Kiedy sklep ten został otwarty w 1935 roku, szybko zaskarbił sobie zainteresowanie okolicznych mieszkańców. Modne zegarki wskazujące nie tylko czas, ale i aktualne położenie jego właścicieli, ich stan zdrowotny, konstelacje gwiazd, zmiany w horoskopach, stały się szybko prawdziwym hitem. Właściciele sklepu nigdy nie spoczęli na laurach i swoje pracy z zakresu wiedzy nad czasem posuwali coraz dalej. Ostatecznie udało się im opanować tajemne sekrety cofania się o minuty, godziny. Zmieniacze czasu przyciągały nie tylko bogatą, ale i szemraną klientelę. Dały ich twórcą duży majątek, ale i coś odebrały. W czasie panowania Voldemorta sklep był niejednokrotnie plądrowany, właściciele zaś więzieni w celu produkcji zmieniaczy mogących pomóc Czarnemu Panu. Sklep ponownie został otworzony dopiero po ostatniej, Wielkiej Bitwie o Hogwart. Dekrety Ministerstwa Magii nakazały jednak zniszczenia wszystkich zmieniaczy czasu. Miejsce to, nigdy już nie cieszyło się tak ogromną sławą, jak niegdyś. Dziś pomiędzy starannie pielęgnowanymi zegarami nadal można natrafić na prawdziwe perełki, a przy odrobinie szczęścia, być może uda się dowiedzieć nieco więcej na temat tego, czy oby na pewno wszystkie zmieniacze czasu bezwzględnie przepadły.
Cennik:
Małe zegarki: ► Pokazujące godzinę - 50g ► Pokazujące konstelacje gwiazd, układ księżyca lub horoskopy - 100g ► Pokazujące bliskość do śmierci (analizując obecny stan zdrowia, przyśpieszone tętno etc) - 200g
Duże zegary: ► Pokazujące godzinę - 90g ► Pokazujące konstelacje gwiazd, układ księżyca lub horoskopy - 120g ► Pokazujące aktualne położenie członków rodziny/miłości etc - 150g
Wszelakie inne o dodatkowych właściwościach na specjalne zamówienie z ceną zależną od wielkości.
Dziewczynka podreptała za Lockiem, rozglądając się po całym pomieszczeniu, które nawet jak na jej, wciąż mały i dojrzewający, rozumek wydawało się naprawdę ciekawe. Bardzo cieszyła się, że mężczyzna niemal od razu znalazł zegarki w odpowiedniej cenie, choć jeszcze nie była pewna, czy uda jej się coś wybrać. Przyjrzała się jego propozycjom i była już niemal przekonana do jednego z zegarków, gdy nagle zadał jej pytanie, które w ocenie dziecka średnio pasowało do okoliczności. Niemniej Claudia bez cienie zażenowania, czy jakiegokolwiek śladu zbicia z pantłyku odparła: - Gadanie o śmierci i chorobach. Jak każda stara baba. Po czym, jak gdyby nigdy nic, skupiła swoją uwagę na najbardziej obrzydliwym, tandetnym, ale za to bardzo babciowym zegarku.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Znał swoje zegarki. Pracował tu już na tyle długo, że rzeczywiście w gablotkach zaczynały zajmować miejsca projekty wykonane przez niego od początku do końca. Wiedział, co mógł jej zaproponować w cenie do pięćdziesięciu galeonów, bo wiedział, co robił, więc szybko wystawił jej te produkty, które w sklepie z zegarami w takiej kwocie mogły się mieścić. Z trudem powstrzymał parsknięcie na słowa dziewczynki, bo przy takiej definicji to coś, on sam był starą babą, bo lubił gadać o śmierci i chorobach, ale cudem zachował powagę na twarzy. - Te się dobrze sprzedają. - pokazał niewielkie zegarki - Ale dla starszych osób polecamy te z tarczą przybliżającą. - podsunął inny zegarek - Szkło na cyferblacie powiększa obecną godzinę, lepsze dla słabego wzroku. - obserwował modele, którymi się interesowała - Mogą wyglądać jakkolwiek zechcesz, mogę je przerobić. - poinformował. W końcu był zegarmistrzem-artystą, a nie jakimś pozbawionym talentu zwykłym sprzedawczyną, wciskającym kit nieznającym się ludziom.
Claudia z bardzo uważnym spojrzeniem analizowała propozycje Lockiego, starając się za wszelką cenę wyglądać jak poważna i dostojna ośmiolatka, a nie jakiś siedmioletni berbeć. Poważne zachowanie mężczyzny, tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że idzie jej to przyzwoicie i że nie wziął jej za jakiegoś wkurzającego dzieciaka, tylko za poważną, niemal dziewięcioletnią osobę. - Ten przybliżający wydaje się dobry - odparła - Mógłby pan pokazać jak wygląda to przybliżanie? Dziewczynka z dużym zainteresowaniem wpatrywała się w mężczyznę, doceniając fakt, że zaoferował jej poprawkę zegarka. Poczuła się potraktowana naprawdę dorośle, pozostało tylko poczekać na prezentację funkcji i mogła decydować się na ten zakup. Mała dziewczynka była naprawdę dumna z tego, że (prawie) udało jej się uporać z prezentem.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy z pełnym namysłem i rozsądkiem, jakby wiedziała, o czym mówi, zdecydowała się na to, co jej zaproponował. Jednocześnie uważał, że przybliżające szkło było super ciekawym, magicznym wynalazkiem, więc ochoczo go oferował wszystkim z kaprawymi oczkami. - A pewnie. - zdjął zegarek z prezentera i położył przed dziewczynką - Jak położysz palec tu... - pokazał jej krawędź tarczy - ...to się powiększy. - poinformował. I tak jak powiedział, kiedy palec zetknął się z zegarkiem, tarcza wybrzuszyła się, jakby była dmuchanym balonikiem, uwypuklając godzinę do solidnych rozmiarów. Kiedy odjęła od zegarka dłoń, wróciła do normalnego rozmiaru. - Fajne, nie? - obnażył zęby w swoim psim uśmiechu. Umysłowo miał tak z osiem lat i lubił cool gadżety, może dlatego podjarał się, że może jakiemuś innemu ośmiolatkowi je pokazywać. Schował się na chwilę za blatem, by poszukać różnych bransolet, takich eleganckich, starobabskich, by może zamienić tę prostą, która obecnie była przy zegarku, na taką, która się może babci spodobać bardziej.
