"Feeria" cieszy się mianem jednej z najbardziej popularnych (oraz najbardziej kosztownych) magicznych restauracji w Londynie. W wystroju wnętrza wyróżnia się spora mnogość gatunków roślin; pod zakwitającymi gałęziami, znajdują się kameralne stoliki. Zostały one specjalnie zabezpieczone zaklęciem - inne, zasiadające osoby nie będą w stanie dosłyszeć, o czym rozmawiają siedzący nieopodal klienci. Kelnerzy obsługują swych gości na najwyższym poziomie; krążą również pogłoski, jakby szef kuchni dodawał domieszki eliksirów, poprawiające nastrój (i odbiór restauracji) spożywających wykwintny posiłek. Są one jednak albo - na tyle znikome albo - plotki są nieprawdziwe, że nie wpływają zbyt przesadnie na samych, zasiadających gości.
1 - w twoim posiłku znajdowała się drobna ilość Amortencji; bez większego uzasadnienia, twój rozmówca wydaje nagle się bardziej atrakcyjny niż wcześniej!
2 - śladowa ilość Veritaserum sprawia, że w danej chwili niezmiernie ciężko jest tobie kłamać. Wręcz przeciwnie, odczuwasz niezwykłą chęć zwierzeń, nieważne - jak jesteś z daną osobą blisko
3 - kilka kropel Eliksiru Gregory'ego sprawia, że twój rozmówca staje się doskonałym przyjacielem; przynajmniej w twoim odczuciu - nawet, jeżeli wcześniej nie odczuwałeś zbytnio radości z nadchodzącego spotkania
4 - możesz zawdzięczać domieszce Felix Felicis - że właśnie podczas rozmowy, wszystko - będzie szło (co ciekawe) po twojej myśli. Jesteś w stanie się cieszyć drobnym, choć satysfakcjonującym - być może - szczęściem oraz uznaniem rozmówcy! Wydajesz się jemu bowiem niesamowicie przekonujący.
5 - kropla Eliksiru Euforii dodaje tobie energii. Jeśli jeszcze niedawno zmagałeś się ze zmęczeniem, bądź ciężko ci wysłuchiwać twojego niezbyt absorbującego kompana - twój problem się właśnie rozwiązał!
6 - niewielka ilość Eliksiru Wiggenowego nadal posiada swoją niezwykłą własność. Jeśli cokolwiek ciebie bolało, czułeś się gorzej - właśnie dyskomfort ulega już stopniowemu zatarciu. Niestety, tak niewielka ilość eliksiru nie wyleczy ran ani innych urazów, jedynie złagodzi ich nieprzyjemne odczucie.
- Dziękuję – odparła, czując wdzięczność wobec tego, że mężczyzna jej wierzył. Nie miała wprawdzie pewności, że ta wiara i jego komplementy są faktycznie prawdziwe, niemniej mimo całej swej nieufności, czuła, że tym razem musi stanąć po stronie Włocha. Nie polegała zresztą wyłącznie na przeczuciach, bo dokładnie obejrzana legitymacja wskazywała na to, że tym razem Giorgio, a raczej Vittore był osobą, której mogła zaufać. W gruncie rzeczy było w tym coś zabawnego – mężczyzna, którego jeszcze niedawno uważała za czarny charakter całego tego przedsięwzięcia, okazał się jedyną osobą, której faktycznie można było ufać. - Nie wiem, czy bardziej współczuję, czy podziwiam za dostanie się do takiej roboty – ściszyła lekko głos, bo choć siedzieli na uboczu i rozmawiali po włosku, dyskrecja wydawała jej się niezbędna w ich trudnej sytuacji. Logo jednostki specjalnej budziło podziw nawet u Louise, której naprawdę trudno było zaimponować. Nawet zostanie zwyczajnym aurorem było czymś nieosiągalnym dla większości czarodziejów, tymczasem jej rozmówca zaszedł o kilka kroków dalej. Finley nie chciała nawet zastanawiać się, ile go to kosztowało. Zresztą, w tym momencie bardziej przejmowała się tym, że przypadkiem umoczyła się w jakiejś grubszej aferze – tylko dlatego, że chciała wykonać swoją pracę. - Pomogę ile zdołam – odparła spokojnie, choć zdawała sobie sprawę, że Włoch bez wątpienia wyłapie niepokój rysujący się na jej twarzy. Nie wynikał on jednak z zamieszania w tę sytuację, ale z tego, że wraz z wyznaniem mężczyzny, poczuła, że na jej barkach spoczywa odpowiedzialność za jego życie – Ale niestety, nie znam tych nazwisk.
