Aby dostać się na ten peron znajdujący się na wielkim dworcu w północnym Londynie, należy przejść przez barierkę oddzielającą perony. To właśnie z tego peronu odjeżdża pociąg wożący uczniów do Hogwartu. Na peronie zwykle można spotkać różnych czarodziei.
- Taa - mruknęła do Bell gdy szły już korytarzem pociągu. Gdy tylko wyszły z pociągu, dobiegło ich chłodne powietrze. Effie wraz z Bell przepchały się przez tłum uczniów, w końcu było ich całkiem sporo. Eff zaczęła się rozglądać dookoła za swoją matką, która gdzieś tu powinna już na nią czekać.
- O, patrz, tam moja mama stoi! - wskazała Effie w tumie kobietę, o niemal identycznych włosach jak miała. - To ja już pójdę... Poradzisz sobie, prawda? Uściskała siostrę na pożegnanie i tyle jej było.
- Jasne, do zobaczenia - powiedziała do siostry nim ta odeszła i ruszyła ze swoim kufrem w ręku w stronę swojej matki. Przywitała się z nią i na nic nie czekając, chwilę później obie teleportowały się wprost do Dorset.
Na dworcu King Cross, popołudniowymi godzinami odbyła się zbiórka uczniów jadących na wakacje. Do samego końca cel podróży był tajemnicą. Na peronie panował gwar, zupełnie niczym podczas początku, bądź końcu roku szkolnego. Uczniowie pożegnali się z rodzicami, po czym wsiedli do pociągu i odjechali w kierunku południowego wybrzeża Anglii. Po godzinie jazdy, pociąg zatrzymał się na niewielkiej, opuszczonej stacji. W pobliżu był niewielki port, gdzie stał tylko jeden statek. Był sporych rozmiarów o złoto brązowym kolorze. Wyglądał bardzo pokaźnie, a na jego brzegu widniał znak Hogwartu. Uczniowie pod opieką nauczycieli udali się na pokład, niewiele później statek ruszył w rejs po oceanie.
Razem z Gab znalazły się na peronie. Krukona rozejrzała się i ruszyła przed siebie, właściwie nie wiedząc dokąd zmierza. Pociągi ciągle zatrzymywały się i odjeżdżały, robiąc przy tym mnóstwo co tylko utrudniało rudowłosej zastanowienie się i przypomnienie po co w ogóle tutaj przyszły. - Gab! - krzyknęła naglę, uświadamiając sobie obecność dziewczyny. - Co dalej robimy? - spojrzała na nią, oczekując jakiejkolwiek inteligentnej wypowiedzi.
Gdzie one właściwie były? A tak, chyba na peronie. Ale właściwie po co? Tego Krukonka, mimo że na co dzień inteligentna i szybko myśląca, nie wiedziała. No ale tak to widać było z Gab, jak była pijana, o czym mogła się przekonać pierwszy raz w życiu. Jeszcze na dodatek upiły się razem z Bell piekielnie mocną mugolską wódką. Nieważne było, czy to był Bols, Finlandia, czy jeszcze inne tałatajstwo. - Hmm... - zaczęła się zastanawiać, a w jej stanie mogło to trwać wieki. - No dobra, mam pomysł - wykrzyknęła zbyt szybko i zbyt głośno, bo zaraz zaczęła ją boleć głowa. - Do Expreeeeeeessuuuu, a póóóóóźnieeeeej do Hooooooooooooogsmeade - rzekła powoli, zmienionym głosem, przeciągając przy tym samogłoski tak długo, jak się tylko dało.
Stanęła w miejscu i okręciła się dookoła. Na początku chciała to zrobić na jednej nodze ale miała wrażenie, że nie wyjdzie, więc od raz zdecydowała się na dwie. Usiadła na pobliskiej ławeczce, zdjęła mały, zielony plecaczek z ramienia i położyła go sobie na kolanach. - No – przytaknęła Gab. – A... kiedy odjeżdża pociąg? – spytała po dłuższym czasie namysłu. Przecież zawsze jeździła pociągiem rano... kiedy zaczynał się rok szkolny, a teraz na niebie już były gwiazdy! Machinalnie podniosła głowę do góry, jakby chcąc zobaczyć rozświetlone tysiącami punkcików. Jednak nic nie zobaczyła... no tak, przecież były pod dachem! Rozejrzała się po raz kolejny, ale coś nigdzie nie mogła dojrzeć peronu 9 i ¾.