- Wooooow - skomentowała tylko, robiąc wielkie oczy i absolutnie nie przejmując się tym, że jej reakcja nie jest już tak poważna, jak dotąd tego pragnęła. Zegarek robił naprawdę wspaniałe wrażenie i była pewna, że to idealny prezent dla babci, szczególnie po wymianie bransolety - Kupię go! Entuzjazm dziewczynki był naprawdę uroczy, a fakt, że Lockie faktycznie potraktował ją sprawiedliwie i miło, sprawił, że dziewczynka poczuła się bardzo dobrze. Co za tym szło, odrobinę ją ośmieliło, by poruszyć temat drugiego zegarka, który wciąż spoczywał w jej kieszeni. - A umiałby pan naprawić odpadniętą wskazówkę? - zapytała, wpatrując się w niego wielkimi, pełnymi nadziei ślepiami. Po chwili wyciągnęła z kieszeni swój zegarek, który poza tym drobnym uszkodzeniem działał zupełnie dobrze.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Poczuł jakieś wewnętrzne zadowolenie, że ktoś docenił ten drobny wynalazek sztuki zegarmistrzowskiej. Drobna rzecz, a tak bardzo mogła zmienić komfort życia ludzi użytkujących ten zegarek. Kiedy mała klientka wybrała bransoletę, wyciągnął ze swojego kuferka małe narzędzie, do podważania bolców i sprawnie zmienił ją na coś bardziej gustownego, co mogło pasować babci do torebki, kapelusza, czy czegokolwiek, co stanowiło rdzeń wyboru tej, a nie innej przez dziewczynkę. Sięgnął ręką po eleganckie pudełko prezentowe, by zapakować jej zakup tak, by był już gotowy na prezenty dla babci. - Hm? - obejrzał się na nią. Odpadnięta wskazówka. Poważny defekt. Co to za zegarek z odpadniętą wskazówką. Wyciągnął rękę po jej cenny bibelot, z którym w kieszeni przybyła na te poważne zakupy. - Spróbuję. - powiedział z pełną powagą, choć wstawienie wskazówki nie było właściwie żadnym wyzwaniem, w porównaniu ze skomplikowanymi mechanizmami opierającymi się o zaklęcia śledzące, jakie musiał ustawiać w wielkich zegarach rodzinnych. Zaczął palcem dłubać w przegródkach swojego kuferka, w poszukiwaniu wystarczająco ładnej wskazówki, która pasowałaby do zegarka dziewczynki, by ostatecznie wyłowić taką z małym ptaszkiem. Sprawnie rozłożył urządzenie, by zamontować ją na środkowej sprężynce.
Na tym etapie, mała Claudia patrzyła na Lockiego już tylko w niemym zachwycie, który graniczył niemal z czcią. Rzadko kiedy spotykała się z sytuacją, że ktoś tak duży poważnie ją traktował, dlatego w jej oczach Swansea stał się natychmiast kimś naprawdę wyjątkowym. Zegarek po wymianie bransolety prezentował się naprawdę wytwornie i mimo swojego babciowatego stylu był czymś, co mała dziewczynka chętnie odziedziczyłaby za te kilkadziesiąt lat, gdy zapowiadana od wielu dekad śmierć, naprawdę przyjdzie po jej babcie. Jeszcze większe wrażenie zrobiło na dziewczynce to, że Swansea podjął się naprawy jej zegarka - w jej oczach to była naprawdę okropnie skomplikowana robota, więc z dużą uwagą przyglądała się jego pracy, doceniając kunszt i sprawność działania. Z jej perspektywy Lockie był prawdziwym cudotwórcą. - Jest pan wspaniały... - skomentowała tylko, nawet na moment nie spuszczając z niego oka. +
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Kiedy pracował, trochę wyłączał w głowie uwagę dla otoczenia, więc nieszczególnie wyczuł zmieniającą się energie pomiędzy nim a jego małą klientką. Jej spojrzenie też nie wydało mu się dziwne, bo szef bardzo często przychodził znienacka zaglądać mu przez ramię, by przypilnować co robił i choć na początku kariery sprawiało to, że czasem zatrzęsła mu się ręka - tak teraz? Równie dobrze mogły mu tu lunaballe w sklepie zacząć tańczyć hula. Wstawił wskazówkę, przetarł czyścikiem szkiełko i poskładał zegarek do kupy, po czym zaklęciem nastawił go zgodnie z czasem, by na pewno tykał jej, jak należy. - Posłuży Ci jeszcze dużo, dużo czasu. - zapewnił, oddając jej własność i podając pudełeczko, za które uiściła opłatę - Powiedz babci, że jakby bransoleta była za mała, bądź za duża, to wymienimy w cenie. I zachęcam do regularnego przeglądu zegarka! - dodał na odchodne, nim jego wielkooka, zauroczona cudotwórcą klientka niespiesznie opuściła sklep. Resztę dnia spędził na składaniu szczególnego zamówienia, za które niestety nikt nie częstował go pełnym adoracji i zachwytu spojrzeniem - wprost przeciwnie, spodziewał się opierdolu, dlaczego to tak długo trwało.
