Jemioła jest wyjątkowym symbolem uwidocznianym w święta - jej wiecznie zielone gałązki są przystrajane oraz wieszane w ramach dekorowania budynków. Roślina zapewniać ma długowieczność, dostatek i przede wszystkim miłość - najbardziej rozpoznawalny jest pocałunek. Zdaniem niektórym, w tym skromnym zakątku tuż na obrzeżach Hogsmeade, wraz z jemiołą roztaczana jest trudna w sprecyzowaniu magia; zupełnie, jakby rozpylił ktoś amortencję. Niektórzy zaprzeczają, inni zaś potwierdzają te plotki - jak będzie w twoim przypadku?
Możliwy nieobowiązkowy rzut kością
Wynik parzysty - nic się nie dzieje, nie odczuwasz dodatkowych impulsów. Wynik nieparzysty - bliżej nieokreślona siła, narzuca tobie pragnienie utrzymywania bliskości. Odczuwasz niepohamowaną chęć pocałowania osoby, z którą znajdujesz się pod jemiołą!
Tak bardzo łaknę Twojej bliskości, że w każdym słowie i geście doszukuję się sugestii - chociaż właściwie nie muszę specjalnie szukać, bo fakt, że przybliżasz się tak mocno wydaje mi się niemym oświadczeniem, że również tego chcesz. Czekałem na ten moment tak długo, bo po raz pierwszy mogę się do Ciebie zbliżyć bez wyrzutów sumienia. Jesteś trzeźwa, a co za tym idzie świadoma. Jedyną barierą pozostaje lojalność wobec starej zasady o trzymaniu się z dala od siostry kumpla. Problem w tym, że Dorien sam nas w to wpakował, więc jak mógłby rościć sobie prawo do tego by nas rozdzielać? - Nie mam zielonego pojęcia - kwituję jedynie nie będąc już nawet w stanie myśleć. Pokonuję ostatnie dzielące nas centymetry i Cię całuję. Początkowo jest to gest delikatny, lecz po chwili przyciągam Cię do siebie, nie przejmując się tym, że ktokolwiek może nas zobaczyć. Gdy nie protestujesz obdarzam Cię namiętnością - bo chociaż to nie jest nasz pierwszy pocałunek to dla mnie jest wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, bo w końcu jesteśmy świadomi sytuacji między nami.
Dopiero gdy Cassian mnie pocałował dotarło do mnie jak bardzo tego chciałam, a jednocześnie jak bardzo na to nie zasługiwałam - mając u boku kogoś takiego jak on, człowieka mądrego, dobrego, interesującego, nawet przystojnego i co zaskakujące odpowiadającego wymogom rodziny, myślałam o przeszłości, rozdrapywałam rany. Po cholerę? Ten człowiek mógł mnie uszczęśliwić - musiałam się go trzymać. Nie wiedziałam czy miłość do Cassiana przyjdzie, ale czy naprawdę jej potrzebowałam? Czy przyjaźń i zaufanie sprzężone z narastającym, aczkolwiek doskonale ukrywanym pożądaniem nie były wystarczająco cenne. Zależało mi na nim, było mi przy nim dobrze, a w tamtym momencie dotarło do mnie, że nie potrzebuję nikogo innego. Że nawet jeśli Therrathiel nie jest moją wielką miłością, to właśnie z nim chciałam kroczyć przez moje życie. Tonęłam w jego ramionach smakując ust i czerpiąc z tego niesamowitą satysfakcję. Gdy robiliśmy to pod wpływem nie czułam się tak dobrze, a teraz miałam pełną kontrolę, ogląd i prawdziwie czułam obecność Cassiana. Nie przeszkadzała mi różnica wieku, to że ktoś może nas zobaczyć, czy mocny zarost, którego dotąd nie lubiłam u mężczyzn. Akceptowałam go dokładnie takim jakim był, godząc się nawet z jego demonami z przeszłości. Pozostawało mi mieć nadzieję, że ja również jestem dla niego tak ważna. Zacisnęłam dłonie na jego karku i oderwałam się od jego warg. Utkwiwszy spojrzenie w jego tęczówkach czekałam na słowo lub gest. Tak bardzo bałam się, że znowu mnie odrzuci.
Badam strukturę Twoich ust, pleców, twarzy. Chcę cię więcej, mocniej, pragnę dotknąć każdego fragmentu Twojego ciała, ale również duszy - być balsamem na Twoje rany, kryjówkę dla Twoich lęków. Nie jestem w stanie nazwać uczucia, którym Cię darzę, ale czy naprawdę oboje tego potrzebujemy? Jesteś dla mnie ważna - tylko tyle i aż tyle. Wiem, że robimy duży krok ku naszej wspólnej przyszłości, nie chcę jednak abyś czuła z mojej strony nacisk. Tracę kontrolę nad pocałunkiem, dopiero gdy się odsuwasz budzę się z transu lekko zaniepokojony. Czyżbym zrobił coś nie tak lub przekroczył jakąś granicę? - Wszystko dobrze? - mówię głaszcząc Cię po plecach. Spoglądając w Twoje oczy staram się odnaleźć przyczynę wahania, zrozumieć reakcję. Chcę, żebyś była szczęśliwa.
Cassian spojrzał mi w oczy w wyraźną troską, jakby doszukując się czy czegoś nie spieprzył. To zaskakujące jak wielu subtelności i emocji mogła doszukiwać się dwójka ludzi w swoim przecież niepierwszym pocałunku. Nie byłam do końca pewna, czy powinnam decydować się na szczerość. - Tak - odparłam cicho, lecz po chwili zdecydowałam się wyrazić moje obawy - Po prostu boję się, że znowu mnie odrzucisz Tak dosadna powiedzenie ci prawdy jest dla mnie dziwne i trudne. Nie przywykliśmy do rozmawiania o nas, traktując to co się dzieje niemal jak splot przypadków. Wiedziałam jednak, że musi być inaczej i pora przezwyciężyć przynajmniej część barier. Zależało mi na nim i chciałam czuć, że jemu również na mnie zależy.
Wszystko zaczyna się rozjaśniać z Twoimi słowami. Nie sądziłem, że odebrałaś nasze poprzednie incydenty jako odrzucenie, gdyż w moim mniemaniu były one jedynie głosem rozsądku. Nie chcę Cię ranić. - Słuchaj Vivien - mówię obejmując jej twarz dłońmi - Już nigdy cię nie odrzucę. Zależy mi na tobie. Niezależnie od moich rodziców czy Doriena. Jest mi przykro, że musiałaś myśleć inaczej. Całuję cię w czoło i przytulam do siebie starając się przekazać jak najwięcej czułości, co wciąż pozostaje odrobinę kłopotliwe. Nie kontynuujemy pocałunku ze świadomością, że namiętność mogłaby nam się wymknąć spod kontroli. Po chwili rozmowy bierzemy torby i odchodzimy. Ta rozmowa potrzebuje ustronniejszego miejsca i lepszego czasu.
