Święta są wyjątkowym czasem - określenie to nie omija również pana Murraya. Znany w Hogsmeade, nieco ekscentryczny staruszek, specjalnie dekoruje i wyposaża sklep podczas tego okresu. Mieszczący się w niepozornym budynku - jest znacznie większy, niż sprawia wrażenie z zewnątrz. Można tutaj zakupić zarówno specjalne, wiążące się z Bożym Narodzeniem akcesoria, jak i zestawy przedmiotów skomponowanych w prezent; co złośliwsi, odnajdą również wspaniałe wobec podarowania swoim wrogom przedmioty.
Prezenty
ZIMOWY PIERŚCIEŃ [80G] - niewyróżniający się niczym, srebrny pierścień, który dzięki nałożonemu nań zaklęciu, sprawia, że nie odczuwasz zimna. Twoje włosy jednak stają się śnieżnobiałe. Do wykorzystania w trzech wątkach.
CZAPKA MIKOŁAJA [20G] - inspirowana mugolskim trendem czapka doskonale wpasuje się w gust miłośnika roznosiciela prezentów! Założona na głowę, powoduje wyrośnięcie białej i gęstej brody; broda znika natychmiast po zdjęciu czapki.
CZAPKA ELFA [20G] - inspirowana mugolskim trendem czapka doskonale wpasuje się w gust miłośnika małych pomocników! Założona na głowę, powoduje zmianę uszu w szpiczaste i wydłużone; efekt ten znika natychmiast po zdjęciu czapki.
POROŻE RENIFERA [20G] - urocza opaska z porożem renifera, idealna dla miłośników kultury mugolskiej. Założona na głowę, powoduje zmianę uszu w typowo kojarzone z owym zwierzęciem oraz wyrośnięcie ogona; efekt znika natychmiast po zdjęciu czapki.
ŚWIĄTECZNY SWETER [25G] - może być kojarzony z babcinym wyrobem, w którym wstyd jest wychodzić z domu - niemniej, nic bardziej mylnego! Ten świetny sweter, posiada wzór z choinką mieniącą się od barw dekoracji; po założeniu, wydziergane bombki i światełka prawdziwie świecą dzięki zastosowaniu magii.
ŚWIĄTECZNA BIELIZNA [10G] - różne, dowolne wzory. Posiada funkcję ocieplającą; idealna na mniej lub bardziej mądry wymyślny prezent.
BRELOK-PŁATEK ŚNIEGU [5G] - wygląda jak najprawdziwszy, utkany z lodu; w dotyku jest chłodny, chociaż nigdy nie topnieje.
BOMBKI-PAMIĄTKI [10G] - magiczne ozdoby, dekorujące choinkę. Ukazują na swej powierzchni najlepsze wspomnienia osób, które znajdują się przy nich.
RÓŻNOKOLOROWE BOMBKI [5G] - magiczne ozdoby, dekorujące choinkę. Co jakiś czas, samoistnie zmieniają barwy.
WIECZNIE MODNY SZALIK [30G] - ten szalik specjalnie dostosowuje się do reszty twych ubrań; zmienia kolor, aby dopełnić kreację.
SAMONAGRZEWAJĄCY KUBEK [15G] - wystygająca herbata nie będzie dłużej problemem; kubek ten, sam utrzymuje ciepłą temperaturę. Występuje w wielu zimowych wzorach.
SPECJALNA EDYCJA FENIKSOWYCH [5G] - znane ze swojego intensywnego zapachu, tym razem Feniksowe - w wyjątkowej, świątecznej edycji - będą roztaczać aromatyczną mgiełkę korzennych przypraw!
CZEKOLADKI Z FELIX FELICIS [20G] - zawierają nieznaczną ilość płynnego szczęścia - wystarczającą jednak, aby uczynić dzień bardziej znośnym!
CZEKOLADKI Z AMORTENCJĄ [15G] - zawierają nieznaczną ilość amortencji. Kto wie, może będą przydatne przy usidlaniu swojego obiektu westchnień?
BUTELKA MIODU BUNGBARRELA Z KOLEKCJONERSKIM KUBKIEM [5G]
BUTELKA OGNISTEJ WHISKY Z KOLEKCJONERSKĄ SZKLANKĄ [5G]
JEDNORAZOWY BON (50%) NA ZAKUPY W DOWOLNYM SKLEPIE [25G] - jaki będzie to sklep - musi zostać sprecyzowane przez wręczającego prezent.
PŁYTA Z PRZEBOJAMI ŚWIĄTECZNYMI DONA LOCKHARTO [10G]
PŁYTA Z PRZEBOJAMI ŚWIĄTECZNYMI FELIX FELICIS [10G]
"DOBRE SŁOWO NA KAŻDY DZIEŃ ROKU" PIÓRA PAULUSA CURDILLA [10G] - przez jednych uznawany za filozofa współczesnych czasów, przez innych za najzwyklejsze, idiotyczne błądzenie w sprawach oczywistości - zależnie od gustu, sprawdzi się albo jako fascynująca lektura albo w ramach podpórki i środka na uciążliwą bezsenność.
"SZKARŁATNY ŚNIEG" PIÓRA AMELII SILVER [10G] - młoda, obiecująca pisarka, mająca za sobą wspaniały debiut, właśnie wydała kryminał dziejący się w skutym od zimna grudniu. Idealna pozycja dla miłośników gatunku.
WRZESZCZĄCY KALENDARZ [15G] - przypomina o nadchodzących zdarzeniach, które zostały na jego karty wpisane; głośno i natarczywie. Wspaniały towarzysz zapominalskich.
ZESTAWY
Kosztują taniej niż kupowane osobno przedmioty. Uwaga! Mogą zostać wykorzystane wyłącznie w ramach prezentu dla drugiej postaci.
ZESTAW ASTRONOMA [150G] - zawiera wykres gwiazd i lunaskop.
ZESTAW ARTYSTY [150G] - zawiera czarodziejskie kredki i zestaw pędzli.
ZESTAW ALCHEMIKA [170G] - zawiera srebrny kociołek i amulet "kamienia filozoficznego".
ZESTAW GRACZA QUIDDITCHA [80G] - zawiera sportowe ochraniacze oraz kompas miotlarski.
ZESTAW SZEFA KUCHNI [100G] - zawiera rękawice kuchenne oraz wagę kuchenną.
ZESTAW PRZYSZŁEGO AURORA [200G] - zawiera czujnik tajności oraz beret uroków.
ZESTAW OPIEKUNA ZWIERZĄT [50G] - zawiera dowolny model smoka i amulet Uroborosa.
Dla złośliwych
PIÓRO GŁUPCA [50G] - wszystko, co zostanie napisane na papierze, bezboleśnie ląduje na czole użytkującej osoby, jest również bardzo trudne do zmycia.
PREZENT Z ŁAJNOBOMBĄ [10G] - klasyczny prezent dla wrogów wszelakiej maści. Po uniesieniu wieczka natychmiastowo wybucha, obarcza trudnym do zmycia smrodem.
FAŁSZYWY WYJEC [10G] - wyjec wygłaszający losowe kłamstwa na temat danej osoby, tuż po odpieczętowaniu koperty.
TRANSMUTACYJNY PSIKUS [80G] - po otwarciu pudełka, rzucony zostaje urok. Druga osoba przemieniona zostaje w zwierzę; nie może się sama odmienić, musi liczyć na pomoc! W przypadku, kiedy się tak nie stanie, efekt będzie się utrzymywał przez równą dobę.
efekt jest losowy, rzuć kością:
1 - pies
2 - kot
3 - żaba
4 - wąż
5 - gołąb
6 - szczur
CZEKOLADKI-WYMIOTKI [20G] - powodują niemal natychmiastową reakcję; efekt zatrucia pokarmowego i uporczywych mdłości utrzymuje się jeszcze przez kilka godzin.
WINO NARCYZA [50G] - wytrawne, wspaniale aromatyczne wino posiada również dodatek tajemniczego eliksiru… Po jego wypiciu, dana osoba kompletnie zakocha się w sobie! Przez kilka godzin, dosłownie nie będzie potrafiła odejść od lustra, stanie się niebywale nieznośna i będzie zrażać do siebie innych.