Kolejny dzień przynosi kolejne emocje. A przynajmniej tak trzeba było zakładać, pracując w sektorze handlowo-usługowym magicznego społeczeństwa, gdzie co rusz działy się niespodziewane rzeczy. Tego dnia powietrze wyraźnie było cięższe niż zazwyczaj. Letnie burze zwiastowane przez magimeteorologów nadciągały powoli nad Dolinę Godryka, przyciemniając krajobraz, choć żadna kropla nie chciała spaść z widocznie obciążonych, szarych chmur. Duchota utrudniała oddychania, a mieszkańcy miasteczka preferowali spędzać czas w chłodnych murach własnych domostw, niż szwędając się po ulicach. Poranek był więc spokojny i dopiero koło południa, dzwoneczek na drzwiami sklepu z zegarami Tidley`ów po raz pierwszy rozbrzmiał we wnętrzu, zwiastując pojawienie się klienta. -H-halo? - Cichutki, cienki głosik wydobył się z ust niskiego czarodzieja, który widocznie szukał kogoś, kto mógłby go obsłużyć.
Gdyby ktoś spytał Swansea, co sądzi o tych niespodziewanych rzeczach w sektorze usługowym, nazwałby je rzeczami upośledzonymi. Miał wrażenie, że ludzie, którzy nawciągali się przez ostatnie pół roku wróżkowego pyłu, odkleili się już permanentnie i choć ukrywał się w swojej kanciapie za szybką, to obserwował najróżniejsze dziwa chodzące po sklepie Thìdley'ów. Nie tak dawno jak dwa dni temu czytał w proroku o awanturze w papierniczym na Pokątnej. Czarodzieje naparzali się klątwami z powodu złej gramatury papieru. Z jednej strony brzmi to na pojebane - z drugiej strony pojebane rzeczy powoli przestawały robić wrażenie. Siedział przy uchylonym oknie, po kilku godzinach garbienia się nad zepsutym mechanizmem zegarka naręcznego i wpatrywał w przestrzeń ulicy z nadzieją na choćby drobny podmuch wiatru. Wilgoć wisiała w nieruchomym powietrzu, a on miał wrażenie, że wszystkie zaklęcia chłodzące, jakimi obłożone były jego ubrania, zjebały się. Ocknął się na dźwięk dzwonka przy drzwiach i rozejrzał po sklepie, w poszukiwaniu kogokolwiek z obsługi, czy któregokolwiek sprzedawcy. Bezskutecznie, jak na złość wydawało się, że był tu sam na pastwę niskiego czarodzieja. Czekał jeszcze chwilę w bezruchu, jakby to mogło sprawić, że jakiś sprzedawca zmaterializuje się za ladą, po czym wylazł ze swojej kanciapy, schylając się pod framugą drzwi i spojrzał na klienta z uśmiechem. - Uszanowanie. Czy mogę w czymś pomóc?
Niewielki czarodziej był zdziwiony, że nikt nie przywitał go od razu. Widać było, że podróż do sklepu go umęczyła nie tylko przez pogodę, ale i jego wiek, wyglądał bowiem na bardzo zmęczonego życiem staruszka, który już wiele w życiu widział. Możliwe, że nawet zbyt wiele. Gdy Cię zauważył uśmiechnął się jednak i od razu podszedł bliżej lady, znad której ledwo co był w stanie cokolwiek dostrzec. -Dzień dobry, dzień dobry. - Przywitał się, grzebiąc po kieszeniach swojej szaty. -Potrzebuję pomocy w naprawie zegara. Widzi Pan, to prezent od mojego dziadka, zabytkowa sztuka, ale mieliśmy mały wypadek w domu i nieco ucierpiał. - Zaczął się tłumaczyć, wyjmując w końcu sakiewkę i kładąc ją z wysiłkiem na ladę. Z jego słów można było wywnioskować, że przyniósł coś większego, ale sakiewka wyglądała na naprawdę niewielką. Gdy do niej zajrzałeś zrozumiałeś, że owszem, zegar był duży, ale przed wypadkiem. W tej chwili miałeś przed sobą po prostu stos żelastwa, które składały się na części urządzenia. Cokolwiek nie wydarzyło się w domu klienta nie miało litości dla tak zabytkowego prezentu.
