Pacjentami tutaj opiekują się uzdrowiciele z oddziału wypadków i urazów. Każdy z pacjentów trafił tu z powodu nieusuwalnych uroków, niewłaściwych zastosowań zaklęć, klątw, bądź też z innych, podobnych powodów. W przypadku skomplikowanych zaklęć może być potrzebna dłuższa terapia - często wtedy pacjenci przekierowani są na oddział rehabilitacji.
- Baka - Mruknął cicho i popatrzył się na nią - Marsz na łóżko. Mi nic by nie było - Powiedział i zrobił stosunkowo śmieszną minę. Normalnie on narażał swoje życie na to, aby jej nic nie było a ta nawet nie dała obejrzeć swoich ran. Normalnie wnerwił się i to nieźle. - Przecież jesteśmy w szpitalu. Oczywistością jest to, że na pewno tutaj nic by mi nie było. Oczywiście zgaduję, że to był powód twojej reakcji - Powiedział i oparł się o poduszkę.
Mary spojrzala na niego. Jej mina nieco jej zrzedła. - No wiesz... Tobie może nic nie groziło tyle że ja wolałam byś ty wyzdrowiał. - jednak posłuchała go i położyła sie na łóżku. Gdy ten medyk podniósł jej bluzkę ich oczom ukazał się siny brzuch. Jednak mary nie dała się dotknąć.- Kame... nie powiedziałeś jak się czujesz... Już wszystko w porządku?? Nawet nie wspominała swojego wyznania które powtarzała przez te 5 dni o tej samej porze. Może jednego dnia je usłyszał. Mary cicho jęknęła. Głowa jej się już zagoiła ale sine ręce nie do końca. Uśmiechała się jednak.
Kame uśmiechnął się tylko lekko i pokiwał twierdząco głową. - Tak już dobrze się czuje - Powiedział i uśmiechnął się lekko. Po chwili jego wzrok został skierowany w sufit. I ponownie zaczął się zastanawiać nad czymś o czym tylko on wiedział. Pomimo tego, że byli razem Kame był nadal wielką tajemnicą. To co opowiedział jej o swoim życiu to był wierzchołek góry lodowej. Może kiedyś opowie o tym co działo się dalej w jego życiu, jednak teraz nie czas na to. - Gome...- Powiedział cicho i westchnął ciężko. Odwrócił wzrok gdzieś w bok i ciągnął dalej. - Przepraszam. Powinienem był jak najszybciej się z tobą teleportować, a nie zgrywać twardziela - Mruknął i zgiął sobie jedną nogę, kiedy drugą miał nadal wyprostowaną. Jedna młoda pielęgniarka która akurat przeszła obok niego posłała mu spojrzenie na które no na pewno zachęcało do wielu rzeczy. Kame też zerknął na nią, jednak szybko odwrócił wzrok. Oj tak on był chłopakiem który był budził w dziewczynach pożądanie. Może dlatego, że on był jedną wielką tajemnicą. I może każda dziewczyna chce aby to ona była tą która rozszyfruje go. Niestety to nie było takie łatwe. Nawet Mary jeszcze go nie poznała do końca. A możne właśnie dobrze, że nie znała wszystkich szczegółów z jego burzliwego życia. Widział, że Nico to raczej dziewczyna z bardziej zamożnej rodziny. Zaczął się zastanawiać czy aby na pewno do siebie pasują. On sam nie miał na pewno nic co mógł by jej ofiarować. Oprócz ochrony. Młoda pielęgniarka zaczęła się nim zajmować...jednak robiła to w taki sposób, że nie jednego chłopaka doprowadziła by...no wiadomo do czego, jednak Kame ewidentnie kompletnie nie zwracał na nią uwagi. Wyglądało na to, że zamknął się w swoim małym świecie i raczej nie wiele do niego dochodziło w tej chwili. Nie odzywał się już ani słowem. Po prostu nie wiedział co miał by powiedzieć w tej chwili. Teoretycznie wiele pytań krążyło mu po głowie, ale po prostu nie chciał ich zadawać, a na pewno nie teraz tutaj w szpitalu. Może zapyta się kiedy zostaną sami. Pielęgniarka która nim się zajęła tak strzepnęła mu poduszkę, że ten walną głową w metalową rurę. - Itte...