Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Urazy pozaklęciowe

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
AutorWiadomość


Emerson Berkley
avatar

Student Ravenclaw
Wiek : 31
Galeony : -17
  Liczba postów : 398
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptySob 12 Cze 2010 - 19:01;

First topic message reminder :


Urazy pozaklęciowe

Pacjentami tutaj opiekują się uzdrowiciele z oddziału wypadków i urazów. Każdy z pacjentów trafił tu z powodu nieusuwalnych uroków, niewłaściwych zastosowań zaklęć, klątw, bądź też z innych, podobnych powodów. W przypadku skomplikowanych zaklęć może być potrzebna dłuższa terapia - często wtedy pacjenci przekierowani są na oddział rehabilitacji.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Thomen J. Wessberg
Thomen J. Wessberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 265
  Liczba postów : 343
https://www.czarodzieje.org/t16460-thomen-j-wessberg
https://www.czarodzieje.org/t16485-grozny#452917
https://www.czarodzieje.org/t16467-thomen-j-wessberg
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPon 10 Gru 2018 - 13:12;

Byliśmy więc swoimi najlepszymi przyjaciółmi i największymi wrogami. W końcu kto nas lepiej zrozumie jak nie my sami? Nikt nie jest w stanie dojrzeć tych najciemniejszych i najbardziej chronionych zakamarków naszej duszy. Znamy wszystkie swoje tajemnice, wszystkie sekrety... I dostarczamy potrzebnej nam broni. W końcu skoro znamy słabości, to czy nie wiemy gdzie najlepiej uderzyć, aby bolało najmocniej? Coś fascynującego jest w tym, jak destrukcyjni potrafimy być.
Pokiwał głową. Był wdzięczny. Naprawdę nie chciał użerać się w tym momencie z jeszcze jednym problemem. To on teoretycznie wpakował go w to bagno, a wiedział, że przy najbliższym spotkaniu użyłby tego słabego argumentu. Nie umiałby się powstrzymać... Szkoła mogła wiedzieć, w sumie to całkiem logiczne, że zostaną powiadomieni. Jeżeli jednak ta informacja dotrze do uszu siostry... Nie musiał się obawiać, że ta przekaże informacje matce.
Kiedy tylko uzdorowiciela nastawił żebra, z jego gardło wydobył się jęk, co bardziej chyba brzmiało jak zduszony krzyk. Oczywiście, że poczułby coś takiego! Kurwa. Nastawienie jakichkolwiek kości nigdy nie było przyjemne, cóż, nie był to spacer po łączkach. Był to zaledwie ułamek sekundy, jednak wystarczył, aby jeszcze przez moment ból rozchodził się po jego ciele. Tak dziwnie nie na miejscu w porównaniu do wcześniejszego stanu, w którym nawet nie zdawał sobie sprawy, co dokładnie mu było. Kropla magii zdziałała cuda, co?
Spojrzał na Matt'a. Jakby skubaniec czytał mu w myślach, co mogło sprawić, że aż ciarki przeszły po plecach. Nikt nie chciałby wiedzieć, że ktoś siedzi mu w głowie. Szczególnie w tej konkretnej.-Pięć dni o waszym jedzeniu? Zabij mnie od razu.-Mruknął, wpatrując się w plecy mężczyzny.
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPon 10 Gru 2018 - 19:18;

Czy Matthew był zaufanym towarzyszem?
Strażnikiem największych sekretów - owszem. Jakie było jednak prawdopodobieństwo, że zwyczajnie nie odwróci się oraz nie zdradzi swoich przyjaciół? Szaleńcy przekładali korzyści ponad ludzi; jeżeli znajdowali coś o wiele bardziej intrygującego, niczym kociaki, pozostawiały swoje zabawki, by zająć się innymi, zaskakująco pochłaniającymi czas. Może nie był do końca takim samym szaleńcem jak Wessberg; może nie przejawiał podobnych do niego podobnych zachowań, nawet jeżeli czuł się tak, jakby ktoś zwyczajnie wszedł w jego skórę i przejął kontrolę nad ciałem. To właśnie różnice zdawały się w ich przypadku budować więź; więź nieznaną, więź opierającą się głównie na pomocy ze strony uzdrowiciela w kierunku Ślizgona mającego zwyczajny brak szczęścia w zakresie wędrówek po Dolinie Godryka. Nadal jednak składowe zdawały się działać przeciwko całemu światu, przeciwko temu, co zdołali o sobie wybudować. Zaskakujące.
Czemu nikt nie potrafił mu wskazać prawidłowej drogi, dlaczego nie potrafił sam obrać tej prawidłowej, wybieranej przez większość drogi? Czyżby był rzeczywiście tym dezerterem, którym go niektórzy określali? Czy musiał osiągnąć za każdym razem stan psychodeliczny, zapomnieć o rzeczywistości, przenieść się umysłem w inne odmęty świata, który widział? Zmrużył oczy, spoglądając w jego sylwetkę bez problemów charakterystycznymi obrączkami tęczówek, jakby te starały się dotrzeć coś, czego nie był w stanie dostrzec.
- Już, spokojnie. - powiedział, tym samym sięgając po niewielką ilość Morphiusa; przyłożywszy różdżkę do naczynia, nabrał przy pomocy zaklęcia odpowiednią ilość roztworu, by następnie równie żwawym krokiem zająć się eliminowaniem bólu. Wystarczyło tym samym patyczek delikatnie dotknąć oraz wykonać odpowiedni ruch dłonią; jakby nie było, to przecież on sam wymyślił to zaklęcie, wcześniej testował całokształt istnienia właśnie na Thomenie. W mgnieniu oka ból ustąpił, zaś uzdrowiciel zajął się kolejnymi poprawkami, przygotowywaniem pozostałych eliksirów niezbędnych podczas pobytu w szpitalu. - Nie mam licencji na zabijanie. - przyznał się jak najbardziej szczerze, tym samym zajmując się pozostałymi obrażeniami ze strony chłopaka. Głównie polegało to na używaniu eliksirów odkażających mniejsze rany, które wymagały tylko drobnego przetarcia oraz opatrzenia. Jego ruchy były tym samym wyważone oraz spokojne; delikatności odmówić mu nie można po prostu było, choć wykonywał jedynie swoją pracę. - Od razu mówię, że szpitalne obiady są lepsze od smaku Szkiele-Wzro, który będziesz musiał niestety zażywać. - odpowiedziawszy, po krótszej chwili wstał i tym samym zajął się bardziej papierkową robotą, spisując dokładnie wszystkie użyte leki oraz medykamenty.

Moje amatorskie zaklęcie, które nadal kiśnie w archiwum: https://www.czarodzieje.org/t16837p400-kostki#470231
Powrót do góry Go down


Thomen J. Wessberg
Thomen J. Wessberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 265
  Liczba postów : 343
https://www.czarodzieje.org/t16460-thomen-j-wessberg
https://www.czarodzieje.org/t16485-grozny#452917
https://www.czarodzieje.org/t16467-thomen-j-wessberg
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyWto 11 Gru 2018 - 12:23;

Jeżeli miałby wymienić osoby, którym mógł ufać... Byłoby ich niewiele. Czy jedna ręka starczy? Zdecydowanie. Prawda jest taka, że wiedział komu ufać, bo sam znał niejedną tajemnicę, którą mógłby wykorzystać... I wątpił, aby prawdziwe zaufanie właśnie tak wyglądało. Jedna osoba była kimś, kto potrafił bezgranicznie kochać, a lata przywiązania i spędzenia wspólnej niedoli dzieciństwa zwyczajnie zbliża do siebie ludzi. Był to jeden pewniaczek, na masę innych. Czy ufał uzdrowicielowi? Był pewny jego umiejętności i całej idei tego, co robił. Jednak czy można wrzucić go do grona osób zaufanych? Mógłby powiedzieć, że było to ryzykowne. Tak naprawdę go nie znał. Mógł sobie wmawiać, jak to szaleństwo potrafi do siebie zbliżyć człowieka, mógł wyszukać masę cech wspólnych i tych aż rażących w oczy. I co z tego.
To, co znajdowało się między nimi (gash, jak to brzmi!) było czymś, czego Thomen nigdy nie kwestionował, nigdy się nad tym dłużej nie zastanawiał. Było i tyle.
Raczej nikt nie zrobi tego za niego. Czy to nie my powinniśmy być tymi, którzy wiedzą co jest dla nich najlepsze? W teorii wszystko wygląda cudownie, jednak kiedy przełożymy to na praktykę? Wychodzenie z założenia, że chłopak robi wszystko zgodnie z własnym sumieniem, a może bardziej z własnymi zachciankami i niczego nie żałuje. Takie działania obierał, jednak na jak długo to starczy? Było to poprawne, jednak jedynie z jego punktu widzenia. W końcu widać jakie spustoszenie po sobie zostawia.
Jedno machnięcie różdżki i wszystko staje się piękniejsze, prawda? Jak dobrze, że miał na kim ćwiczyć te swoje nowości medyczne. Rady był jednak, że zostały one przyjęte, bo teraz mógł rozluźnić mięśnie ciała, które napięły się w wyniku bólu. I czy to było takie dobre? Czy tego właśnie pragnął? Ból mu o czymś przypominał, wskazywał pewną drogę, którą miał podążyć. Był jego zapłatą i karą jednocześnie. Odbieranie mu tego, nieważne w jakich okolicznościach, często wiązało się z pewnego rodzaju urazą. Jednak to teraz nie miało znaczenia. Nie znajdował się w szkolnej łazience, czy gdzieś w wioskowej alejce.
Odpowiedź cisnęła mu się na usta, jednak chyba pierwszy raz w swojej karierze postanowił się zamknąć. Był zmęczony i nie wiedział, czy był to wynik przyjętych na siebie uzdrawiających zaklęć, czy specyfik na uśmierzanie bólu był ociupinkę za mocny. Obrażenia, jakie dzisiaj poniósł, musiały trochę z niego wycisnąć.-Cudownie, już się nie mogę doczekać.-Mruknął spokojnie. Jego powieki robiły się coraz cięższe.-Matt, dzięki.-I choć wiedział, że była to część jego parszywych obowiązków, jego duma nie ucierpi, kiedy te słowa wyjdą z jego gęby.
Nie minęło dużo czasu kiedy Thomen zwyczajnie zasnął.


/zt
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyWto 11 Gru 2018 - 16:38;

Matthew rzadko kiedy komu ufał.
Nie miał podstaw; to nie tak, że kompletnie zatracał się w samym sobie i był zaskakująco mocno skryty; gdyby tylko ktoś był w stanie to zauważyć, istnieje ciekawa droga na dopuszczenie samego siebie do świata umysłu uzdrowiciela. Niestety - nie wszyscy byli w stanie zauważyć ten prosty, aczkolwiek wymagający poświęcenia sposób. Nie wszyscy posiadali wyczulone oczy, tudzież serca; krążenie po tym świecie niczym maszyna wydawało się być znacznie bardziej odpowiednie. Prawdę mówiąc - mężczyzna obecnie zajmujący się pacjentem miał bliższych znajomych tylko i wyłącznie w kręgu młodszych osób, uczęszczających na studia. Im więcej zadawał się z dorosłymi, im więcej zauważał w nich sztuczności, tym bardziej popadał w ramiona własnej choroby; ciepłe, aczkolwiek zaskakująco bolesne, czekające tylko na to, by wbić w odpowiednim momencie dzierżony w dłoni sztylet. Czy to był on? Sam nie wiedział, co się z nim dzieje, jakie to świństwa przechodzą przez głowę, dlaczego aż tak przesadnie reaguje na otoczenie, które zdaje się mieć własne zdanie; dlaczego trzymał to wszystko dla siebie? Dlaczego nie mógł zaufać, dlaczego nie mógł przejść obojętnie obok ludzkiego cierpienia, dlaczego widział nawet w Wessbergu część samego siebie? Czyżby tracił poczucie samego siebie. Nawet maszyna może stać się cząstką duszy, jeżeli zda sobie sprawę z własnej koegzystencji; która w przypadku Matthewa wydawała się być zatracona, zatarta, iście zamglona w mrocznych odmętach umysłu.
Życie śmiało się go kierować bez jakiegokolwiek narządu wzroku - lub, mówiąc wprost - stawiało go tam, gdzie nikt wcześniej nie śmiał w ogóle stanąć. Był samotny w tej bitwie; wszystko rozpoczęło się od jednej idei, od jednego błysku tego, co kiedyś się w nim znajdowało; teraz to była melancholia, pustka starająca się wypełnić mniejszą pustkę, próbował tak ciężko, dotarł tak daleko, ale i tak to nie miało żadnego znaczenia, kiedy to wiedział, że za jakiś czas upadnie. Spali własne pióra, własnym płomieniem dzierżonym w stronę przyjaciół; jego własna broń go zabije, spowoduje pozostawienie nienamacalnych śladów, pytań, bezsensownych odpowiedzi.
Kiwnął jedynie głową, zauważając stan, w którym to chłopak mu zwyczajnie podziękował. Jakby nie było - to jego robota, to jego psi obowiązek, który musiał wykonywać - i który chciał wykonywać. Opuścił zatem miejsce, kiedy upewnił się, że stan Thomena jest stabilny, zalecając tym samym pielęgniarkom i asystentom obserwowanie jego stanu. Tyle można było zrobić.

| zt
Powrót do góry Go down


Cassian Therrathiel
Cassian Therrathiel

Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191
C. szczególne : Znamię na barku
Galeony : 3198
  Liczba postów : 301
https://www.czarodzieje.org//t16132-cassian-lycus-therrathiel
https://www.czarodzieje.org/t16135-linda#451649
https://www.czarodzieje.org/t16131-cassian-therrathiel#451696
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyWto 17 Gru 2019 - 0:10;