Skinął głową. Zdawało się, że odkąd zdradził jej swoją tożsamość, łatwiej można było dostrzec w nim to zmęczenie całością, jakby pozwalał sobie przy niej teraz odrobinę poluzować śruby, na których trzymał się przymocowany do niego od lat Crosetto. Popił znowu tego wina musującego, które dawało mu tę namiastkę przyjemności w codziennej pracy. W końcu wymyślny mafiozo pijący wino do śniadania to nic nadzwyczajnego. - Sam nie wiem, czy jestem dumny, że to robię, czy głupi, że aspirowałem do tego. - przyznał jej z lekkim uśmiechem, który wydawał się naturalny, ale też miał już naleciałość chytrych uśmieszków Crosetto. Zbyt wiele lat Giorgio mieszkał w głowie Vittore, by nie zabarwiać już jego codzienności na stałe. - Nie chciałbym Cię narażać na żadne podejrzenia czy niebezpieczeństwo. Proponuje zatrudnienie, założymy, że skontaktowałem się z Tobą, bo spodobała mi się Twoja praca dla Appletona i pozazdrościłem - w takim układzie nasze częstsze spotkania nie będą aż tak zaskakujące. - nakreślił pomysł - Bardzo przyda mi się Twoja znajomość angielskiej strony Ministerstwa i doświadczenia z biura dyplomacji w wydziale międzynarodowej współpracy czarodziejów. - kiedy kelner zbliżył się do ich stolika, przerażająco lekko zblazowana mina Giorgio Crosetto wpłynęła na twarz jej rozmówcy. Pokiwał na niego, prosząc o inną butelkę tego wina, co je popijał i jakieś świeże owoce. - Podejrzewam, że Pravind Navin stoi za śmiercią tłumacza Appletona. To pewna ulga, że nie znasz tych nazwisk, ale jeśli pojawią się w Twoim otoczeniu - bardzo uważaj. - poprosił, ale była w tej prośbie presja, podkreślająca, że to nie jest po prostu zwrot grzecznościowy 'uważaj na bandziora'.- Sogovara... jest tą osobą, której szukamy. Nie spodziewam się, by wychylił łeb, ale też warto, żebyś miała go w pamięci. - zmarszczył lekko brwi, kiwając głową na przyniesione przez kelnera, kolejne produkty i odczekał dłuższą chwilę po tym, jak mężczyzna odszedł. - Louise, jeśli w jakimkolwiek momencie uznasz, że chcesz się wycofać, to lepiej zrobić to prędzej, niż później.
Ograniczała komentarz, wsłuchując się w jego słowa. Była baczną obserwatorką, niemniej nie patrzyła, by zdobywać informacje i wykorzystywać je przeciwko drugiemu człowiekowi. Patrzyła i słuchała, by rozumieć drugiego człowieka i empatyzować z nim. Trudno więc było jej jeść, patrząc na mężczyznę, który jeszcze niedawno wydawał jej się włoskim mafiozem, a w gruncie rzeczy okazał się człowiekiem zniszczonym przez swoją własną pracę, nawet jeśli tak bardzo jej oddanym. - Dobry pomysł. Poza tym mam dużo stałych klientów biznesowych, bez wątpienia będzie to dobry kamuflaż – podsumowała powściągliwie, w żaden sposób nie negując szczegółów jego planu. Skoro już mu uwierzyła i zaufała, planowała dać tej współpracy to co potrafiła najlepiej, bez zbędnej krytyki, czy rozbijania planów. Z uwagą wsłuchała się także w informacje dotyczące wspomnianych nazwisk bandziorów, potwierdzając konieczność ostrożności, subtelnym, lecz wyraźnym skinieniem głowy. Nie zamierzała marnować słów, ani panikować, bo wierzyła, że dopóki będzie stąpać uważnie, to wszystko pozostanie w najlepszym porządku. Tym sposobem, rozmowa dość płynnie przeszła do tematu jej rezygnacji ze współpracy. - Rozumiem – odparła poważnym tonem, lecz jej zacięty wyraz twarzy wskazywał na to, że nie zamierza się wycofywać. Nie chodziło już nawet o to, że czuła się odpowiedzialna za wmieszanie w tę sytuację, a o to, że przepowiednia dotycząca życia Vittore zdawała się czymś, co musiała dźwigać. Louise miała zbyt dobre serce, by zostawić mężczyznę na pastwę losu. Poza tym, gdy maska Crosetto została opuszczona, Finley dostrzegła w nim człowieka, który po ludzku budził jej sympatię i szacunek. Kogoś, kogo nie zamierzała zostawić na pastwę losu. Poza tym, warto zadać sobie pytanie. Czy Louise Finley miała cokolwiek do stracenia?
