W tym miejscu leżą osoby, które wymagają dłuższej rekonwalescencji. Uwaga! Oporni pacjenci, którzy chcą się wymknąć stąd bez zgody pielęgniarki mają przeciwnika do pokonania, a jest nim... materac, na którym leży! Podobno, gdy zbieg chce czmychnąć, z materaca "wyrastają" niewidzialne ręce, które przyciągają pacjenta z powrotem do siebie i w takim uścisku czekają aż ten przestanie się wiercić i uspokoi.
Autor
Wiadomość
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Jej forma faktycznie była genialna, należało jej to przyznać. Sposób, w jaki Adela w ostatnich tygodniach opanowała machanie pałką quidditchową powinien być studiowany i przedstawiony w jakimś artykule badawczym, bo progres, który wykonała, był naprawdę niezwykły. Kate była pod dużym wrażeniem, bo tak naprawdę przygoda przyjaciółki z tym sportem zaczęła się na poważniej rozwijać niedawno, może od wakacji? W zeszłym roku ciężko było ją namówić na jakiekolwiek treningi, gdyż zbyt zajęta była podejmowaniem innych aktywności. Najwyraźniej jednak przyszła na nią pora i noszony w głębi talent ujrzał światło dzienne. - Jak już się wygrzebiesz z tego skrzydła, od razu wsiadamy na miotłę - zarządziła z uśmiechem, w myśl, że po upadku z konia natychmiast trzeba było go znów dosiąść. Nie mogła też pozwolić, by ta jedna porażka zmąciła Adeli w głowie. Teraz to już musiały wciągnąć ją do pełnego składu drużyny z Ruby, może nawet zastanowić się nad zmianą jej pozycji? - Pociągniemy ich w dół w szkolnych rozgrywkach - dodała, machając ręką, jakby to, co działo się przed chwilą i tak nie miało żadnego znaczenia. - Poza tym, stara, jesteśmy DRUGIE W SZKOLE. Czaisz to? Jesteśmy na podium rozgrywek bludgera - dodała, śmiejąc się nagle, jakby dopiero to odkryła. Po prawdzie wciąż przejmowała się bardziej kondycją i zdrowiem Honeycott, niż ich niemałym sukcesem, ale warto było pomału zacząć rozchmurzać się po poniesionej porażce. Nie były znowuż takie najgorsze!
Trzeba było przyznać, że w ciągu ostatnich miesięcy Honeycottówna odkryła miotlarstwo na nowo. Owszem, w zeszłym roku grzała jeszcze ławkę rezerwowych, sporadycznie ścigając się w jakichś nielegalnych rozrywkach z Lockiem, jednak nie rwała się do Quidditcha jakoś bardziej niż przeciętnie. Dopiero w czerwcu, wraz z przegranym pucharem, wkręciła się bardziej – początkowo z myślą o tym, że nie lubiła przegrywać, a potem z prawdziwą pasją. W gruncie rzeczy podobnie miała z bludgerem. Być może ta przykra porażka była więc początkiem czegoś większego? - Pod warunkiem, że ją doczyszczę po tym eliksirze – wymamrotała, lecz tym razem w jej głosie można było dostrzec zdecydowanie więcej pozytywnego ducha. Mimo bólu i złego humoru, ewidentnie nie zamierzała rezygnować ze śmieszków, więc to była prosta droga do odwrócenia jej uwagi, od tego w jak okropny i upokarzający sposób została przerwana jej rozgrywka. - Podobno DRUGIE to najgorsze miejsce – westchnęła, ale po chwili na jej umorusanej, zmęczonej twarzy zakwitł uroczy uśmieszek – W sumie nie spodziewałam się, że cokolwiek osiągniemy, więc „drugie” nie brzmi najgorzej. Adela, choć nienawidziła przegrywać, nie była typem osoby, który zbyt długo tkwiłby w marazmie albo nadmiernie przeżywał błędy. To nie pasowało do jej osobowości – może i chaotycznej, lekko głupiutkiej, ale za to będącej uosobieniem radości i wszystkiego, co pozytywne.