Wpatruję się w sufit. Właściwie to nie jest precyzyjne określenie - jeśli chciałbym być bardziej dokładny to leżę twarzą skierowaną w stronę sufitu. Trudno mówić o wpatrywaniu się kiedy przed oczami mam pustkę. Od wybudzenia minęło kilka dni, zaś ja wciąż nie mogę pogodzić się z otaczającą mnie ciemnością. Dotąd nie lękałem się zbyt wielu rzeczy, zaś ciemność kojarzyła mi się z tajemnicą i przygodą. Ciemność, która otacza mnie teraz jest inna - straszna, nieprzejednana i cały czas czuję, że nie mogę odnaleźć drogi. Jestem bezradny, zgubiony i nie mam zielonego pojęcia co będzie dalej. Nie chcą mi mówić o rokowaniach, więc snuje myśli o najgorszym. Pierwszy raz naprawdę się boję. Czy już nigdy nie będę mógł być aurorem? Czy zawsze pozostanę bezradny i uzależniony od bliskich? Czy nigdy więcej nie Ciebie nie zobaczę?
Wiem, że ciągle tu przesiadujesz - zawaliłaś koncerty, szkołę i zrobiłaś awanturę uzdrowicielowi, który powiedział, że nie możesz wejść na salę. Szyba jest cienka - nie słyszę rozmów, które się za nią toczą, ale Twój krzyk i płacz potrafią być naprawdę donośne. Uzdrowiciele mówią mi, że próbowałaś ich przekupić, żeby wejść do sali, opowiadają jak Dorien niemal siłą wyciągał Cię ze szpitala, bo z powodu braku snu byłaś na granicy przedawkowania eliksiru czuwania. Nie zasługuję na Ciebie - na Twoją dobroć, na to, że jesteś gotowa rzucić wszystko, aby tylko zostać ze mną.
Najpierw wpuszczają do mnie rodziców i Aurorę. Nie mamy zbyt wiele czasu, ja zaś jestem zbyt wściekły na los by rozmawiać. Z tych strzępków, które dopuszczam do swojej głowy, wnioskuję, że Twoi rodzice myślą o zerwaniu zaręczyn. Nie czuję zaskoczenia - choć ból związany z utratą Ciebie wydaje mi się sto razy gorszy od cierpienia wynikającego z wypadku to wiem, że mają rację. Zasługujesz na coś lepszego niż życie u boku ślepca i kaleki - należy Ci się życie wprost z katalogu Czarownicy, piękne i pozbawione mankamentów. Nie dlatego, że jesteś piękna, zdolna i bogata, lecz dlatego, że jesteś mądrą i dobrą kobietą. Czekam. Choć każda sekunda jest cierpieniem to wiem, że muszę Cię zobaczyć poczuć Twoją obecność. Choćby ten jeden raz.

@Vivien O. I. Dear
Powrót do góry Go down


Vivien O. I. Dear
Vivien O. I. Dear

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 171
C. szczególne : Bardzo chuda sylwetka
Dodatkowo : ścigająca Slytherinu
Galeony : 3533
  Liczba postów : 2669
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14309-vivien-o-i-dear
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14330-poczta-void
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14333-vivien-o-i-dear#378429
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyWto 17 Gru 2019 - 18:18;

Pierwszą myślą, która towarzyszyła mi na wiadomość o wypadku Cassiana był paniczny strach – zapewne gdybym w tamtym momencie natrafiła na bogina to zamiast dobrze mi już znanej, gigantycznej modliszki, zobaczyłabym martwe ciało mężczyzny. Nadchodzące dni były dla mnie pasmem rozpaczy i niepokoju. Skupiłam się tylko i wyłącznie na czuwaniu – odpuściłam treningi, mecz towarzyski, zawaliłam nagranie nowego utworu, charytatywny koncert świąteczny i z trzy sprawdziany po to, aby tu czuwać. Nie opuszczałam szpitala Munga bezustannie pozostając pod wpływem środków mających podtrzymać mnie bez snu, bo bałam się, że odejdzie ode mnie, a ja nawet nie będę miała szans się pożegnać.
Nie starałam się robić dobrej miny do złej gry, ani kreować przed uzdrowicielami i pacjentami jakiejś wizji zgodnej z moim wizerunkiem scenicznym. Nie zamierzałam kłamać i udawać w obliczu mojej prywatnej tragedii. Nie ukrywałam łez, nie rezygnowałam z krzyku, kiedy obawiałam się, że ktoś nie dotrzymywał swoich obowiązków. Te dni bardzo wzmocniły moje więzi z przyszłą szwagierką oraz teściami. Wspieraliśmy się nawzajem, dlatego, że współdzieliliśmy ból. Wspierał mnie również Dorien – gdyby nie on, pewnie wkrótce dołączyłabym do Cassiana, walcząc o życie z powodu wycieńczenia.
Gdy w końcu dotarła do mnie wieść o tym, że Cassian przeżyje, poczułam nieznany mi dotąd spokój. Wieści o poważnych obrażeniach i o utracie wzroku niepokoiły całą rodzinę, ja jednak byłam wdzięczna losowi, że Cass żyje. Całym moim sercem wierzyłam, że wszystkie przeciwności nie miały znaczenia, dopóki byliśmy razem. Dopiero ta sytuacja uświadomiła mnie jak silne jest moje uczucie do Cassiana – wolałam oddać wszystko niż go stracić.
W końcu nadszedł moment, w którym mogłam do niego wejść i wtedy moje szczęście i ulga zostały przyćmione przez strach. Zaczęłam się zastanawiać co będzie dalej, jak Therrathiel zareaguje na moją obecność. Bałam się jego emocji, a także tego co dalej nas czeka - rodzice nie byli zachwyceni faktem, że miałam wyjść za niewidomego, ja zaś zastanawiałam się jak sobie z tym poradzimy. Byłam gotowa na każde wyzwanie, ale to nie wykluczało strachu.
Weszłam do sali. Był sam, a jego widok przyprawił mnie o niezwykły ból - po raz pierwszy zobaczyłam go absolutnie pozbawionego siły, złamanego. To nie był ten silny, niezłomny mężczyzna, którego znałam, lecz człowiek skrzywdzony i cierpiący. Chciało mi się płakać, lecz wiedziałam, ze muszę być silna - zawsze on był moją opoką, otaczał mnie opieką i wsparciem. Przyszła pora, żeby się odwdzięczyć.
- Cześć kochanie - powiedziałam cicho, starając się nie ukazać mojego strachu. Usiadłam obok i mocno ścisnęłam jego dłoń - Jestem już przy tobie. I nigdzie się nie wybieram.
Powrót do góry Go down


Cassian Therrathiel
Cassian Therrathiel

Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191
C. szczególne : Znamię na barku
Galeony : 3198
  Liczba postów : 301
https://www.czarodzieje.org//t16132-cassian-lycus-therrathiel
https://www.czarodzieje.org/t16135-linda#451649
https://www.czarodzieje.org/t16131-cassian-therrathiel#451696
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPią 20 Gru 2019 - 12:48;

Świat w którym się znalazłem jest moim prywatnym uosobieniem pustki, piekłem, którego dotąd nie byłem w stanie sobie wyobrazić. Gdy słyszę Twój głos wariuję jeszcze bardziej - to tak jakbyś była tuż obok, a jednocześnie absolutnie poza moim zasięgiem. Z trudem powstrzymuję wybuch płaczu, bo do mojej świadomości drastycznie dociera świadomość, że nigdy nie spojrzę na Twoją śliczną buzię. Nie zobaczę jak nerwowo marszczysz nosek, gdy się stresujesz, ani jak wybuchasz śmiechem. Czuję się samotny i zagubiony. Uścisk Twojej dłoni uspokaja mnie, ale tylko na moment.
- Vivi - mówię przez zaciśnięte zęby. Odwracam głowę lekko w Twoją stronę, jakby odruchowo, a gdy dociera do mnie, że to nie ma sensu to czuję się jeszcze gorzej.
Tak bardzo chcę się przytulić, wypłakać i chcę, żebyś została ze mną jak najdłużej, jednocześnie czując się winnym, że musisz to wszystko przeżywać. Obiecywałem Dorienowi, że otoczę Cię opieką i że zawsze będę dla Ciebie wsparciem. A teraz? Jestem nikim. Choć całym sobą potrzebuje Ciebie i Twojej pomocy to jedyne to strach o to, że zmarnuję Ci życie jest silniejszy od całego cierpienia, które mnie teraz spotyka.
Powrót do góry Go down


Vivien O. I. Dear
Vivien O. I. Dear

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 171
C. szczególne : Bardzo chuda sylwetka
Dodatkowo : ścigająca Slytherinu
Galeony : 3533
  Liczba postów : 2669
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14309-vivien-o-i-dear
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14330-poczta-void
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14333-vivien-o-i-dear#378429
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPią 28 Lut 2020 - 21:13;

Nigdy w życiu nie czułam się tak słaba, gdy patrzyłam na mężczyznę mojego życia - dotąd silnego i charyzmatycznego, a teraz skulonego i pozbawiony jakiejkolwiek energii. Był chory i wściekły na los, a jego cierpienie wprost promieniowało na mnie. Weź się w garść, Viv - pomyślałam. Musiałam być silna. Dla niego. I dla siebie samej.
- Tak bardzo bałam się, że ciebie stracę - powiedziałam po chwili nieustępliwej ciszy, która wydawała się niemal wieczna. Choć bardzo starałam się zachować spokój i powagę, to łzy napływały mi do oczu i kapały na kolana. Lekko pociągnęłam nosem starając się ukryć to jak paskudnie się czuje. To on był w tej sytuacji biedny i to jemu należało się współczucie. Byłabym okropną egoistką, gdybym robiła z siebie ofiarę.
Puściłam jego dłoń i zamiast tego wyciągnęłam obie ręce ku jego ramionom i twarzy, by go głaskać. Nie do końca wiedziałam jak postępować z osobą niewidomą, ale chciałam chociaż spróbować okazać mu czułość. Miałam nadzieję, że to drobne gesty, choć nieznaczące podniosą go na duchu - niezależnie od jego stanu zdrowia zamierzałam przecież trwać obok i zrobić wszystko by mógł funkcjonować, a może nawet wyzdrowieć. Mimo wszystko czułam jednak ciężar odpowiedzialności i strach o to czy będzie chciał mojej pomocy.
- Kochanie - szepnęłam nie będąc w stanie zdobyć się na nic więcej.
Powrót do góry Go down


Cassian Therrathiel
Cassian Therrathiel

Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191
C. szczególne : Znamię na barku
Galeony : 3198
  Liczba postów : 301
https://www.czarodzieje.org//t16132-cassian-lycus-therrathiel
https://www.czarodzieje.org/t16135-linda#451649
https://www.czarodzieje.org/t16131-cassian-therrathiel#451696
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptySob 28 Mar 2020 - 21:36;

Dotykasz mnie.
Twoje palce sięgają twarzy, ramion, a ja odczuwam to sto razy bardziej, niż wtedy gdy Cię widziałem. Dotyk jest intensywny, jednocześnie kojący i doprowadzający na skraj szaleństwa. Czerpię ulgę z tego, że jesteś, ale fakt, że nie jestem w stanie spojrzeć w Twoje oczy i zobaczyć jak pięknie się śmiejesz, znowu wrzuca mnie w otchłań rozpaczy. Nawet nie orientuje się kiedy tracę kontrolę i nie jestem już w stanie udawać silnego i zdystansowanego. Wyciągam w Twoją stronę ręce próbując Cię pochwycić - sprawia mi to duży problem, bo dotąd zawsze polegałem na moim wzroku. Ta trudność zupełnie nie rozbraja, nawet nie orientuję się kiedy szklące w oczach łzy zaczynają z nich wypływać, a mój oddech staje się płytki i rozdygotany.
Byłem królem życia. Bogaczem, wysoko postawionym urzędnikiem Ministerstwa i gościem za którym oglądały się dziewczyny. Miałem Ciebie, narzeczoną wepchniętą mi przez rodziców, ale tak cudowną, że tylko głupiec by się w niej nie zakochał. Zostałem z niczym. Jestem kaleką, niedojdą. Niedługo stracę wszystko.
Nawet Ciebie.
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPią 6 Sie 2021 - 21:19;

Trafił na oddział będąc w stanie opłakanym. Nieprzytomny, obficie krwawiący, z obrażeniami otoczonymi czarną siatką żył. Uzdrowiciele byli dobrze poinformowani, że to uraz po kontakcie z silnym czarnomagicznym artefaktem, a więc wiedzieli jak działać, aby zachować Geoege'a przy życiu. Sam poszkodowany nie miał pojęcia, że gdyby atak został wycelowany w lewą stronę ciała, a nie w prawą, to klątwa mogłaby chcieć zaatakować żyły usytuowane znacznie bliżej serca. To szczęście w nieszczęściu, że oberwał prosto w magiczną rękę. Zanim się ocknął to był naświetlany wieloma silnymi zaklęciami uzdrawiającymi, a gdy tylko po wielu, wielu godzinach otworzył oczy to był pojony silnymi eliksirami, które dosyć mocno miały wymęczyć jego wątrobę. Był zbyt obolały, aby spanikować na wieść, że nie wyjdzie stąd przez najbliższe dwa tygodnie. Jego obrażenia nie zostaną tak łatwo wyleczone, czeka go terapia mogąca trwać nawet rok. A wszystko to przez to, że przeprowadził badanie, które udowodniło, że przedmiot znajdujący się w Departamencie Tajemnic to horkruks. Nie odzywał się zbyt wiele ponad to, co najważniejsze. Poprosił o notes, samopiszące pióro i poinformował własne dzieci, Robin i Theo co zaszło. Nie czuł się zbyt dobrze i też nie wyglądał zbyt zdrowo. Uzdrowiciele nie mieli innego wyjścia jak obandażować go od szyi aż do pasa, ale tylko z prawą ręką - aż do połowy palców dłoni. Każdy jej ruch wywoływał tępy ból, teraz złagodzony eliksirami. Usłyszał od pielęgniarek, że w pewnym momencie podano mu Morphiusa, a i poproszono o informację, że gdyby ból był nie do zniesienia to za jakiś czas (bodajże dobę później) ponownie zaaplikują mu najsilniejszy eliksir znieczulający. Psychicznie nie trzymał się tak dobrze jakby chciał i nie chodziło o fakt, że jego magiczna ręką będzie długo rehabilitowana. Bardziej przerażało go zwolnienie uzdrowicielskie, które otrzymał. Obejmowało rok zakazu pracy w zawodzie z powodu wysokiego ryzyka pogłębienia obrażeń. Zalecono mu, aby albo zrezygnował z pracy na ten rok (nie był w stanie sobie tego wyobrazić) bądź znaleźć lżejszą, gdzie nie będzie siebie przeciążać.