zt x2
Odetta Lancaster
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : Długie, jasne blond włosy- nigdy nie nosi ich upiętych; przenikliwe spojrzenie; roztaczana aura wili
Tkwiła w jednym miejscu, bez ruchu, a oddech zdawał się spłycić dostatecznie, by nawet klatka piersiowa nie unosiła się miarowo. Błękit tęczówek osiadł na twarzy Rileya, jakby chciała wyczytać z niego wszystko, każdą myśl, odczucie i przede wszystkim – tajemnice, których posiadał zbyt wiele. Czy było to jeszcze możliwe? Zdawali się być dalecy, odlegli względem dawnych zażyłości, dlatego też krukonka nie łudziła się, iż chłopak da sobie z tym radę i podoła jej osobie; ona sama nie mogłaby (nie chciała) pozwolić mu przeniknąć przez swą duszę. Bzdura. Wystarczyło odpowiednio dotknąć, by stała się dla niego jasną oczywistością. Zaskoczył ją. Nie odwróciła jednak wzroku, tak jak zapewne tego oczekiwał. Smukłe palce uniosły się ku górze, analogicznie do tamtej nocy – dotknęła faktury skóry Fairwyna; bez obrzydzenia, bez wstrętu i żałości. Okrutnym wydawać się było takowe podejście, wszak nadal był pięknym człowiekiem, posiadał duszę, której wielu brakowało, lecz nie umiała przedrzeć się przez mur ograniczeń, który stworzył. - Nie chcę żebyś tego żałował – szepnęła, próbując wejść mu w pół słowa. - Nie możesz tego żałować, bo to będzie oznaczało, że chcesz cofnąć czas, a przecież… Oboje tego pragnęliśmy tamtego wieczoru, prawda? – zawiesiła głos, a nerwowość obezwładniła jej ciało, gdy raz po raz przygryzła dolną wargę. - Nie wykorzystałeś mnie – dodała ledwie słyszalnie, mając nadzieję, że zrozumie sens wypowiadanych fraz. Nie był głupcem. - Riley… Nikt nie wie… Większość z tych osób, które były obecne na balu – nie znają nawet mojego imienia, a co dopiero miałby obchodzić ich los jakiejś dziewczyny? – wydukała, bo czy nie o tym wciąż zapominał? Dłoń Odetty osunęła się po torsie krukona, aż wreszcie skryła się w materiale kieszeni. Nie mógł tak myśleć, nie powinien, nie teraz, kiedy zdawali się rozpadać na wiele drobnych cząstek. - Jak mogłabym? – tak, pragnęła wytłumaczeń. Oczekiwała, perfidnie ignorując wspomnienie o tym, kim jest i co czyniła.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Ta rozmowa nie mogła być prosta. Gdybym z łatwością potrafił odnaleźć właściwe słowa, wtedy byłbym przekonany, że Odetta już nic dla mnie nie znaczy. Kiedy mi nie zależało, potrafiłem być zaskakująco niefrasobliwy. Klapki na oczach uniemożliwiały mi dostrzeżenie czyichś starań i pewnie palnąłbym coś głupiego, co ostatecznie rozwiałoby wątpliwości obojga. Dziś nie było takiej potrzeby. Potrzeby plecenia głupstw. Potrzeba wyjaśnień zawsze mnie dręczyła, to się akurat nie zmieniało. Mur, który stał się nieodłączną częścią mnie zaczynał wyrastać poza moją zdolność pojmowania. Blokując mi możliwość wyjrzenia zza niego, byłem ślepcem brodzącym w odmętach niepewności. Nie miałem pojęcia czy emocje kotłujące się wewnątrz mnie należy uzewnętrznić. Dotychczas sądziłem, że powinienem dusić je w sobie, lecz widząc jak reagowała nań Odetta rozumiałem, iż byłem jej winien tę chwilę szczerości. Ba, to było coś więcej. A chociaż nigdy nie okłamałem jej naumyślnie, pustka jaką czułem na myśl o duszeniu w sobie sympatii do niej sygnalizowała mi, że już poniekąd grzeszyłem. Niejednokrotnie. - Prawda - przyznałem po jej słowach i jednocześnie natychmiast machinalnie mrużąc oczy, gdy jej dłoń osiadła na szorstkiej fakturze mojej twarzy. Wiedziała jak trudnym tematem był dla mnie czyiś dotyk. Nawet względnie przypadkowe muśnięcia dłonią zawsze były wielokrotnie przemyślane, a odsłonięcie przed nią największej z mych słabości wystawiało mnie na próbę. Tak przeraźliwie bałem się odrzucenia, iż wciąż spodziewałem się po Lancaster, że pewnego razu po prostu ucieknie na mój widok. Zakpiwszy, wymówi się ostrym słowem, a ja już nigdy nie ukażę nikomu spopielonego Fairwyna pokonanego lata temu przez smoka. A ona wciąż mnie zaskakiwała. Jej miękki dotyk był balsamem na moje blizny. Przyłożyłem dłoń do jej dłoni i pozwoliłem temu trwać. Tak długo, aż wreszcie musiałem udzielić jej odpowiedzi. - Kiedy nadarzy się możliwość do skrzywdzenia cię, jestem pewien, że znajdą się tacy, których zacznie to obchodzić. - Zauważyłem, jak zawsze kierując się życiowym optymizmem. Skrzywiłem się nieznacznie i odsunąłem własną dłoń, aby w nienachalnym odruchu otulić nią jej plecy. Złożywszy ją na dolnej części jej kręgosłupa, mimowolnie nieznacznie nachyliłem się ku niej. - Nie mam pojęcia… - Pauza trwała wystarczająco długo, abym zdołał zdecydować się na szczerość. - Po prostu czasami tracę wiarę, że ktokolwiek jest w stanie dojrzeć we mnie coś nadzwyczajnego. Zwłaszcza ktoś taki jak ty, kto na jedno skinienie palca może mieć tysiące innych. Bardziej męskich, silniejszych psychicznie i mniej ostrożnych. Bardziej wylewnych emocjonalnie i fizycznie. Piękna i bestia… - Uśmiechnąłem się po ostatnich słowach, jakby to porównanie wydało mi się jednocześnie trafnym i zabawnym.
Odetta Lancaster
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : Długie, jasne blond włosy- nigdy nie nosi ich upiętych; przenikliwe spojrzenie; roztaczana aura wili
Obserwowała go nieustannie. Opuszkami palców raz po raz przesuwała po fakturze skóry, chcąc go utwierdzać w przekonaniu, że nie brzydzi się jego blizn, ani tym bardziej nie czuje się wstrętu jako człowieka. Wydawać się mogło, że ona sama jest absurdalnie wstrętna, gdy przybiera tę okrutną maskę. Zapomniał? - Nie zdążą – powiedziała ledwie słyszalnie. Była córą lasu, istotą, która winna przebywać wśród takich samych jak ona; z dala od ludzi, którzy nigdy nie pojmowali pewnych odmienności. Czy był jedyny? - Gdybym myślała w ten sposób co ty, nigdy nie doszłoby do tamtej nocy – szepnęła i zrobiła dwa kroki w tył. Nie czuła się pewnie, dlatego też, by nie wszczynać awantur powinni skończyć dyskusję. Ufała, że to zrozumie i uda im się w czasie rozłożyć wymianę własnych myśli, lecz ewidentnie było to nader skomplikowane. - Wierzę, że kiedyś to zrozumiesz… – dodała i skierowała swe kroki we własną stronę, która tym razem nie była znana nawet jej.
