- Dziękuję – odparła, czując wdzięczność wobec tego, że mężczyzna jej wierzył. Nie miała wprawdzie pewności, że ta wiara i jego komplementy są faktycznie prawdziwe, niemniej mimo całej swej nieufności, czuła, że tym razem musi stanąć po stronie Włocha. Nie polegała zresztą wyłącznie na przeczuciach, bo dokładnie obejrzana legitymacja wskazywała na to, że tym razem Giorgio, a raczej Vittore był osobą, której mogła zaufać. W gruncie rzeczy było w tym coś zabawnego – mężczyzna, którego jeszcze niedawno uważała za czarny charakter całego tego przedsięwzięcia, okazał się jedyną osobą, której faktycznie można było ufać.
- Nie wiem, czy bardziej współczuję, czy podziwiam za dostanie się do takiej roboty – ściszyła lekko głos, bo choć siedzieli na uboczu i rozmawiali po włosku, dyskrecja wydawała jej się niezbędna w ich trudnej sytuacji. Logo jednostki specjalnej budziło podziw nawet u Louise, której naprawdę trudno było zaimponować. Nawet zostanie zwyczajnym aurorem było czymś nieosiągalnym dla większości czarodziejów, tymczasem jej rozmówca zaszedł o kilka kroków dalej. Finley nie chciała nawet zastanawiać się, ile go to kosztowało. Zresztą, w tym momencie bardziej przejmowała się tym, że przypadkiem umoczyła się w jakiejś grubszej aferze – tylko dlatego, że chciała wykonać swoją pracę.
- Pomogę ile zdołam – odparła spokojnie, choć zdawała sobie sprawę, że Włoch bez wątpienia wyłapie niepokój rysujący się na jej twarzy. Nie wynikał on jednak z zamieszania w tę sytuację, ale z tego, że wraz z wyznaniem mężczyzny, poczuła, że na jej barkach spoczywa odpowiedzialność za jego życie
– Ale niestety, nie znam tych nazwisk.@Lockie I. Swansea