- Powiedział cicho rozcierając sobie głowę, jednak jakoś nie zainteresował się młodą dziewczyną. Tak więc ona odeszła zrezygnowana. A Kame jak to Kame ponownie powrócił do rozmyślań o wszystkim i o niczym. Położył sobie rękę na brzuchu a jego brązowe ślepka skierowały się w kierunku okna. -"Czy to dobry pomysł. Ona na pewno żyje inaczej niż ja. W końcu wystarczyło spojrzeć na tamtego chłopaka. Zdecydowanie widać, że opływa w luksusie. A ja ledwo wiążę koniec z końcem. Przecież ja i ona to zupełnie inna bajka. Kopciuszek poślubia księcia, a nie prostego chłopaka, który nic jej nie da. Kame debilu gdzie ty na salony się pchasz. Będziesz się wyróżniać. Narobisz jej tylko wstydu. Nie znam się na tych wszystkich sprawach bogaczy. Nie jadam w pięciogwiazdkowych restauracjach. A ona na pewno wychowała się na tym. A ty znasz jedynie proste życie Japończyka. Zażerasz się sushi i takoyaki (notka od autorki: Takoyaki małe kulki z ciasta z mackami ośmiornicy, albo innymi owocami morza w środku). Na pewno kawioru nie jesz. "- Pomyślał sobie i skierował ukradkiem wzrok na gryfonkę.
Mary Nie patrzyła na niego słuchając co lekarz czy tam medyk do niej mówił. Z każdym kolejnym słowem Mary coraz bardziej rzedła mina. No tak. Nie dała sobie pomóc i teraz wyląduje na ostrym dużurze czy coś. Lekarz dał jej jakiś lek i wszyscy wyszli. Zapadła niezręczna cisza. Mary nie wiedziała czy ją przerwać czy nie. W końcu palnęła jakby w sufit. - Chciałabym byś poznał moją rodzinę- Mruknęła to tak cicho że nawet zastanawiała się czy ten ją usłyszał. Mary była zamożna to prawda ale nie szczyciła się tym większość ludzi mówiła że Takie zamożne dziewczyny jak ona są skąpe i niezbyt ciekawe. Jednak Mary nie lubiła robić z siebie księżniczki. Zwykle chodziła z kumplami na pizze bądź do zwykłej kawiarni. Nie lubiła się rzucać w oczy. Cicha szara myszka w domu pełnym pułapek?? Tak... Tak można opisać Mary. Spojrzała na niego. Oczy prawie jej się zamykały. - Nie masz mnie za co przepraszać. Walczyłeś o mój honor... to nic złego.
Kame popatrzył na nią wyrwany gwałtownie z swoich zamyśleń. On tylko pokiwał twierdząco głową. - Dobrze - Powiedział tylko krótko. Widać było, że jakoś nie miał ochoty na to, jednak ciekawe co było spowodowane tym, że się zgodził na to. Kame usiadł sobie spokojnie na łóżku i zaczął wbijać wzrok w pościel. Kompletnie nie świadomie zacisnął pięść. Myślał o czymś bardzo intensywnie. Ciężko stwierdzić czy to było miłe czy też nie. Nie dało się jakoś tego jaśniej określić. Widać było tylko, że myśli. Po chwili jednak ponownie otworzył usta. - Pomyślałaś pewnie, że odmówię...Szczerze nie mam wcale ochoty tam iść, ale myślę o tobie na poważnie, i wiem, że to jest nieuniknione. Więc chciał nie chciał pójdę - Powiedział i popatrzył się na nią z uśmiechem. No tak zaczyna się pakować na salony. Oczywiście nie powiedział o tym Mary. Nie chciał robić przecież jej przykrości z tego powodu. Nadal był jeszcze zakłopotany jej propozycją. Na pewno dzięki niej życie by mu się poprawiło, ale przecież nie może jej wykorzystywać. Nie to nie etyczne. Za wiele zdecydowanie myśli...przecież Mary go kocha...chyba. Chociaż jak by zastanowić się nad tym to może chce go tylko ośmieszyć pokazując mu, że nie ma nawet szans u kogoś takiego jak ona. Pokręcił gwałtownie głową aby pozbyć się tych natrętnych myśli, jednak jakoś to nie pomogło. Nadal krążył wokół tego tematu. Starał się być wyluzowany i chyba całkiem nieźle mu to wychodziło. Przecież od dawna udawał wyluzowanego ludka.