Kate nie posiadała się z radości, że miała możliwość dzielić jeszcze jedną pasję z Adelą, bo w gruncie rzeczy strasznie lubiła tego narwanego chochlika, którego wszędzie było pełno. I o dziwo w ogóle nie przeszkadzało jej, że dzieliły razem tak dużo przestrzeni życiowej, nie tylko będąc razem na lekcjach, ale też mieszkając w Hogsmeade i grając dla jednej drużyny. Nie wyobrażała sobie, żeby kiedykolwiek indziej miało być inaczej. Parsknęła, słysząc o zmywaniu farby z miotły. - Daj spokój, mojej już chyba nie pomoże nawet szatańska pożoga - stwierdziła, rzucając spojrzenie kątem oka na leżącą nieopodal Błyskawicę, która zsunęła się na podłogę sama nie wiedziała kiedy. Wyglądała jak ostatnie nieszczęście, pokryta plamami z zaschniętej już farby, którą będzie chyba musiała fizycznie zeskrobać. - Solberg mówił, że skrzaty mają jakieś środki - rzuciła, a jej mina na moment zrzedła, bo to Max był powodem tak nagłego zgaśnięcia gwiazdy Adeli. I choć miała w pamięci wszystkie wspaniałe chwile z jego udziałem, obecnie była na niego zła za tak bezpardonowe potraktowanie jej przyjaciółki. - Może ugadasz z nimi jakiś deal. Mnie nie lubią - przyznała, bo jej się nigdy nie udało ze szkolnymi skrzatami dogadać niczego. Złapała ją za rękę, gdy mówiła następne słowa. - Honey, też nie wiedziałam, że w ogóle cokolwiek zdziałamy, a popatrz na nas! Wiesz, ile będziemy miały teraz fanów? - rzuciła żartobliwie, śmiejąc się, bo obie przecież doskonale pamiętały, jak wymyślne i wspierające były okrzyki i transparenty od kibiców w finale. Ktoś nawet krzyczał, że ją kochał. - Nykos na pewno będzie dumny - dodała jeszcze, ruszając znacząco brwiami.
W gruncie rzeczy było coś niesamowitego w tym, że dziewczęta tak dobrze się dogadywały, mimo bycia „narażonymi” na swoje towarzystwo przez większość czasu. Można to było uznać za swego rodzaju egzamin dla ich przyjaźni – skoro tak dobrze odnajdywały się w bezustannym kontakcie, nie odnajdując pola do zbyt wielu konfliktów, to znaczyło, że ich przyjaźń była naprawdę trwałą sprawą. Wsłuchała się w słowa Kate, wywracając oczami, gdy usłyszała nazwisko Solberga. Nie było w tym złośliwości, po prostu mikro przekomarzanka z przyjaciółką, która przeżyła kilka namiętnych chwil w ramionach „oprawcy” Adeli. Nie zdecydowała się jednak mówić nic więcej, bo po pierwsze nie czuła się na siłach, a po drugie – wyczyszczenie miotły zdawało się priorytetem. - Załatwię to ze skrzatami, nie przejmuj się – odparła Adela, bo przecież jak każdy szkolny łobuz, jeszcze tak bardzo zaangażowany w rewiry kulinarne, miała doskonały kontakt ze skrzatami. Ta rozmowa była dla blondynki dobrą ścieżką na poprawę humoru, bo z jednej strony pozwalała jej pomyśleć nad rozwiązaniami dla ich obecnych problemów, a z drugiej – wskazywała plusy wynikające z ich sytuacji. Z radością przyjęła uścisk dłoni od przyjaciółki. Kontakt fizyczny, ale oparty na czułości sprawiał jej teraz bardzo wiele ulgi, łagodząc psychiczne cierpienie, znacznie bardziej dokuczliwe niż kilka siniaków na nogach. - Ciekawe, czy będziemy składać autografy na cyckach i pośladkach – zażartowała, również ciepło wspominając gorący doping. Po chwili jednak odrobinę spoważniała, a raczej uspokoiła się, a na jej twarzy zakwitł błogi uśmieszek – Już jest. Zdążyliśmy pogadać, jak jeszcze grałaś.
To był już tak zażyły etap znajomości, w którym cisza nie była krępująca, można było sobie powiedzieć prosto w twarz, że czyjeś działanie jest wkurwiające, nieświadomie wymienić się ubraniem i przypadkowo obnażyć bez większego wstydu. Kate nie wiedziała, czy miała z Adelą jakiekolwiek granice na tym etapie. Działały razem jak dobrze funkcjonująca machina, uzupełniały wzajemnie swoje braki i jednocześnie znajdowały porozumienie na wielu płaszczyznach. Z perspektywy czasu będzie życzyła każdemu znalezienia tak wspaniałej przyjaciółki. Na pewno będą wspominały tego bludgera za dziesięć lat przy lampce wina, gdy złapie je nostalgia. - Załatw na zapas, błagam - powiedziała, bo jej samej nie udało się w tej sprawie nic zdziałać, a jedynym innym źródłem był wspomniany już Max, do którego prawdopodobnie nie zamierzała się dziś odezwać. Bliżej wieczoru pewnie zmięknie, ale obecnie zatwardziale trzymała się tej urazy. Uniosła w pierwszej chwili brwi do góry, potem poruszała nimi znacząco, a na koniec zaśmiała się. - To się nie nacieszyliście rozmową, bo grałam bardzo krótko po twoim upadku - skomentowała, wspominając mimowolnie, jak nieudolnie próbowała pomścić Adelkę i wymierzyła tłuczkiem w kierunku Solberga, który w kolejnym ruchu zakończył również jej lot. - Dał Ci buzi w czółko? - zapytała, szturchając ją delikatnie, już niewerbalnie prosząc, by powiedziała coś więcej. - Wy już w końcu jesteście razem? - dopytała, bo jeszcze parę dni temu twierdziła w ich własnym salonie, że nie byli oficjalni.