______________________
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Potarł dłonią brodę, przyglądając się dżentelmenowi z namysłem, po czym, w przypływie geniuszu przebłysku inteligencji, wyczarował mu elegancki kielich różanej wody z lodem. Było mu żal staruszka w taką duchotę. - Naprawie zegara? - zaczął zdziwiony, kiedy sakwa wylądowała na blacie, jego zdziwienie przeobraziło się jednak w trwogę, kiedy okazało się, że jej zawartością był owy zegar. W kawałkach. Odchrząknął, wyjmując kilka kół zębatych i pogiętych sprężyn, czując, jak wielkie krople poty rodzą się na jego skroniach. Szef go zajebie, jak wyśmieje klienta tu i teraz, ale naprawa to jedno, a cud to coś zupełnie innego. - Nieco ucierpiał... - mruknął, palcem przewracając drzazgi w sakwie - Obawiam się, że to może już nie być naprawa, a pełna rekonstrukcja. Wiele z tych części już nie będzie w żaden sposób użytecznych. - przyznał, zaciskając lekko wargi - Czy ma pan jakiekolwiek zdjęcie jak on wyglądał? Widzę składowe mechanizmu śledzenia członków rodziny i chyba... kalendarz astrologiczny? - pochylił się nad sakiewką, wyjmując różne, intrygujące elementy z sakwy. Niektórych z nich nie widział na żywo nigdy, tylko na obrazkach w podręcznikach zegarmistrzowskich- To naprawdę zabytek, jaka szkoda... - skrzywił się.
Staruszek z wdzięcznością chwycił za kielich i przepłukał gardło. Odzyskał nieco kolorów na twarzy, ale wciąż wydawał się umęczony wszystkim. -Tak, właśnie tak. - Potwierdził w kwestii naprawy, nim okazało się, że to coś więcej niż tylko przymocowanie i ordzewienie kilku części. Woreczek grzechotał głośno, chowając w sobie pozostałości mechanizmu, który zaraz ukazał się Twoim oczom. -To niedopuszczalne. Muszę mieć ten zegar! - Oczy czarodzieja zaszkliły się nieco, a głos zadrżał mu od emocji. Widać, że bardzo mu zależało na tym, by mechanizm działał i wrócił do niego. -Chwileczkę, chyba coś będę miał. - Zaczął znów nerwowo grzebać po kieszeniach, nim wyjął z nich dość niewyraźne zdjęcie. Widać było na nim zegar, ale ciężko było określić detale, nie mówiąc już o tym, że odgadnąć pełne ułożenie mechanizmu było praktycznie niemożliwe z tej fotografii. -Kalendarz astronomiczny grecki, jak mam być dokładny. - Popukał w jedną z części, jakby było to oczywiste, że nie jest to byle kalendarz. Podkreślił też, że śledzenie członków rodziny miało zakodowany ich stan zdrowia, co tylko komplikowało całą sprawę.
______________________
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Swansea zaczął nerwowo przygryzać suchą skórkę na wardze, wziąwszy do ręki fotografię. Jakby nie mrużył kaprawych oczu, to nie był w stanie dostrzec żadnych szczegółów. Oparł się łokciami o blat z głębokim zamyśleniem wymalowanym na twarzy, a nie był to stan szczególnie często widoczny w kontekście tego młodego człowieka. Obejrzał zdjęcie z każdej strony, nawet na rewersie, mając nadzieję, że może chociaż przybliży mu to rok produkcji zegara. Jeśli był to prezent i to zabytkowy, istniała szansa, że był albo kiedyś w sprzedaży - w związku z czym może mógłby go znaleźć w archiwalnych katalogach, co by było wygodne bo stamtąd już tylko parę sów do magazynu i dałoby się załatwić szczegółową specyfikację mechanizmów. Albo był robiony na zamówienie, gdzie na dwoje baba wróżyła. Jeśli u Thìdleyów - była szansa, że mógłby, mając jakąś przybliżoną datę, wygrzebać informacje o tym zamówieniu ze skrupulatnie prowadzonych kronik sklepowych. Jeśli nie u Thìdleyów - był w dupie. On. Ten zegar. I dziadzio, a co. - Bardzo chcę go naprawić. - zaczął, kładąc w głosie nacisk na to, że mu rzeczywiście zależy. To duże wyzwanie dla zegarmistrza, a Swansea już swoje w kanciapie przesiedział i czuł, że to akurat by mu bardzo pasowało - Mamy parę możliwości. Jeśli jest Pan w stanie przybliżyć mi rok produkcji tego zegara, będzie mi łatwiej szukać danych technicznych mechanizmu. Czy orientuje się Pan, czy był wyprodukowany w zakładzie Thìdleyów? - zapytał, odkładając zdjęcie na blat i robiąc zaklęciem kopię, co by można się było do czegoś odnieść, jak już będzie wysyłał wyjce do hurtowni części. Zaczął palcem znów grzebać w połamanych drzazgach zegara: - Może będę w stanie odzyskać część oryginalnych części, ale obawiam się, że się nie obędzie bez zastąpienia niektórych elementów całkiem nowymi. - dodał z pewną boleścią, wyciągając i pokazując dziadkowi pogięte elementy amplifikatorów zaklęć, czy połamane zębatki- Nie wpłynie to na jego użyteczność. - dodał, ale wiedział, że niektórzy kolekcjonerzy zabytków, pragną, by wszystkie części były oryginalne albo chociaż pochodziły z czasów produkcji danego zabytku.
