy tylko jej usta spotkały się z tak miękkimi wargami Yuuko, to jakoś tak... no wszystko samo się potoczyło w taki a nie inny sposób. Mimo wszystko, nie żałowała. Z pełną świadomością tego, jak to wszystko pójdzie, pewnie jeszcze raz umówiła by się z puchonką, gdyby ta tylko zechciała. Nie wiedziała, że to wcale nie jej własne, wewnętrzne pragnienie, tylko składowa miejsca i zielska, które rosło w pobliżu. Przecież wcześniej w ogóle nie czuła żadnego pociągu względem japonki. Może i powinna się nad tym zastanowić, jednak nie bardzo miała czas pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Wciąż odnajdowała miejsca na ustach dziewczyny, które paskudnie zaniedbała i zamierzała to nadrobić! Jak choćby ten kącik, o który zahaczyła zachłannie językiem. Czy jeszcze tutaj, o w tym miejscu zassała delikatnie mocniej jej wargę. Przecież nie mogła zostawić jej takiej zaniedbanej, skoro już działo się to, co się działo! Wolała, aby mimo wszystko Yuuko wspominała Robin jako naprawdę dobrze całującą osobę, a nie zachłanną, pseudo dziennikarkę, która wykorzystała ją tak perfidnie i bezczelnie. Poza tym, jej samej sprawiało to ogromną przyjemność, więc nic dziwnego, że z takim łakomstwem oddawała się temu zajęciu! Nie była pewna, po jakim czasie, ale w końcu odsunęła się na chwilę od jej ust, pozwalając sobie na szeroki uśmiech, który sięgał czekoladowych tęczówek. Gorący oddech mieszał się z zimnym powietrzem wokół nich, powodując powstawanie obłoczków pary. - Kurde, kompletnie nie spodziewałam się, że ten wywiad pójdzie w takim kierunku - powiedziała w końcu, jakby na przełamanie ciszy. Pozwoliła sobie jeszcze na to, aby ponownie przysunąć się bliżej dziewczyny i skraść jej perfidnie jeszcze jeden pocałunek. - Jak tak dalej pójdzie, to zamarznięcie nam z pewnością nie straszne - dodała po chwili, wciąż szeroko się uśmiechając. Niespodziewany obrót sprawy, ale wcale nie zamierzała mówić, że nieprzyjemny. Bo był przyjemny i to cholernie!
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Po prostu z jakiegoś powodu to wszystko nagle wzięło w łeb i myśl o pozostaniu na profesjonalnym poziomie nagle gdzieś zniknęła, zagłuszona mocnym biciem serca, reagującym na każdy kolejny pocałunek Robin. Chociaż zapewne gdyby nie to, że zgodziła się na to, by usiąść na pobliskiej ławce zamiast udać się do jakiegoś lokalu w Hogsmeade to wcale by się nie wydarzyło. Taki już był jej los, że zawsze musiała trafić na wypadkową, która postanowiła popchnąć ją w czyjeś ramiona. I tym razem padło na Doppler. Z jej gardła wydobył się cichy jęk, gdy tylko poczuła jak blondynka zaczyna ssać jej dolną wargę. Czuła prawdziwy przypływ ekscytacji z każdym mocniejszym muśnięciem języka Doppler. Była naprawdę łatwa. Wystarczyło tylko, by ładna dziewczyna pocałowała ją w odpowiedni sposób, a już zaczynała się rozpływać pod wpływem jej dotyku, dopraszając się wprost o więcej. Nienawidziła tego uczucia choć jednocześnie było tak cholernie przyjemne. Z trudem zatem powstrzymała się od pomruku zawodu, gdy tylko Ślizgonka oderwała się od niej ust i to nie tylko po to, by zaczerpnąć oddechu. Już miała coś odpowiedzieć na jej słowa, ale nie zdążyła nim po raz kolejny dziewczyna skradła jej jeszcze jeden pocałunek. Zapewne ostatni już. Sama uśmiechnęła się jedynie nieśmiało w stronę Doppler, nie bardzo wiedząc jak powinna zareagować w tej sytuacji. Na zawstydzenie było już chyba nieco za późno. Zresztą Robin traktowała całe zajście na tyle lekko, że raczej nie czuła potrzeby wyduszenia z siebie przeprosin. Tym bardziej, że to nie ona zamknęła odległość dzielącą ich usta. - A mogłyśmy pójść do jakiejś kawiarni - skomentowała jedynie na jej słowa o zamarznięciu. Tam zdecydowanie mogłyby się ogrzać w nieco inny sposób. Przy pomocy jakiegoś ciepłego napoju, panującej wewnątrz temperatury i tym podobnych. Ale nie... zamiast tego musiały siedzieć na ławce pod jakimś drzewem. Chyba same się o to prosiły.