______________________
Autor
Wiadomość
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren zaśmiał się, słysząc niewinne pytanie Olivii o nauczyciela transmutacji. Nawet jeśli nie wybrała tego przedmiotu na poziom owutemów - o ile tak się stało - przez co nie spotykała już stetryczałego czarodzieja, to na pewno we wcześniejszych latach edukacji miała z nim lekcję lub dwie, a Patton nie odpuszczał nawet pierwszorocznym. - Wręcz przeciwnie, jest bardzo w porządku - zaczął Shaw, podnosząc do góry kulę śnieżną i potrząsając nią lekko. Drobinki pyłu podniosły się i zaczęły wirować, a znajdujący się w środku Święty Mikołaj zaczął kichać jak najęty, wyciągając co chwilę okruchy sztucznego śniegu z wielkiego, czerwonego nosa. Szczerze mówiąc, wyglądał jakby przed rozdawaniem dzieciom prezentów lubił walnąć sobie grzdyla - Ale tylko jeśli jest po drugiej stronie zamku. Najlepiej na innym piętrze - sprecyzował swoje wymagania co do bycia oddalonym od Craine'a Krukon, odstawiając kulę na miejsce po tym, gdy prawie wypadła mu z rąk po jakimś bardziej potężnym kichnięciu. - Owutemy? - Darren powtórzył słowo-klucz i zamyślił się na dłuższą chwilę. W gruncie rzeczy pamiętał swoje egzaminy na koniec podstawowej nauki magii... ale pamiętał też każde testy semestralne od tamtego czasu na studiach - były one równie, jeśli nie bardziej, straszne - Tysiące czarodziejów i czarownic zdało je przed tobą, to i ty je zdasz - stwierdził w końcu ze wzruszeniem ramion. Wiedział że "łatwo mu było mówić" z perspektywy kogoś, kto miał to już za sobą, jednak zapanowanie nad nerwami było prawie zawsze jedną z najlepszych możliwych rad.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Oczywiście Olivia miała tą przyjemność, by uczestniczyć w lekcjach prowadzonych przez nauczyciela o dźwięcznym imieniu Patton, niemniej transmutacja nie była przedmiotem, który ujął jej serce, dlatego po prostu przeżyła go, potem próbując wyrzucić z pamięci. Nie było to jednoznaczne z tym, że zapomniała o zaklęciach należących do tej grupy, wszakże każdy z nauczycieli wkładał im do głów, że wszystko jest ważne. Słysząc odpowiedź Krukona obdarzyła go podejrzliwym, a jednocześnie niepewnym spojrzeniem, jakby jego obecna opinia kłóciła się z tym, co mówił kilka sekund wcześniej. Zaśmiała się szczerze, przenosząc spojrzenie na śnieżną kulę którą trzymał.-W takim razie będę starała się zawsze być jak najdalej od niego - powiedziała, przyglądając się mikołajowi z wielkim czerwony nosem. - Patrz, nie dość, że wygląda jak bańka wstańka, to jeszcze ma tak czerwony nos, jakby nie wylewał za kołnierz, średni obraz świąt dla dzieciaków - powiedziała, gdyż w jej rodzinie ktoś taki jak mikołaj nie istniał - częściej mówiło się o kampusie, złym duchu świąt, którego bali się nawet dorośli. - No tak, masz już to za sobą, więc nie wydaje się takie straszne - stwierdziła, bo przecież tak było zawsze; ludzie bali się tego, co nieznane. - Ja w zasadzie nie wiem nawet jakie przedmioty chciałabym zdawać - przyznała otwarcie, dodatkowo komentując to ciężkim westchnięciem. - A ty, kiedy właściwie zrozumiałeś co chcesz robić w życiu? - zapytała, unosząc prawą brew ku górze, patrząc na niego w taki sposób, jakby jego odpowiedź miała pomóc jej w podjęciu decyzji. Chwilę później przeniosła spojrzenie na grudkę węgla, którą wzięła w dłonie; ta nabrała od razu czarnego koloru. Odłożyła przedmiot próbując pozbyć się farby, jednak nie chciała zejść. Super pomyślała.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren zastanowił się dłuższą chwilę. Kiedy tak naprawdę ZASTANAWIAŁ się co chce robić w życiu, a kiedy po prostu WIEDZIAŁ że chce coś robić? Co prawda obecnie pracował - a raczej harował - w Ministerstwie, ale nie wiązał z londyńskim środowiskiem planów na dalszą karierę. Gringott - i tamtejsza pozycja łamacza klątw - niestety nie przyjmował osób bez wyższego wykształcenia, a w Biurze Bezpieczeństwa Shaw teoretycznie powinien pogłębiać swoją wiedzę z zakresu Obrony Przed Czarną Magią, a przynajmniej tak sądził w maju, gdy zdawał kurs na pracownika Ministerstwa i rozpoczynał swoje zatrudnienie, które prawie dwa miesiące później, z wiadomych powodów, weszło na najwyższy bieg i od tamtego czasu nie zamierzało zwalniać. - Hmmm... - mruknął, podnosząc do góry bombkę, na której brokatowe sanie Mikołaja i jego renifery jechały dookoła porcelanowej sfery, rozsypując dookoła srebrno-złote okruszki - Łamanie klątw to już trochę rodzinna tradycja, więc tak jakby nie brałem nic innego nigdy pod uwagę - stwierdził z lekkim wzruszeniem ramion, odkładając bombkę gdy nieco błyszczącego pyłku spadło mu na płaszcz - Wybierasz się na studia? - spytał Olivii, robiąc nieco kwaśniejszą minę gdy jego wzrok padł na łańcuch zrobiony ze srebrnych włosów jednorożca - drogi, marzenie każdej gospodyni domowej i przedmiot, który Shaw przypadkiem spalił w czasie Gwiazdki piętnaście lat temu.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Ciche westchnięcie opuściło usta Olivii, gdy usłyszała odpowiedź chłopaka; podobnie jak większość uczniów Hogwartu szedł w ślady rodziców. Callahanowie stanowili słaby przykład do naśladowania, a myśl że ona mogłaby skończyć podobnie jak rodziciele wywoływała u brunetki ścisk w żołądku i uczucie suchości w ustach. Jednocześnie nie była pewna czy jest w czymś na tyle dobra, by móc powiązać to ze swoją przyszłością, bo czy lubiła coś tak bardzo? Na pewno nie chciała być jedną z tych osób, która zajmuje się tym, czego nie lubi, z kwaśną miną idzie do pracy i często przez wstręt do niej utrudnia życie innym. Chciała, by jej praca była codziennym wyzwaniem, któremu mogłaby sprostać. Dawniej myślała o tym, by pracować jako magomedykiem, dopóki nie odkryła, że źle reaguje na widok krwi,a to była spora niedogodność. - To znaczy, że zawsze chciałeś iść w tym samym kierunku co Twoi przodkowie? - zapytała, bo skoro nie myślał o niczym innym to były dwa wyjścia - albo tak bardzo podobało mu się to czym zajmowała się jego rodzina i sam to kochał, albo zwyczajnie nie czuł się w niczym innym na tyle dobrym, a ta droga była najłatwiejsza. - Przed tym co stało się z Boydem, taki miałam plan, teraz nie jestem pewna - przyznała, wciąż się nad tym zastanawiając, w zasadzie miała jeszcze rok w ciągu którego zmienić się mogło wszystko, ale i tak myśl o przyszłości, która teraz stanowiła wielką niewiadomą męczyła ją. Schowała się za kubkiem z winem, upijając trochę. - Ostatnio myślałam czy może nie znaleźć jakiejś dorywczej pracy, tylko nie wiem czy dałabym radę pogodzić wszystko - naukę, obowiązki prefekta, pomoc Boydowi - wyznała, nie licząc na pocieszenie, ale szczerą odpowiedź, bo w końcu Darren potrafił połączyć pracę, studia i bycie prefektem - wiedział, jak to zrobić i mógł udzielić jej rady.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Kompletnie nie prawda, że można stworzyć sobie dowolnego dnia specyficzny dla świat klimat. Od zawsze jest to coś niepowtarzalnego i nikt nie wymówiłby mi inaczej. A z pewnością nie osoba, która dla zasady nie lubi świąt. A przynajmniej tak było w moich oczach. Kiedy mówi coś o ojcu robię skrzywioną minę, wywracając oczami. - Mój ojciec interesuje się potrawami z magicznych zwierząt pasożytniczych. Nie widzę więc związku z biznesami Twojego starego - oznajmiam uprzejmie, wzruszając lekko ramionami. Na kolejną propozycję aż otwieram szeroko oczy ze zdumienia. Co to za dziwaczna propozycja. - Nie wierzę ani trochę, że przebierzesz się w coś takiego. Nie ośmieszysz się tak przy pięknych kobietach, chyba że poroponujesz mi to o tak bladym świcie, że nikt nie zauważy... - mimo to nie jestem za tym zakładem z prostej przyczyny - jestem w nim na przegranej pozycji. - Mam taki chujowy refleks. Nie możemy znaleźć co czym obydwoje będziemy beznadziejni? - pytam z westchnieniem, biorąc do koszyka kilka rzeczy, niewiele zastanawiając się nad tym czy faktycznie będzie komu je dać. Po drodze napotykam bombkę, którą podstawiam Hunterowi pod nos, na co on mówi jakieś okropne rzeczy. Słysząc to aż wywracam oczami, dźgając go w bok. - Serio? - pytam jeszcze niepewnie zerkając na to co ja widzę, kiedy splatam ręce z Hunterem w pokoju z kominkiem, rycząc ze śmiechu. - To ma przedstawiać najprzyjemniejsze wspomnienie z osobą. Dość personalne, co? - pytam równocześnie biorąc ozdobę ze sobą. Przechadzamy się teraz po sklepie w durnych czapkach, szczerząc się jak głupki, zadowoleni z siebie. Widząc czekoladki, które bierze ze sobą Hunter, jak również wyciągam po nie ręce, dość ironicznie również myśląc o Callahanie, ale innym niż on. - Tak, wezmę je chyba dla Callahana. Nie wiem co dobrze mówi - przykro mi, że nie masz ręki, wesołych świąt, więc czekoladki będą akurat - mówię, chcąc nie chcąc tańcując głupio przez uciekający piernik. - Dla Brooks powinnam znaleźć coś bardziej osobistego niż w tym sklepie - stwierdzam w westchnieniem, drapiąc się w okolicach poroża. - A ty? Ktoś jeszcze ci został? - pytam stając na chwilę i pakując przyjacielowi w ramiona mnóstwo seksi gaci reniferowych, bez specjalnego powodu.