Zdjęcia nie mówiły wiele, choć niektóre części mogłeś poznać tak samo, jak dało się zrekonstruować ogólny wygląd zegara, choć widać było, że czarodziejowi zależało też na szczegółach. Nadzieja zabłysła w jego oczach, gdy usłyszał Twoje zapewnienia, ale zaraz znów zmarszczył czoło, gdy musiał przypomnieć sobie parę szczegółów. -Nie wiem, gdzie był robiony. Wydaje mi się, że na tylnej obudowie były jeszcze ślady stempla zegarmistrza. - Zaczął grzebać w częściach, szukając tej, która mogła kiedyś chować mechanizm przed wzrokiem podziwiających go ludzi. -O, proszę spojrzeć. - W końcu tryumfalnie podał Ci kawałek metalu, gdzie faktycznie widać było jeszcze bardzo niewielki fragment zegarmistrzowej sygnatury. -Dziadek dostał go od swojego stryja, a ten od swojego dziadka. Z tego co wiem, był wytworzony w 1842 roku. - Tutaj już słychać było więcej pewności w głosie. O ile na mechanizmie się nie znał, tak widocznie interesowała go historia tego przedmiotu. -Zależy mi bardzo, żeby mógł funkcjonować przez następne pokolenia. - Dał do zrozumienia, że oryginalność części nie była aż taka ważna. Sam nie był nawet pewien, czy te, które teraz leżały rozwalone na blacie, były tymi samymi, które wyszły z warsztatu zegarmistrza prawie dwa stulecia temu.
Rzuć kością sześcienną. Wynik parzysty oznacza, że zegar był wytwórstwa Brytyjskiego, nieparzysty - Południowo-europejskiego.
______________________
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Fakt, że na zegarze był stempel, dawał jakąś nadzieję. Nawet, jeśli stempel był połamany to można było nakładem odrobiny siły i cierpliwości sobie z tym poradzić. Zaraz więc wziął element od staruszka i zaczął główkować nad tym, co stempel przedstawia, pokładając wielką nadzieję w tym, że będzie to logo Thìdleyów. Na darmo. Pokiwał głową, powtarzając po właścicielu cicho rok produkcji, nim nie zapisał go sobie w kajecie pracowym i podrapał się w karmelowe loczki. - Ciężka sprawa. - potarł dłońmi twarz. O ile pracując u Shakeshafta miał w dupie różdżki, to zegarki naprawdę polubił i czuł osobistą porażkę nie mogąc znaleźć rozwiązania na naprawę mechanizmów- Wydaje mi się, że to Austriacki. - powiedział, kręcąc fragmentem pieczęci i swoją głową, jakby mu to mogło pomóc rozpoznać fragmentaryczne słowo na symbolu, a co dopiero jego pochodzenie - Strzelam, bo Austria kiedyś importowała mechanizmy z krajów śródziemnomorskich, był taki rosnący trend, renesans astrologii, przez co włączano te elementy to zegarotwórstwa. - rozejrzał się po sklepie, po czym podszedł do jednej z gablot - Mamy nawet jeden takin egzemplarz z końca dziewiętnastego wieku. - pokazał mu zegarek na rękę ze skomplikowanym układem planetarnym. Zawiesił się na chwilę w zamyśleniu. - Czy dziadek podrózował może w tamte strony?
Rok produkcji już sam w sobie wskazywał na to, że nie mógł to być tutejszy zegarek, gdyż zakład powstał dopiero w XX wieku. Stempel był jednak wskazówką, za którą można było pewnie dojść do tego, jaki zegarmistrz stworzył to cudeńko. Ktoś, kto był bardzo dobrze zaznajomiony z historią zegarów na pewno poznałby wytwórcę nawet po tak skromnym elemencie, jaki się uchował. -Ciężka? - Łzy znów zagościły w oczach czarodzieja, który wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. Widocznie nie miał już nadziei na to, że jeszcze kiedyś odczyta czas z pamiątki po dziadku. -Austriacki? To prawdopodobne, tak... - Pokiwał głową w zamyśleniu, choć ciężko było stwierdzić, czy coś sobie przypomniał, czy to tylko myślenie życzeniowe z jego strony. Chwytał się jednak wszystkiego co mógł, byle tylko usłyszeć, że sprawa nie jest jeszcze przegrana. -Och... - Aż westchnął z zachwytu, gdy zobaczył zegarek, jaki mu pokazałeś. Widać było, że zrobił na nim ogromne wrażenie. -Ten mechanizm wygląda nieco znajomo... - Powiedział powoli, przyglądając się poruszającym pod szkłem planetom. Próbował znaleźć podobieństwo między tym, co przyniósł, a tym co widział przed swoimi oczami. Kilka zauważył, ale nie był pewien, czy był to wyznacznik tego samego producenta, czy po prostu mody tamtych czasów. -Nie wiem. Od kiedy pamiętam, dziadek miał demencję i raczej nie mówił z sensem. Paskudna choroba. Trzymał dziennik, w którym opisywał podróże do krajów germańskich, choć ciężko nam stwierdzić ile z tego było prawdą, a ile tylko wymysłem jego zmęczonej głowy. - Przyznał drapiąc się po brodzie. Nie miał przy sobie wspomnianego dziennika, ale dość dobrze pamiętał większość znajdujących się tam wpisów, które teraz odtwarzał w głowie, by znaleźć coś, co może im pomóc. -Coś o Austrii wspominał, ale raczej miało to związek z wędrówkami górskimi. - Dodał jeszcze po chwili.
