Miejsce zatłoczone w czasie przerw między lekcjami. To tutaj jest najgłośniej i najweselej. Po środku stoi fontanna, której posągi łypią na uczniów kamiennym okiem, a gdy ktoś wsunie rękę do wody, potrafią opluć prosto w twarz. W lecie dziedziniec jest hojnie ogrzewany słońcem, w zimę gajowy musi się namęczyć, by wszystko wokół odśnieżyć.
Jarmark:
Jarmark
Na dziedzińcu społeczność czarodziejów zorganizowała jarmark, na którym można dorwać nie tylko związane z Bitwą o Hogwart pamiątki, ale też wziąć udział w kilku atrakcjach, które czekają na pasjonatów historii.
Stoisko z przekąskami
Za symboliczną opłatę 10 galeonów macie nieograniczony dostęp do wszelkiego rodzaju magicznych smakołyków:
Jedzenie: Quiche z mandragory - Wspomaga zdrowie i do tego smakuje wyśmienicie! Kilka kęsów wystarczy, by odżywić organizm. Rzuć k6. Wynik parzysty sprawia, że wydajesz z siebie krzyk godny młodej mandragory! Zupa pokrzywowa - Powoduje chwilowe uczucie szczypania w języku, przy okazji wspomagając zdolności krasomówcze tego, kto jej skosztował. Przez następne kilka godzin nie masz problemu ze znajdowaniem słów i wysławiasz się najpiękniej w towarzystwie. Smoczy tatar - Przekąska zazwyczaj serwowana podczas uroczystych wydarzeń, jednak ze względu na swoje kulturowe znaczenie, dostępna i przede wszystkim przygotowywana na świeżo, podczas dzisiejszego jarmarku. Wyostrza zmysły, choć jednocześnie daje niesamowicie śmierdzący oddech na najbliższe kilka godzin! Butter-fly pudding - Słodki maślany deser, który dodaje uczucia lekkości. Rzuć k6. Wynik nieparzysty oznacza, że do końca wątku unosisz się kilka centymetrów nad ziemią! Kanarkowe kremówki - Typowe ciastko przyrządzone według przepisu bliźniaków Weasley. Niektóre z nich zostały pozbawione żartobliwych właściwości. Rzuć k6. Wynik parzysty oznacza, że na jednego posta zamienia Cię w kanarka! Kanapka z peklowaną wołowiną - Typowa, aczkolwiek niesamowicie smaczna przekąska, powodująca, że na Twojej twarzy pojawia się masa piegów!
Picie: Wiążący język miąższ cytrynowy - Wykrzywia mocniej niż wszystko, co znacie, ale rozjaśnia umysł poprawiając skupienie na najbliższe kilka godzin! McSpratts - Popularna w latach 90-tych gazowana woda czarodziejów. Rzuć k6. Wynik nieparzysty oznacza, że po napiciu się napoju, bąbelki wylatują Ci uszami i nosem! Sok z mniszka - Lekko gorzki napar, który sprawia, że Twój język robi się zielony. Pozwala zagoić lekkie rany i otarcia w mgnieniu oka! Syrop wiśniowy - Uwielbiany głównie przez dzieci, ale i jeden z faworytów niektórych emerytów. W mig poprawia humor, pozwalając cieszyć się resztą wieczoru bez zmartwień. Rzuć k6. Wynik 1-3 oznacza, że Twoja głowa przybiera wiśniowego koloru, a z włosów wyrasta kilka liści. Parujący Stout Simisona - Ciemne piwo, o lekko orzechowym posmaku. Powoduje chwilowe parowanie z uszu. Tylko dla pełnoletnich czarodziejów! Wywar ze stokrotek - Słodkawy likier pozyskiwany z soków stokrotek. Powoduje u pijącego spontaniczne wyrastanie płatków na całym ciele, co jakiś czas. Tylko dla pełnoletnich czarodziejów!
Historyczne pamiątki
Tutaj możecie nabyć pamiątki związane z postaciami lub wydarzeniami historycznymi:
Figurki hogwarckich zbroi - Zbroje poruszają się, uchylając przyłbicę i podnosząc miecze ku górze. Zakupując komplet można przeprowadzać ze znajomymi bitwy, gdyż posążki będą ze sobą walczyć. (Pojedyncza figurka - 35g, komplet figurek - 120g i +2pkt. do historii magii) Magiczny zielnik Profesora Longbottoma - zbiór notatek i ususzonych ziół opracowany na podstawie dzienników Neville'a Longbottoma. (45g, +1pkt. do zielarstwa) Księga „Hogwart i jego obrońcy - historia nieznana” - Tom opowiadający o Bitwie o Hogwart za pomocą anegdot z pola bitwy, zawierający historie, których nigdy nie udało się potwierdzić, przez co nie trafiły do oficjalnych podręczników Historii Magii. (50g, +1pkt. do HM) Zestaw do herbaty Profesor Trelawney - Cztery pięknie ozdobione konstelacjami filiżanki oraz czajniczek przedstawiający drogę mleczną. Ponoć parzone w czajniczku napary uspokajają skutki wizji u jasnowidzów, a filiżanki podświetlają odpowiednie gwiazdy, pomagając w interpretacji wróżb. (135g, +2pkt. z wróżbiarstwia i astronomii) Kuferek Hagrida - Oprócz okropnie twardych ciastek, można w nim znaleźć 1 dowolny składnik odzwierzęcy trzeciego stopnia, jedną figurkę smoka (norweski kolczasty, +1pkt. do ONMS) oraz pas ze skóry Afanca, który nie tylko dostosowuje się do tuszy osoby, która go nosi, ale też posiada właściwości odstraszające magiczne insekty (+1pkt. do ONMS). Koszt kuferka to 340g Okulary Pottera - Charakterystyczne, okrągłe oprawki założone na oczy, wskazują aurę drugiej osoby. Jedna para działa przez 2 wątki. Czerwień - złość, brąz - lęk, pomarańcz - witalność, zieleń - spokój, niebieski - smutek, fiolet - empatia, szarość - niepewność. (85g, +1 do OPCM) Komplet magicznych opatrunków - Pozwalają opatrzyć prawie wszystkie urazy zewnętrzne. • Bandaże do trzykrotnego użycia przy ranach odzwierzęcych, poza niebezpiecznymi, oraz zaklęć poza czarnomagicznymi - 100g oraz +1pkt. do uzdrawiania; • Bandaże jednorazowe, będące w stanie zaleczyć jedną ranę po zaklęciu czarnomagicznym lub po ataku zwierzęcia niebezpiecznego - 240g oraz 2pkt. z uzdrawiania. Książka kucharska Molly Weasley - Zbiór smacznych, domowych potraw magicznych, dla całej rodziny. Podążając za tymi przepisami, nie ma opcji kuchennej porażki! Do książki dodawany jest paczka domowej roboty toffi. (50g oraz +1pkt. do Magicznego gotowania) Książka „Nie możesz odwołać Quidditcha!” - Historia najsłynniejszych boisk i turniejów magicznych gier, której współautorem był Oliver Wood (50g, +1pkt. do GM) Zestaw piękności Gilderoya - Pudełeczko z kosmetykami dla każdej modnej czarownicy. W środku można znaleźć kremy, szminki, tusze do rzęs, cienie do powiek oraz lakiery do paznokci. Ten, kto użyje całego kompletu kosmetyków, hipnotyzuje swoim pięknem, przez co jego występy publiczne stają się niesamowicie wiarygodne i piękne dla każdego słuchacza. (170g oraz +1pkt. z DA)
Historyczna loteria
Każdy z was ma możliwość wzięcia udziału w loterii. Są dwa rodzaje losów: • Basic - 25g • premium - 100g Każda postać może kupić tylko jeden los! Pamiętajcie, by po nagrody zgłosić się w odpowiednim temacie!
Losy basic:
Rzuć Literką, by zobaczyć, co wygrałeś: A. Brawo! W Twoje ręce wpada bon o wartości 100g do wykorzystania w dowolnym sklepie w Hogsmeade! B. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. C. W Twoje ręce wpadają okulary Pottera. Gratulacje! D. Brawo, wygrywasz magiczny zielnik Profesora Longbottom! E. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. F.Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. G. Brawo! Wygrywasz bon o wartości 60g do wykorzystania w dowolnym sklepie na ul. Pokątnej! H. Gratulacje! Wygrywasz zestaw figurek hogwarckich zbroi! I.Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. J. Brawo! Wygrywasz książkę kucharską Molly Weasley, wraz z obowiązkową paczuszką domowego toffi!
Losy premium:
Rzuć Literką, by zobaczyć, co wygrałeś: A. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. B. To zdecydowanie jest Twój szczęśliwy dzień! Wygrywasz bon o wartości 170g do wykorzystania w dowolnym sklepie na ul. Pokątnej! C. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. D. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. E. Brawo! Wygrywasz magiczne bandaże jednokrotnego użycia! (na rany od zwierząt niebezpiecznych i zaklęć czarnomagicznych) F. Brawo! Wygrywasz zestaw piękności Gilderoya! G. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. H. Gratulacje! Wygrywasz bon o wartości 200g do dowolnego sklepu w Hogsmeade! I. Niesamowite! Wygrywasz kuferek Hagrida! J. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie.
Kwiatowy model Hogwartu
Na środku dziedzińca stoją ogromne kosze z kwiatami, z których wspólnymi siłami uczestnicy jarmarku mogą uzupełnić zniszczony model Hogwartu. Jeśli chcesz wziąć udział w zabawie, sprawdź, co Cię czeka!
Każdy, kto chce pomóc w odbudowie modelu, rzuca literką, by wylosować, jakie kwiaty mu przypadły.
Kwiaty:
A jak Aster - Gdy tylko dokładasz astry, by dobudować kolejny element szkolnych murów, te na chwilę migocą na złoto, a nastepnie u Twojego boku pojawia się sakiewka, w której znajdujesz 20g! B jak Bratek - Twoje kwiaty od razu łączą się z innymi, które postawił ktoś inny. Osoba, która wkladała kwiat przed Tobą, do końca dnia będzie Ci się wydawać jakby była Twoim najlepszym przyjacielem! C jak Chryzantema - Kwiaty, które Ci przypadły sprawiają, że otula Cię poczucie ciepła, a nad modelem uszkodzonego zamku pojawiają się na chwilę mgliste twarze poległych w Bitwie bohaterów. D jak Dalia - Czujesz, jak po umiejscowieniu kwiatów, nagle przybywa Ci sił i jesteś w stanie przenosić góry. Twoje mięśnie się wzmacniają, a kondycja ulega polepszeniu. Otrzymujesz +1pkt. do GM! E jak Eustoma wielkokwiatowa - Myślisz, że po prostu dołożyłeś cegiełkę, czy też kwiatek, do modelu, ale po chwili Twój wzroku przykuwa coś, czego wcześniej tam nie było. Znajdujesz 3 karty z czekoladowych żab oraz +1pkt. do HM Możesz wybrać, które karty ze spisu znajdujesz. Do dyspozycji masz kategorie: hogwarckie osobistości, znane czarownice oraz znani czarodzieje, w każdej z nich możesz wybrać po 1 karcie. F jak Fiołek - Nagle dopada Cię nostalgia i masz wrażenie, że świat wokół Ciebie zrobił się niepokojąco szary. Robisz się niesamowicie skryty i potrzebujesz bliskości innej osoby do końca dnia! G jak Geranium - Twój nastrój ulega znacznej poprawie! Masz ochotę wciąż śmiać się i tańczyć. Nic nie jest w stanie tego zepsuć, a już na pewno nie paczka mixu słodyczy, która wylądowała obok Ciebie. H jak Hiacynt - Po umiejscowieniu kwiatka czujesz, że coś jest nie tak. Do końca dnia Twoje oczy przyjmują hiacyntowy odcień, a Ty paplasz o swoich sekretach na prawo i lewo. I jak Irys - Widzisz, jak przed Tobą pojawia się postać samej Roweny Ravenclaw. Kobieta uśmiecha się do Ciebie, wyciągając w Twoją stronę dłonie i wypowiadając słowa, których nie rozumiesz. Czujesz się jednak zdecydowanie bardziej pewny siebie. Otrzymujesz +1pkt. do dowolnej dziedziny kuferkowej! J jak Jaskier To zdecydowanie nie jest Twój dzień. W momencie, gdy jaskier ląduje w makiecie, kwiaty wokół niego na chwilę obumierają, a Ty czujesz, jak ogarnia Cię złość. Następna osoba, która napisze post w tym temacie (nie musi być przy makietach) jest Twoim wrogiem przez następny wątek!