Dla niego sprawa wyglądała zupełnie inaczej, bo ten legendarny klimat świąt tak naprawdę dla niego nie istniał. Nie czuł go, a tym bardziej nie czuł, że jest konieczny. Bo przecież świętować można było codziennie. A jeśli ktoś chciał mieć do tego wyznaczone konkretne dni - no cóż, to jego sprawa. - No bo nie ma związku, a Ty co, chcesz, żeby nasi starzy założyli spółkę, czy co? - spytał nieco zdziwiony tym komentarzem. Słysząc jej kolejne słowa, uniósł znacząco lewy kącik usta, aby za moment roześmiać się. - Jeżeli Ty się zgodzisz, to nawet jestem w stanie tak się ośmieszyć, ale skoro Ci się nie podoba... - dodał po chwili - Chyba nie ma czegoś takiego. Bo albo Ty jesteś w czymś beznadziejna, w czym ja jestem dobry, albo odwrotnie. W sklepie robi się coraz bardziej tłoczno i to kolejna rzecz, które Hunter nie lubi w okresie świątecznym - ludzie szaleją na punkcie Gwiazdki do tego stopnia, że w lokalach takich jak ten czasami wydaje się, że się pobiją o jakąś rzecz. Śpieszą się, nie myślą o niczym innym, tylko o kupowaniu i najlepiej by normalnego człowieka stratowali, bo sobie spokojnie ogląda towar na półkach. Widząc minę dziewczyny, którą przybrała na jego słowa parsknął śmiechem, by po chwili zerknąć jeszcze raz w magiczną bombkę. - Dobraaa, niech Ci będzie, wiedzę Twoją roześmianą mordkę. Czyli jednak to chyba przyjemny widok - rzucił po chwili, po czym kiwnął głową na jej stwierdzenie, że jest to dość personalny prezent. Ostatecznie włożyła go do koszyka i mogli ruszyć dalej w poszukiwaniu reszty podarków. - Jesteś okropna - mruknął tylko, kiedy usłyszał o jej komentarzu do prezentu dla Boyda. Sam czuł się trochę nieswojo teraz, kiedy jest z nim trochę poprztykany, a ten znalazł się w takiej a nie innej sytuacji. Może wypadałoby zakopać topór wojenny? Ale czy powinien pierwszy wyciągnąć do niego dłoń? A może powinien zaczekać, bo z pewnością Gryfon w tej chwili ma dość na głowie...Zmarszczył brwi, kiedy Freds nagle zaczęła mu dawać bieliznę i wywracając oczami, niemal od razu ją odłożył. - Wybacz, Moses, ale nie masz gustu i nie wiesz w czym wyglądałbym dobrze - zażartował, a następnie usłyszał jej pytanie. - Hmm, chyba jeszcze tylko Beatrice, ale to już załatwię w tak jak Ty - już w konkretnym sklepie - wyjaśnił po krótce, przyglądając się temu wszystkiemu co trzymał w dłoniach. - Aaaa, jeszcze Irvette. - przypomniał sobie nagle, o swojej rudowłosej przyjaciółce. Rozejrzał się wokoło, a jego wzrok napotkał niewielkie pudełeczko, w którym znajdował się pierścień z wygrawerowaną śnieżynką. - A może to? Tu pisze, że ogrzewa całe ciało. - dodał po chwili, czytając opis tejże biżuterii. Na pewno by się Ślzigonce przydało. Według niego, bardzo praktyczny prezent.
- To znaczy, że... tak, w sumie tak - przytaknął Olivii Darren, zdając sobie sprawę że nie trzeba tego za bardzo rozwijać i proste "tak" wystarczy. To nie był raczej czas na lekcję z historii jego rodziny - poza tym, nie była ona zbyt ciekawa. Oczywiście, proste "tak" nie niosło w sobie tego, że Shaw zastanawiał się, czy może sam powinien zostać może aurorem, starszym urzędnikiem w Biurze (oby nie) albo osobą z własną działalnością. Ale na podjęcie poważnej decyzji miał jeszcze ponad rok - ważny był kierunek w którym dryfował, ten zaś powiązany był z zaklęciami oraz obroną przed czarną magią. Jeśli będzie wystarczająco dobry w tych dziedzinach, przyjmą go wszędzie. - Boyd na pewno nie chce, żebyś rezygnowała ze studiów przez niego - powiedział Shaw, odkładając prędko miniaturową choinkę, która zaczęła bujać się we wszystkie strony i nucić Cichą noc - A decyzję i tak podejmiesz na wakacjach. Możesz dać sobie jeszcze chwilę czasu - dodał, otrzepując dłonie z drobnych, jodłowych igiełek. - Jeśli robisz dobrą kawę, zapraszam do Ministerstwa - rzekł Krukon z lekkim uśmiechem, odwracając się do Olivii. Zrobił dłuższą pauzę, samemu zastanawiając się jak mu się to wszystko udawało. Oprócz wypadów do Doliny Godryka - które ostatecznie często robił w ramach "pracy" i badania tamtejszych licznych miejsc, z których dochodziły doniesienia o jakichś niebezpieczeństwach czyhających na czarodziejów, od duchów po jednorożce - prawie nie miał wolnego czasu. Westchnął więc - Z czymś lżejszym na pewno dasz sobie radę - powiedział, mając na myśli dziesiątki ofert pracy choćby w Hogsmeade, jako sprzedawca czy pomocnik w jakimś sklepie. Szczególnie po zakończeniu okresu świątecznego można się było tam spodziewać nieco mniej ruchu, który być może wznowi się z okazji Walentynek... ale to raczej wszystko - Ale jeśli celujesz w coś w Ministerstwie, Mungu czy, nie wiem, Gringottcie, to upewnij się masz chociaż godzinę albo dwie snu za dużo, bo tyle ci będzie codziennie brakować - jęknął, ale pokręcił głową od razu - Daj znać, jeśli któregoś wieczoru nie będziesz miała już na nic siły, może przejmę jakiś twój wieczorny patrol. Chyba że będzie w okolicy Craine'a - zastrzegł, po czym wrócił do oglądania cukrowych lasek Mikołaja, które wisiały zaraz obok stoiska z kosmetykami.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Oczywiście ciekawość miała swoje granice i nawet jeśli zwykłe tak nie do końca satysfakcjonowało Olivię, ta nie zamierzała drążyć tematu, za którym pewnie kryło się dużo więcej wyborów i dróg. Niemniej w przeciwieństwie do niej Darren szedł w wyznaczonym przez siebie kierunku, którego ona w swoim przypadku jeszcze nie odnalazła. Podejście "odpowiedniej" decyzji nie było proste, zwłaszcza przy braku odpowiednich wzorców do naśladowania. Mogłaby oczywiście wziąć przykład ze starszego brata, jednak lęk przed wysokością z góry dyskwalifikował ją jako zawodnika Quidditcha. Z drugiej strony zawsze mogła zająć się czymś mniej magicznym, łączyła w sobie dwa światy i chociaż wcześniej nie myślała o tym, by zadomowić się wśród mugoli tak teraz wizja ta nie wydawała się taka tragiczna - trzeba było się wtedy po prostu pilnować. Przecież wielu czarodziejów żyło w ten właśnie sposób, prawda? Z odmętów myśli wyrwał ją głos Krukona, którego obdarzyła uroczym uśmiechem. - Nawet nie chcę myśleć jakby się wkurzył, gdyby o tym usłyszał - przyznała, kręcąc głową, nieco rozbawiona tą wizja, co ostatecznie skomentowała westchnięciem, bo teraz brakowało jej tej wykrzywionej w grymasie wkurzenia twarzy brata. Słysząc komentarz chłopaka zaśmiała się. - Lepiej wychodzi mi gorąca czekolada - stwierdziła, jednocześnie nie czując potrzeby, by pchać się do Ministerstwa zwłaszcza kiedy nastroje tam nie były zbyt ciekawe. Ogólnie nie widziała się jako kogoś, kto odnajdzie się w karierze politycznej, niezależnie od tego jakie miałaby zajmować stanowisko. Wysłuchała rad i niejako ostrzeżeń Krukona, połączyć życie zawodowe i szkolne nie było zbyt łatwo, jednak czuła, że mimo wszystko chciałaby spróbować. - Raczej zacznę od czegoś mniej ambitnego i zobaczę jak mi to wychodzi - stwierdziła, wiedząc że należy mierzyć siły na zamiary. Nie mogła od razu wziąć na siebie zbyt dużo, bo wciąż na uwadze miała to, że Boyd jej potrzebuje. - Dobra, ale już dość tych ciężkich tematów, lepiej zajmijmy się tym, po co tu jesteśmy - rzuciła, chwytając Darrena za materiał kurtki, ciągnąc w stronę stoiska z kosmetykami. Było tam dosłownie wszystko - od kremów, przez balsamy po szminki i błyszczyki, które Olivia wręcz ubóstwiała. Chwyciła jeden z nich, który zmieniał kolor w zależności od nastrój osoby, która pomalowała nim usta. - Zobacz, ten jest super, chociaż będziesz wiedział, kiedy jest na ciebie wściekła - zaśmiała się, zaraz biorąc w dłonie kolejny produkt, którym okazał się być balsam, jego właściwości sprawiły, że w słońcu skóra mieniła się odcieniami tęczy. - Szukamy czegoś konkretnego? - zapytała.