______________________
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Egzemplarz, który zachwycił klienta, zachwycał właściwie każdego, kogo spojrzenie na nim wylądowało. Teraz już nie robili takich zegarków, nie dość, że bardzo kompleksowych, to jeszcze mechanizmy były tak małe, że ładowanie ich zaklęciami zakrawało o cudotwórstwo, bo pękały pod różdżką. Lockie by wiele dał, by się móc pouczyć od specjalisty, jak zrobić takie cacuszko. Wrócił za blat, by jeszcze się poprzyglądać częściom, chociaż wiedział, że nic więcej sam nie wskóra. - Wie Pan co... jak pilne jest to dla Pana zlecenie? - podniósł na niego spojrzenie - Jeśli zostawiłby pan do siebie kontakt, no i te... części, spróbuje skontaktować się z kim mogę. Może mój szef będzie kojarzył te sygnaturę. Wszystko to jednak potrwa, trzeba zlokalizować jaki zegarmistrz go stworzył, skontaktować się z nim w celu zapytania o mechanizm, a i z tym różnie, bo niektóre star... niektórzy starsi rzemieślnicy niechętnie dzielą się swoimi recepturami. - zaczął wymieniać w zamyśleniu, widząc jednak zmartwioną minę dziadka, westchnął z żalem. - Sytuacja nie jest całkiem stracona, ale znalezienie rozwiązania może potrwać. - przyznał - Zrobie co mogę... - jeśli miał załamać dziadka tym, że zegar jest nie do uratowania, chciał najpierw wyczerpać wszelkie możliwości i źródła.
Zegarki na rękę były o wiele delikatniejsze i praca z nimi faktycznie wymagała większych zdolności, choć rekonstrukcja czegoś tak poniszczonego jak przyniesiony dzisiaj egzemplarz, mogła się prawdopodobnie równać z tym wyzwaniem. -Wnuczek końcu we wrześniu siedemnaste urodziny. Chciałem mu podarować ten zegar. - Odpowiedział cicho, jakby wstydził się tego sentymentu. -Dałbym wszystko, byle by udało się go naprawić. Na prawdę - Samotna łza spłynęła po jego policzku. Musiał być niezwykle blisko ze wspomnianym młodzieńcem, skoro chciał powierzyć mu tak cenną pamiątkę w tak ważnym, dla każdego młodego czarodzieja dniu. -Oczywiście. - Machnał różdżką i przed Twoim nosem pojawiła się jego skromna wizytówka. Wynikało z niej, że czarodziej był twórcą rozsadników zielarskich, choć więcej nie można było wywnioskować, poza oczywiście adresem kontaktowym i jego nazwiskiem. -Będę wdzięczny za wszystko. Byle tylko zdążyć do września. - Podkreślił raz jeszcze, nie wiedząc nawet, czy ten czas jest wystarczający, czy może zakrawa o jawne szaleństwo.
______________________
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Może i był draniem, może i lubił zgrywać Bucosława McBucańskiego, ale widok płaczących staruszków był gorszy niż życie. Płaczące dzieci? Chuj z nimi. Ale płaczący dziadzio? Lockie poczuł aż, że go coś w piersi zakuło. Pokiwał głową, zbierając gruz z powrotem do sakiewki i umiejscawiając tam kopię zdjęcia plus wizytówkę. - Damy radę. - uśmiechnął się pocieszająco do pana seniora barona rozsadnikowego królestwa ziółek. Dobre koneksje na przyszłość, postanowił zachować sobie te wizytówkę na wypadek, gdyby udało się nareperować ten zegar to zawsze dobrze mieć kontakt... - Jak tylko skontaktuje sie z szefem i opracujemy jakiś plan działania - dam znać. Będę informował o postępach na bieżąco. Dobrze, że Pan się zgłosił do nas. - zapewnił, fachowy pracownik fachowego zakładu - mamy duże zasoby, rodzina Thìdley ma dużo kontaktów. Proszę być dobrej myśli. - powiedział, niemal jakby mówił o jakimś chorym członku rodziny wybierającym się na poważną operację. Ale czy tak nie było? Poniekąd właśnie ten zegar był takim członkiem rodziny, cennym i bardzo chorym. Pożegnał się ze staruszkiem i poszedł do swojej kanciapy napisać wiadomość do przełożonego, opisując wszystko, czego zdołał się dowiedzieć o egzemplarzu w sakiewce.
zt
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Po powrocie z wakacji powrót do rzeczywistości zawsze był takim samym, cholernym krzyżem. Jasne, w przyczepie spędził sobie trochę czasu, poprawiając mechanizm zegara, który do września miał być gotowy, ale czym innym było popracowanie sobie z pierogiem w buzi i kompotem, słuchając syczenia syczuchy gdzieś w zapomnianej przez Merlina osadzie, a czym innym przychodzenie do tego małego, ciasnego kołchozu. Sam sklep nie był może aż taką meliną, ale kanciapa, w której siedział jako zegarmistrz, była mała. No, może dla przeciętnego dziadka normalna, ale on był duży, więc dla niego była jak pudełko po butach. Opanował do perfekcji zaklęcie wentylujące, bo po kilku godzinach zaczynało mu brakować tlenu, pocił się, skupiając nad małymi zębatkami i śrubkami i jednocześnie oczy zachodziły mu łzami od suchego powietrza, kiedy wytężał nad swoim zadaniem wzrok. Dzisiaj wcale nie miało być inaczej, więc już od rana wciśnięty w kącik zegarmistrzowski miał nietęgą minę, wyrażającą nieszczególne zadowolenie z życia, sytuacji, miejsca, okoliczności, a przede wszystkim końca wakacji. Rozłożył powoli swoje narzędzia pracy, które pożyczył na czas wyjazdu, by móc dokończyć pracę - wciąż miał w pamięci płaczącego dziadka i wciąż, tak samo jak wtedy, na samą myśl o zawiedzeniu go pękało mu serce. Choć oczywiście nikomu o tym nie powiedział i szalenie mocno to ukrywał, na dodatek, raz na jakiś czas, dla utrzymania swojej nieposzlakowanej opinii dzbana, narzekał, że w ogóle musi to robić. Słysząc, jak zadzwonił dzwoneczek przy drzwiach, podniósł głowę, patrząc przez siwiejącą już ze starości szybkę na salę sklepową. Oczywiście, jak nie ma klienta, to ekspedientki trajkoczą cały czas, a jak ktoś przychodzi, to żadnej księżniczki nie ma w polu widzenia.