Nieważne, jak mocno Eiv wpatrywałaby się w oczy Runy, i tak nie dojrzałaby w nich żadnego z fałszywych uczuć, jakich najprawdopodobniej szukała. Oczywiście, może delikatne zbicie z tropu majaczyło gdzieś pośród pokładów niezmierzonej empatii oraz czystej chęci pomocy, bo dziewczę nigdy by się nie spodziewało, że po względnie krótkiej salwie przekleństw oraz obelg ich ofiara momentalnie się załamie. Wnioskując z całej tej nienawiści, jaką słychać było w opowieściach Gemmy o podszywającej się pod nią osobie, można było pomyśleć, iż ona z wielką chęcią podejmie się takiej szermierki. Zamiast tego, po prostu opadła na ziemię. Grímsdóttir usiłowała wiec w jakiś niebywale błyskotliwy sposób rozpracować zawiłość sytuacji, ale fakt, że musiała to robić w międzyczasie oswajania Henley wcale nie pomagał. Głaskała ją z niemal siostrzaną troskliwością, której w danym momencie u Gemmy próżno było szukać. Dziewczyna powoli chyba zaczęła wierzyć w prawdziwość teorii o dawno zaginionych, nagle odnalezionych bliźniaczkach, sądząc po pełnym wyrzutu pytaniu o nieodzywanie się, ale zamiast takiego chamstwa, mogłaby się przestawić na tryb empatii. Nie pomyślała, że może Cara nie miała żadnego wpływu na ich rozdzielenie? Runa mimowolnie czuła na sobie wzrok Zaharówny, chociaż odwrócona do niej plecami nie miała najmniejszej szansy na zgadnięcie, jakie emocje w nim zawarła. Czy niecierpliwe oczekiwanie, czy nienawiść, czy może zwykłą obojętność i brak wiary w retorykę Włoszki? A może w ogóle nie patrzyła, krążąc tylko w kółko, zaś osiemnastolatce tylko wydawało się, że jest obserwowana? Jeszcze się o tym z pewnością przekona, póki co nadal delikatnie gładziła włosy Gryfonki, aby zaraz ostrożnie odebrać od niej papier wraz ze zdjęciem. Sytuacja zrobiła się trochę mniej wygodna, bo dla pełnej wygody Runa potrzebowałaby obu swoich dłoni, a to oznaczało, że nastał koniec głaskania. Westchnęła cicho, zabierając się do dokładniejszych obserwacji dwóch zadziwiająco ważnych rzeczy, których otrzymania dziewczę w żadnym wypadku się nie spodziewało. - Gemma, jak miała na imię twoja siostra? To znaczy, na pierwsze i drugie? - spytała głośno, chcąc upewnić się, że adresat pytania dokładnie je usłyszy. Oczyma pochłaniała inicjały N. V. Z. w całej pewności, że "Z" oznacza "Zaharov". Nie chciała jednak podejmować żadnych pochopnych wniosków, więc musiała się upewnić. Rok 2004 również pasował do wersji rozdzielenia w wieku dziewięciu lat. - W sumie wiesz co? Chodź tu i zobacz sama - dodała, podnosząc się do pionu i wyciągając dłoń ze zwitkiem papieru oraz zdjęciem w stronę dziewczyny, a kiedy ta zabrała podane jej rzeczy, Włoszka znów przykucnęła, aby ponownie zacząć głaskać Henley. - Wszystko będzie dobrze - powiedziała cicho, nie mając w arsenale nic lepszego, a nie chciała, żeby dziewiętnastolatka miała się tu zaraz popłakać.
Autor
Wiadomość
Peter Stryder
Rok Nauki : I
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : wrzeszczący kalendarz to jego najlepszy przyjaciel / na lewym nadgarstku tatuaż lisiej łapy i napis po walijsku
Yasmine zachowywała się tak jakby codziennie miała do czynienia z większym bądź mniejszym drapieżnikiem. Może ma zamiłowanie do adrenaliny? Nie była ani trochę zdystansowana w trakcie tego spotkania co Petera dziwiło. Na jej miejscu nie podszedłby do obcego zwierzęcia nawet na metr. Prędzej zawołałby Rooney, aby oceniła czy dane zwierzę wygląda jakby chciało kogoś zjeść czy jest przyjaźnie nastawione. Yasmine znowuż pokazywała, że faktycznie nie bez powodu należy do Gryffindoru. Z drugiej strony, przecież nie miała do czynienia z bestią tylko animagiem, o czym zaraz się dowie. Mówiła sobie do niego jak gdyby nigdy nic, czuła się swobodnie. Słuchał potoku tego słów, dziwiąc się, że uparła się na tę próbę zorganizowania mu jedzenia. Poniekąd schlebiało mu to ale czuł się niezręcznie, że nie wie do kogo mówi. Wystarczyło jednak, że musnęła palcami jego pysk, a cofnął się gwałtownie, spadając niezgrabnie na trawę. Naprawdę nie miał wyczucia w zacisku szczęk! Tato miał bliznę na ręku, nie chciał ryzykować, że mógłby niechcący dziabnąć Yasmine. Nie ręczył za swój odruch zaciskania zębów, dopiero to ćwiczył i obiecał sobie zachować wszelką ostrożność. Minął dopiero rok od oficjalnej przemiany, cała droga jeszcze przed nim i lata nauki, poznawania swojego lisiego ciała. Sęk w tym, że Yasmine o tym nie miała pojęcia. Kto mógłby się spodziewać, że ktoś będzie pchać ręce do jego pyska? Właśnie pokazał jej, że nie umiał podnieść ołówka z ławki, a ona podsuwa palce. Miałby na niej poćwiczyć? Trudno już nie brać pod uwagę odrobiny szaleństwa. Potrząsnął łbem i czmychnął dwa metry dalej, niedaleko kamiennego filara otoczonego jasnozielonymi bliżej niezidentyfikowanymi roślinami. Łapą przesunął po swoim uchu co było jego wewnętrznym odpowiednikiem złapania się za głowę. Rozpoczął proces powrotu do swojej naturalnej postaci. To rozciąganie się mięśni, to całe mrowienie sylwetki, nagrzewanie się organizmu od wysiłku transmutacji wewnętrznej... trwało to dobre trzy minuty ale powoli, powolutku w miejscu rudego lisa pojawiał się przykucający na jednej nodze Peter. Potargany, z pogniecionymi ubraniami, lekko zaszklonymi ze stanu podgorączkowego ciemnymi oczami, z grymasem na twarzy. Nie było to przyjemne, był taki zesztywniały i skostniały jakby cały dzień spał na zimnej podłodze. Oparł rękę o trawnik kiedy transmutacja animagiczna została zakończona. Drugą dłoń położył na filarze i podciągnął się do pionu, podnosząc wzrok na Yasmine. - Przepraszam? - nie wiedział jak zacząć więc zaczął od skruchy za udawanie lisa. Oparł łokieć o filar, a zaraz za tym większość ciężaru ciała o chłodny kamień. Miło i przyjemnie, uff. - Przysuwanie rąk do pyska jest dosyć ryzykowne, chyba, że nie miałabyś problemu z rozstaniem się z palcami. Dopiero od niedawna pracuję nad kontrolowaniem nacisku szczęki... - poczerwieniał z zawstydzenia i zakłopotania, którego się nie spodziewał. Na ustach czuł posmak drewna i gryfla, ale żadnego śladu drzazg... po pierwszych sekundach powrotu. Nie podchodził jeszcze do ławki, czekał aż serce przestanie tłuc się w jego piersi, a mięśnie ostygną po tej transmutacji. Potrzebował z dziesięć minut i wszystko wróci do normy. Yasmine pochodziła z popularnej rodziny, a przy tym uchodziła za Gryffindorską piękność. A on, Peter, rozmawiał z nią. To jego debiut w prowadzeniu dialogumonologu z kimś "popularnym". Przekonany był, że nawet nie zna jego imienia, co było dla niego czymś normalnym. - Odkupię ci ten ołówek. - brawo Peter, jakie mądre słowa! Puknąłbyś się w łeb. "Odkupię ci ołówek?!" Tylko Stryder mógłby coś takiego powiedzieć do ładnej dziewczyny.
Częściej nazywała siebie głupią niż odważną, zwłaszcza we własnej głowie. Lis wydawał się rozumiejący, słodki i dawał się rysować, więc ubzdurała sobie, że gdyby chciał ją ugryźć, to zrobiłby to już dawno, wcześniej. Miał przecież tyle okazji, żeby się rzucić i ją ugryźć, zostawić dziurę w kolanie. Przywykła do rozmów z kotem, dlaczego nie z lisem? Przecież nie mógł uznać jej za wariatkę, nie był człowiekiem — kompletnie nie pomyślała o ewentualności przesiadywania z animagiem. Podejrzewała raczej, że jakiś uczeń nielegalnie go oswoił, a ten zaczął żyć przy zamku i ufać ludziom. Ot, takie bajkowe historie. Zasłoniła usta rękoma, gdy spadł, mając nadzieję, że nic sobie nie zrobił. Faktycznie, nie powinna tak śmiało wyciągać dłoni w stronę pyszczka, pewnie nie był przyzwyczajony! Nim zdążyła jednak w jakikolwiek sposób skomentować, odbiegł i stanął dalej, przy jednym z filarów, a brunetka westchnęła ciężko, posyłając mu przepraszające spojrzenie. Na pewno go przestraszyła, bo co innego? Zamrugała kilkakrotnie, gdy zadziała się ławka, cofając się w głąb siedziska i nie bardzo wiedząc, co właśnie widziała. Rozchyliła usta w zaskoczeniu, a ciemne oczy Yasmine miały skonfundowany wyraz. Lis zmienił się odrobinę rozczochranego, kucającego chłopaka. Nie miała pojęcia, jak ów Puchon miał na imię, ale kojarzyła go z zajęć. Teraz na pewno weźmie ją za nienormalną, a do tego wszystkiego ten tekst o uszach... Zarumieniła się speszona, zawstydzona swoim paplaniem i pokręciła głową, wbijając wzrok w trzymany na kolanach szkicownik. Nie miał za co przepraszać. Nie miała pojęcia, czy bardziej była zaskoczona jego zdolnością, czy może tym, jak dużo do swojego lisiego modela mówiła. Nagle ni stąd, ni zowąd zaśmiała się, pukając ręką w czoło. - Nie masz za co, mogłam się zorientować, że lis jest za bardzo przyjacielski, a ja wcale nie jestem zaklinaczem zwierząt. To znaczy, Ty jesteś.. Poprawiła się zaraz, zamykając szkicownik i siadając prosto, przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce. Była z natury niestety ciekawskim stworzeniem i w piekle na pewno czekał na nią odpowiedni kociołek. - Fajna sztuczka. Skomplementowała jeszcze, nie chcąc wchodzić mu w słowo. Gdy mówił, milczała, pozwalając sobie zastukać palcami o blok rysunkowy, chcąc rozładować nagromadzone wewnątrz emocje. Nie lubiła ich w oczywisty i dosadny sposób uwidaczniać, bo po co innym uprzykrzać życie. - To pewne, że kiedyś bez nich skończę.. - odpowiedziała po chwili, nie chcąc ciągnąć tematu, żeby nie bronić się uroczymi uszami, futerkiem i tym, że jej słuchał. Bo to była jej głupota, a nie jego prowokacja, zdawała sobie sprawę, że miał rację. Brunet nagle się zarumienił, a ona uznała, że to konsekwencja przemiany. - Wszystko w porządku? To musi być męczące. Chcesz wody? -zaproponowała łagodnie, mając nadzieję, że transmutacja nie była na tyle wyczerpująca, żeby zemdlał. Nie była dobra z magii leczniczej, a dotarganie go w tej formie do skrzydła szpitalnego wydawało się jej absolutnie niemożliwe. Do tego, zanim by po kogoś poszła i znalazła drogę powrotną, minęłyby całe wieki! Uniosła brew na wzmiankę o odkupieniu ołówka, ostentacyjnie machając dłonią. Gdyby słyszała jego myśli to z pewnością uznałaby, że przesadzał. Nie była ani specjalnie popularna ani też ładna, nie odczuwała tego w żaden sposób. Była po prostu Yasmine, niczym mniej i niczym więcej, idealnym materiałem na przyjaciółkę. W tej kwestii miała bardzo wysokie mniemanie o sobie. - Przestań, mówiłam Ci przecież, że mam dwa. Nic sobie nie zrobiłeś? Ah, no tak! Podniosła się z ławki, odkładając rzeczy na bok i zrobiła krok w jego stronę, wyciągając dłoń. - Yasmine, miło mi. Chyba nie miałam okazji Cię poznać, ale jesteś Puchonem, prawda? W sensie masz żółte szaty! Widziałam Cię na lekcjach. Przedstawiła się z uśmiechem, pokazując dołeczki w policzkach. Nie miała problemów z nieśmiałością, zazwyczaj.