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kłamstwem byłoby stwierdzić, że pomimo wszystko, Robin żałowała tego, co aktualnie miało miejsce. O ile naprawdę próbowała być wcześniej profesjonalna, pewna siebie i tego, w jaki sposób poprowadzić wywiad, tak teraz kompletnie o tym zapominała. Nie wiedziała, co było tego przyczyną, jednak karminowe usta japonki wzywały ją coraz to mocniej i mocniej i nie mogła się od niej odsunąć. Całowała ją z delikatnością, która i ją samą zaskakiwała. Ich usta wspaniale układały się na sobie nawzajem, przyprawiając Ślizgonkę o dreszcze, które skutecznie były maskowane przez grube odzienie, jakie na sobie posiadała. Nie miała pojęcia, co było powodem tego wszystkiego, niemniej nie zamierzała wcale narzekać! Warto było spotkać się w Hogsmade, choćby tylko po to! Miała ważenie, że usta Puchonki były dla niej lepszą nagrodą niż jakikolwiek wywiad, który mogłaby w tym momencie przeprowadzić. Dźwięki wydostające się z ust dziewczyny jeszcze bardziej ją nakręcały do działania. Cudnie tak było całować ją, jakby kompletnie nic innego nie istniało na tym świecie, oprócz tych idealnie wykrojonych ust. Ich oddechy mieszały się w jedność, tworząc naprawdę ciekawą kompozycję zapachów. Granice pomiędzy poszczególnymi smakami zacierały się, kiedy przyciągając ją do siebie czuła, jak ta oddaje jej swój język we władanie. Czuła delikatne mrowienie na własnych wargach, kiedy znajdowały się tak daleko od Yuuko. Rozciągały się one w delikatnym uśmiechu, w dość oczywisty sposób informując świat o tym, co właśnie na ten temat sądziła Ślizgonka. Było jej zwyczajnie dobrze i ni jak nie zamierzała stąd iść, bo miała ochotę dalej całować dziewczynę. Niestety temperatura coraz bardziej dawała się we znaki, a kiedy odsunęła się od niej, tym bardziej dotkliwie to poczuła. - No gdybyśmy poszły do kawiarni, to na pewno nie byłoby tego - stwierdziła luźnym tonem. Jakby na potwierdzenie swoich słów, nie mogła odmówić sobie, aby nie pochylić się w stronę puchonki. Ucałowała jej wargi jeszcze raz, jakby chciała w ten sposób zapamiętać ich kształt i smak. Delikatnie przymknęła przy tym powieki, tworząc cienie długimi rzęsami na własnych policzkach. Tak, zdecydowanie nie żałowała tego, co właśnie miało miejsce, nawet jeśli nie wiedziała, co sądziła na ten temat Kanoe. - Ale jeśli chcesz, to możemy iść gdzieś na kawę i tam skończyć naszą rozmowę. Bo naprawdę za chwilę zamarzniemy tutaj - rzuciła jeszcze luźnym tonem w jej stronę. Niespiesznie zaczęła podnosić się z ławki, bo wcale nie chciała tego robić. Wiedziała jednak, że muszą.
Miłe spotkania chodzą parami, trójkami, piątkami. Atlas powoli budował w tym nowym życiu swoją drobniutką siatkę znajomych, nie miał ich wielu, ale wszyscy wydawali mu się nader cenni. Był osobą popularną w swoim towarzystwie, zarówno w Klagenfurcie jak i później we Francji, nawiązywał znajomości z łatwością, a urok wili jedynie podkreślał jego czarującą osobowość, kiedy poszerzał swoje grono znajomych. Nowe początki, jakie został zmuszony podjąć w Anglii były trudne, ale jak się okazywało, jego towarzystwo zaczynało obfitować w osoby niezwykłe, takie, jak jego najnowszy kompan, Wei. - Odprowadzę Cię, domyślam się, że masz jeszcze coś do załatwienia. - powiedział, kiedy wyszli z kawiarenki, w której umówili się na ciastko w ramach popołudniowej sjesty. Obaj musieli przygotować się na dzisiejszy bal, ale jakoś nie było im do tego spieszno. Wprawdzie Atlas pewnie powinien być punktualny, jako reprezentant grona pedagogicznego, z drugiej strony niespecjalnie się martwił, bo wciąż zajmował jeden z gabinetów, w którym mieszkał, więc no... nie miał daleko. - Mam nadzieję, że nie zajmuje Ci czasu wbrew Tobie. - uśmiechnął się ciepło, kiedy ruszyli osłonięta przez zimowe drzewa alejką- Szalenie miło mi się z Tobą rozmawia, spędzanie czasu z kimś, kto ma tak podobne pasje, jest dla mnie ogromną przyjemnością. - zdradził, zapinając jeden guzik płaszcza. Rzadko bywało mu zimno, robił to więc bardziej w ramach zachowania elegancji wierzchniego odzienia, niż rzeczywistej potrzeby ogrzewania nerek. Rozejrzał się po okolicy, kilka spacerowiczów trzymało się za ręce, śnieg wirował leniwie w powietrzu, puszysty i lekki, co mogło jedynie wskazywać na ujemne temperatury, pozwalające śnieżynkom pozostać w ich sypkiej formie. - Masz swoje ulubione miejsca w tych okolicach? - zagaił swobodnie.