- Gorącą czekoladę także w Ministerstwie chętnie przyjmiemy - zaśmiał się Shaw. Ekspres do kawy który mieli w biurze nie miał niestety takich zaawansowanych opcji jak czekolada - ba, jedynymi ustawieniami była "lura" albo "lura z mlekiem". No tak, i jeszcze "zepsuty". Słysząc, co chodziło po głowie Olivii w sprawie pracy, Darren kiwnął głową. Przynajmniej według niego był to dobry pomysł - Ola nie miała absolutnie powodu żeby się śpieszyć, szczególnie że owutemy były dopiero przed nią, więc na dobrą sprawę nie miała nawet szans na dostanie się do jakiejś bardziej ambitnej pracy, gdyż z reguły wymagały one ukończonej podstawowej szkoły magicznej, nie mówiąc już o studiach. W końcu jednak dotarli do najcięższej części dnia. Krukon przełknął ślinę, patrząc na mnogość kosmetyków, pomad, szamponów, szminek, kredek czy korektorów, które zalegały na półkach, półeczkach, szufladkach i wystawach. Postanowił zostawić więc większość decyzyjności w rękach Olivii. - Czy ja wyglądam jakbym szukał czegoś konkretnego? - jęknął Darren - Wezmę pierwsze trzy rzeczy, które wskażesz - dodał zmarnowanym głosem, sięgając po błyszczyk, który pierwszy wpadł w łapki Gryfonki - Teraz już dwie - sprostował, zerkając na opakowanie i otwierając nieco szerzej oczy, gdy wyczytał że w składzie znajdują się trytonie łuski oraz oddech wili... cokolwiek miało to oznaczać.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Odpowiedź chłopaka skomentowała cichym śmiechem, na który ostatnio pozwalała sobie rzadko. Mimo to pokręciła przecząco głową - Jakoś Ministerstwo mnie nie zachęca, ale kiedyś możemy wspólnie napić się gorącej czekolady, nie mam nic przeciwko - stwierdziła. Wizyta w szkolnej kuchni jawiła się jej znacznie przyjemniej niż między murami instytucji, która wielu źle się kojarzyła. Sama miała mieszane uczucia co do urzędników tam pracujących, niemniej wolała nie wchodzić w ten świat. W gruncie rzeczy ona sama nie była jeszcze pewna na ile ambitną pracę chciałaby wykonywać, z natury była po prostu leniem, często szła po najniższej linii oporu, próbując po prostu jakoś przetrwać. Z drugiej strony patrząc na to, jak skończyli jej rodzice nie chciała powielać tego schematu, miała własne marzenia, które pragnęła realizować, nawet jeśli do wielu podchodziła ze słomianym zapałem. Na pewno nie była tak ambitna i wytrwała, jak Darren, niepowodzenia działały na nią demotywująco. Po minie Krukona nie trudno było domyślić się, że ten nie czuje się zbyt swobodnie wśród wszelkiej maści kosmetyków, między którymi dziewczyna wręcz rozkwitała. Fascynowały ją wszystkie, a wśród łatwo było odnaleźć wiele nowości, które tylko krzyczały "kup mnie, kup mnie!". - Niby nie, ale najlepiej znasz swoją siostrę - odpowiedziała, podając mu błyszczyk, który postanowił wziąć dla młodszej przedstawicielki rodziny. - Myślę, że możemy wziąć jeszcze odżywkę z dodatkiem eliksiru na porost włosów, sprawdza się świetnie i pachnie jak wata cukrowa - powiedziała, biorąc kolejny kosmetyk w dłonie - Ooo i jeszcze balsam do ciała z dodatkiem łusek syreny - pociągnęła chłopka w kierunku kolejnego stanowiska, wciskając w jego ręce kolejny produkt. - Myślę, że mamy wszystko - oznajmiła, wyraźnie z siebie zadowolona, mając nadzieję, że prezent przypadną pannie Shawn do gustu. Ona sama wzięła też kilka rzeczy oraz prezent - w postaci bransoletki dla Maxa. - To jak? Wracamy? - zapytała, pakując swoje zakupy do papierowej torby ze śmiejącym się Mikołajem.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren bezwiednie sunął za Olivią, łapiąc wskazane przez nią kosmetyki i kiwając jedynie głową na jej słowa. Dla niego samego sprawa była banalnie prosta - sięgał zawsze po te same produkty, do których zdążył się już przyzwyczaić. Czekoladowo-kokosowy żel pod prysznic, sosnowy szampon do włosów, pierwsze lepsze perfumy. Zwykle nie miał ani czasu, ani tym bardziej ochoty na dłuższe wybieranie spośród dziesiątek produktów znajdujących się na półkach drogerii, nieważne czy magicznych, czy mugolskich. Postanowił zaufać więc w stu procentach komuś, kto wydawał się w tej sprawie ekspertem. Obładowany trzema upominkami Shaw podreptał do kasy, po drodze dobierając jeszcze mimo wszystko parę drobiazgów. Mina nieco mu zrzedła kiedy przyszło do zapłaty, jednak cóż - ostatecznie święta były jedynie raz do roku. Po uiszczeniu zapłaty dołączył do Olivii, także trzymając w dłoni torbę - także taką z rozweselonym Mikołajem. Przynajmniej ten nie wyglądał, jakby wyszedł właśnie ze spotkania AA. - Jeszcze raz, wielkie dzięki za pomoc - powiedział z uśmiechem do Gryfonki, wyciągając z torby niewielkie opakowanie czekoladowych baryłek zawierających w środku czekoladę oraz śladowe ilości Felix Felicis - Trzymaj. Wesołych Świąt - dodał jeszcze, wciskając jej pudełko w rękę i wchodząc na główną ulicę Hogsmeade, prowadzącą prosto do Hogwartu. Jeśli ktokolwiek potrzebował teraz nieco płynnego szczęścia, byli to na pewno Callahanowie.
z/t x2
+
Ostatnio zmieniony przez Darren Shaw dnia Sob 27 Lut 2021 - 19:16, w całości zmieniany 1 raz
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
- Tak. Szukam sposobu, żeby moja rodzina wyszła z biedy. Może spółka z Twoim starym brzmi nieźle - proponuję z uśmiechem, parskając śmiechem na tą myśl. Kiedy Hunter próbuje się wycofać z naszej umowy unoszę do góry ręce i kręcę głową, energicznie. - Nie, nie. Niech będzie. Zgadzam, cokolwiek żebyś tańczył przy wszystkich w durnym stroju. Ja i tak niczego się nie wstydzę - mówię łapiąc za ramię przyjaciela i potrząsając nim. Zaś na jego kolejny komentarz marszczę brwi z lekkim zastanowieniem. - Hm... Możesz mieć rację. Czy to znaczy, że nie mamy żadnej zdrowej konkurencji, w której możemy uczestniczyć? Chyba, że ilość wypalonych potajemnie papierosów? Tylko to wobec tego brzmi logicznie - stwierdzam w z westchnieniem, kręcąc głową i wsadzając do swojego koszyka jakąś kolejną, byle - jaką rzecz, dopóki nie natrafiam na bombkę, której wnętrze mnie interesuje. Orientując się z lekkim opóźnieniem, że mój przyjaciel ze mnie zwyczajnie kpi, uderzam go agresywnie w ramię dwa razy pod rząd, mając nadzieję, że to oduczy go takiego okropnego wyśmiewania się z mojej skromnej osoby. - To dobrze, ja twoją też. Trochę mało interesujące. Nudni z nas ludzie najwidoczniej - stwierdzam, mimo wszystko, chowając do koszyka bombkę, uznając, że dla kogoś będzie to odpowiedni prezent. Ze zdziwieniem patrzę na Deara, kiedy twierdzi, że jestem okropna. - A ty jesteś jeleniem. Mówię praktycznie, przecież bardzo mi przykro i takie tam - mówię, wywracając oczami. Szczerze mówiąc kompletnie nie pamiętałam, że on i Boyd się ziomkowali i przestali. Przez mój rok przerwy sporo rzeczy wyleciało mi z głowy. - W niczym nie wyglądałbyś dobrze, dlatego możesz nosić co chcesz - oznajmiam z powagą, na odkładane gacie refniferowe, dając mu ich jeszcze więcej. Wkrótce jednak kończę te przekomarzanki. - Irvette - powtarzam po nim, próbując przypomnieć sobie kto to. Na jego propozycję, zalotnie macham szerokimi brwiami. - Dobry pomysł. I dołącz karteczkę: Na noce beze mnie - żartuję sobie z wielkim uśmiechem, powoli zmierzając do kasy.
-Jak jest już tak źle, to może rozważ hartnięcie się z jakimś bogatym lalusiem? To chyba byłoby bardziej skuteczne, bo spółki nie zawsze muszą przynosić korzyści. - odparł na jej słowa, które oczywiście przekręciła. Nie sądził, że ostatecznie Freds zgodzi się na latanie po Wielkiej Sali w takim stroju, ale najwidoczniej bardzo nie chciała wyjść na tchórza. Albo sądziła, że jego to bardziej ośmieszy niż ją. -Jeśli chcesz mnie skompromitować, to Ci się nie uda. Już dawno osiągnąłem szczyt kompromitacji, spędzając z Tobą publicznie moje najlepsze, szkolne lata w tych murach - oznajmił prześmiewczo, oczywiście żartując i uśmiechając się wrednie. - Ooo, taką konkurencje byśmy sobie mogli stworzyć. Jestem za, spróbujmy kiedyś - poparł ją, uznając ten pomysł za świetny, chociaż na wyzwanie świąteczne się nie nadawało. Latanie w piżamie elfa po zamku było dużo śmieszniejsze. - Za coo? - jęknął z udawanym wyrzutem, kiedy go walnęła - To już się pośmiać nie można... - dorzucił po chwili, zanim jeszcze dziewczyna zaczęła coś gadać o tym, że też widzi jego roześmianą gębę i że wobec tego są obydwoje nudni. Wzruszył tylko ramionami, w duchu uznając, że może to być prawda. Po chwili zaśmiał się, kiedy nazwała go jeleniem, bo akurat to określenie źle mu się kojarzyło. - Jeleniem? To niby kto przyprawia mi rogi? - naśmiewał się, łapiąc ją za słówka. Ona nabijała się z Boyda, to on z niej, dla rewanżu względem starego kumpla. Prychnął na jej kolejne słowa, po czym założył ręce na piersi. - Za to Tobie powinno się zakazać noszenia tego czego chcesz. Mogłabyś raz na jakiś czas wskoczyć w kiecke - zarzucił jej, choć tym razem pół żartem pół serio, bo nic nie miał do jej wygodnych ciuchów, ale jednak wiedział sam po sobie, że faceci nie oglądają się za dresiarami. Kiedy dopadł zimowy pierścień i uznając, że może to być dobry pomysł na prezent dla de Guise, oczywiście Fredka musiała od razu dopowiedzieć sobie kilka rzeczy "żeby było śmiesznie". Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, jakby troche ją przedrzeźniając i ostatecznie też pakując niewielkie pudełko do koszyka. - To co? Mamy wszystko, idziemy płacić? Czy chowamy po kieszeniach i się zmywamy? - zażartował, poruszając sugestywnie brwiami, jakby to czyniło go małym złodziejaszkiem. Zawsze to jakaś adrenalina, a podobno byli tacy nudni.