Minęło parę dni, a on dalej tkwił na głównym oddziale. Nie chciano przenieść go do zwykłej izby chorych, trzymano go na obserwacji w sali, gdzie w razie czego szybko będą mogli interweniować. Nie podobało mu się to, ale nie mógł nic zrobić. Wymieniał jedynie korespondencję w ilościach dwucyfrowych. Łóżko ustawione było przy oknie, on siedział, oparty wygodnie i poduszki, ubrany w szpitalne piżamy (a jak), a na kolanach leżały rozsypane listy. Samopiszące pióro non stop notowało jego słowa. Biedna Cassandra. Co on ma zrobić z własną córką, samą w domu? Robin rozważa powrót z Arabii i niestety, za bardzo potrzebuje jej do "opieki" nad córką, aby zalecić jej kontynuowanie wakacji. Nie wspominając o Liamie… Chciałby wyjść już ze szpitala, odpocząć w domu, ale siłą rzeczy utknął na oddziale głównym. Fakt faktem, Rzeczoznawcy w każdej chwili mogą nadziać się na niespodziewane efekty badanego przedmiotu. Na Merlina, ale horkruks? Nie spodziewał się…
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPią 6 Sie 2021 - 22:33;

Podczas rozmowy z Heffersonem wykorzystał chyba wszystkie możliwe techniki argumentacji, byleby tylko przekonać go, że na dwa dni po prostu musi powrócić do Londynu. Nie wiedział jednak czy w uzyskaniu zgody pomogła mu przede wszystkim rozwinięta perswazja, czy raczej przemęczone, zaczerwienione oczy, które wyraźnie świadczyły o nieprzespanej nocy. Na szczęście nie musiał wyjaśniać powodów, dla których zamierza tymczasowo odpuścić sobie pracę przy wykopaliskach. Łamiący się ton głosu, cierpiętnicze spojrzenie – wszystko to sprawiało, że mężczyzna zdawał się go rozumieć w całej rozciągłości, nawet jeżeli nie poznał dokładnych przyczyn jego opłakanego stanu. Kain powrócił z pustyni, pośpieszając swojego dumbadera, a potem w kompletnym chaosie pakował do torby swoje manatki, żeby jak najszybciej udać się w kierunku przygotowanego nad ranem świstoklika. Jeszcze raz omiótł spojrzeniem tętniące życiem, jamalskie miasteczko, a zaraz po tym chwycił w dłoń drewnianą skrzynkę, przemieszczając się wprost do swojego mieszkania. Wszystkie swoje rzeczy rzucił niedbale na kanapę, zabierając ze sobą jedynie pluszowego dumbadera, a po chwili w pomieszczeniu rozległ się głośny trzask teleportacji.
Przekroczył próg szpitalnego budynku niemalże biegiem, zwalniając tempo dopiero po głośnym upomnieniu przez jedną z poirytowanych pielęgniarek. Zdyszany dopadł lady w recepcji i zanim w ogóle zdołał się odezwać, musiał zaczerpnąć odrobiny powietrza. – Potrzebuję informacji, w której sali leży George Walker. Szef Biura Rzeczoznawców. – Wyrzucił z siebie na jednym wdechu i nawet nie podziękował, kiedy blondwłosa panienka podała mu odpowiedni numer. Po prostu ruszył dalej korytarzem, niechętnie powstrzymując się od nerwowego truchtu, żeby nikt inny nie zwrócił mu znów uwagi. Serce biło coraz mocniej, jakby chciało wydrzeć skórę i wyrwać się z jego klatki piersiowej, a wszelkie myśli kłębiące się w głowie z góry zakładały najgorsze scenariusze. Mimo że sam kazał szefowi nie odpowiadać na swój list, tak teraz cholernie tego żałował, bo nie był wcale pewien czy przez ostatnią dobę mu się nie pogorszyło i czy aby na pewno pozostał nadal przytomny.
Wreszcie jego oczom rzuciła się tabliczka ze wskazywanym przez recepcjonistkę numerem, ale tak jak wcześniej gnał jak opętany, tak teraz stanął przed drzwiami, nie mogąc przemóc się, by pociągnąć za klamkę. Ścisnął mocniej trzymanego w dłoniach pluszowego dumbadera, starając się zapomnieć o władającym nad nim teraz strachem, ale nie było to wcale takie proste. Dopiero gdy zobaczył jak jedna z pielęgniarek wchodzi do szpitalnej sali George’a, zdołał zebrać w sobie siły, a i tak potrzeba mu było na to kilka kolejnych, dłużących się niemiłosiernie minut. W końcu wszedł do środka, prawdopodobnie w najmniej dogodnym momencie, kiedy to sanitariuszka poprawiała założony na prawą rękę Walkera opatrunek. Widział jak wyziera spod niego piekielnie zaczerwieniona skóra, ale to w szczególności czarne niczym smoła, pulsujące żyły sprawiły, że serce podeszło mu do gardła. Zamarł nagle w bezruchu, stając na środku pomieszczenia i nawet nie zauważył, jak opiekująca się nad pacjentem kobieta mija go w milczeniu, pozostawiając ich obu zupełnie samych. Po prostu patrzył z przerażeniem na zabandażowanego George’a, w jeden i ten sam punkt, nie mogąc wynaleźć odpowiednich słów, by wyrazić swoje wsparcie. Teraz chyba sam go potrzebował.
Wiedział jednak, że musi być twardy, że nie może się poddawać, jeżeli pragnie być dla niego opoką i chce pozwolić mu wesprzeć się na swoim ramieniu. Przymknął więc oczy, próbując uspokoić rozszalały, nierównomierny oddech, by zaraz przestąpić parę kroków dalej i ułożyć na szafce nocnej pluszowego magicznego wielbłąda. Potem usiadł ociężale na krześle obok łóżka swojego szefa, czule otulając swoją dłonią grzbiet jego dłoni – jedną z niewielu odsłoniętych części jego ciała. – Myślałem, że dam Ci go w innych okolicznościach, a teraz wygląda to trochę kiczowato, co? – Mruknął zakłopotany, nawet jeżeli szczerze wątpił w to, by Walker faktycznie przejął się jakąś głupią maskotką. Tak naprawdę robił po prostu wszystko, by nie musieć wspominać o jego obrażeniach i o tych makabrycznych wręcz, czarnych żyłach, które z całą pewnością nie zwiastowały niczego dobrego. – Mam dla Ciebie coś znacznie lepszego, ale to dopiero jak wyjdziesz ze szpitala. Przynajmniej będziesz miał motywację, żeby szybciej wyzdrowieć. – Nadal zachowywał się tak, jakby nie rozumiał powagi sytuacji, a to właśnie dlatego, że dochodziła ona do niego aż nadto. Ludzie reagowali w różny sposób w obliczu podobnych tragedii – jego reakcją obronną była bezsensowna paplanina o rzeczach tak przyziemnych, jakimi okazały się przywiezione przez niego dla George’a z arabskich wakacji pamiątki.
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPon 9 Sie 2021 - 11:45;

Skłamałby, gdyby powiedział, że nie wystraszył się własnych ran. Widząc czarną siatkę żył wyraźnie prześwitującą przez skórę, a również te zadrapania to dostawał zimnych dreszczy. Wspomnienie tej czarnej jak noc szponiastej ręki, która postanowiła zemścić się za nim za jego badanie miało go prześladować dniami i nocami. W trakcie zmiany opatrunku starał się pomagać jak tylko mógł. Choć mięśnie protestowały to jednak podnosił rękę i pomagał ją owinąć. Grzecznie pytał czy na plecach żyły stały się już mniej widoczne, a za każdym razem pielęgniarka kręciła głową. W sali unosił się intensywny zapach wylanego na jego ranu eliksiru. Dopiero kiedy kobieta ruszyła w kierunku korytarzu to zauważył Theo. Blady, przerażony, przejęty i niewyspany. Wystarczył jeden rzut oka, aby wiedzieć, że ten doskonale widział te czarne żyły, które jasno mówiły, że zakaził się czarnomagicznym cholerstwem, którego rozwój był hamowany poprzez lekarstwa i zaklęcia. Zacisnął mocniej zęby i próbował przygotować się na wygięcie ust w uśmiechu. Nie był jeszcze na to gotowy. Powiódł wzrokiem do pluszaka, któremu nie poświęcił innej uwagi niż przelotne muśnięcie spojrzeniem. Dłoń miał chłodną w dotyku, choć ta ręka była akurat zdrowa. - Możliwe. - odezwał się pierwszy raz, a więc odchrząknął, aby pozbyć się z gardła chrypki. - Myślałem, że pracujesz w Arabii, a ty szukasz prezentów? - trudno stwierdzić czy było to pouczenie, pstryczek w nos czy przywołanie do porządku, a może jedynie próba podtrzymania rozmowy. - Jeśli zaraz nie odzyskasz koloru to za moment wylądujesz w sąsiednim łóżku. - skinął głową w odpowiednim kierunku, a i nawiązywał jednocześnie do bladości skóry chłopaka. - To tylko tak źle wygląda. - skłamał ale cóż, nawet jego własna córka przejrzałaby go na wylot. - Naprawdę potrzebowałeś przylecieć tak z daleka, aby zobaczyć mnie w tak kiepskim stanie? - wysunął rękę spod jego dłoni i ścisnął lekko jego palce, a w następnej sekundzie począł przekładać tuzin pergaminów z kolan na sąsiednią szafeczkę. Samopiszące pióro pomknęło za kartkami i osiadło tam, nieco wymiętoszone od notorycznego użytkowania. Nawet ranny, leżąc w łóżku, cały czas "pracował', co zdradzała siedząca obok kałamarza pieczątka szefa biura rzeczoznawców. "Zamykał" parę spraw zanim będzie zmuszony pożegnać się z zawodem na cały rok. Był skołowany, stąd jego chaotyczne zachowanie - raz wydawało się, że czuł ulgę na widok chłopaka, a raz przez jego twarz przemykało zdenerwowanie bądź żal. Nie był tak jednostajny i zrównoważony jak zazwyczaj. Tyle dobrego, że przestał "pracować" i skupił wzrok na Theo, który porzucił wszystko, aby choć na chwilę tu przyjechać.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPon 9 Sie 2021 - 13:00;

Nie pomyślałby, że spotkanie z Walkerem w szpitalu będzie kosztowało go tak wiele stresu. Nigdy nie był przecież aż tak wrażliwy, a przynajmniej tak mu się do tej pory wydawało. Jeszcze w czasach szkolnych, kiedy jego znajomi mdleli na sam widok krwi, on jako pierwszy sięgał po swoją różdżkę, a w przypadku poważniejszych obrażeń i nieskuteczności prostych, leczniczych zaklęć, potrafił zachować trzeźwość umysłu i poszukać pomocy u bardziej doświadczonych nauczycieli. Teraz jednak przerażała go przede wszystkim ta piekielna czerń… Nie przywykł do podobnych obrazów, a rozchodząca się po skórze George’a siatka popękanych naczynek krwionośnych, w których tłoczyła się i pulsowała czarnomagiczna, mroczna energia budziła trwogę i zdecydowanie nie napawała go optymizmem. Najgorsza była jednak ta niewiedza... Nie był do końca świadom tego, co wydarzyło się pośród niewymownych. Nie potrafił także określić skali niebezpieczeństwa, jakie wiązało się z mknącym w żyłach Walkera zakażeniem i czy podawane eliksiry rzeczywiście powstrzymają jego dalsze rozprzestrzenienie się po wyczerpanym organizmie. Usilnie starał się odrzucić na bok te wszystkie negatywne, uporczywe myśli, ale stał się chyba jeszcze bledszy, kiedy ułożył palce na dłoni mężczyzny, której dotyk był zdecydowanie zbyt chłodny; tak, jakby siły witalne całkiem go opuściły. Nie podobało mu się to wcale a wcale i chyba dopiero zachrypły głos jego przełożonego w jakimś stopniu przywołał go do porządku i pozwolił zapomnieć o strachu, przynajmniej na tę krótką chwilę. – Podzielność uwagi, George. Rozmawialiśmy o tym przed moim wyjazdem. – Mruknął, siląc się na nieco weselszy ton, ale jedyne na co było go teraz stać to ledwie widoczny, nikły cień uśmiechu. Chyba nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jak tragicznie wygląda, i dopiero po uprzytamniającej go uwadze Walkera, próbował zacisnąć zęby, wziąć głębszy oddech i jakkolwiek uspokoić skołatane nerwy. Wszak to on miał być dla niego podporą i wsparciem, a póki co zdawało się, że jest zgoła odwrotnie.
Rany wyglądały paskudnie i musiałby być idiotą, by nie wiedzieć, że jego szef nie mówi mu całej prawdy, ale i tak skinął mu głową, mając nadzieję, że przestanie wreszcie wyglądać jak śmierć na chorągwi. W tym momencie chyba obaj prezentowali się koszmarnie, ale spoglądając na Theo nie miało się już przynajmniej nieodpartego wrażenia, że chłopak zaraz bezwładnie osunie się na podłogę. – Musiałem się upewnić, że… - …żyjesz. Nie powiedział tego, żeby nie pogłębiać i tak ciężkiej atmosfery. – Biorąc pod uwagę okoliczności, nie wyglądasz wcale tak źle. – Tym razem to on próbował ich chyba choć trochę pocieszyć. – Wiesz, że nie mógłbym nie przyjechać. Bałem się o Ciebie… i o to, że nie mówisz mi wszystkiego, żeby nie odrywać mnie od pracy. – Dodał już bardziej szczerze, z niechęcią spoglądając jak ten wysuwa swoją dłoń. Chciał ścisnąć mocniej jego palce, ale nie zdążył powstrzymać go przed sięgnięciem do stosu pergaminów, który dopiero teraz rzucił mu się w oczy i który to uzmysłowił mu, że George, nawet będąc w tak poważnym stanie, nie potrafił zapomnieć o swoich obowiązkach. – Powinieneś teraz odpoczywać. – Upomniał go stanowczo, by zaraz po tym oprzeć się plecami o cholernie niewygodne krzesło. – Potrzebujesz z czymkolwiek pomocy? Przynieść Ci coś? Poinformować kogoś o tym, że tu jesteś? Jak ma w ogóle wyglądać rehabilitacja? – Zarzucił go milionem pytań, chcąc się na cokolwiek przydać, a przez to zapomniał o tym jednym, najważniejszym. Przełknął głośno ślinę, bo chyba nie był przygotowany na to, co się wydarzyło. Naiwnie wyobrażał sobie, że przytuli go do siebie i że to wszystko zniknie, niczym zły sen. – Jak się czujesz? – Zrehabilitował się wreszcie, ale i tak miał wrażenie, że sytuacja go przerasta i że kompletnie nie wie jak powinien się zachować. Przede wszystkim przyświecała mu myśl, że powinien zrobić WIĘCEJ i że powinien być na miejscu, kiedy uzdrowiciele przetransportowali go do szpitala na noszach w heroicznej walce o jego życie.
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPon 9 Sie 2021 - 16:01;