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Longwei spojrzał na mężczyznę, śmiejąc się cicho pod nosem. Nie przypuszczał, że naprawdę w tak dziwnych sytuacjach będzie w stanie spotykać tak pasujące do niego osoby, które jeszcze podzielały w jakiś sposób jego pasje. Jednak z Atlasem rozmowy były inne niż chociażby z Olą. Nie wiedział, czy to przez różnicę wieku między studentką a towarzyszącym mu mężczyzną, czy po prostu Atlas był dość spokojną jednostką. - Tak właściwie mógłbym się teleportować, bo mieszkam w Londynie, ale chętnie jeszcze się przejdę i złapię trochę oddechu przed balem - stwierdził w końcu, uśmiechając się ciepło. Nie wspominał wcześniej gdzie mieszka, ale przy propozycji odprowadzenia nie mógł przejść obojętnie. Nie wiedział, czy z Hogsmeade byliby w stanie dojść w okolice Londynu w ciągu dwóch dni, a co dopiero dwóch godzin, czy nawet krócej, skoro obaj powinni tak naprawdę skupić się na przygotowaniach do balu. Nie pamiętał, czy nauczyciele przygotowywali wszystko wcześniej, ani czy wszyscy brali w tym udział, ale uznał, że skoro Rosa znalazł czas na wspólną kawę, musiał być już częściowo gotów. Nie wydawał się osobą, która zostawiała wszystko na ostatnią chwilę. - Podejrzewam, że ze studentami trudno utrzymać przyjacielskie relacje, ale są przynajmniej trzy dziewczyny, z którymi mógłbyś podzielić pasje związane z magicznymi stworzeniami, czy nawet smokami. Rozumiem jednak, o co ci chodzi. Sam przez jakiś czas po powrocie do Doliny czułem się dość… Osamotniony, ale wpadłem na parę interesujących osób. Dosłownie wpadłem - stwierdził, prosząc po chwili, żeby dał mu się zastanowić. Nie miał ulubionych miejsc, a przynajmniej w pierwszej chwili nic nie przyszło mu do głowy. Poprawił szalik, zapinając płaszcz, nie chcąc mimo wszystko, żeby przewiało go tuż przed balem. - Nie, nie mam ulubionych miejsc, ale lubię wracać w te, które wiążą się z ciekawymi wspomnieniami dla mnie, jak poznanie kogoś nowego, a to zwykle przydarza mi się w naprawdę nietypowy sposób - odpowiedział, spoglądając w górę na Atlasa, czując się nieco dziwnie, będąc tak niski. Przyzwyczaił się do przebywania pośród osób równych mu wzrostem, a tu proszę, człowiek jak drzewo wysoki. - Niektórych miejsc nawet nie kojarzę, zupełnie jakby pojawiały się tylko w świątecznym czasie…
Z wielką przyjemnością słuchał głosu Huanga. Im więcej z nim rozmawiał, tym większą pałał do niego sympatią, do jego subtelności, nienachalnego charakteru, miękkiego usposobienia, które wydawało mu sie tak niebywale kontrastujące z tym, jak niebezpieczną miał on pasję. - W Londynie? - powtórzył - I jak Ci się tam mieszka? Rozważam zakup nieruchomości, ale nie jestem pewien, czy postawić na większe miasto, czy raczej na lokację gdzieś bliżej zamku. - przyznał, wsuwając dłonie w kieszenie spodni, pomiędzy nieco rozchylonymi połami płaszcza.- Hmm... bal. - zamyślił się lekko, rozproszony wspomnieniem zapachu kadzideł, którym spodziewał się móc dziś nacieszyć- Wybierasz się sam, czy z osobą towarzyszącą? - zagaił z ciekawością, wpatrując się w rozmówce. Nie był w stanie sprecyzować dlaczego, ale Longwei wydawał mu się w tej chwili niebywale czarującym. Bardzo chciał usłyszeć jego głos, chciał, by ten spojrzał mu w oczy, uśmiechnął się raz jeszcze. - To prawda, mam wielu utalentowanych studentów, którzy dzielą moją miłość do zwierząt. Niestety, nie chcę naginać granicy między koleżeństwem a profesjonalizmem. W mojej pracy to nieodpowiednie. - wyznał, przywykły do tłumaczenia się, że tak, pólwil może prowadzić zajęcia i nie, nie planował zaraz powalać swoich podopiecznych urokiem. Czasami sądził, że być może w innych okolicznościach, gdyby był innym człowiekiem, jego relacje z uczniami mogłyby być bardziej swobodne. W swoim jednak życiu wolał dmuchać na zimne, niż później borykać się z konsekwencjami czegoś, co nie miało miejsca. - Mówisz to w taki sposób, że aż chciałbym te historie nietypowych spotkań poznać. - zaśmiał się ciepło, jakby przypadkiem, ale całkiem naumyślnie ocierając się ramieniem o ramię Wei'a.- Żeby wiedzieć, czy nasze spotkanie plasuje się na górze, czy dole tabeli tych najbardziej niezwykłych...