Mary spojrzała na niego. Chyba się domyśliła że ten myśli że ona chce go ośmieszyć więc usiadła gwałtownie. - Auuu- Wyrwało jej się tępo z ust- Nie zamierzam Cię ośmieszać przed rodziną. Chcę tylko byś ich poznał. Kocham Cię... A to chyba dużo znaczy co?? Spojrzała w bok. Brzuch nadal ją bolał aale starała się o tym nie myśleć. Po jej głowie chodziła tylko jedna myśl "Czy oni go zaakceptują?? Jeśli nie... Zamieszkam u babci. Tyle proste". Spojrzała na niego a w oczach miała łzy. Były spowodowane bólem. Mary po prstu nienawidziła bólu. Ledwo co zeszła z łóżka i usiadła na krześle przy nim. - Kame... rozumiem że nie mogę Cię zmuszać. I nie zamierzam. Możemy odłożyć to spotkanie jeśli chcesz.
- Nie myślę tak, że chcesz mnie ośmieszyć. Przecież wiem, że nie zrobiła byś tego - Skłamał szybko. Przecież jej nie powie wprost tego co myśli. - Posłuchaj i tak wcześniej czy później do tego dojdzie. Będzie chyba lepiej jak twój ojciec dowie się tego od ciebie niż wtedy kiedy zobaczy nas na ulicy - Powiedział spokojnie i położył swoją rękę na ręku gryfonki. - Obiecuję ci, że dam z siebie wszystko. Postaram się jak tylko mogę, aby zaakceptowali nas - Zapewnił dziewczynę i uśmiechnął się lekko, jednak nadal były w nim pewne blokady. I ponownie jego przeszłość wchodziła mu w paradę. Ech...dlaczego akurat teraz, i akurat dzisiaj.
Wstała powoli i podeszła do okna. Otworzyła je a w oknie pojawiła się jej sowa. Uśmiechnęła się. Tata napisał jej w liście że przegonił Josepha za to co zrobił. Mary szybko naskrobała list żeby się nie martwił bo Mary nic nie jest. I żeby przygotował rodzinkę na ich przyjazd. Wysłała tę sowę do ojca. Wróciła na swoje łóżko. Nie czuła się zbyt dobrze. Chwilę potem zasnęła. Gdy się obudziła... minęła może godzina. Wstała a jej sowa siedziała na jej stoliku. Przeczytała list. Usiadła na łóżku. "Ciekawe co teraz będzie??" Pomyślała i spojrzała w ziemię. Gdyby nie Ganesis pewnie wciąż by spała.
Kame akurat powoli wstała z łóżka i zakładał swoją koszulę. Zerknął kątem oka na dziewczynę i uśmiechnął się. - Oooo...już wstałaś. - Powiedział i odgarnął sobie włosy do tyłu. Wyglądał teraz już zdecydowanie lepiej. Jeszcze pewne części ciała go bolały, ale nie aż tak. - Normalnie myślałem, że będziesz cały dzień spać. Jak się czujesz ? - Zapytał się i usiadł obok niej. Martwił się o nią. On był chłopakiem przez co zdecydowanie lepiej znosił uderzenia niż dziewczyna. Wtedy starał się jakoś ją osłonić, ale nie dawał rady.
Mary uśmiechnęła się odesłała Ganesis do domu z krótkim dziękuję. Spojrzała na niego. - Wszystko w porządku. Nic mnie już prawie nie boli wiesz??- Spojrzała na niego. Uśmiechnęła się i wstała z łóżka poszła za parawan i ubrała się w coś zwiewnego co przysłała jej babcia.- Mój tata z chęcią Cię pozna. Powiedziała gdy wyszła zza parawanu. Uśmiechnęła się. Rozpuściła włosy i je rozczesała. Wyglądała teraz jak aniołek. Podeszła do niego. - Do Verony jest trochę daleko nie sądzisz?? Spojrzała z lekkim uśmiechem na niego. Wyglądał według niej dużo lepiej więc Mary podeszła powoli i złapała go za rękę.