- Eeee... nie wiem? - stwierdziła niepewnie, wzruszając przy tym bardzo powoli ramionami, po czym zaczęła się drapać po głowie. Udało jej się przejść bez uszczerbku i usiąść na ławce obok Bell. - Zobaczymy - próbowała machnąć ręką lekceważąco, jednak wyszedł jej tylko jakiś dziwny ruch ręką.
- No - powiedziała, o tak, bez większego powodu. - W takim razie trzeba będzie zdać się na nasze szczęście. Przekrzywiła głowę i zaczęła znowu rozglądać się, z nadzieją zobaczenia jakiejkolwiek wskazówki. I nagle... zobaczyła ją! Na murku, jakieś dwa kroki od ławki na której siedziały była tabliczka z numerem peronu. - Gab, Gab, paaatrz! - poderwała się i pobiegła do ściany. - To przecież jest dziewięć! - powiodła palcem po cyferce, która ewidentnie była ósemką. - W takim razie, tutaj musi być wejście na peron 9 i 3/4 - oznajmiła.
Gabrielle leniwie odwróciła głowę, która nadal bolała ją jak cholera. W końcu zobaczyła ten napis. Dla nie to nie wyglądało jak dziewięć... raczej jak sześć albo trzy. - Słuchaj, a to jest na pewno dziewiątka? - wybełkotała - dla mnie to jest szóstka.
Spojrzała jeszcze raz na liczbę, żeby się upewnić. Przekrzywiła głowę raz w jedną, raz w drugą stronę. - Na Merlina, Gab! Po prostu przytaknij, że to jest dziewiątka i spróbujemy w tą głupią ścianę wejść, a nie wymyślisz, że to nie wiadomo co jest... - burknęła i znowu usiadła na ławce, przytulając do siebie plecak. - W takim razie ty znajdź wejście na peron... skoro moje ci się nie podoba...
- Aleee Bell, ja nie... ja nie powiedziałam, że... że mi się nie podoba, tylko, że nie... że nie jestem pewna, ale... ale masz rację, to... to jest chyba dzie... dziewiątka - wydusiła z siebie. Głowa ją bolała jeszcze bardziej i jeszcze zaczynało ją mdlić. Wykorzystując resztki inteligencji i zdrowego rozsądku, jakie jej zostały, zaczęła przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu jakiejś reklamówki. Jednak bardzo opornie jej to szło.
- No - powtórzyła to słowa już któryś raz. - Więc wchodzimy i w końcu znajdziemy się w pociągu! Spojrzała na Gabrielle, która nie wyglądała najlepiej. - Ej, ej, tylko tu nie wymiotuj, wiesz jak to będzie obleśnie wyglądało? - spytała, starając się zniżyć głos do szeptu, chociaż nie bardzo jej to wyszło. - Było... było takie zaklęcie. Areocaput - skierowała różdżkę na Krukonkę, ale coś nie podziałało. Westchnęła ze zrezygnowaniem, nie była w najlepszym stanie do używania magii. Wzięła Gab pod ramię i stanęła dokładnie przed ścianą. - Wchodzimy - zarządziła i ruszyła dość szybkim tempem w stronę murka pod tabliczką z numerem osiem.
- Dobra, dobra, postaram się nie rzygać - mruknęła niezadowolona sama z siebie. Po co ona piła ten alkohol? Nie dość, że człowieka boli po nim głowa, to jeszcze rzygać się chce. Normalnie żyć, nie umierać. Szła, próbując nadążyć za Bell. Już była przed ścianą i myślała, że zaraz znajdzie się na peronie 9 i 3/4, gdy nagle walnęła głową prosto w mur. - Cholera jasna! - syknęła. No tak, jeszcze sobie guza pewnie nabija.
Jednocześnie z Gab, walnęła w mur, tak, że... no, na pewno na jej głowie pozostanie niemały ślad. Padła na posadzkę i obrażona oparła się plecami o ścianę. Jak to tak mogło być, że nie dawały rady dostać się na peron?! - Ej... - zwróciła się szeptem do Gab. - A może to jest tak jak kiedyś było z Harrym Potterem? - Podniosła się do klęczek, odwróciła przodem gdzie, jak myślała, znajdywało się wejście na peron i dotknęła ściany. - Ktoś pewnie to zaczarował i pewnie dlatego nie możemy się tam dostać - powiedziała, pewna swoich przekonań.