Nie potrafił dokładnie określić swoich aktualnych uczuć. Ostatnimi dniami przeżył zdecydowanie zbyt wiele, a co za tym idzie mógł wydawać się dosyć oziębły bądź osowiały. Trudno się dziwić, choć wydawało mu się, że jest zdecydowanie silniejszy niż pokazała to rzeczywistość. Gdy bolało, to nie potrafił tego ukryć. Na całe szczęście zanim Theo pojawił się w szpitalu, zaaplikowano mu eliksir znieczulający, dzięki czemu mógł rozmawiać bez wstawek grymasu na twarzy czy jęknięcia. Póki nie ruszał obolałą ręką, tak zachowywał twarz. Uwiesił spojrzenie na niebieskich tęczówkach chłopaka, próbując zarazić się od niego tą iskrą i próbą rozrzedzenia panującej tu gęstej atmosfery. - Tak, kto jak ty nie masz podzielnej uwagi... - ułożył usta w krótkim uśmiechu lecz gest ten nie dotarł do oczu. Jak na dłoni było po nim widać, że wewnątrz jest dosyć solidnie pokruszony i to nie z powodu nabytej rany, a przymusu zrezygnowania z zawodu. Sięgnął zdrową dłonią do sąsiedniej szafeczki i do przezroczystych szklanek nalał im chłodnej wody do picia. Nie przyjmował pomocy, bowiem nie chciał być traktowany jak kaleka. Dopiero za jakiś czas oswoi się z myślą, że w wielu sytuacjach będzie potrzebne mu wsparcie. Podał mu szklankę wody, wierząc, że dzięki temu odzyska choć trochę koloru na policzkach. Sam też zwilżył wysuszone usta i gardło, wzdychając chwilę później z ulgą. Theo udało się wywołać odruchowy i szczerzy uśmiech, który choć trwał raptem jeden moment, to był prawdziwy. - Jesteś niemożliwy, Theo. Twoje słowa jednak są pocieszające, bo wolałbym wyglądać nieco wyraźniej gdy przyjdzie tu moja córka. - jak to jest, że udało się mu go pocieszyć? Supeł w trzewiach nieco się poluzował i było to nader miłe uczucie. - Żyję i wyjdę z tego. Chociaż ty jeden się o to nie bój. - tutaj ton miał proszący, cichy. - Mam pod opieką troje nastolatków, Theo. Oni się już boją, to chociaż ty bądź spokojny. - wyjaśnił swoje słowa, pamiętając, że mógł być wobec niego szczery. Należało tylko mieć się na baczności kiedy Theo był zdenerwowany bowiem w takich sytuacjach poprawił paplać jak najęty, niezrażony treścią swoich słów. Wzrok George'a nieco się ocieplił kiedy wypowiadał te słowa. Upił jeszcze parę łyków chłodnej wody i odstawił szklankę na miejsce. - Odpoczywam. - odparł naprędce, nie uważając wymiany listownej za przemęczanie się. Nie miał sił wyjaśniać teraz Theo, że dzięki pracy zachowywał spokój umysłu. Nie chciał sprzeczać się skoro mieli ważniejsze sprawy na głowie. Oparł potylicę o poduszkę kiedy Theo zasypał go pytaniami. - Domyślałem się, że będziesz chciał nade wszystko pomóc więc znalazłem coś, co mógłbyś zrobić, co pomoże mi, a tobie pozwoli się uspokoić. - przesunął wzrok w kierunku jego dłoni, która niedawno ogrzewała jego skórę. Wtłoczył do płuc nieco tlenu, a potem przeniósł obandażowaną rękę na swoje udo, próbując przy tym poruszyć palcami. Nie było to zbyt przyjemne. - Moja córka została sama w domu. Będę mieć do ciebie prośbę, abyś do niej zajrzał i zaniósł jej ode mnie galeony na niezbędne potrzeby. Trzeba też schować Jonasa do szafy, bowiem nie słucha się nikogo poza mną i Robin, a nie chcę żeby Cassie się z nim użerała. Do tego wszystkiego miałem znaleźć w domu puszka pigmejskiego, bo Robin zapomniała go zabrać, a ja odszukać. - wymienił to, co sam chciał zrobić, a czego nie mógł z racji uwięzienia w szpitalu. - Jeśli do tego przyniesiesz mi moje cygara to będę czuć się zdecydowanie lepiej. - tutaj już znów się uśmiechnął, a przychodziło mu to z coraz większą łatwością. Po chwili namysłu musiał przyznać, że cieszy się z obecności Theo. Gdyby nie wady pracoholizmu to nie pozwoliłby wrócić mu do Arabii. Sęk w tym, że pracę traktował ze śmiertelną powagą, a więc nigdy nie zatrzyma Theo kiedy ten ma niepowtarzalną szansę awansowania.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPon 9 Sie 2021 - 18:09;

Nazbyt często łapał się na tym, że niepotrzebnie analizuje na tysiąc sposobów każde słowo, czy nawet najdrobniejszy gest swojego przełożonego, ale teraz nie próbował przypisywać innego znaczenia, czy nadinterpretować jego posępnego, oziębłego nastroju. Mógł się jedynie domyślać, jak silny towarzyszy mu ból, a i wizja spędzenia kolejnych dwóch tygodni w ciasnej, szpitalnej sali na pewno nie jawiłaby się nikomu jako coś przyjemnego. A już szczególnie George'owi, który jak wiadomo, nie potrafił obyć się bez pracy, ani zbyt długo usiedzieć w jednym miejscu. Kain chciał go jakoś wesprzeć, ulżyć w cierpieniu, jednocześnie nie starając się jednak pocieszać go na siłę i raczyć go niby to niewinnymi kłamstwami, że wszystko będzie dobrze, skoro sam nie wiedział, jaka czeka go przyszłość. A chociaż brakowało mu jego szczerego, łagodnego uśmiechu, tak nie wymagał od niego cudów, wiedząc że być może tym razem będzie musiał na niego nieco dłużej poczekać. Sam uniósł jednak kąciki ust nieco wyżej, kiedy to Walker żywo zareagował na jego wspomnienie, nijak nieprzystające do ich obecnego, niezbyt ciekawego położenia. Widział, że próbuje dotrzymać mu kroku, skupić myśli na czymś innym niż okalające ciało bandaże, ale nadszarpnięte zdrowie i jego obecny stan zdawały się zupełnie nie przystawać do jego dobrych chęci. Niewiele brakowało, by Theo ruszył z pomocą, niczym rycerz na białym koniu, ale w ostatniej chwili powstrzymał swoje zapędy, pozwalając mężczyźnie jedną, zdrową ręką uporać się z drzwiczkami szafki i napełnieniem szklanek wodą. Całe szczęście, że sobie odpuścił, bo wtedy faktycznie zachowałby się tak, jakby traktował go jak kalekę. – Dzięki. – Przyjął od niego szklankę i upił z niej kilka łyków, odkładając ją zaraz na bok. Nie spodziewał się, że jeszcze tego dnia dojrzy uśmiech na twarzy swojego przełożonego, niewyraźny acz nadal skutecznie podnoszący na duchu, bo to właśnie dzięki niemu Theo pośród strachu zdołał odnaleźć również odrobinę ostrożnego optymizmu. – Lubię, kiedy się uśmiechasz. – Odruchowo przesunął dłoń bliżej, przesuwając delikatnie opuszkiem palca po jego wardze. Zaraz odsunął ją jednak, jakby w obawie, że zrobił coś niestosownego.
Nadal patrzył jednak prosto w jego ciemnozielonego oczy, a w jego ślepiach można było spostrzec ten charakterystyczny błysk, świadczący o tym, że powoli godził się z niesprzyjającymi okolicznościami i odnalazł w sobie siłę niezbędną do walki. – Wiem, że wyjdziesz. Niedługo po tym wszystkim pozostanie jedynie blizna. – Odpowiedział pokrzepiającym tonem, w którym na próżno było szukać choćby nuty zwątpienia. George był twardy, więc i on musiał wierzyć, że przeskoczą nawet największe kłody rzucane im pod nogi. – Skoro sam masz pod opieką troje nastolatków, pozwól chociaż, żebym to ja zaopiekował się przez ten czas Tobą. Przynajmniej na tyle, na ile będzie to możliwe. – Niemal wyszeptał, jednak wystarczająco głośno, by mężczyzna mógł usłyszeć jego słowa. Odruchowo sięgnął znów również do jego dłoni, ściskając ją mocno, bo całym sobą łaknął jego dotyku, jak gdyby jeszcze raz chciał się upewnić, że mężczyzna przeżył i że do śmierci mu jeszcze nieśpieszno. Do tego niewiecznego odpoczynku zresztą też nie było, ale Theo postanowił sobie, że nie będzie go pouczał, bo rozumiał, że pisanie listów to jedyne, co mogło odciągnąć go od uporczywych myśli o tym, że na tak długi czas został przykuty do łóżka.
- Jestem spokojny. – Wtrącił gdzieś pomiędzy jego słowami, ale tak naprawdę jego słowa mijały się z prawdą i nie sposób było nie zauważyć, że nawet po tym jak względnie wziął się garść, jego całe ciało nadal drżało na skutek doświadczonego stresu. – Odwiedzić Cassie, wysłać Robin puszka i schować Jonasa do szafy. – Powtórzył po nim, ale widać było, że coś mu nie gra. – Jonas to ta zbroja stojąca przy wejściu do mieszkania, tak? – Wolał się upewnić, bo kiedy ostatnim razem znalazł się w jego czterech ścianach, nie kojarzył żadnego hasającego wesoło po mieszkaniu zwierzęcia. – W porządku, wszystko załatwię. Masz to jak w banku. – Chyba niezbyt fortunne stwierdzenie, skoro obaj pracowali w budynku Gringotta, a Walker zmuszony został do wykorzystania długiego urlopu na poratowanie zdrowia, ale powiedzmy sobie szczerze, niełatwo było takich skojarzeń w rozmowie uniknąć, a prędzej czy później te i tak by się pojawiły. – No nie wiem. Uzdrowiciele pozwolą Ci tutaj palić? I czy jest to w ogóle wskazane w przypadku… – Nie dokończył, bo miał chyba zbyt dużą słabość do jego uśmiechu, a to sprawiało że trudno mu było teraz odmówić. – No dobra, dobra. Przyniosę. – Dodał też nieco swobodniej, ale już wiedział, że cygara to tylko jedna z rzeczy, którą przytarga tutaj podczas następnej wizyty. A propos… niestety przyszedł czas na nieco mniej wygodną część rozmowy, bo przecież najchętniej zostałby z nim przez cały okres rekonwalescencji. – Będę na miejscu do jutra, a potem wracam do Arabii. Ale dogadałem się z Heffersonem tak, że będę mógł przyjechać też na kolejny weekend. – Poinformował go jak najbardziej beznamiętnym tonem, żeby ukryć swoje rozczarowanie. – Poradzisz sobie jakoś beze mnie? – Uśmiechnął się nieco szerzej, rozpromieniał, bo mimo całej tej tragedii, dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że George w istocie miał zamiar przekazać mu klucze do swojego mieszkania i jednocześnie prosił go ogarnięcie swoich prywatnych spraw, co dobitnie świadczyło o tym, że Theo zdołał odbudować jego zaufanie, które tak koncertowo pogrzebał jeszcze na początku ich znajomości. Świadomość tego zdecydowanie poprawiała mu nastrój, chociaż… nadal czuł się winny, że podczas kiedy on wspaniale bawił się w jamalskim miasteczku, Walker - tu w Londynie - stoczył bohaterską walkę o życie.


Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPon 9 Sie 2021 - 19:30;