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Ten kontrast był jeszcze większy, gdy zagłębiali się w rozmowę o smokach, kiedy pozwalał samemu sobie na okazanie ekscytacji, albo kiedy znało się go nieco lepiej i wiedziało, w jak dziwne sytuacje potrafił się wpakować. Zwykle nie opowiadał o tym każdemu i pozwalał się poznawać, przez co niektóre znajomości utrzymywały się dłużej, a inne krócej. Każdej dawał szansę, chyba że od początku ktoś zachowywał się dziwnie. - Jest całkiem przyjemnie. Prawdę mówiąc, nie sprawdziłem za bardzo okolicy, bo zwykle teleportuje się spod drzwi do pracy, ale możemy wspólnie się rozejrzeć. Kamienica na Tojadowej jest w porządku, na Pokątnej też nie ma źle, a nawet na Nokturnie można dostać mieszkanie w dobrej cenie - odpowiedział całkiem swobodnie, uśmiechając się łagodnie, z namysłem. Zaraz też wspomniał, że jeden z jego znajomych z pracy dość szybko znalazł mu mieszkanie, ale musiał na nie czekać, więc skorzystał z innej możliwości po wakacjach. Niemal jak na zawołanie, słysząc pytanie Atlasa, Longwei spojrzał na niego w górę, unosząc brwi w zdumieniu. Nie było niczego złego w tym pytaniu, a jednak dziwnie zaskoczyło go. Podobnie jak uczucie, którego doznał, gdy tylko wkroczyli na nieznaną mu wcześniej alejkę, jakby coś pchało go ku Atlasowi, a czemu próbował się powstrzymać, wiedząc, że nie miało wiele wspólnego z rzeczywistością. Tak przynajmniej sądził. - Pewnie tak by się to skończyło, ale zostałem zaproszony przez Maximiliana Brewer, może kojarzysz. Jak znam życie, będziemy się bawić wspólnie z moją siostrą, Mulan i wspólną przyjaciółką Olą Krawczyk - odpowiedział prosto, po czym uśmiechnął się znów delikatnie, wzruszając przy tym ramionami. Dobrze się bawił, gdy w czwórkę decydowali się coś robić, dość szybko wpasowując się w grupę. Nie było to trudne, gdy trójka uwielbiała magiczne stworzenia, a czwarty szkolił się na uzdrowiciela. - Musi ci być trudno, jeśli masz osoby, z którymi chciałbyś spędzić więcej czasu na rozmowach, a nie możesz. Znalazłeś tu już jakichś przyjaciół? - zapytał z cieniem troski w głosie, mając wrażenie, że Atlas musiał być naprawdę samotny. Pamiętał jego słowa przy ich pierwszym poznaniu, które teraz wydawały mu się jeszcze bardziej znamienne. Niewiele później roześmiał się cicho, zakrywając usta dłonią, nie wycofując się, gdy jego towarzysz otarł się o niego, uznając to za zupełny przypadek. Jednocześnie skupił się bardziej na jego słowach, nie wiedząc, jak powinien odpowiedzieć, czy raczej co powinien wybrać. - Jedna dziewczyna uznała mnie za zboczeńca, kiedy chciałem zapytać ją o aptekę, ale byliśmy sami późnym wieczorem w miasteczku… Poznałem pewnego właściciela hotelu po tym, jak zostałem uznany za nowego barmana i pokazywano mi, jak robić drinki… O, a Olę, o której wspomniałem, poznałem w jednym sklepiku, którego właścicielka dała mi nalewkę, żebyśmy wyszli i nie przeszkadzali w wieczorze gier, wcześniej proponując mi, żebym dołączył do nich. Myślę, że nasze spotkanie było jednym ze spokojniejszych - odpowiedział, spoglądając w górę na mężczyznę, poprawiając nieznacznie szalik, gdy poczuł podmuch wiatru na szyi.
Przechylił głowę po czym zacmokał lekko z pewnym niezadowoleniem. Brzmiało to, jakby Huang skupiał się jedynie na pracy, a nie na życiu. Jak można nie poznać swojego osiedla? Nie wybrać się czasem na spacer, nie popatrzeć na ludzi, nie obserwować życia małej, okolicznej społeczności? Atlas rozważał zakup nieruchomości głównie ze względu na to właśnie, że mu brakowało tych drobnych uciech. Przyjaźni z panią z warzywniaka, ulubionej kawiarni, do której mógłby zachodzić w drodze z pracy do domu, sklepików przez okna których mógłby machać do znajomych twarzy ludzi, mijanych przecież codziennie. Jego życie w Klagenfurcie było dokładnie takie. Przepełnione urokliwymi miejscami, chwilami, ludźmi nie tylko znanymi, ale też i obcymi, do których się mimo wszystko przyzwyczajał. Być może dlatego Hogwart wydawał mu się tak depresyjny, mimo, że wkładał wiele wysiłku w to, by wydawać się promieniście szczęśliwym człowiekiem. - Będę musiał zapoznać się z ofertą nieruchomości w tamtych okolicach. - przyznał więc, kiwając głową- Jeśli zechcesz mi towarzyszyć w takim rekonesansie, będzie mi szalenie