Peter Stryder
Rok Nauki : I
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : wrzeszczący kalendarz to jego najlepszy przyjaciel / na lewym nadgarstku tatuaż lisiej łapy i napis po walijsku
Spodziewał się, że się na niego zezłości. Od kiedy był takim pesymistą? To wszystko przez te emocje i ten strach kiedy przysunęła do jego pyska palce. Nigdy nie wybaczyłby sobie gdyby kogoś jeszcze skrzywdził w ten sposób, dlatego starał się ćwiczyć w odosobnieniu. Żałował teraz, że pokusił się na spacer aż tutaj i dał się ponieść chwili, aby wejść w interakcję z dziewczyną. Z drugiej strony, teraz mógł z nią o tym porozmawiać więc jednak coś zyskuje, prawda? - N-nie, ja nie jestem zaklinaczem zwierząt. To moja koleżanka, Rooney takim jest. Ja jestem po prostu animagiem. Od niedawna więc wiesz... w zeszłe święta niechcący ugryzłem rękę mojego taty i ma do tej pory bliznę to dlatego teraz się wystraszyłem... - wyjaśnił pospiesznie, aby nie myślała, że ma do czynienia z jakimś mistrzem ds. zawierania pozytywnej relacji ze zwierzętami. Poza animagią był stosunkowo zwyczajny, dlatego tak bardzo cieszył się, że posiadł tak trudną umiejętność bo dzięki temu czuł się bardziej wartościowy. Kiedy Yasmine powiodła tak spojrzeniem po jego sylwetce to poczuł się skrępowany i tak niby tak od niechcenia wyprostował sweter, poprawił puchoni krawat, kołnierzyk i otrzepał piach z kolan. Czuł się trochę taki ścięty temperaturą ale przecież nie przyzna się do słabości przed dziewczyną. - Dzięki, nie trzeba. Po prostu usiądę, okej? - wskazał na ławkę, z której niedawno zszedł i usiadł obok niej, jeśli nie miała nic przeciwko. Westchnął z ulgą i rozluźnił się. Jeszcze siedem minut i wszystko powinno wrócić do normy. Nie była zła o ten ołówek, uff. Nie kontynuował tego tematu, aby się nie pogrążyć w tej swojej odzywce. Uścisnął lekko jej dłoń i uśmiechnął się pogodnie. - Tak, zgadza się, Puchon w osiemdziesięciu ośmiu procentach. Reszta to Ravenclaw, ale Tiara jednak stwierdziła, że bardziej nadaję się do Hufflepuffu. Miło mi, Yasmine. - przeczesał palcami włosy i wyrównał oddech. No, jest coraz stabilniej. - Muszę ci powiedzieć, że jestem pod wrażeniem jak szybko eee... mnie... narysowałaś. Niby tylko sam pysk, ale bardzo dokładnie i ładnie. - zaczął od pochwalenia tego, co zauważył lisimi oczami. Nie ma co ukrywać, jej talent robił niemałe wrażenie.
Yasmine Swansea złościła się krótko i rzadko, zwykle zbywała wszystko śmiechem. Nie umiała być pesymistką, nie umiała czarować otoczenia złą energią. Nie musiał się czuć źle przez jej głupotę i gdyby tylko wiedziała, że jednym ruchem wywołała takie zmartwienie u chłopaka, zaraz by go przeprosiła i robiła wszystko, byle tylko nie czuł się w ten sposób. - Wow! Jesteś niesamowity! Nauczyłeś się tego w tak młodym wieku? Jejku, ja nawet podstawowych zaklęć transmutacji poprawnie nie rzucam.. - nie powstrzymywała się nigdy w słowach, zawsze była brutalnie szczera i zachwyt w brązowych oczach był tego dowodem. Był to olbrzymi wyczyn, a Peter powinien być bardziej dumny ze swojego unikalnego osiągnięcia. Przez myśl jej przeszło, że ostatnio otaczała się wyjątkowo uzdolnionymi ludźmi, tylko ona taki głupek. Nie zgasiło to jednak jej uśmiechu, zamiast tego pokręciła delikatnie głową, wprawiając w ruch luźno wiszące kosmyki. - Nie powinieneś przejmować się lub obwiniać ugryzieniem taty. Podobno przejmujesz instynkt zwierzęcia, nie? Podstawową obroną zwierzaka jest atak, nie panujesz nad tym, skoro nauczyłeś się niedawno. Nie rozpaczaj nad tym, co było. Nie warto. Starasz się i wyciągnąłeś wnioski! Jejku, przepraszam, za dużo gadam. Przyłożyła palec do ust w przepraszającym wzruszeniu ramionami, sugerując tym samym, że już będzie cicho. Ona w ogóle nie myślała, że jej spojrzenie może kogokolwiek zawstydzić, dlatego uznała jego objawy za osłabienie po męczącej przemianie, a także zmianach postrzegania świata. Kiwnęła głową z rozbawieniem i uniesioną brwią, bo naprawdę, nie musiał jej pytać o pozwolenie. - Puchon o imieniuuu...? - wychyliła się nieco no przodu, odwracając głowę w jego stronę i lustrując go zaciekawionym spojrzeniem. O Tiarze trochę słyszała, chociaż u niej dość szybko padł wybór na dom z lwem, raptem w kilka sekund. Ku niezadowoleniu, bo chciała Ravenclaw, ale była chyba zbyt durna i zbyt mało rozsądna, działała pod wpływem emocji. - To nic takiego, zwierzaki są proste, bo od małego je lubiłam rysować. Zobaczyłbyś talent mojego kuzynostwa, to byś dopiero nie uwierzył! A poza tym, miałam uroczego modela. A więc masz charakter lisa? Zapytała zaciekawiona, nie mogąc pominąć talentu pozostałych Swansea, którzy przechodzili samych siebie we wszystkich dziedzinach artystycznych. Ona artystką by się z pewnością nie nazwała. Wyprostowała się, spoglądając na szkicownik i pysk liska. - Gargulec chce Cię zjeść, no wiesz, mój pierwszy model.
Peter Stryder
Rok Nauki : I
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : wrzeszczący kalendarz to jego najlepszy przyjaciel / na lewym nadgarstku tatuaż lisiej łapy i napis po walijsku
Właśnie tego pragnął - uznania w cudzych oczach. Nie znaczy to, że zamierzał poświęcać siebie, swoją moralność, zasady i organizację aby osiągnąć pochwały. Ot, reakcja Yasmine dolała w jego trzewia sporą dawkę ulgi, wesołości, dumy i zwiększonego poczucia własnej wartości. Nic więc dziwnego, że w odpowiedzi na jej słowa jego uśmiech poszerzył się, a ciemne oczy wydawały się lśnić dumą. - Mój ojciec też jest animagiem i to on mnie uczył. Fakt faktem zajęło mi to siedem lat i bywało kiepsko. Mam za sobą już chyba piętnaście albo dwadzieścia przemian i wciąż mój organizm się przyzwyczaja. Ale warto, warto to wszystko przechodzić. Nawet nie wyobrażasz sobie jak inaczej postrzega się świat. Nie są ważne obrazy, a zapach, kolor, ciepło, dźwięk. - jego głos był pełen pasji bo oto mówił o tym, co go tak zachwyca w tej trudnej dziedzinie magii. Sukces, który osiągnął będzie już trwale zapisany szczęściem w jego życiu. Pochwała od Yasmine tylko go w tym utwierdzała bowiem cenił sobie jej reakcję. Dziewczyna wydawała się niesamowicie autentyczna i pozbawiona fałszu. - Nie szkodzi, nie przeszkadza mi gadulstwo. - zapewnił, poprawiając jeszcze puchoni krawat bo jednak to była jego męska zmora nad którą od lat pracował. Po co komu krawaty?! - Tamten wypadek nie spędza mi snu z powiek. Ot, wyciągnąłem wnioski i po prostu nie wybaczyłbym sobie, gdyby to się powtórzyło. - wyjaśnił, odnajdując lekkość i sympatię w rozmowie z Gryfonką. Przed chwilą czuł się zakłopotany ale najwyraźniej dziewczyna miała talent do zjednywania sobie rozmówców. Na całe szczęście nie był taki dziki w relacjach społecznych więc nie odstawał w dialogu i nie wydawał się dziwakiem. - Peter. Przepraszam. - zrobiło mu się tak głupio, że uciekł wzrokiem i pochylił się nad nogawkami swoich spodni, udając, że musi je poprawić, a przy okazji jeszcze zawiązać buta. Brawo, Pet. Po prostu brawo. - Nic takiego? - roześmiał się krótko - Ja do dziesiątego roku życia kółko krzywo rysowałem. Dla mnie to bomba. - udało się żartować i śmiać więc mógł się wyprostować i przetrzeć wierzchem dłoni swoje czoło. Zerknął też na zegarek zawieszony na lewym, lekko wytatuowanym nadgarstku i zarejestrował w pamięci nieco krótszy czas podwyższonej temperatury ciała niż ostatnim razem. Dokładnie półtorej minuty, sukces! - Tak, lisy są urocze choć to drapieżniki, pamiętaj. - nie przyjął komplementu w postaci bycia uroczym tylko przypisał to postaci zwierzaka. Tak było bardziej komfortowo. - Najwyraźniej jakaś lisia cecha u mnie dominuje. Jestem świetnie zorganizowany ale to chyba nie to. - śmiech trzymał się czepliwie jego ust. - To narysuj tego lisiego jegomościa większego i groźniejszego to gargulec zastanowi się nad sensem istnienia. - zerknął na ten lisi pysk i nie mógł wyjść z podziwu. Musi kiedyś spojrzeć w lustro w tej postaci i zobaczyć siebie całościowo, a nie tylko z perspektywy zwierzęcych oczu.