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Dzwoneczek uwieszony nad drzwiami zabrzęczał dosadnie gdy przekraczała próg. Wyglądała jak osoba, która od rana jest na nogach i cały czas użera się z prywatnymi sprawunkami. Mimo młodego wyglądu i środka lata nie miała na sobie letniej, dziewczęcej sukienki a zwykłe krótkie spodenki i elegancką koszulkę. Ten strój i delikatny makijaż dodawały jej lat. Swojego psidwaka, Merkurego zostawiła przed sklepikiem, uwiązanego na smyczy do gadającego stojaka. - Dzień dobry. - odezwała się nieco głośniej gdy spostrzegła, że jest w pustym pomieszczeniu. Nie było tu tak duszno jak podejrzewała choć daleko było do przyjemnego orzeźwienia. Podłoga zatrzeszczała pod jej stopami gdy podeszła do lady. Położyła tam małe puzderko, a także oparła łokieć rozglądając się przy okazji po pomieszczeniu. W powietrzu unosił się zapach metalu, kurzu i szorowanej specyfikiem chemicznym wykładziny. Tykanie wszędobylskich zegarów byłoby niebezpiecznie hipnotyzujące gdyby wszystkie się zsynchronizowały. Podskoczyła ze strachu, gdy znienacka z kilkunastu zegarów wyskoczyły kukułki aby obwieścić godzinę dwunastą. Położyła dłoń w okolicach swojego serca i odzyskiwała oddech, zawstydzona swoją reakcją. Kukanie wryło się w uszy i wywoływało nieprzyjemne mrowienie wokół oczu, co mogło zwiastować nadchodzący ból głowy. Gdy odwróciła wzrok, znów podskoczyła bowiem znikąd za ladą pojawił się bardzo wysoki mężczyzna. - Dzień dobry. - odezwała się lekko spiętym głosem i brzmiało to tak, jakby tymi dwoma słowami tłumaczyła się ze swojej obecności. Kojarzyła mężczyznę ze szkoły ale poza charakterystycznym nazwiskiem i akcentem nie wiedziała o nim absolutnie nic. Postanowiła udawać, że wcale nie podskoczyła dwukrotnie niczym spłoszona łania. - Przyniosłam stary męski zegarek, kupiony dziesięć lat temu w tym sklepie. - drobną dłonią przesunęła brązowe puzderko w stronę mężczyzny. - Potrzebuję najpierw wyceny naprawy podstawowej zegarka i wbudowaniu czaru czuwającego nad funkcjami życiowymi. - w pudełeczku znajdował się męski zegarek, użytkowany ale zachowany w całkiem dobrym stanie. Ewidentnie nie należał do najnowszego sortu ale na tym już się nie znała więc miała nadzieję, że ten onieśmielający profesjonalista obejrzy i sam stwierdzi co z tym jest nie tak. Fakt faktem, zegarek nie działał i to od dłuższego czasu.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Z jednej strony wkurwiało go, że ludzie ciągle przynosili jakiś złom do naprawy. Koncepcja sentymentu była dla niego obca, bo nie miał luksusu życia wystarczająco długo, by ten sentyment odczuwać, a jak się żyje yolo-chwilą, to zasadniczo nie było rzeczy wartych wspominania czy rozpamiętywania. Z drugiej strony, wiedział, że jeśli by nie przychodzili naprawiać swoich złomów, to by był pewnie bezrobotny, albo pół-robotny, bo choć niektóre zaklęcia mogą złożyć zegarek, to jednak wciąż potrzeba było pracy ludzkich rąk i serca, by był zegarkiem szczególnym, specjalnym. Wstał z taborecika, podnosząc się, jak potwór morski z wody. Przeciągając się stęknął, jak dziadek, chrupnęło mu jeszcze w plecach tak na dokładkę, ale wychodząc z kanciapy, poczuł jakąś ulgę. Chyba to te wrażenie z wyjścia z koziejdupki na otwartą przestrzeń. Dziewczyna była krasnoludkiem, oparł się więc o blat, w oczekiwaniu na jakiekolwiek informacje, a kiedy ta podskoczyła jak zając, on uśmiechnął się jak wilk. Coś było w tych najpłochliwszych, co działało na niego jak lep na muchę. Zmrużył jednak oczy, bo wydawała mu się z kimś kojarzyć, choć nie potrafił przypiąć twarzy do nazwiska. Może to przyjdzie z czasem. Dalej się nie odzywając, za to patrząc na nią, wziął puzderko w rękę, by w końcu je otworzyć i przestudiować zawartość. Przejechał językiem po zębach, zaciskając lekko usta, bo to nie był jego ulubiony model do pracy. - Już ich nie robimy właśnie dlatego, że nie są sprawne na wieczność. - zaczął, obracając zegarek w palcach. Jak na tak wielkie łapy, robił to zaskakująco sprawnie i delikatnie - Mechaniczny z automatycznym naciągiem, plus akumulator solarny. - westchnął. Straszne gówno. Nie dość, że części teraz już rzadkie, to jeszcze jakikolwiek błąd rozwalał kryształową fiolkę, ładującą zegarek, a wtedy kaplica, bo były wprawiane w zegarki w trakcie ich konstrukcji i dopasowanie nowej graniczyło z cudem. Wyprostował się, wzdychając jeszcze ciężej i zmrużył nieco oczy. - A nie chcesz może... nowego? - nic nie szkodzi zapytać, prawda?