Adela i Kate zbudowały relacje, w której była przestrzeń zarówno na długą, niekrępującą ciszę, jak i na hałas, krzyk i nieprzerwany gwar podnieconej rozmowy. Ta relacja zdawała się szyta na miarę i warta wielu poświęceń, dlatego Adela cieszyła się, że swego czasu nie dała się ponieść zauroczeniu Lockiem, które mogłoby negatywne wpłynąć na tę więź. W tym momencie cieszyła się z tego jeszcze bardziej, bo dzięki temu mogła poznać Nykosa. A skoro o Nykosie już mowa… Adela wywróciła oczami na wspomnienie „buziaka w czółko” – nie tylko odbijając czułą kpinę przyjaciółki, ale też dając jej do zrozumienia, że dostała więcej niż jednego całusa. I że tylko jej obrażenia były przeszkodą, by w szatni stało się coś więcej niż delikatne czułości. - Jesteśmy – odparła, może odrobinę zbyt powściągliwie, niemniej rumieniec i dziewczęcy chichot (tak rzadko spotykany na tej buźce stworzonej do głośnego śmiania się z kolejnych figli), były najlepszym świadectwem jej szczęścia. Nie zamierzała jednak rezygnować z odbicia piłeczki, więc ściszyła głos, by zachować dyskrecję – Planujesz obrazić się na Maxa? Słowa te brzmiały absurdalnie, bo kto planowałby fochy, ale w tak skomplikowanej sytuacji uczuciowo-sportowej, wszystkie chwyty zdawały się dozwolone.
Zauroczenie Ślizgonem ewidentnie było zaraźliwe i Kate wydawało się, że im większej ilości koleżanek ujawniła istotę swoich dawnych uczuć do Swansea, tym więcej z nich zaczynało dopatrywać się w nim cech, przez które im również serduszka mocniej biły. Na szczęście większość tych "zwad" było już pieśnią przeszłości, a jeszcze się nie zdarzył taki, który by wszedł między Milburn i Honeycott, skutecznie je rozdzielając. Funkcjonowały w tak doskonałej symbiozie, jednocześnie wzmacniając się nawzajem podobieństwami i uzupełniając swoje braki różnicami, że aż ciężko było pomyśleć, by cokolwiek stanęło im na drodze. No ale był pewien ktoś, który zmącił dotychczas spokojne wody ich oazy przyjaźni. Zmarszczyła na moment brwi, słysząc jej pytanie, odbite ku niej zaraz po tym enigmatycznym acz jasnym przyznaniu się do zawarcia oficjalnego związku z Nykosem. Czuła, że Adela próbuje w ten sposób odwrócić jej uwagę od sprawy, by nie zadręczyć jej zaraz rozlicznymi pytaniami o istotę jej relacji z młodszym Puchonem, ale jednocześnie zabiła jej ćwieka. - Nie wiem - odparła w pierwszej chwili, zbita z tropu, bo choć w powietrzu dość dosadnie zapytała Solberga, czy go przypadkiem pojebało, że zdecydował się posłać tak silną piłkę w głowę Gryfonki, tak teraz... Nie była pewna. - Powinnam - stwierdziła więc, bo przecież należało wziąć stronę przyjaciółki i stanąć w jej obronie, choć im dłużej myślała, tym bardziej nie potrafiła znaleźć powodu, dla którego jej zaplanowane obrażenie się miałoby jakkolwiek Maxa ugodzić. - Tak, zdecydowanie - rzekła na koniec, ponownie ściskając jej rękę, ale w głębi duszy wiedziała, że jedynie próbuje przekonać samą siebie, jakoby miała jakąś większą sprawczość. Dobrze wiedziała, że jeśli Solberg zechce, jednym gestem stopi jej lodowy mur. - Lepiej mi powiedz, co chcesz pić, jak już będziesz mogła wyjść ze skrzydła - zmieniła szybko temat, planując już kolejną posiadówkę, bo choć nie świętowały zwycięstwa, należało opić cały turniej.