- Eeee...no tak daleko - Powiedział i uśmiechnął się lekko. Trochę się martwił czy ta podróż aby jej nie zaszkodzi jeszcze bardziej, ale cóż skoro mówi, że dobrze się czuje to dobra. - Ale jesteś pewna, że wszystko z tobą dobrze - Powiedział, jednak kiedy popatrzył w jej oczy od razu zrobił taki gest który mówił "no dobra, już dobra". Podszedł do niej i zacisnął jej rękę. Skupił się spokojnie i po cichym pyknięciu już ich nie było. z/t
Głośne pyknięcie i Mary znów wylądowała w szpitalu. No pięknie. Paramedycy od razu zabrali ją od Kame i poprosili by czekał na zewnątrz. Tam ją przygotowali przebadali. Jeden z nich wyszedł do Kame by go uspokoić mówił żeby był spokojny i wszystkie takie. Wypytał też co wie o chorobie dziewczyny a reszta przygotowywała ją do operacji. No cóż inaczej się nie dało. Po około kilku godzinach Mary wracała n a salę już po operacji. teraz była bezpieczna. Zdrowa i w ogóle. Tyle że nie miała przy sobie pieniędzy. Przyjechała jej babcia i oczywiście za nią zapłaciła. Mary obudziła się lekko i spojrzała po sali. - Co się stało??- Była tak słaba że nie mogła nawet poruszyć ręką.
Kame tym przypływem adrenaliny ułożył spokojnie głowe na krawędzi łóżka jedną rękę położył na ręku dziewczyny i spał sobie w najlepsze. Nie można było powiedzieć, że to była jakaś najwygodniejsza pozycja, jednak cóż jak się lubi czego się nie ma to się lubi co się ma. Przez sen zacisnął lekko jej rękę. Kiedy jakiś lekarz wszedł do sali uśmiechnął się na widok tej scenki. Powiedział jej, że pomimo usilnych błagań personelu aby poszedł do domu, bo nic już jej nie grozi uparł się przy swoim. Tak więc ze zmęczenia po prostu nie mógł już siedzieć obok. Nawet kawałek łóżka był dobry. A po za tym zdawał sobie sprawę z tego, że na pewno jak się obudzi to będzie się czuł jak połamany. Chłopak dopiero po jakiejś godzince poruszył się lekko a jego ręka jeszcze mocniej zacisnęła się na ręku dziewczyny. Jego ręka która jak na razie znajdowała się na jego kolanie powędrowała na głowę. Otworzył leniwie oczy i podniósł lekko głowę. Spojrzał na Nico a kiedy zobaczył, że się obudziła. Dosłownie w przeciągu sekundy się rozbudził i z pozycji pół leżącej przeszedł do siedzącej. - Jak się czujesz ? - Zapytał się z troską w głosie.
Mary uniosła swoją obolałą Główkę i spojrzała na Kame. Uśmiechnęła się. - Już nawet dobrze i brzuch mnie nie boli a ty zaraz dostaniesz po główce kochanie... Nie mogłeś iść do domu się położyć??- Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Jednak jakie było jej zdziwienie gdy w drzwiach jej sali pojawiła się postac jej ojca. no jak na razie był spokojny. Podszedł do córki i pogłaskał ją po głowie nie zwracając uwagi na Kame. Widział że córka jest szczęśliwa ale posądzał Kame o to że to przez niego się tak stało. Nie wiedział że Jo pobił również Mary ponieważ nikt mu o tym nie powiedział. W oczach miał chęć mordu.