/zt
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Wbrew temu co mogli myśleć nie znające go osoby Daemon lubił święta Bożego Narodzenia i wszystko to, co poprzedzało dzień zwany wigilią; kupowanie prezentów, strojenie domów czy obowiązkową wizytę na jarmarku, gdzie w powietrzu unosił się cudowny zapach cynamonu. Okres przedświąteczny wprawiał go w naprawdę przyjemny nastrój, sprawiając, że na ustach Ślizgona pojawiał się jakby nienaturalny, a już na pewno niepasujący mu uśmiech, w którym nie było krzty ironii czy arogancji. Korzystając wolnego, sobotniego popołudnia postanowił wybrać się do Hogsmeade, by kupić kilka drobiazgów dla Jasmine oraz listę rzeczy, którą wcisnęła mu rodzicielka, jednak nie zamierzał się z tym spieszyć. Spacer zimową porą był świadomym narażaniem się na późniejsze przeziębienie i picie eliksiru pieprzowego, lecz urok ośnieżonej w całości to wynagradzał. Idąc główną drogą skręcił w prawo, następnie odbijając w zupełnie innym kierunku i nim się obejrzał stał pośrodku całujących się par, a spojrzenie jego stalowo-niebieskich tęczówek, skupiało się na płomienno rudych włosach samotnej dziewczyny, która chyba też zbyt późno zorientowała się, w jakim miejscu jest. - Jak miło, że na mnie czekałaś - rzucił beztrosko do zupełnie obecnej sobie panny, wyrastając przed nią spod ziemi i zupełnie ignorując fakt, że pewnych rzeczy po prostu się nie robi i to nie dlatego, że nie wypada, a z tego względu, że jest to zwyczajnie irracjonalnie niepoprawne, złożył na ustach rudowłosej krótki pocałunek.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kostki na to czy Robin walnie coś w łeb, czy nie Długi czas czekała na odpowiedni moment, aby przeprowadzić ten wywiad. Jednak niestety, tak wychodziło, że zarówno Yuuko jak i Robin miały tyle na głowie, że wywiad cały czas się odwlekał i odwlekał. Teraz, kiedy zbliżał się wielkimi krokami, Robin była niezmiernie podekscytowana z tego powodu. Zdążyła już od powrotu do Hogwartu wiele słyszeć na temat puchonki i wręcz nie mogła nie wykorzystać nadarzającej się okazji do rozmowy i opisania tego na wizzbooku. Co z tego, że może powinny spotkać się w lepszym miejscu, niż jakieś tam pole w Hogsmade. Co prawda było to tylko miejsce wyznaczone dla ich spotkanie, lecz nic nie stało na przeszkodzie, aby później ruszyły gdzieś dalej. Starała się przygotować odpowiednio. Dowiedziała się jak najwięcej na temat dokonań dziewczyny i musiała sama przyznać, że jak na tak młody wiek, były one naprawdę bardzo imponującymi. Nie każdy mógł się pochwalić czymś podobnym, więc Doppler tym bardziej czuła nutkę ekscytacji na myśl o szerszym zbadaniu tej sprawy. Jak zwykle przybyła wcześniej, bo nie mogła pozwolić sobie na takie znieważenie dziewczyny, jakim byłoby spóźnienie. Pogoda była bardzo rześka, jednak dzięki temu śnieg idealnie skrzył się w promieniach słońca. Mróz delikatnie szczypał policzki ślizgonki, kiedy zmierzała na miejsce spotkania. Poprawiła swoją torbę na ramieniu, kiedy już znalazła się w wyznaczonym miejscu. Miała w planie przeniesienie się później do trzech mioteł (o, przepraszam, do trzech różdżek…) jednak uznała, że to miejsce pozostawia większą swobodę do rozmowy. W końcu niepodsłuchane przez nikogo, miały możliwość porozmawiać bardziej szczerze. Schowała dłonie do kieszeni kurtki, aby nie zmarzły zbyt szybko.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Już od dłuższego czasu próbowała umówić się z Robin na obiecany wywiad. Co prawda nie bardzo wiedziała jak Ślizgonka wyobrażała sobie jego przebieg i jak dokładnie miałby on wyglądać, ale stwierdziła, że czemu nie? Z pewnością coś takiego będzie mogło im służyć za przydatne doświadczenie. Robiło się coraz zimniej na zewnątrz. Jednak nie na tyle, by była zmuszona do zastąpienia jednego ze swoich ulubionych stylowych płaszczy, które może i nie nadawały się na kilkunastostopniowe mrozy, ale z pewnością były dosyć ciepłe. I choć była pewna tego, że przybyła na miejsce przed czasem, by nie wykazać się brakiem taktu tak okazało się, że jednak Doppler pojawiła się w wyznaczonym punkcie przed nią. Kanoe uśmiechnęła się jedynie na ten widok i podeszła bliżej do dziewczyny, czemu towarzyszył charakterystyczny trzask cienkiej warstwy śniegu pod podeszwami jej butów. - Hej - raczej nie było potrzeby, by Puchonka miała przywitać się z blondynką jakoś bardziej formalnie. - Mam nadzieję, że nie kazałam ci długo na siebie czekać? Co prawda nie była spóźniona, ale zapewne wyszłaby jeszcze wcześniej z domu jeśli dzięki temu Robin uniknęłaby tkwienie w jednym miejscu i czekania na to, aż Kanoe się łaskawie pojawi.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Sama nie do końca wiedziała, jak tutaj trafiła. Po prostu kręciła się po miasteczku idąc za tłumem. Chciała zobaczyć te Świąteczne atrakcje, o których tyle słyszała w zamku. Opatulona jak zwykle w ciepły szalik oraz szmaragdowy komplet czapki z rękawiczkami spacerowała więc po Hogsmeade, rozglądając się wokół po tych wszystkich lampkach, dekoracjach i atrakcjach. Gdy tak przemierzała nieznane sobie alejki dziewczyna dostrzegła nagle za jednym z drzew nieśmiałą postać z piernika. Podeszła delikatnie do niej i uśmiechem zachęciła ciastka by do niej podszedł, a gdy ten już jej zaufał, delikatnie schowała malca do torebki, by w zamku wymienić go na nagrodę. Gdy podniosła się ponownie do pionu zauważyła, że otacza ją ogrom jemioły. Wokół kręciło się pełno migdalących się parek i Irvette czuła się lekko nie na miejscu. Niestety długo nie musiała czekać, aż los rzuci jej kogoś w ramiona. Nie wiedziała, czy była to magia tego miejsca, czy wyjątkowa bezczelność chłopaka, ale nie zdążyła nawet zareagować na rzucone w jej stronę słowa, bo już czuła obce wargi muskające jej własne usta. -Putain de Merde!- Wyrwało jej się niezbyt elegancko, podczas gdy wymierzała chłopakowi siarczysty policzek. Nie była dumna z tego odruchu, ale nie była kimś, kto pozwoliłby sobie na podobne akcje. - Każdą dziewczynę tak molestujesz? - Zapytała chłodno, przyjmując spokojniejszy wyraz twarzy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z kim ma do czynienia. Ta uroda i maniera, z jaką chłopak się nosił nie pozostawiała Rudej cienia wątpliwości, że oto stoi przed nią panicz Avrey. Przekręciła w myślach oczami na ten fakt. Słyszała o nim wiele i przez tyle lat skrzętnie unikała bezpośredniego spotkania. Jak widać los postanowił mimo to połączyć ich ścieżki.