- A nie wiem jak źle jest, w piździe to mam - oznajmiam, machając ręką, bo temat ten przestał być już dla mnie interesujący i wolę nie myśleć o tym jak się wiedzie obecnie mojej rodzinie. Tak naprawdę, gdyby działo się coś naprawdę złego, prawdopodobnie bym o tym wiedziała, więc nie ma co się martwić na zapas. - Ohoho, jak się uśmiałam - mówię, łapiąc się za brzuch i udając, że niesamowicie rozbawił mnie ten żart, mimo to uśmiechając się wesoło, a w nagrodę Hunter dostaje jeszcze jednego kuksańca w bok. Podnoszę kciuki w górę p na zaakceptowanie tej papierosowej rozgrywki w najbliższym (lub nie) czasie. Wywracam oczami na te jęki i stękania za każde lekkie uderzenie. Hunter ewidentnie zmięknął od kiedy odeszłam ze szkoły, skoro już marudzi nawet na lekkie muśnięcia. Na odpowiedź chłopaka, aż odstawiam coś co wcześniej trzymałam i z zażenowaniem kręcę głową. - Ty to głupi jesteś. Dear... jeleń... - mówię robiąc wielkie oczy, by zrozumiał moją zabawę słowami. Widać nie tylko zmiękł, ale też nie może załapać inteligentnych żartów! Chcę już powiedzieć, że muszę popracować nad nim bo stał się miękką, durną kluchą, która nie wie co ze sobą zrobić, ale wtedy wyraża jeszcze gorszy komentarz. Na który aż odkładam jakieś kolejne fikuśne gacie i patrzę na chłopaka z uniesionymi brwiami, czekając na dalszą część jego złotych myśli. Te jednak nie nadchodzą, więc po krótkiej wymianie zdań, patrzę na przyjaciela podejrzliwie, nawet kiedy pyta mnie o kradzież. Wtedy też nie wytrzymuję chcąc skomentować jego poprzedni komentarz w której uznał, że jestem nieatrakcyjna, bo chodzę w dresie. - No nie wiem, szowinisto. Może ja tobie kupię obcasy i sukienkę, wtedy nie będziesz nudny i będziesz mógł spróbować uciekać przed ochroną w takim stroju - mówię z uśmiechem i nagle idę szybkim krokiem do kasy, gdzie stała kolejka, zostawiając Ślizgona. - Przepraszam bardzo, ale tamten chłopak... stoi tam od dłuższego czasu i wydaje mi się, że się masturbuje. Niestety nie czuję się bezpiecznie w tym sklepie. Krąży gdzieś w okolicy świątecznych dresów - mówię do kilku osób i zdziwionej ekspedientki, która pewnie widziała, że przed chwilą się z nim śmiałam, ale nie wszyscy musieli zwrócić na to uwagę. Zostawiam wszystkie rzeczy, które miałam kupić i potajemnie pokazując środkowy palec przyjacielowi w pośpiechu uciekam ze sklepu, by zostawić go z zaniepokojonym pracownikiem sklepu zmierzającym w jego stronę.
Temat majątkowy rodziny Fredki nie był najlepszym wyborem, dlatego nie komentował już jej słów, po tym jak mu odpowiedziała i machnęła ręką. Pieniądze to zawsze była drażliwa kwestia, więc może lepiej nawet nie zaczynać żartów na ten temat. - Widzisz jak ze mną masz wesoło? Popatrz - zażartował, tym razem już godnie przyjmując szturchnięcie, którym go obdarowała. Zaśmiał się kiedy zgodziła się na ich zawody w paleniu fajek, po czym usłyszał wyjaśnienie tego o co jej chodziło z jeleniem. Wywrócił tylko oczami, w stylu: "serio, nie stać Cię na więcej, tylko z takim słabym tekstem...?" i pokręcił głową. Widział zmianę na jej twarzy w postaci pewnego niedowierzania, kiedy jak imbecyl zaczął żartować z jego luźnego stylu ubierania się, jednak nic sobie z tego nie robił nawet po fakcie, kiedy nawet tego nie skomentowała, tylko za chwilę dowalił do pieca, proponując zwędzenie rzeczy, które mieli w koszykach i ucieczkę ze sklepu. Oczywiście nie mówił poważnie, ale nie był pewien czy Fredka była tego świadoma. - Żee coo...? - zdążył zapytać po jej słowach, zanim to nie wystrzeliła ku kasom i po chwili usłyszał co mówi sprzedawczyni, wskazując na niego. Wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, kiedy wszystkie osoby wokół niej w jednym momencie popatrzyły na niego, po czym odruchowo obejrzał się wokół siebie, jakby sprawdzając czy dziewczyna serio mówi to o nim. Kiedy zauważył, że jakaś kobieta ewidentnie idzie w jego kierunku i zobaczył gest swojej puchońskiej przyjaciółki, która właśnie wybywała ze sklepu, zaczął się zwyczajnie śmiać. Niech Cię diabli, Freds! - pomyślał, zanim nie przyszło mu tłumaczyć się przed ekspedientką.
Święta, święta i prezentów znaleźć czas. Być Jamie nie należał do najbardziej rozrywkowych osób, choć starał się z miesiąca na miesiąc być bardziej elastyczny i nie spinać na wszystko, zgodnie z zaleceniami Carly, ale za to lubił święta. Lubił klimat, jaki się tworzył, grzane wino, zapach ciastek korzennych. Jedyne czego nie lubił to wybierać prezenty dla najbliższych. Zdołał już kupić coś dla siostry, ale było jeszcze parę osób, które chciał obdarować, a jednocześnie nie wiedział, co byłoby właściwe. Postanowił wybrać się z siostrą na zakupy, jednocześnie mając okazję pierwszą od dawna po prostu porozmawiać. Starał się, zgodnie z obietnicą, jaką złożył matce Carly, że będzie o nią dbał, ale też, że nie rozdzielą się za bardzo. Wiedział, że nie mógł chodzić krok za krokiem za dziewczyną, więc próbował, chociaż rozmawiać z siostrą, kiedy tylko mieli chwilę czasu. Dzięki temu zwykle dowiadywał się, któremu nowemu obiektowi jej westchnień powinien ukręcić głowę przy samym tyłku. - Wszystkie prezenty już kupiłaś i idziesz ze mną do towarzystwa, czy też jeszcze czegoś szukasz? - zapytał, otwierając drzwi sklepu, w którym nie było jeszcze zbyt wielu klientów, choć nie nazwałby pomieszczenia pustym. Zastanawiał się nad wysłaniem upominków do kilku dziewczyn, choć nie wiedział, co miałoby to być, poza oczywistym - nie znaczącym wiele, ale możliwym do częstego korzystania. Rozglądał się więc po półkach, przez chwilę zatrzymując się na dłużej przy zestawie alchemika, obserwując srebrny kociołek. - Tak właściwie zmieniło się coś ostatnio? Jakiś nowy przystojniak znaleziony? - dopytał cicho, spoglądając na siostrę z cieniem złośliwości w spojrzeniu. Zaraz jednak jego uwagę przykuły palące się świeczki, w które zaczął się wpatrywać.
Wiedziała, że nie spędzą całego życia razem. Byłoby to zresztą co najmniej idiotyczne, by nie powiedzieć, że byłoby to wręcz chore, ale kiedy każde z nich zaczęło żyć całkowicie własnym życiem, zdała sobie sprawę z tego, że brakowało jej Jamiego. Jego głupoty, jego cierpliwego, uważnego spojrzenia i tych wszystkich przypomnień, że powinna na siebie uważać, lepiej się zachowywać i co tam jeszcze było w ogóle możliwe. Uwielbiała go takiego, jakim był i miała nadzieję, że mężczyzna tak naprawdę nigdy się nie zmieni, że będzie właśnie taki, w głębi serca całkiem dobry, powierzchownie zaś zimny i nieprzystępny, co odstraszało niektórych ludzi, ale przynajmniej ratowało go przed problemami. Chociaż, Carly musiała przyznać, że odnosiła wrażenie, że jej brat z lubością pakował się wielokrotnie w sam środek problemów tylko dlatego, że dokładnie taki miał w danej chwili kaprys. Teraz jednak liczyła na to, że obędzie się bez takich problemów, a oni będą mogli spokojnie pooglądać rzeczy znajdujące się w sklepie, być może przy okazji wygłupiając się, jak dawniej. - Chyba tak, chociaż wiesz, może przyjdzie mi jeszcze coś do głowy? Najwyżej pomyślę o tym jutro – stwierdziła nonszalancko, natychmiast zaczynając rozglądać się z wielką uwagą po wnętrzu sklepu, mając potrzebę, żeby kupić coś jeszcze i wcale by z tego powodu nie narzekała. – Ale tutaj jest o wiele więcej ciekawych rzeczy, więc jestem pewna, że kupię coś jeszcze. Może dla ciebie? – dodała, sugerując tym samym, że nie miała dla niego ani kawałka prezentu. Była to oczywista bzdura, bo o swoim bracie, podobnie, jak o tacie i dziadkach, pomyślała oczywiście w pierwszej kolejności. Nie chciała o nich zapomnieć, nie chciała ich również rozczarować prezentami, jakie dla nich przygotowała i miała nadzieję, że ostatecznie będą zadowoleni z tego, na co udało jej się trafić. Zerknęła jednak na brata, orientując się, że ten najwyraźniej nie miał ani kawałka pomysłu na to, co mógłby kupić i nieco ją to rozbawiło. - Tak, taki jeden prefekt Ślizgonów – odcięła się, doskonale wiedząc, że jej brat będzie wiedział, kogo miała na myśli. Zaraz jednak zmarszczyła nos, przypominając sobie doskonale to spotkanie, w czasie którego wodziła Paytona za nos, robiąc to z prawdziwą przyjemnością, przyglądając mu się, kiedy zwijał się, myśląc najwyraźniej, że miał nad nią jakąś przewagę, że był w stanie nad nią zapanować, czy może oczarować. Niestety, pierwsze wrażenie faktycznie było dość istotne i nic nie mogło tego ot tak zmienić. – A tak naprawdę, to zapewne podejrzewa, że jestem w nim do szaleństwa zakochana, podczas gdy uznaję, że jest jedynie dość atrakcyjnym śmietnikiem na moje wyroby cukiernicze. Pięknie wyglądał, kiedy marmolada spływała z jego włosów – dodała, wzdychając ciężko, przypominając sobie tę komiczną scenę, po czym pokiwała do siebie głową, zadowolona najwyraźniej z tego, co się wtedy wydarzyło.