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Nie miała bladego pojęcia co to znaczy automatyczny naciąg czy akumulator solarny ale odkąd zobaczyła biel jego zębów to uznała, że w sumie dobrze będzie posłuchać o tych... rzeczach. Skrzętnie od lat ukrywała, że podobali się jej starsi od niej chłopcy a ten tutaj... emanował charyzmą i męskością. Nic dziwnego, że naciąg czy akumulator nie kojarzyły się jej z niczym szczególnym. Poprawiła ciemne włosy, odkładając uporczywy kosmyk za ucho. Musi ochrzanić Mimi za nieupilnowanie kotów, złodziejów biżuterii i gumek do włosów. Gdy zaproponował nowy model... chciała się sprzeciwić ale nie potrafiła znaleźć na to argumentu. Teoretycznie zegarek miał być prezentem od całego rodzeństwa więc cena nie powinna przerażać ale jednak należała do osób sentymentalnych. Popatrzyła na trzymany przez niego w wielkich dłoniach drobny zegarek i widać było, że bardzo się waha. Nie należała jednak do bardzo asertywnych osób więc brała pod uwagę zmianę planów. - Ymm... nie jestem pewna. Zależy mi aby wizualnie był podobny do tego i miał lepszego rodzaju czary. Czy istnieje możliwość zmagazynowania tam czaru przypominajki? - nie wiedziała jak dokładnie ten czar się nazywa więc improwizowała. Nietrudno jest spostrzec, że można było ją urobić, jeśli tylko troszkę się rozmówca postara...
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Obserwował ją z uwagą nie mniejszą, niż przed chwilą studiował ten zegarek, po ustach wciąż krążył mu cień psiego uśmiechu, kiedy się tak zastanawiała nad jego propozycją. - Tylko wizualnie podobny? - zapytał, unosząc lekko brwi. Urabianie klientów to część niewdzięcznej pracy sprzedawców, których jak zwykle nie było kiedy byli potrzebni, a on wiedział, że do pracy z klientem nadawał się jak pięść do nosa (w sumie według jego opinii pięść pasowała do nosa bardzo dobrze, ale nie takie brzmienie ma to powiedzenie). Cichy głos ambicji zatlił się gdzieś z tyłu jego głowy, kiedy już przebił się przez grubą warstwę rozgoryczenia końcem wakacji, zmęczenia ciasnotą miejsca pracy i zwykłego, grubiańskiego lenistwa. Zmarszczył lekko brwi, przyglądając się raz jeszcze zegarkowi i wychylił w stronę kanciapy, by stopą przysunąć sobie taboret, łapiąc przy okazji popychacz kołkowy i malutki wkrętak precyzyjny. Kiedy klapnął za ladą na taborecie, to już był bliżej jej wzrostu, co mogło trochę poprawić aspekt komfortu jej z nim rozmowy. - Wszystko się da. - powiedział dość aroganckim tonem, bo w swoją inteligencję wątpił na każdym kroku, ale akurat w swoje umiejętności - nigdy.- Zależy, na kiedy go potrzebujesz. To coś pilnego? - podważył klapkę z tyłu tarczy, by otworzyć urządzenie i ocenić przynajmniej pobieżnie jak jest źle. - Jak pilne, to polecam jednak rozważyć nowy. To dość archaiczny mechanizm, części moooże są gdzieś w pracowni, a jeśli nie, to nie ma, bo już nikt tego nie produkuje. Naprawa samego mechanizmu trochę zajmie, potem możemy zastanawiać się nad dodatkowymi funkcjami. - oparł łokieć o blat a policzek o dłoń trzymającą śrubokręt, wpatrując się w klientkę z oczekiwaniem na jakieś decyzje.
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Nie musiała prostować barków bo zawsze była wyprostowana - niektórzy mówili, że ma kij tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Uniosła za to podbródek gdy mężczyzna usiadł za ladą i przywołał do siebie jakieś dziwne narzędzia, które niewiele jej mówiły. - Potrzebuję tego w ciągu tygodnia. Czy da radę znaleźć nowy zegarek ale trwale go przetransmutować i dostosować aby przypominał oryginał? - ulegała pomysłowi z prostego powodu: zanim ojciec zauważy, że podarowany zegarek nie jest tym starym, to do tego czasu Iris zdąży wyprowadzić się z domu. Jeśli chodzi o prezenty to jej rodzice nie byli zbyt kumaci. Karierowicze, którzy cieszyli się z drobiazgów ale nie poświęcali im należytej uwagi. Nie czuła więc wielkiej potrzeby zachowania starego pierwowzoru, zwłaszcza, że profesjonalista sugerował zmianę na nowszy model. Nie znała się ale wierzyła mu wszak musiał się znać na swojej pracy, prawda? - Jeśli byłaby to nowsza wersja to ile czarów mogłoby się tam zmieścić? Co ma pan w ofercie? - była otwarta na rozmowę, negocjacje i tylko po cichu miała nadzieję, że cena nie będzie astronomiczna. Teoretycznie jej rodzina była bardzo bogata lecz proszenie kogokolwiek o pieniądze spędzało jej sen z powiek. W ostateczności poprosi babcię...