Nie chodziło o to, żeby schlebiała mu na siłę — mówiła po prostu, co myśli. Zawsze wychodziła z założenia, że jak ktoś poświęcał czas i wkładał ciężką pracę, aby coś osiągnąć, należało to pochwalić, docenić. Ludzie tylko od siebie wymagali lub chcieli więcej, zapominali o prostej radości z tego, co już mieli w rękach. Często też nie doceniali tego, co było obok nich. Yasmine starała się to więc robić za cały świat, doceniając każdego. Znała ten błysk w oczach, który pojawił się u Petera i nie mogła nic zrobić, poza zadowolonym uśmiechem. Tak niewiele trzeba, żeby ktoś był szczęśliwy. Słuchała go z zainteresowaniem i w milczeniu, nie będąc sobie w stanie nawet wyobrazić świata, do którego się przenosił, gdy zmieniał formę. - Czyli masz talent po tacie. Musi być dumny, że Ci się udało. I wiesz? Nieważne, ile czasu nad czymś pracujesz, tak długo, jak robisz to dla siebie. Niesamowite, że Ci się udało przemienić i tak w tak młodym wieku. - wzruszyła ramionami z pewnością w głosie, jakby mówiła najbardziej oczywiste rzeczy na świecie. Wyprostowała się, łapiąc rękoma za krawędzie kamiennej ławki i odchyliła głowę do tyłu, wpatrując się chwilę w błękitne niebo, gdyż słońce akurat schowało się za jedną z chmur. - Nie przeszkadza? To dobrze, bo ja zdecydowanie za dużo mówię. A widzisz, mądry z Ciebie Puchon. Szkoda, że to wyciągnie wniosków z życia, nie zawsze wychodzi. Mama mi mówiła, że to dlatego, że młodość rządzi się swoimi prawami. I dla każdego są inne. Odpowiedziała wciąż pogodnym głosem, mrużąc oczy, gdy promienie słońca nagle zaatakowały jej buzie. Zaśmiała się, opuszczając twarz i przekręcając głowę w jego stronę tak, aby móc na niego spojrzeć. Pokręciła głową z rozbawieniem, właściwie z niczego. Miała nadzieję, że nie pomyślał, że śmiała się z niego. - A więc Peter Przepraszam jak z tej bajki mugolskiej. Też nie chcesz dorosnąć? Miałam przyjaciółkę w starej szkole, która była olbrzymią fanką bajek, a nie była czystokrwista, więc znała ich setki. Wyjaśniła, chcąc tym samym sprawić, żeby nie czuł się głupio. Nie było absolutnie żadnego powodu. - Poćwicz i będziesz lepszy ode mnie, serio. Zresztą, jakbyś zobaczył dzieła Lei albo Cassiusa, oni są niesamowici. - nie mogła nie pochwalić swojej rodziny, zawsze była z nich niesamowicie dumna. Każdy sukces Swansea cieszył ją jak własny. - Nie większe niż ludzie, prawda? Atakują w obronie lub po jedzenie, nie dla kaprysów. Nie mogła powstrzymać myśli, która uciekła spomiędzy jej ust, zanim ugryzła język. Puściła mu więc oczko, zostawiając rąbek tajemnicy nad tym, czy mówiła pół żartem, czy też serio, musiał się domyślić. Na pomysł o rysunku ożywiła się, łapiąc za szkicownik. Otworzyła go na czystej stronie, wyjmując nowy ołówek. Tym razem w dolnej części, centralnej kartki powstawał mały i przestraszony gargulec, zakrywający rękoma uszy. Troszkę przerysowany, komiksowy. - Lisy są też podobno cwane. Jesteś cwany, Peterze Przepraszam? Dopytała zaczepnie z zadziornym uśmiechem, zerkając na niego zza ołówka. Gargulec był prosty przy rysowaniu lisa, ale bawiła się doskonale. - To będzie prezent dla Ciebie! Może powinnam z siebie zrobić tego gargulca.
-
Peter Stryder
Rok Nauki : I
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : wrzeszczący kalendarz to jego najlepszy przyjaciel / na lewym nadgarstku tatuaż lisiej łapy i napis po walijsku
Potrzebował pochlebstw tylko był zbyt nieśmiały aby o nie prosić i po prostu pochwalić się wszem i wobec. Dopiero od niedawna przyzwyczajał Puchonów do obecności niegroźnego lisa ale daleko jeszcze było to okazywania przez innych zachwytu na widok jego umiejętności. Yasmine była pierwszą z niewielu, która to tak dobitnie doceniała i co tu dużo mówić, było mu cholernie miło. Uśmiech jaki trzymał się na jego ustach mówił wyraźnie jak go cieszyły jej słowa. - W genach mam predyspozycje. Z początku robiłem to dla taty bo bardzo chciał, abym był bardziej wyjątkowy ale potem jak sobie to wyobraziłem... mówię ci, to nieporównywalne. Jestem z siebie bardzo dumny i czasami jeszcze nie wierzę, że to osiągnąłem. Myślałem, że zajmie mi to jeszcze z dziesięć lat. - ożywił się, mówił energicznie, z pasją bo tak właśnie reagował na szczere komplementy serwowane przez dziewczynę. Usiadł na ławce wygodniej, okrakiem, a więc był odwrócony do Yasmine przodem. Dopiero padające na nią słońce przypomniało mu, że jest tu ciepło - na ile to zasługa pogody, na ile rozmowy a na ile lekkiej gorączki - nie wiadomo. Poluzował krawat i kołnierzyk bo jednak uderzenie ciepła nie ustąpi tak szybko jeśli będzie się tu pocić jak na treningu quidditcha. - Teraz się ze mnie śmiejesz. - ale i jego buzia też się śmiała więc nie miał jej tego za złe. Miło było mu, że znała mugolskie bajki. To znak, że nie była zamknięta na inne światy, a to akurat ceniło się w tych czasach. - Tobie zostawię rysownictwo, ja zajmę się transmutacją. - gestykulował przy tym, wzbraniając się rękami przed próbami nauczenia go malowania czegoś bardziej skomplikowanego niż koło. To nie jego sztuka, nie chciał na siłę uczyć się czegoś, co go nie zachęcało. Podziwiał jej rysunki i to mu wystarczało. - W moim przypadku się to nie sprawdza. Szczęka sama się zaciska jak wyczuję coś w okolicach wąsów. Pracuję nad tym, naprawdę! - nie był pewien czemu się jej tłumaczy, ale jakoś tak miło było dzielić się swoimi doświadczeniami z drugą osobą. Nieczęsto miał ku temu okazję, a i pokazała mu, że docenia jego zdolności więc tym bardziej otwierał się przed nią. - Nie mogę ci powiedzieć czy jestem cwany. Muszę mieć jakieś tajemnice, prawda? - zaśmiał się krótko i przyglądał się jak sprawnie rysowała śmieszną postać gargulca. - Gargulec nie dorasta ci do pięt. - odparł odruchowo, spontanicznie, nieumyślnie przemycając przy tym komplement dla niej. - Co knujesz? Patrzysz na mnie jakbyś miała w głowie rysowniczy złowieszczy plan.
Wywoływanie uśmiechu mogłoby być jej hobby. W czasach, gdy egoizm i zazdrość wywołana chęcią odnoszenia większego sukcesu, zdobycia większej popularności i byciu szczęśliwszym na pokaz ludzie zapominali, jak ważny był to gest. Podobnie jak przytulenie! Poprawiało humor, działało lepiej niż zaklęcia, bo było zaraźliwie. Przyglądała się więc Puchonowi z jakimś wewnętrznym zadowoleniem, że wyrażenie szczerej opinii mogło sprawić mu radość. - A więc tata był tylko iskrą i w gruncie rzeczy, to sam tego chciałeś. To dobrze, że jesteś z siebie dumny, to olbrzymi wyczyn. Wiem, co mówię, patronus mi nie wychodzi i ledwo zmieniam guziki kształtami, gdy szyję z transmutacji. Nauczyciele wiedzą? Ten z anielskim imieniem o transmutacji musi być dumny, że ma takiego ucznia. - zapytała z ciekawością, nie mając naprawdę pojęcia, jakie podejście mogliby mieć tutejsi wykładowcy do wyjątkowych zdolności swoich studentów. Na pewno w jej poprzedniej szkole nauczyciele byli obecni w życiu młodzieży, zachęcając ich i angażując się w ich rozwój. Dostrzegła, że zmienił pozycję na ławce i z uśmiechem kiwnęła głową, robiąc to samo. Teraz na pewno łatwiej będzie rozmawiać. Wzruszyła niewinnie ramionami. - Tylko trochę i z sympatii, naprawdę. Wiedziałeś, że zadziorność dobrze wpływa na relację? Penelope zawsze mi tak mówiła. Wyjaśniła zaraz, co by przypadkiem się nie obraził, bo wciąż nie była przekonana co do tego, jak głęboko w tyłku kij trzymały osoby z tej szkoły i z tego kraju. Aczkolwiek on nie wyglądał na sztywniaka, co ją w gruncie rzeczy zachęcało do dalszej rozmowy bardziej niż słodki lis, którego chciała namalować. Lis też był mocnym argumentem, ale tego już na głos nie powiedziała. Dziwactwa i unikalne talenty, jakieś bardzo trudne zdolności — były dla niej fascynujące. Zaskakujące było jednak to, że Peter wcale się nie chełpił. Wyglądał, jakby było mu bardzo gorąco, miał zarumienione policzki. - Jeśli chcesz, możemy się wymienić wiedzą! Przydałoby mi się opanowanie kilku zaklęć od zmiany kolorów czy wzorów, ułatwiłoby mi to pracę. A ja mogę nauczyć Cię rysować. Na pewno nie chcesz tej wody, Piotrusiu? Na wszelki wypadek podsunęła mu butelkę, a następnie ułożyła bliżej siebie szkicownik ze swoim pełnym karykatury gargulcem. Kiwnęła głową, nieco poważniejąc. - Uda Ci się. Kiedyś ktoś mądry- nie pytaj mnie kto, bo kompletnie zapomniałam — powiedział, że jak bardzo czegoś chcemy, to wszystko dookoła pomoże nam to osiągnąć. Poza tym jestem pewna, że miałbyś wielu chętnych do treningu powstrzymywania ugryzień. No bo hej, kto nie chciałby pobawić się z lisem? Kolejne wzruszenie ramion sugerowało o tym, że Swansea oznajmiła rzecz najbardziej oczywistą na świecie. Na ich szczęście, słońce schowało się za warstwą szarych chmur, które, chociaż na chwilę zakryły błękit nieba nad dziedzińcem. Tajemnice były ważne, trudno było się jej nie zgodzić, więc kiwnęła jedynie głową, koncertując się na odwróceniu rysunku i tym razem to lis miał górować nad kamienną bestią. Słodyczą na pewno to robił. Zatrzymała pióro na chwilę, wydając z siebie ciche mruknięcie. Odwróciła głowę przez ramię, spoglądając na górującą nad drzwiami figurę. - No wiesz, gdybyś powiedział inaczej, to powinnam być urażona. Bo atrakcyjny i ładny to on wcale nie jest. Oh, znamy się chwilę i już chcesz czytać moje niecne plany ze spojrzenia? Proszę, proszę, a tak niewinnie wyglądał, jako lis! - trąciła go końcówką ołówka, śmiejąc się zaraz i kręcąc głową z rozbawieniem, jakby złapał ją na gorącym uczynku. - Powiedzmy, że miałabym dla Ciebie propozycję nie odrzucenia, jak moje plany się powiodą. - wyjaśniła jeszcze, przenosząc brązowe oczy z twarzy Petera na tkwiący pomiędzy nimi pergamin, wracając do rysowania skulonego ze strachu skrzydła, które należało do gargulca.
Na dziedzińcu społeczność czarodziejów zorganizowała jarmark, na którym można dorwać nie tylko związane z Bitwą o Hogwart pamiątki, ale też wziąć udział w kilku atrakcjach, które czekają na pasjonatów historii.
Stoisko z przekąskami
Za symboliczną opłatę 10 galeonów macie nieograniczony dostęp do wszelkiego rodzaju magicznych smakołyków:
Jedzenie: Quiche z mandragory - Wspomaga zdrowie i do tego smakuje wyśmienicie! Kilka kęsów wystarczy, by odżywić organizm. Rzuć k6. Wynik parzysty sprawia, że wydajesz z siebie krzyk godny młodej mandragory! Zupa pokrzywowa - Powoduje chwilowe uczucie szczypania w języku, przy okazji wspomagając zdolności krasomówcze tego, kto jej skosztował. Przez następne kilka godzin nie masz problemu ze znajdowaniem słów i wysławiasz się najpiękniej w towarzystwie. Smoczy tatar - Przekąska zazwyczaj serwowana podczas uroczystych wydarzeń, jednak ze względu na swoje kulturowe znaczenie, dostępna i przede wszystkim przygotowywana na świeżo, podczas dzisiejszego jarmarku. Wyostrza zmysły, choć jednocześnie daje niesamowicie śmierdzący oddech na najbliższe kilka godzin! Butter-fly pudding - Słodki maślany deser, który dodaje uczucia lekkości. Rzuć k6. Wynik nieparzysty oznacza, że do końca wątku unosisz się kilka centymetrów nad ziemią! Kanarkowe kremówki - Typowe ciastko przyrządzone według przepisu bliźniaków Weasley. Niektóre z nich zostały pozbawione żartobliwych właściwości. Rzuć k6. Wynik parzysty oznacza, że na jednego posta zamienia Cię w kanarka! Kanapka z peklowaną wołowiną - Typowa, aczkolwiek niesamowicie smaczna przekąska, powodująca, że na Twojej twarzy pojawia się masa piegów!