Rzeczywiście, nie wiedział, co miał wybrać osobom, które chciał obdarować, a które nie były mu tak naprawdę szczególnie bliskie, czy raczej nie tak bliskie, jak Carly, czy reszta rodziny. Nie nazwałby żadnej z dziewczyn swoją przyjaciółką, ale też nie mógł powiedzieć, aby były mu całkowicie obojętne i właśnie z tego powodu chciał sprezentować im bliżej nieokreślone coś. - Część upominków mam… Ale szukam czegoś dla… Czterech osób - odpowiedział, wpatrując się w kolejne mijane przedmioty, niektóre biorąc na moment w dłoń, inne zupełnie ignorując. Podobały mu się przedmioty, które mógł dopasować do zainteresowań dziewcząt, ale jednocześnie miał wrażenie, że dokładnie to, co oferował sklep, wszystkie już miały. Przez to szukał dalej, zatrzymując się na dłużej przy świeczkach, wpatrując się w płomień i czując, że to mało, że chciałby patrzeć w prawdziwy, ogromny ogień, nie ledwie płomyk. Drgnął, gdy usłyszał głos siostry, odwracając na nią wzrok i po chwili śmiejąc się cicho, gdy tylko wyraziła swoje zdanie o Paytonie. No tak, nie wyglądał na takiego, który w lot przejrzałby gierki Carly. Jamiego nie dziwiło, że dał się wodzić za nos. Nie wiedział, czy była to kwestia jej charakteru, czy chciała pokazać, że nie musi mieć w sobie krwi wili, żeby potrafić czarować swoim wyglądem, ale wiedział, że wychodziło jej to niemal perfekcyjnie. Kiedyś zdarzały się pytania, czy oboje są dziećmi wili, na co zwykle nie odpowiadał. - Są chwile, gdy zastanawiam się, czy nie powinienem jednak bardziej cię pilnować… Dla dobra wszystkich innych, choć z drugiej strony… - powiedział, po chwili prychając pod nosem, a jego jasne oczy zdradzały mieszaninę irytacji i rozbawienia, mieszaninę, jaka zawsze pojawiała się w jego spojrzeniu, gdy coś dotyczyło niego i tego, co zrobił, a co kłóciło się z jego przekonaniami. - Zacząłem się zastanawiać, czy skoro niw potrafię w pełni zaufać potomkom wil z kadry nauczycielskiej, nie spróbować na własną rękę zapanować nad urokiem… i trochę się zabawiłem Bazylem - przyznał się Carly, kręcąc głową, po czym znów podszedł do świeczek, sięgając po jedną z nich, aby wpatrując się w jej płomień, podejść do dziewczyny. - Jeśli pragnienie patrzenia w ogień nie jest jedną z tych dziwacznych chorób, jakie się ostatnio pojawiały, to zaczynam wariować - powiedział cicho, zdradzając, że nie potrafi oderwać spojrzenia od ognia i tylko w tym momencie czuje się spokojny.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
- Czterech osób - powtórzyła za bratem, wyraźnie przeciągając słowa i spoglądając na niego z lekko uniesioną brwią, oczekując na to, aż ten wyjaśni jej, co dokładnie miał na myśli. Nie była oczywiście głupia, więc tak naprawdę doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co kryło się pod tymi słowami, ale nie zamierzała mówić tego na głos. Drażnienie starszego brata zawsze sprawiało jej całkiem sporo przyjemności i nie inaczej było, teraz kiedy oglądała sobie spokojnie najróżniejsze podarunki, nie mogąc znaleźć niczego, co mogłoby okazać się odpowiednie dla osób, o których wcześniej nie pomyślała. Gdy wspomniała o Paytonie, podniosła leżące obok nich pióro głupca, by stwierdzić, że mógł być to całkiem dobry prezent dla wspomnianego chłopaka, aczkolwiek podejrzewała, że ten nie do końca zrozumiałby, co miała na myśli. Prawdę mówiąc, gdyby nie miała pojęcia, jaki tak naprawdę był, mogłaby uznać go za swój kolejny obiekt westchnień. Wyszło jednak zupełnie inaczej i ten został przekreślony, a Carly zupełnie nie wiedziała, w kim powinna się zakochać, żeby faktycznie była z tego jakaś zabawa. Pierwszy raz od bardzo dawna tkwiła w zawieszeniu, a jej serce zdawało się całkowicie puste i wolne, co oczywiście mogło zmienić się w każdej chwili. - Nie psuj mi zabawy, Jimmi, to niesprawiedliwe, że ty możesz robić co chcesz - powiedziała, robiąc przy okazji smutną minę i ukryła się za podniesioną właśnie książką, przyglądając się uważnie swojemu bratu, wiedząc, że ten mimo wszystko postanowił faktycznie zająć się swoim życiem i nie próbował aż tak jej kontrolować. Nadal się troszczył, ale wyglądało na to, że ostatecznie zrozumiał, że nie może nieustannie sprawdzać, co się z nią dzieje, bo to w niczym im nie pomagało. Zarówno jemu, jak i jej, a teraz, gdy oboje mieli sporo przestrzeni, żyło im się jakoś lepiej. - Zabawiłeś się Bazylem? - powtórzyła za nim cicho, mrużąc nieznacznie oczy, chcąc wiedzieć, co to dokładnie oznaczało i co właściwie jej brat zrobił. Była ciekawa, czy zdołał faktycznie wpłynąć na chłopaka i przekonać go, żeby zrobił coś, czego sam nie do końca chciał, wiedząc, że Jamie raczej nie robił podobnych rzeczy, starał się ich wystrzegać i nie bardzo się w nie angażował. Widać jednak on również się zmieniał, a to powodowało, że Carly chciała usłyszeć więcej. Zdecydowanie więcej. - O nie, ciebie też to dopadło? Wszyscy ostatnio wariują, jakby znowu chodziły za nami te głupie zbroje. Myślisz, że to coś podobnego? Znudziło się im na wyspie? - zapytała, unosząc ręce w górę, w geście absolutnej rozpaczy, nad którym nie mogła zapanować.[/b]
Spojrzał na siostrę, chwilę mierząc się z nią spojrzeniem, nim ostatecznie wywrócił oczami. Wiedział, że próba unikania mówienia jej, o kogo mu chodzi, okaże się porażką. Zawsze tak było, gdy już sobie coś postanowiła - robiła dosłownie wszystko, aby osiągnąć cel, a ostatnie czego chciał to być męczony przez siostrę. Dodatkowo nie uważał, żeby to było coś, czego powinien się wstydzić. Takich rzeczy było naprawdę niewiele, jeśli nie wcale. Nie zwykł przejmować się mocno tym, co inni mogą o nim pomyśleć, licząc się jedynie ze zdaniem ojca oraz siostry. - Czterech dziewczyn. Ola, Irvette, Mina i Julia. Pomyślałem, że byłoby miło coś im dać niewielkiego - dodał, wzruszając ramionami. Tak naprawdę nie zwykł do dawania prezentów komuś innemu niż najbliższym, więc w tym momencie miał spory problem, żeby stwierdzić, co mogłoby się komu przydać. Jednocześnie zastanawiał się, czy nie zapomniał o kimś, czy była jeszcze jakaś dziewczyna, której mógłby dać jakiś upominek, ale żadna nie przychodziła mu do głowy. Podejrzewał za to, że już za moment jego kochana siostrzyczka zacznie robić swoje miny i przytyki co do wymienionych dziewczyn, czy samego faktu, że chciał coś im dać. Te chwile, gdy Scarlett nie miała nikogo na swoim radarze, gdy nie podkochiwała się skrycie w żadnym ze studentów, czy nawet profesorów, był tak naprawdę najbardziej niebezpieczny dla otoczenia. Jamie nie raz widział ją w takim stanie i wiedział, do czego nuda potrafiła ją nakłonić. Skoro zaś ona nie uciekała od bycia złośliwą, a on sam zaczął powoli skłaniać się ku wykorzystywaniu innych, podejrzewał, że mieli tę cechę po Norwoodach, ale nie komentował tego. Tej części rodziny po prostu nie uznawał. - Zrób coś z tą swoją inteligencją i spróbuj nauczyć się hipnozy. Wtedy też będziesz mogła robić, co chcesz, choć dobrze wiesz, że to nie do końca tak działa - mruknął, wyraźnie zirytowany jej zarzutem. Nigdy do tej pory nie próbował wykorzystywać uroku, choć zdarzały się takie sytuacje, gdy działo się coś, czego chciał, ponieważ nieświadomie roztaczał wokół siebie powab wili, naginając tym samym wolę otaczających go osób. Jednak od pewnego czasu to się zmieniało… - Zapytałem go uprzejmie, czy zechce mi pomóc, a kiedy się zgodził powiedziałem, żeby zdjął z siebie koszulę. Razem z nami były tam jeszcze jakieś dziewczyny, ale nie bardzo im się przyglądałem. Chodziło o to, żeby zrobił coś, czego nie chciałby przy innych ludziach - zaczął opowiadać siostrze, nie przejmując się tym, że z pewnością szczegóły powinien zostawić dla siebie. Ostatecznie z pewnością nie takie rzeczy Carly próbowała wymusić na innych, naiwnych chłopakach. - Nie do końca urok działał tak, jak chciałem. Były momenty, gdy zdawał sobie sprawę z tego, że moje żądanie jest pozbawione sensu. Ostatecznie obiecałem mu nagrodę i rzeczywiście rozebrał się do połowy - dodał, uśmiechając się krzywo na samo wspomnienie. Nigdy nie posądziłby samego siebie o chęć zabawy innymi, ale od pewnego czasu właśnie do podobnych zachowań uciekały jego myśli. To jednak przeszkadzało w planach zostania aurorem, które z każdym kolejnym miesiącem wydawały się nieodpowiednie dla niego. Skoro bawiło go mamienie innych, czy naprawdę powinien probować być aurorem? - Nie wiem co to jest, ale czuję się tak… Jakbym musiał patrzeć cały czas w ogień i ten płomyk nawet nie wystarcza… To powinien być prawdziwy ogień, choćby pożar - warknął, przymykając na moment oczy, próbując odwrócić się od świeczek i wrócić do przeglądania pozostałego asortymentu.