Kame zerwał się na równe nogi ze swojego miejsca na widok ojca swojej dziewczyny. Nie odzywał się ani słowem. Nie chciał jeszcze bardziej pogarszać swojej sytuacji. Skłonił się tylko lekko i wsunął się gdzieś w ścianę i wtulił się w nią. Nie chciał teraz żadnych niechcianych akcji, ale cóż po tym człowieku można było spodziewać się wszystkiego. Kame czuł, że za chwile zostanie oskarżony o całe zło na tym świecie tak więc za czasu wolał się już obronić. - To nie moja wina - Mruknął cicho i wbił zakłopotany wzrok w ziemię. Jakoś nie miał odwagi aby popatrzeć na mężczyznę do którego miał raczej mieszane uczucia. Z jednej strony mówił, że chce szczęścia dla swojej córki, a z drugiej jednak z premedytacją zabrania jej tego.
Mary spojrzała na tatę. No widać było że jest wkurzony spojrzała na Kame. - To nie jest jego wina tato- szepnęła ale ten w tej chwili uniósł rękę i Mary się zamknęła. Jej ojciec spojrzał na Kame i uśmiechnął się. - Dziękuję za tak szybką interwencję- popatrzył na niego i dobroć z jego twarzy zmieszła się ze złością- Ale po jaką cholerę ją wkurzałeś co?? Po jaką cholerę wciągasz ją w swoje kłopoty?? Jakby ona nie miała już swoich?? Nie znasz jej... Nie wiesz że dla dobra innych zapomina o sobie!! Żeby móc z nią być musisz ją poznać inaczej następnym razem jak się dowiem że przez Ciebie płakała to Cię ukatrupię albo po prostu zamknę ją w domu... Masz ostatnią szansę na poprawę w moich oczach. Mary podniosła na niego wzrok - Tato... ale to przez Jo- szepnęła i spojrzała na ojca i opuściła głowę.
- A czy ja kiedy kolwiek zyskam co kolwiek w Pańskich oczach. Jest Pan tak zaślepiony chęcią dania jej szczęścia, że kompletnie Pan nie widzi tego, że jest szczęśliwa. Ona wiedziała na co się szykowała. Powiedziałem jej o tym wcześniej. To się stało kilka dni po tym. Moje życie nie jest łatwe. Chce Pan je poznać. Proszę bardzo...mam długi, i to całkiem sporo, rodzinkę na głowie która mnie na pewno z chęcią zakopie głęboko w ziemi i zapomną, że istnieję. A teraz jeszcze Pan mi dokłada zmartwień - Wywalił nagle z siebie to co tak długo w nim siedziało. - A może ona tutaj jest przez Pana a nie z mojego powodu. Nie odeszła by gdyby Pan nie był takim wielkim despotą - Zakończył swój wywód. Wiedział, że pojechał trochę za ostro, ale nie potrafił już dłużej siedzieć i wysłuchiwać tego, że wszystko to jego wina. - Mogę znieść wszystko, ale nie tego, że Pan może mnie podejrzewać, że ja ją skrzywdziłem specjalnie. Co ja mówię skrzywdziłem. Raz może owszem zdarzyło się, ale szybko się poprawiłem. Pan myśli, że ja się nie boję o to jak ona da sobie radę. Widziałem jej dom. Wystarczy spojrzeć na mój to nie willa, ale skoro ona uważa, że da sobie radę to ja jestem na tyle odważny aby zaufać jej - Powiedział i wziął głęboki wdech aby spuścić nie co powietrza z siebie.
Ojciec Mary aż rozdziawił usta. I po raz pierwszy z jego ust wydobył się śmiech... Nie sarkastyczny tylko miły i swobodny. No cóż tylko Mary znała ten śmiech/ - No cóż skoro masz tyle odwagi by zająć się moją córką dobrze by było gdybyś wiedział że nigdy... ale to nigdy nie dostała drogiego prezentu. No cóz zniszczyłem jej życie zabijając matkę ale to już naprawdę przeszłość... Wpadnijcie kiedyś- Już szedł do wyjścia gdy odwrócił się- ale i tak Cię obserwuje... Pamiętaj jeden mały zły ruch a Mary nigdy nie będzie Twoja. I wyszedł zostawiając ich samych. Kame jednak nadal nie mógł czuć się swobodnie. Ojciec Mary nadal nie tolerował ich związku jednak teraz mógł być nieco bardziej spokojny.