Picie: Wiążący język miąższ cytrynowy - Wykrzywia mocniej niż wszystko, co znacie, ale rozjaśnia umysł poprawiając skupienie na najbliższe kilka godzin! McSpratts - Popularna w latach 90-tych gazowana woda czarodziejów. Rzuć k6. Wynik nieparzysty oznacza, że po napiciu się napoju, bąbelki wylatują Ci uszami i nosem! Sok z mniszka - Lekko gorzki napar, który sprawia, że Twój język robi się zielony. Pozwala zagoić lekkie rany i otarcia w mgnieniu oka! Syrop wiśniowy - Uwielbiany głównie przez dzieci, ale i jeden z faworytów niektórych emerytów. W mig poprawia humor, pozwalając cieszyć się resztą wieczoru bez zmartwień. Rzuć k6. Wynik 1-3 oznacza, że Twoja głowa przybiera wiśniowego koloru, a z włosów wyrasta kilka liści. Parujący Stout Simisona - Ciemne piwo, o lekko orzechowym posmaku. Powoduje chwilowe parowanie z uszu. Tylko dla pełnoletnich czarodziejów! Wywar ze stokrotek - Słodkawy likier pozyskiwany z soków stokrotek. Powoduje u pijącego spontaniczne wyrastanie płatków na całym ciele, co jakiś czas. Tylko dla pełnoletnich czarodziejów!
Historyczne pamiątki
Tutaj możecie nabyć pamiątki związane z postaciami lub wydarzeniami historycznymi:
Figurki hogwarckich zbroi - Zbroje poruszają się, uchylając przyłbicę i podnosząc miecze ku górze. Zakupując komplet można przeprowadzać ze znajomymi bitwy, gdyż posążki będą ze sobą walczyć. (Pojedyncza figurka - 35g, komplet figurek - 120g i +2pkt. do historii magii) Magiczny zielnik Profesora Longbottoma - zbiór notatek i ususzonych ziół opracowany na podstawie dzienników Neville'a Longbottoma. (45g, +1pkt. do zielarstwa) Księga „Hogwart i jego obrońcy - historia nieznana” - Tom opowiadający o Bitwie o Hogwart za pomocą anegdot z pola bitwy, zawierający historie, których nigdy nie udało się potwierdzić, przez co nie trafiły do oficjalnych podręczników Historii Magii. (50g, +1pkt. do HM) Zestaw do herbaty Profesor Trelawney - Cztery pięknie ozdobione konstelacjami filiżanki oraz czajniczek przedstawiający drogę mleczną. Ponoć parzone w czajniczku napary uspokajają skutki wizji u jasnowidzów, a filiżanki podświetlają odpowiednie gwiazdy, pomagając w interpretacji wróżb. (135g, +2pkt. z wróżbiarstwia i astronomii) Kuferek Hagrida - Oprócz okropnie twardych ciastek, można w nim znaleźć 1 dowolny składnik odzwierzęcy trzeciego stopnia, jedną figurkę smoka (norweski kolczasty, +1pkt. do ONMS) oraz pas ze skóry Afanca, który nie tylko dostosowuje się do tuszy osoby, która go nosi, ale też posiada właściwości odstraszające magiczne insekty (+1pkt. do ONMS). Koszt kuferka to 340g Okulary Pottera - Charakterystyczne, okrągłe oprawki założone na oczy, wskazują aurę drugiej osoby. Jedna para działa przez 2 wątki. Czerwień - złość, brąz - lęk, pomarańcz - witalność, zieleń - spokój, niebieski - smutek, fiolet - empatia, szarość - niepewność. (85g, +1 do OPCM) Komplet magicznych opatrunków - Pozwalają opatrzyć prawie wszystkie urazy zewnętrzne. • Bandaże do trzykrotnego użycia przy ranach odzwierzęcych, poza niebezpiecznymi, oraz zaklęć poza czarnomagicznymi - 100g oraz +1pkt. do uzdrawiania; • Bandaże jednorazowe, będące w stanie zaleczyć jedną ranę po zaklęciu czarnomagicznym lub po ataku zwierzęcia niebezpiecznego - 240g oraz 2pkt. z uzdrawiania. Książka kucharska Molly Weasley - Zbiór smacznych, domowych potraw magicznych, dla całej rodziny. Podążając za tymi przepisami, nie ma opcji kuchennej porażki! Do książki dodawany jest paczka domowej roboty toffi. (50g oraz +1pkt. do Magicznego gotowania) Książka „Nie możesz odwołać Quidditcha!” - Historia najsłynniejszych boisk i turniejów magicznych gier, której współautorem był Oliver Wood (50g, +1pkt. do GM) Zestaw piękności Gilderoya - Pudełeczko z kosmetykami dla każdej modnej czarownicy. W środku można znaleźć kremy, szminki, tusze do rzęs, cienie do powiek oraz lakiery do paznokci. Ten, kto użyje całego kompletu kosmetyków, hipnotyzuje swoim pięknem, przez co jego występy publiczne stają się niesamowicie wiarygodne i piękne dla każdego słuchacza. (170g oraz +1pkt. z DA)[/spoiler]
Historyczna loteria
Każdy z was ma możliwość wzięcia udziału w loterii. Są dwa rodzaje losów: • Basic - 25g • premium - 100g Każda postać może kupić tylko jeden los! Pamiętajcie, by po nagrody zgłosić się w odpowiednim temacie!
Losy basic:
Rzuć Literką, by zobaczyć, co wygrałeś: A. Brawo! W Twoje ręce wpada bon o wartości 100g do wykorzystania w dowolnym sklepie w Hogsmeade! B. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. C. W Twoje ręce wpadają okulary Pottera. Gratulacje! D. Brawo, wygrywasz magiczny zielnik Profesora Longbottom! E. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. F.Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. G. Brawo! Wygrywasz bon o wartości 60g do wykorzystania w dowolnym sklepie na ul. Pokątnej! H. Gratulacje! Wygrywasz zestaw figurek hogwarckich zbroi! I.Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. J. Brawo! Wygrywasz książkę kucharską Molly Weasley, wraz z obowiązkową paczuszką domowego toffi!
Losy premium:
Rzuć Literką, by zobaczyć, co wygrałeś: A. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. B. To zdecydowanie jest Twój szczęśliwy dzień! Wygrywasz bon o wartości 170g do wykorzystania w dowolnym sklepie na ul. Pokątnej! C. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. D. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. E. Brawo! Wygrywasz magiczne bandaże jednokrotnego użycia! (na rany od zwierząt niebezpiecznych i zaklęć czarnomagicznych) F. Brawo! Wygrywasz zestaw piękności Gilderoya! G. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. H. Gratulacje! Wygrywasz bon o wartości 200g do dowolnego sklepu w Hogsmeade! I. Niesamowite! Wygrywasz kuferek Hagrida! J. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie.
Kwiatowy model Hogwartu
Na środku dziedzińca stoją ogromne kosze z kwiatami, z których wspólnymi siłami uczestnicy jarmarku mogą uzupełnić zniszczony model Hogwartu. Jeśli chcesz wziąć udział w zabawie, sprawdź, co Cię czeka!
Każdy, kto chce pomóc w odbudowie modelu, rzuca literką, by wylosować, jakie kwiaty mu przypadły.
Kwiaty:
A jak Aster - Gdy tylko dokładasz astry, by dobudować kolejny element szkolnych murów, te na chwilę migocą na złoto, a nastepnie u Twojego boku pojawia się sakiewka, w której znajdujesz 20g! B jak Bratek - Twoje kwiaty od razu łączą się z innymi, które postawił ktoś inny. Osoba, która wkladała kwiat przed Tobą, do końca dnia będzie Ci się wydawać jakby była Twoim najlepszym przyjacielem! C jak Chryzantema - Kwiaty, które Ci przypadły sprawiają, że otula Cię poczucie ciepła, a nad modelem uszkodzonego zamku pojawiają się na chwilę mgliste twarze poległych w Bitwie bohaterów. D jak Dalia - Czujesz, jak po umiejscowieniu kwiatów, nagle przybywa Ci sił i jesteś w stanie przenosić góry. Twoje mięśnie się wzmacniają, a kondycja ulega polepszeniu. Otrzymujesz +1pkt. do GM! E jak Eustoma wielkokwiatowa - Myślisz, że po prostu dołożyłeś cegiełkę, czy też kwiatek, do modelu, ale po chwili Twój wzroku przykuwa coś, czego wcześniej tam nie było. Znajdujesz 3 karty z czekoladowych żab oraz +1pkt. do HM Możesz wybrać, które karty ze spisu znajdujesz. Do dyspozycji masz kategorie: hogwarckie osobistości, znane czarownice oraz znani czarodzieje, w każdej z nich możesz wybrać po 1 karcie. F jak Fiołek - Nagle dopada Cię nostalgia i masz wrażenie, że świat wokół Ciebie zrobił się niepokojąco szary. Robisz się niesamowicie skryty i potrzebujesz bliskości innej osoby do końca dnia! G jak Geranium - Twój nastrój ulega znacznej poprawie! Masz ochotę wciąż śmiać się i tańczyć. Nic nie jest w stanie tego zepsuć, a już na pewno nie paczka mixu słodyczy, która wylądowała obok Ciebie. H jak Hiacynt - Po umiejscowieniu kwiatka czujesz, że coś jest nie tak. Do końca dnia Twoje oczy przyjmują hiacyntowy odcień, a Ty paplasz o swoich sekretach na prawo i lewo. I jak Irys - Widzisz, jak przed Tobą pojawia się postać samej Roweny Ravenclaw. Kobieta uśmiecha się do Ciebie, wyciągając w Twoją stronę dłonie i wypowiadając słowa, których nie rozumiesz. Czujesz się jednak zdecydowanie bardziej pewny siebie. Otrzymujesz +1pkt. do dowolnej dziedziny kuferkowej! J jak Jaskier To zdecydowanie nie jest Twój dzień. W momencie, gdy jaskier ląduje w makiecie, kwiaty wokół niego na chwilę obumierają, a Ty czujesz, jak ogarnia Cię złość. Następna osoba, która napisze post w tym temacie (nie musi być przy makietach) jest Twoim wrogiem przez następny wątek!