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Gdyby nawet próbował z nią wygrać w tym zakresie, nie miał na to najmniejszych nawet szans. Scarlett była nie tylko bardzo uparta, ale dodatkowo wiedziała, jak go podejść, żeby faktycznie uzyskać to, czego potrzebowała, wiedziała, jak długo na niego patrzeć, by w końcu wyciągnąć to, czego oczekiwała i nie musiała się nawet nad tym jakoś szczególnie mocno głowić. Dlatego teraz jedynie uśmiechnęła się półgębkiem, nie traktując tego nawet w jakiś szczególnie triumfalny sposób, po prostu wychodząc z prostego, aczkolwiek logicznego założenia, że z ich dwójki to właśnie Jamie ulegał jej naciskom, nie ona jego. Była ostatecznie jego młodszą siostrą i doskonale wiedziała, jak się zachować, by przełamać jego upór i wyciągnąć z niego to, czego chciała. - Tylko czterech? Och, spodziewałam się, że będzie tego więcej – powiedziała dość bezczelnie, marszcząc przy tej okazji nos, a później rozejrzała się po wnętrzu sklepu, zastanawiając się najwyraźniej nad tym, co mogłaby mu podpowiedzieć, na co wskazać, jednocześnie mając ochotę zacząć się śmiać w głos. Nie spodziewała się, że jej brat postanowi brać z niej przykład, czy może raczej pozwolił na to, żeby gorset jakim się do tej pory wiązał, w końcu zaczął się rozluźniać. Trudno było walczyć z własną naturą, a jednak mieli w sobie coś, co po prostu czyniło z nich swoiste chochliki i Carly zaczęła się nawet zastanawiać, czy wiązało się to faktycznie z krwią Norwoodów, czy może jednak chociażby z wychowaniem, jakie zapewniła im jej mama. - Och, Jimmi, czy ty właśnie przyznałeś, że nie jestem głupia jak gumochłon? – zapytała go, śmiejąc się wdzięcznie, spoglądając na brata i uniosła lekko brwi, po czym przekrzywiła głowę, zastanawiając się nad tym, co jej powiedział, po czym wydęła lekko wargi. – Uważasz, że nie byłabym w stanie poradzić sobie z tymi ludźmi bez hipnozy? Naprawdę? To jakieś wyzwanie, braciszku? – dodała, przeciągając nieznacznie słowa, wyraźnie się nad tym wszystkim zastanawiając. Nie uważała, że byłaby za głupia na to, żeby nauczyć się hipnozy, ale jednocześnie była pewna, że wcale jej nie potrzebowała, że byłaby w stanie poradzić sobie bez niej, dosłownie z każdym człowiekiem, bez zastanawiania się nad tym, czy to miało jakiś sens, czy była konieczność zachowywania się w taki, a nie inny sposób. Zaraz jednak porzuciła rozważania na ten temat, by najzwyczajniej w świecie gwizdnąć. - Proszę, proszę, pan Norwood wychodzi ze swojej ciemnej jaskini i sprawdza, jak smakuje zabawa – mruknęła, wyraźnie zadowolona. – Mam zgadywać, co miało być tą nagrodą, czy zdradzisz mi tę tajemnicę? – zapytała, a jej oczy wyraźnie błyszczały rozbawieniem i zadowoleniem, którego nie zamierzała ukrywać. Zaraz też pochwyciła brata pod ramię, stwierdzając, że jeśli musi, to niech patrzy po prostu na płomień świeczki, a ona zaraz poszuka mu przynajmniej kominka, bo nie zamierzała podpalać dla niego całego sklepu. Nie była ostatecznie szalonym piromanem i była pewna, że kiedy tylko Jamiemu minie ten etap szaleństwa, będzie żałował, jeśli zrobią coś, co okaże się co najmniej szalone.
Przewrócił oczami, słysząc słowa siostry, jej komentarz dotyczący czterech dziewczyn. Nie był nią, a nie zamierzał wysyłać prezentów do tych, które przy pierwszym spotkaniu zdołały go zirytować. Co prawda od wakacji minęło już trochę czasu i z niektórymi się nie widział, z innymi traktowali się neutralnie, nie reagując na siebie podczas zajęć, ale to nie zmieniało jego zdania, że upominki mógł wysłać, ale tylko tym, z którymi miał dobry kontakt. Zakładał, że Carly wyśle ciastka do wszystkich swoich byłych i niedoszłych, z czego część może prowadzić do rozwolnienia. - Jesteś irytująca jak gumochłony, ale nie tak głupia i myślę, że nie wie o tym lepiej nikt ode mnie i naszego ojca. Nie potrzebujesz hipnozy, ale potrafiąc, byłabyś sama bardziej odporna… Albo gdybyś znała oklumencję - przyznał, choć niechętnie, dobrze wiedząc, że czasem sam zarzucał jej głupotę. Prawdą jednak było, że należała do tych niebezpiecznych osób, które potrafiły udawać idiotów, byle coś zyskać. Po nich nigdy nie było wiadomo, czego można było się spodziewać, ponieważ mogło to być absolutnie wszystko. Starał się ją jakoś hamować wcześniej, kierować na właściwe tory, ale to nie miało sensu. Szczególnie gdy i jego samego kusiło do zabawy tymi, którzy sobie na to pozwalali, a jego geny szczególnie mu to ułatwiały. Jednocześnie wiedział, że chociażby on sam miałby problem zwilować kogoś, kto znał hipnozę, czy oklumencję i zdecydowanie wolałby, żeby również Carly to potrafiła. - Już nie rób ze mnie pustelnika - warknął, nie mając najmniejszej ochoty na podobne żarty w jego stronę, skoro do tej pory starał się trzymać w ryzach i nie robić niczego niewłaściwego, niczego, za co sam nie opieprzyłby Carly. - Pocałowałem go, gdy wyglądał jak zbity szczeniak, bo nie dostał nagrody i wiem, że zdecydowanie nie starałem się przy tym, ale ten wysłał mi list, że… Czekaj, jak to było… Może mi pokazać, że pocałunki mogą być słodkie - odpowiedział, a jego jasne spojrzenie zabłyszczało chłodnym rozbawieniem. Pamiętał, że jak otrzymał list, był co najmniej zirytowany, ale później przyszedł śmiech. Nie uważał, aby do tej pory ktokolwiek narzekał na to, jak całuje, jednak prawdą było, że dziewczyny do tej pory chciał pocałować, a nie robił to na odczepkę, jak w przypadku Bazyla. Był również częściowo ciekaw, jak będzie mu szło następnym razem zapanowanie nad chłopakiem, który chciał uczyć się hipnozy. Stał przed świeczkami, mając wrażenie, że za chwilę go rozniesie, ale siostra miała rację - nie zamierzał niczego podpalać i bronił się przed tym ze wszystkich sił, próbując skoncentrować się na rozmowie z nią oraz oglądaniu prezentów, ujmując w dłonie srebrne pierścionki.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Cóż, Jamie znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że potrafiła być nieprzyjemna, kiedy tylko miała na to ochotę i faktycznie przeszło jej przez głowę, żeby wysłać do Jinxa całkiem specjalne ciastka. Ostatecznie jednak powstrzymała się przed tym, dochodząc do jedynego słusznego wniosku, iż nie zamierzała zniżać się do aż takiego poziomu, że swoja godność miała i zamierzała się jej mimo wszystko trzymać, nie chcąc skończyć w rynsztoku. Skończyło się zatem na obdarowaniu tych, których obdarować naprawdę chciała. Mogłaby być złośliwa, ale musiała przyznać, że o wiele większą przyjemność sprawiało jej, gdy mogła robić coś niewłaściwego, jednocześnie patrząc na człowieka, któremu właśnie, w mniejszy lub większy sposób, bruździła w życiu. Była paskudna i doskonale o tym wiedziała, ale na zewnątrz przypominała słodkiego, niewinnego kwiatka. Niczym zepsuty tort, który był pięknie pokryty lukrem i najcudowniejszymi dekoracjami. - Pomyślę o tym jutro, Jimmi – stwierdziła, machnąwszy przy okazji ręką, ale jej brat mógł dostrzec, jak w jej oczach zapaliły się niebezpieczne błyski, które jasno wskazywały na to, że była zainteresowana przedstawioną jej właśnie możliwością. Nie mogła, a nawet nie chciała, całkowicie jej wykluczać, wychodząc z założenia, że Jamie mógł mieć rację. Istniała bowiem szansa, że prędzej czy później, faktycznie mogła potrzebować czegoś niestandardowego do tego, by się obronić, do tego, by przełamać coś, co istniało, na co się natknęła, co zaczęło sprawiać jej problem i nie wiedziała, jak miałaby sobie z tym poradzić. Owszem, miała urok osobisty i potrafiła wykorzystać go zupełnie tak, jakby sama była potomkinią wili, ale to mogło być za mało w sytuacji kryzysowej. Kwestia ta jednak zdecydowanie zeszła na dalszy plan, kiedy okazało się, że starszy z rodzeństwa faktycznie przestał być świętszy od papieża i zaczął sobie pozwalać na ciekawe doświadczenia. Carly, czego by nie mówić, pochwalała podobne głupoty i podobało jej się to, że jej brat zaczął wyłamywać się ze schematu, w jaki niejako wtłoczył go ich tata. Nieco nieświadomie, chociaż zawsze wymagał od niego, by był gotowy do działania, by był silny, by pokazał wszystkim w ich otoczeniu, że jest prawdziwym mężczyzną. Teraz zaś jej brat najwyraźniej robił dokładnie to, co mu się podobało i było to coś, co Scarlett uważała za niemały przewrót w jego życiu. - Pocałunki mogą być słodkie – powtórzyła za nim rozbawiona. – Nie spodziewałam się tego po Basilu, chyba muszę zacząć mu się uważniej przyglądać, w końcu nie docierają do mnie żadne plotki na jego temat. Tymczasem okazuje się, że to absolutny błąd, nic o tym nie wiedzieć! A z ciebie taki pustelnik, jak ze mnie zakonnica – dodała, chichocząc z zachwytem, by zaraz westchnąć ciężko, bo zdała sobie sprawę z tego, że sama nie miała takich wspaniałych doświadczeń i zabrakło jej teraz czegoś, na czym mogłaby się skupić. Niespodziewanie jednak okazało się, że w szkole panowała jakaś straszna posucha wśród płci męskiej, musiała więc nieco uważniej się rozglądać. Teraz jednak skupiła się na podarunku, na jakim skupił się jej brat. - Całkiem gustowne. Masz jakieś plany? – zapytała wyraźnie rozbawiona.