Temperatura na zewnątrz nie zachęcała do dłuższych spacerów czy to zwiedzania wszystkich świątecznych atrakcji, jakie przygotowało dla ludzi Hogsmade, jednak Robin nie przejmowała się tym szczególnie mocno. Jej prywatna ekscytacja ogrzewała ją skutecznie od środka i miała nadzieję, że przez długi czas tak pozostanie. W końcu czuła nie małe podniecenie związane z faktem, że będzie miała sposobność porozmawiać z Yuuko. Niewątpliwie puchonka mogła pochwalić się nie małymi dokonaniami, co jeszcze bardziej podbudowywało Robin. W końcu, niewielu mogło pochwalić się tym, że miało okazję na prawdziwy wywiad z panną Kanoe. A ona będzie mogła to zrobić. Szeroki uśmiech wstąpił na jej usta, kiedy zobaczyła, jak z daleka nadchodzi w jej stronę dziewczyna. Od razu rozpoznała i skojarzyła jej nietypową dla Wielkiej Brytanii urodę. -Cześć! - rzuciła radośnie w ramach powitania. Machnęła ręką od niechcenia tym samym pokazując, że przecież nikt się nie spóźnił. - Nie, spokojnie. Sama postanowiłam pojawić się chwilę przed czasem, bo nie lubię, kiedy zaproszone przeze mnie osoby muszą na mnie czekać - przyznała zgodnie z tym, co naprawdę sądziła. Wskazała dłonią w kierunku nieopodal, gdzie znajdowała się niewielka, drewniana ławeczka. - Pomyślałam, że w tak ładną pogodę byłoby szkoda kisić się gdzieś w czterech ścianach. Jeśli jednak będziesz chciała zmienić lokalizację, to mów, śmiało możemy iść gdzieś na miodowe piwo czy cokolwiek innego - dodała jeszcze, po czym ruszyła w stronę wspomnianej wcześniej ławki. Wyczarowała jakieś grube koce, które po rozłożeniu na ławce, chroniły ich tyłki od całkowitego odmrożenia. Usiadła i założyła nogę na nogę, by po chwili utkwić spojrzenie w dziewczynie. - Kurcze, powiem szczerze, że bardzo się cieszę, że chcesz ze mną porozmawiać. Na pewno masz dużo pracy, nie tylko ze względu na bycie prefektem domu, ale również na swoje muzyczne zobowiązania. Tym bardziej dziękuję ci, że znalazłaś dla mnie czas - zaczęła, po czym sięgnęła w stronę swojej torby. Wygrzebała z niej notatnik oraz pióro. Pełna profeska, a co! - Może na początek powiesz mi, jak bardzo święta w Wielkiej Brytanii różnią się od tego, co można zaobserwować w twoim rodzinnym kraju? - zapytała szczerze zainteresowana. Uważała, że skoro rozmawiają w bliskim sąsiedztwie zbliżającego się Bożego Narodzenia, to należało ten atrybut odpowiednio wykorzystać.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Uderzenie w policzek nie było zbyt mocne, jednak na tyle skuteczne, że odsunął się od dziewczyny na odległość pół krok, rozmasowując obolałe miejsce. Mimowolna reakcja rudowłosej oraz obco brzmiące słowa opuszczające jej usta sprawiły, że kąciki ust Daemona mimo wszystko uniosły się delikatnie ku górze. - Jaka zadziorna - oznajmił, nieco rozbawiony, choć oczy osób znajdujących się najbliżej nich wyrażały wiele odmiennych uczuć; niektórzy patrzyli z zainteresowaniem, drudzy robiąc głupie miny wyrażali swoje zaskoczenie, a jeszcze inni skomentowali to rozigranym uśmiechem, jakby wyrażającym satysfakcję. Patrząc na nieznajomą z każdą upływającą sekundą odnosił coraz silniejsze wrażenie, że mieli okazję się już kiedyś spotkać. Tęczówki jej oczu były mu znane, mógł nie pamiętać nazwiska, nie kojarzyć twarzy, ale oczy były zwierciadłem duszy, dlatego ciężko było wyrzuć mu je z głowy. - Nie - odpowiedział krótko na chwilę zachowując powagę, która biła również od dziewczyny - Tylko te ładniejsze - dodał, szczerząc się przy tym szeroko, dzięki czemu rysy twarzy Daemona nabrały cieplejszego wyrazu, choć wciąż biło od niego tą charakterystyczną arogancją. - Poza tym przestrzegam zasad tradycji, a ty Irvette? - zapytał unosząc prawą brew. Zwrócił się do czarownicy pewnym imieniem, przypominając sobie w końcu skąd ją zna.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Może i było zimno, ale leżący na ziemi śnieg z pewnością upiększał zimowy krajobraz miasteczka, dodając mu niezwykły charakter, pasujący do świątecznego klimatu i atrakcji, które pojawiły się w Hogsmeade ze względu na ten wyjątkowy czas. I choć w policzki szczypał mróz, a każdemu oddechowi towarzyszyła tworząca się przy ustach para tak mimo wszystko cała ta atmosfera zachęcała ją do krótkich spacerów. - Rozumiem. I naprawdę to doceniam - odparła z uśmiechem. Jakby nie patrzeć punktualność była naprawdę przydatną i pożądaną cechą, która była w życiu naprawdę potrzebna. Dlatego niezwykle dobrze, że Doppler ją posiadała. Tym bardziej, że był to jeden ze sposobów na okazanie szacunku swojemu rozmówcy. Dobre pierwsze wrażenie? Z pewnością zrobione. Dziewczyna mogła jedynie ja podtrzymać. - Nie ma sprawy. Jeśli chcesz możemy porozmawiać tutaj - stwierdziła, kierując się za Ślizgonką w kierunku jednej z pobliskich ławek. I mogła być naprawdę jej wdzięczna za wyczarowanie koców, które chociaż trochę uchroniły je przed zimnem siedziska. Yuuko usiadła na nim pod odpowiednim kątem tak, by być odwróconą do swojej rozmówczyni i opierając jeden z łokci o oparcie ławki. - Nie ma sprawy. Zawsze znajdę chwilę czasu jakbyś czegoś chciała - bo może i brała na siebie ogrom obowiązków związanych ze szkołą, a poza nią starała się także rozwijać swoją karierę, ale zawsze potrafiła znaleźć w tym wszystkim jeszcze nieco czasu dla kogoś innego jeśli tylko tego potrzebował. Przyjrzała się jeszcze temu jak dziewczyna wyciąga notatnik i uśmiechnęła się pogodnie słysząc pierwsze pytanie. - Pod względem wizualnym nie różni się zbytnio od świąt obchodzonych w Wielkiej Brytanii. Można zobaczyć podobne dekoracje czy zimowe atrakcje. Jednak tutaj jest to bardziej rodzinne święto, które spędza się w gronie najbliższych. W Japonii jednak jest nieco inaczej. Mogłabym to porównać nieco do Walentynek w nieco innej oprawie. Przede wszystkim ludzie korzystają z tego święta, by pójść z kimś na randkę. Często też zamiast domowego posiłku wybierają fast foody i przede wszystkim świąteczne ciasto. To już prawdziwa tradycja.