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Okrągła rocznica zwycięstwa (w każdym razie dla jednej ze stron) w bitwie o Hogwart była nie lada wydarzeniem i wcale nie chciał tego przegapić. Jak każdego absolwenta nieco ciągnęło go w mury Hogwartu i zwykle odwiedzał je, jeśli nadarzała mu się ku temu rzadka okazja, ale nie dlatego tutaj przyszedł. Chciał sprawdzić, w jaki sposób szkoła podeszła od tematu i być może dowiedzieć się co nieco. Jako osoba obeznana z historią magii oczywiście znał temat niemalże na wylot, ale znać coś z książek, a chłonąć atmosferę danego wydarzenia to dwie inne rzeczy. A może chciał po prostu sprawdzić, czy nie idealizuje się pewnych rzeczy, o innych taktycznie milcząc jak grób? Cóż, właściwie nie spodziewał się niczego innego niż podobnego milczenia. Interesowała go też oczywiście – a właściwie przede wszystkim – rekonstrukcja samej bitwy, o której od kilku dni było naprawdę głośno w świecie czarodziejów. Niektórzy byli temu przeciwni, sam Bloodworth uważał to natomiast za ciekawą możliwość przeżycia czegoś, z czym nie miało się styczności na co dzień. Jak powstrzymać młodzież przed wybuchem wojen i bitew, jeśli nie pokazując im dobitnie, na czym one polegały? Z jego perspektywy podobna inscenizacja miała genialne walory edukacyjne. Zanim jednak zaczął szukać informacji na temat tego, co interesowało go najbardziej, postanowił rozejrzeć się po samym jarmarku, licząc, że złapie coś słodkiego na ząb.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Jako wielki miłośnik historii magii, która była jego nieukrywaną, choć równie zmuloną pasją, nie mógł przegapić jarmarku na cześć rocznicy Bitwy o Hogwart. Wydarzenie historyczne, po którego miejscu miał niemały zaszczyt się przemieszczać każdego dnia przez te wszystkie lata, było jednym z ważących w losach wielu czarodziejów, w tym jego samego. Kim by był, gdyby Hogwart upadł? Gdyby Voldemort wygrał? Gdyby poglądy jego popleczników, poglądy czarodziejów takich jak i jego własna babka Sarai były przodującymi w czarodziejskiej rzeczywistości? Czy pragnąłby tego samego? Czy żyłby takim samym życiem? Chciałby dążyć do tych samych celów? Widząc piękną, kwiecistą makietę Hogwartu nie omieszkał przyłączyć się do procesu jej budowania, choć oczywiście, jak to na Bazyla przystało, jak zawsze szedł w zaparte, że ze sztuką miał na bakier jak i ze wszystkim, co artystyczne. Chętnie jednak wziął kosz pięknych, wrzosowych geranium, by przyłączyć się do konstrukcji jednej z wież, swojej ulubionej właściwie, tej, z którą wiązały się jedne z jego niewielu prawdziwie miłych wspomnień. Niedługo potem, rozpromieniony magiczną radością, niemal potknął się o mix słodyczy, który bezmyślnie rozpakował, by nawsadzać do buzi tyle tylko słodkości ile zdołał, a on przecież nawet nie lubił cukierków! Podszedł do loterii, by wziąć w niej udział i wygrał jeszcze więcej ciastek, na co zadowolony jeszcze szerzej się uśmiechnął, więc wybierając zakupy ze sklepiku z pamiątkami miał niemal zdrętwiałą twarz. Zadowolony aż przebierał nogami, widząc jakie skarby można było zakupić na straganie, zdobywszy więc to, co sobie upatrzył z zadowoleniem, objadając się cuksami, poszedł pochwalić się swoimi zdobyczkami w domu.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Faktycznie od wielu dni nie mówiło się o niczym innym, jak o nadchodzącej rocznicy ważnego dla tutejszej społeczności wydarzenia. Irv była nieco z boku tego wszystkiego, gdyż dopiero niedawno nie tylko przeprowadziła się do Wielkiej Brytanii, ale i poznała nieco więcej szczegółów na temat Bitwy o Hogwart. Wcześniej wiedziała, że coś takiego miało miejsce, ale było to dla niej kolejnym faktem z historii, niczym personalnym. Była bardzo ciekawa tego, co szkoła zorganizowała, ale nim rzuci się w wir samej rekonstrukcji, postanowiła skorzystać ze zorganizowanego z tej okazji jarmarku, który odbywał się na głównym dziedzińcu. Westchnęła z zachwytu, widząc wszechobecne kwiaty i stoiska, do których od razu z ciekawości podeszła. -Nic z tego nie rozumiem. Czemu wszyscy stają w kolejce po te książki? Wood? Weasley? Warto się tam pchać? - Zapytała mężczyzny, który stał obok (@Nathaniel Bloodworth), bo tak jak podstawowe fakty i nazwiska znała, tak jednak te bardziej drugoplanowe postaci wciąż jej się myliły, a nie chciała kupować niczego, co było podpisane przez byle kogo i o ile historie stadionów quidditcha mało ją obchodziły, to jednak książka kucharska przykuła uwagę rudowłosej ślizgonki.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Lustrował wzrokiem przekąski ustawione rzędami na jednym ze stoisk, każda z nich zachęcająca, ale część z pewnością podstępna. Rozpoznawał tylko niektóre z nich i niestety Popatrzył na nią z zaskoczeniem, trochę z niedowierzaniem, a trochę z nadzieją, że zobaczy obok siebie kogoś znacznie młodszego. I choć nie potrafił dobrze oszacować jej wieku, wszystko wskazywało na to, że miał do czynienia, o zgrozo, ze studentką. — Jeśli marzy Ci się zostać perfekcyjną panią domu, to raczej tak — odpowiedział, widać będąc dziś w nastroju na tyle dobrym, by w ogóle udzielić jej tej odpowiedzi. Zdawałoby się, że na tym zakończy, ale naprawdę nie byłby sobą, gdyby zostawił to bez komentarza — w tej szkole w ogóle jeszcze czegoś uczą, czy wszystkie lekcje historii zmienili na mugoloznawstwo? Uśmiechnął się półgębkiem, kpiąc nawet nie tyle z niej, co z systemu nauczania w Hogwarcie i trochę ubolewając nad tym, że mało istotne pierdoły z mało istotnego światka wypierały wydarzenia sprzed zaledwie ćwierćwiecza, czego efekty miał właśnie przed oczami. — Z drugiej strony zdaje mi się, że do książki Molly Weasley dołączyli toffi, więc rzeczywiście warto. Dałbym się pokroić za dobre toffi — ostatnie słowa wymamrotał nieco bardziej do samego siebie, po kieszeniach szukając papierośnicy. Czy dziś można tutaj było palić?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie skomentowała tekstu o perfekcyjnej pani domu. Oczywiście, że poniekąd musiała takową zostać, choć z drugiej strony nie wyobrażała sobie przyszłości bez skrzatów domowych. Nie, bardziej interesowały ją nowe i przede wszystkim lokalne przepisy na wypieki, które mogłaby przetestować wraz z rodzeństwem, podczas wolnych dni. -Obydwa przedmioty to tylko historie sprzedawane nam w otoczce, którą Ministerstwo uważa za słuszną. Są tak samo przydatne i tak samo fałszywe jednocześnie. - Skomentowała, niby obojętnie, a jednak coś w odpowiedzi mężczyzny sprawiło, że nie chciała zostawiać go bez odpowiedzi. Była ciekawa, czy tylko tak jej dogryza, czy jednak stoi za tym jakaś głębsza myśl. Przejrzała na szybko książkę kucharską, po czym wręczyła sprzedawcy odpowiednią sumę galeonów, zakupując przedmiot. -Proszę. Za pomoc w podjęciu decyzji. - Uśmiechnęła się, wręczając mężczyźnie paczuszkę toffie, która była dołączona do tomu. -A jeśli będziesz znów czuł masochistyczne zapędy, znajdź mnie w szklarniach za Londynem. Domowe toffie za szansę pokrojenia to uczciwa cena. - Pozwoliła sobie zażartować. Co prawda nie robiła nigdy tego przysmaku, ale była pewna, że z przepisem, jaki znajdował się w zakupionej księdze, da sobie radę i na pewno nie będzie to gorsze niż słodycze, które dołączano do dzieł Pani Weasley. -A teraz wybacz, widzę moją przyjaciółkę. - Kątem oka dostrzegła @Victoria Brandon, do której zaczęła iść śmiałym krokiem. -Victoria! Powinnam wiedzieć, że też tego nie opuścisz. Patrz, co udało mi się kupić. - Wyciągnęła książkę kucharską w stronę krukonki po tym, jak już tradycyjnie przywitała się z nią buziakami w policzki.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly nie zamierzała brać udziału w rekonstrukcji, ani robić innych szalonych rzeczy, bo te jakoś do niej nie pasowały. Sprawa bitwy o Hogwart ani jej nie ziębiła, ani jej nie grzała, powodując, że znajdowała się gdzieś pomiędzy tym wszystkim, unosząc się po prostu w bezpiecznej bańce niewiedzy. Była jednak ciekawa tego, co miało się dziać tego dnia, ciekawa tego, co tutaj dokładnie znajdzie i kto może zjawić się w zamku. Pytała wcześniej tatę, czy chciałby zjawić się na obchodach, ale ten pokręcił głową, nie mając ochoty o tym rozmawiać. Uznała więc, że dla niego, jako aurora, kwestia ta musiała być nieco niezręczna, być może przywoływała jednak wspomnienia, o jakich nie chciał pamiętać, toteż zostawiła go w spokoju, zapewniając, że tym razem nie będzie szaleć i bezpiecznie spędzi czas w zamku. Zatrzymała się, gdy do jej uszu doleciał znajomy głos i uśmiechnęła się pod nosem, kierując się w stronę Nathaniela. Widziała, jak Irvette wręczyła mu toffi, co niesamowicie ją rozbawiło i wprawiło w jakiś psotny nastrój. Prawdę mówiąc, najczęściej właśnie tak się czuła, najczęściej zachowywała się w taki, a nie inny sposób, toteż bez większych problemów, czy skrępowania, zbliżyła się do dawnego asystenta, by przesunąć opuszkami palców po jego lewym przedramieniu i stanąć ostatecznie naprzeciw niego. Westchnęła, spoglądając na otrzymany przez niego podarek i przyłożyła palec do ust, jakby się nad czymś poważnie zastanawiała. - Że też nie wpadłam na to, że lubisz toffi - powiedziała nieco cierpiętniczo, przeciągając słowa, kręcąc głową nad tym niedopatrzeniem. Zerknęła jeszcze w stronę, w którą oddaliła się Irvette, jakby chciała przyznać, że ta miała nad nią przewagę, ale nie skomentowała tego w żaden werbalny sposób, po prostu bawiąc się tym, co miała teraz. To było o wiele ciekawsze, niż jakieś jawne obrażanie się, czy pokazywanie niezadowolenia, którego wcale nie czuła. Nie była tym typem osoby i jedynie wykorzystywała okazję do tego, żeby nieco podroczyć się z Nathanielem, co zdecydowanie lubiła robić.
Victoria była pewna, że chciała wziąć udział w tych obchodach. Nie czuła się z ich powodu jakoś źle, była na swój sposób zaciekawiona tym, co mogło ich tutaj czekać i nie wiązała żadnych przykrych wspomnień z czasami, które mieli wspominać. Nikt z jej rodziny nie uczestniczył bezpośrednio w tych strasznych wydarzeniach, a i ona sama podchodziła do nich bardziej naukowo, niż w empirycznie, toteż postanowiła się przekonać, co mogło się wydarzyć. Tym bardziej że w zamku mogli zjawić się tego dnia absolwenci, którzy chcieli również brać udział w czymś tak niespotykanym. Istniał cień prawdopodobieństwa, że zjawią się nawet osoby, które faktycznie uczestniczyły w tej niezapomnianej bitwie, to zaś powodowało, że Brandon czuła delikatny dreszczyk emocji, którego nie umiała nawet dobrze opisać. Nie chciała liczyć na zbyt wiele, ale mimo wszystko bez większego zastanowienia skierowała się na dziedziniec, rozglądając się, starając się zorientować, czym będzie mogła się tutaj zająć. Nim jednak faktycznie znalazła coś dla siebie, podeszła do niej Irvette, z którą od razu się przywitała. - To zbyt intrygujące wydarzenie, żeby miało mnie tutaj zabraknąć. Wiesz coś więcej na temat tego, co będzie się dzisiaj działo? - zapytała, z zaciekawieniem spoglądając na książkę, by po chwili wydać z siebie ciche westchnienie zdziwienia i rozejrzała się po okolicy. - To wygląda bardzo interesująco. Nie widziałaś może, czy są tutaj również inne rzeczy do kupienia? Muszę się im koniecznie przyjrzeć, bo to na pewno wyjątkowa okazja - stwierdziła, kiwając jeszcze głową i widać było, że faktycznie jest zaciekawiona tym, co je otaczało, niemalże podekscytowana, co w jej przypadku było rzeczą raczej wyjątkową. Daleko było jej od piłki, która nieustannie podskakiwała w miejscu, ale ci, którzy ją znali, spokojnie mogli stwierdzić, że nie mogła doczekać się dalszych wydarzeń.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Pomimo tego, że pogoda dzisiaj nie dopisywała jakoś specjalnie i większość uczniów spędzało czas w szkole. To właśnie sprowokowało Rudzielca i wyszedł na błonia, bo nie lubił tłumów, a im bardziej robiło się cieplej tym więcej uczniów i nauczycieli wychodziło z zamku wygrzewając się na trawie. Wziął wiec plecak z dormitorium i ubrał na siebie bluzę zakładając kaptur na głowę. W jego głowię ostatnimi czasy była cały czas pewna puchonka z jego domu i znów go to zaczęło martwić, bo chciałby ją spotkać nawet przypadkowo. Wiktor nie chciał, żeby to co między nimi zaszło a czasie ferii w kuchni, ale zdał sobie sprawę, że dziewczyna go stanowczo unika jak się tylko da. Doszedł do miejsca gdzie miały się odbyć obchody rocznicy ważnego, historycznego wydarzenia, jakim była Bitwa o Hogwart. Patrzył przed siebie zapominając kompletnie po co tu przyszedł i wyłączył swoje myślenie oraz jakiekolwiek bodźce zapominając o całym świecie. Pierwsze co rzuciło się Krawczykowi to kolorowy jarmark i od razu podszedł o historyczne pamiątki. Kupił kilka tak ot i juz...