Kame stał cały napięty dosłownie. Dopiero po chwili na sztywnych nogach podszedł do krzesła obok łóżka dziewczyny i opadł na nie. - Łooo matko...sory za to, ale już po prostu mam dosyć wysłuchiwania tego, że cudze porażki życiowe to moja wina - Mrukną cicho i wychylił się nie co do przodu chowając twarz w rękach. Zaczął się poważnie zastanawiać nad tym czy ten ludek nareszcie go trochę polubił czy też nie. Doszedł do wniosku, że chyba zaczął go tolerować, ale na pewno go nie polubił. - To on mnie w końcu lubi czy nie...sory, ale już się pogubiłem. Wcześniej chce mnie zabić, a teraz nagle zaprasza mnie do swojego domu - Powiedział lekko zbity z tropu.
Mary zaśmiała się i spojrzała na niego z lekkim uśmiechem błądzącym po ustach. - No cóż... nie lubi Cię jednak zaczyna tolerować co już jest dobrym znakiem jeśli chodzi o mojego staruszka. Cóż właśnie poznałeś do od tej lepszej strony- mruknęła cicho.- A teraz chodź tu. Pociągnęła go za rękę i przesunęła się na łóżku. Chciala się przytulić i zasnąć. Jednak zapach jego skóry ją rozpraszał. No cóż. Mary doroślała co też czasami sprawiało że niestety myślała też o czymś więcej niż przytulenie. Uśmiechnęła się i błądziła ręką po jego torsie. Uśmiechała się szeroko.
- Wiesz ta jego lepsza strona nie za bardzo różni się od tej strony którą zwykle widziałem...całkiem interesujący człowiek nie uważasz - Mruknął i sam się roześmiał cicho na dźwięk tych słów. Kiedy dziewczyna pokierowała go na łóżko aż mu źrenice lekko zadrżały jednak nic nie mówił. Przytulił ją do siebie lekko i szepnął spokojnym głosem. - Co kolwiek nam stanie na drodze damy sobie radę. Wystarczy, że ustaniesz obok mnie i pokonamy wszystkie przeszkody. Ja dam z siebie wszystko przyrzekam ci to - Powiedział i pocałował ją delikatnie w czoło. Jego ręka zaczęła ją delikatnie gładzić po plecach a on sam przymknął delikatnie oczy.
Mary mocno wtuliła się w Kame by nie myśleć wciąż o jednym - No cóż mój ojciec jest dość... Nietypowy raz strasznie upierdliwy i nawet sarkastyczny ale z czasem przywykniesz- zaśmiala się szczerze- No ogólnie to mój ojciec to czasem hipokryta którego z chęcią bym ukatrupiła jednak czasami jest naprawdę czarujący. Wtuliła się w jego tors i wymieniała sobie w myśli czym pachnie. Dla nie pachniał płatkami róży i pomarańczą. Dobrze że on nie wiedział o czym ta blond główeczka właśnie myślała. Spojrzała mu w oczka. - Chciałabym poznać Twojego Brata wiesz?? Nieważne jak miałoby skończyć się to spotkanie- Uśmiechała się leciutko. No cóż młoda miewała dziwne pomysły i ten się chyba do nich zaliczał.