miło. - posłał mu miękki uśmiech kota, po czym nagle się zatrzymał, łapiąc nadgarstek Longweia, by zatrzymać i jego. Podniósł rękę i trącił palcem czarne jak smoła rzęsy mężczyzny- Och, przepraszam. - zmarszczył brwi, widząc jego zaskoczenie- Po prostu... miałeś tu coś. - powiedział cicho, wpatrując się w jego czarne oczy. Potrząsnął jednak zaraz głową i kontynuowali swój spacer. - ]Maximilian Brewer... - powtórzył po nim w zamyśleniu- Ach tak! Gryfon, prawda? - zerknął na niego. Korciło go dowiedzieć się, czy łączyło ich coś więcej, ale zapewne miał mieć niedługo okazję zaobserwować ich relację naocznie- To bardzo piękne, że zdobyłeś tu znajomych i przyjaciół. - przyznał z uśmiechem- Samotność jest bardzo trudnym wyborem. - powiedział nieco filozoficznie, chyba tknięty czarem ozdabiających aleję jemioł. Atlas był samotny z wyboru, choć było to dla niego trudne. Nie próbował nawet nawiązywać przyjaźni, choć wszystkim wokół, a nawet i sobie wmawiał, że przecież tak bardzo zależy mu na stworzeniu swojego nowego, dobrego życia w tej Anglii. Żył w bardzo zimnym i ciemnym miejscu w swojej głowie, nie dopuszczając nikogo do swojego wnętrza. Nie chciał dawać się poznać, nie chciał pokazać, kim naprawdę był. Zaśmiał się ciepło. - Mon dieu! Absolutnie. - pokiwał głową- Mam z kim rozmawiać, szkoła pełna jest niebywale interesujących osobowości. - powiedział z błyskiem w oku- Ale także, jak sam widzisz, poznaję ludzi i poza szkołą. - dodał łagodnym tonem, mając na myśli niego samego. Wysłuchał z rozbawieniem tych niezwykłych przygód zapoznawczych i pokręcił z niedowierzaniem głową, śmiejąc się pod nosem z radością. - Myślę, że nasze spotkanie było bardzo przyjemne. - uśmiechnął się lekko, unosząc ręce, by poprawić mu ten szalik także i z tyłu, gdzie odstawał lekko od kołnierza, przez co wiatr mógł wedrzeć się pod jego kurtkę- Dobrze Ci tu..?[/b - zapytał ostrożnie- [b]W tym miejscu na świecie. W tym życiu...
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Longwei spojrzał z pytaniem w spojrzeniu na drugiego mężczyznę, zastanawiając się dlaczego wydawał się z jakiegoś powodu niezadowolony, ale zaraz przestał o tym myśleć, gdy tylko Atlas zdradził chęć poszukania mieszkania w okolicy. Z pewnością zapytany, Huang próbowałby wyjaśnić, że nie skupiał się na pracy, a na smokach, co miało dla niego ogromną różnicę. Jednak temat zszedł na inne tory i po chwili byli niemal umówieni na poszukiwania mieszkania. - Daj tylko znać, kiedy będziesz szukać a… - urwał, gdy został nagle zatrzymany, nieruchomiejąc bardziej, kiedy dotarło do niego, że jego towarzysz postanowił dotknąć jego twarzy. Przymknął na moment oczy, na skutek delikatnego dotyku, aby zaraz spojrzeć z nieznacznie rozchylonymi ustami i niemym pytaniem o to, co właściwie się stało. Słysząc wyjaśnienia, uśmiechnął się łagodnie, po czym skinął lekko głową, czując się dziwnie oszołomiony. Chęć pocałowania Atlasa jedynie się zwiększyła, dodatkowo mieszając w głowie Longweia, który starał się z całych sił skupić na rozmowie. - Gryfon, jak moja siostra. Ola jest z Hufflepuffu, jak ja. Właśnie… Ty nie chodziłeś do Hogwartu prawda? Co prawda tu skończyłem tylko podstawową szkołę, ale myślę że zapamiętałbym cię z korytarzy - odpowiedział, nagle wchodząc częściowo w słowa Atlasa, za co od razu przeprosił. - Samotność jest zła, jeśli nie jest oswojona. To innego rodzaju smok, a mój mi tak nie przeszkadza, jak mogłoby się zdawać - dodał, mając ochotę powiedzieć, że to właśnie profesor ONMS wydawał się o wiele bardziej samotny od niego. Tę myśl zachował jednak dla siebie, uśmiechem komentując jego dalsze słowa. Wybrane historie nie były nawet połową jego dziwnych towarzyskich przygód, ale nie chciał mówić tylko o sobie. Zaraz jednak nie wiedział, co właściwie powinien powiedzieć, czy cokolwiek miał mówić, zatrzymując się w miejscu, gdy tylko Atlas postanowił pomóc mu z szalikiem. Wpatrywał się w niego z lekko zadartą głową, kolejny raz w trakcie tego spaceru czując się oszołomiony z powodu bliskości drugiego mężczyzny, jego uroku i tego pragnienia, które nie rodziło się często w Huangu, właściwie tylko w pobliżu jemioły. - Mówią, że zawsze może być lepiej… - odpowiedział cicho, przygryzając delikatnie dolną wargę. - Być może mają rację.