Magiczny zielnik Profesora Longbottoma - 45g Kuferek Hagrida - Oprócz okropnie twardych ciastek, można w nim znaleźć 1 dowolny składnik odzwierzęcy trzeciego stopnia,jedną figurkę smoka norweski kolczasty, pas ze skóry Afanca, który nie tylko dostosowuje się do tuszy osoby, która go nosi, ale też posiada właściwości odstraszające magiczne insekty - 340g Komplet magicznych opatrunków - Pozwalają opatrzyć prawie wszystkie urazy zewnętrzne. • Bandaże do trzykrotnego użycia przy ranach odzwierzęcych, poza niebezpiecznymi, oraz zaklęć poza czarnomagicznymi - 100g • Bandaże jednorazowe, będące w stanie zaleczyć jedną ranę po zaklęciu czarnomagicznym lub po ataku zwierzęcia niebezpiecznego - 240g oba komplety bandaży.
Tym razem nie uciekał przed rodzicami. Nie starał się zniknąć im z oczu, nie próbował zrobić czegoś na przekór im, uciekając od swoich obowiązków. Po prostu chciał przekonać się, jak będą wyglądały obchody bitwy o Hogwart, a skoro wyjątkowo mógł znowu wejść pomiędzy mury zamku, zamierzał skorzystać z tej okazji. Miał świadomość, że z całą pewnością coś podobnego szybko się nie powtórzy, więc po prostu skierował się na miejsce, zastanawiając się nieświadomie nad tym, jak się poczuje, gdy znowu znajdzie się w tym miejscu. Nie było go tutaj przez długie lata i sam nie wiedział, czy tęsknił za tymi murami, czy zupełnie nie, czy stały mu się całkowicie obce, odległe, dzikie. Pewnie dlatego nie spieszył się, kiedy kierował się w stronę jarmarku, rozglądając się dookoła, jakby spodziewał się, że coś mu się przypomni, że wrócą do niego obrazy, które powinny się dawno temu rozmyć. To było nieco sentymentalne i z całą pewnością w ogóle do niego nie pasowało, jednak ciekawość, jaka kryła się gdzieś na dnie jego serca, tym razem wygrała. Przynajmniej chwilowo, bo wiedział, że kiedy znajdzie się na dziedzińcu, z całą pewnością to inne atrakcje przykują jego uwagę. Musiał również przyznać, że nie poczuł niesamowitej potrzeby, żeby tutaj wracać, choć jednocześnie miał świadomość, że niewątpliwie mógłby pogłębić swoją wiedzę, mógłby ją poszerzyć i sięgnąć po coś, czego teraz nie miał. Wywrócił oczami na te myśli i zatrzymał się, spoglądając z pewnym zdziwieniem na kwiaty, które nie wiadomo skąd się tutaj wzięły, ani po co były. Według niego wyglądało to dziwacznie, ale Frederick nie był najlepszy w przyjmowaniu jakichś szalonych pomysłów na zabawy. Pokręcił lekko głową, kiedy ktoś wspomniał o budowaniu modelu Hogwartu i po prostu ruszył dalej, przyglądając się stanowiskom na jarmarku, dostrzegając miejsce loterii, którą ostatecznie zignorował, a także książkom i przedmiotom, jakie można było zakupić. Wyglądało na to, że niemalże wszystko tego dnia było związane z przeszłością, każdy podarunek, każda niewielka bzdura, musiała odnosić się do czasów wielkiej bitwy. Wiedział, że sporo osób ją pamiętało, ale nie sądził, żeby zebrana tutaj dzieciarnia miała w ogóle pojęcie o tym, co dokładnie miało wtedy miejsce.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
Rocznicy bitwy o Hogwart nie dało się przegapić. To było po prostu jedno z tych ważniejszych w historii wydarzeń, a jeśli dodatkowo było się uczniem czy studentem tej magicznej placówki, to brak udziału w obchodach z nim związanych był wręcz niedopuszczalny. Tym razem nawet i ona nie starała się w żaden sposób wywinąć, a i wręcz przeciwnie, sama była ciekawa, co zostanie przygotowane na ten dzień. Rocznica była bowiem była okrągła, co dodatkowo sugerowało, że organizatorzy się postarają. I nie zawiodła się. Wkroczyła na dziedziniec, na którym rozstawiony został jarmark, malując otoczenie całą paletą barw. Przez chwilę nie wiedziała, na czym skupić wzrok i to nie tylko przez te kolory - wszystko zdawało się poruszać, żyć. Przybyło całkiem sporo osób, a była pewna, że jeszcze więcej ich dopiero przyjdzie. Nie rozglądała się jednak jakoś specjalnie za znajomymi, uznając, że może kogoś spotka w trakcie obchodzenia dziedzińca, a może nie. Nie robiło jej to jakiejś wielkiej różnicy. Zaczęła powolnym krokiem przechadzać się po jarmarku, chcąc dokładniej zobaczyć, co znajdowało się na stoiskach. Właściwie nie zaszła daleko, gdy w oczy rzuciły jej się szpilki. A tylko jedna osoba mogła przyjść w takich butach. - Charlotte - rzuciła uprzejmie i z lekkim uśmiechem. Miała tego dnia wyjątkowo dobry humor, aż było to do niej niepodobne. - Nawet jeśli posłużyłabyś się transmutacją do zmiany wyglądu, obcasy od razu by cię zdradziły.
Nie kryła się z faktem, że wielkie obchody rocznicy bitwy o Hogwart były jej raczej odległe. Miejsce to znała dopiero od dwóch miesięcy, większość swojego życia spędzając tak głęboko odsunięta od machlojek, problemów i wojen czarodziejskiego świata, że w zupełności ich nie rozumiała. Wiedziała jednak, czym jest uszanowanie tradycji i oddanie honoru tym, co odeszli, czym jest pamięć. Jej rodzina z równą nadobnością i wagą tratowała jasnowidzenie, magiczne stworzenia, przyrodę. Czuła się niemalże w obowiązku, że skoro współczesność wciąż potrafiła zauważyć wagę jaką była zmiana pary roku, zawarta w nadejściu Beltane, ona powinna uszanować coś, co nowe i równie istotne w ich historii. Nie chciała być jednością z nowym światem, ale pragnęła się z nim zasymilować, okazać szacunek i wsparcie. Dziedziniec był naprawdę piękny, jarmark huczał życiem, a czarodzieje, których Hogwart wpuścił w swoje mury zdawali się być dziwnie szczęśliwi. Melancholijnie, może nostalgicznie? Atmosfera była nietypowa, jednoczesna otaczająca ich zabawa z ciężarem wszystkich tych wspomnień, o których dało słyszeć się z każdej strony i które, wypowiadane tyloma głosami na raz, skutecznie się zagłuszały. Było to coś nowego, tak wielki gwar stłoczony na wcale nie aż tak dużej przestrzeni, ale podobało jej się. W końcu stanowiło coś żywego i autentycznego, jakby ludzie wspólnym głosem stwierdzili, że pozwolą sobie na szczerość w obliczu powracających wspomnień. Sama jednak nie mogła z tym rezonować, więc po prostu poznawała cały jarmark, zatrzymując ciekawski wzrok na makietach zamku, tworzonych z kwiatów. Może faktycznie każdy mógł tu znaleźć coś dla siebie? Bo nawet ona, wyrwana z Norwegii i wrzucona w sam środek wielu wydarzeń poczuła, że mogła tu zabawić dłużej, niż na początku zakładała. Nie chciała wtrącać się we wszechobecne historie, kiedy sama żadnej z tym miejscem nie wiązała, ale ta akurat zabawa wydawała jej się na tyle uniwersalną, że sama do niej przysiadła. Miała już zacząć budowę, kiedy kątem oka zobaczyła znajomą postać, a psotliwy uśmiech sam pojawił się na jej twarzy. - A więc naprawdę jest pan słownym człowiekiem – zażartowała, przyglądając mu się uważnie, była ciekawa, co tym razem odpowie. Czy wyszczerzy na nią ostre, lisie ząbki. – Przyszedł pan dotrzymać mi danej obietnicy?