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Reakcja otoczenia nie uszła jej uwadze. W końcu publicznie dała komuś w twarz. Nie powinna była. Nie tak ją wychowywano. Jednak sytuacja, w której się znalazła sprawiła, że zadziałał instynkt. Uważnie obserwowała napastnika, gotowa w razie potrzeby użyć nieco bardziej wątpliwych metod samoobrony. - Dziękuję za komplement, ale naprawdę wolałabym, żebyś następnym razem okazał zainteresowanie w jakiś inny sposób. - Odpowiedziała już nieco grzeczniej, chociaż wewnątrz miała ochotę przywalić mu czymś naprawdę paskudnym. Ciekawiło ją, czy wciąż emanowałby taką pewnością siebie z wielką blizną na twarzy. -Nie kojarzę, by jakakolwiek tradycja mówiła o molestowaniu kobiet w biały dzień, Avrey. - Czyli jednak ją poznał. Dużo bardziej cieszyłaby się, gdyby nie skojarzył tej twarzy i Irvette nie musiałaby wracać do tych wszystkich pierdolonych schematów, które wpajano jej w domu. Nie mogła jednak pozwolić sobie na wulgaryzm przy przedstawicielu rodu Avrey. Dobrze wiedziała, jakie mogły być z tego konsekwencje. - Przyszedłeś szukać tutaj szczęścia, czy jednak miałeś inny cel? - Zagadała, bo jednak obecność w tak wyjątkowym miejscu mogła ciekawić. Słyszała o jego relacji z jakąś młodą gryfonką, a przynajmniej o ich wybryku podczas lekcji WDŻ. Cieszyła się, że nie musiała być świadkiem tego wydarzenia. Nie miała pojęcia, jak zareagowałaby na ten skandal. -Nie sądziłam, że będziesz kręcił się tu sam. - Dodała jeszcze nie mogąc powstrzymać się od komentarza.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
On w przeciwieństwie do dziewczyny wydawał się nie przejmować tym, że kilka spojrzeń uważnie im się przyglądało. Chociaż oboje wywodzili się z czystokrwistych rodów o dość wysokim statusie społecznym, to Daemon zdawał się nie przykładać do tego zbyt dużej wagi; robił co chciał i kiedy chciał, często przy tym hańbiąc swoje nazwisko, ale był Avrey, więc co mogli mu zrobić? Pozwalał sobie na zbyt wiele, w dodatku czerpiąc z tego chorą satysfakcję, zwłaszcza jeśli chodziło o relacje damsko-męskie. - Po prostu chciałem pozostać wierny tradycji, w naszych rodzinach to często spotykane -przytyk godny arystokraty opuścił usta Ślizgona, które mimochodem wygięły się w zawadiackim uśmieszku, a on sam przeniósł na kilka sekund spojrzenie stalowo-niebieskich tęczówek na jemiołę, która swobodnie unosił się nad ich głowami, by następnie ponownie skupić swoją uwagę na rudowłosej. Nie miał pojęcia jakie paskudne myśli skrywa przed nim Ślizgonka, jednak on sam nie był jej w tym dłużny, choć jego umysł podsuwał mu nieco inne wizje, zabarwione erotyzmem. - Oj, wypraszam sobie - oznajmił robiąc oburzoną minę. - Rączki cały czas miałem i ma przy sobie - zaśmiał się, unosząc dłonie w obronnym geście. W gruncie rzeczy nie mogła posadzić go tak do końca o molestowaniu, które przejawiało się między innymi błądzeniem po ciele drugiej osoby dłońmi, a on zwyczajnie ją pocałował i to w imię tradycji! Daemon nie zdawał sobie sprawy z tego, że odgadując kim jest nieznajoma zyskał nad nią przewagę. Przywiązując ogromną wagę do tego, co wpajała jej rodzina była niczym zwierzę w klatce, zdane na łaskę innych. - Nie miałem żadnego, ale skoro spotkałem ciebie to mogę powiedzieć, że miałem szczęście, co? - zapytał, uśmiechając się przy tym uroczo, choć wciąż w tym uśmiechu kryło się coś, co nie pozwalało wierzyć w jego szczerość. - Dlaczego nie sądziłaś, że będę sam, hm? - uniósł do góry prawą, wyraźnie zainteresowany tym tematem. Fakt, jego wybryk podczas lekcji WDŻ z udziałem Odey wciąż w jakiś sposób był na językach innych ludzi, choć bledł przy kolejnych plotkach od których huczał Hogwart. Niemniej nie było to jednoznaczne z tym, że teraz inni zaczną go widywać w towarzystwie owej Gryfonki czy innej panny. - Czyżby przemawiała przez ciebie zazdrość, de Guise? - pochylił się delikatnie nad dziewczyną odgarniając zagubiony kosmyk włosów za jej ucho. Zdecydowanie Avrey miał zbyt wysokie ego, do tego nigdy tego nie ukrywał, choć przecież miał ku temu powody; był przystojny, wywodził się z dobrego rodu, charakteryzowało go dobre wychowanie (przynajmniej w niektórych przypadkach), a w dodatku był wolny - wspaniały materiał na chłopaka, zwłaszcza dla kogoś takiego jak Irvette.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Wszystko szło w dobrym kierunku! Robin miała odczucie, że faktycznie zrobiła na Yuuko dobre wrażenie i ta nie pożałuje tego, że zgodziła się na ten wywiad. Wydawać się mogło, że złapały od razu fajny kontakt, bo chyba miały podobne spojrzenie na pewne kwestie. Jak chociażby spóźnianie się na spotkanie, które w opinii Robin było czymś kompletnie niedopuszczalnym, tak samo w opinii Japonki. Usiadły, a Robin uznała, że prócz tego, że cholernie uzdolniona, to Yuuko jest po prostu przesympatyczną osobą! Nic więc dziwnego, że ślizgonka od razu uśmiechnęła się szeroko w jej stronę, pokazując niemalże wszystkie zęby, tak jak to miała w zwyczaju, kiedy czuła się komfortowo w cudzym towarzystwie. Bo przecież ona też powinna czuć się dobrze z tym, o czym miały dzisiaj rozmawiać, prawda? - Mam nadzieję, że nie będę musiała zaprzątać ci głowy głupotami, ale zapamiętam na przyszłość! - zapewniła puchonkę. I faktycznie tak myślała. Jeśli posiadałaby jakiś problem, który wymagałby interwencji jakiegoś prefekta, czy ogólnie innego człowieka, dobrze było wiedzieć, że zna się kogoś takiego jak Kanoe. Co prawda Doppler nie zamierzała tego nadużywać, ale mimo wszystko, fajnie wiedzieć. Z ogromną uwagą zaczęła słuchać, kiedy Yuu rozpoczęła opowieść o tym, jak wyglądają święta Bożego Narodzenia w jej rodzinnym kraju. W odpowiednich momentach kiwała głową ze zrozumieniem, próbując nadążyć z robieniem notatek. Tak, zdecydowanie musiała zainwestować w samopiszące pióro w przyszłości... Zatrzymała się w połowie zapisywanego zdania, kiedy dziewczyna wspomniała o tym, że to bardziej Walentynki. Uniosła na nią wzrok, delikatnie marszcząc przy tym brwi. -Nie gadaj... Poważnie to tak wygląda? - zapytała, zanim zdążyła ugryźć się w język. -Znaczy, uznajmy, że to moje prywatne pytanie, ale... Ja cię kręcę. To musi być zupełnie coś odmiennego. Choć w zasadzie święta Bożego Narodzenia to okres czasu, kiedy powinniśmy miłować innych ludzi, a przynajmniej tak nam wszyscy mówią. Widzę, że w Japonii traktuje się to bardzo poważnie - uśmiechnęła się ponownie, nie do końca pewna, czy jej głupia uwaga nie ugodziła jakoś w puchonkę. Kiedy jednak nie zobaczyła, aby ta była zdegustowana czy coś, postanowiła kontynuować. - Jestem bardzo ciekawa, czy w takim razie, w waszej tradycji również pojawiają się kolędy. Czy miałaś okazję wykonywać je publicznie?