Chciał udowodnić samemu sobie, że własny stan nie jest na tyle poważny, aby miał potrzebować pomocy ze wszystkim. Wolał też zainsynuować Theo, że pomoc jest w porządku jednak w pewnych umówionych kwestiach. Cieszył się, że go tutaj ma, bo przynajmniej trochę mniej ogarniała go niemoc związana z utratą kontroli nad własnym życiem. Musi zmienić dosłownie wszystko po to, aby nie obciążać organizmu i nie pogarszać swojego stanu. Nigdy nie lubił się nad sobą użalać jednak powoli przypominał sobie ważną kwestię - jeśli skutecznie zadba o odpoczynek tego roku to być może w przyszłości nie będzie żadnego nawrotu. Z artefaktami czarnomagicznymi nigdy nie przewidzisz efektu w stu procentach. Niestety, definicja odpoczynku George'a to nie plażowanie na Jamajce, a znalezienie lżejszej pracy, która nie będzie ryzykować nadwyrężeniem organizmu. Źrenice jego rozszerzyły się nieznacznie kiedy dłoń Theo znalazła się tak blisko jego twarzy. Owionęło go znajome ciepło i przypomniał sobie, że przez ten ostatni tydzień pomyślał o tym parę razy. Nie zdołał nic na to odpowiedzieć bowiem żadne słowo nie mogłoby oddać myśli czy uczuć. Pozostało posłać mu intensywne spojrzenie, po paru sekundach zwieńczone odwróceniem wzroku na jego rękę i chrząknięciem - przywołaniem siebie bądź jego do porządku. - Doceniam, Theo, ale to "niedługo" to dziesięć miesięcy i jeśli do tego czasu zniknie ta siatka żył to będę szczęśliwy. - sprostował, bowiem Theo dobrze myślał, iż słodkie obietnice-kłamstewka wyrządziłyby jedynie więcej szkody aniżeli pożytku. George twardo stąpał po ziemi. Przez chwilę po jego twarzy przemknął cień kiedy nawiedziły go wspomnienia tamtego dnia, gdy sięgała po niego czarnomagiczna łapa. Wzdrygnął się i gdy Theo sięgał do jego dłoni, on ją w tym samym czasie dyskretnie do niej wyciągnął, aby łatwiej przyszło mu pozbyć się tego obrazu z myśli. - Z tą opieką nie będzie łatwo. - odezwał się kiedy wspomnienie rozmazało się, a powrócił Theo z błyskiem w oku. - Robin przytransmutuje mnie do łóżka więc będę tymczasowo zniewolony. Myślę, że przyda się wtedy jakiś mój obrońca, bo czasem nie jestem w stanie jej przegadać, gdy zaczyna zalewać się łzami. - nakreślił sytuację, która prawdopodobnie zaistnieje w niedalekiej przyszłości. Nie był zachwycony tą wizją jednak będzie musiał odnaleźć z nią kompromis. Ma pod opieką troje nastolatków. Jeśli do tego dołączy Hunter to będzie na przegranej pozycji. - Jonasa trzeba zawlec do szafy, on dobrowolnie tam nie pójdzie. Szafa też powinna być zamknięta na cztery spusty, a potem sprawdzana co drugi dzień, bowiem przyciąga do siebie boginy średnio raz na dwa miesiące. Tak, to ta zbroja rycerska. - przy okazji nakreślił mu jak bardzo magiczne jest jego mieszkanie. Wiele przedmiotów, mebli czy elementów wyposażenia było przepełnione magią. Nie chciał straszyć chłopaka i wspominać, że ostatnim razem szafa musiała zostać dodatkowo zawiązana łańcuchem kiedy bogin wlazł do przyłbicy Jonasa i nie chciał stamtąd wyjść. Nie zwrócił uwagę na grę słów, miał na to jeszcze przyćmiony umysł. Sięgnął zdrową ręką do swojej chorej i rozmasował palce, a dokładniej kciuk, którego nie potrafił zgiąć. Póki działał środek przeciwbólowy to mógł próbować samodzielnie rehabilitować sobie dłoń. - Nie pozwolą tu palić, ale gdy będę mógł już wyjść z łóżka to wyjdę przed szpital. - spodziewał się kazania, że nie powinien, bo odpoczynek, rana, przemęczenie, a tu proszę, Theo zgodził się zaskakująco łatwo czego George nie rozumiał. Nie dociekał, rad, że ten jeden jedyny człowiek zgodził się przynieść mu coś, co nie jest wskazane. Pokiwał głową, dowiedziawszy się, że ten wyjeżdża już jutro. Domyślał się, że tak będzie. - W porządku. Nie mam innego wyjścia jak sobie poradzić. - popatrzył w jego błękitne oczy, trochę smutno, ale spokojnie. Czuł się podniesiony na duchu. - Najlepiej będzie jeśli znów przyjedziesz, ale wtedy kiedy będę już w domu. - zasugerował termin i jednocześnie zadbał o to, aby Hefferson nie stracił cierpliwości wobec tych nagłych wyjazdów. Nawet teraz starał się dbać o jego awans, choć to nie on będzie teraz to rozpatrywał.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyPon 9 Sie 2021 - 21:24;

Czarna magia zionęła skomplikowaną, niekontrolowaną i niszczycielską siłą, której dalekosiężnych skutków nigdy nie sposób było w pełni przewidzieć, a co gorsza George podzielił się z nim wyłącznie strzępkiem informacji dotyczących ostatnich wydarzeń z jego życia. Nie był pewien, czy kiedykolwiek dowie się, co takiego wydarzyło się w departamencie tajemnic, ale nawet teraz nie wiedział, jak uzdrowiciele oceniają jego stan zdrowia i szanse na powrót do normalności. Opierał się wyłącznie na tym, co zechciał przekazać mu sam zainteresowany, a bądźmy szczerzy, w kwestiach prywatnych nigdy nie szczycił się on przesadną wylewnością. Nic więc dziwnego, że Theo – jak na siebie, szczególnie w stanie podenerwowania – i tak z ostrożnością ważył każde wypowiedziane na głos słowo, nie chcąc przypadkiem powiedzieć czegoś, co zamiast pocieszyć chorego, wpędziłoby go tylko w jeszcze głębszy, depresyjny nastrój. Raczył go więc swoją obecnością, intensywnym spojrzeniem rozszerzonych źrenic i ciepłem dłoni, którą odsunął jednak tuż po wymownym chrząknięciu swego towarzysza. Niestety, nie znając dokładnie postawionej Walkerowi diagnozy, w końcu musiał popełnić błąd, a kiedy tylko usłyszał odpowiedź mężczyzny skrzywił się i na chwilę spuścił z niego wzrok, by przetrawić tę bolesną również i dla niego nowinę w kompletnym milczeniu. Twarz ukrył w tym czasie w dłoniach, nie chcąc zdradzić przed nim targającym nim negatywnych emocji. – W końcu zniknie. Czas leczy rany, prawda? Inna sprawa, że chyba będę musiał przypilnować, żebyś w ciągu tych dziesięciu miesięcy nauczył się jak odpoczywać… – Mruknął spokojnym, łagodnym głosem, wiedząc że George nie będzie zadowolony z takiego rozwoju wydarzeń. Naprawdę nie chciał go pouczać, ani mu matkować, żeby nie doprowadzić do efektu odwrotnego od zamierzonego, ale niekiedy należało otwarcie wypomnieć komuś jego wady. Szczególnie, kiedy te mogły nieuchronnie wiązać się z pogorszeniem stanu zdrowia.
Nie był jednak nawet pewien, czy jego uwagi w ogóle do mężczyzny dotarły, bo obserwując uważnie jego zachowanie i mimikę twarzy, zdołał dostrzec tłumiony przez niego strach. Widział także jak dyskretnie wyciąga do niego dłoń, więc ścisnął ją jeszcze mocniej, jakby chciał tym samym uciszyć wszelkie dochodzące do niego obawy i pokazać mu, że przy nim nic więcej mu już nie grozi. Nawet jeżeli nie widział na własne oczy czarnomagicznej łapy i ostrych pazurów szarpiących jego skórę, tak jednego był pewien. Gdyby tylko drzemiąca pod postacią zwierzęcia magia ponownie chciała chwycić go w swoje objęcia, nie pozwoliłby na to, zamiast niego przyjmując kolejny cios. Walker zbyt wiele się już nacierpiał. – Spokojnie, jeżeli zajdzie taka potrzeba, to porozmawiam z Robin. Doskonale wiem, że nie będziesz w stanie leżeć bezczynnie, przykuty do łóżka… – Zapewnił go, bo chociaż jego siostrzenicę poznał lepiej dopiero niedawno, na wakacjach, tak miał wrażenie, że złapał z nią dobry kontakt. W razie czego zawsze mógł jej powiedzieć, że dopilnuje jej wuja i weźmie za niego pełną odpowiedzialność. – …co nie znaczy, że ze mną możesz sobie pogrywać. Mogę być Twoim obrońcą, ale tylko wtedy, jeśli mnie nie zawiedziesz i naprawdę będziesz oszczędzał siły. – Zagroził mu karcącym spojrzeniem i pokiwaniem palca, mając jednocześnie nadzieję, że George pójdzie po rozum do głowy i nie trzeba będzie względem niego stosować żadnych środków przymusu.
- George. – Znowu mocniej otulił jego dłoń, wpatrując się w niego może nazbyt natarczywie. – Poradzimy sobie ze wszystkim, okej? To znaczy Ty sobie poradzisz, a ja Ci w tym pomogę, jeżeli tylko mi na to pozwolisz. – Poprawił się szybko, nie będąc pewnym, czy powinien używać liczby mnogiej, skoro tak naprawdę nie łączyło ich przecież nic, a przynajmniej nic oficjalnego. – Jonas i boginy to najmniejszy problem. Zawlokę go do szafy i rzucę kilka dodatkowych zaklęć zabezpieczających. Zaufaj mi. – Nachylił się nad nim, wypowiadając dwa ostatnie słowa, by chwilę później złożyć na jego ustach delikatny, czuły choć krótki pocałunek, za którym to tęsknił niemiłosiernie. Tym razem jednak chciał go w ten sposób uspokoić i uciszyć, bo miał wrażenie, że wdał się w niego, w nerwach stając się nienaturalnie jak na siebie gadatliwym.
Niedługo po tym westchnął głośno, pokręcił ze zrezygnowaniem głową i rozłożył bezradnie ręce, bo już teraz wiedział, że na niektóre kwestie będzie musiał przymknąć oko. Jedna z nich wyszła na wierzch dość szybko. Palenie cygar przed budynkiem szpitala. Pewnie powinien posilić się na jakieś kazanie, nawet go korciło, ale stwierdził, że jeżeli już ma utrzymać George’a w ryzach, to musi przyzwolić mu chociaż na tak drobne przyjemności. Rozumiał, że to nałóg, a że czasami wyboru dokonywać należało między złem a złem, to wolał wybrać chociaż to mniejsze. – Tylko masz nie wychodzić sam. Pogadam z uzdrowicielami, żeby ktoś wychodził razem z Tobą. Na pewno któryś pali w przerwach w pracy. – Odpuścił sobie moralizatorskie mowy, ale za to zaproponował pewien kompromis, żeby Walker nie pomyślał sobie, że nagle wolno mu wszystko. Problem w tym, że zaraz zmiękł, widząc to jego niby niewzruszone, ale jednak smutne spojrzenie. – Nie straci, George. Czy naprawdę muszę Ci przypomnieć jak bardzo jestem przekonujący? – Rzucił luźno, pozwalając sobie nawet na swój zawadiacki uśmieszek, ale szybko powrócił do poważnego tonu. – Może i byłoby najlepiej, ale kto wtedy sprawdzi, czy Jonas nie wyszedł ze swojej szafy? Chyba nie chcesz narażać Cassandry na taki stres, co nie? – Znalazł idealny pretekst, bo tak naprawdę przede wszystkim chciał go odwiedzić, i to niezależnie od tego czy będzie leżał w domu czy  wszpitalu. – Słuchaj… ja wiem, że dbasz o moją karierę - przesadnie, ale to pomińmy… - ale rąk do pracy przy wykopaliskach mamy mnóstwo, a pomoc ze strony rzeczoznawców nie jest niezbędna doraźnie. Umówiłem się już z Heffersonem, że przygotuję wszystkie analizy dotyczące znalezionych przedmiotów przed weekendem, a resztę skompletuję po powrocie. Sprawnie nam to idzie. Zresztą… Hefferson kazał mi przy okazji zorientować się, czy znajdziemy w Londynie zainteresowanych kupców, więc tak naprawdę te moje krótkie wypady są mu na rękę. -  Opowiedział mu wszystko, zgodnie z prawdą, ale i tak trochę zmarkotniał, bo wolałby zostać z nim tutaj, na dłużej. – Nie odpowiedziałeś mi co z rehabilitacją. Masz przygotowany jakiś zestaw ćwiczeń czy na razie jeszcze nie wiadomo? – Zapytał go jeszcze, bo ciekaw był jak mają wyglądać najbliższe miesiące. Skoro chciał mu pomóc, musiał wiedzieć jak to zrobić.
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyWto 10 Sie 2021 - 19:47;

Wykazał się brutalną szarością choć nie powiedział dokładnie po czym będzie mieć blizny. Theo zapewniał, że jest gotowy na prawdę a więc dosadnie zaznaczył, że leczenie będzie trwać długo. Popatrzył smutno jak ten ukrywa twarz w dłoniach w akcie bezsilności. Tak, wszystko się wygoi.- przytaknął. - Nie potrzebuję wakacji ani urlopu, Theo. Tu chodzi o kwestię znalezienia tymczasowej dorywczej pracy, która nie będzie przeciążać organizmu i wymagać regularnego rzucania czarów.- zapewne właśnie teraz załamał chłopaka swoją postawą pracoholika, który nie wyobrażał sobie "tracić czas" na spanie do późna czy nic nierobienie. Cóż, im dłużej ze sobą przebywali tym bardziej siebie poznawali. Ta cecha charakteru George'a sprawiła, że stracił miłość żony i poważnie nadwyrężył zaufanie własnych dzieci. Nie potrafił myśleć inaczej. - Nie będę szarżować. Nawet gdybym chciał to nie jestem ani nie będę w stanie się nadwyrężać.- miał nadzieję tymi słowami uspokoić chłopaka. Chciał wyzdrowieć, nie było ku temu wątpliwości. Sęk w tym, że miał inną definicję "oszczędzania sił". Mimo wszystko wolał mieć Theo "po swojej stronie" więc gorliwie potwierdził jego słowa. Miał na głowie wiele spraw do załatwienia. Został zmuszony do ograniczenia się w wymianie korespondencji co było dlań jedyną szansą dawkowania sobie pracoholizmu. Dzięki temu nie czuł się bezużyteczny, a i wypełniała go ulga na myśl, że jako tako trzyma kontrolę w biurze. Pozamyka parę najważniejszych spraw, aby mógł wrócić do nich za rok. Ewentualnie zleci je odpowiednim osobom, którym zaufa. Prywatne sprawy musiał powierzyć Robin i Theo, który zaraz to wyrwał go z zamyślenia. Zabrzmiał tak miękko, łagodnie, niemożliwie do zlekceważenia. - Pozwalam ci. Wiem, że się tym zajmiesz. - zapewnił, co nie zmienia faktu, że będzie zastanawiać się czy wszystko jest tak jak być powinno. Znając życie, gdy tylko wróci do domu, to będzie sondować Jonasa pod kątem nabycia kolejnych boginów. Od teraz będzie szukał sobie coraz więcej zajęć, choćby domowych. Nie wytrzyma w bezczynności. Drgnął i wstrzymał oddech kiedy Theo się nachylił. Nim mógł go powstrzymać, dostał od niego ciepły pocałunek. Nie odpowiedział na to, a spiął się w odpowiedzi. - Na miłość Merlina, jesteśmy w szpitalu, Theo. W każdej chwili może tu wparować któreś z moich dzieci albo co więcej, Robin. Nie muszą być uświadomieni.- usłyszał swój własny głos, który do złudzenia przypominał ton szefa, pouczający podwładnego. Zmarszczył brwi i ścisnął jego palce, bo nie chciał brzmieć tak gorzko. - Też za tobą tęsknię, ale teraz… - dodał ciszej, ale nie dokończył zdania bo nie potrafił ubrać myśli w słowa. Czuł, że prędzej czy później (wolałby drugą opcję) będzie trzeba zastanowić się dokąd zaniesie ich ta relacja. Czas nie tylko leczy rany, czas pokazuje czy uczucie powoli przeradza się w emocję, a co za tym idzie, w przywiązanie. - Nie rozmawiaj z uzdrowicielami. Jestem dorosły, Theo. - absolutnie nie zgadzał się w odnajdywanie mu towarzystwa w trakcie przerw. - Mam ranną rękę, nie głowę.- dodał, a nieumyślnie chyba wypowiedział coś wesołego, czemu jednak brakowało odpowiedniego modulowania głosu.- Pomagasz mi już w bardzo ważnej rzeczy.- patrzył w jego jasne oczy. - Nad resztą będę mieć jako tako kontrolę, a w razie czego wiem, że mogę na ciebie liczyć.- najwyraźniej nie lubił zbyt wielkiej opieki, a uświadamiał sobie to dopiero teraz. Nigdy dotąd nikt nie musiał nad nim czuwać. Nie pamiętał jak to jest, a więc stąd lekki stres na samą myśl, że ktoś miałby w jego imieniu szukać mu towarzystwa w obawie, że hm, zemdleje? To raziło jego męską dumę oraz zadowalający poziom progu bólowego. - Widzę, że jesteś doskonale przygotowany.- pozwolił sobie na pewnego rodzaju uśmiech, w którym dało dostrzec się cień ulgi. Jedno zmartwienie mniej. Theo wciąż ma szansę awansować (a zależało mu, aby ta opcja była wykorzystana maksymalnie skoro włożył trochę pracy, aby podsunąć chłopaka odpowiedniej osobie), pomimo weekendowego powrotu do Wielkiej Brytanii. Cóż, to kwestia czasu aż Rzeczoznawcy dowiedzą się o zwolenieniu lekarskim szefa. Na samą myśl zaatakował go zimny deszcz. - Rehabilitacja zacznie się jak tylko zostanę wypisany ze szpitala. Mięsień musi się trochę zregenerować, a zaczernienie wokół ran nieco zblednąć. - wyjaśnił pośpiesznie, wtajemniczając też chłopaka w więcej szczegółów. - Z tego co mówiono, ćwiczenia będę musiał wykonywać samodzielnie więc nie będzie potrzeby kursować co rusz do szpitala. - co bardzo mu odpowiadało. - Głowa do góry, Theo. Mogłem skończyć dużo gorzej, więc i tak jestem szczęściarzem, że z tego wyjdę.- nie był zbyt dobry w pocieszeniu… - Gdybym został złapany za lewą rękę to te czarne żyły mogłyby być zbyt blisko serca, dlatego mam szczęście w tym nieszczęściu. - jeszcze parę słów więcej, a Theo faktycznie wyląduje w łóżku obok. Zasypał go bardzo istotną informacją, którą nie podzieli się z nikim poza nim samym. To ważne słowa, bardzo solidne podkreślenie, że naprawdę mógł skończyć gorzej. Lepiej cieszyć się z mniejszego zła, prawda?
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyWto 10 Sie 2021 - 21:35;