-W pokoju życzeń można wziąć udział w rekonstrukcji samej bitwy! Strasznie mnie kusi tam zajrzeć, ale nie mam towarzysza zbrodni. - Uśmiechnęła się nieco znacząco. Po ich przygodzie podczas ferii, zrzuciła nieco swoją maskę, gdy była w towarzystwie krukonki. Zastanawiała się, jak ona podchodzi do tego tematu. Jakby nie patrzeć, była duża szansa, że ktoś z rodziny Brandon, ucierpiał w tamtych wydarzeniach, choć de Guise gdzieś podświadomie czuła, że krukonka może być chętna do sprawdzenia swoich umiejętności walki, w ten wyjątkowy sposób. -Jest tu tego całe mnóstwo! Co prawda, nie wszystko do końca rozumiem, ale jestem pewna, że w razie co mi pomożesz. Widziałam jakąś loterię, ponoć można wygrać spore fanty. No i jest ta makieta Hogwartu. Wygląda przepięknie! Chętnie dołożę tam coś od siebie. - Rozgadała się nieco, żałując trochę, że oddała nieznajomemu toffi, bo chętnie by teraz coś słodkiego przegryzła. Cóż, biedna nie była, więc zawsze mogła coś sobie kupić. -Miło, że wpuścili też innych do zamku. Przemknęli mi gdzieś nawet obcokrajowcy. Widać wszyscy świętują razem z wami. - Zamyśliła się przez chwilę, bo nie była pewna, czy powinna się jakoś identyfikować z tym wszystkim. Ostatecznie stwierdziła jednak, że nie będzie na siłę udawać, że było to dla niej tak samo ważne wydarzenie, jak dla większości zgromadzonych. Bardziej uważała tę rocznicę, za bardzo ciekawą i zdecydowanie wartościową lekcję historii.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Charlotte Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 169 cm
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
Między Charlotte a rożnymi obchodami była dziwna relacja. Z jednej strony na te do Beltane pluła, uważając, że Ministerstwo mamiło ich wzrok ładną otoczką, chwytając się każdej okazji, żeby ludzie zapomnieli, jak ci bardzo nie radzili sobie z naglącą przecież kwestią smoków. Z drugiej strony jednak była okrągła rocznica, dwudziestopięciolecie bitwy i uważała, że akurat takie historie powinno się pamiętać i się z nich uczyć i wyciągać wnioski. W dodatku sposób ich wykonania przykuwał uwagę, z główną atrakcją polegającą na rekonstrukcji wielkiej bitwy, na którą zresztą miała zamiar się wybrać. Najpierw jednak spokojniejsze i dużo bardziej elegancka część obchodów – jarmark. Było coś magicznego w tym, jak dziedziniec ożył i zmienił się niemalże w gwarną ulicę. Gdyby jeszcze w tle wszyscy mówili po francusku, naprawdę poczułaby się jak na jednej z sobotnich alejek. Nie mogła odmówić urokowi obchodów i tym bardziej przejść obok nich obojętnie, więc niedługo po oficjalnym otwarciu przyszła obejrzeć wszystkie stoiska, jak zwykle dodając sobie kilku centymetrów na wysokich szpilkach, dodających też elegancji jej jak zwykle nienagannemu strojowi. Właśnie szukała kolejnej, ciekawej atrakcji, kiedy usłyszała znajomy głos. - Josephine – odpowiedziała jej z podobną ogładą, trochę zaskoczona tak dobrym jej humorem, ale go nie kwestionowała. Jakby się miała nad tym zastanowić, ona sama czuła się dziś wyśmienicie dobrze, radosny nastrój musiał się jej w trakcie udzielić, gdy udawało jej się zasłyszeć wspominek byłych uczniów Hogwartu. – Cieszę się więc, że mam tak wysokiej klasy znak rozpoznawczy – pozwoliła sobie na niezobowiązujący żart, uśmiechając się do dziewczyny delikatnie. – Jak ci się tu podoba? Muszę przyznać, że naprawdę się postarali, chociaż dopiero zaczynam zwiedzanie. Masz ochotę rozejrzeć się razem? – zaproponowała. Zazwyczaj nie szukała towarzystwa w swoich spacerach, jednak gwarność dziedzińca wzbudziła w niej chęć do niezobowiązujących rozmów, a nie mogła odmówić Josephine bycia przyjemną kompanką.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Życie strasznie nią zakręciło po feriach. Ciężkie treningi, później ten wypadek, rehabilitacja, wracanie do formy a teraz jeszcze była w sezonie, który zaczął się nie najłatwiej, ale wyszła już z nim na prosto. Ogólnie – dużo wrażeń. Jak jeszcze dodać do tego wszystkie przypadki, wydarzenia poboczne i jej własne wybryki na czele z działem ksiąg zakazanych i wyniesieniem stamtąd czterech egzemplarzy. Nocą. Wykradając się z Hogwartu do doliny… I włamując do opuszczonego domu, tak, działo się całkiem sporo. Można powiedzieć, że wręcz tak dużo, że nie miała czasu w ogóle o tym opowiadać. Co prawda nie chciała mówić o dosłownie wszystkim, woląc przemilczeć wiele tematów delikatnych i zdecydowanie nie nadających się dla uszu prefektki, pomijając jednak te przeżycia, naprawdę namnożyło się jej tyle historii, że nawet nie wiedziała, jak wszystkie je miała nadrobić z @Elizabeth Brandon. Cóż, nic się jednak nie zaczynało od gdybania, a skoro we dwie miały wreszcie trochę luzu w grafiku, trzeba było wykorzystać tę okazję i się spotkać! Oczywiście spotkać na wydarzeniu, dzięki któremu ten czas w ogóle został im dany. Obchody okrągłej rocznicy były wielkie, huczne i zdecydowanie warte uwagi, a po Hogwarcie chodziło tyle ludzi, że chociaż uczniów cale murom szkoły nie brakowało, teraz nie tylko tętniły życiem, ale wręcz nim buchały. Zewsząd napływali podążający za wspomnieniami dorośli, młodsze roczniki biegały, bawiąc się w najlepsze, a one, niby dorosłe a jednak wciąż dzieciaki, lawirowały między nimi wszystkimi, paplając wesoło. - Jejku, przy tym pogromie prac domowych myślałam, że już nigdy się nie spotkamy! – zaśmiała się, łapiąc Lizzie pod rękę i ekscytując tym dniem bardziej, niż pewnie w jej wieku wypadało. Cóż, to ona decydowała co dla niej było stosowne i ta dziecięca radość jak najbardziej jej pasowało. – Ostatnio usnęłam nad podręcznikiem, rozumiesz?! U-SNĘ-ŁAM! Mózg mi wybuchnie od tej całej nauki, ale co ja ci będę o tym mówić… – spojrzała na nią z żalem i szczerym współczuciem. – Wyrabiasz się jakoś?
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Przymrużył nieznacznie powieki, zadowolony z niespodziewanie trafnej odpowiedzi. Nie miał wobec dziewczyny żadnych oczekiwań, zupełnie po ludzku wyrabiając sobie zdanie o niej na podstawie pierwszych kilku sekund pierwszego wrażenia i chyba właśnie udowodniła mu, że może nie całkiem słusznie. Oczywiście wciąż nie miał wiele więcej materiału do oceny, ale według niego kiedy ktoś otwarcie krytykował i Ministerstwo, i system szkolnictwa za pomocą tylko jednego zdania, trafiając do tego w sedno, nie mógł być kompletnym idiotą lub idiotką. Mógłby dopowiedzieć coś jeszcze, ale wolał nie wdawać się w szczegóły dotyczące jego opinii na temat programu Hogwartu w jeden z nielicznych dni, kiedy mógł tutaj przebywać. Dookoła było zbyt wiele ciekawskich i zapewne nieprzychylnych uszu. Opuścił wzrok na paczuszkę, która nagle wylądowała w jego rękach, a potem podniósł go z powrotem na dziewczynę, nie kryjąc rozbawienia. — Szklarnia? Doskonale, zapamiętam. Przyjdę, kiedy spadnie mi cukier we krwi — zapowiedział swoją rychłą wizytę, o której zapewne oboje wiedzieli, że miała nigdy nie nadejść i kiwnął ją głową, odprowadzając przez moment wzrokiem rude loki oddalające się w stronę, o ile dobrze kojarzył, którejś z Brandonów. Rozkojarzony zwrócił się ku dotykowi, ale jego źródła już tam nie było. Odnalazł ją przed sobą z błąkającym się na ustach rozbawieniem. Podeszła go jak kotka. — Mam słabość do wszystkiego, co słodkie — odpowiedział, patrząc na nią wymownie i spojrzenie to przeciągając tak, by nie można było uznać go za przypadkowe. Miał nadzieję ją tutaj spotkać, choć oczywiście w życiu by się do tego nie przyznał. — Następnym razem będziesz już wiedziała, jak mnie przekupić — zażartował, samemu do końca wiedząc, czy dalej ma na myśli toffi — kto to był? — dodał, marszcząc nieco brwi. Nie był szalenie zaintrygowany swoją poprzednią rozmówczynią, ale skoro Scarlett wyraźnie widziała, że rozmawiają, to może mogła wyciągnąć go z niewiedzy. Miał wrażenie, że widział rudą na którejś z wypraw Lancastera. Może na więcej niż jednej? Zrezygnował z palenia papierosa, uznawszy, że rzeczywiście zaspokoi się czymś słodkim, otworzył więc paczkę, ujął w palce jedną kosteczkę – delikatnie, tak żeby mieć jak najmniej kontaktu ze słodyczem – i zbliżył ją do jej ust z pytającym „hmm?” na ustach.
Tak, bez wątpienia ten dzień miał w sobie coś, co sprawiało, że nawet ona z tym swoim nosem wiecznie na kwintę wyraźnie się rozpogodziła. Zupełnie jakby nagle zza chmur wyszło słońce i komplenie odmieniło świat, nadając mu nowych, żywych i ciepłych barw. Skłamałaby mówiąc, że przywykła do takich dni - dni, w których czuła się niemal beztrosko i pozwalała sobie odsunąć wszelkie zmartwienia i problemy na bok. Co prawda nie była świadoma obecności Fredericka na obchodach, ale może i on nie miałby tym razem destrukcyjnego wpływu na jej humor? Mimo wszystko nie chciała się z nim spotkać nawet przypadkiem, ani tu, ani gdziekolwiek indziej. Poza tym już znalazła sobie wyśmienite towarzystwo. - Uważaj, bo kiedyś mogą cię zdradzić nieproszone. Płaskie buty też są niczego sobie, a jeśli chciałabyś kogoś podejść z zaskoczenia, to bez wątpienia okażą się lepszym wyborem - stwierdziła, a jej uśmiech nabrał pewnej przebiegłości. Choć sama przykładała do swojego wyglądu dużą wagę, to jednak Charlotte chyba nikt nie był w stanie przebić. Trochę ją to nawet bawiło, ta cała elegancja, styl bycia prawdziwej damy i obcasy chyba na każdą okazję. Jednocześnie musiała przyznać, choć w życiu nie powiedziałaby tego na głos, że też ją za to podziwiała, bo z pewnością wymagało to pewnych poświęceń, ale za to w efekcie ile można było zyskać. Zwłaszcza w kontaktach z płcią przeciwną, bo co do tego nie miała najmniejszych nawet wątpliwości. - Tak, ja też niedawno przyszłam, ale muszę przyznać, że to wszystko prezentuje się całkiem przyzwoicie. I nie mam nic przeciwko towarzystwu - odpowiedziała, a następnie wolnym krokiem ruszyła przed siebie. Miały się w końcu rozejrzeć, a nie stać w miejscu. - Gdzieś po drugiej stronie dziedzińca mignęło mi wcześniej stoisko z jedzeniem, więc możemy później zobaczyć, co mają ciekawego do zaoferowania. Na taką imprezę spodziewałabym się co najmniej torciku bezowego - powiedziała i ciężko było stwierdzić, czy żartowała, czy może mówiła całkowicie poważnie. Jedno jednak było pewne - ochota na tę słodycz naszła ją natychmiastowo, a wcale nie było pewności, że uda jej się zaspokoić ten głód. Zmieniła więc temat, przechodząc jednocześnie na bardziej poważne sprawy. Właściwie to przepaść między jej pierwszą a drugą wypowiedzią była ogromna. - Może to nieco osobiste pytanie, ale ktoś z twoich bliskich brał udział w tych walkach? - spytała, nawiązując zresztą do głównego tematu dnia.
Nie tylko Harmony nie wiedziała, w co ręce włożyć, bo i Elizabeth życie dawało ostatnimi czasy nieźle popalić. W zasadzie była gotowa się z kimś założyć, nawet z przypadkowo spotkanym przechodniem na ulicy w Hogsmeade, że jakimś magicznym sposobem doba uległa skróceniu i na pewno nie trwa 24 godziny. Czas uciekał jej przez palce, a przecież było tyle do zrobienia, tyle do przeżycia! Nic więc dziwnego, że kiedy tylko Harmony się do niej odezwała, od razu przystała na jej propozycję udania się na obchody rocznicy bitwy o Hogwart razem, bo miały zdecydowanie dużo do nadrobienia. Dzień święty trzeba święcić, a jak zrobić to lepiej niż z przyjaciółką? - A weź daj mi spokój, ja już po prostu rzygam tymi wszystkimi książkami, pracami domowymi i w ogóle. Byle do egzaminów, bo naprawdę jestem na skraju i nie wiem, jak tak dalej pociągnę! - biadoliła, żaląc się młodej Seaver z nadmiaru obowiązków, które na nią spadły w związku ze zbliżającymi się nieubłaganie egzaminami. To przecież nie były takie sobie zwykłe sprawdziany z przerobionego niedawno materiału, a wielkie sprawdzenie ich wiedzy z kilku lat. Trzeba więc było do tego podejść bardzo poważnie i dobrze się przygotować, a w każdym razie tak Ela sobie mówiła za każdym razem, kiedy już była gotowa rzucić książką na drugi koniec dormitorium. - Och, wcale a wcale się nie dziwię! To, czego każą nam się uczyć to czasami czysta abstrakcja, ja nie wiem po co nam się to przyda w życiu. Nie wspominając już o tym, że materiału jest zdecydowanie za dużo, na pewno się ze mną zgodzisz. Gdybym została ministrem magii albo nie wiem, ministrem od szkolnictwa, to od razu wprowadziłabym stosowne zmiany, tragedia - westchnęła teatralnie i pokręciła głową, jakby naprawdę była rozczarowana i zawiedziona. Rzecz jasna bardziej się z tego śmiała, niż mówiła na poważnie, ale faktycznie były rzeczy w jej opinii w ogóle nieprzydatne. - A czego się w ogóle uczyłaś, że tak cię porwało do snu? No i tak, jakoś się wyrabiam, chociaż jest trochę ciężko i już naprawdę nie mogę się doczekać wakacji.