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Czasami narzekała na brak swobody wymuszony przez jej wychowanie. Chciałaby zupełnie nie przejmować się opinią publiczną, ale po tylu latach opanowywania się i ćwiczenia perfekcyjnych zachowań, uważała już tę część swojego życia za poniekąd naturalną. Wiedziała, że w niektórych sytuacjach może pozwolić sobie na nieco luźniejsze podejście i korzystała z tego przywileju. -Widać nie wszystkie rody pielęgnują te same tradycje. - Mimowolnie również zerknęła na jemiołę nad ich głowami, chociaż była jej doskonale świadoma. Nie potrafiła uwierzyć, że ślizgon tak bezczelnie chodził po wiosce i robił co chciał nawet, jeżeli nie było to akceptowalne zachowanie. -I całe szczęście. - Dodała, gdy bronił się, że przecież nie obmacał jej ciała swoimi dłońmi. -Ale molestowanie nie musi dotyczyć tylko i wyłącznie dotyku. Mogę podesłać Ci regulacje prawne na ten temat jeżeli do tej pory nie miałeś okazji się z nimi zapoznać. - Dodała swoim "biznesowym" tonem wciąż kipiąc w środku ze złości choć na twarzy wciąż zachowując perfekcyjny spokój. Czego nie mogę powiedzieć ja... Pomyślała, gdy na jego ustach pojawił się dziwnie fałszywy uśmiech. Wolała nie skomentować tej części, by przypadkiem nie wymsknęło jej się kilka kolejnych, niezbyt przyjemnych słów. -Po prostu słyszałam, że lubisz pokazywać się z kobietami, więc założyłam, że i w takie miejsce byś z kimś przyszedł. Raczej ludzie nie chodzą postać samotnie pod jemiołą. - Powiedziała ogólnikowo. Sama przecież stała tutaj bez towarzystwa, za kompana mając jedynie piernikowego ludka schowanego w jej torebce, o czym Daemon nie mógł przecież wiedzieć. -Zazdrość? Nie musisz się o to martwić, Twoje relacje intymne nie do końca znajdują się na liście moich zainteresowań. - Powiedziała najgrzeczniej jak tylko potrafiła chociaż szczerze miała ochotę go teraz wyśmiać. Jedyne o co mogła być zazdrosna to o kobiety, które uniknęły dzisiaj spotkania z Avrey`em.
Na słowa wypowiedziane przez rudowłosą zareagował wzruszeniem ramion, natomiast na jego ustach pojawił się zawadiacki uśmieszek. Będąc częścią tego samego świata, co Irv doskonale wiedział jakim oczekiwaniom musiała sprostać, a w dodatku wymagano od niej nienagannego zachowania, którym on niejako gardził. Często męczyły go te wszystkie zasady, niemniej bywały chwile - podobne do tej - kiedy mógł je wykorzystać. To, że dziewczyna przywiązywała do nich wagę dawało mu pewnego rodzaju władzę, gdyż jakby nie patrzeć jego rodzina stała wyżej w hierarchii niż jej. - Śmiem wątpić w twoje słowa - mimochodem zaprzeczył widząc jak ona również przenosi spojrzenie na jemiołę - Tradycję z jemiołą pielęgnują nawet mugole - dodał, dokładnie nie znał całej tej historii dotyczącej tej rośliny, która uchodziła za pasożyta, ale gdyby nie wykorzystał faktu, że takowa istnieje to nie byłby sobą. A ona? Czyż nie powinna się cieszyć, że pocałował ją ktoś taki jak on? Zawsze mogła trafić na jakieś skapciałego starca. Na kolejne, pouczająco brzmiące słowa Ślizgonki wywrócił teatralnie oczami, nie umiejąc powstrzymać się głośnego westchnięcia. - De Guise, zachowujesz się jakby ktoś wsadził Ci różdżkę w tyłek. - stwierdził, komentując w ten sposób jej sztywne zachowanie, które u osób w ich wieku było rzadko kiedy spotykane - może poza czysto krwistymi rodami, ale i wśród nich były dziewczęta, które łamały konwenanse - niestety Irvette de Guise do nich nie należała. Gdyby miał z kimś takim spędzić więcej czasu niż musiał, to chyba strzeliłby sobie zaklęciem w głowę. - Skoro ludzie nie chodzą sami postać pod jemiołą, to co robisz tu ty? - zapytał niejako odbijając piłeczkę, uniósł prawą brew ku górze uważnie się jej przyglądając. Nie wyglądała jakby właśnie była na randce czy innym spotkaniu w którym towarzyszyłby jej przedstawiciel płci brzydkiej. Z resztą, czy ktoś byłby w stanie wytrzymać przy niej dłużej niż kilka minut? Sztywna, przewidywalna, wyniosła; nie reprezentowała sobie czegoś, co mogłoby przyciągać i pociągać a już na pewno nie jego,choć z twarzy była nawet ładna. - Ja przynajmniej jakieś mam - rzucił jakby od niechcenia, jednak chciał jej po prostu dogryźć, bo nie sądził by dziedziczka rodu de Guise z kimś się spotykała, może nawet skradł jej pierwszy pocałunek w życiu.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