- Dla ciebie bardzo dobrze się skończy to spotkanie, ale dla mnie skończy się jakimś złamaniem. Myślisz, że ja nos mam taki krzywy z natury. Co ty - Powiedział i uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie tej stosunkowo głupiej sytuacji. - Widzisz kiedy byłem mniej więcej w twoim wieku to pokłóciliśmy się i to ostro. Ja się kompletnie nie spodziewałem tego co zrobi no i dostałem w nos - Powiedział i odruchowo pomacał się po nim. - Słuchaj ja nawet nie wiem gdzie on siedzi. Ostatnio podobno był w Japonii, ale teraz nie mam zielonego. Rodzice go faworyzują. Co z tego, że co chwila trafia do wizengamotu. Moja matka to sędzia a ojciec szef biura aurorów. Mają wpływ, więc nie ważne co by zrobił przeszło by mu to płazem. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego i do mojego domu on na pewno nie wejdzie - Powiedział stanowczo. No tak temat jego brata, jak dla niego był po prostu zbyt drażliwym aby go poruszać. Po prostu go nie lubił a on nie lubił Kame. Więc czy jest sens spotykanie się z osoba której się nie lubi. - A skoro już przy rodzeństwie jesteśmy. Uważaj na swoją siostrę bo ona chyba się we mnie zakochała. - Mruknął cicho i wbił pusty wzrok w ścianę. Wolał ją ostrzec o tym aby potem nie było jakiś niepotrzebnych nieporozumień a po za tym bardzo chciał zejść już z tematu swojego brata. Po chwili jedna jego ręka zaczęła wysutkiwać rytm a on sam zaczął sobie spokojnie nucić taką pioseneczkę.
Młoda spojrzała na niego z uśmiechem jednak nic nie powiedziała, - To że Clar na Ciebie leci to normalka… każdy chłopak który choć trochę zainteresował się jej młodszą siostrzyczką trafiał na Listę Clar…. – zaśmiała się mówiąc o sobie w trzeciej osobie- Ma taką listę w domu z napisem „Do odbicia:” Wiem bo niedawno ją znalazłam. Pewnie też tam trafiłeś. Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Jej usta trafiły wprost na jego szyję. Młodziutkiej coś się w główce poprzewracało przez to dojrzewanie. Bo im dłużej przy niej leżał tym większą miała na niego chęć. Jednak odganiała te myśli. Złapała go ręką za rękę. - A propos Twojego brata, Myślisz że dałabym Cię skrzywdzić nawet jemu??- Uśmiechała się lekko. Piosenka którą nucił naprawdę się jej podobała. Zresztą była w klimatach które młodą ciągnęły do tańca. Zamknęła na chwile oczy ale to co w nich widziała oczami wyobraźni lekko ją przeraziło.
- No pięknie to mi podniosłaś samoocenę. Ja tu myślałem, że jestem słodki i dlatego na mnie leci a tutaj wychodzi na to, że robi to aby zrobić tobie nazłość - Powiedział i zrobił słodziutką minkę i wyglądał prawie jak szczeniaczek. Jak by ktoś to jeszcze zobaczył na pewno skoczył by poziom cukru. Jednak po powrocie do tematu jego brata jego mina zrzedła. - Nicuś posłuchaj, jak na razie mam dosyć kłótni i takich tam. Czy dla ciebie naprawdę mało jeszcze kłopotów. Może kiedyś przy jakiejś niemiłej okazji go zobaczysz, ale na pewno go nie zaproszę do domu i dla mnie temat jest już skończony - Powiedział spokojnym acz kolwiek tym samym stanowczym głosem.
Na jego minę zaśmiała się. Wyglądał jak szczenię które od razu chciałoby się przygarnąć. No cóż Nico już dawno go przygarnęła… Nawet lepiej to on ją przygarnął. Nie chciała dalej drążyć tematu więc spojrzała po prostu mu w oczka i szepnęła cicho że go kocha. - Wiesz że pachniesz Kwiatem róży i pomarańczą?? A do tego mała nutka wanilii.- Uśmiechnęła się szeroko. Nie wiedziała co się dzieje u niej w domu a bardzo chciała by ta przyszła. No i jakby jej babcia czytała jej w myślach pojawiła się w drzwiach Sali. Spojrzała na nich i pokazała ręką by się nie ruszali bo wyglądają pięknie. Podeszła blisko i na głowie dziewczyny zrobiła mały krzyżyk a Kame pogłaskała po głowie. - I co?? Najadłeś się strachu co??- Spojrzała na Kame i uśmiechnęła się- Byłam u lekarzy… Nico… Jesteś już prawie zdrowa. Musisz brać jeszcze jakiś eliksir na gojenie się ran i będzie dobrze. Sama Mary zauważyła że jej babcia zwróciła się do niej jak Kame. Młoda uśmiechnęła się szeroko. Babcia odciągnęła ją od myśli o tym jak Kame wygląda nago.