Gotów był poznać prawdę, łaknął jej niezależnie od tego jak koszmarna by ona nie była, a to dlatego, że najzwyczajniej w świecie mu zależało. Nie był jednak pewien, na co tak dokładnie liczył, a przede wszystkim… nienawidził tego całkiem obezwładniającego uczucia bezsilności, które teraz uderzyło go ze zdwojoną siłą. Nie żałował, że tu przyjechał. Potrzebował go zobaczyć. Zarazem odnosił jednak wrażenie, że ta rozmowa powoli zaczyna przypominać przeciągnie liny, tyle że zamiast liny na zmianę wzajemnie się pocieszali, żeby choć w niewielkim stopniu załagodzić cierpienie i unicestwić gęstniejącą w powietrzu atmosferę. – Ty nigdy nie potrzebujesz wakacji ani urlopu. – Rzucił, kiedy podniósł głowę, nie mogąc sobie darować tego niezbyt łagodnego komentarza. Poznał się już na Walkerze na tyle, by wiedzieć, że jego podejście do sprawy nie jest zdrowie, ale z drugiej strony tym razem chyba był nawet w stanie go zrozumieć. Czasami dobrze było odpocząć, ale sam nie chciałby zostać pozbawiony swej pracy na cały rok. Nic więc dziwnego, że w końcu jego upór zelżał. – Lekka, dorywcza praca brzmi w porządku, jeżeli faktycznie nie będziesz się nadwyrężał. Na pewno coś się znajdzie, szczególnie dla kogoś z takimi kwalifikacjami. – Przyznał więc ostatecznie, właściwie przekonując się do tego, że to dobry plan. Miał nadzieję, że przepracuje – ah, złe słowo – z nim jeszcze temat przesadnego przywiązania do swoich zawodowych obowiązków, może i z pomocą Samanthy, ale domyślał się, że póki co nie sposób o inne rozwiązanie. Domyślał się bowiem, że przesiedzenie całego roku w czterech ścianach mieszkania tylko wpędziłoby George’a w depresję, a nie oszukujmy się, psychika wpływała również na stan fizyczny organizmu i w tym przypadku na pewno spowolniłaby proces leczenia. Theo ostatecznie pozostał więc po jego stronie, wybierając w ten sposób mniejsze zło. Ciekaw był jednak czy podobnie sytuację ocenią Robin i jego dzieci…
Mimo że mieli wiele poważnych spraw do omówienia, nie mógł powstrzymać się przed skradnięciem mu tego jednego, czułego pocałunku. Chyba oszukiwał samego siebie twierdząc, że ucałował jego usta jedynie po to, by go uciszyć… a może po prostu dopiero teraz zrozumiał jak cholernie za nim zatęsknił. Niestety okoliczności im nie sprzyjały, a mężczyzna spiął się na skutek tego nieoczekiwanego gestu. Słowa jego przełożonego go uprzytomniły, ale skłamałby mówiąc, że nie posmutniał. Od jakiegoś już czasu wiedział, że pragnie by ta relacja przerodziła się w coś więcej, a ukrywanie swoich uczuć przychodziło mu z coraz większą trudnością. Nie oponował jednak, nie teraz, to nie był czas na roztrząsanie burzliwych emocji. – W porządku. Rozumiem. – Starał się wybrzmieć naturalnie, ale jego ton przybrał tak beznamiętny wyraz, że nie sposób było się nie domyślić, że jednak go to zabolało, nawet jeżeli usilnie udawał, że jest inaczej. Podbudowało go dopiero mocniejsze zaciśnięcie palców mężczyzny na jego dłoni i to, co George wyszeptał znacznie już ciszej, jakby dla załagodzenia swej poprzedniej wypowiedzi. Cóż… na razie musiał się nacieszyć chociażby tą myślą, że i jemu trudno było wyrzucić go z pamięci.
Znowu westchnął teatralnie, przewracając przy tym oczami. – Przede wszystkim jesteś uparty jak osioł. – Wyrzucił mu, ale kiedy usłyszał o jego „rannej ręce, nie głowie” trudno było mu się nie uśmiechnąć, i to nawet jeśli jego głos nie miał w sobie nawet odrobiny żartobliwego wydźwięku. Walker chyba odnalazł na niego sposób, bo jakoś nie miał serca i ochoty, żeby się z nim kłócić. Nie tutaj, nie w szpitalu, ale wiedział, że jak tylko George stąd wyjdzie, będzie musiał mieć na niego oko. – Jak tylko będziesz czegoś potrzebował, to pisz do mnie, nawet jeśli będę w Arabii. – Przypomniał, patrząc mu prosto w oczy. Stanowczo i natarczywie, żeby pokazać mu w ten sposób, że nie przyjmuje żadnej odmowy, a już na pewno nie chce po raz kolejny słuchać tyrady o swoim awansie. Na tym jednak poprzestał, pojmując chyba, że George należy do tego grona osób, które z uporem maniaka unikając pomocy ze strony innych, a w takim układzie sytuacja tym bardziej musiała go przerastać. Nie zamierzał dolewać oliwy do ognia. – No pewnie, że jestem. Mówiłem Ci, że zasługuję na awans. – Odpowiedział też radośnie na jego komplement, pozwalając im choćby na trochę luzu, skoro i ich spotkanie i perspektywa tego, co będzie działo się w ciągu kolejnych miesięcy nie wyglądały wcale za ciekawie.
Potem słuchał go już uważnie, żeby wiedzieć na co powinien się przygotować i jak będzie wyglądała jego rehabilitacja. Notował w pamięci każdy nawet najmniejszy szczegół, by w razie czego wiedzieć w jaki sposób go wesprzeć. Co jakiś czas kiwał również głową ze zrozumieniem, zupełnie jakby odbierał od szefa kolejną listę zawodowych obowiązków. Nie spodziewał się jednak, że zaraz po tym jego wielce taktowny przełożony zechce go pocieszyć w najgorszy z możliwych sposobów. – Kurwa mać, George. – Przekleństwo samo cisnęło mu się na usta i nie mógł tego nijak zatrzymać. – Pamiętasz jak mówiłeś, że mnie zakneblujesz? – Przypomniał mu rozmowę przeprowadzoną w jego własnym mieszkaniu. – Tobie też mogliby przeciągnąć ten bandaż na twarz. – Niby żartował, ale wcale nie było mu do śmiechu. – Nie mógłbym… Nie chcę nawet o tym myśleć… – Gorączkowo wyrzucał z siebie kolejne słowa i nawet nie zauważył jak zaczyna mocniej zaciskać dłoń na jego przegubie. – Cieszę się, że żyjesz. – Wyszeptał, patrząc w ciemnozielone oczy intensywnie, nie chcąc nawet na chwilę oderwać od niego wzroku. – I nadal mam ochotę wymordować cały ten pieprzony departament tajemnic. – Dodał już nieco głośniej, nerwowo przygryzając swoją wargę. Sam już nie był pewien, czy jest teraz bardziej szczęśliwy, smutny, przerażony czy wściekły, ale nieważne której odpowiedzi by nie wybrać, i tak nie potrafił zejść z tego przepełnionej emocjami karuzeli, bo to oznaczałoby również zrezygnowanie z niego. Z George’a.
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptySro 11 Sie 2021 - 17:41;

Nie odebrał komentarza Theo tak jaki był tego cel. Nie rzucił się w gorliwym zaprzeczaniu, że potrzebuje urlopu bądź wakacji. Nie było sensu kłamać. Dopiero niedawno pierwszy raz od wielu lat rozluźnił się do takiego stopnia, aż nawet teraz za tym tęsknił. Sęk w tym, że bladość skóry i zmęczone oczy dosyć dobrze to kamuflowały. - Na bieżąco odpoczywam w Dolinie, a ostatnio z tobą. To mi wystarczy. - próżno było szukać w tym kłamstwa. Mówił szczerze, bowiem nie uważał niechęci do urlopu za wadę. Ot, prywatne preferencje i styl życia. Co prawda uzdrowiciele mieli co innego na ten temat do powiedzenia, bo odpoczynku potrzebował i to solidnego, bo już i teraz zbliżył się do granicy załamania nerwowego na samą myśl o przymusowych wakacjach kosztem ukochanej pracy. Uśmiechnął się lekko, dziękując niemo za pochwałę jego kwalifikacji. Zapracował na swoją posadę, poświęcił na to piętnaście lat życia. Myślenie o tym "wolnym" jako o zmianie pracy na lżejszą brzmiało zdecydowanie lepiej niż "zakaz pracy". Tego postanowił się trzymać, a już nazajutrz, z samego rana, będzie przeglądać oferty w Proroku Codziennym, aby najpóźniej od września mieć już coś, czemu będzie mógł poświęcić większość swojej uwagi. Gdyby nie byli w szpitalu to zachowywałby się nieco cieplej jednak póki nie określił swych odczuć względem chłopaka, to wolał ograniczyć okazywanie publicznie emocji do minimum. Źle mu było z tym bólem w jego niebieskich oczach, ale co miał zrobić? Wolał od samego początku jasno nakreślić sytuację. Smutek Theo błyskawicznie przepłynął na samego George'a, który cicho westchnął, czując jak zmęczenie jeszcze bardziej osiada na jego ramionach. - Gdy odkryjesz resztę moich wad to przeżyjesz szok. - nie dał rady odwzajemnić uśmiechu, ale za to nie miał już tak udręczonego spojrzenia. Determinacja w dążeniu do celu pomogła mu zrobić karierę i przyzwoicie zarabiać... a mimo wszystko zamiast kupić sobie domek w Hogsmeade, ma mieszkanie w kamienicy. Stać go na coś lepszego, a jednak... pracuje, ale nie po to, aby trwonić galeony na przyjemności. Tak, miał wiele ukrytych wad, które Theo prędzej czy później odkryje. Ciekaw był czy wtedy wciąż będzie patrzeć na niego z tą miłą ciepłotą, w której czasem chciał utonąć i zapomnieć o wszystkim. Zauważył, że jeśli powierzy Theo jakąś ważną sprawę to chłopak czuje się zdecydowanie lepiej. Najwyraźniej walczył z bezsilnością, dlatego George był z siebie dumny, że udało mu się wpleść chłopaka w coś, czego naprawdę potrzebował. Gdyby to nie był Theo, a ktokolwiek inny z pracy czy dalszego grona znajomych, odmówiłby. Zająłby się wszystkim samodzielnie, bez oczekiwania na pomoc z różnych stron. Theo krok po kroku stawał się coraz bardziej "najbliższy". Przedstawił mu zatem sytuację tak, jak się naprawdę prezentuje. W wymianie listownej dawał mu wyraźnie do zrozumienia, że nie chciał obciążać go gorzką prawdą, ale najwyraźniej Theo naprawdę chciał wiedzieć. Gdy tylko usłyszał to, co trzeba to pobladł do takiego stopnia, że sam George poczuł wyrzuty sumienia. Od razu oderwał plecy od wielkiej poduchy i pochylił się w stronę chłopaka. Dyskretnie zacisnął palce na połowie jego dłoni, mocno, stanowczo. - A to i tak nie wszystko... dlatego zrozum kiedy chcę czegoś komuś oszczędzić. - mówił cicho, choć nie musiał szeptać. Szukał jego spojrzenia kiedy ten szukał swoich słów. - Winić mogę jedynie siebie. Nie wściekaj się na Niewymownych. - puścił jego rękę, aby położyć ją na jego kolanie, pogładzić je lekko, pocieszająco (starał się naprawić swój pierwszy sposób dodawania otuchy). Chwilę później cofnął rękę kiedy usłyszał dobiegające zza drzwi kroki pielęgniarki. Minęła salę. - Znałem ryzyko... - powtórzył się, co tak ostatnio zdenerwowało chłopaka. - Jedyny plus tej sytuacji, że sprawa Niewymownych została rozwiązana. Moje obrażenia wyraźnie dają do zrozumienia czym jest ich magiczny artefakt. Nie ma żadnych wątpliwości, więc cóż, zapłaciłem sporo, ale w zamian za pewność. - próbował odnaleźć pozytywną stronę, która wiązała się z życiem zawodowym, a nie prywatnym. Cały George.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptySro 11 Sie 2021 - 19:59;