Siła tego uderzenia była tak wielka, że nogi się pod nią ugięły i upadła z łoskotem na posadzkę. Przez dobrą chwilę nie orientowała się, co się wokół niej dzieje. Wszelkie słowa wypowiadane przez Bell docierały do niej jakby przytłumione. - Tak, tak, to pewnie to - przytaknęła dla świętego spokoju. Wstała powoli z podłogi i usiadła na tej samej ławeczce, co kiedyś.
Powlekła się na czworaka do ławeczki u usiadła obok Krukonki. - I co? - mruknęła ze zrezygnowaniem. Były uwięzione na mugolskim peronie! Miały prosić kogoś o pomoc... czy co? Bo przecież do pociągu inaczej się nie dostaną. Rozłożyła się na ponad połowie ławki, tej, która nie była już zajęta przez Gab. Ręce rozłożyła na boki i zamknęła oczy. Pomyślała, że jak uśnie to może przyśni jej się co zrobić. Albo ktoś się nad nimi ulituje i pomoże, o.
Zsunęła się z ławki na podłogę, nie robiąc przy tym, o dziwo, zbyt dużo hałasu. - I nic - mruknęła. Była zbyt zmęczona, by gdziekolwiek się ruszyć. I co z tego, że mieszkała w Londynie. Nie mogła się przecież pokazać w domu w takim stanie.
- Gab? - przekręciła się na ławce, tak, że leżała na brzuchu, przodem do dziewczyny. A może pojedziemy do mnie... mama powinna spać. Chyba. To niedaleko. Nagle ją olśniło. Dlaczego nie wpadła na ten świetny pomysł wcześniej? - Wezwiemy Błędnego Rycerza i pojedziemy gdzie tylko będziemy chciały! - krzyknęła, że nielicznie ludzie, którzy kręcili się na peronie od razu na nią spojrzeli, i to niezbyt przychylnym wzrokiem.
- Bell? - mruknęła, odwracając przy tym głowę w stronę towarzyszki. - Tak, wezwiemy, ale nie tu. I proszę cię, nie krzycz - jęknęła. I tak już czuła, jakby rozsadzano jej czaszkę, a po tym krzyku Bell te uczucie jeszcze bardziej się wzmogło.
Natychmiast się zamkneła. To rzeczywiście było głupie, nie tylko ze względu na to, że Gab bolała głowa. - To chodź - mruknęła i wstała. Z pod ławki wyjęła swój plecaczek, który jakimś dziwnym trafem znalazł się tam, czyżby potrafił chodzić? Dziwne myśli naszłyby pewnie Bell, ale teraz nie miała siły ani ochoty się nad tym zastanawiać. Zresztą czy to ważne co zrobił plecak? No właśnie, ani trochę. - Wyjście... jest chyba tam - wskazała gdzie tam przed siebie. Sama nie była pewna w którym kierunku, ale ruszyła przed siebie nie oglądając się nawet czy Gab za nią idzie.
Podźwignęła się z podłogi, przytrzymując się ławki, na której jakiś czas temu wcześniej siedziała. - Idę - mruknęła i podążyła za Bell. Gabrielle nie była pewna, czy tak aby na pewno jest wyjście, jednak teraz po prostu szła aby iść. Z trudem utrzymywała się na nogach.
Gdy w końcu udało im się wyjść z peronu, stanęła tuż przy ulicy i machnęła różdżką, mając nadzieję, że Błędny Rycerz od razu się zjawi. I rzeczywiście, nim zdążyła chociażby pomyśleć coś... sensownego?, magiczny środek transportu stał przed Krukonkami, a ze środka wychodził konduktor, zaczynający już swoją przemowę. Bell nie bardzo miała ochotę go słuchać, więc po prostu tego nie robiła. Po kilku minutach wsiadły w końcu do autobusu i zajęły w miarę wygodne miejsca.
Podróż dłużyła im się niesamowicie. Na szczęście większość podróżnych spała, więc nikt im się nie naprzykrzał. Oprócz konduktora, który próbował zabawiać dziewczyny swoimi sprośnymi żartami, jednak Gabrielle udało się namówić go, żeby przestał. Niezbyt miłym tonem. Wreszcie po jakimś czasie Rycerz zatrzymał się i dziewczyny wysiadły z pojazdu.
Ashlein aportowała się.No to ona zaraz pojedzie a ja znów zostanę sama ze sobą.Uśmiechnęła się pod nosem. Taak.Nagle usłyszała za sobą kroki.Ciche. Tak to pewnie ona. Odwróciła się i miała rację to była jej młodsza siostra. Wyglądała.Hm... Jak typowa nastolatka.