A czy Robin mogłaby zrobić na niej złe wrażenie? W tej chwili wyraźnie w to wątpiła. Doppler była naprawdę sympatyczną osobą, która wyraźnie lubiła to czym się zajmowała. Potrafiła sprawić, że z jednej strony czuć było namiastkę profesjonalizmu w czymś, co w zasadzie przypominało bardziej przyjacielską pogawędkę niż wywiad z prawdziwego zdarzenia. I tak zapewne powinno być. W dodatku... miała naprawdę cudowny uśmiech. Spojrzenie ciemnobrązowych tęczówek Puchonki na chwilę zatrzymało się na wesoło uśmiechających się ustach blondynki, a przez głowę przeszła jej myśl, że naprawdę nie chciałaby teraz nic bardziej niż po prostu pochylić się nad dziewczyną i pochwycić jej wargi w spontanicznym pocałunku. W tym momencie cieszyła się jedynie z tego, że przez szczypiący w policzki mróz nie można było dostrzec tego jak zarumieniła się niemal automatycznie na podobną wizję, którą starała się od siebie odgonić. Choć nieskutecznie, gdyż myśl o całowaniu znajdującej się przed nią Ślizgonki powracała raz za razem. - To żaden problem - i naprawdę tak uważała. Po prostu lubiła być pomocna i przydatna. I nieważne z czym Doppler by do niej przyszła zawsze postarałaby się wygospodarować dla niej nieco czasu. Czuła się naprawdę dobrze opowiadając o kulturze swojego kraju. Lubiła dzielić się z innymi informacjami odnośnie Japonii jeśli tylko chcieli jej wysłuchać i coś ich zaciekawiło, a reakcje podobne do tej, która wyrwała się Robin sprawiały jedynie, że uśmiechała się automatycznie nieco szerzej i cieszyła się z faktu, że dzięki niej ktoś mógł się dowiedzieć czegoś ciekawego o jej ojczyźnie. - Nie ma sprawy i tak, naprawdę to tak wygląda. Boże Narodzenie nie jest tradycyjnym japońskim świętem dlatego dla większości jest jedynie okazją do tego, by spędzić miło czas z ukochaną osobą i zjeść coś dobrego, a potem wymienić się prezentami. I może nie było w tym takiego ducha świąt jakiego znali Brytyjczycy, ale dla niej wciąż była to dosyć przyjemna tradycja w jej mniemaniu. W końcu chodziło w niej o to, by cieszyć się z towarzystwa kogoś naprawdę bliskiego. - Tak, miałam ku temu okazję kilka razy. Mahoukotoro jest szkołą, która oferuje swoim uczniom naprawdę sporo różnych atrakcji i zajęć pozalekcyjnych, które mają zachęcić uczniów do angażowania się w różne ugrupowania i przedsięwzięcia. Nie wiem na ile można tu mówić o typowych kolędach, bo nazwałabym je raczej piosenkami świątecznymi, ale w czasie kilku takich szkolnych imprez miałam okazję zagrać i zaśpiewać parę utworów.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Jakże on ją irytował! Gdyby tylko mogła cisnąć mu klątwę pod nogi i pójść w swoją stronę, zapewne by to zrobiła. Zamiast tego musiała udawać, że prowadzi przemiłą pogawędkę z dżentelmenem, którym Daemon zdecydowanie nie był. A przynajmniej nie dla niej. - Tym bardziej powinieneś wiedzieć, że czystokrwiste rody niechętnie babrają się w takie absurdalne zabawy. - Sama nie miała aż takiej pogardy dla mugoli, jednak w jej domu traktowani byli jako ludzie gorszego sortu, co dobitnie pokazał jej ojciec lądując w Azkabanie za znęcanie się nad nimi. Sama Irvette po prostu nie wchodziła z własnej woli w takie interakcje i bardzo dobrze czuła się w iście magicznym towarzystwie. - Wybacz, nie interesują mnie takie zabawy. - Spojrzała na niego iście ironicznie, gdy zasugerował, że ma w tyłku różdżkę. Wiedziała bardzo dobrze co ślizgon sugeruje, ale nie mogła nic poradzić na to, że jego obecność spinała każdy, nawet najmniejszy mięsień w jej ciele. Nie potrafiła się przy nim wyluzować. -Znalazłam się tu przypadkiem. Poza tym nie byłam dzisiaj zupełnie sama. - Może i w tej okolicy kręciła się bez towarzystwa, ale przecież spotkała w pubie przemiłą blondynkę, którą kojarzyła ze szkolnych korytarzy, a do tego w jej torbie wesoło siedziały dwa żywe pierniczki. To wystarczyło,, by uznać, że Irvette miała towarzystwo. - Ja przynajmniej się szanuję. - Tym razem to ona odbiła piłeczkę, na chwilę tracąc swoje opanowanie i sztywny ton. Nie mogła nic poradzić na to, że Avrey wpływał na nią w najgorszy sposób. Jej życie intymne zdecydowanie nie było jego sprawą i nie miała zamiaru tłumaczyć mu się z niczego.
Nie ulegało wątpliwości, że zachowanie Daemona było wkurzające; samo jego podejście do całej sytuacji, w tym brak poczucia winy oraz aroganckie odzywki zasługiwały na kolejne uderzenie w twarz, chociaż Irv nie odważyła się na to. Zamiast tego zachowywała spokój, udając że dobrze czuje się w jego towarzystwie, co było oczywiście wierutnym kłamstwem. Avrey należał do osób przy których należało trzymać gardę i zachowywać odpowiedni dystans, a tylko w nielicznych sytuacjach wykazywał się naprawdę dobrym wychowaniem, które przez wiele lat wpajała mu matka. Na słowa rudowłosej koleżanki wywrócił teatralnie oczami. Mógł się po niej spodziewać właśnie takiej relacji, a jednak liczył na to, że w Ślizgonce kryje się coś więcej niż zasady wpajane przez rodzinę, które objawiało się sztywnym zachowaniem. - Zaraz absurdalne, czemu taka jesteś? - zapytał, marszcząc czoło, jakby w zaskoczeniu, chociaż nie było to to, co czuł w tym momencie. Był raczej zawiedziony. Miał nadzieję, że w Ślizgonce drzemie choć odrobina buntowniczej natury. Co prawda on sam się nią nie do końca charakteryzował, w tym momencie bawił się wykorzystując swoje nazwisko, niemniej kiedy przyjdzie odpowiedni czas - wówczas gotów był wziąć na swoje barki obowiązki, które wiązały się z przynależnością do rodu Avrey'ów. Darował sobie kolejne wywrócenie oczami czy jakikolwiek inny komentarz, bo dziewczyna zwyczajnie nie potrafiła się bawić. Zachowywała się jak typowa czystokrwista panienka z dobrego domu, którymi w pewien sposób gardził, chociaż sam przecież należał do tego samego świata. Mimo tego, taki typ go zwyczajnie odrzucał; ktoś kto niejako nie miał własnego zdania, podporządkowany był rodzinie i nie wyróżniał się niczym szczególnym. Oczywiście tylko myślał, że Irv jest dokładnie taka sama, bo w gruncie rzeczy jej nie znał. Prezentowała mu tylko to co chciała, dla siebie zachowując swoją prawdziwą twarz; podobnie jak on zakładała maski, choć zgoła odmienne od jego własnych. Gdy wspomniała, że nie jest tu sama tęczówki chłopaka pojaśniały, wyrażając wyraźne zainteresowanie. - A kto ci towarzyszy? - zapytał, oglądając ją to z prawej, to z lewej strony, jakby szukał towarzyszącej de Guise osobie, lecz nikogo tam nie było. Przeczesał dłonią włosy, wprowadzając je w jeszcze większy rozgardiasz. Słysząc przytyk padający z ust Ślizgonki uśmiechnął się jakby z satysfakcją. - Że ja niby nie? - kolejne pytanie padło z jego ust, a na twarzy Ślizgona pojawiło się zdziwienie. Czyżby miała apropo tego inne zdanie?