Dojedli jakoś swoje drobne zamówienia, Turina dopił jeszcze z dwa kieliszki wina, czując, że ta druga butelka nie była już nasączona veritaserum, co było pewną ulgą, bo o ile rozmowa z Finley zyskała na tej odrobinie wymuszonej szczerości, to wolał nie ryzykować tym w dalszych swoich poczynaniach w ciągu dnia. - Wyślę Ci jakieś dokumenty, trochę o transporcie, jakieś umowy celne, pozwolenia przewozów drogą morską. I tak trzeba będzie je przetłumaczyć, więc wszystko się złoży, a Ty zarobisz. - skinął głową, kiwając do kelnera o rachunek. Wziął głębszy wdech i podniósł na kobietę spojrzenie: - Mogą się wydarzyć różne rzeczy, mogę powiedzieć wiele różnych słów. - zaczął, w jakiś sposób próbując chyba dać jej znać, że Vittore zaraz wróci do wewnętrznej kieszeni marynarki, a Crosetto pozostawał śliskim typem- Pracuję nad tym od tak dawna, że zrobię wszystko, by dopiąć tę sprawę do końca, choćbym miał ciągnąć wszystko na zakrwawionych kolanach. - wpatrzył się w swój talerz, a kiedy kelner przyniósł rachunek, zapłacił swoją różdżką. - Pozwól, że Cię odprowadzę. - uśmiechnął się jak śliski wąż, zakładając swój kapelusz i wstając od stolika. Podszedł, by odsunąć jej krzesło, gotów nadstawić ramienia jak typowy włoski amant-mafiozo, adorujący piękną białogłowę, bo przecież takie było założenie ich spotkania, czyż nie?
Śniadanie dobiegało końca i choć Louise poczuła wzrost sympatii wobec swojego rozmówcy, to nie dało się ukryć, że wcale nie czuła się komfortowo w okolicznościach, które między nimi zaistniały. Wpakowała się w kłopoty i choć zamierzała wziąć je na klatę i wesprzeć Włocha, to jednak spadł na nią całkiem spory i niespodziewany ciężar, którym musiała się odpowiednio delikatnie zająć - w innym przypadku nie tylko ona poszłaby na dno. - Oczywiście, dam ci wizytówkę - powiedziała, wyciągając karteczkę z adresem biura tłumaczeń. Skoro współpraca miała sprawiać pozór formalnej, to dobrze by papiery przychodziły do biura, które wynajmowała, nie zaś do jej domu. Dla niepoznaki i bezpieczeństwa ich obojga. - Rozumiem - powiedziała powściągliwie, zdając sobie jednak sprawę jak wielki ból niesie ten człowiek. Wiedziała, że musi szykować się na różne koleje losu - poczynając od własnego zagrożenia, a kończąc na udawanych zmianach stron wedle ram wyznaczonych przez Vittore. Nie zamierzała tego kwestionować. I być może była wobec niego zbyt uległa, ale jednak czuła się poniekąd odpowiedzialna za jego dalszy los. Po uregulowaniu zapłaty, zgodnie z zaproszeniem chwyciła ramię Włocha, dając się adorować. Ta gra była zdecydowanie mniej nieprzyjemna, bo teraz zdawała sobie sprawę, że pod śliską powłoką znajduje się prawdziwy i sprawiedliwy człowiek. +