Zdziwiłby się, gdyby rzeczywiście George odpowiednio zareagował na jego wytyk, bo chyba zdążył już go poznać na tyle, by wiedzieć, że w podobnej sytuacji na próżno oczekiwać od niego choćby krzty zdrowego rozsądku. Każdy miał jakieś przywary, ale Theo chyba nigdy wcześniej w swoim życiu nie miał do czynienia z większym pracoholikiem od niego i szczerze powiedziawszy, nie miał jeszcze pomysłu, jak poradzić sobie z jego maniakalnym wręcz uporem. Na szczęście póki co uzdrowiciele trzymali go w ryzach, nie pozwalając mu ruszyć się ze szpitalnego łóżka, a to oznaczało, że miał jeszcze trochę czasu na odnalezienie efektywnego rozwiązania, sprytnego, iście ślizgońskiego sposobu, dzięki któremu zmusi mężczyznę do odpoczynku. Na razie nie chciał go przesadnie zadręczać, a poza tym trudno było mu dyskutować z kimś, kto właśnie stwierdził, że ostatnimi czasy relaksuje się właśnie w jego towarzystwie. – Czyli mówisz, że Ci wystarczam… – Szeroki, zaczepny uśmiech wypłynął na jego usta, kiedy naumyślnie postanowił uczepić się tylko jednej części jego wypowiedzi. Dokładnie tak jak lubił, czym zresztą zwykle doprowadzał Walkera go do szału. No cóż… nie było ludzi idealnych, czyż nie? Najwyraźniej minusem Kaina był bystry umysł i umiejętność wyłapania nawet najdrobniejszych szczegółów. – Jak tylko wyjdziesz ze szpitala, a ja wrócę z Arabii, to wiesz: możesz na mnie liczyć. W końcu ktoś musi pomóc Ci się zrelaksować, a ja tam z przyjemnością odnajdę się w roli twojego lekarstwa. – Nieważne jak usilnie by się nie starał, i tak nie dałby rady ukryć swojego podekscytowania, bo cała jego twarz nagle rozpromieniała, rozświetlając panujący wcześniej w duszy mrok. Przynajmniej przez chwilę nie myślał o tym, jak bardzo jest źle, o przeklętych czarnych żyłach pokrywających całe jego ramię i potencjalnych skutkach ubocznych zakażenia, a raczej o tym, jak miło będzie powrócić do Londynu i wesprzeć go w tak trudnych chwilach. George doskonale wiedział co robi, celowo powierzając mu ważną misję. Potrzebował tego, bo przede wszystkim dobijało go uczucie bezsilności. Świadomość, że jest mu do czegoś przydatny dodawała mu zaś sił do walki i przynajmniej w niewielkim stopniu, jak na towarzyszące im okoliczności, podnosiła na duchu.
Smutek rozpłynął się gdzieś w jego ślepiach, ustępując miejsca zaangażowaniu i niesamowitej zawziętości, na skutek której bicie serca przyśpieszyło swój rytm. To nie była karuzela emocji, a pieprzony roller coaster. Nieważne jak bardzo by się jednak nie bał, to i tak pragnął kolejnej przejażdżki… i nawet kolejne słowa Walkera nie mogły go do tego zniechęcić. – Mam nadzieję, że jednak zalety przeważą szalę. – Odpowiedział mu ze spokojem, ale i nutą determinacją widoczną w jego stanowczym spojrzeniu. – Czasami jesteś dla siebie zbyt surowy. Gdybym nie chciał poznać ich wszystkich, to by mnie tu nie było. – Przypomniał mu również, że nie bez powodu cały ranek spędził nad stworzeniem bezpiecznego świstoklika i nie bez powodu drałował z drugiego końca globu tylko po to, żeby go zobaczyć. Nie mógł z pełnym przekonaniem przewidzieć, jak będzie wyglądała przyszłość, ale jednego był pewien: chciał spróbować… i ponownie zatonąć w objęciach jego ciepłych ramion. Tęsknił za nim, przywiązywał się, a jakkolwiek niebezpieczna nie byłaby ta więź, nie potrafił jej już nijak w sobie powstrzymać.
Wydawać by się mogło, że pozostanie twardy, niewzruszony już do samego końca, a jednak jego skóra pobledła, a sam stracił dech w piersiach, kiedy George uświadomił mu, że niewiele brakowało, by poczuł oddech śmierci na swoim karku.  Lewa strona… Prawa strona… Aż strach było pomyśleć, że taka drobnostka mogła zadecydować o czyimś życiu. Starał się. Naprawdę starał się nie myśleć, a chociaż z początku skutecznie nie dopuszczał do siebie takiego scenariusza, ostatecznie mózg podłapał tę tragiczną sugestię. Zmrużył powieki i rozchylił usta, czując że musi zaczerpnąć powietrza, a oprzytomniał dopiero wtedy, kiedy mężczyzna mocno, stanowczo zacisnął palce na jego dłoni. Dopiero wtedy ponownie otworzył oczy, szukając jego spojrzenia. – Nie zrozumiem. Nie w takiej sytuacji, George. – Również ściszył głos, pokazując że nie zależy mu na kłótni. Zresztą uśmiechnął się nawet półgębkiem, kiedy ręka Walkera powędrowała na jego kolano w pocieszającym geście. Niestety nie pozostała tam na długo. Spłoszył ją odgłos kroków dochodzący zza drzwi sali, a Theo cholernie żałował, że muszą się ukrywać ze swoimi emocjami niczym szczury. Czy tak będzie zawsze? – Tylko mi nie mów jeszcze, że było warto. – Wtrącił zaraz bardziej oschle niż zaplanował, bo nadal nie mógł pogodzić się z tym, z jaką beznamiętnością Walker podchodzi do tego, co wydarzyło się w budynku departamentu tajemnic. Znałem ryzyko. Taka praca. Naprawdę ciężko mu było tego słuchać. – Nie było, George, i nie wiem jakim cudem możesz teraz myśleć, że to jakikolwiek plus. Dla nich może i tak… ale na pewno nie dla mnie. Podobnie pewnie dla Robin, Cassandry i Liama. – Niemal wyszeptał ostatnie słowa, chcąc jednocześnie w jak najdelikatniejszy sposób dać mu do zrozumienia, że są ważniejsze rzeczy w życiu niż praca, że jego zdrowie nie należy wyłącznie do niego i że nie powinien go lekceważyć, bo w ten sposób rani nie tylko siebie, ale i najbliższych ludzi wokoło niego.
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyCzw 12 Sie 2021 - 16:13;

Miło było zaobserwować tak pozytywną zmianę na twarzy Theo. Po tym jak przywołał go do porządku starał się jakoś mu to wynagrodzić. Cóż, udało się, choć nie do końca świadomie. Dzięki temu chłopak nabrał koloru i nie wyglądał już jak pół kroku od wcielenia się w pacjenta. Mogąc obserwować tego rodzaju uśmiech - kwintesencję szczęścia - rozluźnił się, rozmiękł. Gdyby Theo był tego świadom, mógłby zaproponować mu wszystko, a opór George'a byłby mniejszy niż pyłek kurzu. To tajemnicze momenty, które trudno wyłapać. Odwzajemnił jego uśmiech, choć w wydaniu trzydziestopięciolatka nie był aż tak obezwładniający. - Trzymam za słowo. - rzucił z rozbawieniem. Obaj wiedzieli gdzie ich może zaprowadzić wspólne relaksowanie się, a to wywołało w jego ciele miły dreszcz kiedy tylko przypomniał sobie ich ostatnią noc. Po chwili zdał sobie sprawę o swojej kontuzji. - Uhm, będę musiał pilnować środków przeciwbólowych, żeby nic nie przeszkadzało w pełnym poświęceniu uwagi celebrowania formy relaksowania się. - dopowiedział, przenosząc rękę na chore ramię. Było teraz takie wrażliwe na dotyk... ledwie oparł ciężar o bandaż, a wpędził zwieńczenia nerwowe w palpitacje. Zacisnął mocniej mięśnie szczęki, aby ukryć przypływ dyskomfortu. Być może przez nafaszerowanie eliksirami gadał od rzeczy. Być może mówił bez szczególnego pomyślunku, być może nie flirtował słów, które padały na głos. Tak czy siak, Theo nie zraził się, a wyraził nadzieję, że znajdzie w nim więcej zalet niż wad. - Ty mi to powiesz. - posłał mu krótki uśmiech i z powrotem oparł plecy o poduszkę, czując jak zmęczenie coraz bardziej go przygniata. - Pobłażanie to pierwszy krok ku lenistwu. - skomentował, już nieco niewyraźnie, a więc otarł twarz dłonią, aby zetrzeć z siebie senność. Czy to jakiś efekt uboczny eliksiru uśmierzającego ból czy jednak ma to związek z faktem, że od wielu godzin był przytomny, a jego obrażenia wciąż kwalifikowały się do "świeżych"?
- Nie przewidziałem, że reakcja przedmiotu może być tak gwałtowna. Gdybym miał świadomość bądź gdyby przedmiot w jakikolwiek sposób zapowiedział swój atak to badanie zostałoby przerwane. - dlaczego musiał się usprawiedliwiać? Podjąłby ryzyko ponownie, gdyby miał ku temu okazję, a gdyby nie był kontuzjowany. Ta niedomknięta sprawa mierziła go, bo choć potwierdził działanie przedmiotu, tak chciałby go zbadać ze wszystkich stron. Theo chciał sprowadzić go brutalnie na ziemię przykrymi słowami, ale sęk w tym, że George coraz mniej kontaktował. Usłyszał imiona swoich dzieci, ale nie wyłapał kontekstu, bo zasypiał. Walczył z opadającymi powiekami, bo nie chciał przerywać rozmowy w takim momencie. - Musimy... - próbował sformułować zdanie, ale ostatecznie przegrał walkę z własnym organizmem. Zasnął głęboko, a głowa osunęła się na bok wszak znajdował się w pół siadzie. Mimo tego rozważał wypisanie się na żądanie...
+
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptySob 14 Sie 2021 - 0:40;

Trudno byłoby nie napawać się tą pozytywną myślą, że w jakimś sensie stawali się sobie bliżsi, i to nawet pomimo obecnej rozłąki. Podczas tej krótkiej rozmowy George zdążył już wszak potwierdzić, że za nim zatęsknił i że pozwala sobie odpocząć w jego towarzystwie, co powiedzmy sobie szczerze, że w świetle jego chorobliwego wręcz przywiązania do pracy, zdawało się znaczyć o wiele więcej. Nic dziwnego, że twarz Theo nagle nabrała koloru, a jego twarz przyozdobił subtelny, acz wyraźnie uszczęśliwiony uśmiech. Będąc w słonecznym, arabskim miasteczku wielokrotnie zastanawiał się, dokąd doprowadzi ich ta relacja, obawiał się tego, co przyniesie przyszłość, a mimo że nadal nie mógł być jej pewien, teraz - przy nim - czuł się dziwnie spokojny i rozluźniony. Nie wiedział, co dokładnie dzieje się w głowie mężczyzny, ale niewykluczone, że podświadomie wyczuł ten tajemniczy moment, w którym Walker zmiękł, a nawiązana między nimi nić porozumienia nabrała jeszcze na sile, napędzając również i jego serce do szybszego bicia. Cieszyło go także to, jak intensywnie działa na George’a jego własny entuzjazm i determinacja. Nigdy nie był zbyt dobry w pocieszaniu innych, a przynajmniej tak mu się wydawało, ale rozbawiony ton jego przełożonego uzmysłowił mu, że pomimo strachu nie radził sobie wcale najgorzej. Wręcz przeciwnie, skoro udało mu się skierować myśli poszkodowanego na inne tory niżeli bolesne obrażenia i wiążąca się z nimi konieczność zrezygnowania z dotychczasowych, zawodowych obowiązków. Mówiąc szczerze, nie spodziewał się nawet, że wyobraźnia Walkera zabrnie aż tak daleko, a to sprawiło że parsknął cicho pod nosem. – Przypilnujemy środków przeciwbólowych. A Ty staraj się nie skupiać na razie na przeszkodach, a myśl raczej o tym, żeby jak najszybciej wyzdrowieć. – Zacisnął nieco mocniej palce na jego dłoni, jakby chcąc wtłoczyć w niego odrobinę swojego optymizmu, ale zaraz pozwolił mu odsunąć rękę, z bólem spoglądając na jego zaciśniętą mocniej szczękę. Miał nadzieję, że z pomocą eliksirów jego cierpienie z każdym dniem nikło będzie coraz bardziej, aż w końcu magiczne mikstury staną się w ogóle niepotrzebne.
Już teraz wiedział z jaką niecierpliwością będzie oczekiwał tej chwili. Nie zrażał się jednak ani ze względu na poważny stan mężczyzny, ani jego potencjalne wady, którymi ten niezbyt skutecznie próbował mu zagrozić. Nie poddawał się tak łatwo. – Powiem. – Obiecał mu stanowczo, opierając się zarazem plecami o krzesło, bo chyba i jemu ciężka robota przy wykopaliskach, jak i niezbyt wygodna podróż świstoklikiem, dawały się we znaki. – Akurat Tobie do lenistwa daleko. W sumie wątpię, żeby w ogóle Ci ono groziło. – Odparł mu rozbawionym tonem, ale bez problemu dostrzegł, że jego zmęczenie nijak ma się do uczucia senności uderzającego wyczerpanego walką z zakażeniem George’a. Nie powinien go tak forsować, nie od razu po tym nieszczęsnym wypadku… Prawdopodobnie uświadomił to sobie jednak zbyt późno, a teraz towarzyszył im temat na tyle ważki, że trudno było mu po prostu przerwać. Intuicja podpowiadała mu bowiem, że Walker nie do końca zdaje sobie sprawę z wagi podejmowanego przez niego ryzyka, dlatego za wszelką cenę pragnął poukładać jego system wartości na nowo, przekonując go, że najważniejsza jest nie praca, a ludzie wokoło. Niestety los pokrzyżował mu plany, bo z każdą chwilą mężczyzna zdawał się coraz słabiej kontaktować. – Musimy…? – Powtórzył po nim jeszcze, ale widząc jak głowa George’a osuwa się bezwładnie w bok, zrozumiał że będą zmuszeni wrócić do tego w bardziej sprzyjających okolicznościach. Póki co poprawił poduszkę tkwiącą pod jego szyją i ułożył go na niej nieco wygodniej. Przyglądał mu się jeszcze dłuższą chwilę, opuszkami palców gładząc delikatnie jego policzek, po czym sięgnął po pióro i pergamin, przed wyjściem pozostawiając dla niego krótką wiadomość.