Przez chwile przyglądał się siostrze, zastanawiając się na ile prawdziwe było jej zapewnienie, że pomyśli o tej sprawie następnego dnia. Zaraz jednak dostrzegł to spojrzenie, które zwykle miała tuż przed obmyślaniem większego planu, więc odetchnął z ulgą. Jeśli tylko Scarlett sama zacznie dbać o to, aby być bezpieczną w różnych sytuacjach, on sam nie będzie miał konieczności stałego pilnowania jej. Uśmiechnął się kącikiem ust i skinął głową na znak, że przyjmuje jej słowa. Był to ostatni spokojny moment ich rozmowy, bo już po chwili rozmowa zeszła na temat jego zabaw z drugim Ślizgonem i Jamie był pewny, że Scarlett nie da mu spokoju. Zaśmiał się, słysząc, jak dziewczyna powtarza po nim słowa Basila. Mógłby powiedzieć, że bał się tego, co chłopak mógł planować, ale miał ochotę dać mu się wykazać. Chciał zobaczyć, co taki znawca może powiedzieć, pokazać. Nie starał się w żaden sposób, kiedy całował go w ramach nagrody, traktując to zupełnie na odczep, byle było zaliczone i chłopak nie mógł mówić, że nie dotrzymuje słowa. Prawdę mówiąc, zakładał, że Kane nie przywiąże do tego większej wagi, ale albo mu się spodobało, albo miał zwyczajnie plan ugrać na tym coś więcej. - Dam ci znać, jakie słodkie sztuczki ma w zanadrzu. Może będziesz miała ochotę sama sprawdzić - odpowiedział siostrze, machnąwszy ręką, nie przejmując się teoretycznym dzieleniem Ślizgonem. Dopóki żadne z nich nie traktowało go poważnie, mieli prawo zabawić się oboje i dokładnie to zdradzało jasne spojrzenie Jamiego, przepełnione egoistycznym pragnieniem przyjemności. Nie wiedział, z jakimi problemami mierzyła się Carly, ale podejrzewał, że mogła mieć równie wiele problemu znaleźć kogoś interesującego, co on z dziewczynami. Spojrzał na siostrę znad pierścionka, nie wiedząc, czy być na nią zły o to, że się z niego wyraźnie naśmiewała, czy jednak dopytać, co o tym sądzi. - Muszę coś dla nich znaleźć, tak? Pomyślałem, że jeden, identyczny dla wszystkich… Trochę jak oznaczenie, co może niektórych zirytować - odpowiedział, śmiejąc się na wspomnienie chłopaka od Julii. Nie obchodziło go, co chłopak może o tym pomyśleć, kiedy zamierzał po prostu sprawić przyjemność Krukonce, z którą naprawdę miło spędzał czas.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Scarlett zaśmiała się wdzięcznie, spoglądając na Jamiego, jakby widziała go pierwszy raz w życiu. Wszystko wskazywało na to, że faktycznie postanowił przestać przejmować się pewnymi konwenansami, a na dokładkę zauważył ostatecznie, że nie była już małą dziewczyną. Oczywiście, była wciąż jeszcze trzpiotką, podlotkiem i nie wiadomo, kim jeszcze, ale była już również dorosłą kobietą, pełnoletnią i świadomą tego, co się dookoła niej działo. Pewnie niektórzy mogliby zrzucać jej zachowania na karb tych nastoletnich lat, jakimi się mogła pochwalić, ale prawda była taka, że Carly po prostu taka była, lubiła mieć to, co chciała, lubiła sobie skakać z kwiatka na kwiatek i kochać kogoś na zabój, tylko po to, żeby za chwilę znaleźć sobie inny obiekt pożądania. - Czy ja wiem? Wydaje mi się, że Basil zdecydowanie bardziej ode mnie lubi moje ciastka - powiedziała na to, robiąc przy okazji smutną minę, ale prawda była taka, że szczególnie mocno się tym nie przejmowała, wiedząc doskonale, że gdyby bardziej się postarała, gdyby jednak przyszło jej do głowy, że chciałaby przekonać się, czy jest w stanie coś z niego wydobyć, to pewnie by to zrobiła. Miała swój urok, potrafiła wpływać na innych bez czarów, więc była przekonana, że chłopak mimo wszystko miałby problem, żeby oprzeć się jej namowom. Takim, czy innym. - Nie masz tam przypadkiem kogoś jeszcze w zanadrzu? - zapytała, zaciekawiona tą kwestią, a później parsknęła cicho na jego kolejną uwagę, kręcąc głową z niedowierzaniem, jakby chciała zapytać, czy przypadkiem nie uderzył się ostatnio za mocno w głowę, bo jakoś dziwnie zaczynał przypominać ją samą. - A kogo ty byś chciał zirytować? - rzuciła, już nadstawiając ucho, żeby poznać jakieś plotki i smakowite kąski, wiedząc oczywiście, że Jamie będzie zapewne nieco marudził na to, jaka była ciekawska. Nic nie mogła jednak na to poradzić, przekonana, że takie zbieranie informacji kiedyś jej się przyda. Zawsze nadstawiała ucha, zawsze starała się czegoś dowiedzieć, coś poznać, coś zrozumieć, wiedząc, że prędzej, czy później, będzie mogła to wykorzystać. Ostatecznie dosłownie wszystko było jedynie kwestią czasu, a przynajmniej z takiego wychodziła założenia. Mogła być miła, dobra i uprzejma, ale to jednocześnie nie przeszkadzało jej w wodzeniu za nos chłopaków, czy plotkowaniu na lewo i prawo, poznawaniu cudzych sekretów i wkręcaniu się tam, gdzie nie powinna być. - Jimmi, mam do ciebie jeszcze jedno ważne pytanie. Dlaczego ciebie ostatnio nie widuję na zajęciach, które teoretycznie sobie wybrałeś i uważałeś, że powinieneś na nie chodzić? Spędzasz czas z tymi swoimi dziewczynami w zacisznych lochach, czy może jednak to coś poważniejszego? - zapytała jeszcze, biorąc się pod boki, wyglądając w tej chwili jak jakiś bojowy chomik.
Zdawał sobie sprawę, że Scarlett nie była niewinną dziewczynką już od dawna, a jednak wpajane mu przez lata założenie, że ma dbać o nią, pilnować, aby nic złego jej nie spotkało, sprawiało, że nie potrafił długo się przełamać. Jednak od pewnego czasu działo się z nim coś, co można było określić właśnie zdejmowaniem z siebie gorsetu, wyłamywaniem się z ram, w które został jako dziecko wsadzony. Dotyczyło to nie tylko jego spoglądania na świat, ale dalszych planów, które przestawały być tak interesujące, jak do tej pory sądził. - Jedynie dziewczyny, ale nie wiem, czy masz ochotę podobnie do mnie, zobaczyć jakie ryby pływają w tym samym stawie - odpowiedział jej, spoglądając z cieniem złośliwości na siostrę, nim odwrócił znów spojrzenie na płomień świeczek, odkładając pierścionek na swoje miejsce. Nie chciał jeszcze nic kupować, uznając, że znajdzie na to czas nieco później. Zaraz też wywrócił oczami, słysząc dociekania siostry. Nie znosił, kiedy tak się zachowywała, kiedy wtykała nos w jego sprawy, teoretycznie nie robiąc nic złego, ale zwykle potrafiła później zrobić jeden ruch, powiedzieć jedno słowo, które świadczyły o tym, że wszystko zapamiętywała. - Wymieniłem ci dziewczyny, dla których czegoś szukasz. Sama sobie odpowiedz, kto może się zirytować, domorosła detektyw Holmes - mruknął do siostry, nie mając najmniejszej ochoty ułatwiać jej poznania odpowiedzi. Wiedział, że szybko poskłada dwa do dwóch i zrozumie o kogo mu chodziło, ale do tego czasu mógł skupić się na próbie uspokojenia irytującego pragnienia zobaczenia ognia. Nie było mu jednak dane w spokoju oglądać świeczki, bo już po chwili zaatakował go bojowy chomik, trafiając pytaniem, jak sztyletem w samo sedno problemów. - Nie chowam żadnej dziewczyny w swoim dormitorium, więc się nie martw - odpowiedział warkliwie, chwytając ją za przedramię, żeby pociągnąć w stronę wyjścia ze sklepu. Jeszcze chwila i byłby zdolny podpalić wszystko, więc miał nadzieję, że Carly nie będzie stawiała oporów. - Po prostu nie wiem, czy naprawdę chcę w to iść. Wiem, że jest to coś, co zawsze chciałem robić, zostać aurorem, warzyć eliksiry, ale… Nie jestem dłużej pewien, czy naprawdę chcę naśladować ojca. W końcu nie jestem nim i nie będę, choćbym się starał. Przez to nie bardzo miałem ochotę iść na zajęcia… - przyznał, choć wyraźnie wypowiadanie kolejnych słów przychodziło mu z trudem.