Mulan kojarzył bardziej, dawała sobie świetnie rady na jego zajęciach, a na ostatnich, łączonych z uzdrawianiem, doskonale opanowała nie tylko sytuacje związaną ze swoim zadaniem, ale także pomagała innym uczniom, których pomoc łupdukom troche przerastała. Może powinien szybciej skojarzyć ich pokrewieństwo, ale to dość rasistowskie zakładać, że wszyscy Azjaci muszą się zaraz znać, a zbieżność nazwisk nie musiała wiele znaczyć. Pokręcił przecząco głową, w odpowiedzi na jego pytanie, podejmując ten temat mimo wszystko. - Nie. Ukończyłem Beauxbaton. - wyjaśnił- Po prawdzie, to nie znam tu praktycznie nikogo, poza szkolną kadrą, która stała się moim jedynym bliskim gronem. Przyjechałem do Anglii w lipcu tego roku. - zerkał co chwilę ku niemu, swoimi błękitnymi oczami, jakby jakaś niewiadoma siła ciągnęła go ku tej pięknej, gładkiej twarzy. Atlas nie miał problemów z pokusą, sam był pokusą, odczuwanie wpływu jemioły było jednym, ale wykorzystanie jej wpływu bez najmniejszych prób przeciwstawiania się jej? - Nie mówię, że samotność jest czymś złym - uśmiechnął sie miękko- mówię, że to trudny wybór dla człowieka. Życie w pojedynkę jest pewnym... wyzwaniem. - westchnął. Mogło to brzmieć przecież tak absurdalnie, że ktoś taki jak on, Atlas Rosa, był takim samotnym mężczyzną. Stali więc tak chwilę, z czerwonymi nosami, gdy Atlas pochylając lekko głowę uśmiechał się do Lognweia, wpatrując się w jego oczy i dłońmi poprawiając szalik powoli, od tyłu do przodu, odwijając go i układając wzdłuż kołnierza. - Mówią też, że kto nie próbuje, ten nie wygrywa. - dodał cicho, przytrzymując węzeł szalika nieco mocniej, kiedy kolejna fala magicznego wpływu jemioły kusiła go ogromnie, by posmakować tych zmarzniętych, kryjących się za materiałem szala ust na których na chwilę zawiesił wzrok, koniuszkiem języka zwilżając swoje. Podniósł z nich spojrzenie znów do jego oczu i uśmiechnął się ciepło. - Ależ atmosfera...
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Ja zacząłem naukę w Hogwarcie, ale studiowałem w Taktshang. Po powrocie tutaj z niewieloma znajomymi ze szkoły mam kontakt, więc można powiedzieć, że rozumiem jak się tu czujesz – powiedział lekko, uśmiechając się łagodnie do mężczyzny, nie wyolbrzymiając swoich odczuć. Naprawdę rozumiał, jak samotnie można było czuć się w teoretycznie rodzinnych stronach, a co dopiero w całkowicie obcym miejscu. - Nie da się zrobić nici z jednej nici jedwabnej, samotne drzewo nie stanie się lasem. Jeśli jest się osoba, która lubi otaczać się ludźmi, samotność może rzeczywiście być wyzwaniem. Jeśli jednak stawia się magiczne stworzenia ponad ludzi, wówczas unikanie większych znajomości nie jest niczym trudnym, do chwili, gdy odczuwa się brak czegoś ważnego – powiedział cicho, nieco filozoficznie Longwei, po chwili uśmiechając się przepraszająco. Nie chciał w żaden sposób sugerować, że Atlas jest jednym, albo drugim typem ludzi. Właściwie nie chciał w żaden sposób wyrażać się o nim, a jednocześnie nie potrafił powstrzymać się przed wypowiedzeniem tych słów, utwierdzając się w przekonaniu, że to właśnie półwil był bardziej samotny z ich dwójki. Jego słowa brzmiały, jakby starał się coś ukryć, gdy z radością mówił o interesujących osobowościach, jednocześnie przyznając, że niewiele jest osób, z którymi mógłby rozmawiać. Trochę jak zwierzę, które po kwarantannie u opiekunów, zostało znów umieszczone pośród przedstawicieli swojego gatunku i chciało się z nimi socjalizować, a jednocześnie bało tego. To wszystko straciło jednak sens, gdy Atlas postanowił pomóc mu poprawić szalik, co robił zdecydowanie dłużej, niż było wymagane. Przez to, magia jemioły zdawała się jedynie nasilać, mieszać z naturalnym urokiem Rosy, zmuszając Longweia do skupienia się tylko na nim – spojrzeniem, myślami, gestem. Próbował z tym walczyć, zaciskając ubrane w rękawiczki dłonie na mankietach kurtki, aż skóra cicho zatrzeszczała, a jednak nie potrafił się odsunąć, nie potrafił w żaden sposób przerwać czaru, zupełnie jak w wiosce krasnoludów, gdy miał wrażenie, że się zakochał. Widząc, jak spojrzenie Atlasa zawiesiło się na jego ustach, poczuł jeszcze silniejsze pragnienie pocałowania go, jakby stracił resztki zdrowego rozsądku. Czuł, jak sam ledwie wyczuwalnie przesunął się w stronę mężczyzny, nieruchomiejąc, gdy tylko ten się odezwał. Mieszanina ulgi przeplatała się z dziwnym rozdrażnieniem w Longweiu, wywołanym nie doprowadzeniem do końca tego, co mogło się wydarzyć, czego chciał i… Zmarszczył nieznacznie brwi, bezwiednie zwilżając własne usta koniuszkiem języka. - Też to czujesz? – zapytał mało błyskotliwie, jednocześnie unosząc nieznacznie rękę, kładąc delikatnie dłoń na jego przedramieniu, nie wiedząc samemu, czy chciał przytrzymać Atlasa przy sobie, czy odsunąć się od niego. Kłóciła się w nim logika, skutecznie cichnąca i pragnienia, których nie doświadczał zwykle tak intensywnie, przez co nie zdawał sobie sprawy, że było wyraźnie po nim widać, na co czeka.