Wzialem klucze i pieniadze dla Cassandry. Spij dobrze, odpoczywaj i o nic sie nie martw.

PS Jutro przyniose Ci te cygara.

Theo



+

zt. x2
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32739
  Liczba postów : 108877
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Specjalny




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyWto 17 Sie 2021 - 20:51;

Ingerencja w pracy:  @Perpetua Whitehorn

To miał być Twój spokojny ostatni dyżur. Przepracowałaś w szpitalu tyle lat, przecież nic nie mogło Cię już zaskoczyć. W spokoju wypełniałaś ostatnie papiery, może trochę pocieszając pielęgniarkę Margot, która chyba nieco za bardzo się przywiązała do Twojej obecności i nie potrafiła powstrzymać krokodylich łez. Nic wielkiego się nie działo i noc zapowiadała się spokojnie, a nawet przebiegała zupełnie spokojnie, kiedy tłumaczyłaś nowej uzdrowicielce Emily jak dokładnie funkcjonuje oddział. Emily była całkowicie skupiona i mogłaś mieć pewność, że zostawiasz Munga w dobrych rękach. Wybiła druga w nocy, kiedy do izby przyjęć wparowali magiratownicy z pacjentami w tragicznym stanie. To była prawdziwa jatka na Nokturnie, Emily mogła się wykazać, a jednak stanęła jak słup soli, wpatrując się w poszkodowanych. Musiałaś przejąć kontrolę i zapomnieć o spokoju w swój ostatni dyżur. Papierami mogłaś zająć się później, teraz w Twoich rękach było życie.

Informacje:
● Poszkodowanych jest dwóch, prawdopodobnie od razu kierujesz ich na odpowiedni oddział:
→ Pierwszy z nich ma naprawdę głębokie rany, z których sączy się wiele krwi, szybko barwiąc posadzkę na szkarłatną czerwień;
→ Drugi wygląda równie tragicznie, jego kości są powyginane, mięśnie ponaciągane, a dodatkowo nie ma z nim zbyt dużego kontaktu, prawdopodobnie z powodu bólu.
● Pierwszym zadaniem jest rozpoznanie zaklęć, którymi zostali potraktowani czarodzieje.
● Później musisz udzielić im – rzecz jasna – odpowiedniej pomocy, od Ciebie zależ jakimi zaklęciami się posłużysz.
● Rzucasz kostką k6, wynik warunkuję liczbę godzin, którą spędzisz przy pacjentach.
● Rzuć literką, żeby wiedzieć jak zachowuje się Emily: samogłoska – bardziej Ci przeszkadza niż pomaga; spółgłoska – początkowe stanie okazało się jedynie krótkim szokiem, okazuje się bardzo pomocna!
● Rzucasz kostką k100 na zmęczenie (jeden rzut na każdą godzinę), które odczuwasz, przy czym 1 – wszystko gra, a 100 – prawdziwa tragedia. Za każde dwa lata przepracowane w Mungu możesz odjąć od kostki 5 (przy czym pulę masz jedną na wszystkie godziny, odejmuj rozważnie). Jeśli Twoje zmęczenie przekroczy 80, musisz rzucić k6 na powodzenie rzucanego zaklęcia: 1,2,3 – zmęczenie daje się we znaki, koniecznie potrzebujesz pomocy drugiego uzdrowiciela; 4,5,6 – jesteś niezniszczalna bardziej niż horkruksy Voldemorta!
● Za każde 15pkt z uzdrawiania masz jeden przerzut.

Jako, że to Twój ostatni dyżur, w dodatku szalenie intensywny, dyrektor szpitala wręcza Ci butelkę Ognistej Whisky i magiczną różę, która nigdy nie więdnie i zmienia kolory płatków, w zależności od nastroju panującego w pomieszczeniu, w którym się znajduje. → nie musisz się zgłaszać po przedmioty, zostaną wpisane do kuferka kiedy tylko odpiszesz na ingerencję!

______________________

Urazy pozaklęciowe - Page 5 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32739
  Liczba postów : 108877
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Specjalny




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyCzw 26 Sie 2021 - 21:51;

Ingerencja
@Taffy Strange

Znaleziony zostałeś po czasie, jak również po czasie zostałeś przyjęty na oddział. Jak się okazało, nie tylko Ty zostałeś poszkodowany, ale zamiast tego pojawiła się osoba, która ledwo co uniknęła śmierci - bardziej od Ciebie. Ledwo co zostałeś przetransportowany na oddział, a okazało się, że pojawiła się osoba z obrażeniami nie tylko od Sectumsempry, ale także szeregu innych czarnomagicznych zaklęć, które zdecydowanie zbyt mocno wpłynęły na jej stan zdrowia, który był krytyczny. Zaklęcie nie chciało się cofnąć w żaden sposób poprzez Vulnerę Sanentur, kiedy inkantacja była wymruczana niczym pieśń z ust samych uzdrowicieli. A Ty? Musiałeś czekać, otrzymując przeciwbólowe. Nie za długo, nie wpłynęło to na Twoje leczenie, ale koniec końców przeleżenie samotnie w jednej z alejek Śmiertelnego Nokturnu przez tę chwilę nie było w żaden sposób zbawienne. Po czasie straciłeś przytomność, osuwając się w ramiona swoistego mroku...
Kiedy się obudziłeś, byłeś już częściowo zaleczony. Twoje kończyny nie były tak mocno wygięte, jak to miało miejsce wcześniej, kości udowe ulegały powolnemu zrośnięciu, gdy zostały tak perfidnie zmiażdżone podczas ataku napastników. Ból przeszywał każdą możliwą tkankę Twojego ciała, powodując rozrost dodatkowych problemów. Jakikolwiek ruch nie był wskazany, a do tego poczułeś nagle ogromną falę, której nie mogłeś powstrzymać; całe ciało drżało z powodu cierpienia, z jakim to miałeś do czynienia. Nic dziwnego, że uzdrowiciele natychmiastowo podali Ci Morphius, by uśmierzyć objawy trwającej katorgi, której nie mogłeś samodzielnie powstrzymać. Nic nie pamiętasz. Ani tego, jak się tutaj znalazłeś, ani tego, dlaczego się tutaj znalazłeś. Strzępki wspomnień zdawały się być rozdarte perfidnie ostrymi pazurami, a podbity działaniem leku przeciwbólowego, trudno było Ci o tym myśleć.
Leżałeś zatem otumaniony na oddziale pozaklęciowym, czekając na dalsze momenty zbawienia, choć nie było to czymś, w co chciałeś się oddawać. Jak się okazało, mimo wcześniejszych, w miarę pozytywnych spekulacji na temat Twojego stanu zdrowia, ten się pogarszał, a wcześniejsze naciągnięcia mięśni, rozerwanie, tudzież ich przeciążenie powodowały kolejne fale przeszywającego bólu. Za każdym razem doznawałeś szczękościsku i nie byłeś w stanie się rozluźnić, dopóki nie otrzymywałeś stosownych medykamentów. Wszystko wskazywało na to, iż posiedzisz na oddziale dłużej, niż mogłeś się tego spodziewać.

Informacje:

______________________

Urazy pozaklęciowe - Page 5 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 EmptyWto 31 Sie 2021 - 12:39;

Ostatnia randka z Mungiem

Godziny na dyżurze: 3
Czy Emily jest pomocna? Nie, przeszkadza!
A jak z moim zmęczeniem?
78 | 75 | 32
78 → 43
75 → 95717515!
Ostatecznie: 43 - 30 (za staż) = 13 | 15 | 32 - 25 (za staż) = 7


Czuła się dość osobliwie, gdy po raz kolejny spędzała 'ostatni dyżur' w Szpitalu Św. Munga. Identyczny odbyła rok temu - choć wtedy chyba nikt nie wierzył, że w końcu do nich nie wróci (no i mieli rację). Teraz jednak sytuacja była zgoła inna i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Wtedy to była tylko próba zasmakowania nieco innego życia, kierowana... właściwie wyłącznie ciekawością i chęcią jakiejś zmiany. Sama Perpetua w głębi serca wiedziała, że jeśli miała pracować zawodowo, to tylko jako uzdrowicielka - choć trzeba przyznać, że odnalazła pewną przyjemność w nauczaniu. Aktualnie jednak kierowały nią zupełnie inne pobudki - zmieniała pracę na mniej absorbującą (no cóż, w teorii) ze względu na rodzinę. Swoją rodzinę - Huxleya i małą Florence. To oni byli teraz priorytetami w jej życiu - a nie pacjenci pod jej skrzydłami.
Niemniej i tak trudno jej było się z Mungiem rozstać - w końcu zostawiła tutaj kawał swojego życia i jeszcze więcej serca. Nie tylko jej z resztą było ciężko - cały personel już teraz spoglądał na nią tęsknym wzrokiem, choć jednocześnie widziała ich delikatne uśmiechy; wiedziała, że życzą jej dobrze.
Margot, skarbie, nie płacz już, bo ja zaraz zacznę! — ofukała przyjaźnie kobietę, która wręcz zalewała się łzami, kiedy tylko podniosła spojrzenie na Perpetuę. — Idź nam lepiej po herbatę... i lepiej, żeby nie była słona od twoich łez! — pogroziła pielęgniarce palcem, kiedy ta uśmiechała się do niej blado.
Zaraz też wróciła do uzupełniania raportów dobowych, jednocześnie tłumacząc młodej Emily specyfikę pracy uzdrowiciela dyżurnego na pozaklęciówce. Ostrzegła kobietę, że to właśnie tutaj - do pary z wypadkami przedmiotowymi i urazami magizoologicznymi - trafia najwięcej dość nietypowych przypadków. Oddział urazów pozaklęciowych miał to do siebie, że mógł tutaj trafić dosłownie każdy czarodziej - w końcu każdy z nich używał różdżki, nie raz i nie dwa... w nieodpowiedni sposób.
Choć dyżur dotychczas przebiegał spokojnie - to jak na zawołanie, coś zaczęło się dziać. Jedna z asystentek zawołała ich do izby, na którą wpadli ratownicy z dwoma poszkodowanymi. Perpetui nie trzeba było nic mówić - wystarczył rzut okiem, żeby zorientować się w sytuacji. Podbiegła do rannych, od razu zakasując rękawy i wysłuchując szybkiego raportu od ratownika. Srebrna różdżka w moment znalazła się w jej smukłej dłoni, kiedy niewerbalnie zatamowała krwawienie pierwszego - pociętego czarnomagicznym urokiem - pacjenta. Cięcia były czyste - i na pewno nie powstały przez jakiekolwiek magiczne zwierzę.
Na urazy pozaklęciowe, od razu — poleciła, samej chwytając skamieniałą z szoku Emily za ramię i aportując je obie do sali operacyjnej. — Sectumsempra i Artus Versavi - masz niezły chrzest bojowy dziewczyno — mruknęła ponuro, zgrabnymi, oszczędnymi ruchami różdżki przygotowując dwa łóżka operacyjne. — Emily — zwróciła się do uzdrowicielki, a widząc jej nierozumiejący wzrok, cisnęła w nią jeszcze Rennervate. — Emily! Eliksiry! — poleciła jej krótko, widząc, że ta nawet nie dobyła swojej różdżki. — I zawołaj Margot!
Rozdzieliwszy odpowiednio zadania - sama wzięła się do pracy. Musiała przyznać rację ratownikom - to była prawdziwa jatka na Nokturnie i bynajmniej nie była do żadna próba pustynnych Derwiszy. Złotowłosa jednak nie była już na wakacjach - a w pracy, w szpitalu, w bezpiecznym miejscu, gdzie wszystkie niezbędne medykamenty miała pod ręką. Musiała jednak przyznać, że młoda Emily nie stanowiła żadnego wsparcia - myląc eliksir czyszczący z łagodzącym. Złapała się na myśli, że brakowało jej Huxleya - z nim pracowała dosłownie jakby dzielili jeden umysł. Były to jednak tylko strzępki myśli - bo całą swoją uwagę skupiła na pacjentach. Po pierwsze zastosowała swoje własne zaklęcie Analgesia areflexis - zbierając jeszcze dodatkowy wywiad od poszkodowanych i upewniając się co do swoich przypuszczeń. A potem spędziła kolejne trzy godziny w pełnym skupieniu, na snuciu białej, skrzętnej siateczki zaklęć uzdrowicielskich - zasklepiając tkanki, łatając, prostując kości i naprawiając naciągnięte i rozerwane mięśnie. Wszystko po kolei, skrupulatnie, krok po kroku - aż nie zostało jej nic więcej jak tylko zalecenie kuracji eliksirami i rozdzielenie swoich pacjentów do odpowiednich sal.
Cóż, już nie swoich pacjentów - tylko Emily, z którą musiała jeszcze poważnie porozmawiać...

EOT
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Urazy pozaklęciowe - Page 5 QzgSDG8








Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty


PisanieUrazy pozaklęciowe - Page 5 Empty Re: Urazy pozaklęciowe  Urazy pozaklęciowe - Page 5 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Urazy pozaklęciowe

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 6Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Urazy pozaklęciowe - Page 5 JHTDsR7 :: 
londyn
 :: 
szpital sw.munga
 :: 
Pietro 4
-