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie miała problemu ze zdystansowaniem się i opanowaniem. Dzięki temu takie zakały jak Avrey jeszcze chodziły po tym świecie zamiast jako trwałe kaleki leżeć gdzieś na oddziale Munga. Irvette miała drugą, luźniejszą i zdecydowanie bardziej rozrywkową twarz, której jednak nie odkrywała przed byle kim. Daemonowi nie ufała, więc zachowywała się przy nim po prostu poprawnie. -Taka? Co masz na myśli? - Jeżeli chodziło mu o przestrzeganie norm zachowania i brak niezwykłej arogancji, która cechowała ślizgona to ona powinna pytać, dlaczego on zachowuje się w tak nieprzyjazny dla innych sposób. Całe jej życie kierowane było tak, by przede wszystkim dbała o wizerunek własnego rodu. Przyjemności Rudej schodziły na drugi plan i doskonale wiedziała, kiedy mogła pozwolić sobie na coś więcej niż grzeczne zwroty i suche formułki. Problem nie leżał w niej, a w Daemonie, do którego nie żywiła nawet resztek ciepłego uczucia. Przynajmniej z jej punktu widzenia. Szybko pożałowała swoich słów, gdy zobaczyła błysk w jego oczach. Wiedziała już, że szykuje się festiwal pytań i podejrzeń, na który zdecydowanie nie miała ochoty. Wypuściła zimne powietrze ze swoich płuc, czekając na to, co było nieuchronne. - Wybacz, ale nie uważam by była to informacja, którą chciałabym się z Tobą podzielić. - Powiedziała tak spokojnie, jak tylko potrafiła. Nie rozumiała dlaczego Daemon tak bardzo interesuje się życiem prywatnym dziewczyny. Szczególnie takiej, której nawet nie lubił. - Nie mnie to oceniać. Chociaż nie wiem, czemu tak Cię dziwi podobna opinia. - Zdziwienie na jego twarzy było jednoznaczne chociaż Irvette nie potrafiła uwierzyć, że nikt wcześniej nie zasugerował mu podobnych rzeczy. Dla Rudej taki styl życia zdecydowanie nie był czymś, co podchodziło jakkolwiek pod szacunek do własnej osoby, a co dopiero do innych.
- Formalna, drętwa i zimna niczym lód - odpowiedział uśmiechając się przy tym szeroko, co zupełnie nie pasowało do tonu wypowiedzi. W gruncie rzeczy spotkanie z Irv było miłą odmianą, bo ostatnio jego życie stanowiło coś na kształt dramatu wymieszanego z komedią romantyczną, w której odgrywał główną rolę razem z Odey z tym, że on był prawdziwym dupkiem a nie takim który nagle zmienia się w cudownego faceta. Przepychanki słowne były jedną z jego ulubionych form rozrywki chociażby z tego względu, że dzięki nim mógł sprawdzić jak daleko sięgały granice drugiej osoby, nim przeszedł do przekraczania tych związanych z dotykiem - w przypadku Irv było na odwrót. On chociaż na względzie miał dobre imię swojej rodziny, to i tak, kiedy w pobliżu nie było kogoś ze starszyzny nie przykładał wielkiej wagi do zasad, jakimi zmuszony był się kierować. Było to zwyczajnie męczące, a przede wszystkim w jego odczuciach nudne, natomiast samego siebie uważał za zbyt młodego i niedojrzałego. Względem de Guise miał podobne odczucia jakim ona darzyła jego, jakoś od początku nie bardzo za sobą przepadali, co czasem widać było podczas spotkań rodów, chociaż ciężko było określić dlaczego. Wtedy Daemon wykazywał się dobrym wychowaniem, którego brakowało teraz a mimo to, dziewczyna z jakiegoś powodu od początku nie pałała do niego sympatią. - Aham, tajemniczy kochanek - rzucił wyraźnie rozbawiony tym, że informacje dotyczącą swojego towarzystwa zamierzała przed nim ukryć. Oczywiście słowa bruneta były jedynie insynuacją, która miała zezłościć Ślizgonkę, bo ta należała raczej do tych, które czekają na męża wyznaczonego przez rodzinę niżeli bawią się w romanse. Tego też nie potrafił zrozumieć, choć z drugiej strony było to nawet godne podziwu. - Chociażby dlatego, że mnie nawet nie znasz? - odpowiedział, chociaż jego słowa brzmiały bardziej jak pytanie. Nie lubił kiedy ludzie patrzyli na niego przez pryzmat tego co wyprawiał, nawet jeśli święty nie był. Mało kto z tych wydających opinię wiedział o nim coś więcej niż to, że często zobaczyć można go z różnymi dziewczynami, których od czasu kiedy poznał Odey prawie nie tykał. Ale oczywiście tego się już nie doceniało, nawet Gryfonka nie umiała tego docenić.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Wiele razy słyszała podobne opinie nie tylko o sobie ale i o wszystkich członkach jej rodu. Niedostępni, chłodni i zdystansowani, a do tego wypruci z wszelkich prawdziwych uczuć. Nie przejmowała się tym wiedząc, że tak naprawdę była to tylko fasada, którą budowali. Wbrew pozorom Irv i jej rodzeństwo byli w większości ciepłymi i sympatycznymi osobami, co jednak okazywało się dopiero przy bliższym poznaniu. - A może po prostu taktowna i grzeczna, w przeciwieństwie do niektórych? - Zapytała wymuszając na nim chodź trochę myśli nad jej słowami chociaż wątpiła, że ten człowiek zrozumie, co chciała mu przekazać. Kiedyś też uważała, że zasady, których musiała przestrzegać były nudne i sztywne. Szybko jednak zrozumiała, że wiele z nich sprawiało, że mogli czuć się w miarę bezpiecznie i żyć na poziomie, do którego byli przyzwyczajeni tak naprawdę od pokoleń. - Może być i tak chociaż nie wiem jak Ty, ja miewam również przyjaciół. - Nie miała zamiaru ani potwierdzać ani zaprzeczać jego słowom. Mógł sobie myśleć co chciał i dopóki siedział cicho, Irv nie miała zamiaru interweniować. Dziewczyna tak naprawdę była romantyczką i mimo, że zdawała sobie sprawę, że w jakiejś odległej przeszłości rodzina może popchnąć ją w ramiona odpowiedniego partnera, tak naprawdę marzyła o kimś, kogo sama na prawdę pokocha i z kim będzie po prostu szczęśliwa. - Ludzie często oceniają po pozorach i informacjach, które zasłyszą w świecie, więc ja bym się nie dziwiła aż tak na Twoim miejscu. - Nie miała zamiaru powiedzieć mu bezpośrednio, że jest złamasem i dupkiem, który powinien oberwać za molestowanie jej w biały dzień. Musiała zadowolić się chłodnymi, ogólnymi stwierdzeniami, które skrywały zawoalowane obelgi.