Czy stawiał stworzenia ponad ludzi? Nie byłoby to trudne, zwierzęta zawsze wydawały sie być bardziej naturalne, łatwiejsze do zrozumienia, działające instynktownie, bez kalkulacji, a jednak Atlas to właśnie w ludziach uwielbiał. Ich różnorodność, unikatowość, spryt, to jak myśleli, jak się zachowywali, skąd czerpali inspiracje do swoich wyborów i reakcji. Byli zupełnie innym rodzajem magicznego stworzenia, takim, którego zachowań nigdy nie można przewidzieć, takim, którego komunikacja działała na emocje w więcej niż jednej płaszczyźnie. Uważając ludzi, w tym samego siebie, za zwierzęta nie był w stanie postawić tak konkretnej granicy, jak ta, którą nakreślał wyraźnie Azjata. Odpowiedział mu na słowa uśmiechem, ciepłym, swobodnym, nie chciał widzieć na tej gładkiej twarzy tego przepraszającego wyrazu, ponieważ budził w nim niepoprawne żądze. Im większa była rozmówcy uległość, tym silniejsze instynkty budziły się w jego głowie, a choć wytresował sam siebie przez te wszystkie lata, by nie ulegać tym pierwotnym żądzom, to i tak rosnące w brzuchu uczucie głodu było trudnym do zniesienia. - Mhm. - skinął głową, unosząc jedną dłoń wyżej, by objąć miękko jego zmarznięty policzek, drugą przyciągając go lekko za szalik. - To jemioły. - zaznaczył, jednak jego uśmiech, choć niewielki, zdradzał, że niekoniecznie mocno z tym jemiołowym wpływem walczył- Pocałunek pod nią przynosi miłość i szczęście na lata... - mruknął zbliżając się do niego powoli, wpatrując w czarne, piękne oczy- Zawsze możesz powiedzieć nie. - podkreślił, a potem pocałował go, wpierw muskając lekko jego usta wargami, niemal badawczo, ostrożnie, sprawdzając, czy mu się Huang nie wyrwie zaraz z piskiem i nie ucieknie wzbijając tumany śniegu za sobą. Później nieco śmielej, zapraszając go językiem do interakcji, gdy kciukiem ujmującej go dłoni zarysował lekko łuk na jego rumianym policzku.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Dla Longweia ludzie potrafili być zbyt skomplikowani. Nie rozumiał niektórych zachowań, nie dostrzegał niektórych niuansów, jednocześnie rozumiejąc ich, gdy wyraźnie mówili o tym, co czuli, co myśleli na wybrany temat. Zdecydowanie jednak czuł się lepiej wokół zwierząt, wokół smoków i tych ludzi, którzy w jakiś sposób przypominali mu jego ulubione stworzenia. Szczęśliwie nie musiał się z tego tłumaczyć, a ciepły uśmiech Atlasa uspokoił go, przeganiając chwilową niepewność związaną z naruszaniem niepisanych granic znajomości. Odesłało również resztki oporu, jaki Longwei dzielnie stawiał, nie chcąc poddać się urokowi znajomego, jak i działającej na niego magii jemioły. Wiem, chciał odpowiedzieć na wzmiankę o roślinach, ale nie potrafił wypowiedzieć żadnego słowa. Dłoń Atlasa na jego policzku była przyjemnie ciepła, aż chciało się wtulić w nią, ale nie zdołał tego zrobić, gdy poczuł pociągnięcie za szalik, przez które zmniejszył dzielący ich dystans do zera. Ciemne spojrzenie zdradziło zaskoczenie, gdy tylko usta drugiego mężczyzny musnęły ostrożnie jego własne, zostawiając po sobie niedosyt. Nie. Cichy głos w głowie Longweia próbował jeszcze się bronić, jednak został zupełnie zagłuszony przez bijące szybciej serce, oszołomione niespodziewaną pieszczotą. Nieco niepewnie odwzajemnił pocałunek, zaciskając mocniej palce na przedramieniu Atlasa, przymykając oczy, poddając się w pełni chwili. Dlaczego nie…? Ciekawość, chęć doświadczania nowego, cień adrenaliny mieszały się z czystą przyjemnością, chwilowym zadowoleniem, kiedy próbował odpowiedzieć językiem na jego zaproszenie, podjąć z nim grę, której tak naprawdę nie rozumiał i nie miał chęci wcześniej doświadczać, a to, co znał, nie miało się nijak do tego, co się działo. Odsunął się na moment, żeby spojrzeć na Atlasa nieco tak, jakby widział go pierwszy raz, jakby właśnie obudził się z przyjemnego, ale niespodziewanego snu. Wpływ magii, choć słabł, gdy żądnie zostało spełnione, nie zabierał ze sobą chaosu, jaki panował w głowie opiekuna smoków, który nie potrafił skupić się na jednej chociaż myśli. W uszach zaczynało mu szumieć, a on sam był zdolny jedynie wpatrywać się w Atlasa, uśmiechając się po krótkiej chwili, łagodnie, jak to miał w zwyczaju. - Szczęście na lata…? - spytał szeptem, przechylając lekko głowę, jak zaciekawiony szczeniak, czując, że płoną mu uszy z powodu tego, co się stało.
Nigdy nie był przesadnie pruderyjny, lubiąc międzyludzką bliskość chyba nawet z konieczności. jako półwil trudno byłoby mu jej uniknąć, może po prostu z wiekiem nauczył się ją lubić? Niemniej czułość pojawiająca się między dwójką ludzi zawsze sprawiała, że się tym zachwycał. Delikatnością, jaką można było z siebie wysupłać, bądź zaborczą agresją, kiedy iskry spadały na podatny, spękany suchotą pragnienia materiał wrażeń. Zachwycała go słodycz delikatnym cmoknięć, jak i metaliczny posmak gorących, szarpiących za wargi ukąszeń. Drżące palce nieśmiałej dłoni, tak samo jak te, podwijające się u stóp w spazmie tak fantastycznie prostej, pierwotnej fali przyjemności. Kochał się w ludziach, w tym jacy byli, jak się zachowywał, jak reagowali. Jak reagowali na niego. Obserwował z bliska, jak w pierwszym rzędzie, jak kurtynka powiek zasłoniła jego czarne oczy, a gęste, czarne brwi drgnęły, gdy tak niepewnie odwzajemnił ten lekki pocałunek. Nie był przy tym nachalny, wiodąc swojego niespodziewanego partnera do tańca, jak prawdziwy dżentelmen, jakby go uczył, za rękę prowadził, językiem zapraszając i jego język do tych czułych, wilgotnych piruetów. Gdy Huang odchylił głowę, choć lekko, Atlas uśmiechnął się ciepło, niemal przyjacielsko, nie chcąc z tej sytuacji czynić niczego więcej niż trzeba, jednocześnie tym samym chcąc uniknąć poczucia niezręczności ze strony mężczyzny. To wcale nie musiało nic znaczyć. To tylko jemioły, prawda? Wypuścił z palców szalik, uśmiechając się nieco szerzej, odsłaniając lekko zęby i zerkając ku górze, gdzie na gałązkach prześwitywały białe kuleczki jemioły. - Na pewno przynajmniej do przyszłej zimy. Podejrzewam, że wtedy będziesz musiał odnowić to zamówienie na szczęście. - powiedział dość żartobliwym tonem. Urzekał go w pewien sposób ten niewymuszony, bajecznie naturalny urok, jaki Longwei w sobie miał, pomimo przeżytych lat i zapewne wielu doświadczeń. Sprawiał wrażenie osoby delikatnej, niemal kruchej, choć przecież silnej i zaradnej, w końcu był opiekunem smoków. Cóż za fascynujący okaz, z tego człowieka.
+
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Za ten takt Longwei był wdzięczny nowemu znajomemu. Wraz z całkiem przyjemnym pocałunkiem zaczęła wracać mężczyźnie pełna świadomość tego, co się stało, ale też na nowo był zdolny myśleć o wszystkim innym. Chociażby tym, że pod rękawiczką tkwiła obrączka, a on właśnie całował kogoś innego, niż swojego męża. Nie wiedział tak naprawdę, co w związku z tym czuł, był nieco skołowany, choć nie pokazywał tego po sobie, zachowując łagodny uśmiech na twarzy. - Jeśli w przyszłym roku pojawi się ta alejka, chętnie znów tu przyjdę… Ciekawe czy każdego próbują nakłonić na pocałowanie tego, z kim akurat spaceruje. Podobne latają w wiosce krasnoludów. Jeśli nie byłeś, polecam zobaczyć - powiedział spokojnie do Atlasa, przesuwając dłonią po szaliku, nim ostatecznie wykonał krok w dalszą drogę. Z każdym jednak krokiem nasilało się dziwne uczucie, którego nie był zdolny się pozbyć. Nie były to jeszcze wyrzuty sumienia, ale przekonanie, że zrobił coś złego, czego nie powinien był robić, niezależnie od tego, czy podobało mu się, czy nie. Wiedział, że pocałunek nie był dyktowany jego zwykłymi chęciami, a sprowokowany przez jemioły, ale nie wiedział, jak na to zareaguje Max. Nie wiedział nawet, czy powinien mu o tym mówić, biorąc pod uwagę, jak dziwne było ich małżeństwo. Z pewnością jednak nie było to coś, o czym chciałby rozmawiać z Atlasem, do którego uśmiechnął się po chwili nieco szerzej, przypominając o balu, na który obaj musieli zdążyć. Pożegnał się i po chwili teleportował pod drzwi mieszkania na Tojadowej, próbując odsunąć od siebie myśli o tym, co się chwilę temu wydarzyło, nie zamierzając robić z tego niesamowicie ważnego wydarzenia. +